Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Upalne lato 1987 roku. Magda, Zuza i Hana spędzają wakacje w starej willi rodziny Třebovickich. Sielankę przerywa wyjątkowo drastyczne morderstwo. Funkcjonariusze nadzwyczaj szybko wskazują i aresztują sprawcę, zupełnie lekceważąc zeznania jednej z dziewczynek, która twierdzi, że na miejscu zbrodni widziała dziwną zieloną zjawę...
Dwadzieścia pięć lat później podinspektor Marie Výrová, zwana Wielką Sową, wraca do starej sprawy. Wkrótce przekona się, że w dawnym śledztwie roiło się od błędów i nadużyć. Nakłania więc świadków, aby minuta po minucie odtworzyli tamten tragiczny dzień. Co Třeboviccy ukrywali przez lata i czy zabił któryś z nich?
"To jeszcze nie koniec" jest połączeniem pasjonującej powieści kryminalnej, historii o upadku wpływowej rodziny oraz mrocznej ballady romantycznej. A Michal Sýkora, w kolejnym po "Człowieku pana ministra" tomie serii o śledczych z Ołomuńca, potwierdza swój talent, czerpiąc z najlepszych tradycji gatunku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 324
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
And all that you’ve held sacred Falls down and does not mend Just remember that death is not the end. A gdy to, coś miał za święte, naraz wali się i płonie, zapamiętaj, że śmierć to nie koniec.
Death Is Not the End (Bob Dylan,
Dla Markéty i Tomíka
Na modlitwę biją dzwony,
buch, buch! wali ktoś do wrót.
„Chodź do domu, miła żono!
Bo mnie straszny dręczy głód”.
„Idź precz, zbóju, z mego domu,
Niepotrzebnyś tu nikomu!
Wracaj zaraz do jeziora,
masz tam jadła wszego w bród!”
O północy buch, buch!
…przy drugim „buch” Magdaléna złapała Hankę za kostkę, a ta wrzasnęła. I ze strachu, i dlatego, że Magda ścisnęła jej obandażowaną nogę dokładnie w miejscu, gdzie została zwichnięta. Krzyk rozniósł się po cichym, śpiącym domu z siłą bomby atomowej. Przestraszona Hanka zakryła buzię dłonią, Zuzana szybko wyłączyła lampkę na nocnym stoliku, a Magda zamknęła książkę. Dziewczynki szczelnie okryły się kołdrą. Dwie sekundy ciszy – pełne napięcia sekundy wstrzymywania oddechu i wpatrywania się w różne formy nocy i ciemności: niebieski zmrok za wysokim oknem, ciemnofioletowe kąty pokoju, krawędź bladej aureoli latarni na parapecie, refleksy światła w szybach wielkiego regału z książkami. Lśniący szklany przycisk do papieru na biurku dziadka odbijał blask wiszącego na niebie półksiężyca. Po chwili rozległo się to, na co czekały. Płacz dziecka…
– Aleś ty durna, Hanka! – szepnęła Zuzana.
– Wszystko przez Magdę – broniła się dziewczynka. Chciało jej się płakać. To było niesprawiedliwe, poza tym znów zaczęła ją boleć zwichnięta kostka czy – jak mówiły – „koślawa noga”.
– Nie wiedziałam, że zaczniesz tak wrzeszczeć – syknęła Magdaléna.
– Złapałaś mnie akurat za tę kostkę – wyszeptała Hanka obrażonym tonem.
– Rany, nie wiedziałam, że taki z ciebie mięczak.
Magdaléna uważała Hanę za symulantkę, ale przede wszystkim zazdrościła koleżance, że wszyscy się nad nią rozczulają z powodu okoliczności urazu. Phi, wielka mi bohaterka! Magdaléna skrzywiła się w ciemności. A w ogóle to wszystkiemu winne to głupie, wiecznie ryczące dziecko…
Przenikliwy głosik niemowlęcia rozległ się w mroku i przerwał kilkusekundową ciszę, a dziewczynki zamarły w wyczekiwaniu, czy zostaną nakryte jako sprawczynie zamieszania. Stało się: drzwi skrzypnęły, płacz się nasilił, potem usłyszały człapanie bosych stóp na linoleum w korytarzu, po chwili dźwięk naciskanej klamki (stare zamki wszczynały larum, zawsze kiedy musiały wybudzić się ze snu) – sekretarzyk zasłaniał im widok z łóżka, ale wiedziały kto to. Po chwili usłyszały wujka Petra:
– A żeby was szlag! – Podszedł trzy kroki bliżej i dziewczynki zobaczyły jego rachityczną postać. – Musicie bez przerwy się wydzierać?
Petr był rozczochrany i miał na sobie pasiaste bokserki, rozciągnięte i luźne („tatusiowate”, powiedziałaby Magdaléna, która tego lata przechodziła typową dla wczesnego dojrzewania fazę zazdrości wobec wszystkich zaprzątających uwagę babci i dziadka, przez lata zarezerwowaną tylko dla niej). Dziewczynki często dworowały sobie z wyglądu Petra – jego owłosionych nóg, wystającego pępka na miękkim, wychudzonym brzuchu, rzadkich, brunatnych włosków na piersi. Najbardziej przerażała je myśl (mogłyby o tym dyskutować codziennie), że do końca życia będą miały płaski dziecięcy torsik, a zamiast biustu obleśne kłaki, które na nim wykiełkują. („Ale takich buforów jak Draha też bym nie chciała”, oświadczyła Magda, mając na myśli karmiącą żonę Petra). Magda była najstarsza i zazdrość, także o Drahę, wywoływała w niej gniew i urazę, a że chętnie myszkowała w bibliotece dziadka, potrafiła tę urazę wyrażać słowami, które wprawiały w podziw młodszą kuzynkę Zuzanę i jej koleżankę z klasy Hankę.
Choć dziewczynki ani trochę nie bały się Petra, widziały, że jest naprawdę wkurzony.
– Magda, do cholery jasnej! Obudziłyście małego! – Wujek Petr nie uznawał domniemania niewinności, a za wszelkie rozróby była jego zdaniem odpowiedzialna Magda, rozpuszczona i krnąbrna starsza bratanica. – Nie pomyślałyście o tym? Wiesz przecież, jak niespokojnie śpi…
Jakby na potwierdzenie tych słów dzidziuś po drugiej stronie domu wzmocnił jeszcze swój lament.
– Przepraszam, wujku – powiedziała Zuzana.
– Niech się pan nie gniewa – dodała Hanka. – Wrzasnęłam przez nogę, uderzyłam się w nią.
Skrucha dziewczynek i wspomnienie okoliczności, w jakich doszło do urazu Hanki, złagodziły gniew Petra.
– Czemu jeszcze nie śpicie? Dochodzi północ – powiedział spokojniejszym tonem.
– Już idziemy spać – skłamała Zuzana.
– Najważniejsze, żebyście były cicho… – dodał wujek Petr. Obrócił się na pięcie i już miał zamknąć za sobą drzwi, kiedy Magda szepnęła:
– Tylko się nie zesraj.
Dziewczynki nie wytrzymały i parsknęły śmiechem. Petr natychmiast zawrócił.
– Uważacie, że to zabawne? – zapytał poirytowany. – Tak was cieszy, że mały nie może spać z bólu? Że ząbkuje i ma gorączkę? Dobrze się bawicie?
Dziewczynki milczały.
– Jeśli dalej będziecie się tak zachowywać…
Nagle do pokoju weszła kolebiącym się krokiem babcia. Mimo parnej nocy miała na sobie flanelową nocną koszulę, podkreślającą wszystkie walory jej babciowatości – zaokrąglone kształty, puchatość, dobrotliwe spojrzenie i łagodny alt głosu.
– Dziewczyny obudziły małego – poskarżył się jej syn. – Drą się nawet po północy.
– Czy to prawda? – zwróciła się w stronę delikwentek babcia, w dobrodusznej nadziei, że błędnemu wyrokowi da się jeszcze zapobiec, jeśli tylko pozwoli wnuczkom wyjaśnić to oczywiste nieporozumienie.
Petra jej postawa jeszcze bardziej rozzłościła.
– No jasne, że prawda. Do cholery, mamo, masz mnie za bęcwała czy co?
Magdaléna postanowiła nie komentować retorycznego pytania Petra w obecności babci, choć mimo późnej godziny przyszło jej na myśli kilka dowcipnych odpowiedzi.
– Dziewczynki już będą grzeczne, prawda? – ciągnęła babcia pojednawczo.
– A właśnie że nie będą! – uniósł się Petr, a ciągły płacz niemowlaka utwierdzał go w słuszności gniewu. – Jedyny sposób, żeby zaprowadzić tu ciszę i porządek, to je stąd wyeksmitować. Wszystkie trzy. A Magdę w pierwszej kolejności. – Odwrócił się i ruszył z powrotem do zawodzącego dziecka i sfrustrowanej, wyczerpanej do granic możliwości żony.
Babcia podeszła do łóżka, w którym tuliły się do siebie dziewczynki, i usiadła na brzegu. Hanie zrobiło się głupio, że krzyknęła, bo uwielbiała babcię Zuzany i Magdy. Choć była u nich tylko gościem, starsza pani traktowała ją tak samo, wszystkim trzem dziewczynkom wydzielając tyle samo z nieskończonych pokładów swojej dobroci i życzliwości. Hanka, której własna babcia była dość oschła, lgnęła do niej z całą dziecięcą zachłannością. Babcia spojrzała na nie, bez wahania sięgnęła pod pierzynę i wyjęła stary, zaczytany egzemplarz ballad Erbena, po którym każdej nocy pozostawało puste miejsce na prawej półce dziadkowej biblioteczki. Dziewczynki naiwnie zakładały, że nikt się nie zorientował.
– Znowu się straszycie? – spytała z wyrzutem.
– Babciu, nie złość się, proszę… – kajała się Zuzana.
– Czemu to ciągle czytacie? – Babcia pokręciła głową i pogładziła Zuzanę po włosach.
– No bo… To jest tak strasznie straszne, babuniu! – przymilała się Magda w obawie, że młodsza kuzynka zyska większą przychylność babci.
„Straszność” była dla nich zasadniczym kryterium, a spływające krwią ballady Erbena spełniały je znakomicie. Kiedy tylko Magda wypowiedziała to kluczowe słowo, przypomniała sobie, że w dziadkowej bibliotece można znaleźć coś jeszcze straszniejszego…
Babcia pogłaskała także ją, zasłuchała się w dziecięcy płacz, który dobiegał z sypialni jej najmłodszego syna i synowej, a po chwili powiedziała:
– Rano wszystkie trzy pójdziecie przeprosić ciocię Drahę. Jest jej naprawdę ciężko.
– Czy to nasza wina, że mały nie może się wypierdzieć? – zaoponowała Magda.
– Nieładnie mówić takie rzeczy, Magduniu – upomniała ją cicho babcia.
Hanka i Zuzana zawstydziły się w imieniu Magdy, a ona spuściła głowę, choć słowa babci raczej jej nie obeszły.
– Odłóżcie to już. – Babcia pogładziła także Hankę. – I idźcie spać. Mało miałyście dzisiaj wrażeń? Dobranoc.
– Dobranoc, babciu – odpowiedziały dziewczynki unisono.
Babcia odłożyła zbiór ballad Erbena na biurko i podreptała do swojej sypialni na parterze.
Zuzana umościła się wygodnie na rozłożonym tapczanie.
– Dobranoc, dziewczyny…
– Oszalałaś? Jakie dobranoc? – huknęła na nią Magda. Wyskoczyła z łóżka i pognała do regału.
– Nie doczytałyśmy Erbena do końca – szepnęła Hana. – Potem będzie ten trupek.
– Mam lepszy pomysł – odparowała Magda. Zachciało jej się czegoś naprawdę przerażającego, a do tego była wściekła na niemowlę, które nie przestawało płakać, oddzielone od nich drzwiami, korytarzem i drugimi drzwiami, choć teraz było to już wymęczone kwilenie, jakby bardziej z obowiązku niż prawdziwej potrzeby. Światło księżyca, wzmocnione uliczną latarnią, odbijało się w przeszklonej biblioteczce, Magda jednak poradziłaby sobie nawet w ciemności, bo bezbłędnie orientowała się w książkach dziadka i wiedziała, gdzie są ukryte najlepsze, najbardziej fascynujące skarby.
Wyciągnęła kilka nietkniętych tomów dzieł zebranych Aloisa Jiráska z lat pięćdziesiątych i wsunęła głowę w czeluści regału, by dosięgnąć książek z drugiego rzędu. Tak – była tam! – zielona książeczka, na pierwszy rzut oka czytana dużo częściej niż jej mądre sąsiadki z półki. Odłożyła Jiráska na miejsce i w podskokach wróciła z nowym łupem.
– Dziewczyny, to jest dopiero coś – szepnęła, zapaliła lampkę i pokazała im wymiętoloną okładkę.
Cicha groza.
– O rety… – wysapała Hanka.
– A nie będziesz się drzeć?
– A nie będziesz mnie straszyć?
– Nie. Słowo.
– Dobra, to ja też nie. Słowo.
– To naprawdę bomba. – Magda z wprawą wertowała książkę. – Czekajcie… o, jest. Mały skrytobójca.
– Już się boję – szepnęła Zuzana.
– Poczekaj na zakończenie – powiedziała Magda z szelmowskim uśmiechem i zaczęła czytać. Od czasu do czasu spoglądała ukradkiem na słuchaczki, którym opowieść o dzieciątku dybiącym na życie rodziców zapierała dech w piersiach. Na śmierć matki Zuzana zareagowała naciągnięciem pierzyny na głowę. A potem nadszedł finał. Doktor wyciąga z neseseru skalpel i próbuje zwabić małego potwora. Magda wzięła oddech i akcentowała każde słowo, doskonale wiedząc, jak zareagują dziewczyny. „Spójrz, maleństwo! Coś tu błyska. Śliczne, prawda?” I ostatnie słowo. Mocne jak cios pięścią. Magda nabrała powietrza i wyrecytowała je w całkowitej ciszy parnej sierpniowej nocy. „Skalpel”.
Uśmiechając się błogo, zamknęła antologię opowiadań. Nasyciła swój czytelniczy apetyt, a do tego wywołała przerażenie u słuchaczek. Prawdziwa Cicha groza.
Zegar na biurku dziadka wskazywał kwadrans po pierwszej. Dom spał, pogrążony w bezgłośnym śnie, przerywanym jedynie kapaniem wody w łazience po drugiej stronie korytarza. Nawet Lukášek nie płakał.
– Mały usnął – zauważyła cicho Zuzana.
– Jesteś pewna, że usnął? – zapytała z sadyzmem Magda.
– Nie wygłupiaj się, Magda. – Zuzana się przestraszyła.
– A drzwi są zamknięte? – spytała Magda niewinnie, delektując się strachem kuzynki.
– Przestań – jęknęła Zuzana.
– Dziewczyny, muszę siku – oznajmiła Hanka.
– Na twoim miejscu bym się powstrzymała – zasugerowała Magda teatralnym tonem. – A co, jeśli tam czyha?
– Kto?
– Jak to kto? Dzidziuś. Mały skrytobójca. Chce się zemścić, że go obudziłyśmy.
– Nie wygłupiaj się – powtórzyła Zuzana i przykryła głowę kołdrą.
– Ale ja naprawdę muszę siku.
– To idź.
– Któraś z was musi pójść ze mną. Nie doskoczę sama z tą nogą.
Ojoj, jaka biedna, pomyślała Magda, ale na głos powiedziała tylko:
– Ja byłam ostatnio. Umówiłyśmy się, że będziemy chodzić na zmianę.
– O nie, nigdzie nie idę. – Zuzana wychyliła głowę spod pierzyny.
– Ale ja muszę, Zuzi.
– A co, jeśli jest tam dzidziuś? – wydukała Zuzana.
– Jezu, nie wariuj, ona cię tylko straszy.
– Nie byłabym taka pewna – powiedziała Magda lodowato.
– Przestań, bo się posikam.
– Oczywiście, że go tam nie ma – powiedziała Zuzanie. – Ale uważajcie na naciągniętą żyłkę.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Proza czeska
Jan Balabán
Wakacje / Możliwe, że odchodzimy
Którędy szedł anioł
Bianca Bellová
Jezioro
Mona
Tereza Boučková
Rok koguta
Roman Cílek
Ja, Olga Hepnarová
Emil Hakl
Zasady śmiesznego zachowania
Petra Hůlová
Plastikowe M3, czyli czeska pornografia
Macocha
Krótka historia Ruchu
Zdeněk Jirotka
Saturnin
Miroslav Sehnal / Břetislav Uhlář
Godzina w niebie
Petra Soukupová
Zniknąć
Pod śniegiem
Najlepiej dla wszystkich
Sprawy, na które przydszedł czas
Petr Šabach
Gówno się pali
Podróże konika morskiego
Masłem do dołu
Pijane banany
Dowód osobisty
Babcie
Marek Šindelka
Zostańcie z nami
Mapa Anny
Kateřina Tučková
Boginie z Žítkovej
Wypędzenie Gerty Schnirch
Seria Czeska Bajka
Vojtěch Matocha
Truchlin
Iva Procházková
Pyszna środa
Petra Soukupová
Bercik i niuniuch
Pavel Šrut, Galina Miklínová
Niedoparki
Niedoparki powracają
Niedoparki na zawsze
Seria Czeskie Krymi
Jiří Březina
Przedawnienie
Południca
Daniel Petr
Siostra Śmierć
Iva Procházková
Mężczyzna na dnie
Roznegliżowane
Zagraj mi na drogę
Michal Sýkora
Człowiek pana ministra
O języku czeskim
Zofia Tarajło-Lipowska
Nowy Kapoan. Strzel i traf do czesko-polskich językowych gaf
Ekonomia i polityka
Václav Klaus
My, Europa i świat
Seria Nowe Polskie
Rafał Niemczyk
Mama umiera w sobotę
Tytuł oryginału: Ještě není konec
First published in 2016 by Host, Brno
Redakcja: Marta Mizuro, Julia Różewicz
Korekta: Aleksandra Szulejewska
Projekt okładki: Kasia Michałkiewicz-Hansen
Projekt makiety: Mimi Wasilewska
Zdjęcia na okładce: © AndrashJ / iStock.com
Wydanie książki zostało dofinansowane przez
Copyright © by Michal Sýkora, 2016
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Afera, Wrocław 2022
Copyright © for the Polish translation by Krzysztof Wołosiuk
All rights reserved
ISBN 978-83-65707-55-0
Wydanie I, Wrocław 2022
Wydawnictwo Afera
www.wydawnictwoafera.pl
kontakt: [email protected]
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek