Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Czy widzisz tego żebraka? Jest bogatszy ode mnie, bo nie ma nic, a tymczasem ja jestem kilkaset milionów dolarów na minusie". Tak mówił Donald Trump w latach 90. XX wieku w chwili największego upadku. Dziś jest prezydentem Stanów Zjednoczonych i jednym z najbogatszych ludzi na świecie. W jaki sposób podźwignął się z zapaści i doszedł do fortuny ?
Magazyn “Forbes” wycenia majątek Donalda Trumpa na 3,7 mld dolarów. Daje mu to 156 miejsce na prestiżowej liście najbogatszych Amerykanów. Droga do takiej pozycji nie była łatwa. Biznesowa historia rodziny Trump mogłaby z powodzeniem posłużyć za scenariusz do nowego serialu HBO . Nasza publikacja obejmuje okres od końca XIX wieku do 2018 roku. W jaki sposób wnuk fryzjera z Niemiec został jednym z najbogatszych Amerykanów i prezydentem supermocarstwa?
Dowiedz się:
- jakie są źródła finansowego sukcesu Donalda Trumpa i jego przodków,
- w jaki sposób jego dziadek, Friedrich Trump, dorobił się na gorączce złota, choć sam nie poszukiwał cennego kruszcu,
- dlaczego kolekcjonowanie noży sprężynowych na zawsze odmieniło życie Trumpa,
- czy PR jest skuteczniejszy od tradycyjnej reklamy i jak stosował go Donald Trump i jego ojciec,
- dlaczego Trump postanowił zostać przedsiębiorcą zamiast zawodowym bejsbolistą,
- w jaki sposób zdołał podźwignąć się z długów i stał się bogatszy niż kiedykolwiek wcześniej,
- jak rozpoczęła się przygoda Trumpa z polityką,
w jaki sposób udział w takich programach telewizyjnych jak The Apprentice pomógł mu w karierze politycznej,
- dlaczego Trump porównuje swoje relacje z kobietami do wznoszenia okazałych budowli,
- w jaki sposób wyeliminował swoich konkurentów w wyścigu do Białego Domu,
- czy narcyzm Donalda Trumpa da się połączyć z działaniem na korzyść Stanów Zjednoczonych,
- jakie kluczowe decyzje podjął podczas pierwszych dwóch lat prezydentury.
Autorem części dotyczącej ewolucji Trumpa i jego przodków jako przedsiębiorców jest Łukasz Tomys, a części politycznej dr Piotr Napierała.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 191
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1638062032736832
e-mail nabywcy:
znak wodny:
Donald Trump. Przedsiębiorca i polityk.
Autorzy : Łukasz Tomys, dr Piotr Napierała
Ebook z serii : Kulisy Waszyngtonu
Skandalista, showman , miliarder, prezydent supermocarstwa. Mało kto wzbudza tyle kontrowersji co Donald Trump. Jego zwolennicy chwalą go za bezpardonowy styl i konsekwentne dążenie do celu. Przeciwnicy zarzucają mu niewybredne wypowiedzi, seksizm i rasizm. Uważają Trumpa za wcielenie wszystkich negatywnych stereotypów na temat kapitalizmu. Przyczyniła się do tego założona przez niego szkoła, którą szumnie nazwano „Trump University”, choć z uczelnią wyższą nie miała nic wspólnego. Oferowała kursy w zakresie zarządzania nieruchomościami. Ukończenie szkoły nie wiązało się z uzyskaniem żadnego tytułu naukowego. Według oponentów Trumpa prezydent żerował na naiwności młodych ludzi chcących podnieść swoje kwalifikacje, a dostawali bezwartościowy papier, za który musieli słono zapłacić. Jednak nie brakowało chętnych do tego, aby zapisać się na zajęcia w „Trump Univeristy”. Zadziałał tu tzw. „efekt Trumpa”. Trump bowiem przez wiele lat pracował na to, by jego nazwisko stało się synonimem jakości i sukcesu.
Donald Trump to człowiek, którego jak mało kogo trudno ująć w sztywne ramy. Tymczasem w wydanych do tej pory w Polsce publikacjach na jego temat przedstawia się go jako zło wcielone. Trudno się temu dziwić. Ich autorami są ludzie związani z przeciwnikami politycznymi Trumpa. Sam Trump również napisał parę książek. Pretendują one do miana poradników sukcesu, ale należy je jednak traktować z przymrużeniem oka. Miały one na celu reklamę zarówno marki osobistej Trumpa, jak i szkoleń oferowanych przez Trump University.
W niniejszej skondensowanej biografii postaramy się w sposób możliwie obiektywny przedstawić sylwetkę Donalda Trumpa, a także wskazać czynniki, które ukształtowały jego charakter.
Mamy nadzieję, że przedstawione przez nas fakty pozwolą lepiej zrozumieć biznesową historię rodziny Trumpów - od ubogiego imigranta z Niemiec aż po miliardera i prezydenta Stanów Zjednoczonych. W jaki sposób Donald Trump stał się najpotężniejszym człowiekiem na świecie?
Autorem wstępu, epilogu i części dotyczącej ewolucji Trumpa i jego przodków jako przedsiębiorców jest Łukasz Tomys, a części politycznej dr Piotr Napierała.
Dziadek późniejszego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Friedrich, urodził się w 1869 roku w wielodzietnej, średniozamożnej rodzinie, w miejscowości Kallstadt w Nadrenii-Palatynacie. Jest to obszar do dziś słynący z uprawy winorośli i produkcji wina, z tego powodu nazywa się go „niemiecką Toskanią”.
Niestety, sytuacja rodziny znacznie się pogorszyła, gdy ojciec Friedricha – Johannes – zachorował na przewlekłe zapalenie płuc. Wydatki na lekarzy zrujnowały budżet domowy, a rodzina popadła w długi. Johannes zmarł w 1877 roku, pozostawiwszy liczne potomstwo i żonę w trudnej sytuacji materialnej. Również Friedrich był słabego zdrowia, tak przynajmniej uważała jego rodzina. Zamiast więc pracować przy uprawie razem z pozostałymi członkami rodu Trumpów odbył praktykę fryzjerską.
Jednak przysposobienie Friedricha do zawodu fryzjera nie trwało zbyt długo. Już dwa lata później, w 1885 roku, wsiadł na pokład statku płynącego z Bremy do Nowego Jorku i podążył w ślad za jego siostrą, która już mieszkała za oceanem. Najprawdopodobniej już podczas rozmowy z urzędnikiem imigracyjnym zostało zmienione jego nazwisko, ponieważ zdaniem części historyków nazywał się wtedy Friedrich Drumpf. Urzędnik imigracyjny zmienił je na „Trumpf”, aby nadać mu angielskie brzmienie, choć pozostawił na końcu literę „f” . Friedrich zrezygnował z tej końcówki dopiero w późniejszym czasie, gdy wystąpił o obywatelstwo amerykańskie.
Przez kolejne lata Friedrich pracował w Nowym Jorku w wyuczonym zawodzie fryzjera. Nowy Jork był już wtedy tętniącą życiem metropolią, z coraz wyższymi drapaczami chmur, zamieszkiwaną przez ponad milion osób, z czego jedna trzecia urodziła się poza Stanami Zjednoczonymi. Dla porównania, miejscowość Kallstadt, z której wyemigrował Friedrich, liczyła zaledwie tysiąc mieszkańców. Łatwo więc wyobrazić sobie jak duży przełom nastąpił w jego życiu.
Warto wspomnieć, że opuszczając Niemcy w wieku szesnastu lat, Friedrich uniknął obowiązkowej służby wojskowej, co uniemożliwiło mu w przyszłości powrót na stałe w rodzinne strony. W XIX i na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych co jakiś czas wybuchała gorączka złota. Za najbardziej znaną uznaje się kalifornijską z lat czterdziestych XIX wieku, natomiast w latach 1890-91 podobne zjawisko wystąpiło na północnym zachodzie USA. Właśnie tam zdecydował udać się ambitny Friedrich .
Zaledwie sześć lat od przybycia do Nowego Jorku ponownie wyruszył w drogę i przeprowadził się do Seattle. W przeciwieństwie do większości śmiałków żądnych fortuny nie zamierzał poszukiwać złota, lecz otworzył restaurację, która obsługiwała przede wszystkim poszukiwaczy cennego kruszcu. Łatwo dostrzec, jak wysokie musiały być wówczas zarobki w Stanach Zjednoczonych, skoro początkujący fryzjer w ciągu sześciu lat zdołał zgromadzić wystarczający kapitał, żeby odbyć kosztowną podróż przez całe Stany Zjednoczone. Mógł pozwolić sobie również na zakup gruntu i postawienie na nim restauracji! Mieściła się ona w dzielnicy czerwonych latarni w Seattle. Usługi prostytutek były wtedy nieodłącznym elementem towarzyszącym każdej gorączce złota. Korzystali z nich młodzi, samotni mężczyźni. Prawdopodobnie uciech cielesnych dostarczano również w lokalu Trumpa. Pomimo prowadzenia dochodowego biznesu, również w Seattle Friedrich nie zabawił na dłużej.
Porwała go kolejna gorączka złota. Tym razem udał się w nieodległe Góry Kaskadowe. Również tutaj nie zamierzał poszukiwać kruszcu. Ogłosił za to, że złoto znalazł. Wedle panującego wówczas prawa mógł dzięki temu zająć publiczny grunt. Postawił na nim noclegownię dla poszukiwaczy. Jak się później okazało, w Górach Kaskadowych praktycznie nie występowały złoża cennego kruszcu. Gorączka złota zaś była efektem manipulacji ze strony Johna Rockefellera, który zamierzał pozbyć się posiadanych nieruchomości, na których nie znalazł rudy miedzi. Dzięki rozpowszechnianiu plotek o złocie mógł sprzedać ziemię w postaci małych parceli.
Friedrich Trump opuścił Góry Kaskadowe jako jedna z niewielu osób, które na tym biznesie nie straciły pieniędzy, i podążył do kanadyjskiego Jukonu, blisko Alaski. Wybuchła tam kolejna gorączka złota. Aby dostać się na miejsce, musiał odbyć niebezpieczną podróż i przejść przez dzikie ostępy, co łatwo mógł przypłacić życiem. Na szlaku, którym wędrowali poszukiwacze złota, otworzył namiot, w którym serwowł posiłki składające się – zdaniem nieprzychylnych Trumpom biografów – z padłych na szlaku koni.
Zyski z prowadzonej działalności rosły, aż Trump zbudował drewniany zajazd z prawdziwego zdarzenia. Jednak gorączka złota zaczęła z czasem wygasać, łatwo dostępne złoża szybko się wyczerpywały. Widząc, co się święci, Trump wykonał sprytny manewr. Dostrzegając nadciągające niebezpieczeństwo, zdołał jeszcze sprzedać zajazd wspólnikowi, który w późniejszym czasie zbankrutował, i udał się z majątkiem do Nowego Jorku. Posiadał już wówczas kapitał o wartości dzisiejszych 8 milionów dolarów. Miał wtedy zaledwie trzydzieści dwa lata. Ubogi fryzjer, który przybył w wieku szesnastu lat do Stanów Zjednoczonych, bez jakichkolwiek środków, w ciągu kilkunastu lat stał się milionerem. Co ciekawe, wiele wskazuje na to, że nie planował pozostać w kraju, który dał mu tyle możliwości.
Z Nowego Jorku Friedrich Trump udał się bowiem w podróż powrotną do Niemiec, w rodzinne strony, zabierając ze sobą zarobione pieniądze. Tam spędził kilka lat i poznał o jedenaście lat młodszą Elizabeth Christ, z którą się ożenił. W Niemczech urodziła się ich córka, której nadali imię Elizabeth . Problemy z urzędnikami ze względu na nieodbytą trzyletnią służbę wojskową sprawiły, że Trumpowie musieli wrócić do Ameryki w 1905 roku. Elizabeth Christ była już wtedy w ciąży z drugim dzieckiem. Jeszcze w tym samym roku na świat przyszedł Frederick Christ Trump, ojciec przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Warto wspomnieć, że dwa lata później urodziło się jeszcze trzecie dziecko, czyli stryj Donalda Trumpa – John Trump – który został znanym w USA fizykiem i inżynierem, członkiem Amerykańskiej Akademii Inżynieryjnej, nagradzanym przez prezydenta Ronalda Reagana. Wielu przeciwników Trumpa i jego ojca uważa ich za prostych budowlańców i cwaniaków, którzy dorobili się na lukach w prawie i wykorzystywaniu naiwności innych ludzi. Jednak kariera Johna Trumpa dobitnie pokazuje olbrzymi potencjał drzemiący w tej rodzinie.
Po powrocie do Ameryki Friedrich Trump wraz z żoną i dziećmi osiadł na stałe w Nowym Jorku, a zgromadzony kapitał zainwestował w nieruchomości w Queens . W tamtym czasie dzielnica ta intensywnie się rozwijała. Pod koniec XIX wieku zamieszkiwało ją 200 tysięcy osób, w 1909 roku – już 284, zaś dekadę później – pół miliona! Tak dynamiczny wzrost wynikał między innymi z nowych połączeń z Manhattanem: wybudowanego niedawno tunelu i mostu łączącego obie dzielnice. Dzięki najbardziej rozbudowanej na świecie sieci metra Nowy Jork został scalony w jeden organizm.
Jako dziecko Fred chłonął wiedzę od ojca, który zabierał go na spotkania z budowlańcami i agentami nieruchomości. Niestety, w 1918 roku dziadek Donalda Trumpa zmarł, prawdopodobnie w wyniku powikłań po grypie hiszpance, która w tamtym czasie w wielu miejscach na świecie zbierała swoje żniwo. Podczas pandemii śmierć poniosło więcej osób niż na frontach pierwszej wojny światowej. W samych Stanach Zjednoczonych na hiszpankę zmarło blisko 700 000 ludzi. Wśród ofiar pandemii znalazł się również Friedrich, a tym samym mały Fred został osierocony w wieku trzynastu lat. Co więcej, w latach 1920-21 kryzys finansowy w USA pozbawił rodzinę większości majątku.
Trudna sytuacja materialna Trumpów sprawiła, że kilkunastoletni Fred, który był przecież synem milionera, musiał pracować na budowie jako zwykły pomocnik dostarczający zaopatrzenie. Czasami pracował z koniem, a innym razem musiał go zastępować. Szczęśliwie część rodzinnej fortuny ocalała i w późniejszym czasie Fred mógł założyć razem z matką spółkę, która zajmowała się budową pojedynczych domów na sprzedaż. Osiągane zyski pozwalały rozwijać tę działalność, a Trumpowie mogli realizować coraz ambitniejsze projekty. Z czasem biznes tak się rozrósł, że stawiali i sprzedawali całe osiedla domów.
Fred wraz matką sprzedawali domy w Queens i Brooklynie w cenie nawet do 30 000 dolarów. W tamtym czasie w Nowym Jorku średnia cena domu wynosiła tylko 5 000 dolarów. Działali zatem w segmencie luksusowym i dzięki temu byli w stanie uzyskiwać lepsze marże, a większe zyski mogli reinwestować. Oczywiście, wymagało to wysokich umiejętności sprzedażowych i marketingowych: znajomości zasad projektowania i wyposażenia domu tak, aby był interesujący dla osób o wyższych dochodach. Sprzyjająca koniunktura miała też wpływ na dynamiczny rozwój rodzinnej firmy. Druga połowa lat dwudziestych to okres prosperity w amerykańskiej gospodarce i hossy na giełdzie poprzedzającej krach z 1929 roku.
Kryzys w latach 1929-33, nazwany później „wielkim”, okazał się znacznie dotkliwszy dla gospodarki niż ten z początku lat dwudziestych. Bezrobocie wzrosło z poziomu 5 do 25%! Dodatkowo panowała kilkunastoprocentowa deflacja, zabójcza dla zadłużonych Amerykanów. Realna wartość kredytów wzrastała, a nieruchomości taniały. Prowadzenie biznesu w warunkach permanentnej deflacji, recesji i rosnącego bezrobocia było utrudnione, a wiele firm ogłaszało upadłość. Rodzina Trumpów zdołała jednak przetrwać gospodarczą depresję bez większych trudności.
Załamanie rynku nieruchomości sprawiło, że Fred Trump przez kilka lat zajmował się inną działalnością, w której wykazał się sporą innowacyjnością. Mianowicie wpadł na pomysł sklepu samoobsługowego, gdzie kupujący mógł sam wkładać towary do koszyka i samodzielnie się obsłużyć. Uważa się go za jednego z pionierów takiej formuły robienia zakupów. W późniejszym okresie sprzedał sklep dużej sieci handlowej, zaś jego działalnością podstawową pozostała budowa domów, a później budownictwo wielorodzinne.
W dłuższej perspektywie Wielki Kryzys okazał się korzystny dla Freda Trumpa i to z kilku powodów. Podczas recesji znaczna część deweloperów zbankrutowała, dzięki czemu po zakończeniu kryzysu konkurencja była mniejsza. Co więcej, Trumpowi udało się przejąć dział windykacyjny jednej z upadających firm. To pozwoliło mu uzyskać cenne informacje o nowojorskich dłużnikach, z których wielu popadło w kłopoty finansowe przy dwucyfrowej stopie bezrobocia. Dochodziło nawet do sytuacji, że nieszczęśnicy znajdujący się pod presją sprzedawali domy po okazyjnej cenie, aby uniknąć publicznej, upokarzającej licytacji w amerykańskim stylu. Jednak Fred Trump nie był zainteresowany budynkami, które masowo przejmował. Chciał zdobyć działki, gdzie znajdowały się przejmowane domy, które burzył. Scalał grunty, a następnie budował na nich całe osiedla domów jednorodzinnych i apartamentowców.
Warto wspomnieć o jeszcze jednym czynniku, który dla Trumpów okazał się niezwykle istotny. Chodzi tu o politykę Franklina Delano Roosevelta, będącą odpowiedzią na Wielki Kryzys, czyli słynny „New Deal” . W ramach polityki „Nowego Ładu” powołano Federal Housing Administration (FHA) . Jej zadaniem było stymulowanie ożywienia na rynku nieruchomości.
Pomoc ze strony FHA polegała przede wszystkim na przekazywaniu prywatnym firmom budowlanym terenów publicznych po niskiej cenie. Jak łatwo się domyślić, partnerstwo sektora publicznego i prywatnego było bardzo ryzykowne i korupcjogenne. Lokalni politycy podejmowali decyzje, które grunty, po jakiej cenie i komu przyznać. Decyzje były podejmowane przez polityków Partii Demokratycznej, którzy rządzili w tym czasie w Nowym Jorku. Choć Fred Trump głosował na Republikanów, to miał wielu znajomych wśród polityków Partii Demokratycznej, co z pewnością ułatwiło mu pozyskiwanie wsparcia publicznego.
W pierwszej połowie lat czterdziestych nastąpił szybki rozwój gospodarczy Stanów Zjednoczonych, a Wielki Kryzys pozostał jedynie ponurym wspomnieniem. Stopa bezrobocia spadła do niskiego poziomu, m.in. dzięki powołaniu milionów mężczyzn do wojska i zamówieniom wojennym, które skutecznie pobudziły amerykańską gospodarkę. Obawiano się jednak, że powrót milionów żołnierzy do domu i spadek zamówień wojskowych przyczyni się do nowej recesji i kryzysu. Za pomocą programu wsparcia rynku nieruchomości dotowano domy dla powracających z wojny weteranów wojennych. Z jednej strony miało to na celu wynagrodzenie weteranów, którzy odbyli służbę wojskową, a co za tym idzie – narażali się na utratę zdrowia i życia. Z drugiej strony zabezpieczało amerykańską gospodarkę przed recesją. Biorąc pod uwagę perspektywę przedsiębiorców, po wojnie Fred Trump nadal mógł uzyskiwać grunty publiczne po niskiej cenie. Budował na nich osiedla domów i apartamentowców dla weteranów.
Z czasem dało się słyszeć coraz liczniejsze głosy, że współpraca biznesmenów i polityków w Nowym Jorku nosi znamiona korupcji. W celu wyjaśnienia tej kwestii w 1954 roku powołano komisję senacką. Zeznania przed nią złożył także Fred Trump. W przeciwieństwie do innych przedsiębiorców, którzy również zostali wezwani w charakterze świadków, nie odmówił składania zeznań, nie powoływał się na piątą poprawkę. Niemniej jednak efekty pracy komisji były druzgocące. Okazało się, że polityk nowojorski Tommy Grace dostaławał znaczące sumy od swojego brata. Tymczasem ten ostatni był zatrudniony w firmie prawniczej, która otrzymywała zlecenia od deweloperów, w tym także Trumpa. Łatwo zauważyć, że w ten sposób pieniądze od przedsiębiorców mogły przepływać do polityka. Wprawdzie Fred Trump nie został skazany, nie znalazł się nawet na ławie oskarżonych, niemniej jednak po tym skandalu stracił możliwość ubiegania się o środki z FHA. Skandal nie przeszkodził jednak Fredowi Trumpowi w korzystaniu z kolejnego programu rządowego, czyli The Limited Profit Housing Companies Act z 1955 roku. Oferował on przedsiębiorcom gwarantowaną stopę zwrotu. Mogli oni uzyskać nisko oprocentowane kredyty inwestycyjne ze sztywnym oprocentowaniem na poziomie 1,5%, a następnie na osiedlach wybudowanych na publicznych gruntach pobierać opłatę z tytułu najmu rzędu 7,5% w skali roku. Jakby tego było mało przedsiębiorcom przysługiwały też ulgi podatkowe.
Program był tak skonstruowany, że w interesie Trumpa leżało maksymalne zawyżenie kosztów budowy, aby otrzymać jak najwięcej nisko oprocentowanych kredytów i ulg podatkowych. Jak wyglądało to w praktyce? Otóż Trump wykorzystał działania między posiadanymi przez niego spółkami zależnymi po to, aby naginać prawo. Jedna z firm Trumpa zajmowała się leasingowaniem sprzętu. Zakupiła używane ciężarówki, które kosztowały 2600 dolarów za sztukę, a następnie wynajmowała je innej firmie Trumpa po zawyżonej cenie. Szacuje się, że jedna ciężarówka przyniosła aż 21 000 dolarów wpływu z tytułu wynajmu, czyli kilkakrotnie więcej niż cena zakupu. Ten sam mechanizm stosowano również w przypadku innego sprzętu, np. maszyn do zrywania podłóg. Dwie z nich zostały zakupione za 500 dolarów przez jedną firmę, a następnie po wynajęciu drugiej firmie Trumpa wpłynęło z tego tytułu aż 8200 dolarów.
Działania Freda Trumpa zostały zdemaskowane przez komisję Mitchell-Lama działającą w połowie lat sześćdziesiątych, która wykazała szereg nieprawidłowości. Nie były to jednak naruszenia, za które mógł zostać skazany. Trump naginał źle skonstruowane prawo. Skandal sprawił jednak, że w późniejszym okresie stracił w zasadzie dostęp do tych programów. Wprawdzie formalnie mógł się ubiegać o dofinansowanie, lecz w praktyce nie miał już na to żadnych szans. Fred Trump zajął się więc przede wszystkim prowadzeniem biznesu opartego na wynajmie wcześniej wybudowanych nieruchomości. Wspierał też swojego syna.
Szacuje się, że pod koniec lat siedemdziesiątych fortuna Trumpa warta była 200 milionów dolarów. Pieniądze te miały wówczas kilkukrotnie wyższą siłę nabywczą niż obecnie. W skali kilkudziesięciu lat jego stopa zwrotu z kapitału własnego wynosiła 25% rocznie. Jest to wynik, którego nie powstydziłby się nawet sam Warren Buffett. Strategia, która opierała się na umiejętnym wykorzystaniu zarówno pomocy publicznej, dobrych relacji z politykami, jak i luk w prawie, okazała się zatem niezwykle skuteczna. Jego sukces nie wynikał jednak wyłącznie z prowadzenia podejrzanych interesów.
Przez całe życie Fred Trump był osobą niezwykle zaangażowaną zawodowo. To pracoholik spędzający w pracy sześć dni w tygodniu, kilkanaście godzin na dobę. Inne źródło sukcesu tkwi z pewnością w kontrolowaniu kosztów, co jest oczywiście niezbędne w tej branży. Rodzina żyła dość wystawnie, mieszkała w obszernym domu na Jamaica Estates, w dzielnicy Queens. Zatrudniali również służbę domową. Tymczasem na placu budowy ojciec prezydenta Stanów Zjednoczonych nieustannie ciął koszty. Krążą wręcz historie o tym, że przebywając na budowie, osobiście zbierał upuszczane przez pracowników gwoździe.
Trump stosował nowoczesne jak na tamte czasy techniki marketingu, np. z samolotów zrzucano ulotki z reklamą jego nowo budowanego osiedla. Co więcej, na ulotkach znajdowały się kupony rabatowe, dzięki którym można było kupić mieszkanie kilka procent taniej. Chętnie stosował też reklamy na billboardach. Potrafił zjednać sobie dziennikarzy, fundując im darmowe przyjęcia i lunche. Dzięki temu w prasie cieplej pisano o jego projektach. Trump trafnie zauważył, że PR jest skuteczniejszy od rubryk reklamowych. Ludzie dość sceptycznie podchodzili do reklamy, natomiast pochlebny artykuł napisany przez uznanego dziennikarza cieszył się większą wiarygodnością.
W 1912 roku w wielodzietnej, ubogiej rodzinie urodziła się matka Donalda Trumpa – Mary Anne McLeod – najmłodsze dziecko z dziesięciorga rodzeństwa. Przyszła na świat w wiosce Tong, na wyspie Lewis u wybrzeży Szkocji. Wyspa ta była pechowym miejscem. Podczas pierwszej wojny światowej 6000 mężczyzn z Lewis trafiło na front, z czego 1000 zginęło na froncie. Co więcej, w 1918 roku podczas przeprawy promowej, gdy pozostali żołnierze wracali do domu, zatonął prom, w efekcie czego zginęło ponad dwustu mężczyzn.
W 1930 roku Mary Anne przybyła do Stanów Zjednoczonych, a sześć lat później wyszła za mąż za kilka lat starszego od siebie Freda Trumpa. Już rok później urodziło się ich pierwsze dziecko – Mary Anne. Dziewczyna już w dzieciństwie przejawiała talent do przedmiotów humanistycznych, pisała wiersze, a w późniejszym czasie została wziętą prawniczką. Rok później, w 1938 roku, przyszedł na świat starszy brat Donalda – Fred. W 1942 roku urodziła się Elizabeth Trump. Ukończyła college, pracowała w banku, ale po wyjściu za mąż zajęła się wychowywaniem dzieci. Wreszcie w 1946 roku na świat przyszedł Donald, a dwa lata później jego młodszy brat – Robert.
Mary Anne McLeod, która sama wychowała się w skrajnym ubóstwie, starała się zapewnić dzieciom dobrobyt, a nawet luksus. Jednocześnie wraz z Fredem kładli nacisk na osiągnięcia i dobre wyniki swoich dzieci. Wynikało to nie tylko z ambicji ojca, ale również matki, która – jak twierdzi Donald – cechowała się cichą ambicją. Choć sama nie realizowała kariery zawodowej, bardzo dużo wymagała od dzieci.
Donald Trump wychował się w bardzo komfortowych warunkach, np. na obiad mógł otrzymać hamburgera przygotowanego przez kucharza będącego do dyspozycji całej rodziny. Bawił się zabawkami, o których inni chłopcy mogli tylko pomarzyć. Jednak luksus miał pewne granice. Kiedy Donald poprosił o drogi kij baseballowy, ojciec zaoferował mu tańszy sprzęt. Jeśli chciał towar z wyższej półki musiał na niego zarobić. Donald pracował jako roznosiciel gazet, ale podczas brzydkiej pogody mógł wykonywać tę pracę razem z szoferem, który podwoził go limuzyną.
Zapracowany Fred Trump bardzo chętnie zabierał synów na plac budowy. Dzięki temu Donald od dzieciństwa chłonął umiejętności, które później okażą się przydatne w karierze dewelopera. Co więcej, wyznający darwinizm społeczny ojciec ciągle powtarzał synom, że są „zabójcami” i „królami”. Dzielił ludzi na tych, którzy wygrywają i tych, którzy przegrywają. Postrzegał życie jako swoisty wyścig, nieustanną rywalizację i takie też podejście starał się zaszczepić synom. W przypadku Donalda ten ogrom ambicji sprawił, że osiągnął w życiu bardzo wiele, choć po drodze napotykał trudności. Być może podejmowanie dużego ryzyka, w postaci zaciągania kredytów wynikało z chęci odniesienia sukcesu, aby móc przypodobać się ojcu. Natomiast w przypadku starszego brata, Freda Juniora, presja ta miała – jak się okazało później – negatywne skutki.
Opisując dzieciństwo Donalda Trumpa, trudno nie wspomnieć, jak on sam postrzega własny rozwój. „Uważam, że ludzie nie ulegają znaczącym zmianom w ciągu życia. Porównując siebie z pierwszej klasy i obecnie, mój temperament się nie zmienił, nie dostrzegam większych różnic”. Dzięki takim opiniom Trumpa można dowiedzieć się, w jaki sposób postrzega innych ludzi i samego siebie. Najważniejszą częścią osobowości, jego zdaniem, jest temperament. Sam Donald Trump już od dziecka był niezwykle żywiołowym człowiekiem. Mówi się o tym, że podczas gdy jego rodzeństwo bawiło się klockami, chętnie podbiegał, aby im przeszkadzać. Z lubością burzył stworzone przez nich budowle. Sąsiedzi wspominają, że gdy byli dziećmi, mały Donald Trump rzucał w nich kamykami. Był niesforny i przysparzał rodzicom licznych trudności wychowawczych.
Zaczepki małego Donalda nie ograniczały się jedynie do rówieśników czy młodszych dzieci. Zdarzało się, że porywał się nawet na nauczycieli. Rzucał w nich gumką i potrafił bardzo agresywnie odpowiadać na ich prośby czy polecenia. Uczęszczał do w miarę liberalnej placówki Kew-Forest School, więc nauczyciele pozwalali mu na wiele. Donald twierdzi, że kiedyś uderzył nauczyciela podbijając mu oko. Brak jednak świadków tego zdarzenia. Nie wiadomo, czy historia nie została nieco ubarwiona lub wręcz całkiem zmyślona przez prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Już dziesięcioletni Donald Trump zakochany był w Manhattanie, czyli dzielnicy, gdzie później będzie prowadził działalność. Jeździł tam z kolegą na wycieczki, stamtąd sprowadzał między innymi noże sprężynowe, które kolekcjonował. Trzeba pamiętać, że ówczesny Manhattan nie przypominał tego z XXI wieku. W okolicach Central Parku bywało niebezpiecznie, a przy Times Square na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych działały liczne kina porno. Choć powszechnie uważa się, że upadek Nowego Jorku nastąpił w latach siedemdziesiątych, to lat sześćdziesiątych również nie można zaliczyć do najszczęśliwszych dla miasta. Bardzo sugestywny obraz Nowego Jorku prezentuje musical West Side Story, w którym pokazano walkę gangów. W zaskakujący sposób wpłynął on pośrednio na życie Donalda. Był fanem tego musicalu i prawdopodobnie właśnie to zainspirowało go do kolekcjonowania starych noży, które kupował w dzielnicy drapaczy chmur. Cierpliwość Freda Trumpa względem niesfornego syna stopniowo się wyczerpywała. Miarka się przebrała, gdy odkrył w jego pokoju kolekcję noży sprężynowych i dowiedział się o jego potajemnych wycieczkach na Manhattan. Wpadł w furię i postanowił wysłać syna do szkoły wojskowej z internatem – New York Military Academy, gdzie Donald miał trafić po skończeniu siódmej klasy szkoły podstawowej. Fred Trump stwierdził, że nie panuje już nad synem i zupełnie nie radzi sobie z jego wychowaniem. Uważał, że jest to jedyne rozwiązanie, aby jego syn wyszedł na ludzi.
Życie w szkole wojskowej z internatem diametralnie różniło się od tego, czego Donald doświadczył do tej pory. Panowała tam żelazna dyscyplina, a młody Trump musiał odtąd wstawać przed świtem, brać udział w musztrze, a na zajęcia uczęszczać w mundurze. Zamiast hamburgerów przygotowywanych przez prywatnego kucharza spożywał odgrzewane mrożonki na stołówce.
Atmosfera w szkole pod wieloma względami przypominała koszary wojskowe. Do takich placówek uczęszczała młodzież z dobrych domów, ale pojawiały się tam również dzieci mafiozów, a nawet latorośle dyktatorów z Ameryki łacińskiej. Donald mógł się tam zetknąć z najróżniejszymi osobami. Nie brakowało typów spod ciemnej gwiazdy, którzy tylko czekali na pretekst do sprawienia komuś tęgiego lania. Według relacji Trumpa zarówno nauczyciele, będący byłymi wojskowymi, jak i uczniowie, stosowali przemoc wobec słabszych. W szkole panowała „fala”, starsi uczniowie znęcali się nad młodszymi. Właśnie w takim środowisku młody Donald Trump musiał przetrwać.
Szybko okazało się, że świetnie radzi sobie w nowych warunkach. Lubił atmosferę rywalizacji, walki i chętnie zmagał się z przeciwnościami. W szkole wojskowej organizowane były konkursy na najlepiej pościelone łóżko, najdokładniej wypastowane buty i najbardziej zadbany mundur. W tych kategoriach Donald najczęściej nie miał sobie równych. Odnosił też sukcesy sportowe, był świetnym baseballistą w szkolnej drużynie. W swym zapale do rywalizacji Donald nie ominął również nauki, więc jego stopnie okazały się bardziej niż zadowalające. Presja na sukces, i ambicja, w których duchu Fred wychował synów, w warunkach placówki niemal wojskowej bardzo pomogły Donaldowi.
Wychowawcą Trumpa w nowej szkole został Słowak z pochodzenia – Theodore Dobias – nazywany przez uczniów „Dobi”, weteran drugiej wojny światowej, uczestnik kampanii we Włoszech, który na własne oczy widział zlinczowane ciało Benito Mussoliniego. Był on równocześnie trenerem szkolnej drużyny baseballowej i z wzajemnością polubił młodego Donalda. Spisując swoje wspomnienia, Dobias bardzo życzliwie opisał Trumpa. Zwrócił uwagę na jego wybujałą ambicję, np. podczas Parady Kolumba zauważył ze zdziwieniem, że Donald podszedł do grupy dziewczyn, które miały iść na przedzie pochodu i gorąco z nimi dyskutował. Gdy pochód ruszył, okazało się, że to on prowadził całą paradę, co zostało upamiętnione na zdjęciach. Również w sporcie Donald wykazywał się ogromną ambicją. Po grze w baseball to właśnie on schodził z boiska najbardziej wybrudzony. Grał niesłychanie ofiarnie. W późniejszym czasie, z właściwym sobie brakiem skromności Trump stwierdził nawet, że był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym baseballistą w tamtym czasie w Nowym Jorku. Dodał również, że mógł zawodowo uprawiać ten sport, ale zniechęcały go do tego zarobki. Były one bowiem zbyt niskie, aby mógł poważnie myśleć o porzuceniu pracy w firmie ojca.
Sukcesy Trumpa w sporcie odbiły się szerokim echem w społeczności lokalnej skupionej wokół szkoły. Pisano o nim nawet w miejscowej gazecie. Trump przywiązywał do tego ogromną wagę. Pół wieku później wspominał:: „Kiedy zobaczyłem moje nazwisko w druku, poczułem się świetnie, jak wielu ludzi może się tym pochwalić? O nikim innym nie napisano, tylko o mnie, to był mój pierwszy raz i uważałem, że jest to doświadczenie niezwykłe”. Trump już jako dziecko wykazywał pewne cechy osobowości narcystycznej, bardzo zależało mu na pochwałach. Co więcej, jeszcze pół wieku później o tym rozmyślał i napawał się odnoszonymi w młodości sukcesami, a co za tym idzie - podziwem otoczenia. Wspomniane sukcesy, oraz ukończenie szkoły wojskowej jeszcze bardziej podniosły jego i tak już dużą pewność siebie. Należy dodać, że Trump podsumował pobyt w szkole wojskowej słowami: „Już wcześniej należałem do elity, ale po przejściu do New York Military Academy należałem do ścisłej elity”.
Po ukończeniu nauki w szkole wojskowej Donald Trump rozpoczął studia na uczelni Fordham w Bronxie. Lata sześćdziesiąte powszechnie uznaje się za czasy eksperymentowania z narkotykami, kontrkultury, duchowych poszukiwań i dyskusji o polityce. Tymczasem Donalda Trumpa takie życie i eksperymenty nie interesowały. Nie tylko nie próbował narkotyków, ale też, jak twierdzi, przez całe życie pozostał abstynentem. Dla kontrastu, jego brat Fred Junior w późniejszych latach popadł w alkoholizm. Alkoholu prawdopodobnie nadużywał również dziadek Donalda, Friedrich. Można więc przypuszczać, że abstynencja Donalda mogła wynikać z obserwacji i negatywnych doświadczeń rodzinnych.
Po zajęciach Donald Trump lubił spędzać czas w swoim pokoju, ucząc się i oglądając telewizję. Jego młodzieńczy bunt ograniczał się jedynie do marzeń o karierze aktora teatralnego lub filmowego. Wystarczy przypomnieć jego dziecięcą fascynację musicalami, na przykład wspomnianym już West Side Story . Młodzieńcze fantazje o byciu gwiazdą telewizyjną lub teatralną przełożyły się później na czyny. Trump zostanie w przyszłości celebrytą i gwiazdą programów takich jak The Apprentice, a ostatecznie najuważniej obserwowanym człowiekiem na świecie… prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Podczas studiów na uczelni Fordham w latach 1964-66 Trump zwrócił na siebie uwagę rówieśników, ponieważ często zgłaszał się do odpowiedzi i był niezwykle aktywny na zajęciach. Wciąż przesiąknięty dyscypliną wpojoną w New York Military Academy, podnosił rękę podczas dyskusji. Sygnalizował chęć zabrania głosu niczym uczeń szkoły podstawowej zgłaszający się do odpowiedzi. Wzbudzał tym śmiech kolegów, których bawił jego zapał i zaangażowanie. Inną ciekawostką z tamtego okresu jest wspomnienie jego kolegi z ławki, który zauważył, że Trump podczas wykładów chętnie rysował szkice budynków. Późniejsza działalność w branży budowlanej nie wynikała wyłącznie z chęci przypodobania się ojcu czy ze względów finansowych, a z autentycznej pasji Donalda Trumpa do architektury i tworzenia budowli.
Kolejne dwa lata edukacji Donalda, czyli lata 1966-68, to studia w szkole biznesu Wharton, do której wcześniej uczęszczał m.in. Warren Buffett, a w późniejszych latach Elon Musk. Wharton School to wydział Uniwersytetu Stanu Pensylwania, jednej z najbardziej prestiżowych szkół w całych Stanach Zjednoczonych. Uczelnia ta należała do elitarnej Ive League, tak jak Yale czy też Harvard, choć plasowała się nieco niżej w rankingach. Donald Trump do dziś szczyci się tym, że ukończył tę uczelnię. Co więcej, twierdzi, że był jednym z najzdolniejszych studentów i miał najlepsze stopnie na roku, czego nie udało się zweryfikować.
Podczas wojny w Wietnamie setki tysięcy amerykańskich dwudziestolatków trafiły na front. Gdy przeanalizujemy statystyki dotyczące amerykańskich elit biznesowych i politycznych, zauważymy, że młodzież z takich rodzin znacznie rzadziej odbywała służbę wojskową. Na front masowo trafiali za to młodzieńcy z rodzin robotniczych. W późniejszej karierze politycznej Georga Busha Juniora czy też Billa Clintona był to spory problem, ponieważ ten niewygodny fakt ich krytycy podkreślali na każdym kroku. Wielu amerykańskich polityków musiało się w jakiś sposób wytłumaczyć, dlaczego nie służyli ojczyźnie. W Stanach Zjednoczonych bardzo mocno podkreśla się patriotyzm, zwłaszcza w kampanii wyborczej. W ramach ciekawostki wspomnijmy, że polscy weterani misji w Afganistanie opisywali zdziwienie, gdy podczas wizyty w USA zostali powitani aplauzem przez publiczność podczas meczu koszykówki. Dla amerykańskiej publiczności byli bohaterami sojuszniczej armii i należały im się owacje na stojąco.
Problem nieodbytej służby wojskowej dotyczył również Donalda Trumpa, który rzekomo cierpiał na ostrogę piętową uniemożliwiającą mu wzięcie udziału w wojnie w Wietnamie. Patrząc na jego atletyczną wówczas sylwetkę i biorąc pod uwagę sukcesy sportowe w szkole wojskowej, trudno uwierzyć, że rzeczywiście miał problemy zdrowotne. Co więcej, twierdził, że faktycznym powodem, dla którego nie trafił do Wietnamu było szczęście, bo nie został wylosowany. Przez długi czas starał się przemilczeć fakt, że miał zwolnienie lekarskie.
Nawet niechętni Trumpowi autorzy, tacy jak Michael D’Antonio, zwykle jednak nie krytykują jego wywinięcia się od służby wojskowej w Wietnamie, bo nie tylko on jej uniknął. 60% jego rówieśników też się wykręciło od służenia w Wietnamie. Według wielu autorów Afera Watergate i wojna w Wietnamie zwiększyła nieufność Trumpa względem polityków.
W weekendy Donald Trump pracował w firmie ojca, gdzie zajmował się ściąganiem czynszów. W tym celu odwiedzał lokatorów, co często wiązało się z licznymi nieprzyjemnościami i niebezpieczeństwami. Na porządku dziennym były sytuacje, gdy osoba, której brakowało pieniędzy, próbowała oblać wrzątkiem przedstawiciela Freda Trumpa ściągającego czynsz. Praca ta nie należała więc do najłatwiejszych, wymagała również pewnych umiejętności negocjacyjnych. Była to dla Donalda bardzo dobra szkoła życia, zetknął się bowiem wówczas z niżej uposażonymi ludźmi, którzy mieszkali na osiedlach wybudowanych i administrowanych przez ojca. W latach sześćdziesiątych zamożniejsi Amerykanie i klasa średnia wyprowadzali się na przedmieścia, a centra miast stawały się niebezpieczne. Osiedla Trumpa zaczęli zamieszkiwać coraz to biedniejsi lokatorzy, a Donald mógł tego doświadczyć na własnej skórze.
Podczas pierwszego roku studiów w Fordham Donald Trump wraz z ojcem uczestniczył w otwarciu najdłuższego wówczas mostu wiszącego w Stanach Zjednoczonych. Most łączył dwa punkty oddalone od siebie o półtora kilometra, Staten Island z Brooklynem. Projektantem mostu był Othmar Ammann. Co ciekawe, podczas widowiskowego otwarcia projektant znalazł się zupełnie na uboczu, nie przemawiał i nie wspomniano o nim ani słowem. Trump postanowił, że zapamięta sobie dobrze to wydarzenie i nie dopuści nigdy, żeby coś takiego go spotkało. Za zaistniałą sytuację winił nie organizatorów, lecz samego projektanta, który pozwolił na to, że potraktowano go w taki sposób. Zdaniem Donalda Ammann sam był odpowiedzialny za swoją porażkę.
W tamtym czasie Donalda Trumpa inspirował William Zeckendorf. To prawdziwy celebryta i wielka osobowość rynku nieruchomości. Należał do czołówki pod względem liczby kontrolowanych obiektów i słynął z wystawnego trybu życia. Był szastającym pieniędzmi, żyjącym w przepychu ekscentrykiem. Kilkakrotnie żonaty Zeckendorf ważył aż 150 kilogramów. Postać, która dosłownie i w przenośni, rzucała się w oczy. Jedną z jego fanaberii były zainstalowane w biurze filtry do światła, dzięki którym mógł zmieniać kolory w zależności od nastroju. Udzielał się też w kulturze i show-biznesie. Zeckendorf wyprodukował 30 spektakli na Broadwayu. Wynajął agenta prasowego, który dbał o to, aby odpowiednio pisano o nim w prasie. Organizował wystawne lunche i przyjęcia. Donald pragnął go naśladować. Fred Trump również zapraszał znane osobistości do swojego deweloperskiego świata, jednak Bill Zeckendorf działał na większą skalę, co stanowiło dla Donalda większą inspirację i budziło podziw.
W Stanach Zjednoczonych religia odgrywa znacznie większą rolę niż w Europie Zachodniej. Trudno sobie wyobrazić amerykańskiego polityka, który otwarcie przyznałby się do ateizmu i osiągnął wyższe stanowisko polityczne, nie mówiąc już o prezydenturze. Powszechnie znane są szydercze opinie, że amerykańskim prezydentem prędzej zostanie satanista niż ateista. W Ameryce można wierzyć w cokolwiek, jeśli jednak polityk nie wierzy w nic, to wyborcy postrzegają go jako osobę mało wiarygodną. Zdaniem większości Amerykanów ateiści nie mają kręgosłupa moralnego. Biorąc pod uwagę życie duchowe Donalda Trumpa, nie sposób nie wspomnieć o pastorze Normanie Pealu, który udzielił mu pierwszego ślubu z Ivaną Trump, i był niekwestionowanym autorytetem zarówno dla niego, jak i dla Freda.
Kim był i co głosił pastor Norman Peal , którego kazań regularnie słuchali zarówno Fred Trump z synem, jak i śmietanka amerykańskiego biznesu? Jego książka Moc pozytywnego myślenia odniosła za Oceanem spektakularny sukces komercyjny – sprzedano 30 milionów egzemplarzy, a jej dystrybucja trwa do dziś. Jest ona częścią szerszego nurtu, który pojawił się w latach trzydziestych, za czasów Napoleona Hilla, mianowicie kultu pozytywnego myślenia i wizualizacji sukcesów. W przypadku Hilla było to wyobrażanie sobie siebie jako milionera. Twierdził on, że nie można osiągnąć bogactwa bez jego wizualizacji w postaci konkretnych obrazów. Tę samą filozofię sukcesu, ale na gruncie religijnym, wdrożył Norman Peal, łącząc religijność z technikami wizualizacji sukcesu i pewności siebie. Duch protestantyzmu i kalwinizmu sprawił, że amerykańskim chrześcijanom łatwiej jest łączyć życie duchowe z pogonią za sukcesem materialnym.
Ze względu na zasadę starszeństwa wydawało się, że naturalnym następcą Freda Trumpa będzie jego najstarszy syn, Fred Junior. Między mężczyznami dochodziło jednak do częstych konfliktów. Punktem zapalnym była między innymi przesadna oszczędność czy wręcz skąpstwo ojca. Kiedy zlecił on synowi odrestaurowanie budynku, a ten zakupił nowe okna, wybuchła dzika awantura, ponieważ zdaniem Freda z powodzeniem można było pozostawić stare. Donald uważał, że jego brat był sam sobie winien, ponieważ nie potrafił postawić się ojcu. Donald zaś sam zasłużył sobie na szacunek ojca, ponieważ zawsze potrafił się przeciwko niemu buntować i stawić mu czoła, nie bał się konfrontacji.
Po ukończeniu studiów Donald mógł już pracować u ojca na pełny etat. Robił to, co wcześniej, czyli zajmował się osiedlem Trump Village. Był to największy projekt Freda, a zarazem jedyny, który nazwał swoim nazwiskiem. Osiedle składało się z siedmiu dwudziestotrzypiętrowych bloków, w których poziom bezpieczeństwa, czystość, dbałość lokatorów o mieszkania i otoczenie pozostawiały wiele do życzenia. Klasa średnia opuszczała centrum Nowego Jorku, a do budownictwa wielorodzinnego stopniowo wkradała się bieda.
Wśród amerykańskich właścicieli nieruchomości przeważała opinia, że należy unikać osób czarnoskórych. Najlepiej nie wynajmować im mieszkań, ponieważ ich obecność w okolicy spowoduje spadek cen nieruchomości, a także ściągalności czynszów od wszystkich lokatorów. Afroamerykanie uważani byli za niesolidnych płatników. W celu przeciwdziałaniu dyskryminacji, w 1968 roku, czyli tydzień po zabójstwie Martina Luthera Kinga weszła w życie ustawa Fair Housing Act, zatwierdzona przez prezydenta Lyndona B. Johnsona. Była ona zwieńczeniem kampanii przeciwko dyskryminacji mieszkaniowej, która ruszyła po licznych zamieszkach i protestach czarnoskórej ludności. Pod koniec lat sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych narodziły się zjawiska, które dzisiaj nazwalibyśmy poprawnością polityczną i akcją afirmatywną. W ramach tzw. dyskryminacji pozytywnej osoby czarnoskóre miały ułatwiony wstęp na uczelnie wyższe, dostawały punkty za pochodzenie, aby zwiększyć udział tej ludności wśród amerykańskich elit. Dla Trumpów ustawa ta była niewygodna, a Donald walcząc z amerykańskimi władzami, musiał przejść pierwszą batalię o interesy rodzinnej firmy.