Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ostatnie lata imperium rosyjskiego, pierwsza wojna światowa oraz rewolucje lutowa i październikowa 1917 roku a następnie lata wojny domowej pokazane zostały z perspektywy rosyjskiej polityki wewnętrznej i międzynarodowej na podstawie nowych, arcyciekawych dokumentów z nieudostępnianych wcześniej badaczom archiwów dyplomatycznych i wojskowych (książka obejmuje okres 1904–1920). Lieven odtwarza debaty arystokratycznych elit imperium na temat celów i możliwości polityki Rosji wobec Niemiec, Austro-Węgier, Turcji, państw słowiańskich na Bałkanach (Serbia, Czarnogóra, Bułgaria, Rumunia) oraz Francji i Wielkiej Brytanii, w kontekście wyzwań, jakie pojawiają się w polityce międzynarodowej (rywalizacja mocarstw) i wewnętrznej Rosji (dojrzewające nacjonalizmy) na początku XX wieku. Brytyjski historyk analizuje ogólne procesy historii rosyjskiej i powszechnej tego czasu oraz wyjaśnia motywacje panujących, rządzących, dowódców wojskowych i publicystów, których decyzje i zachowania wpływały na bieg wydarzeń. Lieven podkreśla, że jest to historia pierwszej wojny światowej z perspektywy rosyjskiej, ze szczególnym uwzględnieniem zagadnień Europy Środkowo-Wschodniej, a zwłaszcza kwestii niepodległości Ukrainy. Autor zwraca uwagę na te geopolityczne realia i wyzwania początku XX wieku, które jego zdaniem pozostają aktualne również dla rozumienia obecnych zagrożeń dla pokoju i bezpieczeństwa Europy i świata.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 845
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Inspiracją do polskiego wydania książki była rozmowa z Bobem Pattersonem
Wprowadzeniedo wydania polskiego
Z prawdziwą przyjemnością zasiadam do pisania wstępu do polskiego wydania W pożogę. Polscy czytelnicy i beze mnie wiedzą, jak wielkie znaczenie miała pierwsza wojna światowa. Przez trzy lata toczyła się ona na ziemiach polskich, ze strasznymi skutkami dla miejscowej ludności. Wcielani do armii rosyjskiej, niemieckiej i austro-węgierskiej Polacy niekiedy walczyli przeciwko innym Polakom, zawsze zaś poświęcali się na rzecz obcych im władz imperialnych, które w większym lub mniejszym stopniu poddawały polskich poddanych represjom i których zwycięstwo w pierwszej wojnie światowej nie miało się raczej przysłużyć polskim interesom. Jednoczesna porażka Niemiec i Rosji sprawiła, że pod koniec wojny Polska odzyskała niepodległość, nie był jej jednak pisany długi odpoczynek od geopolityki. Kiedy Niemcy i Rosja odzyskały siły, właśnie ona stała się znów jedną z ich pierwszych i największych ofiar. Zwycięskie mocarstwa zachodnie – Francja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone – mogły zrobić o wiele więcej, by zapobiec tej sytuacji. Ani Brytyjczycy, ani Amerykanie nie byli gotowi zabezpieczyć układu wersalskiego obronnym sojuszem militarnym, co okazało się katastrofalnym w skutkach błędem. Jednakże nawet gdyby taki sojusz powstał, nie ochroniłby prawdopodobnie Polski przed trudnymi geopolitycznymi realiami płynącymi z jej położenia między Niemcami a Rosją, które potencjalnie były (i pozostają) najpotężniejszymi krajami na kontynencie europejskim.
Jednym z podstawowych celów tej książki jest wykazanie, że pod względem tak przyczyn, jak i skutków pierwsza wojna światowa była konfliktem przede wszystkim wschodnioeuropejskim. Przekonanie do takiego poglądu czytelnika angielskojęzycznego nie jest zadaniem łatwym. Debaty, jakie toczyły się w Wielkiej Brytanii z okazji stulecia wybuchu wojny, stanowiły smutne przypomnienie o tym, jak zaściankowego charakteru nabrała ponownie brytyjska opinia publiczna i publiczna pamięć. Polskiemu czytelnikowi zaakceptowanie moich argumentów nie nastręczy prawdopodobnie aż takich trudności.
Wybuch wojny w 1914 roku miał wiele przyczyn, decydujące znaczenie miały jednak moim zdaniem dwie z nich. Pierwszą był kryzys imperium w Europie Środkowo-Wschodniej. Kryzys ten nie był jedynie projekcją lęków czy wytworem wyobraźni rządzących imperiami. Upadek Cesarstwa Osmańskiego w Europie poskutkował daleko idącą destabilizacją europejskiej równowagi sił. Władze Austrii nie bez podstaw uważały, że międzynarodowy status ich kraju obniża się i że czekają ich bardzo poważne trudności w polityce zewnętrznej. Przesadna reakcja Austriaków na te zagrożenia skierowała Europę na drogę prowadzącą ku katastrofie, jednakże Wiedeń nigdy nie zdecydowałby się na agresywne kroki bez wsparcia i zachęty ze strony Berlina. W ten sposób dochodzimy do drugiej – i moim zdaniem najważniejszej – przyczyny, dla której wybuchła pierwsza wojna światowa. Berlin obserwował zmierzch potęgi austriackiej z wielkim niepokojem i przyjął z zadowoleniem pełne determinacji działania podjęte przez Austriaków w lipcu 1914 roku. Przede wszystkim zaś rządzący Niemcami zdecydowali się poprzeć Wiedeń, ponieważ uważali, że w ciągu najbliższej dekady prawdopodobnie i tak dojdzie do ogólnoeuropejskiego konfliktu. Uważali też, że o ile obecnie są najpewniej w stanie wygrać taką wojnę, o tyle w obliczu rosnącej potęgi Rosji nawet za kilka lat podobny konflikt będzie musiał skończyć się dla nich klęską.
Choć jednak bezpośrednie przyczyny wybuchu wojny dotyczyły Europy Wschodniej, najważniejsze kwestie, które na nich zaważyły – imperium a naród, mocarstwowość a tożsamość – miały charakter uniwersalny i stanowiły centralny element historii świata w XX wieku. Już w roku 1914 było jasne, że tak będzie. Wyzwanie, jakim dla imperium był nacjonalizm, nie tylko destabilizowało sytuację międzynarodową na wschodzie Europy, lecz także, w tym samym czasie, paraliżowało politykę wewnętrzną Wielkiej Brytanii i groziło wybuchem wojny domowej w Irlandii. Fundamentalny problem był prosty. Naród – definiowany przez pryzmat języka, wspólnoty etnicznej i historii – wydawał się organizmem politycznym najskuteczniej jednoczącym poszczególne społeczności i zapewniającym rządowi legitymację w umysłach poddanych. Na pewno zaś jawił się jako najpewniejsza podstawa ustroju demokratycznego. Z drugiej jednak strony, jeśli idzie o potęgę i status na arenie międzynarodowej, zdawało się, że przyszłość należy do imperiów. Żadne państwo europejskie nie mogło mieć nadziei na dorównanie przyszłej potędze Stanów Zjednoczonych i (być może) Rosji bez dostępu do zasobów na skalę kontynentalną. Konflikt między dwiema drogami: wewnętrznej solidarności i zewnętrznej potęgi do pewnego stopnia nie był niczym nowym. Jego elementy zarysowały się już, gdy greckie państwa-miasta starły się z imperium perskim. Demokracja sprawdzała się zawsze najlepiej w małym państwach, podczas gdy osiągnięcie pozycji mocarstwa wymagało zwykle wielkiej państwowości. Jednakże w dziesięcioleciach poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej ów dylemat przybrał ostrzejszą formę i stało się tak z kilku powodów. Jednym z nich była globalizacja wywołana przez rewolucyjne zmiany w technologiach komunikacyjnych. Innym, jeszcze ważniejszym powodem był ogromny wzrost gospodarki i przyrost ludności Stanów Zjednoczonych po wojnie secesyjnej.
Fundamentalnego dylematu, przed którym Europejczycy stanęli przed 1914 rokiem, nie udało im się rozwiązać do tej pory. Logika, na której opiera się Unia Europejska, ma charakter imperialny. Aby uniknąć prawdopodobnej marginalizacji, gdy decydować się będą kwestie związane z ich bezpieczeństwem i dobrobytem, mieszkańcy Europy muszą łączyć zasoby swojego kontynentu: raczej nie podobałby im się świat, w którym decyzje w najważniejszych kwestiach handlu i ekologii podejmują Donald Trump, Xi Jinping i Władimir Putin. W obliczu coraz bardziej niebezpiecznego klimatu międzynarodowego konieczność europejskiej solidarności jest oczywista. Ale Europa jest także kontynentem, w którym wynaleziono nacjonalizm etniczno-językowy i który nie może się uwolnić spod wpływu „polityki tożsamości”. Łączenie tych przeciwieństw jest obecnie nie mniej trudne – i nie mniej ważne – niż w roku 1914.
Przekształcenie Europy Środkowo-Wschodniej w region państw zbudowanych według modelu etniczno-językowego odbyło się kosztem dwóch wojen światowych, ludobójstwa i czystek etnicznych. Proces ten jeszcze się zresztą nie zakończył, skoro wciąż nie do końca poradziliśmy sobie ze skutkami rozpadu imperium radzieckiego czy Jugosławii. Skutki upadku imperium objawiają się zwykle w pełni po upływie co najmniej jednego pokolenia. Niewykluczone – choć moim zdaniem mało prawdopodobne – że upadek imperium i katastrofy lat 90. XX wieku w Rosji będą miały katastrofalny wpływ na Rosjan, ich sąsiadów i cały świat. Tymczasem w większej części Bliskiego Wschodu panuje chaos wynikający w znacznym stopniu z nieprzystawalności europejskiego modelu państw narodowych do terytoriów, które wchodziły niegdyś w skład Imperium Osmańskiego.
Brytyjczycy często dają wyraz dumie z tego, że zachowali się lepiej niż większość innych metropolii w obliczu końca imperium. Jest to prawda tylko po części. Jedną z wielkich zalet imperium transoceanicznego jest to, że wycofująca się metropolia może pozostawić po sobie chaos, nie szkodząc zarazem zbytnio swoim własnym interesom. Do dziś w Myanmarze (Birmie) trwa wojna domowa, która rozpoczęła się po opuszczeniu tego kraju przez Brytyjczyków – ale Birma leży bardzo daleko od hrabstwa Kent. Kwestia palestyńska jest w istocie dziełem Brytyjczyków, którym następnie obarczyli oni świat w 1948 roku. Wynikiem podziału Indii jest skrajnie niebezpieczna i niestabilna konfrontacja nuklearna między Indiami a Pakistanem. Jedynie w Irlandii Brytyjczycy nie byli w stanie wygasić imperium bez szwanku dla siebie. Załagodzić antagonizmy i położyć kres rozlewowi krwi między irlandzkimi protestantami a katolikami udało się w końcu w dużej mierze dzięki Unii Europejskiej. Jedną z wielkich potencjalnych zalet Unii jest właśnie to, że zasadniczo może ona odegrać ważną rolę w łagodzeniu i ograniczaniu konfliktów między narodami Europy o terytorium, historię i tożsamość. W 2017 roku angielscy wyborcy zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej, niemal zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co taka decyzja oznaczać będzie dla Irlandii.
Należy także pamiętać, że większość mieszkańców współczesnej Azji zamieszkuje państwa, którym pod wieloma względami bliżej do imperiów niż do europejskiego modelu państwa narodowego ufundowanego na tożsamości etniczno-językowej. Tyczy się to Indii, Indonezji, Iranu, a nawet do pewnego stopnia Chin. Gdyby na tych rozległych terenach miała zapanować polityka tożsamości na modłę europejską i gdyby wszystkie zamieszkujące je grupy etniczno-językowe zaczęły domagać się własnej państwowości, doprowadziłoby to do konfliktów, których nasza planeta mogłaby nie przetrwać. W 1914 roku imperiom poważnie zagroziły doktryny suwerenności ludu i nacjonalizmu etniczno-językowego. Imperium Osmańskie upadło już wówczas w Europie i Afryce – ale nawet ono pozostało jeszcze sprawnie działającym organizmem politycznym w Azji. To samo tyczyło się – nawet w większym stopniu – imperiów Habsburgów i Romanowów. Wszystkie te trzy państwa wykazały się podczas pierwszej wojny światowej wielką prężnością i zdolnością do mobilizacji gigantycznych zasobów. Upadły dopiero pod wpływem ogromnych wysiłków i napięć związanych z wojną totalną oraz (w niektórych wypadkach) klęski wojennej. Istnieje ryzyko, że kryzys ekologiczny może mieć podobny wpływ na wielkie, wielonarodowe i potencjalnie kruche organizmy polityczne Azji.
Z którejkolwiek strony byśmy nie patrzyli, problemy, które spowodowały katastrofę w roku 1914, pozostają zatem aktualne także dzisiaj. Warto jednak pamiętać, że choć przed 1914 rokiem utrzymaniu pokoju i stabilności na arenie międzynarodowej nie sprzyjało wiele czynników o charakterze strukturalnym, kiedy w lipcu tego roku doszło do kryzysu, najważniejsze decyzje podejmowała zaledwie garstka ludzi. Większość z nich zachowała się w trakcie tego kryzysu w przewidywalny sposób. Jak czytelnicy przekonają się w dalszej części książki, trudno mi wyobrazić sobie, by najważniejsi rosyjscy decydenci mogli w lipcu 1914 roku postąpić w bardzo odmienny sposób. Można wszakże zastanawiać się, czy gdyby Władimira Kokowcowa nie pozbawiono w styczniu 1914 roku stanowiska prezesa Rady Ministrów, jego ostrożne i koncyliacyjne podejście do stosunków międzynarodowych pozwoliłoby uzyskać więcej czasu na dalsze negocjacje. Nie tak pewny siebie jak Raymond Poincaré i mniej nacjonalistycznie od niego nastawiony przywódca Francji podczas kryzysu być może nie wspierałby tak bardzo Petersburga. W Londynie David Lloyd George mógł sprzeciwić się rozpoczynaniu wojny nawet po ataku na Belgię, choć gdyby tak zrobił, doszłoby prawdopodobnie do podziału i upadku rządu liberałów.
Jednakże najważniejsze z pytań o cechy osobowości przywódców odnoszą się do niemieckiego kanclerza, Theobalda von Bethmanna Hollwega. Zdecydowanie największą odpowiedzialność za wybuch wojny ponoszą w mojej opinii właśnie Niemcy. To tam podjęto decyzje, za sprawą których wojna stała się niemal nieunikniona. W Berlinie liczyło się wówczas trzech ludzi, ale to Bethmann odgrywał zasadniczą rolę. Szef Sztabu Generalnego, Helmuth von Moltke, wzywał w 1914 roku do wojny, tak jak czynił to w poprzednich latach, kiedy jednak jego słowa nie odniosły skutku. W lipcu 1914 roku Wilhelm II nie podejmował nigdy żadnych działań bez zgody Bethmanna Hollwega; gdyby znany ze zmiennych nastrojów cesarz otrzymał poparcie kanclerza, mógłby w ostatniej chwili zawrócić Niemcy z drogi ku wojnie. Jak przekonają się czytelnicy tej książki, największą zagadką jest dla mnie to, czemu latem 1914 roku kanclerz zajął diametralnie inne stanowisko niż w latach 1912–1913, kiedy stanowczo sprzeciwiał się austriackiej agresji na Bałkanach. Wkraczamy tu w niepewną sferę biografii.
Nigdy nie dowiemy się na pewno, co spowodowało fatalne w skutkach posunięcia Bethmanna latem 1914 roku. Jak już pisałem w tym wprowadzeniu, decyzje te opierały się na skrajnie pesymistycznych założeniach o nieuniknioności wojny europejskiej, stosunkowym słabnięciu bloku niemiecko-austriackiego oraz o przyszłej potędze Rosji i agresji z jej strony. Żadne z tych założeń nie było w pełni irracjonalne, jednakże moim zdaniem wszystkie one były nieuzasadnione i błędne. Wiele lat temu znałem wnuczkę Bethmanna i rozmawiałem z nią na ten temat. Zawsze podkreślała, że jej dziad był wówczas w stanie głębokiej depresji po bardzo niedawnej śmierci żony. Wielu zawodowym historykom okoliczność ta wydać się może niepoważnym i powierzchownym wytłumaczeniem katastrofy, która nastąpiła w 1914 roku. Oczywiście nie jest to wytłumaczenie całościowe. Ale nie ma nic niepoważnego w sugestii, że kiedy człowiek traci osobę, która nie tylko nadawała sens jego życiu, ale też była dla niego źródłem wsparcia w jego niezmiernie stresującej pracy, może to mieć przemożny wpływ na jego sądy i sposób postrzegania świata. Gdyby dziś doszło do grożącego wojną kryzysu między mocarstwami, podobnie jak w 1914 roku decyzja należałaby do niewielkiej grupy ludzi – wynika to z natury tak kryzysów w stosunkach międzynarodowych, jak i wojskowych procesów decyzyjnych. Te ostatnie już w 1914 roku wymagały natychmiastowej reakcji; sto lat później godziny skurczyły się do minut. Za sprawą wojny cybernetycznej współczesnych decydentów otaczałaby w decydujących chwilach mgła niepewności. Nie można też wykluczyć, że przywódcy niektórych, jeśli nie wszystkich, wielkich mocarstw okazaliby się mniej ludzcy i bardziej egoistyczni niż Theobald von Bethmann Hollweg. Otwartym pozostaje pytanie, czy są od niego bardziej kompetentni i charakterologicznie lepiej przystosowani do pełnienia najwyższych stanowisk. Nasza niesłabnąca, pełna przerażenia fascynacja początkami pierwszej wojny światowej wynika właśnie stąd, że wciąż mamy do czynienia z wieloma z realiów, które w 1914 roku doprowadziły świat do katastrofy.
Podziękowania
Pisząc tę książkę, zaciągnąłem wiele długów. Po pierwsze, chciałbym wyrazić głęboką wdzięczność Kolegium Trinity na Uniwersytecie w Cambridge, które było mi bardzo szczęśliwym domem w czasie, kiedy prowadziłem badania do tej książki i ją pisałem.
Następnie chciałbym podziękować moim asystentkom i asystentom wspierającym moje kwerendy i badania: przede wszystkim Elli Saginadze w Petersburgu i Natalii Struninie w Moskwie. Ełła nie tylko niezmiernie przysłużyła mi się swoją pracą w Państwowym Archiwum Historycznym w Petersburgu, ale też uzyskała większość zamieszczonych w książce fotografii[1]. Natalia nie tylko wykonała dla mnie kapitalną pracę w archiwach i bibliotekach Moskwy, lecz także wykazała się niemałym sprytem, transportując mnie od jednego moskiewskiego szpitala do drugiego, gdy nieomal przypłaciłem życiem trudy pracy archiwalnej. Podziękowanie winien jestem także Jurijowi Basiłowowi za jego kwerendę w archiwum Akademii Nauk w Petersburgu oraz Martinowi Albersowi i Jerome’owi Greenfieldowi, którzy wyszperali dla mnie sporo przydatnych informacji w Wielkiej Brytanii.
Podczas pobytu w Moskwie wielką pomocą była mi gościnność rodziny Simmonsów oraz Wasilija Kaszyrina: im również składam wielkie dzięki. Szkice rozdziałów czytali Profesorowie Bruce Menning i David Schimmelpenninck van der Oye – moja książka byłaby o wiele gorsza, gdyby nie rady, których mi udzielili. Bruce Menning podzielił się również ze mną swymi niepublikowanymi artykułami oraz rozległą wiedzą na temat armii rosyjskiej przed 1914 rokiem i jej przygotowań do wojny.
Muszę także podziękować wielu archiwistom, bez których moje badania byłyby niemożliwe: przede wszystkim pracownicom i pracownikom Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych [Archiwum Polityki Zagranicznej Imperium Rosyjskiego] w Moskwie, którzy byli mi zawsze niezwykle pomocni, lecz także wspaniałemu zespołowi Profesora Sergiusza Mironienki z Państwowego Archiwum Federacji Rosyjskiej również w tym mieście. Rosyjskiemu Państwowemu Archiwum Wojskowemu w Moskwie zawdzięczam podstawy swojej poprzedniej książki oraz duży wkład do niniejszej pracy. Nie mógłbym też zapomnieć o życzliwych i pomocnych archiwistach z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Floty Wojennej w Petersburgu, francuskiego archiwum wojskowego oraz Narodowego Archiwum Wielkiej Brytanii. Specjalne podziękowania należą się niezmiernie pomocnemu zespołowi Archiwum Bakhmeteffa przy Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Dziękuję także bibliotekom, w których pracowałem w Londynie, Moskwie i Cambridge.
Podczas pobytu w Moskwie nabawiłem się całej litanii coraz to nowych dolegliwości medycznych. Nie poradziłbym sobie z nimi i nie zdołał skończyć pracy, gdyby nie wsparcie mojej żony, Mikiko Fujiwary.
Pani Elizabeth Saika i doktor Sophie Schmitz, wnuczki jednej z kluczowych postaci mojej książki, księcia Grigorija Trubieckoja, wykazały się niezmierną szczodrością i uczynnością, przesyłając mi niepublikowane dotąd materiały na temat ich przodka. Sophie Schmitz była łaskawa przesłać mi swoją dysertację doktorską poświęconą Trubieckojowi, zaś Elizabeth Saika przekazała mi nieznane szerszej publiczności dokumenty i fotografie rodzinne. Jestem im obu niezmiernie wdzięczny.
Obok Elizabeth Saiki fotografii do niniejszej książki łaskawie użyczyły mi następujące osoby i instytucje: wydawnictwo Liki Rossii z dyrektor Jelizawietą Szełajewą; Centralne Archiwum Państwowe Dokumentacji Fotograficznej i Filmowej w Petersburgu; Alexis de Tiesenhausen oraz rodzina Kriwoszeinów. Dziękuję im wszystkim za okazaną pomoc.
Moi wydawcy, Melanie Tortoroli w Nowym Jorku i Simon Winder w Londynie, nie tylko zamówili u mnie tę książkę i zachęcili do jej napisania, lecz także byli jej niezmiernie kompetentnymi czytelnikami, których niezwykle cenne rady pomogły znacząco ulepszyć strukturę książki i sposób prezentacji materiału. W Wydawnictwie Penguin w Londynie chciałbym podziękować Richardowi Duguidowi i Marinie Kemp, a zwłaszcza mojemu redaktorowi, Richardowi Masonowi. Wielkie podziękowania jestem także winien mojej agentce, Natashy Fairweather.
Historyków, których prace tyczyły się tematów związanych z moim i których pomysły były dla mnie inspiracją, jest zbyt dużo, bym mógł podziękować każdemu z osobna, nie mogę jednak nie wspomnieć Profesora Ronalda Bobroffa, który przyszedł mi z pomocą, użyczając kopii jednego z kluczowych dokumentów, niemożliwego dla mnie do odnalezienia w archiwum. Ważną a niedostępną w księgarniach pracę otrzymałem od Brendana Simmsa. Profesorowie Volker Berghahn, Paul Bushkovitsch, Christopher Clark, John Hall, Geoffrey Hosking i David Reynolds, którzy zgodzili się przeczytać maszynopis książki, podzielili się wyczerpującymi uwagami na jego temat.
Ponieważ wiele wskazuje na to, że jest to ostatnia poważna książka, jaką napiszę na temat historii Imperium Rosyjskiego i Europy nowożytnej, muszę także dać tu wyraz mojej nieustającej wdzięczności wobec tych, którzy przed laty uczyli mnie i inspirowali: w Cambridge chcę wymienić przede wszystkim Dereka Bealesa, Normana Stone’a, Simona Schamę i Jonathana Steinberga. W Londynie byli to Leonard Schapiro i Hugh Seton-Watson. Właśnie pamięci Leonarda i Hugh, wybitnych przedstawicieli brytyjskiej tradycji empirycznej, poświęcam tę książkę.
Nota o zapisiedat i nazw własnych
W latach, o których traktuje ta książka, życie w Rosji toczyło się wedle kalendarza juliańskiego. Na początku XX wieku daty kalendarza juliańskiego następowały już o 13 dni wcześniej niż w kalendarzu gregoriańskim, który obowiązywał w pozostałej części Europy. Aby uniknąć nieporozumień, wszędzie w tekście głównym stosuję system zachodni. Kiedy w przypisie pojawia się data zapisana wedle kalendarza rosyjskiego, oznaczam ją dopiskiem „(SK)” – stary kalendarz. Kiedy pisano listy z Rosji za granicę, na górze strony umieszczano zwyczajowo zarówno datę juliańską, jak i gregoriańską – podobnie czyniono też w listach z zagranicy do Rosji. W przypisach zachowuję tę konwencję.
Co się tyczy terminologii, starałem się znaleźć złoty środek, unikając zarówno zniekształcania rzeczywistości, jak i dezorientowania nieobeznanego z tematem czytelnika. Na przykład, by uniknąć długich wyjaśnień poświęconych temu, jak zmieniały się znaczenia terminów „słowianofil” i „panslawista”, używam określenia „słowianofil” jako terminu zbiorczego odnoszącego się do każdego, kto podkreślał wagę słowiańskiej tożsamości Rosji jako wytycznej dla zagranicznej i krajowej polityki rządu.
Od redakcji wydania polskiego – o zapisie imion i nazwisk
Zapisywanie alfabetem łacińskim rosyjskich nazwisk obcego pochodzenia jest zawsze kwestią problematyczną. Autor niemal zawsze przywraca im oryginalną łacińską pisownię, chyba że dana osoba miała w zwyczaju używać innej formy, gdy pisała w językach zachodnich. Imiona osób będących rosyjskimi poddanymi zapisywane są natomiast zawsze w wersji rosyjskiej w transkrypcji zgodnej z zasadami Słownika Języka Polskiego PWN.
Wyjaśnienie odnośników archiwalnych i bibliograficznych
AAN SPB: Archiw Akadiemii Nauk, Sankt-Pietierburg (Archiwum Akademii Nauk, Petersburg).
AWPRI: Archiw wnieszniej politiki Rossijskoj impierii (Archiwum Polityki Zagranicznej Imperium Rosyjskiego), Moskwa.
BD: British Documents on the Origins of the War, 1898–1914, red. G.H. Gooch i H.V. Temperley, t. 1–11, London 1926–1938.
CUBA: Columbia University Bakhmeteff Archive (Archiwum Bakhmeteffa na Uniwersytecie Columbia), Nowy Jork.
GARF: Gosudarstwiennyj Archiw Rossijskoj Fiedieracyi (Archiwum Państwowe Federacji Rosyjskiej), Moskwa.
GP: Die grosse Politik der europäischen Kabinette, 1871–1914, red. J. Lepsius et al., t. 1–40, Berlin 1922–1927.
„KA”: „Krasnyj Archiw”, Moskwa 1922–1940.
MDSH: Ministère de la Défense, Service Historique (Archiwum Wojskowe Republiki Francuskiej), Paryż.
„MJ”: „Moskowskij Jeżeniedielnik”, Moskwa 1906–1910.
MOEI: Mieżdunarodnyje otnoszenija w epochu impierializma, seria 2–3, Moskwa 1931–1940.
NA: The National Archives, (Brytyjskie Archiwa Narodowe), Kew, Londyn.
OUA: Österreich-Ungarns Aussenpolitik: von der Bosnischen Krise bis zum Kriegsausbruch 1914, red. L. Bittner and H. Uebersberger, t. 1–9, Wien 1930.
RGAWMF: Rossijskij gosudarstwiennyj archiw Wojenno-Morskogo Fłota (Rosyjskie Archiwum Państwowe Marynarki Wojennej), Petersburg.
RNB OR: Rossijskaja nacyonalnaja bibliotieka, Otdieł rukopisiej (Rosyjska Biblioteka Narodowa, Zakład Rękopisów), Petersburg.
RGIA: Rossijskij gosudarstwiennyj istoriczeskij archiw (Rosyjskie Państwowe Archiwum Historyczne), Petersburg.
RGWIA: Rossijskij gosudarstwiennyj wojenno-istoriczeskij archiw (Rosyjskie Państwowe Archiwum Wojskowo-Historyczne), Moskwa.
Skróty użyte w sygnaturach archiwalnych:
f. (fond) – zespół
op. (opis’) – inwentarz
d. (dieło) – akta, teczka, volumen
jed. chr. (jedinica chranienija) – jednostka archiwalna
l. (list) – karta
ob. (oborotnaja storona) – verso
Wprowadzenie
To, jak potoczyła się pierwsza wojna światowa, zależało w dużym stopniu od losów Ukrainy[2]. Moich anglojęzycznych czytelników to zdanie utwierdzi zapewne w przekonaniu, że profesorowie uniwersyteccy to w większości ludzie szaleni. Żaden z żołnierzy Ententy nie uważał, że ryzykuje życiem dla Ukrainy. Niewielu z nich wiedziało, że taki kraj istnieje. To samo można powiedzieć o ruszających w 1914 roku na wojnę żołnierzach niemieckich. Podobnie wśród całej powodzi książek wydanych po angielsku z okazji stulecia wybuchu konfliktu bardzo nieliczne poruszyły temat Ukrainy. Niektóre z nich opowiadały o doświadczeniach wojennych czy to żołnierzy z Wielkiej Brytanii, dominiów brytyjskich lub Stanów Zjednoczonych, czy to cywilów. Osobną, liczną grupę stanowiły pozycje poświęcone wpływowi wojny na społeczeństwo i kulturę świata anglosaskiego. Losy Ukrainy nie miały nic wspólnego z żadnym z tych tematów.
A jednak moje stwierdzenie nie jest aż tak naciągane, jak mogłoby się to wydawać. Bez ludności Ukrainy, jej przemysłu i rolnic-twa Rosja początków XX wieku nie byłaby w stanie utrzymać statusu mocarstwa. Gdyby zaś Rosja przestała być mocarstwem, Niemcy najprawdopodobniej zdominowałyby Europę. W 1917 roku rewolucja doprowadziła do przejściowego załamania rosyjskiej państwowości, gospodarki i rosyjskiego imperium: Rosja na pewien czas przestała być mocarstwem. Zasadniczą rolę w tym procesie odegrało wyłonienie się niepodległej Ukrainy. W marcu 1918 roku Niemcy i Rosjanie podpisali traktat brzeski, który zakończył wojnę na froncie wschodnim. Zgodnie z postanowieniami traktatu Rosja była zmuszona uznać Ukrainę jako państwo formalnie niepodległe, w praktyce zaś – satelitę Niemiec. Gdyby postanowienia traktatu brzeskiego pozostały w mocy, Niemcy wygrałyby pierwszą wojnę światową. Aby osiągnąć ten cel, nie potrzebowały bowiem decydującego zwycięstwa na froncie zachodnim. Remis na zachodzie w połączeniu z upadkiem Imperium Rosyjskiego i niemiecką dominacją w Europie Środkowo-Wschodniej starczyłby, aby Berlin zapewnił sobie hegemonię na kontynencie europejskim. Stało się jednak inaczej – wygrana Ententy na froncie zachodnim pogrzebała nadzieje na niemieckie imperium na wschodzie. Jednym z warunków zawieszenia broni, które zakończyło pierwszą wojnę światową, było wypowiedzenie przez Niemcy traktatu brzes-kiego i zrzeczenie się zdobyczy terytorialnych na wschodzie Europy. Powstałą w ten sposób próżnię zapełniła na nowo Rosja Radziecka, która odbiła Ukrainę, a tym samym odtworzyła fundament pod budowę kolejnego imperium rosyjskiego, tym razem w komunistycznym wcieleniu.
Ukazuje to wyraźnie jedną z podstawowych prawd o pierwszej wojnie światowej: wbrew przyjmowanym niemal jednogłośnie w świecie anglosaskim interpretacjom, był to w pierwszej kolejności konflikt wschodnioeuropejski. Zapoczątkował go bezpośrednio mord na austriackim następcy tronu dokonany w Sarajewie, na południowym wschodzie kontynentu. Zabójstwo Franciszka Ferdynanda z 28 czerwca 1914 roku doprowadziło do konfrontacji między Austrią a Rosją, dwoma imperiami na wschodzie Europy. Francja i Wielka Brytania pozwoliły wciągnąć się w ten początkowo wschodnioeuropejski konflikt powodowane przede wszystkim strachem o własne bezpieczeństwo: zwycięstwo przymierza niemiecko-austriackiego nad Rosją zaburzyłoby równowagę sił na korzyść Berlina i Wiednia. Prawdą jest, że zwycięstwo w pierwszej wojnie światowej wywalczyły na zachodzie armie Francji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Jednakże przyczyny końca pokoju 1918 roku leżały znów przede wszystkim na wschodzie Europy. Na największą ironię pierwszej wojny światowej zakrawa fakt, że konflikt, który rozpoczął się przede wszystkim jako starcie między mocarstwami germańskimi a Rosją o kontrolę nad Europą Środkowo-Wschodnią, zakończył się porażką obu tych stron. Rozpad Cesarstwa Austriackiego na szereg małych, niezdolnych do samoobrony, państw wytworzył w tej części kontynentu geopolityczną pustkę. Co gorsza, przegrana zarówno Niemiec, jak i Rosji legła u podstaw porządku wersalskiego, który nie brał pod uwagę ani ich interesów, ani poglądów. A ponieważ Niemcy i Rosja pozostawały potencjalnie najsilniejszymi krajami Europy, porozumienie wersalskie nie mogło nie być bardzo kruche. Nie przypadkiem druga wojna światowa także rozpoczęła się w Europie Wschodniej, od inwazji na Polskę, jeden z głównych wytworów Wersalu, ze strony jej sąsiadów, Niemiec i Rosji we wrześniu 1939 roku. Można powiedzieć, że pod wieloma względami pierwsza wojna światowa naprawdę zakończyła się, po trwającym pokolenie zawieszeniu broni, kiedy w maju 1945 roku radziecka armia zajęła Berlin.
Niniejsza książka przywraca Rosji należne jej centralne miejsce w historii Wielkiej Wojny. Skupiam się przede wszystkim na badaniu roli, jaką Rosja odegrała w wydarzeniach, które doprowadziły do wybuchy konfliktu, lecz także na wpływie tego kraju na przebieg wojny i jej długofalowe skutki. Książkę tę można zatem nazwać rosyjską historią pierwszej wojny światowej, zarazem jednak jest ona międzynarodową historią rewolucji rosyjskiej – i tu również skupiam się na początkach opisywanego zjawiska. Rosja miała wielki wpływ na stosunki międzynarodowe w Europie – i vice versa: rosyjska pogoń za statusem europejskiego a następnie światowego mocarstwa odcisnęła się głęboko na najnowszych dziejach tego kraju. Pod względem wpływu na losy narodu rosyjskiego dążeniom tym nie dorównuje prawdopodobnie żaden inny czynnik, a tyczy się to w szczególności lat 1904–1920, o których traktuje ta praca. O ile można sobie wyobrazić, że i bez pierwszej wojny światowej bolszewicy przejęliby władzę w Rosji, z wielu powodów – które wykładam w dalszej części książki – w czasie pokoju nie byliby najpewniej w stanie jej utrzymać. Wojna odegrała więc wielką rolę w rewolucji, ale wystąpiła także odwrotna zależność. Rewolucja w Rosji stanowiła dla Niemiec największą szansę na wygraną w pierwszej wojnie światowej. Co jeszcze ważniejsze, rewolucja październikowa 1917 roku wykluczyła Rosję z udziału w tworzeniu nowego ładu europejskiego w Wersalu i skłoniła ją do rewizjonizmu w okresie międzywojennym, a głęboka nieufność i niechęć między Rosjanami a ich niedawnymi sojusznikami z Wielkiej Brytanii i Francji stanęła na drodze prób powstrzymania Adolfa Hitlera i uniknięcia kolejnej wojny światowej.
Istnieje wiele powodów, dla których warto przedstawić rosyjską historię pierwszej wojny światowej. Żadne wydarzenie w dziejach nie doczekało się równie drobiazgowego zbadania co jej początek. Historycy z Europy Zachodniej zaproponują jeszcze być może nowe interpretacje przyczyn, dla których wybuchł konflikt, należy jednak wątpić, by udało im się odkryć nowe źródła. W tym sensie Rosja jest ostatnią terra incognita. W epoce radzieckiej rosyjskie archiwa dyplomatyczne i wojskowe były niedostępne dla zachodnich historyków, a i rosyjscy badacze nie wszystko mogli opisać, a nawet – zobaczyć. Tym bardziej cieszy mnie, że w ramach prac nad tą książką dane mi było spędzić blisko rok w głównych rosyjskich archiwach. Najważniejsze wśród nich było Archiwum Polityki Zagranicznej Imperium Rosyjskiego w Moskwie. Archiwum zamknięto tydzień po tym, jak zakończyłem pracę, postępował bowiem gwałtowny proces zapadania się budynku powodowany przez znajdujący się pod nim tunel metra[3]. Materiały, do jakich dotarłem w tej instytucji oraz sześciu innych rosyjskich archiwach, pozwalają lepiej, a niekiedy wręcz na nowo, zrozumieć politykę zagraniczną Rosji i stojące za nią siły.
Pierwszą wojnę światową warto poznać z rosyjskiego punktu widzenia dlatego, że Rosja odgrywała w stosunkach międzynarodowych tego okresu rolę tyleż zasadniczą, co często opacznie rozumianą lub umniejszaną. Istnieją jednak i o wiele ważniejsze powody. Rosyjska perspektywa skłania do interpretowania wszystkich aspektów wojny całkiem inaczej, niż czynią to historycy, którzy badają te lata, odwołując się do punktów widzenia i założeń Brytyjczyków, Amerykanów, Francuzów czy Niemców. Ta książka w żadnym razie nie jest więc jedynie relacją o udziale Rosji w Wielkiej Wojnie. Przeciwnie, jest to studium ujętej całościowo pierwszej wojny światowej z nowej, oryginalnej perspektywy. I choć Rosja gra tu z natury rzeczy rolę pierwszoplanową, co najmniej jedną trzecią tekstu poświęciłem innym krajom oraz kontekstowi europejskiemu i globalnemu.
W epoce komunistycznej rosyjska perspektywa w badaniach nad pierwszą wojną światową oznaczała perspektywę marksistowsko-leninowską. Konflikt – jak dowodzono – był rezultatem imperialistycznego współzawodnictwa między wielkimi mocarstwami o kolonialne rynki zbytu, surowce i miejsca do inwestycji. Podobnie jak duża część uznanych współczesnych historyków pierwszej wojny światowej nie przychylam się do tej opinii. Uważam jednak, że wojna ta była ściśle powiązana z imperium i imperializmem w moim rozumieniu tych terminów. Definiuję imperium przede wszystkim przez pryzmat mocy. Państwo, które nie jest (lub przynajmniej nie było kiedyś) wielkim mocarstwem, nie może być prawdziwym imperium. To jednak nie wszystko. Imperia to wielkie mocarstwa o pewnych specyficznych cechach, w tym zwłaszcza mocarstwa kontrolujące rozległe terytoria i sprawujące władzę nad licznymi ludami bez jasno wyrażonej zgody tych ostatnich. Imperializm natomiast oznacza dla mnie po prostu te ideologie, wartości i rozwiązania polityczne, które wspierają tworzenie, ekspansję i utrzymywanie imperiów.
Tak definiowane imperia i imperializm obejmowały bezpośrednio przed 1914 rokiem większość globu. Dla stanowiących trzon państw narodów imperialnych imperium było źródłem chwały, statusu i przekonania o doniosłej roli w historii rodzaju ludzkiego. Geopolitycznym fundamentem ery imperializmu było przekonanie, że w XX wieku prawdziwe mocarstwo nie może istnieć, nie dysponując terytorium i zasobami na skalę kontynentalną. Państwu europejskiemu – a w roku 1914 Europejczycy wciąż dominowali nad większością globu – takie zasoby zapewnić mogło tylko imperium. Świat tymczasem składał się z terytoriów już zaanektowanych albo w różnym stopniu podporządkowanych jako protektoraty lub strefy politycznego i gospodarczego wpływu. W okolicach roku 1900 niemal całkowity brak terytoriów, do których nikt nie zgłaszałby pretensji i które mogłyby stanowić łup do podziału między imperialnych drapieżców, był już jednym z podstawowych problemów w stosunkach międzynarodowych. Między europejskimi mocarstwami trwały targi o terytorium, status i wpływy. Podstawą tych targów były zawsze szacunki na temat bilansu sił i tego, czy rywale gotowi będą do wojny w obronie swoich żądań. Choć większość wielkich mocarstw przedstawiała się jako krzewiciele cywilizacji, żadne nie miało w zwyczaju brania pod uwagę woli grup, które sobie podporządkowywało. Około roku 1900 na horyzoncie majaczył już nacjonalizm, który miał rzucić wyzwanie światu imperiów. O ile imperializm uznawano za rozwiązanie przyszłościowe, jeśli chodzi o zapewnienie państwu zasięgu terytorialnego i potęgi, o tyle etniczny nacjonalizm wydawał się najlepszym sposobem konsolidacji wspólnoty politycznej i uprawomocnienia jej władz. Tę pogłębiającą się sprzeczność między imperializmem i nacjonalizmem określiłbym jako podstawowy dylemat nowoczesnego imperium[4].
Właśnie imperializm, nacjonalizm i dylemat nowoczesnego imperium należały do podstawowych przyczyn wybuchu pierwszej wojny światowej. Zwłaszcza angielskiego czytelnika to zdanie wprawi w zdumienie. Użycie słów „imperium” i „imperializm” sugerowałoby mu, że przyczyn wojny należy poszukiwać przede wszystkim w Azji czy Afryce. Rzecz w tym, że wedle rozpowszechnionego w Wielkiej Brytanii i Ameryce rozumienia tego terminu nowoczesne imperium to coś, co w przeważającej mierze znajdowało się poza Europą. Dla Lenina, a po nim także dla wielu historyków marksistowskich, nowoczesny imperializm był z definicji ostatnim stadium kapitalizmu, wiążącym się z walką rozwiniętych państw Europy Zachodniej o kolonialne rynki zbytu i surowce w Azji, Afryce i Amerykach. Na wydziałach historii w Wielkiej Brytanii i Ameryce badania nad imperializmem łączą się obecnie ściśle z namysłem nad rasą, płcią kulturową (gender) czy z tak zwanymi studiami postkolonialnymi – wszystko to uznaje się tam bowiem za podstawowe kwestie tyczące się współczesnego społeczeństwa brytyjskiego i amerykańskiego, nie wspominając już o relacjach między Pierwszym a Trzecim Światem. Również ta okoliczność powoduje, że tracimy z zasięgu wzroku imperia położone w całości w Europie.
Opinia, wedle której dwudziestowieczny imperializm to coś, co rozgrywało się poza Europą, łatwo wpisuje się również w głębiej zakorzenione przekonanie o fundamentalnej różnicy między Europą i jej białymi byłymi koloniami a niebiałą resztą świata, którego zwięzłym wyrazem są „Pierwszy” i „Trzeci Świat”. Pojęcie „Drugi Świat” wyszło z użycia po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku. Jednym z celów, jakie stawiam sobie w tej książce, jest wskrzeszenie tej kategorii i zastosowanie jej do opisu peryferii Europy przed rokiem 1914. Drugi Świat rozciągał się od Irlandii i Półwyspu Iberyjskiego na zachodzie przez Italię i Bałkany na południu aż po Imperium Rosyjskie na wschodzie kontynentu. Kraje te różniły się znacznie między sobą, zetknęły się jednak z podobnymi problemami, kiedy u zarania XX wieku zaczęła się dla nich epoka masowej polityki. Mam nadzieję wykazać, że problemy Rosji łatwiej niekiedy zrozumieć, porównując ją do innych krajów Drugiego Świata.
Drugim Światem par excellence były Bałkany. Czy londyńskie i berlińskie elity uważały ten region za w pełni europejski? Co dla nas istotniejsze, jak postrzegał go rząd w Wiedniu? Będę się starał wykazać, że polityka Austrii w stosunku do Serbii przybrała podobne formy i oparta była na podobnych założeniach, jak te, które kształtowały europejski imperializm w innych zakątkach globu. Gdy w latach 60. XX wieku Jugosławia stała na czele Ruchu Państw Niezaangażowanych, z perspektywy Belgradu łatwo było wojny toczone przez Serbię między 1912 i 1918 rokiem widzieć jako tryumf ruchu narodowowyzwoleńczego. Walkę Serbów z germańskim imperializmem dawało się porównać choćby z walką o niepodległość Algierczyków czy Wietnamczyków. Interpretacja tego rodzaju znajdowała szczególny oddźwięk dlatego, że podczas pierwszej wojny światowej Serbia poniosła największe, po Ormianach, straty w ludziach w stosunku do swojej populacji. Bestialstwa, jakich dopuścili się serbscy nacjonaliści w latach 90. XX stulecia, w połączeniu z utratą prawomocności nacjonalistycznych narracji bohaterskich wśród współczesnych historyków zachodnich sprawiły, że większości Europejczyków ta serbska interpretacja wydarzeń wydaje się obecnie nie do obrony. Mimo to rozpatrywanie genezy pierwszej wojny światowej na Bałkanach przez pryzmat imperium prowadzi w istocie do interesujących wniosków. Pierwszym, co należy w takiej optyce wziąć pod uwagę, jest fakt, że austriacki imperializm na Bałkanach wiązał się z większym ryzykiem niż przedsięwzięcia tego rodzaju na innych kontynentach. Choć powodów ku temu było wiele, większość z nich da się podsumować jednym słowem: „Rosja”.
To, że Bałkany stały się źródłem potężnych napięć międzynarodowych, związane było ze zmierzchem Imperium Osmańskiego, które sprawowało władzę nad większością tego regionu od XIV wieku. Imperium to w poprzednich stuleciach wchłonęło potężne obszary Europy, Azji i Afryki; gdy zaczynał się wiek XX, na każdym z tych kontynentów jego upadek wydawał się nieuchronny. Bośnia, w której zamordowano arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, była posiadłością osmańską do roku 1878, a formalnie wciąż należała do Osmanów aż do roku 1908, kiedy Wiedeń dokonał jej aneksji. Kryzys wywołany przez tę aneksję był jednym z ważniejszych kroków prowadzących do zdarzeń roku 1914. Innym takim krokiem była włoska inwazja na osmańską Libię w 1911 roku, która z kolei doprowadziła do wybuchu wojen bałkańskich lat 1912–1913. Podjęta przez Austrię w sierpniu 1914 roku próba zmiażdżenia Serbii była bezpośrednim skutkiem właśnie tych wojen, w których bałkańskie nacjonalizmy zatryumfowały nad Imperium Osmańskim. Wiedeń miał nadzieję, że zdoła ograniczyć podjęte w 1914 roku działania do Bałkanów. Pożoga rozlała się jednak na całą Europę.
Jednym z powodów, dla których kryzys Imperium Osmańskiego przysporzył europejskim potęgom tylu zmartwień, była otwierająca się przed nimi nagle perspektywa sięgnięcia po najcenniejszą zdobycz – panowanie nad Konstantynopolem i Cieśninami Czarnomorskimi. Zwłaszcza Rosja wiązała z Cieśninami bardzo ważkie interesy ekonomiczne i strategiczne oraz ambicje historyczne. Niewiele też brakowało, by w wyniku pierwszej wojny światowej przypadły jej one w udziale. Wielu historyków podkreśla obecnie rosyjskie ambicje wobec Cieśnin oraz to, że ambicje te przyczyniły się do napięć, których wynikiem był wybuch wojny w 1914 roku[5]. Nie mylą się. Aby zrozumieć genezę pierwszej wojny światowej, należy badać źródła rosyjskich ambicji w regionie, zwracając baczną uwagę na toczącą się w obrębie elity i w kręgach rządowych Rosji debatę na temat tego, jak daleko ambicje te powinny sięgać. Przeprowadzenie takiego badania również było jednym z głównych celów mojej pracy. Rosyjskie ambicje wobec Konstantynopola i Cieśnin Czarnomorskich rozpatrywać jednak trzeba w kontekście tamtej imperialistycznej epoki, w której Brytyjczycy zajęli Egipt, aby umocnić panowanie nad Kanałem Sueskim, Amerykanie zaś podporządkowali sobie Przesmyk Panamski, by kontrolować kluczową z punktu widzenia strategii i handlu drogę łączącą Atlantyk z Pacyfikiem. Jak zobaczymy, w ostatecznym rozrachunku Cieśniny Czarnomorskie miały dla Rosji jeszcze większe znaczenie niż Suez dla Brytyjczyków czy Panama dla Amerykanów.
Austriacko-rosyjski konflikt na Bałkanach, który przerodził się w 1914 roku w wojnę światową, był w pewnym sensie tradycyjnym starciem między imperiami konkurującymi o klientów, władzę i prestiż. W latach poprzedzających bezpośrednio XX wiek na coraz zacieklejszą konfrontację między Petersburgiem i Wiedniem przemożny wpływ zaczynał mieć czynnik, który nazywam dylematem nowoczesnego imperium. Anglojęzyczne opracowania rzadko wspominają, w jak wielkim stopniu stawką tego konfliktu była przyszłość Ukraińców, których trzy czwarte było w roku 1914 poddanymi rosyjskimi, pozostali zaś byli mieszkańcami monarchii habsburskiej. Wśród najuważniejszych i najbardziej wpływowych obserwatorów rosyjskich zdarzali się w 1914 roku tacy, dla których to źródło tarć między Austrią a Rosją znaczyło o wiele więcej niż wydarzenia na Bałkanach. Wracamy tu do fundamentalnego znaczenia Ukrainy w europejskiej geopolityce tej epoki, o którym napisałem w pierwszym zdaniu niniejszego wprowadzenia i które będzie jednym z motywów przewijających się przez całą książkę.
Bezpośrednią przyczyną pierwszej wojny światowej była jednak podjęta przez Austrię próba unicestwienia niepodległego państwa serbskiego, którego istnienie było dla rządu w Wiedniu nie tylko zagrożeniem strategicznym, lecz także potencjalnie zabójczym źródłem wywrotowych nastrojów wśród słowiańskich poddanych. W gronie dzisiejszych historyków panuje, ogólnie rzecz biorąc, tendencja do bagatelizowania zagrożenia, jakim na początku XX wieku miałby być nacjonalizm zarówno konkretnie dla Habsburgów, jak i dla imperium jako ustroju. Bez wątpienia warto jest podawać w wątpliwość narracje nacjonalistyczne, które przez długi okres dominowały w wielu nurtach historiografii. Należy jednak pamiętać, że nawet chylące się ku upadkowi imperia były organizmami o wiele silniejszymi, niż mogło się to wydawać wielu współczesnym obserwatorom. Dowodem na to miała stać się wyjątkowa sprawność machin wojennych (między innymi) państwa habsburskiego i osmańskiego podczas pierwszej wojny światowej. Także dziś istnienie takich azjatyckich państw wielonarodowych, jak Indie, Indonezja i Iran, zadaje kłam wszystkim, którzy uważają etniczny nacjonalizm w stylu europejskim za nieuchronne prawo nowoczesności. Nie należy jednak posuwać się w tej argumentacji zbyt daleko: etniczny nacjonalizm jest mimo wszystko potężną siłą nowoczesnej historii, która w dużym stopniu zachwiała pozycją wszystkich imperiów istniejących około roku 1900 tak w Europie, jak i poza nią. Uwzględnienie dylematu, jaki dla imperium stanowił nacjonalizm, pomaga umieścić pierwszą wojnę światową w szerszym kontekście światowej historii XX wieku.
Z perspektywy czasu zapewne można powiedzieć, że waga, jaką większość Europejczyków przywiązywała do krwi, języka i narodowości, była zbyt wielka – jednakże fakt, że takie właśnie panowały wśród nich nastroje, odgrywał przed 1914 rokiem ogromną rolę w polityce i stosunkach międzynarodowych. Ani polityki wewnętrznej, ani dyplomacji Imperium Rosyjskiego czy austriackiego – by zatrzymać się na tych dwóch przykładach – nie da się w pełni zrozumieć, nie biorąc pod uwagę tego czynnika. Więzy germańskiej solidarności łączące ze sobą państwa centralne (czyli Niemcy i Austrię) były w pewnym sensie wytworem wyobraźni, ale zarazem były również istotnym aspektem sytuacji geopolitycznej. To samo tyczy się więzów łączących w XX wieku społeczeństwa anglojęzyczne. Podobnie każdy, kto bada drogę Rosji ku Wielkiej Wojnie, musi przyjrzeć się idei solidarności Słowian, innymi słowy – tak zwanej tradycji słowianofilskiej oraz jej wpływowi na koncepcje rosyjskiej tożsamości i polityki międzynarodowej. Pewne aspekty słowianofilstwa były zarazem specyficznie rosyjskie i niezwykle istotne w kształtowaniu rosyjskich poczynań na arenie międzynarodowej przed rokiem 1914. W następnych rozdziałach postaram się wykazać ich rolę i przyczyny. Solidarność między Słowianami należy wszakże zawsze rozpatrywać w kontekście ówczesnego świata, który przyjmował także za pewnik solidarność Anglosasów i narodów germańskich. Rosja nie była ani tak wyjątkowa, ani egzotyczna, jak wydawało się zarówno jej krytykom, jak i apologetom. Co ważniejsze, wiara w siłę ponadnarodowej solidarności etnicznej odegrała fundamentalną rolę w popychaniu stosunków międzynarodowych w stronę katastrofy 1914 roku. Na przykład mit o nieuniknionym starciu Słowian z Teutonami był nonsensem, ale nonsensem mimo wszystko niebezpiecznym i dalekosiężnym w skutkach.
Moja propozycja spojrzenia na pierwszą wojnę światową, jak i na politykę europejską, z szerszej perspektywy może sprawiać wrażenie próby podważania wyjątkowej roli Europy. Nie jest to w żadnym wypadku moją intencją. W rzeczy samej pierwsza wojna światowa najpewniej nie mogłaby wybuchnąć nigdzie poza Europą. Wojna światowa nie mogła rozpocząć się na zachodniej półkuli, tam bowiem w roku 1914 hegemonia Stanów Zjednoczonych była już niekwestionowana. Mimo panujących w Wielkiej Brytanii lęków to samo można było wciąż powiedzieć o brytyjskiej dominacji nad Azją Południową. Powodem wojny światowej nie mogła też raczej być Afryka, bowiem nie stanowiła ona dla żadnej z europejskich potęg kwestii na tyle ważnej, by ryzykować dla niej konflikt na skalę światową. W 1898 roku w obliczu oporu Brytyjczyków Paryż wycofał się z konfrontacji z Londynem, której stawką byłaby Afryka Wschodnia. Cesarz Wilhelm II dał jasno do zrozumienia, że nigdy nie zaryzykuje wojny między potęgami europejskimi o Maroko. Mocarstwa europejskie równie niechętnie poszłyby na wojnę w imię swoich interesów w Azji Wschodniej czy na Pacyfiku. Aby wojna światowa mogła rozpocząć się w Azji Wschodniej i Pacyfiku, główni gracze tego regionu – Japonia, Chiny i Stany Zjednoczone – musieliby najpierw osiągnąć status mocarstwowy w nowoczesnym rozumieniu. Przed rokiem 1914 było zatem wiadomo, że jeśli wojna światowa ma wybuchnąć, wybuchnie ona najprawdopodobniej w Europie, gdzie sześć z ośmiu wielkich mocarstw sąsiaduje ze sobą i gdzie skupiają się ich najważniejsze interesy.
Opartemu na sześciu niezależnych mocarstwach europejskiemu systemowi międzynarodowemu stale groziło załamanie i wojna. W epoce przed 1914 rokiem stosunki między mocarstwami były niebezpieczną ze swej natury grą, w której dużą rolę odgrywał blef i hazard. Jak już była mowa, pod nienagannie uprzejmą fasadą dyplomacji ancien régime’u gra ta polegała w dużej mierze na szacowaniu siły przeciwników i prawdopodobieństwa, że siły tej użyją, żeby wesprzeć nią swoje roszczenia. Ważnym elementem szacunków, za sprawą których dyplomaci próbowali zapewnić Europie pokój i bezpieczeństwo, a zarazem najważniejszym narzędziem utrzymywania stabilności na kontynencie, była tzw. równowaga sił. W ogólnym zarysie system ten polegał na tym, że każde z dysponujących mniej więcej takim samym potencjałem pięciu mocarstw kontynentalnych dokładało starań, by żaden z pozostałych graczy nie osiągnął dominującej pozycji w Europie. Gdy zaś wyglądało na to, że jeden z krajów kontynentalnych zbyt urósł w siłę lub zaczął zbyt agresywnie sobie poczynać, wywoływało to reakcję Wielkiej Brytanii – na poły bezstronnego, położonego poza kontynentem mocarstwa europejskiego, które angażowało się po przeciwnej stronie, doprowadzając do ponownego wyrównania sił.
U schyłku XIX wieku system ten napotykał już na wiele trudności. Zjednoczenie Niemiec w 1871 roku znacznie wzmocniło Prusy, do tej pory jedno z tradycyjnie słabszych wielkich mocarstw europejskich. Stosunek sił skomplikowała dodatkowo rewolucja przemysłowa, która w XIX wieku przetoczyła się z zachodu na wschód przez Europę. W roku 1914 rozsądne było założenie, że o ile potencjalnym hegemonem są dziś Niemcy, o tyle jutro najpewniej będzie nim Rosja. Obrazu komplikacji dopełnia fakt, że początek XX wieku zbiegł się w Europie z pierwszym okresem zjawiska, które określam mianem anglojęzycznej liberalnej globalizacji. Obsesyjne powtarzanie w Niemczech haseł o „światowej potędze” i „polityce na skalę światową” wynikało właśnie ze świadomości tego faktu. Być może, jak oceniali niektórzy, rozważania o europejskiej równowadze sił były nieadekwatne do nowej sytuacji i należało odwołać się do kryterium o charakterze globalnym, w takim zaś razie ogromne wyzwanie dla państw europejskich stanowił olbrzymi potencjał Stanów Zjednoczonych. Argumentem tym posługiwali się także rodzimi krytycy rosyjskiej polityki zagranicznej sprzed 1914 roku, próbując w ten sposób podważyć zasadność polityki opartej na zasadzie równowagi sił i wynikających z niej obaw przed Niemcami. Z kolei brytyjskie elity dzieliły się na tych, którzy bardziej obawiali się wpływów niemieckich w Europie, i tych, dla których większym zagrożeniem były rosyjskie działania w Azji; podzielone były też opinie co do tego, jak radzić sobie z tym podwójnymi wyzwaniem. Jednym z odwiecznych problemów stosunków międzynarodowych jest to, że szacunki sił dotyczą nie tylko możliwości przeciwników, lecz także ich intencji. Co więcej, ostateczną instancją mierzenia siły czy potęgi militarnej może być tylko wojna. Właśnie o potędze poszczególnych państw traktuje w dużej mierze niniejsza książka. Mowa tu o potędze i potencjale Rosji, ale również o tym, jak oceniane one były przez jej sprzymierzeńców i wrogów – oraz jakie opinie panowały w gronie rządzących Rosją i jej elit na temat potencjału i intencji innych państw. Oceny sił rywali na arenie międzynarodowej były niewyczerpanym źródłem strachu i niepewności, co w dużej mierze wiązało się z tym, na jak niepewnych założeniach opierały się te oceny.
Gdyby stosunki międzynarodowe dawały się w całości wyjaśnić działaniami dyplomacji i siłą militarną, napisanie tej książki byłoby znacznie łatwiejszym zadaniem. Na politykę zagraniczną poszczególnych państw zawsze jednak wpływają w różnym stopniu także czynniki wewnętrzne. Dużo miejsca poświęcam zatem opisowi funkcjonowania rosyjskiego ustroju, w tym zwłaszcza ludzi i instytucji kształtujących politykę zagraniczną i na nią wpływających. Są to, jak się o tym przekonamy, skomplikowane kwestie, które zrozumieć można jedynie wnikając głęboko w życie rosyjskich instytucji oraz uwzględniając wartości i zachowania rosyjskich elit. Należy też pamiętać, że istotnym czynnikiem kształtującym i ograniczającym politykę zagraniczną Rosji w latach poprzedzających wojnę była „opinia publiczna”, nastawiona na ogół wrogo do Niemiec. Przy czym pod terminem tym należy rozumieć nastroje klasy wyższej i średniej, nie zaś mas, na które spadłoby gros ciężarów ewentualnej wojny. Badanie rosyjskiej opinii publicznej pomaga zrozumieć, dlaczego Rosja przystąpiła do pierwszej wojny światowej oraz dlaczego poniosła w niej klęskę.
Choć przypadek Rosji jest wyjątkowy, również tutaj wiele wnoszą porównania z sytuacją innych krajów. Na przestrzeni dwóch pokoleń poprzedzających rok 1914 społeczeństwo europejskie uległo większym przemianom niż przez całe stulecia wcześniej. Nie było człowieka, który z łatwością zachowywałby równowagę w obliczu tych dramatycznych zmian gospodarczych, społecznych i kulturowych; o jeszcze większy zawrót głowy mogły przyprawić próby przewidzenia, do czego owe zmiany mogą doprowadzić w przyszłości. W całej Europie doszło do wykształcenia się społeczeństw obywatelskich, które za sprawą prasy, grup nacisku i partii politycznych zaczęły oddziaływać na rządzących. Dzisiejsze rozumienie społeczeństwa obywatelskiego przypisuje mu niezmiennie pozytywną rolę. Na pewno nie można tak określić roli, jaką odegrało ono w europejskich stosunkach międzynarodowych przed 1914 rokiem. Społeczeństwo obywatelskie – przede wszystkim za sprawą prasy – często odgrywało dużą rolę w podsycaniu konfliktów międzynarodowych. Być może chodziło jedynie o schlebianie uprzedzeniom publiki i jej głodowi sensacji, ale głosy te mimo wszystko wytrącały z równowagi politycznych decydentów i stanowiły dla nich przeszkodę w realizacji planów. Jeszcze groźniejsze były systematycznie podejmowane przez rządy próby używania polityki zagranicznej jako środka mobilizacji nacjonalistycznych nastrojów celem uzyskania poparcia w kraju. Próby te zaburzały racjonalne kalkulacje, na których opierały się targi dyplomatyczne. Nie ustrzegło się ich w pełni żadne z wielkich mocarstw, w tym także Rosja.
O ile nacjonalizm narodu dominującego mógł wprowadzić niebezpieczne elementy irracjonalności i nieprzewidywalności do polityki zagranicznej, o tyle ruchy narodowe wśród mniejszości etnicznych podawały w wątpliwość samo istnienie imperium. W 1914 roku uwagę rządu Wielkiej Brytanii odciągała od spraw międzynarodowych tak zwana kwestia irlandzka. Istniało także zagrożenie, że kwestia ukraińska będzie miała duży wpływ na przyszłe stosunki Rosji z Austrią. Jednakże jedynie Wiedeń postrzegał w 1914 roku nacjonalizm mniejszości jako bezpośrednie zagrożenie dla państwowości, które można zażegnać środkami polityki międzynarodowej. Nic nie może usprawiedliwić sposobu, w jaki rządzący Austrią popchnęli Europę do niepotrzebnej wojny. Na ich obronę można przywołać tylko zgodną opinię ówczesnych obserwatorów, że nacjonalizm stanowi najpoważniejsze zagrożenie właśnie dla Austrii. Chylące się ku upadkowi wielkie mocarstwa rzadko są nieprzysparzającymi problemów sąsiadami, zwłaszcza jeśli mocarstwo takie jest zarazem imperium mierzącym się z poważnym wyzwaniem ze strony nacjonalizmu. W 1956 roku, podczas wojny o Kanał Sueski, swój kryzys przeżyły imperia brytyjskie i francuskie, próbujące siłą wzmocnić blednącą potęgę i prestiż, nadszarpnięte przez nacjonalizm arabski. Ich reakcja, stanowiąca mieszankę desperacji, arogancji i błędnych ocen, wyda się znajoma badaczom austriackiej polityki 1914 roku. Sprzeciw, z jakim przyjęła awanturę sueską opinia publiczna w Londynie i Paryżu, był większy niż ten, jaki napotkała polityka Austrii w Wiedniu w 1914 roku. Konflikt sueski zakończył się jednak nagle za sprawą nie procesów demokratycznych w Wielkiej Brytanii czy Francji, lecz twardego weta silniejszego partnera w Waszyngtonie. W 1914 roku Berlin zachował się całkowicie inaczej i różnica ta miała fundamentalne znaczenie.
Jednym ze sposobów nadania jakiegoś porządku licznym czynnikom wyjaśniającym wkroczenie Rosji na drogę wiodącą ku pierwszej wojnie światowej i rewolucji jest wyróżnienie poziomów analizy. Na jednym biegunie plasuje się coś, co lubię określać mianem „perspektywy Boga”. Oglądane z wysoka, z poziomu stratosfery, wszystkie „szczegóły” – pojedynczy ludzie z ich osobowościami, trafy i przypadki, a wręcz wszelkie relacje o poszczególnych wydarzeniach – po prostu znikają z pola widzenia. Z tej wysokości dostrzec można tylko długofalowe, strukturalne czynniki, jak te, które już przedstawiłem w tym wprowadzeniu. Wśród tych czynników są globalizacja i geopolityka, europejska równowaga sił i dominujące w tym okresie ideologie i wartości. Żadna analiza przyczyn, dla których Rosja i Europa wyruszyły w 1914 roku na wojnę, nie może pominąć tych podstawowych kwestii. Warto jednak pamiętać, że wojna wybuchła po kryzysie dyplomatycznym, który trwał krócej niż dwa tygodnie. Jeśliby w czerwcu 1914 roku arcyksiążę Franciszek Ferdynand nie zginął w zamachu, wojna raczej nie rozpoczęłaby się w tym roku. Gdyby zaś wojna się odwlekła, być może udałoby się jej uniknąć, a jeśli nawet nie – wojna, która wybuchłaby dwa lata później i z innej przyczyny, mogłaby na przykład odbyć się bez udziału Wielkiej Brytanii i zakończyć zwycięstwem Niemiec, a tym samym przestawić na drastycznie inne tory późniejszą historię tak Europy, jak i Rosji. W lipcu i sierpniu 1914 roku mniej niż 50 osób, wyłącznie mężczyzn, podjęło decyzje, które wprowadziły ich kraje na drogę wojny. Prześledzić dzień po dniu, niekiedy godzina po godzinie, działania, jakie ludzie ci podjęli w tym krótkim czasie, pozwala „perspektywa robaka”. Z tej perspektywy osobowości, zbiegi przypadków i chronologia urastają do wielkich rozmiarów. Choć jednak robak zupełnie zdominuje moją opowieść o lipcu 1914 roku, kryzysu, który popchnął Europę do wojny, nie można analizować, jakby nic go nie poprzedzało. Nastąpił po wielu kryzysach i wydarzeniach, których zresztą był w dużej mierze rezultatem. Również one, a początek ich sięga 1905 roku, wymagają bacznej uwagi robaka.
Między perspektywą Boga a perspektywą robaka jest wiele poziomów pośrednich. Nie sposób wymienić wszystkich kwestii, które należy tu uwzględnić – razem wzięte łączą one jednak czynniki strukturalne widoczne z wysoka, z poziomu stratosfery, z każdym z robaków, obserwujących decyzje, które doprowadziły do katastrofy. Oczywistym przykładem elementów składających się na jeden z takich pośrednich poziomów są ustroje polityczne, które sprawiły, że decyzje podejmowali ci a nie inni ludzie, oraz instytucje, które miały wpływ na to, jak owi decydenci myśleli i jakie podejmowali działania. Relacja robaka opowiada o tym, co decydenci robili, pisali, mówili; poziom pośredni zaś pozwala wniknąć w kierujące nimi założenia, wartości i sposoby myślenia, a zarazem stanowi pomost między płodami umysłów i porywami serc jednostek i grup ludzkich a światowymi i rosyjskimi prądami ideologicznymi i kulturowymi widocznymi z przestworzy. Na jakie sposoby ówcześni decydenci rozumieli istotę mocarstwowości i naturę stosunków międzynarodowych? Jak wyobrażali sobie przyszłą wojnę w sercu Europy? Odpowiedzi na te pytania składają się w dużej mierze na relację o tym, jak podejmowane były decyzje dyplomatyczne i militarne, pozostają one jednak w cieniu, zbyt oddalone od podejmowanych z dnia na dzień pojedynczych decyzji, aby robak mógł w pełni wziąć je pod uwagę. Na poziomie pośrednim należy uważnie przyglądać się takim terminom jak „wielkie mocarstwo” czy „równowaga sił”, którymi z taką łatwością, i częstotliwością, posługiwali się mężowie stanu i dyplomaci. Zrozumienie tych pojęć pozwala wniknąć w sedno stosunków międzynarodowych tamtego czasu. Politykę zagraniczną Rosji przed 1914 rokiem zdominowały przede wszystkim dwie kwestie. Pierwszą była wiara pokładana w – jak to określano – równowagę sił. Drugą – koncepcja rosyjskiej tożsamości i miejsca narodu rosyjskiego w Europie i w historii. Nasz biedny robak nie ma możliwości wniknięcia w te sprawy, nie tracąc z oczu wątku swojej opowieści. Opowieści będącej też do pewnego stopnia opowieścią zwycięzców – ludzi, którzy byli u władzy i realnie kształtowali politykę państwa. Aby wydać sąd o rozwiązaniach politycznych przyjętych przez jakiś kraj, należy przysłuchać się także krytykom tych posunięć, ludziom, którzy proponowali alternatywne rozwiązania i podawali w wątpliwość założenia, oceny, a niekiedy wręcz fundamentalne wartości leżące u podstaw działań rządu. Wszystko to również zalicza się do pośredniego poziomu analizy.
Przyjęcie tak zarysowanych kategorii znacznie ułatwi zorientowanie się w strukturze niniejszej książki. Jej pierwsze dwa rozdziały przedstawiają perspektywę Boga. Rozdział 1 przygląda się zasadniczym kwestiom stosunków międzynarodowych, polityki wewnętrznej i ideologii z perspektywy ogólnoświatowej i europejskiej. Rozdział 2 pokazuje rosyjski punkt widzenia na te kwestie, zaznajamiając czytelnika z najistotniejszymi elementami rosyjskiej polityki wewnętrznej, tożsamości i polityki zagranicznej oraz osadzając owe elementy w kontekście międzynarodowym. Rozdział 3 – najdłuższy, choć podzielony na pięć podrozdziałów – poświęcony jest wyjaśnieniom odwołującym się do pośredniego poziomu analizy. Rozeznanie się w niektórych tematach poruszanych w tym rozdziale może przychodzić z pewnym trudem osobom nieobeznanym z tematyką rosyjską, orientacja w nich jest jednak konieczna, aby zrozumieć bieg wypadków przedstawionych w czterech kolejnych rozdziałach. Pierwszymi z tych wypadków są klęska wojenna i rewolucja między 1904 a 1906 rokiem, ostatnim – wybuch pierwszej wojny światowej.
Analizę wydarzeń „z perspektywy robaka” rozpoczynam w rozdziale 4 od roku 1904, ponieważ klęska Rosji i rewolucja miały ukształtować krajowy i międzynarodowy kontekst, w którym Rosja wkroczyła w 1914 roku na równię pochyłą, wiodącą ku wojnie. Na kontekst krajowy złożył się nowy na poły konstytucyjny system polityczny, lecz także sformułowana w odpowiedzi na klęskę wojenną i rewolucję nowa polityka rządu, nie mówiąc już o spowodowanych tymi nieszczęściami zmianach nastrojów społecznych. Co do kontekstu międzynarodowego, zarówno chwilowy upadek Rosji w latach 1904–1906, jak i jej późniejsze bardzo szybkie zmartwychwstanie miały wielki wpływ na destabilizację sytuacji międzynarodowej w Europie i bardzo przyczyniły się do katastrofy roku 1914. Rozdziały 4–7 stanowią zwartą opowieść, która poprowadzi czytelnika po krętych drogach wiodących Rosję i Europę od roku 1904 do wybuchu wojny w roku 1914. Rozdział 6 rzuca światło na bezpośredni kontekst kryzysu lipcowego, którego nieodłączną częścią był wpływ wydarzeń politycznych w kraju na mikroskopijną grupę decydentów odpowiedzialnych za kształt rosyjskiej polityki zagranicznej. Rozdział 7 opowiada o samym kryzysie lipcowym. Ostatni rozdział jest spojrzeniem na pierwszą wojnę światową i rewolucję rosyjską roku 1917. Nie podejmuję się w nim oczywiście szczegółowego przedstawienia biegu tych wydarzeń – relacja taka wymagałaby dwóch kolejnych tomów. Lata 1914–1917 poddały ciężkiej próbie przedwojenną politykę Rosji oraz wartości i założenia, na których polityka ta się opierała. Jednym z celów ostatniego rozdziału jest pokazanie, jak problemy i słabości opisane w poprzedzających go częściach książki doprowadziły do rosyjskiej katastrofy lat 1914–1917. Innym celem jest ukazanie, jak ścisłe wzajemne uwikłania łączyły wojnę i rewolucję.
Ta książka to zatem tak naprawdę trzy książki. Jest historią wstępowania Rosji na drogę, która zawiodła ją ku pierwszej wojnie światowej. Historią fascynującą, dramatyczną i szalenie ważną, która jako taka zasługuje na opowiedzenie z większą wnikliwością i na podstawie o wiele pełniejszej bazy źródłowej, niż to do tej pory czyniono w świecie anglosaskim. Ale książka ta stanowi też, po drugie, całkowitą reinterpretację całej pierwszej wojny światowej, a jest tak częściowo właśnie dlatego, że przywołuje spostrzeżenia zaczerpnięte z nieznanej dotąd rosyjskiej perspektywy. Po trzecie, książka ta przedstawia źródła i skutki rewolucji rosyjskiej z perspektywy międzynarodowej, co może zaskoczyć czytelnika i prowadzić go do wielu oryginalnych spostrzeżeń na temat losu Rosji w XX wieku. Połączenie tych trzech książek w jedną opowieść, osadzającą wojnę i rewolucję w szerszym kontekście historii Rosji, Europy i świata, było zadaniem niekiedy wymagającym, ale niezmiennie dostarczającym satysfakcji. Pozwoliło mi to ogromnie dużo się nauczyć i dostrzec powiązania, które pozostałyby poza zasięgiem mojego wzroku, gdybym skoncentrował się tylko na jednym z tych trzech kontekstów. Mam nadzieję, że podobną satysfakcję będą czerpać z tej książki jej czytelnicy.
Jedno z podstawowych założeń tej pracy głosi, że pierwsza wojna światowa była źródłem i początkiem większości katastrof, jakie spotkały Rosję w dalszej części XX stulecia. Zrozumienie przyczyn Wielkiej Wojny ma zatem znaczenie zasadnicze. Skutkiem tej wojny była rewolucja, wojna domowa, dwie klęski głodu, kolektywizacja oraz dyktatura bolszewicka z towarzyszącym jej terrorem. Pozbawiając Rosję wpływu na kształt porozumienia zawartego po pierwszej wojnie światowej w Wersalu, rewolucja roku 1917 odpowiada także w ogromnym stopniu za niestabilność stosunków na arenie światowej międzywojnia oraz za pogrążenie się Europy w kolejną katastrofę w roku 1939. Licząc wszystkie te kataklizmy łącznie, decyzje, na podstawie których Rosja przystąpiła do pierwszej wojny światowej, doprowadziły do śmierci ponad pięćdziesięciu milionów poddanych Imperium Rosyjskiego i obywateli Związku Radzieckiego, a także niezliczonych milionów cudzoziemców. Jest to tragiczna historia, niech więc czytelnik wybaczy mi, jeśli czasem uderzę w ponury ton, a nawet niekiedy wymagać od niego będę skupienia się na sprawach nieznanych i skomplikowanych.
Rozdział 1
Świat imperiów
W pierwszej połowie 1914 roku politykę w Wielkiej Brytanii zdominował kryzys w Ulsterze. Partia Konserwatywna wsparła zbrojny opór wobec przyznania autonomii tej prowincji, sugerowała, by król Jerzy V zdymisjonował legalnie wybrany rząd z ramienia Partii Liberalnej, i poparła wyższych oficerów, którzy odmówili tłumienia buntu, jaki wybuchł w Ulsterze przeciwko ustawie o autonomii. Od chwili, kiedy w latach 80. XIX wieku po raz pierwszy na porządku obrad stanęła autonomia Irlandii, parlament w Westminsterze traktował ją po części jako kwestię imperialną. Pogląd, że autonomia Irlandii to pierwszy krok na drodze do podważenia imperium i światowej potęgi Wielkiej Brytanii, był jednym z istotniejszych powodów, dla których sprzeciwiano się jej z takim zacięciem. Brytyjskie elity nie potrzebowały czytać dzieł Friedricha Ratzela, ojca niemieckiej geopolityki, by wiedzieć, że metropolia imperium brytyjskiego i bez tego jest niebezpiecznie mała, biorąc pod uwagę jego wielkość i rozproszenie wynikające ze światowego zasięgu. Autonomia zaś groziła dalszym uszczupleniem tego rdzenia. Przed pierwszą wojną światową Wielka Brytania nie zgodziłaby się bez walki na przyznanie Irlandii niepodległości – a podstawowym ku temu powodem było to, że rządzące wówczas w całej Europie elity przywiązywały ogromną wagę do idei imperium. Abstrahując od oceny poglądów i działań różnych stron kryzysu ulsterskiego, trzeba przyznać, że to właśnie dylemat imperium miał z czasem doprowadzić do schyłku światowej potęgi Brytanii i do przynajmniej częściowego rozpadu samego Zjednoczonego Królestwa – i że proces ten nie obył się bez dotkliwych wojen. Jeśli napięcia wewnątrz imperium brytyjskiego same z siebie nie doprowadziły do wybuchu wojny światowej, to stało się tak, ponieważ aż do stosunkowo późnego XX wieku ze względu na realia geopolityczne konflikt na skalę światową mógł rozpocząć się jedynie w Europie, gdzie z kolei Wielka Brytania nie miała niemal żadnych interesów imperialnych[6].
Jednym z podstawowych powodów, dla których na początku XX wieku wydawało się, że przyszłość należy do imperium, był rozkwit Stanów Zjednoczonych. Unii udało się przetrwać wielki kryzys związany z wojną secesyjną, a kolejne dekady przyniosły ogromny wzrost gospodarki i ludności Ameryki. Dla wszystkich obserwatorów było jasne, że żaden z krajów położonych w całości w Europie nie może mieć nadziei na dorównanie temu potencjałowi; jedynie Wielka Brytania i Rosja mogłyby mieć takie widoki w przyszłości, pod warunkiem, że uda się im skonsolidować i rozwinąć posiadane już imperia. Przed pozostałymi państwami europejskimi pragnącymi pozostać wielkimi mocarstwami rysowało się jeszcze bardziej deprymujące zadanie stworzenia nowych imperiów[7]. Był to najważniejszy geopolityczny czynnik leżący u podstaw „ery imperializmu”, ale nie czynnik jedyny. Rozwój technologii, zwłaszcza kolei, umożliwił penetrację, kolonizację i ekonomiczną eksploatację centralnych części (heartlands, śródziemi) kontynentów, wielkich obszarów do tej pory zbyt odległych od wybrzeży i żeglownych rzek, by przedstawiać sobą większą wartość. To właśnie przede wszystkim oddziaływanie kolei skłoniło ojca brytyjskiej geopolityki, Halforda Mackindera, do wypowiedzenia w 1904 roku proroctwa o rychłym końcu ery kolumbijskiej, w której kluczem do globalnej dominacji była potęga na morzu[8].
Potyczki o imperium spotęgowało także to, jak wiele mocarstw włączyło się do tej gry. W pierwszej połowie XIX wieku Wielka Brytania nie tylko dysponowała zdecydowanie największym imperium zamorskim, lecz także była jedyną na świecie gospodarką uprzemysłowioną. Tego samego nie dało się powiedzieć o sytuacji na początku wieku XX. Do wyścigu o imperium włączyły się Rosja, Francja, Niemcy, a nawet Japonia, Włochy i Stany Zjednoczone. Skutek tego był taki, że „puste” terytoria kończyły się w alarmującym tempie. W latach 1876–1915 w wyniku rywalizacji imperialistycznie nastawionych mocarstw o „niezajęte” zakątki globu około jednej czwartej powierzchni lądowej planety zmieniło przynależność państwową[9]. Jednym z bodźców napędzających tę rywalizację był fakt, że wielkie mocarstwa – za znaczącym wyjątkiem Wielkiej Brytanii – stopniowo rezygnowały z polityki wolnego handlu na rzecz protekcjonizmu. W takim kontekście działaniem racjonalnym było uzyskanie bezpośredniej kontroli nad terytoriami, surowcami i rynkami, zanim zostanie się od nich odciętym przez inne mocarstwo. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, hrabia Rosebery, nazwał to w 1893 roku palikowaniem działek pod przyszłość. Wkopujący paliki często nie mogli mieć pewności, czy będzie to warte ich zachodu. Mocarstwa nie mogły jednak pozwolić sobie na pozostawienie czegokolwiek przypadkowi w obliczu fundamentalnych przesunięć na arenie geopolitycznej spowodowanych przez gwałtowny rozwój technologiczny, za sprawą którego wiele regionów do tej pory nieprzedstawiających dla nikogo specjalnej wartości stawało się źródłem prawdopodobnego bogactwa i potęgi o potencjalnie decydującym znaczeniu[10].
Przykładem może być południowa Afryka, gdzie Brytyjczycy byli gotowi tolerować ewolucję republik Burów, w wyniku której de facto niemal osiągnęły one niepodległość, dopóki nie okazało się, że znajdują się one na największych na świecie złożach złota i diamentów, do których dostęp zapewniła nowa technologia górnicza. Posiadając takie zasoby, republiki nie mogły nie stać się z czasem centrum życia gospodarczego południowej Afryki, to zaś niosło za sobą tym większe niebezpieczeństwo, że ponad połowę białej ludności Kolonii Przylądkowej Wielkiej Brytanii stanowili Burowie, zaś zainteresowanie Afryką zaczęły wyrażać także inne wielkie potęgi. Zezwoliwszy republikom na rozluźnienie więzów w latach 80. XIX wieku, Brytania stoczyła następnie w latach 1899–1902 brutalną i kosztowną wojnę, by na nowo uzyskać nad nimi kontrolę. Inne europejskie mocarstwa mogły jedynie przyglądać się temu ze zgrzytaniem zębów, bowiem przytłaczająca przewaga morska skutecznie osłaniała brytyjską agresję w południowej Afryce przed zewnętrzną ingerencją. Na dość dużym poziomie uogólnienia można doszukać się paraleli między poczynaniami Brytyjczyków w 1899 roku a austriacką polityką wobec Serbii w roku 1914. Z perspektywy Wiednia Królestwo Serbii było jak magnes, który mógł przyciągnąć południowych Słowian zamieszkujących monarchię i doprowadzić do załamania pozycji Austrii na Bałkanach. Należało więc podporządkować Serbię imperium. Istota różnicy między Austriakami a Brytyjczykami leżała w sferze raczej geografii niż moralności: agresja i ekspansja na kontynencie europejskim nie mogły się obyć bez interwencji rywalizujących z agresorem sąsiednich potęg[11].
Starcie między imperium a nacjonalizmem irlandzkim miało znaczenie wykraczające daleko poza sprawy lokalne. To, jak potoczą się losy imperium brytyjskiego, miało wpływ na każdy zakątek globu. Przede wszystkim powszechnie uważano je za nie tylko najpotężniejsze, lecz także najnowocześniejsze imperium na świecie. Apologeci widzieli w nim wcielenie materialnego postępu i zasad liberalnych. Teraz zaś imperium to znalazło się w opałach za sprawą nacjonalizmu małego narodu zamieszkującego jego samo centrum. To, jak konflikt między imperium a narodem rozwiąże Brytania, nie pozostawało bez wpływu na losy licznych konfliktów tego rodzaju, które wybuchały w różnych częściach Europy, a w kilku wypadkach – już także poza nią.