The Most 3 - Julia Rejent - ebook + audiobook + książka

The Most 3 ebook i audiobook

Julia Rejent

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kontynuacja historii Annabelle i Nathana!

„Nie mogłam dłużej o nim myśleć. 

O tym, co robiliśmy i jak szczęśliwi kiedyś byliśmy. 

Nie potrafiłam wspominać każdej przeżytej z nim chwili”.

Na urodzinach Liama Annabelle widzi scenę, która łamie jej serce – Nathana całującego się z inną dziewczyną. Całkowicie zdruzgotana, nawet nie próbując czegokolwiek z nim wyjaśnić, wraca do domu. Dla niej to koniec ich związku. 

Podczas dwutygodniowej przerwy od szkoły Annabelle kompletnie odcina się od znajomych i wszystkiego, co przypomina jej o Nathanie. Jej serce jest całkowicie złamane, a najgorsze staje się uczucie zazdrości. Co takiego ma tamta dziewczyna, czego brak jej samej? 

Jednak wkrótce znów zacznie się szkoła i spotkanie z Nathanem stanie się nieuniknione. Czy Annabelle spojrzy mu w oczy? Czy on tego zechce? 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                   Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 421

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 10 min

Lektor: Małgorzata Klara
Oceny
4,0 (103 oceny)
44
32
14
12
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnitaPietek

Z braku laku…

Oczekiwałam, że będzie to finał tej serii. Powinny być informacje na temat tego z ilu części się składa seria. Obecnie te wszystkie części mogły by się pomieścić w jednej obszerniejszej książce bo bardzo dużo tutaj opisu bezsensownych scen. Myślę, że obyłoby się bez opisu tego kto akurat brał prysznic albo ile posłodził herbatę. Ana i Nat kręcą się wokół siebie i trochę irytuje to, że raz to ona chce a on nie chce a raz na odwrót. Jak dla mnie za dużo śmierci i dramatów. Wyczekiwałam tej części bo poprzednie czytałam jedną za drugą i byłam ciekawa dalszych losów. Takie długie przerwy między wydaniem części nie wpływają korzystnie. Zapewne sięgnę po kolejną, bo jestem ciekawa jak się potoczy ta historia ale obawiam się, że znów będzie kręcenie się wokół siebie.
KarolinaKucinska

Z braku laku…

Jakie to jest durne. Nie pamiętam abym się tak frustrowała przy książce jak ta. Nie potrzebna mi wiedza jakiej marki ma buty czy jak dokładnie się umalowała. Epilog był beznadziejny. Można by pomyśleć że jak na trzecią książkę debiutu będzie lepiej, to nie. I chyba autorka nie była w stanach bo wiele zachować bohaterów bardziej pasowała do standardów europejskich niż amerykańskich.
20
Marta100884

Dobrze spędzony czas

Tak naprawdę to myślę że bez tych opisów w co ubierają się bohaterowie itp seria mogłaby skończyć się na trylogii, a tymczasem koniec tej książki sprawia że będę czekać na mam nadzieję, ostatnią część.
00
xxbettyyy

Całkiem niezła

sluchalam tylko dlatego ze nie lubie miec niedokończonych serii, pomijając fakt że niezbyt pamiętałam co się działo poprzednio, ale czemu te książki sie kończą nagle jakimś plot twistem z dupy
00
Ol4_kam

Całkiem niezła

były by dwie gwiazdy gdyby nie zakończenie. Nie wiem czy sięgnę po następna część.
00

Popularność




Copyright ©

Julia Rejent

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Sandra Pętecka

Korekta:

Katarzyna Chybińska

Joanna Boguszewska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-410-5

Rozdział 1

Ból.

Ból był nieustanną częścią życia człowieka. Dzielił się na ten fizyczny i psychiczny. I w zależności od różnych opinii, raczej przyjęło się, że ten drugi był o wiele gorszy od pierwszego. I ja również tak uważałam.

Ból psychiczny wyniszczał. Powoli i stopniowo. Dusił swoimi obłapiającymi z każdej strony rękami, pozostawiając bez oddechu. Rozdzierał duszę na pół, powodując, że chciało się jedynie zniknąć, by go tylko nie czuć. Pozbawiał wszystkiego, co najlepsze – radości z życia – i zostawiał z niczym.

Dlatego właśnie ludzie, którzy cierpią, szukają od niego szybkiej i łatwej ucieczki – a właściwie szukają rozproszenia i zapomnienia. Każdy na indywidualnie różny sposób. Jedni popadają w alkoholizm, inni zaczynają ćpać, a jeszcze kolejni zatracają się w swoich codziennych sprawach i zajęciach do tego stopnia, że przez cały dzień nie pamiętają o tym, że ich dusza coraz bardziej gnije z bólu z każdą kolejną sekundą.

Idealnym tego przykładem, byli moi rodzice. I ja.

Po śmierci Emily mama i tata popadli w wir pracy i całkowicie odcięli się od normalnego życia. Dzięki temu, że w ciągu dnia zajmowali się firmą i codziennymi obowiązkami, nie mieli czasu, aby myśleć o tym, że jedna z ich córek popełniła samobójstwo. Stłumili w sobie to cierpienie, w każdej chwili starając się o nim zapomnieć.

Ja, kiedy Emily zmarła, byłam jeszcze dzieckiem, więc przeżywałam to wszystko na trochę inny, swój własny sposób. Dużo rzeczy jeszcze wtedy nie rozumiałam, ale mimo wszystko strata siostry też była dla mnie bardzo trudna. Pamiętałam, że niedługo po jej pogrzebie kompletnie się w sobie zamknęłam. Nie chciałam za bardzo jeść, ciągle płakałam, bo strasznie za nią tęskniłam, a nocami non stop miałam koszmary. Na terapii, na którą zapisali mnie rodzice, ciężko było cokolwiek ze mnie wydusić. Leki, które przepisał mi mój psychiatra, powodowały tylko, że ciągle czułam się zmęczona i osowiała, co sprawiło, że po jakimś czasie straciłam wszystkich znajomych ze szkoły i w efekcie końcowym zostałam zupełnie sama. Dopiero gdy Marcus przemienił nasze zajęcia artystyczne w sesje terapeutyczne, powoli zaczęłam zbierać się do kupy. Jednak już wtedy doskonale zdawałam sobie sprawę, że nigdy całkowicie nie pozbędę się z siebie cierpienia.

Bo ból nie dawał o sobie zapomnieć.

To tak nie działało. Nie dało się zapomnieć o bólu. I byłam pewna, że moi rodzice też o tym wiedzieli. Bo on nadal, gdzieś głęboko w środku, w nas siedział. W ciągu dnia zbyt zajęci rutyną i codziennością mogliśmy o nim nie pamiętać, lecz w nocy, gdy tylko całkowicie bezbronni kładliśmy się do łóżka, i zostawaliśmy sami ze sobą i swoimi myślami, on powracał do nas ze zdwojoną siłą, ukazując wtedy swoje najgorsze oblicze.

Ale jeśli tylko miałam okazję choć na moment o nim nie pamiętać, korzystałam z niej, jak tylko mogłam. Teraz moją uwagę skutecznie odwracały od niego niemal palące ogniem płuca, kiedy biegłam przed siebie ile sił w nogach. Zatrzymałam się w miejscu, dopiero gdy już rzeczywiście ledwo łapałam oddech. Wtedy pochyliłam się do przodu, oparłam ręce na nieco zgiętych nogach i przełknęłam ciężko ślinę. Cała byłam mokra i szumiało mi w uszach od włożonego w poranny jogging wysiłku, ale się tym nie przejmowałam. Lubiłam ten stan – stan, w którym moje ciało było tak wymęczone, że nie skupiałam się na niczym innym oprócz zmęczenia.

