Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Antypolonizm, stereotypowe myślenie, szermowanie antysemityzmem, obarczanie Polaków winą za Holocaust i obozy koncentracyjne... Szokująca lektura, która może zmienić nasze myślenie o amerykańskim śnie...
Książek, artykułów czy opracowań dotyczących polskiego antysemityzmu publikuje się w Stanach Zjednoczonych mnóstwo. Antypolonizm, na którym skupia się Goska, to temat, o którym mówi się rzadko albo wcale. „Biegański” wypełnia więc ważną lukę – napisała o książce Magdalena Rittenhouse. Biegański to nazwisko bohatera przyjętej przychylnie przez krytykę powieści „Wybór Zofii” Williama Styrona z 1979 r. Jest ograniczony, brutalny i antysemicki – to amerykański stereotyp Polaka. Uznany amerykański paleontolog prof. Henry Fairfield Osborn (1857–1935) uważał, że odwaga Pułaskiego i Kościuszki wskazuje raczej na to, że byli nordykami, a nie Polakami. Gdyby odkrywca słynnego tyranozaura (Tyrannosaurus rex) z taką samą uwagą, jaką poświęcił kompletowaniu kości mezozoicznych gadów, przyjrzał się historii żyjących obok niego Amerykanów polskiego pochodzenia, być może zmieniłby zdanie. To tylko jedna z wielu opisanych w książce stereotypowych opinii. Skłonność amerykańskie elity intelektualne do postrzegania Polaków z perspektywy polish jokes i ich stereotypizacji z wyeksponowaniem antysemityzmu jest przedmiotem szerokiej analizy przeprowadzonej przez autorkę Biegańskiego. To szokująca lektura, która może zmienić nasze myślenie o amerykańskim śnie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 546
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Bliskie mi osoby, którym dedykuję tę książkę:
mój ojciec Anthony Goska,
moja matka Pauline (Pavlína Kereková),
moi dziadkowie Lena i Antony oraz Mary i Filip,
mój ukochany wuj Jan Cerno,
moje ciotki Jolana i Bora,
mieszkańcy wsi na całym świecie – jedni z moich najlepszych nauczycieli, którym nigdy nie zdołam się odwdzięczyć
oraz moja piękna, utalentowana i błogosławiona siostrzenica Amanda Cooney
Osoby, którym chcę podziękować, wykazały się nadzwyczajną odwagą, charakterem i sercem, wspierając kogoś, kto – używając najbardziej poprawnego politycznie zwrotu – nie był mile widziany w środowisku akademickim. Byłam outsiderem, nie mogłam zaoferować im niczego w zamian, ale zostałam zaakceptowana.
Gdybym miała wystarczająco dużo miejsca, dedykowałabym każdemu z nich osobny wiersz. Tymczasem niech szczere dziękuję przyjmą ode mnie: Lucille Bertuccio, Mark W. Braun, John Cash, Frank DeCaro, Alan Dundes, Don Freidkin, Jacky Grindrod, Thomas Gundling, Chris Jaworski, Tony Krucinski, Paul Loeb, Virginia Lumb, Benjamin Miedzyrzecki Meed, siostra Mary Montgomery, Anne Mylott, Judith Neulander, Bernard Newberger, Alvin H. Rosenfeld, Arlene Holpp Scala, Jonathan Shanoian, Moira Smith, Roman Solecki, Tomasz Tabako, Norman Wechsler, Rachel Wetzsteon, Tim Wiles, Maggie Finefrock, Laura Young i James P. Leary. Podzieliliście się ze mną niezwykle interesującymi opowieściami. Myślę, że w trakcie naszych rozmów odrobinę pokochałam każdego z was. Jestem wam ogromnie wdzięczna.
Pamiętam dokładnie pierwsze pytanie, które przesłałam bibliotekarzom z Biblioteki Hermana B Wellsa: Czy polscy chłopinaprawdęsprzedawali głowy zamordowanych polskich szlachciców austriackiemu zaborcy? Odpisali mi błyskawicznie, nie tylko potwierdzając ten fakt, ale podając przy tym oferowane wynagrodzenie. Zarówno oni, jak i pracownicy Biblioteki Dawida i Lorraine Cheng, to przykład ludzi, którzy pilnują norm stanowiących o naszej cywilizacji. Dziękuję również osobom zatrudnionym w wypożyczalni międzybibliotecznej w obu wymienionych placówkach.
Polska jest nizinnym krajem na północy Europy. Dlaczego wywołuje tyle emocji? Ponieważ uczy nas, że nawet w piekle można znaleźć bohaterów. Bohaterowie, o których czytałam, pomogli mi przetrwać. To zaledwie kilka nazwisk z wielu, których nie da się zapomnieć: Władysław Bartoszewski, Marek Edelman, Edek Galiński, Maksymilian Maria Kolbe, Janusz Korczak, Michał Landy, Adam Michnik, Irena Gut Opdyke, Eliza Orzeszkowa, Stefania Podgórska, Emanuel Ringelblum, Lech Wałęsa, Anna Walentynowicz, Mieczysław Wolski i Mala Zimetbaum.
Podziękowania składam tym, którzy pisząc w wyjątkowy sposób o relacjach polsko-żydowskich, inspirowali mnie i kształcili. Należą do nich: Władysław Bartoszewski, Norman Davies, István Deák, Jan Tomasz Gross, Eva Hoffman, Gunnar S. Paulsson, Antony Polonsky, Brian Porter, Harold B. Segel, Michael C. Steinlauf. Dziękuję też artystom, takim jak Krystyna Janda, Marcel Łoziński, Jerzy Radziwiłowicz, Tadeusz Różewicz, Bruno Schultz, Julian Tuwim, Andrzej Wajda i Anzia Yezierska.
Jestem dozgonnie wdzięczna Johnowi Mearsheimerowi za gotowość przeczytania tej książki, za wskazówki i wsparcie. Jego pozytywne listy były ogromną motywacją, a kontakt z nim – przyjemnością i zaszczytem.
Rick Gudal, doradca prawny senatora stanu Indiana Vi Simpsona, był jedyną dobrą duszą, która pomogła magistrantce po przejściach z akademią nie popaść w zapomnienie. Wyłącznie dzięki jego interwencji uzyskałam opiekę medyczną i dzisiaj mogę chodzić. Ricku Gudalu, niech cię Bóg błogosławi!
Mam doświadczenia podobne do innych dzieci bohunków1. Jeszcze przed świtem, wciąż zaspana, słyszałam, jak moja matka wychodziła z domu, a po zmierzchu, kiedy odbierał mi już siły Piaskowy Dziadek, jak wracała. Często pracowała na dwa etaty. Gdyby nie wpoiła mi etyki pracy bohunka – wbrew wszystkiemu, ta książka nigdy by nie powstała.
Przykre wydarzenia nauczyły mnie, że niektórzy interpretują trudności, których doświadczyłam przy pisaniu tej książki, jako przejaw ich ulubionej teorii spiskowej – Żydzi rządzą światem. Hm… tak nie jest. Wprawdzie niektórzy Żydzi nie chcieli ze mną współpracować, ale i nie-Żydzi rzadko byli pomocni. Ci, którzy mnie wspierali, kiedy pracowałam fizycznie, pokierowali mną na studiach magisterskich, pisali mi listy polecające, wysyłali niezbędne materiały, udzielali wsparcia finansowego i pozwalali wypłakiwać się w słuchawkę późną nocą – w większości byli Żydami. Przytoczę tylko jeden przykład. Kiedyś wspomniałam na forum internetowym, że piszę pracę doktorską o relacjach polsko-żydowskich, ale nie mam komputera. Po paru dniach przysłano mi nowy komputer. Ofiarodawcą był emerytowany profesor, urodzony we Lwowie, były żołnierz Armii Krajowej, ocalały z Holokaustu Amerykanin żydowskiego pochodzenia.
Szukałam kontaktów z żydowskimi uczonymi, dziennikarzami i działaczami, nie mając żadnych listów polecających, za to przedstawiając się wyraźnie polsko-katolickim nazwiskiem. Osoby, z którymi się kontaktowałam, często nie miały żadnych oporów, odpowiadając na moje dociekliwe pytania, zadawane z wylewnością właściwą dla tego rodzaju odwagi i entuzjazmu, bez których życie intelektualne nie jest możliwe. Dotyczyło to nie tylko Żydów wspierających ideę mojej pracy, ale również tych, którzy mogli nie podzielać – jak sądzę – moich zapatrywań, w tym Michaela Lernera, Glenna Richtera czy Stevena Pinkera. Niemniej nawet w sporadycznych kontaktach podkreślali, że szanują moje wysiłki i chcą przyczynić się do osiągnięcia lepszego efektu dzieląc się swoimi przemyśleniami czy wiedzą, a nawet przekazując rodzinne zdjęcia.
Szczególne podziękowania składam Leonardowi J. Baldydze, Annie M. Cienciałowej, Irenie Szewioli i Marion V. Winters – za ogromne wsparcie, a także aktywną i dumną postawę godną Amerykanów polskiego pochodzenia. Serdeczne wyrazy wdzięczności przekazuję zwłaszcza Aleksandrowi i Patrycji Koproskim z Fundacji Rodziny Koproskich, za udzieloną mi pomoc, kiedy była ona najbardziej potrzebna.
Moja matka była najwspanialszą istotą, jaką kiedykolwiek znałam (a miałam okazję poznać zarówno sir Edmunda Hillary’ego, jak i Lecha Wałęsę). Tak jak wszyscy podziwiałam ją za przenikliwą inteligencję, piękno i odwagę, ale także za determinację. Była dzieckiem-imigrantem – dla takich jak ona drzwi do sukcesu były zamknięte. Całe życie sprzątała domy bogaczy. Znęcała się nade mną, swoim najmłodszym dzieckiem, najbardziej do niej podobnym. Nigdy nie było mi łatwo o tym mówić. Moja matka tak wiele wycierpiała z powodu uprzedzeń, że nikt nie chciałby przysporzyć osobie tak godnej podziwu jak ona dodatkowych cierpień.
W 1987 roku, podczas letniej sesji Fundacji Kościuszkowskiej poświęconej relacjom polsko-żydowskim, spotkałam Arno Lowiego. Kiedy Polacy skupiali się na bólu Polaków, a Żydzi na bólu Żydów, Arno poruszył los ukraińskich chłopów. W tej kwestii nikt nie miał nic do zaproponowania. Ale dzięki Arno usłyszałam People Get Ready Jeffa Becka, a także Brothers in Arms Dire Straits.
Ojciec Arno przeszedł przez obóz koncentracyjny w Płaszowie. Dla tych, którzy przeżyli, wszyscy żywimy uczucia podziwu i wdzięczności. Wycierpieli tyle, że nikt nie życzyłby im, aby jeszcze kiedyś cierpieli. Ojciec Arno znęcał się nad nim. Znalazłam w Arno kogoś, kto znał z własnego doświadczenia uczucia, z jakimi i ja się zmagałam. Oboje zostaliśmy skrzywdzeni przez szlachetne ofiary. Oboje cierpieliśmy, nie mogąc o tym mówić. Gdybyśmy otworzyli usta, zapewne nazwano by nas najgorszymi zdrajcami i niewdzięcznikami. Nasz ból burzył bohaterskimit.
