Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Świat starożytnych bogów, aniołów, magii i nauki. Mity i legendy, które ożywają
Elena jest młodą, z pozoru zwykłą Ziemianką, która na swojej drodze spotyka rudowłosą piękność, Hestię. Choć wieczorem zasypia we własnym łóżku, budzi się lata świetlne od niego. Na dalekiej planecie, w królestwie Oriona. Tam czekają na nią inni olimpijscy bogowie, w tym najważniejszy z nich, Zeus, nieprzystępny, groźny i niepokonany. Ma wobec ludzkości okrutny plan i tylko Elena może powstrzymać najwyższego z bogów przed jego realizacją. Dziewczyna bowiem ma coś, czego Zeus pragnie. Czy sny pozwolą Elenie przekonać srogiego stwórcę, by dał ludzkości jeszcze jedną, ostatnią szansę? Czy pod kamienną maską i żelaznym sercem kryje się coś więcej?
Wyrusz do innego wymiaru, by sprawdzić, czy to, co przeżywa Elena, jest jej nową rzeczywistością, czy jedynie burzliwym, choć przepięknym snem
Książka dla czytelników powyżej szesnastego roku życia.Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 13 godz. 11 min
Lektor: Czyta: Dagmara Bryzek
Emilia J. Lee
Zeus
Królestwo Oriona. Tom 1.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — orazdo rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jestczysto przypadkowe.
Opieka redakcyjna: Barbara Lepionka
Ilustracja okładkowa oraz wewnątrz książki: Emilia J. Lee
Projekt okładki: Justyna Sieprawska
Helion S.A.
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 230 98 63
e-mail: [email protected]
WWW: https://beya.pl
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
https://beya.pl/user/opinie/zeuskr_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-289-0689-1
Copyright © Helion S.A. 2023
Dla moich dwóch aniołów
Dla mojej mamy, która obdarowała mnie cudem życia,
oraz dla mojej ukochanej córki, która jest powodem,
by o ten cud dbać.
… I dla każdego, kto patrząc w rozgwieżdżone niebo,
tęskni za domem.
Obyście w pyle gwiazd odnaleźli to,
co od zawsze zapisane jest w waszych duszach.
Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!
W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak przemoc, które mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.
Pamiętajcie — jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.
Sleeping at last – Saturn | Mercury
Whitesand – Melody of My Dreams | Story of the Wind | Good vs Evil
Tommee Profitt ft. Fleurie – Remembrance
Blake Rose – Gone
Gabrielle Aplin – Home
The Script – Flares
Brand X Music – Into The Light
Sara Farell – Faded (cover)
Alexis Ffrench – Bluebird
Austin Farwell – A World Away
Henry Smith – I Can’t Fall in Love Without You (Piano Version)
Kodaline – Brother
Linkin Park – Numb (Epic Orchestra 2020 Edition)
Tom Player – Forever Lost
Dean Lewis – Lose My Mind
The Cinematic Orchestra – Arrival of the Birds
Ruelle – Find You
Dan Thiessen – Tell Her I Wasn't Scared | There Will Be Generations Because of You
Twelve Titans Music – Departure
Falk Wünsch – Don't Forget
Joseph William Morgan – Charges from the Sky | Awakening
Eternal Eclipse – True Love’s Last Kiss
2WEI – Neptune | Expectations
Audiomachine – Manifest | Through the Darkness
Generdyn ft. SVRCINA – Chosen
UNSECRET ft. Ruelle – Hang On A Little Longer
Najlepsze historie to te, których zakończenia się nie spodziewamy — takie, których nie rozumiemy od razu. Tak zwykł mawiać mój przyjaciel, Sebastian.
Co nazwalibyście rzeczywistością? To, co widzicie i czujecie? A może to, co słyszycie? Skoro to umysł sprawia, że doświadczamy rzeczywistości, czym jest sen? Gdy śnimy, często o tym nie wiemy. Po przebudzeniu jesteśmy zszokowani tym, że to, czego doświadczyliśmy, było tylko snem. Czasami wspominamy go z rozrzewnieniem, a innym razem boimy się zasnąć ponownie w obawie, że będzie nam się śnił koszmar. Skoro we śnie widzimy, słyszymy, a nawet czujemy — to czy sen nie jest rzeczywistością? Co sprawia, że decydujemy, która rzeczywistość jest tą prawdziwą?
A gdybyście mieli powiedzieć, czym jest śmierć, jaką usłyszałabym odpowiedź?
To jedno z pytań najczęściej zadawanych przez ludzi. Czy śmierć jest końcem, czy początkiem? Czy w ogóle istnieje? Nie pamiętamy życia sprzed naszych narodzin, czy więc jest możliwe, że gdy zamykamy nasze oczy na wieki, to tak naprawdę jednocześnie je otwieramy? Nikt z nas nie jest w stanie odpowiedzieć na te pytania. Śmierć jest bolesna, ale głównie dla tych, którzy zostają, by opłakiwać zmarłych. Czy jest bolesna dla tych, którzy zostawiają swoje ciała? Czy nasza energia przeżywa i jedynie się przenosi? Jeżeli tak, to dokąd? A może zostaje, żeby towarzyszyć tym, co żyją? Może rozprzestrzenia się i jej cząstki znajdujemy w motylach z kolorowymi skrzydłami? W ważkach przysiadających na kubku z poranną kawą? W kroplach strumienia, który napaja leśne stworzenia? Może w wietrze, który przynosi ulgę w upalnym dniu? Czy nasza świadomość przeżywa? Czy wspomnienia trwają, czy po prostu znikają, kiedy my odchodzimy?
Stwarzamy religie, by żyć spokojnie w przekonaniu, że po śmierci coś nas jeszcze czeka. Ale skąd ta pewność? Czy czeka na nas Bóg? Czy decyduje o naszym losie? Czy jest tym, za kogo go uważamy? Chciałabym wierzyć, że śmierć jest jak piękna historia, w której kochamy, tęsknimy, złościmy się i przeżywamy wszystko tak samo, a może nawet intensywniej niż tutaj, w świecie, który mylnie nazywamy rzeczywistością.
No i czas — czas jest zabawnym tematem. Jak to możliwie, że wciąż widzimy światło gwiazd, które od dawna już nie istnieją? Czy gdy my przestajemy istnieć w jednym miejscu, nasze światło wciąż gdzieś widać? Czy ktoś może je jeszcze podziwiać?
Mam wiele pytań, na które prawdopodobnie nie dostanę odpowiedzi. Dałabym wiele, by to przedyskutować, ale żeby to zrobić, muszę się najpierw obudzić.
— Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł?
— A masz lepszy? — zapytała Elena, patrząc z wyrozumiałą miną na Sebastiana.
— Nie jestem przekonany, czy to miejsce w moim stylu — odpowiedział, zerkając kątem oka na baner mieniący się na czerwono i biało.
— To tylko bar, wyluzuj. Napijemy się za twoje zdrowie i wracamy. Przecież nie chcesz spędzić kolejnych urodzin, oglądając „Spider-Mana” i zajadając się popcornem.
— Popcorn i „Spider-Man” nie brzmią źle. — Sebastian spojrzał na Elenę, poprawiając okulary.
— Przestań się mazgaić! — Szturchnęła go ramieniem. — Wchodzimy, pijemy, wychodzimy. Plan prosty, a zarazem idealny. Wiesz, ile czasu zajęło mi przekonywanie ochroniarzy, żeby wpuścili nas bez kolejki? Nie tak łatwo tu wejść, niektórzy rezerwują wejściówki tygodnie wcześniej.
— Pójdę, ale tylko dlatego, że ty mnie o to prosisz.
— Pójdziesz, bo w głębi serca wiesz, że to ci się spodoba. — Elena zrobiła zadowoloną minę i chwyciwszy Sebastiana za koszulkę, zaczęła go ciągnąć w stronę wejścia.
W powietrzu unosił się zapach miasta. Lekko kwaśny po deszczu, który spadł kilka minut temu, mieszanina perfum kobiet stojących w kolejce, by dostać się do baru, no i oczywiście samochody — zapach samochodów, które przez cały dzień smażyły się na parkingach, gdy ich właściciele pracowali. Podświetlone stare kamienice wyglądały jak kościoły — przepięknie rzeźbione, a zarazem mające w sobie coś przerażającego. Gwiazd na niebie było milion, choć przez banery powieszone wokół ciężko było je dostrzec.
Bar z zewnątrz wyglądał jak melina — zwykły pub, do którego chodzi się na piwo ze znajomymi. Kolejka do niego ciągnęła się przez dobre piętnaście metrów — do tego dochodzili przechodnie, którzy zatrzymywali się na chwilę, by sprawdzić, o co tyle hałasu.
Elena wejściówki kupiła kilka tygodni wcześniej, a dzięki swoim zdolnościom negocjacyjnym dostała się na przód kolejki dosłownie w kilka minut. Sebastian był jej przeciwieństwem — nie był wygadany i trzymał się z dala od takich miejsc. Oboje nie byli typami imprezowiczów, ale na dwudzieste piąte urodziny najlepszego przyjaciela Elena chciała zrobić coś, czego wcześniej razem nie robili.
Bar był w stylu barokowym. Długie i ciężkie zasłony w krwistoczerwonym kolorze zasłaniały ogromne drewniane okna. Z sufitów zwisały masywne miedziane żyrandole, a ściany były prawie czarne. W środku unosił się zapach whiskey i kadzideł. Na każdym ze stolików były plakietki z napisem „Zarezerwowane”. Elenie udało się zdobyć stolik pod oknem, tam, skąd najlepiej widać park. Był to niecodzienny widok, bo mimo że znajdowali się w starej części miasta, zza okna widniały migoczące światła wieżowców w centrum, a park zdawał się rozdzielać te dwa różne światy.
— Naprawdę nie wiem, co tutaj robię. — Sebastian rozglądał się nerwowo.
— Uspokój się. — Elena uśmiechnęła się, kładąc dłoń na ramieniu Sebastiana. — Siadaj. — Wskazała mu miejsce pod oknem.
— Inaczej wyobrażałem sobie naszą pierwszą kolację we dwoje — odburknął z nerwowym uśmiechem.
— Ale musisz przyznać, że widok mamy świetny… Do tego nie musisz przepychać się, żeby zostać obsłużonym. Widzisz ten przycisk? — Elena wskazała palcem na przycisk w stole. — Tak wzywają tutaj kelnerów. Takich barów nie ma wiele.
— Nie dziwota. Kto wydałby sześćdziesiąt złotych na szklankę whiskey!? — wymamrotał, wczytując się w menu.
— Ja… — Elena wyjęła mu delikatnie menu z dłoni. — Pozwól, że ja zamówię dzisiaj coś do jedzenia i picia. To twoje święto, dzisiaj ja stawiam. Tak w ogóle… to wszystkiego najlepszego! — Elena wyjęła z kieszeni drobne pudełeczko przewiązane szarą wstążką.
— Oświadczasz mi się? — Rozchmurzył się, a jego oczy nabrały koloru.
— Zrobiłabym to w lepszym stylu. Otwórz! Zobacz, co ci przygotowałam. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Sebastian otworzył pudełko, w którym znajdował się brelok — nie taki zwykły, bo z wygrawerowanym napisem Przyjaciele to rodzeństwo, którego Bóg nigdy nam nie dał. Po obejrzeniu breloka z każdej możliwej strony twarz Sebastiana na chwilę jakby zamarzła. Wyglądał, jakby analizował napis, który Elena wybrała. Każdy, kto ich znał, dobrze wiedział, że Sebastian darzy przyjaciółkę bardzo szczególnym uczuciem, większym niż to przyjacielskie, lecz ona nie do końca zdawała sobie z tego sprawę.
— Podoba ci się? — zapytała, budząc go z transu.
— Świetny. — Pokiwał głową. — Wzruszyłem się.
Sebastian obszedł stolik i przytulił przyjaciółkę. W tym samym momencie podszedł do nich wcześniej wezwany kelner, aby przyjąć zamówienie.
Słońce już zupełnie zaszło, a bar zapełnił się gośćmi. Ludzie rozmawiali, śmiali się i upajali najlepszej jakości alkoholem i jedzeniem, które mogłoby być serwowane w najbardziej ekskluzywnych restauracjach. Na jednym ze stołów Elena dojrzała kraba i inne owoce morza podane niczym dzieło sztuki. Sebastian natomiast zachwycał się zamówieniem pary siedzącej niedaleko nich. Wyglądało to jak żeberka oblane dziwną mazią, którą ktoś posypał złotymi płatkami.
Po godzinie spędzonej w barze — i kilku drinkach, które Elena zamówiła — Sebastian rozluźnił się i zaczął głośno żartować, jak to miał w zwyczaju. Kelnerki mijające ich stolik na chwilę zatrzymywały się i wysyłały mu czarujące spojrzenia. Elena nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób, wiedziała, że jest przystojny i podoba się kobietom, ale jakoś nie potrafiła spojrzeć na niego jak na mężczyznę. Znali się od dziecka — razem dorastali, uczyli się, pracowali — byli jak rodzeństwo. Przynajmniej jedno z nich tak uważało.
Jego czarne włosy i nieskazitelna śniada skóra w miękkim świetle, odbijającym się od luster powieszonych na ścianach, wyglądały niczym z hollywoodzkiego filmu. Koszulka z logo jednej z rockowych kapel opinała się na jego dobrze zbudowanym torsie, podkreślając mięśnie, nad którymi pracował od miesięcy.
Elena założyła zwiewną, granatową sukienkę podkreślającą jej smukłą talię. Nie należała do drobnych, ale talią i pięknymi obojczykami mogła się pochwalić. Włosy upięła w wysoki kok, w który wpięła złote spinki. Swoje jasne włosy opryskała czymś, co sprawiło, że w świetle wyglądały jak obsypane brokatem. Usta jak zawsze pomalowała ciemnoczerwoną szminką, a oczy podkreśliła kocimi kreskami.
Wyglądali jak para. Rockman i czysta elegancja z domieszką mroku.
Wieczór dobiegł końca i przyszedł czas na powrót do domu. Elena zamówiła ostatniego drinka, po czym zarzuciła lekką katanę i pod rękę z Sebastianem wyszła z baru.
— I co? Było aż tak źle? — zapytała z satysfakcją.
— Było całkiem przyjemnie, muszę przyznać. — Uśmiechnął się do niej z maślanym spojrzeniem.
— Nie wypiłeś za dużo? — Roześmiała się, widząc jego rozkojarzony wzrok.
— Hmm… nie — odparł z dumną miną. — A ty? Zawsze miałaś słabą głowę. Powinienem odprowadzić cię do domu, żebyś nie zboczyła ze szlaku.
— Ciężko będzie zboczyć ze szlaku — podkreśliła jego słowa — skoro wezmę taksówkę. — Nabijała się z jego opiekuńczości.
— Na pewno? Mam czas. Mógłbym pojechać z tobą i…
Elena mu przerwała.
— I nie wyspać się… I nie zdążyć jutro do pracy — wyliczała. — Nie musisz się o mnie martwić. Mieszkamy na różnych końcach miasta, nie ma sensu, żebyś ze mną jeździł. Ja mam od jutra urlop. Mogę spać, ile mi się podoba, w przeciwieństwie do ciebie. No i nie jestem ani trochę pijana, jedynie odrobinkę kręci mi się w głowie. Wsiadam w taksówkę i jestem w domu.
— Na pewno? Bo…
— Sebastian. — Szturchnęła go ramieniem. — Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie.
W tym momencie podjechała taksówka i Sebastian otworzył Elenie drzwi.
— Dżentelmen jak zawsze. Do zobaczenia. — Elena pocałowała przyjaciela w policzek i wsiadła do taksówki.
Sebastian zatrzasnął drzwi, a gdy taksówka oddalała się, krzyknął jeszcze:
— Dzięki za prezent!
— Nie ma za co! Kocham cię! — Elena odkrzyknęła, wychylając się z okna samochodu.
W drodze do domu myślała o tym, jaką szczęściarą jest, mając to życie. Praca, która dawała jej dużo wolności, małe, ale urocze mieszkanko, które wynajmowała, rodzice wspierający ją we wszystkim… No i przyjaciel, z którym prawdopodobnie skończy kiedyś na ślubnym kobiercu. Mimo że nie darzyła Sebastiana romantycznymi uczuciami, wiedziała, że to najbezpieczniejsza opcja. Oboje to wiedzieli. Pasowali do siebie. Nigdy się nie kłócili, oboje mieli ustabilizowane życie. Para idealna. Może nie taka, jakie widzi się w filmach, ale bez wątpienia byliby zgodnym i udanym małżeństwem.
***
— Przepraszam, ale ulica jest zablokowana. Chyba remont — oznajmił taksówkarz. — Zawieźć panią naokoło, czy chce pani pójść na piechotę?
— Przejdę się. To tylko kawałek. Zajmie mi to najwyżej pięć minut. — Uśmiechnęła się, wyjmując portfel z torebki.
Zapłaciła i wysiadła. Ulice były puste, ale rozświetlone lampami wzdłuż jezdni. Nie było na nich ludzi. Po północy mało kto wychodzi na zewnątrz w tej okolicy, i nie chodzi o to, że jest tutaj niebezpiecznie, bo to jedna z bezpieczniejszych dzielnic, po prostu mieszkają tu głównie rodziny z dziećmi, które o tej godzinie już smacznie śpią.
Nagle, ku własnemu zdziwieniu, po drugiej stronie ulicy Elena dojrzała rudowłosą dziewczynę ubraną w biały strój przypominający taki, jaki noszą baletnice podczas występów. Jej długie włosy zdawały się płonąć, a białe ubranie tylko podkreślało idealnie smukłą sylwetkę. Jej skóra wydawała się jak zrobiona z porcelany.
— Przepraszam! — krzyknęła tajemnicza dziewczyna, przebiegając przez ulicę w kierunku Eleny.
Dopiero teraz Elena dojrzała jej lśniącą cerę i zielone oczy. Było w niej coś magicznego. Nigdy wcześniej nie widziała nikogo o tak wyjątkowej urodzie. Mimo jej rudych włosów na skórze nie spostrzegła ani jednego piega czy pieprzyka. Jej cera przypomniała Elenie o porcelanowych lalkach, którymi bawiła się w dzieciństwie. Przez chwilę poczuła zazdrość, jak ktoś może być aż tak idealnym.
— Tak? — odezwała się po chwili, odrywając od niej wzrok.
— Chyba się zgubiłam. Idę w stronę ulicy Sienkiewicza, wiesz może, gdzie to jest?
Głos rudowłosej był tak samo czysty jak wszystko w niej. Mówiła powoli, a głębia i delikatność jej głosu wprowadziły Elenę w zakłopotanie.
— Hmm… Tak, będę przechodzić przez tę ulicę — wymamrotała.
— Pozwolisz, że pójdę z tobą? Lepiej nie kręcić się tu samotnie o tej porze.
Elena otworzyła usta ze zdziwienia. Próbowała odgadnąć, ile tajemnicza kobieta ma lat. Uśmiechała się do Eleny, jakby były starymi znajomymi, które spotykają się po latach.
— Nie ma sprawy. — Kiwnęła głową.
Dziewczyny ruszyły przed siebie. Przez pierwsze minuty obie szły w ciszy, zastanawiając się, jak zacząć rozmowę.
— A więc co robisz tutaj… sama? W nocy? — Elena dziwiła się.
— Sprawdzam, co się w świecie dzieje — odparła, ciągle się uśmiechając. — Dziwne, w jakim kierunku ten świat zmierza. — Mówiła z przekonaniem, jakby w jej odpowiedzi nie było nic nadzwyczajnego. Elena spodziewała się czegoś w stylu: „Wracam z imprezy”, „Pokłóciłam się z chłopakiem i wyszłam w środku nocy”, ale na pewno nie tego, co usłyszała.
— Co masz na myśli?
— Nie miałaś nigdy ochoty po prostu zostawić wszystkiego za sobą? Dowiedzieć się, po co tutaj jesteś?
— Nie wiem, o czym rozmawiamy.
Nie mogła nadziwić się, co ta dziewczyna wygaduje. Jej pewność siebie i lekka arogancja wprawiły Elenę w zakłopotanie, a przez chwilę nawet zastanawiała się, czy dziewczyna jest normalna.
— Chyba nie usłyszałam twojego imienia?
— Jestem Hestia. — Dziewczyna odgarnęła kosmyk włosów z twarzy.
— Dość nietypowe imię jak na dzisiejsze czasy. — Spojrzała z zażenowaniem. — Jak bogini Hestia.
— A co jakbym ci powiedziała, że nią jestem?
— Kim? Boginią? — Elena się zaśmiała. — Trochę wyglądasz, jakbyś nią była — zażartowała.
Hestia delikatnie uśmiechnęła się i nie odpowiedziała. Spojrzała na Elenę z aprobatą i dopiero wtedy odrzekła:
— Widzisz to drzewo? I to gniazdo na nim? Nigdy nie zastanawiałaś się, kto to wszystko stworzył?
— Natura — odpowiedziała krótko.
— Czyli nie wierzysz w Boga?
— Nie wiem… Wierzę, że coś gdzieś istnieje. Myślę, że jest nad nami jakaś siła, która wszystkim kieruje.
Elena uznała, że rozmawia z jakąś wariatką albo fanatyczką, jednak po kilku dobrych drinkach jak zawsze była skora do rozmowy. Co mi tam, ona jest tak filigranowa, że krzywdy mi nie zrobi… Możemy pofilozofować, pomyślała.
— Wyglądasz na taką, która często rozmyśla o sensie istnienia. Mylę się? — zapytała Hestia, idąc przed siebie i nie odrywając wzroku od drogi.
— Chyba jak każdy?
— Zdziwiłabyś się, jak płytcy są dzisiaj ludzie. Nie interesuje ich, skąd pochodzą, nie dbają o to, co mają… a raczej o to, co im dano. Niszczą wszystko, co mogłoby być piękne. Nie dbają nawet o siebie… więc odpowiedź brzmi: nie. Mało kto w dzisiejszych czasach rozmyśla nad sensem istnienia… Nie to co setki lat temu.
Hestia nagle spoważniała. Nie odwróciła głowy ani na chwilę, by spojrzeć na reakcję Eleny. Szła przed siebie, jakby dokładnie znała drogę.
— No tak, bo ty doskonale wiesz, o czym ludzie rozmyślali setki lat temu. W końcu jesteś boginią.
Hestia spojrzała z politowaniem, a kącik jej ust lekko się uniósł, tworząc delikatny uśmiech.
— Zgadza się. Załóżmy, że jestem boginią. Gdybym zaproponowała ci odwiedzenie miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło? Gdzie powstał człowiek i wasz świat… Co byś na to powiedziała?
— Gdybyś była prawdziwą boginią, powiedziałabym, że idziemy do mnie po walizkę i jadę z tobą — zaśmiała się.
— Jesteś pewna? — spojrzała na nią z boku.
— Pewnie — wzruszyła ramionami — niecodziennie spotyka się w nocy grecką boginię oferującą powrót do przeszłości.
— Nie to miałam na myśli. Nie potrafię cofnąć czasu.
— Ach… no tak. To chyba kiepska z ciebie bogini, co?
Hestia spojrzała na nią, podnosząc wysoko głowę ze zdziwieniem.
— Wybacz, trochę dzisiaj wypiłam. Jesteś całkiem fajną boginią. Jeżeli oferta last minute aktualna, to jutro zaczyna mi się urlop, więc jestem dyspozycyjna.
Rudowłosa nie odpowiedziała ani słowem. Nie obdarzyła jej nawet spojrzeniem, tylko patrząc przed siebie, uśmiechała się do swoich myśli. Elenę lekko to przeraziło. Dostrzegała w dziewczynie coś, czego nie potrafiła nazwać. Było to coś fascynującego, tajemniczego, jednak myśl o tym, że jej towarzyszka może należy do jakiejś dziwnej sekty, odepchnęła ją od zamiaru zaprowadzenia jej w okolice, gdzie mieszka. Poszły więc naokoło, trafiając jednak w końcu na ulicę Sienkiewicza.
— To chyba tutaj chciałaś dojść. Ja już pójdę… Drinki wciąż szumią mi w głowie, więc… Dobranoc?
— Dziękuję za odprowadzenie, Eleno. Dobrej nocy.
Hestia stała sztywno z głową podniesioną jak arystokratka. Jej delikatny uśmiech był niepokojący, ale oczy miały w sobie jedynie dobro i łagodność. Nigdy więcej nie wracam sama do domu o tej porze… i czy ja w ogólesię jej przedstawiałam? Skąd ona znała moje imię…? Musiałam jej się przedstawić…,Elena rozmyślała, wracając do domu.
***
Po powrocie do domu przy drzwiach przywitał ją kot sąsiadów — Melon. Nazwali go tak, bo nie należał do najszczuplejszych, był jednak bardzo milusiński i wszyscy sąsiedzi go uwielbiali. Nieraz wkradał się do sypialni na górze, żeby ogrzać się pod kołdrą Eleny. Zdarzało się również, że z kuchni znikały smakołyki. Elena zostawiła raz masło na stole, a po powrocie do domu na talerzyku nic nie zostało, za to stół ozdobiony był odciskami drobnych łapek kociego złodziejaszka.
Bez zbędnego kręcenia się po mieszkaniu od razu wskoczyła pod prysznic. Owinięta w ręcznik i z turbanem na głowie położyła się na łóżku z zamiarem wysłania wiadomości do Sebastiana i opowiedzenia mu, jak dziwną dziewczynę spotkała, ale nim zdążyła sięgnąć po telefon, zasnęła.
***
Ależ boli mnie głowa,pomyślała, nie otwierając jeszcze oczu. Dopiero dziś odczuję skutki wczorajszych grzechów.
Nigdy nie była wielką fanką alkoholu, bo wiedziała, jak na nią działa. Bóle głowy i zawroty jak po kolejce górskiej. Tym razem było inaczej. Nie tylko bolała ją głowa, miała wrażenie, że ciśnienie rozerwie jej uszy. Nogi i ręce miała zdrętwiałe, ciężko było jej ruszyć ręką. Prawie takie samo uczucie, gdy śpi się na swojej ręce i po całej nocy, gdy krew nie dochodzi, budzi się z wrażeniem bezładu. Było jej zimno, mimo że był środek lipca.
— Czas wstawać — usłyszała znajomy głos. W jej głowie zabrzmiał z echem, odbijając się o ściany jej czaszki. Ta osoba nie mówiła głośno, ale i tak Elena zmarszczyła czoło, przykładając obolałe dłonie do uszu. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież jest w swoim mieszkaniu i nikogo poza nią nie powinno tutaj być.
Otworzyła więc oczy. A raczej próbowała, bo światło w pokoju zupełnie ją oślepiało.
— Spokojnie, przyzwyczaisz się. Musiałam ulokować cię w komorze hibernacji, inaczej byłoby z tobą dużo gorzej. Wasze organizmy nie są na tyle wytrzymałe, żeby znieść ciśnienie w kabinie.
— Co? — wyszeptała, zasłaniając oczy dłonią. — Gdzie ja jestem?
— Mówiłaś, że jesteś chętna na urlop last minute — odpowiedziała.
Elena, podpierając się na obolałych rękach, odskoczyła pod ścianę. Dopiero teraz zobaczyła, gdzie się znajduje.
Wnętrze pomieszczenia było całkiem białe, tylko jedna ze ścian była przeszklona, jednak Elena nie mogła dojrzeć, co się znajduje po drugiej stronie. Przed nią stała rudowłosa dziewczyna, którą spotkała poprzedniej nocy. Za nią znajdowała się maszyna, a nad nią hologram — taki, jaki widuje się w filmach science fiction.
— Co, do diabła? — Elena spojrzała na nią z przerażeniem. Zacisnęła usta i zmarszczyła czoło.
— To? Hologram? Precyzując: to jest mapa. Pokazuje drogę, jaką musieliśmy przebyć, by dotrzeć na naszą planetę.
— Że co proszę? Porwaliście mnie?
Hestia się zaśmiała.
— Nie. Nikt cię nie porwał. Sama wczoraj powiedziałaś, że chcesz lecieć. Pytałam, czy na pewno.
— Gdzie moja komórka?
— A co, chcesz zadzwonić po policję? — zażartowała.
— Oddawaj mi mój telefon — zdenerwowała się.
— Spokojnie… Proszę. — Hestia, naciskając w ścianie coś, co było niewidoczne dla Eleny, otworzyła szufladę, z której wyjęła hermetycznie zapakowane rzeczy dziewczyny.
Podała paczkę, po czym dodała:
— Nie denerwuj się i nie marszcz tak czoła, ludzie szybko dostają zmarszczek. Wszystko ci wyjaśnię, tylko uspokój się. Jesteś bezpieczna. Dużo bezpieczniejsza niż na Ziemi.
— Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteśmy na Ziemi?
— Dlatego tak huczy ci w głowie. Mimo komory, w której spałaś, ciśnienie i środek, który ci podałam, wywołał drobne zawroty głowy. Mogą pojawić się wymioty, więc jak coś, to mów. — Uśmiechnęła się, jakby tego typu sytuacja była jej codziennością.
Elena patrzyła na nią z niedowierzaniem. Nie czuła się zagrożona, bo postać filigranowej kobiety była jak sen. Jej pierwszą myślą było, że śni. Alkohol na pewno wciąż płynie w jej krwi i powoduje realistyczne sny. Już nieraz takie miewała.
— Nie śnisz — powiedziała Hestia.
— Słucham? Skąd ty…
Hestia jej przerwała.
— Skąd wiem? Nie bój się, nie czytam w myślach. Wiem jednak, jakie sny miewasz, i pewnie pomyślałaś, że to jeden z nich. Zapewniam cię jednak, to nie sen. Naprawdę jesteś na Orionie.
— Orionie?
— Pas Oriona? Mówi ci to coś? — dopytywała i wyglądała na zadowoloną z siebie.
— Owszem, mówi. Nie ma tam życia… To płonące gwiazdy.
— Nie jesteśmy na jednej z nich. Jesteś za nimi. Myślisz, że dlaczego wszystkie starożytne cywilizacje były zainteresowane konkretnie tym układem? My im go pokazaliśmy, wtedy nie kryliśmy, skąd pochodzimy.
— Mogę stąd wyjść? — Elena przełknęła ślinę ze strachu, że stojąca przed nią kobieta jest chora psychicznie i mimo swojej drobnej postury może być niebezpieczna.
— Ależ proszę. Wylądowaliśmy już jakiś czas temu, zostałam jednak z tobą, żebyś tuż po przebudzeniu nie musiała oglądać nieznajomych twarzy.
— No tak, bo twoja twarz jest dla mnie bardzo relaksująca.
— Uwierz mi, bardziej niż moich towarzyszy podróży. — Uśmiechnęła się.
— To mogę wysiąść? Tak po prostu?
— Tak, tylko nie zachłyśnij się naszym powietrzem. Jest dużo świeższe niż wasze na Ziemi.
Elena skrzywiła się, patrząc na Hestię ze strachem, ale również z politowaniem. Wariatka…, pomyślała. Wychodzę i biegnę prosto na posterunek.
***
Jedna ze ścian w ogromnym, jasnym pomieszczeniu przesunęła się. Wyglądało to tak, jakby dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Nie wydała przy tym nawet najcichszego dźwięku. Cisza w tym miejscu była przytłaczająca. Elena słyszała jedynie swój oddech oraz bicie serca. O dziwo nie słyszała żadnego dźwięku ze strony Hestii. Nawet gdy poruszała się po pomieszczeniu, odnosiło się wrażenie, że płynie w powietrzu. Jej gracja była oszałamiająca, a rude włosy były jedynym kolorem pośród wszechpanującej bieli. W tym momencie Elena myślała wyłącznie o tym, by wydostać się z tajemniczego pojazdu.
Ściana po ścianie znikały. Czasami wyglądało to tak, jakby wsuwały się w niewidzialne otwory w innych ścianach. Innym razem jakby rozdrabniały się na drobne cząstki i po prostu znikały.
Przyszedł czas na ostatnią ze ścian. Ta wyglądała nieco inaczej. Dużo bardziej przypominała drzwi, a raczej wrota. Były widoczne zabezpieczenia i drobne przyciski zrobione ze szkła. Wszystko lśniło jak wypolerowany plastik, a w podłodze, niczym w lustrze, było widać odbicie kobiet. Elena pomyślała, że skoro nie śni, to ma omamy. Na pewno rudowłosa piękność podała jej coś odurzającego, a to, co widzi, jest rezultatem narkotyku.
Drzwi powoli się podnosiły. Mimo że w pomieszczeniu było jasno, to, co na zewnątrz, było jeszcze jaśniejsze.
Hestia stała z dumnie założonymi rękoma i z półuśmiechem. Jakby była pewna, że Elena pozytywnie zareaguje na to, co zaraz miała ujrzeć.
***
Ciepło i wilgoć powietrza z zewnątrz dotarła do nagich stóp Eleny stojącej naprzeciw wrót. W zetknięciu z chłodem panującym w pomieszczeniu było to prawie jak wyjście z supermarketu, w którym klimatyzacja jest nastawiona na pełną moc, w środku gorącego lata. Tak przynajmniej porównała to Elena w swojej głowie.
Wpierw światło ją oślepiło, ale gdy wreszcie drzwi podniosły się na wysokość jej głowy i zaczęła widzieć zarys chodnika, wzięła głęboki wdech i wybiegła ze szklanego korytarza.
To, co wzięła za chodnik, w rzeczywistości nim nie było. Stała otępiała, wpatrując się w mury zamku dumnie stojącego przed nią. Był ogromny, masywny. Nie potrafiła stwierdzić, z czego może być zrobiony. Przypominał te średniowieczne, wielkie, piękne, wybudowane dla władców. Jednak bloki kamieni, z których był zbudowany, były dużo większe. Idealnie wyrzeźbione, z kątami prostymi tak, że nikt nie chciałby się na nie nadziać. Do tego kamienie lśniły w słońcu. Nie było na nich śladu upływu czasu. Przypominały kamień oblany woskiem. Tylko to, czym były oblane, tutaj lśniło złotymi barwami, i przypominało lustro. Elena nigdy wcześniej nie widziała niczego podobnego. Promienie słońca padającego na mury miały inne barwy, nie tak ciepłe, jak te, które znała. Te były lekko niebieskie, czasami żółte, innym razem fioletowe, a ich ciepło było dużo łagodniejsze od tych z Ziemi.
Z szybkiego biegu nie zostało ani śladu. Stała otępiała, wpatrując się w mury. Nagle zabrakło jej tchu.
— Oddychaj spokojnie. — Hestia podeszła do niej powolnym krokiem i położyła dłoń na ramieniu. — Mówiłam, że mamy świeższe powietrze. Daj się przyzwyczaić swoim płucom.
Elena spojrzała na nią z niedowierzaniem. Dotarło do niej, że kobieta nie kłamała. To, co miała przed swoimi oczami, wyglądało trochę jak Ziemia. Jednak bardziej dziewiczo. Liście drzew otaczających mury były dużo bardziej zielone i grube niż te na Ziemi, a ich owoce wyglądały jak poprawione przez grafika. Ogromne kwiaty kołyszące się delikatnie na wietrze wypuszczały drobny pyłek przypominający ten z historii o Piotrusiu Panie. Ponadto zapach, który wydzielały, był wyjątkowy. Jedyne, do czego mogła to porównać, to mieszanka ananasa i mięty. Świeży, orzeźwiający, teraz otulał jej całe ciało. Oblizując usta, poczuła słodko-ostry smak powietrza i spojrzała na Hestię z przerażeniem.
— Witaj na Orionie, planecie, z której pochodzisz.
Nagle jedyną szansą na ucieczkę wydało się omdlenie. Elena jednak nie zemdlała. Chwiała się na nogach, jakby zaraz miała upaść. Świeże powietrze wypełniające jej płuca mroziło ją od środka, a ciepło wiatru ogrzewało z zewnątrz. To powietrze jest przepełnione miętą,pomyślała, biorąc głęboki wdech.
Hestia stała z zarozumiałą miną, czekając na jakikolwiek ruch z jej strony. Jedyne, czego się dopatrzyła, to oczy dziewczyny błądzące wokół.
— Pomóc ci? — zapytała.
— W czy… — Elena się zakrztusiła — w czym?
— W poruszaniu się? — zażartowała, podchodząc do niej.
— Dam sobie radę.
Kiwnęła głową, tym samym robiąc pierwszy ruch od dłuższej chwili.
— Czy to wszystko dzieje się naprawdę? — Spojrzała na Hestię ze strachem i zagubieniem.
— Jeżeli pytasz, czy podałam ci coś halucynogennego, to nie. To, co masz przed sobą, to mój dom. Z zewnątrz wygląda dość… oschle, ale zapewniam, że w środku jest przytulnie… Przynajmniej w mojej komnacie — dodała zadowolona.
— Jak to możliwe? — Rozejrzała się dookoła.
— Przejdziemy się? Wyjaśnię ci wszystko. Chyba że wpierw chciałabyś odpocząć po podróży?
— Chyba nie będę w stanie odpocząć.
— Zatem przejdźmy się po ogrodach. Spodobają ci się.
Rudowłosa bogini wzięła Elenę pod rękę, co zdziwiło ją nie mniej niż to, że prawdopodobnie jest na innej planecie. Chłód ciała Hestii wywołał ciarki na ciele dziewczyny.
— Tak robicie na Ziemi, prawda? — Uśmiechnęła się podekscytowana.
— Jeżeli się przyjaźnimy… to tak — zawahała się, odpowiadając.
— Chciałabym mieć taką przyjaciółkę, choć nigdy nie było mi dane rozmawiać z Ziemianinem dłużej niż kilka minut.
— Nie znasz mnie, więc nie wiesz, czy chciałabyś się ze mną przyjaźnić… I co masz na myśli, mówiąc, że nie było ci wolno rozmawiać z ludźmi? — zdziwiła się.
— Widzisz… — zaczęła. — Jako potomkowie waszych stwórców od tysięcy lat mamy zakaz jakichkolwiek kontaktów z ludźmi z Ziemi. Czytałaś pisma? Historie o aniołach znajdujących kobiety na ziemi i płodzących dzieci?
— Chyba tak, ale…
Hestia jej przerwała.
— No właśnie. — Niektóre historie są prawdziwe, choć ludzie podczas spisywania nieco przeistaczali rzeczywistość. W dawnych czasach, gdy osadziliśmy ludzi na waszej planecie, brano nas za bogów. Właściwie to nic dziwnego… — uśmiechnęła się pobłażliwie — w końcu jesteśmy waszymi stwórcami. Prowadziliśmy ludzkość tak, by sama uczyła się wszystkiego, co my osiągnęliśmy miliony lat temu. Tak jak mówiłam ci kilka dni temu. Ludzkość wszystko niszczy. Daliśmy wam wiedzę, materiały… i idealną planetę z warunkami lepszymi od naszych tutaj.
Hestia nagle zrobiła się poważna, a jej twarz posmutniała.
— To okropne oglądać, jak coś, co wam daliśmy, umiera.
— Jesteście naszymi stwórcami? Bogami?
— Nie, nie jesteśmy bogami, chociaż tak nas nazywacie. Wszystko, co osiągnęliśmy, to nauka. Nie ma w tym magii, jedynie wiedza i umiejętności.
— Więc, jesteście… jakby… kosmitami? — Elena zawstydziła się na dźwięk swoich słów.
— Nie wiem, może to wy nimi jesteście? A może wszyscy nimi jesteśmy? Skoro dzielimy tak zwany kosmos, to chyba każdy z nas jest kosmitą? — Uśmiechnęła się zawadiacko.
— Nigdy tak o tym nie myślałam.
— Myślałaś. Dobrze wiem, że myślałaś. Dlatego jesteś wyjątkowa. Podświadomie wiedziałaś, że Ziemia nie jest twoim domem. Nieraz widziałam cię obserwującą niebo, jakbyś tęskniła za domem.
— Obserwowałaś mnie?
— Jest powód, dla którego to robiłam. Nie martw się, nie podglądałam cię pod prysznicem.
— Rzeczywiście, patrząc w gwiazdy, miałam uczucie tęsknoty i braku przynależności — wytłumaczyła.
— Wiem, to nic złego. Jest sporo osób, które mają podobne odczucia i wiedzą, że nie należą do tamtego świata. Widzisz, masz w sobie krew tak zwanych aniołów. Jesteś potomkiem jednej z par, o których ci wspominałam.
— Masz na myśli, że jestem potomkiem stwórców?
— Mhm… Nie wiem, czy stwórców, ale na pewno potomkiem kogoś, kto pochodzi z naszej planety.
— Moja grupa krwi ma czynnik Rh minus. Wy też taką macie?
— Nie, my mamy… inny wskaźnik. Ale w połączeniu z dodatnim na Ziemi powstała nowa grupa — Rh minus. Niektórzy nazywają to anielskim pierwiastkiem. — Hestia obdarzyła Elenę uśmiechem.
— Wiem, czytałam o tym. Chcesz powiedzieć, że obserwujesz wszystkich, którzy mają w sobie anielski pierwiastek?
— Nie… Nie wszystkich. Pozwól, że opowiem ci o tym później.
— Później, czyli kiedy? Jak długo zamierzasz mnie tu trzymać?
— Trzymać? Nie jesteś więźniem. Jeżeli chcesz, możesz wrócić nawet teraz. Wiem jednak, że nie przegapiłabyś okazji, żeby być jedyną Ziemianką, która zna prawdę o tym, skąd pochodzi ludzkość. No i dopiero przyleciałyśmy. Nie jesteś ciekawa naszej planety?
— Oczywiście, że jestem… ale na Ziemi mam rodzinę i…
Hestia znów jej przerwała.
— I tego chłopaka? Jak mu było? Sebastian? — Spojrzała na Elenę znacząco.
— To mój przyjaciel. Na pewno martwi się, dlaczego nie dostaje ode mnie wiadomości.
— Nie martw się o to. Właściwie to wybrałam cię, byś pomogła mi w jednej sprawie. Opowiem ci o tym i zdecydujesz, czy zostajesz, żeby mi pomóc, czy wracasz na Ziemię… Do rodziny i przyjaciela.
— Jakiej sprawie?
— Ważnej. Mój brat umyślił sobie, że ludzie na Ziemi nie zasługują na tę planetę i zamierza ją… — zawahała się, szukając odpowiedniego określenia — zresetować.
— Co masz na myśli, mówiąc zresetować planetę?
— Mówi ci coś potop? Noe? Arka Noego?
— Żartujesz sobie… — Elena odparła z niedowierzaniem.
— Nie żartuję, a mój brat jest upartym i zawziętym władcą. Od stuleci obserwuje ludzkość, która zamiast cokolwiek się poprawić, sprawia, że jest coraz gorzej. Gatunki zwierząt i roślin znikają w zastraszającym tempie… Jesteście na dobrej drodze do samozagłady, więc po części podzielam zdanie mojego brata.
— Jeżeli podzielasz jego zdanie, to co ja tu robię?
— Mój brat nie przygląda się ludziom. Zna ich jedynie z opowieści i czystych danych na papierze. Zna statystyki i nie interesuje go dobra strona ludzi. Widzi jedynie umierającą planetę, a ludzi traktuje jak pasożyty żerujące na niej. Uważa, że tak jak wiele już razy, zresetuje planetę, znowu. Zmodyfikuje człowieka… i liczy, że może tym razem uda się stworzyć ideał.
— I co ja mam z tym zrobić?
— Pomijając zdolności, które posiadasz, a które mój brat bardzo chciałby pojąć, jesteś najczystszym człowiekiem, jakiego znalazłam. Żyjesz prosto. Cieszą cię drobne rzeczy. Nieraz dziwiłam się, dlaczego uśmiechasz się na widok staruszki karmiącej gołębie czy deszczu w upalny dzień. Szanujesz życie i przyrodę. Widzisz świat takim, jakim jest, a raczej jakim powinien być. Jesteś w połowie taka jak nasi przodkowie i uważam, że jeżeli ktoś ma przekonać mojego brata do zmiany decyzji — albo chociaż odwleczenia jej w czasie — to właśnie będziesz ty.
— Chcesz mi powiedzieć, że mam… uratować ludzkość przed zagładą? — Elena kiwała nerwowo głową i zagryzała wargi, wpatrując się w ziemię.
— Hmm… Rzeczywiście o to cię proszę. Dopóki tego nie powiedziałaś na głos, nie brzmiało to tak poważnie.
Hestia mówiła delikatnym, słowiczym głosem. Mówiła powoli i spokojnie, jakby rozmawiała o pogodzie na weekend, a nie o ważeniu się losu Ziemi.
***
Królewski ogród był niewyobrażalnie piękny. W niektórych miejscach przypominał las, w innych polanę. Był na tyle ogromny, że Elena przez chwilę straciła z oczu wielkie zamkowe mury. Sama nie wiedziała, czy to przez odległość, jaką przeszły, czy po prostu wysokie drzewa z koronami gęstymi niczym chmury przysłoniły jej widok na zamek. Kwiaty rosnące na drzewach przypominały przezroczyste parasole, z których skapywała rosa. Pachniały słodko. Tak słodko, że ich zapach wnikał do ust i niemalże można było zasmakować ich woni. Na skraju lasu znajdowała się łąka sięgająca po sam horyzont. Złote trawy mieniły się w tęczowych kolorach zachodzącego słońca. Na niebie było widać pobliskie planety. Tak jak my na naszym niebie widzimy drobną kropkę, zwaną księżycem, tak oni widzieli ogromne gwiazdy przysłaniające teraz połowę nieba. Piękno tej planety zapiera mi dech w piersiach. Dosłownie! Powietrze tutaj jest tak świeże, że moje płuca nie mogą przywyknąć!, wykrzyczała w myślach Elena, mijając ogromną fontannę. Bardziej przypominała wodospad. Była wielkości trzypiętrowego domu. Rzeźby na niej przypominały freski Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej. Mimo że jedyną muzyką, jaką można było usłyszeć, był szum opadających kropel rozbijających się o ścinany fontanny i wiatr poruszający drzewami, Elena w głowie ułożyła z tego melodię. Piękniejszą, niż jakiekolwiek stworzone przez człowieka. Taką, która przynosiła ukojenie i absolutny spokój umysłowi.
***
— Więc naprawdę mam negocjować z szalonym bogiem… Władcą, który chce zniszczyć ludzkość? — zezłościła się.
— On nie jest szalony. Jest bardzo racjonalny… i musisz zrozumieć, że tak jak moje rodzeństwo było wychowywane normalnie — mogliśmy się bawić, śmiać, żartować — tak mój brat, odkąd zaczął mówić i chodzić, wychowywany był na władcę. Nie wolno mu było okazywać emocji. My mieliśmy nauki, lekcje… Uczyliśmy się jak stać się tym kimś, za kogo nas uważano, ale mieliśmy też czas, kiedy byliśmy tylko dziećmi. On tego nie miał. Wszyscy widzą w nim władcę idealnego, takiego, który utrzyma sojusze i pokój, który doprowadzi naszą planetę do stanu, jakiego jeszcze nigdy nie osiągnęła… Ale ja jako jedyna widzę w nim to dziecko, które chciałoby się uwolnić, uśmiechnąć… przytulić do rodzica. Czasami nawet udaje mi się to z niego wydobyć.
— Chcesz mi powiedzieć, że mam negocjować z oschłym mężczyzną, który nie ma w sobie krzty człowieczeństwa? — podsumowała zdołowanym głosem.
— Nie słuchałaś? Ma ją w sobie, schowaną, stłamszoną.
Hestia się zamyśliła.
— Mówisz o rodzeństwie… Chcesz powiedzieć, że Hera, Posejdon… i tak dalej… Istniejecie? Wszyscy?
— Ktoś nie odrobił lekcji z historii. — Uśmiechnęła się. – Istniejemy.
— Więc jesteś boginią ogniska domowego? Posejdon jest bogiem mórz?
— Jedyne powiązanie, jakie widzę między Posejdonem a morzem, to błękit jego oczu — zaśmiała się Hestia. — Nasze role nie odpowiadają tym, które ludzie przypisywali nam na Ziemi.
Elena spojrzała na Hestię zaciekawiona. W szkole uczono jej mitologii greckiej. Wiedziała, kim z założenia mieli być bogowie, jednak nigdy nie wyobrażała sobie ich w ten sposób.
— Hera jest najstarsza, ma sześćset osiemdziesiąt lat i… nie przepada za ludźmi z Ziemi.
— Och… To świetnie. Jestem na obcej planecie, mam uratować ludzkość, negocjując z władcą tyranem i do tego nie jestem mile widziana.
— Ja się tobą zaopiekuję. Ja i Gabriel. On tak samo jak ja kocha ludzi. Inni z naszej rodziny… Lepiej, żeby nie wiedzieli o twojej obecności.
— Mam się ukrywać?
— Nie powiedziałam nikomu o twoim przybyciu. Gdybym poprosiła o zgodę, nikt by mi jej nie udzielił. Moich rodziców nie zobaczysz. Nawet ja rzadko ich widuję. Służbą zamkową się nie przejmuj. Demeter jest najmłodsza i jeżeli ją spotkamy, mów, że jesteśmy w drodze do laboratorium, inaczej rozpowie wszystkim o moim planie.
— Laboratorium?
— To dość brutalne, ale tak jakby… Musimy sprawdzać, jak idzie ewolucja. Ale staramy się, żeby nikt o tym nie pamiętał. Niektórzy mają tylko przebitki pamięci.
— Chcesz powiedzieć, że porwania, o których mówią szaleńcy… To, że zostali porwani przez kosmitów, są prawdziwe? — Elena podniosła głos.
— Ciii… Ciszej! Nie wszystkie. Ale słuchaj dalej, Agesandros i Posejdon są w porządku. Nawet jakby się dowiedzieli, zrobiliby mi wykład i dali spokój.
— Posejdon? A ten drugi to kto?
— Ach no tak! Ty znasz go pewnie jako Hadesa.
— Władca podziemia.
— Nie jest żadnym władcą świata podziemnego. Wygląda, jakby był, ale naprawdę jest najłagodniejszym z braci… i najmłodszym.
— Zaraz… — Elena zrobiła wielkie oczy. — Czy władcą, z którym mam negocjować, jest Zeus?!
— Zgadza się. — Wzruszyła ramionami, jakby rozmawiały o błahostce.
***
Słońce zaszło. Tutaj nocne niebo wyglądało inaczej niż to, które obserwujemy z Ziemi. Inne konstelacje, barwy nieba. Miliony gwiazd. Na Ziemi widzimy tylko drobny pył przypominający gwiazdy. Światła z miast kamuflują piękno przestrzeni nad Ziemią. Na Orionie nocą nie ma świateł. Planeta jest dużo większa, więc te pochodzące z domów rozmywają się w odległościach. Światła w zamku są inne niż te, które Elena znała. Ich promień jest mocniejszy, ale ograniczony. Oświetlają pomieszczenia, w których się znajdują, ale nie wydobywają się poza budynek. Gwiazdy i planety, które widać z zamku, zdają się na wyciągnięcie ręki. Co chwila jakaś gwiazda spada, tworząc smugę światła na płótnie nieba, które nie jest jednolicie ciemne… W niektórych miejscach wygląda jak pustka — czerń ciemniejsza niż ta, którą znamy, w innych jednak przypomina coś, co wygląda jak zorza. Mieni się w kolorach zieleni i błękitu. Patrząc w niebo, czujesz się, jakbyś płynęła pośród gwiazd. Nie stoisz na ziemi — jesteś jednością z tym, co jest nad tobą. Czujesz się jak jedna z gwiazd, które podziwiasz.
***
— Nie chcę, żebyś negocjowała z Zeusem. To byłoby z góry skazane na porażkę.
— To co mam zrobić? Stanąć przed najpotężniejszym z bogów, do tego oschłym i pozbawionym uczuć, i poprosić grzecznie, by nie niszczył mojego domu?
— Chcę, żebyś pokazała mu, jacy potrafią być ludzie.
— I jak miałabym to zrobić?
— Razem z Gabrielem wymyśliliśmy, żebyś spróbowała go… Jak wy to mówicie, skokietować?
— Słucham?! — oburzyła się.
— Nie chcę wysyłać cię na randki z Zeusem. On nie traktuje kobiet poważnie. Ma ich kilka i nie zna imienia żadnej z nich. Traktuje je jako coś, co fizycznie go zadowala, bo nie może przywiązać się do nikogo, prócz dobra własnej planety. Nawet z nimi nie rozmawia.
Elena wyglądała, jakby nie rozumiała ani jednego słowa wypowiedzianego przez Hestię.
— Więc jak miałabym go przekonać chociaż do rozmowy?
— Postawię go przed faktem. Oprowadzę cię po zamku i okolicach… I jakby nigdy nic przyprowadzę do niego.
— I myślisz, że będzie chciał ze mną rozmawiać? — Elena powątpiewała w ten plan.
— Nie. Ale może zechce, gdy opowiem mu o twoich zdolnościach.
— Jakich zdolnościach?
— Jesteś podróżniczką. Nazywamy tak ludzi z Ziemi, którzy w snach potrafią przemieszczać się między wymiarami.
— Powiedz, że żartujesz — powiedziała zrezygnowana. Dziewczyna chwyciła się za głowę, jakby nadmiar nowych informacji przyprawił ją o migrenę.
— Chyba nie powiesz mi, że nigdy nie obudziłaś się z pytaniem w głowie: „Czy to się naprawdę wydarzyło?”. Nigdy nie miałaś uczucia, że tęsknisz za czymś, czego doświadczyłaś we śnie? Déjà vu? Budzenie się w krzyku lub płaczu? Poczucie bycia świadomym, podczas gdy spałaś? — wyliczała rudowłosa piękność.
— Może… Ale co to ma…
Hestia po raz kolejny jej przerwała.
— Jest kilka, dosłownie kilka osób, które mają tę umiejętność. Niektórzy mają rozwiniętą ją tylko do części, w której zachowują świadomość podczas snu. Widzą i myślą na bieżąco o tym, co jest przed nimi — próbowała tłumaczyć. — Inni, tam, gdzie trafią, mogą decydować o tym, co robią. Nie mogą zdecydować, dokąd trafią, ale po części decydują, co robią we śnie. Wiem, że ty potrafisz to wszystko. Zdarzyło ci się zdecydować, dokąd trafisz. Zawsze zachowujesz świadomość i nawiązujesz interakcje z istotami z tamtych wymiarów. To potrafisz tylko ty i dwie inne osoby. — Jedna z nich ma cztery lata, druga dziewięćdziesiąt trzy.
— Nie wiem, co powiedzieć. — Zamyśliła się. — Rzeczywiście tak jest, ale nie do końca potrafię podróżować we śnie. Jedyne, co robię, to tworzę historie przed tym, jak zasypiam.
— Wiem. I to nakierowuje cię na odpowiednią ścieżkę. W ten sposób decydujesz, dokąd podążysz.
— To takie proste? Pomyślę i tam jestem? — Elena nie mogła uwierzyć.
— To nie jest proste. Wymaga maksymalnego skupienia. Nie wiem, jak to działa, my tego nie potrafimy. To, że wyobrazimy sobie jakieś miejsce przed snem, nie znaczy, że do niego trafimy. Przypuszczam, że z jakiegoś niewyjaśnionego powodu znasz te wymiary. Myślisz, że fantazjujesz, a tak naprawdę wspominasz coś, co gdzieś już widziałaś. Ty albo jakaś inna wersja ciebie. Sięgasz części podświadomości, do której nikt nie ma dostępu. Zeus ma na tym punkcie obsesję. Stara się opanować tę umiejętność, ale… — Hestia się zamyśliła — ale dużo go to kosztuje.
— Więc chcesz, żebym przekonała go, że mogę się do czegoś przydać? Nauczyć go… tego? — Elena się jąkała, próbując nadążyć.
— Nie musisz go niczego uczyć… I nie używaj przy nim tego słowa. Nikt nie może Zeusa niczego nauczyć, bo on wie wszystko. Przynajmniej tak uważa. Masz mu opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Gdzie trafiasz i jak to robisz. To wszystko.
— I to wystarczy, żeby ocalić moją planetę?
— Droga Eleno… — zaczęła niczym nauczycielka pouczająca uczennicę — ta planeta nie jest wasza. Pożyczyliśmy wam ją… Ale tak, miejmy nadzieję, że coś wskórasz. A teraz chodźmy. Poznasz Gabriela.
— Nie kojarzę z mitologii nikogo o tym imieniu. — Odparła.
— A z innych opowieści?
Elena sięgnęła w głąb pamięci szukając tego imienia.
— Archanioł Gabriel?
— Nie do końca anioł, ale tak. Właśnie ten. Nie jesteśmy rodziną. To znaczy nie łączą nas więzy krwi. Gabriel jest dla nas jak brat, a dla Zeusa jest najlepszym i jedynym przyjacielem. On zna go najlepiej. Poprosiłam go, żeby udzielił ci kilku rad przed spotkaniem z Zeusem.
— Archanioł Gabriel ma mi dawać rady, jak przekonać najpotężniejszego z bogów, Zeusa, by nie niszczył Ziemi i ludzkości, którą stworzył?
— W skrócie tak — odparła Hestia, opierając się niczym zadowolona uczennica na korytarzu szkolnym.
— Świetnie.
***
— Dokąd idziemy? — zapytała Elena, mijając wielkie drewniane wrota ciągnące się w nieskończoność. Korytarz zdawał się nie mieć końca, a jego wystrój niczym nie przypominał tego, czym tutaj przyleciała. Panował półmrok. Ściany były wytapetowane, a na nich wisiały obrazy. Ciemne kolory przypominały te z baru, który odwiedziła kilka dni temu z przyjacielem.
— Gabriel często późnymi wieczorami przesiaduje w bibliotece — odpowiedziała, wskazując palcem na jedne z masywnych drzwi.
W powietrzu unosił się zapach drewna, takiego świeżo ściętego, i mimo że wnętrze wyglądało antycznie, z pewnością nie miało zapachu, który zazwyczaj temu towarzyszy. Poza zapachem trocin czuła zapach ziół… Nie mogła jednak sprecyzować jakich.
— Mogę cię o coś zapytać?
— Słucham? — Hestia miała minę, jakby oprowadzała nową uczennicę po szkole.
— Skoro wasz poziom rozwoju technologii jest tak wysoki, że my, ludzie, pomyliliśmy was z bogami — przełknęła ślinę, rozglądając się wokół — to dlaczego mieszkacie w zamkowych murach? Macie tu mnóstwo dywanów, zasłon… Niewiele mebli. Wygląda tu jak w starożytnych zamkach… Albo może w tych z czasów księżniczek i rycerzy.
Hestia zaśmiała się, jakby odpowiedź była oczywista.
— Wypróbowaliśmy już wszystkiego i to najbardziej nam odpowiada. Jak widzisz, stroje, które nosimy, są po prostu wygodne. Z przewiewnego materiału, tak, by skóra mogła swobodnie oddychać. Wnętrza wyglądają tak po to, by odprężać umysł. Uwierz mi, był czas, kiedy i my budowaliśmy ogromne metropolie pożerające niewyobrażalne ilości energii… Ale to było miliony lat temu. Najważniejsze, to żyć w zgodzie z naturą. Wszystko, co widzisz, występuje w naturze, a energia, którą wykorzystujemy, nie wyczerpuje naszej planety. Wszystkie warsztaty, laboratoria, a nawet biura, mamy schowane pod ziemią, tak by nie niszczyły krajobrazu, na którym nam zależy.
— A gdy przyjdzie zima? Nie widzę tu szyb w oknach.
— Te mury otacza tarcza, której nie jesteś w stanie zobaczyć. Dlatego nie ma tutaj owadów, a temperatura jest taka, jaką sobie wymarzymy. Powiedzmy, że to taka niewidzialna szyba.
— Ach… no tak — odpowiedziała krótko, przyglądając się ogromnym drzwiom.
Stała przed nimi, jakby podziwiała jedno z dzieł sztuki. I można powiedzieć, że były one arcydziełem. Drewniane wrota z wyrzeźbionymi postaciami i mapą nieba, wznoszące się na jakieś cztery metry wzwyż, wywołały w niej dreszcz emocji.
— Są… — Elenie zabrakło słów.
— Piękne? — odparła bogini, otwierając drzwi do biblioteki.
***
Biblioteka była jak obraz, który artysta malował przez całe swoje życie. Ogromne, owalne pomieszczenie, z regałami po sam sufit, który nie był zwykłym sufitem. Cały wyłożony kolorowymi witrażami, przez które wpadało delikatne światło spadających co chwilę gwiazd. Ściany przypominały Elenie ścianki wspinaczkowe. Przynajmniej pod takim kątem zostały wzniesione. Stojąc pośrodku, odnosiło się wrażenie, jakby ściany miały upaść, zawalić się. Podłoga wylana była czymś, co przypominało lustro, ale o lekko pomarańczowym kolorze. Sala tworzyła jedność. Wszystko, co się w niej znajdowało, odbijało się od lustrzanej podłogi. Zastanawiała się, jak oni dosięgają tych najwyższych regałów, które ułożone były na co najmniej trzydziestu metrach. Okładki były zrobione z grubych materiałów przypominających skórę. Niektóre z nich w całości były obłożone złotem i klejnotami, a inne jakby drewniane, zjedzone po części przez korniki. W półprzezroczystej podłodze Elena dojrzała zatopione kręte schody, dzięki którym prawdopodobnie można było dosięgnąć najwyżej położonych ksiąg. Nie znalazła jednak wzrokiem niczego, co mogłoby wprawić je w ruch.
To raczej nie wchodzi w grę… Korników z pewnością tutaj nie mają, pomyślała.
Wszystko w ciemnych, dębowych kolorach, wyrzeźbione co do detalu. Każdy mebel w tym pomieszczeniu opowiadał historię. Dosłownie! Wyrzeźbione na regałach sceny historyczne Elena oglądała z iskrą w oczach.
Na środku stały trzy biurka wyglądające jak odlane z gipsu. Miały ciemny kolor, ale fale wyrzeźbione w nich były tak delikatne, że odnosiło się wrażenie lekkości.
Przy jednym z nich siedział jasnowłosy mężczyzna ubrany w białą koszulę, która była cienka jak pergamin. Odsłaniała jego obojczyki i złoty wisiorek na szyi. Na pewno usłyszał, że ktoś otworzył ogromne drzwi, ale mimo to nie oderwał wzroku od starych zwojów leżących przed nim.
Kobiety podeszły bliżej, aż w końcu dotarły naprzeciw biurka.
— Skończyłem! — W sali rozbrzmiało echo głębokiego głosu młodzieńca.
W tym samym momencie podniósł głowę, witając uśmiechem rudowłosą boginię i Ziemiankę.
Elena dostrzegła jego magiczne oczy. Były jak ocean. Głęboki jasny błękit przenikały drobne złote plamki przypominające promienie słońca tańczące na tafli morza. Hestia dostrzegła wyraz jej twarzy i wybudziła ją szturchnięciem dłoni.
— Cześć. — Gabriel wstał od biurka i podał jej dłoń.
— Cześć? — Dziewczyna podała mu dłoń w geście witającym.
— Jestem Gabriel. Miło mi cię poznać.
Gabriel był o głowę wyższy od Eleny i Hestii. Patrzył więc na nie nieco z góry. Uśmiechał się w najbardziej zrelaksowany sposób, jaki Ziemianka kiedykolwiek widziała. W przeciwieństwie do jej porywaczki mężczyzna miał na twarzy kilka zmarszczek, które dodawały mu atrakcyjności. Złota grzywka co chwilę opadała na czoło, częściowo zakrywając jedno oko. Miał wyraźne rysy twarzy, mocno zarysowaną szczękę i kości policzkowe. Przypominał greckie rzeźby. Mężczyzna jak wykuty ze skały z idealnie malującą się sylwetką i silnymi ramionami.
Przez chwilę nie mogła oderwać od niego wzroku. Na Ziemi nie widuje się takich mężczyzn, chyba że w filmach, gdzie mają makijaż i stylistów poprawiających ich wygląd co pięć minut. Czuła, jakby tonęła w jego przepełnionych dobrocią oczach, i na chwilę zapomniała, po co tu przybyła.
Gabriel dostrzegł rozkojarzenie dziewczyny i przez chwilę mogło wydawać się, że na jego policzkach pojawił się rumieniec.
— To ja chyba sobie już pójdę? — powiedziała Hestia, przerywając ciszę.
— Nie musisz… — Gabriel odpowiedział spokojnym tonem.
— Nie lubię być piątym kołem u wozu. Wytłumacz jej, co i jak. Ja idę odpocząć… Niektórzy nie zmrużyli oka podczas podróży. — Rudowłosa odwróciła się i podniosła brwi z uśmiechem sugerującym, że chyba tej dwójce będzie lepiej rozmawiać bez osób trzecich.
No tak… Bo ja się rewelacyjnie wyspałam, pomyślała Elena.
— Usiądziesz? — Gabriel odsunął fotel od biurka.
***
— A więc opowiesz mi, jak przekonać Zeusa do zostawienia ludzkości w spokoju? — zapytała stłumionym, jakby zawstydzonym głosem.
— Opowiem ci o nim i myślę, że sama sobie świetnie poradzisz.
— To jaki on jest? Hestia mówiła, że na uśmiech raczej nie będę mogła liczyć.
— Raczej nie, choć czasami zdarza mu się nie ukryć rozbawienia.
— Czyli ma poczucie humoru? — Zdziwiła się.
— Oczywiście, że ma. Powiedziałbym, że jest dużo bardziej emocjonalny niż każdy, kogo spotkałaś. Gdy od dziecka nie pozwalają ci okazywać uczuć, musisz je ukrywać. On je zbiera, kumuluje gdzieś głęboko. Jestem pewien, że kiedyś będzie musiał dać im ujście. Jednak ciężko do niego dotrzeć. Hestia jest jego młodszą siostrą, więc od czasu do czasu pozwala sobie na pokazanie jej prawdziwej twarzy. Z nią ma najlepszy kontakt, jeżeli rozmawiamy o rodzeństwie. Traktuje ją trochę jak ulubienicę. Przy mnie, gdy byliśmy młodzi, nigdy nie ukrywał uczuć. Mamy taki pakt, że nigdy nie opowiedziałbym nikomu o jego tajemnicach. Wie, że może mi ufać.
— Ale jednak mi o tym mówisz? — zdziwiła się.
— Zakładam, że nie będziesz chodzić po miastach i opowiadać, jaki jest naprawdę ich władca. Jesteś tu, by ocalić swoich ludzi, czyż nie?
— Zgadza się. Więc… Jak mam się do niego zwracać?
— Nikt nie może odezwać się do niego pierwszy. Jedynie ci, w których żyłach płynie królewska krew.
— Ty możesz — odparła.
— Widzę, że Hestia już ci co nieco o mnie opowiedziała. — Gabriel założył ręce, jakby spodziewał się tego po niej. — Tak… Jako jedyny spoza rodziny królewskiej. Wszyscy poza nami muszą czekać, aż on odezwie się pierwszy.
— To nie brzmi zbyt przyjaźnie.
— Nie on to wymyślił. Takie są zasady. Nie powinnaś również patrzeć mu w oczy.
— Dlaczego?
— On może patrzeć na ciebie, ty powinnaś patrzeć w dół. W ten sposób okażesz mu szacunek.
— Ale on nie okaże mi szacunku.
Gabriel zaśmiał się z niedowierzaniem.
— Pragniesz szacunku od Wielkiego Zeusa? — Zaczął kiwać się na krześle.
— Każdy zasługuje na szacunek — odpowiedziała, wzruszając ramionami.
— Na pewno chcesz słuchać moich rad?
— Może opowiedz mi po prostu jaki on jest, co lubi… na czym mu zależy.
— Jest nauczony, by zawsze nosić maskę, która nie wyraża żadnych emocji. Musi być zawsze wyprostowany jak żołnierz, z głową zwróconą ku górze. Oficjalnie jedyne, na czym powinno mu zależeć, to dobro naszych ludzi i rozwój naszych planet… — Gabriel zamyślił się, po czym dodał: — Ale lubi walkę na miecze. Zawsze, gdy ćwiczymy, udaje mi się wyrwać z niego kilka uśmiechów i bardziej ludzkich odruchów.
— Więc powinnam pójść uzbrojona? — Dziewczyna próbowała zażartować.
— Myślę, że twój charakter jest odpowiednią bronią nawet na Wielkiego Zeusa — odpowiedział, patrząc na Elenę z fascynacją.
— A ty? Jaki jesteś? — zapytała, nie odrywając od niego wzroku.
— A czy to istotne? — Zmarszczył brwi.
— Dla mnie tak. Jesteś aniołem?
— Zależy jak definiujesz anioły — uśmiechnął się — chciałbym nim być, ale nie jestem przekonany co do ich istnienia.
— Więc wy również nie wiecie, czy Bóg istnieje?
— Zastanawiamy się tak samo jak wy. Nas też ktoś musiał stworzyć, choć rodzina królewska zakłada z góry, że wszystko, co nas otacza, zostało stworzone przez naukę. Ja nie jestem tego pewien. Jeśli zaprzątasz sobie głowę pytaniem, skąd pochodzicie, to nie mogę na nie odpowiedzieć. Jesteście stworzeni na nasze podobieństwo. Nie wiem jednak, skąd my pochodzimy. Czy po prostu istniejemy, czy jest coś, co nas uformowało…
Przez co najmniej godzinę rozmawiali o wierzeniach ludzi z Oriona. Gabriel opowiedział jej o tym, jak on wyobraża sobie Boga. Elena wsłuchiwała się w jego anielski głos. Czasami łapała się na tym, że przestaje rozumieć, o czym Gabriel mówi, bo za bardzo skupia się na jego pięknej twarzy. Wtedy jej policzki zaróżowiały się, a Gabriel udawał, że tego nie widzi i kontynuował opowieści.
— Powiedz mi, dlaczego Hestia jest tak lodowata? Gdy dotknęłam ciebie, nie poczułam aż tak dużej różnicy w temperaturze naszych ciał.
— Hestia ma trzysta dwadzieścia lat. Zeus pięćset, a Kronos i Reja mają już tysiąc dwieście kilkadziesiąt. Szczerze mówiąc, to straciłem rachubę. Ludzie na naszej planecie żyją do około trzystu lat, jednak rodzina królewska modyfikuje swoje DNA, by żyć około dwa tysiące lat. Między innymi obniżają temperaturę swojego ciała, dzięki czemu proces starzenia spowalnia się. Zeus musi żyć najdłużej, dlatego jego ciało ma jedynie trzy stopnie Celsjusza.
— A Hestii?
— Około czternastu.
— To niesamowite. Coś jak eliksir młodości — zachwycała się. — A ty ile masz lat?
— A na ile wyglądam? — Wysłał jej czarujące, męskie spojrzenie.
— Na jakieś… dwadzieścia osiem?
Oboje się roześmiali.
— Mam tysiąc czterysta trzydzieści trzy lata, ale temperatura mojego ciała wynosi dwadzieścia cztery stopnie.
— Co?! Jak to możliwe?
— Mój ojciec nie był z tej planety. Jestem pół człowiekiem, pół stwórcą. Modyfikacje działają na mnie nieco inaczej.
— Hestia mówiła, że ja też mam w sobie krew stwórców.
— Być może, ale ja jestem synem Rei, a mój ojciec był z Ziemi.
— Więc jednak masz w sobie królewską krew.
— Mam, ale nie jest to krew obecnie panujących. To dość skomplikowane. Widzisz, w każdej erze panowania rodziny królewskiej muszą pojawiać się te same imiona: Zeus, Hera, Hestia i tak dalej. Gdy Kronos umiera lub ustępuje, jego najstarszy syn, Zeus, musi zmienić imię i tym samym swoją pozycję w rodzinie. On staje się Kronosem, a jego dzieci nazywane są po kolei tak, jak jest to zapisywane od milionów lat. Ja ukrywałem się przez większość mojego życia, bo zostałem zrodzony ze związku, który nie powinien mieć miejsca. Moja matka została zesłana na Ziemię tuż po tym, jak mnie urodziła. Zdążyła jedynie odesłać mnie do dobrych ludzi z miasta, którzy wychowali mnie jak własnego pierworodnego. Potem dostałem się do armii i tak trafiłem na zamek, gdzie poznałem siostrę Kronosa. Była moją pierwszą miłością i to właśnie ona obdarowała mnie długowiecznością. No i wreszcie poznałem Zeusa. Można powiedzieć, że razem dorastaliśmy, choć gdy go poznałem, byłem już wysokiej rangi generałem, a on dzieckiem. Nauczyłem go walki, a gdy stał się nastolatkiem, różnica wieku, przynajmniej w wyglądzie, zatarła się. On i rodzeństwo znają prawdę o mnie, jednak Kronos i Reja nie.
— A Reja? Skąd się bierze?
— Władca wybiera sobie żonę. Zazwyczaj z innych królewskich rodów.
— A co dzieje się wtedy z rodzeństwem Zeusa? I… czy ty nie jesteś bratem Kronosa, a tym samym wujkiem Zeusa? Wybacz, staram się nadążyć.
— Dopóki jego dzieci nie mogą wypełniać ich obowiązków, rodzeństwo zostaje na swoich pozycjach i… nie. Byłem pierwszym dzieckiem mojej matki.
— To pogmatwane. — Elena się skrzywiła.
— Nie aż tak bardzo.
— A twoja ukochana? Co się z nią stało?
— Nie dane było jej przeżyć tak wiele lat jak mi i Kronosowi. Zginęła podczas misji na jednej z planet, którą kolonizowaliśmy.
— Bardzo mi przykro. — Elena się zamyśliła. — Mam jeszcze jedno nurtujące mnie pytanie… — spojrzała zawstydzona. — Jak to możliwe, że mówicie w moim języku?
Gabriel wyglądał na rozbawionego pytaniem. Patrzył na dziewczynę z rozczuleniem.
— Rodzina królewska musi mieć opanowane wszystkie języki, jakie kiedykolwiek powstały.
— To brzmi sensownie. — Kiwnęła głową, uświadamiając sobie, że to pytanie było właściwie retoryczne.
Elena przez kolejne minuty siedziała w zadumie. Gabriel cierpliwie czekał, aż zapyta o coś jeszcze.
— Jak Hestia to robi, że jest tak nieskazitelnie piękna? — Ziemianka przerwała milczenie.
— Wy nazwalibyście to medycyną estetyczną, a u nas są na to drobne pigułki.
— Pigułki?
— Tabletki działające na konkretne części ciała.
Elena wybuchła śmiechem.
— Konkretne części ciała, mówisz?
— Tak. — Gabriel zmrużył oczy. Próbował zrozumieć, co w jego wypowiedzi było zabawnego.
— Przepraszam, mam specyficzne poczucie humoru. Mój przyjaciel Sebastian ma podobne, więc zawsze zakładam, że inni zrozumieją moje żarty. Myślisz, że gdybym poprosiła Hestię o drobne ulepszenie przed spotkaniem z Zeusem, zgodziłaby się?
— Nie potrzebujesz żadnych ulepszeń. — Gabriel podniósł wzrok.
— Mogłabym mieć odrobinę bardziej lśniące włosy, lekko opaloną cerę…
Gabriel jej przerwał.
— Uważam, że jesteś piękna.
Elena zrobiła wielkie oczy i zaniemówiła. Gabriel uciekał wzrokiem, od czasu do czasu zatrzymując się na dziewczynie.
Czy on właśnie powiedział, że jestem piękna?, nie mogła się nadziwić w myślach.
— Wyglądasz na głodną. — Gabriel przerwał niezręczną ciszę.
— Nic nie jadłam, odkąd się obudziłam. — Przetarła oczy dłonią.
— Czyli od kilku dni? — Anioł zrobił zatroskaną minę.
— Nawet nie wiem. Hestia nie mówiła, jak długo zajęło nam przybycie tutaj.
— Siedem dni.
— Co?! Siedem?! — wykrzyknęła, a echo jej głosu rozniosło się po sali.
— Nie słyszałaś, że świat został stworzony w siedem dni?
— Bo tyle trwała wasza podróż na naszą planetę?
— Dokładnie. To jak? Wkradamy się do kuchni? O tej porze wszyscy już śpią, a kuchnia jest do dyspozycji szemranych wyjadaczy… takich jak ja — uśmiechnął się czarująco.
***
Kręte korytarze zamku były jak labirynt. Gdyby Ziemianka miała sama znaleźć w nich drogę, zapewne zgubiłaby się przy pierwszym zakręcie. Gabriel szedł przodem, wskazując drogę do kuchni. Niektóre komnaty były otwarte. Gdy przechodzili koło nich, dziewczyna zerkała do środka, podziwiając nieziemsko piękne malowidła zasłaniające sufity. Przy niektórych stała służba, a raczej straż pilnująca wejścia. Ciekawe, czyja to komnata, myślała, mijając jeden z przytulniejszych pokoi. Po drodze do kuchni Gabriel wypytywał Elenę o to, jak się żyje na Ziemi.
Jak każdy z rodziny stwórców — miał zakaz kontaktów z ludźmi, ale nie powstrzymywało go to przed poznaniem ich dzięki obserwacji z góry. Był też jednym z powodów, dla których zakazano kontaktów z Ziemianami. Ludzie go fascynowali. Być może dlatego, że sam był w połowie człowiekiem. Czuł więź z ludźmi i potrzebę bycia blisko nich. Co jakiś czas wyruszał na misje badawcze, by sprawdzić postęp, jaki ludzie mieli robić, a jakiego nie zrobili. Elena po drodze myślała o tym, że matka tego anioła dożyła swoich ostatnich dni na Ziemi. Zastanawiała się, jak ciężko musiało mu z tym być.
Gabriel był specjalistą od ludzkości. Opowiadał Elenie o najwybitniejszych osobistościach. Wymienił tak wielu naukowców, artystów i wynalazców, że zawstydziłby najlepszych historyków z Ziemi. Mówił o miejscach, które kocha i które chciałby odwiedzić. Na misjach zazwyczaj obserwacja odbywa się z pokładu statku. Rzadko kiedy dane jest im wyjść na zewnątrz i doświadczyć ludzkiego świata.
— Jesteśmy! — Gabriel otworzył dość zwyczajnie wyglądające drzwi.
— To takie… — Elena westchnęła i otworzyła usta, by dokończyć zdanie.
— Zwyczajne? — dokończył Gabriel.
Kuchnia nie różniła się zbytnio od tych, które widywała na Ziemi. Owszem, była bardzo nowoczesna, a sprzęty przypominały skomplikowane maszyny używane na statkach kosmicznych, ale wciąż… To pomieszczenie wyglądało jak zwykła kuchnia.
I tak też pachniało. Dziewczynie burczało w brzuchu i modliła się, by młodzieniec tego nie usłyszał.
Zapach starego wina, wędzonego sera i miodu wędrował w powietrzu, kusząc Ziemiankę.
— Ależ jestem głodna.
Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem czegokolwiek, co nadawałoby się do zjedzenia.
Gabriel zapalił światło i dopiero wtedy Elenie ukazały się przeszklone witryny pełne warzyw i owoców, na półkach stały słoje, leżały zioła. Przy suficie, na całej jego szerokości i długości, znajdowały się pszczoły. Ich ogromne „miasto” można było podziwiać od samego wejścia do kuchni. Miód spływał po szklanych ścianach, kończąc w czymś, co przypominało poidełka.
— Dobrze — spojrzała z przejęciem na Gabriela — teraz to umieram z głodu.
Gabriel zaśmiał się, otwierając jedną z lodówek w rogu.
— Wyglądasz na dużo bardziej przejętą niż wtedy, gdy opowiadałem ci moje historie. — Zagryzł kromkę chleba, a resztę wyłożył na stół pośrodku kuchni. — Zrobić ci kanapkę?
— Proszę — odparła krótko, wpatrując się w chleb.
— Założę się, że takiego chleba jak ten jeszcze nie miałaś w ustach.
— Szczerze, to zjadłabym konia z kopytami.
— Że co? Konia… z… czym?
— Nie znasz tego powiedzenia? To znaczy, że jestem bardzo głodna i czego byś mi nie dał, tobym zjadła.
— Aha — westchnął, kończąc przygotowywanie posiłku. — Te wasze powiedzenia. Czy nie łatwiej po prostu używać prostych zwrotów?
Gabriel podał Elenie pierwszą kanapkę.
Zjadła ją tak szybko, że Gabriel nie zdążył w tym czasie dokroić chleba.
— Przep…yszne — powiedziała z pełnymi ustami.
— Chcesz jeszcze? Chyba ci smakuje.
— Z czego to jest zrobione?
— Z tego, co na Ziemi, tylko nie dodajemy żadnych sztucznych substancji.
— Wow… — zacisnęła usta zażenowana tym, jak szybko pochłonęła niemałą kanapkę.
Gabriel był rozbawiony. Zerkał na minę dziewczyny, gdy dokrajał chleba. Wyglądał na zaintrygowanego. Nic dziwnego… Raczej nieczęsto widywał kobiety jedzące w takim tempie.
— Normalnie tak szybko nie jem — usprawiedliwiała się zawstydzona.
— Czyżby? Nie musisz się tłumaczyć. Ja po treningach potrafię zjeść cały bochen chleba, uwaga, w niecałą minutę. Naprawdę…
Elena obdarowała go szerokim i szczerym uśmiechem. Nie przeszło jej przez myśl, że na obcej planecie spotka kogoś, kto okaże się tak dobrym towarzyszem rozmów. Nie wspominając o tym, jaki był atrakcyjny…
Na początku była oczarowana jego charyzmą i zabójczo pięknymi oczami, czuła się w jego towarzystwie dość niezręcznie. Po czasie spędzonym w bibliotece poczuła z nim więź. Nie była skrępowana, wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że są starymi znajomymi, którzy spotkali się po latach. Może z jednym, nowym, drobnym szczegółem — jej znajomy stał się nagle niezwykle przystojny…