Leśne cuda - Sylwia Kubik - ebook + audiobook + książka

Leśne cuda ebook i audiobook

Kubik Sylwia

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

19 osób interesuje się tą książką

Opis

W internecie Michalina ma status gwiazdy. Wiele kobiet chętnie zamieniłoby się z nią na jej życie w sielskiej, kurpiowskiej wsi. Ale nie każdy jej obserwator wie, że to los zadecydował za dziewczynę, gdzie będzie mieszkać. Nie tylko nie pozostawił jej wyboru, ale pewnego listopadowego dnia postanowił namieszać po raz kolejny. Kiedy Michalina wraz ze swym znajomym Dominikiem wracali do domu ich oczom ukazał się niecodzienny widok. W mokrym, padającym śniegu, tuż przed koła ich samochodu wybiegł koń. I już na pierwszy rzut oka widać było, że zwierzę jest nie tylko zabiedzone, ale i ranne. Młodzi ludzie nie mogli przejechać obojętnie obok biednego zwierzęcia i otoczyli je opieką, nie zdając sobie sprawy, że to dopiero początek wydarzeń, które nieźle namieszają w ich życiu. Czy rozpoczęta w śnieżny, listopadowy dzień historia znajdzie szczęśliwy finał?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 321

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 13 min

Lektor: Róża Cieślińska-Dziekiewicz
Oceny
4,6 (323 oceny)
230
70
15
4
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asiaptak1

Nie oderwiesz się od lektury

piękna powieść. polecam
10
marzannagk

Nie oderwiesz się od lektury

piękna i poruszająca historia
10
jebudubuu

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna opowieść, polecam ❤️
10
Lilka8909

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka na zimowy czas. Świetnie napisana historia która pokazuje że są dobrzy ludzie na świecie. Bardzo dobrze wprowadza w czas świąt. Porusza też temat hejtu w internecie. Wszystkim polecam i czekam na kolejne książki tej pisarki.
10
bookczystakartka

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna, niesamowita, wzruszająca. Wow!
10

Popularność




Re­dak­cjaAgnieszka Czap­czyk
Ko­rektaBo­żena Si­gi­smund
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Pro­jekt gra­ficzny okładkiAnna Slo­torsz
Zdję­cie wy­ko­rzy­stane na okładce© Oleg­ganko/Ado­be­Stock, Lchum­pi­taz/Ado­be­Stock
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2023 © Co­py­ri­ght by Syl­wia Ku­bik, War­szawa 2023
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83293-02-8
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Mag­da­le­nie Lipce,

w po­dzię­ko­wa­niu za jej he­ro­iczną walkę o ży­cie i zdro­wie Bu­ce­fała.

Pro­log

Jego prze­raź­li­wie smutne oczy po­zba­wione były na­dziei. Spo­glą­dał na nich ze stra­chem, wie­dząc już, że ta­kie dwu­nożne stwo­rze­nia po­tra­fią okrut­nie krzyw­dzić.

Chciał ucie­kać, ale nie miał siły. Wła­ści­wie to już mu było obo­jętne, czy żyje, czy nie. Nie­kiedy wręcz pra­gnął śmierci. Szcze­gól­nie wtedy, gdy do­skwie­rał mu głód i ból, a te ostat­nio nę­kały go nie­ustan­nie.

Ci dwoje spo­glą­dali na niego z prze­ra­że­niem i nie­do­wie­rza­niem.

Pod­niósł głowę i spoj­rzał w bursz­ty­nowe oczy. Prze­ra­że­nie i nie­do­wie­rza­nie ustą­piło miej­sca li­to­ści i współ­czu­ciu.

Zdzi­wił się. Dawno nikt mu nie współ­czuł ani się nad nim nie li­to­wał.

Roz­bły­sła w nim ni­kła iskierka na­dziei, ale zga­sła szybko, gdy męż­czy­zna wy­jął to dziwne ludz­kie urzą­dze­nie i za­czął do niego mó­wić.

Po chwili przy­je­chało wię­cej dwu­noż­nych. A póź­niej jesz­cze jedna. Tę to znał, więc za­drżał ze stra­chu i ze­brał wszyst­kie siły, żeby wierz­gnąć. To był zły czło­wiek, bar­dzo zły czło­wiek. On o tym do­sko­nale wie­dział.

Bursz­ty­no­wo­oka też to wy­czuła, bo za­częła na nią krzy­czeć. Pa­dło wiele gło­śnych i ostrych słów. Nie wszyst­kie ro­zu­miał, ale pra­gnął, żeby zła ko­bieta od­je­chała i po­zwo­liła mu zdech­nąć w spo­koju.

Miał dość ży­cia.

I lu­dzi.

Przede wszyst­kim miał dość lu­dzi.

Dener­wo­wała się. Wi­dział to po jej za­cho­wa­niu. Cho­dziła z kąta w kąt i na okrą­gło sprzą­tała. Była młoda i roz­no­siła ją ener­gia. A tu, w Dziad­kach, nie miała zbyt wielu roz­ry­wek. Mar­twiło go to. Bał się, że wresz­cie znu­dzi jej się miesz­ka­nie z nim i wy­je­dzie. Wróci do Ostro­łęki, w któ­rej znowu bę­dzie zdana sama na sie­bie.

Gdy dwa lata temu jego córka z zię­ciem zgi­nęli na je­zio­rze, za­pro­po­no­wał Mi­cha­li­nie, żeby z nim za­miesz­kała. Od­mó­wiła, tłu­ma­cząc, dość lo­gicz­nie zresztą, że zo­stał jej ostatni rok stu­diów i trudno by jej było co­dzien­nie do­jeż­dżać na za­ję­cia. Poza tym za­ra­biała dość do­brze na by­ciu in­flu­en­cerką, więc oprócz renty po ro­dzi­cach miała swoje do­chody i bez pro­blemu mo­gła utrzy­mać otrzy­mane w spadku miesz­ka­nie.

Od­wie­dzała go jed­nak co week­end. Przy­jeż­dżała rów­nież la­tem, na fe­rie i w święta. Miał troje wnu­czek i wnu­ków, ale to Mi­chaśkę ko­chał naj­bar­dziej i tylko przed sobą się do tego przy­zna­wał, gdyż było mu wstyd, że tak nie­równo dzie­lił uczu­cia.

Trzy mie­siące temu wszystko się zmie­niło. Mi­cha­lina po stu­diach za­miesz­kała ze swoim chło­pa­kiem, Ro­ber­tem. Coś jed­nak nie­do­brego mię­dzy nimi za­szło, gdyż pod ko­niec sierp­nia po­ja­wiła się ob­ła­do­wana wa­liz­kami i to­bo­łami. Gdy zdu­miony za­py­tał, skąd taki ba­gaż, oznaj­miła, że po­sta­no­wiła za­miesz­kać w Dziad­kach na stałe, a miesz­ka­nie w Ostro­łęce wy­naj­mie.

I tak zro­biła. Cie­szył się z tego ogrom­nie, ale jed­no­cze­śnie mar­twił, gdyż ro­zu­miał, że stoi za tym bo­le­sny za­wód mi­ło­sny. Pod­py­ty­wał, lecz za­wsze uci­nała te­mat. Usza­no­wał de­cy­zję wnuczki, gdyż sam nie lu­bił, kiedy ktoś na niego na­ci­skał i wy­mu­szał zwie­rze­nia. Tliła się w nim jed­nak iskierka nie­po­koju, która go­rzała ogniem w ta­kiej sy­tu­acji jak dzi­siaj.

Jej te­le­fon co chwilę wi­bro­wał. Po każ­dym zer­k­nię­ciu na ekran co­raz moc­niej za­ci­skała usta. Ża­ło­wał, że jego żona już nie żyje. Miała świetny kon­takt z Mi­cha­liną i na pewno dziew­czy­nie ła­twiej by przy­szło zwie­rzyć się babce niż dziad­kowi.

Wspo­mnie­nie żony po­draż­niło za­bliź­nioną ranę i wy­wo­łało smu­tek.

Bra­ko­wało mu jej. Nie po­brali się z mi­ło­ści. Wpa­dli, a owo­cem ich har­ców była Anka, matka Mi­cha­liny. Z cza­sem po­ja­wiło się przy­wią­za­nie. Po la­tach przy­szła i mi­łość. Staśka wie­działa, że on żeni się z nią z obo­wiązku, a nie z mi­ło­ści. Nie prze­szka­dzało jej to. Chciała go za męża i ko­niec. Tak za­pla­no­wała i tak miało być. I było. A że ładna z niej dziew­czyna była, kształtna taka i ob­fi­cie przez na­turę ob­da­rzona, a on le­czył ura­żoną dumę, to dał się po­nieść na­mięt­no­ści, mimo iż uczu­cia miał ulo­ko­wane zu­peł­nie gdzie in­dziej.

– Ot, czło­wiek młody, głupi, to i my­śli czymś in­nym niż serce – rzekł do sie­bie po­nuro.

– Co tam, dziadku, mó­wi­łeś? – za­gad­nęła Mi­cha­lina, wcho­dząc do kuchni.

– Tak wszystko pu­cu­jesz, że nie­długo po­ro­bisz mi dziury w pod­ło­dze – od­po­wie­dział, pa­trząc na nią z uśmie­chem.

Z cięż­kim wes­tchnie­niem przy­sia­dła się do stołu, za­brała mu ku­bek z kawą i upiła łyk.

– Nie, że ci ża­łuję, ale może zrób so­bie swoją kawę?

– Twoja lep­sza. Nie wie­dzia­łeś? – za­py­tała, mru­żąc za­baw­nie bursz­ty­nowe oczy.

– Skoro tak, to pij, dziecko, pij.

– Dziadku, źle mi – stwier­dziła smutno.

– U mnie ci źle, Miśka? – za­py­tał, cho­ciaż wie­dział, że przy­czyna leży gdzie in­dziej.

– Nie! Wiesz, że cię ko­cham naj­moc­niej na świe­cie, a ten dom i pusz­cza są moim wy­ma­rzo­nym miej­scem na ziemi.

– O, miło to sły­szeć z ust ta­kiej pięk­nej, mło­dej ko­biety. Nie po­wiem, schle­bia mi to, schle­bia. – Po­ki­wał głową, pusz­cza­jąc do niej oko.

– Och, dziadku! Prze­cież wiesz, że je­steś męż­czy­zną mo­jego ży­cia. Naj­uko­chaj­niej­szym! – za­cy­to­wała słowa, które czę­sto wy­po­wia­dała jako mała dziew­czynka.

I może brzmiały tro­chę pom­pa­tycz­nie, ale były praw­dziwe. Ko­chała dziadka za jego do­bre serce, za to, że za­wsze ją wspie­rał i miał dla niej do­bre słowo. Ni­gdy nie kry­ty­ko­wał i nie oce­niał.

– No to co ci leży na sercu? – za­gad­nął, pa­trząc na nią uważ­nie.

– Świat wir­tu­alny, jego za­kła­ma­nie i po­zer­stwo strasz­nie mnie de­ner­wują – od­parła, pod­pie­ra­jąc brodę ręką. – Wiesz, że biorę tylko współ­prace, do któ­rych je­stem praw­dzi­wie prze­ko­nana i mogę je z czy­stym su­mie­niem po­le­cać in­nym.

– Wiem. W czym więc pro­blem?

– W za­kła­ma­niu. Mamy ta­kie za­mknięte grupy, gdzie wy­mie­niamy się in­for­ma­cjami. I wy­obraź so­bie, że tam wiele in­flu­en­ce­rek pi­sze wprost, ja­kie to ba­dziewne pro­dukty im przy­słali, ale że biorą za to pie­nią­dze, to na swo­ich pro­fi­lach wy­chwa­lają pod nie­biosa – prych­nęła ze zło­ścią. – Wku­rza mnie taka ob­łuda i wpro­wa­dza­nie w błąd ob­ser­wa­to­rów. Na­pi­sa­łam to pod jed­nym z ta­kich po­stów, oczy­wi­ście wiesz, na tej za­mknię­tej gru­pie, i roz­pę­tała się gów­no­bu­rza.

– Co?

– Gów­no­bu­rza, czyli afera. Część dziew­czyn mnie po­parła, bo też pro­mują tylko to, co uznają za war­to­ściowe, inne zaś na­sko­czyły na nas, że taka praca, pie­niądz jest pie­niądz i ma się zga­dzać w port­felu, a to, co my­ślą na­prawdę, za­cho­wują dla sie­bie. Strasz­nie wku­rza­jące dzia­ła­nie. Strasz­nie – po­wtó­rzyła z na­ci­skiem.

– Nie przej­mu­jesz się tym za bar­dzo? Prze­cież za­wsze tak było, jest i bę­dzie. Są lu­dzie uczciwi i lu­dzie, któ­rzy kła­mią na za­wo­ła­nie, uśmie­cha­jąc się przy tym słodko.

– O, a ta sło­dycz to mnie wku­rza naj­bar­dziej. Uśmieszki, przy­mi­la­nie, ra­do­sne szcze­bio­ta­nie, a za ple­cami wy­zwi­ska i ob­ra­bia­nie tyłka. To nie na moje nerwy, na­prawdę.

– Co za­mie­rzasz zro­bić?

– Od­ciąć się, bo już mam szcze­rze dość tego fał­szu. Wy­pi­sa­łam się z tych wszyst­kich za­mknię­tych grup. Usu­nę­łam iry­tu­jące mnie in­flu­en­cerki ze zna­jo­mych. Zo­sta­wi­łam tylko garstkę szcze­rych i uczci­wych, które rze­tel­nie wy­ko­nują swoją pracę i mają po­dobne prze­ko­na­nia do mo­ich.

– W czym więc pro­blem?

– W tym, że na­dal wku­rza mnie ten brak etyki w blo­gos­fe­rze.

– Tego nie zmie­nisz, daj więc so­bie spo­kój. Rób swoje, a na in­nych nie patrz. Świata nie zba­wisz.

– Niby tak, ale mę­czy mnie to – od­parła, wsta­jąc, by so­bie zro­bić kawę. – Też chcesz? – za­py­tała, wska­zu­jąc na czaj­nik.

– No zrób, skoro moją wy­pi­łaś. – Za­śmiał się.

Mi­cha­lina na­sy­pała kawy do ich ulu­bio­nych kub­ków z mo­ty­wami kur­piow­skimi. Pa­trze­nie na ich ra­do­sny wzór za­wsze na­stra­jało ją opty­mi­stycz­nie.

– Wiem! – krzyk­nął dzia­dek, a wy­rwana z za­my­śle­nia Mi­cha­lina pod­sko­czyła prze­stra­szona, opusz­cza­jąc ły­żeczkę, która roz­bry­znęła kawę po ca­łym po­miesz­cze­niu.

– Dziadku! Za­wału pra­wie do­sta­łam! – po­wie­działa, ale na wi­dok miny dziadka szybko się zre­flek­to­wała. – Prze­pra­szam! Mia­łam na my­śli, że...

– Wiem, wiem, nie prze­pra­szaj, Mi­chaśka. – Mach­nął ręką. – Bab­cia zmarła trzy lata temu i czas się oswoić z tą my­ślą.

– To co za po­mysł przy­szedł ci do głowy? – po­wie­działa, zmie­nia­jąc te­mat.

Wy­jęła z szafki mio­tłę i szu­felkę i za­częła usu­wać ślady kawy. Upo­rczywe dro­binki we­szły w wiele za­ka­mar­ków i trudno je było wy­do­stać. Z za­pa­łem tarła mio­tłą, chcąc wy­pchnąć je spod szafki.

– Mi­chaśka! Nie słu­chasz! – zga­nił ją dzia­dek. – Odłóż tę mio­tłę, sia­daj i słu­chaj, jaki twój dzia­dek mą­dry!

Mi­cha­lina uśmiech­nęła się pod no­sem i zgod­nie z po­le­ce­niem sia­dła do stołu.

– Co to za po­mysł?

– Na­pisz po­rad­nik!

– Po­rad­nik?

– No tak, książkę. Ale nie taką zwy­kłą! Tylko taką, gdzie na­pi­szesz wszystko o etyce w za­wo­dzie tego tam, no blo­gera, i o tym, jak roz­róż­nić praw­dziwe opi­nie o pro­duk­cie od tych fał­szy­wych.

– To nie ta­kie pro­ste, dziadku. Twórcy in­ter­ne­towi po­tra­fią być bar­dzo wia­ry­godni w przed­sta­wia­niu swo­ich opi­nii. Pra­cują na zle­ce­nie kon­kret­nych ma­rek, więc ma­te­riały, które przy­go­to­wują, są pro­fe­sjo­nalne. Rzadko można wy­chwy­cić, co na­prawdę my­ślą. Ale...

– No?

– Po­my­ślę nad tym, bo sama idea jest fajna.

– Wi­dzisz? I dzia­dek miewa do­bre po­my­sły.

– Oj, na­wet czę­sto je masz – od­parła z uśmie­chem.

– Mam jesz­cze je­den.

– Oho, dzi­siaj ja­kiś twór­czy dzień?

– A tak mnie na­szło.

– Słu­cham za­tem.

– Opisz na­sze Kur­pie, tra­dy­cje, zwy­czaje. Piękne to miej­sce do ży­cia, ale bar­dzo się ostat­nio wy­lud­niło. Przy­kro pa­trzeć na pu­ste cha­łupy, pod­upa­dłe bu­dynki i po­rzu­cone go­spo­dar­stwa. Nie lu­bię tłu­mów, ale tro­chę świe­żej krwi w oko­licy by się przy­dało.

– A jak zje­dzie się ich za dużo?

– Na­pisz więc tak, żeby do­trzeć do tych wła­ści­wych.

Mi­cha­lina ro­ze­śmiała się ser­decz­nie.

– Co się śmie­jesz? Prze­cież je­steś spe­cja­listką od pro­mo­wa­nia, wiesz, jak to zro­bić.

– Niby tak, ale ty mnie chyba tro­chę prze­ce­niasz.

– Ab­so­lut­nie nie. Czy­tam twoje po­sty. Spe­cjal­nie po to ku­pi­łem tego tam smart­fona, żeby mieć na nim różne me­dia spo­łecz­no­ściowe i czy­tać, co pi­szesz. I naj­bar­dziej po­do­bają mi się po­sty o Dziad­kach i oko­li­cach. Tak pięk­nie je po­ka­zu­jesz, że gdy­bym w tym miej­scu nie miesz­kał, to po obej­rze­niu two­ich zdjęć spa­ko­wał­bym się i tu przy­je­chał.

– Fakt, wielu lu­dziom się po­do­bają i czę­sto ja­kieś osoby py­tają o lo­ka­li­za­cję. Do tej pory jej nie ujaw­nia­łam, ale może czas po­ka­zać kilka miejsc go­to­wych do za­miesz­ka­nia?

– Pew­nie, że tak! Do­łącz mapki, zdję­cia, cie­ka­wostki. I tak to wszystko przed­staw, żeby tylko praw­dziwi pa­sjo­naci przy­je­chali.

– Acha, mam na­pi­sać o pro­ble­mach z in­ter­ne­tem, wo­dzie czer­pa­nej ze studni i prą­dzie, któ­rego czę­sto nie ma?

– O to, to. No­wo­bo­gac­kich tym od­stra­szysz, a pa­sjo­na­tów za­chę­cisz.

– Dziadku, ty się tu mar­nu­jesz. Po­wi­nie­neś zo­stać spe­cem od mar­ke­tingu.

– Je­stem już eme­ry­tem i cał­kiem mi z tym do­brze – po­wie­dział z za­do­wo­le­niem. – Mu­szę ci jed­nak po­wie­dzieć, że jak pra­co­wa­łem w woj­sku, to choć nie było ta­kiego sta­no­wi­ska, czę­sto mnie wy­zna­czali do re­kru­ta­cji, że­bym wy­ła­wiał tych, któ­rzy rze­czy­wi­ście na­dają się do służby woj­sko­wej. Mia­łem oko do praw­dzi­wych żoł­nie­rzy.

– Dla­tego tak długo by­łeś w służ­bie?

– Lu­bi­łem swoją pracę. Po pięt­na­stu la­tach mo­głem iść na eme­ry­turę, ale stwier­dzi­łem, że zmie­nię sta­no­wi­sko i będę tam tak długo, jak się da. I by­łem.

– Na­dal bra­kuje ci tej pracy, co?

– Te­raz już mniej. Zna­la­złem so­bie inne pa­sje. Mam ule, ko­nie, cza­sami coś sklecę z drewna, a od­kąd miesz­kasz ze mną, to już w ogóle je­stem szczę­śli­wym czło­wie­kiem – po­wie­dział, pod­cho­dząc do okna, żeby do­kład­niej zo­ba­czyć, co są­siadka wy­czy­nia w sa­dzie.

– Co u Luby? – za­py­tała Mi­cha­lina, z roz­ba­wie­niem ob­ser­wu­jąc pod­chody dziadka.

– Aaa – po­krę­cił głową – Lu­bo­mira sama za ko­nar szar­pie, za­miast mnie za­wo­łać. Uparta zo­sia sa­mo­sia.

– Wiesz, że nie lubi pro­sić o po­moc.

– Nie musi pro­sić, wy­star­czy, że po­wie, ale skoro nie mówi, to sam pójdę.

Wy­szedł szybko z domu, z da­leka wo­ła­jąc do są­siadki, żeby po­cze­kała, to jej po­może. Ko­bieta od­wró­ciła się w jego stronę z uśmie­chem, ale nie za­prze­stała pracy. Wręcz prze­ciw­nie. Z jesz­cze więk­szym za­pa­łem szarp­nęła za­plą­tany w trawę ko­nar. Prze­li­czyła chyba siły, bo z im­pe­tem upa­dła na ty­łek.

– Uparta jak osioł! – za­wo­łał Fra­nek i szybko po­truch­tał w jej stronę.

Za­nim jed­nak do­biegł, Lu­bo­mira zdą­żyła wstać. Mu­siał przy­znać, że ru­chy na­dal miała bar­dzo zwinne. Szyb­kimi ge­stami po­pra­wiła spód­nicę i włosy. Blond pu­kle tro­chę się zmierz­wiły, ale wpraw­nymi ge­stami do­pro­wa­dziła je do po­rządku.

– Oj, Lub­ciu, Lub­ciu. – Po­krę­cił głową, uśmie­cha­jąc się do niej przy­jaź­nie. – Czy ty mu­sisz wszystko za­wsze sama i sama?

– My­śla­łam, że dam radę. I pew­nie gdy­byś mnie nie roz­pro­szył, toby mi się udało – od­parła za­dzior­nie, pa­trząc na niego su­rowo. – Także to wszystko twoja wina. Tylko i wy­łącz­nie!

Śmiech, który usły­szała w od­po­wie­dzi, niósł się gło­śnym echem po ca­łym sa­dzie. Był przy­jemny i dźwięczny. Uwiel­biała ten śmiech i czę­sto żeby go usły­szeć, spe­cjal­nie pro­wo­ko­wała Fran­ciszka. Poza tym był za­raź­liwy. Także tym ra­zem. Lu­bo­mi­rze nie udało się zbyt długo utrzy­mać sro­giej miny i bez opo­rów za­wtó­ro­wała są­sia­dowi.

– Mu­sisz jed­nak przy­znać, że ży­cie u boku ta­kiej są­siadki na pewno nie jest nudne!

– To prawda – po­twier­dził, z trud­no­ścią wy­do­by­wa­jąc słowa. – Ży­cie z tobą jest zde­cy­do­wa­nie cie­kaw­sze.

Po­wie­dział szcze­rze, co my­ślał, ale w sercu po­ja­wiło się drobne, lecz do­kucz­liwe ukłu­cie przy­wo­łu­jące na myśl mi­nione dawno, dawno temu wy­da­rze­nia.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki