Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jane Goodall, najsłynniejsza na świecie żyjąca przyrodniczka, w niezwykle ciekawej i aktualnej publikacji na temat kondycji naszej planety.
Kiedy patrzymy na nagłówki gazet - pogłębiający się kryzys klimatyczny, globalna pandemia, utrata różnorodności biologicznej, polityczne zawirowania – trudno o optymistyczne nastawienie. A mimo to jeszcze nigdy nadzieja nie była nam tak bardzo potrzebna.
W tej niezwykle ważnej książce Jane Goodall oraz Douglas Abrams, współautor międzynarodowego bestsellera Wielka księga radości, prowadzą intymny i skłaniający do rozważań dialog na temat jednego z najbardziej pożądanych i najmniej poznanych aspektów ludzkiej natury – NADZIEI. W Księdze nadziei Jane skupia się na „czterech powodach do nadziei”: wspaniałym intelekcie, wytrzymałości natury, mocy młodych ludzi oraz niezłomnym duchu ludzkim. Pokazuje, że pomimo wielu problemów, z jakimi zmaga się ludzkość, nadal możemy marzyć i stworzyć lepszy świat. Ta nadzieja szczególnie dziś jest nam bardzo potrzebna.
Kobieta, która wywróciła świat zoologii do góry nogami”
sir David Attenborough
„Jedna z najbardziej wpływowych i najważniejszych liderek na świecie. Jane na co dzień szerzy optymizm i świadomość, że trzeba chronić prawo do życia wszystkich stworzeń, dawać nadzieję przyszłym pokoleniom i zabierać głos w sprawie największego ekologicznego zagrożenia – zmian klimatycznych”
Leonardo DiCaprio
„Prawdziwa bohaterka”
Greta Thunberg
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 289
Mamie,Rusty’emu,Louisowi LeakeyowiorazDavidowi Greybeardowi
JANE GOODALL
Rodzicom,Hassanowi Edwardowi Carrollowiorazwszystkim tym,którzy usiłują odnaleźć nadzieję
DOUG ABRAMS
Zaproszenie do nadziei
Przyszło nam żyć w trudnych czasach.
W wielu regionach świata trwają konflikty zbrojne, ludzie doświadczają dyskryminacji na tle rasowym i religijnym, dochodzi do zbrodni z nienawiści i ataków terrorystycznych, na pierwszy plan wysuwają się radykalne prawicowe siły, wywołując demonstracje oraz protesty, które często kończą się użyciem przemocy. Przepaść pomiędzy zamożnymi a ubogimi stale się powiększa i prowadzi do wzrostu niepokojów oraz gniewu. Demokracja w wielu krajach stała się obiektem ataków. Na domiar złego na skutek pandemii COVID-19 wiele osób ucierpiało, straciło życie lub pracę, a na świecie zapanował ekonomiczny chaos. Kryzys klimatyczny chwilowo zepchnięty na drugi plan stanowi jednak jeszcze większe zagrożenie dla naszej przyszłości – w istocie, dla całego życia na Ziemi.
Zmiany klimatyczne nie są kwestią czasu – już teraz doświadczamy zmieniających się wzorców pogodowych: topniejące lodowce, podnoszące się poziomy mórz, niezwykle silne huragany, tornada oraz tajfuny. Do tego ogromne powodzie, dłużej trwające susze oraz gigantyczne pożary, które pustoszą regiony na całym świecie. Po raz pierwszy odnotowano również pożary na kole podbiegunowym.
Możecie pomyśleć: „Jane ma prawie dziewięćdziesiąt lat. Skoro jest świadoma tego, co się dzieje na świecie, jak może pisać o nadziei? Pewnie przemawia przez nią myślenie życzeniowe. Powinna raczej stawić czoło faktom”.
Ależ ja właśnie stawiam im czoło. Muszę się przyznać, że wielokrotnie czuję przygnębienie, gdy wydaje mi się, że wysiłki, starania oraz poświęcenie tak wielu osób walczących o społeczną i ekonomiczną sprawiedliwość, zmagających się z uprzedzeniami, rasizmem i chciwością, są skazane na porażkę. Możemy naiwnie wierzyć, że siły szalejące wokół nas – takie jak chciwość, korupcja, nienawiść, uprzedzenia – uda się przezwyciężyć. To zrozumiałe, że są takie dni, gdy czujemy, że możemy jedynie obserwować, jak kończy się świat „nie z hukiem, ale skomleniem”[1]. Przez ostatnich osiemdziesiąt lat doświadczyłam wielu katastrofalnych wydarzeń: ataki z 11 września, strzelaniny w szkołach, bombowe ataki samobójcze i tym podobne. Wiem też, jak smakuje poczucie beznadziei wywołane tak straszliwymi zdarzeniami. Dorastałam w czasie drugiej wojny światowej, gdy istniało ryzyko, że świat zostanie opanowany przez Hitlera i nazistów. Przeżyłam również wyścig zbrojeń podczas zimnej wojny, gdy światu zagrażał termonuklearny holokaust, oraz wiele przerażających konfliktów, które skazały miliony ludzi na tortury i śmierć. W ciągu mojego długiego życia byłam świadkiem wielu mrocznych okresów w naszej historii i widziałam mnóstwo cierpienia.
Za każdym razem jednak, gdy pogrążałam się w depresji, przypominałam sobie wspaniałe opowieści o odwadze, wytrwałości i determinacji tych, którzy walczą z „siłami zła”. Tak, wierzę, że zło istnieje. Jednak dużo bardziej przejmujące i inspirujące są głosy osób, które stawiają im czoła. Nawet gdy tracą w tej walce życie, ich czyny rozbrzmiewają na długo po ich odejściu, dając nam natchnienie i nadzieję – nadzieję, że tym dziwnym, wewnętrznie skonfliktowanym stworzeniem ludzkim, które sześć milionów lat temu wyewoluowało od małpy, kieruje dobro.
Od roku 1986, gdy rozpoczęłam podróże po świecie, aby uwrażliwiać innych na cierpienie, jakie my, ludzie, wyrządzamy sobie nawzajem pod względem społecznym i środowiskowym, spotkałam wiele osób, które straciły nadzieję na przyszłość. Zwłaszcza wśród młodych ludzi wyczuwalne są złość, przygnębienie lub po prostu apatia, ponieważ uważają, że zagrażamy ich przyszłości. W pewnym sensie mają rację. Nie chodzi jedynie o zagrożenia, my po prostu okradliśmy ich z przyszłości. Nieustannie plądrujemy ograniczone zasoby naszej planety, nie zważając przy tym na przyszłe pokolenia. Wierzę jednak, że nie jest jeszcze zbyt późno na działanie.
Podejrzewam, że pytanie, które słyszę najczęściej, brzmi: Czy naprawdę wierzysz, że jest nadzieja dla naszego świata? Nadzieja na przyszłość dla naszych dzieci i wnuków?
Z czystym sumieniem mogę udzielić odpowiedzi twierdzącej. Wierzę, że nadal istnieje okno czasowe, aby zabliźniać rany, które zadaliśmy naszej planecie. Jednak to okno pomału się zamyka. Jeżeli zależy nam na przyszłości naszych dzieci i ich dzieci, jeżeli zależy nam na środowisku naturalnym, musimy się zjednoczyć i podjąć wspólne działania. Teraz. Zanim będzie za późno.
Czym jest ta nadzieja, w którą nadal wierzę, która napędza mnie do działania i walki w słusznej sprawie? Co tak naprawdę mam na myśli, mówiąc o nadziei?
Nadzieja jest pojęciem często źle rozumianym. Ludzie uważają, że to po prostu bierne myślenie życzeniowe. Mam nadzieję, że coś się wydarzy, ale nie zamierzam nic robić w tym kierunku. Takie podejście jest przeciwieństwem prawdziwej nadziei, która wymaga działania i zaangażowania. Wiele osób zdaje sobie sprawę z tragicznego stanu naszej planety, ale nie robi nic z powodu poczucia bezsilności i beznadziei. Dlatego ta książka jest tak ważna. Mam nadzieję (!), że pomoże ona ludziom zrozumieć, że ich czyny – choć wydawać się mogą mało istotne – mają ogromne znaczenie. Skumulowane skutki tysiąca etycznych działań mogą pomóc uratować i uleczyć nasz świat dla przyszłych pokoleń. A po co miałbyś podejmować jakiekolwiek działanie, jeśli nie miałbyś nadziei na to, że odniesie ono skutek?
Powody, dla których żywię jeszcze nadzieję w tych mrocznych czasach, zostaną przedstawione w dalszej części książki. Na razie powiem tylko jedno – bez nadziei jesteśmy zgubieni. Jest ona istotną cechą przetrwania, która towarzyszyła już naszym przodkom z epoki kamienia łupanego. Jeśli o mnie chodzi, z całą pewnością nie odbyłabym tak nieprawdopodobnej podróży, gdyby brakowało mi nadziei.
Na kartach tej niewielkiej książki poruszam temat nadziei i wiele innych wraz z moim współautorem, Dougiem Abramsem. Doug zaproponował, aby miała ona formę dialogu, podobnie jak Wielka księga radości, którą napisał wraz z Dalajlamą oraz arcybiskupem Desmondem Tutu. W kolejnych rozdziałach Doug pełni funkcję narratora, przedstawiając zapis rozmów, które odbyliśmy w Afryce i Europie. Dzięki jego pomocy mogę się z Wami podzielić tym, czego się nauczyłam o nadziei podczas mojego długiego życia i badań nad środowiskiem naturalnym.
Nadzieja jest zaraźliwa. Twoje działania zainspirują kolejne osoby. Gorąco pragnę, aby ta książka pomogła Ci odnaleźć pocieszenie w czasie cierpienia, cel w czasie niepewności oraz odwagę w czasie lęku.
Zapraszamy Cię w podróż ku nadziei.
JANE GOODALLPH.D., DBE (Dama OrderuImperium Brytyjskiego),Posłaniec Pokoju ONZ
Przekraczając nieistniejącą granicę, która – jak uważano kiedyś – oddziela nas od pozostałej części królestwa zwierząt.
WHISKY I FASOLOWY SOS SUAHILI
To się wydarzyło w noc poprzedzającą rozpoczęcie naszych rozmów. Denerwowałem się, bo stawka była wysoka. Świat zdawał się potrzebować nadziei bardziej niż kiedykolwiek. Kilka miesięcy wcześniej zwróciłem się do Jane z pytaniem, czy zechciałaby przedstawić swoje spojrzenie pełne nadziei w nowej książce, i od tamtej pory temat ten nieustannie zaprzątał moje myśli. Czym jest nadzieja? Dlaczego ją odczuwamy? Czy nadzieja jest czymś prawdziwym? Czy można ją pielęgnować? Czy naprawdę jest jeszcze nadzieja dla naszego gatunku? Wiedziałem, że muszę zadać te pytania, z którymi wszyscy się mierzymy, gdy doświadczamy przeciwności losu lub gdy czasami ogarnia nas rozpacz.
Jane jest międzynarodową bohaterką, która od kilkudziesięciu lat podróżuje po świecie, głosząc przesłanie pełne nadziei. Dlatego też pragnąłem zrozumieć, skąd w niej tyle wiary w naszą przyszłość. Byłem również ciekaw, jak udało jej się podtrzymać w sobie to uczucie nadziei, prowadząc pionierskie życie pełne wyzwań.
Gdy pełen obaw, ale i ekscytacji przygotowywałem pytania, zadzwonił telefon.
– Czy masz ochotę zjeść kolację ze mną i moją rodziną? – zapytała Jane.
Niedawno wylądowałem w Dar es Salaam i odpowiedziałem, że bardzo chętnie poznam jej rodzinę. Była to szansa, aby nie tylko spotkać się z kultową postacią, ale zobaczyć ją w roli matki i babci; aby przełamać się chlebem i jak podejrzewałem, skosztować nieco whisky.
Odnalezienie domu Jane nie jest łatwym zadaniem, ponieważ ulica przy której stoi, nie ma nazwy. Trzeba przejechać kilka polnych dróg i odszukać dużą posiadłość Juliusa Nyerere, pierwszego prezydenta Tanzanii, z którym sąsiaduje dom Jane. Byłem niespokojny, że spóźnię się na kolację, ponieważ taksówkarz bez powodzenia próbował odnaleźć właściwy zjazd na gęsto zalesionym terenie. Na domiar złego słońce szybko zachodziło za horyzont, a w okolicy brakowało latarń, które mogłyby oświetlić nam drogę.
Gdy w końcu udało się nam odnaleźć właściwy dom, Jane powitała mnie w drzwiach, obdarzając ciepłym uśmiechem oraz przeszywającym spojrzeniem. Jej siwe włosy związane były w kucyk. Miała na sobie zieloną koszulę oraz spodnie khaki, przez co wyglądała jak w mundurze leśnika. Na koszuli widniało logo Instytutu Jane Goodall (JGI – Jane Goodall Institute), przedstawiające symbole organizacji: profil Jane, szympansa poruszającego się na czterech kończynach, liść symbolizujący środowisko oraz dłoń reprezentującą ludzkość, która zdaniem Jane na równi z szympansami potrzebowała ochrony.
Jane ma osiemdziesiąt sześć lat, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie zmieniła się zbytnio od czasu, gdy po raz pierwszy znalazła się w Gombe i pojawiła się na okładce „National Geographic”. Zacząłem się zastanawiać, czy to nadzieja i poczucie celu pomagają jej utrzymać wieczną młodość.
Jednak to, co wyróżniało Jane, to była jej determinacja. Wyziera z jej migdałowych oczu niczym siła natury. To właśnie ona skłoniła Jane do wyjazdu na drugi koniec świata, aby rozpocząć badania nad zwierzętami w Afryce, i to ona była motorem napędowym jej kolejnych podróży przez ostatnie trzydzieści lat. Przed wybuchem pandemii ponad trzysta dni w roku Jane poświęcała na głoszenie wykładów na temat zagrożeń wynikających z zanieczyszczenia środowiska naturalnego oraz znikających siedlisk naturalnych. W końcu świat zaczyna wsłuchiwać się w jej słowa.
Wiedziałem, że Jane lubi wieczorami napić się whisky, więc przyniosłem jej ulubioną, Green Label Johnnie Walker. Przyjęła ją z wdzięcznością, ale potem stwierdziła, że powinienem kupić tańszą wersję, Red Label, a różnicę w cenie przeznaczyć jako darowiznę dla jej organizacji – Instytutu Jane Goodall.
W kuchni Maria, synowa Jane, przygotowała tanzańskie danie wegetariańskie. Ryż kokosowy podany z kremowym sosem fasolowym suahili; soczewica oraz groszek z dodatkiem zmielonych orzeszków ziemnych, curry i kolendry oraz szpinak saute. Jane przyznała, że nie przywiązuje zbyt dużej wagi do tego, co je, ale ja nie mogę powiedzieć tego samego o sobie, więc do ust zaczęła napływać mi ślina.
Mój mały prezent stanął obok gigantycznej czteroipółlitrowej butelki whisky Famous Grouse. Dorosłe wnuki Jane kupiły ją w prezencie dla swojej babci, wyjaśniając, że duża butelka była bardziej ekonomiczna i z pewnością wystarczy na czas wspólnego pobytu. Wnuki mieszkają w domu w Dar es Salaam, gdzie Jane przeprowadziła się po ślubie z drugim mężem, choć wówczas większość czasu spędzała nadal w Gombe. Dwa razy w roku, podczas krótkich wizyt w Tanzanii, zatrzymuje się u nich zaledwie na kilka dni, ponieważ odwiedza również Gombe oraz inne tanzańskie miasta.
Dla Jane wieczorna szklaneczka whisky stanowiła codzienny rytuał i relaks, a gdy nadarzała się okazja, wznosiła toast z przyjaciółmi.
– Wszystko zaczęło się od tego – wyjaśniła – gdy w domu co wieczór wraz z mamą wypijałyśmy szklaneczkę whisky. Tradycję kontynuowałyśmy nawet, gdy podróżowałam po świecie. O siódmej wieczorem wznosiłyśmy szklaneczki we wspólnym toaście.
Jane odkryła również, że gdy nadwerężała gardło, wygłaszając liczne wykłady i udzielając wywiadów, mały łyczek whisky pomagał napiąć struny głosowe i wytrwać do końca.
– Dowiedziałam się, że cztery śpiewaczki operowe i jedna popularna gwiazda rocka również z powodzeniem korzystają z tej metody – przyznała.
Usiadłem obok Jane przy stole ustawionym na werandzie i przysłuchiwałem się, jak ona i jej rodzina opowiadają sobie różne historie. Otaczająca nas gęsta bugenwilla w świetle świec przypominała leśny baldachim.
Merlin, najstarszy wnuk Jane, miał w czasie mojej wizyty dwadzieścia pięć lat. Kilka lat wcześniej, jako osiemnastolatek, po szalonej nocy spędzonej z przyjaciółmi skoczył do pustego basenu. Doszło do złamania kręgosłupa. Kontuzja ta zmusiła go do zmiany stylu życia, zerwał z imprezami i podobnie jak siostra Angel podążył śladami babci, poświęcając się ochronie środowiska. Jane, pełniąca dyskretnie rolę głowy rodziny, siedziała u szczytu stołu i pękała z dumy.
W pewnym momencie spryskała kostki środkiem na komary. Zaczęliśmy żartować, że komary nie są wegetarianami.
Z moją rodziną w Dar es Salaam. Od lewej: mój wnuk Merlin; jego przyrodni brat Kiki, syn Marii; mój wnuk Nick, przyrodni brat Merlina; wnuczka Angel; mój syn Grub.
– Tylko samice wysysają krew – zauważyła Jane. – Samce żywią się nektarem. – Z punktu widzenia przyrodnika krwiożercze komary były tylko matkami starającymi się zdobyć pożywienie dla swojego potomstwa. Nie zmieniło to jednak mojej niechęci do odwiecznych wrogów ludzkości.
Gdy rozmowy i historie rodzinne przycichły, zapragnąłem zadać Jane pytanie, które nurtowało mnie od momentu, gdy po raz pierwszy zdecydowaliśmy się podjąć współpracę nad książką o nadziei.
Angel pracuje przy naszym programie Roots & Shoots, a Merlin pomaga przy tworzeniu centrum edukacyjnego w pozostałościach pradawnego lasu w pobliżu Dar es Salaam.
Jako rodowity i nieco sceptycznie nastawiony do życia nowojorczyk muszę przyznać, że nieufnie podchodziłem do kwestii nadziei. Poleganie na niej wydawało mi się przejawem słabości, pasywnej akceptacji – „miejmy nadzieję, że wszystko się dobrze skończy”. Nadzieja była czymś na kształt panaceum lub przejawem fantazji. Przypominała świadome wyparcie lub ślepy los, na który można się zdać pomimo faktów oraz przygnębiającej rzeczywistości. Obawiałem się fałszywej nadziei, niczym wprowadzającego w błąd oszusta. Nawet cynizm wydawał się bezpieczniejszym rozwiązaniem w porównaniu z ryzykiem, jakie niosła ze sobą postawa pełna nadziei. W moim odczuciu strach i gniew były właściwszą reakcją, gotowe podnieść alarm, zwłaszcza w tak trudnym momencie w historii, w jakim obecnie się znaleźliśmy.
Chciałem również zapytać, jaka jest różnica pomiędzy nadzieją a optymizmem, czy Jane kiedykolwiek straciła nadzieję i jak ją zachować w tak mrocznych czasach. Na odpowiedzi musiałem poczekać do następnego ranka, ponieważ robiło się coraz później i kolacja dobiegała końca.
ŹRÓDŁA ILUSTRACJI
Jane Goodall Institute / Bill Wallauer 8; Jane Goodall Institute / Dzięki uprzejmości rodziny Goodall 21; Jane Goodall Institute / Hugo van Lawick 14; K 15; Photos / Femina Hip 22.
Przypisy