Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Obóz dla uchodźców, gdzieś na krańcach Europy. Dwaj bohaterowie – Europejczyk i Syryjczyk – opowiadają o tym miejscu z odmiennych perspektyw. Szukają tam dla siebie, ratunku, każdy na swój sposób. Wokół rozbrzmiewają anonimowe głosy wykluczonych, mieszkańców, a nawet polityków. Mieszają się czasy, języki i konwencje. Azylto szukanie formy zdolnej nazwać rozpad naszego świata.
„Należy chyba bać się o tę książkę. Bo czy da się znaleźć język adekwatny do katastrofy, którą próbuje ona – właściwie co? – relacjonować? przybliżyć? zreinterpretować? Mościcki stara się opowiadać z różnych perspektyw, patrzeć więcej niż jedną parą oczu, stara się być i wewnątrz, i na zewnątrz koszmaru. Jego opowieść meandruje, waha się, przybliża i oddala od opisywanych miejsc i twarzy, czasem zamiera i poprzestaje na wyliczance imion nieżyjących osób.
Należy chyba bać się o tę książkę, boczy literatura w ogóle jest w stanie tyle unieść? Ale co się stanie z naszymi opowieściami, jeśli zaniecha takich prób?”
Barbara Klicka
„Rozbił się kiedyś nowozelandzki samolot pasażerski o najwyższy szczyt Antarktydy, bo pilot pomylił lądolód z niebem. Tak samo giną codziennie topielcy, niebo im się miesza z czeluścią, i taka jest książka Mościckiego: „Amena, Gloria, Nurah, Taiba, Zainab, Ersi, Jazmine, Farah, Victoria, Nadine, Beza, Roaa – wyrzuciły ich na brzeg”. Być może ta opowieść winna składać się ze stu dwudziestu stron takiego indeksu – byłaby wtedy nieco bardziej wartka, ale i pewnie trochę bardziej kłamliwa. Nie może jednak – zajawka musi czytelnika od tekstu odrzucać, żeby w samym tekście mógł utonąć i obrócić się na wznak jeszcze żywy, zobaczyć, co nad tekstem ciągle stoi. Sam tekst znowu – żeby zrównał niebo z czeluścią w nas i w nas utonął; żeby nigdy go nie wyrzuciło na brzeg nas.”
Konrad Góra
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 104
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla J.
XII
Ale dlaczego Anglia? Skąd ta obsesja? Przejeżdżasz całą Europę, możesz starać się o azyl w Niemczech czy we Francji, spróbować sił w Austrii albo Belgii. Z mojego punktu widzenia różnica jest niewielka. Tutaj nie ma sensu zadawać pytania, które i tak zadaję nieustannie: „Dokąd jeszcze chcesz jechać?”. Wiadomo. Jest wiele racjonalnych argumentów: znajomość języka, rozbudowany system zasiłków, silne wspólnoty imigrantów, które pomogą nowo przybyłym. Jest też ekonomiczny: elastyczny brytyjski rynek pracy, który w przeciwieństwie do francuskiego pozwala szybko się dorobić, łączyć różne zajęcia, kombinować i wysyłać pieniądze do rodziny. Zdarza się, że resztki państwa opiekuńczego są przeszkodą właśnie dla najbardziej bezbronnych. Powstaje więc kolejne piętro wyzysku, bo imigranci, pracując na czarno, wchodzą w sieć zależności, z której nie da się już wyplątać. Ale we Francji, z jej silnymi obostrzeniami, są po prostu niezatrudnialni.
Jest jeszcze jeden powód tego uporu, tego przywiązania do Wielkiej Brytanii: fantasmagoria. Anglia jest tak idealnym marzeniem, tak doskonałą figurą upragnionego celu właśnie dlatego, że tak trudno się do niej dostać i w większości przypadków pozostanie jedynie w sferze wyobrażeń. Ta wyobrażona Anglia, do której nie można dotrzeć, ale gdzie wszystko wreszcie będzie normalnie, ocala obraz Europy jako czegoś, co wciąż jeszcze różni się od całego tego gówna otaczającego migrantów na każdym etapie ich drogi. To Europa bez Europy, niedostępna i nierealna: bez małostkowości, chciwości i obłudy, bez codziennego faszyzmu, dla nas już całkiem przezroczystego. Europa wierna patosowi oficjalnych wartości, z których w praktyce nic już nie zostało. Może właśnie ten obraz, pojawiający się pod powiekami zasypiającego w zimnej budzie albo w namiocie Afgańczyka, Kurda czy Sudańczyka, próbującego ogrzać zmaltretowane ciało pod warstwami śpiworów i koców, jest ostatnim schronieniem dla Europy.
Blurb I
Należy chyba bać się o tę książkę. Bo czy da się znaleźć język adekwatny do katastrofy, którą próbuje ona – właściwie co? – relacjonować? przybliżyć? zreinterpretować? Mościcki stara się opowiadać z różnych perspektyw, patrzeć więcej niż jedną parą oczu, stara się być i wewnątrz, i na zewnątrz koszmaru. Jego opowieść meandruje, waha się, przybliża i oddala od opisywanych miejsc i twarzy, czasem zamiera i poprzestaje na wyliczance imion nieżyjących osób.
Należy chyba bać się o tę książkę, bo czy literatura w ogóle jest w stanie tyle unieść? Ale co się stanie z naszymi opowieściami, jeśli zaniecha takich prób?
Barbara Klicka
Blurb II
Rozbił się kiedyś nowozelandzki samolot pasażerski o najwyższy szczyt Antarktydy, bo pilot pomylił lądolód z niebem. Tak samo giną codziennie topielcy, niebo im się miesza z czeluścią, i taka jest książka Mościckiego: „Amena, Gloria, Nurah, Taiba, Zainab, Ersi, Jazmine, Farah, Victoria, Nadine, Beza, Roaa – wyrzuciły ich na brzeg”. Być może ta opowieść winna składać się ze stu dwudziestu stron takiego indeksu – byłaby wtedy nieco bardziej wartka, ale i pewnie trochę bardziej kłamliwa. Nie może jednak – zajawka musi czytelnika od tekstu odrzucać, żeby w samym tekście mógł utonąć i obrócić się na wznak jeszcze żywy, zobaczyć, co nad tekstem ciągle stoi. Sam tekst znowu – żeby zrównał niebo z czeluścią w nas i w ąnas utonął; żeby nigdy go nie wyrzuciło na brzeg nas.
Konrad Góra