Zawieszeni. Część 2: Kuba - Nina Włodarczyk - ebook
NOWOŚĆ

Zawieszeni. Część 2: Kuba ebook

Nina Włodarczyk

5,0

Opis

Pierwsze cztery części Zawieszonych to początek ich drogi do dorosłości, budowania zespołu, pierwszego wyjścia z muzyką poza drzwi szopy, odkrywania siebie i swojej seksualności w cieniu różnych potworów takich jak alkoholizm, porzucenie czy choroby, na które nikt nie wymyślił jeszcze lekarstwa.

Jeszcze kilka miesięcy temu Emilia, Jakub i Edward mieli marzenia – wielkie i naiwne, takie, jakie marzenia powinny być. Ale wtedy było ich więcej. Tylko że marzenia nie umierają nawet kiedy ludzie, których dotyczą, już nie istnieją. I wtedy w ich życiu zjawia się Oliwier, który przynosi coś, czego każdy z nich się boi – nadzieję.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 220

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (7 ocen)
7
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nina83w

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo wciągająca czekam na dalszy ciąg
30
Mrandmrsbook

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna młodzieżówka, cudowni bohaterowie, z którymi już w pierwszej części całkowicie się zżyłam. W tej książce jest całkowity rollercoaster emocji, życiowych problemów i rodzących się uczuć. Ale kolejny raz zakończenie urwane jest w takim momencie! 🔥 Na już potrzebuje 3 część! 😍✨
20
katarzyna84n

Nie oderwiesz się od lektury

Podoba się dla mnie. Styl pisania, bohaterowie, którzy nie są idealni, ale dają się polubić bardziej lub mniej. Fajnie, ze akcja rozgrywa się w Polsce. Autorka porusza sporo istotnych problemów, które każdego z nas dotykają pośrednio lub bezpośrednio. Nie są to wydumane historie. Zwyczajne życie młodych ludzi wchodzących w dorosłość.
20
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Druga część Zawieszonych przynosi nie mniej emocji,co pierwszy.Każdy z bohaterów jest tak samo ważny,co tytułowy Kuba.Tworzą wspólną historię i dlatego ważne jest czytanie w kolejności kolejnych tomów. Pochłonęła mnie historia bohaterów i zachęcam do ich poznania.Czekam na tom III. 💚Czytajcie!
10
mag-tur

Nie oderwiesz się od lektury

Zaczynając przygodę z „Zawieszonymi” sądziłam, że każdy z tomów będzie bardziej skoncentrowany na jednym z czterech bohaterów, Oliwerowi, Kubie, Emilii czy Edwardowi. Nie. Te części są po prostu „jednym tomem”. Zatem „Kuba” zaczyna się od rozdziału „12”. Drodzy czytelnicy, akcja się zagęszcza. To moja subiektywna opinia. Generalnie do połowy części pierwszej poznajemy bohaterów i ich rodziny. Teraz znamy ich, ich upodobania, część problemów i nieprzepracowanych traum z którymi się mierzą. Wewnętrzne monologi nie należą do szczęśliwych jak np. u Kuby: „Może to też jest powolne umieranie. Może robię to co ojciec, tylko nie pokazuję tego innym”. W tym chłopaku jest tyle bólu, który wyziera z kart książki. Ta jego dorosłość w którą wkroczył nie z własnego wyboru a z przymusu także mu ciąży, gdyż chce czy też nie musi być odpowiedzialny zamiast nieroztropny, jak większość jego rówieśników. Powinien mieć czas n popełnianie głupich nastoletnich błędów, które niekiedy mu się zdarzają omyłkow...
00

Popularność




Redakcja

Bartosz Szpojda

Projekt okładki, redakcja techniczna i skład

Maksym Leki

Fotografia na okładce

© Sergii Figurnyi, halmio / shutterstock.com

Korekta

Urszula Bańcerek

Marketing

[email protected]

Wydanie I, Siemianowice Śląskie 2025

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12

tel. +48 600 472 609, +48 664 330 229

[email protected]

www.videograf.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Mikołów 2024

tekst © Nina Włodarczyk

ISBN 978-83-8293-270-6

Dla wszystkich tych, którzy chcą poświęcić swój czas aby zajrzeć poza to, co łatwo dostrzegalne, aby sprawdzić, co kryje się za obwolutą

