Koniczynka - Natasza Socha - ebook + audiobook + książka

Koniczynka ebook

Natasza Socha

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Siódmego czerwca dwa tysiące pierwszego roku szesnastoletnia Karolina wyszła z domu i od tamtego czasu nikt jej więcej nie widział. Po ponad dwudziestu latach do sprawy wraca poznański duet śledczy z wydziału spraw nierozwiązanych: Klara Majewska i Antoni Praszyński.

Dość szybko odkrywają, jak wiele błędów popełniono podczas poprzedniego śledztwa, ile wątków pominięto i jak bardzo zacierano ślady.

Czy śledczym uda się dowiedzieć, kto stał za zaginięciem nastolatki? Czy ustalą, co stało się z dziewczyną i dlaczego?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 138

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wprowadzenie

– Ale my się kochamy – wyszep­tała jesz­cze.

Karo­lina Mular­czyk była zwy­kłą nasto­latką. Lubiła lody wani­liowe i miała zaraź­liwy uśmiech. Naj­chęt­niej nosiła dżinsy i kolo­rowe pod­ko­szulki.

Karo­linę po raz ostatni widziano w czerwcu dwa tysiące pierw­szego roku.

Przy­ja­ciele nazy­wali ją Koni­czynką, bo podobno przy­no­siła szczę­ście.

On też tak ją nazy­wał.

I nawet poda­ro­wał jej złoty łań­cu­szek z zawieszką w kształ­cie czte­ro­list­nej roślinki.

– Cztery listki, a każdy ozna­cza coś innego. Pierw­szy to nadzieja, drugi wiara, trzeci szczę­ście, a czwarty miłość – wymru­czał jej do ucha, powoli roz­bie­ra­jąc.

Siód­mego czerwca dwa tysiące pierw­szego roku Karo­lina wyszła z domu i od tam­tego czasu nikt jej wię­cej nie widział.

Miała nie­spełna szes­na­ście lat.

Rozdział 1

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Antoni kom­plet­nie nie wie­dział, jak się zacho­wać. Z jed­nej strony naj­chęt­niej wypro­siłby Annę z miesz­ka­nia i zażą­dał, żeby go wię­cej nie nękała, z dru­giej za bar­dzo oba­wiał się zemsty. Miała na niego zbyt dużo haków i nie mógł tak po pro­stu się jej pozbyć. Wpu­ścił ją zatem nie­chęt­nym gestem do środka i bąk­nął, żeby się roz­go­ściła.

Kobieta usia­dła na kana­pie i przez jakiś czas przy­glą­dała mu się w mil­cze­niu, obser­wu­jąc jego coraz więk­sze skrę­po­wa­nie połą­czone z nie­po­ko­jem wywo­ła­nym całą sytu­acją. To było cie­kawe doświad­cze­nie widzieć, jak mysz wpada do pułapki i zupeł­nie nie wie, jak się z niej wydo­stać.

– Nie spo­dzie­wa­łeś się mnie, co? – zagad­nęła w końcu.

Była ładną, zadbaną kobietą w śred­nim wieku. Miała ciemne włosy obcięte na boba, piwne oczy oko­lone gęstymi rzę­sami, pełne usta i mały, kształtny nos. Mogła się podo­bać, i to bar­dzo. Była szczu­pła, wyspor­to­wana, ener­giczna.

Pra­szyń­ski wzru­szył ramio­nami.

– Powiedz, czego chcesz, i miejmy to z głowy.

– Tak po pro­stu? Myśla­łam, że bar­dziej się ucie­szysz na mój widok – roze­śmiała się drwiąco. – Z tego, co pamię­tam, to wcze­śniej zabie­ga­łeś o spo­tka­nia ze mną, wysy­ła­łeś kwiaty, uro­cze ese­mesy i ogól­nie odgry­wa­łeś rolę bar­dzo cza­ru­ją­cego męż­czy­zny. Chyba nawet przy­zna­łeś, że jesteś zabój­czo zako­chany we mnie. Ale do czasu, to fakt. Kiedy w końcu dosta­łeś forsę, na któ­rej najbar­dziej ci zale­żało, nagle się ulot­ni­łeś i tyle zostało z naszej wiel­kiej miło­ści. – Pstryk­nęła pal­cami.

Rzu­cił jej ponure spoj­rze­nie i nie odpo­wie­dział.

– Widzę, że tak bar­dzo nie spo­dzie­wa­łeś się mojej wizyty, iż nie przy­go­to­wa­łeś sobie żad­nej porząd­nej wymówki. Potrze­bu­jesz tro­chę czasu? – spy­tała, wydy­ma­jąc usta.

Przy­gryzł dolną wargę.

– Czego chcesz? Bo jeżeli kasy, to muszę cię zmar­twić. Bez względu na to, jakiego szan­tażu uży­jesz, niczego ode mnie nie dosta­niesz, bo po pro­stu jej nie mam. Jestem spłu­kany.

– Tego wła­śnie się spo­dzie­wa­łam – zaśmiała się Anna. – Ale przejdźmy do rze­czy. Możemy tę sprawę zała­twić ina­czej… – urwała, bo Pra­szyń­ski spoj­rzał na nią zna­cząco.

Wzdry­gnęła się.

– Nic z tych rze­czy. Zapo­mnij. Po pro­stu możesz mi wyświad­czyć pewną przy­sługę, dość ważną dla mnie. A wtedy zapo­mnę o wszyst­kim, co zro­bi­łeś, a przede wszyst­kim o tym, że naj­zwy­czaj­niej w świe­cie mnie okra­dłeś. I nie tylko mnie, bo lista kobiet, do któ­rych dotar­łam, jest dość zna­cząca.

– Co kon­kret­nie masz na myśli? – zain­te­re­so­wał się Antoni.

Anna nabrała powie­trza, a potem bar­dzo powoli je wypu­ściła, jakby potrze­bo­wała czasu, żeby powie­dzieć, o co jej cho­dzi. Nagle prze­stała się uśmie­chać, a jej twarz przy­brała sku­piony wyraz. Na czole poja­wiła się pio­nowa zmarszczka.

– Może to jed­nak opatrz­ność losu, że się spo­tka­li­śmy – zaczęła w końcu. – Kiedy cię szu­ka­łam, dowie­dzia­łam się, że pra­cu­jesz w docho­dze­niówce i że głów­nie zaj­mu­jesz się spra­wami sprzed lat. Pomy­śla­łam, że to jakiś znak, a jed­no­cze­śnie nadzieja dla mnie. Cho­dzi o córkę mojej sio­stry, Karo­linę Mular­czyk. Miała wtedy nie­spełna szes­na­ście lat… – urwała nagle.

Pra­szyń­ski pochy­lił się w jej stronę.

– Co się stało? – spy­tał.

– Tego wła­śnie nie wiemy. To był czwar­tek, siódmy czerwca dwa tysiące pierw­szego roku. Karo­lina wyszła z domu, bo była z kimś umó­wiona, i od tam­tego czasu wszelki ślad po niej zagi­nął. To wszystko pocią­gnęło za sobą sze­reg kolej­nych dra­ma­tów w rodzi­nie. Moja sio­stra Jola pró­bo­wała ode­brać sobie życie, na szczę­ście bez­sku­tecz­nie. Po kilku mie­sią­cach zosta­wił ją mąż, ojczym Karo­liny, twier­dząc, że nie potrafi żyć z wariatką. Z kolei praw­dziwy, bio­lo­giczny ojciec mojej sio­strze­nicy, Prze­mek, długo obwi­niał Jolę o to, że dopro­wa­dziła do zagi­nię­cia ich dziecka. Nacho­dził ją, dzwo­nił, wykrzy­ki­wał pod blo­kiem, że to jej wina. Ode­tchnęła dopiero, kiedy zmarł na zawał. Wiem, że to brzmi maka­brycz­nie, ale ona naprawdę prze­szła pie­kło. Na doda­tek do dzi­siaj nie wiemy, co tak naprawdę się stało z Karolą.

– Rozu­miem jed­nak, że śledz­two zostało prze­pro­wa­dzone? – docie­kał Antoni.

– Tak, oczy­wi­ście. Ale w tej spra­wie w dal­szym ciągu jest wię­cej zna­ków zapy­ta­nia niż jakich­kol­wiek odpo­wie­dzi. Karo­lina była bar­dzo lubiana, kole­dzy z klasy nazy­wali ją Koni­czynką, bo podobno przy­no­siła szczę­ście. Gdy to ona pro­siła nauczy­cieli, żeby prze­ło­żyli jakąś kart­kówkę, pra­wie zawsze się zga­dzali. Kie­dyś poje­chali na kla­sową wycieczkę i cho­ciaż od tygo­dni zapo­wia­dano deszcz, to cały czas świe­ciło słońce, bo Karo­lina powie­działa, że tak wła­śnie będzie. – Anna uśmiech­nęła się smutno. – Zresztą nie­ważne. Cho­dzi o to, że cho­ciaż była lubiana i uwa­żana za naprawdę fajną nasto­latkę, bez więk­szych pro­ble­mów, to z jakie­goś powodu nie potra­fiła się doga­dać z rodzi­cami. A kon­kret­nie z matką i ojczy­mem.

– Tam­tego dnia, kiedy zagi­nęła, pokłó­ciła się z nimi? – zagad­nął od razu Pra­szyń­ski.

– Nie, Karo­lina od pew­nego czasu już z nimi nie miesz­kała. Prze­pro­wa­dziła się do dziad­ków, do rodzi­ców moich i Joli, bo twier­dziła, że w domu jest zła atmos­fera.

– A wiesz, co mogła mieć na myśli?

– Domy­ślam się, o co pytasz, ale cho­ciaż drugi mąż mojej sio­stry nie nale­żał do naj­mil­szych osób, to jestem pewna, że nie tknąłby Karo­liny. Myślę, że wtedy by nam o tym powie­działa. To nie była zahu­kana, nie­śmiała dziew­czynka, która cze­goś się bała, zresztą zawsze waliła prawdę pro­sto z mostu i sądzę, że to wła­śnie sta­no­wiło przy­czynę wielu nie­po­ro­zu­mień. Mówiła otwar­cie, że nie lubi swo­jego ojczyma, że jest aro­gancki, że źle odzywa się do matki. Gdyby cokol­wiek było na rze­czy, przy­szłaby z tym albo do dziad­ków, albo do mnie, cho­ciaż jestem od niej tylko kilka lat star­sza. Albo może wła­śnie dla­tego… Zawsze dobrze się doga­dy­wa­ły­śmy. Mię­dzy mną a sio­strą jest czter­na­ście lat róż­nicy – dodała wyja­śnia­jąco.

– Usta­lono wtedy cokol­wiek? Poli­cja miała jakie­goś podej­rza­nego? Lub kilku? – drą­żył dalej Antoni.

– Tak, przede wszyst­kim jej chło­paka, ale niczego mu nie udo­wod­niono. I była jesz­cze jedna osoba, ale w jej przy­padku rów­nież nie zna­le­ziono żad­nych dowo­dów, dla­tego sprawa w końcu została umo­rzona.

– A kto to był?

– Przy­ja­ciel jej bio­lo­gicz­nego ojca. Praw­nik. Pro­ku­ra­tor, który moim zda­niem miał z Karo­liną romans. – Anna spu­ściła głowę.

Antoni zmarsz­czył czoło.

– Rozu­miem, że zna­la­złaś na to jakieś dowody?

– Pamięt­nik mojej sio­strze­nicy. Poka­za­łam go wtedy poli­cji, cho­ciaż nie byłam pewna, czy dobrze robię. Bo to jest coś bar­dzo intym­nego i te zapi­ski chyba nie powinny tra­fić w ręce postron­nych osób. Ale wie­dzia­łam, że nie mogę tego zacho­wać tylko dla sie­bie.

