Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
46 osób interesuje się tą książką
Rozpoczynając pracę nauczycielki w liceum Matylda nawet nie podejrzewa, jak wielkie zawirowanie wprowadzi to do jej życia. Oskar, uczeń klasy maturalnej, mocno podpada jej swoim zachowaniem pierwszego dnia zajęć. Chłopak zakłada się z przyjacielem o duże pieniądze, że uwiedzie nauczycielkę i przystępuje do działania już na pierwszej lekcji. Niezrażony początkowym niepowodzeniem, a zachęcony wizją wygranej postanawia, że nie odpuści dopóki nie dostanie tego, czego chce. Nie podejrzewa jednak, że zakład z czasem może wymknąć mu się spod kontroli i pociągnąć za sobą poważne konsekwencje.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 323
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Magdalena Olejnik
Projekt okładki, redakcja techniczna i skład
Maksym Leki
Korekta
Urszula Bańcerek
Marketing
Wydanie I, Siemianowice Śląskie 2025
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12
tel. +48 600 472 609, +48 664 330 229
www.videograf.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Mikołów 2024
tekst © Katarzyna Szeligowska
ISBN 978-83-8293-266-9
Nie byłam zadowolona z takiego obrotu spraw.
Już pod koniec studiów udało mi się znaleźć robotę w pobliskiej podstawówce. Gdy tylko się obroniłam, zaraz po zasłużonych wakacjach zaczęłam tam pracować z klasami czwartymi, piątymi i szóstymi. I odkryłam, że właśnie to chcę w życiu robić. Czasami ci smarkacze doprowadzali mnie do szału, ale i tak ich kochałam. Spełniałam się, ucząc ich angielskiego, a jak jeszcze udało mi się przemycić jakieś pozaprogramowe ciekawostki, to już w ogóle osiągałam stuprocentową satysfakcję.
Wszystko ładnie, pięknie, ale do czasu. Pół roku temu dyrektorka oświadczyła, że musimy się rozstać. Jak tylko pozbierałam szczękę z podłogi, zapewniła, że to nic osobistego, że jest zadowolona z mojej pracy, że dzieci mnie uwielbiają, ale ona ma związane ręce, konieczne są cięcia kadrowe i tak się złożyło, że padło na mnie. Jej argument? „Jesteś jeszcze młoda, znajdziesz sobie pracę w innej szkole”.
Wściekłam się, że wolała zatrzymać swoje stare koleżaneczki po fachu niż mnie, ale nic nie mogłam z tym zrobić. Po ośmiu latach pracy w szkole nadal chciałam to robić: zaszczepiać w młodych, chłonnych umysłach pasję do języka i angażować się dla tych dzieciaków, bo własnych nie miałam. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak porozsyłać CV po okolicznych podstawówkach. Wzięłam na celownik wszystkie w promieniu trzydziestu kilometrów. I co?
I nico. Zero odzewu. No dobra, jedna rozmowa kwalifikacyjna. Rezultat? Dziękujemy pani, ale jednak nie jesteśmy zainteresowani. Na chwilę kompletnie się załamałam i już myślałam o przebranżowieniu, ale ostatecznie zdecydowałam się jeszcze porozsyłać cefałki po szkołach średnich, co, prawdę powiedziawszy, średnio mi się uśmiechało. Lubiłam pracować z dziećmi, a z nastolatkami nie miałam żadnego doświadczenia. Tak naprawdę po prostu obawiałam się dzikiej hołoty. O ile młodsze dzieci jeszcze czują jakiś respekt przed nauczycielami, o tyle w przypadku nastolatków nie byłam tego taka pewna. Sama jeszcze pamiętałam swoje licealne lata i asiorów, którzy ostro wkurzali nauczycieli.
