Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Komedie romantyczne kończą się ślubem. Dramaty od ślubu się zaczynają.
Jessie - młoda, ambitna dziewczyna z Londynu - ciężko pracuje, by móc zafundować sobie wymarzone wakacje na Majorce. Kiedy w końcu wsiada wraz z najlepszą przyjaciółką na pokład samolotu, jest przekonana, że to będą jedne z najpiękniejszych dni w jej życiu. Wkrótce okaże się, jak bardzo się myliła… Jessie trafia do piekła, którym jest ekskluzywny dom publiczny w Kalifornii. Uwięziona, odcięta od świata i pozbawiona możliwości kontaktu z bliskimi, dzień po dniu traci nadzieję, że kiedykolwiek uda się jej odzyskać swoje dawne życie. Niespodziewanie światełkiem w tunelu staje się dla niej spotkanie z tajemniczym biznesmenem. Mężczyzna proponuje, że uwolni Jessie z tego koszmaru, ale nie za darmo. Cena jest wysoka i wiąże się z pełnym podporządkowaniem zasadom, które jej przedstawi. Czy młoda dziewczyna zgodzi się na ryzykowny układ? Czy będzie w stanie uporać się z konsekwencjami swojej decyzji?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 702
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
To były jedne z trudniejszych miesięcy na studiach.
Jessie była wdzięczna, że rok wreszcie się skończył i jej umysł mógł odpocząć. Wakacje trwały już kilkanaście dni, ale dziewczyna i tak wciąż studiowała materiały. Jej głowa wręcz parowała prawniczymi terminami, kodeksami, artykułami i przeróżnymi zagadnieniami.
Przemierzała właśnie londyńskie zatłoczone uliczki, by jak najprędzej znaleźć się w domu. Myślała o rozpoczętych wakacjach, o chwili wytchnienia i o odpoczynku od nauki i sądów. Cieszyła się, że najbliższy tydzień spędzi ze swoją przyjaciółką Mary w hiszpańskim Palma de Mallorca. Odkąd skończyły osiemnaście lat, uparcie oszczędzały na wymarzone wakacje. I w końcu się udało. W wieku dwudziestu czterech lat wybierały się na swój pierwszy ekskluzywny wyjazd. Jessie całą drogę powrotną zastanawiała się, co spakować, który kostium kąpielowy wybrać, jaką wziąć walizkę.
Szła zamyślona, gdy usłyszała wołanie za plecami. Instynktownie się obejrzała. W jej stronę biegł młody chłopak. Przystojny, krótko ścięte blond włosy, zielone oczy, wysoki. Nawet przez chwilę nie zastanawiała się, kim był, bo tę sylwetkę poznałaby wszędzie. Przewróciła oczami, czując nagłe skurcze w okolicy żołądka. Odwróciła głowę i przyspieszyła kroku.
– Jessie, zaczekaj! – wołał, biegnąc w jej stronę. Ona jednak nie zwalniała. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, by z nim nie rozmawiać. Mocniej zacisnęła pięść na pasku od torebki. W końcu chłopak dogonił ją i zagrodził jej drogę.
– Jessie, błagam – sapał, łapiąc oddech. – Porozmawiaj ze mną.
– Paul, daj mi wreszcie święty spokój – bąknęła i wyminęła go. Paul nie dawał jednak za wygraną. Znów przegonił dziewczynę i stanął jej na drodze.
– Jessie, proszę – złożył dłonie jak do modlitwy. Wyglądał na zdeterminowanego, więc przystanęła, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
– Nie mamy o czym rozmawiać. Chodzisz za mną od kilku miesięcy, oskarżę cię w końcu o nękanie – zagroziła.
– Kocham cię, Jessie – powiedział, w ogóle nie przejmując się jej słowami. Jakby ich nie usłyszał. Chwycił jej dłonie, ale ona od razu się wyrwała.
– Przestań! – zawołała. – Nie chcę słuchać tych kłamstw. Zniknij w końcu z mojego życia, bo nie ręczę za siebie – zagrzmiała i znów go wyminęła. Tym razem odpuścił. Patrzył na jej oddalającą się sylwetkę.
– Nie poddam się, Jessie – zawołał za nią. – Odkupię winy.
Przeszedł ją dreszcz. Za każdym razem, gdy przestawała myśleć o Paulu, a to zdarzało się naprawdę rzadko, ten człowiek stawał jej na drodze. Przepraszał, prosił, obiecywał. Ile razy ona to już słyszała? Nim doszła do domu, zdążyła na szczęście ochłonąć.
– Jestem! – zawołała po wejściu do małego holu. Zdjęła buty i pokonała kilka stromych schodów, by znaleźć się w ciasnym, długim korytarzu.
– Jesteśmy w kuchni – usłyszała. Zostawiła torbę w przedpokoju i ruszyła do pomieszczenia, z którego dobiegał głos mamy. Weszła i uśmiechnęła się na widok rodziców. Mama akurat nalewała kawę tacie, który siedział przy stole i przeglądał gazetę.
– Cześć, kochanie – tata spojrzał znad gazety i uśmiechnął się. – Mary dzwoniła, podobno nie może się do ciebie dobić – poinformował. Jessie otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia i wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodenek.
– Racja, wyłączyłam telefon – powiedziała, od razu włączając urządzenie.
– Wszystko pozamykałaś? – Mama sięgnęła po jeszcze jeden kubek i do niego również nalała kawę.
– Tak, semestr skończony. Mogę odpoczywać. – Zadowolona opadła na krzesło i uśmiechnęła się błogo. Sięgnęła po kubek z kawą i mleko.
– Jesteśmy z tatą bardzo z ciebie dumni, Jess. – Mama uśmiechnęła się serdecznie, a ojciec złożył gazetę i skupił wzrok na córce.
Jessie miała świadomość tego, że rodzice pękali z dumy. Bardzo długo zbierali na wymarzone studia córki. Chcieli, żeby chociaż ona miała zapewnioną przyszłość. Sami ledwo wiązali koniec z końcem, choć nigdy nie narzekali. Zawsze byli uśmiechnięci i zadowoleni z tego, co zsyłał im los.
Amy, mama Jessie, nie pracowała ze względu na stan zdrowia. Pobierała jedynie rentę. Pokonała raka, ale choróbsko pozostawiło spustoszenie w jej ciele. Miała problemy z biodrami, wstawiono jej endoprotezę, więc o dłuższych spacerach nie było mowy. Systematycznie chodziła na badania, w głębi duszy modliła się, by nowotwór nie wrócił, na szczęście od pięciu lat nie działo się nic niepokojącego. Nie zmieniało to jednak faktu, że bywały dni, kiedy nie wychodziła z łóżka, bo nie miała na to ochoty ani siły. Mimo to zawsze się uśmiechała i starała nie pokazywać córce cierpienia. Jessie jednak nie była już dzieckiem, doskonale widziała jej ból.
Tod, jako mechanik w popularnym warsztacie samochodowym niedaleko ich miejsca zamieszkania, ciężko pracował na utrzymanie żony i córki. Często spędzał w pracy całe dnie. Kręcił czasem nosem, kiedy widywał przy szefie dziwnych ludzi lub gdy na kanał wjeżdżały podejrzane samochody. Zwykle wtedy nie uczestniczył jednak w rozmowach lub naprawach, ponieważ szef go odprawiał. Tod domyślał się tylko, co to za ciemne interesy, ale nie mógł pozwolić sobie na rezygnację z pracy. Nie teraz. Szef dobrze płacił, nie miał zastrzeżeń, więc mężczyzna nie miał zamiaru póki co niczego zmieniać.
Jessie też się starała. Po zajęciach i w weekendy pracowała w dyskotece jako kelnerka. Czasem stała za barem i robiła drinki, a czasem spacerowała z tacą i przynosiła klientom zamówienia. Odpowiadało jej to, mimo że po kilku godzinach pracy piszczało jej w uszach od głośnej muzyki i ciągłego brzdęku szkła. Każdy zarobiony grosz dokładała do rodzinnego budżetu i, prawdę mówiąc, czuła się niekiedy źle z tym, że wybierała się na wakacje. To były duże pieniądze, którymi dałoby się opłacić rachunki i czynsz, kupić mamie lekarstwa czy zapewnić weekendowy wypad z zatłoczonego Londynu.
Tod i Amy myśleli jednak tylko o swojej córce. Powtarzali, że ona, jak nikt inny, zasłużyła na ten wyjazd. Za dnia harowała na uczelni, a wieczorami i nocami pracowała w klubie. Każdemu należał się odpoczynek i rodzice nieustannie jej to powtarzali.
Jessie, jako jedyna w rodzinie, wybrała studia prawnicze, z czego rodzice byli bardzo dumni i pokładali w niej wielkie nadzieje. Marzyli tylko o tym, żeby miała lepsze i prostsze życie niż oni sami.
– Gdy skończę studia i zacznę dobrze zarabiać, zabiorę was na wakacje! – Wyciągnęła ramiona nad stołem i złapała jedną ręką dłoń ojca, a drugą – matki.
– Skup się na sobie, Jess, o nas się nie martw. – Ojciec odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się do niej serdecznie. Chciała mu odpowiedzieć, ale przerwał jej telefon.
– To Mary – poinformowała, zerkając na wyświetlacz. – No, co tam? – odezwała się już do przyjaciółki.
– Dzwonię i dzwonię! – Podniesiony głos dziewczyny wręcz zaskrzeczał w słuchawce, przez co Jessie automatycznie odsunęła telefon od ucha. – Po co ci komórka, skoro jej nie odbierasz?
– Sorry, byłam na uczelni – wyjaśniła Jessie.
– Po co? Rok się skończył kilka dni temu.
– Musiałam jeszcze coś załatwić w dziekanacie. – Machnęła lekceważąco ręką.
– Spakowana? – spytała Mary, zupełnie ignorując wyjaśnienia przyjaciółki.
– No co ty?! – Jessie wzruszyła ramionami. – Lecimy dopiero w nocy.
– Och, matko… – Głośne westchnienie rozległo się po drugiej stronie, na co Jessie pokręciła głową z uśmiechem. Cała Mary. Wszystko musiało być załatwione z wyprzedzeniem, a i tak pod koniec wpadała w panikę.
– Spokojnie, laska. Zdążę ze wszystkim i będziemy po ciebie przed czasem – powiedziała i zerknęła na tatę, który, potakując, unosił kciuk.
