Dziewczyna bez opieki - Malwina Chojnacka - ebook

Dziewczyna bez opieki ebook

Chojnacka Malwina

4,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

W niewielkiej miejscowości Stare Ślepce pod Warszawą ginie bez wieści trzydziestokilkuletnia przedszkolanka Anna Nawrocka. Jej piętnastoletnia córka Rita wierzy, że matka żyje i rozpoczyna własne poszukiwania. 

W tym samym czasie na greckiej wyspie Zakynthos Lena i Tobiasz poznają parę z Polski. Zaprzyjaźniają się i zaczynają wspólnie spędzać czas. Jednak czy ich spotkanie było przypadkowe? Jaki plan realizuje Lena? Oboje z Tobiaszem, pracując jako dziennikarze śledczy, mają niezwykle trudne zadanie. Beztroski czas w Grecji jest początkiem gry, którą muszą kontynuować po powrocie do Polski, żeby odkryć prawdę.

Czy Anna Nawrocka żyje? Co widział w nocy kilka dni po jej zaginięciu mężczyzna zatrudniony na budowie w Starych Ślepcach? Dlaczego był tak przerażony, że postanowił bez słowa opuścić miejsce pracy i nigdy tam nie wracać? Kim jest naprawdę? Dlaczego nie poinformował policji o swoim odkryciu?

Zemsta po latach. Prywatne śledztwo. Przerażający proceder krzywdzący wiele niewinnych osób. To musi się skończyć tu i teraz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 490

Rok wydania: 2025

Oceny
4,0 (5 ocen)
2
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki i ilustracja na okładce: Mariusz Banachowicz

Redaktor prowadząca

Alicja Oczko

Opieka redakcyjna

Jakub Sosnowski

Korekta

Magdalena Jabłonowska – Przecinek i spółka

© 2025 by Malwina Chojnacka

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC.

Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

ul. Domaniewska 34a

02-672 Warszawa

[email protected]

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-291-0003-8

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Zdało mi się, że słyszałem głos wołający: „Nie zaśniesz już więcej!”[1].

[1] William Shakespeare , Makbet, akt II, scena II, przeł. Józef Paszkowski.

Mojej cudownej Mamie, której brakuje mi każdego dnia…

Wszystkie przedstawione w powieści postaci są fikcyjne. Wieś Stare Ślepce jest także fikcyjna i nie ma nic wspólnego z istniejącą miejscowością o tej nazwie.

LENA

7 czerwca, godz. 11.20 LOTNISKO CHOPINA W WARSZAWIE

Stoi tuż przede mną w kolejce do odprawy. O głowę ode mnie wyższy. Czarne, długie, falujące gęste włosy związane w niedbały kucyk. Przysuwam się jeszcze bliżej. Tak blisko, że gdy nagle się odwraca, to przez sekundę ociera łokciem o moje ramię. Wyciąga szyję, szukając wzrokiem kobiety, która z nim podróżuje. Wdycham zapach jego potu zmieszany ze smrodem drogich papierosów i markowej wody toaletowej. Koduję sobie w pamięci. Ten człowiek jeszcze nie wie, jak bardzo go nienawidzę. Nie przeczuwa, że stojąca za nim chuda, wysoka trzydziestolatka doskonale wie, co zrobił! Znalazłam go! Znalazłam człowieka odpowiedzialnego za śmierć mojej siostry!

Stoję tuż za nim.

Mogłabym wbić mu nóż w nerki… mogłabym… Nie… nie mam przy sobie nic ostrego… za dwie godziny wsiądziemy do samolotu… Lecimy do Grecji…

Zastanawiam się, czy będzie czuł mój wzrok podczas podróży? Czy dostanę miejsce w samolocie tak blisko, żeby słyszeć, o czym rozmawia? Zaciskam pięści w kieszeniach sportowej bluzy. Pulsują mi żyły w skroniach. Znalazłam go! Będziemy przez tydzień nocować w tym samym hotelu!

