Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
UROCZA QUEEROWA KOMEDIA ROMANTYCZNA O LEKKODUSZNEJ ASTROLOŻCE PRACUJĄCEJ W SOCIAL MEDIACH, KTÓRA ZGADZA SIĘ NA UDAWANY ZWIĄZEK ZE ZRZĘDLIWĄ AKTUARIUSZKĄ. WSZYSTKO MA SIĘ ZAKOŃCZYĆ W SYLWESTRA... JEDNAK REZULTATÓW NIE BYŁY W STANIE PRZEWIDZIEĆ NAWET GWIAZDY! DLA FANÓW „DZIENNIKA BRIDGET JONES” ORAZ „DUMY I UPRZEDZENIA”!
Po katastrofalnej randce w ciemno, Darcy Lowell desperacko pragnie powstrzymać swojego troskliwego brata przed ponownym bawieniem się w swata.
Elle Jones, astrolożka współtworząca popularne konto „Och, Moje Gwiazdy” na Twitterze marzy o odnalezieniu bratniej duszy. Ale z całą pewnością nie jest to Darcy... zagorzała tradycjonalistka, zbyt analityczna, punktualna i sceptyczna dla tak niezależnej osoby jak ona.
Gdy brat Darcy informuje Elle, jak bardzo cieszy się, że ich randka się udała, dziewczyna jest zdumiona. Czy Darcy była na tym samym spotkaniu? Bo... dziwne.
Jednak Darcy musi pomóc Elle przebrnąć przez świąteczne spotkanie z apodyktyczną rodziną. Ich umowa wygaśnie w sylwestra.
Obie nie spodziewają się jednak, że podczas udawanego związku rozwiną się między nimi prawdziwe uczucia.
MOŻE PRZECIWIEŃSTWA SIĘ PRZYCIĄGAJĄ, GDY PRAWDZIWA MIŁOŚĆ JEST ZAPISANA W GWIAZDACH?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 398
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
„Zapisane w gwiazdach z idealnie przeplatającymi się ze sobą wrażliwością oraz swawolnością to niesforna i napisana od serca historia. Przepadłam już po pierwszej stronie!”
CHRISTINA LAUREN, autorka In a Holidaze
„Zapisane w gwiazdach ma w sobie wszystko, czego oczekuję od komedii. Jest zabawna, cudaczna, seksowna. Ta współczesna Duma i uprzedzenie ocieka romansem”.
TALIA HIBBERT, autorka Get a Life, Chloe Brown
„Zapisane w gwiazdach wciągnęło mnie od pierwszych stron. To uroczy i serdeczny romans ze wszystkim, co uwielbiam: zabójcze i zabawne pierwsze spotkanie, mnóstwo uroczego przekomarzania, zmysłowe sceny miłosne oraz szczęśliwe zakończenie, które wycisnęło z moich oczu łzy radości. Zauroczyła mnie historia Elle i Darcy. Debiut Alexandrii Bellefleur sprawi, że czytelnicy ujrzą gwiazdy”.
SARAH SMITH, autorka Faker oraz Simmer Down
„Oszałamiający debiut! Idealna mieszanka humoru i miłości sprawia, że ta książka się wyróżnia”.
RACHEL LACEY, autorka Don’t Cry for Me
„Zapisane w gwiazdach to coś, co moglibyście otrzymać, gdyby wasza ulubiona instagramowa astrolożka napisała uroczą powieść romantyczną. Zachwycająca, zabawna i słodka, ze szczyptą absurdu”.
SCARLETT PECKHAM, autorka The Rakes
Istnieje limit otarć, które dziewczyna jest w stanie znieść, a Elle Jones zdecydowanie go przekroczyła. Robienie uników przed wózkami tuż przy witrynach sklepowych Macy’s i pośpiech, by dotrzeć na czas do restauracji, sprawiły, że koronki nie utrzymały się na swoim miejscu, a jej nowiuteńka bielizna robiła teraz bardziej za pasek niż za majtki, którymi w rzeczywistości była. Niemal czuła smak detergentu, w którym ją wyprała.
Poprawianie przez sukienkę nie miało sensu. Potrząsanie tyłkiem też niewiele dało. Ani oparcie się o słup i… obracanie wokół niego. Pokręciła trochę biodrami, ale mniej było w tym gracji osoby, która próbuje zarobić, by wyżywić rodzinę, a więcej drapiącego się o drzewo niedźwiedzia. Wsadzenie ręki pod sukienkę było ostatnią deską ratunku, jednak wiązało się to z tym, że wyglądała, jakby wprawiała się w nastrój przed wejściem do Starbucksa. Na ulicach Seattle działo się wiele bardzo dziwnych rzeczy, choć wnioskując po spojrzeniu pasażera ubłoconego priusa, nie każdy zobojętniał na takie ekscesy.
Wszystko przez to, że postanowiła założyć tę konkretną bieliznę, nową, seksowniejszą od wszystkiego, co znajduje się w jej szufladzie. Nie żeby oczekiwała, że siostra Brendona będzie miała okazję ją zobaczyć, ale co, jeśli randka się uda?
A co, jeśli? Czy nie jest to pytanie za milion dolarów, ta iskra nadziei, która sprawiała, że cały czas chodziła na kolejne spotkania? Motyle w jej brzuchu były niczym balsam, trzepotanie ich skrzydeł przepędzało ukłucie bólu na wspomnienie wszystkich niewypałów i urwanych kontaktów. Zdążyła prawie zapomnieć, jakie to uczucie, gdy telefon na drugi dzień nie dzwonił. Gdy po raz kolejny się nie udało.
Trema przed pierwszą randką? To było magiczne niczym płynący przez jej żyły brokat. Może ta kolacja się uda. Może będzie między nimi chemia. Może pójdą na drugą randkę, potem trzecią i czwartą, i… może będzie to jej ostatnia pierwsza randka. Koniec gry. Całe życie z motylami w brzuchu.
Poprawiwszy wreszcie wrzynające się majtki, Elle stanęła przed wejściem do restauracji i wzięła głęboki oddech. Materiał jej błękitnej sukienki pociemniał, gdy wytarła o nią spocone dłonie. Chwyciła za srebrną klamkę, pociągnęła i… szklane drzwi ledwie drgnęły.
Restauracja była bardzo ekskluzywna, przez co nasuwało się pytanie: Czy bogaci ludzie naprawdę wykonywali wystarczająco dużo ćwiczeń fizycznych, by mieć siłę do otwarcia tych drzwi? Czy byli napakowani dzięki treningom z trenerem personalnym oraz lekcjom pilatesu, na które było ich stać? Elle pociągnęła mocniej. Czy potrzebowała kodu dostępu? Albo gdzieś był przycisk, którego nie dostrzegła? Może powinna pomachać przed drzwiami kartą kredytową z jej żenująco niskim limitem?
Tuż przed jej twarzą pojawiła się ręka z idealnie zrobionymi paznokciami w kolorze najnudniejszego różu, jaki w życiu widziała. Wyprostowała się i… na Jowisza. Nic dziwnego, że to miejsce było tak popularne mimo cen i niemożliwych do otwarcia drzwi. Kierowniczka sali z długimi miedzianymi lokami i jeszcze dłuższymi nogami wyglądała jak żywcem wyjęta z magazynu modowego. Była tak piękna, że Elle aż bolały oczy. Oczywiście nie pomagało to, że widziała w szybie swoje rozmazane odbicie. Jej grzywka w kolorze brudnego blondu rozdzieliła się na środku czoła, a kreski pod oczami rozmazały, przez co zamiast seksownego efektu smoky-eye zrobił się spocony szop pracz. To tyle, jeśli chodzi o pewność siebie.
– Drzwi trzeba popchnąć. – Elle wyczytała to z ust kierowniczki sali, nim ta spuściła spojrzenie brązowych oczu na klamkę.
Przyłożyła dłoń do szkła. Drzwi otworzyły się bez najmniejszego problemu. Mimo listopadowego chłodu czuła na policzkach uderzenie gorąca. Świetne wejście. Na szczęście jej gafę widziała tylko szefowa sali, a nie siostra Brendona. Efekt takiego pierwszego wrażenia trudno byłoby odwrócić.
– Dziękuję. Powinniście rozważyć naklejenie znaku. Albo niezakładanie klamki na drzwi, które się popycha. – Zaśmiała się i… okej, to nie było śmieszne, ale kierowniczka sali mogła przynajmniej zachować się przyzwoicie i udawać. Elle nie oczekiwała wybuchu śmiechu, raczej cichego chichotu, który byłby czymś uprzejmym, bo przecież miała rację co do klamki.
Ale nie. Kobieta z miedzianymi lokami wygięła zaciśnięte usta w wymuszonym uśmiechu, po czym zlustrowała dziewczynę spojrzeniem, a potem spuściła wzrok na swój telefon i westchnęła.
Jak na razie obsługa była beznadziejna.
Zamiast ryzykować, że jeszcze bardziej się zbłaźni przed osobą, która woli grzebać w telefonie niż wykonywać swoją pracę, Elle rozejrzała się po restauracji, szukając kogoś, kto mógłby być spokrewniony z Brendonem.
Nie powiedział o swojej siostrze za wiele. Po tym, jak usłyszał rozmowę Elle o niebezpieczeństwach randkowania nie tylko jako kobieta, ale jako kobieta lubiąca inne kobiety, Brendon zrobił tę uroczą, pełną ekscytacji minę, popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami i powiedział: „Jesteś lesbijką? To tak jak moja siostra, Darcy”. Była biseksualna, ale tak, nadal interesowało ją to, co powiedział. Nagle uśmiechnął się tajemniczo, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki. Oczy błysnęły niepokojąco. „Wiesz co? Myślę, że naprawdę przypadłybyście sobie do gustu”.
Jak mogła odmówić, skoro żaliła się Margot na swój brak szczęścia w życiu miłosnym? Byłaby głupia, nie godząc się na spotkanie.
Brendon powiedział jej tylko, że Darcy spotka się z nią o dziewiętnastej w Dzikim Imbirze i żeby się nie martwiła, bo on załatwi rezerwację. Może czekała przy barze. Widziała, że siedzi tam drobna blondynka, która popija martini i rozmawia z barmanem. To mogłaby być ona, ale Brendon był wysoki i miał szerokie ramiona. Może to…
– Przepraszam.
Odwróciła się i stanęła twarzą do kierowniczki sali, która już nie wpatrywała się w telefon, lecz w Elle. Miała uniesione brwi.
– Hę?
Boże, przy ładnych ludziach jej mózg przestawał pracować.
Kierowniczka sali odchrząknęła.
– Jest pani z kimś umówiona?
Teraz przynajmniej nie będzie musiała podchodzić do każdej kobiety w lokalu i pytać, czy to Darcy.
– Tak. Rezerwacja powinna być na nazwisko Lowell.
Kobieta popatrzyła na nią zmrużonymi oczami i zacisnęła godne pozazdroszczenia pełne usta w cienką linię.
