Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Krystyna Mirek
Uwierz w szczęście. Poradnik dla pragnących zmian
Uwierz w szczęście to niecodzienny poradnik. Napisany, by odpowiedzieć na pytania, które autorce od lat zadają jej czytelniczki. I mówi o tym, co najważniejsze. O życiu. Każdy z nas ma na nie wpływ. Często większy niż sądzimy.
Gdzie szukać zwykłych, życiowych mądrości w świecie, w którym się coraz bardziej od siebie oddalamy? Odpowiedź Krystyny Mirek brzmi: między innymi w książkach. Jej napisana jest od serca i z sercem. To nie tyle zbiór porad, co zapis rozmowy, jaką by można przeprowadzić z bliską przyjaciółką czy kochającą mamą. Jest jak pamiętnik z dedykacją, pełen osobistych wzruszających zwierzeń i sprawdzonych przez jedną z najpopularniejszych polskich pisarek prostych rozwiązań, działających nawet w skomplikowanych okolicznościach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 138
Wstęp
Zmieniaj swoje życie na lepsze
Łatwo można się zapętlić we własnych smutkach, wiecznie czekać na lepszego męża, dzieci, pracę, wygląd. A co, jeśli innego życia nie będzie? Człowiek obudzi się pewnego dnia, obejrzy za siebie i zobaczy tysiące zmarnowanych szans na małe codzienne szczęście.
z powieści „Podarunek”
Jako dziecko nie wyróżniałam się niczym szczególnym. Może tylko tym, że miałam jasno sprecyzowane marzenia. Wiele z nich zostało spełnionych, choć bywało, że działałam w bardzo trudnych warunkach. Mnie też nie było lekko, więc wiem, jak to jest…
Dziś mam więcej wiedzy i umiejętności. Bez trudu rozwiązuję problemy, które kiedyś potrafiły mnie przygnieść. Szczęśliwie, dane mi było doświadczyć, jak wiele w życiu może się zmienić na lepsze. Bez cudów, milionów w spadku czy księcia z bajki.
O takim prawdziwym życiu opowiadam w swoich książkach – to sprawia, że moje powieści sprzedają się w setkach tysięcy egzemplarzy, a ja mogłam spełnić swoje marzenie i zostać pisarką. Ty też uwierz w swoje marzenia.
Ta książka mówi o kwestiach najważniejszych. O życiu.
Przekazuje informacje, które powinny być powszechnie znane, ale… nie są. Wiedzę, jaką każde dziecko powinno zdobywać już w szkole podstawowej, ale… nie zdobywa. Drogowskazy, które każdy powinien dostać już na początku życia, żeby się potem nie obijać boleśnie o kolejne błędy. Nie płacić za naukę najwyższej ceny, jaką są zniszczone zdrowie, zepsute związki, bieda, samotność i więcej.
To nie jest tradycyjny poradnik pisany przez naukowca czy lekarza. To nie jest też opowieść dla ludzi sukcesu, którym wszystko świetnie się układa. To książka dla tych, którym nie jest lekko i nie do końca rozumieją dlaczego. To garść życiowych patentów, które warto poznać i przekazać komuś, na kim ci bardzo zależy – swojemu dziecku, przyjacielowi, bliskiej osobie. Po to, żeby miał lepsze życie.
A zatem przeczytaj ten poradnik, a potem sprezentuj osobie, której dobrze życzysz, bo na szczęśliwe, dobre życie zasługuje każdy. I są sposoby, żeby sobie w tym pomóc.
Powszechnie funkcjonuje przekonanie, że życie to coś, co dzieje się samo. Spontanicznie. Taka sztuczka, którą każdy, kto się urodził, potrafi zrobić.
Życie to wymagające zadanie. Sztuka. Dobre życie nie dzieje się samo. To wyzwanie dla profesjonalistów. Trzeba mieć naprawdę dużo kompetencji, by żyć. Zwłaszcza dobrze.
Niby wszystko odbywa się automatycznie. Najpierw jesteśmy dziećmi, potem dorosłymi. Mijają lata, zmieniają się życiowe role i sytuacje. A my na pozór bezproblemowo próbujemy się do tego dostosować. Kobieta staje się matką, bo urodziła. Mężczyzna mężem, bo zorganizowano jemu i jego wybrance wesele. Człowiek jest dorosły, bo zdmuchnął ileś tam świeczek na torcie, a zostaje szefem, bo awansował.
Urodziłeś się, więc potrafisz żyć. Zostałeś ojcem, mężem, szefem, babcią, siostrą, dyrektorką, więc na pewno masz do tego kompetencje.
Czy aby na pewno?
Skąd więc na świecie tak wielu złych ojców, nieporadnych matek, koszmarnych przełożonych, byle jakich sióstr, marnych przyjaciół – krótko mówiąc, kompletnie niedojrzałych dorosłych, nieszczęśliwych ludzi?
Wyglądają, jakby wcale nie wiedzieli, jak sobie z tymi wszystkimi rolami poradzić. Jakby nie mieli przygotowania, wiedzy, umiejętności ani pojęcia, gdzie ich szukać.
Życie to wymagające zadanie. Sztuka. Dobre życie nie dzieje się samo. To wyzwanie dla profesjonalistów. Trzeba mieć naprawdę dużo kompetencji, by żyć. Zwłaszcza dobrze.
Mamy niewiarygodnie rozwiniętą naukę, właściwie nie ma już takiej dziedziny wiedzy, którą jeden człowiek może w pełni zgłębić. Dzieciom w szkołach pakuje się do głów nieprawdopodobnie wiele informacji. I tylko o jednym się nie uczą – jak mieć dobre życie.
Jak układać relacje w związkach, wybrać życiowego partnera. Zachować zdrowie. Od czego zależy, że nam się uda. Jak gospodarować pieniędzmi i energią. Jak nie zmarnować czasu, który nam dano. Jak dobrze wychować dzieci, podejmować decyzje, odróżnić człowieka złego od dobrego, wybrać zawód, mówić tak, by nas zrozumiano.
O tym ani słowa.
A właśnie te umiejętności o wszystkim decydują.
Sztuka życiowych wyborów to ciągłe przesuwanie suwaka pomiędzy skrajnościami, tak by wyczuć to idealne miejsce, które sprawia, że decyzje stają się dobre.
Ludzie tego nie widzą. Wielu żyje automatycznie, bez refleksji, z dnia na dzień.
Człowiek niesiony falą wydarzeń, bezwładnie popychany z miejsca na miejsce, jak patyczek na wodzie, może się jednak nieprzyjemnie zdziwić, dokąd go prąd poniesie. Może w miejsce, w którym wcale nie chciał się znaleźć?
Zapłaci za swoją bierność wysoką cenę. On i jego dzieci.
Bo nasze decyzje w znaczącym stopniu wpływają na przyszłe pokolenia. Możemy sprawić, że naszym następcom będzie o wiele łatwiej, ale też dodać im wielu kłopotów.
„Uwierz w szczęście” to poradnik praktyka. Bo właśnie to w wiedzy cenię najbardziej – użyteczność. Można ją natychmiast wprowadzić w życie i poczuć, jak z dnia na dzień robi się lepiej.
Najważniejszą kwestią jest świadomość, że potrzebujesz wsparcia. Wtedy informacje z tego poradnika mogą ci pomóc. Zauważ, ilu ludzi żyje jak we mgle, w uśpieniu. Wygodnie im z przekonaniem, że wszystko wiedzą, zawsze mają rację, a za wszelkie trudności w ich życiu odpowiedzialny jest ktoś inny.
Tymczasem każdego dnia krzywdzą siebie i innych.
Nie wiem, czy istnieją na świecie ludzie świadomie czyniący zło. Większość jest przekonana, że postępuje słusznie i ma na swoją obronę mnóstwo argumentów, które dla nich brzmią logicznie.
Nie potrafią odnaleźć prawdy.
Przebudzenie z tego stanu to coś bardzo trudnego, dlatego tak wiele osób go unika. Gdyby oprzytomnieli, to zobaczyliby prawdę. Musieliby przyznać, że popełnili sporo błędów i za wiele cierpień w swoim życiu sami są odpowiedzialni.
To bardzo mocne doświadczenie. Trudne.
Ludzie więc tego zazwyczaj nie robią – nie szukają prawdy.
Bowiem ceną za to jest na przykład zobaczenie siebie z przeszłości w wyraźnym świetle, nie zawsze korzystnym. Zauważenie, że zachowujemy się nie w porządku, a sądziliśmy, że robimy wszystko dobrze.
I choć wiele osób bardzo się tego momentu boi, tę cenę warto zapłacić. Naprawdę! Po drugiej stronie czeka lepszy świat. Ten, o którym często marzymy i nie rozumiemy, dlaczego do nas nie przychodzi.
Właśnie: dlaczego?! To ważne pytanie.
Spróbujmy znaleźć odpowiedź.
W naszym życiu mało co jest jednoznacznie złe albo dobre. W większości jest to właśnie kwestia proporcji. Znalezienie tej właściwej to prawdziwa mądrość życiowa.
Jednym z filarów życia jest tak zwany złoty środek. Wydaje mi się, że od czasów, gdy starożytni go nazwali, rozpropagowali i w szczegółach opisali, nic mądrzejszego się nie pojawiło. Złoty środek, czyli właściwa proporcja, to coś, co w tym poradniku będzie się przewijało wielokrotnie. To mądrość życiowa, która pozwala zachować spokój, dokonywać trafnych wyborów i być szczęśliwym dłużej niż tylko przez krótką chwilę, kiedy przydarzy się coś wyjątkowego.
Bowiem w naszym życiu mało co jest jednoznacznie złe albo dobre.
W większości jest to właśnie kwestia proporcji.
Znalezienie tej właściwej to prawdziwa mądrość życiowa.
Kiedy jesteś rodzicem, złoty środek to balans pomiędzy nadopiekuńczością a obojętnością. W finansach – między skąpstwem a rozrzutnością. W miłości – między zbyt wielkim oddaniem a wyrachowaniem, a w pracy – między lenistwem a pracoholizmem. I tak w każdej sytuacji.
Sztuka życiowych wyborów to ciągłe przesuwanie suwaka pomiędzy skrajnościami, tak by wyczuć to idealne miejsce, które sprawia, że decyzje stają się dobre.
To poszukiwanie jest trudne. Trzeba suwak przesuwać raz w jedną, raz w drugą stronę, próbować. Z czasem jednak nabieramy wiedzy, wprawy, doświadczenia i idzie nam to coraz łatwiej. Aż przychodzi moment, kiedy staje się intuicyjne, automatyczne.
Drugi filar to nieustanna nauka, ciekawość życia, które dzięki temu zaczyna być o wiele bardziej fascynującą przygodą.
Tradycja przekazywania wiedzy trwa od momentu, gdy na świecie pojawili się ludzie. Zawsze ci mądrzejsi mieli trochę łatwiej. Początkowo odbywało się to ustnie. Ojciec przekazywał wiedzę synowi, babcia wnuczce, wódz swojemu następcy. Potem pojawiło się pismo, dostępne nielicznym. Wiedza zawsze dawała przewagę, dziś wiemy, że informacja to jedna z cennych wartości. Pomaga w biznesie, inwestycjach, ale też w życiu prywatnym.
Obecnie dostęp do wiedzy jest powszechny. Można się uczyć. Czytać, słuchać, doświadczać. Nieustannie rozwijać.
Żeby stanąć po tej stronie życia, gdzie jest jednak łatwiej.
Warto zdobywać wiedzę, cały czas się starać.
Efekty mogą nas niesamowicie zaskoczyć.
Zapraszam do wspólnego udziału w tej przygodzie.
Warto zdobywać wiedzę, warto się rozwijać, warto cały czas się starać. Efekty mogą nas niesamowicie zaskoczyć.
Rozdział 1
Od czego zależy szczęście w miłości
Miłość wymaga zaufania. Jeżeli ma być prawdziwa, trzeba się otworzyć i wpuścić drugą osobę bardzo głęboko we własne życie. Można dzięki temu bardzo wiele zyskać, ale tyleż samo stracić. Dlatego ludzie, którzy się boją, nie potrafią naprawdę kochać.
z powieści „Miłość z jasnego nieba”
Uczucie pomiędzy dwiema osobami to temat wszech czasów. W kwestii miłości wypowiada się mnóstwo autorów książek, tekstów poetyckich, filozoficznych, a także badań naukowych i licznych poradników. Są też mądrości ludowe przekazywane z pokolenia na pokolenie oraz tak zwane złote rady (nie zawsze taktowne) i szeptane ukradkiem tajemne recepty.
Zbyt często wydaje się nam, że związki i zakładanie rodziny to jest coś zupełnie naturalnego, co każdy może i każdy potrafi. Jest dwoje ludzi, kochają się, mają dobre chęci, pięknie razem wyglądają… Wydaje się, że wszystko stoi przed nimi otworem. A jednak to nie takie proste.
PIĘKNA CZY BESTIA?
Niektórzy mówią, że w wyścigu o wymarzonego partnera liczy się przede wszystkim atrakcyjny wygląd. Ładna dziewczyna czy przystojny chłopak zasadniczo mają większe szanse na rynku matrymonialnym. Osoby szczególnie obdarowane przez naturę już od przedszkola wyróżniają się wśród rówieśników i cieszą się większym powodzeniem. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak może wybierać sobie partnerki, a śliczna dziewczyna – partnerów. Jednak większość – ci tak zwani zwyczajni – zwykle spogląda w ich stronę z zazdrością. Nieraz przez całe życie ktoś myśli, że gdyby los obdarował go bujniejszymi włosami, zgrabniejszą figurą czy innymi zewnętrznymi zaletami, to z pewnością lepiej by sobie poukładał życie osobiste.
Nieraz przez całe życie ktoś myśli, że gdyby los obdarował go bujniejszymi włosami, zgrabniejszą figurą czy innymi zewnętrznymi zaletami, to z pewnością lepiej by sobie poukładał życie osobiste.
Jest w tym pewnie ziarenko prawdy, bo atrakcyjne osoby rzeczywiście cieszą się większą popularnością. Czy to się jednak przekłada na szczęście w związku? Życie nieustannie dostarcza nam przykładów pięknych kobiet, bardzo nieszczęśliwych w swoich związkach. Zdradzanych, oszukiwanych, samotnych, choć pozornie dzielących z kimś życie. Przystojnych, lecz pogubionych mężczyzn, którzy przed czterdziestką bywają już po dwóch lub trzech rozwodach. I zdążyli skrzywdzić wiele osób.
Znana artystka Whitney Houston była wyjątkowo piękną kobietą. Utalentowaną, odnoszącą sukcesy. A jednak jej małżeństwo okazało się koszmarną pułapką. Mąż jej nie kochał, nie dbał o nią, nie szanował, znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie.
Gdyby przeprowadzić badania statystyczne, okazałoby się, że nie ma żadnych dowodów na to, że atrakcyjne osoby zawierają lepsze związki, że są one dłuższe, bardziej stabilne i szczęśliwe.
W świecie celebrytów wciąż słyszy się o rozwodach i zdradach, a jest w tym środowisku wiele wyjątkowo atrakcyjnych osób. Dotyczy to jednak także zwyczajnego życia. Zdrady i samotność dotykają różnych ludzi. Uroda przed tym nie chroni.
Gdyby przeprowadzić badania, okazałoby się, iż nie ma żadnych dowodów na to, że atrakcyjne osoby zawierają lepsze związki, że są one dłuższe, bardziej stabilne i szczęśliwe.
Wręcz przeciwnie: znane są przypadki, kiedy ktoś skarży się, że uroda przeszkadza mu w nawiązywaniu kontaktów. Wielu sensownych, wartościowych mężczyzn o normalnym wyglądzie boi się podchodzić do wyjątkowo pięknych kobiet. Czują wobec nich nieśmiałość i opór, a z kolei ponadprzeciętnie przystojni mężczyźni często mają złą opinię. Fajne dziewczyny boją się, że taki chłopak będzie zdradzał, że ma zbyt wybujałe ego i trudno z nim będzie utrzymać stały związek.
W popularnych teraz aplikacjach randkowych wielu mężczyzn z zasady nie odpowiada na wiadomości od zbyt atrakcyjnych kobiet, bo zakładają, że może to być fałszywy profil. Albo słyszą od kolegów: „Ona nie jest z twojej ligi” i poddają się już na wstępie.
Osoby o niezwykłej urodzie borykają się ze stereotypami, że są puste i dbają tylko o wygląd. Czasem trudniej im kogoś wartościowego poznać, bo przyciągają tych, którym zależy tylko na pozorach, ładnych zdjęciach i statusie.
Dbałość o wygląd jest w związku cechą pożądaną. Higiena osobista, ubiór stosowny do okazji, wieku i charakteru. To ma znaczenie.
Jednak sama uroda, o której wielu tak marzy, nie gwarantuje szczęścia w miłości. Piękni ludzie nie zawsze mają dobre związki. Może się tak zdarzyć, ale nie jest to ten czynnik, który daje jakąkolwiek gwarancję.
Logika to jedno, a uczucia drugie i nie zawsze (a raczej rzadko) da się skalkulować szczęście.
ROZWAŻNIE CZY ROMANTYCZNIE?
Panuje też przekonanie, że szczęście w miłości zapewnia kierowanie się w wyborze partnera rozsądkiem, a nie tylko uczuciami.
To ma chronić przed popełnieniem błędu. Wiele lat temu kierowano się tą właśnie zasadą, angażując w wybór życiowego partnera na przykład rodziców dorastających dziewcząt i chłopców. Starsze pokolenie miało być gwarantem tego, że młody człowiek dobrze trafi ze swoją życiową decyzją.
Pozwalano, by rozemocjonowane nastoletnie panienki zakochiwały się i przeżywały pierwsze uniesienia, ale to matka z ojcem trzymali rękę na pulsie i decydowali o dalszych losach związku, kierując się zdrowym rozsądkiem i zimną logiką.
Czy takie aranżowane związki miały sens? Były trwalsze i szczęśliwsze?
Niekoniecznie. Wiemy z licznych filmów, książek i prawdziwych opowieści, jak wielkie dramaty rozgrywały się dlatego, że zmuszano młodych ludzi do małżeństw wbrew ich woli. Logika to jedno, a uczucia drugie i nie zawsze (a raczej rzadko) da się skalkulować szczęście.
Znam przypadek matki, której bardzo się nie spodobała dziewczyna przyprowadzona do domu przez syna. Chłopak był dobrze wychowany, skończył świetne studia, zarabiał, był miły i kochał swoją mamę. Ona też świata poza nim nie widziała. Postanowiła więc go uratować przed złym związkiem z – jej zdaniem – nieodpowiednią dziewczyną. Mocnymi środkami nacisku nakłoniła najpierw do zerwania, a potem nawiązania relacji z córką jej koleżanki z pracy. Znali się od dziecka. Zdaniem matki ta kandydatka pasowała idealnie. Pobrali się. Dwie szczęśliwe mamy promieniały na weselu swoich pociech.
Trzy lata później ten chłopak przywiózł do domu rodzinnego żonę i dwoje dzieci. „Ty tego chciałaś, więc ty się nimi zajmij” – powiedział i zerwał z matką wszelkie kontakty.
Nie wiadomo, co poszło nie tak. Ale problem musiał być duży, skoro w tym miłym, dobrym mężczyźnie coś pękło.
Umiemy, potrafimy się uspokoić. Dla pozorów, dla obcych, dla innych celów. A z jakiejś bardzo dziwnej przyczyny nie dla tych, którzy przecież powinni być nam najbliżsi. Nie tylko nie dla naszych mężów czy żon, ale – niestety – także i dla naszych dzieci.
Choć istnieje druga strona medalu. Czasem rzeczywiście mądrym rodzicom udawało się dobrze zaaranżować związek. Na przykład w takim małżeństwie była moja babcia – to dość szokująca dla mnie opowieść. Babcia zakochała się w pewnym chłopaku, a on przedstawił ją swoim rodzicom. Spodobała się, jednak mieli jedną uwagę. W domu był starszy syn i uznali, że nie wypada, by ten młodszy ożenił się pierwszy. Zamienili jej więc partnerów.
Szok! A moi pradziadkowie, zamiast podnieść wobec takiej propozycji wielkie larum, zaprotestować, spokojnie uznali argument za słuszny i logiczny. I tak moja babcia wyszła za mąż za mężczyznę starszego od niej o 11 lat, do którego w dniu ślubu zwracała się „proszę pana”.
Ale finał tej opowieści może was zaskoczyć. Mój dziadek był dobrym człowiekiem, bardzo kochał swoją żonę. Z czasem oboje poznali się lepiej i pokochali z wzajemnością. Ostatecznie babcia była zadowolona z takiego obrotu sprawy i potem zawsze mawiała, że aranżowane związki są najlepsze.
I bądź tu, człowieku, mądry i wyciągnij dla siebie wniosek! Kierowanie się rozsądkiem w wyborze życiowego partnera jest więc dobre czy złe?
Statystycznie rzecz biorąc, słuchanie rodziców absolutnie nie gwarantowało powodzenia w życiu ani w miłości. Dokładnie tak samo, jak dzisiaj pełna wolność dobierania się w pary praktykowana przez młodych. Też skutkuje ogromną liczbą rozwodów. Zarówno ci, którzy byli przymuszani, jak i ci, którzy mogą podejmować całkowicie wolne decyzje, ostatecznie znajdują się w tym samym punkcie.
Ani jedno, ani drugie wyjście nie daje pewności, że się uda. Będzie dobrze albo nie. Typowa góralska prognoza pogody, która zawsze się sprawdza: „Słońce, a jak nie, to dysc!”.
Czyli w tej kwestii nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba szukać dalej.
Dobre jest to, że bez względu na to, ile w ciągu swojego życia popełniłeś błędów, jak bardzo jesteś stary, póki żyjesz, możesz się zmienić. Spróbować naprawić to, co było złe, i budować na nowo lepiej.
CZY PIENIĄDZE DAJĄ SZCZĘŚCIE?
Niektórzy mawiają, że zabójstwem dla miłości jest bieda. Trzeba mieć majątek, będzie łatwiej. I wielu faktycznie kieruje się tym kryterium. Wszyscy obserwujemy ludzi, którzy wiążą się z kimś tylko dla kasy. Czy to im gwarantuje sukces?
Kłótnie o pieniądze faktycznie znajdują się statystycznie wysoko na liście kłótni toczonych w związkach. Bieda, wbrew obiegowym opiniom, rzadko uszlachetnia, częściej czyni życie tak trudnym, że ludzie nie dają rady.
Jednak gdy chodzi o szczęście w związku, pieniądze nie odgrywają aż tak ważnej roli, jak mogłoby się wydawać. Rzeczywiście ich brak wpływa negatywnie na wszystkie aspekty życia: zdrowie, możliwości kariery zawodowej, wychowywanie dzieci, a także na inne kwestie. Ale nie ma prostej zależności pomiędzy stanem portfela a bliskością w relacjach i posiadaniem wspaniałej rodziny. Bardzo wielu zamożnych ludzi rozwodzi się, jest zdradzanych, toczy długie batalie w sądzie o podział majątku, pakuje się w związki, w których liczy się wyłącznie stan konta, ma dzieci sprawiające poważne kłopoty wychowawcze i ogólnie skarży się na niski poziom zadowolenia z życia.
A w biednych, radosnych domach – słońce.
Albo i nie.
W zamożnych szczęście też jest często spotykane. Dobrze sytuowani rodzice mają w życiu więcej spokoju, mogą pomagać dzieciom na starcie, opiekować się nimi, poznawać świat, przeżywać fascynujące doświadczenia i być bardzo szczęśliwi w miłości. Pieniądze w tym nie przeszkadzają.
A w wielu ubogich rodzinach jest tylko przekazywana z pokolenia na pokolenie trauma. I żadnego szczęścia.
Prostej zależności także i tutaj nie ma.
A może, jak mawiała słynna pisarka Jane Austen, szczęście w małżeństwie jest wyłącznie kwestią przypadku?
Bez wątpienia ta angielska autorka zasługuje na miano bystrej obserwatorki życia i znawczyni ludzkiej natury. Potrafiła wyciągać wnioski, wiele widziała. Jeśli więc nawet ona nie mogła znaleźć żadnej działającej we wszystkich przypadkach reguły, to może taka po prostu nie istnieje?
A może tylko my nie potrafimy jej dostrzec?
Ufamy w siłę romantycznych porywów serc, pokładamy nadzieję w urodzie, pieniądzach, różnych sposobach, które powinny stanowić odpowiedź na wszystkie życiowe problemy. Z tym że jakoś nie stanowią…
Myślę, że jest wiele składowych, które ostatecznie decydują o tym, że prawdziwa miłość nie tylko ma szansę się narodzić, ale też, co trudniejsze, rozwinąć się i przetrwać.
Jednak aby mogła przetrwać, potrzebne są solidne fundamenty, czyli:
DOJRZAŁOŚĆ EMOCJONALNA I ZDROWIE PSYCHICZNE
Aby związek okazał się szczęśliwy, osoby, które w niego wstępują, powinny być dojrzałe emocjonalnie.
W moich nastoletnich czasach to pojęcie było zupełnie nieznane. Dziś w środowisku młodych ludzi spotykam się z takimi sytuacjami, że jakaś dziewczyna mówi chłopakowi: „Idź na terapię. Rozwiąż najpierw swoje problemy, a dopiero potem wróć”.
Jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu było to nie do pomyślenia! Nikt nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Wydawało się, że jeśli ktoś jest pełnoletni lub trochę starszy, niż to wymagane osiemnaście lat, to niejako automatycznie zdolny jest do podejmowania dorosłych decyzji. Zakładania rodziny, decydowania o losie dzieci.
Tymczasem dojrzałość emocjonalna zupełnie nie podąża za metryką. Bywają ludzie dojrzali w wieku piętnastu lat, a bywają niedojrzali w wieku czterdziestu i pięćdziesięciu, a niektórzy nawet do końca życia.
Mało się o tym mówi, mało na to zwraca uwagę. W związki wchodzą więc dzieci w koszulach, garniturach, w pięknych sukienkach i w butach na obcasach. Z dyplomami wyższych uczelni w kieszeniach.
Pozornie dorośli, ale tak naprawdę niezdolni do wzięcia odpowiedzialności. Ani za siebie, ani tym bardziej za drugiego człowieka. Ludzie, którzy nie potrafią dotrzymywać słowa, słuchać drugiej osoby, nawet nie rozumieją, w co tak naprawdę wchodzą, obiecując komuś miłość.
Kłótnie o pieniądze faktycznie znajdują się statystycznie wysoko na liście kłótni toczonych w związkach. Bieda – wbrew obiegowym opiniom – rzadko uszlachetnia, częściej czyni życie tak trudnym, że ludzie nie dają rady.
Od związku oczekują głównie spełnienia własnych potrzeb.
Spodziewają się różnego rodzaju przyjemności, rozwiązania życiowych problemów, zapełnienia pustego czasu, poprawy sytuacji finansowej, wreszcie tak zwanego świętego spokoju od znajomych, którzy ciągle pytają, czy nadal jesteś sam i kiedy wreszcie sobie kogoś znajdziesz.
A potem spotyka ich rozczarowanie, bo druga strona nie chce lub nie może im tego wszystkiego dać.
Jest wiele nieuświadomionych powodów, dla których ludzie łączą się w pary.
Na przykład dziewczyny szukają ojca w poznanym mężczyźnie, bo ten prawdziwy nigdy się nimi nie opiekował, chłopcy szukają matki, bo ta prawdziwa nie umiała o nich zadbać. Próbują po poprzednich związkach zaleczyć rany, których nie potrafią przepracować inaczej. Chronią się przed byciem sam na sam ze sobą lub bezrefleksyjnie podążają za tłumem, wybierając drogi, które wydeptali już inni.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki