Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
29 osób interesuje się tą książką
Tajemnicza akademia. Morderstwa. Przyjaciele, którzy muszą stawić czoła mrocznym sekretom. Valentina Moreau, nastoletnia Francuzka, trafia do elitarnej akademii na obrzeżach Londynu. W szkole panują nietypowe zasady, nastolatkowie nie mają dostępu do elektroniki, uczą się z dala od świata zewnętrznego. Valentina szybko odkrywa, że coś niepokojącego czai się za murami tej prestiżowej szkoły. Gdy w Londynie dochodzi do tajemniczych morderstw, Valentina i jej nowi przyjaciele postanawiają rozwikłać zagadkę. Im więcej wiedzą, tym większe niebezpieczeństwo im grozi. Czy ich życie może być stawką w tej grze? Kto stoi za morderstwami? Dyrektor akademii? Jeden z uczniów? A może ktoś, kto do tej pory stał w cieniu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 307
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla moich rodziców,którzy nauczyli mnie układać słowa w zdania.
Znać bowiem drugich dokładnie
jest to znać samego siebie.
William Shakespeare, Hamlet,tłum. Józef Paszkowski
INITIUM
– Nie daj się zabić, Valentino.
Tym razem pożegnanie z czasów wczesnego dzieciństwa nie przyniosło jej nawet odrobiny pocieszenia. Gdy w oddali dostrzegła bramę Akademii imienia Williama Andersona na obrzeżach Londynu, Valentina poważnie rozważała odwrót, jednak zarazem miała świadomość, jak wielką szansę by zmarnowała. Odgarnęła na plecy ciemne loki i zmusiła się do uśmiechu – zdecydowanie sztucznego. Na szczęście nikt nie musiał tego wiedzieć.
– Nigdy, Jeanette – odparła miękko do przyjaciółki, po czym zakończyła połączenie.
Schowała telefon do małej skórzanej torebki, którą z powodu krótkiego paska musiała wcisnąć niemal pod pachę. Ciągnąc za sobą walizkę, ruszyła w stronę bramy.
Miała nadzieję, że zrobi dobre wrażenie. Włożyła czarną spódniczkę i białą koszulę, które przełamała czerwonymi lakierkami i paskiem w takim samym kolorze. Na szyi jak zwykle nosiła niewielki złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie serca.
Valentina Moreau wierzyła głęboko, że strój odzwierciedla wnętrze człowieka, dlatego zawsze ubierała się tak, jakby każdego dnia potencjalnie mogła spotkać prezydenta, miłość swojego życia albo – wręcz przeciwnie – największego wroga.
Stanęła przed bramą, wahając się, czy powinna ją pchnąć, czy może jednak poczekać, aż otworzy się sama. Wcześniej myślała, że jest automatyczna, ale teraz wydała się jej wręcz niepokojąco nieruchoma.
Nie zdążyła podjąć tej decyzji, ponieważ nagle wyrosła przed nią kobieta w eleganckim, butelkowozielonym kostiumie i kapeluszu na głowie. Miała jasne, krótkie włosy i niebieskie oczy o zimnym odcieniu, który przyprawił ją o nieprzyjemny dreszcz. Dziewczyna pomyślała, że kolor jej własnych oczu – głęboki odcień deserowej czekolady, a może raczej kawy – stanowi ostry kontrast z przenikliwym spojrzeniem nieznajomej. Kobieta tymczasem uśmiechnęła się jeszcze sztuczniej niż Valentina kilka minut temu.
– Witamy w akademii – odezwała się, a ton jej głosu był ostry i nieprzyjemny. – Mam nadzieję, że przeprowadziłaś już wszystkie niezbędne rozmowy?
Valentina zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, jakie „niezbędne rozmowy” kobieta ma na myśli. W dodatku brzmiała niemal jak robot. Cóż, być może powtarzała to zdanie dziesiątki razy tego dnia.
– Niezbędne rozmowy? – powtórzyła ze zdziwieniem Valentina. Jej głos w przeciwieństwie do głosu jasnowłosej był dźwięczny i melodyjny, chociaż ku wielkiemu rozczarowaniu właścicielki niespecjalnie nadawał się do śpiewania. Szkoda, bo kochała muzykę całym sercem.