Kiedy już trochę uspokoiłam swój oddech oraz nieco odpoczęłam, wyprostowałam się, przetarłam dłonią spocone czoło i rozejrzałam się po okolicy. Nie była mi ona zbyt znajoma, co znaczyło, że musiałam odbiec daleko od domu. Aby się o tym przekonać, spojrzałam na swojego smartwatcha, który wskazywał dziesiątą dwadzieścia oraz to, że przebiegłam ponad pięć mil.

Cholera.

Spóźnię się.

Ale może to i dobrze.

Wzięłam głęboki wdech, a następnie ruszyłam szybkim truchtem w drogę powrotną. Po niespełna trzydziestu minutach byłam już w domu. Tam zdjęłam tylko w wejściu swoje buty do biegania, po czym od razu skierowałam się w stronę schodów. Niestety oczywiście ktoś mi musiał w tym przeszkodzić.

– Panna niezależna raczyła w końcu wrócić do domu – sarknęła skrzekliwym głosem Rebecca, która wyłoniła się z salonu.

Westchnęłam pod nosem, nie komentując jej słów, zatrzymałam się w miejscu i mimowolnie na nią zerknęłam. Widok jej ulizanych w nienagannego koka włosów, wąskich ust pomalowanych krwiście czerwoną szminką oraz niebezpiecznie błyszczących, czarnych jak smoła oczu, przyprawił mnie tylko o nieprzyjemne dreszcze, dlatego szybko odwróciłam wzrok gdzieś na bok.

– W tej chwili idź się szykować – zarządziła swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Nie możesz się przecież spóźnić na swoją terapię dla świrów – zakpiła z krzywym uśmiechem.

Chyba w ten sposób chciała mnie jakoś zaczepić, aby wdać się ze mną w jakąś kłótnię, ponieważ jak wiadomo Rebecca uwielbiała się ze mną sprzeczać, ale raczej podejrzewała, że niezbyt jej się to udało. Jej słowa mnie nie ruszyły. Może kiedyś bym się nimi przejęła, może kiedyś bym jej nawet coś odpyskowała, ale teraz... Teraz obojętne było mi to, co o mnie sądziła i co do mnie mówiła.

Właściwie to wszystko było mi już obojętne.

Moja opiekunka, widząc brak reakcji z mojej strony na jej słowa, zwęziła złowrogo oczy i przybrała surowy wyraz twarzy. Ewidentnie nie podobało się jej to, że podchodziłam bez emocji do jej dziecinnego zachowania.

– Na co czekasz? – syknęła. – Rusz się.

Nie trzeba mi było powtarzać dwa razy. Ruszyłam przed siebie i weszłam po schodach na górę, zostawiając wpienioną Rebeccę za sobą. Gdy znalazłam się w swoim pokoju, rozpuściłam spięte w kucyka włosy i skierowałam się do garderoby, w której wybrałam pierwsze lepsze ubrania na dziś, którymi okazały się czarne, obcisłe jeansy i tego samego koloru markowa bluza. Z przygotowanymi rzeczami poszłam do łazienki, a w niej zdjęłam z siebie ciemne legginsy, luźną koszulkę oraz sportową bieliznę i od razu weszłam pod prysznic.

Kiedy ciepła woda spływała po moim brudnym ciele, nic nie mogłam poradzić na wspomnienie pewnej nocy, które wdarło się do mojej głowy i wdzierało się do niej za każdym razem, kiedy tylko stałam pod prysznicem.

Jego ciepłe dłonie na moim ciele. Każde delikatne muśnięcie mojej skóry… Krótkie pocałunki i małe wygłupy… Piana w oczach… Bezpieczeństwo…

Otworzyłam przymknięte powieki, gdy tylko poczułam nieprzyjemny ucisk w sercu. Nie chciałam go czuć. Nie chciałam nic czuć. Nie chciałam w ogóle o tym pamiętać.

Szybko spłukałam pianę z całego swojego ciała, kręcąc głową na swoją bezmyślność, a następnie wyszłam spod prysznica i w ekspresowym tempie wytarłam się ręcznikiem. Później włożyłam przygotowane ubrania, wysuszyłam włosy i kiedy już byłam całkowicie gotowa, zgarnęłam z szafki nocnej telefon, po czym zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie popijający przy wyspie kuchennej kawę Chris.

– O, dobrze, że już jesteś, bo właśnie miałem zamiar po ciebie iść. Zostało nam mało czasu – powiedział, gdy tylko zauważył, że weszłam do kuchni.

Podeszłam do blatu, a następnie wyjęłam z szafki czystą szklankę i nalałam do niej wody z dzbanka, który stał nieopodal. Od razu wypiłam całą jej zawartość, nie odpowiadając mężczyźnie. Ostatnimi dniami w ogóle mało się do kogokolwiek odzywałam, ale to też mi nie przeszkadzało.

Mężczyzna, widząc brak reakcji na jego słowa, zadał kolejne pytanie:

– Jadłaś coś dzisiaj?

– Mhm – mruknęłam niechętnie, stojąc do niego tyłem i wpatrując się pusto w dzbanek z wodą.

– Kiedy i co takiego niby jadłaś? – dopytywał ciekawsko.

– Rano, kanapki – skłamałam.

– Mam spytać kucharki, by to sprawdzić?

Zacisnęłam szczęki, czując w środku lekką irytację. Wiedziałam, że on się tylko o mnie martwił, ale nie potrzebowałam jego troski. Potrafiłam sama o siebie zadbać.

– Ana… – Westchnął głośno, kiedy znów nie uzyskał ode mnie odpowiedzi.

– Chris, nie jestem głodna – burknęłam, odwracając się do niego przodem. – Możemy już jechać? Chcę to mieć za sobą.

– Musisz coś jeść – oznajmił, wstając z miejsca. Z jego twarzy od razu mogłam wyczytać zmartwienie w czystej postaci, przez które w środku poczułam wyrzuty sumienia. A żeby ich nie czuć, odwróciłam od niego wzrok. – Nie możesz się tak wyniszczać.

– Nie wyniszczam się – zaprzeczyłam ostro. Może trochę zbyt ostro. Wiedziałam jednak, że Chris, mimo pewności w moim głosie, i tak mi nie uwierzył. – Po prostu nie mam rano apetytu. Ale jem. Nie głodzę się.

– Weź sobie coś do przekąszenia na drogę, okej? – poprosił łagodnie. – Nie chcę, żebyś mi później w samochodzie zemdlała czy coś – zażartował.

Ponownie na niego spojrzałam, siląc się na marny uśmiech, który mu posłałam, choć wiedziałam, że raczej wyszedł z niego brzydki grymas. Chris jednak tego nie skomentował, a ja nie czekając, ruszyłam do drzwi frontowych, po drodze zgarniając ze stojącego na wyspie kuchennej koszyka z owocami jabłko, aby mężczyzna się więcej nie czepiał.

Kiedy uporałam się z włożeniem butów, wyszłam na zewnątrz i od razu wsiadłam do zaparkowanego przed domem samochodu na miejsce pasażera. Chwilę później obok mnie pojawił się Chris, który szybko odpalił auto i sprawnie wyjechał nim z podjazdu.

Przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Samochód wypełniały jedynie grające w radiu piosenki. Każde z nas zagłębiło się w swoich myślach, postanawiając nie wyjawiać ich tej drugiej osobie.

Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Kiedy Anderson zaparkował samochód przed ośrodkiem, przełknęłam ślinę. Przez chwilę pusto wpatrywałam się w duży, niebieski napis na budynku, szukając motywacji, aby wysiąść z auta i do niego wejść. Nie widziałam sensu w tym, aby marnować półtorej godziny z życia na bezsensowną gadkę z obcą kobietą o tym, co działo się w mojej głowie, dlatego w ogóle nie chciałam tam wchodzić, ale wiedziałam, że musiałam.

Bo przecież wszystko było ze mną w porządku. Wszystko było okej.

– Wiem, że nie chcesz tam iść, młoda – odezwał się cicho Chris.

Po chwili poczułam na swojej spoconej, zaciśniętej w pięść dłoni ciepły uścisk jego ręki, ale mimo to na niego nie spojrzałam, a dalej tępo wpatrywałam się w budynek przed sobą.

– W końcu nigdy nie lubiłaś otwierać się przed ludźmi, a teraz musisz rozmawiać z jakąś obcą kobietą o swoich problemach. Ale może… Daj jej szansę, co? Daj temu szansę – mruknął, podkreślając przedostatnie słowo. – Może ta terapia rzeczywiście coś zdziała i dzięki niej będzie ci lepiej?

– Może – parsknęłam gorzko, wysuwając dłoń z uścisku mężczyzny. Wiedziałam, że takim opryskliwym zachowaniem go raniłam, ale nie potrafiłam się od tego powstrzymać. – Chris, wiesz dobrze, że robię to tylko dlatego, że muszę. W innym przypadku w ogóle by mnie tu nie było.

– Ana, przyjęcie od kogoś pomocy wcale nie jest żadnym wstydem ani oznaką słabości. Wręcz przeciwnie. Wtedy pokazujesz swoją dojrzałość oraz chęć do dalszego rozwoju. Bo, wiesz, łatwo jest się w życiu poddać, ale czy zdajesz sobie sprawę, jak trudno jest wziąć się w garść i o siebie zawalczyć? To dopiero jest nie lada wyzwanie.

W ciszy przetrawiłam słowa Chrisa. Gdzieś w środku czułam, że miał rację. Nie skomentowałam ich jednak, a po chwili zwyczajnie wysiadłam z auta, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę wejścia do ośrodka. Chris, nie czekając na zaproszenie, ruszył w moje ślady. Kiedy znalazłam się w budynku, przeszłam razem z mężczyzną przez kilka – niestety znanych mi już – korytarzy, by w końcu dotrzeć do gabinetu pani Lauren Scott – jednej z najlepszych psycholożek w całym stanie.

Zanim weszłam do środka, wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. Słysząc stłumione „proszę”, przybrałam na twarz chłodną obojętność towarzyszącą mi na co dzień, po czym nacisnęłam klamkę, otworzyłam drewnianą płytę, przeszłam przez próg pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi, zostawiając mojego ochroniarza samego.

Pomieszczenie nie zmieniło się, odkąd widziałam je ostatnim razem. Jasne ściany, mnóstwo wypełnionych książkami regałów i różnych roślin dodawało mu przestrzenności, a dzięki sporej, granatowej kanapie oraz tego samego koloru fotelach, małym, drewnianym stoliku kawowym i wielu nowoczesnym dodatkom można było się poczuć w nim komfortowo.

– Dzień dobry – powiedziałam nienaturalnie zachrypniętym tonem, przez co odchrząknęłam.

– Dzień dobry, Annabelle. – Moja terapeutka siedząca za mahoniowym biurkiem przywitała mnie ciepłym uśmiechem. – Usiądź, proszę. – Wskazała gestem dłoni na sofę i w tym samym czasie podniosła się zza biurka.

Wypełniłam jej polecenie i umiejscowiłam się w rogu kanapy, opierając plecy o jej tył, i uważnie śledząc wzrokiem poczynania kobiety. Pani Lauren zajęła miejsce na pobliskim fotelu, trzymając w rękach swój tablet, na którym podczas terapii ciągle coś zapisywała, po czym spojrzała na mnie ciepło.

Kobieta była grubo po trzydziestce, jednak wyglądała sporo młodziej. Jej gładka, jasna twarz przyozdobiona schludnie wykonanym, lekkim makijażem nie była pokryta ani jedną zmarszczką, a dzięki z pewnością regularnym wizytom u fryzjera jej krótkie blond włosy prezentowały się nadzwyczaj zdrowo. Dodatkowo Lauren ubierała się dość modnie i nowocześnie, co też odejmowało jej lat. Tego dnia miała na sobie granatowe, obcisłe jeansy z efektem sprania oraz jasnoniebieską, oversizową koszulę, której jedną część włożyła za brzeg spodni. Złota biżuteria ozdabiająca jej dekolt oraz ręce tylko dopełniała obraz stylowej kobiety z klasą.

– Jak się dziś czujesz? – spytała.

Wzruszyłam od niechcenia ramionami, przenosząc wzrok na jakiś wiszący na przeciwległej ścianie, abstrakcyjny obraz. Wydawał mi się teraz nadzwyczaj ciekawy.

– Jak ci minęło kilka ostatnich dni? Co robiłaś w tym czasie? – dociekała, nie zniechęcając się moim milczeniem.

Znów jej nie odpowiedziałam.

Może zachowywałam się w ten sposób dość infantylnie i głupio, kiedy tak zamykałam się w sobie i do nikogo się przez większość czasu nie odzywałam, ale tak mi było lepiej. Łatwiej. Wygodniej. Dzięki temu nie musiałam nikomu tłumaczyć, co działo się w mojej głowie i w moim sercu, a przysiąc bym mogła, że panował tam istny huragan.

Przez jakiś czas panowało między nami milczenie. W pomieszczeniu można było usłyszeć tylko stopniowe tykanie zegara i stłumiony hałas przejeżdżających obok budynku aut.

W pewnym momencie tak bardzo zagłębiłam się w swoich myślach, że kompletnie odcięłam się od rzeczywistości. Dopiero po kilkunastu minutach do świata żywych przywróciło mnie głośne westchnienie psycholożki, przez co mimowolnie przeniosłam na nią swój wzrok.

– Annabelle… – zaczęła przyjemnym głosem, odważnie odwzajemniając moje spojrzenie – To twoja czwarta sesja, na której w ogóle się nie odzywasz. Mimo to chcę, abyś pamiętała, że ten pokój to bezpieczna przestrzeń. Możesz się tu śmiać, możesz płakać, możesz nawet milczeć, jeśli tego właśnie chcesz, ale możesz też ze mną porozmawiać.

Po raz kolejny podczas mojej terapii zignorowałam jej wypowiedź.

– Wiesz, dlaczego w ogóle tu jesteś?

– Bo moi rodzice boją się, że zabiję się tak jak moja siostra i nie będą mieli na kogo przepisać firmy – parsknęłam gorzko.

– A dlaczego uważają, że miałabyś zrobić to, co twoja siostra? – dociekała, sprytnie łapiąc mnie za język.

– Bo jej chłopak z nią zerwał – odparłam z oczywistością w głosie. Byłam pewna, że o tym wiedziała. W końcu rodzice, gdy mnie tu zapisywali, musieli podać jakiś powód i mniej więcej objaśnić sytuację, w jakiej znalazła się moja rodzina.

– Czy z tobą także zerwał chłopak?

– Nie – zaprzeczyłam, czując narastającą w środku niepewność. Cholera, tak bardzo starałam się o tym nie myśleć. Tak bardzo nie chciałam myśleć o nim… – To ja z nim zerwałam. Tak jakby – dodałam niechętnie.

– Jak to się stało? – spytała, notując coś w swoim tablecie.

– Zobaczyłam go z inną dziewczyną na urodzinach przyjaciela – wyznałam, bawiąc się palcami u rąk. Powoli zaczynałam się denerwować.

– Zdradził cię? – Pani Lauren spojrzała na mnie uważnie.

– Jeśli najpierw wmawianie mi, że mnie kocha, a później wejście na salę, trzymając za rękę dziewczynę, z którą później całował się na moich oczach, można nazwać zdradą, to tak, zdradził mnie – przyznałam.

Nie wiedziałam, co natchnęło mnie do tego, aby jednak otworzyć się przed kobietą i opowiedzieć jej o tych wszystkich rzeczach. Na poprzednich spotkaniach tego nie robiłam, bo najzwyczajniej w świecie nie chciałam. Mało tego, ja nie tylko nie chciałam o nim mówić, ale przede wszystkim nie chciałam o nim myśleć. Pragnęłam zapomnieć. O nim i o wszystkim co z nim związane. Żeby tak nie bolało… A teraz… Nie wiem… To tak jakby pani Lauren miała jakąś tajną moc przyciągania do siebie ludzi i wyciągania z nich ich największych tajemnic.

– Jak się wtedy czułaś? – zadała kolejne pytanie.

Zacisnęłam palce w pięści i sięgnęłam pamięcią do momentu, w którym moje życie ponownie się posypało. Wtedy wspomnienia zaczęły wracać do mnie jak bumerang i niestety wszystkie emocje, które mi wtedy towarzyszyły, również. Na początku chciałam je od siebie odepchnąć, lecz psycholożka zauważając moje próby, powiedziała:

– Nie uciekaj przed uczuciami, Ana. Nie walcz z tym.

A ja, głupia, naiwna ja, jej posłuchałam, i to wszystko do siebie dopuściłam.

Pokręciłam głową, aby upewnić się, że nie śnił mi się jakiś koszmar, jednak po chwili zrozumiałam, że to, na co patrzyłam, działo się naprawdę.

Nathan naprawdę obejmował Victorię w talii, jakby to ona była jego dziewczyną, a nie ja. I naprawdę ją wcześniej całował.

Boże…

Niedobrze mi.

– Co jest, kurwa?! – Usłyszałam krzyk wściekłego Liama. – Nathan, co ty odpierdalasz?!

Dopiero po chwili zorientowałam się, że na sali było przeraźliwie cicho. Muzyka już nie grała, a ludzie się nie bawili. Czemu…?

Liam podszedł do Nathana szybkim krokiem, a następnie bez zastanowienia popchnął przyjaciela, przez co ten oderwał się od Vicky, która z krzywym uśmiechem na ustach oglądała całe to przedstawienie. Stojąca obok mnie Kathe, widząc to, nie mogła powstrzymać się od krótkiego pisku. Zasłoniła sobie usta dłońmi. Była zszokowana zachowaniem swojego chłopaka, który wyzywał i w dalszym ciągu popychał jednego ze swoich najlepszych kumpli.

Lecz ja nie zwróciłam na to uwagi. Nie zwracałam uwagi na nikogo innego tylko na tego pięknego, bursztynowookiego chłopca, który teraz wydawał mi się mniej znajomy niż kiedykolwiek.

Nathan obojętnie reagował na zaczepki Liama i po prostu pozwalał mu na to wszystko. Wyglądał tak… Chłodno. Pusto. Jak nie on. Nie jak mój Nathan.

Nie wiedziałam, co sprowokowało mnie do tego, aby do niego podejść. Ledwo z tych emocji trzymałam się na nogach, ale potrzeba skonfrontowania się z nim twarzą w twarz była silniejsza ode mnie.

– Nie rozumiem – powiedziałam cicho, jednak wiedziałam, że Nathan to usłyszał. – Dlaczego… – zaczęłam, lecz przez natłok myśli w głowie, nie dokończyłam pytania.

Jego oczy, którymi wpatrywał się we mnie nieprzerwanie, były zaszklone. Tylko dzięki nim mogłam zauważyć, że nie podszedł do tego obojętnie.

– Przepraszam – odparł niemal bezgłośnie.

Ze łzami w oczach pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w niedorzeczność tej całej sytuacji; nie chciałam w nią wierzyć. Pragnęłam, aby to wszystko okazało się jedynie kolejnym z moich przeklętych koszmarów. Jednak sekundy mijały, a ja się nie wybudzałam. I z każdą chwilą, kiedy Nathan stał przede mną i patrzył na mnie pustym, chłodnym wzrokiem, docierało do mnie, że mój chłopak mnie naprawdę zdradził. Żal, który czułam w środku, przeradzał się w coraz większą wściekłość.

W końcu nie wytrzymałam.

– Nienawidzę cię – syknęłam z żalem. – Tak kurewsko mocno cię nienawidzę.

A następnie wyminęłam go, zgarnęłam swoją torebkę z boksu, w którym ją zostawiłam, i wyszłam z sali, nie zwracając uwagi na nikogo innego.

– Jak się wtedy czułaś? – spytała ponownie pani Lauren, wyrywając mnie w ten sposób z zamyślenia.

Przełknęłam z trudem gulę, która utworzyła się w moim gardle, i odetchnęłam głęboko.

– Jakby mi się to wszystko śniło. Jakby to, co widziałam, nie było prawdziwe – odparłam drżącym głosem. – W pierwszej chwili mnie po prostu zatkało, bo nie sądziłam, że po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy, on nie powie mi nic więcej, oprócz głupiego „przepraszam” – prychnęłam gorzko. – Ale ten szok nie potrwał długo. Później niemal od razu poczułam nieopisaną złość.

– Na kogo?

– Na niego oczywiście. Ale też w jakimś stopniu na siebie. Jego przeklinałam za to, że pozwolił mi się w sobie zakochać, a siebie za to, że byłam tak głupia i naiwna, by to zrobić. Bo w końcu i tak finalnie tylko przez to cierpię.

– Jak wyładowałaś tę złość?

– Na początku po prostu wyszłam z imprezy. A właściwie praktycznie z niej wybiegłam. Później, gdy wróciłam taksówką do domu i byłam już w swoim pokoju… – Urwałam, zastanawiając się, czy powiedzenie tego, co wydarzyło się po moim powrocie, było dobrym pomysłem, lecz po krótkim namyśle, zdecydowałam również z tego się zwierzyć. W końcu Lauren była tu po to, by mi pomóc, a nie aby mnie oceniać. – Ja… Wpadłam w szał. Płakałam i krzyczałam, że go nienawidzę. Że nie chcę go znać za to, jak mnie skrzywdził i że dla mnie już nie istnieje, a za moment na kolanach modliłam się, by do mnie wrócił, bo tak bardzo go kocham. To wszystko usłyszał mój ochroniarz, Chris, który wszedł chwilę później do środka, ponieważ myślał, że coś mi się stało. Kiedy chciał mnie pocieszyć i mnie przytulić, zaczęłam go bić i jeszcze bardziej płakać. Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu minutach. W ciągu tego czasu Chris nie puścił mnie nawet na moment i cały czas delikatnie głaskał mnie po głowie.

– Gdzie byli wtedy twoi rodzice?

– W domu – odparłam, jak gdyby nigdy nic.

– I nie przyszli sprawdzić, co się z tobą dzieje? Czy może nie słyszeli twojego wybuchu?

– Przyszli, jednak chyba nie wiedzieli, jak się zachować i jak mi pomóc, ponieważ cały czas stali w miejscu i patrzyli, jak według nich obcy dla mnie mężczyzna daje mi więcej komfortu niż oni przez ostatnie pięć lat.

– Dlaczego?

Poprawiłam się na kanapie i westchnęłam głośno, w duchu ciesząc się ze zmiany tematu. Rana po Nathanie była dla mnie nadal dość świeża, i w dodatku bardzo głęboka, aby ją dotykać, dlatego z dwojga złego rozmowa o moich sprawach rodzinnych trochę bardziej mi odpowiadała.

– Rodzice od śmierci mojej siostry zamknęli się w swojej szklanej bańce, która była w stanie pomieścić ich i ich pracę. Miejsca dla mnie już niestety nie starczyło.

– Przestali się tobą interesować?

– Dokładnie. – Skinęłam głową.

– Możesz to rozwinąć? – dopytywała.

– Nie ma tu co rozwijać. Po prostu ich nie obchodziłam. Byłam dla nich zbyt dużym problemem po takiej tragedii, jakiej doświadczyli, dlatego wynajęli mi opiekunkę, która sprawuje nade mną opiekę do dziś. To do niej od trzynastego roku życia muszę się zwracać ze wszystkimi moimi sprawami i prośbami. Przez to, że rodzice po śmieci Emily załatwili mi domowe nauczanie, Rebecca, w sensie moja opiekunka, mogła mieć nade mną nadzór przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dopiero od niedawna zaczęłam uczęszczać do liceum.

– Jakie masz z nią relacje?

Nie mogąc się powstrzymać, parsknęłam pod nosem.

– Złe.

– To znaczy?

– Delikatnie mówiąc, nie lubimy się.

– Dlaczego?

Westchnęłam głośno i odpowiedziałam mojej terapeutce o Rebecce oraz o mojej relacji z tą kobietą. Pani Lauren przez kilkanaście długich minut uważnie mnie słuchała. Przerywała mi jedynie wtedy, kiedy chciała o coś zapytać, przez co rozmowa ciągle kręciła się wokół Rebekki. Mogłam dostrzec, że z każdą chwilą była coraz bardziej zaskoczona moją opowieścią. I szczerze? Nie ma się jej co dziwić – też byłabym nieźle zdziwiona, gdybym usłyszała od obcej osoby tak pokręconą życiową historię.

Dzięki temu, że dziś trochę bardziej otwarcie podeszłam do mojej terapii, minęła mi ona w bardzo szybkim tempie. Zanim się zorientowałam, zostało tylko pięć minut do końca. Pani Lauren, zauważając to, westchnęła głośno i pomasowała się ręką po czole.

– Annabelle… Chciałabym… Muszę… – zaczęła nieporadnie. – Wybacz. – Odetchnęła głęboko. – Trudno jest mi teraz ubrać myśli w słowa. Dowiedziałam się na dzisiejszej naszej sesji bardzo dużo, przez co wiem, że czeka nas nie tylko jeden problem do przepracowania. A jak na tak młodą osobę jak ty, jest ich naprawdę wiele. Między innymi trauma z dzieciństwa, strata bliskiej osoby, brak zainteresowania ze strony rodziców, przemoc psychiczna i fizyczna i teraz jeszcze bolesne zerwanie z chłopakiem. A z tego wszystkiego niestety powstają kolejne problemy takie jak trudności z przystosowaniem się do środowiska, nieufność, stany lękowe i wiele, wiele innych. Ale to nic, jakoś to wszystko naprawimy. – Posłała mi ciepły uśmiech. – Żałuję jedynie, że nikt wcześniej nie zadbał w prawidłowy sposób o twoje zdrowie psychiczne, przez co musiałaś tyle czasu zmagać się z takimi trudnościami sama.

Tak, ja też tego żałuję, pomyślałam.

– Na kolejnej wizycie zaczniemy od tematu śmierci twojej siostry, ponieważ to od niego wszystko w twoim życiu zaczęło się psuć. Później stopniowo będziemy przechodzić do następnych – powiadomiła. – Na razie prosiłabym cię, abyś swój wolny czas spędziła z kimś bliskim. W dowolny sposób. Chcę, abyś poczuła, że nie jesteś w tym wszystkim sama.

Skinęłam głową ze zrozumieniem i zerknęłam na wiszący na przeciwległej ścianie zegar, który wskazywał trzynastą. Widząc, że moja terapia dobiegła dziś końca, podniosłam się z miejsca, pożegnałam z panią Lauren i wyszłam z jej gabinetu, a następnie razem z Chrisem – który przez cały ten czas czekał na mnie przed pomieszczeniem – opuściłam ośrodek i skierowałam się do auta.

W drodze powrotnej nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Spytał tylko, jak przebiegła mi dzisiejsza sesja, a ja odpowiedziałam jedynie krótkim „dobrze”. Jednak – żeby go nie martwić – zjadłam jabłko, które wzięłam sobie na drogę, co mężczyzna przyjął z lekkim uśmiechem.

Później, gdy wróciliśmy do domu, Chris zajął się swoimi obowiązkami, a ja zamknęłam się w swoim pokoju, w którym aż do wieczora oglądałam seriale. Później zeszłam na jakiś obiad, do czego oczywiście zmusił mnie Anderson, lecz tym razem jakoś mocno przeciw temu nie protestowałam. Co prawda ledwo ruszyłam swój posiłek, ponieważ dalej nie miałam apetytu, ale przynajmniej nie trzeba było mnie nie wiadomo jak do tego zachęcać i prosić. I to właśnie po obiedzie postanowiłam, że wypełnię prośbę mojej terapeutki i spędzę czas z kimś bliskim. Gdy Chris chował po nas naczynia do zmywarki, spytałam:

– Miałbyś może ochotę, aby pograć ze mną w scrabble?

Kiedy usłyszał moje pytanie, na początku rozejrzał się wokół, jakby myślał, że mówiłam do kogoś innego, przez co parsknęłam pod nosem. Dopiero chwilę później, choć spojrzał na mnie z zaskoczeniem, niemal od razu zgodził się, kiwając głową.

– Jasne – odparł z lekkim uśmiechem, który mimowolnie odwzajemniłam.

Sama nie wiedziałam, czemu akurat poprosiłam go o to, aby pograł ze mną w scrabble. Pomysł z planszówką wpadł do mojej głowy jakoś w trakcie obiadu i nie chciał z niej wyjść, dlatego postanowiłam go zrealizować. I szczerze? W ogóle tego nie żałowałam; świetnie się przy tym bawiłam. W końcu pierwszy raz od dwóch tygodni czułam się szczerze wolna od tego całego cierpienia. Przez dwie długie godziny śmiałam się i rozmawiałam z Chrisem, jakby jutra miało nie być. I naprawdę mi to pomogło, bo przynajmniej nie myślałam o tym wszystkim, przez co teraz przechodziłam.

Lecz gdy tylko położyłam się do łóżka, rzeczywistość od razu do mnie wróciła. Choć na początku byłam pewna, że całkowicie zmęczona dzisiejszym dniem od razu zasnę, sen jak na złość nie przychodził długo, a czas płynął nieubłaganie wolno. Przez to niestety wróciły też do mnie wszystkie złe myśli i przykre wspomnienia, które wżarły się w mój umysł do tego stopnia, że znowu kolejną noc z rzędu długimi godzinami płakałam w poduszkę, dusząc się własnymi łzami.

Bo ból nie dawał o sobie zapomnieć.

Rozdział 2

Siedząc przy wyspie kuchennej, tępo wpatrywałam się w stojący przede mną kubek z parującą kawą. Było nieco przed siódmą, lecz wcale tego nie odczuwałam. W końcu siedziałam w kuchni już od piątej, więc to może dlatego upływający czas nie miał dla mnie większego znaczenia.

Wydobywająca się z porcelanowego naczynia para wydawała mi się niezwykle interesująca. Przyjmowała zawiłe kształty, sprawiając, że robiłam się coraz bardziej senna. Gdyby nie te wypite wcześniej trzy kawy i donośny, wesoły głos mojego ochroniarza, który usłyszałam po chwili za swoimi plecami, na pewno bym zasnęła.

– Już gotowa?

Mimowolnie odwróciłam się na barowym stołku, aby zerknąć na wchodzącego do kuchni Chrisa. Z tego co zauważyłam, mężczyzna był już ubrany w swój służbowy garnitur i przygotowany na kolejny dzień pracy.

Ja niestety również byłam już całkowicie ogarnięta na pierwszy dzień szkoły po długiej przerwie. Miałam na sobie białą bluzkę z długimi rękawami, a na niej czarną skórzaną kurtkę i jasnoniebieskie obcisłe jeansy z wysokim stanem. Wykonałam lekki makijaż składający się z wytuszowanych rzęs, wyczesanych na mydełko brwi oraz podkreślonych brzoskwiniową pomadką ust. Włosy zostawiłam rozpuszczone.

Z zewnątrz wyglądałam normalnie, jak ja, ale w środku czułam się jak ktoś zupełnie inny.

– Jak widać – odburknęłam nieprzyjemnie.

Chris zignorował mój nieco gburowaty ton i podszedł do blatu, na którym stał dzbanek z kawą.

– Pozwól, że najpierw wzmocnię się przed tym kolejnym ciężkim dniem pracy i później zawiozę cię do szkoły – powiedział żartobliwie, wyjmując z szafki czysty kubek, po czym nalał sobie moment później kofeinowego napoju.

Nic mu nie odpowiedziałam, a jedynie wzięłam łyka swojej kawy i zagłębiłam się w swoich myślach.

Tak naprawdę dziś pierwszy raz od dwóch tygodni zrobiłam coś, co wymagało ode mnie większego wysiłku – podniosłam się z łóżka, ubrałam jak normalny człowiek i nawet zrobiłam lekki makijaż tylko po to, by po długiej przerwie w końcu wyjść do ludzi.

Szczerze mówiąc, nie byłam gotowa na to, aby przekroczyć próg placówki pełnej różnych osób, które z pewnością będą na mnie dziwnie patrzeć i szeptać za moimi plecami, jednak wiedziałam, że z tym dam sobie radę. W końcu nigdy jakoś bardzo nie przejmowałam się nieliczącymi się dla mnie ludźmi i ich opinią. Dodatkowo w szkole czekała na mnie Kathe, a w niej od zawsze miałam oparcie, dlatego nie martwiłam się o to jakoś przesadnie.

Zdecydowanie bardziej nie byłam gotowa na coś innego. Na spotkanie z Nathanem…

Odkąd go ostatni raz widziałam, minęły tylko i aż dwa tygodnie. Z jednej strony wydawało mi się, że od tego momentu upłynęła wieczność, a z drugiej, że impreza urodzinowa Liama była zaledwie wczoraj. Mimo wszystko jednak uważałam, że minęło zbyt mało czasu, abym w pełni mogła się z niego wyleczyć i o nim zapomnieć. Zbyt mało, aby się z nim spotkać.

Bałam się. Bardzo. Nie miałam pojęcia, jak się zachować, kiedy go zobaczę. I nie miałam pojęcia, jak on się zachowa, kiedy mnie spotka, a to utrudniało sprawę. Powinnam go ignorować? Zachowywać się, jakby nigdy nie był dla mnie kimś ważnym? Jakby to, co między nami się zadziało, nigdy się nie wydarzyło? Nie potrafiłam tak…

– Idziemy? – Głos Chrisa wyrwał mnie z zamyślenia.

Zamrugałam kilkukrotnie powiekami, wracając do rzeczywistości i zerknęłam na przyglądającego mi się uważnie ze skrzyżowanymi na piersi rękami i oczekującego na moją odpowiedź mężczyznę. Kiedy to do mnie dotarło, pokiwałam szybko głową i wstałam z miejsca, po czym zgarnąwszy stojącą na blacie wyspy kuchennej torebkę, skierowałam się do drzwi frontowych. Chris podążył za mną. W holu pospiesznie założyłam białe air forcy, i kiedy byłam już całkowicie gotowa, wyszłam razem z mężczyzną z domu i ruszyłam z nim w stronę auta. Po niespełna minucie oboje grzaliśmy już miejsca na przednich siedzeniach samochodu, jadąc nim w kierunku mojego liceum.

– Jak tam? – spytał Chris po kilku minutach drogi prawdopodobnie tylko po to, aby przerwać uciążliwe milczenie między nami. – Stresujesz się?

Nie miałam dziś zbytniej ochoty na pogaduszki, dlatego posłałam mu puste spojrzenie i wzruszyłam obojętnie ramionami.

– Głupie pytanie, wybacz. – Zaśmiał się nerwowo.

Westchnęłam głośno, a następnie wlepiłam swój wzrok w widok za oknem, ignorując Chrisa. Cóż, niestety nie na długo.

– Przestań – powiedział nagle wzburzonym głosem, przez co znów zwróciłam na niego uwagę. Chris mocno zaciskał ręce na kierownicy, a brwi gniewnie marszczył, przez co wiedziałam, że wytrąciłam go trochę z równowagi. Oho, to nie zwiastowało nic dobrego. – Przestań się tak zachowywać. Już wolę, żebyś znowu smarkała mi nos w rękaw, płakała tak, jakby końca miało nie być… Ale proszę, nie zachowuj się w ten sposób. Nie zachowuj się, jakby nic się w twoim życiu nie zmieniło, bo zmieniło się wiele.

Przygryzłam wnętrze policzka, próbując odwrócić w ten sposób uwagę od bólu, który po jego słowach poczułam w środku.

– Nie zamykaj się z powrotem na ludzi – kontynuował. – Możesz płakać, krzyczeć, uderzyć w coś, ale nigdy – dał szczególny nacisk na ostatnie słowo – nie odwracaj się od tych, którzy cię kochają.

– Chris… – szepnęłam cicho drżącym głosem.

– Nie, nie Chrisuj mi tu teraz. – Pokręcił głową z zaciętą miną. – Nawet nie wiesz, młoda, jak się o ciebie przez cały ten czas martwię. Praktycznie nic nie jesz, w nocy budzisz się z krzykiem przez koszmary, a kiedy całymi dniami siedzisz zamknięta w pokoju i praktycznie w ogóle z niego nie wychodzisz, w głowie tworzą mi się najczarniejsze scenariusze. Ale wiesz co? – Zerknął na mnie kątem oka. Na jego twarzy mogłam zauważyć wyraźnie wymalowany żal, przez co i mi zrobiło się cholernie przykro. – Żadna z tych wszystkich okropnych rzeczy nie martwi mnie tak bardzo jak to, że z dziewczyny, która w końcu otworzyła się na świat i pozwoliła sobie na szczęście, próbujesz znów stać się dawną wersję siebie. Tą smutną, pustą i nieszczęśliwą, która miała wszystko w nosie.

– To boli, Chris – wychrypiałam przez zaciśnięte gardło. – Nadal boli. Minęły tylko dwa tygodnie. Trudno mi udawać, że wszystko jest w porządku, więc wolę udawać, że nic mnie nie rusza.

– Wiem. – Westchnął głośno. – Ale błagam, nie zaprzepaszczaj tego wszystkiego, co osiągnęłaś w ciągu kilku ostatnich miesięcy tylko dlatego, że jakiś nastoletni frajer cię zranił. Jesteś ponad to.

– Nie martw się o to, nie jestem taka głupia – parsknęłam, akurat gdy Chris zatrzymał się pod szkołą. – A teraz idę. Do później – pożegnałam się i wysiadłam z auta.

– Miłego dnia, mała. – Usłyszałam jeszcze, zanim zamknęłam za sobą drzwi.

Dobra.

Głęboki wdech.

I wydech.

Popatrzyłam niepewnie na budynek przed sobą, a następnie zarzuciłam torebkę na ramię i ruszyłam w stronę wejścia do środka. Boże, chyba nawet mój pierwszy dzień tutaj nie był tak stresujący jak ten dzisiejszy.

Kiedy tylko przeszłam przez próg szkoły, nieco się zaskoczyłam. W końcu myślałam, że ludzie będą obgadywać mnie za plecami i wlepiać we mnie ciekawskie spojrzenia, jednak to się nie wydarzyło. Każdy żył swoim życiem i nie zwrócił na mnie nawet najmniejszej uwagi.

Cóż, najwyraźniej nowości w liceum mają krótki termin przydatności.

Z obojętną miną ruszyłam w kierunku klasy od angielskiego. Nie zdążyłam nawet dojść do drzwi sali, kiedy siedząca na ławce Kathe, zauważając mnie, poderwała się z miejsca, podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.

– Jeju, tak tęskniłam! – pisnęła radośnie.

– Dusisz – sapnęłam, czując, że uścisk ramion dziewczyny wokół mojej szyi był trochę zbyt mocny.

– Oj, przepraszam. – Zachichotała i odsunęła się ode mnie na nieznaczną odległość, by móc na mnie spojrzeć. – Naprawdę tęskniłam.

– Nie widziałaś mnie tylko dwa tygodnie. – Wywróciłam oczami z lekkim uśmiechem.

– Tylko – parsknęła, parodiując mnie.

Rzeczywiście – od ucieczki z imprezy urodzinowej Liama w ogóle się z nią nie widziałam. Nie miałam w tamtym momencie zbytniej ochoty, aby się z kimkolwiek spotykać – nawet z najlepszą przyjaciółką. Mimo to Kathe często do mnie dzwoniła i pisała, dzięki czemu byłyśmy ze sobą w stałym kontakcie. Od razu po tej sytuacji z Nathanem i Victorią dwa tygodnie temu dziewczyna zbombardowała mój telefon wiadomościami i połączeniami. Nie odezwałam się do niej od razu, a dopiero gdy zagroziła, że jeśli do niej nie oddzwonię, złoży mi wizytę w domu. A że naprawdę nie chciałam w tamtym okresie z nikim przebywać i wolałam być sama, w końcu do niej oddzwoniłam.

I nie żałowałam. Jak się później okazało, rozmowy z przyjaciółką były dla mnie miłą odskocznią od przytłaczającej codzienności i przybijających myśli. Opowiadała mi głównie o tym, co działo się w szkole i o książkach, które w ostatnim czasie zdążyła przeczytać, jednak mimo wszystko chętnie jej słuchałam, bo dzięki temu nie myślałam o tym, jak bardzo posypało się moje życie. Na szczęście ani razu nie wspomniała o Nathanie, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Właściwie na samym początku, gdy tylko bardzo ogólnie przedyskutowałyśmy to, jak się czułam, kiedy zobaczyłam Nathana z Victorią, poprosiłam Kathe, aby nigdy więcej nie wspominała o tym chłopaku i wszystkim co tylko z nim związane, a ona uszanowała moją prośbę.

I to nie tak, że nie obchodziło mnie, co się teraz u niego działo. Ciekawiło mnie to, i to cholernie. A zwłaszcza to, co czuł po naszym rozstaniu, jak sobie z nim radził i dlaczego w ogóle mnie zdradził. Jednak po krótkich rozmyślaniach zdałam sobie sprawę, że nie byłam gotowa, by usłyszeć prawdę. Mogła się ona dla mnie okazać jeszcze bardziej krzywdząca, niż samo to, co zrobił mi Nathan. A ja nie chciałam więcej cierpieć. Chciałam o nim zapomnieć i wyrzucić go ze swojego serca.

– W rekompensacie idziemy na zakupy – powiedziała radośnie Kathe, wyrywając mnie w ten sposób z zamyślenia.

– Pewnie – prychnęłam, odsuwając się od niej. – Gdzie zgubiłaś Liama? Jego męcz, a nie mnie.

– Prawdopodobnie się spóźni. Jak zawsze. – Wzruszyła ramionami.

I nietrudno było zgadnąć, jak bardzo się obie zaskoczyłyśmy, kiedy po chwili zauważyłyśmy szczerzącego się z końca korytarza chłopaka.

Gdy Liam do nas podszedł, najpierw przywitał się ze swoją dziewczyną szybkim buziakiem w usta, a następnie spojrzał na mnie z tym typowym dla niego błyskiem w oczach.

– Cześć, laska – rzucił zadziornie, unosząc jeden kącik ust.

Rozłożył przede mną ramiona, abym mogła się do niego przytulić, co po kilku sekundach uczyniłam bez chwili zawahania. Gdy przytuliłam twarz do jego klatki piersiowej odzianej w niebieską bluzę z firmowym znaczkiem, automatycznie do moich nozdrzy dotarł ładny zapach męskich perfum. Liam wtedy ciasno objął mnie rękami i lekko nami zakołysał, dzięki czemu poczułam przyjemne ciepło w środku.

Dobrze było wiedzieć, że dla kogoś jednak miałam choć małe znaczenie.

– Zaraz mnie udusisz – sapnęłam zaczepnie.

– Tęskniłem, zołzo.

– Ja też – przyznałam z delikatnym uśmiechem, który wkradł mi się na usta.

Właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że mimo wszystko miałam ogromne szczęście, ponieważ posiadałam takich przyjaciół, jak Kathe i Liam. Bez względu na to jak krótko się znaliśmy, i jak długo się nie widzieliśmy, oboje byli przy mnie i mnie wspierali, za co byłam im ogromnie wdzięczna.

Po dłuższej chwili odsunęłam się od chłopaka i stanęłam obok Kathe, którą ten objął ramieniem.

– No to zaczynamy kolejny tydzień męki w tej zabitej dechami dziurze. – Westchnął Liam. – Chyba muszę zapalić, żeby się odstresować.

– Bo ty rzeczywiście tak bardzo się w tej szkole stresujesz – sarknęła Kathe.

– Ach, tak? – żachnął się Liam, patrząc na swoją dziewczynę z urazą. – Jestem kapitanem drużyny piłkarskiej i w dodatku najprzystojniejszym chłopakiem w tym liceum. Wiesz, jaka presja ciąży na mnie przez te tytuły?

Obie z Kathe parsknęłyśmy pod nosem na jego słowa.

– Kapitanem drużyny to może i jesteś, ale czy najprzystojniejszy, to już bym się kłóciła – odgryzłam się.

– Tak? – Uniósł brwi w górę. – To wymień mi chociaż jednego faceta z tego liceum, który jest przystojniejszy ode mnie.

Nathan.

Cholera.

Uśmiech od razu spełzł mi z ust, gdy tylko uświadomiłam sobie, że automatycznie na myśl nasunął mi się on. Zaczęłam się przez to przeklinać w myślach, a mój humor nieco się pogorszył, co nie umknęło uwadze dwójki moich przyjaciół.

– Daj spokój, Ana. Sama widzisz, że nie mam żadnej konkurencji – zażartował Anderson, aby rozładować powstałe między nami napięcie.

Lecz ja i tak zbyt mocno przejęłam się tym, o czym pomyślałam, żeby nie zwrócić na to uwagi. Dodatkowo na myśl przyszło mi jedno pytanie, które postanowiłam zadać Liamowi, ponieważ nie potrafiłam się powstrzymać.

– Liam… – zaczęłam niepewnie, spuszczając wzrok. – Czy on… będzie dziś w szkole?

Minęła dłuższa chwila, zanim mi odpowiedział, dlatego uniosłam na niego swój speszony wzrok. Liam natomiast wpatrywał się we mnie ze zmieszaniem.

– Nie wiem – mruknął. – Mamy teraz ze sobą niezbyt dobry kontakt.

– Przez to, że… ja i on nie jesteśmy już razem? – dopytywałam.

– Nie tylko – mruknął Liam. – Ustalmy sobie jedno. Może i jestem dupkiem, i nie jestem święty, ale nie szanuję takiego zachowania. A dokładniej chodzi mi o zdradę. Nawet jeżeli jest to tylko wasza sprawa, ja nie chcę mieć w gronie przyjaciół kogoś, kto zachowuje się jak ciota.

Pokiwałam w zrozumieniu głową, gdzieś w środku czując do Liama jakiś dziwny szacunek. Nie wiedząc czemu, podobało mi się, że chłopak tak podszedł do całej tej sytuacji.

– Dobra, lecę na fajkę – oznajmił, uśmiechając się lekko, po czym cmoknął przelotnie Kathe w policzek. – Widzimy się na angielskim.

Mówiąc to, odszedł w stronę wyjścia ze szkoły, zostawiając nas same.

Westchnęłam tylko, po czym usiadłam z Kathe na pobliskiej ławce. Przez chwilę milczałyśmy, aż przyjaciółka odezwała się pierwsza.

– Chcesz… pogadać? – zaproponowała niepewnie.

– O czym? – spytałam, zerkając na nią kątem oka.

– O… Nathanie.

– Nieszczególnie. – Pokręciłam głową, krzywiąc się. – Chcę jedynie o nim zapomnieć.

– Ale w końcu się spotkacie lub na siebie wpadniecie. Przecież chodzimy wszyscy do tej samej szkoły i mamy wspólne lekcje – powiedziała z oczywistością w głosie. – Chociaż z drugiej strony on i tak pojawia się tu rzadko.

– To znaczy? – dopytałam, nie mogąc się powstrzymać.

– Jednego dnia pojawia się na kilka lekcji, kolejnego już nie, i tak w kółko. – Kathe wzruszyła ramionami.

– W sumie i tak mnie to nie obchodzi – oznajmiłam, udając obojętną. – Mam zamiar traktować go, jakby w ogóle nie istniał.

– Ale… – zaczęła Levine, lecz szybko jej przerwałam.

– Żadnego „ale”. I ani słowa więcej o Nathanie – zarządziłam ostro.

Kathe westchnęła tylko i nie odezwała się już ani słowem, tylko zagłębiła się w swoich myślach. Ja również to uczyniłam.

Po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Obie wraz kilkoma innymi osobami weszliśmy do klasy i zajęliśmy nasze stałe miejsca, a następnie przygotowaliśmy się do lekcji. Chwilę później w sali pojawiła się nauczycielka, która niemal od razu zaczęła prowadzić nowy temat zajęć. Ja niestety nawet na moment nie mogłam się na nim skupić, ponieważ moje myśli ciągle krążyły wokół mojego byłego chłopaka. Z każdą sekundą i coraz szybciej bijącym sercem czekałam, aż zaszczyci nas swoją obecnością w środku lekcji, przez co w końcu po dwóch tygodniach bym się z nim spotkała, lecz ku mojemu zaskoczeniu, Nathan nie przyszedł tego dnia do szkoły.

Niestety na długiej przerwie natknęłam się na Victorię śmiejącą się z czegoś, stojąc w grupce z kilkoma koleżankami. Gdy przechodziłam obok niej – kierując się korytarzem na następną lekcję – zauważyła mnie i posłała mi szyderczy, zwycięski uśmiech, przez który aż się we mnie zagotowało. Automatycznie przed oczami stanęła mi jej klejąca się do Nathana postać, przez co nic nie mogłam poradzić na kłujący ból, jaki poczułam w sercu.

Boże, nienawidziłam jej.

I nienawidziłam jego.

Nie zareagowałam, jednak nieodstępująca mnie na krok Kathe, posłała jej pełne obrzydzenia spojrzenie, czym podniosła mnie trochę na duchu.

Reszta lekcji na szczęście minęła mi szybko, ale pod koniec zajęć musiałam przyznać, że byłam zmęczona całym tym dniem. W końcu przebywałam ponad dwa tygodnie w domu, całkowicie się od każdego i wszystkiego izolując, a dziś musiałam opuścić swoje komfortowe miejsce i wyjść do ludzi, dlatego nie mogłam doczekać się, aż wrócę do domu. Niestety przez to, że zmartwiona moją nieobecnością w szkole, nadopiekuńcza nauczycielka od geografii zatrzymała mnie po lekcjach, aby wyjaśnić mi kilka ważnych rzeczy z jej przedmiotu, wyszłam ze szkoły później niż większość uczniów.

Kiedy kierowałam się w stronę stojącego przed dziedzińcem szkolnym czarnego range rovera, wokół nie było nikogo. Tylko ja i czekający na mnie w aucie Chris. Chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu, przyspieszyłam kroku, lecz przez niezawiązane sznurówki w butach, omal się nie przewróciłam.

– Cholera jasna – warknęłam, starając się złapać równowagę.

Przeklęłam w duchu swoją niezdarność i kucnęłam, aby zawiązać te przeklęte sznurówki.

Kiedy miałam już wstać, przed sobą ujrzałam parę butów oddalonych o nie więcej niż kilka stóp. Dobrze znanych mi butów.

Błagam, nie…