W rękach bogini. Neurochirurdzy. Tom 2 - Monika Magoska-Suchar - ebook + audiobook + książka

W rękach bogini. Neurochirurdzy. Tom 2 ebook i audiobook

Magoska-Suchar Monika

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dawne plany odchodzą w niepamięć, gdy pożądanie zamienia się w prawdziwe uczucie.

Celia Harris musi podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w swoim życiu. Udało się jej wykraść z komputera profesora Wagnera dane potwierdzające wynalezienie przez niego przełomowej receptury leku na guza mózgu. Choć dziewczyna jeszcze niedawno marzyła o zemście na neurochirurgu, teraz waha się, czy przekazać materiały koncernowi farmaceutycznemu. Jej chęć pomocy chorym pacjentom i złość na Ralpha w końcu wygrywają nad obiekcjami wynikającymi z porywów serca i Celia decyduje się ujawnić tajne informacje. Nie spodziewa się konsekwencji, jakie przyniesie ta decyzja.

Niewiele później prezes Supreme Pharmacy zaczyna szantażować Ralpha. Grozi Wagnerowi, że skrzywdzi dziewczynę, jeśli neurochirurg nie udostępni mu formuły Złota Renu. Czy to tylko blef, a może życiu Celii grozi prawdziwe niebezpieczeństwo? I czy Wagner, który uważa byłą kochankę za szpiega, przyjdzie jej z pomocą?

Ta historia jest naprawdę HOT. Sugerowany wiek: 18+.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 316

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 34 min

Lektor: Katarzyna Domalewska, Artur Barczyński
Oceny
4,3 (186 ocen)
113
37
21
10
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Hexerossa

Nie polecam

Logika nawet nie przechodziła obok tej książki.
10
flurek1

Z braku laku…

Naiwna historia miłosna okraszona masą pseudonaukowego bełkotu.
10
letnerkasia

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja, dużo się dzieje, jest akcja jest napięcie i przepiękna prawdziwa relacja dwojga poranionych ludzi. Dużo lepsza od pierwszego tomu. Mistrzostwo. Monika w swojej najlepszej odsłonie ❤️❤️❤️❤️❤️
10
Han_Mar

Z braku laku…

Nie, nie i jeszcze raz nie. Bardzo słaba. Niczym meksykańska telenowela. Poddałam się w połowie a to i tak późno. Pierwsza część też była mocno naciągana ale wszystko trzymało się mniej więcej fabuły, ta odlatuje w rejony nieakceptowalne 😅
00
Madzia1308

Dobrze spędzony czas

Słabsza niż pierwsza część, jakby trochę na wyrost sytuacje
00

Popularność




Lekarz ma tylko jedno zadanie: wyleczyć chorego. Jaką drogą tego dopnie, jest rzeczą obojętną.

– Hipokrates

Celia

Telefon leżący na blacie przede mną zawibrował.

– To on? – zapytała Tiffany.

– Tak, szuka mnie – odparłam, spoglądając z niechęcią na ekran. – Mieliśmy jechać do mnie, gdy skończy pracę.

– Odbierz – poleciła moja towarzyszka.

– Oszalałaś? – Popatrzyłam na nią jak na wariatkę. – To podły kłamca, który złamał złożoną mi przysięgę i…

– Odbierz. On nie wie, że ty wiesz o jego przekrętach. Niech żyje w nieświadomości, że znalazłaś na niego haki, i sądzi, że wszystko jest w porządku.

Zmarszczyłam czoło. Nie miałam na to ochoty. Byłam bardzo zła. Rozdygotana. Odkrycie, którego dokonałam, rozłożyło mnie na łopatki. Runął mój mit o idealnym partnerze i związku. Łudziłam się, że miłość istnieje i że da mi ją paradoksalnie ten, do którego nienawiść przywiodła mnie aż na Harvard. Ależ byłam głupia! Jak naiwna! Uwierzyłam w romantyczny sen, licząc, że ten stanie się jawą. W tym wypadku jednak nie było mowy o happy endzie. Mój wybranek był i niestety zostanie już na zawsze potworem, choć przez moment wydawało mi się, że jest księciem z bajki.

– Nie chcę… – jęknęłam, przyglądając się uporczywie wyświetlającemu się na ekranie mojego telefonu imieniu profesora.

– Celio, nie bądź dzieckiem! Staw czoła diabłu i powiedz mu, że nic ci nie jest. Nie może nabrać podejrzeń względem ciebie. Wszystko musi wyglądać normalnie.

Ponieważ nadal z niezdecydowaniem gapiłam się na telefon, dziewczyna chwyciła go w dłonie.

– Hej? Co robisz? – zawołałam, gdy blondynka odebrała połączenie, a następnie włączyła tryb głośnomówiący.

– Celio, skarbie! Nareszcie! Gdzie jesteś? Co się z tobą stało? Szukałem cię w szpitalu, ale ochrona powiedziała, że już wyszłaś. Miałaś na mnie zaczekać – stwierdził z rozżaleniem Wagner, a ja musiałam zebrać w sobie siły, by mu odpowiedzieć, poganiana gestami przez przyjaciółkę:

– Byłam już zmęczona. Wykończył mnie dzisiejszy dyżur, a ty tak długo nie wracałeś, że sama pojechałam do domu.

– Okej, jadę do ciebie. Przywiozę ci coś na kolację. Zauważyłem rano, że lodówka świeci pustkami. Potem zrobię ci ciepłą kąpiel i masaż.

Przez moment, ale trwało to dosłownie ułamek sekundy, poczułam, że chcę, by to zrobił. Niech przyjedzie, weźmie mnie w ramiona i odegna to, co złe. Niech mnie przytuli, a najlepiej pocałunkami i pieszczotami ukoi moje rozedrganie. Jego dotyk uspokajał i leczył. Chciałam zapaść się z jego objęciach i zapomnieć o tym, że wokół nas roztaczał się świat, który był nam nieprzychylny. Pragnęłam zatracić się w Ralphie i skupić tylko na nim, a nie na złu, które wyrządził. Tylko że to oznaczałoby zdradę moich ideałów i pamięci Ashley. Myśl o siostrze sprawiła, że wróciłam na ziemię.

Nie. On nie mógł mnie objąć ani pocałować właśnie dlatego, że jego dotyk był fałszywy. Doskonale wiedział, jak mnie zmanipulować. Przekabacić na swoją stronę. Mydlił mi oczy, przedstawiając zakłamany obraz siebie, a ja pragnęłam wierzyć, że ten jest prawdziwy, bo tak bardzo brakowało w moim życiu miłości. Profesor robił mi pranie mózgu, ale przecież samotność nie mogła aż tak mącić mi w głowie. Byłam dorosła, inteligentna. Musiałam się jakoś uwolnić od wpływu tego toksycznego człowieka. Doszłam więc do wniosku, że jedynym sposobem będzie odcięcie się od niego i trzymanie go na dystans. Tylko z dala do Wagnera mogłam się od niego uniezależnić i postarać się ułożyć sobie życie na nowo.

– Dziś nie przyjeżdżaj – odpowiedziałam.

– Dlaczego? – zdumiał się mężczyzna, a Tiffany siedząca naprzeciwko mnie wbiła we mnie wytężone spojrzenie, czekając podobnie jak profesor na to, co powiem.

– Bo idę już spać. Naprawdę padam z nóg.

– Faktycznie, lepiej wypocznij – odpowiedział mi po chwili milczenia Wagner. Zapewne nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy i wiele go to kosztowało, ale ostatecznie wykazał się empatią, na którą liczyłam. – Zobaczymy się jutro w szpitalu.

Skrzywiłam się na te słowa.

Niestety, chciałoby się rzec, bo to oznaczało spotkanie w cztery oczy, a to z kolei stanowiło zagrożenie dla mnie. Obdarzy mnie tym swoim wyzywającym i władczym spojrzeniem, a ubrania same ze mnie spadną na jego niewerbalny rozkaz.

– Dobrze – odpowiedziałam cicho.

– Śpij słodko, perełko.

Żałość złapała mnie za serce, gdy usłyszałam to określenie z jego ust. Uwielbiałam je. Była w nim upragniona przeze mnie czułość. Gdy wreszcie dane było mi jej zaznać, została mi brutalnie odebrana.

Ralph, mówiłeś, że mam tego nie spierdolić. Dlaczego zatem to ty tak bardzo spieprzyłeś sprawę? Dlaczego mnie oszukałeś? Prawda mogła nas uleczyć i sprawić, że bylibyśmy szczęśliwi razem, tymczasem ty odebrałeś nam to szczęście przez głupie kłamstwo! Wiedziałeś, że mi zależy na szczerości w kwestii leku na nowotwór, a ty tak mnie oszukałeś. Jak mogłeś?!

– Ty też – bąknęłam, nie dodając żadnego pieszczotliwego słowa do swojej wypowiedzi, bo choć starałam się wypaść naturalnie, złość i zawód nie pozwalały mi być miłą dla tego zdrajcy. Poza tym bałam się, że on powie coś jeszcze romantycznego, co całkiem mnie załamie i wpędzi w jeszcze większe poczucie winy z powodu tego, że zamierzam zrezygnować z naszej bliskości.

– Celio… Kochanie. Nie płacz – powiedziała Tiffany, gdy zakończyłam rozmowę z profesorem.

– Nie potrafię… Nie umiem się z tym pogodzić… – zaszlochałam, kryjąc twarz w dłoniach.

– Mówiłam ci. Ostrzegłam, ale nie chciałaś mnie słuchać – stwierdziła, obchodząc stół i przytulając się do moich pleców, co sprawiło, że zrobiło mi się jeszcze gorzej. Poczułam się malutka i zagubiona, a jej gest sprawił, że odżyły uczucia, jakie żywiłam do Ashley. Zupełnie jakby w tym momencie to moja siostra tuliła mnie do siebie i niosła pocieszenie, jak zawsze wtedy, gdy coś mnie trapiło.

Doszczętnie mnie to rozbiło.

– Celio, kochanie… Tak mi przykro… – mówiła Tiff, gładząc moje rozpuszczone włosy. – Ale to tylko durny facet. Szkoda łez na niego. Poza tym od użalania się nad sobą i nieudanym związkiem lepsze jest działanie. Wagner to potwór, czas, by poniósł karę za swoje przewinienia.

Chciałam tego i nie chciałam jednocześnie. Powinien zapłacić za kłamstwo i przestępczą działalność, bo to poprzysięgłam sobie i siostrze. Ale też pragnęłam, by nie ucierpiał. Rozum kazał mi go nienawidzić, serce rwało się do niego i krwawiło z bólu, że podobny lub nawet silniejszy cios zamierzam zadać jemu.

– Jak sobie to wyobrażasz? Co powinnam zrobić? – zapytałam żałośnie. – Wciąż go kocham…

– Mimo kłamstwa? – zdumiała się dziewczyna.

– To silniejsze ode mnie. Nie da się ot tak wyrzucić miłości z serca, zwłaszcza gdy ta zdążyła już w nim wykiełkować.

– Jesteś beznadziejnym przypadkiem romantyczki – zawyrokowała w końcu. – On cię krzywdzi, a ty zalewasz się łzami. To Wagner powinien cierpieć, nie ty.

– On przecież nie ma o tym pojęcia – zaprotestowałam.

– Widzisz? Nawet teraz stajesz w jego obronie, choć powinnaś szykować się do ataku na niego – skomentowała.

– Tylko jak to zrobić? – jęknęłam. – Jestem rozdarta między powinnością a uczuciem do tego człowieka. To okropne… To takie straszne, że muszę wymierzać mu sprawiedliwość, kiedy pragnę z nim być… Nikt nie powinien być skazywany na taki wybór i dylematy. Miłość nie powinna cierpieć…

– Bo to nie jest miłość, kochanie – odpowiedziała Tiffany, kręcąc głową. – To destrukcja, huragan. Ten mężczyzna cię nie kocha, bo nie ma pojęcia, czym jest miłość. To, co cię z nim połączyło, to zwykła namiętność. Zafascynował się tobą, bo pewnie lubi seks z młodymi dziewczynami albo pokazanie się z kimś w twoim wieku na mieście i imprezach branżowych to dla niego prestiż. Odmładza się dzięki tobie…

Przygryzłam wargę. Naprawdę mogło mu chodzić o coś takiego? Był aż tak zapatrzony w siebie? To prawda, że zabierał mnie w różne miejsca, randkowaliśmy dość intensywnie, a opera i teatr stanowiły nasze wspólne hobby, ale nigdy nie odebrałam tego w ten sposób. Wydawał się dumny z naszej relacji, ale nie traktowałam tego jako jego sposobu na obniżenie własnej metryki.

