Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy zemsta jest słodsza od wybaczenia?
Gdy najbliższa osoba rani, można wybrać zemstę lub odpuścić. Co przyniesie upragnioną wolność?
Joanna, po zdradzie partnera i zakończeniu trudnego związku, postanawia wyjechać. Praca w luksusowym domu z bajecznym ogrodem i opieka nad rezolutną pięciolatką wydają się tym, czego teraz potrzebuje. Serdeczność właściciela willi, Leona, szybko pomoże zaaklimatyzować się jej w nowym miejscu. Tylko dlaczego żona gospodarza, jego matka i siostra nigdy nie jedzą razem posiłków? Dlaczego żona jest z nim, choć go nie kocha? I dlaczego matka i siostra, gdy na niego patrzą, mają w oczach strach? Co dzieje się tak naprawdę za zamkniętymi drzwiami wielkiego domu?
Dom marionetek to opowieść o rodzinnych tajemnicach, toksycznych relacjach, poszukiwaniu akceptacji i bliskości. I o wybaczeniu, które w odróżnieniu od zemsty przynosi prawdziwe wyzwolenie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 334
POKÓJ
Nowe życie. Chyba tak mogłaby to nazwać.
Najbardziej zdumiona była jej przyjaciółka Iwona, która nie mogła uwierzyć, że Joanna tak po prostu chce zniknąć.
– Nie jesteś pierwsza, która rozstała się z facetem. I zapewniam cię, że również nie ostatnia. Ale czy to jest powód, żeby wszystko przekreślać i chować się nie wiadomo gdzie?
Joanna nie wiedziała, jak to wytłumaczyć.
– To nie tak, że odcinam się od tego, co było. Po prostu chcę zobaczyć, czy pasuję również do innych miejsc. Innych ludzi, sytuacji, zapachów. I wiem, że kiedy zmienię otoczenie, będzie mi łatwiej zapomnieć.
Iwona nie wyglądała na przekonaną.
– Uciekasz – powiedziała tylko.
Z jednej strony Joanna wiedziała, że przyjaciółka ma rację. Z drugiej – coś ją ciągnęło w nieznane, a ona czuła, że to najlepszy moment na taką decyzję.
– Zadzwoń natychmiast, jak dojedziesz, słyszysz? A jak będzie źle, to po prostu cię stamtąd zgarnę.
Joanna przytuliła ją mocno i obiecała, że będzie się regularnie meldować.
A teraz stała w progu swojego nowego pokoju i wysyłała wiadomość Iwonie.
„Jest idealnie. Tak właśnie to sobie wyobrażałam, więc nie musisz się o mnie martwić”.
HIACYNTY
Trzy czarne doniczki, a w nich trzy kwiaty, każdy w innym kolorze. Niebieski, fioletowy i biały. Jeszcze schowane w pąkach, jeszcze ukryte przed wzrokiem, ale i tak zaznaczające swoją obecność intensywnym zapachem. Stały na stole w kuchni, idealnie pośrodku.
Listki hiacyntów mogą wywoływać zaczerwienienie, swędzenie skóry oraz pęcherze. Podobnie działa na skórę skłonną do podrażnień intensywny zapach tych kwiatów. Wielu osobom może wydawać się piękny, jednak nie każdy jest w stanie go znieść.
Magdalena nie cierpiała woni, jaką wydawały te kwiaty. W ogóle nie przepadała za hiacyntami, wydawały jej się sztuczne i podstępne. Właśnie przez swój aromat. Kiedy go wyczuwała, natychmiast dostawała silnych bólów głowy, robiło jej się niedobrze i miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Z czasem było coraz gorzej. Nawet kiedy Leon przynosił te kwiaty jeszcze nierozwinięte, Magdalena już czuła ich zapach i wszystko to, co się z nim wiązało. Odnosiła wrażenie, że coś podchodzi jej do gardła, a potem się na nim zaciska, powoli, perwersyjnie, jakby obserwowało jej reakcję. Próbowała z tym walczyć, wmawiając sobie, że to tylko kwiaty, ale za każdym razem przegrywała. Doszło do tego, że w jakimś sensie zaczęła się ich bać.
– Dlaczego to robisz? – pytała Leona.
Odwracał wtedy wzrok w jej stronę i mówił spokojnym tonem:
– Hiacynt jest pięknym kwiatem. Wyobrażasz sobie ogród bez hiacyntów? Od zawsze kojarzą mi się z wiosną. Podobnie jak tulipany i narcyzy. Sam nie wiem, co w nich jest, ale po prostu mnie zachwycają.
Magdalena zaciskała wtedy pięści.
– Nie mam nic przeciwko temu, żeby rosły w ogrodzie.
– Lubię, kiedy są w domu.
– Nie jestem w stanie znieść ich zapachu.
– Lubię, kiedy zaczynają rozkwitać.
Tego poranka znowu przyniósł te potworne kwiaty i postawił je na stole.
– Dlaczego tak trudno ci zrozumieć, że nie znoszę ich zapachu? – spytała Magdalena, patrząc zimnym wzrokiem na Leona. – Poza tym jest jesień, gdzie udało ci się je kupić?
Leon uśmiechnął się pod nosem.
– Moja tajemnica. A wiesz, że symbolika hiacynta jest niezwykle ciekawa? Kiedyś uważano go za utożsamienie przykrości, jaką nam wyrządzono. Oznaczał również żal i smutek. Jednak wiele zależało od koloru. Niebieski jest podobno oznaką stałości uczuć i wierności, fioletowy przeprosin, biały zaś sympatii, jaką czujemy do osoby, którą nim obdarowujemy. Przyniosłem ci wszystkie trzy, choć nadal najbardziej kojarzą mi się z przykrością. Żalem. Smutkiem. Ale pewnie niesłusznie.
Magdalena spuściła wzrok.
– Duszę się.
– Spokojnie, to tylko złudzenie – podszedł do niej blisko i zaczął szeptać jej do ucha. – Kiedy żyjesz jak w bajce, szybko zapominasz, że nie da się tylko tańczyć i uśmiechać się do swojego odbicia w lustrze. Człowiek czasem potrzebuje silnych bodźców, żeby coś do niego dotarło. Potrzebuje równowagi. Bólu, żeby docenić zdrowe ciało. Potrzebuje łez, żeby wiedzieć, co to śmiech. Potrzebuje goryczy, żeby go nie zemdliło od nadmiaru cukru. No chyba nie powiesz, że się ze mną nie zgadzasz?
Magdalena przyłożyła dłonie do twarzy. Zapach stawał się coraz bardziej męczący, natrętny, zupełnie jakby chciał zdominować cały dom. Wiedziała, że to wyolbrzymia, że to tylko trzy doniczki z trzema pąkami, a jednak chciało jej się wyć.
– Wyrzuć je – poprosiła raz jeszcze.
Leon przecząco pokręcił głową.
– Zostaw go. Zostaw go. Zostaw go – pamiętasz, ile razy prosiłem?
Magdalena przykucnęła.
– Jak długo jeszcze?
– Nie wiem. Aż się nasycę. Albo znudzę. Do tego czasu będziesz dostawać ode mnie hiacynty. Żeby ich zapach bolał cię tak bardzo, jak wtedy bolało mnie.
– Przeprosiłam.
Pokiwał wolno głową.
– A ja przepraszam, że kupiłem te kwiaty. Ale to niczego nie zmienia, wiesz? To tylko słowo, a słowa mają to do siebie, że można się nimi bawić. I że nie zawsze oznaczają to, co mówimy. Czasem to tylko litery, ułożone w coś, co chcemy usłyszeć. A one i tak robią z nami, co chcą. Powiedziałem „przepraszam”, ale to bez znaczenia. Bo znowu przyniosę hiacynty do domu. W ten sposób ci pomagam. Pozwalam przezwyciężyć wyimaginowane lęki.
Magdalena skuliła się we własnych ramionach.
– Ja też się tak chowałem. Ale już nigdy więcej nikt mnie do tego nie zmusi. Podlej je, może wtedy bardziej się z nimi oswoisz – rzucił jeszcze, a potem wyszedł z kuchni.