Urodziłam się kilka dekad po rasistowskiej panice, która powstała w Stanach Zjednoczonych w odpowiedzi na napływ chłopskich imigrantów, takich jak moja matka. Moje życie było przesiąknięte bólem, jaki ta panika wywołała. Arno urodził się w Nowym Świecie wiele lat po Holokauście. Jak to określił metaforycznie – kiedy pojechał do Auschwitz, po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że nigdy tam wcześniej nie był. Niektórzy widzą Polaków i Żydów jako ekstremalne przeciwieństwo. Kontakt z Arno był jednym z najważniejszych w moim życiu. Gdybym go nie poznała, ta książka nigdy nie zostałaby napisana.
Przez dziewiętnaście lat rabin Laurence Skopitz rozśmieszał mnie i dodawał wiary. Nawet w obliczu własnej śmierci poświęcił swój czas, opowiadając mi historię o rabinie Akiwie, wodzie i żłobionej przez nią skale. Laurie wierzył, że moja praca, jak woda, skruszy opór, z jakim się spotykałam. Ja wierzę, że jego dusza wciąż ma swój udział w tym, co dobre we wszechświecie. Przyjaciel Lauriego, rabin Michael Herzbrun, był niezwykle dla mnie szczodry, dzieląc się swoim geniuszem, a czasem specjalistyczną wiedzą na temat wszystkiego, co żydowskie. Nigdy nie pozwolił, aby minął dzień, a któreś z moich pytań, nawet to wyjątkowo zagmatwane, pozostało bez odpowiedzi. Zawsze byłam podekscytowana, wiedząc, że obcuję z tak światłym umysłem.
Mark Sost był najlepszym realizotorem dźwięku, jakiego badacz zbierający relacje o stosunkach polsko-żydowskich mógł sobie wymarzyć. Profesor Simon Stern z uniwersytetu w Toronto od pierwszej chwili oczarował mnie swoją inteligencją, odwagą, charakterem i nadzwyczajną aparycją. Jego wyjątkowo pozytywny wpływ na moje życie jest widoczny w wielu aspektach, również w tym, co dobrze udało mi się ująć w niniejszej książce.
Charlene Lovegrove przechowywała moje koce z sierści nepalskich kóz, kiedy nie miałam dachu nad głową. Pomogła mi kupić krzesło, na którym siedziałam, pisząc tę książkę, i wspierała, kiedy otrzymywałam okrutne opinie ze strony akademii. Przyzwoici ludzie, tacy jak Charlene, są solą ziemi – wszyscy powinniśmy być im wdzięczni.
Profesor Maria Villar, członkini Ruchu Focolari, dostrzegła w pewnym momencie, że proces wydawniczy mojej książki utknął w martwym punkcie. Interweniowała i dobrowolnie przekazała znaczną sumę na druk. Osoby takie jak ona są żywym dowodem na to, że triumf złych ludzi jest zawsze tymczasowy i nigdy ostateczny, dobro zaś istnieje na tym świecie.
Poczytywałam sobie za zaszczyt, że inspirował mnie, pomagał, uczył i wspierał Antony Polonsky. Byłam wdzięczna profesorowi Polonsky’emu, już wówczas, gdy czytałam jego prace, zanim jeszcze go poznałam. Po latach znajomości poczułam do niego przywiązanie i szacunek, jakie córka odczuwa wobec ojca.
Stuart Vail, reprezentujący TheScreamOnline, trwał przy mnie przez lata paraliżującej choroby, głodu, bezdomności, akademickiego horroru, w momentach, które zdawały się być nocą bez końca, bez nadziei na poranek. Jego przyjacielskie wsparcie miało wymiar prawdziwie bohunkowego uporu w obliczu niesprzyjających okoliczności. Dla Stuarta Vaila musi być w niebie zarezerwowane specjalne miejsce. Mój przyjacielu – jak zwykliśmy śpiewać na polskich ulicach – Zima wasza, wiosna nasza…
Książka poświęcona jest Biegańskiemu – jednemu ze stereotypów Polaka. Stereotyp ten obejmuje także inne wschodnioeuropejskie społeczności złożone z chłopów chrześcijan, ale to Polacy, biorąc pod uwagę ich liczebność, a także umiejscowienie niemieckich obozów zagłady w Polsce, pozostają jego głównym podmiotem. Istnieje wiele dowodów na to, że nie-Polacy są myleni z Polakami. W 1903 roku doktor Allan J. McLaughlin, odpowiedzialny za publiczną ochronę zdrowia, próbował zakwalifikować wszystkich słowiańskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych do jednej kategorii – Polaków. W 1976 roku Michael Novak zauważył, że żarty o głupich Polaczkach były wymierzone również w Amerykanów słowackiego pochodzenia, takich jak on, stwierdzając: Nikt nas nie rozróżnia. W 1999 roku w serialu Rodzina Soprano Amerykanin włoskiego pochodzenia pytał Czecha: Czechosłowak? Kto to? Jakiś rodzaj Polaka? W filmie z 2006 roku zatytułowanym Borat, po którym rozgorzała głośna dyskusja, połączono wszystkich chrześcijańskich chłopów wschodnioeuropejskich w jedną postać, dla której typowy stał się polski zwrot: Dzień dobry, jak się masz? W 2008 roku Giles Coren na łamach londyńskiego „Timesa” pisał, że imigranci Polaczkowie, którzy zabawiają się w Wielkanoc, zamykając Żydów w synagogach i podpalając je, powinni się z Anglii wynieść. W tym kontekście przywołał postać skazanego przestępcy wojennego Radovana Karadżicia. Po protestach czytelników „Timesa” przyznano, że ten ostatni był Serbem. W latach 2008–2009 gubernator Illinois Rod Blagojevich został oskarżony o korupcję. Mimo że nosił nazwisko wyraźnie serbskie, na różnych stronach internetowych pod adresem Blagojevicha posypały się inwektywy w rodzaju: polityk–Polaczek; Polaczek; tępy Polaczek; wop2w polaczkowej skórze; kretyn Polaczek; Polaczek, który myśli, że jest Hueyem Longiem; skurwysyn z Illinois – gubernator O’Polaczek; polska świnia; Blago Polaczek.
Rzeczywiście, społeczności wschodnioeuropejskich chłopów chrześcijan mają wiele wspólnych cech kulturowych, politycznych i etnicznych. Pojęcie Słowianina nie obejmuje jednak całości tego terytorium – Litwini, Rumuni czy Węgrzy Słowianami nie są. Mówiąc o chrześcijańskich – chłopskich lub pochodzących od chłopów – społecznościach Europy Wschodniej, będę gdzieniegdzie używać określenia bohunk. Ten amerykański zlepek pochodzi z połączenia angielskich słów Bohemian i Hungarian3. Jest to jedyny istniejący zwrot odnoszący się do całej wspomnianej grupy.
W omawianym stereotypie Polacy są bydlakami. Posiadają cechy zwierząt. Są fizycznie silni, tępi, gwałtowni, płodni, anarchistyczni, brudni, a ponadto wyjątkowo nienawistni, i to w sposób niespotykany u bardziej rozwiniętych istot ludzkich. Ich nacjonalizm ma wymiar bandycki i prymitywny. Przejawem szczególnej nienawiści Biegańskiego jest jego polski antysemityzm. Ten stereotyp opiera się na istniejących od wieków wyobrażeniach odnoszących się do Europejczyków ze Wschodu (Wolff), a które pojawiły się głównie za sprawą samych Polaków, Żydów, Niemców i Amerykanów. Pomijając rzeczywisty status osoby, która tworzy stereotyp, analizowany przykład odzwierciedla spojrzenie kogoś, kto ma władzę, jest piśmienny, mobilny, żyje w mieście, ma powiązania handlowe, a obserwuje kogoś raczej pozbawionego władzy, posługującego się głównie przekazem ustnym, pochodzącego ze wsi, biednego, wschodnioeuropejskiego, chrześcijańskiego, związanego z ziemią. Stereotyp ten zakorzeniony jest w odczuciu obrzydzenia człowieka nowoczesnego i w jego pogardzie dla rzeczywistych lub wyimaginowanych cech kojarzonych z chłopstwem: brudem, prymitywnym domostwem, kontaktem ze zwierzęcymi odchodami, smrodem, stagnacją, bezsilnością, seksualną dzikością, prostackimi manierami, brakiem formalnego wykształcenia oraz kontaktów z szerszym światem, czemu towarzyszy niski poziom umysłowy. Wymienione cechy mogą pojawiać się u przedstawicieli wszystkich warstw społecznych. W Golemie Isaaca Bashevisa Singera hrabia Bratislawski, mimo szlacheckiego tytułu, zachowuje się jak kawał drania. Krzyczy, pluje ludziom w twarz, ucieka się do przemocy.
Biegański jest powiązany z amerykańskim stereotypem pracownika fizycznego, reprezentującego środowisko WASP4, który nazywany bywa różnie: śmieciarz z przyczepy, burak, białe badziewie, prostak. Edwin Markham jako chłopiec pracował na farmie wśród ludzi określanych jako WASP. W 1899 roku napisał wiersz zatytułowany Człowiek z motyką, tak samo, jak kontrowersyjny obraz Jean-François Milleta z 1862 roku, w zwięzły sposób oddając przerażenie i odrazę, jaką wiejscy robotnicy wzbudzali u wyższych warstw społecznych. Markham tak opisał chłopa przedstawionego na płótnie Milleta: Nijaki i ogłupiały, brat wołu […] coś ohydnego, koślawego i wyżętego z duszy […] ten bezrozumny Terror powstanie, aby osądzić świat. Pojawiło się połączenie stereotypu białego badziewia z Biegańskim. Urodzony w Oklahomie poeta Lloyd Van Brunt nazwał wszystkich biednych białych Amerykanów ludźmi z żartów o Polakach. W filmach Tramwaj zwany pożądaniem i Czekając na wyrok robotnicy z amerykańskiego Południa zostali przedstawieni jako Polacy, mimo że w rzeczywistości Polaków mieszka tam niewielu – większość tamtejszych białych robotników to WASP. Kiedy w 2008 roku podczas zamkniętej kwesty w bogatej dzielnicy San Francisco kandydat na prezydenta Barack Obama wygłosił przemowę, jego słowa zostały odczytane następująco: wiejska i pracująca społeczność białych mieszkańców Pensylwanii i Środkowego Zachodu jest szczególnie religijną, rasistowską i niebezpieczną grupą ludzi o niskiej inteligencji. Jeden z blogerów sparafrazował wypowiedź Obamy, która – według niego – skierowana była przeciwko rasistowskim wieśniakom i kretynom zrodzonym z kazirodztwa, którzy spędzają czas na paleniu fajki-kukurydzianki, graniu na banjo, waleniu konia i skubaniu kuzynów (Ace). Ta lista cech odpowiada profilowi białego badziewia, stereotypowi WASP. W cytowanym często tekście komentarze Obamy interpretowano jako atak na bohunków, którzy stanowią duży procent pracującej społeczności Pensylwanii i Środkowego Zachodu: Wypowiada się pan o białych, którzy ani nie mają rodzinnych wpływów, ani nie zaliczają się rasowo do pańskiego świata. Rodzice, dziadkowie czy pradziadkowie osób, o których pan mówi, często byli emigrantami z Europy Środkowowschodniej, którzy przyjechali tutaj, aby pracować w hutach, kopalniach węgla i fabrykach (Grabar).
Biegański to nazwisko polskiego antysemity z powieści Wybór Zofii autorstwa amerykańskiego pisarza Williama Styrona, która ukazała się w 1979 roku i spotkała z uznaniem zarówno krytyki, jak i czytelników. Ma ono tutaj podobny wydźwięk, jak imię Kali czy Shylock. Sięganie po imiona przedstawianych w groteskowym stereotypie fikcyjnych postaci pomaga podkreślić, że nie chodzi o portret rzeczywistej osoby czy rys przedstawiciela konkretnej grupy ludzi, a jedynie o zafałszowany koncept ich twórców. Stereotypy Polaka i Żyda splatają się, a przeciwstawne cechy uzupełniają. Biegański jest biedny, głupi i epatuje cielesnością, Shylock z kolei jest zamożny i przesadnie inteligentny, a jednocześnie słaby fizycznie.
Antysemityzm kwitnie dzięki Biegańskiemu, a jego upadek będzie dobrodziejstwem dla ludzkości. Znany amerykański komik Lenny Bruce (1925–1966) retrospektywnie zdefiniował antysemityzm jako dwa tysiące lat dostawania łomotu od dzieci Polaczków w drodze ze szkoły do domu (Cohen John 30). Bruce próbował wyobrazić sobie świat, w którym wszystkie narody będą żyć w zgodzie, jak bracia. Ta wielokulturowa ludzkość mogłaby wtedy połączyć siły przeciwko prawdziwemu wrogowi – Polakom: Nie będzie miało wtedy żadnego znaczenia, że jesteś kolorowy, a ja jestem Żydem, nawet jeśli Fritz będzie Japończykiem, a Wong Grekiem, bo wtedy […] wszyscy będziemy się trzymać razem – i spuścimy bęcki Polaczkom! (Bruce). Chłopski status Biegańskiego warunkuje jego antysemityzm. Jeden z moich rozmówców, Bob (59 lat), stwierdza: To, co wiem [o Polsce], wiąże się z historią antysemityzmu. Dużo czytałem o Holokauście.„Malowany ptak”był dla mnie historią o bardzo prymitywnym folklorze Europy Wschodniej. W pewnym stopniu to na podstawie tej książki zrozumiałem, dlaczego ludzie są tacy, jacy są. Książka Jerzego Kosińskiego Malowany ptak z 1965 roku początkowo była prezentowana jako pamiętnik z czasów Holokaustu, wspomnienie o bestialskich, bandyckich, seksualnie zdeprawowanych chłopach torturujących żydowskie dziecko. Później wyszło na jaw, że opowiedziana w niej historia jest fikcją.
Stereotyp Biegańskiego ma tak rasistowski charakter, że nie ma w nim miejsca na nic innego. Kiedy Polak ma pozytywne odczucia lub neutralną postawę wobec Żydów, odczytuje się to jako co najwyżej tymczasową niemożność wyrażenia jego pełnej, antysemickiej istoty. W 1997 roku Eva Hoffman, pisarka polskiego pochodzenia, której rodzice ocaleli z Holokaustu, wydała Sztetl – książkę odważną i przyjazną (Lipton) – w której zakwestionowała stereotypy odnoszące się do Polaków. Thomas Laqueur, profesor katedry historii ufundowanej przez Helen Fawcett na uniwersytecie w Berkeley, specjalizujący się w historii masturbacji, a nie relacji polsko-żydowskich, skrytykował koncyliacyjną książkę Hoffman. Autorka twierdziła między innymi, że polski antysemityzm powinien być rozważany w kontekście skomplikowanej historii, której elementem był również filosemityzm. Laqueur odniósł się do tego argumentu lekceważąco: Antysemityzm nie jest jak kuśtykanie – nie widać go na każdym kroku. Nawet najbardziej zaciekli antysemici miewają momenty słabości […] to, że czasem się zdarzają, nie oznacza, że powinniśmy na nie czekać (Laqueur). Hoffman z kolei odrzuciła esencjalizm Laqueura, korygując także podane przez niego historyczne nieścisłości (Hoffman, Letter).
W ewolucyjnym ujęciu stereotypu Biegańskiego sięgnięto po koncepcję uniwersalnego rozwoju człowieka. W takim kontekście Biegański należy do średniowiecza i musi rozwinąć się w formę współczesną. Teoria uniwersalnego rozwoju człowieka opiera się na przekonaniu, że jakaś niewidzialna ręka w sposób nieuchronny ulepsza świat. Idea ta nawiązuje do poglądów Auguste’a Comte’a, który wierzył, że ludzkość przechodzi trzy fazy rozwoju, przy czym religia jest fazą pierwszą, nauka zaś najbardziej zaawansowaną. Odnosi się również do myśli Karola Marksa, który twierdził, że logika historii niechybnie zapewni robotnikom raj na ziemi, a także do obserwacji Karola Darwina i założeń ewolucji oraz koncepcji Edwarda B. Tylora – ojca antropologii, który istoty ludzkie ulokował na ewolucyjnej drabinie, przy czym jej niższe szczeble zajmować mieli religijni chłopi. Taylor argumentował, że wszyscy rozwijają się według tej samej, jednorodnej zasady, co oznacza, że ostatecznie powinni osiągnąć status podobny do jego statusu – stać się jednostką całkowicie rozwiniętą, świeckim, wiktoriańskim dżentelmenem-naukowcem. Kiedy Biegański zacznie częściej kontaktować się z nowoczesnym światem i wyzuje się ze swej prymitywnej, średniowiecznej tożsamości, gubiąc po drodze chłopskie oblicze, a także swoją wiarę, wówczas zniknie również jego antysemityzm.
Istnieją setki przykładów takiego rozumowania. W wydanej niedawno pracy naukowej Joanna Michlic uznaje zacofane poglądy, tradycyjną, konserwatywną i raczej „ludową” religijność za przyczyny opóźnienia rozwoju polskiego społeczeństwa, a jako antidotum zaleca postępowei nowoczesne podejście, typowe dla zachodniej, liberalnej demokracji (Michlic 268, 278–280). Jej książka, która ukazała się staraniem wydawnictwa uniwersytetu w Princeton, przedstawia Europejczyków ze Wschodu jako ludzi grzęznących w mitach, ze skłonnością do gapienia się w stare doktryny i wizje, rozdrażnionych racjonalnością i potrzebujących zachodnich, liberalnych prawd (Powers 1080). Jak skomentował to krytyk tej mrocznej i niepokojącej książki: [Vladimir] Tismăneanu wyciągnął wniosek, że podczas gdy niektóre wschodnioeuropejskie krajewyewoluująw jakąś wersję liberalnej demokracji, inne jednak tego nie zrobią (wyróżnienie Greena zachowane). Alina Cała twierdzi, że w poszukiwaniach korzeni antysemityzmu trop w polskiej kulturze ludowej wiedzie do katolicyzmu, w jego szczególnej, plebejskiej formie (Cała 17). W 2009 roku brytyjski aktor Stephen Fry sformułował taką oto opinię: Część historii prawicowo zorientowanego katolicyzmu jest głęboko niepokojąca dla tych z nas, którzy znają trochę historię i pamiętają, po której stronie granicy było Auschwitz. Historyk Timothy Garton-Ash zacytował słowa Frya, ponieważ automatyczne zrównywanie Polski z katolicyzmem, nacjonalizmem i antysemityzmem – a co za tym idzie, przeskok w obwinianie poprzez skojarzenia z Holokaustem – jest szeroko rozpowszechnione (Garton-Ash). Komunizm chylił się ku upadkowi, ale jeszcze istniał, kiedy w 1989 roku Walter Isaacson pisał w tygodniku „Time”: Do tej pory nie ma oznak, aby Polska czy Węgryewoluowaływ kierunku zachodniego, cywilizowanegomodelu politycznego (wyróżnienie Isaacsona zachowane). Ira Rifkin, pisarz baltimorskiego tygodnika „Jewish Times”, w recenzji Strachu Jana Tomasza Grossa z aprobatą odniósł się do wyrażonego w tej książce zdania o Polakach jako ludziach dotkniętych „średniowiecznym uprzedzeniem”, zrodzonym z niszczycielskich, chrześcijańskich wyobrażeń na temat Żydów. Z kolei Dennis L. Harris, nazywający siebie świadomym Żydem, w recenzji Strachu zamieszczonej w Amazon.com pisał: Obecniemłodsza generacja [Polaków] wydaje się na pierwszy rzut oka tolerancyjna wobec Żydów,chętnie akceptując różne przejawy judaizmu, na przykład coroczny Festiwal Klezmerski w Krakowie i „żydowskie” restauracje, sklepiki itd. prowadzone przez nie-Żydów, ale ciężko nie przeczuwać, że pod tą warstewką może czaić się silny zwrot w kierunku antysemityzmu i wiążąca się z nim agresja. Ta książka powinna być przeczytana przez wszystkich, którzy sądzą, że Holokaust nigdy, ale to przenigdy nie powinien się powtórzyć. Wystarczy tylko nieco oddalić się od większych miast, a miejscowe życie wygląda identycznie, jak 50, 60 czy 70 lat temu (Harris).
Tak więc, zdaniem Harrisa, to zapewne dawne chłopskie wsie miały być podglebiem antysemityzmu, który w takim ujęciu umiejscowiony jest w przeszłości. Opis Polski jako kraju średniowiecznego nie ogranicza się tylko do dyskusji o czasach po Holokauście. W latach 30. XX wieku organizacje amerykańskich Żydów wystąpiły do rządu Stanów Zjednoczonych, aby interweniował w Polsce, która – jak twierdzono – przejawiała wówczas barbarzyństwo średniowiecza. Także Federacja Polskich Żydów w Ameryce użyła określenia średniowieczne, mówiąc o stosunku Polaków do Żydów (Kapiszewski 160, 220).
Uważny czytelnik dostrzeże kilka nieścisłości w założeniu, które lokuje antysemityzm w przeszłości, a upływ czasu i otwarcie się na Zachód lub próbę imitacji warunków tam istniejących łączy z oczywistym progresem. Wydany przez księcia Bolesława Pobożnego statut kaliski z 1264 roku, nadający Żydom pewne prawa, był wyrazem zrozumienia słabości i potrzeb odczuwanych przez małą grupę poddanych, który zdumiewa dojrzałością, nawet jak na współczesne standardy. Eva Hoffman nazwała ten statut zbiorem przepisów prawnych, które mogłyby i dzisiaj służyć jako przykład, w jaki sposób formułować prawa mniejszości narodowych (Hoffman, Shtetl 30–31). W 1414 roku Paweł Włodkowic, katolik, opowiadał się za uznaniem pewnych zwyczajów plemion pogańskich zamieszkujących ziemie należące do chrześcijan. Konfederacja warszawska z 1573 roku deklarowała poszanowanie swobody wyznania. Średniowieczna Polska nie była jakimś wyjątkowym miejscem, gdzie oskarżano Żydów o mordy rytualne. Takie oskarżenia dotarły tutaj z Zachodu, nasilając się podczas oświecenia, a następnie słabnąc (Tazbir 236, 239). Narodowy socjalizm narodził się nie na polskiej wsi, ale w Republice Weimarskiej – zachodniej, liberalnej, nowoczesnej demokracji. Urósł zaś w siłę dzięki nowoczesnej technologii – od Cyklonu B (pestycydu) po perforowane karty IBM. Oczywistym wydaje się więc fakt, że model ewolucyjny nie jest w stanie wyjaśnić problemu, o którym jest tu mowa, ani umożliwić jego rozwiązanie.
Dyskusja na temat stereotypu Biegańskiego wzbudza emocje. W 2001 roku Jan Tomasz Gross opublikował książkę Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka5. W 2006 roku wydał Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści. Prace Grossa, ukazujące wstrząsające zbrodnie popełniane przez Polaków na Żydach podczas II wojny światowej, zyskały duży rozgłos. Zgadzam się z Agnieszką Magdziak-Miszewską, polską dziennikarką i dyplomatą, która zauważyła: „Sąsiedzi”są książką, którą trzeba było napisać […] Jeśli chcę mieć moralne prawo do uzasadnionej dumy z [polskich] Sprawiedliwych, muszę także ze wstydem przyznać się do tych [Polaków], którzy zabijali. I dodaje: To bardzo ludzka rzecz poszukiwanie usprawiedliwień i symetrii dla własnych win.
Niniejsza książka nie jest próbą poszukiwania symetrii w cierpieniu czy usprawiedliwiania polskich zbrodni. Polacy jako społeczność dużo wycierpieli podczas II wojny światowej. Żydzi jako społeczność wycierpieli więcej. Nie ma symetrii. Nie ma usprawiedliwiania. Podzielam w pełni zdanie polskiego działacza politycznego Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który o polskich zbrodniach pisał w następujący sposób: Nic nie może usprawiedliwić zatłukiwania ludzi na śmierć kamieniami, zarzynania ich nożami, obcinania głów, zakłuwania ostrymi tykami, hurtowego mordowania kobiet i mężczyzn, dzieci i starców zagnanych na cmentarz żydowski, zakopywania żywcem oddychających jeszcze ofiar, topienia kobiet z dziećmi na rękach w stawie, a na końcu zagnania do stodoły i spalenia żywcem pozostałych przy życiu (Nowak-Jeziorański).
Oba te zjawiska – wina Polaków za polskie zbrodnie oraz stereotypizacja Polaków – są prawdziwe. To, że mamy do czynienia z jednym, nie oznacza, że to drugie nie może istnieć.
Dlaczego musimy używać słowa „stereotyp”? – może zapytać czytelnik. – Czy nie omawiamy obiektywnej rzeczywistości? Czy Żydzi, nieproporcjonalnie często należący do środowiska lekarzy, prawników, finansistów i laureatów Nagrody Nobla, nie są po prostu bardziej inteligentni? Czy Polacy, którzy kiedyś byli chłopami we własnym kraju i nierzadko są robotnikami w Stanach Zjednoczonych, nie są zwyczajnie głupsi? Ależ tak, Polacy napiętnowali Żydów! Kwestionowanie stereotypów jest wybiegiem, który pomaga uniknąć odpowiedzialności!
Chociaż identyfikowanie się poprzez deklarację – my mamy cechy x, oni mają cechy nie-x – może być przekonujące, to badania etnograficzne wykazują, że może wieść na manowce. John Lindow podaje, że Skandynawowie żyli w etnicznie jednorodnym środowisku, przekonani, podobnie jak Polacy i Żydzi, że ich narodowość najlepiej można zdefiniować poprzez kontrast z nacją sąsiednią, która była ich zupełnym przeciwieństwem. Podczas gdy Skandynawowie uznawali się za czystych, wstrzemięźliwych seksualnie i ciężko pracujących, ich sąsiedzi – określani jako etnicznie inni – byli brudni, rozpustni i leniwi. Kim byli owi sąsiedzi? Trollami, a także innymi niezwykłymi stworzeniami, które uznawano za rzeczywiste. Nieistniejącestworzenia cieszyły się statusem istot z krwi i kości i prawdopodobnie były […] bardziej rzeczywiste dla niektórych ludzi niż na przykład […] król Anglii […] Najwyraźniej większe znaczenie miał elementarny podział na moją grupę i wszystko poza tą grupą (Lindow 21).
Biegański jest tak rzeczywisty, jak troll. Lauren, dwudziestoparoletnia Amerykanka żydowskiego pochodzenia, moja rozmówczyni, miała świadomość, że wyobrażenia mogą brać górę nad rzeczywistością: Żydzi naprawdę uważają siebie za mądrzejszych od gojów,zarówno w sferze „intelektualnej”, jak i w kwestii zdrowego rozsądku. „Goyishekop” („głowa goja”) oznacza kogoś, kto nie jest zbyt mądry […] Kiedyś opisałabym Polaków jako naród ludzi potężnych, silnych, niezbyt wykształconych […] przez większość życia moje wyobrażenie o nich sprowadzało się do jakiejś miejskiej wersji bardziej zamożnych chłopów(zawsze była to klasa pracująca, na stanowiskach niższego szczebla), natomiastmoje aktualne doświadczenia z Polakami z Polski, od kiedy pracuję na uniwersytecie, ukazują ich jako osoby wyrobione i dobrze wykształcone.
Istnieje pewna grupa, która postrzega Polaków jako zacofanych obcych, osoby niepożądane i bez znaczenia. Jej przedstawiciele w większości uważają, że Polacy wyrządzili im krzywdę, zarówno w trakcie, jak i po II wojnie światowej, a zanim jakieś bliższe relacje będą mogły zaistnieć, domagają się, aby Polacy przyznali się do winy i naprawili wyrządzone krzywdy. Ponadto patrzą z dezaprobatą na religijność Polaków, ponieważ katolicyzm jest przeszkodą w modernizacji, a także potępiają ich za skłonność do nieszanowania mniejszości. O kim mowa? O Niemcach (Fałkowski – Popko). Naród, który kolonizował część Polski przez ponad sto lat, a potem niemalże zniszczył ją w trakcie II wojny światowej, jest istotnym źródłem stereotypu Biegańskiego. Logika niekoniecznie jest matką stereotypu.
Wydaje się, że przy omawianiu tezy mojej pracy pomocna będzie analiza jednego z najbardziej znanych stereotypów, czyli stereotypu dotyczącego Afroamerykanów. Nasuwa się tu werdykt w sprawie O. J. Simpsona z 1995 roku. Większość białych Amerykanów uznawała Simpsona za winnego zamordowania swojej żony i obawiała się, że będzie chciał uniknąć odpowiedzialności za popełnioną zbrodnię, używając argumentu rasowego jako karty atutowej i wykorzystując wizerunek Afroamerykanina jako ofiary białej władzy. Sposób, w jaki prowadzono sprawę Simpsona, wiele osób wprawił w zdumienie, a fakt, że przedstawieciel rasy, o której krążą stereotypy, może być zarówno ofiarą, jak i oprawcą, został zgrabnie ujęty w komunikacie: policja w Los Angeles wrobiła winnego mężczyznę (PBS Frontline, The O. J.).
Statystki podają, że Afroamerykanie popełniają więcej przestępstw z użyciem przemocy niż biali Amerykanie. Niektórzy odczytują to jako wskaźnik większej agresywności rasy czarnej. Konkluzja ta nie jest jednak trafna, co więcej, gmatwa problem. Przyczyny wymiernych różnic pomiędzy grupami etnicznymi nie powinny być przypisywane konkretnej lub wyłącznie jednej nacji. Są to różnice w sposobie wyrażania powszechnych postaw pod wpływem zmieniających się – i z natury zmiennych – ludzkich wyborów, które z kolei są kształtowane przez okoliczności. Poważniejsze próby wytłumaczenia wysokiego wskaźnika przestępczości wśród Afroamerykanów są związane z analizą zjawiska w kontekście historii wyzysku. Każda społeczność wyzyskiwana w przeszłości osiągałaby analogicznie wysoki wskaźnik przestępczości. Takie podejście opiera się na przysłowiu: Przejdź milę w moich butach, i stawia pytanie: Co ty byś zrobił w mojej sytuacji? Ów sposób rozumowania jest kluczowy w ujmowaniu tego zagadnienia. Odnosi się do wyzysku, a nie poszukuje jakiejś głębokiej skazy rasowej. Pogląd głoszący, że Afroamerykanie byli niewolnikami półtora wieku temu, a zatem nie da się nic zrobić w kwestii obecnych statystyk dotyczących ich kryminalnych zachowań, nie wyjaśnia problemu przestępczości wśród czarnoskórych. Patologiczne zachowania jako reakcja na prześladowanie są często zakorzenione w kulturze. Kryją się w piosenkach, ubiorach, języku i rytuałach, które propagują postawy antyspołeczne. Kultura staje się czynnikiem nakłaniającym do określonego zachowania. Ci, którym na sercu leży obniżenie wskaźnika przestępczości wśród czarnoskórych, nie powinni skupiać się wyłącznie na dawnym ich wyzysku, ale także na obecnej kulturowej inspiracji do przyjmowania postaw antyspołecznych.
Jednocześnie przestępczość wśród czarnoskórych musi być rozumiana jako szczególny przejaw uniwersalnej ludzkiej skłonności. Jak wskazują statystyki, jej wyraz w populacjach innych niż czarna jest odmienny, ale wciąż widoczny. Podczas gdy czarni popełniają więcej przestępstw z użyciem przemocy, biali u władzy dopuszczają się przestępstw ludzi dobrze sytuowanych. Impuls do przejawiania zachowań społecznie nagannych nie jest zarezerwowany dla żadnej konkretnej populacji.
W tym względzie tworzenie stereotypów na temat Polaków jest analogiczne do formułowania stereotypów o Afroamerykanach – tak, Polacy dopuścili się bardzo złych rzeczy. Niniejszy tekst będzie się skupiał na Biegańskim – na zrozumieniu złych uczynków Polaków w ramach stereotypu, który głosi, że polskie zbrodnie są wyrazem podłej polskiej tożsamości rasowej lub kulturowej. Fakt, że dostrzegam istnienie negatywnego stereotypu Polaka, nie oznacza automatycznie podjęcia próby oczyszczenia Polaków z ich przewinień. Moja książka zachęca, aby czytelnik przeszedł milę w polskich butach i wziął pod uwagę chociażby niszczycielski wpływ jednej okoliczności – agresji Niemców i Sowietów na Polskę. Nakłania również do tego, aby Polacy postarali się usunąć inną zadrę – tkwiący w polskiej kulturze patologiczny antysemityzm, w którym pojawiały się na przykład oskarżenia Żydów o mordy rytualne.
Odrzucając model Biegańskiego, należy brać pod uwagę inne teorie na temat relacji polsko-żydowskich. Praca Edny Bonacich, opisująca koncepcję pośredniczących mniejszości, jest jedną z naukowych prób zrozumienia zachowań Polaków w kontekście polskich uwarunkowań. Podobne ekonomiczne teorie zostały rozwinięte – wygląda na to, że niezależnie od siebie – przez Daviesa, Hertza, Shahaka, Zienkowską i Żuk. Ich refleks widać w jednym z najbardziej aktualnych opracowań autorstwa Amy Chua na temat mniejszości dominujących na rynku. Przyjęcie przeze mnie koncepcji pośredniczących mniejszości sprawiło, że niniejszy tekst skupia się na elementach ekonomicznych, które często poddawane są różnym retuszom podczas dyskusji o przejawach antysemityzmu wśród Polaków.
Przemyślenia George’a Lakoffa były kolejną inspiracją przy pisaniu tej książki. W 1987 roku Lakoff, będąc profesorem lingwistyki kognitywnej na uniwersytecie w Berkeley, opublikował pracę Kobiety, ogień i rzeczy niebezpieczne. Zakwestionował w niej klasyczny pogląd na temat umysłu, jakoby stanowił on jedynie coś w rodzaju komputera, który kategoryzuje obiekty według cech koniecznych i wystarczających. Wpływ na Lakoffa miała Eleanor Rosch, profesor psychologii z Berkeley. Rosch zauważyła, że kiedy poprosi się Amerykanina, aby podał przykład ptaka, powie on prędzej wróbel niż pingwin, mimo że jeden i drugi jest ptakiem. Zapytani o owoc, powiemy raczej jabłko niż dynia, choć oba są owocami. Większość ludzi zastanawiając się nad daną kategorią, skupi się na właściwościach kojarzonych z najbardziej konkretnymi, prototypowymi jej przedstawicielami, zamiast na koniecznych i wystarczających abstrakcyjnych cechach posiadanych przez wszystkich członków tej samej kategorii. Przy tworzeniu kategorii ludzie wybierają warianty, które podkreślają różnice pomiędzy prototypowymi przykładami i bliskimi kategoriami. Jako prototypowy przykład owocu wybieramy owoce słodkie, ponieważ wyraźniej odróżniają one owoce od warzyw niż owoce niesłodkie, jak dynia czy pomidor. Efekt prototypowości lub prototypowe błędy występują wówczas, kiedy jedna cecha przedstawiciela grupy – przykładowo: składanie jaj przez ptaki – jest przyjmowana jako konieczna i wystarczająca, aby skategoryzować obiekt. A przecież gady składające jaja ptakami nie są.
Lakoff upowszechnił idee Rosch. Jeden z recenzentów jego książki, Owen Flanagan, porównał go do francuskiego filozofa Michela Foucaulta (1926–1984). Ten ostatni stworzył pojęcie heterotopii. Flanagan zdefiniował heterotopię jako miejsce, w którym niejednorodne elementy jednoczą się, bo nasze podziały klasyfikacyjne nie są w stanie nadążyć za rzeczywistością, a popularne nazwy tracą swoją […] moc. I dodawał: Wszyscy żyjemy w heterotopiach. Przynajmniej z punktu widzenia kogoś z zewnątrz […] to, co wewnątrz wydaje się uporządkowanym, jasnym, racjonalnym, ideowym systemem odpowiadającym realnemu światu, z zewnątrz przestaje tak wyglądać (Flanagan 344). Flanagan wskazał na tytuł książki Lakoffa jako potwierdzenie swojej tezy, że z punktu widzenia kogoś, kto nie kategoryzuje w sposób podobny do nas, wszyscy żyjemy w heterotopiach. W systemie klasyfikacji istotnym dla ludu Dyirbalów w Australii – kobiety, ogień i rzeczy niebezpieczne są nierozerwalnie złączone. Ludzie z zewnątrz tego iunctim nie widzą.
Lakoff uważał, że ludzie klasyfikują zgodnie z wyidealizowanymi kognitywnymi modelami, oferującymi organizację zasad, które mają wpływ na naszą kategoryzację obiektów i zapoczątkowują prototypowe oceny. Jeden z typów wyidealizowanych modeli kognitywnych – metonimiczny, może być ujmowany jako ten, w którym pojedynczy element kategorii zastępuje całość. Efektem są oceny wartościujące. Jeśli słowo matka kojarzone jest w modelu metonimicznym z gospodynią domową, pracująca zawodowo matka może być oceniona jako gorsza (Gibbs 272). Lakoff twierdził, że wiedza jest uosabiana. Zrozumienie osoby, która przetwarza cząstki wiedzy, jest niezbędne dla zrozumienia owej wiedzy. Aby zrozumieć stereotyp Polaka jako Biegańskiego, należy nie tylko wziąć pod uwagę wiedzę o Polakach, ale również informację o uosobieniu, jak wyraziłby to Lakoff, człowieka, który posługiwałby się tym stereotypem.
Stereotypy pojawiają się wówczas, kiedy bezpodstawne wnioski wyciągane są z ewidentnych faktów. Wnioski takie są skutkiem ograniczonej perspektywy. Dla polskiego chłopa, który postrzegał Żyda jedynie jako właściciela szynku lub zarządcę nieruchomości, czyli kogoś, kto albo nakłaniał do picia, a następnie wystawiał zrujnowanym pijanym Polakom bardzo wysokie rachunki za alkohol, albo zmuszał zdesperowanych chłopów pańszczyźnianych do wyrabiania norm zbożowych, będzie on wyłącznie zachłannym sprzedawcą wódki lub ciemiężcą. Dla Żyda, który z obcowania z polskim chłopem będzie pamiętał jedynie pijaństwo i harówkę w polu, niczym wół, Polak będzie zdziczałym pijaczyną. Polak nie dostrzeże w Żydzie troskliwego rodzica lub człowieka zastraszonego przez polskiego magnata, domagającego się od niego, aby wycisnął z chłopów wszystko, co tylko można. Żyd nie zobaczy entuzjazmu, hojności i kreatywności, jakie chłop wykaże wobec swoich pobratymców.
Kolejny problem pojawi się, kiedy system ocen właściwy jednemu stylowi życia – oparty na jednej tylko perspektywie – zastosuje się do stylu zupełnie innego. Chłop nigdy nie będzie uchodził za inteligentnego w oczach lekarza, prawnika czy dziennikarza, nie w taki sposób, w jaki inteligentny jest lekarz, prawnik czy dziennikarz. Mający formalne wykształcenie obserwator z miasta, który przy ocenie niepiśmiennego chłopa przyjmnie swoją hierarchię wartości, uzna, że chłop jest głupi. Z kolei każde odniesienie zasobu wiedzy chłopa do mieszkańca miasta sprawi, że ten drugi wyjdzie na głupca. Tekla Hanczarek, Polka wywieziona podczas II wojny światowej na roboty przymusowe do Niemiec, rozumiała, że sposób oceniania inteligencji przez elity społeczne nie jest jedynym. Poeta John Guzlowski napisał o niej:
Zrozumiała, że nie przeżyjesz zimy,
jeśli nie umiesz posługiwać się rękoma,
nawet jeśli przeżyłeś jesień
(Guzlowski 11).
Chłopi potrafili zmusić ziemię, by dawała im pożywienie. Z delikatnych kwiatów, lnu, traw czy konopi umieli robić ubrania. Przetrwali poniżenie, wyzysk i krwawe najazdy – od Tatarów po Niemców. To dzięki tradycji mówionej, a nie pisanej, za sprawą pamięci przetrwały ich mity. Chłopi wypracowali strategie, które zapewniały im przeżycie w nieustannie ciężkich warunkach. Jedną z nich było udawanie głupoty. Tekla nauczyła swojego syna, jak przetrwać niewolniczą pracę u Niemców:
Mówi, że czasami udawała,
że była głucha, głupia, kaleka
lub chora na tyfus lub cholerę,
nawet na to, co dzieci nazywały
francuską chorobą, wszystko, by uniknąć
spoliczkowania, bata przez plecy,
śladu skórzanej pięści na twarzy, nad okiem
(Guzlowski 70).
Według polskich stereotypów Żydom brakuje tężyzny fizycznej oraz patriotyzmu, nie walczą lub nie potrafią walczyć za Polskę. Nigdy nie miała ona bardziej wartościowego żołnierza, rwącego się do obrony jej wolności i honoru, niż Fryderyk Szopen (1810–1849). W kluczowych momentach kariery jego twórczość wspierana była przez Rothschildów, rodzinę żydowskich bankierów. Mający żydowskie korzenie Leopold Kronenberg (1812–1878) zapewnił znaczne dofinansowanie powstania 1863 roku (Under One Heaven 343). W historii „New York Timesa” odnotować można wielu żydowskich właścicieli i autorów. Obszerny reportaż wspierający „Solidarność” opublikowany na łamach dziennika przyniósł Johnowi Darntonowi Nagrodę Pulitzera. Jego tekst i podobne mu publikacje pomogły w eliminowaniu wizerunku głupiego Polaczka, który istniał w świadomości Amerykanów, skłaniając do postrzegania polskich robotników jako bohaterów, których należy wesprzeć politycznie i finansowo. Kiedy zapytano Lecha Wałęsę: Komu należą się wyrazy uznaniaza pokonanie komunizmu?, odpowiedział: Dziennikarzom, szczególnie tym zachodnim. Gdyby nie publikowali na całym świecie materiałów o naszych zmaganiach, nie mielibyśmy szans (Wałęsa).
Zarówno Polacy, jak i nie-Polacy często definiują Polaka albo jako osobę głupią, czyli negatywnie, albo taką, dla której akademickie spory to dziecinada, co ma mieć pewnien odcień pozytywny. Ewa Morawska opisała wschodnioeuropejskich chłopów postrzegających samych siebie jako głupich, niemających formalnego wykształcenia i niekompetentnych w kwestiach finansowych (Morawska, For Bread). Z drugiej strony, polskie środowisko arystokratyczne miało żal do Fryderyka Skarbka, że „zniża się” do pracy profesora […] Naukowa kariera Stanisława Tarnowskiego była zwykle postrzegana jako widzimisię wielkiego pana (Hertz 105). Należy przy tym pamiętać, że w ten sposób traktowano inteligencję wywodzącą się ze szlachty, a większość Polaków była chłopami. Inteligencja pospolitego pochodzenia napotykała na wrogość, kpiny i nieufność (ib.6 116). Polacy, którzy oceniali siebie jako ludzi nieudolnych finansowo, mogli tym samym odbierać biegłość w kwestiach pieniężnych jako cechę negatywną. W Polsce aktywność ekonomiczna była postrzegana jako pospolita i godna pogardy (ib. 201). Niekiedy Polacy przypisują sobie prostotę, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pozwalała im ona być narodem otwartym i przyjaznym, a brak sobkostwa sprawiał, że ich kraj stawał się schronieniem dla gnębionych gdzie indziej mniejszości (Golczewski 92).
Polscy chłopi, podobnie jak inne grupy, określali Polaków jako osoby charakteryzujące się tężyzną fizyczną. Chłopi uznawali tę cechę za pozytywną. Jan Słomka, były chłop pańszczyźniany, pisał w pamiętniku: Niektórzy, zarówno chłopi, jak i kobiety, odznaczali się potężną budową ciała, tak że w obecnym czasie rzadko się trafi takiej budowy mężczyzna lub kobieta, nadto byli dawniej chłopi, którzy słynęli z nadzwyczajnej siły.Taki siłacz […] nie miał nawet przy sobie pały ani nie kłuł nożem –wystarczyło zresztą, jakkogo raz ręką pomacał.Tacy mocarze jednak byli w życiu codziennym łagodnych obyczajów i w koleżeństwie bardzo dobrzy (Słomka 126–127).
Postrzeganie Polaków przez Żydów jako robotników, chłopów czy jakieś nader nieskomplikowane istoty nie zawsze miało wydźwięk negatywny. Isaac Bashevis Singer z sentymentem pisał o prostych polskich kobietach, przedstawiając je jako osoby zdolne do ofiarnej, bezinteresownej miłości, na jaką nie było stać kobiet żydowskich. Annamaria Orla-Bukowska opisała przedwojenną historię polskiej katoliczki, która wyszyła dla Żydów obrus i sześć serwetek. Josef Syskind, głowa żydowskiej rodziny, dla której pracowała kobieta, wyznał, że nie miało znaczenia, ile jej zapłaci: To zawsze będzie za mało, ona sobie przy tym oczy zniszczyła. Musiała szyć dniami i nocami, żeby wyszyć coś takiego (Orla-Bukowska 98).
Lauren w podobny sposób doceniła Polaków, mimo że ich wizerunek, jak przyznała, opierał się na miastowych chłopach […] niezbyt dobrze wykształconych. Jeszcze zanim poszłam do liceum […] ruch„Solidarności” był aktywny, a Polacy zaskarbili sobie pewien szacunek.Prezentowali postawę robotnika (sól ziemi) ryzykującego wszystko, aby tylko stawić czoła komunistycznemu imperium zła. Miało to swój urok. Łatwo mieć rewolucyjne idee, kiedy jest się młodym studentem – jest to wtedy takie romantyczne. Ale bycie rewolucjonistą, kiedy jest się pracującym mężem i ojcem – to już poważne zaangażowanie.
Meg Greenfield, amerykańska dziennikarka żydowskiego pochodzenia, laureatka Nagrody Pulitzera, została scharakteryzowana przez wykonawcę jej literackiego testamentu, specjalistę od amerykańskich prezydentur, historyka Michaela Beschlossa, jako jedna z najbardziej wpływowych kobiet w Waszyngtonie i w amerykańskim dziennikarstwie […] była niemalże uosobieniem wschodniej prawomyślności. Po jej śmierci Beschloss ujawnił, ile wysiłku kosztowało ją zmaganie się z własną tożsamością: Każdego ranka patrzyła w lustro, pytając:„Czy stałam się już jedną z nich?”. Kim byli oni? Mieszkańcami miasta pełnego ludzi sukcesu, gdzie jeden gotów jest sprzedać drugiego […] każdy pragnie popularności […] każdy chce prześcignąć pozostałych. Wpływy i ambicje wymuszały życie mocno kontrolowane […] człowiek, którego kiedyś znało się i lubiło, zaczynał nagle, widząc cię w sklepie spożywczym, przemawiać jak przed OrganizacjąNarodów Zjednoczonych. Kogo Greenfield stawiała na przeciwnym biegunie, jaką postawę uznawała za antidotum na takie życie? Kiedy pojawiało się znużenie, kim pragnęła być ona, która miała tak wiele? U kresu życia – relacjonuje Beschloss – zastanawiała się, czy nie powinna była być trochę inna […] „Zaczęłam podziwiać [stuprocentowego Polaczka] Stanleya Kowalskiego” – zdradziła Beschlossowi. – „Wiesz, tę postać z »Tramwaju zwanego pożądaniem«”.Oto kobieta, zawsze tak oficjalna, powściągliwa, racjonalna i konkretna, mówi mi, że może i miał rację facet, który działał pod wpływem emocji (PBS, NewsHour).
Prototypowe opinie czynią człowieka ślepym, głuchym, moralnie i twórczo sparaliżowanym, kiedy dochodzi do konfrontacji z takimi ludźmi, jak Jan Karski czy Irena Sendlerowa, posiadającymi wszystkie cechy sygnalizujące tożsamość antysemity, czyli polską narodowość, katolickie wyznanie i nacjonalizm, a którzy równocześnie byli prześladowani i ryzykowali życie, aby ratować Żydów. Jeszcze poważniejszym wyzwaniem dla kategoryzującego umysłu jest postać Zofii Kossak-Szczuckiej – katoliczki, nacjonalistki, antysemitki. Kossak-Szczucka była współzałożycielką „Żegoty”, jedynej organizacji w okupowanej Europie wspieranej przez emigracyjny rząd, której zadaniem było ratowanie Żydów. W podbitej przez Niemców Polsce pisała apele, aby nieść Żydom pomoc, pomimo że publikacje takie karano śmiercią. Uhonorowana została medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata – dzięki niej bowiem Żydzi ocalili życie, była również więźniarką w Auschwitz. Jan Mosdorf był polskim nacjonalistą i zagorzałym, politycznie aktywnym antysemitą. Ale zanim został zamordowany przez Niemców w Auschwitz, ryzykował swoje życie, pomagając Żydom. Przykład tych osób, a także podobnych im ludzi, stanowi wyzwanie dla kategoryzującego umysłu.
Jesienią 2007 roku Richard Dawkins powiedział, że Żydzi mają monopol na amerykańską politykę zagraniczną (MacAskill). To wypowiedź o wydźwięku typowo antysemickim. Dawkins pełnił wówczas funkcję szefa katedry Public Understanding of Science ufundowanej przez Charlesa Simonyiego na uniwersytecie oksfordzkim. Jest autorem bestsellerowego traktatu ateistycznego Bóg urojony. Wyszukiwanie przeprowadzone dwa lata później za pomocą Lexis wykazało brak artykułów w prasie mainstreamowej protestujących przeciwko twierdzeniu Dawkinsa z 2007 roku. Blogi krytykujące go wyróżniały się dużą liczbą postów, które zgadzały się z jego punktem widzenia (Pollard). Stereotypy – prototypowe opinie – odegrały tutaj swoją rolę. Gdyby jakiś polski intelektualista o podobnej międzynarodowej pozycji stwierdził, że Żydzi mają monopol na amerykańską politykę zagraniczną, wywołałoby to falę oburzenia. Chociaż narodowi socjaliści wielokrotnie odwoływali się do ówczesnych opinii naukowych i ewolucyjnych jako uzasadnienia dla przeprowadzanego przez nich ludobójstwa, to niewielu ludzi obruszyło się, kiedy sławny darwinista wygłosił antysemicki pogląd. Według logiki stereotypizowania, Dawkins – uznany naukowiec, ateistyczny aktywista, Anglik z wyższej klasy społecznej – jest przeciwieństwem prototypu antysemity, czyli polskiego chłopa-katolika. Antysemityzm Dawkinsa nie został dostrzeżony.
W stereotypie Biegańskiego polskich chłopów obarcza się winą nie za faktyczne skłonności antysemickie, które Polacy przejawiają w takim samym stopniu, jak inne narodowości znajdujące się w podobnych okolicznościach, ale za fakt bycia chłopami. Antypolski katalog zbrodni popełnianych przez Polaków na Żydach nie zawiera modułowych, powszechnych cech antysemityzmu, ale uwypukla szczegóły kultury polskich chłopów. Typowy opis, który można znaleźć w niejednym artykule na temat Sąsiadów Grossa, pedantycznie odnotowuje detale – polscy oprawcy dźgali [żydowskie ofiary] przy wykorzystaniu całego arsenału ostrych narzędzi, jakie chłopi mieli pod ręką […] dzieci były tłuczone drewnianymi pałami (Boyes). Łatwo odgadnąć, że ani autor cytowanej wypowiedzi, ani londyński „Times”, który drukował podobne teksty, nigdy nie opublikowaliby artykułu traktującego o polskich chłopach, którzy używali właściwych im narzędzi i umiejętności, ratując Żydów dzięki swojej chłopskiej pomysłowości. A takich historii jest mnóstwo. Jak opowiadał pewien polski chłop ukrywający Żydów: W stodole sąsiek obłożyliśmy deskami i pokryliśmy łubinem. Jedną deskę odchylaliśmy, by podawać im jedzenie. Wiosną, kiedy łubin trzeba było wymłócić, znaleźliśmy dla Feldmanów okop […] Po jakimś czasie nocami w swoim lesiewykopaliśmy z tatą dwie ziemianki, do których przeniosły się rodziny żydowskie. Najgorzej było zimą dowozić im żywność i zacierać ślady (I ciągle widzę ich twarze 116).
Ponieważ sam fakt posiadania polskiej narodowości wystarcza, aby zostać oskarżonym o antysemityzm, kiedy Polacy rzeczywiście popełnią antysemickie czyny, na przykład dopuszczając się mordu w Jedwabnem, jakakolwiek analiza wykraczająca poza stwierdzenie narodowości sprawców wydaje się zbędna. Co więcej, dalsze dociekanie jest niemalże zabronione i potępiane jako polemika lub próba usprawiedliwieniazbrodni. Ale kiedy antysemickie czyny popełniają osoby, które nie są Polakami, wówczas wyjaśnienia są nie tylko możliwe – są wręcz konieczne. Można porównać dziesiątki artykułów opublikowanych po wydaniu książek Grossa z dziesiątkami tekstów, które pojawiły się po publikacji opracowania Daniela Jonaha Goldhagena Gorliwi kaci Hitlera. Zwyczajni Niemcy i Holocaust. W przypadku Goldhagena recenzenci gimnastykowali się, opisując ekstremalne historyczne okoliczności, które miały odegrać rolę w powstaniu nazistowskich Niemiec i których skutkiem było wepchnięcie Niemców, narodu zwykle zachowującego się w sposób cywilizowany, w objęcia zła. W przypadku Grossa recenzenci podkreślali, że poszukiwanie przyczyn okrutnego postępowania Polaków to strata czasu. Tutaj nie trzeba pytać dlaczego – zapewniała jedna z recenzentek. Odpowiedzią jest polska kultura oraz Polacy, którzy niemal wszyscy są tak zezwierzęceni […] że sami wykluczyli się z cywilizacji (Mellen).
Biorąc pod uwagę fakt, że obrzydzenie komentatorów skupia się raczej na polskiej narodowości niż na samym antysemityzmie, nasuwa się wniosek, że antysemityzm dotyczący nie-Polaków jest często zrozumiałym efektem przytłaczających historycznych czynników, które miałyby podobny wpływ na komentatora, jak wcześniej na antysemitów. W niektórych tego rodzaju wypadkach antysemityzm jest zupełnie niedostrzegany. Takie podejście odnosi się do kulturowego relatywizmu promowanego przez uznanego naukowca Franza Boasa na początku XX wieku. Oto jego przykład: często zachęca się studentów historii do refleksji, że gdyby zamienili się historycznie miejscami z antysemitami, oni również mogliby dokonać podobnych (złych) uczynków. W kwestionariuszu Yahoo Answers z września 2007 roku (to jeden z wielu podobnych przypadków) zapytano: Czygdybyś żył w nazistowskich Niemczech, „wspierałbyś swoich żołnierzy”? Sformułowanie to, odwołujące się do amerykańskiego hasła Wspierajcie swoich żołnierzy, wskazywało na związek pomiędzy nazistowskimi Niemcami a współczesną Ameryką, gdzie amerykańscy żołnierze walczyli w mało popularnej wojnie w Iraku; samo pytanie sugerowało, że autorzy kwestionariusza widzieli pewne podobieństwo między nami (Amerykanami) a nimi (Niemcami z nazistowskich Niemiec). Respondenci dokładnie analizowali presję, pod jaką byli Niemcy, a niektórzy przyznali, że prawdopodobnie wspieraliby swoich nazistowskich żołnierzy.
W niedawno prezentowanych filmach pojawiają się budzące sympatię postacie narodowych socjalistów. Mamy zatem czarującego, przystojnego Oskara Schindlera (granego przez Liama Neesona) w przełomowej produkcji z 1993 roku zatytułowanej Lista Schindlera, która została nagrodzona wieloma Oscarami. W 2004 roku w miniserialu prestiżowej edycji telewizyjnej Masterpiece Theater zatytułowanym Island at War (Wyspa w czasach wojny) Philip Glenister wcielił się w rolę seksownego arystokraty barona von Rheingartena. Na stronie internetowej PBS można się dowiedzieć, że von Rheingarten nie jest […] jakimś naiwniakiem. Nie pozwoli, żeby ktoś robił z niego głupca i nie boi się podejmować trudnych decyzji, a jednocześnie rozumie słabostki ludzkiej natury.Jest i mężem, i kochankiem, przebywając daleko od domu, potrzebuje czyjegoś towarzystwa (PBS, Masterpiece Theatre). W 2006 roku w filmie Dobry Niemiec ukazano postać Emila Brandta, szlachetnego i przystojnego esesmana. Autentyczne biografie z okresu Holokaustu często opowiadają o ukrywających się Żydach. Tym razem to dobry Niemiec musi szukać kryjówki – chowając się w kanałach, marzy o chwili, kiedy wyjdzie i odetchnie świeżym powietrzem. Jego żona, Żydówka, która sama może poruszać się po mieście swobodnie, przemyca mu jedzenie. Brandt musi się ukrywać, ponieważ nikczemni Amerykanie starają się eliminować dowody okrucieństw dokonywanych w niemieckich obozach. Gdy żona Brandta mówi: Każdy dba o siebie. Dlaczego ty nie możesz?, jej mąż odpowiada: Świat musi poznać fakty, to, co się naprawdę wydarzyło. Przystojny niemiecki gwiazdor Sebastian Koch zagrał nazistowskiego przywódcę Ludwiga Müntze w Czarnej księdze Paula Verhoevena z 2006 roku. Nie dość, że bohater filmu świadomie wdał się w romans z Żydówką, to roztaczał wokół siebie taki czar, że na International Movie Database pojawiły się głosy, czy nie był może zbyt miły. Oto niektóre wpisy widzów: Jak dla mnie, to kapitan Müntze jest superprzystojny, natychmiast bym się w nim zakochała; Tak, to seksowny facet koło czterdziestki, nic dziwnego, że Carice van Houten od razu się w nim zakochała. Też bym tak zrobiła; Żołnierz wykonujący swoje obowiązki w czasie wojny. Pragmatysta? Realista? Bardzo łatwo go polubić; To prawda, jest niesamowicie seksowny, kompletnie się w nim zakochałam […] jejku, on naprawdę ją kocha i akceptuje taką, jaka jest. Ojej…!!! Dziś już nie ma takich mężczyzn, jak on; Wielu ludzi postrzegaIIwojnę światową w sposób czarno-biały, więc idea dającego się lubić nazistowskiego oficera wydaje się niemożliwa. Ale to naprawdę nie było takie proste. Nie jestem nawet pewny, czy wszyscy wiedzieli o Holokauście (imdb.com, Zwartboek). W filmie z 2008 roku zatytułowanym Walkiria Tom Cruise, gwiazdor, którego nazwisko przyciąga widzów do kina jak magnes, zagrał Clausa von Stauffenberga, odznaczonego Krzyżem Żelaznym za wkład w prowadzoną przez Niemców wojnę. W 2008 roku Kate Winslet otrzymała Oscara i Złoty Glob za kreację zmysłowej i wzruszającej postaci strażniczki z SS, która uczestniczyła w spaleniu żywcem trzystu więźniarek obozu koncentracyjnego. Gra Winslet w Lektorze pełna była czułych i sugestywnych erotycznych gestów, oddawała wizerunek przezwyciężającej swój analfabetyzm esesmanki, która sama uczy się czytać i pisać. Lektora nominowano do Oscara w kategorii najlepszy film. Christoph Waltz jako charyzmatyczny nazista Hans Landa z Bękartów wojny z 2009 roku stał się obiektem pożądania – jego fanki obierały sobie takie pseudonimy, jak „Mlle Waltz” czy „AhhhhhhhhLanda”. Jedna z nich, sama określająca się jako Żydówka, wyznała: Pracuję w kinie […] Nieraz chodzę do sal projekcyjnych w nadziei, że uda mi się zobaczyć go na ekranie. Jeśli się nie pojawi, idę dalej, rozczarowana. Ale jeśli jest, zostaję znacznie dłużej, niż powinnam.Scenę ze strudlem widziałam chyba ze 20 razy, włoską scenę 15 razy, zakończenie […] około 50 […] Jak się już wynurzę z sali kinowej, jestem rozmarzona – jak podlotek – i śpiewam Judy Garland, a dokładnie „Dear Mr. Gable” (imdb.com, Christoph Waltz).
Gdyby ludzie stosowali klasyczne metody kategoryzacji, w których cechy konieczne i wystarczające przyporządkowują jednakowo obiekty do danej kategorii – gdzie każdy antysemita byłby tak samo odpychający, sam zaś antysemityzm, a nie narodowość, religia czy grupa społeczna, określałby przynależność do tej kategorii – nie byłoby stopniowania odrazy odczuwanej do różnych antysemitów – przedstawicieli konkretnych narodowości lub grup społecznych. To, że nie kategoryzujemy w taki sposób, widać na przykładzie kultury popularnej. Zapewne wielkie gwiazdy kina, takie jak Liam Neeson, George Clooney czy Tom Cruise, nie zagrałyby w filmie opowiadającym o seksownym, sympatycznym i bohaterskim polskim chłopie.
Co więcej, w perspektywie Biegańskiego – i innych podobnie rasistowskich zapatrywań – antysemityzm jest właściwy Polsce i Polakom. Tak samo chciwość, seksualna nieudolność i inteligencja nie są powszechnie spotykanymi cechami ludzkimi. W rasistowskiej optyce są one atrybutami albo wyłącznie żydowskimi, albo takimi, które w pełni mogą być wyrażone jedynie przez Żydów. Ponadto według owego rasistowskiego poglądu brud, pożądanie, przemoc czy pijaństwo nie są uniwersalnymi przypadłościami ludzi – stanowią cechy wyłącznie polskie lub swój platoński ideał osiągają jedynie wówczas, gdy są wyrażane przez Polaków. Inteligencja przejawiana przez nie-Żydów jest z jakiegoś powodu jej wypaczoną formą, z kolei przemoc i głupota dotyczące nie-Polaków mają mieć postać mniej drastyczną.
Rasizm wyszukuje sobie różne nietuzinkowe postacie lub istotne wydarzenia, które wydają się usprawiedliwiać jego logikę. W 2001 roku, po opublikowaniu Sąsiadów, łamami amerykańskiej prasy popularnej zawładnęli nie tylko bestialscy Polacy. Spory skandal wokół ustępującej ekipy Clintona wywołały przeprosiny byłego prezydenta skierowane do żydowskiego finansisty Marca Richa. Fakt ten rozpętał burzę wyjątkową nawet jak na rządy Clintona, podczas których skandal zwykł gonić za skandalem. Powszechnie uznano bowiem, że Marc Rich na przeprosiny nie zasłużył. „Vanity Fair” stwierdziło, że podobnie jak bezwzględni chłopi z Sąsiadów Grossa, Rich wydaje się wyjęty wprost z matrycy etnicznych stereotypów. Jednym z ulubionych motywów antysemickich komentarzy był profil osobowy międzynarodowego finansisty, który trząsł światową polityką. Richa prezentowano jako człowieka, którego definiują pieniądze, a jego bogactwo steruje rządami i przenika granice. Zdaniem tych, którzy mieli nadzieję zobaczyć go na ławie oskarżonych, jego majątek nie sprzyjał budowaniu, ale niszczeniu. Finansista miał mieć szczególnie duże wpływy w Europie Wschodniej: Od Nigerii po Rosję, wszyscy brali pieniądze od Marca Richa […] Doprowadził do ruiny gospodarkę Jamajki […] Narzucając zawyżone ceny, stał się jedynym dostawcą energii, zboża, gazu, ropy, węgla […] i kontroluje kraj […] stał się mentorem nowej kasty skorumpowanych rosyjskich przedsiębiorców, którzy grabili swój kraj z zasobów naturalnych, co rujnowało gospodarkę i destabilizowało rząd (cyt. za Orth 217).
W 2002 roku również biznesmen Dennis Kozlowski został uznany za osobę skorumpowaną. Przeglądarka Google wskazuje, że hasła poświęcone Marcowi Richowi częściej zawierały wzmianki o jego żydowskiej narodowości w porównaniu z hasłami na temat Dennisa Kozlowskiego, któremu rzadziej przypominano jego polsko-katolicką tożsamość. Nie istnieje bowiem stereotyp Polaka jako skorumpowanego kombinatora grającego o duże stawki. Podobnie w 2009 roku skandal dotyczący Bernarda Madoffa został prędko podchwycony przez antysemitów, przekonanych, że Madoff ucieleśnia wszystkie ich podejrzenia.
Rasizm zakłada, że posiadanie cech spoza katalogu definiującego etniczny stereotyp, do którego dana osoba została zaliczona, jest patologiczne, grzeszne, nienaturalne, dewiacyjne, tragiczne lub zwyczajnie niestosowne. Stosunkowo łagodna wersja takiej logiki pojawia się we fragmencie pamiętnika Yehiela Yeshai Trunka (1887–1961) zatytułowanego Poyln (Polska). Autor opisuje prostodusznego Żyda Simchę Geigego niczym polskiego chłopa: Z tego, co pamiętam, Simcha Geige łaził cały dzień jak chłop, w podkoszulku i spodniach. Wstawał z gojami i kurami.Zalatywało od niego stodołą. Simcha Geige zadawał się z chłopami i przezywał ich zgodnie z ich obyczajami.Jego sposób mówienia był prawdziwie chłopski, a i towarzystwo chłopów było mu milsze niż kontakt z rabinem Strykowa.Simcha Geige nigdy nie rozstawał się ze swoim pistoletem, który nosił w kieszeni, i cieszył się szalenie, strzelając od czasu do czasu między drzewami. Echo wystrzałów w lesie, wszędobylskie nawoływania kukułek,odgłosy bydła, kur i gęsi, tajemnicze pomruki pradawnych olbrzymich dębów w lesie Łagińskiego,pieśń wiatru i deszczu wzbudzały w nieokrzesanym i prymitywnym sercu Simchy Geigego słodsze echo niż delikatne i dyskretne skrzypienie ławek uczonych, do których dziadek Baruch niekiedy go zaciągał (Boyarin 78).
Simchy Geigego nie postrzegano jako Żyda lubiącego naturę, ale raczej jako polskiego chłopa, tak jakby umiłowanie przyrody i przejawy agresji cechowały jedynie Polaków. Oczywiście, w jego środowisku, za sprawą ludzkich wyborów, zachowania takie charakteryzowały polskich chłopów, ale było to kwestią kultury, a nie duchowowego czy biologicznego przeznaczenia. Z kolei Isaac Bashevis Singer stworzył wizerunek Polaka, który był postrzegany jak Żyd: Miał wszystkie cechy przypisywane Żydom. Unikał bójek, źle tolerował alkohol […] czytał poważne książki, nie uprawiał sportów, odwiedzał muzea i wystawy sztuki (Singer, The Family Moskat 296).
Tak jak Żydzi rasistowsko uznawali tężyznę i agresję za cechy wyłącznie polskie, nigdy żydowskie, podobnie istnieje rasistowskie postrzeganie przez Polaków kosmopolityzmu i predyspozycji intelektualnych jako cech wyłącznie żydowskich, nigdy polskich. Tadeusz Mazowiecki, były polski premier i rzekomo Żyd, był zdeklarowanym katolikiem. Niemniej wywodził się ze środowiska miejskiego, był intelektualistą i politycznym przywódcą znanym na całym świecie. W rasistowskim rozumieniu, jako że cecha x jest wyłączną własnością narodowości y, a w tym wypadku, ponieważ inteligencja i obycie są atrybutami wyłącznie żydowskimi, Tadeusz Mazowiecki nie mógł być Polakiem, gduy nie był typowym robotnikiem, nosił garnitur i używał rozumu. Musiał być zatem Żydem – bez względu na narodowość jego rodziców, język czy poczucie własnej tożsamości.
Adam Michnik określił antysemickie myślenie w następujący sposób: Kowalski jest łajdakiem, a zatem jest Żydem (Engelberg). Według podobnych antysemickich zapatrywań, łajdactwo jako takie uznawane jest za cechę wyłącznie żydowską. Jednak nie tylko przywary postrzega się jako cechy właściwe i identyfikujące daną nację. W 1987 roku zapytano Marka Edelmana, wówczas jedynego żyjącego jeszcze przywódcę powstania w getcie warszawskim, co składa się na tożsamość żydowską. Wskazał na nieżydowskich działaczy polskiej „Solidarności”, ukrywających się wtedy przed ścigającymi ich władzami, dopatrując się w nich cech żydowskich, ponieważ Żyd zawsze ma poczucie solidarności z najsłabszymi (Across Frontiers 33).
W książce sięgam po fragmenty wywiadów z różnymi osobami. Oprócz Johna Guzlowskiego, który zdecydował się podać swoje prawdziwe nazwisko, większość rozmówców występuje pod imionami fikcyjnymi. Nie zmieniano oryginalnej pisowni, gramatyki i interpunkcji zapisów z rozmów bezpośrednich, listów elektronicznych czy innych materiałów pozyskanych z Internetu, przy czym wskazanie sic przy słowach pozostawionych w oryginalnym zapisie używane jest raczej rzadko.
W tych długich wywiadach nie ma ani Biegańskich, ani Shylocków. Wybór cytatów, które są jedynie krótkimi fragmentami znacznie obszerniejszych wypowiedzi, ma zwykle za zadanie uwypuklić postawy nienawistne. Jeśli przeczytamy książkę Aliny Całej Wizerunek Żyda w polskiej kulturze ludowej, zauważymy, że Cała nie nazywa swoich chłopskich rozmówców. Nie mają oni twarzy, codzienności, radości, smutków, domów, rodzin, godności, rozsądku. Nie są też zredukowani do suchej statystyki – to byłoby zbyt daleko idące. Ale autorka sprowadza ich do krótkich relacji. Jeden z jej rozmówców opisuje Żydów jako czystych, ale też brudnych. Gdyby ktoś powiedział nam coś tak sprzecznego, rzeczą normalną byłaby prośba o jakieś wyjaśnienie. Łatwo postrzegać tych chłopów jako innych – i łatwo ich nienawidzić. Rozmówcy Całej mogą odczuć jedynie poniżenie i ból, czytając swoje wypowiedzi zredagowane w taki sposób.
Zebrane przeze mnie relacje starają się ukazać polskich i żydowskich rozmówców jako ludzi z krwi i kości. Podobnie jak czytelnik, mają oni swoje historie, rodziny, domy, życie codzienne. Z ich wielowątkowych opowieści wyciągnięto wnioski. Gdyby wspomniane osoby zredukować do liczb, moja praca udowodniłaby, że 100% Polaków pochodzi z rodzin, gdzie przeważa pijaństwo, brak formalnego wykształcenia i przemoc domowa, a 100% Żydów jest aroganckich, skąpych, ma poczucie wyższości i skłonność do separowania się od otoczenia. Takie statystyki pokazałyby zatem więcej nieprawdy niż prawdy. Relacje przedstawiają natomiast inteligentnych, wrażliwych Polaków, którzy zmagali się z członkami swoich rodzin pracującymi jako górnicy czy rolnicy, niekiedy będącymi ofiarami nazizmu, pijącymi i szorstko traktującymi najbliższych, ale których można jednak, choć z trudem, zrozumieć. Relacje żydowskich rozmówców ukazują ludzi, którzy poświęcili mi swój czas i potraktowali mnie, Amerykankę polskiego pochodzenia, jak osobę im równą, borykających się ze wspomnieniami członków swoich rodzin, które wpisywały się w stereotypy, choć ich zwykli żydowscy krewni nie różnili się od moich – czy twoich – zwykłych nieżydowskich krewnych.
Kontekst uwypukla tożsamość oraz jej postrzeganie. Żaden z moich rozmówców nie rozpoczął wywiadu od oświadczenia w rodzaju: Wszyscy Polacy, których znam, są pijakami i głupcami / Wszyscy Żydzi, których znam, są Shylockami. Osoby, z którymi rozmawiałam, podchodziły do Biegańskiego czy Shylocka jak do swoistych kostiumów. Kiedy ich odpowiednio ukierunkowałam, przypominali sobie historie, w których mogły występować postacie noszące takie kostiumy, ale się od tego dystansowali. Owe dociekania – snute z dala od myślenia stereotypowego – są obecne w tych relacjach. Wolf przypomniał sobie kłótnię pomiędzy swoją żoną i siostrą – to spowodowało, że skomentował konflikt izraelsko-palestyński. Gdybym nie poprowadziła go w tym kierunku, być może nigdy nie wypowiedziałby się na temat Izraela. Człowiek buduje swoje kognitywne życie wokół opowieści, wliczając w to rozumienie własnej narodowości, a także innych nacji.
Ludziom zdarza się mówić coś innego na początku swojej relacji, a coś innego na jej końcu – ich wypowiedź przypomina kognitywną ścieżkę, którą podążali, aby osiągnąć nowy cel. Julius wyznał: Nie jestem praktykujący […] Nie jem wyłącznie koszernego. Nie robię większości rzeczy, które mi wpajano, „bo tak robią poukładani żydowscy chłopcy”. Gram nawet w futbol dotykowy. Julius zmaga się z ideą Boga, twierdzi, że być może jest ateistą. Kiedyś umawiał się z luteranką. Czy wychowałby swoje dzieci na Żydów? Nie mówię nie – odpowiada. Pod koniec rozmowy przyznaje jednak, że wciąż czuje się na tyle Żydem, że gdyby miał poślubić swoją chrześcijańską dziewczynę, to nie pozwoliłby na choinkę bożonarodzeniową czy krzyż w domu ani na wychowanie dzieci w wierze chrześcijańskiej. Jeff rozpoczął od stwierdzenia, że nie ma żadnych uprzedzeń i nie żywi urazy do Polaków, że za antysemityzm bardziej obwinia kozaków i Niemców i że jego matka nigdy nie próbowała odciąć się od swoich polskich korzeni. Później zapytany o możliwość podróży do Polski, odrzucił taką ewentualność i zidentyfikował Polaków jako nację współodpowiedzialną za Holokaust. Początkowo rozmówcy często twierdzili, że nigdy nie odczuli w Ameryce antysemityzmu, ale później przypominali sobie różne bolesne doświadczenia z tym związane. Za każdym razem Jacob upierał się, że nigdy nie doświadczył antysemityzmu. Zapytałam więc kiedyś: Nigdy nie przydarzyło ci się coś, co sprawiło, że… i skrzywiłam się. Rozumiejąc mój grymas, Jacob wspomniał o znajomym, który opowiedział mu antysemicki żart, i podsumował: Nie myślałem o tym wcześniej, dopóki nie zapytałaś o coś, co sprawiło, że się w duchu skrzywiłem. Całkowicie rozumiem to uczucie wewnętrznego dyskomfortu.
Język tworzy opowieść, a relacje moich rozmówców odkrywają głębokie prawdy, które tylko poezja może umiejętnie przekazać. Kiedy John Guzlowski wspominał swoje dzieciństwo, Amerykanina polskiego pochodzenia, wyznał: Nic nigdy nie szło gładko […] Koszule, nawet te nowe, zawsze były poplamione lub brakowało im guzika. Ja, jako Amerykanka polskiego pochodzenia, także dorastająca w środowisku ludzi ciężko pracujących, będących w trudnej sytuacji finansowej, doskonale to rozumiałam. Kiedy Ruth powiedziała, że maleńki czarny kotek jawił się w jej oczach, podobnie jak kolegom z jej paczki na studiach, jako symbol pośledniości narodu polskiego, wiedziałam, że ta historia lepiej niż inne podsumowuje, jak ludzki umysł potrafi weryfikować stereotypy. Relacje odnotowują językowy rejestr emocji i percepcji. Nagłe przejście Sylvii z oni na my, kiedy mówiła o prześladowaniu Żydów, a także jej polisyndeton – byli przepędzani i byli prześladowani, i byliśmy usuwani, i byliśmy mordowani – mówi wiele o tym, jak Sylvia postrzega swoją żydowską tożsamość. Żarliwą litanię o cierpieniach jej narodu kontynuowała za pomocą zdań, które kończyły się rosnącą modulacją, jakby były pytaniami: Sądzę, że są pewne istotne różnice…? w kwestii innych miejsc, gdzie żyliśmy…? które sprawiają, że jest tutaj bardziej bezpiecznie…? Ten wznoszący się ton w sposób emocjonalny podkreślał identyfikowanie się Sylvii z cierpieniem jej narodu, a także jej wrażliwość – pisemny skrót nie byłby w stanie tego uchwycić. Blue akcentował kojarzenie Polaków z głupotą, tak jak często robi się to w rozmowie, czyli przez powtarzanie w kółko tego samego argumentu. W druku prawdopodobnie ująłby to tak: Polacy kojarzą mi się jednoznacznie z głupotą. Podczas rozmowy podkreślał to, powtarzając się osiem razy.
Ostatecznie wypowiedzi te ukazują, jak życie prowadzi nas różnymi ścieżkami, których nigdy nie bylibyśmy w stanie sobie wyobrazić, a przynajmniej nie śmielibyśmy o tym mówić. Paradoksalna pointa poszukiwań przez Arona idealnej żydowskiej żony jest na miarę opowieści Isaaca Bashevisa Singera. Owo zaskakujące zakończenie przypomina czytelnikowi, że życie nie ulega naszym usilnym staraniom sprowadzania go do jakiegoś wzorca – trzeba o tym stale i z pokorą pamiętać, gdy zamierzamy poświęcić uwagę relacjom polsko-żydowskimi.
Uwaga odnośnie do terminologii. Zgodnie z szeroko przyjętym poglądem Polak to ktoś, kogo przodkowie mówili po polsku i nie byli Żydami, z kolei za Żyda uważa się kogoś, kogo przodkami byli Żydzi. Doktor Roman Solecki urodził się w Polsce, jego językiem ojczystym jest polski, walczył w szeregach Armii Krajowej, jest ateistą. Pomimo to identyfikuje się go jako Żyda. Toczy się gorąca debata na temat sposobów identyfikacji Polaków i Żydów. Przykładowo, jeśli Polak podniesie odrębność narodu żydowskiego w Polsce, może być oskarżony o nieuznawanie Żydów za integralny element przeszłości Polski (Nosowski 162). Z drugiej strony, Polacy z dumą prezentują Brunona Schulza jako artystę narodowego. W kwestii przejęcia przez Yad Vashem fresków Schulza z domu na Ukrainie, przed wojną znajdującego się w granicach Polski, Seth Wolitz, profesor judaistyki z uniwersytetu w Austin, stwierdził, że przejęcie przez Izraelczyków dzieła wykonanego przez Żyda to rzecz naturalna, bowiem Żydzi w Europie Wschodniej zawsze mieli odrębną narodowość. Obrazy Schulza należą do jego bezpośredniego spadkobiercy: Izraela (Wolitz). Jednym słowem, Polak i Żyd są określeniami zawężonymi i konwencjonalnymi – nie mamy innych, które byłyby powszechnie akceptowane.