Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kanclerz i hetman w jednej osobie, Jan Zamoyski, żeni się z bratanicą króla Stefana Batorego. Kolejne wyniesienie rywala doprowadza do wściekłości zawiedziony w swych ambicjach klan Zborowskich. Nasilają się pogłoski o spisku na życie króla. Do zamachu ma dojść podczas łowów w Puszczy Niepołomickiej...
Do Krakowa przybywają dwaj sławni alchemicy i czarnoksiężnicy, Dee i Kelley, podejrzewani nie tylko o szpiegowanie na rzecz wrogiej Batoremu królowej Elżbiety I, ale i o... trucicielstwo. A jednak król zaprasza ich do niepołomickiego zamku i godzi się na udział w seansie spirytystycznym...
Obie sprawy łączy osoba mającego zapewnić królowi bezpieczeństwo inwestygatora J.K.M. Kacpra Ryksa-Turopońskiego oraz miejsce akcji: Niepołomice i okolica.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 255
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Mariusz Wollny
Redakcja i korekta: Janka Wollny, Róża Wollny, Andrzej Kurowski
Projekt okładki: Zuza Wollny
Skład: Mariusz Dymek
ISBN 978-83-939004-3-5
Patron: Fundacja Szablą i Piórem
Mecenas: Miasto i Gmina Niepołomice
Konwersja do formatu EPUB/MOBI: Koobe Sp. z o.o.
www.kacperryx.pl
Sprzedaż bezpośrednia:
Skład Towarów Rarytnych „U Kacpra Ryksa”
Plac Mariacki 3, 31-042 Kraków
Sklep internetowy: www.sklep.kacperryx.pl
Telefon kontaktowy: 12 426 45 49
JAMA Mariusz Wollny
Grabówki 121 A, 32-020 Wieliczka
Wydanie I, 2016
Jak zazwyczaj– mojej kochanejRóży
– Od razu się domyśliłem, co ci chodzi po głowie! I gdyby nie chodziło o Jana, w życiu nie dałbym ci się na to znowu namówić! Ale zakarbuj to sobie w pamięci: ostatni raz! – czerwony z irytacji syknął Stachnik, wchodząc do sypialni i trzaskając za sobą drzwiami. – Ostatni raz pozwalam robić z siebie błazna!
Sytuacja jako żywo przypominała tę sprzed prawie dziesięciu lat, gdy podczas krótkiego panowania króla Henryka grasował w Krakowie pewien morderz polujący na ladacznice. Wtedy także, tak jak teraz, czyhaliśmy we dwóch w sypialni młodej dziewki w oczekiwaniu na przybycie zbrodniarza posługującego się dłutem. Wówczas czekaliśmy trzy dłużące się niepomiernie noce, teraz miałem nadzieję uwinąć się znacznie szybciej. Różnica była jeszcze taka, że wonczas paradowałem przebrany za starą służącą, a teraz udawałem naszego zażywnego gospodarza. Natomiast Stachnik, w długowłosej peruce, nocnym czepku i długim gieźle, tak samo jak wtedy naśladował dziewczynę. Nie mogło być inaczej, ponieważ primo: był ode mnie niższy i drobniejszy, a secundo: miniona dekada nie odcisnęła na nim takiego piętna jak na mnie. Mimo upływu lat wciąż był gładkolicy i białozęby (stąd przezywano go Zubem) i dlatego na weselu kuzyna tak udatnie mógł odegrać Dianę łowczynię, choć dawno przestał być młodzieniaszkiem.
– Zamiast marudzić, doceń, że masz niepowtarzalną okazję skorzystać z królewskiej łożnicy – skarciłem go ściszonym głosem, odkładając książkę, którą czytałem w oczekiwaniu, aż się ochędoży, po czym zauważyłem krytycznie: – Cycki ci wiszą.
– Pilnuj swego wystającego żywota – odciął się, gdyż rzeczywiście musiałem sobie powiększyć brzuch poduszką, żeby lepiej naśladować Zamoyskiego. – A od moich cycków lepiej trzymaj łapy z daleka, bo nie ręczę za siebie.
Wskoczył do łoża z takim impetem, że aż jęknęło.
– Nie tak ostro – sarknąłem. – I tak dziś nic z tego nie będzie. Boli mnie głowa.
– To się dobrze składa, bo właśnie dostałem babskiej przypadłości – burknął, obracając się do mnie tyłem i zawłaszczając prawie całą pierzynę.
Odzyskałem część okrycia, bo noc zapowiadała się chłodna. Stachnik poruszył się niespokojnie i rzucił przez ramię z pogróżką w głosie:
– Coś twardego uwiera mnie w bok. Oby to nie było to, co podejrzewam, bo musiałbym cię zamordować.
– To pistolet dla ciebie, a cóżeś myślał? – nie zamierzałem bawić się w schwytanie łotra żywcem, był zbyt niebezpieczny.
Nie odpowiedział, lecz po omacku sięgnął po broń i przesunął ją na swoją stronę. Zdmuchnąłem świecę, odrzuciłem przykrycie i poczłapałem do okna, bosymi stopami kląskając po pawimencie. Otworzyłem je na oścież i stałem w nim dobrą chwilę, poprawiając szlafmycę, gładząc się po przyprawionej brodzie oraz wpuszczając rześkie powietrze do płuc i do komnaty. Noc była pochmurna i ciemna. Mżyło. Choć wytrzeszczałem oczy do bólu, niczego w mroku nie dostrzegłem. To był najniebezpieczniejszy moment – gdyby morderca zaatakował teraz, nie bardzo mógłbym się obronić.
Aż się spociłem z emocji, a zaraz potem mróz przeszedł mi po karku. Nic jednak nie mogłem na to poradzić – musieliśmy dokładnie odtwarzać nie tylko wygląd, ale i zwyczaje naszych gospodarzy, by zabójca nie nabrał podejrzeń. Kiedy jednak, zostawiając okno uchylone, na miękkich nogach wróciłem do łóżka, czułem taką ulgę, jakby kamień spadł mi z serca. I satysfakcję, że jednak sprawdziły się moje przewidywania: Żądło to także był pewniak. Nie zaryzykował rzutu po ciemku. Zamierzał zamordować kanclerza z bliska, we śnie. Być może zgładzenia jego żony nie zakładał, ale gdyby się obudziła, z pewnością nie zawahałby się tego uczynić.
– I co? – szepnął prawie bezgłośnie Stachnik.
Odtąd musieliśmy się porozumiewać tylko w ten sposób albo zgoła bez słów.
– Nic.
Zaczęło się żmudne oczekiwanie, najgorsza rzecz w inwestygatorskim fachu. Przypomniałem sobie wszystkie poprzednie tego rodzaju momenty i nie podniosło mnie to na duchu. Nigdy czas nie dłuży się tak bardzo, że niemal boleśnie i staje się prawie namacalny. Pierwszą (na oko) godzinę jakoś wytrzymaliśmy praktycznie bez poruszenia, ale potem zaczęły się problemy. Wpierw zaczęła mnie drażnić sztuczna broda, z początku nieznacznie, ale z każdą chwilą bardziej, doprowadzając niemal do szału. Z najwyższym trudem powstrzymałem się, żeby jej nie zerwać. Wymagało to wielkiego wewnętrznego opanowania i przekonania samego siebie, że uciążliwość nie jest tak wielka, jak mi się zdawało. Trochę pomogło. Ale zaraz poczułem nieprzepartą chęć podrapania się po głowie, tak nagle mnie zaczęła swędzić pod szlafmycą, do noszenia której byłem nieprzyzwyczajony. Zacisnąłem zęby, aż rozbolały mnie szczęki, i bardzo wolno wypuściłem powietrze. Swędzenie odrobinę zelżało. Jednocześnie, z powodu niewygodnej pozycji, w jakiej leżałem, złapał mnie skurcz w łydce, tak nagły i bolesny, że nie zdołałem powstrzymać cichego jęku. W tej samej chwili Stachnik szepnął mi do ucha:
– Wciórności! Coś po mnie łazi… Chyba te twoje mrówki…
– Leż spokojnie, to sobie pójdą – odszepnąłem.
– Łatwo ci mówić…
Próbowałem myśleć o Jance, ale na tę chwilę nie był to najlepszy pomysł, więc przerzuciłem się na wyimaginowaną obronę doktoratu, jednak wkrótce myśli rozbiegły mi się chaotycznie w rozmaitych kierunkach i zdałem sobie sprawę, że zasypiam. Uszczypnąłem się pod pierzyną mocno w udo i przewróciłem na drugi bok. Pomogło. Jednak nie upłynęło wiele czasu, a sen znów zaczął mnie morzyć… I wówczas go usłyszałem.
*
Półtorej godziny przed północą opuścił „Latarnię” przez okno. Nikt go nie spostrzegł, a uwiązany na łańcuchu podwórzowy Burek nie zaszczekał, zajęty kiełbasą, którą go poczęstowano. Nie licząc zwoju liny na ramieniu oraz krótkich gatek i szerokiego pasa z kilkoma nożami (oraz prochownicą, w której zamiast prochu trzymał zmielony pieprz dla stępienia węchu psów tropiących, gdyby ruszyła za nim pogoń), zabójca był całkiem nagi. Noc była idealna dla jego celów – chłodna, lecz ciemna. Jeszcze niedawno trochę mżyło, lecz ustało. Chłodu się nie lękał, bardziej uciążliwe były komary, którym sprzyjało wilgotne powietrze i bliskość rzeki. Ku niej też się skierował, by na brzegu wysmarować się błotem i szlamem dla ochrony przed owadami i ukrycia przed wzrokiem przypadkowych przechodniów, których napotkanie o tej porze było wszak mało prawdopodobne. Już prędzej można by się natknąć na osławionych zwierzynieckich zbójców, lecz oni grasowali bliżej gościńca, od którego on trzymał się z dala. Zamierzał bowiem niepostrzeżenie dotrzeć na miejsce na piechotę i tak samo wrócić. Nie miał daleko – nieco ponad kwadrans spaceru opłotkami, przez zarośla i stawy na granicy Zwierzyńca i Błoń Zwierzynieckich.
Drogę zbadał wcześniej wielokrotnie, znał na niej każdy kamień, miał przy tym doskonałą orientację w terenie, więc mimo mroku poruszał się pewnie i szybko. Bez przeszkód dotarłszy pod zameczek myśliwski wpierw przywitał się psami, częstując je resztą kiełbasy, po czym zwinnie jak małpa wspiął się na drzewo. Siedział tam nieruchomo, obserwując okna w sypialni na piętrze. Nawet gdy zgasła świeca, nie ruszył się z miejsca. Widoczność była kiepska, prawie żadna, ale jemu to nie przeszkadzało – widział w ciemnościach jak kot. Kiedy jego cel otworzył okno i chwilę w nim stał, nim cofnął się do wnętrza, nic nie wzbudziło podejrzeń ukrytego w listowiu obserwatora. Wszystko wyglądało zwyczajnie, jak każdej poprzedniej nocy. Dla pewności odczekał jeszcze dobrą godzinę. Dopiero po jej upływie uznał, że nawet nowożeńcy powinni już spać. Rozwinął linę, prawą ręką pochwycił sznur poniżej pętli, zatoczył koło nad głową, raz, drugi, trzeci, i rzucił…
*
Komar! Musiałem go wpuścić odchylając muślinową oponę w oknie, kiedy je otwierałem. Tylko tego mi brakowało. Nie ma nic bardziej irytującego niż komarze bzyczenie, gdy się usiłuje zasnąć. Ale też nic skuteczniej nie przeszkadza w zaśnięciu. Dlatego natrętny komar, zazwyczaj nieznośne utrapienie, jest najlepszym przyjacielem inwestygatora na nocnych czatach. Jednak nie łatwo łowić uchem przenikliwy bzyk, trwać przy tym w całkowitym bezruchu, zastanawiać się, które miejsce wybierze sobie komar i powstrzymywać się przed chęcią natychmiastowego pokarania go na gorącym uczynku.
Komarzy bzyk orzeźwił mnie natychmiast. A po chwili cierpiałem katusze powstrzymując się od trzepnięcia upartego krwiopijcy. Już myślałem, że dłużej nie wytrzymam tortury, nawet zdecydowałem się unieść rękę do twarzy, lecz w tejże chwili zamarłem… Mało powiedziane. Skamieniałem.
Niczego nie zobaczyłem, nie zarejestrowałem żadnego ruchu, choć przez przymknięte powieki wytrzeszczałem oczy aż do bólu. Niczego nie usłyszałem, mimo iż uszy miałem nastawione jak zając słuchy. Zapewne sprawił to komar, absorbując całą moją uwagę, ale Stachnik też nie spał, byłem tego pewny. Jak więc obaj, mając tak napięte zmysły i nerwy, mogliśmy przegapić przybycie zabójcy?
A jednak był tu, w sypialni, nie dalej niż dwa kroki od łoża, niewidzialny i bezszelestny niczym duch. Wyczuwałem go przez skórę. Dopiero po chwili dotarł do moich nozdrzy jego zapach. Woniał dziwnie, trochę rybą, trochę jakimś zjełczałym tłuszczem. Raptem mnie olśniło. Nieprawda, że go nie usłyszałem! Był to wprawdzie delikatny szelest, coś jak szurnięcie myszy, lecz mój słuch go wyłowił. Przypisałem to wszakże jakiemuś gryzoniowi i zbagatelizowałem. A to dlatego, że dobiegło nie od okna, skąd spodziewaliśmy się nadejścia Żądła, tylko od strony kominka. Morderca okazał się sprytniejszy ode mnie. Wśliznął się do domu przez komin!
Napiąłem mięśnie, szykując się do odparcia napaści, lecz nie drgnąłem ani nawet nie przerwałem udawanego chrapania, które miałem tak wyćwiczone, że nawet najczulsze ucho nie odróżniłoby imitacji od oryginału. Żądło musiał jednak mieć jakiś szósty zmysł, który pozwolił mu wyczuć, że nie śpię, bo uprzedził mnie o mgnienie oka.
Widziałem kiedyś żmiję, niby piorun atakującą zdobycz, ale zbrodniarz był jeszcze szybszy. Skoczył na mnie jak lewart na gazelę. Zdążyłem jedynie unieść ramię, by odbić cios, lecz i to na próżno, gdyż nóż ominął moją zastawę. Żądło był leworęczny! Poczułem potężne uderzenie w środek piersi, gdzieś pod mostek. Zaparło mi dech, lecz moja stara kolczuga, którą założyłem pod giezło, spisała się doskonale. Stalowe kółka zatrzymały ostrze. Jednak gdyby nie poduszka założona na brzuch, sama siła ciosu wystarczyłaby, żeby złamać mi jedno lub dwa żebra. Zaskoczony nożownik wydał z siebie osobliwe sapnięcie. Znów uniósł rękę, ale tym razem to ja byłem szybszy. Dłonią uzbrojoną w pistolet na wyczucie (szczerze rzekłszy trochę na oślep) walnąłem w jego lewicę i szczęście mi dopisało, bo wytrąciłem mu nóż z garści.
– Zapal świecę! – krzyknąłem do Stachnika, po czym rzuciłem się na intruza.
Nieudany zamach skonfudował Żądło na tyle, że dał się zaskoczyć. A ja popełniłem błąd, próbując go jednak obezwładnić, zamiast po prostu rozwalić mu łeb, gdy nadarzyła się okazja. Zamknąłem go w uścisku, z którego wyśliznął się równie łatwo jak piskorz z sieci. Przebóg, łotr był nagi i do tego wysmarowany jakimś tłustym świństwem! To stąd brała się owa osobliwa woń.
Dziwna i straszna była ta walka, toczona w ciszy i egipskich ciemnościach. Jednak albo mój wzrok już przywykł do mroku, albo raczej miesiąc już przezierał przez chmury i sprawiła to księżycowa poświata, dość, że widziałem lepiej niż jeszcze przed chwilą. I ujrzałem przyczajonego w kącie zbrodniarza. Był niczym dzika bestia zapędzona w kozi róg – gotowy na wszystko. Uniósł ramiona. Błysnęły gotowe do rzutu ostrza noży.
– Baczność! – ostrzegłem Stachnika, któremu akurat udało się skrzesać ogień i zapalić świecę i gruchnąłem na podłogę z impetem.
Gdybym się spóźnił o mgnienie, nóż przebiłby mi szyję, ponieważ łotr już nie mierzył w korpus, domyśliwszy się, że noszę zbroję kolczą. Stachnikowi, choć też miał na sobie kolczugę, zabrakło szczęścia. Świeca zgasła i usłyszałem jęk.
– Niech to szlag! Trafił mnie…
Actio (łac.) – akcja, działanie
Aequalitas (łac.) – równość (wobec prawa)
Alias (łac.) – inaczej (zwany)
Alma mater (łac.) – matka żywicielka, określenie macierzystej uczelni
Bandurzysta – grający na bandurze, ruskiej odmianie lutni o krótkim gryfie
Biegus – włóczęga
Bizun – zob. nahajka Buksztaba – litera
Chowaniec – wychowanek
Déjà vu(e) (fr.) – wrażenie powtórki tego samego zdarzenia
Dictum, factum (lub samo dictum) (łac.) – powiedziano i będzie wykonane; stanowcze oznajmienie woli
Dubium (łac.) – wątpliwość
Dystyng(w)owany – wytworny
Facelet – chustka do nosa
Faktor – pośrednik, zarządca placówki handlowej
Frant – oszust, osoba podająca się za kogoś innego, cwaniak, filut, chytrus
Imionisko – pseudonim, przydomek, przezwisko
Importun – natręt
Kadawer – trup
Kompanion (z franc.) – kompan, towarzysz
Kondycje – tu: warunki
Lansady – korne ukłony
Lepiarz – zdun, także wytwórca kafli
Lewart – lampart
List instancjonalny – list polecający
Merkuriusz – rtęć
Mila polska – ok. 7 km; mila węgierska – ok. 10 km
Mińce – monety
Monomachia – pojedynek
Nahajka (z tatar.) – bat o krótkiej rękojeści, bizun
Nigromancja – wywoływanie duchów, nekromancja
Oculi (łac.) – oczy (oculos – oko)
Otrok – wyrostek
Oźralec (ożralec) – obżartuch lub/i opój
Pawiment – posadzka, podłoga
Permisja – urlop, czasowe zwolnienie ze służby
Piano nobile (wł.) – wytworne, reprezentacyjne pierwsze piętro w renesansowych budowlach
Puszka – armata (puszkarz – artylerzysta, kanonier)
Rara avis (łac.) – rzadki ptak, biały kruk
Robieniec – robotnik akordowy
Roztrucharz – handlarz a zarazem weterynarz koński
Signum (łac.) – znak, godło
Siurpryza – niespodzianka, zaskoczenie
Spectaculum (łac.) – widowisko Spektator – widz, gap
Szampierz – rywal, konkurent
Szkofia – delikatnej roboty metalowa, stercząca ozdoba czapki
Szlakować (za kimś) – śledzić kogoś
Sztuciec – tu: sztucer, dalekonośna strzelba myśliwska o gwintowanej lufie
Śpik – sen, senność, śpioch (o człowieku ospałym, niemrawym, lubią- cym się wysypiać)
Tuz – as
Zabaczyć – zapomnieć
Zadź – podwórze na tyłach budynku
Zaźrzeć – zazdrościć
Zdrowaśka – czas na odmówienie modlitwy „Zdrowaś Mario” (niespełna pół minuty)
Zamek Królewski w Niepołomicach
Kościół Parafialny w Niepołomicach
Miasto i Gmina Niepołomice
zaprasza na spacer śladami Kacpra Ryxa
rzeczywisty
50°02′02″N 20°13′02″E
wirtualny
www.niepolomice.eu
z naszą aplikacją
Visit Niepołomice dostępną na telefony komórkowe
Wszystkie wymienione i zaprezentowane na kolejnych stronicach książki Mariusza Wollnego oraz gra planszowa są do nabycia w Składzie Towarów Rarytnych „U Kacpra Ryksa” (plac Mariacki 3, 31-042 Kraków) albo w sklepie internetowym (www.sklep.kacperryx.pl).
ZAPRASZAMY TAKŻE NA SPOTKANIA I SPACERY AUTORSKIE Z MARIUSZEM WOLLNYM!
Szczegóły na stronie internetowej www.kacperryx.pl, do której odwiedzania serdecznie zachęcamy.
Można do nas również dzwonić na numer sklepowy 12 426 4549 lub prywatny 502 708 135.
A pełnoletni Czytelnicy, którzy lubią piwo, muszą koniecznie skosztować wyśmienitego piwa „Kacper Ryx”! (www.BEERCITY.pl)
Ryx, gdyby żył, toby ryksa pił!
Kacper Ryx i Król Żebraków to łotrzykowska, planszowa gra strategiczna oparta na motywach cyklu powieściowego autorstwa Mariusza Wollnego o XVI-wiecznym krakowskim detektywie Kacprze Ryksie. Twórcy gry – Łukasz Wrona, Piotr Krzystek i Daniel Budacz – odwracają tu jednak role, ponieważ głównymi bohaterami gry są przestępcy, mordercy, złodzieje, dziewki wszeteczne i inne typy spod ciemnej gwiazdy. W tej dynamicznej i pełnej emocji „planszówce” gracze wcielają się w role hersztów gangów, którzy stają do walki o władzę nad przestępczym półświatkiem renesansowego Krakowa i tytuł mitycznego Króla Żebraków. Gracze walczą między sobą, ale mają też wspólnego wroga, który nie spocznie póki nie zakończy tej krwawej, doprowadzającej miasto do ruiny wojny. Postacią tą jest oczywiście Kacper Ryx, który tropi i piętnuje przestępstwa graczy, znacząco utrudniając im ich poczynania. Partnerem gry jest Krakowskie Biuro Festiwalowe, które włączyło ją do programu Kraków Miasto Literatury UNESCO.
Zapraszamy na stronę internetową gry:www.krolzebrakow.com
Opowiadanie z serii „Nazywam się Ryx”, napisane specjalnie jako literackie dopełnienie gry planszowej pod tym samym tytułem i skierowane do tych, którzy chcieliby jeszcze bardziej zanurzyć się w mroczną atmosferę XVI-wiecznego łotrzykowskiego Krakowa, któremu po zamordowaniu dotychczasowego Króla Żebraków grozi walka pomniejszych hersztów o przywództwo nad przestępczym podziemiem. Czy sławnemu królewskiemu inwestygatorowi uda się ocalić miasto przed „wojną gangów” i totalnym chaosem? Nigdy jeszcze nie zmierzył się z tak wielkim wyzwaniem.
To drugie opowiadanie z serii Nazywam się Ryx. Rozgrywa się ono w czerwcu 1588 r. Z gościny u benedyktynów w Tyńcu korzysta kilka osób, a kiedy w nocy zostaje zamordowany jeden z mnichów, wszyscy są podejrzani, zaś najbardziej... Kacper Ryx. Królewski inwestygator musi szybko odkryć zuchwałego mordercę, co nie jest łatwe, gdyż wszyscy zamieszani w sprawę kłamią jak najęci.
Akcja opowiadania Kacper Ryx i tajemnica wzgórza wawelskiego toczy się wokół niezwykłego przedmiotu, który Bolesław Chrobry w 1000 r. przywiózł na Wawel z Akwizgranu (gdzie razem z cesarzem Ottonem III włamali się do grobowca Karola Wielkiego), po czym ukrył w niedostępnym miejscu. Na trop sekretu wpada pewien Francuz, w 1574 r. przybyły do Polski razem z królem Henrykiem Walezym. Co to za tajemnica? Czy Ryksowi uda się ją rozwikłać oraz uniknąć pułapki zastawionej przez zdesperowanego szaleńca?
Bohaterem tego czworoksięgu jest Kacper Ryx, wpierw student medycyny, potem zawołany medyk, lecz przede wszystkim inwestygator (prywatny detektyw) Ich Królewskich Mości, który rozwiązuje autentyczne sprawy kryminalne i afery polityczne nękające Kraków i Rzeczpospolitą w II połowie XVI wieku. Akcja każdego tomu toczy się za panowania innego króla, kolejno: Zygmunta Augusta, Henryka Walezego, Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy. Pomocnikami i przyjaciółmi Ryksa są m.in. rubaszny olbrzym Niziołek, znany poeta Mikołaj Sęp-Szarzyński, czy przyszły hetman Stanisław Żółkiewski.
Czyta Tomasz Sobczak Realizacja – Biblioteka Akustyczna Nośnik CD mp3
Cała tetralogia przygód inwestygatora J.K.M. w formie słuchowiska (75-godzinnego!) i w bardzo dobrej cenie, zarówno za pojedynczą płytę, jak i (jeszcze korzystniej) za całość. Idealny wybór dla tych, którzy dużo czasu spędzają „za kółkiem” lub mają problemy ze wzrokiem.
Darmowy interaktywny przewodnik po historycznym Krakowie. Śladem intryg, zbrodni i sensacji w niesamowitym mieście królów polskich oprowadzi was Kacper Ryx, niezawodny inwestygator ich królewskich mości.
Czyta Grzegorz Wasowski!
Sercem aplikacji jest plan krakowskiego Starego Miasta w widoku współczesnym oraz reanesansowym, usiany kilkudziesięcioma lokacjami, o których opowiada bohater książek M. Wollnego. Teksty okraszone są szkicami rekonstrukcyjnymi oraz klimatycznymi nocnymi zdjęciami. Dostępna jest również opcja odsłuchania tekstu w wersji lektorskiej. Aplikacja przetłumaczona została na język angielski, a więc mogą z niej korzystać także osoby obcojęzyczne. Dzięki synchronizacji z systemem GPS, można zwiedzać miasto z telefonem w dłoni, ale nie jest to konieczne. Z aplikacji da się korzystać w każdym miejscu na świecie. Dużym ograniczeniem jest na razie to, iż jedyną wersją jest ta przeznaczona na systemy IOS. W przyszłości planowany jest rozwój aplikacji o kolejne lokacje, tryby i systemy operacyjne.
www.kacperryxapp.com
Projekt dofinansowano ze środków Urzędu Miasta Krakowa.
Akcja trzytomowych Kronik dymitriad toczy się na początku XVII wieku. Bohaterem trylogii jest Kacper Turopoński, syn krakowskiego detektywa Kacpra Ryksa. W Krwawej jutrzni, pierwszej części trójksięgu, Ryx junior jedzie do Moskwy z sekretną misją, zleconą mu przez królewski dwór, po drodze przyłączając się do orszaku Maryny Mniszchówny zdążającej na ślub z Dymitrem Samozwańcem. Zakochany w Marynie Ryx cierpi katusze, do tego ściera się z awanturnikami towarzyszącymi wyprawie, a na koniec uczestniczy w jej dramatycznym finale. W kolejnym tomie, Straceńcach, sekundujemy bohaterowi w jego miłosnych i wojennych perypetiach, przy okazji zapoznając się z największymi tryumfami polskiego oręża – zwycięstwem nad Rosjanami i Szwedami pod Kłuszynem oraz wkroczeniem Polaków do Moskwy. Ostatni tom (Mściciel) przedstawia los polskiego garnizonu w Moskwie, a następnie przenosi nas na kresy dawnej Rzeczypospolitej. Jednak nie te znane z Trylogii Henryka Sienkiewicza, ale inne, zupełnie już zapomniane, choć znacznie bliższe i nie mniej egzotyczne od tamtych, naddnieprzańskich.
Atutem trylogii, podobnie jak wszystkich powieści Wollnego, obok wartkiej akcji jest maksymalna wierność prawdzie historycznej.
To nietypowy (pierwszy i jedyny taki w Polsce!) przewodnik po dawnej polskiej stolicy, po której oprowadza Czytelników tytułowy bohater tetralogii Kacper Ryx. Spacerując z Ryksem po mieście poznajemy ówczesny Kraków od strony, z której nikt go jeszcze w taki sposób nie opisał. Przewodnik powstał na zamówienie fanów Ryksa, pragnących dowiedzieć się całej prawdy o znanych z powieściowego cyklu miejscach, ludziach i wydarzeniach, ale gorąco polecamy go każdemu, kto chciałby poszerzyć swą wiedzę o Krakowie, zarówno mieszkańcom, jak i turystom. Atutem przewodnika są dwa załączone plany: miasta XVI-wiecznego oraz współczesnego z wytyczonymi szlakami, a także ilustracje Zuzy Wollny obrazujące dawny i już miniony Kraków.
To napisana specjalnie na sześćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem powieść sensacyjno-historyczna, której intryga osnuta jest wokół tak zwanego relikwiarza grunwaldzkiego znajdującego się w krakowskim kościele św. Floriana. Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni siedmiuset lat. Razem z ostatnimi templariuszami A.D. 1314, Krzyżakami A.D. 1410, hitlerowcami A.D. 1945 oraz tajnymi agentami kilku służb A.D. 2010 próbujemy rozwikłać fascynującą tajemnicę z odległej przeszłości i odnaleźć słynny zaginiony skarb templariuszy.
To typowa powieść awanturnicza, której akcja osadzona jest na zamku w Niedzicy pod koniec XVIII wieku. W okolicy ukrywają się uczestnicy powstania kościuszkowskiego, krążą kurierzy tajnych polskich organizacji, grasują zbójnicy tropieni przez austriackie wojsko, a do tego na zamku zjawiają się ostatni ocaleni z pogromu peruwiańscy Inkowie z następcą tronu i resztką ogromnego skarbu.
Poniższe książki łączy jedno: są adresowane do Czytelników w każdym wieku, zatem doskonale nadają się do wspólnego, familijnego czytania.
Tropem smoka to przewodnik po Krakowie, w którym oprócz rzeczy najważniejszych i niezbędnych do poznania dawnej stolicy Polski, znajdziemy mnóstwo ciekawostek o ludziach i wydarzeniach, a także wszystkie krakowskie legendy i podania. Jedynie z tym przewodnikiem oprócz magicznych miejsc jest okazja wytropić nie tylko liczne tutejsze smoki, ale i inne osobliwości: czarodziejów, wiedźmy, duchy, zjawy, diabły i upiory. Jest także angielska wersja przewodnika: Tracing the dragon.
Jak Lolek został papieżem to bardzo przystępnie napisana, głównie z myślą o młodych Czytelnikach, w miarę pełna biografia Jana Pawła II, ukazująca dzieciństwo Wielkiego Polaka, jego młodość, drogę do kapłaństwa i na Stolicę Piotrową. Znakomity prezent pod choinkę lub na I Komunię.
Bardzo bzdurne bajdurki to zbiór zabawnych i zwariowanych historyjek, zdolnych rozbawić zarówno młodych, jak i dorosłych Czytelników, gdyż jedni i drudzy odnajdą w nich coś tylko dla siebie. Doskonała lektura na ponure dni i kiepski nastrój.
Kanclerz i hetman w jednej osobie, Jan Zamoyski, żeni się z bratanicą króla Stefana Batorego. Kolejne wyniesienie rywala doprowadza do wściekłości zawiedziony w swych ambicjach klan Zborowskich. Nasilają się pogłoski o spisku na życie króla. Do zamachu ma dojść podczas łowów w Puszczy Niepołomickiej...
Do Krakowa przybywają dwaj sławni alchemicy i czarnoksiężnicy, Dee i Kelley, podejrzewani nie tylko o szpiegowanie na rzecz wrogiej Batoremu królowej Elżbiety I, ale i o... trucicielstwo. A jednak król zaprasza ich do niepołomickiego zamku i godzi się na udział w seansie spirytystycznym...
Obie sprawy łączy osoba mającego zapewnić królowi bezpieczeństwo inwestygatora J.K.M. Kacpra Ryksa-Turopońskiego oraz miejsce akcji: Niepołomice i okolica.
To już czwarte opowiadanie z serii Nazywam się Ryx.
Patron:
Fundacja "Szablą i piórem"
Mecenas:
Miasto i Gmina Niepołomice