– Ralph jest przystojny. Mógłby mieć każdą…

– „Każda” nie jest płomiennorudą pięknością – odpowiedziała przyjaciółka, zajmując ponownie miejsce naprzeciwko mnie.

Nigdy nie czułam się piękna, a w tej chwili szczególnie. W dodatku moje wnętrze było obrazem spustoszenia i rozpaczy, więc słowa Tiff kompletnie mnie nie przekonywały.

– Myślałam, że mnie kocha…

– Mówił ci to?

– Dawał mi znaki – bąknęłam. – Na wyznania miłości było raczej jeszcze za wcześnie dla nas obojga, ale za to traktował mnie jak księżniczkę. Pozwolił mieszkać w luksusie, bo nie podobało mu się, że mieszkam w podejrzanej dzielnicy. – Zrobiłam ruch dłonią, wskazując przeszklone wnętrza nowoczesnego apartamentu, który zajmowałam. – Zapewnił mi też praktykę, o jakiej marzyłam. Dopuścił do sali operacyjnej, do pacjentów… Dlaczego zatem skłamał pod przysięgą? I to na pamięć o najbliższym opiekunie. Mówił, że lek na raka nie istnieje, że to moje fantazje, że jestem mitomanką. Tymczasem dokumentacja, którą zobaczyłam, wyraźnie wskazywała, że od ponad sześciu lat używa tego preparatu na wybranych pacjentach. Dysponuje nim, choć wmawia wszystkim, że jest inaczej. Nie wiem tylko, dlaczego to robi. Gdyby sprzedał formułę, byłby miliarderem. Coś go przed tym powstrzymuje, tylko nie doszłam, co to takiego.

– Widziałaś jego formułę? – zapytała z przejęciem Tiffany.

Jej oczy zalśniły gorączkowo, a policzki płonęły z emocji. Nieco zdziwiła mnie reakcja. Wyglądała jak narkomanka na głodzie. Jak ktoś, kto zbliżył się do skarbu, o którym marzył. Wręcz śliniła się na myśl o nim…

Nie… Co ja sobie myślałam? Jak mogłam być tak niesprawiedliwa względem Tiffany. Tylko ona mi została. Była dla mnie niczym siostra. Nie mogłam tak krytycznie jej oceniać. Znała temat raka. Tak jak ja przeżyła śmierć bliskiej osoby. Była moją bratnią duszą. Tego musiałam się trzymać, a nie szkalować ją w myślach. Nie wiem, skąd się wzięły w mojej głowie podobne kalumnie. Pewnie to złość na profesora, którą musiałam jakoś odreagować, i padło na nią. Nie chciałam jej zniechęcić, dlatego postawiłam na szczerość.

– Nie. Nie wiem, jaka jest formuła Złota Renu, jak Ralph nazwał swoje odkrycie, ale mam coś innego…

– Ooo? Co takiego?! – Tiff wybałuszyła na mnie oczy.

– Zrobiłam zdjęcia dokumentacji medycznej niektórych pacjentów z tabeli, którą znalazłam w jego komputerze – odparłam, zniżając głos, jakby Wagner mógł dosłyszeć i zorientować się, że zrobiłam coś, co uderzało w niego.

– Masz je?! – zawołała dziewczyna, chwytając mnie kurczowo za dłonie z taką mocą, że zadała mi ból, tak jak kiedyś.

Ona jest spontaniczna. Musiałam mieć to na względzie…

– Jak mnie puścisz, pokażę ci, co zdobyłam.

– Och, tak… Oczywiście… Przepraszam… – Tiffany cofnęła dłonie, bo pojęła, że jej reakcja była zbyt gwałtowna.

Sięgnęłam po komórkę i w galerii odnalazłam zdjęcia, które udało mi się zrobić pod nieobecność Wagnera w jego gabinecie. Przedstawiały dane kilku wybranych losowo przeze mnie pacjentów oraz opis jednostki chorobowej, z którą się zmagali, ich pseudonimy i miejsca osadzenia, z których wyciągnął ich profesor.

– Mam tyle. Tego było naprawdę dużo. Nie dałam rady sfotografować wszystkiego. Poza tym bałam się, że Ralph mnie nakryje – stwierdziłam, wyciągając w stronę przyjaciółki rękę, w której trzymałam telefon. Tiffany wyrwała mi go z dłoni i gorączkowo zaczęła przeglądać sfotografowane tabelki i wyniki badań, które stanowiły załączniki do nich.

– Mój Boże… Toż to żyła złota! – skomentowała, kręcąc głową.

– Pytanie, co z tą żyłą złota zrobić… Jak to wykorzystać? Myślałam, by mu pokazać i kazać się wytłumaczyć…

– Posrało cię?! Masz coś z głową czy jak? Poprzestawiały ci się klepki? – przerwała mi dziewczyna, rzucając mi przy tym tak wściekłe spojrzenie, jakbym zrobiła jej coś złego.

– Słucham? – bąknęłam, zdumiona jej niewyjaśnioną agresją. Od tej strony jej nie znałam.

– Miała być zemsta! Tak mi mówiłaś od początku i to powtarzałaś, gdy dzwoniłaś po mnie godzinę temu. Tymczasem już chwilę później zachowujesz się jak miękka faja, bo najwyraźniej wzięło cię na głupie sentymenty. Nie myśl sercem lub nie daj Boże cipką, ale głową, Celio. Romantyzm tu nie pomoże. Nic nie naprawi tego zjebanego gościa. On jest i był potworem. Traktował cię jak zabawkę, zdobycz, trofeum. Pojmij to wreszcie. To nie miłość! Naszym planem było rozkochanie tego człowieka. W pewnym stopniu nam się to udało, bo się tobą zafascynował. Ale nie proponowałam ci tego układu po to, byś i ty traciła dla niego rozum. Teraz po prostu bardziej go zaboli, gdy wyjdzie na jaw, że to ty zadałaś mu ostateczny cios. To on miał i ma cierpieć. Nie ty, skarbie!