ROZDZIAŁ 12

INNEGO KOŃCA ŚWIATA NIE BĘDZIE

Edward

Przez chwilę nikt się nie ruszał. Edi patrzył na drzwi, które huśtały się na wietrze, kiedy doszedł do nich ryk silnika. Uzmysłowił sobie, że Jakuba już nie było. Zaczął pakować gitarę do futerału. Emilia siedziała na kanapie, ciągle wpatrując się w drzwi. Wiedział, że w głębi duszy chciała, żeby Jakub wrócił, tylko nie był pewny, czy po to, by go przytulić, czy po to, by urwać mu głowę. Pewnie sama nie była pewna. Nie żeby się nie spodziewał tego, co się stało. Może to powinno stać się już dawno. Ale co to teraz znaczyło? Co mam z nimi zrobić? Kocham ich oboje, nie mogę wybrać. Po prostu nie mogę. Nie chcę ich też stracić – myślał intensywnie.

– Gdzie idziesz? – spytała Emilia, nie ruszając się z kanapy.

Podniósł na nią wzrok. Obserwował, jak pociera dłońmi czerwone oczy. Płakała? Kiedy to się stało?

– A jak myślisz, Emi?

– Nie wiem, dlatego pytam.

Westchnął z rezygnacją i powrócił do pakowania.

– Możemy zrobić próbę bez niego.

Czuł każdą buńczuczną nutę w jej głosie. Chciała wygrać, tylko że ta złość przysłaniała jej fakt, że w tej sytuacji byli wyłącznie sami przegrani.

– Dziś nie będzie próby – odparł spokojnie.

– Dlaczego? Bo on tak powiedział? Bierzesz jego stronę. – Kipiała i w sumie trochę czekał, aż się na niego rzuci, ale nie wstała, tylko go świdrowała tymi błękitnymi oczami.

– Nie, kurwa, bo ja tak mówię. Bo nie chcę teraz tu być.

– Ze mną?

Wzruszył ramionami. Nikt nic nie mówił. Wiedział, że to przez jego wybuch. Nie czekając na reakcję, wyszedł tymi samymi drzwiami, za którymi jeszcze nie tak dawno zniknął Jakub. Kiedy był już w tramwaju, przypomniał sobie o Oliwierze. Przecież był tam cały czas. Chociaż się nie odzywał, bo to nie była jego walka, ale i tak stał się jej ofiarą. Ja pierdolę, zostawiliśmy go samego. Po tym, co się wczoraj stało, został sam. Wyciągnął telefon i napisał tylko:

Ja (18:22): Przykro mi.

Na nic więcej nie miał siły.

***

Jazda tramwajem trwała niewiele ponad pięć minut. Wytoczył się na chodnik, kiedy jakiś pijany starszy mężczyzna próbował mu zabrać gitarę, aby pokazać mu, jak grają prawdziwi mężczyźni. Wyrwał się z łatwością i ruszył w stronę kamienicy. Kiedy wchodził na pierwsze piętro, dostrzegł, że w korytarzu znów padła żarówka. Świetnie. Po prostu świetnie – pomyślał. Nagle drzwi się uchyliły i na klatce pojawiła się łuna bladego światła, wypadając spod drzwi z numerem osiem.

– Kto tam? – Usłyszał chropowaty głos.

– To ja, pani Gawryluk. Edward. Spod dziesiątki.

– Edward? Taki rudy?

Uśmiechnął się, pomimo że wcale nie miał ochoty.

– Tak to ja w całej swej rudowatości.

– Czemu chodzisz sam po nocy? – zapytała kobieta, mierząc go od stóp do głów, kiedy znalazł się w zasięgu jej wzroku.

– Jeszcze nie ma nocy. Dopiero siódma.

– Ale ciemno już jest.

– O czwartej też było ciemno. – Próbował racjonalizować.

– Toteż mówię, dlaczego chodzisz po nocy?

Westchnął. Donikąd to nie prowadziło, zapytał więc, zmieniając temat:

– Czy potrzebuje pani czegoś, pani Gawryluk?

– Ja? Dlaczego tak myślisz?

– Bo wyszła pani do mnie na klatkę – stwierdził, chociaż wydawało mu się to oczywiste.

Kobieta zastanawiała się zapewne, czy jej nie oszukuje. Przez ostatnią dekadę postarzała się, jakby minęły co najmniej dwie. Jak na jego gust to jej – pęknięte – serce matki sprawiło, że tak szybko posunęła się w latach. Kiedy był mały, rodzice często zostawiali go pod jej opieką. Lubił ją. Zawsze pachniało u niej w mieszkaniu ciastem. Pozwalała mu oglądać w telewizji, co tylko chciał, lubiła słuchać, jak gra, nawet kiedy dopiero uczył się gitary, więc wtedy bardziej przypominało to zarzynanie jakiegoś bezbronnego zwierzęcia niż muzykę.

– Ja... ja tylko chciałam zobaczyć, czy to nie mój Karolek. Też tak chodzi jak ty, jakby miał za ciężkie nogi.

Szanse, że to Karolek, były mniej więcej takie jak to, że wejdzie na górę i drzwi otworzy mu Adele. Syn pani Gawrylukowej prawie tutaj nie bywał. Edi widział go może raz w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Z tego, co wiedział, to równie dobrze mógł być za granicą, sprzedając twarde narkotyki tamtejszym menelom i elitom, w areszcie lub zakopany gdzieś w lesie. To Adele w jego mieszkaniu była już bardziej prawdopodobna. A to wiele mówiło – pomyślał.

Kilka razy próbował jej powiedzieć, że Karolek raczej dziś jej nie odwiedzi, ale ona nie słuchała. Nie chciała. I kim on był, żeby zabijać jej nadzieję. Może dziś będzie właśnie ten dzień, kiedy młody Gawryluk pojawi się na progu mieszkania matki? Chociaż większa szansa była na to, że przyjdą policjanci i powiedzą, że znaleźli go w anonimowym grobie gdzieś pod Warszawą.

Uśmiechnął się do niej i już miał ruszyć na górę, kiedy kobieta znów się odezwała:

– Upiekłam szarlotkę, jego ulubioną. Może wejdziesz?

– To miło, ale nie mam czasu – odrzekł zirytowany, że jak zawsze musi być taki grzeczny. Czemu nie mogę być przeciętnym nastolatkiem, który kazałby jej spadać. Tylko że on nigdy taki nie był i nie chciał taki być.

– Na chwilę.

– Mówiłem, że nie mam czasu. Do widzenia – burknął.

Zanim kobieta znów się odezwała, wszedł na górę, pokonując po dwa stopnie naraz aby nie widzieć jej rozczarowania i smutku malujących się na twarzy. Chciał wsunąć się bezszelestnie do pokoju, ale futerał upadł, kiedy próbował postawić go przy ścianie, co zaalarmowało rodziców.

– Już jesteś? Nie miałeś być na próbie? – rzuciła mama, która gryzła kabanosa i siedziała przed komputerem w salonie, nadganiając niekończącą się pracę wicedyrektorki. Mruknął i ruszył do siebie, zamykając za sobą drzwi z wielkim trzaśnięciem. Międzynarodowy znak, który miał innym powiedzieć „Zostawcie mnie w spokoju”. Widocznie ojciec nie znał tego języka, bo po kilku minutach usłyszał pukanie.

– Co?

– Mogę wejść? – Doszedł go cichy głos ojca.

– Po co?

– Zobaczyć, jak wyglądasz, czy mam wzywać lekarza.

– Skąd wiesz, że w ogóle coś się stało?

– Słuchasz polskiego hip-hopu, a robisz to tylko wtedy, kiedy jest ci smutno.

Zapamiętać, zmienić muzykę.

Przewrócił oczami i podszedł do drzwi. Otworzył je z taką siłą, że o mało nie wyrwał ich z zawiasów. Sam tym zaskoczony spojrzał prowokacyjnie na ojca.

– Nic mi nie jest. Ciągle tak samo rudy, tak samo piegowaty.

– Fizycznie wyglądasz normalnie, ale psychicznie trudno mi stwierdzić tak na pierwszy rzut oka.

– To rzuć drugi raz i możesz wracać do swoich zajęć.

– Chcesz pogadać? – zapytał tata, opierając się o futrynę w swoim wielkim, puchatym, czerwonym swetrze.

– A czy trzaśnięcie drzwiami nie powiedziało ci, że nie chcę? – fuknął zirytowany.

Ojciec był niewzruszony, co go jeszcze bardziej rozsierdziło. Aż krew burzyła się w żyłach, kiedy ten tak spokojnie reagował, gdy cały świat właśnie się walił. Czy on tego nie widział? Przecież musiał wiedzieć, kiedy wszystko się rozpadło. Przecież świat musiał na to zareagować – myślał. Ale w głębi duszy Edward wiedział, że nic się nie zmieniło. Kiedy Mikołaj umarł, to tylko ich świat się zawalił, ale oni byli niczym pyłek, który wszechświat mógł strącić bez żadnego wysiłku.

– Czasem zwyczajnie ludzie nie zadają pytania i dlatego nie słyszymy odpowiedzi. A może chcesz, bym ci je zadał?

– Tato, ja mam osiemnaście lat, mój mózg nie jest tak skomplikowany.

Ojciec się roześmiał i rzucił:

– Skoro nie, to zmiana tematu. Mama dzwoniła, zaprasza cię na lunch. Jej słowa, nie moje. Za dwa tygodnie w sobotę.

Ojciec zawsze mówił „mama” nigdy „babcia”. Nawet dla niego było to dziwne. Kiedy mama mamy dzwoniła, zawsze mówił „Babcia chce z tobą pogadać”, ale w przypadku własnej matki zawsze była to „mama”. Tak jakby nie chciał syna zmuszać do nazywania jej babcią. Dla niego była po prostu Dolores.

– Czemu Dolores sama do mnie nie zadzwoniła? – Ojciec nie zareagował na nawiązanie do Harry'ego Pottera, więc kontynuował: – Czy uważa, że to przekracza moje zdolności?

– Nie wiem, co ona myślała, i pewnie się tego nie dowiem. Lunch, przepraszam, obiad jest za dwa tygodnie w sobotę o czternastej w... – spojrzał na kartkę – w restauracji STÓŁ na Szwedzkiej. Domyślam się, że jest to na ulicy Szwedzkiej.

Edi pragnął zdusić śmiech, ale mu nie wyszło i zarechotał razem z ojcem.

– W sobotę nie mogę, mam szkołę albo próby. – To drugie dodał już cicho, bo nie był pewny, czy ta część życia nadal była aktualna. – A z jakiej okazji ten obiad? Nie może jak normalna babcia zabrać mnie na pizzę, a nie do knajpy, gdzie nie wiem, czy to się je, czy to woda do mycia rąk.

– Myślę, że wynika to z tego, synek, że nie będziesz jedynym gościem na tym obiedzie.

– A kto tam jeszcze będzie? – zapytał zaniepokojony, myśląc o swoich kuzynkach i wujostwie.

– Z tego, co mi wiadomo, to ty i Dolores. – Puścił do niego oko i dodał cicho: – I pan Rajkowski.

Edi przez chwilę drapał się po karku, bo znał to nazwisko, ale nie wiedział skąd. Ojciec czekał, aż sam znajdzie odpowiedź.

– Rajkowski, jak rektor akademii muzycznej?

Ojciec kiwnął głową ze smutnym uśmiechem.

– Nie pójdę tam! Nie chcę, żeby mnie faworyzowano, bo jestem czyimś wnukiem.

– Edi, masz nazwisko, jakie masz i to już stawia cię przed innymi. Nieważne, jak to smutne, tak to działa.

– Rozumiem, ale nie znaczy, że będę walczył nieuczciwie. Jeśli nie należy mi się to miejsce, to ja go nie chcę.

– I nikt cię nie zmusi, żebyś tam szedł. – Słysząc to, Edi pokiwał głową z wdzięcznością. – Ona chce na swój sposób dobrze – dodał jednak ojciec i cała wdzięczność zaczęła się ulatniać.

– Tak? To czemu w ogóle nie spyta mnie o zdanie? I czy ona zdaje sobie sprawę, że nawet jeśli będę tam zdawał, to będzie to na kierunek jazz i muzyka rozrywkowa? Chociaż ona pewnie by wolała flauto traverso, lutnie albo obój barokowy.

– Czy mam do niej zadzwonić? – zapytał ojciec.

– Nie, sam to załatwię.

– Jak chcesz, ale jakby coś, to mów.

– Poradzę sobie – warknął, ale nie było już w tym siły.

Ojciec uniósł dłonie w obronnym geście, cofając się o krok.

– Przykro mi, że nie może być po prostu babcią, którą chciałbyś mieć.

– To nie twoja wina i dobrze wiesz, że podziwiam ją za wiele rzeczy, ale chyba niespecjalnie ją lubię. Przykro mi, tato.

Ojciec wyglądał, jakby przyjął to ze zrozumieniem.

– Głodny jesteś? Mama zrobiła kolację.

Ale coś mu się przypomniało i pochłonęło całkowicie jego myśli.

– Mamy bitą śmietanę?

Ojciec spojrzał na niego, jakby nie był pewny, czy dobrze usłyszał, ale potwierdził. Edi wyminął go w drzwiach i ruszył do kuchni. Po chwili znów pojawił się w przedpokoju z butelką bitej śmietany i zaczął wciągać buty.

– A ty gdzie?

– Muszę kogoś przeprosić.

Zanim ojciec zaczął go wypytywać, chłopak już schodził na parter. Pani Gawrylukowa otworzyła po trzech uderzeniach, patrząc na niego z nieskrywanym uśmiechem.

– Pomyślałem, że dodamy do niej bitej śmietany.

Poczekał, żeby otworzyła mu szerzej drzwi, i wszedł do środka.

Emilia

Nie była pewna, jak wróciła do domu. Gdyby ktoś ją zapytał, tak samo prawdopodobne było to, że jechała tramwajem, taksówką oraz przyszła pieszo. Oglądała z mamą jakiś dokument na Netfliksie. W sumie żadna z nich nie zwracała na niego za bardzo uwagi. Ona, bo nie miała ochoty, mama, bo była zbyt zmęczona. Kiedy wróciła z tej nieszczęsnej próby, mama poprosiła, żeby coś wybrała, więc włączyła dokument, bo wiedziała, że ona je lubi, pomimo że najczęściej w połowie już odpływała. Kilka razy próbowały oglądać wspólnie jakiś serial, żeby mieć o czym rozmawiać, ale najczęściej kończyło się na tym, że mama spała w połowie odcinka i następnego dnia zaczynały od nowa. Sytuacja się powtarzała i w ten sposób obejrzały dotychczas trzykrotnie pierwszy odcinekGry o tron, dwukrotnie Breaking Bad i Stranger Things. W końcu powiedziała mamie, że rozumie, że jest zbyt zmęczona i może kiedy indziej. To, co sprawiło jej smutek, to fakt, że matka wyglądała, jakby odetchnęła z ulgą.

– Mamo – zaczęła, kręcąc się niespokojnie na wielkiej kanapie, którą zamówiły w zeszłym miesiącu. Była tak duża, że pomieściłaby osiem osób. Zważywszy, że mieszkały tylko we dwie, mogłoby się wydawać, że mama chce mieć tyle miejsca, aby pomiędzy nią a córką była przepaść. Jeśli chodziło o nią, sytuacja była wręcz odwrotna. Ona nie potrzebowała tutaj przestrzeni. Dziesięć osób upchniętych w maluchu, to było właśnie tyle przestrzeni, ile potrzebowała względem matki. Widocznie jednak ona miała inne potrzeby.

Mama mruknęła, żeby dać znać, że słucha. Powieki miała już nieco ciężkie. Co jakiś czas je zamykała, jakby sprawdzała, czy to już, czy to ten moment, kiedy sen ją do siebie zaprosi. Podciągnęła obolałe od chodzenia na wysokich obcasach stopy i masowała je, zginając palce.

– Kochasz mnie, prawda? – zapytała cicho, wpatrując się w wysoką sylwetkę matki przykrytą białym puchowym kocem.

Matka wzdrygnęła się i otworzyła oczy, jakby chciała się upewnić, że się nie przesłyszała.

– Oczywiście. Skąd takie pytanie?

– Czyli chcesz, żebym była szczęśliwa, nieważne, co by się stało?

– Oczywiście. Skąd te myśli? – zapytała ponownie, podnosząc się lekko na kanapie i lustrując córkę z uwagą.

Emi przełknęła głośno ślinę, wpatrując się w dłonie złożone na kolanach. Jak mam to powiedzieć? Jak mam cię zapytać? Czy możesz mnie kochać tak po prostu, za to, kim jestem, a nie za to, kim chcesz, bym była?

– Wiesz, że zrobiłabym dla ciebie wszystko, że dałabym ci wszystko, co mogę, prawda?

I właśnie o to chodziło. Ona nie chciała tego wszystkiego. Nie że nie doceniała, bo wiedziała, że wiele dzieci zamieniłoby się z nią w mgnieniu oka. Ona szanowała ciężką pracę matki i to, że ma możliwości, jakich inni nie mają. Tylko czasem, kiedy leżała w łóżku i nikogo nie było obok, niekiedy, a nawet coraz częściej, myślała, że ona, Emilia, taka, jaką była, to za mało. Ciągle słyszała „Bądź sobą”. Tak mówiła jej matka, szkoła, reklamy. Ale co to właściwie znaczyło? Nie miała pojęcia. Z doświadczenia wiedziała, że bycie sobą to stanowczo za mało, by ktoś się tobą interesował. Tak naprawdę nikt nie chce oglądać po prostu jej, Emilii. Bo gdyby miała być ze sobą szczera, to mogłaby wiele rzeczy powiedzieć, ale nie to, że była sobą. Bo dziś bycie sobą nie wystarczało. Trzeba umieć śpiewać, tańczyć, recytować, witać się w kilku językach, skończyć studia, kursy i założyć osobną teczkę na dyplomy, a najlepiej wielkie pudło pełne kartek ze stemplem, które powiedzą, że jesteś kimś. I może wtedy, ale tylko wtedy, człowiek jest wart czyjejś uwagi. Więc co to właściwie znaczyło, skoro tak naprawdę, kiedy wracała do domu, to zdejmowała nie tylko buty, kurtkę, którą odwieszała na haczyku w wielkiej szafie w przedpokoju, ale zaraz obok tych rzeczy wieszała prawdziwą siebie i tam ją zostawiała, by być taką córką, jakiej pragnie jej matka.

– Nie, nic, tak po prostu mam dziś taki nastrój – powiedziała w końcu, podnosząc wzrok na matkę.

– Stało się coś?

– Pokłóciłam się z Kubą. – Właściwie nawrzeszczałam na niego i powiedziałam mu rzeczy, których nigdy nie powinnam mu mówić, na które nie zasłużył – pomyślała, ale na głos dodała tylko: – Nikt się teraz do nikogo nie odzywa. Nie było próby, nie wiem nawet, czy będzie następna.

Mama odetchnęła z ulgą, jakby wielki kamień, który trzymała między swoimi wypielęgnowanymi palcami, spadł teraz na podłogę, oczywiście nie robiąc rys, po prostu tylko upadając głucho.

Czyli nie zapytasz mnie, o co? To dla ciebie nieważne, co tam takie pierdoły jak kłótnia z najbliższymi mi ludźmi, zespół, który jest całym moim życiem – pomyślała Emi.

– Przez chwilę myślałam, że jesteś w ciąży – wypaliła mama.

– A to by było takie straszne?

– Dziecko, nawet sobie nie żartuj.

– Nie jestem w ciąży, chyba że samozapłodnienie miałoby miejsce, ale jakbym była, tobyś mnie nadal kochała?

Matka patrzyła na nią przez chwilę, upewniając się, że ta rozmowa jest tylko hipotetyczna.

– Oczywiście, głuptasie. Po prostu chcę, byś była szczęśliwa, byś skończyła liceum, poszła na studia, znalazła dobrą pracę i spotkała kogoś odpowiedniego, z kim założysz własną rodzinę. Najlepiej w takiej kolejności.

I nie żeby Emi chciała mieć teraz dzieci. Nie oszukujmy się, to ostatnia rzecz, jakiej by chciała, która plasowała się gdzieś pomiędzy skokiem z klifu do wody pełnej rekinów a zjechaniem po poręczy pełnej żyletek do basenu wypełnionego wódką. Po prostu chciałaby czasami, chociażby czasami, żeby matka widziała w niej po prostu Emilię, dziewczynę, która najbardziej na świecie chciałaby grać na perkusji, a nie miniaturę siebie samej, którą ona nigdy nie pragnęła zostać. Od czasu do czasu próbowała się przekonać, że takie życie jest dla niej: kariera, mąż, apartament na nowym, strzeżonym osiedlu. Tylko kiedy o tym myślała, to każdy obrazek w jej głowie wyglądał jak wykonany w Photoshopie, gdzie musi na siłę wkleić swoją twarz.