– Elle?
Moment.
– Nie, Darcy. Chyba że Brendon podał na rezerwacji moje imię? Z jej nazwiskiem? To by było trochę bezczelne, ale okej. – Parsknęła. – Byłam na wielu pierwszych randkach i żadna nie poszła tak dobrze, jeśli pani wie, o czym mówię.
– Nie, chodzi mi o to, że ty jesteś Elle – powiedziała powoli kierowniczka sali. – Ja jestem Darcy.
Serce Elle zabiło mocno, zgubiło na chwilę rytm i zaczęło łomotać o jej żebra.
– Darcy… to ty? Ty jesteś Darcy? Więc… nie jesteś kierowniczką sali.
Kiwnęła głową.
Oczywiście, że to siostra Brendona. Tylko Elle mogła mieć takie szczęście. Teraz, kiedy już wiedziała, podobieństwo było oczywiste. Oboje byli wysocy i szczupli, i niesamowicie atrakcyjni. Tak, włosy Brendona były ciemniejsze, ale także rude. Oboje mieli piegi. Skóra Darcy była nimi tak gęsto usiana, że wyglądała niczym kremowe niebo pełne brązowych gwiazd składających się w konstelacje i błagających o to, by nanieść je na mapę. Rozlewały się po jej szczęce, miejscami pokrywały szyję i znikały pod kołnierzykiem zielonej zwiewnej sukienki, więc położenie reszty Elle mogła sobie co najwyżej wyobrażać. A miała bardzo bujną wyobraźnię.
Gdy Darcy zlustrowała ją bezczelnie wzrokiem, podkuliła palce u stóp, a na twarzy poczuła uderzenie gorąca. Walczyła, żeby się nie uśmiechnąć. Może jednak dobrze, że założyła te majtki.
– Spóźniłaś się.
Oj. Albo i nie.
– Wiem, naprawdę bardzo cię za to przepraszam. Po prostu…
Darcy uniosła dłoń, zmuszając Elle, by przerwała wyjaśnienia.
– W porządku. To był naprawdę długi dzień. Już uregulowałam swój rachunek przy barze. – Wskazała palcem ponad ramieniem Elle. – Właśnie zamawiałam Lyfta.
– Co? Nie. – Tak, spóźniła się, ale tylko kilka minut. Okej, piętnaście, ale to nie była jej wina. – Naprawdę cię przepraszam. Chciałam do ciebie napisać, ale telefon mi się rozładował, a przy Macy’s był istny zjazd matek z dziećmi w wózkach. Przysięgam, że te kobiety, gdy chodzi o wyprzedaże, są nieobliczalne. Nieobliczalne. Słowo daję, pomyślałabyś, że jest czarny piątek. Dasz wiarę, że w sklepach są już dekoracje świąteczne? U mnie w domu ciągle wiszą pajęczyny i Jon Bone Jovi. – Na widok zdezorientowanej miny Darcy znów zrobiło jej się gorąco. – Chodzi mi o mojego kościotrupa. Pomyślałyśmy ze współlokatorką, że to imię będzie wystrzałkowe. Bo… nieważne. – Poruszyła ramionami i uśmiechnęła się serdecznie do Darcy. – Nie mogłam się doczekać dzisiejszego spotkania, odkąd twój brat powiedział, że możemy przypaść sobie do gustu. Pozwolisz, że kupię ci drinka?
Wstrzymała oddech, gdy Darcy się zastanawiała z palcami przyciśniętymi do przestrzeni między brwiami, jakby nagle dopadł ją ból głowy. Po chwili nieznośnej ciszy Elle walczyła, żeby nie zacząć tuptać w miejscu, ale wtedy siostra Brendona opuściła rękę i uśmiechnęła się nieznacznie.
– Jeden drink.
Jeszcze raz, tylko spokojnie. Elle przygryzła wnętrze policzka i uśmiechnęła się. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Pomijając brak entuzjazmu, było dobrze. Obiecująco. Wciąż istniała szansa, żeby to naprawić. Mogła to zrobić. Na pewno da sobie radę.
Buty Darcy, czółenka z czerwoną podeszwą, stukały o podłogę, gdy szła przez restaurację. Elle ruszyła za nią, poprawiając szybko grzywkę palcami. Może i zrobiła kiepskie pierwsze wrażenie, ale to oznaczało, że od teraz mogło być tylko lepiej.
– Czego się napijesz? – Elle sięgnęła po menu z drinkami i… na Jowisza! Jej portfel zwinął się w kłębek.
– Francois Carillon Chardonnay. – Darcy przywołała kelnera zgrabnym ruchem dłoni.
Francois… Elle przysunęła menu bliżej twarzy i niemal się zakrztusiła. Pięćdziesiąt sześć dolarów za lampkę wina? To nie może być prawda. Na pewno zrobili błąd, źle postawili przecinek, a może to światło tak padało na kartę i płatało jej figle. Sprawdziła jeszcze raz, żeby mieć pewność, że się nie pomyliła. Może to cena za butelkę i… jednak nie.
– Co mogę podać? – zapytał kelner, a gdy Darcy skończyła składać zamówienie, zwrócił się do Elle. – A dla pani?
– Eee. – Szybko przesunęła wzrokiem po karcie i bardzo starała się przy okazji nie krzywić. Czy w tym miejscu nie było happy hour? Czy ktoś tu w ogóle wierzył w szczęście? Albo brał pod uwagę, że niektórzy muszą płacić czynsz? Cholera, czynsz. W poniedziałek miała ostatni dzień na zapłatę.
– Merlot Domaine de Pellehaut.
Nie tylko źle wymówiła nazwę, ale też nienawidziła merlota. Ale dziewięć dolarów brzmiało znacznie lepiej niż pięćdziesiąt sześć.
Kelner kiwnął głową i odszedł.
Daj czadu. Mogłoby się wydawać, że to łatwe, ale wszystkie mądre i zabawne odzywki utknęły jej w gardle, gdy Darcy siedziała naprzeciwko i się w nią wpatrywała. Światła świec sprawiły, że oczy jej towarzyszki przybrały barwę karmelu, a gdy spuściła wzrok na telefon, Elle ujrzała najciemniejsze i najgrubsze rzęsy w swoim życiu i…
– Jakiego tuszu do rzęs używasz? – wypaliła.
Darcy przekręciła telefon ekranem w dół i podniosła wzrok, marszcząc przy tym brwi.
– Mój tusz do rzęs? YSL.
– Są naprawdę śliczne. Twoje oczy.
Policzki Darcy przybrały urzekający kolor różu.
– Dziękuję.
Elle przygryzła wargę i wygładziła leżącą na kolanach serwetkę. Zwalczyła uśmiech, który cisnął jej się na usta, bo zdołała zaskoczyć rozmówczynię. Dopiero gdy miała pewność, że nie zacznie szczerzyć się jak opętana, podniosła wzrok i… Darcy znowu wpatrywała się w nią ponad stołem, tyle że tym razem w jej spojrzeniu pojawiło się coś więcej niż zwyczajne zainteresowanie.
Elle miała przez chwilę problem z zaczerpnięciem oddechu. Widziała tylko, jak rumieniec dziewczyny przybiera barwę czerwieni.
Jej towarzyszka przełknęła nerwowo ślinę. Wysunęła koniuszek języka i oblizała pełną dolną wargę, przyciągając uwagę Elle do piega na linii ust, który miał kształt półksiężyca. Dobry Boże, jeszcze nic nie wypiła, a już czuła, jak kręci jej się w głowie, choć akurat to mogło mieć związek z brakiem współpracy ze strony płuc.
Coś niesamowitego. Elle nie mogła odwrócić wzroku, bo to było jak bąbelki szampana na języku, jak pierwsze zanurzenie w basenie, ten moment, gdy słychać mocny bas na wstępie do świetnej piosenki. Iskry, chemia, cokolwiek to było, takiego połączenia zawsze szukała. Ono albo tam było, albo nie.
Zanim udało jej się odzyskać mowę, do stolika podszedł kelner z tacą w ręku. Najpierw napełnił kieliszek Darcy, potem nalał trochę czerwonego trunku do kieliszka Elle. Odchrząknął bardzo cicho i czekał.
Czy naprawdę miała… powąchać to? Sprawdzić? I co potem? Boże, w zeszłym tygodniu piła z Margot wino z kartonu. Ona dopijała resztki, a Margot w tym czasie zgniatała opakowanie. Elle nie nazwałaby swojego gustu do alkoholi wygórowanym.
Powąchała, zmoczyła usta i mruknęła z namysłem. Fuj.
– Tak, to zdecydowanie merlot. Dziękuję.
Usta kelnera drgnęły nieznacznie, gdy napełniał jej kieliszek.
– Niedługo wrócę, by przyjąć od pań zamówienie.
Elle założyła włosy za uszy, przy okazji szarpiąc za kolczyki. Rumieniec prawie zniknął z twarzy Darcy. Piła wino, patrząc wszędzie, tylko nie na Elle. To dobrze. Nie zachowywałaby się tak, gdyby ta chwila i na nią nie wpłynęła.
– Brendon wspomniał, że pracujesz w… ubezpieczeniach? Mam rację?
Darcy przełknęła i skinęła głową.
– Jestem aktuariuszką.
– Brzmi… interesująco?
Dziewczyna zaśmiała się.
– Wiem, brzmi niesamowicie nudno, prawda?
Elle uśmiechnęła się szeroko i rozsiadła wygodnie na krześle.
– Nie jestem pewna, czy w ogóle wiem, czym zajmuje się aktuariuszka.
– Pomagam ustalać jak najlepsze i najuczciwsze składki ubezpieczeniowe poprzez analizę zmiennych oraz trendów na podstawie bazy danych. To przede wszystkim rachunek różniczkowy. – Wzruszyła ramionami i postawiła kieliszek na stole. – Lubię swoją pracę.
Gdy Elle usłyszała rachunek różniczkowy, nagle wróciła wspomnieniami do studiów licencjackich. Matematyka nie była czymś, co ją ekscytowało, nawet jeśli była w niej niezła. Ale jeśli Darcy chciała spędzić wieczór, rozmawiając o różniczkach oraz granicach funkcji, Elle z radością będzie słuchać jej przyjemnego głosu.
– To najważniejsze. – Elle skrzyżowała nogi pod stołem, kostką muskając nogę swojej towarzyszki. – Życie jest za krótkie, żeby marnować je na coś, czego się nie lubi. To idealne połączenie, gdy możesz opłacać rachunki dzięki czemuś, co naprawdę kochasz.
Darcy uśmiechnęła się, a tuż obok jej ust pojawiły się malutkie dołeczki, niczym nawias dla tego wyjątkowego piega.
– Czym ty się zajmujesz?
– Och, Brendon ci nie powiedział? – Jak na kogoś, kto stworzył aplikację randkową, Brendon pomijał bardzo kluczowe kwestie, jeśli chodzi o swatanie. – Jestem astrolożką. Margot, moja współlokatorka, i ja prowadzimy Och, Moje Gwiazdy.
Darcy przekrzywiła głowę, loki opadły na jej ramię.
– Kojarzysz to konto o horoskopach na Twitterze i Instagramie? Za sześć miesięcy wydajemy też książkę.
Siostra Brendona pokręciła głową.
– Nie mam Twittera. Ani Instagrama. W ogóle nie siedzę w social mediach.
Kto w tych czasach nie siedział w social mediach? Ucieczka z Facebooka, którego śledzili starsi członkowie rodziny to jedno. To rozumiała. Ale Twitter? Instagram?
– Cóż, tweetujemy porady, czasami wrzucamy memy i żarty. Brendon chce się z nami skonsultować w sprawie swojej aplikacji randkowej JPP i wprowadzić do systemu parowania kosmogram urodzeniowy. To pozwoliłoby użytkownikom dokładniej ocenić dopasowanie, bazując nie tylko na tych zabawnych rzeczach, z których JPP słynie. Mam tu na myśli testy osobowości w stylu BuzzFeed czy ulubione pary celebrytów. Z naszą pomocą mogliby też uwzględnić umiejscowienie kluczowych planet w momencie narodzin. Jeśli pożyczysz mi na chwilę komórkę – wskazała na telefon – mogę bardzo szybko zrobić twój kosmogram. Wszystko, czego potrzebuję, to data, godzina oraz miejsce urodzenia.
Wargi Darcy drgnęły nieznacznie.
– Dziękuję, nie trzeba.
– Znasz godzinę, o której się urodziłaś? Bo większość planet porusza się na tyle wolno, że… cóż, nie mogłabym powiedzieć ci o twoim ascendencie, domach, a twój Księżyc mógłby sprawiać problemy, ale nadal możemy przyjrzeć się kilku czynnikom. – Kurde, przegięła? Elle była tak przyzwyczajona do robienia odczytów nie tylko zarobkowo, ale też przy analizowaniu kosmogramów przyjaciół oraz rodziny, że to pytanie było dla niej najbardziej naturalną rzeczą na świecie. – Jeśli to zbyt osobiste, zrozumiem.
Jej towarzyszka chwyciła kieliszek za nóżkę i zakołysała trunkiem.
– Wybacz, ale ja nie wierzę w takie rzeczy.
– Rzeczy?
Darcy przygryzła dolną wargę i wyglądała przy tym, jakby bardzo starała się nie roześmiać.
– Domniemany związek pomiędzy zjawiskami astronomicznymi a zachowaniami człowieka. Obwinianie planet za twoją osobowość brzmi trochę jak wymówka.
Nie raz słyszała ten argument.
– Nie chodzi o obwinianie planet za twoją osobowość. Chodzi o zrozumienie samego siebie i nabranie świadomości, dlaczego możesz mieć skłonności do takich, a nie innych zachowań. To człowiek decyduje o tym, co zrobić z tą wiedzą.
Darcy wzięła łyk wina i odstawiła kieliszek na stolik.
– Nie zgodzę się, ale szanuję twoje zdanie.
Elle przygryzła wnętrze policzka. To nic. Ona w to wierzyła, pięć tysięcy obserwatorów na Twitterze także.
Trochę szkoda, że nie zgrywały się w tej kwestii, ale to tylko jeden temat. Tak, było to dla niej coś bardzo ważnego, ale przecież to nie tak, że znajdowały się na dwóch przeciwnych końcach politycznego spektrum. Nie będzie drążyć tematu… na pierwszej randce.
– W każdym razie ja i Margot niesamowicie się cieszymy, że możemy być częścią czegoś, co – miejmy nadzieję – pomoże ludziom w znajdowaniu bratnich dusz.
Darcy parsknęła. Ale nie w stylu zgadzam się z tobą albo Boże, jesteś taka zabawna. To było prychnięcie, które w połączeniu z przewróceniem oczami stawało się protekcjonalne.
– Brzmisz jak mój brat.
– Czy to źle?
– To romantyczne fantazje. – Dziewczyna spuściła wzrok, zamykając się w sobie.
Elle zmarszczyła brwi.
– Jest w tym coś złego?
– To głupie. Bratnie dusze. Twoja jedyna prawdziwa para. – Darcy pokręciła głową, jakby to było niedorzeczne.
Motyle przestały trzepotać. Elle poczuła kwaśny posmak w ustach, choć to mogła być sprawka wina. Co Darcy w ogóle robiła na randce, skoro nie szukała miłości albo chociaż szansy na miłość?
– Uważam, że to sympatyczne – odpowiedziała Elle. – Poza tym, jeśli nie wierzysz w miłość, to w co innego pozostaje wierzyć?
Darcy przesunęła językiem po wnętrzu policzka.
– Teoretycznie to coś słodkiego, ale czy nie uważasz, że to trochę bujanie w obłokach?
Czy ona nie dość, że próbowała jej dogryźć, to jeszcze żartowała z jej pracy?
– Wolę bujanie w obłokach niż bycie zblazowanym.
Elle sięgnęła po kieliszek, ale palce omsknęły się na nóżce. Szkło zakołysało się i zaczęło przechylać. Poczuła poruszenie w żołądku, jakby naśladował ruchy kieliszka. Wino się wylało, merlot poplamił lniany obrus i chlusnął na sukienkę Darcy, a Elle widziała to wszystko w zwolnionym tempie.
– Kurwa mać. – Elle sięgnęła po serwetkę i wstała, ale przy okazji trąciła stolik kolanami, więc… Kieliszek wina wart pięćdziesiąt sześć dolarów wylał się prosto na kolana Darcy. Elle znieruchomiała z białą serwetką w ręku, gotowa… co? Wytrzeć wszystko? Kurwa, lepiej nią pomachać na znak kapitulacji. – Tak bardzo cię przepraszam. – Zrobiło jej się strasznie gorąco.
– To… nic takiego. – Darcy odsunęła gwałtownie krzesło, aż nogi zaskrzypiały na drewnie. Wino, które nie wsiąknęło w jej sukienkę, ściekało po nogach. – Przepraszam na chwilę.
Ruszyła na tył restauracji, gdzie zgodnie ze znakiem na ścianie znajdowały się toalety.
Serce Elle łomotało tak mocno, że czuła je w gardle, a gdy spojrzała na puste kieliszki po winie, do jej oczu napłynęły łzy. Pieprzony niefart. Nie planowała tego zrobić. Zwykle nie była niezdarna, ale Darcy rozłożyła ją na łopatki.
Astrologia to jedno – mimo że sama bardzo w nią wierzyła – ale nie wierzyć w miłość? Jak, do diabła, mogła być spokrewniona z tym słodkim świrusem Brendonem, twórcą JPP? Z Brendonem, który ciągle gadał o Harrym Potterze i używał swoich rąk jako pacynek, a 4 maja, Dzień Gwiezdnych Wojen, ustanowił wolnym od pracy. Z Brendonem, który podczas ich dwóch spotkań w siedzibie JPP, przy okazji wspólnych lunchów i w wielu wymienionych z nią wiadomościach pokazał, że ma więcej chęci do życia w małym palcu niż Darcy w swoim całym niezaprzeczalnie pięknym ciele. Elle czuła przelatujące między nimi iskry, ale czy siostra jej znajomego poczuła to samo? Widocznie nie, skoro z taką łatwością drwiła z prawdziwej miłości.
Elle uniosła rękę i pomachała do kelnera.
Podszedł do stolika, a na widok rozlanego wina zmarszczył brwi.
– Proszę poczekać, przyniosę coś, żeby posprzątać.
– Czy mógłby pan… po prostu… Jestem gotowa do wyjścia. – Wręczyła mu kartę kredytową, którą puściła dopiero, gdy za nią lekko szarpnął.
Jedno przeciągnięcie Visą przez terminal i wrócił, wręczając jej kartę owiniętą rachunkiem. Dobrze. I tak nie chciała teraz patrzeć na kwotę, którą wydała.
– Dobrej nocy.
Tak, jasne, dobrej nocy. Ten statek dawno odpłynął i poszedł na dno oceanu.
Czas pogodzić się z przegraną. Gdy tylko Darcy wróci, Elle się z nią pożegna.
Skrzyżowała nogi i starała się ignorować dający o sobie znać pęcherz. Czemu Darcy tak długo nie wracała? Może Elle powinna najpierw iść do toalety. Jeśli przy okazji wpadnie na swoją towarzyszkę, załatwi dwie sprawy za jednym zamachem, i pożegna się, zanim narobi jeszcze większych szkód. Dosłownie.
Elle podjęła decyzję, rzuciła serwetkę na stolik, po czym wstała i ruszyła w stronę toalet.
– …w ogóle nie chciałam iść na tę randkę, a teraz moja sukienka jest zniszczona, Annie.
Siostra Brendona stała na końcu korytarza. Nie dostrzegła Elle, chodziła w tę i z powrotem przed drzwiami łazienki z telefonem przyciśniętym do ucha. Nogi stawiała jedna za drugą, jakby balansowała na linie.
Elle znieruchomiała, uwięziona przez toczący się w jej wnętrzu konflikt. Walczyć czy uciekać? Stać.
Darcy zaśmiała się cierpko.
– Nie wiem, dlaczego to ma znaczenie, ale tak, jest ładna. I założę się, że zabawna. Tylko że jest też nieogarnięta.
Elle chciała się jedynie wysikać, ale Darcy stała tuż przed drzwiami, blokując przejście i obrabiając jej tyłek z Annie, kimkolwiek ona była.
– Co powiem Brendonowi? – zapytała Darcy. – Prawdę. Że jesteśmy totalnymi przeciwieństwami. I w końcu powiem mu, żeby przestał. To ostatnia randka, na którą mnie umówił.
Elle przygryzła wargę i przełknęła ślinę mimo zaciśniętego gardła.
Po chwili namysłu uznała, że wysika się w domu.
Powietrze w mieszkaniu było wilgotne i pachniało kapryfolium. Spod drzwi łazienki wypełzały smugi pary, a do salonu dolatywał chrapliwy głos Stevie Nicks.
Elle przekręciła zamek i upadła na kolana tuż obok Jona Bone’a Joviego, który wisiał na podwójnej żyłce przymocowanej do ściany. Przeczołgała się przez pokój i wylądowała na sofie, jęcząc przeciągle. Niebieski koc rzucony na poduszki pachniał paczulą, a malutkie złote żetony przymocowane do frędzli chłodziły jej policzki. Wtuliła się mocniej w materiał, zagrzebując nos w tak bardzo jej znanej tkaninie. Nie ma to jak w domu.
Gdy przestał pracować wentylator, a drzwi do łazienki się otworzyły, zapach kapryfolium przybrał na sile. Do salonu wleciała para, a piosenka przestała grać w połowie zwrotki. Z łazienki wyszła Margot, owijając się szlafrokiem w panterkę. Na głowie miała zawinięty ręcznik. Jej kroki ucichły, a ciemnobrązowe oczy za okularami w grubych czarnych oprawkach zrobiły się wielkie jak spodki. Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała i przez chwilę stała z przygryzioną wargą.
– Jak poszło?
– Znasz te publiczne toalety koło marketu? – Elle machnęła nogami, zrzucając z nich buty, które przeleciały przez cały pokój. Skrzywiła się, bo zostawiły brązową smugę na listwie przy kąciku śniadaniowym, który był jednocześnie siedzibą główną firmy Och, Moje Gwiazdy. Ups.
– Te z drzwiami tak krótkimi, że jesteś zmuszona do kontaktu wzrokowego z osobą w kabinie naprzeciwko? – Margot podeszła do niej i usiadła.
Elle kiwnęła głową.
– Straciłam tam majtki.
Czarne brwi Margot powędrowały w górę i zniknęły pod ręcznikiem.
– Wyjaśnij, bo mój umysł powędrował w bardzo sprośne miejsca.
– Fuj, nie. Musiałam zrobić siku. – Bieliznę, te niepraktyczne, ale śliczne bokserki, straciła nieoczekiwanie. Majtki dotknęły brudnej podłogi, gdy Elle kucnęła, żeby się załatwić. – Zsunęły mi się z nóg i wylądowały w kałuży – zmarszczyła nos – czegoś lepkiego.
Nie mogła ich zabrać i wyprać. Ciągle miała w głowie moment, gdy opadły poniżej kostek i wylądowały na niemożliwych do doszorowania płytkach.
Margot skrzywiła się z obrzydzeniem.
– Te, które dopiero kupiłaś? Z kokardkami po bokach?
– Tak.
– Były urocze.
– Ale widocznie nie były mi pisane. – Elle pociągnęła nosem i zagrzebała palce stóp w grubym włosiu dywanu. – I tak cholernie wrzynały się w tyłek.
Margot otworzyła usta, ale od razu je zamknęła. Zacisnęła usta. Odchrząknęła.
– Zaczynam mieć przeczucie, że randka się nie udała?
Z ust Elle wyrwał się słaby, podszyty płaczem śmiech. Nie zamierzała się rozkleić. Mowy nie ma. Darcy Lowell nie zasługiwała na jej łzy.
– Dlaczego tak myślisz?
Jej współlokatorka nie odezwała się słowem, tylko złapała ją za rękę i splotła ze sobą ich palce. Ścisnęła je z całych sił, a ból w dłoni sprawił, że Elle mniej czuła kłucie w piersi.
– Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam kogoś tak pięknego i jednocześnie protekcjonalnego. – Elle przełknęła ślinę, zanim jej głos miał możliwość zabrzmieć żałośnie i załamać się. – Najgorsze jest to, że przysięgam… coś między nami było. Poczułam przelatujące między nami iskry, wiesz? – Westchnęła, przygarbiając ramiona. – Nie żeby to miało znaczenie. Nie miałam szans, pal licho chemię.
Istniały przeciwieństwa i przeciwieństwa. Darcy nie wierzyła w astrologię, bratnie dusze i… Jak ona ją nazwała? Nieogarniętą? Powiedziała też, że jest ładna, ale jednak nieogarnięta. A, dodała, że dobrze się z nią bawiła. Nie mogła zapomnieć o tej części.
Świetnie się bawię, ale…
Elle, jesteś zabawna, ale…
Dobrze się z tobą bawiłam, ale…
Gdyby Elle dostawała dolara za każdym razem, gdy ktoś użył słowa „zabawa”, żeby ją spławić, byłaby… nie, nadal byłoby beznadziejnie, bez względu na ilość posiadanych pieniędzy.
I nie chodzi o to, że w byciu zabawnym jest coś złego – Elle chciała być zabawna. Ale zostać zredukowanym do samej zabawy to co innego.
Czy nie mogła być zabawnai jakaś jeszcze? Czy związek nie mógł być między innymi dobrą zabawą? Chyba powinien, prawda?
Margot mlasnęła językiem.
– Chrzanić ją. Jej strata, kochanie.
– Zawsze to mówisz.
– I zawsze mówię poważnie.
Elle prychnęła. Jasne. Tekst wypowiedziany o jeden raz za dużo tracił cały swój urok. Dzisiaj jej słowa nie brzmiały pocieszająco.
– Wiesz, czego potrzebujesz? – Margot chrząknęła cicho, wstając. Oskubała się z włókien z dywanu, które przywarły do jej ciała. – Tequili.
Margot robiła najlepsze na świecie margarity, z idealną ilością tequili i tęczową słoną obwódką na brzegu kieliszka. I choć Elle naprawdę chciała się zgodzić, była zmuszona odmówić.
– Muszę wcześnie wstać. Mam jutro rano śniadanie z mamą, pamiętasz?
Poranne wstawanie, zwlekanie się z łóżka i jazda do Eastside, żeby zjeść comiesięczne śniadanie z mamą, były wystarczająco męczące bez kaca.
Margot skrzywiła się.
– Jeszcze jej nie powiedziałaś o umowie z JPP, prawda?
Elle sięgnęła po stojącą na stoliku miskę z suchymi płatkami śniadaniowymi, którą zostawiła tam rano. Zaczęła oddzielać minipianki i sortować je zgodnie z kształtami. Wzruszyła ramionami, unikając przenikliwego spojrzenia Margot.
– Elle. – Jej współlokatorka zacisnęła usta.
Elle wzięła garść pianek w kształcie tęczy i wrzuciła je do buzi.
– Chwila nie była odpowiednia.
– Wiem, że gdy powiedziałaś o umowie na książkę, to sprawy nie potoczyły się tak, jak byś chciała, ale to nie oznacza, że twoja rodzina nie ucieszy się twoim sukcesem. – Uśmiech Margot był niemal przekonujący, ale jednak nie sięgał oczu. – No dawaj. Ta umowa to coś wielkiego. Jeśli twoja rodzina tego nie widzi, to…
Margot miała rację, że umowa z JPP, firmą odpowiedzialną za powstanie najlepszej aplikacji randkowej na świecie – od nerdów dla nerdów – była czymś niesamowitym. Projekt, nad którym Margot i Elle latami pracowały po godzinach, miał stać się pełnoetatowym przedsięwzięciem.
Elle powinna się rwać do tego, by wykrzykiwać dobre wieści każdemu, kto by jej słuchał, ale jeśli chodziło o jej mamę, istniały tylko dwie reakcje, jakie córka mogła u niej wywołać. Istniała możliwość, że zasypie ją milionem pytań o to, czym jest JPP i czy ktokolwiek kompetentny sprawdził umowę oraz czy jest pewna, że nie chce znaleźć fajnej, normalnej pracy z regularną wypłatą i funduszem emerytalnym… Albo uśmiechnie się beznamiętnie i przestanie słuchać w chwili, gdy Elle wypowie słowa „aplikacja randkowa” i „kompatybilność astrologiczna”. A na koniec skwituje to słowami: „To fajnie, Elle”.
Gdy poinformowała rodzinę o umowie na książkę, udało jej się uzyskać reakcję: „To naprawdę świetnie, skarbie”. Tylko że jej starsza siostra, Jane, chwilę później poinformowała, że po roku prób z in vitro spodziewają się z mężem bliźniąt. Oczywiście była to o wiele lepsza informacja niż sukces Elle, ale nawet przez chwilę nie wątpiła, że jej rodzina kompletnie zapomniała o książce w chwili, gdy dowiedzieli się o ciąży.
Była już przyzwyczajona do tego, że przy starszym rodzeństwie zawsze grała drugie skrzypce, ale to nie oznaczało, że zamierzała po raz kolejny cierpieć i jednocześnie żywić nadzieję, że rodzina w końcu naprawdę zainteresuje się jej życiem, a nie tylko wyrazi tolerancję dla jej ekscentryczności.
I założę się, że zabawna. Tylko że jest też nieogarnięta.
Rodzina nie była odosobniona, jeśli chodzi o niepoważne traktowanie Elle.
I co z tego, że Elle wolała szukać pomocy w gwiazdach niż w sekcji samopomocy? Konwencjonalność była nudna. Dlaczego nie była w stanie znaleźć kogoś, kto tak jak ona lubił podążać własnymi ścieżkami?
Margot pomachała ręką przed jej twarzą.
– Ziemia do Elle.
Elle zmusiła się do uśmiechu.
– Przepraszam. Po prostu miałam kiepski wieczór. A przez to nie jestem w szczególnie dobrym nastroju.
– Weź to na klatę. – Margot ukradła współlokatorce piankę w kształcie balona. – Zapomnij o siostrze Brendona. Nie była dla ciebie odpowiednia, więc po prostu zostaw to za sobą. Następnym razem będziesz miała więcej szczęścia, okej?
Elle otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale gdy tylko to zrobiła, jej oczy napełniły się łzami. Musiała przełknąć ślinę, żeby cokolwiek z siebie wykrztusić.
– Ile jeszcze będzie tych następnych razów, Mar? Na ile pierwszych randek będę musiała pójść? Ile razy narobię sobie nadziei? Wiem, że nie powinnam… się poddawać, ale czy to aż takie złe, że chcę… trochę zwolnić tempo?
Margot otworzyła szeroko oczy, pewnie dlatego, że z ich dwójki to Elle była optymistką. Raz czy dwa nazwano ją przesadnie optymistyczną, jednak miała gdzieś, że ludzie uważali, że była naiwna w swoim spojrzeniu na świat, ale… może rzeczywiście było w tym trochę racji? Może ścieżkami, którymi chadzała, miała podążać sama?
– Uważam… Myślę, że powinnaś zrobić to, co uważasz za słuszne. – Margot kiwnęła głową. – Jeśli czujesz się wypalona i chcesz zrobić sobie przerwę od randkowania, po prostu to zrób. Twoja idealna osoba gdzieś tam jest, nieświadoma, że jej wymarzona druga połówka siedzi bez majtek na podłodze swojego mieszkania i zajada się płatkami Lucky Charms. Ktokolwiek to jest, może poczekać.
Elle próbowała się uśmiechnąć, ale nie miała na to siły, bo uczucie odrzucenia było zbyt świeże. Miała tak wielkie nadzieje i przez chwilę czuła z drugim człowiekiem więź, której nie da się udawać.
Może Margot miała rację. Może jej idealna osoba gdzieś tam była, ale co do jednego nie miała wątpliwości.
Tą osobą nie była Darcy.
Ciągg dalszy w wersji pełnej
Tytuł oryginału: Written in the Stars
WRITTEN IN THE STARS: Copyright © 2020 by Alexandria Bellefleur
Copyright for the Polish edition © 2022 by Wydawnictwo FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiekformie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to takżefotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwemnośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2022
Projekt okładki: © Ashley Caswell
Ilustracja: © Mercedes deBellard
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska
Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8280-375-4
Wydawnictwo FILIA
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
SERIA: HYPE