Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Świat męskiego modelingu skrywa tajemnice, o których wszyscy milczą.
Na oddział intensywnej terapii trafia młoda dziewczyna po próbie samobójczej. Jej ojciec nie wierzy, że córka targnęła się na swoje życie. Prywatne śledztwo w tej sprawie zaczyna prowadzić jej przyjaciel Tymon. Szybko odkrywa, że Anka przed wypadkiem interesowała się śmiercią Leona i tajemniczą działalnością własnego ojca. Idzie więc tym tropem. Ślady doprowadzają go do agencji modeli i niejakiego R.D. Żeby dowiedzieć się prawdy o R.D., Tymon zatrudnia się jako model. Kim jest R.D.? Jakie ma powiązania z ojcem Anki? Czy Tymon jest bezpieczny? I co kryje się za agencją werbującą młodych mężczyzn na pokazy mody?
„Cena nie gra roli” inspirowana jest przeżyciami osobistymi i propozycjami, jakie dostawał autor, kiedy został Misterem Polski i Wicemisterem Global, oraz opowieściami trzech uczestników konkursu, którzy zdecydowali się dla kariery pójść na całość. To dzięki ich historiom Jakub Kucner zagląda do brutalnego świata mody, w którym nie ma żadnych granic, a młodzi ludzie służą jedynie do spełniania zachcianek bogatych i wpływowych klientów.
Jakub Kucner gra w serialach „M jak miłość” i „Policjanci” oraz w teatrze w komediach „To tylko botoks” i „Dwie morgi utrapienia, czyli zróbmy sobie wnuka”. W 2017 roku wygrał konkurs na Mistera Polski, a rok później jako reprezentant Polski został Wicemisterem Global i pierwszym Wicemisterem Supranational.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 209
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 6 godz. 13 min
Lektor: Mateusz Weber
Copyright © Jakub Kucner, 2024
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
Zdjęcia autora na okładce
Wojciech Buczyński
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Justyna Dębska
Korekta
Grażyna Nawrocka
Warszawa 2024
ISBN 978-83-8352-718-5
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
DRODZY CZYTELNICY
Dlaczego ja, aktor, zdecydowałem się napisać książkę? Cena nie gra roli powstała dlatego, ponieważ tak mocno chodził mi po głowie jej temat. Czułem, że jeśli czegoś z tym nie zrobię, to eksploduję. Zapewne znacie to doznanie. To nie jest tak, że odcinam się od tytułów Mistera Polski i Wicemistera Global – nie, jestem dumny z tego, co osiągnąłem – ale dlatego, że wiem, z czym wiążą się takie marzenia. I jestem jeszcze bardziej dumny z tego, że nie dałem się wciągnąć w to, w co wciągnąć mnie próbowano.
W odpowiednim momencie włączył mi się instynkt przetrwania i zdecydowałem się zejść z tej drogi. Pewnie nie było to takie trudne, bo miałem alternatywny pomysł na siebie, wspaniałą rodzinę i przyjaciół, którzy wspierali i wspierają mnie do tej pory. Ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Bycie misterem i co za tym idzie modelem to bardzo ciężka i niebezpieczna praca. Pamiętam siebie i innych uczestników konkursów piękności z tamtego okresu. Wszyscy marzyliśmy o tym, żeby zostać modelami albo celebrytami z milionowymi kontami na Instagramie. Wejść do świata show-biznesu, wielkich kontraktów reklamowych, mody na światowym poziomie. Byliśmy młodzi, ambitni i nieprzygotowani na to, co na nas czekało tuż po ogłoszeniu werdyktu.
Wiecie, jaką dostałem jedną z pierwszych propozycji, kiedy zostałem Wicemisterem Global? Nie, nie była to oferta wzięcia udziału w kampanii reklamowej, o której tak marzyłem. Mogłem zarobić pół miliona w weekend, towarzysząc pewnemu szejkowi. Co miałbym robić? Możecie się domyślić. Takich propozycji było niestety zdecydowanie więcej niż tych, na które tak czekałem. Inni uczestnicy mieli podobne doświadczenia. Myśleliśmy, że te konkursy będą dla nas przepustką do wielkiego świata, że znajdziemy się na listach najważniejszych światowych agencji reklamowych, aktorskich czy modowych, ale nasze nazwiska zaczęły pojawiać się na listach, o których istnieniu nie mieliśmy zielonego pojęcia. Były to lata 2017–2019. Rozmawiałem wtedy z wieloma uczestnikami konkursów piękności w Polsce i na świecie. Wiem, że niektórzy skusili się na duże i szybkie pieniądze. Nie oceniam ich. Wiem, że część była w naprawdę podbramkowej sytuacji, miała rodziny na utrzymaniu, dzieci… A potem nie było już innych możliwości.
Świat modelingu męskiego jest bardzo brutalny. Potrafi wciągnąć, przeżuć i wypluć. Historia jednego z takich chłopaków wstrząsnęła mną najbardziej. To jego przeżycia wykorzystałem do stworzenia postaci Leona. Chłopak zniknął i nikt nie wie, co się z nim stało. Nikt go też nie szuka, bo rodzina nie zgłosiła zaginięcia – gdy dowiedziała się, z czego żył, odcięła się od niego.
Świat, który opisuję, jest brutalny, wulgarny, śmiertelnie niebezpieczny. A ludzie, którzy stoją za organizacją takich transakcji, są bezkarni.
Napisałem tę książkę więc również ku przestrodze, żebyście oglądając ten świat pięknych, idealnych ludzi, nie dali się nabrać. Czasami wystarczy delikatnie zdrapać brokat, żeby zobaczyć coś, co nie mieści się w głowie. Chciałbym, żeby młodzi chłopcy zastanowili się milion razy, zanim zdecydują się przekroczyć pewną granicę. Po drugiej stronie jest naprawdę przerażająco…
PROLOG
Scena była wielka i skąpana w złocie. Większość ludzi patrzyła na to z niedowierzaniem, zastanawiając się, ile brokatu zużyto, żeby wszystko tak efektownie lśniło. Niczym góra pieprzonych diamentów. W takiej scenerii ponad dwudziestu młodych chłopaków, prezentujących się wyłącznie w bokserkach, z gołymi torsami wysmarowanymi olejkiem, wyglądało niemalże magicznie.
– Adonisi z samego Olimpu – zauważył ktoś z widowni, co reszta ochoczo podchwyciła i zaczęła klaskać.
Po obu stronach sceny stały dwa wielkie posągi nagich mężczyzn – jeden symbolizował siłę, a drugi elegancję. Już za kilka minut para prowadzących miała ogłosić, kto wygrał konkurs Mister 2023. Jury z pewnością nie miało łatwego zadania – trudno było z tych wszystkich młodych ludzi wybrać tego idealnego, tym bardziej że każdy na swój sposób się wyróżniał.
Prowadzącą była znana celebrytka, ubrana w obcisłą czarną sukienkę z głębokim dekoltem i jeszcze dłuższym rozcięciem w dolnej części kreacji, które ukazywało piekielnie zgrabne nogi. Obok niej stał aktor, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Trochę to wszystko wyglądało egzaltowanie, nieco pompatycznie… Ale czego oczekiwać po tego typu imprezach? Najważniejsze, że ludzie świetnie się bawili, sponsorzy hojnie sypnęli kasą, a przed tym, który wygra, otwierały się wrota raju. Może niekoniecznie w Polsce. Kontrakty już dawno były podpisane, chociaż nie wszyscy o tym wiedzieli. Żelazna zasada mówi jednak, że im mniej się wie, tym spokojniej można spać.
Pół godziny później wszystko było już jasne. Celebrytka i aktor zaprezentowali widowni szereg min pełnych zaskoczenia, oszołomienia i radości, a na końcu odczytali zgodnym dwugłosem:
– Tymon Kopczak!
Dokładnie w tym samym momencie tłum zaczął krzyczeć, nawet jeżeli część ludzi miała innych faworytów. Ale do tej decyzji trudno było się przyczepić. Facet miał dwadzieścia siedem lat, ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, był przystojny, opalony, lekko umięśniony, perfekcyjnie zbudowany, z błękitnym przenikliwym spojrzeniem, od którego mdlała większość kobiet zebranych na sali. Jego wydatne usta układały się w lekko nonszalancki wyraz i jednego nie można było mu odmówić: wyglądał jak młody bóg. A do tego był naprawdę inteligentny.
– Tymon Kopczak – powtórzyła celebrytka, rozglądając się trochę nerwowo za zwycięzcą w koszulce z numerem osiem. Tak jej się przynajmniej wydawało.
Najwyraźniej jednak chłopaka nie było na scenie, bo również pozostali uczestnicy konkursu spoglądali dookoła zdezorientowani, z lekkim zawodem na twarzy, że znowu im się nie udało.
Główny organizator konkursu, a jednocześnie sponsor, stał już na scenie z wielkim czekiem opiewającym na sto tysięcy złotych i również nie wiedział, jak się powinien zachować. W scenariuszu miał wyraźnie napisane, że wychodzi na scenę, rozdaje kilka czarujących uśmiechów, mówi coś do mikrofonu, a potem wręcza czek. Tyle że na razie nie miał komu. Przestępował więc z nogi na nogę i szczerzył śnieżnobiałe licówki.
– Możliwe, że nasz bohater chce zrobić jeszcze bardziej spektakularne wejście – oznajmiła celebrytka, bo jakoś nic innego nie przyszło jej do głowy. Roześmiała się przy tym dość nerwowo i zerknęła pytająco na aktora.
W tym samym czasie zaczęto rozpaczliwie poszukiwać Tymona, który chyba całkiem niechcący spieprzył tę złotą imprezę. A przecież wszystko było dopięte na ostatni guzik. Podczas próby generalnej każdy z misterów został uprzedzony, jak się zachować na wypadek wygranej. Wiedział, gdzie stanąć, jak się ukłonić, jaki uśmiech posłać i w jakim kierunku. I oto wszystko się sypnęło tylko dlatego, że jakiś gnojek gdzieś się zapodział. „Oby właśnie nie robił loda komuś z jury, bo to mogłoby wypłynąć na światło dzienne”, pomyślał jeden z organizatorów, przeszukując nerwowo wszystkie pomieszczenia.
I wtedy rozległ się krzyk. Tak głośny i przerażający, że aż widownia na moment umilkła. Aktor spojrzał niepewnie na prowadzącą, która tylko bezradnie rozłożyła ręce.
– Pójdę sprawdzić, co się stało – rzucił w jej kierunku.
Wybiegł za kulisy i udał się do garderoby, skąd – jak mu się wydawało – dobiegało teraz jakieś rzężenie. Wszedł do środka i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to sylwetka mężczyzny, który stał w kącie i rzygał.
– Kurwa, co jest? – zdenerwował się aktor. – Gdzie jest ten Tymon Kopczak i czemu rzygasz jak kot?
Facet nie odpowiedział, tylko pokręcił głową, a potem pokazał na coś ręką. Aktor odwrócił się i zamarł.
Na podłodze leżał mężczyzna w białym T-shircie z numerem osiem. Jego ciało było nienaturalnie wygięte, a twarz zmasakrowana. Ale nie to było najgorsze. Z ust wystawało mu coś dziwnego, co po bliższym przyjrzeniu się okazało się odciętym penisem.
Rozdział 1
RUDOLF
Patrzył wściekły na swoje jeszcze kilka godzin temu idealnie białe adidasy i klął pod nosem. Sam nie rozumiał, jak mógł dopuścić do tego, że czubki butów niczym gąbka od szkolnej tablicy nasiąkły krwią, po której został teraz obrzydliwy miedziany zaciek. Będzie go musiał szorować pod zimną wodą szczotką ryżową. Czarne od kurzu podeszwy szybko przeleci mydłem, ale jak zmyć krew? Wyciągnął z kieszeni telefon i szybko wpisał frazę. Od razu wyskoczyły mu reklamy płynów do wszystkiego z Rossmanna. Całe szczęście miał je w domu.
Zerknął teraz na buty kobiety, która siedziała kilka krzeseł dalej. Toporne, niemodne, praktyczne, bezpieczne. Dziwne, ale kompletnie nie pasowały do ładnej, zadbanej blondynki. Kobieta siedziała z gracją na niewygodnym szpitalnym krześle z nogą założoną na nogę, a prawą stopą figlarnie kręciła w powietrzu okręgi. Aż dziw, że w tych wielkich buciorach udawały jej się tak zgrabne ruchy. Poczuł, że patrzy na niego. Niechętnie oderwał wzrok od butów i zerknął na jej twarz. Nie była zrobiona, nie miała napompowanych ust ani kwasu w policzkach. Rzęsy też wydawały się naturalne.
– Mąż ma robioną angioplastykę wieńcową – powiedziała, chociaż nie pytał. – Miał rozległy zawał, cudem przeżył – dodała.
– Przykro mi – wydobył z siebie zachrypnięty głos, nieużywany od kilku godzin, nienawilżany wodą ani chyba już nawet śliną.
Wstał z krzesła i podszedł do automatu z przekąskami i napojami. Wrzucił monetę i wybrał wodę. Moneta przyjęta, woda niewydana.
– Trzeba kopnąć. Tylko tak wypluwa – poinstruowała go blondynka.
Zrobił, jak radziła, ale nic się nie zadziało.
– Trzeba mocniej – powiedziała.
Kopnął z całej siły, aż poczuł ból w prawej stopie. Automat w końcu oddał butelkę.
– A pan na kogo czeka? Żona, matka?
– Przyjaciółka.
– Też zawał? – spytała głupio, ale tylko pokręcił głową, po czym rzucił:
– Zawód miłosny.
– Żyły?
– Tabletki – odpowiedział, chociaż to nie była jej sprawa.
– Też przez tego drania kiedyś się cięłam – oznajmiła nagle, zmieniając ułożenie nóg. Teraz lewa kusząco zwisała z prawej.
– Warto było?
– Tak. Sądzę, że to wyrzuty sumienia doprowadziły go do zawału.
Spojrzał na blondynkę z uznaniem.
– Te buty nie pasują do pani.
– Słucham? – Kobieta szeroko otworzyła oczy.
– Buty. Szpecą panią. Buty dużo mówią o ludziach. Te pani wprowadzają obserwatora w błąd. Dają do zrozumienia, że osoba, która je nosi, nie dba o detale, nie jest konsekwentna i ambitna. Nie potrafi w ciszy przez lata budować misternego planu, który potem zrealizuje, krok po kroku, bez zadyszki, bez najmniejszego błędu. To buty człowieka, który nawet nie wystartował w zawodach. Przegrał wszystko na własne życzenie, nie wychodząc z domu.
Blondynka spojrzała na niego zaskoczona. Wyostrzyła wzrok i zlustrowała go od góry do dołu. Zatrzymała się na adidasach i miedzianej plamce, która piekła ze wstydu. Nie wiedział, czemu to robi, ale mówił dalej:
– Ludzie często bagatelizują swój wygląd. Nie wiedzą, jaką bronią i schronieniem mogą być idealnie skrojony garnitur, dopasowana sukienka, piękna marynarka, elegancka jedwabna apaszka. Czyste buty. A przecież tylko dzięki mimetyzmowi gatunek ludzki przetrwa. Powinniśmy uczyć się go od motyli.
– Od motyli? – blondynka zmarszczyła brwi. Najwyraźniej wciągnęła ją ta rozmowa.
– Tak. Rusałka pawik albo zawisak borowiec, motyle, które swoim wyglądem wtapiają się w środowisko naturalne, stając się przy tym praktycznie niewidocznymi. Są bezpieczne. Zachwycają wyglądem, kuszą, ale kiedy wyczuwają oddech wroga, znikają. W tych butach wygląda pani jak pospolita ćma, a powinna być oleandrowcem.
– To znaczy?
– Motylem, który swoim wyglądem udaje, że jest gatunkiem dziennym. W rzeczywistości pod osłoną nocy realizuje swój plan i w ten sposób może zmylić przeciwnika.
– A pan jakim jest motylem?
– Przeziernikiem osowcem. Udającym szerszenia.
Nagle doszedł do wniosku, że rozmowa zaczyna go nudzić, i bezpardonowo ją zakończył. Odwrócił się od blondynki, nie zważając na to, że nadal coś do niego mówiła. Ale było to tylko nic nieznaczące, puste piszczenie ćmy, która zarejestrowała zbliżające się niebezpieczeństwo.
Wziął do ręki jakiś kolorowy magazyn, który leżał na stole, i zaczął przeglądać, ale jego uwaga zatrzymywała się tylko na reklamach. Brad Pitt zawsze przystojny i młody namawiał do wypicia kawy, a kusząca Natalie Portman do powąchania jej. Z każdą kolejną kartką jednak reklamy były coraz mniej ekskluzywne, coraz bardziej praktyczne i pozbawione piękna. Ich brzydota aż bolała. Środek na chwasty, pasta do zębów, płyn do naczyń. Wszystko swoim pospolitym wyglądem tylko odrzucało. Zatrzymał wzrok na reklamie samochodu. Mały, praktyczny, można nim zaparkować niemal wszędzie. Idealny dla nowoczesnej kobiety. Poczuł ucisk w sercu. Gazeta wypadła mu z rąk, uderzając o zakrwawione buty.
Kurwa. Samochód. Gdzie jest jej samochód?
Gwałtownie wstał i ruszył w stronę windy. Wychodząc, usłyszał płacz blondynki. Operacja się udała, pacjent przeżył.
*
– Postaraj się bardziej. Jak masz coś robić byle jak, to lepiej nie rób tego wcale – powiedział szorstkim głosem, a ja czułem, jak krople zimnego potu spływają mi po plecach. Przestraszony wbiłem wzrok w drewnianą podłogę. Tę, którą od rana szorowałem szczotką ryżową. Dokładnie, kawałek po kawałku, żeby nie ominąć żadnego sęka. Żeby nie narazić się na jego gniew. – Jesteś partaczem. Słyszysz? Małym leniwym partaczem. Nawet liter porządnie nie umiesz pisać! – krzyczał, celując we mnie tymi niesprawiedliwymi słowami, a potem uderzył pięścią w stół, powodując, że cała owsianka cofnęła mi się do gardła.
Przełknąłem ją ze strachu. Ręce tak mi się spociły, że ołówek, którym pisałem, wyleciał mi z dłoni. On tylko na to czekał. Rzucił się na mnie jak tygrys, wbił we mnie szpony i kłami rozrywał mi ciało, chociaż nawet mnie nie dotknął. Wszedł tylko buciorami w moją przestrzeń i dmuchając mi nieświeżym oddechem w twarz, wrzeszczał. Byłem nikim, jego wstydem, porażką, mięczakiem. Marzyłem tylko o tym, żeby poszedł już do pracy i zostawił mnie w spokoju.
– Po matce jesteś taką ofermą! Wiesz, jak się czuję, kiedy koledzy w pracy chwalą się swoimi synami, a ja nie mogę niczego dobrego o tobie powiedzieć?!!! – darł się jak opętany. – Jak wrócę z pracy, masz mieć zrobione wszystkie ćwiczenia. I lepiej, żebyś nie wyjechał za linię! – wrzasnął i wyszedł szybkim krokiem z kuchni.
Odetchnąłem dopiero, kiedy usłyszałem odgłos odjeżdżającego samochodu. Spojrzałem wtedy na książeczkę z literkami. Była gruba. Rozpłakałem się i pobiegłem do mamy.
– Nie martw się, kochanie. Ojciec jest zdenerwowany, bo ma dużo pracy. Razem napiszemy te literki i wszystko będzie dobrze – powiedziała łagodnym głosem i przytuliła mnie.
Poczułem się znacznie lepiej. Mama leżała w dużym łóżku w sypialni. Dochodziła do siebie po chorobie. Była blada i miała zimne dłonie z długimi kościstymi palcami. Tuląc mnie, próbowała stłumić kaszel, który ją męczył.
Mama była dobra. Uśmiechała się łagodnie, kiedy ojca nie było w domu. Śpiewała mi piosenki, grała na pianinie i czytała książki. Pozwalała bawić się w kuchni i pomagać przy gotowaniu. Najbardziej lubiłem z nią robić makaron. Rozkładaliśmy razem na lnianych ściereczkach wąskie wstążki makaronu i czekaliśmy, aż stwardnieją. Cała kuchnia pachniała wtedy mąką i ciastem. Mama zawsze zwracała się do mnie pieszczotliwie. Byłem jej misiem, maleństwem, nadzieją. Tak często mówiła pod nosem, niby do siebie, ale ja dokładnie słyszałem te słowa. „Jesteś moją jedyną nadzieją, syneczku” – mówiła. Jej głos zawsze wtedy drżał, a potem przemieniał się w tłumiony płacz.
Wtedy się bałem. Nie mamy, ale tego, że nie będzie miała siły ochronić nas przed nim.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI