Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Za drzwiami, zdawałoby się, spokojnego żeńskiego akademika kryją się niewypowiedzialne potworności, przeplatane niczym nieposkromioną żądzą. Tydzień Inicjacji jest dla Ann White próbą, podczas której może się przekonać, że żaden akt nieprzyzwoitości nie jest zbyt upokarzający, żaden rodzaj seksualnego poniżenia zbyt paskudny… We wnętrznościach Domu Alfa pulsuje starożytne, cielesne zło, którego mroczne pożądanie doprowadza Ann do postradania zmysłów. Dziewczyna będzie oblewana pomyjami, opluwana, penetrowana, dymana, dźgana, upokarzana, policzkowana, sodomizowana, przepychana jak toaleta, wypełniana jak karafka i masowo poniżana. Z własnej woli przejdzie przez magiel seksualnej deprawacji, żeby udowodnić swoją determinację i zasłużyć na przyjęcie do grupy. Zamieniwszy się w naczynie wypełnione brudnym pożądaniem, czy zdoła przeżyć wystarczająco długo, żeby odkryć prawdziwy sekret Domu Alfa?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 196
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2019
Dom Horroru
Gorlicka 66/26
51-314 Wrocław
Copyright © Edward Lee, Going Monstering, 2011
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Redakcja i korekta: Paweł Rosłon
Tłumaczenie: Karolina Kaczkowska
Projekt okładki: Dawid Boldys, Shred Perspectives Works
Skład: Sandra Gatt Osińska
Wydanie I
ISBN: 978-83-66518-18-6
www.domhorroru.pl
facebook.com/domhorroru
instagram.com/domhorroru
– Zakładam, że napijecie się kawy, dziewczęta? – spytała Kezzy. Obeszła stół kuchenny z tym swoim wielkim, wyrazistym i fałszywym uśmiechem, trzymając w ręku dzbanek. Dobrze znam takie uśmiechy.
– Och, tak, dziękujemy, panno Kezzy! – odezwała się chuda laska. Nazywała się Mercy Dexter i była tak wychudła, że nie wiem, gdzie dostawała ubrania na siebie. Sama chciałam schudnąć, ale nie aż do tego stopnia. Wkrótce wyszło na jaw, że to świętoszkowata fanatyczka Biblii – no kurwa żeż. Nosiła wielki krzyż, którego nie powstydziłby się Ozzy Osbourne. Wszystkie trzy byłyśmy beznadziejne, ale Mercy wyróżniała się jako Super Beznadzieja. Atramentowoczarne włosy, równo przycięta grzywka, niezdarna. Takie dziewczyny powieściopisarze nazywają „myszowatymi” lub „w typie bibliotekarki”, bo nie chce im się wymyślać nic lepszego.
– Oczywiście, bardzo chętnie, panno Kezzy – powiedziała druga „wtajemniczona”. Nazywała się Hannah Bowen, poznałam ją parę miesięcy temu na spotkaniu zapoznawczym. Myślę, że była w porządku, trochę nadęta, bo jej starzy mieli kasę, ale, do cholery, wszyscy nasi starzy ją mieli. Jak inaczej miałybyśmy się dostać do prywatnego koledżu dla dziewcząt? Jedno, co mi się podobało w Hannah, to to, że jej okulary wyglądały gorzej niż moje. Wiecie, denka od butelek. Jeszcze bardziej podobało mi się to, że ważyła więcej niż ja. Osiągnęłam dziewięćdziesiąt kilo przy wzroście metr sześćdziesiąt, a ona przekroczyła sto, przy czym, co odczuwałam jak kopnięcie w dupę, nie wyglądała tak grubo, jak ja, bo miała prawie metr osiemdziesiąt. Faceci nazywali ją za plecami Sasquatchem.
– Zawsze przepadałam za kawą! – obwieściła, jakby było to wielkie osiągnięcie.
– A ty, Ann? – Następnie uśmiech Kezzy omiótł mnie niczym snop światła latarki.
„Ann” to ja, Ann White. Jestem gruba, nieinteresująca i ponura. Nie ściemniam, stwierdzam fakty. Jaram zielsko, za dużo piję i w wieku dziewiętnastu lat mam mniej motywacji niż staruszka na łożu śmierci. Na brzuchu pojawia się sześć wałków tłuszczu – serio, liczyłam – kiedy tylko siądę, a pewnego razu jakiś nieznajomy koleś na ulicy powiedział: „Hej, mała, nie wiedziałem, że robią dżinsy na słonie!”. Tak po prostu. Innym razem, na tak zwanej randce, koleś zaczął mnie obracać, rozpiął mi bluzkę, ale kiedy spojrzał na cycki, zaczął się śmiać.
– Przepraszam, Ann, nic nie poradzę. – Zanosił się od śmiechu. – Twoje cycki… Wyglądają niedorzecznie.
Jak się wam podoba takie gówno, co? I tak mu obciągnęłam, bo miał zioło, co, jak mniemam, daje wam obraz tego, jak bardzo jestem pojebana. O, a moje włosy? Wyglądają, jakby ktoś podłączył mnie pod prąd, a jeśli chodzi o kolor… Widzieliście kiedyś pudla, który uciekł na kilka tygodni i wrócił brudny i wymięty? Tak wyglądają moje włosy. Wielkie dzięki, Boże.
– Cokolwiek zawiera kofeinę – odpowiedziałam.
– Co to miało znaczyć, Ann? – Jakby zamarzła w miejscu, patrząc na mnie intensywnie.
Ty pizdo, pomyślałam.
– Tak. Cokolwiek z kofeiną, panno Kezzy.
– Lepiej – powiedziała.
Chodzi o starszeństwo, rozumiecie. Zwykłe zaprzysiężone muszą okazywać szacunek wyższym rangą „siostrom”. Nalała trzy filiżanki, świecąc swoimi doskonałymi zębami jak w tej głupiej reklamie z laską z Australii czy innym gównem. Kezzy Mason była SSZ – Starszą Siostrą Zgromadzenia – więc to jej dupę należało całować, by dostać się do Domu Alfa. Zemdliło mnie na pierwszy rzut oka. Wiecie, ten sztuczny uśmiech, Pierdol Się wypisane na twarzy, doskonałe ciało, doskonałe blond włosy. Szmata wyglądała jak Pam Anderson, kiedy ta miała dwadzieścia lat.
– Pokochacie tę kawę, dziewczęta. To z Kostaryki.
Wielkie mi, kurwa, osiągnięcie.
– Och, moja droga Mercy. – Kezzy podniosła palec. – Rozumiem, że jeszcze nie zostałaś w pełni wtajemniczona co do przepisowego stroju w Domu Alfa, ale obawiam się, że musisz zrezygnować z krzyża.
Chuda twarz Mercy wykrzywiła się, jakby ktoś właśnie powiedział jej, że straciła całą rodzinę w wypadku samochodowym. Koścista dłoń dotknęła krzyża.
– Nie możesz mi kazać pozbyć się krzyża.
– Nie każę ci się go pozbyć – powiedziała Kezzy. Jej sposób mówienia przypominał mi nożyczki. Ciach, ciach, ciach. – Po prostu informuję, że krzyż uważa się za pogwałcenie przepisowego stroju.
– Ale… Ale ja jestem chrześcijanką! Chrześcijanie noszą krzyże!
– Może tak być, ale musisz zrozumieć, że chrześcijanie, którzy noszą krzyże w Domu Alfa, tak jak każda dziewczyna nosząca niezatwierdzoną biżuterię, nie zostaną przyjęci do Domu Alfa. – Kezzy patrzyła na nią, poruszając nerwowo stopą. – Chcesz zostać przyjęta, prawda?
– No, no tak, ale… Ale powinnam móc nosić krzyż. To symbol mojego Pana i Zbawcy!
– W porządku. W takim razie zabieraj się razem z symbolem swojego Pana i Zbawcy z tego domu i nie wracaj.
Cisza. To było takie niespodziewane. Zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy oczy Hannah zwęziły się i powiedziała:
– To wygląda na dyskryminację, panno Kezzy.
Spojrzenie Kezzy przeniosło się na Hannah.
– Czyżby? Dyskryminacja? A czy nie jest lepiej dla ciebie, że nie dyskryminujemy dziewcząt z niską średnią, hmm?
Hannah rozdziawiła usta.
– Nie musiałaś tego mówić przy wszystkich.
Starała się bardzo ukryć swoje gówniane oceny przed innymi. Kwestia dumy. Więc kłamała, podobnie jak na temat swojej wagi, „chłopaków”, których nigdy nie miała i o tym, jak bardzo ceni ją rodzina, podczas gdy naprawdę mieli ją za nic. Znacie ten typ.
– A ty, Ann? – Spojrzenie Kezzy stało się lodowate. – Czy ty również uważasz, że to dyskryminacja? Mówiąc „ty”, mam na myśli dziewczynę z jeszcze niższą średnią.
– Nie, panno Kezzy – podchwyciłam natychmiast. – Mercy, zdejmij krzyż. Reguły to reguły. Jezus nie skaże cię na piekło za przestrzeganie zasad, nie?
– No nie – powiedziała. – On wie, że jestem jego wierną służką.
– Świetnie. Więc zdejmij to. A ty, Hannah, potrzebujesz dołączyć do zgromadzenia tak samo jak ja, dlaczego by nie… Odwołać się do dobroci panny Kezzy i przeprosić za posądzenie o dyskryminację?
Hannah – ta cipa – otarła łzę z oka.
– Przepraszam, panno Kezzy
Wszystkie spojrzałyśmy na Mercy. Przełknęła głośno i zdjęła krzyż.
– Świetnie – uśmiechnęła się Kezzy.
– Przerwa na małe wyjaśnienie. Dziewczyny zawsze mają swoje powody, by dostać się do zgromadzenia, ale w dziewięciu na dziesięć przypadków chodzi o rodzinę. Musisz udowodnić coś rodzinie, przekonać ich, że potrafisz iść ich śladem w koledżu, dać im temat do rozmów na przyjęciach, wiesz: „Ach, moja córka, taka-a-śmaka, jest najlepsza w zgromadzeniu”. Wskazuje to na bycie ich ulepszoną wersją czy inne gówno. Prawda jest taka, że ja, Hannah i Mercy zostałyśmy odrzucone przez wszystkie inne zgromadzenia. Mercy chciała się gdzieś dostać, bo rodzice zagrozili, że przestaną płacić za koledż, jeśli nie stanie się bardziej towarzyska, uważali, że kościelna obsesja robi z niej zbytnią introwertyczkę i chociaż oceny miała średnie, ojciec nie chciał wywalić kasy na to, żeby skończyła w zakonie z dyplomem wartym dwieście tysięcy. W przypadku Hannah chodziło o siostry. Trzy księżniczki i ona jako brzydkie kaczątko. Wszystkie należały do zgromadzeń, a ona do porzygu nasłuchała się od rodziców, dlaczego nie może być taka jak siostry. Moje powody są bardziej przyziemne. Starzy są nieprzytomnie bogaci, ale „nie zniosą nieudacznika” w charakterze córki. Potrzebujesz trochę motywacji – powiedział ojciec, kiedy z trudem wycisnęłam z siebie dyplom ukończenia szkoły po tym, jak zapłacił za warunkowe przyjęcie mnie, a tuż po zostałam przyłapana na kupowaniu zioła. (No i muszę dodać, że ciągnięcie druta, a nie nauka, zapewniły mi zaliczenie). W skrócie? Ojciec postawił mi ultimatum: „Skończ koledż, albo wylecisz z testamentu.” W mordę, ten spadek to wszystko, na czym mi zależy. Matka i ojciec palą i sporo piją, prawdopodobnie trafią do piachu przed pięćdziesiątką. Ale jeśli nie skończę koledżu, zostawią wszystko – uwierzycie? – Armii Zbawienia. Więc albo popłynę, albo utonę, a topię się w zasadzie całe życie. Teraz prawdopodobnie myślicie: Co ona gada? Zgromadzenie nie gwarantuje ukończenia koledżu.
Za jakiś czas wrócę do tego tematu.
W każdym razie atmosfera oczyściła się po tym spięciu z krzyżem, a Kezzy przybrała na powrót ten sztucznie uśmiechnięty Pierdol Się wyraz twarzy, jak gdyby nigdy nic. Zapewne pamiętacie, że właśnie nalała kawy. Następnie zapytała:
– Jak sądzę, chciałybyście śmietanki.
– Mnóstwo śmietanki, panno Kezzy – powiedziała Hannah. – I poproszę o cukier, dziękuję.
– Ja też poproszę trochę śmietanki, panno Kezzy – powiedziała nadąsana Mercy.
– A ja wolę czarną, panno Kezzy. – Moja kolej.
– A więc to tak. Teraz ty stroisz fochy, Ann? Wszyscy chcą ze śmietanką, a ty nie? Jesteś zbyt dobra, żeby pić ze śmietanką jak reszta? Hmm? – Kezzy zmarszczyła brwi.
Noż do kurwy nędzy!
– Przepraszam, panno Kezzy. Miałam na myśli, że chcę ze śmietanką.
– Świetnie. – Ciach. Obejrzała się przez ramię na drzwi. – Zenas!
CO znowu?,pomyślałam. Odważyłam się odezwać.
– Em… Panno Kezzy? Kim jest Zenas, jeśli wolno spytać?
– Zenas jest służącą, Ann.
– A czy, em… Zenas to nie jest męskie imię? Stare imię z czasów kolonialnych? Old Yankee, czy jak to się nazywa?
– Owszem, jest.
Popatrzyłyśmy na siebie z Hannah i Mercy, ale tylko ja mówiłam dalej.
– To znaczy, że służącą w Domu Alfa jest mężczyzna?
– Zgadza się, Ann. – A potem strzeliła spojrzeniem w stronę Hannah. – Widzisz, nie ma dyskryminacji w tym domu.
Sądzę, że podświadomie wiedziałam, że wszystko tu jest potężnie pojebane. Potwierdziło się to, kiedy otworzyły się kuchenne drzwi i przeszedł przez nie krzepki chłop na schwał, z szyją wołu i bicepsami, które wyglądały jak pieprzone mango. Miał tłuste, wieśniackie włosy i jednodniowy zarost. Ale, rozumiecie, chodziło o to, co miał na sobie…
Ubrał się w strój pokojówki.
– Ojejku! – zapiszczała Mercy, śmiejąc się. Naprawdę sądziła, że to żart.
– No weź! – wykrzyknęła Hannah. – Co to za dowcip?
A ja? Sądzę, że załapałam od razu, bo słyszałam nie jedno o „otrzęsinach”. Wszystko, co powiedziałam, to:
– Oż kurwa.
– Zenas – przedstawiła go Kezzy. – Poznaj nasze nowe kandydatki. Mercy, Hannah i Ann.
– Ano, witam, dziewojki. Żyjeta w spoko miejscówce, jak na uczniaki, ni? – powiedział facet z najcięższym wsiowym nowoangielskim akcentem, jaki słyszałam. I nie żartuję, ten ćwok był ubrany jak się patrzy: czarne pończochy, krótką spódniczkę, fartuszek, koronkowe rękawki, a nawet jebane body i dopasowane balerinki. Facet z krwi i kości, żaden tam zniewieściały. To musiał być kolejny z popisów Kezzy, później zrozumiecie, co mam na myśli, a ona uwielbiała poniżać ludzi. Ale nawet zanim to się stało, wiedziałam, co tu się dzieje, tak działa moja intuicja.
– Panno Kezzy, czy mogę zadać pytanie służącej?
– Oczywiście, Ann.
Nie mogłam się nie gapić na klatę gościa widoczną pod czarnym body.
– Zenas, co taki rozkoszny kawał mięcha jak ty robi w przebraniu francuskiej pokojówki? Nie ma mowy, żebyś był gejem albo transwestytą. Więc…
Naprężył klatę, a potem – to się chyba nazywa pronacja – wyeksponował tricepsy ruchem ramion.
– Kezzy spoko płaci. A co żeś myślała, grubciu?
Nie macie pojęcia, jak mnie ucieszyła ta „grubcia”.
– Zenas dostaje tysiąc dolarów na tydzień za swoją służbę w Domu Alfa. Jest też dobrą sprzątaczką, kucharką i kierowcą.
Z jakiegoś powodu przypuszczałam, że jest też osobistym dostawcą fiuta, zarezerwowanego wyłącznie dla Kezzy.
– To bez sensu! – powiedziała Hannah. – Nie wierzę, że on naprawdę się w to ubrał.
Mercy wciąż chichotała.
– Zenas, nalej paniom śmietanki. – Kezzy wyprodukowała najbardziej zadowolony z siebie uśmiech jak dotąd.
– Miał żem nadziejem, że pani poprosi. Nie lał żem od wczora – burknął i jakby szarpnął biodrami, kiedy ściągnął rajstopy i wyjął członka, który wyglądał jak kiełbasa. A potem zaczął się brandzlować na naszych oczach.
Mercy zawyła niczym sygnalizacja pociągu, a Hannah przyłożyła ręce do twarzy, jak postać na skradzionym obrazie Edwarda Muncha. A ja?
Wydęłam usta i kiwnęłam głową.
Zenas pobudzał miękkiego penisa, dopóki ten nie zechciał się podnieść. Jebana rzecz miała ze dwadzieścia pięć centymetrów i była prawie tak gruba jak puszka Red Bulla. Widziałam różne dziwne rzeczy w życiu, ale to? W mordę. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie miał na sobie tego stroju. Dźwięk walenia konia przypominał klepanie surowego burgera.
Hannah tylko siedziała z rozdziawioną gębą i szeroko otwartymi oczyma, a Mercy piszczała:
– Co on robi? Co on robi?
– Spuści się do kawy, Mercy. – Otarłam twarz. – A my będziemy musiały to wypić.
Mercy wyglądała, jakby ktoś właśnie kopnął ją w cipę.
– Co? Spuści? Co masz na myśli?
– Wytryśnie do twojej kawy, debilko. To taki żart zgromadzenia, czaisz. Śmietanka do kawy. Łapiesz?
– Nie! – zakwiliła. – Masz na myśli… Spermę?
– Tak, Mercy. Spermę. Mleczko z fiuta. Męski soczek. Więc… Przygotuj się.
Zszokowane, patrzyły, jak Zenas dyszy i drży. To naprawdę był najbardziej niedorzeczny widok, jaki kiedykolwiek widziałam: dorosły facet w stroju pokojówki, walący konia nad kawą. W końcu jajka mu się zmarszczyły, a potem – jak to nazwać? Nachylił miednicę nad stołem, mówiąc:
– Śmietanka leci… – Wystrzelił dwa razy w kawę Mercy i chrząknął. – Dwa dla ciebie, chudzinko. – Potem dwa razy do drugiej filiżanki. – Dwa dla ciebie, Wielka Stopo. – A potem…
Dupek wyjebał pięć razy w moją kawę.
– Eeee-JAA. Ekstra śmietanka dla Jobessy the Hut.
Sperma była tak gęsta, jakby z jego fiuta wydobywał się makaron udon. To ta moja karma, mówię wam. A ten tekst z Jobessą był naprawdę miły.
Hannah wciąż wyglądała na wstrząśniętą, a Mercy wprawiała w wibracje swoje krzesło. W międzyczasie Zenas strzepnął resztę na stół, jakby ktoś rąbnął o blat polędwicą. A potem schował zwiędły sprzęt w gacie.
– Śmietanka, dziewojki – roześmiał się. Na wierzchu unosiły się jedynie białe smużki, ale wiedziałam, co czeka na dnie…
Jezu Chryste, Mercy się rozpłakała. Wskazała filiżankę drżą-cym palcem.
– Mamy… Mamy… Musimy to… Wypić?
– Tego się obawiam – powiedziałam. – Panna Kezzy nie zadała sobie tyle trudu, żebyśmy tylko sobie popatrzyły.
– Może… Może… – jąkała się Hannah. – Może tak naprawdę nie musimy. Może… Może panna Kezzy chce nas tylko obrzydzić. A może, tak jak przed chwilą, jak już prawie będziemy pić, powie, że nie musimy.
Po tej uwadze wszystkie spojrzałyśmy na Kezzy. Wyraz jej twarzy przypominał popiersie jebanego Napoleona.
– Nie liczyłabym na to – powiedziała.
– Ale czemu? – jęczała Mercy. – Dlaczego musimy to pić?
– Bo to otrzęsiny, Mercy – powiedziałam. – Tak już jest, taka tradycja. Jeśli chcesz dostać się do zgromadzenia sióstr, musisz przejść inicjację. Kiedy nasi rodzice byli w koledżu, musieli robić takie rzeczy, jak pokazać gołą dupę dziekanowi, obrzucić posterunek policji srajtaśmą, chodzić w samych stringach, nosić czapkę debila przez tydzień, takie słodkie popierdółki. Ale w dzisiejszych czasach jest inaczej. Trzeba zjeść banana, którym się właśnie podtarłaś, chodzić nago, przelecieć kogoś pod oknem dziekana albo… Albo…
Pokazałam palcem filiżanki z kawą.
– Czekam, dziewczęta. – Kezzy skrzyżowała ramiona i postukiwała stopą w podłogę. – Będziecie tak tu siedzieć, czy wolicie obejrzeć swoje pokoje?
– Do dzieła. Zróbmy to. I tak musimy to zrobić – westchnęłam (dużo będę wzdychać w tym tygodniu).
– Nie napiję się kawy ze spermą! – wyła Mercy. – Nigdy wcześniej nawet nie widziałam spermy, a co dopiero próbować!
– Ani ja – zawtórowała Hannah.
– Och, pierdol się, Hannah! – wrzasnęłam. – Obciągnęłaś wiele fiutów. Sama mi mówiłaś.
– Nie wierzę, że powiedziałaś to na głos!
– Słuchaj – próbowałam przemówić jej do rozsądku. – Jeśli tego nie zrobimy, to wypadamy z gry. Wszystko skończy się zaraz, w pierwszym dniu, wrócimy do swojego przegranego życia i wylecimy z koledżu przed końcem kolejnego semestru. Więc zróbmy to i miejmy z głowy.
– Ale ja jestem chrześcijanką – skrzeczała Mercy. – Nie mogę pic kawy ze spermą! To grzech!
– Bzdura, Mercy. Jest o tym gdzieś w Biblii? Mówi konkretnie, że nie możesz pić kawy ze spermą?
– No nie, ale…
– Czy ktoś wyrył na tablicy: nie będziesz pić kawy ze spermą?
– No nie… – Jej dolna warga drżała.
– To się zamknij, nie jęcz, nie truj dupy i pij tę Bóg wie jaką kawę! – wywrzeszczałam.
– Nie musiałaś używać imienia Pana nadaremno – chlipnęła.
– Och, no do kurwy nędzy! – wymruczałam.
– No, jak tam, dziewczęta? – Stopa Kezzy nie przestała tupać. – Które z was to przegrywy, a które to materiał na Dom Alfa? Decydujcie się. Nikt was nie zmusza, żeby tu zostać. Czy tylko Ann naprawdę chce dostać się do zgromadzenia sióstr? Hmm? No to liczę do trzech. Raz… Dwa…
Podniosłam filiżankę.
– O Boże, Boże! – jęczała Hannah.
– Nie sądzę, że dam radę. – Mercy zapiszczała w ślad za nią.
– Trzy.
Połknęłam wszystko za jednym razem, czułam, jak ta cała sperma spływa w dół. A potem roztrzaskałam filiżankę o stół i popatrzyłam na pozostałe.
Twarze Hannah i Mercy skurczyły się jak śliwki suszone, ale, wierzcie albo nie, łyknęły. Mercy wywaliła się na podłogę razem z krzesłem, a Hannah zaczęła czkać.
– Gratulacje, dziewczęta – powiedziała Kezzy. – Zdałyście pierwszy test. – Noga wciąż tupała. – A teraz się przekonamy, ile z was zaliczy pozostałe.
* * *
Mam brudną i niewyparzoną mordę. Nigdy nie byłam „ładniutka”, dlatego wyrastałam na chłopczycę – chyba tak to nazywają, z jakiegoś powodu zawsze brzydko się wyrażałam. Jestem takim upierdliwym gówniarzem, wychowanym w przyczepie, który całymi dniami obija się z deskorolką i klnie, tylko ciało mam grubej laski. I tylko kasa tatusia może zapewnić mi wstęp do tej szkoły.
Szkoła nazywa się Koledż dla Dziewcząt w Dunwich i jest to instytucja prywatna. Ogromne opłaty, zero stypendiów czy programów sportowych, nic z tych rzeczy. Bogate dziewczyny, które nie dostały się na Harvard czy Yale, szły do Dunwich, bo tam nikogo nie obchodziła średnia ocen. Wielu rodziców w takiej sytuacji pakowało tu swoje córki, bo wiedziało, że nie wpadną w żadne tarapaty. Najbliższy koledż koedukacyjny znajdował się osiemdziesiąt kilometrów stąd. Tatunio wiedział, że może wysłać Księżniczkę do Dunwich i nikt jej tam nie puknie. Najbliższe miasto przyzwoitej wielkości to Wilbraham, jakieś sześćdziesiąt parę kilosów na zachód, a i to jest tak nudne, jak to tylko możliwe. Innymi słowy Dunwich to wiocha. Poza kampusem nie ma nic do roboty. Lokalizacja chroni dziewczyny przed występkiem, w każdym razie te spoza Domu Alfa.
Ponieważ moje oceny z liceum były tak niskie, dostałam się tutaj warunkowo. Jeśli to się powtórzy po pierwszym semestrze, wywalą mnie. Następne, co muszę zrobić, to porozmawiać z reprezentantką Domu Alfa o pomocy w nauce. Ale najpierw opowiem wam o domu.
Dom Alfa nie wyróżnia się spośród innych domów przy ulicy Greckiej. Stary, ale dobrze utrzymany, z cegły malowanej na biało, z łukowatymi oknami i lukarnami, wystającymi z dachu na drugim piętrze, z kamiennymi kolumnami na ganku. To się chyba nazywa dostojny. Jedyną dziwną rzeczą jest bardziej arabski niż grecki wygląd litery „A” na drzwiach, a na małej mosiężnej plakietce poniżej widnieje napis kursywą: Azif. Zupełnie, jakby dom nie nazywał się Alfa, tylko Azif. Obejrzałam wnętrza wszystkich siostrzanych zgromadzeń, a potem weszłam do Domu Alfa. O, KURWA żeż! Tyle mogę powiedzieć. Wszystkie inne domy w promieniu mili nie dorastają mu do pięt. Wygląda nawet lepiej niż chata moich starych, a ta ich piekielna dziura kosztowała sześć milionów. Mówię o najlepszych meblach, najlepszym dywanie, elementach wyposażenia i w ogóle wszystkim najlepszym. Olbrzymi kryształowy żyrandol w przedsionku. Wszędzie rzeźby i obrazy olejne, wielkie plazmowe telewizory też, nawet w łazienkach, a jebane łazienki wyglądają tak, że Bill Gates by się nie powstydził. W mordę, mają tu podgrzewane deski klozetowe. Kiedy spytałam Kezzy, dlaczego ten dom jest bardziej wypasiony w środku niż pozostałe, nadęta sucz odpowiedziała, że to z datków od absolwentów. Widać, że mówi o poważnych datkach. Och, zapomniałabym o samochodzie Domu Alfa. To rolls, jebany, royce. Nie ściemniam.
Wracając do ocen, mają tu egzamin wstępny, czy jak to zwać. Widzicie, Dom Alfa ma własny program wsparcia. Każda laska z gównianymi ocenami przyjęta do zgromadzenia może liczyć na pomoc korepetytorów. Kezzy nawet pokazała nam statystyki: każda jedna siostra Domu Alfa, odkąd został ufundowany koło roku 1800, zdała z wyróżnieniem. Bez wyjątku. Wszystkie ze średnią 4.0.
Bez wyjątku.
Biorąc pod uwagę statystykę, uznałam, że nawet leniwa, pozbawiona motywacji lambadziara jak ja, może zdobyć dyplom koledżu, a z dyplomem?
Tatunio weźmie mnie pod uwagę w testamencie.
Dlatego dostanie się do Domu Alfa tyle dla mnie znaczy. Naprawdę, znaczy dla mnie więcej, niż cokolwiek innego na świecie. Każda dziewczyna może zostać przyjęta do zgromadzenia, jeśli zaliczy wszystkie próby podczas pierwszego tygodnia, ale nie każda spełnia warunki przyjęcia. I tu właśnie mi się poszczęściło – dość to posrane, owszem, ale po spermie w kawie powinniście już łapać, że Dom Alfa ogólnie jest pojebany w wielu aspektach.
Widzicie, żeby się tu dostać, trzeba być dziewicą. Nie bujam – dziewicą. To pierwsze pytanie w kwestionariuszu: „CZY JESTEŚ DZIEWICĄ?”. Brzmiało to dla mnie jak wstępny żart – jeśli laska skłamie, jak to niby sprawdzą? Pieprzonym wykrywaczem kłamstw, hipnozą czy u GINEKOLOGA? Dla mnie nie miało to znaczenia, bo technicznie byłam dziewicą. Jasne, obciągnęłam wielu gościom i wpuszczałam ich tylnymi drzwiami (w mordę, całą masę razy), ale ponieważ żaden penis nigdy nie trafił do mojej pochwy, o ile się orientuję, robi to ze mnie dziewicę. Nie musiałam zatem nawet kłamać przy zgłoszeniu, jakkolwiek cała ta sprawa jest niedorzeczna. Będąc grubaską w dzisiejszym świecie, zwyczajnie musisz ciągnąć druta, żeby faceci w ogóle chcieli mieć z tobą coś wspólnego, podobnie musisz brać w dupę. Gdyby jakiś koleś chciał mi wetknąć w cipkę, na pewno bym się zgodziła. Na pewno bym na to poszła. Ale nikt nigdy nie chciał. Znam powód. Chodzi o bycie grubą laską. Wielu gości uważa, że jeśli jesteś gruba, to i zdesperowana, a oni lubią ten element desperacji. Lubią też poniżać, to ich kręci. „Ta, posunąłem w dupę tę tłustą laskę, ha, ha, ha”, chwalą się kolesiom, jakby zdobyli medal za odwagę. Albo: „Spuściłem się w gardło grubej suce i podobało się szmacie”. Takie tam. To naprawdę przygnębiające, że ludzie w ogóle mogą się tak zachowywać, że mogą tak kimś pomiatać tylko dlatego, że jest gruby, a cała reszta to sami piękni. Ale najsmutniejsze jest to, że postępowałam w imię tego przekonania. Zwykle kolesie mieli zioło lub piwo, owszem, ale tak naprawdę? Robiłam to, bo czułam się samotna.
Żałosne, nie?
W każdym razie, tak wyglądają fakty. W wyniku splotu okoliczności byłam dziewicą i okazało się to przynieść mi szczęście w przypadku Domu Alfa. W zasadzie był to pierwszy raz, kiedy miałam jakąkolwiek przewagę nad innymi, bo dziewiętnastoletnie dziewice nie rosną na drzewach. Hannah jechała ze mną na jednym wózku; nikt nigdy jej nie przeleciał, chociaż ciągnęła druty i brała w dupę jak ja, tylko nie przyznawała się do tego. A Mercy? Jezu, na tą wystarczy tylko spojrzeć, żeby wiedzieć, że to dziewica. Wątpię, czy kiedykolwiek choćby się całowała. Dla niej seks bez małżeństwa oznaczał grzech. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że jesteśmy jedynymi trzema dziewicami w całym kampusie. I nieważne, czy ta cała sprawa z kwestionariuszem to ściema – interesowało mnie tylko dostanie się do Domu Alfa.
– Kezzy pokazała nam pokoje zaraz po „kawie”. Kandydatki musiały dzielić wspólny pokój, a ten nie był zły, typowy akademikowy pokój z łóżkami piętrowymi, biurkami i telewizorem. Ale Kezzy powiedziała, że po zakończeniu Tygodnia Kandydackiego, każda dostanie własny pokój, taki sam jak jej. A potem ta sucz, wyglądająca jak młoda Pam Anderson, pokazała nam, co to znaczy…Wow! – wykrzyknęła Mercy.
– Jaki piękny – powiedziała Hannah.
Edward Lee (ur. 1957 w Waszyngtonie) jest autorem kilkudziesięciu książek z gatunku horroru, specjalistą od prozy ekstremalnej, wychodzącym naprzeciw oczekiwaniom czytelników spragnionych kontaktu z literaturą przekraczającą granice wszelkiego tabu. Autor powieści „The Bighead”, „Slither”, „Brides Of The Impaler” czy „Haunter of The Threshold”. Jednym z jego głównych źródeł inspiracji jest proza Howarda Phillipsa Lovecrafta. Dotychczas w Polsce ukazały się trzy powieści wydane w wydawnictwie Replika: „Sukkub”, „Ludzie z Bagien” oraz „Golem”. Niedawno, dzięki wydawnictwu Dom Horroru, ukazały się także: zbiór opowiadań „Wypuść mnie, proszę” oraz „Zgroza w Innswich”. Lee mieszka na Florydzie, gdzie oprócz pisania horrorów zajmuje się prowadzeniem własnego studia filmowego „City Infernal Films”.
http://www.edwardleeonline.com
http://www.cityinfernalfilms.com
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Diabelskie nasienie
O autorze