– Jesteś na pierwszym roku, prawda? – odpowiedziała pytaniem na pytanie kobieta, jak gdyby to wszystko wyjaśniało. A gdy dziewczyna niepewnie skinęła głową, tamta uśmiechnęła się jeszcze szerzej, aż Valentina zaczęła się obawiać, że za moment uśmiech kobiety stanie się wręcz niepokojący. – Dbamy o elitarny charakter szkoły – wyjaśniała. – Dlatego wszelkie urządzenia mogące przechowywać dane lub umożliwiać kontakty są konfiskowane. Otrzymasz je z powrotem, gdy będziesz wracać do domu na przerwę świąteczną.
Valentina przełknęła ślinę. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że w tej szkole może obowiązywać dość nietypowy regulamin. W końcu uczniowie z całego świata wybierani byli według nikomu nieznanych kryteriów, do kandydatów wysyłano listy za pośrednictwem poczty, a akademia nie miała nawet strony internetowej. Aż takiego rygoru się jednak nie spodziewała.
– Poproszę o minutkę. – Uśmiechnęła się nerwowo i szybko sięgnęła po komórkę. Odblokowała ją trzęsącymi się rękami i kliknęła ikonkę wiadomości.
Do: Mama, TataMuszę oddać telefon, odezwę się, jak tylko dam radę, kocham Was!!!
Potem szybko przeszła na Messengera i napisała w konwersacji z Jeanette:
Pomocy, zabierają mi telefon, odezwę się, jak przeżyję, nie rób nic głupiego i pisz mi wszystko, odczytam, gdy tylko dam radę!!!
Zablokowała urządzenie i oddała je kobiecie, która włożyła smartfon do wyjętej z kieszeni strunowej torebki niczym godną zbadania biologiczną próbkę.
– Jak się nazywasz?
– Valentina Moreau – odparła dziewczyna automatycznie, jednocześnie próbując wymyślić sposób, w jaki uda jej się przetrwać następne miesiące, jeśli będzie niemal całkowicie odcięta od świata zewnętrznego.
Urzędniczka wyjęła z kieszeni czarny marker i niedbale nabazgrała nim nazwisko na torebce, co po raz kolejny wywołało skojarzenia z laboratorium.
– Masz słuchawki, Valentino? Ładowarkę?
Dziewczyna zacisnęła zęby, ale doszła do wniosku, że skoro oddała już telefon, to i tak nie będzie miała żadnych korzyści z ładowarki ani słuchawek. Sięgnęła do bocznej kieszeni torebki i z przyklejonym do ust uśmiechem oddała kobiecie i jedno, i drugie. Patrzyła, jak jej rzeczy lądują w foliowej torebce, i zanotowała w myślach, żeby następnym razem zaopatrzyć się w zapasowy telefon, którego nie musiałaby oddawać.
Kobieta, jakby czytając jej w myślach, zamknęła starannie torebkę strunową i odłożyła ją do dużego, zamykanego pojemnika, który stał na ziemi obok bramy. Valentina wcześniej nie zwróciła na niego uwagi.
Twarz urzędniczki była teraz poważna, bez śladu uśmiechu.
– Na wypadek gdyby coś głupiego przyszło ci do głowy, to powinnaś wiedzieć, że szkoła wyposażona jest w radar wykrywający wszystkie urządzenia elektroniczne. Nie ma możliwości wniesienia ich na teren akademii – oznajmiła surowo.
Choć dziewczyna nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszała, wolała nie dyskutować. Valentina Moreau nie miała w zwyczaju marnować szans.
– Zapraszamy. – Kobieta znowu się uśmiechnęła, ignorując chwilę ciszy, która zapadła po jej poprzednich słowach.
Valentina odpowiedziała jej kolejnym wymuszonym uśmiechem i popchnęła bramę, wkraczając na teren szkoły. Najwyraźniej jednak nie była automatyczna.
Dziewczyna zaczynała się obawiać, że takie nieszczere uśmiechy wejdą jej w tym miejscu w krew, i po raz kolejny w jej głowie pojawiły się wątpliwości, czy ta szkoła naprawdę jest dla niej odpowiednia.
Owszem, kiedy dostała list i wraz z nim bilet na samolot, nie wahała się ani przez moment – absolwenci tej akademii mogli liczyć na miejsca na najlepszych uniwersytetach na świecie, a potem na świetną i dobrze płatną pracę.
Już samo dostanie się do tej szkoły stanowiło niezwykłe wyróżnienie.
Ale teraz naprawdę się bała. Nie wiedziała, ile podobnych zasad będzie w stanie wytrzymać. Może się nie odnajdzie? W liście nie było mowy o tym, czy będzie mogła zrezygnować w trakcie roku szkolnego. W zasadzie nawet nie miała pojęcia, dlaczego wybrano akurat ją. To w sumie było chyba nawet nieco przerażające, ale wolała o tym nie myśleć. Przynajmniej do tej pory.
Słońce przebijało się przez liście – pogoda postanowiła rozpieścić rozpoczynających właśnie rok szkolny uczniów. Gdyby miesiąc wcześniej nie zaproponowano jej stypendium w akademii, zapewne siedziałaby teraz obok Jeanette w liceum w Lyonie.
Była jednak tutaj, a akademia robiła na niej ogromne wrażenie. Podobnie jak na każdym, kto wstępował w jej progi po raz pierwszy. Otoczona lasem i wysokim płotem przypominała raczej zamczysko niż szkołę. Mury z czerwonej cegły porastał bluszcz. Okna były wysokie, strzeliste, ale o dziwo nowoczesne. Akademia wyglądała jak miejsce wyjęte z jednej z tych książek fantasy, które Valentina z wielką chęcią czytywałaby częściej, gdyby większości czasu nie zajmowała jej nauka.
Wrażenie to dopełniała fontanna na dziedzińcu szkoły, ozdobiona rzeźbami aniołów. Jedynie grupa uczniów, którzy siedzieli na schodach prowadzących do akademii lub spacerowali po obiekcie, nie wpisywała się w ten obraz. Wszyscy byli ubrani luźno i zdawali się cieszyć piękną pogodą jak uczniowie każdej zwykłej szkoły, co nieco podniosło dziewczynę na duchu.
– Jesteś nowa?
Zatrzymała się gwałtownie, omal nie przejeżdżając kółkami walizki po stopach chłopaka, który niespodziewanie zastąpił jej drogę. Jego angielski był perfekcyjny, a brytyjski akcent wyraźnie słyszalny. Zatem miejscowy.
– Owszem, a dlaczego pytasz?
Podniosła na niego wzrok – przewyższał ją o ponad głowę. Miał brązowe, nieco rozczochrane włosy, oliwkowe oczy i piegi. Był ubrany w sprane, szerokie dżinsy, za dużą koszulkę z nazwą zespołu, którego Valentina nie znała, i rozwiązane trampki. Miała nadzieję, że nie dostrzegł jej stresu, ale on na jej słowa skłonił się tylko lekko, nieco automatycznie, sprawiając wrażenie, jakby myślami znajdował się zupełnie gdzie indziej.
– Jestem Harry, chodzę do trzeciej klasy. Pomogę ci się odnaleźć w akademii – oznajmił. Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, na co chłopak tylko machnął ręką. – Wybacz. Robię to od rana, jestem więc trochę zmęczony. Daj walizkę, będzie szybciej. Jak masz na imię? – spytał już zupełnie zwyczajnym tonem. Był w jakiś sposób wręcz nonszalancki, a jego ruchy wydawały się lekko spowolnione.
– Valentina – odparła szybko i pospieszyła za chłopakiem, który zdążył już przejąć od niej bagaż i ruszyć do przodu. Dogoniła go w kilka sekund. – Jestem z Francji – dodała.
– Tak sądziłem. Masz bardzo ładny akcent. Najpierw pójdziemy do sekretariatu – powiedział, wciągając jej walizkę na pierwszy stopień kamiennych schodów. Valentinie wydawało się, że usłyszała z jego ust stłumione przekleństwo, ale mogła się mylić. – Tam dostaniesz przydział pokoju i plan lekcji oraz będziesz mogła odłożyć swoje rzeczy. Na początku pewnie będziesz się trochę gubić, ale spokojnie, zajęcia u nas zaczynają się dopiero w połowie września. Dyrekcja chce, żeby wszyscy zdążyli zawrzeć nowe znajomości i odnaleźć się po wakacjach.
Valentina w duchu podziękowała dyrekcji za rozsądek. Nie wątpiła, że nowi uczniowie potrzebują czasu na aklimatyzację. Do tej pory była bowiem nieco przerażona tym, że w drodze na zajęcia zgubi się gdzieś w labiryncie korytarzy.
Harry wciągnął walizkę na ostatni stopień i pewnym krokiem wkroczył do holu, odwracając się, by sprawdzić, czy dziewczyna ciągle za nim idzie.
– Aha, i jeszcze jedno. Valentino, pod żadnym pozorem nie wychodź z budynku po zmroku. Mówię poważnie. Co prawda nie wypuszczają nas, ale jakbyś się uparła, to pewnie zdołałabyś się wymknąć. Nie rób jednak tego, jeśli nie chcesz wylecieć. W zeszłym roku pięć osób opuściło akademię właśnie z tego powodu.
Czy wspominałam już, że Valentina Moreau nie miała w zwyczaju marnować żadnych ofiarowanych jej szans?
Cóż, w tym momencie nie wiedziała jeszcze, że niebawem wymknie się z akademii, i to niejeden raz.
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
– Harry, na wszystko, co dobre i piękne, zwolnij!
Valentina zatrzymała się i dysząc ciężko, oparła dłonie na kolanach. Wspinali się po schodach już podejrzanie długo, a chłopak nawet z walizką w ręce znacznie ją wyprzedzał. Po jej słowach stanął jak wryty i się odwrócił, rzucając jej pełne politowania spojrzenie.
– Jeszcze tylko jedno piętro – oznajmił sucho i ruszył w górę, nie oglądając się więcej na nią.
Wypuściła głośno powietrze z płuc, po czym pospieszyła za towarzyszem, psiocząc w duchu na styl architektoniczny, którym dosłownie kilka chwil temu się zachwycała. Przeoczyła fakt, że poruszanie się po wysokim zamczysku oznaczało konieczność pokonywania setek, jeśli nie tysięcy, wąskich stopni. Szczególnie że kondycja nie była jej mocną stroną – dziewczyna zdecydowanie wolała rozrywki wymagające wysiłku umysłowego niż fizycznego.
Nastrój Valentiny poprawił się dopiero wtedy, gdy w końcu dotarli na piętro, na którym – według informacji otrzymanych wcześniej w sekretariacie – znajdował się jej pokój. Korytarz, którym szli, był naprawdę przytulny. Odsłonięta cegła dodawała ścianom pałacowego charakteru, a czerwony pluszowy dywan przyjemnie tłumił kroki. Kandelabry na ścianach, wyposażone w żarówki imitujące świece, tworzyły niezwykłą atmosferę. Kiedy znaleźli się w części z rzędem białych drzwi, Harry przystanął.
– Który masz numer? – spytał z lekką niecierpliwością.
Dziewczyna sięgnęła do kieszeni i wyjęła otrzymany wcześniej w sekretariacie mosiężny kluczyk z drewnianym breloczkiem, na którym wygrawerowany był numer pokoju.
– Trzydzieści sześć – oświadczyła, a oczy Harry’ego rozbłysły po raz pierwszy, odkąd go poznała.
– Serio? – zapytał, co wydało się jej wręcz niedorzeczne.
– Nie, na niby – odparła z ironią w głosie. – Czemu miałabym żartować?
Harry zdawał się nie dostrzegać jej sarkazmu i ruszył przed siebie z nową energią, nie czekając na towarzyszkę.
– Trafiłaś najlepiej, jak mogłaś – powiedział.
Podbiegła, by go dogonić, i po drodze niemal potrąciła dziewczynkę ubraną w białą letnią sukienkę.
– Co masz na myśli? – spytała, zaciekawiona.
Chłopak zlekceważył jej pytanie i otworzył drzwi z odpowiednim numerem tak, jakby wchodził do siebie.
– Inti, przyprowadziłem ci zgubę – odezwał się głośno. – Cześć, Nel.
Valentina usłyszała jakąś niewyraźną odpowiedź, po czym Harry wciągnął walizkę do środka i dał jej znać, by weszła za nim. Nieco niezręcznie wślizgnęła się do pokoju i omal nie została zgnieciona w uścisku przez wysoką, szczupłą dziewczynę.
Kiedy minął pierwszy szok, Valentina odwzajemniła uścisk, dostrzegając kątem oka, jak Harry w butach rzuca się na stojące obok okna łóżko. Uniosła ze zdziwienia brwi, a w tym samym momencie dziewczyna odsunęła się od niej.
– Intisaar – powiedziała i tym razem wyciągnęła dłoń, a jej uśmiech wyglądał na naprawdę szczery, zupełnie inny od tego, który wcześniej zaprezentowała urzędniczka. – Indie, druga klasa – dodała.
– Valentina. Francja.
Intisaar miała skórę w kolorze kawy z mlekiem, długie, czarne włosy splecione w warkocze bokserskie oraz ciemne, niemalże czarne oczy. Była ubrana w sobie różowy, sznurowany top i dżinsowe dzwony, a jej nadgarstki zdobiły liczne bransoletki, natomiast palce – złote pierścionki.
– Nel – rozległ się drugi, znacznie cichszy głos. Niewysoka blondynka o zielonych oczach pojawiła się obok Induski. – Polska, też jestem nowa.
Valentina uśmiechnęła się i uścisnęła dłoń drobnej dziewczyny, jednocześnie zauważając, że w pokoju znajdowały się trzy łóżka. A więc poznała już wszystkie współlokatorki.
Zapadła nieco niezręczna cisza, a dziewczyna zaczęła zastanawiać się, co powinna powiedzieć, jednak nie musiała długo szukać odpowiednich słów. Jej uwagę odciągnęło przytłumione przekleństwo, które padło, gdy Intisaar spojrzała na Harry’ego.
– Evans, masz trzy sekundy na zabranie z mojego łóżka swoich śmierdzących buciorów albo doniosę do dyrektora, że palisz – oznajmiła, opierając dłonie na biodrach.
– Przecież nie palę – obruszył się chłopak, ale posłusznie spuścił nogi na podłogę.
– Anderson o tym nie wie – odparła Intisaar, wzruszając ramionami, na co Harry wywrócił oczami, nieco zbyt teatralnie, w duchu zapewne przyznając jej rację.
Rozbawiona Valentina tymczasem usiadła na łóżku obok Nel, która zdążyła się już zająć grzebaniem w swojej walizce tak, jakby przybycie nowej współlokatorki w ogóle jej w tym przeszkodziło.
Pokój był nawet przytulny, ale znacznie nowocześniejszy niż ta część zamku, którą do tej pory miała okazję zobaczyć Valentina. Pod dużym, dwuskrzydłowym oknem stała masywna drewniana komoda z trzema szufladami. Jej blat był praktycznie pusty, nie licząc czerwonego budzika. Łóżko należące do Intisaar znajdowało się po lewej stronie od okna – widać było, że dziewczyna zdążyła już oznaczyć przestrzeń jako swoją. Plakaty pokrywające ścianę przyciągały wzrok i zdaniem Valentiny współgrały ze sposobem bycia Induski, która teraz rozmawiała o czymś z Harrym, przeglądając jednocześnie zawartość kosmetyczki z nadrukiem w truskawki.
Łóżko po drugiej stronie komody pozostawało wolne i Valentina doszła do wniosku, że chociaż dotarła do pokoju jako ostatnia, to i tak przypadło jej miejsce, które sama by wybrała. Trzecie łóżko, na którym siedziała w tej chwili obok grzebiącej w bagażu Nel, znajdowało się koło drzwi prowadzących zapewne do łazienki. Po ich drugiej stronie stała pasująca do komody szafa, a za łóżkiem Intisaar upchnięto stojące lustro.
– Od kiedy tu jesteś? – spytała, patrząc, jak Nel wyciąga z walizki książki i zaczyna układać jedną na drugiej.
Polka podniosła na nią wzrok.
– Przyjechałam rano i jakaś dziewczyna z Włoch mnie tu przyprowadziła. Intisaar jest już tu od trzech dni. Starsi uczniowie podobno mają w zwyczaju przyjeżdżać w ostatnich dniach sierpnia, by spędzić więcej czasu razem.
Valentina mimowolnie się uśmiechnęła i poczuła, jak po jej ciele rozchodzi się ciepło. Skoro niektórzy chcieli przyjeżdżać do akademii już w sierpniu, to oznaczało, że zapewne atmosfera w szkole nie jest aż taka zła, jak się tego wcześniej obawiała.
Harry, który jeszcze minutę temu leżał na łóżku Intisaar, podniósł się i przeciągnął.
– Dobra, ja uciekam, bo Fynn mnie zamorduje. Pewnie nasz pierwszak też już się pojawił – oznajmił.
Intisaar, siedząca u stóp łóżka i malująca paznokcie jasnoróżowym lakierem, machnęła tylko ręką, nawet nie podnosząc wzroku. Valentina uznała, że ta dwójka musi się przyjaźnić już od dłuższego czasu.
– Do zobaczenia – mruknęła Nel, starając się powstrzymać wieżę z książek przed wywróceniem, a Valentina uśmiechnęła się do chłopaka.
– Dzięki za przyprowadzenie mnie tu – powiedziała, a Harry skłonił się teatralnie i pomachał im jeszcze, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
– Intisaar? – odezwała się niepewnie Nel.
Tymczasem Valentina zajęła się swoją walizką. Odkryła, że pod każdym łóżkiem znajduje się wysuwana skrzynia, i zaczęła przekładać do niej skromną zawartość swojego bagażu. Akademia zapewniała wszystko, co potrzebne, dlatego dziewczyna zabrała ze sobą jedynie trochę ubrań, kosmetyki do makijażu, bieliznę, biżuterię oraz kilka osobistych drobiazgów.
– Hmm? – Intisaar podniosła wzrok na Nel.
– Dlaczego dodają wam pierwszoklasistów do pokojów? Nie mogliby podzielić uczniów według roczników? – zapytała, a Valentina uznała, że to sensowne pytanie, więc również spojrzała na starszą współlokatorkę.
– W sumie tak robią, ale wielu uczniów nie zdaje do drugiej klasy, zdarzają się też osoby, którym nie udaje się przejść do trzeciej, i tak dalej, a ponieważ akademia nie przewiduje powtórek, muszą opuścić szkołę. A luki w pokojach, jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, łata się pierwszakami i dlatego wy trafiłyście tutaj.
– Obie twoje współlokatorki nie zdały? – zdziwiła się Valentina, czując, że napięcie powraca.
– Nie rób takiej przerażonej miny. Przeważnie jeśli ktoś uczy się na bieżąco i wypełnia swoje obowiązki, to trudno jest mu wylecieć, ale ponieważ do akademii trafiają osoby z różną mentalnością i różnymi wynikami szkolnymi, część przyjętych myśli, że skoro już się tu dostali, to mają zagwarantowane miejsce. A to nieprawda. Może i stypendyści są losowani, ale faktycznie trzeba się starać. Nikogo nie obchodzi, kim są rodzice uczniów ani ile pieniędzy mają.
– Czyli akademia dosłownie losuje uczniów? To chyba głupie. – Nel zmarszczyła brwi i westchnęła, kiedy jej misternie ułożona sterta książek runęła z hukiem na podłogę.
Intisaar wzruszyła ramionami.
– Oficjalnie nic nie jest pewne, ale to jedyna sensowna opcja. Wydaje mi się, że chcą mieć pewnego rodzaju przekrój społeczeństwa. Wiecie, ludzie z różnych krajów, z różnymi wynikami oraz zdolnościami i tak dalej.
Valentina odłożyła flakonik perfum do skrzyni i spojrzała na Induskę z nieskrywanym zaciekawieniem.
– Brzmi nieźle – powiedziała, czując, jak zaczyna ją wypełniać ekscytacja.
– Jest nieźle – odparła Intisaar, poruszając palcami, aby lakier na paznokciach szybciej wysechł. – Może i niektóre zasady, na przykład ta z elektroniką, są nieco specyficzne, ale na serio możliwość uczenia się tutaj to najlepsze, co zdarzyło się w moim życiu.
Valentina ukryła uśmiech i poczuła, że mimo delikatnego stresu ją także wreszcie ogarnia przekonanie, iż wszystko się uda.
Może rzeczywiście wygrała na loterii?
– Swoją drogą – Nel uparcie odbudowywała wieżę z książek – gdzie mamy odrabiać lekcje i się uczyć, jeśli nie ma tu nawet biurka?
– Mamy pomieszczenia do dyspozycji uczniów, pokażę wam wszystko. – Intisaar podniosła się i przeciągnęła, ziewając. – Przed wami jeszcze dwa tygodnie wolnego, odnajdziecie się. Zaraz zejdziemy na obiad, a około siedemnastej powinny dotrzeć tu wasze szkolne rzeczy.
Valentina także wstała i zapięła zamek pustej już walizki.
– Gdzie możemy je odłożyć? – spytała, zauważywszy, że ta należąca do Nel też jest już całkiem opróżniona.
– Każde piętro ma swój schowek. Odniosę je potem, nie przejmuj się – odparła Intisaar, ostrożnie sprawdzając lakier na paznokciach opuszką palca.
– Dzięki! – Valentina po raz kolejny tego dnia poczuła wdzięczność.
Intisaar wyszła z pokoju, a moment później drzwi znów się otworzyły i stanął w nich wysoki, ciemnoskóry chłopak w koszulce polo z logo jakiejś drogiej firmy i w beżowych spodniach. Na ich widok skinął niezręcznie głową.
– Cześć. Jest Intisaar? – spytał, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
– Wyszła – odparła Valentina, podchodząc do drzwi. – Ale zaraz powinna wrócić.
Nowo przybyły wyciągnął do niej rękę.
– O ile Harry nie kłamał, a ja potrafię rozpoznawać akcent, to ty musisz być Valentina.
Uścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się, zadowolona, że tym razem nie musi udawać.
– We własnej osobie – oznajmiła. – A ty jesteś Fynn?
– Pierwszy w historii szkoły kapitan drużyny koszykarskiej z trzeciej klasy, ale dla was po prostu Fynn – zażartował, rozglądając się po pokoju.
– Bardzo mi miło. To jest Nel. – Wskazała dłonią na koleżankę, czując, że powinna przejąć ciężar rozmowy. – O ile jeszcze nie mieliście okazji się poznać.
Jasnowłosa dziewczyna pomachała do chłopaka ze swojej części pokoju.
– Miło cię poznać. Wybacz, że nie wstanę, ale tak się składa, że staram się ułożyć te książki i jeśli je puszczę, to najprawdopodobniej będę musiała zaczynać wszystko od początku, a moja cierpliwość ma swoje granice.
Chłopak parsknął śmiechem i wszedł do środka z taką samą swobodą jak Harry.
– Dobra, przekonałaś mnie. Pomogę ci – powiedział.
Valentina zamknęła za nim drzwi, ale niemal natychmiast zostały one znów otwarte. Intisaar uniosła obie brwi na widok Fynna.
– Nie niańczysz już waszego pierwszaka? – spytała żartobliwie.
– Intisaar? – Chłopak rzucił jej krótkie spojrzenie i wrócił do układania książek z Nel. – Chciałem zapytać, czy w tym roku też wchodzisz w układ z Leo.
Induska usiadła na swoim łóżku, widać było, że jest podekscytowana. Valentina cierpliwie zamknęła po raz kolejny drzwi.
– Pytasz, a wiesz. A wy?
– Skoro ty, to my też – odparł krótko Fynn.
– Jaki układ? – zainteresowała się Valentina.
Ten uśmiechnął się i odłożył jedną z ostatnich książek na wieżę, a później przybił Nel piątkę.
– Skoro już odcinają nas od internetu, to załatwiamy sobie przynajmniej gazety.
Valentina poczuła, że być może następne miesiące nie muszą być wcale takie nudne i pozbawione całkowicie kontaktu ze światem zewnętrznym.
– Skąd tak dobrze się znacie, skoro jesteście z różnych roczników? – spytała, a Fynn odwrócił się w jej stronę, trzymając w dłoniach jedną z książek Nel.
– Ja i Harry trafiliśmy razem do pokoju, a rok później na jednym z turniejów debat Intisaar przyłączyła się do naszej drużyny, a że wszyscy jesteśmy jednakowo dziwni, to tak już zostało – wyjaśnił, a Induska parsknęła śmiechem.
– Nasz współlokator w tym roku skończył szkołę, więc dostaliśmy nowego – dodał chłopak, ze skupieniem odkładając książkę na stertę.