Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
25 osób interesuje się tą książką
Maja Nowicka i Artur Konop jednoczą siły, chcąc odkryć prawdę na temat sprawy, która okazuje się
iście brutalna. Są niezłomni w swoich przekonaniach i, co gorsza, wierni zasadom, które uważają za
najwyższe cnoty.
Wciąż błądzą w pełnych zawikłania zagadkach, pragnąc poznać prawdę nie tylko o przeszłości, ale
również o sobie. I kiedy zaczyna pojawiać się światełko w tunelu, garb odkrywanych tajemnic wciąż
rośnie i rzuca im kolejne kłody pod nogi. Gdy oboje postanawiają dotrzymać danego sobie słowa,
wierność zasadom okazuje się dla nich paradoksalnie zgubna.
„Żelazo” jest kontynuacją serii Paradoks Cnót – historii kryminalnej o zabarwieniu erotycznym
osadzonej w realiach polskiej gangsterki.
Farion i Gostyński poruszają problem nieczystości tam, gdzie powinno być krystalicznie czysto.
Wstrząsają, wskazując, jak nielegalny proceder na wysoką skalę niszczy zwykłych ludzi, a przy tym
bogaci tych, którzy piastują stanowiska na wysokich szczeblach. Dotykają aspektu życia według
wyższych idei i działania dla sprawy. Pokazują, że mimo wszystko zasady muszą być twarde niczym
żelazo, które należy kuć, póki jest gorące, i rozpalają zmysły czytelników do czerwoności.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 293
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla naszych drugich połówek: Narzeczonej i Mężowi :*
PROLOG
Są w życiu rozdziały, do których zamknięcia wreszcie dojrzewamy. Są też takie, które boimy się otworzyć.
Zdarzają się momenty uświadamiające nas w tym, że cel nie zawsze uświęca środki, nawet jeśli są one naznaczone czystymi cnotami.
Istnieją ideały, które tworzą twardą tarczę odbijającą uczucia niczym lustro bazyliszka, by spalić wszystko wokół.
Problem pojawia się wtedy, gdy cnota wierności zasadom staje się najważniejsza i paradoksalnie prowadzi do zguby.
A wszystko przez żelazne zasady…
Pierwsza zasada przetrwania w dziczy, to pokazać zwierzynie, że się jej nie boisz, ale jednocześnie mieć plan ucieczki, gdyby cię nagle zaatakowała.
~ Weronika Sawicka
1
ARTUR
Wiem, co mnie za chwilę czeka, ale pogodziłem się już ze swoim losem. Ślepa pogoń za zemstą prowadzi mnie do autodestrukcji. Może to i lepiej, że Maja zdecydowała za mnie. Pozostało mi tylko zachować się wobec niej fair. Wiem, że muszę odwołać zlecenie powierzone chłopakom. Dłużej już nie ma sensu niczego ukrywać.
Siadam wygodnie na fotelu, wyjmuję telefon i wybieram ten sam numer co wczoraj.
– Jesteśmy na miejscu. – Odbiera jeden z moich ludzi.
– Zostawcie wszystko tak, jak jest – mówię krótko.
– Ale jak? – słyszę jąkanie. – Przecież to łączy szefa z różnymi…
– Czego nie rozumiesz? – przerywam mu. – Skoro mówię „zostaw”, to znaczy, że nie ma w tym zdaniu miejsca na dalszą dyskusję. Zrozumiano?
– Zrozumiano – odpowiada, po czym się rozłącza.
Włączam ponownie aplikację lokalizującą. Widzę, że Pszczółka zbliża się do mnie, prawdopodobnie ze wsparciem innych psów. Wstaję i przechodzę do centralnej części pokoju, bo przecież dokładnie znam procedury. Klękam powoli i zakładam ręce za głowę. Ironia losu, tyle czasu byłem nieuchwytny, żeby teraz samemu przyzwolić na dorwanie mnie.
Taki paradoks.
Drzwi się otwierają i już po chwili słyszę zbliżające się do mnie co najmniej dwie osoby. Coś mi tu nie pasuje, nie tak wygląda aresztowanie jednego z najbardziej nieuchwytnych gangsterów ostatniej dekady. Czy to możliwe, że ktoś od tych ludzi z lasu przyszedł dokończyć dzieła? Nie wiem tego, ale odruchowo sięgam po broń. Kroki są coraz bardziej słyszalne. Zaciskam dłoń na rękojeści i kładę palec wskazujący na spuście. Jestem gotowy, żeby w razie czego się bronić, ale kiedy podnoszę wzrok, dostrzegam Maję w towarzystwie starszego mężczyzny.
– Co ty robisz?! – pyta wyraźnie zirytowana.
– Ułatwiam wam zadanie – odpowiadam, starając się ukryć emocje, jakie mną władają.
– On tak zawsze? – wtrąca mężczyzna.
– Niestety – potwierdza Pszczółka, kiwając głową.
– Podinspektor Marek Iwanicki – mówi, wyciągając blachę w moją stronę. – Tej pani chyba nie muszę panu przedstawiać?
– Doskonale wiem, kim jesteś – odpowiadam, widząc odznakę.
– Pan Artur Konop? – upewnia się, chyba testując moją cierpliwość.
– A ja myślałem, że jeśli macie zamiar kogoś zatrzymać, to chociaż upewniacie się wcześniej co do jego personaliów. Ale jak widać, niekompetencja w policji jest na każdym kroku.
– Skoro uprzejmości mamy już za sobą – wzdycha, ignorując moje słowa – to czas przejść do konkretów.
Odkładam broń na podłogę i wyciągam dłonie przed siebie. Nie mam zamiaru stawiać oporu, mimo tego, co się stało. Pszczółka nie zasługuje na krwawą jatkę ze sobą w roli głównej.
– Znowu? – jęczy Maja.
– Panie Konop, niech pan zabierze te ręce – nakazuje facet, zaskakując mnie tym. – Możemy porozmawiać?
– Z tego, co pamiętam, to taką rozmowę odbędziemy na komendzie.
– Nowicka – zwraca się do dziewczyny. – Powiedz mu coś, bo tracę cierpliwość.
Pszczółka podchodzi do mnie i chwyta mnie pod ramię. Czuję, jakby wstąpiła w nią niewidzialna siła. Dźwiga mnie na równe nogi jedną ręką i prowadzi korytarzem pod drzwi wejściowe. Widzę, jak kipi ze złości, tylko nie wiem jeszcze czemu. Staje naprzeciwko mnie i spogląda mi prosto w oczy. Kątem oka widzę, że zaciska pięści.
– Co ty odpierdalasz?! – przywołuje mnie do porządku.
– Nie o to ci chodziło? – odpowiadam, przewracając oczami.
– Artur! – wzdycha głośno. – Czy ty naprawdę za każdym razem musisz uważać, że robię coś przeciwko tobie? – Tym razem to ona przewraca oczami.
– Co? – cedzę przez zaciśnięte zęby, kompletnie nie rozumiejąc, co jest grane.
– Wysłuchaj mojego szefa, zanim znowu zaczniesz kłaść się na ziemię – wyjaśnia.
O co tu, kurwa, chodzi? To pytanie rozbrzmiewa w mojej głowie bez przerwy. Czyżbym znowu źle ją ocenił?
Ponownie chwyta mnie pod ramię i wracamy do salonu.
– Mów – zwracam się stanowczo do jej przełożonego.
– No dobrze – mruczy mężczyzna, siadając wygodnie na kanapie. – Mam dla pana propozycję nie do odrzucenia.
– Nie naoglądałeś się za dużo Ojca Chrzestnego? Takie propozycje nie istnieją – odpieram i śmieję się głośno.
– Chłopcze – uśmiecha się krzywo – nie występujemy w filmie ani w żadnej książce o tematyce kryminalnej. Tak się składa, że żyjemy naprawdę. Musimy funkcjonować w tym świecie. Fakt jest taki, że jesteśmy po przeciwnych stronach barykady, ale… – urywa, zerkając na Maję – są pewne rzeczy, obok których nie można przejść obojętnie.
– Szefowi chodzi o to, że chce nam pomóc – wtrąca Pszczółka.
– Do sedna! – mówię podniesionym tonem. – Czego ode mnie chcesz?
– Wiem, czego szukasz – odpowiada w końcu rzeczowo. – A ponieważ wiem też, że twoje podejrzenia mogą mieć pokrycie w rzeczywistości, chcę to sprawdzić i jeśli będzie trzeba, pociągnąć za odpowiednie sznurki. Dojdziemy sprawiedliwości, a winni poniosą odpowiedzialność za swoje czyny.
– Co znaczy, że wiesz? – Czuję, jak się we mnie gotuje. – Tak naprawdę gówno wiesz.
– Wiem wszystko – mówi dumnie. – Wszystko o rtęci.
To musiało wyjść od Mai. Spoglądam na nią, chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia. Nasze spojrzenia spotykają się tylko na chwilę, ale ja już mam pewność. Czuję, że rozumiem ją bez słów. Szef wie tylko tyle, ile mu potrzeba. Uśmiecham się lekko, starając się to przed nim ukryć.
– I co my z tym zrobimy, panie Iwanicki? – odpowiadam ironicznie. – Mówi pan o pociąganiu za sznurki. Niech mi pan powie, kto was na mnie nasłał? – pytam, choć doskonale znam odpowiedź.
– Wiem od podkomisarz o twoim zleceniu na siebie.
– Czyli jest pan świadomy tego, że wszystko, co wiecie, wiecie dzięki mnie? – Uśmiecham się. – Niech pan zobaczy, ile działań operacyjnych wam zaoszczędziłem.
– Powiedz mi tylko, który z głównej siedzi w twojej kieszeni.
– A kto nie siedzi? – Patrzę na niego z góry. – Jeszcze pan, ale to pewnie niedługo się zmieni – dodaję i parskam lekceważąco.
– To się nigdy nie zdarzy – zaprzecza, kręcąc głową. – Czas zagrać w otwarte karty. Ja dam ci środki, którymi nie dysponujesz, no i… – urywa, znów spoglądając na Pszczółkę – najlepszego operacyjnego, według twoich wcześniejszych preferencji.
– Gdzie jest haczyk?
– Za rok przechodzę na emeryturę, więc dzisiaj nie mam nic do stracenia. Pracuję w policji, bo chciałem, a nie dlatego, że musiałem. Chuj mnie strzela przez tych łapówkarzy i jeśli mogę ukrócić coś, co przyniesie choć odrobinę dobrego, zrobię to. Ale umówmy się: na tym świecie nie ma nic za darmo, jak sam zauważyłeś. – Poprawia się nieco i znowu patrzy na Maję. – Ja swoje już zrobiłem, ale Nowicka ma jeszcze wiele przed sobą…
– Nie rozumiem – wtrąca Pszczółka.
– To proste – zwraca się do niej. – Mimo wszystko masz pociągnąć swoje zadanie do końca, przecież są w życiu pewne zasady. A jeśli sprawiedliwości ma stać się zadość, niech się stanie.
Doskonale rozumiem, o co mu chodzi. Chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Doprowadzić do końca sprawę, którą podsunęliśmy mu pod nos, a przy okazji pozbyć się mnie z ulic Wrocławia. Pierdoleni, zero nakładu pracy, a ciągła pogoń za efektami roboty cudzych rąk.
Widzę, że Maja też zrozumiała i nie jest jej to na rękę. Jestem pewny, że tym razem również się nie mylę. Nie chcę jej pozwolić na poczucie winy, jakie przyniosłoby zdanie, które właśnie chce powiedzieć, więc ją uprzedzam.
– Dobrze. Dostaniecie coś na mnie – mówię, udając obojętność.
– Wszystko zależy od tego, jak bardzo tego chcesz – ciągnie Iwanicki. – Ja już dzisiaj mogę cię zamknąć. Kwestia tego, co jest dla ciebie najważniejsze.
– Mówisz o sprawiedliwości i innych bujdach, a tak naprawdę chodzi tylko o wyniki. Ja w przeciwieństwie do ciebie walczę o prawdę i nie boję się ponieść za nią konsekwencji. Jeżeli mógłbyś mnie zamknąć, już byś to zrobił. A prawda jest taka, że jedyne, co na mnie macie, to poszlaki.
– Nie z Nowicką na pokładzie – śmieje się. – Panie Konop – znów przechodzi na per pan – są ludzie, którzy kierują się pewnymi cnotami. Jeśli i pan takowe posiada, wierzę, że się dogadamy – stwierdza, wstając. – Zatem wóz albo przewóz?
Mówiąc o cnotach, nie zdaje sobie sprawy, że jedną z nich jest lojalność. Dokładnie ta lojalność, którą bez przerwy podawałem w wątpliwość, ale już wiem i nigdy nie zwątpię, że Maja jest w pełni lojalna. Ten człowiek nie dostrzega, że właśnie stawia ją na rozdrożu. Każe jej wybrać między swoimi wartościami, a jest to wybór niewyobrażalnie ciężki, praktycznie niemożliwy.
– Panie Iwanicki, jak już mówiłem, dostaniecie coś na mnie. Na tyle duże coś, że pozbędziecie się mnie na dobre, ale pod jednym warunkiem – zaznaczam.
– Słucham? – Unosi brwi.
– Wszystko, co związane ze mną, przechodzi wyłącznie przez ręce pani Nowickiej.
– Masz moje słowo.
– W takim razie mamy umowę.
– Świetnie! – Klaszcze w dłonie. – Więc kujmy żelazo, póki gorące!
Nie ma nic złego w łamaniu zasad, jeśli robisz to w imię czegoś, co jest od nich ważniejsze.
~ Kim Harrison
2
MAJA
Nie wierzę w to, co tu się dzieje. Szef powiedział mi po drodze, że chce się dogadać, ale że aż tak? Myślałam, że sprawa przekrętu mu wystarczy, ale jednak nie. To nie typ człowieka, który pomija ważne szczegóły.
– No dobrze – mówi Iwanicki, ruszając w stronę wyjścia. – Nasze działania pozostają w pełnej poufności i nikt, ale to absolutnie nikt, nie może o tym wiedzieć. – Przystaje i odwraca się do nas. – Operacja Śnieżna burza – woła niemal, wyciągając palec wskazujący ku górze, a mi aż chce się śmiać. – Dobra, ja wracam do roboty, a ty – zwraca się do mnie – zapewne zostajesz?
– Tak – potwierdzam mimowolnie, choć tak naprawdę nie wiem, czy Artur chce, abym została.
Szef kiwa jeszcze w stronę gospodarza, po czym wychodzi, zostawiając mnie w paszczy lwa.
– Błagam, nie patrz tak na mnie – mówię, gdy tylko drzwi się zamykają, a ja spoglądam na skupione spojrzenie Artura. Chyba jest zły.
– A jak mam patrzeć? – rzuca oburzony. – Wiesz, jak to się dla mnie skończy?
– Już dwa razy kazałeś mi siebie aresztować – zauważam, lekko się uśmiechając, choć jestem nieźle zestresowana. – A poza tym, na samym początku powiedziałeś, że prawda jest dla ciebie najważniejsza.
– I zdania nie zmieniam, tylko jest coś takiego jak straty poboczne. Wiem o tym, że wy – podkreśla słowo „wy” – często na to nie patrzycie, ale dla mnie liczy się też to, żeby nie zostawić po sobie zbyt dużego bałaganu. Nie wszystko da się zamieść pod dywan.
– Właśnie o to chodzi, żeby nie zamiatać pod dywan, Artur – wzdycham. Nie powiem mu o wczorajszej wizycie, bo znowu chciałby mnie od tego odsunąć. – Ja chcę doprowadzić to wszystko do końca, a… – urywam i przygryzam kolczyk. – Końcem się nie martw.
– Nie martwię się tym, jak to się skończy. Jak już dawno mówiłem, jestem pogodzony ze swoim losem. – Uśmiecha się. – Pytanie, czy ty będziesz w stanie doprowadzić sprawę do końca ze świadomością, że rozwiązanie będzie równocześnie końcem dla mnie.
Milczę, bo co mam mu powiedzieć? Gdybym chciała go wystawić, mogłabym to zrobić już po akcji w klubie. Jego broń nadal jest przecież w moim posiadaniu. Muszę się zastanowić, jak zjeść ciastko i mieć ciastko.
– Nie będzie żadnego końca – mówię wreszcie. – Zrobimy tak, żeby było dobrze.
– Wiesz doskonale, że tak się nie da – wzdycha. – Albo ja pójdę na dno, albo ty, a dla mnie wybór w tym przypadku jest oczywisty.
– Proszę, nie każ mi wybierać…
– Właśnie dlatego decyduję za ciebie, choć wcale nie uważam, że pójście do przełożonego było dobrym wyjściem – wtrąca się.
– To było jedyne wyjście – stwierdzam krótko.
– Nie, to było najprostsze wyjście.
– Są takie rzeczy, których sami nie przeskoczymy, a ja myślę właśnie o stratach pobocznych, o których sam wspomniałeś. – Staram się jakoś wybrnąć. – Nie chcę, aby kogoś skrzywdzono tylko dlatego, że jesteśmy uparci. Nieważne. – Kręcę głową. – A jeśli o mojego szefa chodzi – zmieniam temat – nie myśl sobie, że zdradziłam mu cokolwiek więcej niż to, co dotyczy twojej żony.
– Wiem o tym. Zrozumiałem to w chwili, w której na ciebie spojrzałem podczas rozmowy z nim.
– Ale znowu we mnie zwątpiłeś, a mieliśmy sobie ufać – ciągnę, chcąc przechylić szalę na swoją stronę.
– Ufam ci, ale… – przerywa na chwilę i głośno wzdycha. – Nie ufam twoim wyborom.
– Mojemu najważniejszemu wyborowi również nie ufasz? – pytam, podchodząc do niego.
– To był najbardziej nierozsądny i irracjonalny z nich – śmieje się, również zbliżając się do mnie.
– Więc prowadzanie się z gangusem jest najbardziej nierozsądne i irracjonalne, ale też najzajebistsze – droczę się.
Kładę dłoń na jego torsie i patrzę mu w oczy. Nie widzę w nich złości, o którą tak się martwiłam, jednak znajduję coś w rodzaju zawodu. Nie chcę, żeby się o mnie martwił. Nie chcę też, żeby jemu coś się stało. Dałam słowo, więc nie zostawię go z tym teraz, a ci ludzie są gotowi na wszystko. Oboje ledwie uszliśmy z życiem, więc nie ma tu miejsca na żarty.
– Nie gniewaj się – mówię najsłodszym głosem, na jaki mnie stać.
– Jak mógłbym się gniewać? – odpowiada, głaszcząc mnie po policzku.
Lubię, kiedy to robi. Czuję się wtedy przy nim taka mała i bezbronna. Ale teraz nie chcę być bezbronna. Chcę mu pokazać, że stąpam twardo po ziemi i wiem, co robię. Nie chcę, żeby we mnie wątpił.
Wtulam policzek w jego dłoń i przymykam oczy, jednocześnie rękami szukam gumki jego dresów. Wsuwam pod nią palce i się uśmiecham, mając wciąż opuszczone powieki. Kiedy chwytam za materiał i stanowczo ciągnę go w dół, wreszcie otwieram oczy. Od razu zauważam zaskoczone spojrzenie Artura i wysoko uniesione brwi. Zapewne jest ciekawy, co chcę teraz zrobić. Cóż, sama jestem ciekawa.
Nie tracąc czasu ani nie ryzykując swojego odwrotu, od razu klękam przed nim. Jestem tak przejęta, jak chyba nigdy w życiu. Fakt jest taki, że nie jestem w tym specjalistką i nie wiem też, czego tak naprawdę oczekuje taki mężczyzna. Mój oddech przyspiesza, a język mimowolnie oblizuje wargi. Nawet nie spoglądam w górę. Chyba nie chcę widzieć wzroku Artura, gdyby stwierdził, że jednak słabo… Trudno, podjęłam decyzję, trzeba trzymać się swoich wyborów.
Sprawnie zsuwam z niego spodnie wraz z bokserkami. Uśmiecham się pod nosem, widząc, że jest już w pełni gotowy. Czy on ma tak zawsze? Czy może wystarczy niewiele, aby się podniecił? Zagryzam wargę i chwytam w dłoń prężącą się męskość. Znów oblizuję usta i wreszcie je rozchylam. Kiedy mój język spotyka się z główką kutasa, odruchowo zerkam w górę.
Wyraz twarzy mężczyzny, przed którym klęczę, jest jak z obrazka. Szeroko otwarte oczy, rozchylone wargi i pełne pożądania spojrzenie. To daje mi kopa do działania i już nie odrywając od niego wzroku, pochłaniam go niemal w całości. Z ust Artura uchodzi głośny jęk, a ja uśmiecham się do siebie w duchu na to posunięcie. Od początku się zastanawiałam, jak to będzie, jak on… smakuje.
Kilka sprawnych ruchów i wypuszczam go z ust z głośnym mlaśnięciem. Przygryzam wargę, po czym pochylam się nieco i wysuwam mocno język, którym dotykam lekko jego jąder. Chwilę ślizgam nim po nich, po czym wykonuję jeden długi ruch, oblizując całą męskość od nasady aż po sam czubek.
U góry słyszę jęknięcia i sapnięcia, a to oznacza tylko jedno, chyba nie jest tak źle. Pocieszona tą myślą znów pochłaniam go niemal w całości. Jednostajnie poruszam głową, a rękami chwytam go za uda, zamykając przy tym oczy.
Zwalniam i przyspieszam, jednocześnie starając się pieścić językiem główkę. Czuję, że nogi mężczyzny mocno się napinają, co daje mi znak, że jest mu dobrze. Znów na niego spoglądam i zauważam, jak jego klatka piersiowa unosi się w szybkim tempie. Usta ma jeszcze bardziej rozchylone, a spojrzenie robi się jakby zamglone, ale także ostrzejsze.
Wtem czuję jego rękę na swojej głowie, a po chwili palce wplatające się w moje włosy. Kiedy jego chwyt robi się bardziej stanowczy, zauważam, że zacisnął szczękę. Niewiele myśląc, poddaję się i pozwalam na to, aby mnie poprowadził. Znów wbijając w niego spojrzenie, pracuję intensywnie i pochłaniam pulsującego kutasa. I kiedy widzę, że marszczy nieco czoło, krzywiąc się przy tym lekko, wiem, że jest już blisko. Postanawiam nie wypuszczać go z ust, mimo że dla mnie będzie to pierwszy raz. Jego ręka się zatrzymuje, lekko szarpiąc za moje włosy, ale ja się nie ruszam. Chcę, żeby skończył w moich ustach. Posyłam mu spojrzenie, z którego znowu chyba czyta jak z otwartej książki. Wzmacnia uchwyt i dociska mnie do siebie. To samo dzieje się z moimi dłońmi. Palce niemal wbijam w jego uda, chcąc się przytrzymać, a oczy zachodzą łzami. Mężczyzna sprawnie wykonuje jeszcze dwa ruchy moją głową, po czym czuję w ustach ciepło. Staram się przełykać raz za razem, wciąż nie odrywając wzroku od jego twarzy wygiętej w ekstazie.
Wysuwa się z moich ust, od razu chwyta mnie za ramiona i podnosi na równe nogi. Ledwie udaje mi się ustać po takim wysiłku, ale Artur obejmuje mnie jedną ręką, drugą ściera łzę z mojego policzka. Jego spojrzenie błąka się przez chwilę po mojej twarzy, aż wreszcie całuje mnie namiętnie, zgarniając swój smak z mojego języka.
Pocałunek jest krótki. Po chwili cmoka mnie w czubek nosa i styka swoje czoło z moim.
Copyright © P.K. Farion, Mateusz Gostyński
Copyright © Wydawnictwo ReWizja
Wydanie I
Wilkszyn 2023
ISBN 978-83-67520-38-6
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Projekt okładki: Katarzyna Grdeń
Zdjęcie na okładce: stock.chroma.pl/ERANICLE
Zdjęcie na rewersie: Łukasz Piątkowski
Redakcja: Detektyw Słowny Roma Wośkowiak
Korekta I: Urszula Tyrała
Korekta II: Detektyw Słowny Roma Wośkowiak
Skład i łamanie: D.B. Foryś www.dbforys.pl
Wydawnictwo ReWizja