Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Okolice Płocka. Trzy martwe, otyłe kobiety ze świńskimi maskami na twarzach zostają znalezione pod bramą nieczynnej od lat rzeźni. Za wycieraczką jednego z radiowozów morderca pozostawia zdjęcie ofiar zrobione polaroidem i list. Ofiary nazywa w nim „świnkami”.
Wkrótce dochodzi do jeszcze jednej brutalnej zbrodni – obok przydrożnej kapliczki ten sam sprawca podrzuca następne ciało. Wybucha panika. Policja robi wszystko, żeby znaleźć zwyrodnialca. Pojawiają się zgłoszenia zaginięć kolejnych kobiet. Czy zabójca odbiera im życie z powodu ich otyłości?
Znana youtuberka Lena „Osa” Osowska widzi narastającą w mieście psychozę. Wszystko wskazuje na to, że zabójca nie zamierza przestać. Czy jest zbyt sprytny, żeby dać się złapać, czy może zacznie popełniać błędy i wpadnie w ręce policji?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 323
Rok wydania: 2025
Okolice Płocka, sierpień 2023
Uwielbiał zapach strachu. Miał wrażenie, że panika ofiar jest czymś wręcz namacalnym, wibruje nad jego głową, wsiąka w skórę, oblepia go.
Nigdy wcześniej nie zabił. Lubił pastwić się nad kobietami, był typem gnębiciela, który nie przepuszczał żadnej okazji, by zrobić komuś szpetny kawał czy rzucić wyjątkowo chamską uwagę, ale morderstwo? Fantazjował o nim przez lata, jednak dotąd nie przekroczył tej granicy. Ale to też miało się zmienić.
Były trzy. Wszystkie młode, przerażone i niewiarygodnie tłuste. Świnie, pomyślał. Spasione do granic możliwości lochy, których jedynym sensem życia jest wciąganie żarcia przez otwór gębowy. Brzydził się ich opasłych spoconych ciał, choć jednocześnie w pewien sposób go pociągały. Ale do tego nigdy nie przyznałby się na głos. Żaden szanujący się mężczyzna nie powinien adorować grubasek. Kobiety, które doprowadzają się do takiego stanu, upokarzają same siebie, plugawią własne ciała, depczą szanse, które mogłyby dostać od losu.
Oprawca przeszedł przez stodołę i stanął nad ofiarami. Wszystkie, związane grubym sznurem, siedziały na pokrytym słomą klepisku, trzęsąc się ze strachu. Dwie blondynki i brunetka. Najgrubsza, ta ciemnowłosa, na jego oko ważyła jakieś sto pięćdziesiąt kilo, dwie pozostałe były nieco mniej masywne, ale również tłuste. Splunął na ziemię i złapał za włosy kobietę, która siedziała pośrodku.
– Były sobie świnki trzy – rzucił przez zęby.
Dziewczyna potrząsnęła głową, co tylko go nakręciło. Mocniej zacisnął palce na jej grubych ciemnych włosach i pochylił się, żeby szepnąć jej do ucha:
– Jak myślisz, co z tobą zrobię?
Szarpnęła się jeszcze raz, z jej jasnych oczu popłynęły łzy.
Puścił ją, kopnął i spojrzał na siedzącą obok niej blondynkę. Była najmłodsza, nie miała jeszcze dwudziestu lat. Przez dłuższą chwilę wyobrażał sobie, że zdziera z niej sukienkę, zaciąga ją w głąb stodoły i brutalnie gwałci, szybko się jednak opamiętał. Nie powinien nawet myśleć o czymś tak obrzydliwym. Ta opasła dziewucha nie jest godna miana kobiety! Wyobraził sobie, jak żre – przeżuwa pokarm, miażdży go zębami, przełyka i łapczywie sięga po kolejny kąsek. Tłuszcz spływa po jej brodzie i plami sukienkę, palce też ma tłuste, w oczach nienasycenie. Takie świnie jak ona są zawsze nienażarte. Świat w coraz większym stopniu zmaga się z problemem głodu, a tymczasem te otłuszczone ludzkie wieprze pożerają tony jedzenia, wciągają w siebie znacznie więcej, niż powinny, są egoistycznie zachłanne.
Sięgnął po nóż.
Zobaczywszy to, wszystkie trzy ofiary zaczęły się szarpać.
– Która pierwsza? – mruknął pod nosem, po czym jego wzrok spoczął na brunetce.
Sekundę później stanął za jej plecami, odchylił jej głowę i jednym ruchem poderżnął gardło. Metaliczny odór krwi buchnął mu w nozdrza, ciepła posoka zalała jego dłonie. Obszedł siedzące na podłodze młode kobiety i spojrzał na twarz konającej ofiary, chcąc zauważyć moment, w którym z jej oczu znika światło. Kiedy opadła jej głowa, przykucnął obok jednej z blondynek i szarpnięciem zdjął jej knebel. Otworzyła usta, jakby chciała krzyknąć, ale z jej warg wydobył się tylko cichy szept.
– Błagam – wyrzuciła z siebie.
– Naprawdę liczysz na to, że ci odpuszczę? – Zaśmiał się.
Dziewczyna zaczęła wyć.
– Wypuść mnie! – wrzasnęła. – Kurwa, co ja ci takiego zrobiłam, że chcesz mnie zabić?!
– Ucisz się – poprosił cicho.
Zamilkła; jej ciałem wstrząsał szloch.
Oprawca pochylił się nad nią i pociągnął nosem. Spociła się, cuchnęła. Bił od niej odór zwierzęcego strachu, paniki i histerii.
– Sprawdzę, czy nikt się nie kręci przy samochodzie – odezwał się towarzyszący zabójcy młody mężczyzna, dotąd bierny i milczący.
– Tylko zaraz mi tu wracaj – mruknął porywacz, wdychając wypełniającą wnętrze woń śmiertelnego przerażenia.
– Błagam, wypuść mnie – wyszlochała dziewczyna.
– Ciebie? Nie myślisz o koleżance? Mówisz o sobie, chociaż zostałyście we dwie. Prosisz o litość z takim samym egoizmem, z jakim żresz? – zakpił.
– Zawsze byłam otyła, już jako dziecko! Czy to powód, żeby mnie krzywdzić?! – W głosie dziewczyny zabrzmiała histeryczna nuta. – Kim ty jesteś i za co aż tak nas nienawidzisz?! Zrobiłam ci coś złego?! Jakim prawem nazywasz mnie świnią?!
– Skrzywdziłaś samą siebie – warknął. – Zamieniłaś się w opasłą, zapoconą karykaturę kobiety! Co wnosisz do społeczeństwa? Powiedz! Nie zostaniesz matką, bo nikt nie tknie cię nawet kijem! Zresztą nawet gdyby znalazł się amator tłustych dup, w twoim stanie masz nadmiar androgenów i problemy z owulacją. Czytałem o tym to i owo, możesz mi wierzyć. Poza tym ledwo się ruszasz, więc nikomu nie pomożesz w krytycznej sytuacji, pewnie nie możesz nawet…
– Jestem księgową! Myślisz, że to mało ważne?! – krzyknęła, wchodząc mu w słowo. – I kim ty, kurwa, jesteś, żeby pierdolić farmazony o mojej owulacji?!
– Świat byłby znacznie szczęśliwszy bez księgowych – zaśmiał się jej kat, nie komentując tego, co powiedziała o płodności. – Jakieś ostatnie słowo? A może chcesz coś zjeść? Pączka? Kabanosa? Kremówkę? – zakpił.
Ciało zabitej dziewczyny zwaliło się na siedzącą obok zakneblowaną blondynkę, w której oczach pojawiło się zwierzęce przerażenie.
– Ciężka, co? – zaśmiał się, po czym sięgnął po leżący w ściółce zakrwawiony nóż. – Pozwól, że ci ulżę – dodał.
Sekundę później poderżnął gardło zakneblowanej dziewczynie. Ta, która pozostała przy życiu, cicho krzyknęła.
– Wygląda na to, że zostaliśmy sami. – Uśmiechnął się krzywo, pogardliwie. – Tylko ty i ja…
– Proszę – rozpłakała się. – Moi rodzice mają tylko mnie.
– Wzruszające – zadrwił.
– Mama ma stwardnienie rozsiane, a tata…
– Milcz! – warknął.
Jego kompan nie wracał. Mężczyzna podejrzewał, że pod pretekstem sprawdzenia, czy w pobliżu nikt się nie kręci, poszedł też się odlać.
Oblizał wargi, wytarł zakrwawiony nóż o dżinsy i przyklęknął obok przerażonej młodej księgowej.
– Co tam ukrywasz pod tą kwiecistą szmatką? – zapytał, zanim rozciął lekki materiał jej letniej sukienki.
– I co teraz? Zgwałcisz mnie? Taką zapoconą ohydną karykaturę kobiety? – ironizowała, patrząc mu w oczy.
– Nie obrażaj mnie, kaszalocie. Są setki pięknych szczupłych kobiet, które mogę poznać i przelecieć – prychnął.
– Ale to moją sukienkę właśnie rozciąłeś – rzuciła, patrząc mu przy tym wyzywająco w oczy.
Zauważył, że coś się w niej zmieniło. Już nie trzęsła się ze strachu, wyglądała, jakby wstąpiły w nią nowe siły albo po prostu pogodziła się z losem. Teraz była harda, sarkastyczna, ostra. Może nie chciała umierać potulnie? Zaimponowała mu – przestała skamleć i usiłowała z nim negocjować. Było w tym coś, co obudziło w nim respekt, zapunktowała. Wiedział jednak, że jej los od dawna był przesądzony. Nie zamierzał zmieniać zdania, księgowa umrze tak jak jej poprzedniczki, co do tego nie miał wątpliwości.
– Podobam ci się – zauważyła. – I cholernie się za to nie lubisz…
Nie odpowiedział. Wsunął nóż pomiędzy jej ciało a koronkę beżowego stanika i po chwili zabawy z materiałem rozciął go, odsłaniając piersi. Były olbrzymie, wręcz monstrualne. Większe widywał jedynie na stronach pornograficznych, które regularnie oglądał. Miał ochotę possać jej sutki, a fakt, że ta locha w jakiś sposób jednak go pociąga, wydał mu się szczególnie ohydny. Tak, miała rację. Podobała mu się. Na myśl o tym, że ma taki kiepski gust, prawie zwymiotował. Ale może to tylko zakazany owoc? Może z racji tego, że przecież nigdy nie tknąłby jej palcem, nagle stała się kusząca?
– Jeśli chcesz się zabawić, zrobię wszystko. Tylko później mnie wypuść – wyszeptała. – Proszę, ja muszę wrócić do rodziców. – Złapała go za lepką od krzepnącej krwi ofiar rękę. – Błagam, ja chcę tylko wrócić do domu…
Wyrwał dłoń z jej uścisku i uderzył ją pięścią w twarz, później jeszcze raz i kolejny. Krew z jej rozbitego nosa zaplamiła mu spodnie. Jęk, który wyrwał się z rozchylonych ust dziewczyny, sprawił, że poczuł się jeszcze bardziej podniecony. Wyobraził sobie, jak przewraca to wielkie cielsko na brzuch, a później zdziera z galaretowatych pośladków księgowej koronkowe majtki, przygniata ją swoim ciężarem i wbija się w jej ciepłe wnętrze. Myśl o seksie pęczniała w jego głowie, przyprawiała go o bolesną erekcję, sprawiała, że czuł obrzydzenie do samego siebie.
– Pierdolona locha! – wrzasnął, uderzając ją pięścią w głowę. Bił swoją ofiarę, dopóki nie rozbolały go ręce.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że skóra na jego knykciach jest zdarta do krwi. Zaklął. Poniosło go. Co, jeśli psy wyodrębnią jego DNA? Nie był notowany i z pewnością będą szukać sprawcy dosłownie po omacku, ale jeśli...
Pomyślał o wybielaczu. Powinien zlać nim wszystkie ciała, a później może nawet je podpalić. Miał jednak inny plan, którego zamierzał się trzymać, nie przewidywał odstępstw od starannie wyreżyserowanego scenariusza, który nosił w myślach od miesięcy, a może nawet lat.
Wstał, otrzepał spodnie ze słomy i spojrzał na swoje dzieło. Dwie martwe kobiety leżały w kałuży krwi. Ta, którą skatował, wciąż żyła – jęki młodej księgowej sprawiały, że podniecenie nie mijało. Rozpiął spodnie, zsunął je do kolan razem z bokserkami i zacisnął palce na uniesionym penisie. Masturbował się przez dłuższą chwilę, po czym wytrysnął na zakrwawiony dekolt dziewczyny. Gdy ochłonął po przyjemnie intensywnym orgazmie, zapiął spodnie, uklęknął i bez słowa poderżnął jej gardło tak jak tamtym. Wycierał dłonie w spodnie, kiedy skrzypnęły drzwi stodoły.
– Przycisnęło mnie. To pewnie ten bigos – usłyszał.
– Straciłeś show – odparł, chociaż wiedział, że jego towarzysz nie jest szczególnym fanem krwawych widowisk.
Fizycznie byli podobni jak dwie krople wody, wiadomo, bliźniacy. Jednak ich charaktery znacznie się różniły, co czasem go irytowało.
– Pomóż mi – poprosił. – Trzeba je przenieść do furgonetki.
– Damy radę? – Brat oprawcy podrapał się po głowie. – Duże są…
– Złap ją za kostki! Pospiesz się! – ofuknął go.
– Może zostawmy je tutaj i uciekajmy? Czemu w ogóle to zrobiłeś? Zostaw je, chodźmy stąd! – Brat zabójcy wyglądał na wstrząśniętego widokiem krwawej jatki, jaką zastał po powrocie.
– Żartujesz?! Mamy plan! Łap za nogi, zanim zastanie nas tu świt! – ponaglił.
Jako pierwszą wynieśli brunetkę. Była najcięższa z ofiar, a oni chcieli mieć za sobą najtrudniejszy etap planu. Wrzucenie jej na tył furgonetki okazało się zadaniem, które przyprawiło ich o zadyszkę i ból pleców.
– Ja pierdolę! – zaklął morderca, ocierając pot z czoła.
Noc była parna, początek sierpnia tego roku był wyjątkowo upalny.
Po powrocie do stodoły przeciągnęli po klepisku drugą z ofiar. Zanim wyszli przez skrzypiące drewniane drzwi, zabójca rozciął ubranie dziewczyny i rozebrał ją do naga.
– Czemu tak? To brak szacunku – zaprotestował brat.
– Tak będzie ciekawiej. Mamy plan, pamiętasz?
Po trzecią wrócili chwilę później.
Wrzucili ją na tył furgonetki, zatrzasnęli podwójne drzwi i wsiedli do kabiny.
– Może trzeba spalić to miejsce? – zaproponował brat. – Pożar. Jak na amerykańskich filmach.
– Po co? Ogień niepotrzebnie przyciągnie uwagę. To kompletne odludzie, nikt tu nie zajrzy – mruknął zabójca, zanim przekręcił kluczyk w stacyjce.
Przez następną godzinę jechali przez lasy, pola i uśpione miasteczka, w milczeniu słuchając radia. Później skręcili w stronę zamkniętej w dwa tysiące drugim rzeźni, której zdewastowane budynki od lat szpeciły okolicę, i zatrzymali się przed bramą.
– Może jednak trzeba je zakopać? Przez ciebie pójdziemy do więzienia. Robisz złe rzeczy. – Brat mordercy był coraz bardziej zdenerwowany, zaczynał panikować.
– Jeśli je zakopiemy, nie przekażemy światu żadnej wiadomości! Ich śmierć pójdzie na marne – mruknął zabójca, po czym wysiadł.
Wyjęcie zwłok z samochodu okazało się znacznie łatwiejsze – po prostu ciągnęli je za kostki, dopóki z głuchym łoskotem nie spadały na ziemię.
Brama wiodąca do nieczynnej rzeźni była metalowa, zdobiona ostrymi szpikulcami. Morderca długo szukał odpowiedniego miejsca dla swojej inscenizacji i w końcu kilka dni temu wypatrzył je podczas przejażdżki samochodem. Tak, lepszego nie znajdzie, powiedział sobie.
Pierwsze ciało posadzili, opierając je o metalowe sztachety, drugie tuż obok, w końcu trzecie – ofiary siedziały rzędem obok siebie, jak wcześniej w stodole. Zabójca z pomocą brata zdarł ze zwłok resztki ubrań i bieliznę. Martwa brunetka miała w uszach niewielkie złote kolczyki w kształcie serduszek, które zabójca postanowił sobie przywłaszczyć. Nadgarstek jasnowłosej księgowej zdobiła bransoletka z zawieszkami, którą sprawca również uznał za trofeum; na ciele trzeciej z kobiet nie znalazł żadnej biżuterii.
– Bida z nędzą – skwitował, wkładając do kieszeni złotą bransoletkę.
Następnie przyniósł z samochodu trzy lateksowe maski ze świńskimi ryjami i założył je na głowy ofiar.
– Skocz po worki! – polecił bratu, a kiedy tamten wykonał polecenie, rozerwał pierwszy z nich i wysypał jego cuchnącą zawartość na siedzące pod bramą nagie ciała zamordowanych kobiet.
– Ostatni – sapnął bliźniak, wręczając zabójcy plastikowy worek pełen zepsutego jedzenia, a on wysypał je na głowę siedzącej w środku kobiety.
Jej wystające spod świńskiej maski końcówki włosów oblepiły obierki po marchewce, na brzuch spadł nadpleśniały kawałek żółtego sera, do piersi przykleił się przywiędły liść sałaty.
– Aparat! – rozkazał bratu zabójca, a młody mężczyzna posłusznie ruszył do samochodu po polaroid.
Na polach za ich plecami wschodziło słońce, gdy oprawca zrobił ofiarom kilka fotek, starając się ująć miejsce inscenizacji pod różnymi kątami, uchwycić ofiary z góry, z boku i z przodu, nie pomijając niczego istotnego.
– Idealnie – mruknął, podając bratu ostatnie zdjęcie.
– Wynośmy się stąd! – Wyraźnie spanikowany bliźniak szarpnął go za ramię.
– Spierdalajmy więc. – Oprawca mrugnął do brata, jeszcze raz spojrzał na martwe kobiety i ruszył w stronę samochodu.
– Nawet nie założyłeś rękawiczek – odezwał się brat, kiedy podeszli do furgonetki. – Na filmach wszyscy zakładają rękawiczki.
– Nigdy nas nie znajdą – mruknął.
Chwilę później w pośpiechu umyli ręce wodą z plastikowego baniaka, który wyciągnęli z samochodu. Następnie przebrali się w czyste ubrania, a te splamione krwią schowali do worka na śmieci i upchnęli z tyłu wozu.
Gdy ruszyli, morderca żałował, że nie może dłużej cieszyć się spektaklem, który wyreżyserował. Wszystko wyglądało idealnie – ludzkie lochy przebrane za świnie, a może świnie udające kobiety? Uśmiechnął się złośliwie.
Prowadził w skupieniu, starając się nie przekraczać dozwolonej prędkości.
W okolicach Mąkolina zatrzymał się na papierosa.
– To było bardzo złe – powiedział młodszy mężczyzna po dłuższej chwili ciszy. – Nie wolno zabijać ludzi.
– One same się zabiły – odparł morderca, strzepując popiół z papierosa. – Otyłość zabija – dodał ze śmiechem.
– Nie. To ty je zabiłeś. Ja nie chciałem ich krzywdzić.
– I co? Będziesz się teraz mazać jak jakaś cipa?
– To było złe.
– Powtarzasz się. – Zabójca posłał bratu pogardliwe spojrzenie i wrócił do samochodu. – Właź, jedziemy! I pamiętaj, że to ja decyduję, co jest dobre, a co złe! Słyszysz mnie, kurwa?! – wrzasnął, a brat skulił się, jakby oczekiwał ciosu, który jednak nie padł.
Odjechali w ciszy, zatopieni we własnych myślach.
Piętnaście kilometrów dalej oprawca zatrzymał auto na poboczu drogi i jeszcze raz przejrzał zdjęcia z polaroidu.
– Za szybko odjechaliśmy – wymamrotał, przeciągając palcem po gładkiej fakturze jednej z fotografii. – Zostawiłem je tam same… Kurwa! – W bezsilnej złości uderzył dłonią w deskę rozdzielczą.
Brat siedział w milczeniu, nadal przestraszony. Drgała mu prawa powieka i wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać – przerażony chłopaczek w ciele trzydziestosześcioletniego mężczyzny.
– Wybacz, poniosło mnie – mruknął zabójca, zdając sobie sprawę, że znowu niepotrzebnie przysporzył mu stresu.
Byli w podobnej formie fizycznej – krzepcy i wysocy, nieźle zbudowani, ale psychicznie… Cóż, brat nie miał tyle szczęścia co on – podczas porodu doszło do niedotlenienia, co u brata bliźniaka spowodowało lekkie opóźnienie rozwojowe. Nie był upośledzony w stopniu ciężkim, jednak zatrzymał się na poziomie ufnego naiwnego dwunastolatka, który postrzegał świat wyłącznie w kategoriach dobra i zła. Przez chwilę morderca żałował, że go z sobą zabrał, ale przecież świetnie wiedział, że sam by sobie nie poradził.
– Nie chciałem cię przestraszyć, okej? – dodał, po czym wyciągnął rękę i pogłaskał brata po ciemnoblond włosach przyciętych krótko tak jak jego. – Zaufaj mi, tak po prostu musi być. One same wydały na siebie wyrok.
– Nie rozumiem. To ty je zabiłeś. – Młodszy z mężczyzn zmarkotniał, wyraźnie zbity z tropu. Nadal sprawiał wrażenie zagubionego.
– Nieważne. Dzięki, że ze mną pojechałeś. – Morderca otworzył schowek i wyjął z niego ulubione kokosowe draże brata. – Masz, jedz. Wszystkim się zajmę, okej? Nie musisz się o nic martwić.
– Ale one nie żyją – powiedział cicho brat.
Kurwa mać, pomyślał zabójca. Może zabieranie go na misję było błędem? Jak jednak miałby przenieść te trzy tuczniki bez pomocy? Niewykonalne.
– Były sobie świnki trzy – mruknął, po czym, pogwizdując, wrócił na drogę.
W domu zamierzał odespać noc, zregenerować się i dobrze zjeść. Później czekało go jeszcze jedno zadanie, ale to już drobiazg. Najważniejsza część planu została wykonana.
Płock, sierpień 2023
Komisarz Łucja Piłat zmrużyła oczy i po raz kolejny przyjrzała się zrobionemu polaroidem zdjęciu, które ktoś wetknął za wycieraczkę jednego z radiowozów. Peryferyjny komisariat momentalnie skontaktował się z płockim wydziałem zabójstw i oto trzymała w ręce coś, co mogło być zarówno chorym żartem, jak i dowodem popełnienia najcięższego przestępstwa.
Kobiety z założonymi na głowy lateksowymi świńskimi maskami były nagie, ubrudzone krwią i niewyobrażalnie otyłe. Łucja pomyślała, że pomijając okrucieństwo związane z odebraniem im życia, sprawca dodatkowo je upokorzył, obnażając przed światem ich nieforemne, mało estetyczne ciała boleśnie kontrastujące z panującymi współcześnie trendami. Policjantka przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zdjęcie, zastanawiając się, czy mają do czynienia z jakąś patologiczną mistyfikacją, a „modelki” to po prostu oblane czerwoną farbą żywe kobiety, czy może rzeczywiście doszło do okrutnego mordu. Intuicja i ułożenie ciał podpowiadały jej, że – niestety – w grę wchodziło raczej to drugie.
Zdjęcie włożył za wycieraczkę wysoki mężczyzna w czarnej bluzie, z nasuniętym na oczy kapturem. Pod nim miał czapkę z daszkiem, na nosie ciemne okulary. Oczywiście sprawdzili okoliczny monitoring z nadzieją, że potencjalny sprawca ulicę czy dwie dalej wsiądzie do samochodu, ale okazał się sprytniejszy, niż sądzili. Poruszał się jak duch, z daleka od kamer monitoringu, w końcu zniknął, jakby zapadł się pod ziemię. Nie mieli pojęcia, gdzie się udał. Utrudnieniem była peryferyjna lokalizacja komendy, którą wybrał – na obrzeża miasta nie wszędzie docierała nowoczesna technologia, a ziarnisty obraz z niektórych kamer pozostawiał naprawdę wiele do życzenia.
Zerknęła na zdjęcie dołączonego do fotografii listu, które oglądała teraz na monitorze. Oryginał znaleziony za wycieraczką był w rękach techników. Zaczęła czytać.
Były sobie świnki trzy… Obżarstwo jest OHYDĄ niegodną miana człowieka, a każda kobieta, która doprowadza się do takiego stanu, powinna zostać przykładnie ukarana! Same sobie zgotowały ten los. Ja tylko przyspieszyłem bieg zdarzeń. Poderżnięcie gardła czy śmierć w wyniku zawału, co za różnica? Kostucha i tak jest za rogiem. Setki milionów ludzi cierpią z powodu głodu. Jakim prawem te kobiety przeżerały tony jedzenia?! Czy to humanitarne dawać sobie tak wiele, podczas gdy inni mają tak niewiele? Zniszczyły sobie życie, oszpeciły się, odebrały sobie zdrowie! Nie umiem bezczynnie patrzeć na coś, co jest wynaturzeniem! Trzeba piętnować patologię! Trzeba nazywać rzeczy po imieniu! Ciałopozytywność to mit! Albo jesteś szczupły i zdrowy, albo jesteś opasłą lochą! Świnki trzy głośno kwiczały podczas zarzynania. Zadbałem o to, żeby poczuły ból własnych złych wyborów. Na świecie są setki milionów takich kobiet. Strzeżcie się! Przyjdę i po was!
W liście nie było żadnych wskazówek dotyczących miejsca porzucenia ciał. Łucja miała nadzieję, że zespół, który pracuje nad tym drugą godzinę, niebawem odkryje, dokąd powinni się udać.
Komisarz Piłat sięgnęła po wydrukowane przed momentem informacje o najświeższych zaginięciach z Płocka i okolic i przejrzała zdjęcia ofiar.
Większość zaginionych młodych kobiet była szczupła bądź średniej budowy ciała, ale trzy z nich mogłyby być tymi, które dorwał zwyrodnialec.
Pierwszą z nich ostatni raz widziano na niewielkim parkingu w dzielnicy Radziwie. Kobieta zostawiła tam auto, ale już po swoją toyotę nie wróciła. Maja Olszańska, trzydzieści lat. Ładna twarz, jasne oczy, gęste ciemne włosy i znaczna tusza. Kobieta była bezdzietną rozwódką, pracowała w płockiej Petrochemii i od ponad dwóch lat mieszkała sama. Zrozpaczona matka szukała jej z pomocą mediów społecznościowych, lokalnej rozgłośni i parafii, do której należała, ale młoda kobieta dosłownie zapadła się pod ziemię.
– Czy to właśnie ciebie dorwał ten sukinsyn, nieszczęsna dziewczyno? – mruknęła pod nosem Łucja, odkładając na bok wydruk.
Kolejną zaginioną, która mogłaby pasować do sprawy, była Justyna Zuba, dziewiętnastoletnia studentka stomatologii. Ją widziano ostatnio wysiadającą z autobusu na Przemysłowej, ale jej późniejsze losy są nieznane.
Ostatnią kobietą, która mogłaby być częścią tego martwego trio, była Małgorzata Cisek, dwudziestosiedmioletnia księgowa, której zaginięcie zgłosili rodzice. Łucja przyjrzała się zaginionej. Zielone oczy, piegi na zadartym nosku, ładne i gęste jasne włosy, drugi podbródek. Ona również była otyła, jednak jej twarz można nazwać piękną, podobnie zresztą jak twarze pozostałych kobiet. One mogą go pociągać, pomyślała komisarz. Pieprzy bzdety o tym, że należy przykładnie je ukarać, ale na ofiary wybiera całkiem ładne dziewczyny.
– Skurwysyn – zaklęła, po czym sięgnęła po papierosy i stanęła w otwartym na oścież oknie.
– I co o tym sądzisz? – Dochodzący zza pleców głos aspirant Eli Zuber wyrwał ją z zamyślenia.
– O czym? – mruknęła i zaciągnęła się dymem z papierosa.
– No o nim, a o czym? Myślisz, że był sam? Zabić trzy tak otyłe kobiety, a później zainscenizować całą tę scenkę… Ktoś musiał mu pomagać – oceniła Zuber.
– Niewykluczone, choć stawiałabym na to, że motorem akcji i głównym pomysłodawcą jest on. Z tonu tego listu wyraźnie bije indywidualizm. Jeśli ma pomocnika, jest to ktoś całkowicie mu podporządkowany. Nie działają na równych prawach. Gdyby tak było, użyłby formy „my”.
– To jakiś aktywista? Dietetyk? Fanatyk religijny? Nie pisze tego wprost, ale można wywnioskować, że obżarstwo postrzega w kategoriach grzechu. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, te klimaty. – Elżbieta Zuber przysiadła na skraju biurka komisarz Piłat i zerknęła na wydruki zdjęć zaginionych kobiet. – Pasują jak ulał – powiedziała cicho. – Kurwa, jaki ten świat jest chory! – zaklęła. – Dasz fajkę?
– Rzuciłaś – przypomniała jej Łucja.
– Przedwczoraj. Dzisiaj znowu palę. – Elżbieta wzruszyła ramionami, więc Łucja rzuciła w jej stronę paczkę marlboro.
– Dzięki. – Policjantka wyjęła papierosa i poczekała, aż koleżanka go odpali trzymaną w ręce zapalniczką. – Jacy mężczyźni nienawidzą otyłych kobiet? – zapytała, kiedy już wypuściła dym w stronę okna. – Czemu sprawcę aż tak drażniła ich tusza? Zabić z powodu nadmiaru kilogramów? Co to w ogóle za motyw?! – pytała wzburzona.
– Ludzie od wieków wynajdują tysiące pretekstów, żeby odebrać życie drugiemu człowiekowi, i często potrafią jeszcze sobie wmówić, że działają w słusznej sprawie, nazywają to nawet misją – zauważyła cicho Łucja.
– Pewnie tak. – Aspirant Zuber zgodziła się z koleżanką i w niewielkim, pełnym teczek z aktami pokoju zapadła cisza.
Za oknem ktoś zatrąbił.
– Twoje auto nadal w warsztacie? – zapytała Elżbieta.
– Tak, i nawet nie pytaj. – Na samą wzmiankę o swoim samochodzie Łucja się skrzywiła.
Nienawidziła zatłoczonej komunikacji miejskiej, niestety w nadchodzących dniach była na nią skazana.
– Przeglądałam przed chwilą komentarze pod zdjęciami na profilu modelki plus size. Dziewczyna jest stąd, z Płocka, na Instagramie ma prawie pół miliona obserwujących. Może warto się przyjrzeć jej największym hejterom? – odezwała się Elżbieta po chwili ciszy.
– Jasne, choć nie sądzę, żeby nasz sprawca był aż tak głupi, żeby zostawiać komentarze w sieci i jednocześnie zabijać.
– A ja myślę, że idiotów nie brakuje. Posłuchaj, co piszą ludzie. Poziom jadu zawartego w niektórych komentarzach naprawdę zwala z nóg. „Powinnaś zamieszkać w chlewie z innymi świniami” – to jakiś koleś, który, trzymaj się, jest instruktorem fitness. Czujesz? Facet prowadzi biznes, jest, z tego co widzę, mężem i ojcem i nie ma żadnych hamulców, żeby ze swojego oficjalnego konta obrażać zupełnie obcą osobę!
– Może chciał ją zmotywować do ćwiczeń? W jego siłowni, oczywiście – zakpiła Łucja.
– Słuchaj tego: „Warchlaki takie jak ty powinny przymusowo kopać rowy! Wtedy od razu waga by spadła”. Tym razem to komentarz jakiejś kobiety. @stokrotka_z_maroka. Uroczo… O, albo ten: „Twoim cyckiem można by zrobić zamach na prezydenta! Gdybyś się nim zamachnęła, padłaby z setka osób. LOL”.
– Fat shaming kwitnie – mruknęła Łucja. – Miałam w liceum koleżankę. Mocno przy tuszy, chociaż za moich czasów mówiło się po prostu, że była gruba. Zabiła się dwa tygodnie przed naszą maturą, jakby specjalnie wybrała ten termin, żeby nas ukarać za lata prześladowań, wytrącić nas z równowagi w tak ważnym dla nas momencie. Podcięła sobie żyły w szkolnej szatni, po lekcjach. Znaleziono ją za późno… Do matury poszliśmy ubrani na czarno. Pamiętam ten klimat przygnębienia, smutku i dławiącego poczucia winy. Koleżanki, z którymi się trzymałam, też jej dokuczały, czasem naprawdę perfidnie, a ja nie zrobiłam nic, żeby jej pomóc. Była prześladowana przez lata, a my się tylko śmialiśmy. Do dziś czuję się winna. Myślę, że to właśnie śmierć Joli sprawiła, że zaraz po liceum zostałam policjantką. Żeby jakoś odpokutować za zło, które wyrządziłam moją bierną postawą.
– Nie miałam pojęcia…
– Stare dzieje. Minęło ponad dwadzieścia lat. – Łucja lekko wzruszyła ramionami, ale jej oczy były smutne i załzawione.
– Byłaś dzieciakiem, nie powinnaś się obwiniać. – Koleżanka usiłowała ją pocieszyć, ale wyszło to dość koślawo.
– Byłam nastolatką. Niegłupią i pewną siebie. Świetnie wiedziałam, co się dzieje. Nie reagowałam, bo zależało mi na tym, żeby należeć do paczki najładniejszych dziewczyn w szkole. One rządziły, a ja chciałam być z nimi. Jolka wydawała mi się wtedy życiową łamagą. Nie rozumiałam, że otyłość to nie jej wina. Mówiłyśmy jej: „po prostu przestań tyle żreć”, a ona chowała się pod schodami, żeby włożyć do ust kilka kęsów jabłka. Do takiego stanu ją doprowadziłyśmy. Co dziwne, chłopcy raczej jej odpuszczali. To dziewczyny były okrutne i perfidne. Córeczki lekarzy, prawników i architektów – bogate, bezczelne, uprzywilejowane. Moja matka była krawcową, ojciec gliniarz odszedł od nas rok po mojej komunii. Potrzebowałam ich akceptacji, a przynajmniej bardzo wtedy w to wierzyłam. Szkoła jest jak dżungla, jesteś w grupie tych, którzy rozstawiają innych po kątach, albo dołączasz do grona szykanowanych. Nie chciałam być ofiarą. Wybrałam przynależność do hejterek…
– Nienawidziłam szkoły – powiedziała Ela Zuber. – Źle widziałam, byłam chuda jak szczapa, panicznie bałam się skoków przez kozła, miałam krzywe zęby, nosiłam tanie ciuchy ze szmateksu. Taka córka sprzątaczki i bezrobotnego alkoholika. Możesz sobie wyobrazić, przez co przeszłam w liceum.
– Przykro mi. – Łucja posłała koleżance blady uśmiech i jeszcze raz przeczytała list znaleziony za wycieraczką radiowozu. – Grozi im – zauważyła. – Dwa ostatnie zdania: „Strzeżcie się. Przyjdę i po was”. To otwarta groźba.
– Czyli co? Każda otyła kobieta w mieście może być jego ofiarą? – Aspirant Zuber przygryzła wargę i niepewnie spojrzała na Łucję. – To już ten etap, kiedy powinniśmy je ostrzec, czy nie ma co siać paniki?
– Najpierw musimy ustalić, czy to w ogóle morderstwo, czy jakaś chora akcja – mruknęła komisarz Piłat.
– Daj spokój, gołym okiem widać, że nie żyją!
– To tylko zdjęcie.
– To są trzy trupy! – Ela Zuber podniosła głos.
– A jak sobie wyobrażasz ostrzeżenie społeczeństwa? Mamy sprawić, że w mieście wybuchnie panika?! Wiesz, ile otyłych kobiet mieszka w Płocku? Weź również pod uwagę, że nie znamy jego wytycznych. Czy otyła jest według niego laska w rozmiarze czterdzieści sześć, czy może już ta, która nosi czterdziestkęczwórkę albo dopiero pięćdziesiątkę? Wybiera na ofiary tylko młode kobiety? To wiek nie ma znaczenia? Zagrożone są też sześćdziesięciolatki czy tylko studentki i laski powiedzmy do trzydziestki? Co chcesz zrobić?
– Na dobry początek napisać do Anabelle XXXL. Niech przestanie wrzucać posty na Insta! Dodaje po dwa zdjęcia dziennie! Jeśli na chwilę zniknie…
– Jeśli ją sobie upatrzył, to niczego nie zmieni – Łucja weszła w słowo koleżance.
– Czyli ma zginąć?!
– Nikt nie mówi, że jest celem. Równie dobrze on mógł właśnie upatrzyć sobie jakąś otyłą pracownicę Rossmanna czy sprzedawczynię z mięsnego.
– Musimy go powstrzymać! Jeśli będą kolejne ofiary…
– Nie panikuj, Ela! Błagam, kurwa, tylko nie panikuj! Jesteś gliną, nie przerażoną przedszkolanką! Znajdziemy go. A teraz zabieraj tyłek z mojego biurka i pozwól mi pracować.
– Te rodziny jeszcze o niczym nie wiedzą – zauważyła cicho Elżbieta, przyglądając się zdjęciom trzech zaginionych młodych kobiet. – Nie mają pojęcia, że to właśnie te dziewczyny mogą teraz znajdować się na jakimś zadupiu, ze świńskimi ryjami na głowach.
– Jest za wcześnie na powiadamianie rodzin. Wytypowałam jedynie trzy kobiety, które najbardziej pasują do roli jego ofiar. Nie mamy pewności, że to są one.
– Wiem. Nie sugerowałam…
– Ochłoń, proszę. Wypij melisę, idź, kurwa, na spacer, daj komuś dupy, po prostu się zdystansuj! – parsknęła komisarz Piłat.
– Dajesz porady, na które znalazłyby się paragrafy – mruknęła Elżbieta, po czym wyszła z pokoju koleżanki.
– Daję najlepsze porady pod słońcem – rzuciła pod nosem Łucja, zanim po raz kolejny odczytała list zza wycieraczki.
Płock, sierpień 2023
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Polecamy również:
www.harpercollins.com
Polecamy również:
www.harpercollins.com
Polecamy również:
www.harpercollins.com
Polecamy również:
www.harpercollins.com
Polecamy również:
www.harpercollins.com
Polecamy również:
www.harpercollins.com
Polecamy również:
www.harpercollins.com
Opracowanie graficzne okładki: [email protected]
Ilustracja na okładce: stock.adobe.com
Redaktor prowadząca: Alicja Oczko
Opracowanie redakcyjne: Ewa Godycka
Korekta: Sylwia Kozak-Śmiech
© 2025 by Katarzyna Misiołek
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC.
Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
ul. Domaniewska 34a
02-672 Warszawa
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-887-1
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek