Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jest to zbiór tekstów i zapisów audycji dokumentujących to, co działo się w Ukrainie tuż przed rosyjską napaścią i przez kilka pierwszych miesięcy wojny. Powstawał na gorąco w Kijowie, a potem na głuchej prowincji. Jest jednocześnie zbiorowym portretem Ukraińców. Opisuje ukraińską kulturę, tradycje, obyczaje i to jak bardzo rosyjska agresja wzmocniła w Ukraińcach poczucie tożsamości narodowej. Jest także bardzo osobistą kroniką, niestroniącą od emocji. Oprócz relacjonowania wydarzeń, często dramatycznych, zawiera przemyślenia oraz refleksje na temat historii i współczesnego świata.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 339
23 lutego 2022
Napięcie, ale nie panika
Przez trzy wieczory z rzędu mój telefon dzwonił nieprzerwanie. Para starych przyjaciół, Igor i Irina, zadzwoniła, by powiadomić nas, że wyjeżdżają samochodem w Karpaty. Inni chcieli po prostu wiedzieć, czy moim zdaniem dojdzie do wojny, a także czy wybuchnie ona na dniach, czy za dwa tygodnie. A potem prezydent Putin przemówił w telewizji do narodu rosyjskiego, żeby wyjaśnić swoją wersję historii Rosji i Ukrainy i przez to zmienić świat.
Rosja uznawała dwa nieistniejące „państwa” na terytorium Ukrainy i podpisała z nimi traktaty o przyjaźni i wojskowej współpracy. Putin powiedział, że teraz „granica” z Ukrainą – to znaczy linia frontu – będzie strzeżona przez rosyjskie wojsko. To oznacza, że od tej chwili rosyjscy żołnierze będą strzelać z terytorium Ukrainy na terytorium Ukrainy.
Można by zapytać, co to zmieniło? Otóż bardzo wiele. Przed „reorganizacją” Putina oddziały ukraińskie odpowiadały ogniem na ostrzał ze strony separatystów. Teraz jeśli wojsko ukraińskie zareaguje na ostrzał rosyjskiej armii, zostanie to nazwane wojną rosyjsko-ukraińską. I oddziały rosyjskie otaczające Ukrainę będą mogły ją najechać w każdym punkcie granicy z Rosją i Białorusią.
Po raz pierwszy odczuwa się napięcie w Kijowie. Jednak nadal nie ma paniki. Niedaleko mojego bloku, w libańskiej restauracji Mon Cher, budują taras na lato. W końcu w tym roku mieliśmy bardzo krótką zimę. Nadeszła wiosna, temperatura wzrosła do 13−14°C. Słońce świeci, ptaki śpiewają. Drogami z zachodu ciągną wojskowe ciężarówki i pojazdy służb medycznych. Mijają Kijów i jadą na wschód.
Przypomina mi się rok 2014, kiedy transportery opancerzone i wojskowe ciężarówki też podążały z zachodu Ukrainy na wschód, a przy tym zniszczone ciężarówki i spalone pojazdy opancerzone sprowadzano z powrotem traktorami. Teraz ruch odbywa się tylko ku wschodowi. Ale jest też inny szlak prowadzący ze wschodu na zachód. Uciekinierzy ze Stanicy Ługańskiej, miasta leżącego dokładnie na linii frontu niedaleko Ługańska, dotarli do Charkowa. Jak do tej pory to tylko kilkanaście osób. Porzucili mieszkania i domy, bo założyli, że niedługo nic z nich nie zostanie. Przetrwali lata 2014−2015, kiedy co trzeci dom w piętnastotysięcznym mieście został zburzony przez ostrzał artyleryjski. Do niedawna w Stanicy pozostawało 7 tysięcy mieszkańców. Trudno powiedzieć, ilu z nich jest tam teraz, zwłaszcza po tym, jak pocisk separatystów trafił w przedszkole. To cud, że nikt nie zginął.
A ja straciłem bilety na pociąg. 2 marca miałem jechać do Siewierodoniecka w obwodzie ługańskim i wrócić do Kijowa nocnym pociągiem 4 marca. Teraz nie pojadę.
Jeszcze kilka dni temu zespół filmowców z Kijowa nadal kręcił film Szare pszczoły w na wpół opuszczonej wiosce niedaleko Siewierodoniecka – 16 kilometrów od linii frontu. Jakiś tydzień wcześniej zjawili się tam żołnierze i uprzedzili ich, że w każdej chwili może się zacząć ewakuacja. „Rosjanie dadzą ostrzeżenie na dwie godziny przed atakiem – powiedział filmowcom ukraiński oficer. – Dlatego przygotujcie się na to!”.
Ivanna Djadjura, producentka filmu, uzgodniła z miejscowymi kierowcami, że będą w gotowości na wypadek ewakuacji. Takie zabezpieczenie kosztowało mnóstwo pieniędzy. W tamtym rejonie nadal brakuje pracy, ale ludzie mają samochody. Są auta, lecz brakuje dróg. Mówiąc precyzyjniej – asfaltowych dróg. Przez tydzień samochody stały bezczynnie, jednak potem zjawili się żołnierze i kazali im natychmiast wyjeżdżać.
Zespół filmowców wrócił już do Kijowa. Nie udało im się dokończyć filmu. Będą musieli znaleźć inne miejsce – może w obwodzie czernihowskim albo sumskim, gdzie jest wiele opuszczonych lub na wpół opuszczonych wsi. Te obwody również graniczą z Rosją. A po drugiej stronie granicy stoją rosyjskie oddziały. Jak długo filmowanie tam będzie bezpieczne? Tego nikt nie wie!
Już nie przejmuję się tym filmem. Od przemówienia Putina myślę o czymś zupełnie innym. Przyjaciele nie przestają dzwonić. Odebrałem też telefon, który stłumił mój niepokój.
Nauczycielka literatury Larysa Aleksiejewna z kijowskiej Szkoły Podstawowej nr 92, gdzie uczyło się troje moich dzieci, zadzwoniła i poprosiła, żebym przyszedł następnego dnia i poprowadził lekcję z historii literatury kryminalnej. Ta prośba była całkowicie niespodziewana. Od razu się zgodziłem. Lekcja bardzo się udała. Kiedy mówiłem o różnicach pomiędzy australijskimi, japońskimi i brytyjskimi kryminałami, zapomniałem o Rosji, prezydencie Putinie i ich zbrodniach. Dzieciaki również robiły wrażenie, jakby zapomniały o Rosji i ewentualnej wojnie.
Po drodze ze szkoły do domu usiadłem w kawiarni, żeby napić się herbaty i coś przekąsić. Popatrzyłem na twarze ludzi siedzących wokół mnie i nadstawiłem ucha, żeby posłuchać ich rozmowy, ale nic nie usłyszałem. Ludzie pili kawę i jedli kanapki niemal w zupełnej ciszy.
Ukraińscy politycy zaczęli mówić głośniej niż zwykle. Minister spraw zagranicznych zaapelował do prezydenta Zełenskiego, by zerwał stosunki dyplomatyczne z Rosją. Były parlamentarzysta i aktywista Borysław Bereza zażądał od Zełenskiego, by wprowadził stan wojenny w obwodach ługańskim i donieckim. Coś mi mówi, że prezydent nie zrobi ani jednego, ani drugiego. Stwierdził publicznie, że nadal ma nadzieję na to, że unikniemy wojny.
Chciałbym zrozumieć jego logikę, ale jak do tej pory to mi się nie udało. Przywódca Ługańskiej Republiki Ludowej, uznawanej przez Rosję, Wenezuelę, Kubę i Abchazję, zażądał od Ukrainy „uwolnienia” drugiej połowy obwodu ługańskiego, której separatyści nie kontrolują. Chce stworzyć „republikę” w granicach ukraińskiego obwodu. Przywódca „Donieckiej Republiki Ludowej” milczy tym razem, ale w przeszłości także straszył odebraniem Ukrainie całego obwodu donieckiego. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oświadczyło, że Rosjanie uznają obie „republiki” w ich obecnych granicach, ale zasadniczo granice „państwa” pozostają prywatną sprawą samego „państwa”.
Chociaż z tego oświadczenia bije groźba wojny, nic nie wskazuje, że wybuchnie ona w bliskiej przyszłości. Przerwa pomiędzy uznaniem tych „republik” i kontynuowaniem rosyjskich operacji wojskowych przeciwko Ukrainie może potrwać od dwóch tygodni do trzech miesięcy, jak nie dłużej. Wszystko zależy od tego, co świat zrobi w tej sytuacji. Jeśli reakcja będzie głośna, a nowe sankcje okażą się dotkliwe dla rosyjskiej gospodarki, wtedy ta przerwa może przeciągnąć się do sześciu miesięcy. Jeśli z kolei świat słabo zareaguje, wówczas wojna wybuchnie niebawem.
Rosja zarabia w Europie na tę wojnę, sprzedając ropę i gaz. Ma ona także ogromne rezerwy finansowe i jedynie sankcje, które wstrzymają przypływ pieniędzy, mogłyby ostudzić zapędy Putina posunięcia się dalej w głąb terytorium Ukrainy.
Kiedy piszę te słowa, sprawdzam bez przerwy wiadomości. Teraz Putin oświadczył, że uznaje obie „republiki” w większych granicach niż te kontrolowane obecnie przez separatystów. I niemal natychmiast usłyszałem wypowiedź prezydenta Zełenskiego, który ogłosił, że podpisał właśnie rozkaz wcielenia rezerwistów do armii.
W ostatnich tygodniach wielu Ukraińców stało się ekspertami od spraw wojskowych. Ja też. Wiem już, że posuwająca się do przodu armia traci stan liczebny w proporcji 10:1. To znaczy, że straty wśród obrońców terytorium nie przekraczają jednej dziesiątej w porównaniu z napierającymi siłami.
Przyjaciele przysłali mi zrzut z ekranu z rosyjskiej strony rządowej dotyczącej zaopatrzenia. Na tym zrzucie Burdenko – moskiewski Główny Wojskowy Szpital Kliniczny – chce zakupić 45 tysięcy worków na ciała. Użyto co prawda łagodniejszego medycznego określenia: worki patologiczno-anatomiczne. Liczba tych worków odpowiada prawie idealnie słowom byłego rosyjskiego generała, że Rosja jest gotowa stracić do 50 tysięcy żołnierzy w czasie ofensywy na Ukrainie. Przesłałem dalej ten zrzut z ekranu do przyjaciela, który zna się na systemie zakupów publicznych. „To fake – odpisał mi. – Mają setki tysięcy worków na ciała przygotowane od dłuższego czasu!”.
Podczas pisania zobaczyłem wiadomość o tym, że Putin uznał nie tylko tamte „republiki”, lecz także ich „konstytucje”. W tych „konstytucjach” znajduje się stwierdzenie, że terytoria „republik” obejmują całe obwody doniecki i ługański. W chwili, gdy to przeczytałem, miałem wrażenie, że wojna znacznie się przybliżyła.
Już teraz dużo trudniej jest oderwać myśli od wojny. Putin znowu przemawiał i postawił ultimatum Ukrainie i światu: albo Ukraina i świat uznają Krym za rosyjski i Ukraina na zawsze porzuci marzenie o wstąpieniu do NATO, albo armia rosyjska ruszy na Kijów.
W ukraińskich wiadomościach aż roi się od scenariuszy rosyjskiego ataku. W najpopularniejszych sugeruje się, że Rosja uderzy najpierw na trzy miasta: Charków, Kijów i Chersoń. Rozumiem, że Chersoń zostanie zaatakowany z Krymu, Charków z obwodu biełgorodzkiego w Rosji, ale skąd nadejdzie uderzenie na Kijów? Najkrótsza droga do stolicy dla rosyjskiej armii prowadzi przez Białoruś i strefę czarnobylską. Prawie nie ma tam dróg, jest za to wiele bagien i niewielkich rzek. Tak, po drugiej stronie białoruskiej granicy zgromadzono dużą liczbę czołgów. Na zdjęciach satelitarnych widać rosyjskie ćwiczenia wojskowe w pobliżu Ukrainy polegające na budowaniu tymczasowych mostów pontonowych do przekraczania rzek przez czołgi.
Nie sposób przewidzieć działania Putina, można tylko jasno zobaczyć cel, jaki chce osiągnąć. W ostatnim przemówieniu podkreślił, że nie uznaje Ukrainy za państwo. Dla niego to część Rosji. Celem jest zajęcie Ukrainy i przekształcenie jej w południowozachodni okręg federalny Federacji Rosyjskiej. Duma Państwowa może w dwie godziny wnieść poprawki do rosyjskiej konstytucji; tak właśnie zrobiono, żeby przyłączyć do Rosji Krym. Sprawcza i bezmyślna machina państwowa jest gotowa spełnić każdy kaprys Putina.
W Ukrainie we wszystkich cerkwiach i meczetach ludzie modlą się o pokój – to jest we wszystkich z wyjątkiem mniej więcej 12 tysięcy prawosławnych cerkwi patriarchatu moskiewskiego, gdzie nadal proszą Boga o zdrowie dla rosyjskiego patriarchy Cyryla. Inne Kościoły już zwracały się do cerkwi podległych patriarchatowi moskiewskiemu z prośbą o modlitwę o pokój, ale Moskwa milczy.
W 2014 roku odbyło się posiedzenie parlamentu ukraińskiego poświęcone operacjom wojskowym w Donbasie, na które zaproszono przedstawicieli wszystkich Kościołów i wyznań. Uczczono na nim minutą ciszy pamięć ukraińskich żołnierzy poległych w tej wojnie. Wszyscy obecni w parlamencie wstali, poza przedstawicielami patriarchatu moskiewskiego, którzy prowokacyjnie pozostali niewzruszeni na miejscach. Popi z patriarchatu moskiewskiego odmawiali pochówku ukraińskich żołnierzy zabitych podczas tej wojny. Niemniej nikt nie podpalał ich cerkwi ani też nie próbował bić popów.
W ostatnich dniach Służba Bezpieczeństwa Ukrainy schwytała kilku rosyjskich agentów, którzy usiłowali podłożyć bomby w cerkwiach patriarchatu moskiewskiego w Kijowie. Agentom najwyraźniej chodziło o uznanie zamachów bombowych na cerkwie za jeszcze jeden casus belli.
Nie ma na świecie nic gorszego od wojny. Nawet pandemia koronawirusa wydaje się teraz czymś zwykłym i zrozumiałym. Wojny nigdy nie da się zrozumieć ani zaakceptować.
Ukraińcy nadal żyją jak zawsze. Wczoraj zatrzymałem się przed nowoczesnym hipsterskim barberem. W środku dwóch klientów miało strzyżone brody, podczas gdy trzeci czekał w kolejce przy barze i popijał whisky. Tymczasem na kijowskim lotnisku wylądował kanadyjski samolot transportowy z bronią. Ta nowa rzeczywistość ukraińska znacznie przewyższa moją pisarską wyobraźnię. Nie mogę powiedzieć, że mi się podoba. Ale akceptuję tę rzeczywistość.
Tymczasem moi starzy przyjaciele, Igor i Irina, którzy wyjechali samochodem w Karpaty, by uciec przed wojną, zadzwonili, żeby powiedzieć o planie wyjazdu przez Polskę na Litwę. Zarówno Polska, jak i Litwa to partnerzy Ukrainy, na których można polegać, i jeśli będzie to konieczne, przyjmą nie tylko Igora i Irinę, ale też setki tysięcy innych Ukraińców. Mam tylko nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.
24 lutego 2022
Ostatni barszcz w Kijowie
Poprzedniego wieczora między rozmowami przez telefon gotowałem barszcz dla dziennikarzy, którzy mieli mnie odwiedzić. Miałem nadzieję, że Putin nie przerwie nam obiadu. I nie przerwał. Postanowił uderzyć w Ukrainę pociskami rakietowymi o piątej tego ranka. Wojna zaczęła się także w Donbasie i doszło do ataków na inne miejsca, w tym jeden z Białorusi.
Jesteśmy teraz z Rosją w stanie wojny. Ale metro w Kijowie działa, kawiarnie są otwarte. Podano do wiadomości publicznej, że Ukraina zerwała stosunki dyplomatyczne z Rosją. Od początku walk armia ukraińska zestrzeliła sześć rosyjskich samolotów i dwa helikoptery. Jest jasne, że sami ponieśliśmy duże straty. Jeśli wcześniej w trakcie rosyjskiej agresji sytuacja zmieniała się z dnia na dzień, to teraz zmienia się z godziny na godzinę. Ale zostanę i będę pisał dla was, żebyście wiedzieli, jak żyje się w Ukrainie w czasie wojny z putinowską Rosją. Gdziekolwiek jesteście, bądźcie bezpieczni.
Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały sięnastępujące książki Andrieja Kurkowa:
OSTATNIA MIŁOŚĆ PREZYDENTA2007
PRAWO ŚLIMAKA2009
DOBRY ANIOŁ ŚMIERCI2010
DZIENNIK UKRAIŃSKI2015
JIMI HENDRIX WE LWOWIE2021