Zacisnęłam boleśnie dłoń na przedramieniu pod stołem. Moje paznokcie wbiły się w skórę.

Tiffany miała rację. Teraz rozumiałam jej wzburzenie. Chroniła mnie, a ja, głupia i naiwna, tylko pomyślałam o Ralphie i już zaczęłam się łamać. On był niczym toksyna. Nie. Narkotyk. Zażyłam go kilka razy… No dobra, więcej niż kilka. Po prostu ćpałam go bez ustanku przez ostatni miesiąc i popadłam w totalne uzależnienie. A teraz, gdy nie było go obok mnie, a ja zdałam sobie sprawę, jak wielkie zagrożenie stanowi, nie umiałam się z tym pogodzić i tego zaakceptować. Byłam na głodzie. Już. Choć nie widziałam go raptem półtorej godziny, tęskniłam za nim jak szalona i nie mogłam wyobrazić sobie świata bez niego. Zakosztowałam nieba. Trudno mi było powrócić na ziemię z chmur, w które się wraz z nim wzbiłam.

– Co sugerujesz? Co powinnam zrobić? – zapytałam słabym głosem.

– Przekaż zdjęcia tej dokumentacji mnie. Mam znajomości. Już ja się postaram, by dotarły do ludzi, którzy zrobią z nich odpowiedni użytek – odparła z demonicznym uśmieszkiem na ustach. Jej oczy znów płonęły z ekscytacji.

Popatrzyłam na telefon, który nerwowo obracała w dłoniach. Naprawdę byłabym skłonna to zrobić?

– Pomyśl, Celio – kontynuowała, gdy milczałam zbyt długo, grzęznąc we własnym niezdecydowaniu. – To dopiero zemsta. Bezkrwawa, ale jakże bolesna i celna. Wagner ma wielu wrogów. Wielu bogatych ludzi wie, że skrywa mroczną tajemnicę, i wielu chce ją odkryć. Przyjmą te zdjęcia niczym bezcenny dar i pogrążą tego dupka raz na zawsze.

– Muszę to przemyśleć…

Tak. Chciałam zemsty na Wagnerze, ale wciąż gdzieś na dnie serca czułam, że istnieje sensowne wytłumaczenie jego działań. On był logiczny. Inteligentny. Nie robiłby czegoś bezcelowo. Miał pieniądze, nie chodziło mu więc raczej o korzyść majątkową. Pragnęłam usłyszeć odpowiedź z jego ust – dlaczego mnie oszukał, choć wiedział, że mi zależy na prawdzie i szczerości, której zresztą sam szukał w związku. Wciąż łudziłam się, że jego intencje nie były aż tak złe, jak się to wydawało na pierwszy rzut oka. Emocje opadły. Wściekłość zastąpiły ciekawość i wątpliwości. Jakiś powód jego działań istniał na pewno. Oby okazał się mniej paskudny, niż podejrzewałam na wstępie.

– Przemyśleć? – Tiffany uniosła wysoko brwi. – Ale co takiego chcesz jeszcze analizować? Gościu jest przestępcą. Testuje niezatwierdzone leki na ludziach. W dodatku skuteczne leki, a jego projekt to sekret, choć już dawno powinien być opatentowany i znajdować się w sprzedaży. Pomyśl o milionach chorych na całym świecie, którzy na niego czekają jak na zabawienie. Ile ludzi mógłby uratować. Ilu osobom pokroju mojej matki czy twojej siostry dałby szansę. Wagner im ją odebrał, a ty możesz to naprawić!

– Mimo to… potrzebuję jeszcze czasu…

– By dać się bardziej zmanipulować? – zdziwiła się. – Celio, ja naprawdę mam odpowiednie koneksje. Mój ojciec to ktoś bardzo znaczący. Szybko załatwi sprawę. Wagner będzie skończony w medycznym światku, a ty staniesz się prawdziwą bohaterką. Nie kusi cię taka wizja?

Milczałam. Nie chodziło mi o bohaterstwo i poklask. Nie miało to dla mnie znaczenia. Liczyły się sprawiedliwość i los osób chorych, takich jak moja siostra. Obiecałam, że ją pomszczę. Nie mogłam jej zawieść, ale też nie chciałam podejmować decyzji pod wpływem gwałtownych emocji, które we mnie buzowały.

– Zemsta najlepiej smakuje na zimno, Tiff – skomentowałam na głos swoje myśli.

– Ja ci ją podaję jak na tacy, a ty odrzucasz moją pomoc – burknęła, wyraźnie niezadowolona, zaraz jednak wykrzyknęła odkrywczo, jakby wpadła na jakiś genialny pomysł: – Wiem, czego trzeba, by cię zmotywować! Że też o tym nie pomyślałam wcześniej. Przecież to takie proste...

– Co takiego? – spytałam niechętnie.

– Pieniędzy!

– Pieniędzy?

– Oczywiście! Mnie też stać na luksusowy apartament dla ciebie. Mogę ci nawet taki załatwić na własność, a nie tylko na wynajem. No i gotówkę. Dostaniesz krocie za te materiały. Skończą się twoje problemy finansowe. Zaczniesz nowe, luksusowe życie. Sprawię, że staniesz się bogata i już nigdy nie będziesz cierpiała z powodu braku pieniędzy.

Popatrzyłam na nią zaskoczona.

– Naprawdę chcesz mi zapłacić?

– No pewnie. To oczywiste, że za takie informacje należy ci się hojne wynagrodzenie. Dlaczego nie wpadłam wcześniej, że o to ci chodzi? Mogłaś od razu powiedzieć, że mówimy o transakcji wymiennej. Dla mnie to naprawdę nie kłopot. Nie musisz się wstydzić.

Na chwilę mnie zamurowało. Tiffany myślała, że jestem aż tak próżna i płytka? Nawet przez myśl mi nie przeszło, by czerpać korzyści majątkowe z tej sytuacji. Bardziej chodziło mi o moralność i o to, bym w emocjach nie popełniła życiowego błędu. Tymczasem ona odebrała moje wahanie jako żądanie zapłaty.

– Pieniądze nie mają dla mnie znaczenia, Celio. Dostaniesz każdą kwotę, której zażądasz. Ta wiedza i tak jest bezcenna – stwierdziła blondynka, wskazując na telefon.

To była kusząca obietnica. Za taki majątek mogłabym uregulować swoje zobowiązania. Spłaciłabym mafię, a może nawet do końca swoich dni nie musiałabym martwić się już o gotówkę, ale to nie byłoby uczciwe zarobione wynagrodzenie, tylko łapówka. Nie mogłam do tego dopuścić. To godziło w wartości, którym hołdowałam.

– To jak? Milion? Dwa? Może być i więcej. Tata na pewno nie będzie miał obiekcji, gdy usłyszy, o co i kogo chodzi.

Milion? Dwa…

Zaczęłam się śmiać.

– Co cię tak bawi? – zapytała, wyraźnie oburzona moją reakcją Tiff.

– Ty – odpowiedziałam, wciąż nie przestając się śmiać.

– Nie rozumiem…

– Ja tego nie robię i nigdy nie robiłam dla pieniędzy – skomentowałam, ocierając łzy, tym razem wesołości. – Nie zależy mi na bogactwie. Chcę się dorobić, ale ciężką pracą w ochronie zdrowia, i to w taki sposób, bym nigdy nie miała sobie nic do zarzucenia.

– Wagner nie ma takich obiekcji jak ty. – Dziewczyna pogardliwie wydęła usta.

Spoważniałam.

– Nie wiem, jaki przyświecał mu cel, kiedy robił to, co robił, wiem natomiast doskonale, czym kieruję się sama we własnych wyborach – odpowiedziałam hardo. – Dlatego nie naciskaj. To jest za świeże. Muszę to dokładnie przeanalizować. Złożyłaś mi propozycję. Wrócę do ciebie, gdy zechcę z niej skorzystać, ale najpierw potrzebuję chwili, by ochłonąć i oswoić się z sytuacją. Muszę się odstresować, bo jak na razie jestem kłębkiem nerwów, a taki stan uniemożliwia mi logiczne myślenie.

Tiffany zrzedła mina. Wyglądała na rozczarowaną. Wyraźnie walczyła ze sobą, by nie powiedzieć mi czegoś niemiłego. Zupełnie jakby miała wybuchnąć i wylać na mnie swoje żale. Znów odniosłam wrażenie, że coś z nią jest nie tak. Ale może to tylko moja wyobraźnia? Byłam wzburzona i załamana. Mogłam odbierać bodźce w przekłamany sposób. Może i jej reakcje odczytywałam błędnie, zwłaszcza że dziewczyna po chwili milczenia klasnęła w dłonie i oświadczyła już całkowicie normalnie, ze znanym mi, zaraźliwym entuzjazmem:

– Mam pomysł, jak ci pomóc w podjęciu decyzji!

Popatrzyłam na nią zaskoczona.

– Ale ja nie potrzebuję pomocy…

– Sama przed chwilą powiedziałaś, że musisz odsapnąć i nabrać dystansu. Dlatego, kochana Celio, zabieram cię na imprezę! – zawołała radośnie dziewczyna. – Dyskoteka to najlepsza terapia, jaką znam.

– Na imprezę?! – wykrzyknęłam, bo w mojej sytuacji słowo to brzmiało absurdalnie.

Owszem, kiedyś uwielbiałam dyskoteki, ale to było wieki temu. W życiu sprzed śmierci Ashley. Po niej nie było już nic aż do czasu, gdy poznałam Wagnera, ale on nie chodził ze mną po klubach, bo zwyczajnie nie było nam to potrzebne. Jednak gdy Tiffany wspomniała o takiej formie rozrywki, poczułam na dnie serca ukłucie tęsknoty. Kiedyś bardzo lubiłam się bawić. W tańcu odreagowywałam stres i złe emocje. Może faktycznie powinnam ulec przyjaciółce?

– To nie jest głupi pomysł – skomentowałam po chwili. – Z chęcią się rozerwę.

– I to rozumiem! Wreszcie mówisz jak człowiek – zaśmiała się blondynka. – Idź się przebrać, bo w szpitalnych ciuchach nigdzie cię nie wpuszczą. Poczekam tutaj, a potem zrobię ci odjazdowy makijaż i lecimy.

– Dobrze – oznajmiłam, po czym pospiesznie ruszyłam na piętro, gdzie znajdowały się sypialnia i garderoba. Byłam już w połowie schodów, gdy odwróciłam się do Tiffany. Siedziała wciąż przy stole i wpatrywała się zamyślona w moją komórkę. Nie chciałam, by się smuciła. Miała przecież dobre serce i intencje.

– Hej, Tiff – zawołałam.

– Tak?

– Dziękuję.

– Za co?

– Że jesteś i mnie znosisz – powiedziałam ze wzruszeniem, a blondynka odpowiedziała uśmiechem.

– Do usług. Zawsze możesz na mnie liczyć.

Ralph

– Parametry unormowane – oświadczył towarzyszący mi anestezjolog.

– Okej. Robię swoje, a potem ty go wybudzasz i kontynuujemy – odparłem, a lekarz skinął mi głową na znak zgody.

Znieczuliłem wygolone wcześniej miejsce, które miało być operowane.

– Po co to robię, panno Harris? – zapytałem stojącą obok mnie kobietę, która asystowała mi wraz z innymi przy zabiegu.

Gdy byliśmy w szpitalu, staraliśmy się zachowywać dystans charakterystyczny dla profesora i jego podopiecznej. Pragnąłem uciszyć plotki. Nie sprzyjały dobrym warunkom pracy, ale też związkom. Dlatego w publicznych rozmowach z Celią zachowywałem oficjalną formę, by nasza relacja pozostała jedynie nasza. Innym nic do intymności, która łączyła nas poza miejscem zatrudnienia. No dobrze. Nieco nagiąłem fakty. W miejscu zatrudnienia ta intymność także nas łączyła, ale to była nasza słodka tajemnica.

– Panno Harris? – Podniosłem wzrok na kobietę znad czaszki uśpionego pacjenta, bo dziewczyna zwlekała z odpowiedzią. Przecież to wiedziała.

– Tak? – zapytała zaskoczona, że w ogóle się do niej odzywam. Zupełnie jakbym nagle wyrwał ją z innej rzeczywistości.

Co się z nią działo?!

To było niedopuszczalne zachowanie na sali operacyjnej!

– Nie wyspała się pani, czy co? – mruknąłem, niezbyt zadowolony jej rozkojarzeniem.

– Przepraszam. Nie dosłyszałam pytania – odparła, uciekając spojrzeniem przed moim wzrokiem.

Coś było nie tak. To nie ulegało wątpliwości. Dostrzegłem sińce pod jej oczami. Miała wypocząć, tymczasem wyglądała na wykończoną. Jakby nie spała całą noc. Niepokój o jej stan sprawił, że powstrzymałem się od złośliwości i cierpliwie powtórzyłem pytanie:

– Po co znieczulam miejscowo pacjenta znieczulonego już ogólnie przez anestezjologa, panno Harris?

– By ograniczyć krwawienie i… – Zawiesiła się.

No? Dalej, Celio. Przecież to podstawy!

– I?

– I wykluczyć poczucie bólu u pacjenta, bo narkoza w przypadku operacji z wybudzeniem jest dość płytka – wyrecytowała, gdy znów ją pogoniłem.

Niby powiedziała to, co chciałem usłyszeć, ale tempo odpowiedzi i sposób artykulacji nie przypadły mi do gustu. Zarówno jej twarz, jak i moją zakrywały maseczki. Nie widziałem więc jej miny, ale mogłem się domyślić, że nie jest zadowolona.

Dotychczas Celia ekscytowała się każdym zabiegiem, na który ją zabierałem, i cieszyła się, że mi asystuje i może się ode mnie czegoś nauczyć. Dzisiejszy zabieg był inny. Dziewczyna się nie angażowała. Wydawała się przygaszona. Jej nieobecność duchowa działała mi na nerwy, a jednocześnie bałem się, że Celia jest chora.

– Wszystko w porządku? – zapytałem, obdarzając ją kolejnym badawczym spojrzeniem. – Kiepsko pani wygląda. Jeszcze mi pani tu zasłabnie. Jeśli nie ma pani siły brać udziału w dzisiejszej operacji, niech mi pani to powie teraz. Jest jeszcze czas na wymianę asystenta. Potem może już nie być takiego momentu, bo przyda mi się każda para rąk.

Celia

Zapytał, czy wszystko w porządku, a ja miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że nie.

Nie, nic nie było w porządku, i to przez niego!

Nie mogłam się skupić. Jego obecność źle na mnie działała. Poza tym byłam zmęczona, bo Tiffany nie oszczędzała mnie w nocy i wróciłam do domu o świcie. Spałam może godzinę, bo emocje nie pozwalały mi zmrużyć oka. Na nic dzikie tańce z nieznajomymi i kilka wypitych drinków. Wciąż myślałam o tym, że Wagner mnie okłamał, i nie umiałam sobie z tym poradzić. A teraz, gdy znajdowałam tuż obok niego, było tylko gorzej. Może faktycznie powinnam sprzedać dowody? Ale – spojrzałam na operowanego pacjenta – czy mogłam to zrobić, skoro profesor był przydatny?

Właśnie operował mężczyznę z guzem w płacie czołowym. Sam guz nie wykazywał złośliwości, ale jego położenie było o tyle fatalne, że tuż obok znajdował się ośrodek wzroku. Dlatego operacja musiała się odbyć z wybudzeniem pacjenta w jej trakcie, aby ten świadomie w niej uczestniczył i wykonywał zadania wskazane przez neuropsychologa. Miały one pomóc Wagnerowi w zabiegu, by nie naruszył przypadkiem skomplikowanej struktury mózgu i tym samym nie okaleczył trwale operowanego. To był poważny zabieg, trudna procedura, wymagająca ogromnej wiedzy i sprawności. Świat medyczny, o którym tak niefrasobliwie mówiła Tiffany, z pewnością ucierpiałby, gdyby Ralph z niego zniknął.

Ta operacja budziła jednak we mnie dodatkowe lęki. Przed oczami miałam tabelki z komputera profesora, którym zrobiłam zdjęcia. Wszyscy ludzie, którzy otrzymali Złoto Renu, byli poddawani identycznej procedurze. Substancje wstrzykiwano im w zmienione chorobowo obszary po wybudzeniu na stole operacyjnym. Tak jak w przypadku tego pacjenta. To sprawiało, że zrobiło mi się duszno. Nie mogłam załapać tchu. Drżałam na całym ciele, które oblewały zimne poty.

Powinnam wyjść, zrezygnować z udziału w tej operacji, ale czy to nie wydałoby mu się podejrzane? Wciąż nie wiedziałam, co począć i jaki rodzaj zemsty wybrać. A może ja w ogóle się do tego nie nadawałam? Nie byłam aż tak mściwa? Przy nim moje zapędy traciły moc, bo on przyćmiewał wszystko wokół siłą swojego charakteru i urodą. Wagner w fartuchu i masce, ze skalpelem w ręku, wciąż wywierał na mnie wrażenie, przez co nie byłam w stanie nad sobą zapanować.

Boże, ile wątpliwości, choć powinnam być zdecydowana. I wydawało mi się, że jestem. Impreza z Tiffany mnie w tym utwierdziła, jednak w tym momencie kac, niewyspanie i widok boskiego ordynatora sprawiły, że moje postanowienia diabli wzięli.

Albo raczej ich Bóg.

Ech.

– Tak, w najlepszym. – Uśmiechnęłam się lekko pod maseczką, po chwili zdając sobie sprawę, że on i tak nie widzi mojej miny.

Nie poddam się, nie opuszczę gardy. Skończymy ten zabieg i z nim porozmawiam. A dowody… dowody wykorzystam, jeśli on zrobi lub powie coś, co mi się nie spodoba.

– To świetnie, bo mam dla pani zadanie – oświadczył mężczyzna.

Cholera, co on się tak mnie uczepił? I to akurat dziś, gdy przez niego byłam kłębkiem nerwów i wrakiem samej siebie?

– Jakie? – zapytałam słabym głosem.

– Przygotuje mi pani pole operacyjne.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, gdy profesor podał mi skalpel.

On… żartował?

Chciał, abym…

– No, Celio? – ponaglił mnie. – Nie mamy za wiele czasu. Jak sama mówiłaś, narkoza jest płytka. Otwieraj go, ja zajmę się resztą.

Byłam w szoku. Wagner dopuszczał mnie do swojego pacjenta. I to nie po to, bym wykonała rutynowy zabieg, ale bym grzebała mu w głowie! On, sam Bóg, pozwalał mi zająć swoje miejsce, jakby czytał mi w myślach i wiedział, że jestem na niego wściekła, i tym działaniem próbował ostudzić mój gniew. To było niczym terapia wstrząsowa. Natychmiast mnie wybudził. Moment co prawda był fatalny, ale przecież o to walczyłam i tego chciałam. Pragnęłam pomagać ludziom takim jak Ashley, więc musiałam zacząć robić rzeczy, które do tej pory wykonywali specjaliści. By stać się jedną z nich, musiałam w końcu wyjść poza sferę bezpieczeństwa i komfortu i zrobić krok ku samodzielności. W przyszłości to ja będę operatorem, a inni asystą. Taki był cel, bez względu na to, że mój związek z Wagnerem się posypał.

Zmotywowana, chwyciłam za narzędzie.

– Przetnij skórę głowy wzdłuż wcześniej zaznaczonej linii – poinstruował mnie Ralph, robiąc mi miejsce przy stole operacyjnym. – Zacznij od czoła i jedź w stronę ucha.

Musiałam nabrać powietrza głęboko w płuca, co było trudne, bo przecież wciąż ograniczałam mnie maska, i opanować nerwowe drżenie rąk, by wykonać jego polecenie. Zrobiłam cięcie w kształcie łuku.

– Świetnie – pochwalił mnie profesor.

Oblał mnie zimny pot. Pewnie gdybym była wyspana i mniej zdenerwowana, wszystko poszłoby jak z płatka, a ja nie przeżywałabym tego tak silnie.

– To teraz tkanka podskórna – dodał.

Pochyliłam się nad pacjentem, jednak Wagner chwycił mnie nieoczekiwanie za nadgarstek. I choć jego ręka była zabezpieczona rękawiczkami, to i tak odczułam jej dotyk na swoim ciele. Wszędzie.

To było niczym huragan, który siał spustoszenie na swojej drodze. Nie chciałam kontaktu fizycznego z profesorem, bo bałam się swojej reakcji, i miałam rację. Wystarczył ten stanowczy, władczy gest, bym straciła orientację, gdzie jestem i co robię. Moje myśli rozpaczliwie starały się zebrać w całość i przypomnieć mi o moich obowiązkach. Dlaczego nie mogłam się wyzwolić spod jego władzy? Jego przyciąganie było zbyt mocne i nawet moja złość na niego nie była w stanie mu się przeciwstawić.

– Profesorze? – wydyszałam przejęta.

– Skalpel teraz jest zbędny. Lepiej sprawdzi się nóż elektryczny – powiedział, wręczając mi przedmiot do ręki, za którą wciąż mnie trzymał.

Boże, on tylko chciał wymienić narzędzie, tymczasem ja reagowałam tak, jakbyśmy zaraz mieli zrobić coś niegrzecznego. I to tutaj, na sali operacyjnej, obok nieprzytomnego pacjenta i na oczach personelu medycznego.

Co się ze mną działo?

Takie myśli nie powinny mnie nawiedzać w takich sytuacjach. To przez niego. To jego wina! Jego podłego charakteru, tego, że był kłamcą i doprowadził mnie do załamania nerwowego, a także tego, że wciąż był tak przystojny, nęcący i tajemniczy, że nie umiałam mu się oprzeć.

Cholerny Wagner!

Pieprzony Bóg.

– Ręce pani drżą, panno Harris – stwierdził nagle mężczyzna, czym sprowadził mnie na ziemię.

Faktycznie. Ręka, którą puścił, trzęsła mi się jak u osoby chorej na parkinsona. Nie byłam w stanie nad tym zapanować, zwłaszcza teraz, gdy zwrócił na to uwagę. Miałam wrażenie, że wszyscy obecni w pomieszczeniu gapią się tylko na mnie i mają mnie za totalnie niekompetentną lub – co gorsza – domyślają się, co w tej chwili mi chodzi po głowie. Spłonęłam ze wstydu. Dobrze, że moja twarz była zakryta, bo musiała w tej chwili wyglądać jak burak.

– To z emocji – bąknęłam, by jakoś ukryć zażenowanie swoim stanem. – W końcu po raz pierwszy robię coś takiego…

– Zimna krew to podstawa – mruknął Wagner, potęgując mój wstyd, że nie byłam w stanie zapanować nad krnąbrnym ciałem w jego towarzystwie. – Proszę ściągnąć skórę wraz z mięśniami w dół, aż do krawędzi oczodołu. Oka proszę nie zakrywać, pacjent musi wszystko widzieć. Kiedy pani skończy, zabezpieczymy pole operacyjne, by się nie przeraził, jak już doktor Morgan go wybudzi.

Pochyliłam się nad nieprzytomnym, ale nie byłam w stanie włączyć noża, bo jego ostrze skakało na krawędzi zrobionej przez skalpel rany.

Nie podołam.

Zżerał mnie stres, zmęczenie dawało się we znaki, a nade wszystko przeszkadzał mi Wagner stojący tuż obok i śledzący z uwagą każdy mój ruch.

– To za trudne… – jęknęłam.

Ralph

Co ona odwalała?

Stała nad operowanym niczym słup soli, choć zlecone jej zadanie było banalne. Miałem Celię za odważną i pewną siebie, tymczasem w tej chwili wyraźnie nie wiedziała, co robić. Jakby całkiem zapomniała o tym, czego się nauczyła. A może wręcz przeciwnie? Przygniatały ją informacje i dlatego nie umiała sobie poradzić? W sumie to był jej pierwszy raz w tak doniosłej roli. Nie miała doświadczenia, mogła się bać. Tego nie wziąłem pod uwagę, bo ja już od dawna nie czułem strachu. Wykonywałem zabiegi mechanicznie, bez refleksji, ale przecież nowicjuszka, jaką była Celia, mogła postrzegać całą operację w innych kategoriach niż ja. Musiałem jakoś ją wesprzeć, choć sam walczyłem z irytacją, że moja najlepsza uczennica zawodzi w chwili próby. To niedopuszczalne, ale przecież się zdarzało. Musiałem ją ratować, bo pragnąłem dać jej szansę. Nie wziąłem jednak pod uwagę, że Celię mogą zjeść stres i strach albo że zrobi krzywdę pacjentowi.

– Złe myśli i niepewność powinna pani zostawić poza tą salą – skomentowałem łagodnie, po czym stanąłem za nią, włączyłem narzędzie i chwyciłem ją za dłonie, by następnie zacząć prowadzić nimi, jakby były przedłużeniem moich.

Celia

Na chwilę straciłam wzrok. Dosłownie widziałam tylko mgłę. Miałam wrażenie, że upadnę, ale podtrzymywały mnie silne ramiona mojego kochanka…

Kochanka? Dlaczego tak o nim pomyślałam? To był wróg, zdrajca, oszust. Już nigdy więcej nie połączy mnie z nim żadna bliskość. Nie mogłam tak go nazywać. Nawet wtedy, gdy robiłam to wyłączenie w swojej głowie!

W każdym razie, gdyby nie profesor, zapewne wywinęłabym orła. Wagner trzymał mnie mocno w objęciach. Przylegałam plecami do jego ciała, które przywodziło na myśl skałę. Pragnęłam, by było moim oparciem już na zawsze, tymczasem to była tylko iluzja, bo przecież wiedziałam już, że mnie oszukuje bez mrugnięcia okiem.

Jego dłonie kierowały moimi, jakbym była bezwolną kukiełką. Mógł mną sterować, jak tylko zechciał, bo nie miałam siły, by z nim walczyć. Profesor wprawnie oddzielił żwacz od znajdującej się pod nim kości. Gdy odciągnął skórę, sięgnął po piłę. Podał mi ją. Nie byłabym w stanie jej utrzymać; gdyby nie jego pomoc, upadłaby na podłogę. Miałam wrażenie, że waży tonę, choć była to niewielka piłka operacyjna. Wagner wyciął nią w czaszce spory owalny otwór. Jeden z pomocników wręczył mu narzędzie służące do podważenia kości czaszki. Profesor wepchnął mi je w dłoń i za jego pomocą utworzył szczelinę, przez którą włożył inny przyrząd, by następnie ostrożnie oddzielić oponę mózgowo-rdzeniową od czaszki.

To wszystko działo się jakby poza mną. Odniosłam wrażenie, że akcja rozgrywa się bez mojego udziału. Byłam widzem, nie aktorką. Nie mogłam skupić się na działaniach profesora, bo moje myśli zajmowała wyłącznie jego osoba. Totalnie je zdominował. Jego dotyk mnie sparaliżował, uczynił jego. Należałam do tego mężczyzny. Czy kiedykolwiek uda mi się wyrwać spod jego toksycznego wpływu?

Anestezjolog znieczulił oponę mózgową i musieliśmy chwilę poczekać w zawieszeniu, aż środek zadziała, bo ta część ciała była szczególnie wrażliwa na ból. Ten moment zdawał się trwać w nieskończoność. Czułam tylko ciało profesora tuż za moim, a moja wyobraźnia odtwarzała w głowie układ jego wypracowanej muskulatury. Bicie jego serca zsynchronizowało się z moim, podobnie jak oddech. Mężczyzna pachniał obłędnie. Pragnęłam odwrócić się do niego, stanąć z nim twarzą w twarz, złożyć pocałunek na jego ustach, a potem zapaść się w tych jego ogromnych ramionach i odciąć się od całego świata. Niech mnie w nie porwie już na zawsze…

Ruch dłoni profesora, który znów zmusił moją rękę do działania, wyrwał mnie ze świata fantazji. Najwyraźniej minął już czas potrzebny do tego, by znieczulenie zadziałało, bo Wagner zaczął nacinać oponę, aby zrobić dostęp dla nożyczek. Potem płat opony przełożył na twarz pacjenta w ten sam sposób, co wcześniej skórę i mięśnie.

– Gotowe – poinformował asystę, gdy oczom wszystkich ukazał się mózg pacjenta. – Można wybudzać.

Anestezjolog przystąpił do procedury, a ja stałam jeszcze chwilę przy stole operacyjnym zesztywniała z nerwów, choć Wagner już dawno mnie puścił. Dopiero gdy któryś z instrumentariuszy odepchnął mnie od niego, bo przeszkadzałam w podjętej procedurze, ocknęłam się ze snu, w który wprawił mnie dotyk Ralpha. Odskoczyłam na bok. Mój wzrok błądził za profesorem. Mężczyzna wydawał dyspozycje i instruował swoich podwładnych co do dalszych czynności. Wykorzystując zaaferowanie wszystkich, wymknęłam się bez słowa z sali.

Zapewne powinnam pozostać przy pacjencie. Powinnam nadal asystować w operacji, ale przecież byłam kompletnie niezaangażowana. Prędzej bym zaszkodziła, niż zrobiła coś dobrego dla tego człowieka, a działania profesora niewiele mnie nauczyły, bo zwyczajnie nie mogłam się na nich skupić. Nie powinnam dopuścić do rozkojarzenia w tak podniosłej sytuacji. Byłam zła na siebie, ale przede wszystkim na Wagnera. To była jego wina. Jego i tylko jego! Że też nawet tę chwilę, na którą tak czekałam, mi zepsuł. Pragnęłam być dla pacjentów, a byłam wyłącznie dla niego.

To niedopuszczalne!

Zerwałam maskę i płacząc, skierowałam się do pierwszego lepszego pomieszczenia, by się w nim zaszyć i przemyśleć całą sprawę.

Ralph

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Ralph
Celia
Ralph
Celia
Ralph
Celia

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczyni: Agnieszka Nowak

Redakcja: Marta Stochmiałek

Korekta: Małgorzata Denys

Projekt okładki: Wojciech Bryda

Zdjęcia na okładce: © WDnet Studio; © Rawf8; © yrabota; © New Africa;

© 9dreamstudio; © Pixel-Shot; © Maksym / Stock.Adobe.com

Wyklejka: © nobeastsofierce / Stock.Adobe.com

Copyright © 2024 by Monika Magoska-Suchar

Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-293-2

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek