Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontynuacja historii bohaterów powieści And Vice Versa.
„Nigdy mu się do tego nie przyznam, ale najbardziej żałowałam tego, że zmarnowałam tyle czasu na tę bezsensowną walkę. A moglibyśmy teraz być razem i cieszyć się swoją obecnością. I żadne z nas nie byłoby już samotne”.
Layli w końcu udaje się wygrać z nałogiem, chociaż dziewczyna doskonale wie, że to pozostanie jej problemem już do końca życia. Młoda kobieta wychodzi z odwyku i zamieszkuje z matką na malowniczej norweskiej wyspie Nesøya. Ma nadzieję, że to jej nowy początek.
Jednak są ludzie, którzy przyciągają kłopoty jak magnes, i niestety Layla do nich należy. Już pierwszego wieczoru w miasteczku poznaje młodego mężczyznę mającego wobec niej ukryte zamiary.
W dodatku na jej drodze staje siedemnastoletnia Rosalie Hayes. Styl życia nowej znajomej przypomina ten, od którego uciekła Layla, i teraz dziewczynie grozi powrót na mroczną stronę.
I w tym wszystkim nie ma przy Layli jedynej osoby, na której jej najbardziej zależało.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 472
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024
Agata Moore
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Joanna Błakita
Korekta:
Kinga Jaźwińska-Szczepaniak
Aga Dubicka
Barbara Hauzińska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Autor ilustracji:
Natalia Piana (natine_czyta)
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-494-5
1. Lil Peep – Save That Shit
2. Eminem – Mockingbird
3. Brandon Beal ft. Christopher – Twerk It Like Miley
4. Black Veil Brides – In the End
5. Lana Del Rey – Young and Beautiful
6. Iggy Azalea – Team
7. Pitbull ft. John Ryan – Fireball
8. Cage the Elephant – Cigarette Daydreams
9. Linkin Park – Castle of Glass
10. Kid Cudi – Sad People
Dziś wiem, że w takich momentach jak tamten
trzeba po prostu przeczekać.
Zacisnąć zęby i wypatrywać z nadzieją lepszych dni.
A los… kiedyś musi się odmienić.
I tak się dzieje.
Melissa Darwood, Larista
Mojej Mamie
oraz wszystkim tym, którzy zaczynają życie na nowo
Nigdy nie planowałam kontynuować And Vice Versa, ale oto jesteśmy. I odnosząc się do cytatu zamieszczonego dwie strony wcześniej, niech ta część będzie dla Was nadzieją na lepsze jutro. Nadzieją, że los w końcu się odwróci i da Wam to, czego najbardziej potrzebujecie.
Pamiętajcie jednak, że trylogia „Destiny” opowiada o poważnych i niezwykle trudnych tematach, więc podczas jej lektury bądźcie czujni, a w razie złego samopoczucia porozmawiajcie z zaufaną osobą lub poproście o pomoc.
I najważniejsze – nigdy się nie poddawajcie.
Miejcie siłę walczyć o siebie. O miłość, szczęście oraz przyszłość, bo świat jest Wasz.
Jake & Nick
W sali szpitalnej, gdzie znajdowało się moje łóżko, rozległo się pukanie do drzwi, po czym, nie czekając na zaproszenie, do środka wszedł Nick. Standardowy grymas na twarzy i mordercze spojrzenie sprawiały, że wyglądał tak jak zawsze. Miałam jednak wrażenie, że tuż po wejściu chłopak przygasł. Jakby wisiała nad nim czarna chmura zmartwienia, a wszystkie jego słowa i gesty były wymuszone, pozbawione charakterystycznej dla niego charyzmy i energii.
– Czołem, mała – odezwał się chłopak, podchodząc bliżej mnie.
– Mała? – Uniosłam brwi. – Tak mówią tylko faceci hetero.
– Wiedziałem. Zawsze byłaś uprzedzona – syknął, ale zadrżały mu kąciki ust. – Jak się czujesz?
– Jak ktoś, kto podciął sobie żyły w wannie. – Wzruszyłam ramionami.
– Mam duże poczucie humoru, ale takie żarty to chyba zbyt wiele… – szepnął i uciekł wzrokiem w bok.
– Wybacz, nie powinnam była tak mówić. Ani z tego żartować.
– No to zapytam jeszcze raz. Jak się czujesz? – Ujął delikatnie moją rękę.
I w tym momencie poczułam coś, czego dawno nie doświadczyłam. Wsparcie i troskę. Gdy Nick zadał to pytanie, w jego głosie wyczułam, że naprawdę go to obchodziło. Co było oczywiście dziwne, no bo to Nick Carter. Nigdy się nie lubiliśmy, a raczej udawaliśmy, że się nie lubimy. Od początku traktowaliśmy się wrednie i nie szczędziliśmy sobie złośliwości, ale teraz muszę przyznać, że miły Nathaniel był miłą odmianą. Przejęcie, które wyraźnie malowało się na jego twarzy, podniosło mnie na duchu. Dobrze wiedzieć, że nie spaliłam za sobą wszystkich mostów.
– Źle… – westchnęłam i odwróciłam głowę. – Wszystko mnie boli, nie mogę spać, a jednocześnie ciągle czuję się zmęczona. Nie mam dostępu do świata zewnętrznego i średnio co piętnaście minut ktoś przychodzi sprawdzić, czy… – zawahałam się – czy wszystko w porządku.
– Nie dostajesz morfiny? – zapytał, ale szybko się wycofał i sam sobie odpowiedział: – Jasne, że nie. Jest uzależniająca.
Zrobiło mi się go szkoda. Nie byliśmy ze sobą blisko, a jednak sytuacja bardzo nim wstrząsnęła. Nigdy nie widziałam go w podobnym stanie, dlatego poczułam silniejsze wyrzuty sumienia, że naraziłam go i innych na przechodzenie przez to. To była moja decyzja, miałam więc nadzieję, że przynajmniej nikt się o to nie obwiniał.
– A gdzie Jake? – zapytałam, zmieniając temat na bardziej przyjemny.
Nick zmrużył oczy, tak jakbym stwierdziła coś, czego nie powinnam była wiedzieć.
– A skąd wiesz, że przyszliśmy razem? – mruknął podejrzliwie.
– Bo wy wszędzie chodzicie razem.
– Nieprawda…
Przerwało mu pukanie do drzwi i do środka wszedł Jake. Na jego widok znacząco spojrzałam na Nicka.
– Nic nie mów. – Przewrócił oczami.
Jake z trudem trzymał w rękach trzy kubki. Jeden z nich podał z czułym uśmiechem Nickowi, drugi mnie, a trzeci zostawił sobie, po czym zajął miejsce na fotelu po prawej stronie mojego łóżka, tak że siedział naprzeciwko swojego chłopaka i co jakiś czas czujnie na niego zerkał.
– Nie wiedziałem, czy możesz pić kawę, więc wziąłem herbatę owocową – wyjaśnił, lekko skrępowany. – Pielęgniarka powiedziała, że jest bardzo dobra.
– Słuszny wybór. Kawa w szpitalach jest paskudna – zapewniłam go.
– To prawda – przytaknął Nick po upiciu kilku łyków i wykrzywieniu twarzy.
To była miła chwila, jedna z niewielu w ostatnim czasie.
– Opowiedzcie mi coś, jakieś ploteczki, bo umieram tu z nudów – jęknęłam, kiedy nikt się nie odzywał, a odgłos picia napojów stawał się coraz bardziej nie do zniesienia.
– Więc… nadal jesteśmy razem – zaczął Nick, patrząc na Jake’a.
– Tak. Domyśliłam się – mruknęłam i znów doznałam dziwnego uczucia, że z Nickiem działo się coś nie tak.
– Idę kupić inną kawę. Tej nie da się wypić – rzucił i wyszedł pospiesznie.
Odprowadziłam go wzrokiem, po czym spojrzałam pytająco na Jake’a, któremu zmienił się wyraz twarzy. Był bardzo zmęczony, a cienie wyraźnie rysowały się pod jego oczami.
– Jego tata jest w bardzo ciężkim stanie – wyjaśnił, patrząc na drzwi, przez które jego chłopak wyszedł. – Leży w innym szpitalu i Nick musi się zmuszać, żeby go odwiedzać.
– Nie lubi szpitali? – zapytałam delikatnie.
– Nie… – Jake zamyślił się na moment. – Jego młodszy brat też chciał popełnić samobójstwo. Uratowali go, ale kilka tygodni był w śpiączce, a później zmarł. Dlatego żeby odwiedzić ojca, musi się zdobyć na sporą odwagę, a później bardzo to przeżywa.
– Ale… przyszedł też do mnie… – zaczęłam i kiedy zrozumiałam, jak Nick się dla mnie poświęcił, poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
– Bardzo chciał cię odwiedzić – powiedział łagodnie. – Ale teraz lepiej pójdę sprawdzić, co z nim. Nie jest taki twardy, na jakiego wygląda.
Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam głową, a Jake przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł szukać swojego ukochanego.
Kaya
Kiedy czarnowłosa dziewczyna weszła do sali, poczułam, jakby kamień spadł mi z serca. Na jej wizycie zależało mi najbardziej, była najbliższą mi osobą i chciałam odzyskać jej zaufanie oraz przyjaźń, o ile to jeszcze możliwe.
– Bardzo się cieszę, że przyszłaś – powiedziałam szczerze.
– No coś ty. Musiałam przecież odwiedzić moją najlepszą przyjaciółkę. – Uśmiechnęła się, usiadła na łóżku i delikatnie mnie przytuliła.
– Posłuchaj, chciałabym ci wszystko wytłumaczyć…
– Nie – przerwała mi stanowczo. – Teraz nie czas na to.
– Ale ja muszę. Muszę. – Spojrzałam błagalnie w jej niebieskie oczy. – Nie wiem, co będzie potem, a nie daruję sobie, jeżeli ci nie powiem, jak było naprawdę.
Kaya westchnęła i skinęła głową, dając mi tym samym przyzwolenie na monolog. Miałam wrażenie, że bała się tej rozmowy bardziej niż ja.
– Nie powinnam była wchodzić w związek z Maksem – zaczęłam od najbardziej bolesnego tematu, który i dla mnie był trudny. – Wiem to i bardzo cię przepraszam. Chcę jednak, żebyś mnie zrozumiała. Nie musisz mi tego wybaczać, pragnę tylko, żebyś wiedziała, co mną kierowało. – Zamilkłam, a gdy Kaya ponownie skinęła głową, kontynuowałam: – Od początku bardzo go polubiłam. Był miły, pomocny i troskliwy. Ale był też przyjacielem Alexandra. Nie ukrywam, że zbliżyłam się do niego, żeby zdenerwować Sherwooda, co oczywiście działało za każdym razem, ale chodziło też o niego samego. Przy Maksie czułam się bezpiecznie. Nigdy jednak nie uważałam, że mogłabym odwzajemnić jego miłość. Nie było między nami tego żaru, który powinien być. Nie. Mnie chodziło tylko o to, by mieć bliską osobę, z którą będę mogła spędzić czas, przy której będę się czuła swobodnie i która zapewni mi ochronę. Max taki właśnie był. – Uśmiechnęłam się delikatnie na przywołane wspomnienia. – Nasz związek rozpoczął się… dość przypadkowo. Dał mi wybór, a ja pod wpływem chwili go pocałowałam. – Otarłam łzy z twarzy. – Wiem, że to było złe, że później bardzo go zraniłam i powinnam była załatwić to wszystko w inny sposób, ale nie potrafiłam. I wiem, że to żadna wymówka, ale wtedy, z dnia na dzień, coraz bardziej się pogrążałam. Nad wieloma rzeczami nie panowałam, nie byłam świadoma tego, że swoim zachowaniem i słowami ranię najbliższych. – Wzięłam głęboki wdech. – Tak bardzo się zatraciłam w narkotykach i alkoholu, i w nienawiści do Alexandra. Chociaż prawda była taka, że coś do niego czułam. A im bardziej to sobie uświadamiałam, tym mocniej nienawidziłam siebie i jego. Przez to zraniłam Maksa, ciebie i na pewno jeszcze wiele innych osób, o których nawet nie wiem.
– Już wystarczy… – szepnęła Kaya. Też płakała. – Rozumiem. Rozumiem wszystko i wybaczam ci.
Max
Przez kilka tygodni mojego pobytu w szpitalu Max nie przyszedł mnie odwiedzić. Bardzo na to liczyłam, bo jego także musiałam przeprosić, ale z drugiej strony, nie dziwiłam mu się. Znalezienie mnie w takim stanie…
Alexander
Od pielęgniarki dowiedziałam się, że wysoki, dobrze zbudowany chłopak o czarnych włosach i ciemnych oczach przychodził do szpitala bardzo często, jednak do mojego pokoju wszedł tylko raz, i to wtedy, kiedy spałam, zostawiając po sobie tylko czarną różę.
Mama
– Och, skarbie – jęknęła kobieta, wpadając do środka. – Dziecko drogie. Przyleciałam najszybciej, jak mogłam. Jak się czujesz?
Potok słów wylał się z jej ust. Była zdyszana i bardzo roztrzęsiona. Mocno mnie przytuliła i długo nie chciała puścić. Pewnie dlatego, żeby nie musieć na mnie patrzeć w tym stanie. Pewnie było to dla niej trudne. Pewnie obwiniała się za to. Patrzenie na nią i wyobrażanie sobie, co musi teraz czuć, złamały mi serce.
– Przepraszam… – wyszeptałam, bo tylko na tyle mogłam się zdobyć.
– Już dobrze. Nie przejmuj się. Będzie dobrze – mówiła chaotycznie. – Jak tylko wyjdziesz, zajmę się tobą. Wyjedziemy stąd i będziemy razem. Nie zostawię cię kolejny raz.
– Nie zostawiłaś. To ja odeszłam. – Starałam się ją pocieszyć, ale chyba nieskutecznie.
– Nie mówmy o tym. To już przeszłość, bardzo zła przeszłość, ale mocno wierzę, że teraz nadejdą lepsze dni.
POŻEGNANIE
Po upragnionym wyjściu ze szpitala od razu pojechałyśmy z mamą do domu się spakować. Za kilka godzin miałam wyruszyć w podróż na odwyk, który powinien mi pomóc dojść do siebie. Bardzo tego nie chciałam, bałam się wprost nie do opisania, ale nie protestowałam. Zrozumiałam w końcu, że sama nie dam sobie rady. Nie chciałam też narażać bliskich mi osób na kolejne tak szokujące przeżycia ze mną związane. Zależało mi na nich, a co za tym idzie – także na własnym zdrowiu.
Mama otworzyła drzwi do mojego domu. Pierwsze, co zauważyłam po wejściu, to nieskazitelny porządek. Ani jednej butelki po alkoholu na podłodze, a naprawdę było ich tak wiele, że idąc, nie sposób było się o jakąś nie potknąć. Żadnych porozrzucanych rzeczy, śmieci czy widocznych śladów krwi. Było tak czysto, jakbym nigdy tu nie mieszkała, a już tym bardziej nie przeżywała najgorszych chwil swojego życia, pogrążona w żalu i depresji, z kokainą rozsypaną na szafce nocnej, butelką wina w jednej ręce i papierosem w drugiej, pragnąca odciąć się od całego świata.
Ale nie to bolało najbardziej. Dobiła mnie świadomość, że musiała to zrobić Isabell. Poczułam do siebie nienawiść i ogarnął mnie wstyd, że to ja postawiłam ją przed takim zadaniem. Co prawda nie pamiętałam prawie nic z tamtej nocy, ale potrafiłam sobie wyobrazić, w jakim stanie był ten dom. I łazienka… Jak bardzo musiała się przełamać, żeby zmyć zaschniętą krew córki z wanny i kafelków.
Żaden rodzic nie powinien być zmuszony do podobnych rzeczy.
– Posprzątałaś tu… – zaczęłam niepewnie, a na myśl od razu przyszły mi moje zapasy narkotyków.
– Nie, to ekipa sprzątająca – poprawiła mnie.
Aha.
Ciekawe, czy ekipa sprzątająca je znalazła, czy może są jeszcze w domu, ukryte na czarną godzinę. Choć większość leżała gdzieś na wierzchu, to nałóg sprawił, że przez ostatnie miesiące zgromadziłam naprawdę sporą ilość, którą rozdzieloną na porcje pochowałam w przeróżnych miejscach. Tak na wszelki wypadek. Nie byłam głupia. Tyle że nie do końca pamiętałam, gdzie dokładnie je ukryłam, bo zazwyczaj byłam wtedy pochłonięta przez swój wyimaginowany świat. Podejrzewałam jednak, że nadal tutaj są i odnajdę je w najmniej spodziewanym momencie.
Gdy tylko sobie o nich przypomniałam, pragnienie ich znalezienia sięgnęło cholernego apogeum. Ale zaraz potem wróciło do mnie wspomnienie nieudanej próby. Widziałam siebie, leżącą w wannie, nagą, powoli się wykrwawiającą. Tego obrazu chyba nigdy nie wymażę z pamięci. Choć może to i dobrze. Strach przed tym, co zrobiłam, powinien mnie trzymać z dala od wszystkich używek.
Zawahałam się, ciągle stojąc w progu. Zbyt dużo było tu wspomnień, ale nie wszystkie były przecież złe. Pamiętałam Alexandra, który przyszedł zabrać mnie na Wigilię do Charlotte, i wieczór, gdy opatrywałam jego rany po bójce. Pamiętałam Maksa, który za każdym razem, gdy przyjeżdżaliśmy, odprowadzał mnie do samych drzwi. Pamiętałam też Jake’a, który zjawił się, by prosić mnie o pomoc w przygotowaniach do imprezy urodzinowej Nicka, bo chłopak był dla niego tak ważny, że wszystko musiało być zrobione perfekcyjnie i dopięte na ostatni guzik.
Tutaj też znajdowały się wszystkie wspomnienia związane z babcią. Zostało mnóstwo albumów ze zdjęciami, sporo biżuterii i pamiątek rodzinnych. Przez to pamięć o babci nadal była tu żywa. Ten dom to wszystko, co mi po niej pozostało. Otrzymałam go w spadku i nigdy, ale to nigdy nie zdecyduję się go sprzedać, a klucze będą musieli wyrywać z moich zimnych, martwych rąk, bo żywa ich nie oddam. A niestety miałam przerażające wrażenie, że ktoś będzie tego ode mnie oczekiwał.
Mama patrzyła na mnie uważnie, nawet na sekundę nie spuszczając ze mnie wzroku. Westchnęłam i przekroczyłam próg, uświadomiwszy sobie, że Isabell nie zostawi mnie bez nadzoru.
Cóż, pragnienie odnalezienia moich skarbów musiało pozostać tylko pragnieniem, chwilowo niemożliwym do zrealizowania.
– Chodź, musimy się spakować – ponagliła mnie.
Skierowałyśmy się od razu w stronę schodów, po czym weszłyśmy do mojego pokoju. Tutaj też było bardzo czysto. Łóżko zaścielone, meble równo ustawione, co nieco mnie zdziwiło, bo, cóż, mogło się tak zdarzyć, że na haju je poprzestawiałam, sama nie wiedząc właściwie czemu. I tak jak na dole, tak i tutaj nie było śladu mojej obecności. Brak pustych butelek, wypalonych papierosów, samarek, banknotów i innych pozostałości tamtego życia.
Kątem oka spojrzałam w stronę łazienki, której drzwi były szeroko otwarte. Nieskazitelnie biała, nic nie wskazywało na tragedię, która niedawno się w niej wydarzyła. Aż było mi wstyd na myśl o tym, przez co ci biedni pracownicy musieli przejść i co sobie pomyśleli…
– Spakujemy wszystkie rzeczy, ale musimy je podzielić na te, które zabierzesz ze sobą, i te, które wezmę na przechowanie, dopóki będziesz w ośrodku – zdecydowała mama.
I jak powiedziała, tak zrobiłyśmy. Zwinnie układałam ubrania w walizkach, czując przy tym wzrok Isabell na swoich dłoniach. Zaczynało mnie to coraz bardziej irytować, ale zacisnęłam zęby i nic nie powiedziałam ani nie protestowałam. Przygniatały mnie tak wielkie wyrzuty sumienia, że nie miałam odwagi sprawiać jej więcej przykrości.
W trakcie pakowania zauważyłam, że nigdzie nie było szarej koszulki, którą miałam na sobie podczas pamiętnych nielegalnych wyścigów. Pamiętałam, że była pobrudzona krwią, więc pewnie ktoś ją wyrzucił, nie chcąc zawracać sobie głowy praniem jej. Była to jednak jedna z moich ulubionych koszulek. Długa, oversizowa, z krótkimi rękawami. Zwykła, prosta, bez zbędnych napisów czy wzorów. Wiem, że mogłabym sobie kupić całą masę podobnych, ale tylko z tą wiązały się wspomnienia tamtego momentu. A teraz przepadły.
Pakowanie zakończyło się na zaledwie dwóch walizkach. W jednej miałam kilka par dresów oraz jeansów, do tego kilka bluzek, a w drugiej bardziej eleganckie ubrania: sukienki, szpilki, plus trochę kosmetyków. Nie było tego wiele, bo z Calabasas prawie nic nie przywiozłam, a na zakupach z Kayą byłam tylko parę razy i choć kupowałam wtedy wiele ubrań, zazwyczaj wszystkie po kilku dniach zwracałam, wiedząc, że i tak nigdy ich nie włożę.
Kiedyś lubiłam się stroić i chodzić w krótkich sukienkach oraz dziesięciocentymetrowych obcasach, ale im mocniej wpadałam w stany depresyjne, tym bardziej outfit składający się z dresów stawał się bliższy mojemu sercu. Pogrążając się w nałogu, przestałam też zwracać uwagę na to, jak wyglądam. Wychodziłam z włosami i zębami niemytymi od tygodni; zero makijażu i zero higieny osobistej.
Wzdrygnęłam się.
– Myślałam, że masz więcej ubrań – powiedziała mama, przerywając dziwną ciszę.
– Niezbyt często chodziłam na zakupy.
– Kiedyś bardzo to lubiłaś.
– Wiem… – westchnęłam. – Zanim pojedziemy… chciałabym jeszcze napisać list. Do kogoś.
– Do kogo? – dopytywała.
– Do kolegi… Nie przyszedł do szpitala, a muszę mu coś przekazać.
– Jeśli chcesz, możemy zajechać do niego po drodze – zaproponowała łagodnie, wiedząc, że teraz takie spotkania były dla mnie trudne.
– Nie, nie trzeba. List też będzie dobry – zapewniłam.
– W porządku. Tylko się pospiesz, bo musimy wyjechać przed siedemnastą, a chcę jeszcze wstąpić do Charlotte.
– Po co?
– Nieważne.
Cóż, pozostawało mi tylko się modlić, żeby nie było tam Alexandra. Nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć, gdybyśmy na siebie wpadli. Oczywiście, powinnam go przeprosić, ale nie miałam pewności, czy się na to zdobędę. Chyba nie starczyłoby mi odwagi, by spojrzeć mu w oczy. Kiedyś tak bardzo ze sobą walczyliśmy, a teraz, na samą myśl o tym, czułam potworne zmęczenie i bezsilność, że nie mogę tego cofnąć.
I wstyd. Przede wszystkim wstyd.
Po tym wszystkim chyba lepiej będzie, jeśli nie będziemy mieli ze sobą kontaktu. Tak. Tak będzie najlepiej. Dla nas obojga.
Wzięłam jedną walizkę, a Isabell drugą i zaniosłyśmy je do auta. Na szczęście zmieściły się bez problemu, choć trochę się obawiałam, bo bagażnik mojego mercedesa nie był pokaźnych rozmiarów. Z drugiej strony, jednak mnie zabolało, że to były tylko dwie walizki. Całe moje dotychczasowe życie zmieściło się do dwóch toreb.
Dlaczego to musi być takie przykre i trudne? Tyle tu przeżyłam i wiele z tych momentów naprawdę dobrze wspominałam. Dlaczego więc muszę stąd wyjechać i zostawić swoich przyjaciół?
Tak bardzo tego nie chciałam.
– Jeszcze ten list, mamo – przypomniałam, ocierając szybko łzy, które zaczęły mi napływać do oczu.
– Tak, tak. Pamiętam.
Gdy wróciłyśmy do domu, usiadłam na kanapie w salonie, starając się zapomnieć, że właśnie w tym miejscu pierwszy raz zażyłam metamfetaminę. Isabell przyniosła mi kartkę papieru i długopis, po czym usiadła naprzeciwko mnie. Dalej oczywiście nie spuszczała ze mnie czujnego wzroku, ale teraz to nie było dla mnie problemem. Skupiłam się na Maksie i słowach, które chciałam mu przekazać.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam pisać.
„Just leave with me now, say the word and we’ll go”.
Pamiętasz ten fragment z In My Head Jasona Derulo? Śpiewałeś tę piosenkę, kiedy jechaliśmy razem do siłowni po moje auto. W tamtym momencie poczułam, że jesteś dla mnie ważny. Bardzo starałam się tego nie spieprzyć. Nie wyszło i przepraszam Cię za to. Nie zasługiwałeś na chaos, który wprowadziłam w Twoje życie, a ja – po tym wszystkim – nie zasługiwałam na Twój ratunek.
Byłeś dla mnie za dobry, ciągle oferując pomoc i będąc przy mnie, a ja byłam okropna, traktując Cię w ten sposób. Dawałam Ci nadzieję na związek, która była złudna. Ale jedno zawsze było prawdą. Kochałam Cię i nigdy nie przestanę. Nadal jesteś dla mnie najważniejszą osobą, dlatego przykro mi, że moje uczucia nie wynikały z tych samych pobudek co Twoje.
PS Nie przekreślaj przyjaźni z Alexandrem. On potrzebuje Cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Layla
Gdy odłożyłam długopis, kilka łez spadło na kartkę i rozmazało parę wyrazów. Złożyłam ją wpół i wsunęłam do koperty, na której napisałam „Max”.
– W porządku? – zapytała mama, na co skinęłam głową.
Ponownie wyszłyśmy z domu. Isabell zamknęła go na klucz, który następnie wrzuciła do torebki, a ja w końcu zrozumiałam, że to już naprawdę koniec. Już tutaj nie wrócę, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Z tą ponurą myślą zajęłam miejsce pasażera, a chwilę później byłyśmy już przed domem Charlotte. Od razu się rozejrzałam, ale nigdzie nie dostrzegłam lexusa Alexandra, więc uznałam, że nie powinno go tutaj być.
Mama zapytała, czy wchodzę z nią, czy zostaję w aucie, ale zanim odpowiedziałam, że wolałabym poczekać, szybko dodała, że byłoby lepiej, gdybym poszła się pożegnać. A to oznaczało, że nie zostawi mnie tutaj samej, bo mi nie ufa. Zresztą, nie dziwiłam się jej.
Charlotte otworzyła nam drzwi i miło się uśmiechnęła, tak jak to miała w zwyczaju. Była dobrym człowiekiem. Zawsze miała czas porozmawiać, a jej życzliwe wskazówki brałam sobie do serca. Zaprosiła nas do środka i zaproponowała herbatę, ale Isabell odmówiła, informując, że się śpieszymy.
– Zostań tu, Layla. Zaraz wrócę – powiedziała i razem z Charlotte udała się do innego pokoju.
Byłam ciekawa, o czym rozmawiają, i być może ruszyłabym za nimi podsłuchiwać, gdyby do salonu nie wszedł Alexander. Ubrany był jak zwykle na czarno, ale nie wyglądał już tak dobrze jak podczas pierwszego spotkania, kiedy serce niemal wyskoczyło mi z klatki piersiowej na jego widok. Na twarzy chłopaka malowało się zmęczenie, spowodowane zapewne ostatnimi wydarzeniami. Ogromne zmęczenie. I jeśli za pierwszym razem uderzyły mnie jego pewność siebie, tajemniczość i władza, jaką myślał, że ma, tak teraz uderzyło mnie, że wygląda jak wrak człowieka. Wyraźnie schudł, kości policzkowe miał przez to jeszcze mocniej zarysowane. Cienie pod oczami także nie dodawały mu uroku i w normalnych okolicznościach pomyślałabym, że nieźle balował przez kilka nocy. Ale niestety, sprawy wyglądały inaczej.
Odpychałam od siebie myśli dotyczące tego, co jeszcze wydarzyło się tamtej nocy, ale jego ponury wygląd sprawił, że wszystko wróciło. Każde wspomnienie po kolei. Parking, Laurent, jego słowa. To, co zrobił dla mnie Alexander i jak później wybuchł w moim domu, obwiniając mnie o wszystko i mając całkowitą rację.
Chłopak oparł się o framugę i patrzył na mnie, nie mówił nic, a ciężar jego wzroku był nie do zniesienia. Nie wiedziałam, o czym teraz myślał, co do mnie czuł, czy nadal obwiniał mnie o całe zło, które działo się w jego życiu. Czułam jednak, że nie mogę tak stać i udawać, że go nie widzę, więc podeszłam do niego powoli, a z kieszeni bluzy wyciągnęłam list.
– Możesz… – zawahałam się. – Możesz dać to Maksowi?
Gapiłam się na kopertę, bo nie byłam w stanie spojrzeć Alexandrowi w oczy. Gdy nie reagował, zaczęłam się denerwować. Najwyraźniej nadal był na mnie wściekły. Dłoń zaczęła mi coraz bardziej drżeć, ale wtedy delikatnie ją chwycił, a drugą ręką ujął mój podbródek, zmuszając mnie tym samym do popatrzenia na niego.
Tak jak myślałam, serce złamało mi się po raz drugi.
Żałowałam, cholernie żałowałam wszystkiego, co się między nami zdarzyło.
Całe życie byłam przekonana, że nie warto żałować swoich decyzji, bo czasu nie cofniemy, ale on… Jego puste spojrzenie i zapadnięta twarz. To była moja wina.
Max, Kaya, Nick i Jake. Oni wszyscy przeszli piekło. I to przeze mnie znaleźliśmy się w tej sytuacji.
A najbardziej bolał mnie fakt, że zrozumiałam to dopiero przy nim. Przy człowieku, którego od pierwszego spotkania nienawidziłam. Któremu chciałam zniszczyć życie i robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby do tego doprowadzić.
Wszystkich zraniłam swoim zachowaniem, ale dopiero w jego oczach dostrzegłam, co tak naprawdę zrobiłam.
– Bądź dzielna – szepnął nagle.
Tysiące odpowiedzi i pytań przeleciało mi przez głowę, ale zdołałam powiedzieć tylko:
– Jeśli ty też będziesz.
I te słowa wyrażały wszystko. Całą przeszłość i całą przyszłość, którą zapewne spędzimy osobno, więc będziemy musieli być dzielni. On musi taki być. Bo czuję… Wiem, że nie jest z nim dobrze. A gdyby to jemu się coś stało, nie potrafiłabym z tym żyć.
– No dobrze, będziemy już jechać – oświadczyła moja mama, wchodząc z Charlotte do salonu, gdzie mnie zostawiła. – Och, witaj, Alex.
– Dzień dobry.
W tym samym momencie odskoczyłam od Alexandra, żeby cała sytuacja nie wyglądała dziwnie i dwuznacznie, on natomiast zdążył odebrać ode mnie list i schować do kieszeni swojej bluzy. Kobiety przerwały nasz krótki moment, ale to dobrze. Nie chciałabym, żeby Alexander zapamiętał mnie ryczącą przed nim.
– Tak dawno cię nie widziałam – zwróciła się do chłopaka. – Wydoroślałeś! I jesteś taki przystojny! – zachwycała się, ale w obecnej sytuacji brzmiało to sztucznie. – Pewnie wiele dziewczyn się za tobą ugania, co?
Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona jej śmiałym stwierdzeniem, choć nie powiem, by mijała się z prawdą. Ale to była moja mama, więc sytuacja stała się lekko żenująca. Chłopak natomiast uśmiechnął się czarująco i przytaknął, po czym spojrzał na mnie wymownie, a ja poczułam, że się rumienię.
Spojrzenie jego ciemnych oczu oraz rozbrajający uśmiech miały zostać ze mną na zawsze.
– Mamo, miałyśmy już jechać – wtrąciłam, ponaglając ją.
Musiałam wyjść z tego domu, bo miałam wrażenie, że od gęstniejącej atmosfery zaraz się uduszę.
– Racja. Jeszcze raz ci dziękuję. – Isabell zwróciła się do starszej kobiety.
Po krótkich słowach pożegnania i życzeniu powodzenia Charlotte mocno mnie przytuliła. Alexander natomiast trzymał się z tyłu, nadal na mnie spoglądając. Kiedy wychodziłam, ostatni raz odwróciłam się w jego stronę, a on puścił mi oczko z lekkim uśmiechem na twarzy.
Będzie dobrze.
– Jest jeszcze ktoś, z kim chciałabyś się pożegnać? – zapytała mama, idąc w stronę auta.
– Na pewno Kaya, może też Jake i Nick, ale muszę się dowiedzieć, czy są teraz razem.
– Jake Thumann? – dopytała, na co skinęłam głową. – Bardzo dobrze znam jego rodziców. Cudowni ludzie, często pomagają potrzebującym osobom, działają charytatywnie. Jake idzie w ich ślady?
– On… – zawahałam się, bo zdałam sobie sprawę, że nawet tego nie wiem. – Jest tak samo dobrym człowiekiem jak jego rodzice. – I to akurat była najszczersza prawda.
W międzyczasie napisałam do niego SMS-a z zapytaniem, czy jest razem z Nickiem. Odpowiedź dostałam po kilku minutach, oczywiście twierdzącą. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo tego się spodziewałam. Chłopcy byli nierozłączni, a ich miłość i przywiązanie do siebie umacniały się z każdym dniem. Często zazdrościłam im tej relacji, ale biorąc pod uwagę moje życiowe motto – co ma być, to będzie – nie martwiłam się o swoją przyszłość. Wierzyłam, że będzie mi dane stworzyć z kimś relację tak samo trwałą i piękną, jaką mieli Jake i Nick.
–Siedzą u Jake’a, więc będę mogła się pożegnać od razu z nimi dwoma.
– Oni są razem, tak? To znaczy, są parą?
– Tak. Już nawet dość długo. Z cztery, pięć lat? – Zmarszczyłam brwi, bo tego też do końca nie wiedziałam. – Chyba jakoś tak. A co?
– Jestem nieco zdziwiona… Ty chyba chodziłaś kiedyś z Jakiem, prawda? Czy coś mi się pomyliło? – rzuciła, nie będąc pewna swoich słów.
– Chodziłam, chodziłam. Dawno temu. – Uśmiechnęłam się, przypominając sobie miłe wspomnienia. – Ale okazało się, że jest gejem, więc zerwaliśmy i wtedy zaczął się spotykać z Nickiem.
– Och, naprawdę? – Uniosła brwi. – To musiało być dla ciebie trudne.
– Trochę było, ale z biegiem czasu pozytywnie oceniam tę sytuację.
– To dobrze, że sobie z tym poradziłaś.
Po kilkunastu kolejnych minutach dotarłyśmy przed dom Kayi. Mama oczywiście wyszła razem ze mną, na co przewróciłam oczami, ale na szczęście nie widziała tego. Dziewczyna wraz z swoim ojcem byli na dworze, więc od razu nas dostrzegli.
– Heeej! – krzyknęła Kaya, po czym podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
Odwzajemniłam uścisk, patrząc, jak Isabell idzie się przywitać z tatą dziewczyny. Podobno oni także kiedyś się przyjaźnili.
– W porządku? – zapytała przyjaciółka. – Jak się czujesz?
– Nie wiem… Jestem lekko zdenerwowana i boję się, co będzie… – wyznałam nieśmiało.
– Nie martw się. Ja trzymam za ciebie kciuki, żebyś wyszła na prostą. Cała reszta na pewno też. Bądź dzielna i wszystko się ułoży.
– Dzięki. Na myśl, pod jaką będę teraz kontrolą, robi mi się słabo. Całe życie radziłam sobie sama, a teraz nawet nie mogę się wysikać bez mamy.
– No, to trochę zrozumiałe… – powiedziała niepewnie.
Naszą rozmowę przerwał nagły wybuch śmiechu dorosłych. Obie, lekko zdezorientowane, od razu na nich spojrzałyśmy, a następnie z powrotem na siebie.
– Chyba się cieszą ze spotkania – stwierdziłam, rozbawiona ich widokiem.
– Tak… – Kaya się uśmiechnęła. – Lubię widzieć tatę w takim stanie. Takiego wesołego. – Westchnęła. – No, w każdym razie ja tu na ciebie czekam. Miesiąc, dwa, rok czy nawet dłużej. Nigdzie się nie ruszam, dopóki nie wrócisz i nie pokażesz, że wszystko już dobrze.
Poczułam gulę w gardle na te słowa i nie mogłam nic wydusić. Oczywiście, rozkleiłam się, a dziewczyna szybko mnie uściskała. Byłam jej tak bardzo wdzięczna, że mi wybaczyła. Że znów się przyjaźniłyśmy, smutną przeszłość zostawiając za sobą.
– Layla, zbierajmy się – powiedziała mama, podchodząc do nas.
Spojrzałam na Kayę, która także miała łzy w oczach. Ostatni raz posłałyśmy sobie uśmiechy wyrażające więcej niż jakiekolwiek słowa, po czym posłusznie wróciłam z Isabell do auta.
– Jeszcze Jake i już koniec? – zapytała, odpalając silnik.
– Tak. To już będą wszyscy.
– To są twoi najbliżsi przyjaciele?
– Tak.
– Alexander także się do nich zalicza? – dopytała i już wiedziałam, do czego ta rozmowa zmierzała.
– On… – zawahałam się chwilę nad odpowiedzią. – Nie wiem, czy jest moim przyjacielem, ale na pewno jest bliską mi osobą. I bardzo ważną.
– Co jest między wami?
– Nic. – Wzruszyłam ramionami. – Nigdy nic nie było i nie będzie.
– Dlaczego więc masz o nim takie zdanie? – Zdawała się zdezorientowana.
– A dlaczego pytasz? – burknęłam podejrzliwie.
– Chcę się dowiedzieć czegoś więcej o tobie i o osobach, które są w twoim życiu – mruknęła urażona. – Nie musisz odpowiadać, ale zapewniam, że w tych pytaniach nie ma drugiego dna. Jestem ciekawa i tyle – dodała już znacznie łagodniej.
– Nie wiem… Przez te miesiące połączyło nas coś, co ciężko opisać.
– Może to przeznaczenie i wasze drogi ponownie się skrzyżują.
– Może…
Nie kontynuowałyśmy już rozmowy, więc oparłam głowę o boczną szybę i obserwowałam mijane domy oraz drzewa rosnące przy chodniku. Starałam się oczyścić umysł i skupić na pozytywach swojego położenia. Oczywiście, jeżeli jakieś w ogóle były. W rzeczywistości jednak w mojej głowie siedział Alexander, i to do tego stopnia, że przypomniał mi się pewien żarcik: „Powinieneś płacić czynsz. Za co? Za mieszkanie w mojej głowie”.
– Mogę pójść do nich sama? – zapytałam z nadzieją, kiedy mama parkowała na podjeździe.
– Dobrze – zgodziła się po chwili. – Ale nie wchodź do środka. Chcę cię widzieć.
Zagryzłam wargę, powstrzymując się przed wredną i zupełnie niepotrzebną odpowiedzią, po czym ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Otworzył mi Nick, który od razu uśmiechnął się na mój widok.
– Czekaliśmy na ciebie. Jake! – zawołał swojego chłopaka. – Wchodzisz na chwilę? – zaoferował.
– Nie mogę. Mama czeka na mnie w aucie i nie ukrywam, że mnie obserwuje. – Kciukiem wskazałam za siebie.
– I co? Jak się czujesz? – zapytał Jake, zjawiając się obok Nicka.
– Boję się jak cholera – wyznałam szczerze.
– Pewnie słyszałaś to już wiele razy, ale będzie dobrze. Jesteś silna. Przeszłaś przez mnóstwo rzeczy i myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że nic gorszego cię już nie spotka – oświadczył pewnie blondyn.
– Nigdy nie mów nigdy… Ale mam nadzieję, że tym razem masz rację. – Uśmiechnęłam się smutno.
– Dasz radę, tylko bądź dzielna – wtrącił Nick, chcąc dodać swoje pięć groszy wsparcia.
– Dzięki, chłopaki. Naprawdę to doceniam. – Ich postawa mnie wzruszyła. – Ale muszę już iść, zanim mama będzie się niecierpliwić.
– Jeszcze możesz zmienić zdanie – powiedział Nathaniel ściszonym głosem, mrużąc oczy.
– No jasne – przytaknął Jake. – Mój dom jest wielki, ukryjemy cię, a potem wywieziemy, dokąd tylko będziesz chciała. Nikt cię nie znajdzie.
– To naprawdę dobry pomysł – zaśmiałam się. – Ale obawiam się, że nie mam wyboru. No i chyba jest mi to potrzebne. – Przytuliłam mocno ich obu. – Idę, bo ta chwila staje się coraz bardziej bolesna – dodałam, ocierając łzy z policzków.
– Kochamy cię! – powiedzieli równocześnie i objęli się wzajemnie.
Zawsze zazdrościłam im tej idealnej miłości. Znaleźli swoje drugie połówki i jestem pewna, że będą ze sobą tak długo, aż oboje się zestarzeją… Nic nie będzie w stanie ich rozdzielić. Nic ani nikt.
– Możemy jechać – mruknęłam, wsiadając do auta.
Odwróciłam głowę w stronę swojej szyby i starałam się płakać najciszej, jak potrafiłam. To było tak cholernie trudne. Patrzenie na nich wszystkich, współczujących mi i życzących powodzenia. Starali się być twardzi, ale widziałam ból wymalowany na ich twarzach.
Isabell, zanim ponownie ruszyła w drogę, tym razem wioząc mnie na odwyk, mocno ujęła moją dłoń. Ona też cierpiała. Bardziej niż oni czy nawet ja.
Jej jedyne dziecko próbowało się zabić.
Nawet sobie nie wyobrażałam, jak zareagowała, gdy się o tym dowiedziała.
– Mamo? – zaczęłam niepewnie. Musiałam poruszyć jeszcze jeden temat. – Rozmawiałaś z ojcem? O tym wszystkim…
– Nie… – odpowiedziała po chwili. – Nie wiedziałam, czy chcesz…
– To dobrze. Nie mów mu nic.
– Ale on powinien wiedzieć…
– Nie ma żadnego prawa wiedzieć, co się dzieje w moim życiu – syknęłam, co definitywnie zakończyło rozmowę.
Po kilku godzinach podróży, która minęła mi na spaniu, słuchaniu piosenek Eminema oraz rozmowie z mamą o przeróżnych rzeczach, byle tylko wypełnić czymś czas, dojechałyśmy do ośrodka odwykowego.
Chciałabym powiedzieć, że zgodziłam się na terapię dobrowolnie, ale prawda była taka, że nie miałam wyjścia. Po nieudanej próbie samobójczej oraz zmagając się z tak wieloma nałogami i depresją, to było nieuniknione. Czy zrezygnowałabym, gdybym mogła? Nie wiedziałam, a ponieważ nie miałam na to żadnego wpływu, starałam się z tym po prostu pogodzić. W końcu, jak powiedział Jake, tyle już wycierpiałam, że nic gorszego nie powinno mnie tu spotkać.
W szpitalu przeszłam podobno najgorszą fazę oczyszczania organizmu z używek. Kilka tygodni nie miałam dostępu do alkoholu ani narkotyków, nie dostawałam też środków przeciwbólowych, które są mocno uzależniające. Było naprawdę ciężko.
Wspominając ten czas, musiałam przyznać, że gdyby to zależało ode mnie, w ogóle bym się nie leczyła. Ale nie mogłam być tak samolubna wobec ludzi, którzy mnie otaczali, którzy niejednokrotnie ofiarowali mi pomoc i chcieli być przy mnie, a ja jak dotąd tylko ich odtrącałam. Tak, to było bardzo samolubne z mojej strony. Teraz to rozumiałam i zależało mi na powrocie do całkowitego zdrowia. Dla nich. I dla mojej mamy. Żeby w końcu mogła być ze mnie dumna.
– To tylko rok, kochanie – powiedziała, widząc moją zmartwioną minę. – Nim się obejrzysz, znów będziemy siedzieć razem w aucie, a ja będę zabierać cię do domu.
Skinęłam głową, ale w to nie wierzyłam. Wiedziałam, że będzie mi tu cholernie źle, że poznam przypadki takie jak ja, a nawet gorsze. Że każdy dzień będzie wyzwaniem, z którym będę musiała sobie poradzić sama, bo wątpiłam, że znajdę tu kogoś, komu faktycznie będę mogła zaufać. Wszyscy ci psycholodzy i reszta personelu wykonują tylko pracę, za którą im płacą. Pomagają innym, ale się nie przywiązują. Dla mnie terapeuta stanie się najważniejszą w tym okresie osobą, ale ja dla niego będę tylko jednym z setek takich przypadków.
Jak więc miałam wyjść z depresji, kiedy znów zostawałam sama?
– Chodź, na pewno już na ciebie czekają. – Posłała mi sztuczny uśmiech i wysiadła z auta.
Zrobiłam to samo i spojrzałam na budynek przed nami. Był piękny. No, może pomijając kraty w oknach, ale oprócz tego prezentował się naprawdę ładnie. Wyglądał, jakby zbudowano go już jakiś czas temu, ale ze zdjęć wiedziałam, że w środku został wyremontowany w nowoczesnym stylu. I że mieli ładny ogród.
W tym czasie mama wyciągnęła walizkę z bagażnika i mi ją podała.
– Na pewno będziesz na mnie czekać? – upewniłam się.
– Na pewno. – Głos jej się załamał.
Ostatni raz mocno mnie przytuliła.
– No to idę – powiedziałam, siląc się na swobodny ton, choć było to trudne.
Weszłam do środka i tak jak myślałam, tutaj też było pięknie. Biorąc pod uwagę miesięczny koszt terapii, nie ma się co dziwić, że odwyk wyglądał jak ośrodek wypoczynkowy. Ale nie skupiłam się na tym. Mieli mi tu pomóc, innego wyjścia dla siebie już nie widziałam. Drugi raz nie dałabym rady przejść przez to piekło, w którym tkwiłam przez ostatnie miesiące.
I do którego nieświadomie wciągnęłam też innych.