Ebook i audiobook dostępne w abonamencie bez dopłat od 22.07.2025
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
20 osób interesuje się tą książką
Emilia Zarzycka sama wychowała trzech synów. Marzyła, by mieli szczęśliwe życie, jakiego jej nie udało się doświadczyć. Z wielką radością wyprawiała dwa wesela, licząc, że niebawem będzie trzecie. Doprowadziła synów do bezpiecznej przystani. Najważniejsze to znaleźć miłość, a potem już będzie jak w bajce – żyli długo i szczęśliwie.
Pozornie wszystko się zgadza. Jej dzieci mają rodziny. Ale Emilia czuje narastający niepokój i żal do autorów baśni, że żaden nie odważył się napisać, co było dalej. Już po ślubie...
Wielka miłość, randki i śniadania do łóżka, piękne podróże, ale też zdrada, kłamstwa i tajemnice. O przystojnych i zamożnych synów Emilii Zarzyckiej walczy wiele kobiet. Ich zalety stają się siłą, a jednocześnie największą przeszkodą w znalezieniu szczęścia i spokoju.
Podobno marzenia matek zawsze się spełniają. Czy Emilii Zarzyckiej uda się ochronić dzieci w świecie, w którym prawdziwa miłość jest tak rzadko spotykana jak tani nocleg w Zakopanem?
Pełna emocji opowieść o ludziach, którzy mają wiele, a jednak ciągle czegoś szukają. A los stawia im wiele przeszkód na drodze do szczęścia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 274
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ 1
Matylda doskonale znała powiedzenie, że jeśli człowiek czegoś bardzo chce, musi to zrealizować, ale nie miała co do niego większych złudzeń. Jednak czasem życie potrafiło ją zaskoczyć. Właśnie odłożyła telefon.
– Hej. – Jej starszy syn Jakub, świetny mężczyzna, z którego była wyjątkowo dumna, podszedł do niej cicho. – Co się stało? – zapytał. – Z kim rozmawiałaś? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
– Coś w tym rodzaju się stało – przyznała Matylda.
Podeszła do okna. Spojrzała na dom swoich rodziców. Stary budynek prezentował się bardzo okazale, był w całkiem dobrym stanie. Przez całe życie o niego dbała, wkładając w to wiele pracy, serca i pieniędzy, które wpadały w niego jak w studnię. Ile by nie zainwestować, wciąż potrzeba okazywała się większa. Robiła to jednak, marząc, że kiedyś w tym pięknym miejscu zamieszka któreś z jej dzieci. Ale na razie ani trochę się na to nie zanosiło.
Jakub zrobił krok w jej stronę.
– Znowu to samo? – zapytał. – Martwisz się o ten dom. Może kiedyś twoje wnuki tu zamieszkają. Albo ja, muszę tylko poszukać sobie jakiejś dziewczyny z rolniczymi zapędami, bo tego ogrodu nikt normalny nie ogarnie.
Matylda nie mogła w to uwierzyć.
– Zawsze tak mówicie – powiedziała spokojnie, bo kochała swojego syna ponad wszystko i nie chciała na nim wywierać presji. – Ale powiedz mi, jak to jest? Ludzie biorą kredyty na trzydzieści lat, odmawiają sobie wszystkiego, żeby mieć dom. A tu proszę, u nas stoi pusty i nikt nie chce. Wiesz, ile jest osób na świecie, które marzą o takim ogrodzie? Żeby móc sobie posiedzieć po południu pod drzewem, siać kwiaty, sadzić drzewa? A wy nic. Tak, proszę cię, poszukaj sobie dziewczyny o rolniczych zapędach. Mogę cię nawet wysłać na jakiś kurs pielęgnacji nagietków. Może tam wreszcie kogoś poznasz.
– Mamo! – Jakub się roześmiał. – Nie ma czegoś takiego. A gdyby było, to pewnie same emerytki by tam przyszły.
– Ja tego nie rozumiem. Naprawdę łatwo jest znaleźć kogoś, w kim można się zakochać. Tak uważam.
Matylda wiedziała, co mówi. Miała już trzeciego męża i był to kolejny bardzo szczęśliwy związek.
– Tobie, mamo, tobie – przyznał Jakub – bo jesteś piękną kobietą i masz niespożytą energię. Wykonano cię z materiału, z którego już się teraz ludzi nie produkuje.
Matylda spojrzała na syna. Miał trochę racji. Wiedziała, że jak na swoje pięćdziesiąt pięć lat wygląda naprawdę dobrze. Dbała o figurę, pielęgnowała ze starannością swoje długie włosy, ucząc się od młodych dziewczyn na TikToku, jakie sposoby są najskuteczniejsze. Często się uśmiechała i wcale nie musiała się do tego przymuszać. Miała w sobie wiele energii, którą chętnie się dzieliła.
Ale przecież Jakubowi też niczego nie brakowało. Był wysoki i przystojny. Miał miłą twarz i piękny uśmiech. Ciemne włosy, brązowe oczy, które zawsze przywodziły jej na myśl pierwszą miłość. Marka. Ojca jej dzieci, z którym przeżyła szczęśliwie piętnaście lat. Jakub miał tę samą charyzmę i urok co jego tata. Matylda pomyślała, że gdyby była młodą dziewczyną, zakochałaby się w Jakubie natychmiast i byłaby to świetna decyzja. Chłopak idealnie nadawał się na życiowego partnera. Wesoły, ale odpowiedzialny, do tego pełen życiowej energii.
A jednak trafiał na dziewczyny, które wnosiły do jego życia tylko zamęt, rozczarowanie i smutek. Z niepokojem obserwowała, że pomiędzy kolejnymi związkami Jakuba następują coraz dłuższe przerwy. Jakby chłopak musiał za każdym razem pokonywać większy dystans, by znów się przed kimś otworzyć, zaufać i wpuścić do swojego życia.
Teraz się z kimś spotykał, ale sprawa owiana była tajemnicą tak szczelnie, że nie wydostała się żadna informacja, choć oboje z Ignacym próbowali różnymi sposobami podpytywać, podpuszczać. Nic.
Wiedziała, że teraz też niewiele wskóra. Zmieniła temat.
– Dzwoniła do mnie koleżanka z podstawówki. – Matylda odwróciła się znowu w stronę okna. – Pamiętasz ją. Ada. Kiedyś często nas odwiedzała.
Jakub kiwnął głową. Nie interesował się aż tak bardzo dość licznym gronem przyjaciółek mamy. Zlewały mu się w jedną masę pań w dojrzałym wieku, które zachwycały się, jak pięknie wyrósł, i ciągle były ciekawe, co u niego słychać, a zwłaszcza, czy się z kimś spotyka. Prezentowały się różnie, jedne wyglądały jak młode kobiety i miały w sobie więcej seksapilu niż niektóre jego trzydziestoletnie koleżanki, inne opowiadały o wnukach i pierogach, ale jedno je łączyło. Ciekawość wobec jego życia prywatnego.
Unikał więc, jak tylko mógł, tych spotkań i rozmów. Ale Adę pamiętał.
– I co u niej? – zapytał z czystej uprzejmości, bo lubił mamę i czuł, że ona chce mu o tym opowiedzieć. Nie mylił się.
– Wiesz – zaczęła Matylda z dużym przejęciem w głosie. – Jej córka Emilka… Pamiętasz ją?
Kiwnął głową bez przekonania, bo wprawdzie tylko jak przez mgłę kojarzył jasnowłosą dziewczynkę, widział ją ostatni raz bardzo dawno temu.
– Właśnie została z dwójką dzieci bez dachu nad głową… – wyjaśniła Matylda.
– O! – zawołał zaskoczony i po raz pierwszy w życiu poczuł się stary. Pierwsze bowiem słowa, jakie mu się teraz z wielką mocą cisnęły na usta, to: „Jak to możliwe, że tak wyrosła?”, „Kiedy to się stało?”. Dokładnie jak koleżanki mamy.
Nie ma mowy! Przełknął te komentarze, zamiast tego kiwnął tylko głową. Ale nie było to łatwe. Spojrzał na mamę. Wiedział, że nie opowiada mu o Emilce bez powodu.
– Ada zapytała – zaczęła Matylda powoli i Jakub zrozumiał, że to jakaś naprawdę poważna sprawa – czy nie zgodziłabym się, żeby pomieszkała trochę w tym domu. – Wskazała brodą budynek po drugiej stronie płotu.
Jakub zamarł mocno zaskoczony. Dom babci? Rodzinne gniazdo? Cenne ponad wszystko? Mama pół życia spędziła, pielęgnując tamten ogród, sprzątając puste pokoje i myjąc wielkie okna. Żeby tylko było zadbane, nie niszczało. Setki razy odrzucała oferty wynajmu, bo bała się wpuścić tam kogoś obcego. Co się nagle zmieniło?
– I co zrobisz? – zapytał, choć z góry założył, że odpowiedź jest oczywista. Mama się nie zgodzi.
To był szczególny dom. Wiele wspomnień wiązało się z każdym pokojem, meblem, ale też z tym pięknym otoczeniem. Ścieżki z kamieni układał jej tata, rośliny w ogrodzie sadzili wspólnie całą rodziną. Matylda była dzieckiem, które jako jedno z nielicznych na tym świecie mogło powiedzieć, że miało prawdziwie sielskie, szczęśliwe dzieciństwo. Wychowała się w domu prowadzonym przez kochających się ludzi. Wystartowała w życie z emocjonalnie dobrze zapakowanym plecakiem i to wyraźnie procentowało. I choć potem nie brakowało różnego rodzaju trosk i wyzwań, to w najważniejszej sprawie, czyli w miłości, zawsze miała szczęście.
Czasem Jakub się zastanawiał, dlaczego to nie przechodzi na kolejne pokolenia i czy mama będzie ostatnią z rodziny Sawickich, która może tak o sobie powiedzieć. Że ma szczęście w miłości.
– I co postanowiłaś? – wrócił do tematu.
– Właśnie się biję z myślami – przyznała. – Wiesz, ja dobrze znam tę Emilkę. To zawsze było miłe dziecko. Dawno jej wprawdzie nie widziałam, ale Ada często o niej opowiada, pokazuje zdjęcia. Straszne nieszczęście ją spotkało. Poświęciła się dla męża, wychowywała dzieci, a on sobie poszukał innej… – Zamilkła nagle, bo temat nieszczęśliwej miłości zbyt szybko mógł ich zaprowadzić do niebezpiecznych wspomnień.
– Nie przejmuj się tak bardzo – odparł Jakub przekonany, że ten temat za chwilę po prostu się skończy. Koleżanka mamy znajdzie dla córki jakieś rozwiązanie. Pracował w biurze nieruchomości, codziennie słyszał historie o rozwodach, zdradach i komplikacjach. Czasem tracił wiarę, że w tym świecie można jeszcze w ogóle zbudować fajny związek. – Ja też mam dla ciebie wiadomość – powiedział, a mama zgodnie z jego przewidywaniem natychmiast odwróciła wzrok od domu po drugiej stronie ogrodzenia. – Poznałem kogoś, to wiesz. – Uśmiechnął się, bo pamiętał minę mamy, kiedy w czasie kolacji wigilijnej wyszedł tuż po zjedzeniu karpia, tłumacząc się, że jeszcze musi kogoś pilnie odwiedzić.
– Naprawdę? – Świetnie udała zdumienie, cały czas się uśmiechając. – I dopiero teraz mi mówisz?
„Poznałem kogoś” to było dla mamy zdanie jak magiczne zaklęcie. Otwierało wrota do wszelkiej szczęśliwości. O niczym innym nie marzyła, byle tylko jej synowie znaleźli się w dobrych związkach. Sama takich doświadczała i uważała miłość za najcenniejszy dar, jaki można znaleźć w życiu.
Jakub był nieco innego zdania. Wiedział, że związki nie są takie proste i czasem lepiej być samemu, niż narażać się na to ogromne cierpienie, jakie niosą ze sobą zdrada, odrzucenie czy choćby ciągłe kłótnie i brak zrozumienia.
Samo znalezienie kogoś do pary nie gwarantuje niczego, doskonale o tym wiedział i potwierdzało mu to wiele osób z bliskiego otoczenia. Ostrożnie wszedł w nowy związek. Ale kiedy zakochał się w Zosi, jedną z pierwszych myśli, jaka przyszła mu do głowy, była: „Ależ się mama ucieszy. Może wreszcie się uda”.
– Ona jest zupełnie inna niż wszystkie – powiedział i oboje zaczęli się śmiać.
Kilka razy to zdanie padło już w tym domu w kontekście różnych kobiet. Tylko że potem jednak wszystkie okazywały się takie same.
– Wynajmę nasz dom Emilce – powiedziała Matylda w przypływie nagłego entuzjazmu. – Życie dzisiaj dało mi piękną niespodziankę. Trzeba mu się odwdzięczyć.
– Zastanów się dobrze – przestrzegł Jakub nieco bardziej w tej sprawie ostrożny. – Jeśli weźmiesz pod swoją opiekę samotną matkę, to będzie odpowiedzialna decyzja. Być może na lata.
– A skąd! – odparła Matylda pewnym tonem. – Ada wspominała, że córka potrzebuje się schronić tylko na pewien czas. Ma już plan, żeby kupić coś własnego, tylko potrzebuje stanąć na nogi.
– No ja nie wiem… – Jakub nie mógł w to uwierzyć.
Ada nie była zamożna. Kupno własnego mieszkania to teraz ogromne wyzwanie, a dla jej córki, samotnej matki, sztuka jeszcze trudniejsza.
– Trzeba czynić dobro – wytłumaczyła mu Matylda.
– Owszem – zgodził się bez wahania. – Ale czasem wprowadzenie obcej osoby do rodzinnego systemu wiele zmienia – dodał, nie zdając sobie sprawy, jak prorocze okażą się te słowa.
– Mam odmówić? – zapytała.
Obserwowała przez okno, jak Karo, wielki owczarek niemiecki, biega radośnie wzdłuż ogrodzenia. Miało ono sporo dziur, ale ten pies nigdy nie uciekał. Był bardzo mądry. Matylda odwróciła się w stronę syna.
– Jeśli obaj z Kacprem będziecie przeciw, to ja na siłę nic nie zrobię. To też przecież wasz dom. Kiedyś dostaniecie go w spadku. A jeśli ty chciałbyś tu zamieszkać z kobietą, którą kochasz, powiedz mi.
Wystraszył się. Nie chciał mieć na sumieniu jakiejś młodej kobiety w trudnej sytuacji. Nie marzył też, by się tutaj przeprowadzić. Kochał mamę, ale cenił sobie prywatność, jaką dawało mu wynajęte mieszkanie. Nie wyobrażał sobie też, że miałby wykonywać całą tę pracę w ogrodzie i przy utrzymaniu tego sporego budynku. To jeszcze nie był ten moment w życiu.
Czy mógłby tutaj mieszkać z Zosią? Sam nie wiedział, dlaczego zupełnie nie umie sobie tego wyobrazić. Jego brat Kacper po drugiej stronie płotu, na dodatek dziurawego, to ostatnia rzecz, na jaką by się zdecydował. A przecież wiadomo, że tymi dwoma domami kiedyś się będą musieli podzielić. Okropna wizja.
– Nie, nie – powiedział stanowczo i machnął dłonią. – Rób, jak uważasz. To przecież wciąż tylko twój dom. A może się zdarzyć, że ja będę bywał tu w następnych miesiącach jeszcze rzadziej niż zwykle. Buduję swoje życie.
– No to akurat jest minus sytuacji, w których jesteś szczęśliwie zakochany. – Mama objęła go. – Ale życzę ci z całego serca, żeby wam się udało. To kiedy rodzinny obiad? – zapytała od razu, kując żelazo, póki gorące.
Uśmiechnął się.
– Spotykam się z nią dopiero od pięciu miesięcy… – Zawahał się.
– Naprawdę? – Matylda się oburzyła. – I dlaczego ja nic o tym nie wiem?
– No właśnie dlatego. – Uśmiechnął się ponownie. – Musiałem być całkiem pewien swoich uczuć, żeby Zosię narazić na taki stres, jakim jest nasz rodzinny obiad.
Matylda była tak przejęta, że nie wiedziała, którą informacją cieszyć się w pierwszym momencie, a którą oburzyć.
– Zosia… – zaczęła od tego. – Jakie piękne imię. I naprawdę nie wiem, o czym ty mówisz? – dodała od razu. – Ignaś ją z pewnością polubi, ja przecież też.
– Mamo, powoli. Ale masz rację, to już ten moment, kiedy powinnyście się poznać. No i jeszcze Kacper...
– Proszę cię. – Objęła go. – Zapomnij. To było dawno temu.
Jakub szybko się wyswobodził i wyprostował. Udawał, że jest spokojny i już wcale o tamtej historii nie myśli. Ale paradoksalnie te starania najmocniej pokazywały, że wciąż go boli.
– Może i dawno temu – powiedział po chwili. – Ale pewne kwestie wcale się w ciągu lat nie zmieniły. Mój młodszy brat wciąż jest ode mnie przystojniejszy, weselszy, bardziej błyskotliwy.
– Ma narzeczoną – podkreśliła Matylda. – Nie dziewczynę, lecz narzeczoną. Oświadczył się w Boże Narodzenie. Wszystko, jak trzeba – mówiła dość szybko i nagle Jakub się zorientował, że ona też się boi. Wcale nie jest taka pewna, że stara historia się nie powtórzy. – Obiecał – dodała. – Przysiągł mi przecież. – Zadrżała jej broda.
Teraz to Jakub objął mamę. Ktoś tu musiał się opanować i być silny. Wyglądało na to, że jest jedynym kandydatem.
– Dobrze, dobrze. Nie ma sprawy – powiedział. – Przecież nie będę się przed nim wiecznie ukrywał. I tak się gdzieś zobaczymy.
– To jest naprawdę mało prawdopodobne. – Matylda złapała go za ramiona, po czym spojrzała mu w oczy. Też już się opanowała. – Pomyśl sam. Statystyka jest po twojej stronie. Ludzie mają różne gusta, podobają im się różne osoby. Prawdopodobieństwo, że twoja Zosia zakocha się w Kacprze, jest naprawdę małe. Zwłaszcza że on nic w tym kierunku nie zrobi. Ma własną narzeczoną, przepiękną dziewczynę. I doskonale wie, czego się wtedy dopuścił… – dodała z mocą.
Jakub wcale nie był taki pewny, czy Kacper cokolwiek rozumie. Młodszy brat miał zupełnie inne podejście do kobiet. Zdawał się nie dostrzegać pomiędzy nimi większych różnic. Ta czy tamta? Kto by się nad tym zastanawiał. Odróżniał je po kolorze włosów albo wykonywanej pracy. Może miał jeszcze inne kryteria, ale nigdy o tym ze sobą nie rozmawiali.
Dla Jakuba pierwsza miłość była bardzo głębokim przeżyciem. Wszedł w nią całym sercem i duszą. Laura wydawała mu się wyjątkową istotą, jakiej nigdy nie spotkał i nie spotka. Tak się zresztą stało. Długo się leczył po tej miłości. Miał za sobą kilka krótkich nieudanych związków. I nawet teraz, kiedy poznał Zosię i bez wątpienia zakochał się w niej z wzajemnością, czasem miał wrażenie, że mimo wszystko to nie jest to samo. Tłumił w sobie ten głos. Wiedział, że Zosia jest świetną dziewczyną. Udało im się stworzyć związek, jakiego zawsze chciał. Nie zamierzał nikomu pozwolić tego zepsuć. Sobie też nie.
Spojrzał w okno, bo mama znowu tam podeszła. Zrobił kilka kroków w jej stronę. W szybie odbiła się jego sylwetka. Był przystojny, nie narzekał na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Ale jego poczucie własnej wartości szorowało po ziemi. Niezależnie od liczby otrzymywanych od kobiet komplementów czuł się gorszy.
I choć skrzętnie to ukrywał, bał się brata. Nie zaprosił Zosi na urodziny Ignacego, noworoczny obiad ani nawet jeszcze nie przedstawił jej mamie. Wiedział, że jego dziewczynie jest z tego powodu przykro. Zwłaszcza że musiał szukać naprawdę dziwnych wykrętów, by wyjaśnić sytuację, bo nie chciał powiedzieć prawdy. Chyba umarłby ze wstydu. Dorosły mężczyzna, trzydzieści pięć lat, ustawiony zawodowo, samodzielny i boi się jak nastolatek, że brat odbije mu dziewczynę.
– Wynajmę Emilce ten dom – potwierdziła Matylda swoją decyzję. – A ty się nie martw. Kacper przecież też dorasta. Nie jest już taki głupi. Mężczyznom zajmuje to trochę czasu, ale w końcu każdy z nich dochodzi do jakiegoś rozumu. – Uśmiechnęła się. – Zrobię w niedzielę gołąbki, przyprowadź Zosię. A potem zadzwonię do Kacpra i tak go opieprzę, żeby mu wszystkie ewentualne pomysły wybić z głowy. Ma się ogarnąć. Dłużej nie będziemy tolerować jego wybryków.
– Nie rób tego, mamo. – Jakub patrzył, jak pies mamy biega po ogrodzie, i na chwilę pozazdrościł mu tej beztroski. Ale szybko się pozbierał. – Wiesz, jak to jest – dodał. – W dzieciństwie też próbowałaś go ustawiać i niezbyt dobrze to wyszło. Jeśli mam się ożenić z jakąś kobietą, to ona musi być odporna na urok Kacpra po prostu sama z siebie. Bez żadnej dodatkowej pomocy. Będę dotąd szukał, aż znajdę taką, której się mój brat nie podoba.
– Masz rację – przyznała Matylda. – To nie takie trudne, jest ich mnóstwo.
Jakub miał zupełnie inne doświadczenie. Już w przedszkolu, gdy tylko w piaskownicy pojawiała się ładna dziewczynka, to wstawała, otrzepywała kolana z pyłu i szła ze swoimi foremkami do Kacperka, żeby się z nim bawić. Pohuśtać na huśtawce, oddać mu połowę swojego pączka, potem śniadania, w późniejszych klasach szkoły podstawowej zrobić za niego zadanie, umówić się na dyskotekę, jeszcze później przespać, oddać mu swoje serce i życie.
Wciąż się to powtarzało.
Mama miała rację. Ludzie dorastają, zmieniają się. Ale dla Jakuba ten człowiek, który powinien być bliską osobą, młodszy brat, zawsze stanowił największe zagrożenie. Nauczył się pilnować i nie zamierzał tego zmieniać. Uciekać bez końca też się jednak nie dało.
– Dobrze – obiecał mamie. – Wpadniemy z Zosią w niedzielę.
– Ależ się cieszę. Ogromnie się cieszę. Zrobię twoje ulubione gołąbki i sernik czekoladowy. Myślisz, że to dobry pomysł? Nie mam przecież pojęcia, co ona lubi.
– Spokojnie. Cokolwiek ugotujesz, będzie pysznie. Nie widzę innej opcji. W całym twoim życiu nie było inaczej.
– Owszem. – Matylda się uśmiechnęła. – Ale ty tego nie pamiętasz. W pierwszych latach po ślubie twój tata różne okropieństwa zjadał, zanim się nauczyłam gotować. Dobrze, że moja mama mieszkała po drugiej stronie płotu, to go nieraz poratowała czymś pysznym. Kiedy ma się rodzinę, taka opcja jest bardzo dobra.
– Nie namawiaj – zaprotestował. – Może kiedyś.
Nie dodał, że na razie chce mieć Zosię tylko dla siebie. Ciągle mu było mało ich wspólnych chwil.
– No dobra. – Mama klasnęła z zadowoleniem w dłonie. – To na razie piszę do Ady. Niech ta Emilia się wprowadza choćby dziś. Albo najlepiej umówię ją też na niedzielę, to w razie czego pomożesz, jakby były jakieś ciężkie rzeczy do wniesienia. Trzeba się wspierać nawzajem, a samotne macierzyństwo to jedna z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać człowieka. Trudne wyzwanie.
Matylda wiedziała, co mówi. Kiedy urodziła syna, jej pierwszy mąż pracował na zagranicznych kontraktach, żeby wybudować dla nich ten dom. Zawsze mawiała, że to był najtrudniejszy okres w ich wspólnym życiu.
Jakub słusznie się domyślał, że jej myśli pofrunęły właśnie w tamtą stronę. Rozumiał też, że być może z tego powodu tak się przejęła losem Emilii i chciała jej pomóc.
– U mnie trwało to zaledwie dwa lata – powiedziała. – Nawet sobie nie umiem wyobrazić, jak to jest, gdy ciągnie się przez całe życie.
– Dobrze, moja szlachetna mamo. – Jakub się uśmiechnął. – Będziemy dla niej mili, o nic się nie martw. Jadę – dodał, żegnając się z nią serdecznie. – Umówiłem się z Zosią za godzinę.
Poruszył ramionami, starając się uspokoić. Wciąż nie umiał tak całkowicie wrzucić na luz, poczuć się bezpiecznie. Wiedział, że nie może bez końca ukrywać tej dziewczyny, ale nie potrafił powstrzymać tego uczucia strachu.
Rozległy się kroki na schodach i do domu wszedł Ignacy. Postawił na stole ciężkie siaty.
– Kochanie, nie chcę narzekać, ale ile osób zaprosiłaś na jutro na obiad? Ja nic nie wiem o żadnych gościach. Czy nasz związek się sypie, bo nie mówisz mi o ważnych sprawach?
– A widzisz? – Jakub miał wrażenie, że mama ma ochotę podskoczyć. – Podziwiaj moją zdolność przewidywania! – zawołała. – Listę zrobiłam przecież rano i nie mogłam wiedzieć, że spotka nas taka wspaniała niespodzianka.
– O czym ty mówisz? – zapytał Ignacy.
Odłożył ostatnią siatę i usiadł z ulgą na krześle. Jego siwe włosy błyszczały w słońcu.
Jakub uściskał go, po czym poklepał po plecach.
– Ja już wychodzę – powiedział – ale mama zaraz ci przekaże wszystkie plotki.
– No nie mów? – Ignacy się uśmiechnął. – Naprawdę?
Jakub tylko pomachał mu ręką na pożegnanie i ruszył w stronę drzwi. Wiedział, że Ignacemu nie zabraknie teraz żadnych informacji. Mama opowie mu wszystko ze szczegółami. Tymi, które jej przekazał, ale także tymi, które sama sobie wymyśli. Nie był w stanie złościć się na nią. Wiedział, że go kocha ponad wszystko i chce tylko, żeby był szczęśliwy.
Wyciągnął telefon.
Jadę do Ciebie, kochanie – napisał.
Cieszył się. To cieszenie się było już częścią ich spotkania. Czekał na nie właściwie od rana, a nawet dłużej, bo wczoraj wieczorem już sobie to wyobrażał. Zasypiał z obrazem jej twarzy pod powiekami i z tym samym budził się rano. Tak samo było z pożegnaniami. Najtrudniejsze momenty. Tęsknił za nią, jeszcze zanim się rozstali. Tak bardzo chciał, żeby wreszcie te przerwy się skończyły, by mogli ze sobą na stałe zamieszkać i spędzać razem więcej czasu. Ale do tego niezbędne były jakieś formalne kroki. Wspólne zamieszkanie wiązało się choćby z tym, że musiałby przedstawić Zosię swojej rodzinie, a to go na razie wciąż przerażało.
Umówił się na niedzielę, ale w głębi serca wcale nie był pewien, czy przekaże Zosi zaproszenie od mamy. Może jednak coś wymyśli, by się w ostatniej chwili z tego wymigać?
Czuł, że drugi raz takiej straty po prostu nie przeżyje. Nie miał charakteru jak jego brat zmieniający często partnerki. Kochał całym sobą i długo się potem zbierał po każdej katastrofie. Z czasem nie stawał się ani trochę silniejszy, lecz właśnie słabszy. Nie chciał kolejnego rozczarowania.
Włożył telefon do kieszeni. Postanowił nie myśleć o tym. Na razie jest dobrze. Cieszmy się tym.
ROZDZIAŁ 2
Kacper przeglądał w telefonie aplikacje randkowe. Lubił to zajęcie. Relaksował się przy nim, nawet jeśli w danym momencie wcale nie chciał się z nikim umówić. Ale sam fakt, że dziewczyny z tak dużym entuzjazmem reagowały na każdy kontakt z jego strony, podbudowywał jego ego, pieścił czułe i wrażliwe struny męskiego poczucia wartości.
Jakie to było wszystko teraz łatwe. Kilka abonamentów za niecałe dwieście złotych w sumie i w zamian nieograniczony dostęp do kandydatek chętnych, by się spotykać. Oczywiście, jeśli ktoś umiał się w tej rzeczywistości poruszać. On był mistrzem. Pracował zawodowo w dziale marketingu i świetnie potrafił sprzedać nie tylko filtry do wody, które produkowała zatrudniająca go firma, lecz także samego siebie. Zasady są w gruncie rzeczy uniwersalne.
Trzeba się atrakcyjnie przedstawić.
Kacper miał na portalach randkowych bardzo ładne zdjęcia i świetny opis. Dobrze też wiedział, czego dziewczyny szukają. Pierwsze spotkania miał opracowane do perfekcji. Wiedział, od czego zacząć, jakie pytania zadać, a także co powiedzieć na koniec.
Robił piorunujące wrażenie i z dużą precyzją szacował szansę na to, jak szybko dana dziewczyna pójdzie z nim do łóżka i kiedy z kolei on tę relację zakończy, bo mu się po prostu zwyczajnie znudzi. Po tylu latach to była zawsze taka sama historia.
No, może z wyjątkiem Zuzy. Z nią się nawet zaręczył i to całkiem dobrowolnie oraz szczerze. Zrobił to dobrze, jak wszystko, do czego się zabierał. Wiedział, o czym marzą dziewczyny. Wybrał wigilijny wieczór z całą towarzyszącą mu atmosferą. Zuza niczego się nie spodziewała. Mama także. Obie się popłakały.
Czy można było zrobić to lepiej? Nie sądził. A jednak Zuza nie była już taka zadowolona jak wtedy, gdy dał jej pierścionek.
Bardzo go dzisiaj wkurzyła. Bez przesady. Ofiarował jej najwięcej, a ona jeszcze stawiała jakieś żądania.
– I co? – Weszła nagle do pokoju, a on zamknął aplikację, ledwo zdążając kliknąć palcem w odpowiednie miejsce. – Zastanowiłeś się? – zapytała stanowczo.
Naprawdę nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Próbował oczywiście się namyślić, ale jak na razie miał w głowie kompletny mętlik i ten nacisk nie służył znalezieniu rozwiązania. Czy ona naprawdę nie mogła odpuścić? Źle im się żyło? Po co to psuć?
– Jeżeli mamy być małżeństwem – powiedziała, podchodząc bliżej – to jest dla mnie oczywiste, że musimy sobie ufać. Jak ty to sobie wyobrażasz? Padnie mi bateria i nawet nie będę mogła zadzwonić z twojego telefonu, bo nie znam kodu. Co masz tam takiego, że ciągle się przede mną ukrywasz? Myślisz, że nie widzę, jak zamykasz nagle jakieś strony?
– To jest podstawowe prawo do prywatności – odparł Kacper.
Aż mu się żołądek ścisnął ze stresu na myśl, że ktoś miałby mieć dostęp do jego telefonu.
Czuł się okropnie. Chodzili z Zuzą dwa lata. To był jego absolutny życiowy rekord. Wreszcie zauważył, że mama jest z niego dumna. Przestał być tym zawsze gorszym bratem, który tylko sprawia kłopoty. Nawet w pracy ten wynik robił wrażenie. Koleżanki i koledzy obstawiali, że pół roku to maks. A tymczasem wszystko modelowo się rozwijało. Czemu Zuza uparła się to psuć?
– Posłuchaj – powiedział, starając się zachować spokój. – Ustaliliśmy na początku, że jakąś część swojego życia zostawiamy dla siebie. Nie przytłaczaj mnie tak bardzo, bo czuję, że się duszę. – To akurat była prawda.
Zuza usiadła na fotelu naprzeciwko niego. Tego też bardzo nie lubił. Takich rozmów twarzą w twarz. Czuł się wtedy jak na przesłuchaniu, nawet jeśli ona miała zupełnie inne intencje. Dziewczyna była po prostu smutna.
– Małżeństwo to poważna sprawa – zaczęła cicho. – Trzeba być ze sobą blisko. Nie wyobrażasz sobie chyba takiej sytuacji, że ty mi nie ufasz i musisz chować przede mną telefon, ale ja będę cię darzyć szacunkiem. Będę się do ciebie z ufnością przytulać i oddam swoje życie w twoje ręce. Powiem ci zawsze, dokąd idę, z kim jestem, tak jak lubisz, ale ty zachowasz znaczną część swojej prywatności wyłącznie dla siebie. To się przecież nie uda.
– Do jasnej cholery! – zdenerwował się Kacper. – Czego ty chcesz? Zerwać zaręczyny?! – krzyknął. Czuł się kompletnie bezradny i nie wiedział, jak sobie poradzić. Co jej powiedzieć.
I wtedy stało się najgorsze. Zobaczył, jak po jej policzkach płyną łzy. Nie lubił tego jeszcze bardziej niż dyskusji twarzą w twarz.
– Nie dam ci telefonu – powiedział po chwili. Nie chciał tego przedłużać. Nic się przecież nie zmieni. Żadne argumenty tu nie pomogą. – To mnie na ten moment przerasta. Mam tam służbowe maile, rachunki na kontach…
– Jakie znowu rachunki? – oburzyła się, ocierając policzki. – Przecież wiem, ile zarabiasz.
Ale nie wiesz o prywatnych, choć niewinnych spotkaniach, kawach, kolacjach, opłatach za aplikacje i tym podobnych rzeczach – pomyślał szybko. Nie wiesz o ogromnej części mojego życia – dodał w duchu.
Nie mógł tego zmienić, przecież ona by się jeszcze bardziej oburzyła. Mocniej by płakała.
Czemu kobiety muszą zawsze psuć coś, co dobrze działa?
Spojrzał na Zuzę. Naprawdę tego nie chciał. Zaczynać znowu od zera, poznawać się, przeprowadzać w nowe miejsce lub przyzwyczajać do zapachu jej perfum w swojej łazience, znowu przedstawiać mamie, inwestować w kolejny pierścionek. Rany, co za trud! Poza tym trochę ją kochał. Tak, kiedy przyglądał się swojemu wnętrzu, widział wyraźnie, że trochę ją kocha. Może nie tak jak Laurę wiele lat temu, ale jednak kocha.
– Czy możemy porozmawiać o tym później? – zapytał. Może to jest jakiś sposób, by uniknąć katastrofy? Odłożyć sprawy, przesunąć, zapomnieć.
– Nie. – Od razu rozwiała jego złudzenia. – To jest mój warunek – mówiła tak stanowczym tonem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie słyszał. – Albo jesteśmy razem naprawdę, albo nie.
Wstał. Doskonale znał te symptomy. Nie na darmo był w tylu związkach. Potrafił ocenić, kiedy sprawa robi się poważna.
– Zuza, proszę cię – próbował. – Dajmy temu spokój. Jest taki piękny dzień. Chodźmy gdzieś na miasto, zabawmy się.
– Nie możemy się ciągle bawić. – Broda jej zadrżała.
– Pasowało ci to! – zawołał. Naprawdę świetnie im szło, cokolwiek razem robili.
– I nadal mi pasuje! – Zuza znowu zaczęła płakać, choć widać było, że robi wszystko, by się opanować. – Lubię z tobą spędzać czas – przyznała. – Ale się zaręczyliśmy. Rodzice planują ślub, cała ta machina zaczyna się rozkręcać, a ty mi nie ufasz.
Kacper znowu cofnął się o kilka kroków.
Nie chciał ciągnąć tej rozmowy. Mógł oczywiście wystąpić z jakimś kontrargumentem, ale wiedział, że takie wzajemne obwinianie się niczego dobrego nie przyniesie. Każdy i tak pozostanie przy swojej opinii.
Teraz nie mógł jej ustąpić. Oddać telefonu, by przejrzała jego zawartość. Historię wyszukiwania, aplikacje, media społecznościowe. Musiałby się przygotować, wiele rzeczy pousuwać. To wiele godzin pracy.
Nagle zrobiło mu się chłodno. Wyobraził to sobie. Po raz pierwszy tak prawdziwie. Na co się zdecydował. Stały związek, małżeństwo, może jakieś dzieci. Konieczność zachowania wierności jednej kobiecie przez długie lata. W trakcie całego związku z Zuzą jak na razie się trzymał, trochę flirtował, czasami pisał na boku z różnymi dziewczynami, był kilka razy na kawie, ale do łóżka z żadną nie poszedł. Zuza naprawdę miała moc. Podobała mu się ta ciemnowłosa, miła, wesoła dziewczyna.
Ale jak długo jeszcze wytrzyma? Już się łamał przy pierwszym kryzysie. Odruchowo chciał rzucić tym wszystkim, otworzyć aplikację, znaleźć sobie kogoś nowego i znów od początku przeżywać piękne chwile.
Z drugiej strony odrzucała go ta myśl. Nie chciało mu się w kółko robić tego samego. Sam już nie wiedział, czego chce. Czuł, jak pęka mu głowa. Jedno było jednak pewne. Teraz telefonu nie mógł jej odblokować. Padłaby na zawał, gdyby przeczytała choćby kilka wiadomości z ostatniego tygodnia.
– Nie dziś – powiedział stanowczo i odsunął się jeszcze kawałek. Tak daleko, jak tylko pozwalała niewielka przestrzeń pokoju.
– Dopiero, jak ukryjesz wszystko, tak?! – zawołała gorzko. Otarła łzę z policzka. – Proszę. – Wyciągnęła rękę w jego stronę. – Mój telefon możesz wziąć. Nie czyściłam historii. Są też zachowane wszystkie maile, nie mam nic do ukrycia.
– Wychodzę. – Zdenerwował się. Nie widział innego rozwiązania, jak tylko natychmiast uciec. – Stawiasz mnie pod ścianą. To jest zbyt trudne.
– Co jest takie trudne?! – krzyczała za nim. – Prawda?! Co tam masz? Piszesz z innymi? Spotykasz się z nimi? Myślisz, że nie wiem? Aśka cię widziała na mieście. Kraków nie jest aż taki duży, jak się wydaje.
– Wystarczy!
Tego to już najbardziej nienawidził. Wszelkich konfrontacji. Konieczności tłumaczenia się. Nic takiego przecież nie zrobił. Na swój sposób dochowywał narzeczonej wierności.
Wyszedł z mieszkania, nie miał pojęcia, dokąd zmierza. Zabrał ze sobą tylko ten telefon. Przedmiot, w którym znajdowało się całe jego życie, praca, konto bankowe, wiadomości, ukochane aplikacje, muzyka, sklepy, filmy. Wszystko. Mógłby przeprowadzić się do innego mieszkania i zabrać ze sobą tylko to. Ciuchy by się odkupiło, kosmetyki to jedna wizyta w drogerii. Co do mebli i wystroju mieszkania było mu zasadniczo wszystko jedno.
Ale telefon był cenny. Niełatwo byłoby odtworzyć jego zawartość.
Jak Zuza mogła myśleć, że ma prawo wyciągnąć rękę po coś tak bardzo osobistego? Sam się zdziwił, że to takie trudne. O wiele łatwiej było jej oddać serce niż telefon.
To trochę szokujące, ale jednocześnie bardzo prawdziwe.
Szedł pospiesznie przez kołysany wiosennym wiatrem park. Słuchał śmiechu dzieci i szumu przejeżdżających nieopodal samochodów. Na razie czuł się dobrze, jak zawsze, gdy w ostatniej chwili uniknął odpowiedzialności za coś, co zrobił. Jeszcze nie myślał o konsekwencjach, po prostu cieszył się aktualnym uczuciem ulgi i tyle. Okropnie nie lubił planowania, patrzenia w przyszłość, zastanawiania się nad skutkami jakichś słów czy decyzji. Szedł i chłonął życie, a ten wieczór idealnie się do tego nadawał. Dzień zaczynał się robić coraz dłuższy, a marcowe słońce mocno przypiekało.
Wyciągnął telefon i usiadł na ławce. Otworzył aplikację. Od razu poczuł się jeszcze lepiej. Internet zapewniał niewyczerpaną obfitość możliwości. Tyle pięknych kobiet, wspaniałych, uśmiechniętych, chętnych do związku. Zanim zaczną stawiać jakiekolwiek żądania, minie sporo czasu. Wybrał jedno ze zdjęć. Fajna dziewczyna, całkiem podobna do Zuzy, tylko włosy miała dłuższe. Patrzyła mu prosto w oczy. Z pewnością była sympatyczna i ciepła. Zresztą tak się też opisywała. Szukała stałego związku, czegoś na poważnie. Takie lubił najbardziej, one się angażują.
Masz piękny uśmiech – napisał. – Czy równie świetne są twoje plany na dzisiejsze popołudnie? Ja właśnie siedzę sam w parku i bardzo chętnie poszedłbym z kimś wartościowym na kolację.
Odpisała szybko. Zresztą wybrał ją nieprzypadkowo. Widział, że przy jej profilu świeci się zielona kropeczka. Jest dostępna online.
Jestem w domu – napisała. – Trochę pracuję, ale wcale mi się nie chce. Rozmowa z kimś wartościowym to coś dla mnie.
To może za dwie godziny? – zaproponował. – Spacer po wawelskim wzgórzu, a potem kawa na Grodzkiej? Znam tam świetne miejsce. Można też coś dobrego zjeść, bo czuję, że dobrze nam się będzie ze sobą rozmawiało.
Zgoda – odpisała szybko i już wiedział, że dobrze trafił.
Nie zadała zbyt wielu pytań, nie zainteresowała się, jaki jest jego stan cywilny, czym się zajmuje. Musiała być bardzo stęskniona za bliskością. To akurat rozumiał. Miał tak przez całe życie. Mimo wszystkich kobiet, z którymi się spotykał, tych łatwo przychodzących relacji, ciągle czuł się sam. Jakby miał dookoła siebie metr przestrzeni, której nikt nigdy nie zdołał przekroczyć. Nawet Zuza. Nawet w tych chwilach, kiedy byli ze sobą tak blisko, jak to tylko możliwe.
Szedł dalej przez park. Nagle ogarnęła go złość, że ta dziewczyna z aplikacji tak łatwo zgodziła się na spotkanie. Że to wszystko teraz staje się takie proste. Człowiek na wyciągnięcie ręki. Kolacja, śmiech, łóżko, zaufanie. Niby wszyscy poranieni, coraz ostrożniejsi, a jednak pragnienie miłości okazuje się ostatecznie silniejsze niż lęk. Zgadzają się, spotykają, próbują.
Wiedział, co dalej będzie. Zaprosi ją gdzieś, gdzie będą sami, rozpozna w jej oczach tę charakterystyczną tęsknotę za miłością.
Przez chwilę miał ochotę odwołać to bezsensowne spotkanie i wrócić do narzeczonej. Ale to nie miałoby sensu. Nic się tam przecież nie zmieniło. Może Zuza nadal płacze, tego nie był pewien, ale mógł przewidzieć, że znów zada mu pytanie o telefon. Musiał trochę odczekać, żeby zmiękła i przestała naciskać na rzeczy niemożliwe.
A bardzo nie lubił być sam. Dźwięku ciszy wokół siebie bał się najbardziej ze wszystkiego na świecie. Czekał więc na umówione spotkanie. Zielona ikonka przy imieniu tej dziewczyny przestała się świecić. Już z nikim nie koresponduje. Pewnie biega teraz po mieszkaniu, szykując się do wyjścia. I bardzo dobrze.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Krystyna Mirek, 2025
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2025
Projekt okładki: Michał Grosicki
Redakcja: Katarzyna Wojtas
Korekta: RedKor Agnieszka Luberadzka, Olga Smolec-Kmoch
Skład i łamanie: Dariusz Nowacki
PR & marketing: Sławomir Wierzbicki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8402-289-4
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.