Ale stało się. Przyjęli mnie do ogólniaka. Ju-hu! Umowę, obowiązującą od września, podpisałam już dwa tygodnie wcześniej, ale wszystko na dobre miało zacząć się nazajutrz, pierwszego. A właściwie następnego dnia, drugiego września, bo rozpoczęcie roku to dopiero preludium. Dyrektorka przydzieliła mi lekcje z większością pierwszych klas, ale najgorsze było to, że postanowiła rzucić mnie na pożarcie maturzystom. Próbowałam wyperswadować jej ten szalony pomysł, ale okazało się, że jedna z anglistek właśnie udała się na emeryturę i dyrektorka ma trzy klasy maturalne bez anglisty. A ponieważ nie mogła wcisnąć wszystkich trzech jednemu nauczycielowi, to mnie trafiła się w spadku jedna z nich. Oczywiście w tej sprawie mogłam już tylko z pokorą pochylić głowę.
Po długim i gorącym prysznicu w ostatni dzień wakacji postanowiłam napić się melisy, co zdarzało mi się niesłychanie rzadko. Trochę stresowałam się nową pracą i czułam, że mogę kiepsko spać tej nocy, więc musiałam się jakoś uspokoić.
Z kubkiem ziołowej herbatki rozsiadłam się w fotelu i bezmyślnie gapiłam w ekran telewizora, na którym toczyła się akcja jakiegoś mało porywającego filmu. Rozczesałam palcami wilgotne włosy i westchnęłam głośno. Najważniejsze to nie dać sobie wejść na głowę, a potem już jakoś pójdzie. Przede wszystkim muszę zdobyć respekt wśród uczniów. Przecież te dzieciaki to tylko banda nastolatków. Dam sobie z nimi radę.
Dam radę, prawda?
Pierwszego września o godzinie dziewiątej rano miało miejsce uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego. Matylda wstała dużo wcześniej, niż planowała, bo okazało się, że stres działa lepiej niż budzik. Ten dzień zwykle napawał ją ekscytacją i energią do działania, ale dziś było zupełnie na odwrót. Miała złe przeczucia i walczyła ze sobą, żeby nie zadzwonić do dyrekcji z informacją, że rezygnuje z posady. Ostatecznie jednak wzięła się w garść i o wpół do dziewiątej wyszła z domu.
Opuściła swoje niewielkie, wynajmowane mieszkanko w bloku na osiedlu Poniatowskiego w Sarninie i przeszła na parking, gdzie stało zaparkowane jej białe punto. Usiadła za kierownicą, rzucając torebkę na fotel pasażera i odpaliła silnik. Zanim wyjechała z miejsca parkingowego wzięła kilka głębszych, uspokajających oddechów i powiedziała do siebie szeptem „ogarnij się, dasz radę”.
W szkole znalazła się kilka minut przed dziewiątą. Czuła się dziwnie, idąc długim, zatłoczonym korytarzem w kierunku pokoju nauczycielskiego. Kiedy była tu kilka razy w sierpniu, korytarze ziały pustką, a teraz tętniło tu życie. Rozmowy uczniów zlewały się w jeden głośny gwar, a wszyscy nieustannie przemieszczali się w różne strony. Powoli masa ludzka kierowała się do szkolnej auli, gdzie miał odbyć się apel.
– Dzień dobry – przywitała się Matylda, otworzywszy drzwi do pokoju nauczycielskiego.
Wewnątrz znajdowała się już większa część kadry. Natychmiast doskoczyła do niej Dorota od biologii.
– Dyrektorka kazała ci przekazać, żebyś w auli usiadła w pierwszym rzędzie, bo chciała na apelu przedstawić nowych nauczycieli – oznajmiła.
– Co?! – zawołała Matylda, czując, że serce zaczyna jej szaleć w piersi. – Jak to przedstawić?
– Normalnie. – Dorota wzruszyła ramionami. – W tym roku mamy trzy nowe osoby w kadrze i dyrektorka stwierdziła, że na apelu wyjdziecie na środek, żeby mogła was przedstawić całej szkole.
Zwykle Matylda nie miała problemu z wystąpieniami publicznymi przed dużym gronem odbiorców, w końcu była nauczycielką, ale tym razem poczuła niepokój. Prawdopodobnie spędzi w tej szkole wiele lat, więc czuła presję, żeby wywrzeć dobre pierwsze wrażenie.
– Idziemy? – zapytała Dorota, bo do rozpoczęcia apelu zostały trzy minuty.
Matylda przytaknęła i razem wyszły z pomieszczenia.
Kiedy znalazły się w auli, była już prawie po brzegi wypełniona uczniami. Dyrektorka od razu spostrzegła nową nauczycielkę i gestem wskazała jej krzesło w pierwszym rzędzie. Matylda tylko skinęła głową i zajęła miejsce, a Dorota zniknęła gdzieś na końcu drugiego rzędu.
Jako pierwsza na scenę wkroczyła pani dyrektor Iwona Makarewicz, która podeszła do mównicy. Zastukała w mikrofon kilka razy, chcąc sprawdzić, czy jest włączony. Rozległ się głośny pisk z głośników, co zwróciło uwagę wszystkich zgromadzonych i gwar przycichł o połowę.
– Proszę o ciszę i zajmijcie już miejsca – powiedziała do mikrofonu, bo między rzędami krzeseł wciąż kręcili się pojedynczy uczniowie.
Odczekała kilka sekund, aż delikwenci usiądą, a na sali zapanuje względna cisza. Po chwili na scenie pojawił się samorząd uczniowski. Dyrektorka zwolniła mównicę i jej miejsce zajęła przewodnicząca samorządu. Powitała wszystkich w nowym roku szkolnym, powiedziała kilka mądrych, górnolotnych frazesów, następnie wprowadzono poczet sztandarowy, rozbrzmiał Mazurek Dąbrowskiego, a w końcu głos ponownie zabrała dyrektorka.
– W tym roku szkolnym zaczyna u nas pracę troje nowych nauczycieli, których chciałabym wam teraz krótko przedstawić. Po wyczytaniu nazwiska prosiłabym o podejście na scenę, żeby każdy mógł państwa zobaczyć. – Uśmiechnęła się, wodząc wzrokiem po pierwszym rzędzie.
Matylda w duchu modliła się, żeby wyczytała ją jako ostatnią, tak aby jak najmniej czasu spędziła na scenie. Ku jej uldze na pierwszy ogień poszła Bożenka od matematyki. Matylda miała już okazję poznać wszystkich nauczycieli, więc i z Bożenką zamieniła kilka słów. Dyrektorka oprócz podania imienia i nazwiska nauczycielki oznajmiła, jaki kobieta ma staż pracy i które klasy będzie uczyć. Zanim wypowiedziała drugie nazwisko, Matylda wstrzymałaoddech i zaraz go wypuściła, gdy tylko padło na Marka Borowskiego, nowego nauczyciela wuefu.
– Oraz pani Matylda Konieczna – rzekła dyrektorka, spoglądając na siedzącą prawie idealnie przed mównicą kobietę. Uśmiechnęła się zachęcająco.
Wywołana podniosła się ze swojego miejsca i niespiesznie weszła na scenę. Cieszyła się, że ubrała się dziś w zdecydowanie bardziej stonowany strój niż zazwyczaj: biała koszulowa bluzka, na to czarna marynarka, czarne, dopasowane jeansy i połyskujące czarne szpilki. Zwykle wolała bardziej kolorowe rzeczy, ale uznała, że na rozpoczęciu powinna jednak przestrzegać galowego stroju. A przynajmniej w jej odczuciu był to galowy casual.
Matylda stanęła obok Marka i z uśmiechem Mony Lisy rozejrzała się po wypchanej po brzegi auli.
– Pani profesor Konieczna będzie uczyć w naszej szkole języka angielskiego – wyjaśniła dyrektorka, gdy tylko Matylda dołączyła do reszty nowych nauczycieli. – Wcześniej pracowała przez osiem lat w szkole podstawowej. U nas przejmie następujące klasy: pierwszą A, B, C i D oraz czwartą B. Przywitajmy panią Matyldę. – Po tych słowach zaklaskała, jak przy poprzednich dwóch nauczycielach, a cała aula poszła w jej ślady. – Dziękuję państwu – rzekła, kiedy oklaski ucichły.
Trójka nowych nauczycieli zeszła ze sceny i z powrotem zajęła swoje miejsca. Dalej rozpoczęcie roku przebiegało podobnie jak w poprzednich latach w podstawówce, gdzie wcześniej pracowała Matylda. Przemówienie dyrektorki, hymn szkoły, przemówienie przewodniczącej samorządu, przedstawienie wychowawców klas pierwszych i w końcu życzenie wszystkim owocnego roku szkolnego i rozejście się do klas.
Po zakończeniu apelu wszyscy tłumnie rzucili się do wyjścia, więc Matylda postanowiła poczekać chwilę, aż trochę się przerzedzi. I tak nigdzie jej się nie spieszyło.
***
Po krótkim spotkaniu w klasie i otrzymaniu planu lekcyjnego na najbliższy tydzień Oskar zmierzał już schodami na parter, żeby pójść na tyły szkoły, gdzie z ekipą zwykle udawali się na dymka. Zaraz po wyjściu z klasy zatrzymała go Hania, zasypując gradem pytań, jak minęły mu wakacje, więc z uprzejmości porozmawiał z nią dwie minutki, po czym grzecznie pożegnał się, wyjaśniając, że trochę się spieszy.
Szybkim krokiem dotarł do miejsca za szkołą, gdzie na prowizorycznej ławeczce z dużego pnia siedział Kacper z Natalią na kolanach, a obok stał Kuba z odpalonym papierosem i opierał się plecami o ścianę budynku.
– Fanka cię zatrzymała, Roztocki? – rzucił Kuba, po czym zaciągnął się głęboko.
– Spieszyłem się, jak mogłem – odparł Oskar i sięgnął po paczkę, którą podawał mu Kuba.
Chłopak wyjął papierosa z pudełka i włożył do ust. Pomacał kieszenie jeansów i z tylnej wyciągnął zapalniczkę.
– Na twoim miejscu to już bym Hankę dawno przeleciał – stwierdził Kuba i odchylił głowę do tyłu, mrużąc oczy od słońca.
– Skąd wiesz, że już tego nie zrobiłem?
– Boby mi powiedziała – do rozmowy wtrąciła się Natalia, przyjaciółka Hani.
– Wydało się! – zawołał Kuba i zarechotał. – Swoją drogą, nie wiem, co te dupy w tobie widzą – skrzywił się, lustrując Oskara od stóp do głów. – Z takim niewyjściowym ryjem to tylko jak zapłacisz – zaśmiał się.
– Daj mu spokój! – Natalia stanęła w obronie chłopaka. – Słodki jest – stwierdziła. – A poza tym skandynawski typ urody i metr dziewięćdziesiąt też robią swoje – przyznała, przypatrując się Oskarowi.
– Natka! – rzucił ostrzegawczo Kacper i połaskotał swoją dziewczynę, aż skuliła się, zanosząc się dzikim śmiechem.
– No co?! – Złapała go za ręce, żeby powstrzymać ten atak. – Powtarzam tylko to, co mówią dziewczyny.
Oskar z kompletnie obojętną miną wypuścił z ust szarą chmurkę.
– Widzieliście tę nową od angola? – zapytał Kuba, zmieniając temat.
– Nie, kurwa – rzekł ironicznie Kacper. – Stała na scenie, debilu, każdy ją widział.
– Niezła dupa – skomentował krótko Kuba.
– Jak się cieszę, że dali nam jakąś młodą babkę, bo z Dobrowolską to na tych lekcjach można było spać – powiedziała Natalia. – Chcę zdawać rozszerzonego angola, a przez ostatnie trzy lata te lekcje były tak chujowe, że sama się więcej nauczyłam w domu.
– Moje bystre maleństwo. – Kacper cmoknął Natkę w szyję.
– Błeee… – Kuba wydał z siebie dźwięk imitujący wymioty. – Jak na was patrzę, to mi cukier skacze – dodał, spoglądając na siedzącą obok parkę z nieukrywanym obrzydzeniem.
– Wal się, Sobczak. – Natalia pokazała mu środkowy palec.
– A ty co myślisz, Oskar? – Kuba zwrócił się do przyjaciela.
– Mnie cukier nie skacze.
– O tę dupę od angola mi chodzi. – Kuba przewrócił oczami.
– Niezła.
– Aleś, kurwa, rozmowny.
– Hania mu siedzi w głowie – podsunął Kacper.
– Po czterech godzinach snu też nie bylibyście zbyt rozmowni – stwierdził Oskar, rzucił niedopałek na ziemię i przydepnął. – Całkiem spoko. Lepsza taka niż jakaś stara prukwa – dodał, rozbudowując nieco swoją wypowiedź na temat pani od angielskiego.
– Puknąłbyś ją? – zapytał Kuba.
Oskar spojrzał na niego z rozbawieniem, ale nic nie odpowiedział. Natalia parsknęła śmiechem.
– Za dużo pornosów się naoglądałeś, Kubuś – powiedziała.
Kuba nadal wpatrywał się wyzywająco w Oskara, oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
– Nie zaliczysz jej przed absolutorium – oznajmił z cwanym uśmieszkiem, mrużąc oczy.
– Potrzymaj mi piwo – odpowiedział Oskar, uśmiechając się podobnie.
– Czy wy się właśnie zakładacie? – zapytał zdziwiony Kacper.
– Dobry pomysł – podłapał Kuba. – Założę się o pięć koła, że nie zaliczysz pani profesor Koniecznej do dnia naszego absolutorium – powiedział do Oskara i wyciągnął rękę.
Oskar wahał się przez ułamek sekundy, ale w końcu uścisnął dłoń Kuby.
– Zgoda – powiedział, przypieczętowując zakład.
– Pojebało was! – zawołała Natalia i roześmiała się.
– Będziesz pięć koła w plecy, Oskar – stwierdził Kacper.
– Nie. To Kubuś będzie pięć koła w plecy – odpowiedział pewnym siebie tonem.
– Nie zrobisz tego. – Natalia z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Nie ma opcji – zawtórował jej Kacper. – A nawet jeśli jakimś pieprzonym cudem ci się uda, to jak to udowodnisz?
– Zrobię zdjęcie.
– Już to widzę – zaśmiała się dziewczyna.
– Umowa stoi – uśmiechnął się Kuba, wciąż ściskając dłoń Oskara. – Jak przegrasz, wisisz mi pięć tysięcy, jak wygrasz, to ja ci zapłacę, ale musisz mieć wiarygodny dowód.
Natalia wstała z kolan Kacpra i podeszła do chłopaków, żeby przeciąć zakład, tym samym zatwierdzając jego ważność.
– Nie wygrasz tego. – Kacper z dezaprobatą pokręcił głową, patrząc niemalże z politowaniem na Oskara.
– To się jeszcze okaże – rzekł spokojnie Roztocki. – Spadamy stąd?
Drugiego września Matylda zaczynała pierwszą lekcję za kwadrans dziesiąta. Niestety, jak się okazało, miała to być lekcja z czwartą B, a właściwie z połową tej klasy. Z drugą częścią miała kolejne zajęcia. Na lekcje języków obcych klasa była podzielona alfabetycznie na dwie grupy. Dzień zaczynała od grupy z drugiej połowy dziennika.
Wraz z dźwiękiem dzwonka Matylda opuściła pokój nauczycielski i skierowała się schodami na pierwsze piętro. Szybkim krokiem dotarła do sali z numerem 105 i rzucając okiem na stojących przed nią uczniów, otworzyła drzwi. Zaczekała, aż wszyscy wejdą do środka, a sama weszła jako ostatnia.
W klasie zapanował umiarkowany harmider, uczniowie szurali krzesłami, wyciągali podręczniki i rozmawiali między sobą. Matylda również wyjęła ze swojej torby pomoce naukowe i niewielki laptop, który od razu uruchomiła i zalogowała się do e-dziennika. W szkole sprzęt był dostępny, jednak wolała korzystać ze swojego. Dała uczniom jeszcze kilka sekund, po czym wstała z krzesła i stanęła pod tablicą. W sali zapanowała cisza i wszystkie szesnaście par oczu zwróciło się na nią.
– Dzień dobry – przywitała się, na co uczniowie chóralnie odpowiedzieli. – Mieliście okazję widzieć mnie już na rozpoczęciu, nazywam się Matylda Konieczna i będę was uczyć angielskiego. W maju czeka was matura, dlatego skupimy się głównie na przygotowaniach do egzaminu. – Podeszła do biurka i sięgnęła po plik kartek. – To jest konspekt zajęć na ten rok szkolny i lista tematów oraz dodatkowych zagadnień. – Zaczęła przechadzać się pomiędzy ławkami, rozdając kartki. – Niedługo będę również organizować fakultety dla chętnych.
Matylda dotarła do ostatniej ławki, w której siedziało dwóch chłopaków. Położyła na ich blacie dwie kartki z konspektem i przesunęła nieco na środek ławki, gdy nagle chłopak siedzący od jej strony wyciągnął rękę, jakby chciał złapać kartki, ale zamiast tego dotknął jej palców. Odniosła wrażenie, że wcale nie było to przypadkowe, a kiedy sekundę później podniosła wzrok na jego twarz, natrafiła na intensywnie wpatrujące się w nią niebieskie oczy. Uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona i cofnęła rękę.
– Dziękuję – powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
– Proszę – mruknęła, odwróciła się na pięcie i po chwili znów znalazła się przy biurku.
Odłożyła niewykorzystane kartki i ponownie zwróciła się do klasy.
– Bardzo ułatwiłoby mi to komunikację, gdybyście napisali na kartkach swoje imiona i umieścili je na ławkach, żebym mogła zwracać się do każdego po imieniu.
Zaszeleściły wyrywane z zeszytów kartki i po chwili na ławkach pojawiły się wizytówki uczniów. Matylda zerknęła w stronę chłopaków z ostatniej ławki. Oskar. Założyła za ucho kosmyk kasztanowych włosów i znów sięgnęła po plik kartek leżących na biurku.
– Chciałabym sprawdzić, co umiecie, a co warto powtórzyć, dlatego przygotowałam dla was krótki test wiedzy, który absolutnie nie jest na ocenę, a tylko i wyłącznie do mojego wglądu – powiedziała szybko, zanim po słowie „test” rozległyby się pomruki sprzeciwu.
Tym razem nie przechodziła po klasie, a podała kartki pierwszym ławkom z prośbą, żeby przekazali resztę dalej.
– Proszę nie ściągać, bądźcie uczciwi w stosunku do mnie i do siebie – zastrzegła nauczycielka. – Test jest krótki, więc myślę, że dwadzieścia minut powinno wystarczyć.
Uczniowie złapali za długopisy i skupili się na rozwiązywaniu testu, a Matylda, zdjąwszy marynarkę, usiadła za biurkiem. Na razie lekcja przebiegała spokojnie i bezproblemowo. „Czyli jednak trafiłam na dojrzałych i poważnych młodych ludzi” – odetchnęła z ulgą. Postanowiła wykorzystać te dwadzieścia minut na uzupełnienie kilku dokumentów podesłanych mejlem przez dyrektorkę dziś z rana.
Kiedy czas minął, Matylda poprosiła o przekazanie testów do przodu i zebrała pliczek z pierwszej ławki. Przejrzała na szybko wszystkie kartki i dostrzegła, że na jednej ktoś zapomniał się podpisać. Już chciała ogłosić to klasie, żeby zapominalski napisał chociaż swoje imię, ale wtedy zauważyła, że test nie jest wypełniony, a na jego końcu zostało zapisanych kilka słów. Kiedy je przeczytała, poczuła, że zalewa ją fala gorąca, a to, co pomyślała o klasie raptem dwadzieścia minut temu, właśnie poszło się…
– Bardzo zabawne – rzuciła, nie kryjąc wściekłości.
Miała ochotę zgnieść kartkę w kulkę, wyrzucić do kosza i po prostu wyjść z sali, choć ostatkiem sił powstrzymała się przed tym impulsywnym odruchem. Uczniowie patrzyli na nią zdziwieni, nic nie rozumiejąc.
– Kto to napisał?! – Prawie krzyknęła, unosząc w dłoni niepodpisaną kartkę.
Nikt się nie odezwał. Uczniowie rozglądali się po sobie i wzruszali ramionami.
– Przeczytaj, proszę… Klaudia. – Matylda położyła kartkę przed dziewczyną siedzącą w pierwszej ławce.
Klaudia najpierw rzuciła okiem na tekst, a potem niepewnie spojrzała na nauczycielkę.
– Na głos przeczytaj.
– Jest pani pewna? – zapytała dziewczyna z wahaniem.
Matylda tylko skinęła głową, a Klaudia wzięła głęboki wdech i zaczęła czytać.
– „Ma pani kuszące cycki. Chciałbym zobaczyć, jak skaczą, gdy będzie pani ujeżdżała mojego ku…”. Nie przeczytam tego dalej – skrzywiła się i oddała kartkę nauczycielce.
W klasie zapanowała grobowa cisza, a po chwili rozległy się gorączkowe szepty.
– Nie wiem, który to napisał, ale zaraz mogę się dowiedzieć. Wolałabym jednak, żeby sam się przyznał – oznajmiła Matylda, kipiąc ze złości, chociaż starała się tego po sobie nie okazywać.
Czekała na reakcję, ale nikt się nie odezwał. Przyglądała się przez chwilę twarzom dziewięciu znajdujących się w klasie chłopaków, ale na pierwszy rzut oka nie była w stanie ocenić, który z nich mógł być autorem tego żenującego tekstu.
– Dobrze – rzekła twardo po chwili. – Niech autor zostanie po dzwonku. Inaczej sama sprawdzę, kto się nie podpisał i zgłoszę to do dyrekcji.
Sięgnęła po podręcznik leżący na biurku i zapisała na tablicy temat lekcji. Starała się opanować i normalnie prowadzić dalej zajęcia, ale czuła się tak upokorzona, że w środku cała się trzęsła. Na szczęście do dzwonka zostało niespełna piętnaście minut, akurat tyle, żeby przeczytać dłuższy tekst z podręcznika.
– Klaudia, proszę, zacznij czytać na głos – zwróciła się do dziewczyny.
Uczennica przeczytała kilkanaście zdań, po czym Matylda poprosiła jej koleżankę z ławki o kontynuowanie. Jeszcze nigdy w swojej karierze zawodowej tak bardzo nie pragnęła, żeby lekcja wreszcie się skończyła.
Gdy zabrzmiał upragniony dzwonek, uczniowie poderwali się z miejsc, żeby po chwili bez pośpiechu opuścić salę. Matylda niewzruszona siedziała przy biurku i wpatrywała się w otwarty plik na monitorze laptopa. Miała wrażenie, że klasa już opustoszała, więc podniosła wzrok ponad ekran i zauważyła, że w ostatniej ławce wciąż ktoś siedzi.
Kiedy jej spojrzenie spoczęło na Oskarze, chłopak podniósł się z krzesła, złapał plecak oraz kartkę ze swoim imieniem, od razu zgniatając ją w kulkę, i podszedł do biurka nauczycielki. Matylda wstała.
– To twoja sprawka? – zapytała, chociaż zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
Dziwnie się czuła, gdy musiała patrzeć w górę, mówiąc do ucznia. Zwykle to ona górowała nad swoimi uczniami, a teraz nawet w szpilkach była dużo niższa od Oskara. Wpatrywała się w niego z gniewnym wyrazem twarzy i myślała, że eksploduje ze złości, kiedy na jego twarz wypłynął bezczelny uśmiech.
– Przyznaję się – powiedział i wyszczerzył w uśmiechu.
Matylda kompletnie nie mogła pojąć jego postawy.
– Żarty sobie stroisz?! – podniosła głos.
– Nie – oznajmił tonem niewiniątka. – To nie był żart, pisałem całkiem serio.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Stała tam i patrzyła na niego oniemiała, mając wrażenie, że śni i pragnąc wybudzić się z tego koszmaru.
– Upokorzyłeś mnie przed połową klasy, za chwilę zapewne dowie się o tym druga połowa, a tydzień później cała szkoła będzie o tym huczała, idioto – warknęła.
Doskonale wiedziała, że nie powinna nazywać ucznia idiotą, ale w tym momencie kompletnie puściły jej nerwy.
– Nie musiała pani czytać tego przed klasą – zauważył spokojnie.
– A ty nie musiałeś tego pisać! Co niby miałeś na celu, pisząc takie paskudztwo?! – Z oczu Matyldy sypały się iskry.
– Co miałem na celu? – Oskar na chwilę odwrócił wzrok i podrapał się po brodzie, zastanawiając się nad odpowiedzią. – A, tak! – zawołał, jakby go olśniło. – Że chciałbym zobaczyć, jak pani cycki…
– Przestań! – przerwała mu Matylda, zanim zdołał dokończyć. – Wpisuję ci uwagę – powiedziała, usiadła do biurka i natychmiast ponownie zalogowała się do e-dziennika. – Za obrażanie nauczyciela. I nie życzę sobie więcej takich bezczelnych komentarzy!
– Zgłosi to pani do dyrekcji? – zapytał, ale w jego głosie nie wyczuła strachu.
– Tym razem ci daruję, ale jeśli to się powtórzy, to zadbam o to, żeby cię zawiesili w prawach ucznia. Dziwię się, że tak sobie grabisz w ostatniej klasie – syknęła. – Nazywasz się Oskar Roztocki, tak? – zapytała dla pewności, po zerknięciu na listę uczniów.
– Oto ja – rzekł wesoło.
Aż miała ochotę zdzielić go w tę głupio uśmiechniętą gębę. Co za bezczelny gnojek!
– Wynoś się już – warknęła, nie zaszczycając go spojrzeniem.
– Przepraszam – powiedział po chwili. – Nie wiedziałem, że aż tak to panią dotknie. W sumie to był komplement.
– Wynoś się! – powtórzyła dużo ostrzej.
Oskar już nic nie odpowiedział, tylko posłusznie wyszedł z sali.
Matylda skończyła notować uwagę, zamknęła laptop i zaczęła pakować torbę, bo kolejną lekcję miała w innej sali. Czuła, że twarz płonie jej ze złości i z upokorzenia. Pierwszy dzień, pierwsza lekcja i coś takiego… Pokręciła głową z niedowierzaniem, wzięła kilka głębszych oddechów i zgarnąwszy swoje rzeczy, wyszła na korytarz.
***
Na kolejnej przerwie już cała czwarta B wiedziała, co zaszło na pierwszej lekcji angielskiego. Jak tylko Oskar dotarł pod salę od fizyki, natychmiast dopadł go Kacper.
– Stary, pojebało cię?! – zawołał, łapiąc się za głowę. – Kuba przed chwilą mi wszystko powiedział. Co ty odjebałeś?
Oskar nie odpowiedział od razu, tylko rozejrzał się po korytarzu w poszukiwaniu przyjaciela. Kuba stał kilka metrów dalej w towarzystwie koleżanek z pierwszej grupy i coś im żywiołowo opowiadał. Oskar słyszał jego donośny głos, ale nie słyszał słów, choć domyślał się, co Kuba rozpowiada dookoła. Znając go, mógł się tego spodziewać.
– O co ci chodzi? – zapytał spokojnie Kacpra, bo ten wciąż wpatrywał się w niego oniemiały.
– O co mi, kurwa, chodzi? Ty miałeś ją zaliczyć, a nie wkurwić. Z tego, co mówił Kuba, to dostała ostrej piany.
– No tak, może trochę przegiąłem – zastanowił się Oskar. – Ale lubię podkręcać atmosferę – uśmiechnął się.
– Jak za bardzo popłyniesz, to wyjebią cię ze szkoły – stwierdził Kacper.
– Co tam, światły poeto? – Do chłopaków podszedł Kuba, klepnął Oskara w ramię i zaśmiał się głośno.
– Robię, co mogę – skwitował Oskar.
– Mordo, powinieneś zaczynać od małych kroczków, a nie tak z grubej rury – poradził Kuba. – Za bardzo popłyniesz i jeszcze cię z angola upierdoli.
– Kubuś, nie ucz ojca dzieci robić – rzekł Oskar pobłażliwie.
Kuba parsknął śmiechem.
– Taa… Gdzie te kolejki napalonych dup? – Zrobił z dłoni daszek i przyłożywszy do czoła, zaczął rozglądać się po korytarzu.
– Zamknij się i daj mi pracować – mruknął Oskar.
Właśnie nadeszła fizyczka i uczniowie powoli zaczęli wsypywać się do sali, więc rozmowa się urwała.