Jeszcze raz się odwraca i rzuca mi szybkie spojrzenie, a ja spuszczam wzrok i słyszę łomotanie mojego serca. On na pewno nie ma pojęcia, kim jestem. Samolot na grecką wyspę Zakynthos odlatuje za dwie godziny, a odkrycie, dokąd i kiedy będzie podróżował, wymagało trochę pracy, kilku zarwanych nocy i śledzenia jego wpisów na portalu społecznościowym.

Większość ogólnie dostępnych zdjęć ewidentnie pokazywała mi, że Damian Sokół kocha motory i podróże, więc zaczęłam odwiedzać grupy fanów zagranicznych wojaży, i w końcu się udało! Znalazłam jego niedawny wpis! Coś na temat konfliktu z biurem podróży. Nie pamiętam już, o co chodziło, ale dowiedziałam się, dokąd leci, kiedy i z jakiego lotniska, a ja wykupiłam tę samą wycieczkę i ten sam hotel.

Lecę tam z moim świeżo poślubionym mężem, który teraz uśmiecha się do mnie, zsuwając okulary przeciwsłoneczne. Tobiasz rozumie, że nie jest to tak do końca nasza podróż poślubna. Wie, że wyznaczyłam sobie zadanie, które kiełkuje we mnie od lat. To pragnienie zemsty, odwetu… pragnienie, żeby człowiek, który właśnie przede mną stoi, zapłacił za wszystko, co zrobił.

Lekko kiwam głową. Tobiasz rozumie natychmiast. Nie muszę mu mówić, że rozpoznałam człowieka, który zniszczył życie mojej rodzinie. Kręci głową. No tak, stoję za blisko, muszę się cofnąć, bo to może być podejrzane. Ludzie w kolejce do odprawy są mocno zniecierpliwieni, więc nie powinnam jeszcze bardziej podsycać negatywnych emocji, bo inaczej niepotrzebnie zwrócę na siebie uwagę.

– Ładna walizka – nagle słyszę obcy męski głos i serce skacze mi do gardła.

Teraz widzę dobrze jego twarz. Nieogolony, zaspany, przekrwione oczy.

– Dzięki. Przepraszam, że pana potrąciłam, ale… zakręciło mi się w głowie. Za mało kawy rano, a ta odprawa tyle trwa.

– No racja. I za dużo pasażerów z bachorami.

Tobiasz, który przez chwilę wpatrywał się w tablicę odlotów, dostrzega, że z nim rozmawiam. Uśmiech mu gaśnie. Już jest przy nas. Ale Damian Sokół przestaje zwracać na nas uwagę. Macha w stronę mocno umalowanej, małej i pulchnej blondynki. To jego żona Monika. Jej profil w mediach społecznościowych także dokładnie przestudiowałam. Pobrali się miesiąc temu, jest rok ode mnie młodsza, aktorka po prywatnych kursach. Kilka razy wystąpiła w reklamach i przemazała się w komediowym serialu. Wielki biust, nienaturalnie umalowane usta, duże pośladki wciśnięte w białe opięte szorty. Hałaśliwa, gadatliwa i chyba trochę na rauszu.

– Damian! Co tam się dzieje?! Nie przesunąłeś się nawet o milimetr w tej cholernej kolejce?!

– Przesunąłem się. Wyluzuj, Monia… W końcu lecimy w podróż poślubną, więc luz, no nie? Luz czy nie?!

Przytula ją do siebie, a ona sięga mu zaledwie do ramienia. Całuje ją w czoło i odrobina jej fluidu zostaje mu na wargach. Damian czuje moje spojrzenie i odwraca się do nas przez ramię.

– Moja żona jest strasznie nerwowa – rzuca z westchnieniem.

– Moja też. – Tobiasz uśmiecha się ciepło, spoglądając na mnie.

Rzucam mu pełne uznania spojrzenie. Zwyczajnie i na luzie nawiązał z nim kontakt. A teraz gadają o walizce Tobiasza, w której obluzowało się kółko. Następuje wymiana uwag i rad, jak je łatwo naprawić. Nie spuszczam wzroku z Damiana. Minęło prawie dwadzieścia lat od chwili, gdy trzymał mnie za ramiona razem z kolegami… chorą ze strachu dwunastolatkę… trzęsącą się z zimna… bo śniegu nad jeziorem było wtedy tyle, że wpadałam w zaspy po pas. To on wrzeszczał, żeby ściągnęli mi dżinsy! To on rechotał, że trzeba sprawdzić, czy rosną mi już włosy na cipie…

A moja starsza siostra krzyczała do nich, żeby przestali… wtedy… tam… nad jeziorem… niedaleko naszego osiedla…

Zaciskam dłonie na uchwycie mojej walizki. Tak mocno, że bieleją mi palce. Ludzie w kolejce zaczynają się przesuwać i to budzi mnie z letargu.

– Co się dzieje? – słyszę szept Tobiasza.

– Wszystko w absolutnym porządku.

Wyciągam z plecaka butelkę wody i łapczywie piję. Nie uwolnię się od koszmarnych wspomnień, dopóki oni nie poniosą kary. Damian był jednym z nich. Na mojej liście jest jeszcze czterech. Zacznę od niego. Nie rozpoznał mnie. Teraz noszę nazwisko mojego męża, a dwa dni przed wylotem ufarbowałam włosy na ciemny mahoń.

– Co za fajny zbieg okoliczności – słyszę głos Tobiasza. – Mamy wykupiony pobyt w tym samym hotelu co wy!

Znowu dwa kroki do przodu i pchanie walizek w stronę stanowisk odprawy.

– Hotel Margarita? – Damian Sokół krzywi się lekko. – Czytałem o nim różne opinie.

– Najważniejsze jest dobre towarzystwo.

Głos mojego męża brzmi ciepło, a ja kiwam głową z uśmiechem. Dobre towarzystwo. Podróż poślubna w towarzystwie człowieka odpowiedzialnego za śmierć mojej siostry… w towarzystwie człowieka, który…

– Teraz nasza kolej. – Tobiasz dotyka mojego ramienia. – Wszystko gra?

– Jasne. Zastanawiam się, jakie perfumy kupić w strefie wolnocłowej.

To kłamstwo, ale wiem, że para przed nami słyszy naszą wymianę zdań. Po chwili Damian Sokół ładuje na wagę wielką granatową walizkę, a jego żona poprawia ogromny słomiany kapelusz z napisem Summertime i wygrzebuje z portfela ich dowody osobiste.

Muszę się z nią zaprzyjaźnić. To będzie proste.

MONIKA

7 czerwca, godz. 17.23 LAGANAS, WYSPA ZAKYNTHOS, GRECJA

To był mój drugi lot samolotem. I kurczę, znieczuliłam się już rano, zanim przyjechała po nas taksówka. Potem w lotniskowej toalecie wypiłam małpkę z palącą gardło wódą. I przepłukałam usta nad śmierdzącą chlorem umywalką. Nienawidzę latać samolotem, bo napady paniki psują mi całą przyjemność podróży. Jeszcze zanim poznałam Damiana, raz poleciałam do Paryża. Miałam dwadzieścia dwa lata i byłam jakby zupełnie inną laską niż teraz. Cały lot przepłakałam, a mój były już facet tylko się wściekał. To on zafundował nam te cztery dni w Paryżu, nie mając pojęcia, że taka ze mnie debilna histeryczka. Oświadczył mi się pod wieżą Eiffla, ale jakoś tak bez wielkiego przekonania. Byliśmy gówniarzami, którzy chcieli złapać odrobinę normalności, ale okazało się to niemożliwe. Po powrocie do Warszawy zerwał ze mną i zniknął. Został mi po nim pierścionek zaręczynowy i kilka płyt. Nawet nie miałam do niego żalu, bo czułam już w Paryżu, że ten związek jest do dupy. Włóczyliśmy się po mieście, po okolicach Gare du Nord, mijając tabuny smagłych, rozgadanych Arabów, popijając tanie piwo na przystankowych ławkach i wciąż narzekając, że ten Paryż wcale nie wygląda jak w komediach romantycznych. Wcale nie jest taki paryski. Mieliśmy strasznie mało kasy. Nie stać nas było na zwiedzanie muzeów, nawet nie wjechaliśmy na wieżę Eiffla, a wieczorami wracaliśmy do ciasnego hostelu.

Oglądałam mój zaręczynowy pierścionek w bladym świetle małej lampki przy łóżku i myślałam o tym, że trochę uciekłam. Ale jeszcze nie do końca. Bo moje życie jest chujowe, a przeszłość i tak mnie goni. Mój ówczesny narzeczony dawał mi tyle, a ja ciągle byłam nieszczęśliwa.

Gdy mnie w końcu rzucił, poczułam ulgę. Nie tylko żal. Bo pewnie nie miałabym siły, żeby od niego odejść. Ledwo mam power, żeby żyć. Tak, kurde, zwyczajnie wstawać, myć zęby rano, czesać włosy i robić sobie kawę. Ogarniać wynajętą kawalerkę na Tarchominie i wychodzić z psem na spacer. Ledwo miałam na to siły. A czasem nie robiłam tego wcale. I dni zlepiały mi się w tygodnie niewychodzenia z łóżka, zamawiania pizzy i zbierania psich gówien z balkonu.

Ten stan zawieszenia, takiej, kurde, hibernacji, mijał bez leków. Odpuszczał. Wracałam do życia, rozpaczliwie próbując zostać aktorką, chociaż poległam kilka razy na egzaminach do szkoły teatralnej. Nie przyjmowałam wcale do wiadomości, że się nie nadaję, że seplenię, że jestem nijaka. Ubzdurałam sobie, że zostanie aktorką okaże się najlepszą ucieczką. I gdy już nią będę, to schowam się w świecie, który pozwoli mi zapomnieć, pozbierać się, posklejać się na nowo.

Dlaczego tak mi ulżyło, gdy mój narzeczony w końcu mnie zostawił? BO ON WIEDZIAŁ. Wychowaliśmy się na tej samej ulicy, znaliśmy się od dziecka. Widział, jak mojego ojca wyprowadzali w kajdankach policjanci, a on wrzeszczał na nich wulgarnie, rzucał kurwami, szarpał się, pluł. Wszyscy sąsiedzi widzieli. Śmiali się, że mój ojciec wreszcie odpowie za to, co robił przez lata.

Tylko że wcześniej nikt nie reagował! Nikt słowem mu nie powiedział, że molestowanie córek jest karalne! Nikt mu nie uświadomił, że nie jesteśmy jego własnością, nie jesteśmy jego zabawkami… my trzy… ja najmłodsza. Matka mu tego nie powiedziała, bo ciągle piła. A jak chlała, to tylko spała. Przykrywałyśmy ją na zmianę a to kocami, a to nawet gazetami. Bo w domu były walące smrodem stosy gazet. Ojciec je zbierał, a potem oddawał do punktu skupu makulatury. Lubił czyścić śmietniki. Śmiał się, że frajerzy wyrzucają zajebiście cenny towar, a dzieciaki wyzywały nas od „córek śmieciarza”. Mówiły, że smród od nas jedzie taki, że można się porzygać. Krzywiły się na nasz widok, gdy wchodziłyśmy do szkoły… to coraz rzadziej tam bywałyśmy. Tak się zastanawiam, co było gorsze, czy dotyk ojca i jego palce we mnie, w środku, czy te wyzwiska w szkole? Chyba jednak to drugie. Dlatego przez całe życie uciekam, żeby nie być już Córką Śmieciarza, żeby to w sobie zamazać.

Nigdy tam nie wracam. Ojciec zdechł w więzieniu, a moja matka jeszcze żyje. Nie chcę jej znać! Gdy myślę za dużo o moim dzieciństwie, to piję jeszcze więcej i zaczynam się ciąć… wewnętrzną stronę ud, gdy nikt nie widzi… w kiblu, w łazience. Tuż przed naszym ślubem Damian mnie na tym przyłapał. Myślał, że mi odbiło po pijaku. Przytulił mnie, uspokoił. ON NIE WIE. I nigdy się nie dowie. Bo nie mam pojęcia, czy chciałby mnie taką skalaną z chorego domu?

Bóg się nade mną zlitował, że go poznałam, że zagadał do mnie rok temu w pubie nad Wisłą. Byłam wtedy mocno uchlana, w euforii, bo zagrałam właśnie w reklamie banku. Małą rolę, ale świetnie zapłacili! Stać mnie było, żeby szlajać się z kumpelami. Stawiałam im i już mnie lubiły. A Damian zagadał do mnie przy barze tak seksownie i z humorem. I potem tańczyliśmy, bo grała kapela rockowa. Byłam strasznie schlana, ale jeszcze łapałam rytm, a on był dżentelmenem. Wezwał mi ubera i podjechał ze mną do kawalerki na Tarchominie, ale nie wszedł na górę, chociaż go namolnie zapraszałam.

Potem przez dwa tygodnie chodziliśmy na piwo i do kina. Dużo mi o sobie opowiadał. Gaduła taki. Starszy ode mnie o siedem lat, wysoki, bardzo przystojny, długowłosy brunet. Mówił, że studiował marketing, ale nie zrobił dyplomu, bo bardzo chciał rozkręcić własny biznes. Nienawidził mieć szefa nad sobą. Pewnego dnia zawiózł mnie pod Legionowo, pokazał kawał ziemi zarośniętej chwastami i powiedział, że kupił ją z dwoma kumplami. To właśnie będzie jego biznes! Superknajpa, a wieczorami tańce, występy zespołów. Gadał i gadał, a ja przytakiwałam. Wierzyłam w niego, a on w swoją Monię. Namówił mnie, żebym zgłosiła się do najlepszej agencji aktorskiej w Warszawie. Poszedł tam ze mną i przekonał właścicielkę, że mam talent, chociaż dorobek niemal żaden. Zapłacił za moją operację powiększenia cycków, bo jak mówił: „Cyce, mała, to teraz kapitał”.

Strasznie mnie bolały po zabiegu, ale Damian codziennie mi to osładzał. Ciągle zabiegany, zajęty, pamiętał o moich ulubionych kwiatach i o sushi. Wychodził z moim yorkiem na spacery i obiecywał mi, że wszystko niedługo nam się ułoży. On rozkręci biznes, a ja zacznę robić megakarierę w filmie. Nikt we mnie nie wierzył tak bardzo jak on. Jego miłość to dar od losu. To nagroda za zjebane dzieciństwo, za wszystkie upokorzenia, które przeżyłam. I za wstyd.

Bo ten wstyd noszę w sobie od lat i tylko czasem go zagłuszam… bo ojciec nie tylko palce wkładał mi do środka, gdy byłam dzieckiem. A ja leżałam jak skamieniała, bo powtarzał, że gdy będę grzeczna, to mniej zaboli. Nie wiedziałam, dlaczego on tak dyszy i tak się poci. Myślałam, że to atak choroby, że on przeze mnie umiera… Córka Śmieciarza miała zerowe pojęcie o seksie, o życiu, o skurwieniu dorosłych, którzy domyślali się, ale nie reagowali! Moja stara także! Co to za matka, która wie, że za ścianą ktoś gwałci jej córkę, i wciąż na to pozwala?!

Wychodzę spod prysznica. Wycieram się puchatym białym ręcznikiem. Przez zaparowane lustro widzę swoje ciało. Duże cycki, opalona skóra. Specjalnie tuż przed wyjazdem chodziłam na solarium i kupiłam mnóstwo białych ciuchów, żeby podkreślały opaleniznę. Słyszę greckie melodie niosące się znad basenu, bo drzwi balkonowe są otwarte. Czuję zajebistą ekscytację. Pierwszy raz jestem w Grecji! Laganas słynie z nocnego życia! Zaraz kolacja w hotelu, a potem ruszamy w miasto z parą, którą poznaliśmy na lotnisku. Całkiem fajni. Lena jest w moim wieku, wysoka i chuda, a jej mąż Tobiasz to wielki facet, niezłe ciacho, jak ten australijski aktor Eric Bana. Kocham oglądać filmy i mogłabym wygrać każdy quiz ze znajomości kina. Skręca mnie z ciekawości, czym się zajmują nasi nowi znajomi. Wyglądają na zajefajnych. Słyszę, jak zniecierpliwiony Damian znowu łomocze w drzwi łazienki. Pewnie skręca go z głodu jak mnie!

MATEUSZ

7 czerwca, godz. 22.45 OSADA MIĘĆMIERZ, KAZIMIERZ DOLNY

Budzi mnie dźwięk rozbijanej szyby i przeraźliwe szczekanie psa. Unoszę się na łokciu z resztkami snu w zakamarkach umysłu. I wtedy dostaję pierwszy cios, a strach błyskawicznie paraliżuje całe moje ciało. Zwijam się na pościeli jak embrion, machinalnie osłaniając żołądek. Jestem pewien, że kolejny cios złamie mi żebra. Nie widzę jego twarzy, tylko cień. Wszedł przez rozbite okno, bo nocuję na parterze w starej chałupie na pustkowiu. Wynajmuję ją od lat i byłem przekonany, że jestem tu bezpieczny. Że odpuszczą i nie będą mnie szukać. Myliłem się.

Wciąż skulony na zmiętej pościeli obserwuję go, jak chodzi po pokoju. Szkło chrzęści pod podeszwami jego modnych butów. Nabieram powietrza, staram się uspokoić oddech. Skoro drugi cios nie nadszedł, to pewnie mnie nie zajebie? Obserwuję z coraz większą ulgą, jak zapala papierosa i rozsiada się na wiklinowym fotelu. Mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności. A na tym zadupiu bywa ona wyjątkowo dotkliwa, bo nic tu nie ma. Ta mała chałupa jest na końcu niczego. Tuż za nią las. Dlatego ją wybrałem. Mój pies wciąż szczeka, słyszę go pod oknem. Martwi się o mnie. Mam nadzieję, że ten skurwysyn, który obserwuje mnie bez słowa, nic nie zrobił mojemu psu. To wilczur. Czarny jak smoła.

– Nie pytasz, kurwa, czego od ciebie chcę? – Zaciąga się papierosem.

– Mogłeś przyjść normalnie… w dzień… przez drzwi… a nie…

– Mam taką, kurwa, fazę, że lubię wpadać właśnie w nocy. Bez zapowiedzi – rzuca drwiąco.

– Czego chcesz?!

Próbuję usiąść, chociaż kręci mi się w głowie, ale ból żołądka łagodnieje. Muszę go zagadać, odwrócić jego uwagę, żeby znowu nie zechciał dać mi wpierdol. Rozglądam się nerwowo. Wzrok coraz lepiej przyzwyczaja się do ciemności. Palony przez niego papieros migocze tuż przy ścianie. Strząsa popiół na drewnianą podłogę. Tu wszystko jest łatwopalne.

– Chcesz? – Znowu rechocze, widząc moje spojrzenie.

Zgięty wpół, w samych slipach robię dwa kroki w stronę włącznika światła. Na szczęście udaje mi się ominąć kawałki szkła. Obserwuje mnie bez słowa, a przyćmione światło zalewa mój pokój, który wygląda żałośnie. Kilkunastoletnia wersalka z zapoconą kołdrą w sprane fiołki, zagrzybione ściany, na których wisiały kiedyś obrazy należące do zmarłej właścicielki tego domu. Zostały po nich tylko jasne kwadraty. Ciekawe, czy były cenne, skoro syn je zabrał? Na sto procent to były wizerunki świętych, sceny z Biblii. Dużo mi o niej gadał, gdy wręczał klucze. Zmarła w tym domu w wieku dziewięćdziesięciu trzech lat. Jej syn nic tu nie zmienił, tylko opróżnił szafy i zabrał obrazy.

– Myślałem, kurwa, że powodzi ci się lepiej! – Gasi papierosa na stołku tuż obok wersalki. – A to jest nora, mordownia jakaś…

– Skoro ci się tu nie podoba, to nie zatrzymuję.

Zalewa mnie wściekłość, że rozbił dwie szyby. Będę musiał za nie zapłacić z własnej kieszeni, oczywiście jeśli dożyję do rana. Do jutra. Do świtu. Bo może zjawił się tu, żeby mnie zabić? Ale na początku podroczy się ze mną, pogada o duperelach.

– Zabawny jesteś. Zauważyłem to już dawno. – Spluwa na podłogę.

Wyższy ode mnie, napakowany. Nażelowane włosy, modne, sportowe ciuchy.

– Ogólnie mówiąc, nie podoba im się, że spierdoliłeś bez słowa – odzywa się po chwili.

– Znajdą lepszego fachowca ode mnie!

– Kurwa… nie udawaj naiwnego, bo ja tego nie kupuję! Oni też nie! Chcą, żeby pracował dla nich ktoś zaufany. Ciebie podobno znają od lat z Radomia. Dlatego nie chcą innego. Chcą ciebie, kurwa, tylko ciebie! Nie skończyłeś u nich roboty i nagle spierdoliłeś!

– Zmieniłem plany. Zwróciłem zaliczkę, narzędzia… wszystko…

Staram się tłumić łzy, które zalewają mi gardło. Nie wypowiem na głos tego, co mnie śmiertelnie wystraszyło. Przez chwilę walczę ze sobą, żeby nie wykrzyczeć mu tego w twarz. Ale wtedy się wścieknie. Mój żołądek nie zniesie kolejnego uderzenia. Jestem potwornie osłabiony, w ciągu miesiąca straciłem pięć kilo. Nie wiem, co mi jest. To znaczy jestem pewien, że to coś siedzi mi w głowie. Zawsze byłem raczej sprawny. Szczupły i żylasty. Od lat pracuję fizycznie. Remonty, składanie mebli, stolarka. Kiedyś robiłem także artystyczne drobiazgi, rzeźby z drewna. Ale rzadko się sprzedawały. Tworzyłem je tylko dla siebie.

– Co mam im, kurwa, przekazać?! Zmieniłeś zdanie, jebany frajerze, i wrócisz?! Robota czeka rozgrzebana… wszystko na ciebie tam czeka… zapłacą ci podwójnie… zarobisz więcej i nie będziesz musiał gnić na tym pustkowiu, w tym syfie.

– Tu mi dobrze!

– To jak skończysz u nich robotę, to wrócisz na te swoje śmieci do tej jebanej rudery.

– Mam problemy ze zdrowiem… nie mogę zapierdalać na budowie…

– To nie budowa! Kurwa, nie pierdol! To po prostu remoncik! Zrobienie z tych baraków luksusowego nocnego klubu, chociaż dobrze wiesz, jak z tym luksusem bywa. – Znowu się śmieje. – Płyty paździerzowe imitujące marmur. Sam to zaproponowałeś i wygląda zajebiście.

– Niech ktoś dokończy za mnie… to nie są trudne…

Zrywa się z fotela i dostaję w mordę bez ostrzeżenia. Przewracam się na kanapę jak szmaciana lalka. Pęka mi warga, czuję smak krwi na języku. Stoi teraz nade mną.

– Masz dwie minuty, żeby się spakować. Możesz zabrać ze sobą psa. Kiedyś miałem podobnego. Jak się wabi?

– Castro.

Otwiera skrzypiącą szafę i wyrzuca moje ciuchy na kanapę, na podłogę. Nie ma tego dużo. Parę sportowych bluz, jakieś dresy i dżinsy. Obserwuję go bez słowa. Jeżeli powiem, że nigdzie nie jadę, to mnie zabije. Oblizuję wargi. Panicznie boję się tam wracać…

To było pięć dni temu. Przyjechałem rano do roboty niedaleko Legionowa… na pustkowiu. Zjawiłem się za wcześnie, ciepło było. Chciałem podgonić kładzenie tynków. Sam wszystko robiłem, bo nie zgadzali się na żadnych pomocników. Sam jak palec. Nawet lubiłem tę samotność w robocie… ten spokój. Bo ludzie raczej mnie drażnią. Zaparkowałem moją starą skodę tuż przy ogrodzeniu z drucianej siatki. Zastanowił mnie biały van stojący niedaleko. Ewidentnie miałem gości, i to kilku. Wysiadłem, rozglądając się, czy nie ma gdzieś w okolicy samochodu Damiana. Bo do niego należy ten kawałek ziemi pośrodku niczego. Ale był tylko biały van. Coraz bardziej zdenerwowany obszedłem potężny barak, który był moim miejscem pracy, a za trzy miesiące miał się przekształcić w nowoczesny klub nocny za pomocą paru trików znanych dobrym budowlańcom. I wtedy ich zobaczyłem. Dwóch mężczyzn w markowych, sportowych ciuchach. I Damian, który wskazywał im coś w dole zalanym wapnem. Nie widzieli mnie. Nie wyczuli mojej obecności, bo wrzeszczeli do siebie słowa, których nie rozumiałem. Strach zalał mi serce z taką siłą, że opadłem na mokrą ziemię, próbując stłumić odruch wymiotny. W dole leżała naga kobieta. Nie widziałem jej twarzy. Byłem pewien, że jest martwa!

– Ucieszą się, że zmieniłeś zdanie i wracasz do roboty. – Jego głos sprawia, że wracam do rzeczywistości.

Moje wargi puchną. Żołądek rwie nieznośnym bólem.

– Tak jak mówiłem, dostaniesz podwójną stawkę. Więc powinieneś się cieszyć.

Gada cały czas, pakując moje ciuchy do sportowej torby, którą wyciągnął spod rozchybotanego stołu.

– Nie słyszę, czy się, kurwa, cieszysz?!

Kiwam głową, bojąc się kolejnego ciosu.

– Cieszę się.

– Wiedzą, że jesteś dyskretny, kurwa, jak nikt. I doceniają to. Zwłaszcza Damian. Rozumiesz?

– Tak.

– To on mi zapłacił, żebym cię znalazł. Chce ci dać drugą szansę. Przecież znacie się od lat. Od ilu, przypomnij mi?

– Od zawsze. Od małego. Od urodzenia… – chrypię.

Nie mówię mu, że w przedszkolu i w podstawówce byliśmy z Damianem nierozłączni. Bo to zabrzmi śmiesznie. Zawsze byłem po jego stronie. I on to wie, dlatego daje mi drugą szansę. Chociaż jest mordercą.

LENA

8 czerwca, godz. 1.23 LAGANAS, WYSPA ZAKYNTHOS, GRECJA

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Fundacje niosące pomoc ofiarom gwałtów i molestowania

Fundacja Pomocy Ofiarom Przestępstw

+48 789 172 989

www.fpop.org.pl

Centrum Praw Kobiet

22 622 25 17

www.cpk.org.pl

Całodobowy telefon interwencyjny dla kobiet ofiar przemocy

600 070 717

Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży

116 111

Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka

800 12 12 12

POLECAMY RÓWNIEŻ

www.harpercollins.pl

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA
MONIKA
MATEUSZ
LENA