Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy oczy wszystkich kierują się na to, co w świetle reflektorów, w cieniu można zobaczyć to, co prawdziwe.
Bardzo dużo się tu dzieje. Ktoś umarł i cichutko leży sobie za ścianą. Ktoś włóczy się po mieście i pije, bo szuka miłości. Więc pisze wiersze i pije, i znów się włóczy, bo szuka miłości. Ktoś marzy o lataniu, ale ziemia zbyt mocno trzyma go za nogi. A ktoś inny grzebie w ziemi, bo chce zapomnieć o przeszłości. Matka pielgrzymuje do więzienia, do syna. Żona już nie wie, czyją właściwie jest żoną. Młoda dziewczyna nerwowo obgryza paznokcie.
Zwyczajność i niezwykłość, magia i codzienność, natłok emocji i samotność mieszają się w tych historiach i tylko od czytelnika zależy, czego odnajdzie tu więcej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 243
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
MATKA: PRZECZUCIE
A gdybyś to wszystko straciła? Taka myśl niespodziewanie przemknęła jej przez głowę. To było w momencie, gdy stanęła przy oknie i zaczęła odsłaniać zewnętrzne rolety. Rolety były nowe, wszystko było nowe, nowiutkie, czyste, świeżo po remoncie. Tak się cieszyła, bo ten remont kosztował ją naprawdę sporo, i nie tylko pieniędzy. Ale udało się, skończyła. Słońce wpadało do pokoju i rozgrzewało odmalowane ściany. Czy gdyby przyszła powódź, zalałoby jej te ściany? Taka powódź jak w 1997 roku. Do którego piętra sięgała wtedy woda?
Nie miała tamtego poranka zbyt wiele czasu na rozmyślanie. Żadnego radia, telewizji. O dziewiątej rano musiała już być w pracy, żeby jako jeden z członków komisji przez cały dzień rozpatrywać wnioski różnych organizacji o dofinansowanie. Rozpatrywanie od dziewiątej do trzynastej, potem przerwa i od godziny piętnastej znowu rozpatrywanie.
Szła dość energicznie przez korytarze urzędu wojewódzkiego, ulubionej pracy, dla której opuściła swoje rodzinne, średniej wielkości miasto i zamieniła je na większe miasto. Uparła się na to większe miasto, chociaż go wcale nie znała. Ale taką miłością podskórnie pałała do niego jeszcze od czasów, gdy jako mała dziewczynka raz czy dwa była w nim przejazdem i zachłannie wciągała do płuc jego powietrze. Albo może było to już od czasów rodziców ze strony matki, którzy z tych okolic pochodzili i w genach przekazali jej tę miłość? W każdym razie wszystko w jej karierze poszło według planu, którego sobie wcale nie zaplanowała – od razu wiedziała, że po studiach zostanie tu i będzie pracować, będzie mieszkać w większym mieście i założy tu rodzinę, ale nic specjalnego w tym kierunku nie robiła. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko inne. Umiała grać na flecie poprzecznym, przez całe studia występowała w teatrze akademickim. I jeszcze przymierzała się do egzaminu wstępnego na wydział wokalny z pieśnią Schuberta Śmierć i dziewczyna, choć ostatecznie przerwała te przygotowania. Nie można robić wszystkiego. Aż w końcu, gdy padło to kluczowe pytanie: czy nie byłaby zainteresowana posadą w większym mieście?, nie miała wątpliwości, jaką dać odpowiedź.
– Krystyna! – zawołała nagle z końca długiego holu przyjaciółka, pracująca w tym samym urzędowym wydziale, która akurat szła do swojego gabinetu. I tak jakoś znacząco do niej machnęła, ale Krystyna nie zastanawiała się dłużej nad tym – pomyślała tylko, że gdy ktoś macha, to się odmachuje, a potem zniknęła na długie godziny za drzwiami sali obrad.
Tuż przed piętnastą do pokoju, w którym spędzała przerwę, weszła sekretarka z naderwaną karteczką z wiadomością, że wiele razy próbował się z nią skontaktować Wojtek, sąsiad z osiedla, i że prosi, żeby koniecznie jak najszybciej oddzwoniła. Dziwne to było – Wojtek, w wieku jej dzieci, i on ma do niej jakąś pilną sprawę? Krystyna wzięła karteczkę i ze swojego pokoju poszła prosto do sekretariatu, w którym były telefony z wyjściem bezpośrednio na miasto.
Sam początek lata. Przeciskała się przez tłum obcych ludzi złożony z rozdygotanych emocjonalnie interesantów na ostatnią chwilę, jeszcze bardziej rozdygotanych emocjonalnie urzędników obsługujących na ostatnią chwilę oraz jakichś zaaferowanych dziennikarzy. W sekretariacie kłębili się ludzie. Tu ktoś rozmawiał, tam wchodził, a ona wzięła w końcu telefon i zatkała sobie jedno ucho, żeby tym drugim słyszeć, jak sąsiad Wojtek do niej krzyczy, żeby natychmiast wracała do domu.
Na początku jeszcze spokojnie pytała go, co się stało, ale on tylko odpowiadał, że przez telefon nie może, niech ona po prostu zaraz wraca do domu.
Więc ona na to, że tak ją już zdenerwował, że teraz po prostu musi jej powiedzieć. Musi jej powiedzieć: czy coś się stało z Darkiem?
Bo Krystyna już od roku nie wiedziała, czy jej syn Darek żyje.
Może piętnaście sekund, może pół minuty trwała ta rozmowa, ale pamięć Krystyny już i tak zaczęła w przyspieszonym tempie przewijać wszystkie znaczące wspomnienia.
Wspomnienie pierwsze. O tym, jak wyjechał bez słowa. Zagniewany, gniewny wręcz. Tylko kartka leżała na stole: „Mamo, Darek pojechał z kolegą za granicę”. Ta kartka nie była od niego. Napisała ją Bogusia, młodsza siostra Darka, bo nie miała odwagi powiedzieć tego matce prosto w oczy.
Wspomnienie drugie. O ostatnich miesiącach przed wyjazdem, gdy był zupełnie jak ściana. Nie odzywał się, nie chodził do szkoły. Chciał dostać się do GROM-u, służyć w jednostce powietrzno-desantowej, robił specjalistyczne kursy – podwodne, naziemne i nadziemne – ale gdy stawił się na komisji wojskowej, powiedzieli mu, że musi mieć maturę. Krystyna też mu to mówiła – żeby zdał maturę, a potem będzie mógł już co chce wybierać, ale zdaj, prosiła go, chodź do szkoły. On nie chciał. On wolał tak bez uprzedzenia, bez zawiadomienia zerwać z rodzinnym domem. Z nią zerwać. Krystyna nie rozumiała dlaczego. Myślała, że to już koniec, że już nie ma syna.
Wspomnienie kolejne. Gdy nagle, dwa miesiące później: – Mamo, to ja, Darek! – Ciepły, serdeczny głos odezwał się w telefonie. Jakby jej dawny Darek wrócił, chociaż był bardzo daleko. Ale to już nie był po prostu Darek. To był Darek najemnik, zatrudniony na kontrakt w prywatnej firmie ochroniarskiej, który po załatwieniu wszystkich formalności mógł wreszcie zadzwonić do matki, do swojego kraju.
Bez problemu dostał się do tej firmy. Kolega, z którym pojechał, opowiadał potem Krystynie, jak po każdym zaliczonym z sukcesem teście sprawnościowym Darek biegł i krzyczał: – I’m from Poland! I’m from Poland! Kolega na testach odpadł i wrócił do Poland, a Darek został w swojej nowej ojczyźnie.
Surowe były tam zasady. Jak sekta jakaś, jakby mówili: „Jesteś nasz”, myślała Krystyna, gdy czytała kolejny wycinek prasowy na temat prywatnych firm, które zatrudniają i szkolą najemników, żeby potem wysyłać ich do zadań specjalnych w różnych częściach świata, do ochrony szybów naftowych, platform wiertniczych i innych miejsc, które są tajemnicą. Odkładała te wycinki na specjalny stosik. Stosik rósł przez rok, coraz większy, wyższy, a razem z nim rosła w Krystynie tęsknota połączona ze strachem. Aż w końcu przyszedł czas, że zapakowała cały ten papierowy pakiet do walizki i wyruszyła w drogę. Bo wymieniane od czasu do czasu listy to było dla niej za mało. Musiała zobaczyć się z synem. Ustalili, że Darek wynajmie jej pokój w pensjonacie w małej górskiej miejscowości, niedaleko swojej bazy szkoleniowej. Po przylocie miała cierpliwie czekać na lotnisku, aż przyjdzie ją odebrać.
To był nie lada wyczyn dla Krystyny. Rodzice akurat o języki obce w jej życiu specjalnie nie zadbali, więc gdy z niepewnym angielskim wylądowała w końcu na miejscu, usiadła sobie po cichu w kąciku lotniskowej hali i czekała, tak jak się umówili. W tle, na ekranach telebimów, leciały akurat rozgrywki mundialowe, które siedzących obok niej pasażerów pobudzały od czasu do czasu do okrzyków radości lub wręcz przeciwnie, do wstrzymywania z przestrachem powietrza. A ona na przemian lekko przysypiała, to znów budziła się z przestrachem, bo nagle przypominała sobie, że przecież to jest firma szkoląca najemników, że oni mogli bez uprzedzenia wysłać Darka gdzieś w nieznane, na manewry, ćwiczenia, czy gdzie tylko chcieli i że on nie przyjdzie, i co ona wtedy zrobi?
Ale w końcu przyszedł. Elegancki, w krawacie, wyprasowanej koszuli. Od razu go rozpoznała, chociaż on ją ledwo, bo tuż przed przyjazdem zmieniła fryzurę, w której znał ją od zawsze. Ale głosu przecież nie zmieniła. To po głosie ją poznał. Przez chwilę natężona uwaga pasażerów z mundialu z zaciekawieniem przeniosła się na nich. Darek przyszedł razem z kolegami. A już kilka dni później postanowił zaprosić ich na prawdziwie polski, w dodatku prawdziwie maminy obiad.
Czego się nie robi dla tak eleganckiego, marnotrawnego syna? W wynajętym pokoju w pensjonacie narobiła im schabowych i ziemniaków, i kapustki zasmażanej. Koledzy ze smakiem się zajadali.
A potem przez dwa tygodnie codziennie czekała, że może Darek przyjdzie znowu. Wokół było przepięknie, góry, krajobrazy, ale ona bała się ruszyć nawet na krok za próg tymczasowego mieszkania. A może właśnie w tym momencie się zjawi? Bo przecież on nie mógł, ot tak, dostać wolnego, bo mamusia przyjechała z Polski. W sumie może ze cztery razy się widzieli – dzięki temu, że on cichcem, prosząc o możliwość dodatkowych biegów sportowych, pod pretekstem treningów podbiegał do niej na spotkanie. Przed wyjazdem zdążyła jeszcze dać mu teczkę, w której upchała zbierane przez siebie skrupulatnie wycinki z gazet na temat firm szkolących najemników. Żeby po prostu poczytał to, przemyślał. Nie próbowała namawiać go do powrotu.
Dlaczego nie namawiała go do powrotu? Bliska kuzynka, która jako jedna z niewielu wiedziała o wszystkim, pomagała jej się pakować na wyjazd i rozpakowywać po powrocie, ciosała jej potem z tego powodu kołki na głowie. Nie rozumiała, że przecież Krystyna nie mogła go namawiać. Nie po tym, jak naczytała się wycinków i wiedziała już, że ci, którzy rezygnują ze szkolenia mają później problemy. Nie mogła namawiać go do czegoś, co potem sprawiłoby mu kłopoty.
Po jej wyjeździe Darek już się nie odezwał.
Wróciła do Polski na początku lata. I dokładnie rok później był właśnie ten moment – stała na środku sekretariatu ze słuchawką wbitą w ucho, do której sąsiad Wojtek krzyczał, żeby natychmiast wracała do domu.
To wcale nie było dziwne, że od razu zapytała go o Darka. Nie o włamanie, nie o pożar, tylko właśnie o niego. Bo właśnie mijał rok, w którym niby nic się nie działo, choć działo się bardzo dużo. Krystyna nie wiedziała, co dzieje się z Darkiem. Wiedziała tylko, w której jest bazie szkoleniowej. Nie wiedziała, czy nie leży gdzieś w szpitalu. Wiedziała, że musi się czegoś dowiedzieć, czy w ogóle żyje. Chociaż tyle.
Specjalnie kupiła telefon z automatyczną sekretarką – gdyby się odezwał, a jej akurat nie byłoby w domu, to będzie mógł się nagrać.
Próbowała po linii dyplomatycznej. Miała dojście do Ważnego Nazwiska, ale on nie wykazał chęci pomocy, nie drgnął nawet, to nie było w jego interesie. Tylko tak na około się tłumaczył, że to delikatna sprawa, a oni teraz szykują wstąpienie Polski do Unii Europejskiej.
Próbowała przez koleżankę, która lepiej od niej znała obce języki. Dzwoniły do właściciela tego pensjonatu w górach, w którym mieszkała, bo wiedziała, że Darek spędzał tam czasem wolne weekendy. Koleżanka łamanym angielsko-rosyjskim prosiła właściciela – gdyby Darek przyszedł, niech koniecznie da znać, one będą wtedy do niego dzwonić. Właściciel się nie odezwał.
Próbowała nawet dowiedzieć się czegoś od Jana Pawła II. Była z nim na spotkaniu w jakimś kameralnym gronie, jedli obiad, a po obiedzie wszyscy się rozeszli. Gdy tylko została sam na sam z Janem Pawłem II, od razu zaczęła pytać go o Darka. Czy Ojciec Święty przypadkiem nie wie, co się stało z Darkiem? Ale Ojciec Święty był już wtedy bardzo słaby, dlatego wzięła go pod rękę, zaczęła delikatnie prowadzić i nagle on odezwał się do niej. Że ma nic nie mówić, nic nie mówić, przecież on wszystko wie. I się obudziła.
Więc przez ostatni rok Krystyna cała – wszystkie jej myśli, sny, uczucia – wszystko w niej było tylko wokół Darka. I gdy przyszedł ten moment, ten Wojtek w słuchawce, wykręcający się, niechcący nic powiedzieć, od razu wyrzuciła z siebie pytanie, które już tak dawno sobie przygotowała: Czy coś się stało z Darkiem?
– Strzelał do chłopaka i dziewczyny zbierających węgiel przy torach kolejowych i jedno z nich zabił, a potem zaatakował nożem dwóch wędkarzy i ich ciężko ranił. – Wojtek powiedział to na jednym oddechu.