– No, zgoda – przytaknęła, choć głos miała niepewny. – O północy pod moim domem?
– Dokładnie tak – potwierdziła Jessie z kiwnięciem głowy i pożegnała się z przyjaciółką. Odłożyła telefon i odetchnęła z ulgą. Amy zaśmiała się krótko.
– Mary znowu panikuje? – spytała, dobrze znając przyjaciółkę córki.
– Jak zawsze. – Dziewczyna wzruszyła ramionami i wywróciła oczami. – Idę się spakować.
Od razu wyszła z kuchni i ruszyła do siebie. Spod łóżka wyciągnęła walizkę, otworzyła ją i zaczęła przeglądać szafę w poszukiwaniu ciuchów, które nadawałyby się na Majorkę.
Zaczęła wyciągać słomiane kapelusze, stroje kąpielowe, klapki, zwiewne sukienki. Jedną z nich przyłożyła do ciała i spojrzała na siebie w lustrze. Kolor błękitny zdecydowanie do niej pasował, lubiła siebie w tym odcieniu. Jej swobodnie kręcone blond włosy sięgające do połowy pleców oraz niebieskie oczy pięknie komponowały się z błękitem. Odgarnęła kosmyki opadające na twarz – efekt zbytniego skrócenia grzywki przez Mary. Uśmiechała się do tych wspomnień, kiedy zamarzyła jej się grzywka, a przyjaciółka wpadła na genialny pomysł, że sama jej ją zrobi. Ostatecznie wyglądała, jakby ktoś ją strzygł z doniczką na głowie. Na szczęście włosy odrosły, więc Jessie skrupulatnie zaczesywała je na boki, zostawiając przedziałek pośrodku. Rzadko je rozpuszczała. Praca i studia zwykle zmuszały ją do ułożonej fryzury. Tak było po prostu wygodniej, w końcu przyzwyczaiła się do tego. Od zawsze spinała włosy w kucyk, w czym błądząca grzywka często jej przeszkadzała. Gdy jednak osiągnęła odpowiednią długość, Jessie przestała ją spinać i albo zakładała włosy za ucho, albo pozwalała, by układały się wzdłuż twarzy.
Pakowała się powoli. Wzięła kilka wieczorowych kreacji, bo jej przyjaciółka zapewniała, że chce iść do klubu i się z nią bawić, a nie patrzeć, jak roznosi drinki czy stoi na barze. W Anglii właśnie tak wyglądało ich wychodzenie na imprezy – Jessie zwykle była wtedy w pracy.
Kiedy ogarnęła ciuchy, wzięła się za kosmetyki. Spakowała też książkę, choć nie sądziła, że będzie miała czas, by ją przeczytać. Dołożyła słuchawki, ładowarkę i kilka innych rzeczy, bez których nie chciała opuścić domu.
Wieczorem wzięła prysznic i ubrała się już na drogę.
O jedenastej mama żegnała ją przy drzwiach i życzyła szczęśliwej podróży.
– Zadzwoń, jak się zameldujecie – poprosiła, ściskając córkę, podczas gdy Tod wkładał walizkę córki na pakę swojej furgonetki.
– Oczywiście, mamo. – Jessie uśmiechnęła się do matki, gdy ta ją puściła. Wsiadła do samochodu i pomachała na do widzenia, kiedy odjeżdżali spod domu. Odetchnęła cicho, gdy ojciec wjechał na główną drogę i skierował się do domu rodzinnego Mary.
– Jak w warsztacie? – zagadała po chwili milczenia. Ojciec, nie odrywając wzroku od drogi, wzruszył ramionami.
– Spokojnie – odpowiedział zdawkowo.
– Twój szef nadal sprowadza tych dziwnych typków? – Uniosła brew, uważnie obserwując reakcję Toda.
– Czasami tak – potwierdził i zerknął na nią krótko. – Na szczęście mnie w to nie angażuje. Naprawdę nie chcę wiedzieć, jakie przekręty się tam odbywają. Wykonuję swoją robotę, mam za to płacone i tyle.
– A może poszukałbyś innej pracy? – zasugerowała, po krótkim namyśle.
– Jess – ojciec westchnął z lekką rezygnacją. – Rozglądałem się już. Żaden warsztat nie da mi na start tyle, ile dostaję teraz u Maddisona. Póki co nie mogę sobie pozwolić na zmianę, renta mamy nie zawsze starcza na pokrycie kosztów jej lekarstw, dobrze o tym wiesz. – Zerknął na nią znów z lekkim zawodem, a ona smutno pokiwała głową.
– Tak, wiem – burknęła. – Obiecuję, że po powrocie z wakacji wszystkie zarobione pieniądze trafią do domowego budżetu. – Ożywiła się.
– Córeczko, ty i tak dużo nam pomagasz. – Ojciec uśmiechnął się do niej. – Masz myśleć o sobie. O studiach i nauce.
– Kiedy ja chcę wam pomóc – mówiła stanowczo. – Jesteście moją rodziną, nie wyobrażam sobie, żeby was nie wspierać.
Ojciec milczał. Wzruszony, nie potrafił powiedzieć słowa. Zamiast tego uśmiechnął się serdecznie.
– Jesteś cudowną dziewczyną, wiesz o tym? – spytał drżącym głosem.
– Bo wychowali mnie cudowni ludzie. – Sięgnęła po jego dłoń, która spoczywała na drążku zmiany biegów, i ścisnęła ją mocno. Wymienili ciepłe uśmiechy i już nie wracali do tematu.
Kilka minut przed północą zatrzymali się pod domem Mary, która czekała już przy drodze. Siedziała na murku, paląc papierosa. Na widok furgonetki zeskoczyła i uśmiechnęła się. Jessie i Tod wyszli z samochodu, gdy Mary gasiła niedopałek.
– Cześć, skarbie – rozłożyła ramiona i przytuliła mocno przyjaciółkę, podczas gdy Tod okrążył samochód i sięgnął po jej bagaż. – Witam, panie Stewart – odrzuciła czarne włosy na plecy i uśmiechnęła się do Toda.
– Cześć, Mary. – Mężczyzna odwzajemnił gest i umieścił walizkę tuż obok walizki swojej córki, po czym wsiedli do auta i ruszyli w kierunku lotniska.
*
Takie miejsca nigdy nie śpią. Todowi trudno było znaleźć miejsce parkingowe, więc Jessie poprosiła, by po prostu wysadził je przy drzwiach i odjechał.
– Dzięki za podwózkę – blondynka uściskała tatę, gdy ten wyciągnął ich rzeczy.
– Żaden problem – ucałował ją w policzek i przytulił też Mary, po czym pomachał, gdy przechodziły przez rozsuwane drzwi.
Jessie rozejrzała się uważnie po lotnisku. Na chwilę przystanęła, obserwując otoczenie, zdziwiona, jak wielu ludzi się tu znajdowało.
– Masz bilet? – Z zamyślenia wyrwała ją przyjaciółka.
– Tak, mam. – Wyciągnęła z bagażu podręcznego kartę pokładową.
– To chodź, nie mamy czasu. – Mary z uśmiechem podała rękę przyjaciółce. Ta ujęła jej dłoń i dała się poprowadzić do stanowiska odprawy.
– Jak się czuje mama? – zagadnęła brunetka, gdy stały w kolejce do oddania bagażu.
– Mówi, że w porządku, choć moim zdaniem jest coraz gorzej. – Jessie ze smutkiem pokręciła głową. – Skończy się to kolejną operacją, zobaczysz. A to są ogromne koszty.
– Wiem, pamiętam, jak mówiłaś mi o pierwszej. – Mary skrzywiła się, patrząc pocieszająco na przyjaciółkę.
– Gdy tylko wrócimy do Anglii, nie będę wychodziła z klubu – zawzięła się. – Będę robić na dwie zmiany i odkładać każdy zarobiony grosz. Muszę jakoś odciążyć rodziców i im pomóc.
– Jess, cały czas to robisz. – Położyła jej dłoń na ramieniu. – I rodzice są ci na pewno za to bardzo wdzięczni.
– Ale to wciąż za mało. – Spuściła wzrok i wbiła go w swoje baleriny.
– Nieprawda. – Mary pokręciła przecząco głową. – Nie myśl tak. Rozumiem, że chcesz pomóc rodzicom, ale nie możesz się zaharować. Nie przeżyliby tego. Rób to, co do ciebie należy, a teraz skup się przede wszystkim na odpoczynku, obiecałaś mi to! – Wycelowała w nią wskazujący palec, patrząc na nią uważnie.
– Tak, pamiętam. – Jessie w końcu się uśmiechnęła, więc przyjaciółka odetchnęła z ulgą i objęła ją ramieniem.
– Zobaczysz, to będą nasze najlepsze wakacje.
– Nie wątpię w to – odpowiedziała, widząc jej świecące, zielone oczy. Mary też potrzebowała resetu. Co prawda nie studiowała, pieniędzy u niej w rodzinie też nie brakowało, ale znała ich wartość. Ciężko pracowała w rodzinnej restauracji. Też niekiedy od rana do nocy nosiła zamówienia albo stała na zmywaku. Lubiła to. Rodzice nieraz namawiali ją na gastronomię – żeby spróbowała swoich sił w sercu restauracji, których zresztą mieli kilka, ale Mary nigdy tego nie czuła. Wolała założyć białą koszulę, czarną spódniczkę i zbierać zamówienia na sali, przynosić je gościom lub myć podłogi czy naczynia.
Im obu należał się odpoczynek. Ciężko pracowały na to, żeby móc w pięknym miejscu wygrzać zmęczone ciała i przez chwilę nie myśleć o obowiązkach, jakie dźwigały na swoich barkach. Dopiero w samolocie przestały myśleć o miejscu, z którego odlatywały. W końcu zaczęły rozmawiać o wspólnych wakacjach. O tym, dokąd pójdą, co zobaczą, jakie kluby odwiedzą. Chciały zresetować myśli, szczególnie Jessie, która z trudem opuszczała Londyn, mimo że bardzo cieszyła się na nadchodzący tydzień. Powtarzała sobie, że odskocznia jest jej bardzo potrzebna. Że przewietrzenie myśli jest konieczne. Przecież nikt nie może harować całe życie bez choćby odrobiny przyjemności.
Wreszcie pozytywnie nastawiona, nawet nie zmrużyła oka w samolocie. Wyglądała przez okno, przez które i tak niczego nie było widać. Utkwiła wzrok w czerni nocy. Wyobrażała sobie słońce, plażę i palmy.
Gdy wylądowały, z jej wątpliwości nic już nie zostało. Chciała się świetnie bawić, tak jak nigdy. Chciała zrobić wszystko, by nigdy nie zapomnieć tych wakacji.
Wysiadając z samolotu, nie miała jeszcze pojęcia, jak bardzo ten urlop zmieni jej życie.
To był czwarty dzień wyjazdu. Jessie czuła się cudownie. Codziennie wstawała skoro świt, wyspana jak nigdy. Nucąc pod nosem, łapała pierwsze promienie słońca podczas biegu po plaży. Tylko Mary, jej odwrotność, co rano zdychała w towarzystwie kaca i pukała się w głowę, gdy blondynka wracała z joggingu.
– Może jutro do mnie dołączysz? – Ciężko oddychając, stanęła nad łóżkiem przyjaciółki, która leżała na nim powykrzywiana i patrzyła jak na wariatkę.
– Nigdy. Nawet jak mi zapłacisz – burknęła, na co Jessie beztrosko wzruszyła ramionami.
– Nie wiesz, co tracisz – powiedziała, zrzucając ze spoconego ciała top.
– Śmiem wątpić – prychnęła Mary, niezdarnie siadając. – Jakim cudem ty po całonocnej imprezie szczebioczesz jak wróbelek, a ja zdycham jak ryba? – Przetarła zmęczoną twarz dłonią i utkwiła spojrzenie w przyjaciółce. Jessie poprawiła gumkę na włosach i uśmiechnęła się.
– Bo ja nie piję alkoholu, a ty jak zaczniesz, to nie potrafisz skończyć – przypomniała jej. Nie przeszkadzało jej, że Mary lubiła sobie wypić. Nic jej do tego, przecież były na urlopie. Kiedy miała zaszaleć, jak nie teraz?
– I to jest błąd – Mary pogroziła jej palcem. – Powinnaś upić się razem ze mną.
– Wiesz, że nie lubię. Jeden drink mi wystarczy, potrafię bawić się bez alkoholu.
– Walnęłabyś ze mną kilka szotów i zmieniłabyś zdanie. – Brunetka uśmiechnęła się figlarnie. Jessie spojrzała na nią niepewnie, po czym westchnęła.
– Puściłabym pawia, a nie zmieniła zdanie – poprawiła ją, śmiejąc się. – Poza tym dziś chyba nie potrzebowałaś mojego towarzystwa… – Spojrzała na nią porozumiewawczo i skierowała się do łazienki. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Mary w tym czasie wyskoczyła z łóżka, ruszyła za nią i stanęła przed lustrem.
– Przepraszam, że cię dziś zostawiłam, ale ten Hiszpan pożerał mnie wzrokiem. A był tak nieziemsko przystojny, że nie mogłam się oprzeć – powiedziała rozmarzona, zmywając z twarzy resztki makijażu.
– No jasne – ironiczny głos Jessie odbijał się od szyb w kabinie. – Tak nie mogłaś się oprzeć, że musieliście się bzykać w toalecie?
– Hej, nie oceniaj mnie – warknęła żartobliwie Mary. – Potrzebowałam takiego niezobowiązującego seksu – stwierdziła pewnie. Chwyciła za szczotkę i zaczęła rozczesywać włosy.
– Nie mam zamiaru cię oceniać. Jeśli dobrze się bawiłaś, to nie wnikam – powiedziała, choć nie rozumiała Mary. Umyła się szybko, otworzyła drzwi kabiny i spojrzała na przyjaciółkę. – Obyś tylko jakiegoś syfa nie dostała – ostrzegła. Mary spojrzała na nią z wyrzutem.
– Miał gumkę, wrzuć na luz.
Jessie pokręciła tylko głową z dezaprobatą i, wychodząc, owinęła się ręcznikiem. Gdy suszyła włosy, jej towarzyszka postanowiła się wykąpać. Potem zeszły razem na śniadanie. Podczas jedzenia zaczęły obmyślać plan na najbliższe godziny.
– Pójdziemy na plażę czy basen? – spytała Mary z ustami pełnymi jajecznicy.
– Plaża – odpowiedziała od razu Jessie.
– Zgoda. – Czarna kiwnęła głową. – Zostały nam jeszcze dwa dni. Dziś musimy to jakoś epicko podsumować. Wybierzmy się do tego klubu w centrum, tego z ogromną, świecącą palmą przed wejściem. – Mary z entuzjazmem klasnęła w dłonie, a w jej oczach tańczyły iskierki podniecenia. Jessie uśmiechnęła się do niej.
– Dobrze, niech będzie.
– Ale wypijesz dziś więcej niż jednego drinka – zastrzegła.
– Okej, wypiję dwa.
– Błagam, nie żartuj. – Mary przewróciła oczami. – Świetnie aspirująca pani mecenas musi przecież jakoś odreagować – powiedziała z naciskiem, jednak blondynka tylko uśmiechała się do niej nieznacznie. Stroniła od alkoholu z całkowicie błahych przyczyn. Po prostu nie znosiła stanu upojenia i nie doprowadzała się do niego. Nie lubiła mocniejszych trunków, wódka czy whisky nawet nie wchodziły w grę. Wino, może, od wielkiego dzwonu, poza tym delikatne drinki, ewentualnie szampan. To wszystko, co tolerowała Jessie.
– Wiesz przecież, że…
– Tak, wiem. – Mary machnęła ręką, przerywając przyjaciółce. – Żartuję. Nie chcę cię namawiać, wiem, że nie przepadasz za alkoholem. Dzięki temu mam opiekunkę na imprezach, gdy to ja popłynę. – Uniosła wesoło brwi i wyszczerzyła się w uśmiechu.
– Chodźmy już na tę plażę. – Jessie, nie chcąc kontynuować tej rozmowy, wypiła resztę kawy i wstała od stolika. Poszła prosto do pokoju. Chwilę później imprezowiczka ją dogoniła. Szybko się przebrały i ruszyły nad morze.
*
Czas pędził, choć dla niemogącej się doczekać imprezy Mary, praktycznie stał w miejscu.
Przebierała niecierpliwie nogami, gdy czekała, aż Jessie się ubierze. Ta jednak nigdzie się nie spieszyła i ociągała się wręcz celowo, żeby zdenerwować przyjaciółkę. Bawiło ją, że co chwila rzucała przekleństwa pod nosem, starając się trzymać język za zębami.
Mary stała przy drzwiach w wydekoltowanym topie, krótkiej czerwonej spódniczce i czerwonych szpilkach. Ostentacyjnie spoglądała to na zegarek, to na przyjaciółkę. Jessie niespiesznie zakładała niebieską, dopasowaną sukienkę do połowy uda.
– Zapniesz mi? – Stanęła tyłem do przyjaciółki. Ta skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na jej plecy z powątpiewaniem.
– Pod warunkiem, że w niej pójdziesz – powiedziała, czując, że nie zniesie kolejnej przymiarki.
– Stoi. – Dziewczyna uśmiechnęła się, spoglądając przez ramię. Mary podciągnęła suwak, a ona, stając przed lustrem, pogładziła materiał. Spięła włosy w wysoki kucyk, krótszą grzywkę puściła swobodnie wzdłuż twarzy. Założyła kolczyki, czarne szpilki i psiknęła się ulubionym zapachem perfum.
– Gotowa? – Brunetka spojrzała na nią błagalnie.
– Gotowa! – Kiwnęła w końcu głową, akceptując swoje odbicie w lustrze. Mary rzuciła na nią okiem.
– No, Jess, wyglądasz klawo – skomentowała jej strój. – Jak widać nawet pani rozważna potrafi się seksownie ubrać – rzuciła kąśliwy komentarz, chwytając za klamkę. Ta spojrzała na nią z góry, biorąc do ręki małą torebkę, w której miała dokumenty, pieniądze, kartę i telefon. Tutaj przed wejściem do lokali sprawdzali dowody, co było nieco zaskakujące i mało spotykane w typowo imprezowych miastach.
– Zawsze potrafiłam – odrzekła i wyszła z pokoju. Zaczekała, aż przyjaciółka zamknie drzwi. Razem ruszyły przed hotel, gdzie złapały taksówkę, która zawiozła je prosto pod klub.
Już z daleka słychać było muzykę. Przy wejściu dwóch kelnerów witało gości szampanem.
– Szał! – zawołała zachwycona Mary, gdy Jessie płaciła taksówkarzowi. Ta odwróciła się i z pobłażaniem spojrzała na przyjaciółkę, która uśmiechała się zalotnie do obsługi.
– Nie zdążyłam nawet wyjść z taksówki, a ty już kogoś podrywasz? – Blondynka wzięła dwa kieliszki, jeden podała przyjaciółce i pchnęła ją delikatnie do wejścia. Przechodząc przez próg, wypiła szampana. Gdy Mary zapłaciła za wejściówkę, odwróciła się do przyjaciółki, by wznieść toast. Otworzyła szerzej oczy na widok jej pustej lampki.
– Nie zdążyłam nawet wejść do klubu, a ty już wypiłaś całe bąbelki? – zaczęła ją przedrzeźniać, więc Jessie pokazała jej język. Podeszły do baru, gdzie Mary zamówiła dla siebie kolorowe szoty, a dla swojej towarzyszki drinka. Bujały się w rytm muzyki, podśpiewywały nawet znane kawałki. Podczas gdy brunetka wychyliła już sześć szotów, jej przyjaciółka nie zdążyła wypić nawet połowy drinka.
– Idziemy tańczyć! – Czarna złapała ją za nadgarstek i pociągnęła w stronę parkietu. Jessie nie miała zamiaru się opierać. Chwilę później pląsały razem na środku wielkiej sali.
Po kilku godzinach Mary była już wstawiona, ale na tyle ogarnięta, że nie trzeba było jej prowadzić i gadać z nią jak z dzieckiem. Zgodziła się, gdy Jessie zarządziła przerwę w piciu i zaproponowała, żeby usiadły w boksie. Pozwoliła się prowadzić za rękę, kiedy przyjaciółka szukała wolnego miejsca. W końcu się udało.
Usiadły. W samotności spędziły najwyżej dziesięć minut. Po tym czasie podeszło do nich dwóch mężczyzn.
– Dobry wieczór – przywitał się jeden, uśmiechając do nich.
– Cześć! – Mary wyprostowała się i rzuciła swoje zalotne spojrzenie. Jessie jedynie powściągliwie się uśmiechnęła. – Może się przyłączycie? – Dziewczyna od razu przeszła do rzeczy. Blondynka otworzyła szerzej oczy, ale nowi znajomi nie mieli nic przeciwko.
– Pewnie. Pójdziemy tylko po coś do picia, zamówić wam coś? – zapytał ten drugi.
– Tak, dla mnie… – Mary urwała, czując, jak Jessie ściska jej dłoń. – Nie, jednak nie. Dziękujemy wam bardzo. – Uśmiechnęła się sztucznie i rzuciła gniewne spojrzenie, gdy mężczyźni zniknęli już z pola widzenia. – Picie za darmo, a ty mnie strofujesz.
– Zamknij się, bo nie mam zamiaru cię stąd wynosić – odburknęła Jessie, patrząc wściekle na przyjaciółkę. Ta fuknęła coś pod nosem, ale w sekundę jej przeszło. Zaraz znów się uśmiechała.
– Tych dwóch obserwowało nas dłuższy czas – szepnęła jej na ucho. Jessie przyjrzała jej się z zaciekawieniem.
– Skąd wiesz?
– Bo widziałam z dołu, jak się gapią. Może nie wyjdziemy dziś same? – Poruszała sugestywnie brwiami, a ta bardziej zachowawcza z nich pokręciła głową.
– Ty na pewno – mruknęła.
– Kurwa, Jess – Mary nagle podniosła głos, co zdziwiło blondynkę. – Ja rozumiem, że przeżyłaś rozstanie z Paulem, ale to było rok temu! Ile można rozpamiętywać tego durnia?
– Byłam z nim pięć lat, ciężko mi zapomnieć o…
– Zdradził cię, dziewczyno! – Boleśnie przerwała przyjaciółce, świdrując ją spojrzeniem. – Nie jest wart twojej śmiesznej powściągliwości.
– Zawsze wiesz, jak pocieszyć. – Jessie wzięła głęboki wdech. Od tak dawna nie wracała myślami do związku z Paulem. Po prostu po ich rozstaniu zamknęła się na mężczyzn i nowe znajomości. Przyszło jej to tak naturalnie, że robiła to bez żadnego wysiłku.
Mary przybrała skruszoną minę i przybliżyła się do przyjaciółki.
– On nie jest tego wart, Jessie. – Spojrzała jej w oczy. – Jesteś zajebistą laską. Nawet nie masz pojęcia, ilu facetów się za tobą ogląda. Skąd masz wiedzieć, skoro po tej świni nadal masz klapki na oczach? Zdejmij je i zacznij żyć. Świat jest pełen lepszych absztyfikantów, zaufaj mi. – Jej pewny uśmiech sprawił, że Jessie poprawił się humor, a gdy mężczyźni wrócili z drinkami do stolika, nieco cieplej spojrzała na jednego z nich, który okazywał jej zainteresowanie.
– Skąd jesteś? – zapytał po kurtuazyjnej wymianie zdań. – Bo na pewno nie jesteś tutejsza.
– To prawda, jestem z Londynu. – Uśmiechnęła się do niego.
– To słychać, masz słodki akcent. – Blondyn obdarzył ją zawadiackim uśmiechem, a Jessie poczuła, że się czerwieni. Spuściła na chwilę wzrok, by ukryć rumieniec. Gdy podniosła głowę, zauważyła, że jej towarzysz z niesmakiem obserwuje coś, co znajduje się za jej plecami. Odwróciła się i zrobiła równie skrzywioną minę. Jej przyjaciółka i drugi mężczyzna namiętnie się całowali, wręcz pochłaniali.
– Idę zapalić, potowarzyszysz mi? – Wyraźnie zdegustowany blondyn wstał i wyciągnął do Jessie rękę. Spojrzała na jego dłoń, a potem na niego. Postanowiła iść za głosem rozsądku swojej przyjaciółki, a nie własnym, i podała mu dłoń. Razem opuścili klub i odeszli kawałek, tam gdzie muzyka nie była już tak głośna, a ludzie nie obijali się o siebie wzajemnie. Chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
– Chcesz? – spytał, biorąc jednego.
– Nie palę, dzięki. – Uśmiechnęła się. On odwzajemnił uśmiech i odpalił papierosa, po czym zerknął na zegarek, a później znów na nią.
– Twoja znajoma jest bardzo bezpośrednia – stwierdził z uśmiechem.
– Tak, cała ona. – Wzruszyła ramionami. – Ma wakacje, niech korzysta, jeśli tego właśnie chce. – Jessie niepewnie się uśmiechnęła, bo to zdanie zabrzmiało śmiesznie.
– Takie dziewczyny są przereklamowane – stwierdził nagle jej towarzysz. Przyjrzała mu się badawczo. – Ty jesteś o wiele lepsza. Skromna, stonowana, mądra. Wielu rzeczy można byłoby cię nauczyć.
Zapadła chwila ciszy, podczas której blondynka analizowała jego dziwne słowa.
– Co to ma znaczyć? – Zmarszczyła czoło, obserwując go uważniej. Tuż obok nich zatrzymał się czarny samochód z przyciemnianymi szybami. Blondyn otworzył tylne drzwi i oparł się o nie.
– Wsiadaj – powiedział nagle chłodno. Jessie instynktownie zrobiła krok w tył.
– Zapomnij – prychnęła. Nowy znajomy spojrzał w ziemię, westchnął, po czym znów uniósł głowę. Zobaczyła jego lodowate spojrzenie i przeraziła się.
– Wsiądziesz sama czy mam ci pomóc? – spytał powoli, dokładnie ważąc każde słowo. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Ani myślała dokądkolwiek jechać z tym dziwnym kolesiem. Zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu i chciała rzucić się do ucieczki, gdy ten nagle kiwnął głową. Jessie poczuła na swoich ramionach czyjeś dłonie. W jednej sekundzie zrozumiała, że jest w niebezpieczeństwie.
– Puszczaj! – krzyknęła i zaczęła się wyrywać, ale mężczyzna, który ją trzymał, okazał się wytatuowanym, wielkim karkiem, który bez problemu zgiął ją wpół i wręcz wrzucił do samochodu. Jessie w panice szarpała za klamkę, ale to nic nie dawało. W końcu blondyn usiadł obok niej, a auto ruszyło. Przerażona dziewczyna zaczęła krzyczeć. Nie widziała kierowcy, nie potrafiła otworzyć drzwi. Nic nie działało. A ten dziwny koleś siedział i gapił się na nią.
– Wypuść mnie! Kim ty jesteś, do cholery?! – wrzeszczała, próbując zrobić cokolwiek. W końcu facet złapał ją za nadgarstki i unieruchomił. Zastygła na chwilę i spojrzała w jego ciemne oczy.
– Radzę ci dobrze, żebyś była grzeczna. Pyskata i zaborcza daleko nie zajdziesz.
– O czym ty mówisz?!
– Przekonasz się w swoim czasie. A teraz wybacz, ale nie zniosę krzyków i prób ucieczki przez najbliższe kilka godzin – mówiąc to, puścił ją. Ze schowka w siedzeniu wyciągnął chusteczkę i fiolkę. Jessie doskonale wiedziała, co to jest, a informacja o „najbliższych kilku godzinach” wstrząsnęła nią. Znowu podjęła próbę wyswobodzenia się. Uderzała pięściami w szybę, starała się otworzyć drzwi. Na próżno.
– Dzwonię na policję – rzuciła zdesperowana i zaczęła szukać telefonu. Blondyn złapał jej torebkę i wyrwał z rąk. Dziewczyna wpadła w jeszcze większą panikę, nie wiedziała, co ma zrobić.
– Błagam, wypuść mnie! Nikomu nic nie powiem, ale wypuść mnie!
W końcu chłopak złapał ją w pasie, swoją klatką przywarł do jej pleców i przyłożył chusteczkę do nosa. Jessie zapierała się nogami i próbowała uwolnić głowę z mocnego uścisku, ale wszystko na nic.
Facet musnął ustami jej ucho i wyszeptał:
– Śpij dobrze.
Czuła, jak opuszcza ją cała energia. Nie miała już siły, żeby protestować, żeby cokolwiek powiedzieć, postawić się. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa, a powieki stawały się ciężkie. Walczyła z tym, ale przegrała z kretesem. Osunęła się w końcu w ramiona blondyna, który ostrożnie ułożył ją na siedzeniu. Upewnił się, że na pewno śpi i opuścił szybę, która dzieliła ich od kierowcy.
– Samolot gotowy? – zapytał, a gdy kierowca skinął głową, ten uśmiechnął się i spojrzał na Jessie. – Świetnie. Myślę, że będą zadowoleni.
Gdy Jessie otworzyła oczy, przez pierwszych kilka sekund nie mogła sobie nic przypomnieć. Gdzie była, co robiła, co się stało, a nawet jak się znalazła w tym miejscu. Czuła dziwne zmęczenie, które zaczęło odpuszczać dopiero po paru minutach. W końcu powoli usiadła i rozejrzała się. Spała na łóżku. To pierwsze, co zobaczyła.
Wstała, ale szybko wróciła do pozycji siedzącej, bo zakręciło jej się w głowie. Rozejrzała się ponownie. Znajdowała się w jakimś pokoju. Skromnie urządzony, dość mały. Było tu łóżko, obok szafka nocna z małą lampką. Vis-à-vis znajdował się szklany stolik, na którym stała woda mineralna i szklanka. Nad nim wisiał zegar wskazujący czwartą po południu. Po bokach rozmieszczono dwa fotele. Jeden róg zajmowała stojąca lampa, drugi – szafa. Na ścianie po prawej stronie były dwie pary drzwi, a po lewej – okno.
Okno!
Jessie wstała i powolnym krokiem podeszła do niego. Wyjrzała, a jej oczom ukazał się imponujący ogród, ciągnący się co najmniej dwieście metrów. Wysokie ogrodzenie oddzielało go od plaży. Pustej plaży, co dziwne. Jej pokój musiał znajdować się dość wysoko. Otworzyła jedno skrzydło, wychyliła się i spojrzała w dół. Na oko to jakieś trzecie piętro. Zamknęła je i ruszyła do pierwszych drzwi, tych bliżej szafy, jednak okazały się zamknięte. Po kilku nieudanych próbach złapała za klamkę drugich, bliżej łóżka. Za nimi znajdowała się niespecjalna łazienka. Toaleta, umywalka z lustrem i szafką, prysznic.
Wróciła do pokoju, przysiadła na łóżku i wszystko zaczęło jej się przypominać. Była na wakacjach z Mary. Były na imprezie. Wyszła z jakimś kolesiem na papierosa. I ten koleś ją porwał! Chryste…
Jessie wpadła w panikę, zaczęła pospiesznie szukać swojej torebki. Miała na sobie ciuchy z imprezy, na zewnątrz był dzień, a to na pewno nie był jej hotel. Była przekonana, że wychodząc na dwór, miała ze sobą torebkę, przecież już w samochodzie chciała wezwać policję.
Zajrzała pod łóżko, musiała zadzwonić! Nie wiedziała, gdzie jest i co się z nią stało. Czy ten koleś ją zgwałcił? Dlaczego nie mogła wydostać się z tego pokoju?!
Jeszcze raz wyjrzała przez okno, szacując wysokość. Z żalem uznała, że prędzej zabije się skacząc, niż ucieknie. Znów rzuciła się do drzwi, których nie potrafiła otworzyć, nadal nie puszczały. Zaczęła drżeć ze strachu i bezsilności. Ta niewiedza doprowadzała ją do szału. Serce waliło jak młot, nie potrafiła się opanować.
Zrezygnowana, usiadła na łóżku i zaczęła się gorączkowo zastanawiać nad swoją sytuacją.
Nagle usłyszała przeskakiwanie zamka. Z przerażeniem spojrzała na drzwi, przez które do pokoju weszła jakaś kobieta. Była dużo starsza od niej. Miała krótkie, czarne włosy, które układały się w ciasne sprężynki sięgające ledwo do ramion, wyglądała bardzo dostojnie. Na rękach nosiła złote bransolety i mnóstwo pierścionków, a na nosie okulary. Ubrana była w damski garnitur, mocno podkreśliła usta. Zamknęła drzwi i pewnie stanęła przed przerażoną Jessie.
– Dzień dobry – odezwała się po angielsku. – Wyspałaś się?
– Czy się wyspałam? – szepnęła zszokowana Jessie. – Gdzie ja, kurwa, jestem?
– Rozumiem twoją konsternację. – Kobieta uśmiechnęła się nienaturalnie. – Chodź ze mną, zaraz wszystkiego się dowiesz. – Skinęła głową i ruszyła do drzwi. Jessie zamrugała parę razy i poderwała się z miejsca, gdy brunetka zniknęła jej z oczu. Szybkim krokiem wyszła na korytarz i ruszyła za nią, dyskretnie się rozglądając. Mijały wiele par drzwi z numerami. Dziewczyna pomyślała, że to jakiś hotel. To była pierwsza rzecz, która przyszła jej do głowy.
Na końcu korytarza znajdowały się schody. Niepewnie zeszła po nich wprost do ogromnego salonu, wyposażonego w wielki stół, kanapy, fotele, półki z książkami, ozdobne komody i kwiaty. Otworzyła szerzej oczy, gdy zobaczyła, że w pomieszczeniu jest jeszcze dziewięć innych dziewczyn, które były tak samo zaskoczone jak ona.
– Jesteśmy w komplecie – kobieta prowadząca Jessie stanęła w centralnym punkcie salonu. – Usiądźcie, proszę. – Ręką wskazała kanapę, więc każda z nowo przybyłych niepewnie i bez słowa zajęła miejsce. Jessie usiadła na fotelu z brzegu. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, po co tu jest i co to w ogóle za przedziwna sytuacja.
Kobieta rozłożyła ręce w geście powitania, ale na jej twarzy nie było cienia uśmiechu.
– Witam was, moje drogie. Nazywam się Katia i od dzisiaj będę waszą opiekunką, duchową przewodniczką, przyjaciółką, mentorką lub kimkolwiek chcecie. – Machnęła ręką. – Nie jesteście tutaj przypadkiem. Zostałyście poddane wnikliwej selekcji naszych ludzi, żeby mieć zaszczyt się tu znaleźć.
– Czyli gdzie? – Jedna z dziewczyn odważyła się zadać kluczowe pytanie.
– Jesteśmy w San Diego w stanie Kalifornia – odpowiedziała. Jessie wytrzeszczyła oczy, czując, jak serce jej przyspiesza. Kurwa.
– Jeszcze niedawno byłam w Hiszpanii… – Jessie z przerażeniem zwróciła na siebie uwagę dziewczyn i Katii. – Jakim cudem jestem w Stanach Zjednoczonych?
– Jak już mówiłam – Katia wysłała jej sztuczny uśmiech – wasza dziesiątka została wybrana, by pełnić funkcję naszych pracownic. Miejsce, w którym się znajdujemy, to ekskluzywny dom publiczny. – Chciała kontynuować, ale jęk przerażenia wydostał się ze wszystkich gardeł. Rozpoczęły się protesty, popłynęły łzy. Katia bardzo szybko ukróciła te lamenty.
– Proszę was o zamknięcie jadaczek, bo komuś stanie się krzywda – podniesionym głosem, ale nadal opanowana, uciszyła towarzystwo. W jej tonie było coś tak przeszywającego i władczego, że natychmiast zapanowała cisza. Jessie trzęsła się jak galaretka.
Dom publiczny? Kurwa mać…
– Wyjaśnię wam zasady, a potem możecie wyrażać sprzeciw. Jesteście tutaj, żeby dla nas pracować i zadowalać naszych klientów. Zaznaczam, że nie jesteśmy obskurnym burdelem, tylko ekskluzywnym domem publicznym, z klasą i regułami. Każda z was ma swój pokój, na nadgarstkach macie przypisane wam numery kwater – mówiąc to, wskazała zgięcie ręki. Jessie dyskretnie tam zerknęła i ze zdumieniem spostrzegła, że faktycznie, na cienkiej gumce znajdowała się niewielka blaszka z numerkiem. – Tutaj możecie spędzać czas wolny. Piętro niżej jest jadalnia z kuchnią, a na parterze sala, w której co noc organizowane są przyjęcia dla naszych klientów. Jest was tutaj dość dużo, jednak wasza dziesiątka to nasze nowe nabytki. Dziś w nocy odbędzie się wasza pierwsza impreza. Będziecie miały okazję podpatrzeć swoje koleżanki, które już dłużej z nami pracują i mają wprawę. Wasze zadanie polega na zadowoleniu naszych klientów. Będziecie stać za barem, nosić drinki, uśmiechać się i mizdrzyć, żeby bogaci faceci zostawili jak najwięcej pieniędzy. Jeśli będą chcieli, żebyście z nimi usiadły, macie usiąść. Jeśli zamówią sobie taniec na rurze, macie tańczyć. Jeśli będą chcieli was przelecieć, macie dać się przelecieć. Każda niesubordynacja będzie karana i, uwierzcie mi, nie chcecie wiedzieć, w jaki sposób. Jeśli klient lub ja będziemy niezadowoleni, biada wam. Dom naszpikowany jest kamerami, alarmami i ochroną. Jeśli któraś z was spróbuje ucieczki, zostanie zastrzelona bez mrugnięcia okiem. Nie będziemy się z wami cackać. Każda z was może tutaj sama zapracować sobie na sukces. Jak będziecie grzecznie pracować, możecie mieć większe chody u stałych klientów. Możecie nawet zostać kupione. Wtedy bez problemu wyswobodzicie się z tego małego raju. Równie dobrze możecie zostać tu do śmierci. Wasz wybór. Nie macie telefonów, laptopów, niczego, co mogłoby wam pomóc nawiązać kontakt z poprzednim życiem. Możecie o nim zapomnieć. Zaczynacie tutaj nowe życie. Nasze życie.
Katia opowiadała to wszystko, jakby mówiła o pogodzie. Jessie hamowała odruch wymiotny. Całe życie przelatywało jej przed oczami, a pod powiekami zbierały się łzy, które ciężko było jej powstrzymać.
Możemy być kupione? Mamy pracować na sukces? Uprawiać seks z obcymi facetami? Jak ucieknę, to mnie zabiją? W głowie dziewczyny pytania skakały jak małe piłeczki i doprowadzały ją do obłędu. Drżała przerażona, nie panowała nad swoim ciałem. Spojrzała na resztę, nie tylko ona się bała. One również były blade ze strachu. Modliła się w duchu, żeby to był tylko zły sen. Liczyła, że za chwilę się obudzi w pokoju hotelowym obok Mary. Wsiądą w samolot i wrócą do Londynu. Chryste… Jej rodzice umrą z niepokoju, przecież będą jej szukać!
Jessie kompletnie nic nie rozumiała. Dlaczego właśnie ona? Nie chciała pogodzić się z takim życiem. Nie byłoby lepiej je sobie odebrać, niż znosić te męki?
– Rozumiem, że musicie to sobie wszystko przetrawić, to jasne. – Katia wykrzywiła twarz w półuśmiechu. – Idźcie do siebie. Zajrzę wieczorem do każdej z was i odpowiem na dręczące was pytania.
Żadna się nie ruszyła. Patrzyły na nią przerażone, płakały. Nie miały odwagi się odezwać. Strach skutecznie je paraliżował, zawiązał języki, nie pozwolił komentować okropnej sytuacji, w której się znalazły. W końcu, gdy jedna wstała i ruszyła w stronę schodów, wszystkie poszły za nią. Jedynie Jessie siedziała bezwładnie. Zupełnie jakby przyrosła do fotela. Zaciskała pięści, wciąż się trzęsąc. Patrzyła w jeden punkt i nie potrafiła ogarnąć umysłem tego, co właśnie się wydarzyło. Była wstrząśnięta.
Katia zatrzymała na niej wzrok i poprawiła okulary na nosie. Stanęła przed nią, ale Jessie nawet na nią nie spojrzała.
– Jessie, wstań – poleciła. Ta, zdziwiona, uniosła w końcu oczy na Katię.
– Skąd pani wie, jak mam na imię?
– Wstań – powtórzyła. Jessie chwilę się wahała, ale w końcu wstała i spojrzała kobiecie w jej zimne oczy. – Idź do siebie. Później do ciebie przyjdę, dobrze?
Jej łagodny ton wcale nie uspokoił blondynki. Bała się potwornie. Bała się tego miejsca, tych ludzi, bała się Katii, mimo że ta była spokojna i opanowana. Usilnie próbowała grać przyjaciółkę, dobrą duszę. Ale czy mogła nią być, skoro trzymała je tu wbrew ich woli?
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i powoli wdrapała się na szczyt schodów, by odnaleźć pokój z numerem jedenaście. Gdy weszła do środka, czuła pustkę. Usiadła na łóżku i rozpłakała się jak małe dziecko. Nie rozumiała tej sytuacji. Nie wiedziała, dlaczego i za jakie grzechy się tu znalazła. Chciała uciec, ale uwierzyła Katii, kobieta była bardzo przekonująca, a ona na starcie nie chciała robić sobie wrogów. Nie miała pojęcia, jak postępować. Nie wiedziała, co ją czeka. Ta niepewność i bezsilność ją przerażały. Czuła się fatalnie.
Położyła się na łóżku i skuliła. Cichutko szlochała, myśląc o rodzicach. To rozwaliło ją jeszcze bardziej. Była totalnie rozstrojona. Nie wyobrażała sobie spędzić tutaj życia. Ba, nie wyobrażała sobie spędzić tutaj nawet dnia! Nie chciała godzić się ze swoim losem. Chciała wrócić do Londynu, do domu.
Przestała płakać po dwóch godzinach, gdy zabrakło jej sił, a głowa zaczęła niewyobrażalnie boleć. Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Imponujący widok zachodzącego słońca nie zrobił jednak na niej wrażenia. Nie w tych okolicznościach.
Stany… Jessie zawsze chciała odwiedzić Stany Zjednoczone. Zobaczyć Waszyngton, słoneczną Kalifornię, w której notabene właśnie się znajdowała. Zdenerwowana, przygryzła wargę. Nie w taki sposób chciała zwiedzać te miejsca. Nie chciała być zamknięta w jakiejś twierdzy i zmuszana do nierządu.
Nagle usłyszała pukanie. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła wchodzącą Katię, z takim samym wyrazem twarzy, jak wcześniej. Opanowana, spokojna, ale przyjaźnie nastawiona.
– Jak się czujesz? – spytała. Jessie prychnęła, odwracając wzrok do okna.
– Pytanie nie na miejscu – burknęła. Katia zrobiła kilka kroków i zatrzymała się.
– Podejrzewam, że jest ci ciężko. Każda z was zostawiła swoje życie na rzecz tego tutaj.
– Przywieziono mnie tu siłą! – krzyknęła Brytyjka, odwracając się do swojej rozmówczyni.
– Jestem tego świadoma. – Katia ze spokojem kiwnęła głową. – I dobrze ci radzę, żebyś była grzeczna, bo naprawdę różnie się to może skończyć. – Jej stonowany głos wyrażał również groźbę. – Myślisz, że nie mieliśmy tutaj uciekinierek? Albo rozbrykanych dziewczyn, które się stawiały i nie chciały pracować? Były takie. Z naciskiem na czas przeszły.
W końcu Jessie porzuciła bojowe nastawienie i zrezygnowana spuściła wzrok.
– Jestem po prostu przerażona – wyznała cicho. Katia znów zrobiła dwa kroki i znalazła się obok niej. – Nie chcę tu być. Nie chcę tego robić. Nie chcę! – Niechciane łzy znów zapiekły pod powiekami.
– Żadna z was tego nie chce. – Opiekunka przekrzywiła głowę, przyglądając się Jessie. – Ale nikt nie będzie was pytał o zdanie. Jeśli będziesz dobrze wykonywać swoją pracę, klienci będą zadowoleni, nie stanie ci się krzywda. Zresztą, sama się przekonasz. Zaglądałaś już do szafy? – zapytała jak gdyby nigdy nic i podeszła do mebla pod ścianą. Jessie podniosła wzrok i spojrzała na nią niechętnie.
– Nie przyszło mi to do głowy – mruknęła.
– Szkoda. – Katia nie wyczuła ironii i otworzyła drzwi. – Tutaj masz kilkanaście strojów na nocne spędy. Macie swobodę wyboru. Co dwa tygodnie zmieniamy wam całą garderobę. – Odsunęła się i gestem dłoni pokazała wnętrze. Strojami trudno było nazwać kilka sznurków i staniki. Jessie wzdrygnęła się na widok wyuzdanej bielizny. – Kuchnia jest do waszej dyspozycji całą dobę, w każdy dzień tygodnia. Przyjęły się jednak wspólne śniadania o dziewiątej i obiady o drugiej, także jeśli masz ochotę poznać resztę dziewczyn, to zapraszam. Po ogrodzie również możecie się poruszać, ale tylko do piątej. Później macie poświęcić czas na przygotowania do zejścia na salę. W łazience w małej szafce są kosmetyki, makijaż obowiązkowy. Obojętnie jaki. Reszty dowiesz się za kwadrans. – Zerknęła na zegarek. – Przygotuj się i zejdź do salonu – powiedziawszy to, znów zostawiła Jessie samą.
Dziewczyna podeszła do szafy i z niesmakiem obserwowała stroje wiszące na wieszakach. Przerażenie ogarniało ją całą, nie wiedziała, co ma robić. Mogła się zaprzeć i siedzieć w pokoju. Teoretycznie nikt nie mógł jej do niczego zmusić. No właśnie. Teoretycznie. Nie miała nawyku wywoływania burz i kłótni. Tak, jak stwierdził trafnie blondyn, należała do osób, które pod presją można było łatwo ustawić. Nienawidziła tego w sobie. Postanowiła nie wystawiać na próbę zaufania Katii i nie poznawać jej gniewu. Wzięła szybki prysznic, spięła starannie włosy. Otworzyła szafkę i odnalazła mnóstwo przyrządów do makijażu, tak jak zapowiadała brunetka. Były tam tusze do rzęs, zalotka, cienie do powiek, eyelinery w różnych kolorach, kredki do brwi, masa szminek, błyszczyki, pudry, podkłady i wiele innych.
Jessie zrobiła makijaż, pomalowała usta błyszczykiem i podkreśliła kości policzkowe różem. Podeszła znów do szafy i z obrzydzeniem zaczęła przeglądać bieliznę. Szukała takiej, która zakryłaby jak najwięcej, ale takowej nie znalazła. Zdecydowała się w końcu postawić na czerń. Stanik co prawda był piękny, ze zwisającymi, ozdobnymi paseczkami, koronkowy, podkreślający jej krągły biust, ale reszta kompletu? Nazwa „majtki” nie miała tu zastosowania. To był po prostu sznurek z małym trójkątem z przodu. Niezadowolona założyła stringi i wciągnęła pończochy zakończone koronką. Założyła do tego czarne, niebotycznie wysokie szpilki, w których z trudem stawiała kroki. Innych jednak nie było.
Przykryła się szczelnie szlafrokiem i wyszła z pokoju. Ostrożnie zeszła po schodach. W salonie od razu potrafiła poznać, które dziewczyny są nowe, a które już trochę tu kiblują. Nowe z przerażeniem w oczach opatulały się szlafrokami. Stare wygi były pewne siebie, śmiały się i rozmawiały ze sobą, ubrane wyłącznie w wyzywającą bieliznę.
– O! – jedna ze starych dziewczyn zawołała nagle, wskazując palcem na Jessie. Dziewczyna aż wstrzymała oddech, gdy wysoka ruda piękność z ciałem modelki podeszła do niej. – Ty jesteś chyba najładniejsza z nowego miotu – stwierdziła, uśmiechając się serdecznie. Blondynka zamrugała nerwowo, nie wiedząc, jak zareagować na ten komplement.
– Dzi-dziękuję – wydukała w końcu. Obok rudej pojawiła się ładna czarnoskóra dziewczyna. W ogóle żadna z nich nie była brzydka. Jessie stwierdziła, że chyba właśnie na tym polega ta cała selekcja.
– Pokaż, co wybrałaś – ta druga bezceremonialnie odkryła jej szlafrok. Blondynka poczuła ogarniający ją wstyd, ale dla tych dwóch to było zupełnie naturalne. Z uznaniem pokiwały głowami.
– Seksi – powiedziała ruda. – Ślicznie ci w tym.
– Tylko cycki trochę wyciągnij – czarnoskóra zaczęła poprawiać biust w staniku Jessie, a ta oniemiała z przerażenia. Pobladła, obserwując ich niesamowitą swobodę. Była też zaskoczona ich pozytywnym nastawieniem. Obawiała się rywalizacji, czegoś na kształt mobbingu, spodziewała się wszystkiego po tym śmiesznym domu. Myślała, że stare dziewczyny będą może znęcać się nad nowymi. Nic bardziej mylnego.
– Cudnie – czarnula wyszczerzyła bielutkie zęby. – Coś taka blada?
– Amber, nie pamiętasz, jak ty wyglądałaś pierwszej nocy? – Ruda rzuciła jej pogardliwe spojrzenie. – Zarzygałaś ten dywan, jak się dowiedziałaś, gdzie jesteś i po co. – Wskazała długim palcem konkretne miejsce, a Amber przewróciła oczami.
– Serio? – cichy jęk wydostał się z gardła Jessie. Poczuła nagle, że nie tylko ona się boi. Obie dziewczyny spojrzały na nią.
– Taaa – Amber przyznała się, niezbyt chętnie. – Także nie martw się. Każda z nas kiedyś zaczynała. Ja jestem Amber, a to Riley. – Wskazała palcem na rudą, a ta puściła jej oczko. – Jeśli będziesz miała jakiś problem, pytania, wal do nas. Ja mieszkam pod piętnastką, a Riley pod dwudziestką – oznajmiła, uśmiechając się wesoło. Jessie nie potrafiła określić swoich uczuć w tamtym momencie. Była niesamowicie przerażona tym wszystkim, co ją otaczało i tym, co ją czekało. A z drugiej strony poczuła, że nawiązała z tymi dziewczynami jakąś nić porozumienia, mimo że praktycznie się nie odzywała. Spojrzała na nie z niezrozumiałym podziwem.
– My też kiedyś byłyśmy na twoim miejscu. – Riley położyła jej dłoń na ramieniu i posłała pocieszający uśmiech. – Gdy ja zjawiłam się w tym domu, ogromnym wsparciem okazała się dla mnie Ursula, a gdy Amber do nas dołączyła – zerknęła na koleżankę i z powrotem na Jessie – to wtedy ja wyciągnęłam rękę do niej.
– Teraz my pomożemy tobie. – Amber uśmiechnęła się. Jessie potrzebowała kilku sekund, żeby przetrawić ich słowa. Była pod wrażeniem ich swobody, spokoju i… przyzwyczajenia. Myślała, że do takiego czegoś nie da się przywyknąć.
– A gdzie jest ta Ursula? – Jessie spytała nieśmiało.
– Kupił ją jakiś miliarder z Miami. – Riley wzruszyła ramionami z tęsknym, leciutkim uśmiechem. – Takiej to się teraz powodzi.
Jessie obserwowała je z ciągłym zdziwieniem, otworzyła nawet szerzej oczy. Co one w ogóle plotły? Jak to się jej powodzi? To najzwyklejszy handel ludźmi! Kupił sobie dziwkę, żeby sprzedać ją dalej czy zamknąć w piwnicy i bzykać, kiedy mu przyjdzie ochota? Wstrząsnął nią dreszcz na tę myśl. Przejechała dłonią wzdłuż swojego kucyka i zaczęła nerwowo bawić się końcówkami włosów.
– Jak długo tu jesteście? – spytała, chcąc zapomnieć o tym, co przed chwilą usłyszała.
– Riley trzy lata – Amber poprawiła swoje czerwone stringi. – Ja niespełna rok.
– Matko Boska… – jęk przerażenia wydostał się z gardła Jessie. Amber i Riley spojrzały po sobie, a potem z lekkim pobłażaniem na nową koleżankę. Były starsze od niej, ale Jessie nie potrafiła stwierdzić, o ile.
– Spokojnie, mała. – Riley skrzyżowała ręce na piersiach. – Nie damy cię skrzywdzić. Poza tym panowie to naprawdę wysoka półka – pokiwała z uznaniem głową, a Amber zaczęła ochoczo potakiwać.
– To prawda. Jest dużo stałych klientów, tylko czasami pojawia się ktoś nowy. Więc jeśli będziesz miała jakieś pytania o naszych panów, to wal śmiało. – Amber posłała jej uśmiech, dzięki któremu Jessie poczuła się odrobinę lepiej.
– Jakieś rady na początek? – Jessie wzięła wdech. Poczuła, że w tych dwóch będzie miała większe wsparcie, niż w tej całej Katii.
– Uśmiechaj się ciągle, patrz, jak chodzisz, nie garb się – Riley zaczęła wymieniać na palcach – nie odzywaj się nieproszona, odrzuć nieśmiałość…
– I koniecznie walnij sobie szota przed rozpoczęciem – wtrąciła Amber, a ruda przytaknęła na ten pomysł.
– Robimy tak do dziś – potwierdziła z uśmiechem.
– Nie lubię alkoholu – wydukała Jessie, a dziewczyny spojrzały na nią niepewnie.
– Okeeej… – Riley przeciągnęła nieznacznie. – Więc zaczniesz bez kopniaka. W każdym razie pamiętaj o uśmiechu. I nie krępuj się. Jest nas tak dużo, że wątpię, żebyś dostała dziś swoją szansę. – Położyła jej dłonie na ramionach i spojrzała w oczy. Jessie miała ochotę wybuchnąć nerwowym śmiechem. Serio, uważały to za szansę? To jakieś pojebane miejsce, myślała.
– Riley ma rację. – Czarnula zarzuciła włosy na plecy. – Was jest tylko dziesięć. A nas jakieś trzydzieści. Nie będzie tak źle.
Jessie poczuła, jak robi jej się niedobrze na dźwięk tych słów. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale przerwało jej donośne klaskanie.
– Drogie panie – Katia wkroczyła pewnie do salonu, ubrana znowu w garnitur, tym razem szary, i różową koszulę. – Zaczynamy. Zapraszam na dół. Nowe mogą się poprzechadzać, stanąć za barem, wybierzcie sobie. Starsze dziewczyny w razie czego wam pomogą. Idziemy. – Machnęła rękami i wszystkie zebrane dziewczyny ruszyły jak owieczki na rzeź. Niektóre dokładnie tak wyglądały. Inne szły swobodnie, podekscytowane. Brytyjka miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec. Zeszły po schodach na pierwsze piętro, a stamtąd na parter. Do pięknego, biało-złotego holu, który w porównaniu do góry, urządzony był z przepychem. Jessie w tłumie szybko zgubiła nowe koleżanki i na powrót poczuła strach.
Serce zwolniło.
Z narastającym strachem zeszła po trzech schodkach, by znaleźć się na ogromnej sali, która wyglądała zupełnie jak dyskoteka. Przytłumione światło, półmrok, bogato zaopatrzony, podświetlony bar, ogromny parkiet z pięcioma rurami, gdzieniegdzie skórzane sofy ze szklanymi stolikami, zakamuflowani ochroniarze, konsola z DJ-em.
Gości jeszcze nie było. Póki co dziewczyny były same. Jessie nieśmiało ogarnęła wzrokiem otoczenie i okryła się ramionami. Katia przed wejściem na salę kazała wszystkim zdjąć szlafroki, więc teraz czuła się, jakby stała tam nago. Zauważyła w rogach coś na kształt miejsc dla VIP-ów. Na podwyższeniu, do którego prowadziły dwa podświetlane schodki pod ścianą, umiejscowiona była sofa w kształcie litery U, z niewielkim stoliczkiem. Całość zakrywała czerwona kotara. Zajebiście dyskretnie, pomyślała Jessie i wzdrygnęła się.
– Kochana, pierwsza noc zawsze jest najgorsza – usłyszała nagle przy uchu głos Riley, gdy ta zawiesiła się na jej ramionach i uśmiechnęła się szeroko. – Jak w ogóle masz na imię?
– Jessie – odpowiedziała, patrząc na nią. Ta znowu się uśmiechnęła.
– Jessie, nie zakrywaj się. – Okrążyła ją i uwolniła z samolubnego uścisku. – Masz boskie ciało, powinnaś je eksponować! Za twoją dupę dałabym się pokroić. – Ruda poruszała sugestywnie brwiami, a na twarzy Jessie pojawił się mimowolny uśmiech.
– To miłe, dzięki – szepnęła nieśmiało.
– No, i to chcę widzieć cały wieczór. – Koleżanka chwyciła jej podbródek i uniosła odważnie jej głowę, uśmiechając się szeroko. – Uśmiech, cyc do przodu i wszystko będzie dobrze. A jeśli będziesz miała problem, jesteśmy z Amber w pobliżu. Ja zwykle tańczę na rozgrzewkę, a Amber stoi na barze – wyjaśniła. – Potem spaceruję z zamówieniami i mizdrzę się do bogatych kolesi. Jeśli któryś zamówi coś ekstra, to wtedy jesteśmy z Amber nieuchwytne, jeśli wiesz, o co mi chodzi. – Puściła jej oczko, a odwaga Jessie, i tak nadwątlona, nagle wyparowała bezpowrotnie.
– Boję się – przyznała krótko.
– Posłuchaj. – Riley westchnęła i położyła jej dłoń na ramieniu, ciągle patrząc jej w oczy. – Nikt tutaj nie zrobi ci krzywdy.
– Mogę nie zgodzić się na seks? – spytała z nadzieją, ale ruda spojrzała na nią pobłażliwie, rozdmuchując w sekundę jej nadzieje.
– Jeśli klient płaci, to ty jesteś zobowiązana zrobić, co chce. Gumka to jest obowiązek, jak jej nie ma, masz prawo się postawić. Ochroniarze jednak zawsze mają pełne kieszenie prezerwatyw. – Wywróciła oczami, a Jessie z trudem przełknęła ślinę, czując, jak pocą jej się dłonie. – Ale nie ma prawa cię uderzyć, obrazić lub zrobić ci fizycznej krzywdy. No, chyba że wyrazisz na to zgodę. Możesz się nie zgodzić jedynie wtedy, kiedy klient nie zapłaci.
– A komu się płaci?
– Ochroniarzom albo Katii. W twojej obecności. Nigdy inaczej. Katia i goryle spacerują niezauważeni przez cały wieczór. Wrzuć na luz i nie przejmuj się, mała. – Riley położyła drugą rękę na jej ramieniu i uśmiechnęła się. Blondynka znowu poczuła się troszkę pewniej.
– Otwieramy! – głos Katii rozniósł się po sali. Jessie wpadła w panikę, natomiast jej nowej koleżance zaświeciły się oczy.
– Idź do Amber – poleciła, nim muzyka zaczęła głośno płynąć z głośników. Dziewczyna skinęła głową i szybkim krokiem, próbując się nie zabić, ruszyła w kierunku baru, za którym czarnulka szykowała szklanki i kieliszki.
– Chodź, mała – przywołała ją ręką. Jessie weszła za bar. – Co masz robić?
– Uśmiechać się – odpowiedziała.
– I nie bój się – jej stanowczy ton bez krzty emocji, poparty brakiem uśmiechu na twarzy, trafił prosto w umysł Jessie. – Masz być odważna i słodka.
– Tak jest. – Nowa pokiwała głową.
– Masz – Amber postawiła przed nią kieliszek z wódką. Jessie spojrzała niepewnie na napój, a potem z powrotem na koleżankę.
– Mówiłam ci, że nie…
– Pij – poleciła. Nalała też do drugiego kieliszka i podniosła go. – Zaufaj mi. Wiem, co mówię. Pomoże ci to. Możesz popić. – Podsunęła jej szklankę z wodą. Jessie niechętnie wypiła pierwszy kieliszek. Potem jeszcze jeden, kolejny, i kolejny. Po czwartym poczuła lekkie rozluźnienie.
– Do roboty. – Amber skinęła głową. Na sali zaczęli pojawiać się mężczyźni w różnym wieku, wszyscy w gustownych garniturach i pod krawatami. Brytyjka z zaskoczeniem obserwowała ich, gdy co chwila któryś z nich podchodził do baru i coś zamawiał. Byli… normalni. Uśmiechali się, żartowali, jeden przystojniejszy od drugiego. Dzięki temu uśmiechanie się i udawanie słodkiej szło jej naprawdę dobrze.
– Hej, blondyneczko. – Jakiś mężczyzna podszedł do baru i zwrócił się do niej, kiedy akurat nalewała wódkę dla innego klienta.
– Już podchodzę – powiedziała, uśmiechając się do niego zalotnie. Podała kieliszek pierwszemu i skierowała się do wołającego ją gościa. Był przystojny, może pod czterdziestkę. Oczy miał niebieskie, a włosy starannie zaczesane do tyłu. – Słucham cię – oparła się o bar, eksponując biust. Nie miała pojęcia, czy tak dobrze czuła się za barem, czy po prostu wódka dodała jej co nieco odwagi. Na pewno jedno i drugie. W Anglii dorabiała przecież w dyskotece, więc praca barmanki nie była dla niej czymś nowym, lubiła to. Tu gruby blat dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Do tego jeszcze wypity alkohol…
Mężczyzna z szelmowskim uśmiechem zerknął na jej dekolt, a potem podniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy.
– Poproszę podwójną wódkę z lodem – powiedział spokojnie. – I sobie też nalej. Stawiam. Chcę się z tobą napić – mówiąc to, wyciągnął studolarowy banknot i wcisnął jej pod stanik. Jessie niebezpiecznie zadrżała, gdy poczuła jego dotyk. Próbując ukryć przerażenie, które nagle ją opanowało, kiwnęła głową.
– Zaraz przyniosę – oznajmiła. Już miała odejść, gdy facet złapał ją za rękę. Choć jej serce podskoczyło, przybrała obojętny wyraz twarzy i zarzuciła uśmiech. – Coś jeszcze? – spytała grzecznie, choć w środku dygotała.
– Będę czekał przy tamtym stoliku – wskazał palcem. Puścił ją i odszedł. Jessie odprowadziła go wzrokiem, biorąc kilka wdechów. Stanęła w końcu obok Amber i sięgnęła po wódkę, uprzednio wrzucając do szklanki lód.
– Mała, dobrze ci idzie. – Czarnula szturchnęła ją, uśmiechając się z podziwem. – Jestem pod wrażeniem. Podpatrzyłaś ode mnie trochę ruchów – dodała podekscytowana.
– Troszkę. – Blondynka uśmiechnęła się nieśmiało, bo faktycznie przez pierwsze dziesięć minut obserwowała Amber. Patrzyła, jak rozmawia z klientami, jak się rusza, jak podaje drinki, a nawet w jaki sposób nalewa wódkę.
– Bardzo dobrze. Coś czuję, że będziesz naszą perełką.
– Wszystko jest okej, póki mnie nie dotykają – wyznała szczerze.
– Do tego też musisz się przyzwyczaić – powiedziała bardziej doświadczona koleżanka, wyciągając jej banknot ze stanika. Wrzuciła go do pełnej kasetki. Jessie otworzyła szerzej oczy. Stały za barem dopiero godzinę, a skrzyneczka pękała już w szwach.
– Boję się, że będzie chciał… – urwała, bo nie chciało jej to przejść przez gardło. Amber podniosła wzrok i omiotła wzrokiem salę.
– A który to?
– Ten przy stoliku po lewej. – Jessie ukradkiem na niego spojrzała, nalewając wódkę do jego szklanki, a do swojej wodę. Dość miała już alkoholu. Poza tym, gdyby miała wypić czystą bez popijania czymkolwiek, na pewno obrzygałaby klientowi buty. Amber spojrzała na faceta, po czym uśmiechnęła się do blondynki.
– Nie martw się. To stały klient. Bzyka tylko dwie nasze dziewczyny. Chwilę z nim posiedzisz, powdzięczysz się i każe ci spadać, spokojnie. – Koleżanka machnęła ręką, dzięki czemu Jessie trochę się uspokoiła. Postawiła dwie szklanki na tacę i wyszła zza baru. – Bądź silna! – Amber podniosła dwa kciuki i uśmiechnęła się szeroko. Nowa pokiwała głową, zarzuciła uśmiech i wzięła tacę do ręki. Podeszła do mężczyzny i z wdziękiem postawiła przed nim wódkę.
– Proszę bardzo – powiedziała. Facet poklepał miejsce obok siebie, więc Jessie, próbując ukryć skrępowanie, usiadła obok niego. Wtedy wziął swoją wódkę, wodę podał dziewczynie.
– Pierwszy raz cię tu widzę. Jesteś nowa? – spytał po wypiciu pierwszego łyka. Siedział blisko, stykali się udami, a on jeszcze objął ją odważnie ramieniem. Jessie poczuła się nieswojo, jednak nie dawała tego po sobie poznać.
– To moja pierwsza noc – wyjaśniła, pociągając spory łyk i zakładając nogę na nogę.
– Przyciągasz wzrok, muszę przyznać. – Mężczyzna z podziwem obserwował ją przez cały czas. Jessie było trudno utrzymać z nim kontakt wzrokowy, choć bardzo się starała. – Jesteś piękna. I masz tak seksowny akcent…
– Jestem z Anglii – wtrąciła z zalotnym uśmiechem. – Dziękuję. Wiele osób mi to mówi. – Odgarnęła kucyk na plecy, a facet oblizał wargi, patrząc na nią z apetytem. Czuła się jak mięso. Okrutnie jej to uwłaczało. A przecież musiała udawać zainteresowanie.
– Jesteś modelką? – spytał, lustrując ją od góry do dołu. Zachichotała teatralnie.
– Nie jestem.
– A powinnaś być. – Położył jej dłoń na kolanie. Blondynka zacisnęła szczęki, gdy delikatnie gładził jej udo. Modliła się, żeby na tym się skończyło i, ku jej uciesze, tak właśnie było. Wypili razem drinka, po czym gość grzecznie podziękował i odszedł. Jessie odetchnęła, podchodząc do baru. Amber tryskała ekscytacją.
– Byłaś zajebista! – zawołała, wyciągając ręce przez bar, przy którym akurat nikogo nie było. Brytyjka lekko się uśmiechnęła, usiadła na stołku i chwyciła koleżankę za rękę. Nie mogła uwierzyć, że znalazła się w takim dziwnym świecie. W świecie, gdzie ludzie kupują dziewczyny, które znajdują w burdelu. A te dziewczyny się z tego cieszą. To jakaś paranoja.
– Dzięki – mruknęła, gdy Amber zaczęła w rządku rozstawiać szoty na barze.
– Okej, ty idź się przejść, póki jest chwila luzu, a ja idę na rurkę – oznajmiła i seksownym krokiem ruszyła na parkiet. Jessie poszła za nią, ale przystanęła przy filarze i omiotła wzrokiem parkiet. Przerażała ją swoboda, z jaką dziewczyny podchodziły do tej pracy. Jakby było to coś zupełnie normalnego, że są uwięzione i zmuszane do nierządu. I jeszcze mają z tego radochę. Gdzieś tam, z tyłu głowy, liczyła się z tym, że coś takiego może istnieć, ale nigdy nie myślała, że jest to tak boleśnie prawdziwe.
Zaczęła układać sobie w głowie plan. Jeśli nie chciała tu zwariować, musiała stać za barem. Tam było dobrze. Neutralnie. A potem coś się wymyśli. Może uda jej się skontaktować z policją? Rodziną? Uciec bez kulki w łeb?
Nawet nabrała więcej odwagi do wykonywania tej… profesji. Tylko zza baru świat wyglądał względnie dobrze. Gdy Jessie się rozglądała, jej strach z każdą sekundą powracał. Widziała, jak dziewczyny z przesadą wiją się na rurkach i jak wstawieni już troszkę mężczyźni ślinią się na ich widok. W otwartych boksach nie było lepiej. Faceci otwarcie obmacywali jej nowe koleżanki i wpychali im języki do gardeł.
W końcu, niezauważona, ruszyła przy ścianie w głąb sali. Doszła do boksów, które powinny być osłonięte, gdy ktoś z nich korzystał, ale z obrzydzeniem stwierdziła, że niektórych wcale to nie obchodzi. Przystanęła, widząc jak w jednym z VIP-owskich pomieszczeń któraś z dziewczyn najnormalniej w świecie obciągała jakiemuś facetowi, dwa boksy dalej zastała podobną sytuację, z tą różnicą, że obciągająca dziewczyna stała, a drugi facet posuwał ją od tyłu. Jessie z trudem hamując odruch wymiotny, przyłożyła dłoń do ust. Była przerażona tym widokiem. Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Czy serio jest otoczona przesadnymi jękami i sapnięciami napalonych facetów, którzy robią, co chcą?
Po jej odwadze nie było już śladu. Chciała się wycofać, uciec, zniknąć, nieproszone łzy rozpaczy cisnęły się do oczu. Zapomniała o wszystkich słowach pociechy Amber i Riley. Widziała, z jaką brutalnością faceci obchodzili się z jej nowymi koleżankami.
Odwróciła się i chciała uciec, ale wpadła na kogoś. Podniosła niepewnie wzrok i zobaczyła mężczyznę, który na jej oko mógł być w jej wieku. Odziany był w garnitur, jak prawie wszyscy tutaj. Przystojny, z poluzowanym krawatem i oczywiście wstawiony. Uśmiechał się do niej lubieżnie i mrużył powieki. Ten wzrok nie zapowiadał niczego dobrego. Objął ją w pasie i nachylił się.
– Podoba ci się to, co widzisz? – wyszeptał do jej ucha. Jej ciałem wstrząsnął bolesny dreszcz. Próbowała się wyrwać, ale on był silniejszy.
– Puść mnie – powiedziała spokojnie, mając w głowie te cholerne zasady.
– Zrobimy tak – odrzekł niewzruszony. Jedną ręką złapał ją mocniej, a drugą chwycił koniec jej kucyka i szarpnął tak, by na niego spojrzała. – Puszczę cię dopiero za jakieś pięć minut, może być?
– Nie, nie może. Proszę mnie zostawić! – Zaczęła się wyrywać, ale facet mocniej pociągnął ją za włosy. Z jej gardła wydostał się okrzyk bólu, który i tak zniknął w falach głośnej muzyki.
– Nie ma opcji – jego ton zmienił się w chłodny. – Najpierw cię przelecę.
Bezceremonialnie zacisnął dłoń na jej pośladkach i wpił się w jej usta. Jessie z przerażeniem zaczęła się rzucać, ale to kompletnie nic nie dawało. W końcu gość złapał ją za kark i jednym szybkim ruchem pchnął do najbliższego boksu. Upadła z hukiem na sofę, uderzając głową o ścianę. Na sekundę świat zawirował. Instynktownie dotknęła bolącego miejsca. Nie zdążyła nawet wstać, bo ten już rozpinał nad nią rozporek.