Pokój 415 / Co noc - Edward Lee - ebook

Pokój 415 / Co noc ebook

Edward Lee

2,9

Opis

PODGLĄDACZ Z PRZYPADKU...

Jack Flood już dawno stracił nadzieję na rozwiązanie swojego problemu. W pracy uchodzi za człowieka sukcesu, ale jako mężczyzna odniósł w życiu totalną porażkę. Był przekonany, że nic tego nie zmieni... Aż do chwili, kiedy ujrzał w oknie hotelu pewną kobietę.

Otwarte okno...ona...I zupełnie niepozorne drzwi: Pokój 415.

Flood już wie, jaka groza kryje się za tymi drzwiami. Wkrótce myśl o tym, że ma krew na rękach będzie spędzać mu sen z oczu. Jęki rozkoszy zamienią się w rozdzierający gardło krzyk.

Flood, ramię w ramię z kobietą swoich marzeń, wejdzie prosto w paszczę lubieżnego koszmaru, w którym miłość, tęsknota i pożądanie zderzają się z niewyobrażalnym okrucieństwem. Wszystko to w środku nocy, która zmusza do zastanowienia się nad pytaniem: JAKIE SĄ GRANICE LUDZKIEJ ZWYRODNIAŁOŚCI?

Zapukaj do drzwi, naciśnij klamkę i przekrocz próg POKOJU 415.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 130

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,9 (60 ocen)
11
11
10
15
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaWojtkowiak

Z braku laku…

Dla fanów. Obrazy przemocy i obrzydlistwa.
00
bielec1982

Nie polecam

Muszę powiedzieć że to dwa mocne opowiadania które wiele osób mogą zniesmaczyć. Osobiście nie polecam. Oby mniej takich bezsensownych książek.
00
Andrzejek1980

Nie oderwiesz się od lektury

Książka wciągająca od pierwszej strony do ostatniej. Ale jest obrzydliwa, odrażająca i pierwszy raz w życiu miałem do czynienia z taką tematyką. Lektura tylko dla dorosłych.
00
kuba2340

Dobrze spędzony czas

Książka zadaje ważne egzystencjalne pytania. Popędy głównych bohaterów są osią filozoficznego rozważania na temat tego do czego może doprowadzić przedmiotowe traktowanie kobiet. Świetnie napisane opowiadania, a w szczególności to o tytule "Co noc. Polecam.
00
gierwat

Dobrze spędzony czas

Mocna treść, nie dla każdego. Wątki porno, ot takie stylowo pod markiza de Sade
00

Popularność




Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2022

Dom Horroru

Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Copyright © Edward Lee, Room 415, 2007

Copyright © Edward Lee, Ever Nat, 2003

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Redakcja i korekta: Anna Kurek

Tłumaczenie: Jakub Grzeca

Projekt okładki: Rafał Brzozowski, Digital Art Fire

Skład i łamanie: Sandra Gatt Osińska

Wydanie I 

ISBN: 978-83-67342-11-7

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

Pokój 415

Flood zastygł, zobaczywszy w oknie nagą kobietę. Stał w ciemności, nieruchomy jak manekin, trzymając w dłoni zapalonego papierosa. Zrobiło mu się ciepło – najpierw na sercu, później też w okolicach krocza. „Efekt zaskoczenia, nic więcej” – pomyślał. Apartament Flooda mieścił się na piątym piętrze, a pokój kobiety był na czwartym, więc z tej perspektywy nie mógł dostrzec jej twarzy. Widział tylko burzę lśniących, czarnych jak atrament włosów. Zanim się obróciła, zdążyły mignąć mu przed oczami jej mlecznobiałe piersi. Stała teraz tyłem do okna, a on wodził wzrokiem po jej ramionach, talii, biodrach i nieskazitelnie białym tyłeczku. Jej opalenizna odznaczała się tak mocno, że można było pomylić ją z białym bikini. „Kolejna plażowiczka” – skomentował w myślach Flood. Po chwili wzruszył obojętnie ramionami. „Po co zawracać sobie tym głowę? Co mi przyjdzie z tego patrzenia?” – rugał się w myślach, ale mimo to patrzył dalej. Nudził się? Czy może na coś liczył?

Wiatr rozwiał łososiowe firanki i Flood mógł teraz lepiej przyjrzeć się pośladkom. Niemal całą jego uwagę pochłaniał teraz idealny, kuszący rowek, ale i tak kątem oka dostrzegł, że kobieta z kimś rozmawia. Na prawo od niej stało niepościelone łóżko. Flood zaczął pocierać krocze przez bokserki. „A co mi tam. Nikt nie patrzy” – myślał. – „Boże, Matko Naturo, Wszechświecie, przestańcie się nade mną znęcać i sprawcie, żeby wreszcie się odwróciła…”

Sekretarka Flooda zabukowała mu pokój dla niepalących, dlatego zmuszony był palić w oknie. Wyłączył też klimatyzację – pochodził z Seattle, więc powiewy ciepłego powietrza znad morza były dla niego niedostępnym na co dzień luksusem. Tak samo jak widok nieprzeciętnie atrakcyjnych kobiet, które wszędzie: na ulicach, w barach, a nawet robiąc zakupy w spożywczaku, miały na sobie tylko skąpe bikini. Taki ubiór był tu tak samo powszechny, jak na północnym zachodzie Stanów bezkształtne, dżinsowe kiecki do kostek i flanelowe koszule. Flood nie spodziewał się, że zrobi to na nim aż takie wrażenie. Podróżował po całym kraju i zwiedził wiele miast, w których kobiety przewyższały urodą trzodę z Seattle. Przy okazji każdego takiego wyjazdu jego szef robił mu zazdrosne uwagi.

– Wiesz, Jake, czasami do dupy być prezesem.

– Dlaczego, szefie?

– Bo muszę siedzieć tu na miejscu i pilnować interesu, kiedy wy rozbijacie się po drogich hotelach pełnych seksownych panienek.

„Panienki” – pomyślał Flood. – „Wielkie mi rzeczy”.

Stał tak jeszcze chwilę, nabierając w płuca morskiego powietrza. Chciał popatrzeć gdzieś w dal, ale widział tylko nieprzeniknioną ciemność. Tak wszechogarniającą, że niemal żyła własnym życiem. Gdzieś w tej ciemności rozciągała się na tysiące mil Zatoka Meksykańska. Dziwne uczucie – nie widział jej, ale wiedział, że tam jest.

Papieros spalił się już do filtra. Flood znów patrzył w okno. Opuścił go już dreszczyk emocji podglądacza amatora. Kobieta siedziała teraz na krawędzi łóżka i obciągała czarnoskóremu mężczyźnie, który stał przed nią ze spodniami opuszczonymi do kostek. Spodnie wyglądały na towar z wyższej półki, tak samo jak czarna, jedwabna koszula i krawat w tym samym kolorze. Twarz mężczyzny była poza zasięgiem wzroku. Kiedy biodra Murzyna przeszedł spazm, pchnął kobietę na łóżko, dosiadł jej okrakiem i zaczął się masturbować.

Floodowi zakręciło się w głowie. Kobieta chciwie rozwarła usta. Jej blade piersi na tle mocno opalonego ciała wyglądały jak gałki lodów śmietankowych ozdobione wisienkami. Zaskakujące, ile szczegółów można dostrzec z takiej odległości. Murzyn trysnął gęstą spermą na piersi kobiety, a resztki nasienia strzepnął między jej rozchylone wargi. Usiadła na łóżku, żeby wyssać z niego ostatnie krople.

Flood znowu bezmyślnie pomasował krocze. Ten widok był spełnieniem mokrych snów każdego podglądacza, ale dla Flooda niewiele to znaczyło. Jego penis był jak w śpiączce. „Co za lipa” – pomyślał, patrząc na morze. Z braku lepszych zajęć zapalił kolejnego papierosa. W hali targowej musiał pojawić się dopiero koło południa, więc mógł spokojnie zarwać nockę. Poza tym cenił sobie egzystencjalny luksus przebywania sam na sam z ciemnością za oknem. Był dyrektorem ds. sprzedaży w firmie produkującej bezprzewodowe akcesoria komputerowe. Wiązało się to z częstym uczestniczeniem w targach elektroniki i podróżami poza Seattle. Jego firma miała opinię jednej z najlepszych w branży. Zawsze uchodził za człowieka sukcesu, ale nigdy wcześniej nie powodziło mu się tak dobrze jak teraz. Mając pięćdziesiątkę na karku, żył życiem, które było jak ziszczenie marzeń każdego korposzczura. Zarabiał jakieś pół miliona rocznie, miał udziały w firmie i dom nad zatoką Puget. Miał też sto tysięcy dolarów na koncie oszczędnościowym, mercedesa i cadillaca. Mimo to Flood czuł się jak nędzarz.

Felicity zaraz po ich rozwodzie wyszła za mężczyznę, z którym wcześniej go zdradzała. Przynajmniej zwalniało to Flooda z obowiązku płacenia alimentów. Byli małżeństwem przez dziesięć lat i podejrzewał, że tyle samo trwał jej romans z tym drugim. Oczywiście wiedział, że poleciała tylko na jego kasę, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało (miał przecież kupę kasy). Kochał ją taką, jaka była – z wszystkimi jej wadami, rozwijającym się uzależnieniem od narkotyków, brakiem osobowości i całą resztą. Żadna kobieta, którą znał, nie mogła równać się z nią urodą. Żadnej też nie pożądał tak bardzo.

„O Chryste, moje życie jest żałosne…”

Wiedział, że nie powinien o niej myśleć. Doktor Untermann ostrzegała go przed tym. Jak nazwała to zaburzenie?

„Inwersja tematyczno-seksualna, panie Flood. Dość powszechnie występująca dysfunkcja. Stymulujące obrazy czy sytuacje są bodźcami, na które spontaniczną i całkowicie naturalną reakcją jest podniecenie. Inwersja sprawia, że stan podniecenia kojarzy się panu z byłą żoną, która niemal zniszczyła pańskie życie. Pozwolę sobie ująć to tak: pana małżeństwo było jak kraksa na autostradzie, a pan jest jednym z aut, które brało w niej udział. Trochę postoi pan w warsztacie, zanim uda się pana poskładać”.

Pomimo zawiłej analogii Flood w końcu zrozumiał istotę problemu.

Każda kobieta, która wzbudzi jego pożądanie, przywoła wspomnienia Felicity, a wtedy wszystko może się zdarzyć.

„Szlag!” – Gdy tak rozmyślał, papieros stlił mu się w dłoni, parząc palce. Wyrzucił go przez okno i w absolutnej ciszy obserwował, jak żarzący się jeszcze niedopałek spada z wysokości piątego piętra.

Cisza i ciemność były dla Flooda ukojeniem. Dawały wytchnienie jego zmysłom.

Znów obojętnie zapatrzył się w okno na czwartym piętrze. Czarnowłosa dziewczyna klęczała na łóżku, podpierając się dłońmi. Zwalisty, biały mężczyzna brutalnie brał ją od tyłu. Jego spodnie leżały już na podłodze, a teraz, ciągle posuwając dziewczynę, oswobadzał się z bordowej koszuli. Jego szerokie, mocno owłosione plecy kontrastowały z ogoloną na łyso głową. Z wyglądu przypominał zawodowego zapaśnika. Flood w skupieniu obserwował całą scenę.

Pomimo dzielącej ich odległości i pozornie niekorzystnej perspektywy, wszystko widział jak na dłoni. Łysy mężczyzna nachylił się i splunął pomiędzy pośladki dziewczyny. Później wyciągnął penisa z jej pochwy.

– Hej! – krzyknęła. – Mówiłam ci, że nie możesz…

Jęknęła głośno, gdy mężczyzna rozwarł dłońmi jej pośladki i gwałtownie wszedł w odbyt. Jego ruchy były teraz jeszcze bardziej gorączkowe. Żeby przełamać opór, siłą przyciskał do siebie jej biodra. Po chwili zwolnił, a w końcu w ogóle przestał się poruszać. Flood wyraźnie słyszał każde niesione nocnym wiatrem słowo.

– Leon!!! Oscar wsadził mi w… Cholera, Oscar! To boli! – skarżyła się dziewczyna. – Mówiłam mu, że nie może, a on…

Łysy mężczyzna wycierał właśnie członka w jakiś materiał – prawdopodobnie w jej sukienkę.

– Leon! Powiedz Oscarowi, że nie może…

– Zamknij pysk, zdziro!

Dziewczyna obróciła się do niego twarzą i usiadła wyprostowana.

– Nawet nie waż się nazywać mnie…

PLASK!

Flood wzdrygnął się. Łysy facet – Oscar – miał już jedną rękę w rękawie swojej jedwabnej koszuli, gdy druga wystrzeliła w kierunku dziewczyny, uderzając ją w twarz.

– Nie masz prawa mnie bić! – wrzasnęła, gdy doszła do siebie.

– Stul pysk, Jinny – rozległ się trzeci głos.

Zapadła cisza.

Flood analizował sytuację – w końcu był w tym dobry. „Dziewczyna to Jinny, łysol to Oscar, więc trzeci głos musi należeć do Leona, tego czarnego” – wnioskował, nie przestając obserwować.

– Leon, co mam zrobić z tym lachociągiem?! – zapytał Oscar.

– Leon! Nie pozwalaj mu tak do mnie mówić!

PLASK!

Flood znów się wzdrygnął. Murzyn Leon znów pojawił się w polu widzenia. Spokojny, wysoki, szczupły i zadbany.

– Nie lubisz, kiedy Oscar nie okazuje ci szacunku? – zapytał.

– N… n… nie! – załkała, pocierając obolały policzek.

– Więc dlaczego sama nie okazujesz szacunku innym? Dlaczego mnie nie szanujesz?

Dziewczyna, zbita z tropu, wpatrywała się żałośnie w górujących nad nią Leona i Oscara.

– A… ale… ale o czym ty mówisz?!

– Nie obrażaj mojej inteligencji, Jinny. Zawsze byłem dla ciebie dobry, zajmowałem się tobą, a teraz mnie oszukujesz?!

– Ja… ja nigdy…

– Wpadłaś, szmato! – wtrącił Oscar z głębi pokoju. – Jesteś skończona!

– Wiemy o wszystkim, Jinny – ciągnął Leon. – Przyznaj się. Po prostu się przyznaj i między nami wszystko będzie jak dawniej. Chyba że chcesz iść w zaparte, wtedy… No, lepiej po prostu miej do mnie chociaż tyle szacunku, żeby się przyznać.

Flood przyglądał się tej scenie z szeroko otwartymi oczami. Słowa dolatywały do niego z ciemności jak małe nietoperze.

– Ja… ja tylko obrabiałam targi samochodowe w Tampie. To było w ze… ze… zeszły weekend.

– Aha… Mów dalej. – Leon stał z założonymi rękami. Jego twarz tonęła w ciemnościach.

Dolna warga dziewczyny drżała, jej policzek rozkwitał rumieńcem po ciosach Oscara.

– To wszystko!

– Pracowałaś solo? Czy może Henry Phipps dostał za to swoją działkę?

– Solo! – Dziewczyna zaprzeczyła tak gwałtownie, że prawie podskoczyła.

– Hmm… naprawdę?

– Tak! Przysięgam!

– Henry podebrał mi już trzy dziewczyny. Nie stracę kolejnej. Nie dam się tak ośmieszyć. Opiekuję się wami i nie zasługuję na takie upokorzenie.

– Pracowałam na własną rękę! Przysięgam na Boga! Nie dorabiam na boku z Phippsem!

– Słyszałem coś innego – znów wtrącił się Oscar.

– Nie! Przysięgam! Słowo!

Leon spojrzał na Oscara.

– Co myślisz, Osc? Wierzysz jej?

– Nie, ani trochę. Tylko powiedz, to pochlastam jej pysk tulipanem.