Życie jest damą kier - Bekus Aleksandra - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Życie jest damą kier ebook i audiobook

Bekus Aleksandra

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czeladź. Zuza Poświata, poważana psycholożka szkolna, cieszy się na rozpoczynające właśnie wakacje. Oznaczają dla niej urlop i zaplanowany wyjazd na Santorini. Te dwa upragnione miesiące wypoczynku za sprawa stalkera w błyskawicznym tempie zmieniają się w koszmar. Telefony z pogróżkami, listy i włamanie do mieszkania to dopiero początek kłopotów. W kręgu podejrzanych typowanych przez policję znajdują się nawet najbliżsi. Czy to możliwe, by w zastraszaniu Zuzy brał udział jej narzeczony? W jakim celu, skoro są w szczęśliwym związku? A może to informatyk szkolny? Osaczona kobieta w krótkim czasie staje się kłębkiem nerwów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 230

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 57 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Aleksandra Bekus

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by W. L. Białe Pióro & Aleksandra Bekus

Projekt okładki: Izabela Surdykowska-Jurek

Mapkę sporządził: Ryszard Dobiega

Skład i łamanie: WLBP

Redakcja: Aga Dubicka

Korekta: Monika Tańska

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie III

Warszawa 2025 r.

(wydanie papierowe: 2020 r., audiobook: 2024 r.)

Matronat:

Centrum Praw Kobiet

Druk i oprawa: Totem.com.pl

ISBN: 978-83-67788-54-0

Wszystkim kobietom, które stały się ofiarami przemocy pod różnymi jej postaciami.

PROLOG

– Uff – powiedziałam głośno, upijając łyk kawy i ciesząc się, że zaczęłam urlop właśnie dziś. W tym dniu mijały cztery lata, odkąd na nowo ułożyłam sobie życie i wyswobodziłam się z toksycznego związku. – Przeszłość już za mną – dodałam. Miałam u boku mężczyznę, który, choć latać nie umiał, unosił pod niebiosa. Dobrocią, miłością, zaufaniem. Czego chcieć więcej? Człowiek nie może żyć bez drugiego człowieka i ja znów podjęłam to wyzwanie właśnie z Wojtkiem. – No dobrze, koniec tych wywodów, trzeba zakasać rękawy i do pracy rodacy – powiedziałam głośno, co zachęciło mnie do działania. Miałam w planach posprzątać, udać się do fryzjera i odebrać prezent. Właśnie wstawałam, by odnieść do kuchni filiżankę po kawie, gdy usłyszałam dzwonek. O tej porze? – pomyślałam, spoglądając na zegar, który wskazywał 6.25. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. Nikogo nie dostrzegłam. Otworzyłam i wystawiłam głowę na korytarz, machinalnie spojrzałam w dół. Na wycieraczce ujrzałam duże pudełko owinięte dekoracyjnie okazałą, czerwoną kokardą. – O nie – jęknęłam do siebie w rozpaczy. Wojtek mówił, że wręczy mi prezent jako pierwszy. Wczoraj przekomarzaliśmy się na ten temat. Jak zdążyłam się właśnie przekonać, dopiął swego.

Wzięłam prezent i zamknęłam za sobą drzwi. Pakunek położyłam na stole. Pudełko przepasane wstążką miało mój ulubiony kolor. Turkusowy. Otworzyłam wieko i oniemiałam. Moim oczom ukazała się postać przepięknego anioła. Uskrzydlona kobieta uśmiechała się tak delikatnie i serdecznie, że i ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Miałam tego anioła schować z powrotem do pudełka, gdy na dnie zobaczyłam sztywną kartkę – karnet na fitness i przecudny naszyjnik. Dobrze, że nie był w złotym kolorze. Zerknęłam na próbę. To cudeńko było z białego złota.

– No, no... Wojtek się wykosztował – stwierdziłam, zastanawiając się, ile za to wszystko zapłacił. Prezent mnie urzekł, byłam w pełni zadowolona. Zgadzało się wszystko: i mój ulubiony kolor, i biżuteria, jaką uwielbiałam, i nawet anioł. Przepadałam za nimi. Ostatnio cały czas zrzędziłam o fitnessie, więc już nie będę. Wojtek o dziwo słuchał, co do niego mówię, w przeciwieństwie do innych mężczyzn, którym jednym uchem wpadała, a drugim wypadała przekazywana wiadomość. I jak tu nie mówić o szczęściu! Spakowałam wszystko do środka, puściłam muzykę z radia, być może trochę za głośno, ale tak sprzątało mi się znakomicie. Po jakimś czasie mieszkanie lśniło. Wzięłam szybki prysznic i włożyłam zwiewną sukienkę. Zbiegłam szybko po schodach, bo dochodziła dwunasta. Na tę właśnie godzinę byłam umówiona do fryzjera. Spędziłam tam ponad dwie godziny, ale…

Wyglądam jak anioł – pomyślałam, spoglądając w lustro. Czym prędzej zmierzałam do domu. Wojtek również miał się zjawić niebawem.

Po drodze odebrałam zamówiony garnitur, o którym mój narzeczony tak marzył. Byłam pewna, że wprowadzę Wojtka w dobry nastrój. Podobny do tego, jaki on zafundował mnie. Ekspedientkę poprosiłam o ładne zapakowanie prezentu i udałam się do domu. Położyłam prezent, zmieniłam sukienkę na bardziej elegancką i czekałam. Za niecałą godzinę usłyszałam dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się na myśl o spotkaniu z Wojtkiem, bo choć rano widziałam prezent, teraz będę widzieć jego nadawcę. Otworzyłam drzwi i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to olbrzymi bukiet, którym zasłaniał się mój partner. Po chwili zza kwiatów ujrzałam jego uśmiechniętą twarz.

– Kochanie – zaczął – życzę tobie, a tak naprawdę i sobie, czyli nam, jeszcze wielu takich rocznic, śmiem twierdzić, że bardzo dużo – powiedział, wręczając mi naręcze przepięknych kwiatów i całując szczerze. Po chwili dodał: – Niech nie zabraknie nam miłości, bo bez niej nie byłoby nas; zaufania, bo ono scala związek, a bez niego wszystko się burzy; i zdrowia, ale już dziś mogę ci przyrzec, że czy w zdrowiu, czy w chorobie zawsze będę obok ciebie. – Tymi słowami całkowicie mnie rozbroił, ze wzruszenia w moich oczach pojawiła się mgiełka łez.

Przez chwilę nic nie widziałam. Ale co tam. Najważniejsze, że to, co powiedział Wojtek, wdarło się w głąb mojego serca szybko, ale nie brutalnie. Wręcz przeciwnie: delikatnie i z miłością. Przytuliłam go bardzo mocno, jakbym się obawiała, że to cudne uczucie opuści moje serce, a chciałam, by było ono przystanią dla tych kojących słów. Przez chwilę stałam oniemiała, nie potrafiąc dobrać odpowiedzi. On wypowiedział to, co ja chciałam powiedzieć jemu.

Nawet w przekazie myśli mamy podobne zdanie – pomyślałam i spojrzałam na Wojtka.

– Kochanie, czemu jesteś taka smutna? – spytał zafrasowany.

– Smutna? Nie. Tylko… powiedziałeś wszystko słowami, które ja chciałam skierować do ciebie. Teraz już mi brak lepszych – stwierdziłam zgodnie z odczuciami, które mnie naszły.

– A to – powiedział Wojtek, wyjmując pudełko z kieszeni – coś, co ci się bardzo podobało. Nie mogłem nie kupić. Dla mnie jesteś wszystkim, zrobię dla ciebie cokolwiek sobie zażyczysz, wykopię spod ziemi czy ściągnę z nieba, żeby tylko cię uszczęśliwić.

Byłam zaskoczona. Nic jednak nie powiedziałam. Uniosłam wieczko i spojrzałam na zawartość opakowania, w którym znajdowała się prześliczna bransoletka z białego złota, subtelnie ozdobiona delikatnymi kamyczkami.

– Wojtku – zwróciłam się wreszcie do narzeczonego – po co aż tyle prezentów? – Patrzyłam na bransoletkę. Wojtek wyjął mi ją z rąk i założył na nadgarstek. Wyglądała przepięknie. – Dziękuję. Ale chyba przesadziłeś z tymi wydatkami na mnie.

– Nie ma takiej ceny, której bym nie zapłacił, byś była szczęśliwa, i najważniejsze, że ze mną – odpowiedział, zerkając na pudełko na stole.

– A… – zaczęłam trochę zażenowana, że nie dałam mu jeszcze prezentu. – Proszę, to dla ciebie – oświadczyłam, wręczając mu pakunek.

Wojtek rozpakował prezent i gdy usłyszałam znajomy gwizd zadowolenia, wiedziałam, że trafiłam z podarunkiem.

– Kochanie, dziękuję ci – wyszeptał. – Wydałaś chyba majątek.

– Hmm, nie mniejszy niż ty. Tyle prezentów. Ten poranny upominek w zupełności by wystarczył – dodałam z uśmiechem, mając na myśli prezent z dostawą pod drzwi.

– Hmm… – Wojtek zawahał się. – Ale to był tylko miło zaczęty dzień – dokończył i uśmiechnął się zalotnie, a mnie przeszły ciarki podniecenia, podobnie jak tuż po przebudzeniu. Domyśliłam się, że Wojtek mówił o porannym przytulaniu. – To jest prawdziwy prezent – wskazał na drogocenną bransoletkę. – No dobrze, zbierajmy się, bo zamówiłem stolik w naszej ulubionej knajpce. Uczcijmy ten dzień pysznym obiadem, a na deser będzie powtórka z… – Pochylił się nade mną i dotknął ustami płatka mojego ucha.

Dreszcz przeszedł mnie na to doznanie i czym prędzej wypchnęłam go za drzwi, bo jeszcze moment, a rezerwacja byłaby nam niepotrzebna.

W knajpce czas upływał nam szybko. Zbyt szybko. Śmialiśmy się, wspominaliśmy moment poznania, zaręczyn i chwil, które razem przeszliśmy. U boku Wojtka czułam się bezpiecznie.

Gdy wróciliśmy do domu, zauważył turkusowe pudełko na szafce.

– A co to? Kolejny prezent? – zapytał z uśmiechem, myśląc, że to dla niego.

– Prezent, a jakże. I to od kogoś, kogo bardzo kocham.

– A kogo kochasz bardziej ode mnie? – zadając to pytanie, Wojtek miał dziwny wyraz twarzy.

– Jak to bardziej od ciebie? Przecież to prezent, który mi wręczyłeś rano. Tak jak mówiłeś, byłeś pierwszy.

Wojtek patrzył na mnie z rozszerzonymi źrenicami.

– Ale ja ci dałem prezent po przyjściu z pracy. Wcześniej nic ci nie przesyłałem! – W jego głosie słychać było poirytowanie.

– Jeśli nie od ciebie, to od kogo? – zapytałam nie mniej zdenerwowana.

– Masz jakiegoś cichego adoratora – stwierdził niby z uśmiechem na ustach, ale był to uśmiech goryczy.

Zapadła cisza.

– Nasuwa mi się tylko jedno wytłumaczenie. To zapewne sprawka Leszka – powiedziałam, zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami w szkole.

– Kto to jest Leszek? – zainteresował się Wojtek, a ton głosu wskazywał, że choć go nie znał, to już nie lubił. Widać było, że jest zazdrosny. Moje odczucia potwierdziły się już po chwili, bo narzeczony zwrócił się do mnie stanowczymi słowami: – Kimkolwiek on jest, ma zniknąć z naszego życia.

– Leszek to nauczyciel informatyki. Ostatnio zagadywał mnie, czy bym się z nim nie umówiła na kawę. Zbyłam go, że nie mam czasu i wszystko.

– Że nie masz czasu? Zuzka, przecież taka odpowiedź dała mu nadzieję. Trzeba było powiedzieć, że jesteś zajęta i już!

Miał rację, ale przecież nie zawsze wymyśli się w danej chwili najlepszą odpowiedź. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Na tym zakończyliśmy rozmowę, ale ten wieczór już nie był tak miły.

Tuż przed snem Wojtek odezwał się cicho:

– Jestem zaniepokojony zachowaniem tego nauczyciela. Co on sobie wyobraża? Takie kosztowne prezenty? Naprawdę musi coś do ciebie czuć.

– On może i czuje. Ale nic z tego. Mam tylko jednego mężczyznę. Ciebie. I nic tego nie zmieni – odpowiedziałam i z czułością go pocałowałam.

– No, ja myślę – mruknął. – Bo jak nie, to niech kochaś już liczy swoje kości.

– Oj, ty mój obrońco – podsumowałam, wtulając się w niego, po czym szybko zasnęłam.

W środku nocy obudził mnie telefon. Wyrwana ze snu i przestraszona, bo nikt nigdy nie dzwonił o tak późnej porze, odebrałam.

– Halo – rzuciłam w słuchawkę, ale po drugiej stronie przez długi czas nic nie słyszałam. Potem do moich uszu dobiegł odgłos przypominający ciężki oddech, wręcz sapanie. – Halo! – powtórzyłam, ale gdy nikt się nie odezwał, zakończyłam połączenie.

– Kto to? – zapytał zaspany Wojtek.

– Nikt. Chyba ktoś się pomylił – oznajmiłam i poszłam dalej spać.

Rano jak zwykle wszystko w biegu. Prysznic, śniadanie i szybko do pracy. Miałam wprawdzie urlop, ale musiałam jeszcze dokończyć pewne sprawy, a co najważniejsze chciałam porozmawiać z informatykiem. Na szkolnym korytarzu dostrzegłam Leszka. Widocznie też miał coś do załatwienia.

– Przesadziłeś – powiedziałam, zatrzymując się tuż przed nim. – Co to za prezenty? Sądzę, że chcesz się do mnie zbliżyć.

– Owszem, Zuza, dobrze się domyśliłaś – powiedział Leszek. – Chciałem zaprosić cię na kawę, spotkać się jak z koleżanką z pracy. Tylko tyle. Czy to przestępstwo? – Nie odpuszczał. – Zaraz, zaraz! A o jakich ty prezentach mówisz? – zapytał, a ja stwierdziłam, że potrafi dobrze grać swą rolę.

– Jak to? Mówię o aniele, naszyjniku i karnecie, które mi przysłałeś do domu – powiedziałam jednym ciągiem.

– Ale przecież ja ci nic nie wysyłałem. Nawet nie wiem, gdzie mieszkasz – dodał zdumiony. – O czym ty mówisz?

Pomyślałam, że udawać to on potrafił. I to perfekcyjnie.

– No dobrze. Nieważne, ale nie życzę sobie ani prezentów, ani nocnych telefonów. W nocy normalni ludzie chcą się wyspać, rozumiesz? – podsumowałam i machinalnie odwróciłam się na pięcie.

– Zuza, poczekaj! – zawołał, ale ja zaczęłam iść jeszcze szybszym krokiem.

Nic z tego nie rozumiałam. Leszek wydawał się zaskoczony tym, co mówiłam, ale ja gdzieś w środku czułam, że to jego sprawka. Umiał się maskować. Tu niby kolega, a tu takie rzeczy wyczyniał.

Czemu nie miał odwagi powiedzieć prawdy? Byłoby lepiej i prościej – pomyślałam i poszłam do swego pokoju.

Otworzyłam laptop i weszłam na służbową skrzynkę. Przejrzałam wiadomości i wśród wielu innych natknęłam się na wiadomość zatytułowaną:

„Jesteś niby nieosiągalna, a i tak będziesz moja”.

W pierwszej chwili uśmiałam się z tego listu, bo ktoś uzurpował sobie do mnie prawa.

No tak – pomyślałam. – Choć powiedziałam Leszkowi, że jestem zajęta, to, jak widać, zdążył mnie zapewnić, że jednak będę jego kobietą. Mężczyźni są jak mali chłopcy. Będę musiała z nim jeszcze raz porozmawiać – postanowiłam i zajęłam się sprawami, które ostatnio miały miejsce w naszej szkole, żeby je zakończyć i wtedy dopiero w stu procentach zacząć urlop.

Po pracy poszłam na zakupy. Chciałam ugotować ulubione danie Wojtka. Gdy wychodziłam ze sklepu, miałam wrażenie, że ktoś mi robił zdjęcia zza drzewa.

Zuza, przecież nie jesteś żadną aktorką ani celebrytką, więc kto ci może robić zdjęcia?! – zgromiłam w duchu samą siebie, by wyzwolić się z tych chorych obaw. Spojrzałam jeszcze raz w tamtą stronę. Nikogo nie było. Jestem chyba przemęczona – pomyślałam i skierowałam się w stronę domu.

Jak przystało na prawdziwą panią domu, ugotowałam iście królewskie danie. Wojtek nie potrafił się oprzeć i poprosił o dokładkę. Gdy zjedliśmy obiad, zaparzyłam kawę. Siedząc i delektując się porządną dawką kofeiny z mlekiem, opowiedziałam mu o dzisiejszym zajściu z Leszkiem w szkole.

– Powiedział, że faktycznie miał ochotę umówić się na kawę, ot tak sobie, jak z koleżanką z pracy, ale żadnych prezentów mi nie przysyłał – streściłam pokrótce.

– A czego ty oczekiwałaś? – spytał Wojtek. – Że powie: tak to ja, chciałem ci zrobić niespodziankę?

– No, a czemu nie? Tak trudno się do tego przyznać? – stwierdziłam zbita z tropu. – Ale – zatrzymałam się na moment – to nie wszystko. Wyobraź sobie, że ledwie powiedziałam Leszkowi, że jestem zajęta, a na mojej skrzynce służbowej znalazł się list, że tak czy siak będę jego.

– On go napisał? – spytał Wojtek.

– A niby kto? Przecież to musiał być ktoś ze szkoły. Tylko on świetnie pasuje do nadawcy.

– Nie można tego tak zostawić. – Wojtek wściekł się.

– Porozmawiam z nim ponownie i zagrożę, że jeśli nie skończy tych zagrywek, to pójdę z tym na policję – obiecałam.

– No i dobrze. Może się przestraszy. A jeśli to nie poskutkuje, to będzie miał ze mną do czynienia. Lepiej niech z nami nie zadziera. – Tu Wojtek pogroził palcem i przyciągnął mnie do siebie, racząc namiętnym pocałunkiem.

Tę sielankową błogość przerwał telefon.

– Cześć Zuzka. Co tam u ciebie? Dawno się nie widziałyśmy – powiedziała Anita jednym tchem. – Może jakieś spotkanie?

– Nie ma sprawy. Pasuje ci w Satisfactio o osiemnastej trzydzieści? – spytałam.

– No jasne. To do zobaczenia – zakończyła rozmowę.

– Spotkanie przyjaciółek? – Wojtek uśmiechnął się do mnie. – Dawno żeście się nie widziały, więc babskie pogaduchy, jak najbardziej wskazane – oznajmił.

Kochałam go za to. Za wyrozumiałość, zaufanie i miłość, którą okazywał mi na każdym kroku. Najważniejsze, że byłam go pewna, że za plecami nie tworzył drugiego związku. Mało takich na świecie? Niejeden zapewniał o uczuciu, a dla rozrywki na boku spotykał się z inną, żeby zabić rutynę. Byli i tacy, którzy wirtualnie zatapiali się w znajomości o szerokich horyzontach. I to ma być uczucie? Gdybym wiedziała, że coś takiego miało miejsce, przerwałabym to w mgnieniu oka. U mnie najważniejsza była szczerość, a kłamstwo tylko przyśpieszyłoby rozstanie. Wojtek miał mankamenty, bo nie ma ludzi kryształowych. Ja też je miałam. Ale oboje umieliśmy sobie z nimi poradzić na tyle, by nie zburzyło to naszego związku. Mieliśmy jeden dość poważnych rozmiarów kryzys. Ciche dni, ostre słowa i postawienie wszystkiego na ostrzu noża. Poskutkowało. Wojtek oznajmił, że jest w stanie zrobić wszystko, by ratować ten związek. I szczerze mówiąc, zdążył w ostatniej chwili, bo ja nie miałam siły dłużej czekać. Jednak uczucie pokonało wszystko.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

O osiemnastej trzydzieści spotkałam się z Anitą w Satisfactio. Dostrzegłam ją z daleka. Oczywiście, jak przystało na nasz rytuał, dwie kawy latte macchiato były już zamówione i czekały na degustację.

– Opowiadaj, co tam u ciebie – zagadnęła mnie, ledwie usiadłam przy stoliku.

– Można powiedzieć, że wszystko okej – powiedziałam z rezerwą.

– Wyczuwam, że nie wszystko jest dobrze. – Anita przyglądała mi się bacznie. – No mów śmiało, Zuzka, co się dzieje? Coś niepokojącego w waszym związku?

– Nie, u nas wszystko w porządku. Odkąd Wojtek powiedział, że zrobi dla nas wszystko, bo wie, co to kochająca rodzina, zamienił słowa w czyny i naprawdę nie mogę na nic narzekać. Był wóz albo przewóz, a teraz jest z górki. – Uśmiechnęłam się, bo naprawdę niczego więcej nie potrzebowałam.

– Więc? Co jest grane? Przecież widzę, że coś cię trapi! – dopytywała z dostrzegalnym niepokojem w głosie.

– Pewnie pomyślisz, że ześwirowałam – powiedziałam niby z uśmiechem, ale do śmiechu wcale mi nie było.

– Nie myśl, co ja pomyślę, tylko wykrztuś to wreszcie z siebie – ponagliła mnie przyjaciółka.

– Od pewnego czasu – zaczęłam opowiadać – mam wrażenie, że dziwne sytuacje dzieją się wokół mnie, a wręcz dotykają mnie osobiście. Jak nie podsyłanie prezentów, to robienie mi zdjęć, telefony w środku nocy, maile o treści: „Jesteś niby nieosiągalna, a i tak będziesz moja”.

– Wiesz, kto może za tym stać? – Anita wydawała się zszokowana.

– Nie jestem pewna, na razie to tylko moje podejrzenia. To chyba kolega ze szkoły. Informatyk. Chciał się ze mną umówić na kawę, ale dałam mu kosza. Chyba robi to w odwecie.

– A rozmawiałaś z nim o tym wszystkim? – Anita chciała się upewnić, czy zaczęłam już coś w tej kwestii działać.

– Wyobraź sobie, że tak, choć może zbyt zdawkowo. On się wyparł prezentów, a co do dzwonienia, to nie mógł się wypowiedzieć, bo powiedziałam swoje i szybko odeszłam. Potwierdził, że chciał pójść na kawę ze mną, ale że to nie jest chyba zabronione. Tu miał rację – potwierdziłam zdezorientowana tą całą sytuacją.

– A jak odebrałaś jego słowa?

– Sama nie wiem. Były chwile, że mówił przekonująco, ale chwilami miałam wrażenie, że ściemniał, by podejrzenie nie padło na niego.

– A ta wiadomość mailowa? – Nie dawała za wygraną Anita.

– Skoro przyszła na pocztę służbową, to tylko potwierdza fakt, że to od Leszka, tego informatyka – powiedziałam z większym przekonaniem.

– A o jakich prezentach wspominałaś? – Dociekliwość koleżanki nie miała końca.

– Wyobraź sobie, że w dniu, kiedy przypadała nasza rocznica, ktoś na wycieraczce zostawił prezent. Był to drogi upominek. Biżuteria, anioł i karnet na fitness.

– A na pewno dla ciebie? – Drążyła Anita. – Może to był prezent dla Karoli?

– Nie, to niemożliwe. Karola przecież nie mieszka już z nami od dłuższego czasu.

– I co zamierzasz z tym zrobić? – Anita patrzyła na mnie pytająco.

– Na pewno muszę jeszcze raz pogadać z tym informatykiem. Trochę się facet zagalopował. Czy mężczyźnie tak trudno zrozumieć, że jak nie, to nie?!

– Widocznie takie argumenty do niego nie trafiają. – Przyjaciółka pokiwała głową. – Wiesz, facetów i kobiety dzielą lata świetlne, więc widocznie wiadomości dochodzą z opóźnieniem. – Anita wybuchnęła śmiechem.

– To lepiej niech uważa, by nie trafił za kratki – podniosłam głos, bo nie podobała mi się ta cała gra.

– Nie denerwuj się. – Anita próbowała mnie uspokoić. – Rozmowa przyniesie pozytywny rezultat. Facet się ogarnie, a najlepiej, by zmienił obiekt zainteresowania – dodała.

– No właśnie – westchnęłam głośno. – Miałam tyle czasu spokój, a tu takie zagrywki! No dobrze, dość o mnie. Opowiadaj, jakie zmiany u ciebie? – Oderwałam się od swoich problemów i zaczęłam słuchać Anity.

– No cóż. U mnie spokojnie. Może aż za bardzo spokojnie – odpowiedziała przyjaciółka.

– Błagam cię, nie wywołuj wilka z lasu! Ciesz się spokojem i módl, by nie zamienił się w horror. – Pogroziłam palcem.

– W pracy jak to w pracy. Dziewczyny, jedna przed drugą, chcą pokazać, która lepiej coś zrobi. Jak dzieci w przedszkolu. Tylko żadnej nagrody za to nie mają. – Anita zaczęła się śmiać. – Ja się z tego przedszkola wymiksowałam.

– A Jacek jak się sprawuje? Nie robi żadnych numerów?

– Jest grzeczniutki. – Z uśmiechem odparła przyjaciółka. – Ale to dobrze. Bardzo dobrze.

– No widzisz. Musimy te nasze drugie połówki docenić. Mam pomysł. Może przyszlibyście w sobotę, posiedzimy przy grillu. Miło spędzimy czas. No i co najważniejsze, damy naszym facetom odczuć, że drugich takich w naszym kraju nie ma. Nie ma, bo tylko my mogłyśmy ich sobie tak wychować – śmiałam się na całego.

– Jestem za – zgodziła się Anita. – Planów na sobotę żadnych nie robiliśmy, więc nic nie stoi na przeszkodzie.

Posiedziałyśmy jeszcze trochę i każda poszła w swoją stronę. Byłyśmy umówione.

Wróciłam do domu. Wojtek rozwiązywał krzyżówki.

– I jak się udało spotkanie? – zapytał znad okularów.

– Udało się. Zaprosiłam Anitę z Jackiem na sobotę na grilla. Nie masz nic przeciwko?

– Skądże znowu. Fajny pomysł. Dawno nie spędzaliśmy czasu wspólnie.

– Zrobię jakieś mięsa w marynatach, sałatki. Posiedzimy, porozmawiamy.

– Okej. A ja zadbam o zaopatrzenie. – To oznaczało piwo dla panów, a dla nas jakieś drinki.

Wzięłam prysznic. Kolacji nie jadłam, bo to już była dla mnie zbyt późna pora. Czym prędzej wskoczyłam do łóżka i zaczęłam czytać książkę Krystyny Kofty „Lewa, wspomnienie prawej”. Treść książki bardzo mnie wciągnęła. Gdzieś około wpół do drugiej zgasiłam lampkę. Ledwie co zasnęłam pierwszym snem, gdy usłyszałam dzwonek komórki. Odebrałam. Na wyświetlaczu pokazał się numer, którego nie było w pamięci telefonu.

– Halo? – odezwałam się zaspana. Po drugiej stronie cisza jak makiem zasiał. Niepokojąca cisza. Zdenerwowana zakończyłam połączenie. Znowu to samo – pomyślałam i przyłożyłam głowę do poduszki. Udało mi się zasnąć.

Rano wstałam, by zrobić Wojtkowi kanapki do pracy, i jak na mnie przystało, zaczęłam swój dzień. Nie poszłam już spać. Szkoda mi było czasu.

– Czy mi się wydaje, czy w nocy dzwonił telefon? – zapytał Wojtek, całując mnie na odchodne.

– Tak, dzwonił – potwierdziłam. – Ale znów po drugiej stronie była cisza – potwierdziłam wkurzona tym nocnym zajściem. Wojtek popatrzył na mnie wymownie. – Tak, wiem, porozmawiam z Leszkiem. Facet przegina. Mija się z prawdą, której nie chce odnieść do siebie. Postaram się powiedzieć mu raz a dobrze, żeby nie robił więcej takich podchodów. Nawet małolaty nie podrywają w ten sposób – podsumowałam z niesmakiem.

– Mam nadzieję, że to będzie ostatnia przeprowadzona z tym panem rozmowa. – Tymi słowami i całusem na pożegnanie Wojtek pożegnał się ze mną i zamknął za sobą drzwi.

Również miałam taką cichą nadzieję. Postanowiłam z nim porozmawiać. Najpierw jednak chciałam się zająć tym, co zaplanowałam na dziś, czyli wysianiem ziół w specjalnych doniczkach ustawionych na tarasie. Uwielbiałam je pielęgnować, a potem zbierać i dodawać do potraw, sałatek i napojów przy byle jakiej okazji. Część wysiałam wcześniej. Trochę za późno zabrałam się za tę drugą partię, jakoś długo schodziło mi z kupnem kolejnych ziół.

Ale potem będą dobre zbiory – pomyślałam z uśmiechem na ustach. I choć wysiewałam zawsze z opóźnieniem, to miałam dobrą rękę, gdyż moje zioła zawsze cieszyły oczy innych.

Zasiałam różne rodzaje, ale na pierwszym miejscu była melisa cytrynowa. Uwielbiałam jej aromat i smak. A wykorzystywałam na różnorakie sposoby. Musiałam się przy tym nieźle naschylać i niestety mój kręgosłup odczuł tę nienaturalną pozycję ciała. Byłam zmuszona odpocząć, bo gdybym przegięła, to później ciężko by mi było dojść do siebie.

Usiadłam na patio. Wystawiłam twarz do słońca i zażywałam słonecznej kąpieli. Tę błogość przerwał mi głos listonosza.

– Pani Zuzo, mam list do pani. Polecony.

– Proszę wejść – odpowiedziałam i wstałam z ławki.

– Proszę pokwitować, o tu. – Wskazał palcem.

Złożyłam swój podpis, podziękowałam i gdy listonosz odszedł, zaczęłam przeglądać list. Nadawcą był niejaki Zbigniew Kowalski. Nie znałam nikogo takiego. I to jeszcze ze Szczecina? Żadnych znajomych ani rodziny tam nie miałam. W środku była kartka, a w niej drukowanymi literami napisano:

„NIE WIESZ, KIM JESTEM? I DOBRZE. PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ ZAKOCHASZ SIĘ WE MNIE. NAJWAŻNIEJSZA W MIŁOŚCI JEST CIERPLIWOŚĆ”.

Przeczytałam karteczkę dwa razy. Dobry humor mnie opuścił. Leszek zapewne poprosił kogoś, by wysłał to do mnie.

To jakiś dewiant! – pomyślałam o koledze z pracy. Prosić kogoś, by wysłał to ze Szczecina? Spojrzałam na stempel. Widniała tam nazwa Szczecin, a nie Czeladź. Myślałam, że tylko podany na kopercie adres był szczeciński, ale jak widać stamtąd właśnie list był wysłany. Ta sytuacja jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę rozmówić się z Leszkiem.

Popatrzyłam na zegarek. Dochodziła dziewiąta czterdzieści pięć. Wysłałam do koleżanki z pracy SMS-a z prośbą, czy mogłaby mi podać adres Leszka. Mieszkała obok niego. Nie chciałam jej wtajemniczać w swoje sprawy. Napisałam, że nie mogę się do niego dodzwonić, a muszę zanieść mu laptopa do naprawy. Podała mi adres.

Udałam się do jego mieszkania. Wiedziałam tylko, że mieszka sam. Nie miał rodziny. Nacisnęłam dzwonek przy drzwiach.

– O! Zuza, wejdź, proszę. – Leszek ze zdziwieniem, ale i z uśmiechem powitał mnie w progu swojego mieszkania. – Co cię do mnie sprowadza? Przemyślałaś sprawę i wpadłaś na kawę? – zapytał zadowolony.

– Nie będę wchodzić. Zostanę w przedpokoju. Mam niewiele do powiedzenia, ale nie będę się więcej powtarzać. Ostrzegam cię, że jeżeli nie skończysz z tymi głupimi żartami, to pogadasz sobie nie ze mną, a z policją. Mam dość tych twoich nocnych telefonów, wiadomości na skrzynce służbowej, a teraz jeszcze ten list ze Szczecina. Człowieku, ja mam faceta i nie będę z tobą. Zrozum to wreszcie! A tak nawiasem mówiąc, chciało ci się prosić kogoś, by wysłał list od ciebie do mnie aż ze Szczecina? I to miało sprawić, że cię pokocham? I że niby cię nie znam? Znam i poznaję jeszcze bardziej, ale z tej złej strony. Ogarnij się człowieku, bo źle skończysz – powiedziałam to ostro, by wiedział, że nie żartuję.

Leszek patrzył na mnie, a jego oczy jakby zmieniały kolor.

Niezły kameleon – pomyślałam. – I już naciskałam na klamkę, gdy się odezwał:

– Zuza, ja nie wiem, co się z tobą dzieje. Przeraża mnie twoje zachowanie. Jesteś jak w amoku, powinnaś iść do lekarza!

– Ciebie przerażam? W amoku? Do lekarza? – wydusiłam z siebie urywanymi słowami, bo to, co powiedział, było niewiarygodne. – Uprzedzam cię, ja nie żartuję! – Po tych słowach wyszłam na zewnątrz, trzaskając wymownie drzwiami. Byłam wzburzona. – Zrobił ze mnie wariatkę! – pomyślałam. – Jak on śmiał? No tak, najlepszą obroną jest atak.

Szłam do domu i zastanawiałam się, czy coś wskórałam? Czy to pomoże i uwolnię się od jego dziwnych zaczepek? Dawno nikt mi tak nie podniósł ciśnienia. Wzięłam się za obiad, wstawiłam pranie. Wyszłam przed dom. Usiadłam w cieniu i czytałam, czekając na Wojtka. Książka przyniosła ukojenie. Wydarzenia w niej zawarte znów pochłonęły mnie do głębi. Nie słyszałam nawet, kiedy Wojtek wszedł i stanął przede mną.

– O, to już ta pora? – zdziwiłam się, widząc jego sylwetkę. Świadczyło to o tym, że całkowicie straciłam rachubę czasu.

– Tak, kochanie. Widzę, że książka cię wciągnęła – stwierdził, dając mi całusa.

– A tak. Fajnie się ją czyta. Przenoszę się w inny świat, inne radości i problemy. – Wstałam, kierując się do domu.

– A tak à propos problemów – podjął temat Wojtek – jak tam sprawa z informatykiem?

– Myślę, że już rozwiązana – powiedziałam i aż ciarki przebiegły mnie na wspomnienie spotkania.

– Rozmawiałaś z nim? – Patrzył na mnie uważnie.

– Tak. Byłam u niego. Ostrzegłam go, że jeżeli z tym nie skończy, to otrze się o policję – powiedziałam zgodnie z prawdą.

– A co on na to?

– On? – Wzięłam głęboki oddech. – Stwierdził, że muszę iść do lekarza! Według niego dzieje się ze mną coś niedobrego. Rozumiesz to?

– To jakaś niedorzeczność! Facet cię nachodzi, przysyła prezenty, wydzwania w środku nocy, wysyła mejla. To z nim jest coś nie halo! To on ma coś z głową. Wolał zaatakować cię oszczerstwami, niż przyznać się, że to wszystko to jednak jego działania?! No nie powiem, dobry plan sobie obrał. Ale jego dalszej realizacji nie będzie – postanowił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Doszło coś jeszcze – dodałam w chwili, gdy Wojtek obrócił się w drugą stronę.

– Co takiego? – zapytał i widać było, że przeczuwał, iż to, co usłyszy, nie będzie miłe.

– Wyobraź sobie, że dziś rano dostałam list polecony ze Szczecina.

– Ze Szczecina? Nie wspominałaś nigdy, że masz tam jakąś rodzinę czy znajomych – zastanowił się zdziwiony.

– No właśnie nie mam – potwierdziłam niby spokojnie, a wewnątrz znów zaczęłam dygotać.

– To od kogo ten list? – Wojtek nie ukrywał swojego zdumienia.

– Nadawcą był popularny Kowalski. A w środku znalazłam notatkę mówiącą o tym, że wprawdzie nie wiem, kim jest nadawca, ale to i lepiej. Dopisane było jeszcze, że się w nim zakocham, tak jak on we mnie, ale najważniejsza jest cierpliwość – powiedziałam, nie kryjąc swojego wzburzenia.

– No to już cios poniżej pasa – stwierdził Wojtek.– Facet kręci bicz na siebie. I co, sądzi, że skoro jest informatykiem, to go nikt nie namierzy? Jeszcze zobaczy.

– Uspokój się, proszę. Ja też byłam zdenerwowana. Sądzę, że przestraszył się tej policji, a jak nie, to podejmiemy inne środki. Bardziej restrykcyjne – powiedziałam, uspokajając Wojtka i jednocześnie cicho wierząc, że takie sytuacje nie będą miały więcej miejsca.

Zjedliśmy obiad. Wojtek drzemał, a ja znów zabrałam się za czytanie. Po namyśle postanowiłam pisać pamiętnik. Stwierdziłam, że umykają mi chwile i różne wydarzenia, a warto je utrwalać. Fajnie, gdy uwiecznia się je obiektywem aparatu, ale oprócz obejrzenia miło będzie móc o nich potem poczytać. Słowo pisane jest tu mostem pomiędzy „było” a „jest”.

Pewien czerwcowy piątek 2018r

Zaczynam się bać. Znów burzy się mój poukładany porządek. Sytuacje, które rozgrywają się wokół mnie, są tajemnicze i pełne niepokoju. Dopada mnie popłoch. Sarna boi się o swoje małe, jak ja o swoje życie. Może przesadzam, może to chwilowe i wszystko minie, ale nie potrafię pozbyć się wrażenia, że to dopiero pierwszy akt przedstawienia. I to wcale nie jest komedia. Obawiam się, że ten człowiek będzie mnie dalej nękał. Jak długo? Do czego się jeszcze posunie? A może już zaprzestanie? I niech tak właśnie będzie. Cichy adorator. Dobre sobie. A właśnie, że niedobre! Co dobrego w tym, że rodzi się we mnie przerażenie? Chcę się uwolnić spod skrzydeł strachu. Odfrunąć daleko, by wyzbyć się narastającej paniki. Cisza, niech ogarnie mnie cisza. Zupełna.