– Skąd mia­łaś ten pamięt­nik? – Antoni przy­glą­dał jej się uważ­nie.

– Pokój, w któ­rym miesz­kała Karo­lina, kie­dyś nale­żał do mnie. Znam tam tak naprawdę każdy kąt, każdy scho­wek. Mię­dzy innymi ten w pod­ło­dze, pod oblu­zo­waną deską. Poli­cja oczy­wi­ście dokład­nie prze­cze­sała całe pomiesz­cze­nie, wzięli odci­ski pal­ców, jakiś zeszyt z notat­kami i parę innych rze­czy, ale na nic to się nie przy­dało. Myśleli, że coś znajdą, że może natra­fią na jakieś liściki, nazwi­sko, adres, cokol­wiek, co pomoże im usta­lić, gdzie ewen­tu­al­nie mogła prze­by­wać Karo­lina. Wtedy po raz pierw­szy pomy­śla­łam o tym schowku i się nie myli­łam. – Wes­tchnęła. – Przez kilka dni nikomu tego nie poka­za­łam, bo mia­łam nadzieję, że Karo­lina się odnaj­dzie albo że poli­cja wpad­nie na jakiś trop. Ale potem z każ­dym kolej­nym dniem zaczy­na­łam rozu­mieć, że muszę coś zro­bić, że być może jest to jedyna szansa, żeby się cze­goś dowie­dzieć.

– Co było w tym pamięt­niku?

– Karo­lina opi­sy­wała w nim głów­nie seks z tym męż­czy­zną. – Anna ści­szyła głos. – Pamię­taj, że ona była nie­peł­no­let­nia, a on miał ponad czter­dzie­ści lat. Ale nie rela­cjo­no­wała tego w kon­tek­ście, że ją do cze­goś zmu­szał, raczej, że jest w nim zako­chana, że przy nim tak naprawdę zaczyna doj­rze­wać jako kobieta.

– Rozu­miem, że jej chło­pak o niczym nie wie­dział. – Antoni się­gnął po notes leżący na stole i zaczął w nim coś zapi­sy­wać.

Anna pokrę­ciła prze­cząco głową.

– Tego nie wiem. Twier­dził, że nie miał poję­cia, cho­ciaż poli­cja brała oczy­wi­ście pod uwagę ewen­tu­alną chęć zemsty. Tym bar­dziej że oni chyba krótko przed tym zagi­nię­ciem zerwali. Ale Mar­cin miał alibi, był wtedy z rodzi­cami na zaku­pach i nie widział się z Karo­liną. Rodzice to potwier­dzili. Fak­tem jest jed­nak, że dzwo­nił do niej tego dnia, w któ­rym znik­nęła. Podobno nie ode­brała.

– A ten pro­ku­ra­tor? Prze­słu­chi­wano go?

– Tak, ale tylko raz, a potem nagle się oka­zało, że on z tą sprawą nie ma żad­nego związku. I że na jego nie­szczę­ście dziew­czyna pla­to­nicz­nie się w nim zako­chała. A ja się pytam: jak to moż­liwe, że nikt go moc­niej nie doci­snął? Nie drą­żył tematu? Co wię­cej, bil­lingi poka­zały, że on rów­nież kon­tak­to­wał się z Karolą wła­śnie w dniu jej zagi­nię­cia. Wyobraź sobie, że w jego samo­cho­dzie zna­le­ziono krew, ale się wykrę­cił, że to ślady po psie, któ­rego potrą­cił i zabrał do wete­ry­na­rza.

– Spraw­dzono to?

– Nie mam poję­cia. Nie uwa­żasz jed­nak, że to absur­dalne, aby komuś tak po pro­stu uwie­rzyć na słowo? To był znany pro­ku­ra­tor. Zresztą na­dal nim jest, cho­ciaż teraz już na eme­ry­tu­rze. Nikt go szcze­gó­łowo nie prze­świe­tlił, tak jak powinno to być zro­bione. A Karo­lina roz­pły­nęła się w powie­trzu. I chyba to mnie w tym wszyst­kim naj­bar­dziej prze­raża. Że ktoś ją zabił, ukrył ciało, a sam żyje dalej jak gdyby ni­gdy nic. Przez długi czas się łudzi­łam, że może wróci, że coś się wyja­śni, ale ta nadzieja umarła. Zresztą sam wiesz z doświad­cze­nia, że po tylu latach można już tylko mówić o poszu­ki­wa­niu ciała – dokoń­czyła ledwo sły­szal­nym szep­tem.

– Co jesz­cze wiesz o tej spra­wie? – Antoni dotknął jej ramie­nia, jakby w ten spo­sób pró­bo­wał dodać kobie­cie otu­chy.

– Wiem, że prze­słu­chano wszyst­kich kole­gów i przy­ja­ciółki Karo­liny, a także nauczy­cieli i rodzinę. No jed­nym sło­wem akcja była dość sze­roko zakro­jona, cho­ciaż, moim zda­niem, poli­cja zde­cy­do­wa­nie za mało sku­piła się na pro­ku­ra­to­rze. Obcho­dzili się z nim jak ze zgni­łym jajem. Co wię­cej, oddali mi ten pamięt­nik, zupeł­nie jakby uznali, że nie jest on żadną pod­stawą do aresz­to­wa­nia. Zosta­wię ci go. Prze­czy­taj i sam powiedz, co o tym myślisz. Tu jest naprawdę sporo nie­po­ko­ją­cych rze­czy. Cho­ciażby to, że facet wyna­jął miesz­ka­nie, w któ­rym spo­ty­kał się z Karolą. Nie wiem, czy to prawda, bo poli­cja tego rów­nież wtedy nie spraw­dziła. Wiesz, co powie­dzieli? Że dziew­czyna miała wybu­jałą wyobraź­nię i że ten pamięt­nik bar­dziej przy­po­mina brud­no­pis książki niż opis tego, co fak­tycz­nie prze­żyła. I że takie zacho­wa­nie jest typowe dla zako­cha­nych nasto­la­tek, które nie mogą zdo­być obiektu swo­ich wes­tchnień.

– Szu­ka­li­ście jej też na wła­sną rękę?

– Moja sio­stra wyna­jęła jasno­wi­dza. Powie­dział, że Karo­lina została zabita, a nawet wska­zał region, gdzie rze­komo ukryto jej zwłoki. Poli­cjanci prze­szu­kali to miej­sce z uży­ciem psów tro­pią­cych, ale ciała ni­gdy nie odna­le­ziono.

Antoni odchy­lił się na krze­śle i spoj­rzał uważ­nie na Annę. Widać było, że mówi prawdę i że chyba fak­tycz­nie bar­dziej zależy jej na tym, by zajął się tą sprawą, niż na odwe­cie na daw­nym kochanku.

– Pro­blem polega na tym, że ja dzia­łam teraz na tere­nie Pozna­nia, a jeśli to sprawa z innego mia­sta, to będą musieli prze­jąć ją ludzie z tam­tej­szej docho­dze­niówki. Sek­cji archi­wum X jest już tro­chę w Pol­sce.

– To się wyda­rzyło tutaj – weszła mu w słowo. – Jestem z Pozna­nia, do War­szawy prze­nio­słam się kil­ka­na­ście lat temu. A zatem wyszło na to, że zwia­łeś przede mną do mojego rodzin­nego mia­sta – dodała nieco iro­nicz­nie.

Antoni zamilkł.

– Umówmy się tak – ode­zwał się po krót­kiej prze­rwie – obie­cuję, że przyj­rzę się temu szcze­gó­łowo i zro­bię wszystko, żeby odna­leźć twoją sio­strze­nicę, lub przy­naj­mniej ustalę, co się z nią stało, ale… wtedy naprawdę zapo­mnisz o tym, co było? – zapy­tał cicho.

Anna popa­trzyła na niego bez uśmie­chu.

– Nie zależy mi na tych pie­nią­dzach. Zresztą od początku o wiele bar­dziej bolało to, że dałam się tak łatwo podejść. Dotarło do mnie, że wcale ci na mnie nie zale­żało, że nie byłam kobietą z two­ich snów, tak jak mówi­łeś. To upo­ka­rza o wiele bar­dziej niż skra­dzione pie­nią­dze. Ale tak, odpusz­czę ci. Nikomu o tym nie wspo­mnę i dam ci święty spo­kój. Po pro­stu chcę, żeby ktoś zajął się tą sprawą raz jesz­cze, tym bar­dziej że ludzie, któ­rzy wtedy mieli z nią zwią­zek, na­dal żyją i można ich ponow­nie prze­słu­chać. Byłam już z tym wcze­śniej na poli­cji, ale powie­dzieli mi, że nie ma żad­nych prze­sła­nek, by wró­cić do tego tematu. Tobie będzie łatwiej. Gdzieś tam w środku czuję, że Karo­lina nie żyje, ale i tak chcia­ła­bym móc ofi­cjal­nie ją pocho­wać. Poże­gnać. Potrze­buję to zro­bić dla sie­bie i dla mojej sio­stry, dla któ­rej nor­malne życie tam­tego dnia nagle się skoń­czyło.

Antoni pomy­ślał, że los z jakie­goś dziw­nego powodu daje mu kolejną szansę.

Głu­potą byłoby z tego nie sko­rzy­stać.

Rozdział 2

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Klara Majew­ska uważ­nie przy­glą­dała się kole­dze, który od pół godziny opo­wia­dał o wizy­cie swo­jej zna­jo­mej i jej nie­spo­dzie­wa­nej proś­bie. Szcze­rze mówiąc, liczyła na spo­koj­niej­szy tydzień, tym bar­dziej że dopiero co roz­wią­zali sprawę Lucyny Zduń­skiej, zamor­do­wa­nej pra­wie trzy­dzie­ści lat temu. Do świąt Bożego Naro­dze­nia zostało nie­wiele ponad mie­siąc i żywiła cichą nadzieję, że w tym roku tro­chę bar­dziej zaan­ga­żuje się w cały ten świą­teczny har­mi­der. Obie­cała chło­pa­kom, że w grud­niu będzie miała wię­cej czasu i że na pewno razem zali­czą przy­naj­mniej dwa razy kino i wspól­nie zro­bią ozdoby na cho­inkę.

Bliź­niaki Kuba i Kac­per wpa­dli bowiem na genialny pomysł, że w tym roku drzewko będzie tema­tyczne i zamiast kla­sycz­nych bom­bek zawi­sną na nim wła­sno­ręcz­nie wyko­nane dino­zaury. W tym celu zmu­sili nawet Klarę do zakupu książki o ori­gami, żeby mieć jak naj­lep­sze modele do odwzo­ro­wa­nia.

– Ale wie­cie, że to jest trudne? – zapy­tała ich, łapiąc się co chwila ze zgrozą za głowę, gdy prze­glą­dała instruk­cje.

– Spoko, mama, damy radę. Tylko musisz nam pomóc.

Oczy­wi­ście, że im to obie­cała. A teraz Antoni wyska­kuje z nową sprawą, nie dając jej nawet chwili wytchnie­nia. Prze­je­chała ręką po swo­ich krót­kich, brą­zo­wych wło­sach i spoj­rzała nie­chęt­nie na kolegę.

– Ale chyba musimy mieć jakieś pod­stawy, żeby po raz kolejny zacząć to śledz­two. Jak chcesz to uza­sad­nić przed sze­fo­stwem? – spy­tała, kiedy w końcu z grub­sza wyja­śnił jej, o co popro­siła go Anna.

Pra­szyń­ski pstryk­nął pal­cami.

– Powiemy, że poja­wiły się nowe oko­licz­no­ści w postaci pamięt­nika dziew­czyny. Co prawda on już wtedy został zgło­szony jako dowód i prze­stu­dio­wany przez poli­cję, ale z tego, co mówiła Anna, nie przy­wią­zano do niego więk­szej wagi. A to tro­chę dziwne, bo prze­czy­ta­łem go z dużym zain­te­re­so­wa­niem i nie­mal od razu dosze­dłem do wnio­sku, że ta sprawa śmier­dzi, i to na odle­głość. Jeżeli dziew­czyna, nie­spełna szes­na­sto­let­nia, opi­sała romans z czter­dzie­sto­pa­ro­lat­kiem, to cho­ciażby z tego powodu poli­cja powinna się mu bli­żej przyj­rzeć. Tym­cza­sem facet został prze­słu­chany i bar­dzo szybko skre­ślony z listy poten­cjal­nych podej­rza­nych, bowiem niczego mu nie udo­wod­niono. Zaj­rza­łem do tych akt i oczy­wi­ście oka­zało się, że miał tak zwane nie­pod­wa­żalne alibi, a mia­no­wi­cie spę­dzał tego dnia czas z córką i żoną. Wia­domo jed­nak, że rodzina może w takich wypad­kach kła­mać, dla­tego dzi­wię się, że tak szybko mu odpusz­czono. Mocno zasta­na­wia­jące są rów­nież te ślady krwi w bagaż­niku i jego upo­rczywe twier­dze­nie, że potrą­cił psa, któ­rego zawiózł do gabi­netu wete­ry­na­ryj­nego.

– Rozu­miem, że nikt tego nie spraw­dził? – Bar­dziej stwier­dziła, niż zapy­tała Klara. Się­gnęła po kubek z kawą i upiła dwa łyki.

Okropny dzień.

Zimno, wietrz­nie, na doda­tek zapo­wie­dzieli na popo­łu­dnie deszcz ze śnie­giem.

– Wła­śnie – przy­tak­nął Antoni. – Facet utrzy­muje, że pies wpa­ko­wał mu się pod koła, w związku z czym prze­trans­por­to­wał go do weta, ale nikt z poli­cjan­tów nie spy­tał do jakiego, nie poje­chał tam i nie potwier­dził tego faktu, tylko uwie­rzył gościowi na słowo.

– Nie wzięto pró­bek krwi do bada­nia? – zdu­miała się Klara.

– Otóż to.

– Mówisz, że to pro­ku­ra­tor?

– Tak, i to dosyć znany rów­nież w śro­do­wi­sku cele­bryc­kim. Poczy­ta­łem tro­chę o nim, facet chęt­nie poja­wiał się na róż­nego rodzaju ban­kie­tach, pozo­wał do zdjęć ze spor­tow­cami lub akto­rami i ogól­nie był medialny. Po zagi­nię­ciu Karo­liny Mular­czyk tro­chę się wyci­szył i prze­stał bywać. To też jest dziwne, nie sądzisz? Podej­rze­wam, że albo zapła­cił za nie­ty­ka­nie go, albo komuś bar­dzo zale­żało na tym, żeby dać mu święty spo­kój. Pro­ku­ra­tor zawsze może się przy­dać, więc lepiej mieć z nim dobre układy.

– Ta Anna… – Klara zawie­siła głos. – Skąd ją znasz?

Pra­szyń­ski się zaczer­wie­nił, co nie uszło uwa­dze kole­żanki.

– To jedna z two­ich ofiar? – odga­dła.

Ski­nął głową.

– Wiem, co chcesz powie­dzieć, ale wszystko sobie wyja­śni­li­śmy. Niech będzie, że postą­pi­łem jak ostatni skur­wiel, ale teraz mam szansę się zre­ha­bi­li­to­wać.

– Bo pew­nie nie masz wyj­ścia – mruk­nęła Klara. – Przy­ło­żyła ci nóż do gar­dła, co? Albo zaj­miesz się tym zagi­nię­ciem, albo ona wycią­gnie na świa­tło dzienne twoje brudne sprawki. Mylę się?

Antoni wzru­szył ramio­nami.

– Tak czy siak, chciał­bym jej pomóc. Przyj­rza­łem się tro­chę tej spra­wie i dosze­dłem do wnio­sku, że nie wszystko zostało wtedy zała­twione tak, jak powinno. Poza tym w dal­szym ciągu żyją świad­ko­wie i osoby, które miały kon­takt z dziew­czyną. Możemy wszyst­kich raz jesz­cze prze­słu­chać, możemy zadać zde­cy­do­wa­nie wię­cej pytań i tro­chę moc­niej pod­rą­żyć temat. Sama wiesz, jak to jest, kiedy po latach wraca się do tematu, ludzie są tak zasko­czeni, że cza­sem mówią wię­cej, niż powinni. Zwłasz­cza jeśli mają wyrzuty sumie­nia.

Klara nie odpo­wie­działa. Czuła przez skórę, że Pra­szyń­ski nie odpu­ści, zresztą nie miał wyboru. Poza tym, z tego, co mówił, ta sprawa fak­tycz­nie wyda­wała się dość cuch­nąca. Z daleka biło nie­kom­pe­ten­cją poli­cji albo zamia­ta­niem tematu pod dywan.

Tylko jak to pogo­dzić z cza­sem dla bliź­nia­ków?

– A ten pro­ku­ra­tor? Wiesz coś o nim? – wes­tchnęła po chwili.

– Jerzy Zawadzki. Lat sześć­dzie­siąt sześć, od roku na eme­ry­tu­rze, na­dal mieszka w Pozna­niu. Żonaty, doro­sła córka, oka­zała willa i dwa dober­many bie­ga­jące po obej­ściu.

– Już tam byłeś? – zdu­miała się Klara.

– Prze­jeż­dża­łem. Chcia­łem rzu­cić na faceta okiem, bo cza­sem pierw­sze wra­że­nie może sporo powie­dzieć o czło­wieku.

– I co, zoba­czy­łeś go?

– Nie – przy­znał. – Ale tak jak mówi­łem, prze­śle­dzi­łem gościa w inter­ne­cie i dowie­dzia­łem się paru cie­ka­wych rze­czy. Kil­ka­na­ście lat temu jedna ze stu­den­tek zło­żyła na niego skargę o rze­kome mole­sto­wa­nie. Szybko jed­nak wyco­fała zezna­nia, twier­dząc, że chciała się zemścić za złą ocenę. Jeżeli jed­nak połą­czymy to ze sprawą zagi­nio­nej Karo­liny Mular­czyk, to być może coś jed­nak jest na rze­czy. Podej­rze­wam, że facet lubi młode dziew­czyny i że moja zna­joma nie wyssała sobie tego z palca. Warto byłoby jesz­cze bar­dziej w tym pogrze­bać, może uda się zna­leźć kolejne ofiary pana pro­ku­ra­tora.

– Coś jesz­cze mamy?

– Chło­paka dziew­czyny, który podobno cze­goś się domy­ślał o jej rze­ko­mym roman­sie z praw­ni­kiem, ale tego też nie jeste­śmy pewni i to rów­nież nale­ża­łoby spraw­dzić. Facet nazywa się Mar­cin Jerzy­kow­ski, ma trzy­dzie­ści osiem lat i aktu­al­nie mieszka w War­sza­wie. Żonaty, dwóch synów, jeden to nasto­la­tek, drugi skoń­czył dopiero dwa latka. Gość pra­cuje w agen­cji nie­ru­cho­mo­ści, o żonie nic nie wiem. Anna podała mi rów­nież namiary na naj­bliż­szą przy­ja­ciółkę Karo­liny, a także jej ojczyma, z któ­rym podobno dziew­czyna nie miała naj­lep­szych rela­cji. Bio­lo­giczny ojciec nie żyje.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki