Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka, która szarpie nerwy, nie pozwala zasnąć, przeraża okrucieństwem i stawia trudne pytania bez prostych odpowiedzi. Thriller, powieść sensacyjna i kryminał w jednym!
Po rocznej ciszy i ukrywaniu się przed policją do Trenton powracają artyści sadyści. Tym razem ich plan jest lepiej dopracowany, a oni sami transmitują swoje poczynania w Internecie. Na żywo!
Kto tym razem padnie ich ofiarą i czy naprawdę istnieją przypadki? Co się stało z emocjonalnie zniszczoną po poprzednim porwaniu Amelią? Czy policja znów okaże się bierna, a sprawy będą musieli załatwiać zwykli ludzie?
Skorumpowany i pozbawiony uczuć burmistrz ma tajemnice, o których nie mówi nikomu.
Kobieta wychowana w idealnym środowisku staje oko w oko z tymi, którzy chcą jej odebrać wszystko.
Przypadkowo wplątany w wir wydarzeń student miewa sny budzące lęk i bolesne wspomnienia.
Kto naprawdę jest katem i czy złe doświadczenia usprawiedliwiają czyny?
„Człowiek w bandażach” to drugi tom świetnie przyjętego przez czytelników Pana Stracha. Osobom, które były przerażone częścią pierwszą, zaleca się nie czytać nocą!
Mrożąca krew w żyłach, brutalna, przerażająco dobra! Ta książka namiesza Wam w głowach i sprawi, że od teraz STRACH będzie towarzyszył Wam na każdym kroku. Polecam! - A.P. Mist
Czytelnik sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie: jak bardzo ten fikcyjny świat jest podobny do tego, w którym żyjemy? Ostrzegam, sceny wykreowane przez Alex Sand mogą zostać uznane za kontrowersyjne i trudne do udźwignięcia. Czytasz na własną odpowiedzialność. - Catherine Reiss, autorka powieści Fetor
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 316
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Alex Sand (1983) – była studentka zarządzania i marketingu, chemii oraz filologii angielskiej, a ostatecznie masażystka bez choćby jednego dnia przepracowanego w zawodzie. Miłośniczka pracy online, zainteresowana tworzeniem i pozycjonowaniem stron WWW, blogowaniem, forexem i kryptowalutami. Pisać zaczęła w pierwszych miesiącach koronawirusowej pandemii. Przytłoczona ogromem stresów i wizją tego, że oto świat się wali i już nigdy nie będzie taki sam, zaczęła szukać dla siebie odskoczni, kreując losy wymyślonych bohaterów.
Copyright © by Alex Sand, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Patrycja Kiewlak
Zdjęcie na okładce: © by Erik Kalibayev/Shutterstock
Ilustracje wewnątrz książki: OpenClipart-Vectors z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-236-5
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Podziękowania
Sztuka nie ma wyglądać ładnie; ma sprawić, że coś poczujesz.Rainbow Rowell
Rozdział I
Powrót
Billy Sayers siedział w swoim pokoju w akademiku i uczył się do sesji, kiedy na biurku zabrzęczał jego smartfon. Chłopak leniwie podniósł wzrok, odgarnął na bok za długą grzywkę i zerknął na wyświetlacz. Zobaczył, że przyszła do niego jakaś wiadomość z nieznanego numeru. Był już tak zmęczony wkuwaniem kolejnych stron do zbliżającego się egzaminu, że westchnął, odłożył zdecydowanie za gruby tom akademickiego bełkotu i otworzył SMS.
Musisz to zobaczyć, oni chyba robią jej to naprawdę!
Uniósł brwi zaciekawiony i kliknął znajdujący się poniżej link. Tak, wiedział, że to grozi uszkodzeniem oprogramowania, wpuszczeniem na łącza systemu szpiegującego i tak dalej i tak dalej… ale jak zwykle miał to gdzieś. Poczekał chwilę, aż strona się załaduje, a potem zobaczył wideo. Odpaliło się od razu, nawet nie musiał włączać odtwarzania.
W jakimś częściowo zaciemnionym pokoju, na stole przypominającym szpitalne łóżko leżała naga kobieta z czarnym workiem na głowie. Jej ręce i nogi unieruchomione były metalowymi zatrzaskami, a on miał doskonały widok na jej kusząco rozsunięte uda. Poprawił okulary, by sprawdzić, czy rzeczywiście dobrze widzi. Kobieta o wyjątkowo długich nogach i z pięknie wydepilowanym bikini – zawsze zastanawiał się, jak one to robią – rzucała się nerwowo na łóżku i coś krzyczała. Billy pogłośnił i usłyszał, jak wzywa pomocy.
Widział już wiele takich filmików, a strony porno z mocniejszymi zabawami też nie były dla niego nowością, ale miał wrażenie, że teraz to coś innego. No i jak dotąd oglądał za darmo, a wokół nie było żadnych drażniących reklam ani przycisków w stylu „zapłać dychę, żeby zobaczyć ją w akcji”, więc przyjrzał się uważniej scenerii.
Ściany w pomieszczeniu były lekko podniszczone, ale łóżko, na którym leżała, pokryto czystym, białym materiałem, który przesuwał się wraz z nerwowymi ruchami dziewczyny. Billy spojrzał na jej pełne, jędrne piersi oraz sterczące sutki i od razu pomyślał, że albo jest jej zimno, albo jest tym naprawdę podniecona. Wiedział, że aktorki porno – o ile w ogóle można je nazwać aktorkami – przed sceną przykładały czasem kostki lodu do piersi, tak, żeby sutki faktycznie przez jakiś czas sterczały, więc nie był pewien, jak było w tym przypadku. Pomyślał, że może to jakieś dobrze zapowiadające się BDSM?
Rozsiadł się w fotelu, wyciągnął nogi pod biurkiem tak, żeby było mu wygodniej, i patrzył z zainteresowaniem.
Do kobiety, która jak dotąd była widoczna na ekranie sama, podszedł dobrze zbudowany mężczyzna w samych jeansach. Billy od razu zwrócił uwagę na jego szerokie, umięśnione plecy i dobrze zbudowane ramiona, niemal w całości pokryte tatuażami. Miał na nich smoki, kwadraty, trapezy i jakieś dziwne kształty zupełnie niepasujące do siebie. Przez moment pomyślał, że twórca tych rysunków musiał być słabym artystą, skoro całość nie miała sensu, ale w zasadzie co w filmach tej klasy miało sens? Chyba tylko to, jak szybko się dojdzie, trzepiąc sobie konia przed monitorem. Rzadko się zresztą zdarzało, że Billy dotrwał do połowy filmu, gdyż jego nabrzmiały z podniecenia członek eksplodował prosto pod blat biurka. Czasem nawet tego nie czyścił. Sperma dobrze wsiąkała, zasychała, można było ją łatwo zeskrobać. Poza tym nie lubił sprzątać swojego nasienia.
Dopiero po chwili chłopak zauważył, że wytatuowany mężczyzna trzymał w prawej ręce długi nóż, który przyłożył do ciała kobiety i powoli zaczął nim sunąć od kostki w górę. Nie, nie zranił jej. Na ciele nie został nawet jeden krwawy ślad i wszystko wskazywało na to, że on się z nią tylko bawi, ale reakcja kobiety była tak przeraźliwa, że Billy zobaczył gęsią skórkę na własnych rękach. Trochę przesadziła z tym strachem, skoro to była jedynie zabawa, ale dał jej plusa za to, że zrobiła to wiarygodnie. Wtedy facet odwrócił się do kamery i spojrzał prosto w oczy Billy’emu.
Jakby go tam widział.
– Nie możesz oderwać wzroku, prawda? – spytał.
Chłopak przełknął ślinę, bo jeszcze żaden aktor z oglądanych przez niego filmów porno nie zwrócił się do niego wprost, więc nieźle go to zaskoczyło. Mężczyzna uśmiechnął się, mrugnął do niego okiem i cofnął się do łóżka. Tym razem dużo mocniej przyłożył nóż do kostki kobiety i znów zaczął przesuwać go w górę nogi. Za jego ostrzem ciągnęła się smużka krwi. Kobietą wstrząsnęły drgawki i gdyby nie fakt, że była przykuta do łóżka, to podskoczyłaby z bólu. Billy wziął głębszy oddech, bo teraz zapowiadało się naprawdę ciekawie. Nagle nóż trzymany przez wytatuowanego, zapewne wskutek gwałtownego ruchu kobiety, obsunął się w bok jej łydki i wbił w mięsień tak głęboko, że mężczyzna musiał go szarpnąć, żeby wrócić do poprzedniej pozycji. Chłopak wzdrygnął się i nie wiedział, czy to było planowane, czy nie, oraz jak wykonali ten trik aż tak realistycznie.
– Nie wierzgaj, bo będzie gorzej – rzekł do niej zdecydowanym głosem.
– Puść mnie, błagam! Dlaczego mi to robisz?!
Krzyki kobiety tłumił worek, który miała założony na głowę.
Mężczyzna nie odpowiedział i jednocześnie zatoczył nożem krąg wokół jej kolana, zostawiając na nim wyraźne, krwawe bruzdy. Podszedł do jej głowy i przez moment dotykał długich, ciemnych włosów, które wystawały spod worka i opadały na nagie ramiona. Wyglądał, jakby czule się nimi bawił.
Billy Sayers przez chwilę uwierzył, że to rzeczywiście może dziać się naprawdę. Wtedy na ekranie jego smartfona pojawił się drugi mężczyzna. Był szczuplejszy, znaczniej słabiej zbudowany i miał niemal całkowicie zabandażowaną głowę. Stanął przed kamerą, zasłaniając sobą cały widok, i teraz to on patrzył mu prosto w oczy. Billy westchnął na samą myśl o tym, że nagranie właśnie straciło w jego oczach jakąkolwiek wiarygodność. Przebieranki nigdy go nie kręciły, a bandaż na głowie wyglądał słabo i psuł cały efekt. Gdyby to chociaż była jakaś sensowna maska, jak Hannibala z Milczenia Owiec, ewentualnie tego gościa siekącego młodych ludzi w Teksańskiej Masakrze Piłą Mechaniczną. To przynajmniej robiło wrażenie, ale bandaż w porno? Żenada.
– Wysłaliśmy dzisiaj kilkanaście tysięcy esemesów do różnych osób z Trenton – powiedział wreszcie mężczyzna, jakby wyjaśniając tym samym, skąd na telefonie Billy’ego wzięła się wiadomość z linkiem do tego wideo. – To dzięki nim i ty możesz być świadkiem tego, co będziemy tutaj robić. Jeśli masz słabe nerwy, uprzedzam: takiej sztuki jeszcze nie widziałeś, a my dopiero zaczynamy – dodał.
Billy zaciekawił się wzmianką o Trenton i nagle cała scena wydała mu się jakoś bliższa. Lokalne porno bez krępacji? Fiu, fiu. Zerknął na adres internetowy strony i zauważył licznik wskazujący, że w tej chwili aktywnych jest już kilkaset osób. Wzdrygnął się i pomyślał, że to chyba niemożliwe i ktoś robi sobie głupi żart. Wyjątkowo niesmaczny. Mimowolnie wrócił jednak spojrzeniem do obrazu. Obaj mężczyźni podsunęli sobie krzesła tak, żeby usiąść frontem do widza i jednocześnie, żeby w tle było widać ranną kobietę. Billy nie był pewien, czy patrzy teraz bardziej na nich, czy na nagie ciało kobiety i jej unoszące się przy każdym oddechu piersi. Zauważył jednak, że nadal sterczą jej sutki.
– Witaj w nowoczesnych Inspiracjach do Sztuki – rzekł wytatuowany. – Mam na imię Michael, a to jest mój przyjaciel Ricardo. Wspólnie poprowadzimy tutaj cykl artystyczny, który zmieni twoje życie.
– Kobieta, którą widzisz za naszymi plecami, jest dzisiaj naszą zastępczą muzą i to dzięki niej pokażemy ci, czym jest sztuka oraz dlaczego zupełnie jej nie doceniasz – dodał zabandażowany Ricardo.
– Zacznijmy właśnie od tego – ciągnął Michael. – Czym jest dla ciebie sztuka? – zapytał. – Teatrem, do którego nie masz czasu chodzić? Obrazem olejnym, który kompletnie cię nie interesuje? Graffiti na murze, obok którego przechodzisz obojętnie? Otóż… – zawiesił na moment głos. – Jest dla ciebie niczym, co byłoby warte uwagi, prawda?
Po tych słowach wstał, kilka razy obrócił nożem w ręku i podszedł do kobiety. Złapał jej dłoń, rozpłaszczył ją na stole, a potem szybkim, pewnym ruchem odciął jej palec. Kobieta zaczęła krzyczeć, a on, nic sobie z tego nie robiąc, wrócił na krzesło z jej palcem w ręce. Wyciągnął go w stronę obiektywu, sprawiając, że Billy zdębiał. Spojrzał jeszcze raz w stronę łóżka, wyraźnie widział, że dziewczyna krwawi i naprawdę nie ma palca.
– Sztuka jest wszystkim tym, co wywołuje w tobie emocje – powiedział Michael. – A to wywołało, prawda?
Billy poczuł, jak coś w jego głowie zaczyna się przeciwko temu myśleniu buntować. Przecież to były jakieś totalne bzdury. Znów wbił wzrok w odcięty i ociekający krwią palec. To wszystko wyglądało aż nazbyt autentycznie.
– Podczas naszych Inspiracji do Sztuki pokażemy ci, jak wywoływać prawdziwe emocje i jak uwieczniać je na obrazie – oznajmił Michael. – Bo sztuka musi zostać uwieczniona. To jej druga ważna cecha, zaraz po wywoływaniu emocji.
Zabandażowany mężczyzna siedzący obok niego uśmiechnął się i kiwnął głową, dając znać, że chce coś dodać.
– Być może do dzisiaj nie interesowałeś się sztuką albo wręcz miałeś ją gdzieś, ale sprawimy, że to się zmieni – powiedział Ricardo. – I to nie dlatego, że chcemy, byś oglądał tortury, od których włos się jeży na głowie, ale dlatego, że chcemy tobą wstrząsnąć. Chcemy, byś sam odkrył autentyczność emocji, zamiast tej całej papki sztuczności, jaką codziennie serwuje ci świat.
Billy patrzył, jak Michael znów wstaje z krzesła i podchodzi do kobiety. Bał się nawet pomyśleć o tym, co jej zrobi, ale nie miał okazji tego zobaczyć. Ricardo zasłonił sobą kamerę, a następnie podziękował widzom za dzisiejsze przybycie i zaprosił ich na kolejny odcinek już jutro o podobnej porze.
Wideo nagle się urwało, a Billy nadal nie wiedział, co ma o tym myśleć. Sięgnął do szuflady, w której trzymał słodycze na czarną godzinę, gdyby zabrakło mu mocy do nauki, i rozerwał opakowanie pierwszego z brzegu batonika orzechowo-karmelowego. Zatopił w nim zęby i wcisnął replay. Nie był przekonany, co powinien z tym fantem zrobić, więc oglądał ponownie, żując dokładnie każdy kęs i jednocześnie szukając w nagraniu jakiegoś haczyka. Czegoś, co sprawi, że upewni się co do fałszywości i zmontowania całego materiału. Kiedy przez kolejne dziesięć minut nadal nic takiego nie zobaczył, wyłączył stronę i wybrał numer na policję.
***
Porucznik Roman Stark dopijał czarną jak smoła kawę, kiedy na komisariacie rozdzwoniły się telefony. Widział, jak oficerzy dyżurni jeden po drugim podnosili do uszu słuchawki, a gdy na ekranie jego komputera pojawiła się liczba prawie dwudziestu oczekujących połączeń, był już pewien, że coś się stało. Wyjrzał przez okno, żeby sprawdzić, czy to nie żaden wybuch, ale niebo było piękne i czyste. W zasięgu wzroku nie miał nawet jednej chmury dymu z fabrycznych kominów. Wrócił do komputera, wziął łyk kawy i przejrzał zapiski zostawione w systemie przez pierwszego funkcjonariusza, który odebrał połączenie. Zmarszczył brwi i zerknął przez szybę w jego stronę, jakby chciał się upewnić, że to, co czyta, nie jest jakąś pomyłką, ale dyżurny nie patrzył na niego i już odbierał kolejny telefon. Na monitorze pojawił się też zapis zgłoszenia od innego funkcjonariusza potwierdzający to, co zanotował poprzedni. Porucznik Stark wstał od biurka i wyszedł ze swojego gabinetu, kierując się do pokoju komendanta.
Zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedł od środka.
– Chyba mamy problem, szefie – powiedział, widząc, jak komendant Anderson wyciera sobie z wąsów resztki pianki pitego właśnie latte.
– No co tam? – spytał, wskazując Starkowi krzesło.
– Lepiej chodźmy do konferencyjnej, tam jest lepszy ekran, a chyba musimy coś obejrzeć.
– Co konkretnie? – dociekał komendant siorbiący kolejny łyk latte.
– Właśnie rozdzwoniły się telefony, ludzie zgłaszają, że jakichś dwóch facetów okaleczyło na żywo kobietę. Wrzucili to do Internetu i prawdopodobnie są z Trenton – wyjaśnił mu skrótowo.
– Poważnie? – Anderson uniósł brwi. – Jasna cholera. Ani chwili spokoju – powiedział – No to chodźmy, zobaczmy, co to za agenci.
W drodze do sali konferencyjnej zgarnęli jeszcze dwóch wyższych stopniem funkcjonariuszy i po kilku minutach siedzieli już przed dużym ekranem komputera stacjonarnego. Stark wpisał adres strony internetowej, którą podawały osoby zgłaszające, i kiedy tylko zobaczył witrynę, domyślił się, że to nie są żarty. Gdy usłyszał o okaleczaniu kobiety i dwóch mężczyznach biorących w tym udział, czuł w kościach, że to mogą być oni, ale mimo to wierzył, że ukryli się w jakiejś dziurze i nigdy więcej nie wychylą z niej nosa. Minął w końcu cały rok od czasu ich zniknięcia.
– O kurwa – jęknął.
W centralnej części strony wyświetlało się wideo, a po prawej widniały dwa zdjęcia. Na jednym z nich był Michael Night, na drugim Ricardo Rossi. Bez ukrywania się, bez konspiracji, uśmiechnięci i w pełnej krasie.
– No to mamy problem.
– Znasz ich? – zapytał.
– Niestety. To ci dwaj, którzy rok temu porwali kobietę z Trenton i okaleczali ją, a potem uciekli nam sprzed nosa – wyjaśnił komendantowi, który był u nich dopiero pół roku, więc nie mógł o tym wiedzieć. – Koszmarna sprawa i nasza porażka. Mało nie wyleciałem przez nich z roboty – dodał.
– Mhm – westchnął Anderson. – Prędzej czy później trup zawsze wypada z szafy.
– Jak widać – stwierdził nerwowo Stark. – Włączmy to wideo.
Komendant pogłośnił i wcisnął play.
***
Billy Sayers kilkukrotnie przerywał tego dnia naukę i wracał do materiału, który zrobił na nim jednak pewne wrażenie. Nie mógł się skupić na książkach, chociaż dobrze wiedział, że jego egzaminy zbliżają się wielkimi krokami. Szukał w Internecie informacji na temat dwóch mężczyzn, którzy zaczęli tę dziwną zabawę, i natrafił nie tylko na nieczynną już pracownię malarską, prowadzoną jeszcze rok temu przez Ricarda Rossiego, lecz także na wiele artykułów prasowych, którymi media Trenton żyły w zeszłym roku. Sam kojarzył całą tę sprawę jak przez mgłę. Był wtedy na pierwszym roku studiów i szczerze mówiąc, większość tego czasu przepił i przebalował. Nie miał wówczas głowy do czytania gazet ani oglądania wiadomości, więc teraz z zaciekawieniem przeglądał nagłówki.
Maj
Znany malarz poszukiwany za okaleczenie dwojga ludzi i próbę zabójstwa policjanta.
Ricardo Rossi i Michael Night wciąż nieuchwytni. Policja prosi o pomoc.
Krwiożerczy duet zszywa ze sobą dwoje ludzi i ucieka policji.
Wywiad z anonimową ofiarą psychopatów „artystów”.
Czerwiec
Znamy szczegóły kompromitującej policję zasadzki na psychopatów artystów!
Porucznik Winson na cenzurowanym – wyjeżdża z Trenton!
Wyznaczono nagrodę za ujęcie sprawców brutalnych przestępstw.
Billy znalazł w sieci zdjęcia domu, w którym Rossi i Night znęcali się nad swoimi ofiarami, a potem serię wykonanych przez nich obrazów. Wyczytał, że te „dzieła” wyciekły z komisariatu w Trenton, co stanowiło jego kolejną kompromitację. W trzecim miesiącu w prasie pojawiło się ledwie kilka zdawkowych tytułów na ten temat, a później już nic. Billy’emu przeszło przez myśl, że ludzie szybko zapominają o tym, co ich nie dotyczy.
Współczesna znieczulica.
Podniósł wzrok na ekran, wszedł na stronę i zjechał myszką na sam dół, gdzie tak samo jak na większości portali widniał formularz.
Podaj swój numer telefonu, jeśli chcesz otrzymywać od nas powiadomienia o kolejnych materiałach.
Billy, niewiele myśląc, wpisał dane do formularza i kliknął wyślij.
***
Kiedy porucznik Stark uwijał się jak w ukropie, popędzając techników do szybszej analizy wideo, materiał na stronie internetowej zdążyło obejrzeć już kilka tysięcy osób. Ci, którzy otrzymali SMS z powiadomieniem, w zastraszającym tempie przekazywali link kolejnym mieszkańcom Trenton. Stark próbował skontaktować się z firmą, która sprzedała domenę Rossiemu i Nightowi, ale trafił jedynie na firmę krzak zarejestrowaną gdzieś w Belize. Nie było podanego ani numeru telefonu, ani adresu. Ślepy zaułek. Zastanawiał się, czy zadzwonić do burmistrza z prośbą o interwencję gdzieś wyżej, tak, żeby można było zablokować witrynę, ale zdał sobie sprawę z tego, że wtedy straci wszelkie ślady. I kontakt z tymi, na których ujęciu tak mu zależało.
Od wczesnych godzin południowych miał włączony komputer, czekając, czy zgodnie z wczorajszą zapowiedzią znów udostępnią jakąś transmisję. Liczył, że nie, ale nie mógł sobie pozwolić na błędy. Chwilę po czternastej odświeżył ekran i zauważył zegar odmierzający czas do startu za dziesięć minut. Od razu zadzwonił do komendanta i kilku innych funkcjonariuszy, którzy mieli oglądać materiał i na bieżąco szukać wskazówek mogących naprowadzić ich na jakikolwiek trop.
Po upływie wskazanego czasu mężczyźni pojawili się na ekranie.
– Tęskniłeś za nami? – zapytał Ricardo, który podobnie jak poprzednio miał bandaże na twarzy. – Witaj w drugim wideo z cyklu Inspiracje do Sztuki.
Siedzący obok niego Michael uśmiechnął się do kamery, ale nie zabrał głosu.
– Z pewnością chciałbyś wiedzieć, kim jest nasza wybranka, prawda? – ciągnął Ricardo, wskazując na łóżko, na którym było wprawdzie widać leżącą kobietę, ale całe jej ciało przykryte było jakąś folią. – Nie zdradzimy jej tożsamości, ponieważ w tej chwili jest wyłącznie muzą i taką ma pozostać. Niemniej, drogi widzu, jeśli masz piękną, ciemnowłosą siostrę, córkę albo żonę mieszkającą w Trenton i gdzieś ci się w ostatnich dniach zawieruszyła, to być może jest to właśnie ona – dodał, figlarnie mrugając okiem do kamery.
Porucznik Stark złapał za telefon, zadzwonił do dyżurnego i poprosił o przyniesienie mu listy wszystkich zgłoszeń zaginięcia kobiet z ostatniego miesiąca. Nie miał pojęcia, jak długo ci dwaj mogą ją przetrzymywać, ale zakładał, że skoro wczoraj pierwszy raz zranili ją na wizji, to nie mogło minąć wiele czasu od uprowadzenia.
Tymczasem Michael Night wstał z krzesła i demonstracyjnie zdjął folię przykrywającą ciało kobiety. Ktoś, kto zobaczyłby ten widok na żywo, mógłby dostać mdłości. Na jej stopach, dobrze widocznych od strony kamery, wycięte były głębokie bruzdy układające się w kształt liter. Na prawej widniało wielkie, czerwone „A”, a na lewej równie paskudne „M”. Rana, którą Michael zrobił jej wczoraj na nodze, była dziś zaszyta jakimiś grubymi nićmi i wykończona wyraźnym haftem krzyżykowym. Na udach kobiety pojawiły się płytkie, poziome cięcia, ciągnące się jedno przy drugim od kolana aż po jej wydepilowane bikini.
Stark przymknął na chwilę powieki, wyobrażając sobie, jak musiała cierpieć. I bardziej niż uda miał tutaj na myśli stopy. Mało kto wiedział, że stopy to część ciała, na której ból jest najdotkliwiej odczuwany, często wykorzystywano tę wiedzę podczas tortur na wojnach. Bite stopy to było jedno, ale głęboko okaleczone nożem mogły powodować nieodwracalne problemy z chodzeniem. Porucznik zwrócił też uwagę na litery wycięte na nich, zapewne nożem, i od razu wiedział, co one oznaczają. Niestety.
– Dziś pokażemy ci, jak uwieczniać emocje – powiedział Ricardo i odwrócił swoje krzesło tyłem do kamery, tak, żeby było widać jego plecy.
Michael w tym czasie ustawił sztalugi malarskie. Obaj usiedli i sięgnęli po swoje narzędzia. Ricardo – farby, Michael – niewielki kawałek węgla. Mieli inną technikę i chcieli to wyraźnie zaznaczyć. Łączył ich sposób działania, ale byli odrębnymi, artystycznymi bytami. Night chwycił nagle coś, co nie było dotąd widoczne, zamachnął się i długim kijem, który niespodziewanie pojawił się na ekranie, dźgnął kobietę w poranioną stopę. Zawyła z bólu i gwałtownie ją podkurczyła, obcierając sobie kostki o metalowe zapięcia. Jej krzyk był wyraźnie stłumiony. Mężczyźni zadbali o to, żeby nie mówiła nic, czego sami nie chcieliby ujawnić. Pod czarnym workiem ukrywającym jej twarz miała usta zaklejone taśmą.
– Ból jest jedną z najbardziej autentycznych emocji – ciągnął Rossi, przykładając pędzel do płótna. – I niezwykle trudno jest go udawać. Do perfekcji dochodzą oczywiście aktorzy, ale wyobrażasz sobie, jak inna byłaby reakcja ich ciał, gdyby rzeczywiście czuli to, co udają?
– Facet biegnie przez dżunglę, przebija sobie nogę ostrym konarem, syczy z bólu, a potem biegnie dalej – wtrącił Michael. – A ty w to wierzysz, prawda? Tak cholernie potrzebujesz wielkich bohaterów, że łykasz każde gówno, jakie podsuną ci w kinach, i jeszcze się zachwycasz. Czy to da się zagrać? – spytał, uderzając kobietę ponownie, tym razem mocniej. – W sztuce szukaj autentyzmu. Prawdziwych emocji, wrażeń, piękna i skrajności! – wyliczał, nic sobie nie robiąc ze stłumionych krzyków porwanej.
Drzwi gabinetu Starka, oglądającego film, otworzyły się i dyżurny machnął cienkim plikiem kartek.
– Szefie, mam tę listę zaginionych kobiet – powiedział.
– Dawaj. – Porucznik przywołał go ręką. – Dużo ich jest?
– Siedem z ostatniego miesiąca, w tym tylko trzy z ciemnymi włosami – dodał.
Stark wziął od niego dokumenty, przejrzał je pobieżnie i położył przed sobą trzy karty ze zgłoszeniami o zaginionych. Do każdej była dołączona fotografia. Jedną od razu odłożył na bok. Sześćdziesięcioletnia kobieta nie mogła mieć takiego ciała jak ta, którą widział na ekranie. Pozostałe owszem.
– Coś jeszcze? – Porucznik uniósł głowę, widząc, że funkcjonariusz nie zbiera się do wyjścia.
– Szefie, zaczynają się telefony z pretensjami do policji – bąknął nieśmiało. – Wie pan, że nic nie robimy, a tam katują kobietę i tak dalej.
– Mhm. Domyślam się. Media też już dzwonią? – spytał.
– Tak, ale jeszcze nie masowo.
– Będzie trzeba zwołać konferencję prasową – powiedział Stark, drapiąc się po głowie. – Dziś nie komentuj, a w razie czego mów, że jutro zostanie ogłoszony termin konferencji.
– Okej. Mam nadzieję, że szybko na coś trafimy. – Dyżurny zapatrzył się w monitor na biurku porucznika, widząc, jak mężczyźni nadal malują.
– Oby. – Stark wcale nie był przekonany.
– W razie czego służę pomocą, chciałbym się przydać.
– Przypomnij mi, jak się nazywasz?
– Timothy Sacks.
– W porządku, Timothy, jeśli będę potrzebował świeżego spojrzenia, dam ci znać. Tymczasem melduj o wszystkim.
– Oczywiście! – Sacks uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi.
– Zaczekaj! – zawołał porucznik.
Timothy cofnął się i wrócił do jego biurka.
– Gdybyś miał wytypować jedną z tych dwóch kobiet ze zdjęć, która by to była? – Wskazał mu fotografie.
– Ta. – Sacks bez wahania dotknął palcem zdjęcia po lewej.
– Dlaczego?
– Niech szef spojrzy na ekran. – Kiwnął głową. – Jej włosy opadają znacznie za ramiona, są długie, a ta z drugiego zdjęcia ma o wiele krótsze.
– Mhm. O ile zdjęcia są aktualne – zwrócił uwagę porucznik.
– Są – oznajmił Sacks. – Sam przyjmowałem oba te zgłoszenia. Ich matki powiedziały, że fotki są świeże. Pamiętam nawet tę od długich włosów. Rzekomo idealna córka, żadnych niezapowiedzianych imprez, narkotyków, alkoholu. Poszła do pracy i po prostu do niej nie dotarła.
– Dzięki. Sprawdzę to i zobaczymy, czy masz oko.
Timothy uśmiechnął się, podziękował i wyszedł.
Stark zerkał za nim przez chwilę, zastanawiając się, w którym momencie sam stracił tę młodzieńczą świeżość spojrzenia i chęć pomagania przy każdej sprawie. Może to po prostu przychodzi z wiekiem? Człowiek znieczula się na nieszczęścia tak bardzo, że nawet jako policjant zaczyna patrzeć na nie jak przez zamgloną szybę, jakby odcinał się od tego, co mogłoby go dotknąć. Traci czujność.
Spojrzał na komputer i zauważył, że wideo się skończyło. Westchnął i kliknął ikonkę ponownego odtwarzania. Tym razem nie mógł sobie pozwolić na żadne uchybienia, żadne pomyłki. Jego ostatni rok w policji był trudny właśnie przez tych dwóch i nie zamierzał pozwolić im na zmarnowanie kolejnych lat swojego życia. Nie tym razem.
Rozdział II
Niedoszła ofiara
Amelia czekała na niego w salonie i raz po raz nerwowo zerkała w stronę okna. Przesunęła jego ulubiony skórzany fotel tak, żeby nie znajdował się w centrum pokoju, a w rogu, skąd miała swobodny widok na całe pomieszczenie i znajdujące się na końcu drzwi wejściowe. Od tamtych wydarzeń miała uraz do siadania w miejscach, z których nie widać drzwi. Była bardziej czujna, ale i bardziej znerwicowana, co utrudniało życie i jej, i osobom w pobliżu. Mimo że minął już rok, wspomnienia wciąż w niej żyły. Nie dawały spać. Budziły koszmary. Wywoływały złość. I strach. Wielokrotnie chciała o tym zapomnieć i odnaleźć tę wersję siebie, którą kiedyś tak lubiła, ale dopóki oni byli na wolności, nie miała na to żadnych szans. Kontrolę nad jej codziennością po prostu przejęły wspomnienia i emocje, a nie logiczne myślenie.
Tak, ona też oglądała nagrania, które Ricardo Rossi i Michael Night upubliczniali od kilku dni na swojej stronie internetowej. A im częściej to robiła, tym gorzej się czuła. Wyobrażała sobie siebie na miejscu kobiety, którą teraz katowali, twierdząc przy tym, że to gówno to jakaś sztuka, i nie mogła przeboleć, iż wszystko zaczyna się od nowa. Po tamtej nocy, kiedy Michael i Ricardo uciekli, a ona obudziła się przerażona, nie wiedząc, jak to możliwe, że znowu ją porwali, nadal łapała się w ciągu dnia za nadgarstki, czując na nich zimną, metalową obręcz, która wtedy ją krępowała. Fizycznie, jej rany prawie się zagoiły. Wszystkie poza małym palcem, którego lekarzom nie udało się uratować. Psychicznie natomiast… no cóż.
Pomyślała o dziewczynie, która teraz leżała na jej miejscu, tyle że w znacznie gorszej sytuacji. Pozbawiona palca. Pokazywana nago całemu światu. Internet takich rzeczy nie zapomina. I ta mowa, jaką ci dwaj serwowali lawinowo rosnącej liczbie widzów. Ten stek pierdół o sztuce i emocjach, o utrwalaniu obrazu. Tego było dla niej naprawdę za wiele. Znów czuła pod skórą dreszcze strachu pomieszane ze złością.
Nagle usłyszała zgrzyt klucza w zamku i nadstawiła uszu.
Robiła to za każdym razem, odkąd we dwoje tutaj mieszkali. Ufała mu i czuła, że nikomu nie powiedziałby, gdzie się ukryła, ale i tak nasłuchiwała nerwowo.
– Jestem! – Mężczyzna wsunął głowę do środka i od razu dał znać, że to on.
Amelia odetchnęła z ulgą. On doskonale wiedział, jakie obawy nią targają, i niczego nawet nie musiała tłumaczyć. Spojrzała na niego, a on podszedł do fotela, w którym siedziała skulona, i po prostu ją przytulił. Poczuła na policzkach jego krótki zarost, a potem, kiedy pocałował ją ciepłymi ustami, zarzuciła mu ręce na szyję i się z nim przywitała. Kto by pomyślał, że po trzech miesiącach przy jego boku zacznie odzyskiwać spokój i poczucie, że nic jej nie grozi? Trzymała go w uścisku przez dłuższą chwilę, ciesząc się tym momentem.
– W porządku? – zapytał.
Ruszyła głową tak, że trudno było odczytać, czy chodzi jej o „tak, w porządku” czy „nie, do kitu”.
– Widziałaś ostatnie nagranie, tak?
– Mhm. A ty?
Potwierdził i jeszcze raz ją pocałował, gładząc ręką po głowie, jakby chciał ją pocieszyć. Kiedyś za takie gesty wydarłaby się na każdego faceta, bo nienawidziła współczucia i lubiła być odbierana jako ta silna, ale… te czasy minęły. Szkoda.
– Widziałeś stopy tej dziewczyny? – Popatrzyła mu prosto w oczy, zastanawiając się, czy skłamie.
– Niestety widziałem.
Jego spojrzenie mówiło wszystko i chociaż po tonie głosu wiedziała już, że nie będzie jej okłamywał, to i tak musiała się upewnić. Jakby ciągle go w jakiś sposób sprawdzała.
– Myślisz… – zawahała się. – Myślisz, że to były moje inicjały?
Mężczyzna przełknął ślinę i westchnął głęboko.
– Nie mogę tego wykluczyć. A i M. Amelia Matsson – powiedział głucho.
– Czyli oni mi grożą?
– Nie ma pojęcia, ale nie podoba mi się to.
– Wiesz, oglądałam dzisiaj to nagranie ze dwadzieścia razy – wyrzuciła jednym tchem. – Czuję, jakby to wszystko znów do mnie wracało, i jestem przerażona.
– Masz mnie – odparł spokojnie. – Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
– Wiem, ufam ci – szepnęła i pocałowała go w szyję. – Ale nie wiem, czy ich nie boję się bardziej.
– Wszyscy popełniają błędy, oni też w końcu to zrobią. Zobaczysz.
– Najchętniej zobaczyłabym ich martwe i wybebeszone ciała – przyznała.
Mężczyzna westchnął, jakby wcale jej się nie dziwił, a ona objęła go jeszcze mocniej i próbowała przelać na siebie ten spokój, którym ostatnio ją ratował. Czuła jego mocne, pewne ramiona i była wdzięczna za to, że ma go przy sobie.
– Chodź ze mną na sofę – zaproponował po chwili, kiedy od schylania się nad fotelem poczuł w plecach pierwszy ucisk.
Dawno już nie był młodzieniaszkiem i czasem coraz mocniej łupało go w krzyżu.
Amelia kiwnęła głową i się podniosła.
– Zrobiłam ci kolację, usiądź, przyniosę.
– Kolację? – zdziwił się.
– Mhm – mruknęła twierdząco. – Chyba po tych kilku miesiącach mogę coś dla ciebie upichcić?
– Myślałem, że nigdy się na to nie zdecydujesz. – Uśmiechnął się. – Nawet jeśli przygotowałaś spalony chleb z dżemem, to zjem, jakby to było danie główne z pięciogwiazdkowej restauracji – zażartował.
– Spróbowałbyś inaczej – powiedziała, kiwając palcem. – Zabiłabym.
To był pierwszy tego dnia uśmiech, na jaki się zdobyła. Tylko on potrafił w tak beznadziejnej sytuacji wywołać u niej małą radość. W zasadzie sama nie wiedziała, czy to była radość czy błogość. Był od niej prawie dwadzieścia lat starszy, a czuła się przy nim tak, jakby tej różnicy wieku nie było. Nie przeszkadzało jej to, że wyraźnie siwiał ani że było widać grube zmarszczki na jego wiecznie zestresowanym czole. Ten facet przeszedł w życiu naprawdę sporo i może dlatego potrafił tak wiele zrozumieć? Może dlatego dobrze rozumiał właśnie ją?
Poszła do kuchni, wyjęła z lodówki lasagne i wrzuciła do mikrofalówki.
Po kilku minutach wniosła do pokoju brytfankę i dwa talerze.
– Lasagne? – Mężczyzna patrzył na stół, jakby leżał tam homar w wersji wykwintnej.
– Mhm – mruknęła.
– Sama zrobiłaś? – Jego oczy robiły się coraz większe.
– Nie drąż, do licha – burknęła z niezadowoloną miną. – No dobra – dodała zrezygnowana. – Kupiłam sama, do brytfanki przełożyłam sama i do mikrofalówki też. Więc chyba się liczy?
Zaczął się śmiać, a jego niski, ciepły głos rozniósł się po pomieszczeniu niczym kojący dotyk pluszowego misia. Usiedli przy sobie na sofie i zaczęli jeść.
– Bardzo dobre, szefowo – powiedział po chwili, mlaskając z apetytem. – Czuję tu zdecydowaną nutę mrożonek z marketu znajdującego się kilka ulic dalej lub ewentualnie miks smaków z zamrażarki na najbliższej stacji benzynowej.
Amelia parsknęła śmiechem i przyłożyła mu delikatnie widelcem w koszulę.
– Mówiłam, że zabiję!
– Jestem gotów na śmierć za takie frykasy – odparł z pełnymi ustami. – Dźgaj śmiało!
***
– Patrz na niego! – rozkazał surowo mężczyzna o siwych włosach. – No patrz!
Chłopiec zamknął powieki i rozpaczliwie pokręcił głową. Nie chciał znów tego oglądać. Naprawdę nie chciał.
– Otwórz je! Natychmiast!
Mały zaczął płakać i jeszcze mocniej zacisnął oczy. Siwowłosy zaklął, a potem podszedł do niego i siłą rozwarł mu powieki. Sięgnął do stolika i złapał specjalną, metalową nasadkę, którą można było umieścić wokół oczu tak, żeby się nie zamykały. Odkrycie tego wynalazku, stosowanego zresztą przy laserowej korekcji wzroku, znacznie ułatwiło mu życie. Chwilę majstrował przy jednym oku dziecka, ściśle dokręcając brzegi nasadki, a potem zajął się drugim.
– I po co ci to było? – warknął. – Patrz!
Chłopiec mógł spoglądać tylko na wprost, więc nie miał wyboru. Mężczyzna przywiązał go do łóżka szalikiem, ucieczka była niemożliwa. Mały najpierw zobaczył członka, który z bliska wydawał mu się ogromny. Zaraz nad nim owłosiony brzuch siwowłosego. Mężczyzna stał przed nim całkiem nagi. Prawą ręką sięgnął do swojego penisa i z czułością zaczął go masować. Nie spuszczał wzroku z dziecka i cieszył się, że ono wreszcie na niego patrzy. Ruszał ręką raz wolniej, raz szybciej, a jego twarz zrobiła się czerwona.
– Zaraz zobaczysz, jaki będzie piękny – wysapał.
Mały skrzywił usta i prosił go, żeby przestał, ale to nic nie dało. Nigdy nic nie dawało. Chłopiec pomyślał, że siusiaki dorosłych są okropne.
Wreszcie penis mężczyzny zesztywniał, a ten nachylił się nad twarzą dziecka. Wydął usta w dziwnym grymasie, a mały z całych sił starał się zamknąć oczy. Wiedział, co się stanie. Zacisnął wargi, żeby nie wpadło mu to do ust. Gęsta, lepka i ciepła maź zalała mu policzki, a potem oczy. Nie mógł mrugać przez te nakładki, więc zaczął krzyczeć. Nic nie widział. Oczy go szczypały.
– Ugh – jęknął usatysfakcjonowany prześladowca. – No widzisz? Nie było tak źle.
Zaśmiał się, po czym chusteczką starł spermę z oczu dziecka. Patrzył na niego przez chwilę, a później zdjął nakładki blokujące powieki. Odczekał kilka minut, ubrał się i rozwiązał szalik, a chłopiec niemal natychmiast zaczął gwałtownymi ruchami wycierać sobie twarz.
– Jeśli powiesz swojej matce, zrobię jej to samo – powiedział. – Wiesz o tym, prawda?
Chłopiec kiwnął głową i płakał, siedząc na skraju łóżka.
– Umyj je. – Mężczyzna wcisnął mu w ręce klejące się nakładki. – Mają lśnić! – Wskazał umywalkę i patrzył, jak chłopiec do niej idzie.
Obserwował, jak odkręca wodę i szoruje przyrząd z jego nasienia. Uśmiechnął się pod nosem. Tak, był z tego dzieciaka bardzo zadowolony.
Wtedy mały naprawdę otworzył oczy i kurczowo zaciskając palce, poczuł, że całe dłonie ma spocone. Trząsł się. Spojrzał na nie i zobaczył ręce dorosłego człowieka. Usiadł na łóżku i oddychał ciężko, próbując zapomnieć o tym śnie.
W głowie brzęczało mu tamto zdanie siwowłosego. „Jeśli powiesz swojej matce, zrobię jej to samo”. Nigdy jej nie powiedział. Nie mógłby. Wstydził się i bał. Zerknął na swoje biurko i na książkę, którą powinien przeczytać przed egzaminem, i zebrało mu się na wymioty.
Czy to się wtedy w ogóle wydarzyło?
Miał pięć lat, mógł to sobie przecież wymyślić. Nie miał innych wspomnień z tamtego okresu, tylko to jedno. Jedno parszywe wspomnienie, które co jakiś czas wracało i budziło w nim strach. Umysł podsuwał mu wówczas różne rzeczy. Że naoglądał się za wielu koszmarów, kiedy podglądał horrory, które rodzice puszczali sobie wieczorami, że… to wyłącznie przywidzenia. Jedynie, kiedy trzepał sobie konia przed pornosami, a potem strzelał spermą, miał wrażenie, że skądś zna ten zapach. Że rozpoznaje ten klej. Że słyszy „Patrz na niego! Patrz!”.
Z drugiej strony był przecież normalny, nie miał żadnej traumy, studiował, życie nawet nieźle mu się układało. Nie sikał w materac, nie patrzył z przerażeniem na starszych ludzi o siwych włosach. Czasami tylko trochę się jąkał. Wypuścił powietrze i wstał z łóżka. To nie mogła być prawda. To na pewno zły sen. Każdy ma jakieś koszmary.
***
Kiedy porucznik Winson siedział w swoim wciąż pachnącym nowością gabinecie i zobaczył na ekranie smartfona połączenie od Romana Starka, przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym, czy w ogóle odebrać. Wciąż żył tamtą sprawą, chociaż przeprowadzka na drugi koniec Stanów miała mu zapewnić powrót do równowagi. Tak, wiedział, że spieprzyli to, co miało być takie proste, i nadal nie mógł sobie darować, że tyle czasu podejrzewał Antona Kiercha o porwanie Amelii Matsson. Po tym wszystkim prasa usiadła na Winsona tak mocno, że musiał wyjechać. Nie był już mile widziany w Trenton, a jego podwładni ograniczyli zaufanie do jego poleceń tak mocno, że nie miało to dłużej sensu.
– Winson – powiedział, kiedy wreszcie zdecydował się odebrać.
– Cześć, chłopie, słyszałeś już? – Stark od razu przeszedł do rzeczy.
– O czym?
– Aha. Czyli nie słyszałeś – bąknął. – Nasi artyści wrócili w nowym wydaniu.
– Żartujesz? – Winson oparł się mocniej o fotel, jakby ktoś go uderzył.
– No nie. Zaraz wyślę ci adres strony internetowej, zerknij na nią – powiedział Roman. – Wiem, że to już nie twoja sprawa, ale obaj dostaliśmy przez nią po uszach, więc może w wolnej chwili… – zawahał się. – Po prostu obejrzyj, może coś pomocnego wpadnie ci do głowy. To gówno spadło teraz tylko na mnie, więc powiem szczerze, że każda sugestia się przyda.
– Ech. Z tego, co pamiętam, byłeś lotniejszy ode mnie.
– I co zdziałałem? To samo co i ty. – Stark celowo umniejszył swoją rolę i pozwolił Winsonowi przez moment poczuć się lepiej.
– Federalni od razu tego nie wzięli?
– Zajmuje się tym jedna z jednostek, ale my robimy swoje.
– No jasne. – Winson chrząknął i chwilę się zastanawiał. – Dobra, wyślij to.
– Zaraz będziesz miał esemes. A co u ciebie tak w ogóle? W porządku?
– Jeśli dowodzenie komisariatem w najmniejszej dziurze świata można nazwać „w porządku”, to tak. Jest dobrze – westchnął, ale w jego głosie dało się wyczuć rozczarowanie.
– Wysłałem. A co do tej dziury, to wierz mi, Winson, że w tym momencie chciałbym być na twoim miejscu – dodał Stark.
– Nie mówmy o tym, okej? Odezwę się, jak obejrzę, bo widzę, że nie zdradzisz mi szczegółów w tej rozmowie?
– Nie. Chcę, żebyś to zobaczył tak, jak my zobaczyliśmy. Bez kalibrowania – wyjaśnił Stark.
Winson rozłączył się i otworzył wiadomość z linkiem do strony internetowej. Wahał się kilka sekund, zanim go kliknął, ale ciekawość wreszcie zwyciężyła. Ta sprawa ciążyła im wszystkim.
Kolejne dni nie przyniosły policji żadnych nowych śladów. Codziennie w okolicy południa niemal wszyscy na komisariacie zasiadali przed komputerami, by oglądać wyczyny Rossiego i Nighta na wideo, zupełnie jakby to był jakiś serial telewizyjny. Dla większości funkcjonariuszy taki pokaz przewagi tych dwóch psychopatów był poniżający. Co chwilę dzwonili z mediów, aby zapytać o postępy, albo wściekli mieszkańcy Trenton, którzy domagali się uratowania coraz mocniej katowanej na wizji dziewczyny.
Rodzice zaginionych kobiet oglądali nagrania wielokrotnie, ale nie byli pewni, czy zakrwawione ciało na stole jest ich córką czy nie. A może raczej… nie chcieli stwierdzać tego ostatecznie, bo odebrałoby im to resztki nadziei.
Ani Stark, ani Winson nie wpadli na żaden ślad, a na stronie systematycznie rosła liczba oglądających, nakręcając falę zainteresowania przemocą. Każdy chciał zobaczyć więcej.
***
Timothy Sacks miał w tym tygodniu nocną zmianę. Poza kilkoma pijaczkami, którzy awanturowali się na mieście, i telefonami dotyczącymi możliwości podwiezienia kogoś naprutego do domu – jakby policja pełniła funkcję jakiejś cholernej taksówki! – nie działo się kompletnie nic. Znudzony wszedł na najgłośniejszą w ostatnich dniach stronę internetową w Trenton i zerknął na statystyki. Nawet teraz było aktywnych sporo osób. Zapewne oglądali powtórki. Spojrzał na zegar komputera, a potem odwrócił wzrok w kierunku własnego nadgarstka. Czas był zsynchronizowany prawie idealnie.
Odświeżył witrynę i przewinął do góry, żeby jeszcze raz obejrzeć pierwsze wideo.
Kiedy jego myszka zatrzymała się tam, gdzie znajdował się materiał, zauważył, że strona jakby się zawiesiła, a potem wyskoczyło na niej okienko pop-up. Tego jeszcze tutaj nie było.
Zaczekał moment i zobaczył świeżo dodane zdjęcie. Trudno powiedzieć, czy najpierw otworzył usta, czy złapał za telefon, ale już po chwili wybrał numer do porucznika Romana Starka i jednocześnie wołał przysypiających w biurze trzech funkcjonariuszy.
– Ej! Zajrzyjcie na ich stronę, natychmiast! – krzyknął. – Już dzwonię do Starka.
Zanim Sacks zdążył połączyć się z porucznikiem, policjanci z ożywieniem wpatrywali się w ekran. Po kilku sekundach Timothy usłyszał zaspany głos.
– Co jest? Próbuję spać.
– Szefie, jest problem, proszę natychmiast przyjechać! – powiedział podniesionym głosem. – Ci dwaj dodali właśnie zdjęcie… chyba ciała tej kobiety i współrzędne. Wygląda, jakby leżała w parku.
– O cholera. – Stark obudził się niemal w tej samej sekundzie. – Już wstaję. Wyślij tam ludzi, zanim adres zobaczą cywile – rzucił. – Po drodze wejdę na stronę i zaraz tam jadę.
– Dobra, tylko szybko, bo mamy na komisariacie ledwie cztery osoby.
– Ty zostań, ktoś musi być pod telefonem, reszta na miejsce. I ściągnij, kogo się da, niech tam przyjadą z taśmami – zreflektował się Stark. – Długo to zdjęcie tam wisi? – spytał nagle.
– Nie wiem. Wszedłem przed chwilą i mam wrażenie, że dopiero się pojawiło, ale głowy nie dam.
– Dobra, dzwoń do ludzi, już jadę – odpowiedział porucznik.
Zdążył już wyskoczyć z łóżka i musiał odłożyć komórkę, bo potrzebował dwóch rąk, żeby włożyć spodnie.
Sacks natychmiast wykonał polecenie szefa i po kolei obdzwaniał policjantów, którzy mieli dzisiaj wolne. Pozostała na komisariacie trójka wyszła już do radiowozów i pojechała pod widniejący na zdjęciu adres.
Porucznik Stark, chociaż nie był już najmłodszy, ubrał się w kilka minut.
W niektórych sytuacjach siła jego woli działała nawet wtedy, kiedy jeszcze spał. Rozejrzał się za skarpetkami, a że nie miał pod ręką czystych, to włożył te z wczoraj. Wyglądały przyzwoicie, poza tym za chwilę i tak wsunie stopy w buty, więc nikt ich nie powącha.
– Coś się stało, Roman? – spytała zaspana kobieta leżąca w łóżku.
– Muszę jechać, słońce – odpowiedział pospiesznie. – Ważny wypadek w pracy, zadzwonię do ciebie rano, okej?
– Jasne, uważaj na siebie.
Chyba jeszcze coś dodała, ale Stark nie zdążył już usłyszeć końcówki, bo właśnie wybiegał z domu.
Wskoczył do auta, sięgnął po telefon i wybrał adres WWW.