Biały towar - Mariusz Wollny - ebook

Biały towar ebook

Mariusz Wollny

4,4

Opis

BIAŁY TOWAR 

Mariusz Wollny

Powieść historyczno-kryminalna o XIX wiecznym Krakowie

Pierwsza część cyklu Sprawy Komisarza Mohra

Kraków, rok 1900.

Upłynąwszy pod znakiem wielkich przemian społecznych i gospodarczych, wiek XIX zbliża się ku końcowi. W stolicy Małopolski rodzą się nowe trendy – Młoda Polska, dekadencja, secesja. W kawiarniach i restauracjach o sprawach metafizycznych rozprawiają artyści, literaci i filozofowie. Na salonach, nieco nadgryziona już zębem czasu arystokracja niestrudzenie podejmuje kolejne gorące tematy towarzyskie. Na mównicy i w terenie ścierają się lojaliści, socjaliści i anarchiści, a na ulicach grasują kindry, andrusy i dużo groźniejsi przestępcy.

Tymczasem, na pilne wezwanie przyjaciół, po szesnastu latach pobytu za granicą do rodzinnego miasta wraca będący pod wpływem twórczości Doyla i zafascynowany jego bohaterem Sherlockiem Holmesem Olgierd Korsak. Prowadząc wspólnie prywatne śledztwo przyjaciele wpadają na ślad, którego nici prowadzą do ich młodzieńczej przygody sprzed szesnastu lat, a przy okazji odkrywają w Krakowie obecność wysłanników świetnie zorganizowanej międzynarodowej szajki przestępczej z siedzibą w Buenos Aires.

Jak większość powieści Mariusza Wollnego, Biały towar z niezwykłym pietyzmem odtwarza autentyczne realia dawnego Krakowa, obok mieszkańców pokazując także ówczesne partie miasta w kolejnych fazach ich rozwoju i przemian, popularne i dziś legendarne już sklepy, knajpy, hotele, instytucje miejskie i państwowe, Kraków i Podgórze oraz żydowski Kazimierz, wszystkie warstwy społeczne od arystokratów po proletariuszy i męty społeczne. To książka, która w atrakcyjnej formule kryminału retro pokazuje kawał prawdziwej historii i obyczajowości Krakowa z niezwykle malowniczej epoki przełomu XIX/XX w.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 954

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (16 ocen)
9
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dotmagia

Dobrze spędzony czas

Specyficzna powieść, choć lepiej byłoby napisać, że "Biały towar" to książka historyczna z doklejoną fabułą. W powieści występuje bowiem wiele wiernie oddanych postaci znanych z kart historii, miejsca, w których toczy się akcja, to także rzeczywiste, historyczne krakowskie miejscówki. Poza tym autor dzieli się z czytelnikiem mnóstwem ciekawostek dotyczących historii oraz obyczajów panujących w Krakowie i Galicji przełomu wieków XIX i XX. Moim zdaniem świetnie oddany klimat "belle epoque", ostatnich dziesięcioleci wielonarodowego imperium Habsburgów, C.K. urzędów, przepisów, zasad i regulaminów. Można narzekać, że akcja toczy się bardzo leniwie, ale - jak w posłowiu powiada sam autor - książka nie jest książką akcji. Jest to raczej w nietypowy sposób napisana książka historyczna, w której akcja jest tylko miłym dodatkiem podtrzymującym zainteresowanie czytelnika i sprawiającym, że nie jest on bezustannie zasypywany nieprzerwaną lawiną suchych informacji historycznych. Pokusiłbym si...
20
tomaszamek

Dobrze spędzony czas

mocno za długa
00

Popularność




POWIEŚĆ HISTORYCZNO‑KRYMINALNA Z CYKLU

SPRAWY KOMISARZA MOHRA TOM I

Projekt okładki i ilustracje:Zuza Wollny

Kraków 2020

Copyright © by Mariusz Wollny

Redakcja: Róża Wollny, Janka Wollny

Korekta: Andrzej Kurowski, Maciej Kowalski

Projekt okładki i ilustracje: Zuza Wollny

Projekt książki i skład: Marta Sieczkowska

ISBN 978–83–947673–9–6

Konwersja do formatu EPUB/MOBI Koobe Sp. z o.o.

www.wydawnictwojama.pl

[email protected]

www.kacperryx.pl

Sprzedaż bezpośrednia: Skład Towarów Rarytnych U Kacpra Ryksa,

plac Mariacki 3, 31-042 Kraków

Sklep internetowy: www.sklep.kacperryx.pl

Telefon kontaktowy: 502 663 356

JAMA Mariusz Wollny

Grabówki 121 A, 32–020 Wieliczka, wydanie I, 2020

Projekt zrealizowany przy wsparciu finansowym Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO, realizowanej przez Krakowskie Biuro Festiwalowe ze środków Gminy Miejskiej Kraków.

SPIS TREŚCI

WCZEŚNIEJ
ROK 1884
SPOTKANIE
WYCIECZKA
ROK 1892
ŚWIĘTY MICHAŁ
ROK 1899
CZŁOWIEK ZA BURTĄ
BIAŁY TOWAR
ROK 1900
PRZYBYCIE
REKONESANS CZYLI PODRÓŻ SENTYMENTALNA
PRZYGOTOWANIA CZYLI DRUGA PODRÓŻ SENTYMENTALNA
SPRAWY RUSZAJĄ Z MIEJSCA
NA TROPIE
ROZGRYWKA
DÉNOUEMENT
PÓŹNIEJ
ROK 1900
WIZYTA NIEMIECKIEGO OBERPOLICJANTA
UCIECZKA Z HAREMU
STRĘCZYCIEL UKARANY
NARESZCIE WOLNY
ROK 1901
FENOMENALNY WYNALAZEK „POLSKIEGO EDISONA”
ZNALEZIONY NA PLANTACH
ZAMKNIĘTE ŚLEDZTWO

Drogi Czytelniku!Zapraszam Cię do odbycia niezwykłej podróży po Krakowie sprzed ponad stu lat i życzę niezwykłych wrażeń podczas lektury.

Wielkie dzięki dla nieocenionych przyjaciół, Moniki i Grzegorza Wasowskich, za ogromny wkład w uporządkowanie tekstu i życzliwą opinię o książce oraz dla Łukasza Orbitowskiego za dobre słowo.

Podziękowania dla wymienionych na okładce partnerów, patronów i sponsorów tej publikacji, dla hojnych mecenasów towarzyszących nam od początku istnienia Wydawnictwa Jama: Familii Baranów Jurystów, Anity i Dariusza Kościelniaków oraz wszystkich, którzy wzięli udział w przedsprzedaży.

Autor

PODZIĘKOWANIA

Za życzliwość i pomoc w zbieraniu materiałów oraz fachowe porady niniejszym pragnę podziękować (kolejność przypadkowa): pani Kamili Follprecht z Archiwum Narodowego w Krakowie, pani Beacie Krzaczyńskiej i panu Piotrowi Hapanowiczowi z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, paniom Annie Tyniec, Marzenie Woźny, Annie Kostrzewie i Barbarze Reyman‑Chojeckiej z Muzeum Archeologicznego w Krakowie, panu Pawłowi Kulakowi – prezesowi Banku Spółdzielczego Rzemiosła w Krakowie, panu Tomaszowi Konopce z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, panu Pawłowi Cichoniowi z Zakładu Historii Administracji i Myśli Administracyjnej UJ, zaprzyjaźnionej familii krakowskich jurystów Baranów z panią Ewą Dorotą na czele, panu Michałowi Chlipale z Katedry Historii Medycyny UJ, panu Tadeuszowi Nasierowskiemu z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz przyjaciołom: jak zwykle niezawodnemu Januszowi Skalskiemu z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie‑Prokocimiu i Piotrowi Ciecińskiemu, chirurgowi i sąsiadowi z Wieliczki, a także stryjowi Janowi Wolnemu, Ślązakowi z dziada pradziada.

Kochanej Róży z całusami z okazji imienino‑urodzin oraz z wdzięcznością za ponad czterdzieści wspaniałych wspólnych lat

UWAGA: Podobieństwo sytuacji i osób występujących w powieści do zdarzeń i postaci historycznych jest nieprzypadkowe, jednak należy brać poprawkę na przysługującą pisarzowi swobodę (licentia prosaica) i pamiętać, że jest to jednak tylko beletrystyka.

WCZEŚNIEJ

ROK 1884

SPOTKANIE

To spadło na niego jak grom z jasnego nieba. Trafiło go w pół kroku w chwili, gdy ruszał w tany, i choć tańczyć uwielbiał ponad wszystko, nie dotarł na parkiet. Ani wówczas, ani nigdy potem. Nigdy też nie dociekł, co kazało mu wtedy stamtąd wyjść, dokładnie w tym, a nie innym momencie. Na pewno nie był to żaden głos z nieba. Raczej jakiś wewnętrzny imperatyw, niemożliwy do opisania, ale stanowczy, rozkazujący, niedopuszczający nieposłuszeństwa czy nawet chwili wahania. Po prostu zrób to! Już, teraz, natychmiast.

Zostawiając za sobą rozświetloną, pełną gwaru i rozbrzmiewającą taneczną muzyką salę balową, chwiejnym krokiem pospiesznie schodził z wysokich schodów. Lokaj u wyjścia, zmylony jego nieprzytomnym wyrazem twarzy i nieobecnym wzrokiem, podając mu pelerynę i laskę, obrzucił go trochę pogardliwym spojrzeniem, zarezerwowanym dla dobrze urodzonych pijaków albo morfinistów.

Wyszedł na dziedziniec, gdzie natychmiast uderzył go chłodny powiew, sypiąc mu śniegiem w oczy i za kołnierz. Wzdrygnął się, nagle wracając do rzeczywistości, nacisnął szapoklak mocniej na uszy i, nieznacznie utykając, ruszył ku pałacowej bramie. Zmarznięty stróż wartujący w samej liberii, bezbłędnie przewidując, że po gościu, na którego nie czeka herbowa kareta, napiwku nie należy się spodziewać, jedynie niedbale skinął głową i uchylił bramę akurat na tyle, by dało się przecisnąć na zewnątrz, po czym zatrzasnął ją z hukiem.

Na ulicy wiało znacznie bardziej niż na zamkniętym pałacowym dziedzińcu. Unoszony porywami wiatru gęsty śnieg zacinał nocnego marka w twarz. Pokrywał też świeżą warstwą chodnik i jezdnię, odgrodzone od siebie wysokimi pryzmami usypanymi z poprzednich opadów. Oparł się o jedną z czterech gazowych latarni o pięciu lampach, od ćwierćwiecza stojących na każdym rogu rynku. Migotały zielonkawym światłem, harmonizującym z seledynem księżycowej poświaty. Podniósł wzrok na pałac Pod Baranami, który przed chwilą opuścił, i oto miał go teraz przed sobą w całej imponującej okazałości. Był iluminowany jak przystało na środek karnawału, a zza zamkniętych okien wydostawała się muzyka. Oświetlenie sprawiało, że z zewnątrz widać było ciemne sylwetki wirujących tancerzy. Bal miał potrwać do rana, i choć ledwie minęła północ, nie żałował, że już go tam nie ma.

Lubił towarzystwo, z natury był wesół i skory do żartów, kochał przyjęcia i bale. Żył jak chciał, wolny i swobodny niczym ptak. Ale choć był ułomny, to jednak nie ślepy ani głuchy. Mimowolnie docierały do jego uszu szepty dostojnych matron skupionych wokół gospodyni, pani Adamowej, towarzyskiej wyroczni i najpierwszej heritiery nie tylko w Krakowie, ale w całej Małopolsce.

– Kto to jest? Jaki przystojny! I dowcipny, prawdziwa dusza towarzystwa. Byłaby zeń wyborna partia dla mojej Stefci. – Wybij to sobie z głowy, moja dhoga. To hołysz, golec bez centa przy duszy! – Święta prawda. Mówiła mi Ludwika, że miał on czelność zalecać się do ich Lucyny, na szczęście Lucjan stanowczo pokazał mu drzwi. – Słyszałam, że to malarz i to wcale dobry. – I cóż z tego? Podobno kiedyś nie przyjęto jego obhazu na wystawę Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, więc Matejką to on nie jest. Ba, nawet nie pochodzi z Khakowa i nie ma żadnych koneksji, któhymi mógłby się pochwalić w mondzie. Na co komu taki zięć? – Ale jest piękny jak Apollo, a tańczy też jak młody bóg, to musicie przyznać. – Owszem, całkiem nieźle się rusza… Jak na kalekę. – Niemożliwe! A czegoż to mu brak? – Nie wiesz? Nogi. Sthacił ją w powstaniu. – Zatem to bohater! – Niewątpliwie, jednak z bohaterstwa ciężko wykarmić siebie i rodzinę, nieprawdaż? Poza tym chyba nie chciałabyś skazać swojej Stefy na egzystencję z kuternogą? – Święte słowa, ma chère, święte słowa…

Odwrócił wzrok od pałacu. Kiedyś takie słowa trafiały go niczym noże i rozdzierały duszę na strzępy, ale to już minęło. Pojął, że nic go już nie łączy z bogatym i próżnym wielkim światem, który ledwie go tolerował, a i to tylko na tańcach, gdyż stale brakowało danserów. Pogodził się z tym. Do nikogo nie chował żalu czy urazy, a że wciąż lubił zabawę, więc zawsze chętnie przyjmował zaproszenia na bale, zwłaszcza charytatywne, jak ten. Pragnienie dobroczynności tkwiło w nim odkąd pamiętał, jednak dopiero parę minut temu z całą mocą uświadomił sobie (i ta myśl uderzyła go jak obuchem, odbierając całą przyjemność z rozrywki), że nie chodzi mu o takie społecznikostwo, w jakim przed chwilą uczestniczył. Irytowały go pobożne hrabiny, dla których ostentacyjne pomaganie innym było źródłem kołtuńskiego samozadowolenia. Zbierając fundusze na „wykupywanie Murzynków” albo na misjonarzy w Chinach, nie zauważały z wyżyn swych pałaców przysłowiowej krakowskiej mizerii, brudu i dziadostwa i podle traktowały własną służbę. A on nie był wcale lepszy, mimo że się od tamtych z mondu różnił. Nie należał do ich świata i nie chciał do niego należeć, ale i tak nie znał innego, do którego by pasował.

Mogłaby go uratować sztuka, gdyby jako malarz nie doszedł do kresu. Wciąż nie potrafił dokończyć obrazu zaczętego dawno temu. Pojął z rozpaczliwą pewnością, że musi natychmiast coś ze sobą zrobić. W jakiś sposób zmienić, całkowicie przeobrazić swoje życie, w którym zabrakło sensu. Pójść zupełnie inną drogą. Ale jaką i dokąd? Jego obolała dusza płakała i wołała o ratunek, a on był bezradny.

Stał teraz samotny z zadartą głową, wystawiając rozpaloną twarz na kojący chłód padającego śniegu i znów gapiąc się na tłum migający za oknami. Raptem nieznani nędzarze, w tej chwili trzęsący się z głodu i chłodu w jakichś zapadłych kątach, wydali mu się bliżsi niż znajome, beztroskie towarzystwo z pałacu. I cóż z tego? Nie miał nic, co mógłby ofiarować maluczkim ani żadnego pomysłu, jak mógłby im inaczej pomóc. Po co biedakom ktoś taki, jak on? Komu w ogóle jest potrzebny?

Poczuł, że się dusi, rozpiął płaszcz pod szyją, lecz to mu nie ulżyło, wobec tego szarpnął i zerwał uciskający go kołnierzyk koszuli. Gruchnął na kolana, zapadając się w śniegu po pas i zaszlochał: głośno, rozpaczliwie. Boże – pomyślał resztką przytomności – daj mi jakiś znak, wskaż kierunek, bo oszaleję…

I wtedy ją zobaczył. Jasną postać opatuloną w białe, brudnawe łachmany, stojącą na granicy światła rzucanego przez latarnię i nocnego mroku przed domem Czeczotki, na rogu Rynku i ulicy świętej Anny. Kobieta stała nieruchomo i patrzyła na niego, jakby na coś czekała. On jednak nie widział niestarej jeszcze żebraczki. Widział postać Chrystusa, dokładnie takiego, jakiego od czterech czy pięciu lat bezskutecznie próbował namalować.

– Ecce homo – wyszeptał i równocześnie, w głębi swego skołatanego wnętrza, usłyszał, tym razem bez wątpienia i bardzo wyraźnie, słowa Mistrza z Nazaretu: Pójdź za mną.

W tej samej chwili żebraczka skinęła na niego, obróciła się i ruszyła w głąb Wiślnej, on zaś wstał z klęczek i posłusznie poszedł za nią. O ile w Rynku o tej porze trafiał się jeszcze jakiś majaczący w półmroku przechodzień, to gorzej oświetlone Plantacje były niemal zupełnie puste. Latarnie nie tylko stały z rzadka, ale i były pochowane między drzewami, przez co dawały światła niewiele więcej niż dawne olejowe lampy argandzkie. A gdy skręcili w Podzamcze, ogarnęła ich zupełnie ciemna noc, rozjaśniona jedynie słabym blaskiem księżyca odbijanym przez iskrzący się śnieg, skrzypiący pod nogami. Kiedy zaczęli obchodzić Wawel wzdłuż Wisły i resztek zabudowy dawnej osady Rybaki, zorientował się, że zdążają w stronę Kazimierza.

Był tu już kiedyś, dawno temu, podczas swej pierwszej bytności w Krakowie, bodaj w sześćdziesiątym dziewiątym… Miasto od pierwszego widzenia wydało mu się wówczas osobliwe, zupełnie inne od Monachium, Gandawy, Paryża, czy choćby Warszawy. Mieszankę szlachetnej historii i dziwnej jakiejś senności wyczuł zaraz po wyjściu z pociągu. Potem przez całą wiosnę i lato bywał na salonach, odwiedzał kościoły i napawał się nieskrępowaną, wszechobecną atmosferą polskości. W swoich wędrówkach po mieście w poszukiwaniu tematów malarskich, a trochę i z ciekawości, pewnego razu zapędził się na Kazimierz. Ta dzielnica, pełna żydostwa i nędzy, bardzo go przygnębiała, ale i jakoś nieodparcie pociągała. Spędzał tam niejedną godzinę, rozmawiając z napotkanymi mieszkańcami i odwiedzając coraz to nowe zakamarki…

Jeśli jednak wydawało mu się, że jako tako poznał wówczas tę okolicę, to wkrótce miał zstąpić do świata, którego istnienia nawet się nie domyślał. Stało się to, gdy bezimienną [1] , polną drogą pośród zarośli, doszli do wiśliska, dawnego koryta Wisły Starej.

Niegdyś Kazimierz był nie tylko odrębnym miastem, ale i wyspą, oblaną dwoma ramionami Wisły. Wisła Nowa zwana Zakazimierką opływała Kazimierz dookoła, natomiast jej odnoga, Wisła Stara, oddzielała go od Krakowa. Z czasem zaczęła się zamulać, a na ostatku przybrała postać płytkiego ścieku, pełnego gnijących odpadów, rojącego się od robactwa i napełniającego całą okolicę nieznośnym smrodem. Zaczęto ją oczyszczać jeszcze za prezydentury profesora Dietla, ale zasypano dopiero za jego następcy, Zyblikiewicza, przed zaledwie pięciu laty.

Zachodnia część wiśliska, od Wisły po ulicę Krakowską, wciąż była nieuporządkowana. Grobla, która odcięła Wisłę Starą od Wisły Nowej, spowodowała stopniowe wysychanie starorzecza. Wprawdzie i ten odcinek wiśliska z grubsza odwodniono, ale nie zasypano, dlatego po ulewnych deszczach przybierało ono postać błotnistej, cuchnącej niecki z pływającymi po wierzchu grzęzawiska rozmaitymi rupieciami i wszechobecnymi śmieciami. Była to najpodlejsza, graniczna strefa dwóch sąsiadujących dzielnic: Stradomia i Kazimierza. Ziemia niczyja, zupełne pustkowie rozciągające się między Wawelem a Skałką, skwapliwie omijane przez przechodniów, ponieważ od lat na nową groblę zwożono z całego miasta sterty śmierdzących odpadów, których cała góra wciąż rosła, z wolna przesuwając się na wschód i w ten sposób niwelując teren.

Dawnych kanałów ściekowych i kloacznych Stradomia i Kazimierza, niektórych pamiętających jeszcze czasy króla Kazimierza Wielkiego, nie zburzono, ich sklepione korytarze pozostawiając własnemu losowi. Życie nie znosi pustki, a są tacy, których odpady nie tylko nie odstraszają, lecz stanowią ich główne źródło egzystencji. Wysypisko śmieci przy grobli jak magnes przyciągało nie tylko bezpańskie psy, ale też krakowską nędzę, której nieczynne kanały zastąpiły dom. Wprawdzie ich wyloty zamurowano w trakcie osuszania starorzecza, ale dzicy lokatorzy poradzili sobie z tą przeszkodą bez trudu. Podleczeni pacjenci szpitala Duchaków, przestępcy wypuszczeni z więzienia lub uciekający przed sprawiedliwością, bezdomne dziady proszalne, rozmaite szlifibruki najpodlejszej konduity – wszyscy oni pierwsze kroki kierowali do tego matecznika, tu szukając azylu. W ten sposób w samym sercu jednego z najszybciej rozwijających się miast Austro-Węgier powstała prawdziwa Rzeczpospolita Dziadowska, terra incognita, podziemne królestwo żebraków i nędzarzy. Rządziło się własnymi niepisanymi prawami znanymi wszystkim i bezwzględnie egzekwowanymi twardą ręką króla i jego przybocznych. W tym strasznym świecie prawo państwowe i municypalne nie znaczyło nic. Żaden urzędnik miejski ani policjant nie śmiał się tam zapuścić w pojedynkę. A jeśli tacy nieustraszeni się trafiali, znikali bez śladu.

Unikano i bano się tej okolicy, uchodzącej za przeklętą i nawiedzaną przez złe duchy. A to dlatego, że najbliżej położona zamieszkana sadyba, stary dworek opodal Wawelu, należała do Georga Pickela, ostatniego kata krakowskiego sądu, dziedzicznie pełniącego swój urząd. Tylko ktoś niespełna rozumu, zupełnie nieświadom rzeczy, poważyłby się zanurzyć w czeluść tego sekretnego i odrażającego świata nawet w jasny dzień, a co dopiero pośrodku nocy.

W takie to uroczysko przywiodła malarza żebraczka, a może sam Chrystus, przybrawszy jej postać. Wiatr, który jakiś czas temu ucichł, na wydmuchowisku znów się rozhulał, sypiąc im w twarze śniegiem, oblepiając białym puchem odzienie i sprawiając, że mężczyzna poruszał się prawie po omacku. Pilnował jedynie, by nie stracić z pola widzenia swojego przewodnika, pewnie i bez wahania prowadzącego ich oboje do sobie tylko wiadomego celu. Wtem, akurat gdy ujrzał przed sobą smugę wątłego światła, potknął się o jakąś kłodę i upadł. Wstając wsparł się na niej i ze zgrozą pojął, że trzyma dłoń na twarzy sztywnego i lekko przysypanego śniegiem trupa, którego głowa wystawała ze zbyt kusego worka. Okropna, podobna do rozwartych warg rana od noża, sięgająca od ucha do ucha ofiary zdradzała, że zupełnie niedawno ktoś niedbale cisnął ciało w kupę śmieci, docelowo zapewne zamierzając zatopić je w wiślanym przeręblu.

Nie miał czasu rozpamiętywać tej makabry, gdyż przewodniczka niecierpliwie pochwyciła go za połę, podała pomocną rękę i pociągnęła za sobą. Po chwili oboje znaleźli się wewnątrz kamienno-ceglanego tunelu. Być może jednego z głównych kazimierskich kanałów, ponieważ był tak wysoki, że dało się w nim poruszać na stojąco, szeroki i wybrukowany. Oświetlał go mizerny, kopcący kaganek umieszczony we wnęce po skruszałej cegle i kilka wetkniętych co kilkanaście kroków smolnych łuczyw. Musiała to być noclegownia żebracza, bo cały beczkowato wysklepiony korytarz, jak okiem sięgnąć, ciasno zapełniała mizeria ludzka, gnieżdżąc się razem ze szczurami na byle jakich posłaniach ciasno, jeden przy drugim. Dzięki temu, nawzajem dzieląc się z sąsiadami odrobiną ciepła, mogli jakoś przetrwać do rana.

Po raz pierwszy ujrzał aż tylu na raz nędzarzy, niemal pozbawionych człowieczeństwa, łachmany ludzkie budzące nie tylko litość, ale także odrazę i lęk. Zdało mu się, że oto razem z Dantem Alighierim zstąpił do najniższych kręgów piekielnych albo nagle przeniósł się na paryski Dziedziniec Cudów, tak obrazowo opisany przez Wiktora Hugo w powieści Katedra Marii Panny w Paryżu. Niektórzy wyglądali odrażająco i groźnie, inni sprawiali tylko wrażenie przeraźliwie i beznadziejnie nieszczęśliwych. Czuł smród dziesiątków ciał, nie tylko dawno lub nigdy niemytych, ale cierpiących też na wszystkie możliwe choroby i nękanych przez miliony wszy i innych insektów. Patrzył na twarze okropnie powykrzywiane w rozmaitych grymasach, złe lub otępiałe albo zdeformowane. Twarze nie tylko dziadów i bab proszalnych, ale także złodziei i zapewne bandytów. Jednak, sam dziwiąc się temu niepomiernie, zafascynowany nieprawdopodobną scenerią, w ogóle się nie bał, ufnie ściskając dłoń ciągnącej go za sobą żebraczki.

Brnęli przed siebie, zapadając się w gąszczu kończyn, lasek i kul, depcząc leżącym po nogach i rękach, częstowani w zamian kopnięciami, pogróżkami i najplugawszymi przekleństwami. Ktoś pchnął go boleśnie w łydkę, inny uderzył czymś twardym w kark i zerwał zeń płaszcz, kolejny szarpnął za połę fraka, jeszcze inny strącił mu z głowy cylinder, następny odjął laskę, lecz nic go to nie obeszło. Bo czyż nie rzekł Pan: „Błogosławcie tych, którzy was przeklinają i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw i drugi. Jeśli bierze ci kto płaszcz, nie broń mu i sukni”[2]. Znajdował się w jakimś dziwnym transie, jakby już był duchem i nie dbał o to, co stanie się z jego ciałem.

Wtem trafili do miejsca przestronniejszego od innych, zamiast wiązek zgniłej słomy i cuchnących szmat zaścielonego futrami i dywanami, i lepiej oświetlonego przez dwie pochodnie. Przebywało tu jedynie kilku mężczyzn, skupionych wokół kogoś siedzącego w wielkim fotelu niby na tronie.

– Antośka! Kogoś nam tu przywlokła, wariatko?! – wrzasnął podobny do łasicy zbir, sięgając do pasa po nóż. – Znasz prawo: zdradzisz obcemu naszą hawirę, zginiesz razem z nim!

Ktoś podciął malarzowi nogi od tyłu i obalił, a gdy ten podniósł się na czworaki, złapał go za włosy i szarpnął, sycząc:

– Na kolana przed królem!

– Po co tyle ceregieli? – wtrącił inny, z zajęczą wargą. – Od razu widać, że to chatrak albo szpieg. Poderżnąć mu gardło jak tamtemu i do Wisły z nim!

– Nie zapominaj, Wargacz, kto tu rządzi – zgrzytliwym, tubalnym głosem przypomniał mu człowiek siedzący w fotelu i dźwignął wielkie cielsko.

Był to olbrzym o byczym karku i niskim, cofniętym czole, z wybałuszonymi gałami oczu, nieco przygarbiony, z długimi małpimi rękami do kolan. Samym wyglądem mógł przerazić najodważniejszych. Grozę budziło także jego odzienie, nosił bowiem kurtę pozszywaną z psich skór rozmaitego umaszczenia i takież spodnie. Wyróżniał go też gruby złoty łańcuch zwisający z szyi aż do pasa. Wystraszony Wargacz natychmiast uskoczył, kryjąc się za plecami najbliższego towarzysza, ale wielkolud go zignorował. Pochylił się bardziej i spojrzał intruzowi prosto w oczy. Miał źrenice jak kratery, czarne i martwe jak ślepia gada.

– Wer bist du? – warknął i powtórzył po polsku: – Kim jesteś?

Malarz poczuł się niczym młody poeta Piotr Gringoire z powieści Hugo, gdy w kryjówce zbójców na Dziedzińcu Cudów stanął przed obliczem króla żebraków Klopina Postraszgłupcy i został przez niego skazany na śmierć. Z tą różnicą, że poetę ostatecznie wybawiła urodziwa Cyganka Esmeralda, on zaś nie mógł liczyć na ziemską pomoc. Mimo to nie lękał się wcale. Wciąż znajdował się w stanie dziwnego uniesienia, przekonany, że sam Bóg pod postacią żebraczki przywiódł go w to straszne miejsce nie bez powodu. Był gotów przyjąć każdy wyrok, jaki On zechce nań wydać w swej niezmierzonej mądrości i nieskończonym miłosierdziu.

Spokojnie odwzajemnił spojrzenie olbrzyma i odparł:

– Waszym bratem.

NOTA HISTORYCZNA

W roku 2005, w trakcie pisania pierwszej części przygód Kacpra Ryksa, wpadła mi w ręce książka krakowskiego dziennikarza Jana Rogóża Kryminalny Kraków, a w niej rozdział poświęcony „krakowskiemu Sherlockowi Holmesowi” Bronisławowi Karczowi i jego kolegom z c.k. policji. Tekst ilustrowały zdjęcia przedstawiające rzeczonego detektywa (tajnego ajenta) i jego braci oraz m.in. komisarza Mohra. Już wtedy wiedziałem, że po Ryksie przyjdzie czas na Mohra (dobre, obcobrzmiące, krótkie nazwisko, podobnie jak Mock). Nie przypuszczałem jednak, że na realizację tego pomysłu przyjdzie mi czekać aż 15 lat! Tymczasem pisanie zajęło mi prawie dwa lata, a kwerenda historyczna, którą zacząłem dwa i pół roku temu, wciąż trwa.

Nowy cykl powieściowy o komisarzu Mohrze i jego przyjaciołach, niniejszym zapoczątkowany, podobnie jak poprzedni o Kacprze Ryksie jest swoistym fabularyzowanym przewodnikiem po realnym Krakowie, tym razem w dekadenckiej epoce przełomu XIX/XX w. określanej rozmaicie: fin de siècle, belle epoque, a w sztuce secesją lub Młodą Polską. Pod płaszczykiem powieści kryminalno-sensacyjnej w stylu retro jest to zatem w gruncie rzeczy książka historyczna o sporej dozie autentyzmu. Co zapewne dla stałych i wiernych Czytelników niemiłą niespodzianką nie jest, a wprost przeciwnie – powinno ich ucieszyć.

Jak zwykle znajdą tu Państwo galerię ówczesnych postaci historycznych, zarówno tych powszechnie znanych, jak i zupełnie nieznanych lub niesłusznie zapomnianych. Z wyjątkiem Olgierda Korsaka należą do nich także główni bohaterowie: przyszły znakomity pisarz i tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński, wspomniany najsławniejszy krakowski policjant tamtych czasów, okrzyknięty „krakowskim Sherlockiem Holmesem” Bronisław Karcz (mistrz kamuflażu, który należał podówczas do najpopularniejszych technik policyjnych) oraz tytułowy komisarz (tu jeszcze na progu kariery) Józef Edward Mohr. Postać tego ostatniego „ulepiłem” z dwóch osób: Edwarda Mohra, syna znanego fizyka (lekarza) miejskiego i brata autorki ciekawych wspomnień, Marii z Mohrów Kietlińskiej, oraz Józefa Mohra, autentycznego policjanta z tamtych lat.

Historycznymi postaciami są nawet takie drugo– i trzecioplanowe osoby występujące w książce jak Menele Szuwer, Biała Antośka, Zuzka, Chaja (Helena) Rubinstein, tajni ajenci policyjni Horak, Hradecki i Schimscheiner, szef ajentów (inspektor) Tichy, nadkomisarz Swolkień, komisarz Trzeciak, oficjał Gawron, dorożkarze Bezdek, Chlipalski i Karpiel, anarchista Machajski ps. Kiżło, aktor Ankiewicz, późniejszy „krakowski Arsene Lupin” Janek Gwizdak-Bodyński i Józek mularczyk (uczeń mistrza Ezenekiera i późniejszy policjant), Petronela Pokludowa i inne przekupki krakowskie, aptekarz Borkowski i lekarz Landau, Poprawka, podopieczny brata Alberta, oraz jego pomocnicy-albertyni Jan, Andrzej i Władysław, ojciec Rafał Kalinowski (kanonizowany przez Jana Pawła II w 1991 r.), sutenerska dynastia Brandów, rajfur Kwer, pośrednik-naganiacz Broniewiecki i jego pisarz Krajanowski, właściciel trupy śpiewaczej Frankenstein, psychiatra Żuławski, jego pacjent dr Kretkowski, pielęgniarz Dziuga, okultysta i hipnotyzer Czyński, uciekinierka z haremu Katarzyna Adamów oraz inni.

Powszechnie znane (w Krakowie lub całej Polsce) postacie historyczne pojawiające się w powieści generalnie zachowują się, działają, a nawet mówią tak samo, jak ich realne pierwowzory, a przynajmniej wedle najlepszej wiedzy autora o tych osobach. Wyjątkiem jest tutaj Tadeusz Żeleński-Boy, ale i w tym przypadku, oprócz jego fikcyjnej przynależności do paczki czterech muszkieterów i związanych z tym perypetii, reszta jest prawdziwa, łącznie z psotami, jakie młodzi Żeleńscy płatali w dzieciństwie podczas pomieszkiwania w domu Mohrów na rogu Wiślnej i Gołębiej. Znany polityk Ignacy Daszyński naprawdę przebywał w krakowskim więzieniu św. Michała i tu zaprzyjaźnił się z żydowskim rajfurem i gangsterem Friedmannem, z którym odnowił kontakt, gdy przez hrabinę Amelię von Langenau został poproszony o zebranie danych na temat handlu kobietami w Galicji. Wizyta gangsterów w jego domu także jest faktem, jak również nagły zgon Friedmanna na drugi dzień po niej (o czym każdy może sobie przeczytać w pamiętnikach Daszyńskiego).

Powód (wg śp. prof. Michała Rożka, autora biografii Świętego – rzekomy) i opis początku przemiany Adama Chmielowskiego w brata Alberta, co nastąpiło najprawdopodobniej podczas karnawału 1884 lub 1885 roku, zaczerpnąłem z kapitalnego pamiętnika Karola Estreichera młodszego Nie od razu Kraków zbudowano, tak samo jak odmalowanie ówczesnej jak najprawdziwszej Rzeczypospolitej Dziadowskiej (jako targowisko żebracze znanej ponoć już w XVII w. i opisanej w poezji rybałtowskiej) w rejonie zasypanego wiśliska między Stradomiem a Kazimierzem – krakowskiego odpowiednika paryskiego Dziedzińca Cudów. Kres jej istnieniu pod koniec XIX w. położyła dopiero działalność brata Alberta (drobiazgowo przedstawiona w biografii Marii Winowskiej Opowieść o człowieku, który wybrał większą wolność).

„Jak prawa żebracze ominął [Albert], co uczynił, że wyszedł stamtąd, że nikt nie porwał się na niego, pozostało jego tajemnicą i tych natchnionych sił jakie nosił w sobie – napisał Estreicher. – Faktem jest, że niedługo założył w małym domku na Kazimierzu schludne i ciepłe schronisko, faktem jest, że Pickel z Krakowa wyjechał i czego nie dokonał złotousty kaznodzieja [Golian] to uczynił cichy i pokorny brat. Zniknęło z Krakowa prastare targowisko żebracze (…), a na jego miejscu działać zaczął zakon nowy reguły św. Franciszka, założony przez ścisłego obserwanta. Nie wiem jak dalece prawdziwa jest ta historia z żywotu brata Alberta, lecz coś z prawdy na niej być musiało, bo pamiętam, że Antośka zbierała po domach starą odzież i wszelkie gałgany i że nosiła ją do schroniska Albertynów”.

W każdym razie, ponieważ nie mamy o tym żadnych pewnych świadectw, wersja Estreichera jest równie dobra (dla mnie – najlepsza), jak ta przedstawiona przez Karola Wojtyłę (jako papież Jan Paweł II kanonizował brata Alberta w 1989 r.) w dramacie Brat naszego Boga, jakoby pewnej zimy lub raczej na przedwiośniu Adam Chmielowski, wracając wraz z trójką przyjaciół-artystów z przyjęcia u hrabiego Z., podczas zawiei śnieżnej pod wpływem impulsu wstąpił do miejskiej ogrzewalni. „Potem wrócił ku nam – relacjonuje Lucjan, jedna z osób sztuki. – Wyglądał strasznie. W słabym świetle kaganka twarz miał jakby ulaną z zielonego wosku. Wielkie oczy przerażone. Broda i włosy, zmoczone, dopełniły wyrazu”. Z kolei Stefan Świszczowski w Mieście Kazimierz pod Krakowem pisze tak: „W II poł. XIX w. Kazimierz stał się dzielnicą nędzy polskiej i żydowskiej, gnieżdżącej się w straszliwie przeludnionych mieszkaniach i starych, nieczynnych już kanałach. Artysta malarz, uczestnik powstania styczniowego, Adam Chmielowski, podczas pewnej przechadzki wieczornej doszedł do starej fosy w okolicy niezabudowanej jeszcze ulicy Miodowej, przerażony straszliwym widokiem mieszkańców kanałów postanowił zająć się losem nieszczęśliwych. Młody artysta przywdział strój mnisi i stał się odtąd bratem Albertem, założył zakon albertynów oraz schronisko dla bezdomnych w przeznaczonych do rozbiórki ruderach domów, pochodzących może jeszcze z XV w., przy ul. Krakowskiej 43 i Skawińskiej 4 i 6, wielokrotnie przebudowywanych niemal przy każdej zmianie właścicieli”. W 1891 r. po pożarze kobiety samowolnie przeprowadziły się do przytuliska na Skawińską 12, które potem poprowadziły tercjarki pod wodzą siostry Bernardyny, a od 1908 r. zamieszkały w osobnych pomieszczeniach w przytulisku na Krakowskiej 47.

Oczyszczanie koryta Starej Wisły rozpoczęto już w 1866 r. Jednak jeszcze w l. 20. i 30. minionego stulecia na Grzegórzkach, do tamtejszej części wiśliska po Starej Wiśle (dzisiejsza ul. Daszyńskiego) z całego miasta zwożono odpady komunalne, w których grzebała miejscowa uboga ludność. Bywały też odcinki zupełnie dzikie, zarośnięte krzakami, ze strugą wody pośrodku dawnego koryta, zwłaszcza po ulewach. St. Garlicki, autor książki o sklepach Krakowa z tamtego okresu, pisze, że na pocz. XX w. na Kazimierzu „znajdowały się jeszcze tereny niezabudowane, wręcz odludne: teren na prawo od ul. Starowiślnej aż do Grzegórzek, miejsce niezagospodarowane po Starej Wiśle między Skałką a Stradomiem, teren za szpitalem żydowskim przy ul. Skawińskiej”.

Wiedeńczyk Georg Pickel, ostatni kat krakowski, to postać historyczna, malownicza i odmalowana w tej książce zgodnie z zachowanymi opisami. Od 1846 r. katem w Krakowie był zniemczony Czech Karol Wygorda. Po jego zamordowaniu, w 1869 r. funkcję tę objął właśnie Pickel, noszący na co dzień kurtkę i spodnie z psiego futra, posiadacz oryginalnej kolekcji fragmentów szubienic i szafotów, sznurów, pukli włosów skazańców itp. W 1880 r. stanowisko kata krakowskiego zlikwidowano, a w razie potrzeby przybywał do Galicji praski kat Leopold Wöhlschlager, zawsze elegancki przy pracy, we fraku i białych rękawiczkach, które wrzucał po wszystkim do trumny ze skazańcem na znak, że jest tylko ślepym narzędziem Temidy (informacje za Austriackim gadaniem, czyli encyklopedią galicyjską Mieczysława Czumy i Leszka Mazana). Jeśli wierzyć K. Estreicherowi młodszemu, to Pickel mieszkał nad Wisłą naprzeciw obecnego wylotu ul. Bernardyńskiej, być może w dworku Zielińskich (prawdopodobnie jego ostatnich właścicieli), pierwszym od południa spośród zaledwie kilku domów składających się ówcześnie na starą osadę Rybaki – wszystkie one zostały zlikwidowane dopiero w 1914 r.

Zachodni odcinek ul. Dietlowskiej, od obecnego mostu Grunwaldzkiego aż do ulicy Augustiańskiej, po nieparzystej stronie, zabudowano kamienicami secesyjnymi dopiero na początku XX w. (jedna z nich, nr 9, ma nawet datę umieszczoną nad wejściem: 1910). Zaś z dawnego wielkiego pustkowia po lewej (parzystej) stronie z inicjatywy Henryka Lesera w 1909 r. wykrojono teren pod pierwszy w Polsce żydowski klub sportowy Makkabi ze stadionem (dziś są tam korty Nadwiślanu). W ten sposób zagospodarowano były obszar królestwa żebraków.

Osnową powieści są autentyczne sprawy kryminalne, które rozgrywają się w czasie rzeczywistym lub bardzo do niego zbliżonym: działalność Wolnych Braci (i Mścicieli, o których mało wiadomo) z głośnym napadem na piwowara Goetza i jeszcze głośniejszym zamachem na starostę podgórskiego Starzeńskiego, napaść na komisarza Trzeciaka, który wmieszał się w bitwę dwóch band o piękną Lolę z Ludwinowa, a nawet znalezienie na brzegu Wisły uciętej upierścienionej kobiecej ręki. No i oczywiście tytułowy handel białymi kobietami (zwanymi białym towarem lub białym złotem) prowadzony od lat 90. XIX w. przez dokładnie i wiernie tu opisaną (korzystałem głównie z książki Isabel Vincent Ciała i dusze, wydanej po polsku w 2006 r.) międzynarodową organizację przestępczą pod niewinną nazwą Warszawskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy „Varsovia” stworzoną i kierowaną od 1890 r. z centrali w argentyńskim Buenos Aires przez polskich Żydów. Zaś w bieżącym roku ukazała się pozycja Aleksandry Jakubczak Polacy, Żydzi i mit handlu kobietami, w której autorka usilnie próbuje pomniejszyć skalę zjawiska, rzekomo rozdmuchanego przez antysemitów, polskich i światowych.

Na skalę problemu wskazał wielki proces we Lwowie w 1892 r., w którym na ławie oskarżonych zasiadło 27 handlarzy żywym towarem. Odbił się on szerokim echem w Europie, wzbudzając wzmożenie nastrojów antyżydowskich. Były one wciąż bardzo silne w r. 1907, kiedy to wiedeńska prasa brukowa rozpoczęła ataki na rajfurów z żydowskiej dzielnicy Leopoldstadt z powodu handlu także aryjskimi dziewczętami; akurat wtedy młody Adolf Hitler przybył do stolicy Austrii i zapewne wówczas nabawił się antyżydowskiej fobii. W Krakowie nie odnotowano (albo nie zachowało się w aktach) aż takiej aktywności rajfurów z Varsovii, spraw tego rodzaju było stosunkowo niewiele, w tym ta z udziałem Izaaka Kwera, przybyłego z Argentyny i aresztowanego w wyniku podejrzenia o handel żywym towarem (sprawę prowadził komisarz Kostrzewski z ekspozytury w Podgórzu).

Na przeł. 1897/98 rabini z Berlina, Frankfurtu, Hamburga, Paryża, Londynu i Rzymu wydali okólnik, w którym ostrzegali rodziców, by nie ulegali łatwowiernie namowom agentów, a gminom kazali surowo piętnować hańbą wszystkich uczestniczących w tym niemoralnym procederze (u Żydów prostytucji w ogóle nie tolerowano) i nie dopuszczać ich do żadnych obrzędów religijnych. Rabin Rosenak z Niemieckiego Związku Rabinów w 1902 r. odbył podróż po Galicji, by zmobilizować tutejszych rabinów do zwalczania zorganizowanego nierządu. Rok później żydowskie feministki Bertha Papenheim i dr Sara Rubinovitsch też objechały Galicję, by poznać skalę problemu.

I Międzynarodowy Kongres o Handlu Kobietami (White Slave Traffic) odbył się w czerwcu 1899 r. w Londynie z inicjatywy angielskiej instytucji National Vigilance Association z udziałem delegatów z największych państw europejskich. Delegaci francuscy i rosyjscy domagali się wpisania do wszystkich kodeksów karnych we wszystkich krajach handlu żywym towarem jako przestępstwa. Prace nad tym trwały 10 lat i zaowocowały konwencją przyjętą przez 17 państw, że za stręczenie nieletniej kobiety lub panny, nawet za jej zgodą, grozi kara bezwzględnego wiezienia. W traktacie wersalskim uznano handel ludźmi za ciężką zbrodnię i umieszczono paragraf o ściganiu handlarzy ludźmi także poza krajami, w których dokonywali przestępstw. W wyniku tych działań po I wojnie światowej proceder ten uległ ograniczeniu. W 1928 r. ambasadorowi polskiemu w Argentynie udało się zmusić Varsovię do usunięcia z nazwy słowa „warszawskie” i wówczas powstała organizacja Cwi Migdal (w jid. duża siła), dwa lata później rozbita przez sędziego Rodrigueza Ocampo i nieustępliwego Julia Alsogaraya, szefa biura śledczego policji federalnej w Buenos Aires, dzięki zeznaniom podstępnie zmuszonej do prostytucji Polki żydowskiego pochodzenia, Racheli Liberman. Opisaną w książce Perlę Pezeborską w rzeczywistości Alsogarayowi udało się w ostatniej chwili uratować, inne dziewczyny nie miały tyle szczęścia. W 1891 r. „Kurier Warszawski” pisał o „pannie N.”, która dowiedziawszy się na statku niedaleko Montevideo, co ją tam czeka, skoczyła do morza i utopiła się.

Niestety, niecny proceder handlu białymi (i nie tylko) kobietami bynajmniej nie zanikł i trwa do dzisiaj w najlepsze, tyle że miejsce organizacji Cwi Migdal zajęły rozmaite organizacje gangstersko-mafijne z wielu państw, najróżniejszych nacji i wszystkich religii, posługując się metodami jeszcze bardziej brutalnymi niż dawni żydowscy handlarze.

Kraków w tamtej epoce był miastem niewielkim (ale ludnym), stłoczonym w obrębie tzw. drugiej (pierwsza to Planty) obwodnicy, czyli w granicach wytyczonych przez linie kolejowe (od zachodu przez kolej cyrkumwalacyjną, czyli obwodową, późniejsze Aleje Trzech Wieszczów). Niektórzy za taki stan rzeczy obwiniają wojskowe władze austriackie (które tworząc Twierdzę Kraków na długo zahamowały rozbudowę miasta), zapominając że budowa umocnień zapewniła wielu mieszkańcom pracę i zarobki w naprawdę ciężkich czasach, a później stałe dochody i profity dla miasta związane z pobytem licznej załogi wojskowej. Nie mówiąc o tym, że z wyjątkiem Plant praktycznie wszystkie tereny zielone istniejące dziś w obrębie Śródmieścia i jego sąsiedztwie zawdzięczają swe powstanie temu, że w czasach c.k. były wyłączone spod zabudowy (potem już tylko je okrawano, jak park Krakowski).

Opisy wyglądu ówczesnego Krakowa (i Podgórza, wtedy jeszcze osobnego miasta), jego poszczególnych dzielnic, ulic i zaułków, szczegóły z życia mieszkańców (ze wszystkich grup społecznych) w najrozmaitszych jego aspektach pochodzą z fachowego piśmiennictwa naukowego i popularnonaukowego, archiwalnych akt policyjnych, prasy i publikacji książkowych (w tym powieści i dramatów) z tamtych czasów oraz ze wspomnień pamiętnikarzy.

Tym, którzy po lekturze tej powieści chcieliby poszerzyć swą wiedzę o tamtej fascynującej i bujnej epoce i przyłapać autora na jakiejś nieścisłości, jako lekturę lekką a pożyteczną mogę polecić z rzeczy ogólnych bardzo zgrabne kompendium Jarosława Skowrońskiego Kraków cesarsko-królewski oraz Stanisława Grodziskiego Wzdłuż Wisły, Dniestru i Zbrucza. Wędrówki po Galicji dyliżansem, koleją, samochodem. O sensacjach i skandalach belle epoque brawurowo napisała Krystyna Jabłońska w Ostygłych emocjach, a także Iwona Kienzler w W oparach absyntu. Skandale Młodej Polski. Niedościgły w wyszukiwaniu i opisywaniu najróżniejszych ciekawostek z interesującego nas okresu był Jan Rogóż (oprócz wspomnianego Kryminalnego Krakowa także Pitaval I i II, Krakowskie 4 pory roku, Portrety ulic Krakowa,Na krakowskim c.k. bruku I i II), zaś stan ówczesnej kryminalistyki opisał Jan Widacki w Stuleciu krakowskich detektywów.

Jednak najcenniejszym i najbardziej pasjonującym źródłem informacji dla autora były pamiętniki. Od niedościgłych literacko Nie od razu Kraków zbudowano Karola Estreichera młodszego (to odkrycie zawdzięczam małżonce), przez Wspomnienia Marii z Mohrów Kietlińskiej, Tamten Kraków, tamtą Krynicę Eleonory z Cerchów Gajzlerowej, W kręgu naftowej lampy Tadeusza Sochy, Życie towarzyskie i obyczajowe Krakowa w latach 1848–1863 Marii Estreicherowej, dowcipną Marię i Magdalenę Magdaleny Samozwaniec, aż po świetne Igraszki z czasem Stanisława Broniewskiego, czy nostalgiczne W moim Krakowie nad wczorajszą Wisłą Władysława Krygowskiego oraz Na krakowskim Rynku, Na krakowskich ulicach, Świat opilców i oźralców i Księgę zapachów Andrzeja Kozioła, a także zbiorowy Kopiec wspomnień.

Wszystkim wymienionym (i niewymienionym, a jest ich cała rzesza i trzeba by zamieścić długą listę) Autorom jestem ogromnie wdzięczny za ocalenie pamięci o tym wspaniałym dla Krakowa czasie (porównywalny okres świetności i znaczenia tego miasta przydarzył się chyba tylko raz – w Złotym Wieku) i dostarczenie mi tak wyśmienitego tworzywa. Przyznaję bez bicia, że bezczelnie, bezwstydnie i bez opamiętania, pełnymi garściami czerpałem z Waszej twórczości. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, moi drodzy poprzednicy i zarazem przewodnicy, gdyż bez Waszego wkładu ta książka byłaby niepełna. Liczę też po cichu, że Wam, moi drodzy Czytelnicy, spodoba się to nasze zbiorowe dzieło, do którego ja ze swej strony dołożyłem tylko odrobinę fabuły.

KALENDARIUM

1772 - I rozbiór Polski i utworzenie przez Austriaków na zajętym obszarze tzw. Królestwa Galicji i Lodomerii (bez Krakowa) ze stolicą we Lwowie

24 III 1794 - przybycie Kościuszki do Krakowa, przysięga na Rynku Głównym i początek insurekcji kościuszkowskiej

26 II 1784 - cesarz Józef II Habsburg nadaje prawa miejskie leżącemu na prawym brzegu Wisły Wolnemu Królewskiemu Miastu Podgórze, sąsiadowi (przez rzekę) Krakowa

5 I 1796 - zajęcie Krakowa przez Austriaków w wyniku powiększenia zaboru austriackiego po III rozbiorze Polski

15 VII 1809 - zajęcie Krakowa przez wojsko polskie ks. Józefa Poniatowskiego, po czym Kraków staje się częścią utworzonego przez Napoleona Księstwa Warszawskiego

1815 - po klęsce Napoleona na kongresie wiedeńskim powołanie przez trzech zaborców Polski kadłubowego państewka - Rzeczypospolitej Krakowskiej alias Wolnego Miasta Krakowa (z okolicą)

16 11 1846 - po nieudanym powstaniu krakowskim wcielenie Krakowa do Austrii

26 IV 1848 - Wiosna Ludów w Krakowie, ostrzelanie miasta przez artylerię austriacką

18 VII 1850 - wielki pożar Krakowa

1863-64 - udział krakowian (w tym żuawów) w powstaniu styczniowym

1866 - ustanowienie samorządu miejskiego, początek autonomii galicyjskiej

1873 - przedostatni atak cholery (ostatni był w 1892)

18 III 1881 - inauguracja tramwaju konnego w Krakowie

18 i 1888 - inauguracja kolei cyrkumwalacyjnej (obwodowej) obiegającej Stare Miasto od północy i zachodu (zlikwidowana w 1911; dziś biegną tamtędy m.in. Aleje Trzech Wieszczów). Oddanie do użytku Poczty Głównej w Krakowie na rogu ulic Westerplatte i Wielopole

1 XI 1888 - oddanie pod opiekę bratu Albertowi obu starych ogrzewalni na Kazimierzu, męskiej i kobiecej

12 VII 1890 - dzień kiedy u wybrzeży Patagonii ostatni raz widziano statek „Santa Margarita”, którym płynął John Orth (oficjalnie uznany za zmarłego w 1911) ze swą morganatyczną żoną, aktorką Millą Stuebel

6 VI 1891 - rozpoczęcie działalności Krakowskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, drugiego na świecie po wiedeńskim

1891 - przekazanie przez miasto bratu Albertowi na nowe schronisko domu przy ul. Krakowskiej 47

1891 - powstanie pod egidą Austriackiego Czerwonego Krzyża we Lwowie (z filią w Krakowie) autonomicznego Stowarzyszenia Mężczyzn i Dam Czerwonego Krzyża w Galicji z prezesem ks. Pawłem Sapiehą na czele

10 IX 1898 - zabójstwo cesarzowej Elżbiety (Sissi)

Czerwiec 1899 - I Międzynarodowy Kongres o Handlu Kobietami (White Slave Traffic) w Londynie

18 IX (powtórzony ze względów formalnych 19. XI.) 1899 - ślub St. Wyspiańskiego z Teofilą (Teodorą) Pytko

Zima 1899/1900 - znalezienie na Plantach na wpół zamarzniętego Tadeusza Żeleńskiego

16 VI 1900 - podczas Międzynarodowych Wyścigów Konnych w Krakowie bieg o najwyższą nagrodę (10 tys. koron) wygrał Leader przed Lencią i Betrtigerem

10 IX 1900 - krótka wizyta FJ I na krakowskim Dworcu Głównym w drodze na manewry pod Jasłem (17.IX. powrót i postój na krakowskim Dworcu Głównym bez wysiadania z pociągu)

3 XI 1900 - napad Wolnych Braci (działali w Galicji od poł. 1897 r. do ok. 1904 r. roku) na barona Goetza-Okocimskiego w jego biurze w Okocimiu

20 XI 1900 - ślub Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną w kościele Mariackim

27 XI 1900 - zamach Wolnych Braci na starostę podgórskiego Edwarda hrabiego Starzeńskiego (miał syna Egona, uwodziciela mężatek) w jego posesji w Podgórzu

14 II 1901 - otwarcie krakowskich wodociągów miejskich

13 III 1901 - prapremiera Wesela St. Wyspiańskiego w Teatrze im. J. Słowackiego

13 III 1901 - inauguracja tramwaju elektrycznego (wąskotorowego) w Krakowie

14 v 1901 - brawurowa ucieczka Józefa Piłsudskiego (zorganizowana przez Al. Sulkiewicza) z petersburskiego szpitala św. Mikołaja Cudotwórcy

5 VI 1901 - zabójstwo Dagny Przybyszewskiej przez Władysława Emeryka w Tyflisie (dziś Tbilisi stolica Gruzji)

22 IX 1901 - przez nagłą śmierć Ignacego Maciejewskiego, Sewera, który wraz żoną był duszą tego niezwykłego miejsca, kres istnienia słynnego salonu artystycznego na ul. Batorego - „herbaciarni”

27 IX 1901 - uroczyste oddanie do użytku przytuliska dla weteranów powstania styczniowego w zakupionej w tymże roku w tym celu kamienicy przy ul. Biskupiej 18

17 x 1901 - samobójstwo pisarza M. Bałuckiego, który zastrzelił się na Błoniach, na wprost wejścia do parku Jordana

8 XI 1901 - o 1.00 rano aresztowanie na ulicy Siennej w Krakowie dra Tadeusza Żeleńskiego, trzeźwego, ale wykrzykującego nieartykułowane słowa w okropny sposób, straszącego przechodniów

Przeł. 1902/1903 - umorzenie sprawy zamachu na starostę podgórskiego Starzeńskiego

26 i - 23 III 1902 - prezentacja podczas pierwszej ogólnopolskiej wystawy fotografii w wielkich salach kolegium Nowodworskiego przy ul. Św. Anny w Krakowie m.in. twórczego dorobku słynnego wynalazcy Jana Szczepanika, przy okazji demonstracja skuteczności jego wynalazku - pancerza kulotrwałego

Luty 1904 - wyjście przymusowego pacjenta Władysława Kretkowskiego z Domu Zdrowia dra Żuławskiego, w którym spędził w zamknięciu blisko 10 lat

24 VI 1904 - jednodniowa wizyta w Krakowie berlińskiego komisarza Hansa von Treskowa, odpowiedzialnego za handel żywym towarem w stolicy Niemiec, któremu do opieki przydzielono Bronisława Karcza

16/17 VII 1905 - przypłacone ciężką raną wmieszanie się komisarza A. Trzeciaka w wojnę gangów o Lolę z Ludwinowa

SŁOWNIK

(UWAGA: szwarg. oznacza szwargot, ówczesne określenie polsko-rusko-żydowskiego żargonu przestępczego używanego w Galicji, zaś żargonem nazywano wówczas jidysz)

Absentować się - nie przychodzić, nie bywać, nie uczęszczać (np. do teatru na spektakl)

Andrus (kinder, agar) - dawniej synonim drobnego złodzieja (kieszonkowca, czyli doliniarza), przestępcy z krakowskich przedmieść (obecnie określenia tego używa się w mniej pejoratywnym znaczeniu - łobuz, urwis)

Antek - krakowski dzieciak-ulicznik, łobuziak, urwis, odpowiednik paryskiego gawrosza

Antysemitnik - antysemita

Apasz - chuligan, rzezimieszek, nocny złoczyńca, zwłaszcza paryski (termin ukuty we Francji od nazwy okrutnego indiańskiego plemienia Apaczów)

Argandzka lampa - lampa olejowa z palnikiem (knot w postaci rurki z owiewem powietrza od wewnątrz i z zewnątrz) pomysłu szwajcarskiego wynalazcy Aime Arganda, która dawała światło 10-krotnie jaśniejsze od dotychczasowych lamp; po dodaniu do niej szklanego klosza przez Francuza A. Quinqueta (stąd kinkiet) powstała nowoczesna lampa, bardzo popularna od końca XVII w. do poł. XIX w., kiedy wyparła ją lampa naftowa

Automedon - żartobliwie o woźnicy (w mitologii greckiej Automedon był woźnicą rydwanu Achillesa)

Baciarz (baciar, batiar) - godny pogardy (lwowski) ulicznik, indywiduum żyjące z dnia na dzień, zaniedbane, brudne, zapite i agresywne (w późniejszym okresie, podobnie jak krakowski andrus, to pejoratywne określenie ewoluowało w kierunku charakternego, lecz w gruncie rzeczy poczciwego łotrzyka z przedmieścia)

Bajgel - rozsławiona potem w szerokim świecie kazimierska okrągła bułka żydowska z dziurką pośrodku, którą z krakowskimi obwarzankami oraz z preclami łączy jedno - wszystkie po uformowaniu z ciasta muszą być obgotowane w solonej wodzie, co zapewnia im znaczną trwałość

Bajzel (szwarg.) - burdel

Be(h)maki, potem precliczki - krakowskie określenie zgermanizowanych Słowian, najczęściej Czechów, którzy napłynęli do Galicji pod koniec XVIII w. i później

Bil - ówczesne krakowskie określenie słoniny (wg Wł. Krygowskiego)

Binia (szwarg.) - dziewczyna

Binokle - to samo, co cwikier(y) i pince-nez, czyli okulary bez zauszników utrzymujące się na nosie przy pomocy ściskającej go sprężynki

Biureta - dozownik, szklana rurka z podziałką i kranikiem, służąca do precyzyjnego odmierzania płynów

Blansz - bielidło do twarzy

Blat zan (szwarg. żyd.) - zgadzam się

Blendy - zaślepione okna

Blitz (niem.) - tu: pociąg ekspresowy, bardzo wygodny, na liniach galicyjskich od 1895 r., składające się z lokomotywy, 4 wagonów osobowych trzyosiowych I i II klasy, wagonu bagażowego i restauracyjnego

Borg - kredyt, pożyczać „na borg” - zaciągać kredyt, borgować - udzielać kredytu

Brach - kumpel (w żargonie ulicznym)

Brogowy - w kształcie ostrosłupa

Brzana (gwar.) - dziewczyna andrusa

Bury (szwarg.) - urzędnik policyjny (w zachodniej Galicji)

Carrefour (fr.) - skrzyżowanie, tu raczej: plac, rynek

Chachar (łazior) - podkrakowski włóczęga, łazik, lump (dziś określenie używane już tylko na Górnym Śląsku i z nim kojarzone)

Charmeur (fr.) - czarujący kawaler, czaruś

Chazan (jid.) - prowadzący modlitwy

Chatrak (szwarg.) - agent policyjny

Chatranka (szwarg.) - patrol policyjny, rewizja

Chedera - elementarna szkoła żydowska, w której nauczał mełamed, często b. słabo wykształcony

Chemin de fer (fr.) - hazardowa gra w karty, rodzaj bakarata (fonet.: szmędfer)

Chewra (szwarg. żyd.) - gang, banda

Chichlacz (szwarg.) - klozet, ustęp

Chonte (jid.) - kurwa

Chucpa (jid.) - bezczelność

Chusyt - chasyd, ortodoksyjny Żyd (chasydzi - powstały w XVIII w. na polskich kresach wschodnich odłam ortodoksyjnego judaizmu)

Cicerone - przewodnik (zwłaszcza włoski) oprowadzający turystów

Cugant, cugowiec - koń zaprzęgowy (do cugu: bryczki, powozu etc.)

Dame de compagnie (fr.) - dama do towarzystwa

Dénouement (fr./ang.) - rozwiązanie, zakończenie, finał, w którym wszystko staje się jasne

Delożowanie - eksmisja

Dykasteria (z gr.) - wydział lub biuro urzędów państwowych, zwłaszcza sądów, także przedstawiciele tych urzędów

Ersatz (niem.) - surogat, namiastka, podróbka

Fajerman (z niem.) - dawniej: strażak

Fertig (niem.) - gotowy, skończony

Fiakier - w Krakowie pierwotnie tą nazwą (z francuska via Wiedeń) określano zarówno pojazd użytku publicznego, jak i jego woźnicę, z czasem przyjęło się warszawskie określenie dorożka (będące zapożyczeniem z języka rosyjskiego od słowa doroga - droga)

Flobert, flower - małokalibrowy karabinek sportowy (od nazwiska konstruktora, XIX-wiecznego fr. rusznikarza Nicolasa Floberta)

Forsacz (szwarg.) - bogacz (od forsa - łapówka, przekupstwo lub po prostu pieniądze)

Frejowy - darmowy, gratisowy (np. bilet)

Frekwentować - zaszczycać obecnością, odwiedzać, nawiedzać (np. o klientach w sklepie), uczęszczać; frekwentant - uczestnik, bywalec

Gamasze - getry, zapinane na guziki lub haftki płócienne lub filcowe cholewki zakładane na buty, popularne na przeł. XIX/XX w.; ich odmianą są używane do dziś do konnej jazdy wysokie pod kolano sztylpy

Gamratka - w staropolszczyźnie: prostytutka

Geszeft (z jid.) - potocznie: (szemrany, czyli niezbyt uczciwy) interes, handel

Giemza (niem.) - kozica

Goj (jid.) - nie-Żyd (goja - nie-Żydówka)

Gromochron - piorunochron

Handelek, czyli lokal śniadankowy - typowo krakowskie określenie skrzyżowania bufetu z restauracją (wg St. Broniewskiego)

Haukacz lub diabeł (szwarg.) - prokurator

Hawira (szwarg.) - kryjówka, dom, melina

Heritiera (z fr.) - dziedziczka

Inkwizyt - zarówno areszt więzienny przed wyrokiem, jak i aresztant podczas śledztwa

Intime (fr.) - popołudniowe prywatne przyjęcie (bez tańców) w ustalonym dniu tygodnia i godzinie, na które uprzywilejowani znajomi nie potrzebowali zaproszeń

Jesziwa - średnia lub wyższa żydowska szkoła, w której studiuje się wyłącznie pisma religijne

Kabotażowiec - statek żeglugi przybrzeżnej

Kajzerka (od niem. Kaiser - cesarz) - smaczne i chrupiące bułki z wierzchu nacięte na krzyż, bardzo popularne w Galicji z powodu powszechnego przekonania, że takie właśnie pieczywo FJ I spożywał na śniadanie

Kalosze - gumowe trzewiki wsuwane na buty

Karczmiak - kielich z grubego szkła

Kasarnia - koszary

Kiepeła, kiepełe (z jid.) - potocznie: głowa, rozum, intelekt

Kinder - zob. andrus

Kitować (szwarg.) - bić

Kiwnąć (szwarg.) - umrzeć

Klezmer - uliczny grajek żydowski

Kobzać (szwarg.) - zob. kitować

Kocicha (szwarg.) - kochanka, konkubina

Krajowidok - dawniej: zdjęcie panoramiczne

Kreda, kryda - kredyt (zob. borg)

Kroke - żydowska nazwa Krakowa

Księżyc (pająk, menda, salceson - szwarg.) - żołnierz policyjny (nazwa zapewne od mosiężnego ryngrafu pod szyją)

Kumać (szwarg.) - rozumieć

Kupler - sutener, rajfur, alfons, burdeltata

Lemberski (szwarg.) - złodziejski; po lembersku - po złodziejsku; lemberska mowa - żargon więzienny używany w Galicji (i stąd zapewne rozprzestrzeniony później w całej Polsce, z wieloma słowami, które z czasem przeniknęły do języka potocznego i do dziś są używane), określenie przypuszczalnie pochodzące od niemieckiej nazwy Lwowa - Lemberg, z lokalnymi odmianami (krakowską w Tajemnicach Krakowa zaprezentował M. Bałucki)

Letkiewicz - człowiek niesolidny, niespolegliwy (we właściwym znaczeniu tego słowa, tj. taki, na którym nie można polegać)

Lico - tu: dowód przestępstwa, na licu - na gorącym uczynku

Lorgnon (fr.) - okulary lub lornetka z rączką

Lornetować - obserwować przez lornetkę

Lubownik - miłośnik

Luj (szwarg.) - alfons (od franc. Luis)

Maga (szwarg.) - bójka, walka

Majcher (szwarg.) - nóż

Marki - tu: znaczki pocztowe

Mazł tow! - życzenie i powitanie: na szczęście!

Mecyje (jid.) - świetna okazja, istna rozkosz, coś wspaniałego

Meszumed (jid.) - wychrzta

Męczybuła (szwarg.) - piekarz

Miszures (jid.) - oszust, alfons (zob. szmajser)

Mitgut (z niem.) - tu: dobytek, bagaż

Mojd (jid.) - dziewczyna, młoda Żydówka

Mond - z francuska: (wielki) świat, socjeta, wyższe sfery

Obstalunek (z niem.) - zamówienie

Ochrana - carska tajna policja polityczna słynąca z brutalnych metod postępowania

Oficjał - wyższy urzędnik

Parch - pogardliwie o Żydzie (zob. żydłak)

Pektorał (z łac.) - tu: mały zegarek kieszonkowy na łańcuszku

Pierwospy - pierwszy sen trwający od ok. 10-tej wieczór do ok. północy lub niewiele dłużej

Polstrowany (z niem.) - wyściełany

Pousse-café (fr.) - mały kieliszek koniaku (wódki, likieru) po kawie

Precliczki - zob. be(h)maki

Raszpla, raszpel - pilnik, tarnik

Reb (jid.) - honorowy zwrot określający starszego i poważanego Żyda, niekoniecznie rabina

Recypis (z fr.) - kwit, potwierdzenie na blankiecie

Rich (szwarg. żydowski) - prokurator

Riter (szwarg.) - rycerz

Roksdropsy - ówczesne kwaskowate dropsy, krążki z barwnym wizerunkiem kwiatka pośrodku

Safistka - sto lat temu o lesbijce

Sakpalto - workowaty, o prostym kroju męski paltot z przełomu XIX/XX w.

Salceson - zob. księżyc

Sanitary arrangements (ang.) - urządzenia sanitarne (higieniczne, toaletowe)

Sawantka (z fr.) - kobieta wykształcona, popisująca się uczonością, erudytka

Serso - z fr.: zabawa polegająca na podrzucaniu i chwytaniu kółek za pomocą kijków lub mieczyków

Siarnik vel „paticek” - pierwsze prymitywne (i niebezpieczne: łatwopalne i trujące) zapałki w postaci patyczków z łebkami z białego fosforu w warstwie ochronnej koloru zielonego, czerwonego lub żółtego - po zdarciu farby na jakiejś szorstkiej powierzchni, fosfor zapalał się w zetknięciu z powietrzem; chłopi palący fajki, zwłaszcza górale karpaccy, nosili je (jeszcze długo po upowszechnieniu się nowoczesnych bezpiecznych zapałek w pudełkach, tzw. szwedzkich) luzem w kieszeni, zapalając siarniki o podeszwę buta albo szorstką materię portek

S’il vous plaît (fr.) - proszę

Siwrać (szwarg.) - mówić

Straguła (szwarg.) - strażnik więzienny

Szajgec (jid.) - łobuz, łajdak, szubrawiec, ale także nieczysty, wstrętny, młody nie-Żyd

Szapoklak - składany cylinder jedwabny

Sziksa (jid.) - dziewczyna-goja, młoda nie-Żydówka, dziwka

Szlachtuz (z niem.) - ubojnia, rzeźnia

Szmajser (jid.) - alfons

Szmonces (jid.) - żart, kawał, dowcip

Szmondak (jid.) - łajza, pętak, człowiek nic niewart, nicpoń

Sznyt (szwarg.) - rana

Szóstka - tu: moneta austriacka; do 1852 r. austriacki gulden (w Galicji zwany złotym reńskim) dzielił się na 60 grajcarów, stąd monetę o wartości 1/10 reńskiego zwano „szóstką” i nazwa ta przetrwała do końca istnienia Cesarstwa; w l. 1857-1892 określano tak monetę 10-centową (wówczas reński dzielił się już na 100 nowych grajcarów vel centów), a później 20-halerzówkę (gdy guldeny zostały zastąpione przez wartą połowę reńskiego koronę, podzieloną na 100 halerzy, w Galicji nazywanych groszami)

Szpanować (szwarg.) - gapić się, patrzeć

Szpera (oficjalna nazwa Sperrsechserl; od Die Sperre - blokada, zapora oraz sechserl - moneta sześciocentowa) - pora zamykania bram kamienic i zarazem opłata za ich otwarcie

Sztolwerki - mleczne cukierki podobne do irysów lub krówek-ciągutek („mordoklejek”); nazwa od niemieckiej fabryki Stolwerck, która pierwsza wprowadziła je (po „dwa za centa”) na rynek, nieco później podobne słodycze, ale o owocowych smakach zaczęła produkować wiedeńska fabryka Hellera i naśladujący ją galicyjski Gurgul w Jarosławiu

Sztylpy - zob. gamasze

Sztetl (jid.) - miasteczko lub część dużego miasta zamieszkana przez Żydów i rządząca się własnymi prawami

Sztibel, sztybel (jid.) - chasydzki dom (lub jego część) modlitwy (zawsze w mieszkaniu najbogatszego członka gminy); sztible pełniły funkcję synagogi w sztetlach, które nie mogły sobie pozwolić na utrzymywanie rabina i bóżnicy

Szupas - ciupas, usunięcie z miasta pod strażą

Szwarckop (z niem. Schwartzkopf - czarnogłowy) - gatunek hodowlanego gołębia

Świątnicy - kościelni z katedry Wawelskiej, wywodzący się od końca XIV w. do niedawna z zawdzięczających im nazwę podkrakowskich Świątnik Górnych

Tałes (hebr.) - śmiertelna koszula w biało-czarne pasy, używana podczas modłów pokutnych, w którą następnie odziewa się nieboszczyka

Terra incognita (łac.) - ziemia nieznana

Tête à tête (fr.) - sam na sam, w cztery oczy, we dwoje

Traktiernia - dawne określenie restauracji, mniej więcej od połowy XIX w. przez jakiś czas rozróżniano jeszcze restauracje hotelowe od traktierni, potem termin restauracja królował już niepodzielnie

Voilà (fr.) - oto jest

Ul - tu: potocznie o więzieniu

Wiślisko - dawne koryto Wisły, ogólnie: starorzecze

Włóczkowie - krakowscy flisacy ze Zwierzyńca

Zasypać (szwarg.) - wyjawić, zdradzić

Zborgować - zob. borg

Zusammen (niem.) - razem, społem

Żigolak, żigolo (z fr. gigolo) - początkowo (w poł. XIX w.) tylko zawodowy fordanser, później płatny bawidamek, utrzymywany przez (zazwyczaj od siebie starsze) kobiety

Żuawka - krótsza od surduta czarna sukienna kurtka bez kołnierza (ze stójką) z metalowymi guzikami i obszyciem żółtą tasiemką na mankietach, noszona przez żuawów śmierci, formację powstańczą z 1863 r.

Żurfiks (z fr. jour fixe - stały dzień) - przyjęcie towarzyskie organizowane w jednym ustalonym dniu tygodnia

Żydłak - pogardliwie o Żydzie (zob. parch)

PRZYPISY

1. Późniejsza ul. Smocza (od Smoka Wawelskiego), wytyczona w poł. XIX w., ale na planach Krakowa z 1893 r. i 1913 r. jeszcze bezimienna, a zabudowana dopiero w l. 20. i 30. XX w.
2. Ewangelia wg św. Łukasza 6, 27–29. Biblia Tysiąclecia, Poznań 1965, s.1291.

ARCHIWUM NARODOWE W KRAKOWIE

SKARBY PRZESZŁOŚCI DLA PRZYSZŁOŚCI

Na przełomie XIX i XX w. w Krakowie istniały dwa archiwa: Krajowe Archiwum Aktów Grodzkich i Ziemskich w Krakowie, w budynku sądów przy ul. Grodzkiej 52 oraz Archiwum Aktów Dawnych Miasta Krakowa przy ul. Siennej 16. Gromadziły one i chroniły dokumenty nie mające wprawdzie praktycznego znaczenia w bieżącej działalności urzędów czy sądów, ale będące bezcennym źródłem historycznym dla badaczy dziejów Krakowa i Polski. Archiwa połączono w 1952 r., a ich sukcesorem jest Archiwum Narodowe w Krakowie. Znajdziemy w nim archiwalia ukazujące m.in. pracę sądów i policji, życie mieszkańców miasta - także policjantów i przestępców. Odnajdujemy szczegóły życia i pracy działających wówczas c.k. ajentów policyjnych Józefa Mohra i Bronisława Karcza. W 2020 r. zakończyła się budowa nowej siedziby Archiwum Narodowego w Krakowie, najnowocześniejszego budynku archiwalnego w Polsce. Będą w nim przechowywane archiwalia mogące być kanwą niejednej powieści, nie tylko kryminalnej. Ciekawe wątki ukazują teksty publikowane w „Krakowskim Roczniku Archiwalnym”, a portal internetowy „Dawne pismo” pomoże w odczytywaniu dokumentów.

Archiwum Narodowe w Krakowie

Ul. Sienna 16, 30-960 Kraków

Nowa siedziba:

Ul. Rakowicka 22E, 31-510 Kraków

www.ank.gov.pl

www.dawnepismo.ank.gov.pl

www.kra.ank.gov.pl

www.archiwalneopowiesci.ank.gov.pl

Uwaga!

Wszystkie wymienione i zaprezentowane na kolejnych stronicach książki Mariusza Wollnego oraz gra planszowa są do nabycia w naszym sklepie:

Składzie Towarów Rarytnych U Kacpra Ryksa

plac Mariacki 3, 31-042 Kraków

tel. 12 426 45 49

albo w sklepie internetowym:

www.sklep.kacperryx.pl

Zapraszamy także na spotkania i spacery autorskie z Mariuszem Wollnym!

Szczegóły na stronie internetowej www.kacperryx.pl,gdzie znaleźć można także więcej informacji o autorze i jego twórczości.

Kontakt: 12 426 45 49 lub: [email protected]

Zachęcamy także do odwiedzenia strony naszego wydawnictwa:

www.wydawnictwojama.pl

oraz do polubienia i śledzenia naszych poczynań na portalu

Facebook: https://www.facebook.com/KacperRyx

Kacper Ryx

Bohaterem tego czworoksięgu jest Kacper Ryx, wpierw student medycyny, potem zawołany medyk, lecz przede wszystkim inwestygator (prywatny detektyw) Ich Królewskich Mości, który rozwiązuje autentyczne sprawy kryminalne i afery polityczne nękające Kraków i Rzeczpospolitą w II połowie XVI wieku. Akcja każdego tomu toczy się za panowania innego króla, kolejno: Zygmunta Augusta, Henryka Walezego, Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy. Pomocnikami i przyjaciółmi Ryksa są m.in. rubaszny olbrzym Niziołek, znany poeta Mikołaj Sęp-Szarzyński, czy przyszły hetman Stanisław Żółkiewski.

Cykl opowiadań Nazywam się Ryx

Po wielokrotnych namowach czytelników, specjalnie dla tych, którym wciąż mało przygód Kacpra Ryksa Mariusz Wollny napisał i wydał cykl niniejszych opowiadań. Są to historie zupełnie nowe lub takie, które nie zmieściły się na kartach głównej serii.

W Królu Żebraków Ryx zmierzy się z arcytrudnym zadaniem zakończenia niszczącej miasto wojny gangów o schedę po zamordowanym przywódcy przestępczego półświatka. Szatan w klasztorze to z kolei sprawa morderstwa w poświęconych murach podkrakowskiego opactwa Benedyktynów w Tyńcu, gdzie, mogłoby się zdawać, zło nie miało przystępu. W Tajemnicy wzgórza wawelskiego udamy się wraz z inwestygatorem do wnętrza skały wawelskiej i odkryjemy jej niesamowity (i niebezpieczny) sekret. Niepołomice i okalającą je puszczę poznamy przy okazji zamachów na króla Stefana Batorego w opowiadaniu Królobójcy. Natomiast zamykający cykl opowiadań (a zarazem całą 10-letnią przygodę m. Wollnego z Ryksem) tekst Zapętleni, przeniesie nas do XVI-wiecznej Wieliczki i tamtejszej kopalni soli.

Kroniki dymitriad

Akcja trzytomowych Kronik dymitriad toczy się na początku xvii wieku. Bohaterem trylogii jest Kacper Turopoński, syn krakowskiego detektywa Kacpra Ryksa. W Krwawej jutrzni, pierwszej części trójksięgu, Ryx junior jedzie do Moskwy z sekretną misją, zleconą mu przez królewski dwór, po drodze przyłączając się do orszaku Maryny Mniszchówny zdążającej na ślub z Dymitrem Samozwańcem. Zakochany w Marynie Ryx cierpi katusze, do tego ściera się z awanturnikami towarzyszącymi wyprawie, a na koniec uczestniczy w jej dramatycznym finale. W kolejnym tomie, Straceńcach, sekundujemy bohaterowi w jego miłosnych i wojennych perypetiach, przy okazji zapoznając się z największymi tryumfami polskiego oręża – zwycięstwem nad Rosjanami i Szwedami pod Kłuszynem oraz wkroczeniem Polaków do Moskwy. Ostatnia część (Mściciel) przedstawia los polskiego garnizonu w Moskwie, a następnie przenosi nas na kresy dawnej Rzeczypospolitej. Jednak nie te znane z Trylogii Henryka Sienkiewicza, ale inne, zupełnie już zapomniane, choć znacznie bliższe i nie mniej egzotyczne od tamtych, naddnieprzańskich.

Atutem trylogii, podobnie jak wszystkich powieści Wollnego, obok wartkiej akcji jest maksymalna wierność prawdzie historycznej.

Kacper Ryx i Król Żebraków – gra planszowa

Kacper Ryx i Król Żebraków to łotrzykowska, planszowa gra strategiczna oparta na motywach cyklu powieściowego autorstwa Mariusza Wollnego o XVI-wiecznym krakowskim detektywie Kacprze Ryksie. Twórcy gry – Łukasz Wrona, Piotr Krzystek i Daniel Budacz – odwracają tu jednak role, ponieważ głównymi bohaterami gry są przestępcy, mordercy, złodzieje, dziewki wszeteczne i inne typy spod ciemnej gwiazdy. W tej dynamicznej i pełnej emocji „planszówce” gracze wcielają się w role hersztów gangów, którzy stają do walki o władzę nad przestępczym półświatkiem renesansowego Krakowa i tytuł mitycznego Króla Żebraków. Gracze walczą między sobą, ale mają też wspólnego wroga, który nie spocznie póki nie zakończy tej krwawej, doprowadzającej miasto do ruiny wojny. Postacią tą jest oczywiście Kacper Ryx, który tropi i piętnuje przestępstwa graczy, znacząco utrudniając im ich poczynania. Partnerem gry jest Krakowskie Biuro Festiwalowe, które włączyło ją do programu Kraków Miasto Literatury UNESCO.

Był sobie król...

Trzytomowy cykl popularnonaukowy Był sobie król… to dopiero drugie po słynnej trylogii Pawła Jasienicy literackie opowiadanie o dziejach dawnej Polski. Wzorowane na dziele Mistrza, ale skierowane do mniej zaawansowanych miłośników historii ojczystej - młodszych i starszych. To książki dla całej rodziny i na całe życie, uczą i bawią snując fantastyczną i arcyciekawą opowieść o naszych przodkach, począwszy od czasów legendarnych, a na ostatnich królach kończąc. Pozbawione niepotrzebnych, suchych faktów, zobrazowane genialnymi ilustracjami i wzbogacone o tony ciekawostek nasze dzieje okazują się być nie mniej fascynujące niż najlepsze seriale HBO czy Netflixa!

W serii ukazały się Poczet Piastów, Poczet Jagiellonów, dwutomowy Poczet królów wybieranych oraz klasyczna rodzinna gra karciana Czarny Piotruś w wersji piastowskiej.

Księgarnie zainteresowane dystrybucją serii zapraszamy do współpracy!

Zapraszamy na profil fb serii: fb/BylSobieKrol

Audiobooki z serii Kacper Ryx

Cała tetralogia przygód inwestygatora J.K.M. w formie słuchowiska (75-godzinnego!) i w bardzo dobrej cenie, zarówno za pojedynczą płytę, jak i (jeszcze korzystniej) za całość. Idealny wybór dla tych, którzy dużo czasu spędzają „za kółkiem” lub mają problemy ze wzrokiem.

Czyta: Tomasz Sobczak,

Realizacja: Biblioteka Akustyczna

Nośnik: cd mp3

Z Kacprem Ryksem po renesansowym Krakowie

To nietypowy (pierwszy i jedyny taki w Polsce!) przewodnik po dawnej polskiej stolicy, po której oprowadza Czytelników tytułowy bohater tetralogii Kacper Ryx. Spacerując z Ryksem po mieście poznajemy ówczesny Kraków od strony, z której nikt go jeszcze w taki sposób nie opisał. Przewodnik powstał na zamówienie fanów Ryksa, pragnących dowiedzieć się całej prawdy o znanych z powieściowego cyklu miejscach, ludziach i wydarzeniach, ale gorąco polecamy go każdemu, kto chciałby poszerzyć swą wiedzę o Krakowie, zarówno mieszkańcom, jak i turystom. Atutem przewodnika są dwa załączone plany: miasta xvi-wiecznego oraz współczesnego z wytyczonymi szlakami, a także ilustracje Zuzy Wollny, obrazujące dawny i już miniony Kraków.

Oblicze Pana

Napisana specjalnie na sześćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem powieść sensacyjno-historyczna, której intryga osnuta jest wokół tak zwanego relikwiarza grunwaldzkiego znajdującego się w krakowskim kościele św. Floriana. Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni siedmiuset lat. Razem z ostatnimi templariuszami a.d. 1314, Krzyżakami A.D. 1410, hitlerowcami a.d. 1945 oraz tajnymi agentami kilku służb A.D. 2010 próbujemy rozwikłać fascynującą tajemnicę z odległej przeszłości i odnaleźć słynny zaginiony skarb templariuszy. A przy okazji obserwujemy rodzące się uczucie pomiędzy zamieszanymi w tę sprawę Polakiem i Niemką ze starego rodu von Baysen-Bażyńskich.

Krew Inków

Klasyczna powieść awanturnicza, której akcja osadzona jest na zamku w Niedzicy pod koniec XVIII wieku. W okolicy ukrywają się uczestnicy powstania kościuszkowskiego, krążą kurierzy tajnych polskich organizacji, grasują zbójnicy tropieni przez austriackie wojsko, a do tego na zamku zjawiają się ostatni ocaleni z pogromu peruwiańscy Inkowie z następcą tronu i resztką ogromnego skarbu.

Poniższe książki łączy jedno: są adresowane do Czytelników w każdym wieku, zatem doskonale nadają się do wspólnego, familijnego czytania.

Tropem smoka to przewodnik po Krakowie, w którym oprócz rzeczy najważniejszych i niezbędnych do poznania dawnej stolicy Polski, znajdziemy mnóstwo ciekawostek o ludziach i wydarzeniach, a także wszystkie krakowskie legendy i podania. Jedynie z tym przewodnikiem oprócz magicznych miejsc jest okazja wytropić nie tylko WSZYSTKIE tutejsze smoki, ale i inne osobliwości: czarodziejów, wiedźmy, duchy, zjawy, diabły i upiory. Jest także angielska wersja przewodnika: Tracing the dragon.

Jak Lolek został papieżem to bardzo przystępnie napisana, głównie z myślą o młodych Czytelnikach, w miarę pełna biografia Jana Pawła II, ukazująca dzieciństwo Wielkiego Polaka, jego młodość, drogę do kapłaństwa i na Stolicę Piotrową. Znakomity prezent pod choinkę lub na i Komunię.

Bardzo bzdurne bajdurki to zbiór zabawnych i zwariowanych historyjek, zdolnych rozbawić zarówno młodych, jak i dorosłych Czytelników, gdyż jedni i drudzy odnajdą w nich coś tylko dla siebie. Doskonała lektura na ponure dni i kiepski nastrój.