Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wciągająca historia dziewczyny wyruszającej w podróż, która odmieni jej życie...
Wnuczka greckich emigrantów, którzy w czasie wojny domowej znaleźli w Polsce schronienie, pasjonuje się jazdą na motocrossie. Jest to męski sport, a środowisko zdaje się bardzo hermetyczne, więc dziewczyna spotyka się z szowinistycznymi zachowaniami ze strony innych zawodników.
Nie zamierza jednak rezygnować ze swojej pasji. Do czasu, gdy na jej drodze stanie Hubert. Zawodnik, który szybko zdobędzie jej serce i równie szybko je złamie.
Zrozpaczona dziewczyna postanawia rzucić sport i wyjechać do dziadków, do Grecji...
Jak potoczą się losy bohaterki? Czy w Grecji znajdzie spokój i perspektywy na inne życie? Czy miłość do sportu jednak zwycięży?
Sylwia Kubik zabiera nas w podróż, w której walka toczy się nie tylko o uczucia, ale również o marzenia i pasje.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 318
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 7 godz. 12 min
Berni 197
oraz wszystkim dzielnym dziewczynom i kobietom,
które nie boją się walczyć o swoją pasję i marzenia.
~ CZĘŚĆ PIERWSZA ~
Powiśle, Kwidzyn
wiosna, lato
Śliwa była ogromna. Późnym latem wydawała pyszne owoce. Grube, mięsiste kulki o granatowej skórce i złocistym miąższu. Uwielbiała zapach i smak śliwek. Jeszcze bardziej jednak lubiła wdrapywać się na drzewo, aby obserwować sąsiada.
Robiła tak, odkąd sięgała pamięcią. Zaciskała drobne piąstki na chropowatych gałęziach i niczym kot wspinała się na samą górę. Rozwidlające się konary tworzyły idealne siedzisko, które rosło wraz z nią.
Lata mijały, a fascynacja wciąż trwała. Uwielbiała patrzeć na czarny motor przetykany srebrnymi mozaikami. Gdy koleżanki malowały lalki, kwiatuszki i misie, ona nieustannie przenosiła na papier maszynę, próbując odtworzyć wszystkie detale. Rysując, miała wrażenie, że dotyka każdego elementu.
Zamajtała długimi nogami zwisającymi z drzewa. Była wysoką i chudą nastolatką, która wolała grać w piłkę, niż spędzać czas przed lustrem. Liczne siniaki na nogach jasno pokazywały, że grę traktuje ambicjonalnie. Nie ma cackania, są zdobyte piłki i strzelone gole.
Na ciele pojawiła się gęsia skórka. Dzień był chłodny, ale nie zwracała na to uwagi. Sąsiad wrócił z zawodów. Zdjął z przyczepki oklejony błotem motor i zaczął go pieczołowicie czyścić. Spod warstw brudu wyłaniały się napisy. Zadowolona mina mężczyzny wyraźnie mówiła, że odniósł dzisiaj sukces.
Kolejny. Był mistrzem nie tylko dla niej. O jego sukcesach mówiono głośno, z dumą podkreślając, że jest z Kwidzyna. Taka lokalna chluba, którą można się pochwalić.
– Też będę jeździła – wyszeptała stanowczym głosem.
Tym zdaniem zaczynała każdy dzień. To był jej cel i marzenie. Zasypiając, miała przed oczami siebie sunącą na motorze. Wręcz czuła pęd wiatru i drobinki piasku odbijające się od ubrań. Ryk silnika był najprzyjemniejszą melodią, którą wyobraźnia uruchamiała, kołysząc ją do snu.
– Berni! Znowu mnie podglądasz? – zawołał sąsiad rozbawionym tonem. – Już chyba jesteś za stara na wspinanie się po drzewach.
Na jej policzki wpełzł rumieniec. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc milczała, wpatrując się w wytarte tenisówki.
– Złaź z tego drzewa. Pomożesz mi wyczyścić motor – zawołał Adam, machając do niej ścierką.
Oczy rozbłysły jej radością. Wiele razy go o to prosiła, ale zawsze ją zbywał, mówiąc, że jest za mała. Szybko zeszła z drzewa, przeskakując na drugą stronę płotu. Była wysportowana, więc bez problemu pokonała wysokość.
– A nauczy mnie pan jeździć? – zapytała, zdobywając się na odwagę.
– Na razie to naucz się dbać o sprzęt.
Rzucił w jej stronę ścierkę. Złapała ją bez problemu i z zapałem przystąpiła do pracy, słuchając o poszczególnych elementach budowy motocykla.
Czuła, że właśnie zaczyna się spełniać jej marzenie.
Rozdział 1
Z dumą spojrzała na swoją pomarańczowo-czarną Strzałę, którą zdobił jej numer – 197. Wydała wszystkie oszczędności na zakup i oklejenie. Nie był nowy, ale w doskonałym stanie technicznym. Alex, poprzedni właściciel, zrobił z niego prawdziwe cacko. Wydawał się wręcz stworzony dla niej. Husqvarna 250. Czterosuwowy, lekki, dobry w prowadzeniu, wytrzymały i ze sporą mocą. To były dobrze zainwestowane pieniądze.
Pogładziła gładką karoserię, uśmiechając się pod nosem. Dysponowała wreszcie sprzętem, który pozwoli jej brać udział w wyścigach. Nie liczyła na miejsca w czołówce. Miała zbyt mało umiejętności i odbytych treningów, aby marzyć chociażby o pierwszej dwudziestce. Jej dzisiejszym celem było ukończenie wytyczonego toru. Na myślenie o nagrodach przyjdzie czas później.
– Berni, na pewno chcesz wziąć udział?
Głos młodszego brata przepełniała troska. Lubił czasami pojeździć, ale raczej rekreacyjnie i na pewno nie na torze wyścigowym.
– No raczej! – żachnęła się. – Tyle czasu na to czekałam, że nawet nie licz, iż teraz zrezygnuję.
– Nie znasz jeszcze zbyt dobrze swojego motocykla, krótko go masz. Może jeszcze poćwicz, zanim wystartujesz?
– To będzie najlepsze ćwiczenie. Żaden trening nie odda tej atmosfery.
Krystian pokiwał głową, ale już nie oponował. Wiedział, że to i tak nie przyniesie żadnego efektu. Bernasia od zawsze chodziła swoimi ścieżkami. Podziwiał jej determinację w realizowaniu pasji, sam jednak zdecydowanie wolał zanurzać się w świecie robotyki. Programując, zatapiał się w fikcyjny świat, gdzie wszystko miało swoje miejsce, było logiczne i zrozumiałe.
– Będę trzymał kciuki. Mam też apteczkę z dużą ilością bandaży, więc jak wyrżniesz orła na tym swoim cudeńku, to postaram się zebrać cię do kupy.
– Ha, ha, bardzo śmieszne.
Włożyła kask na głowę, zsunęła gogle, poprawiła ochraniacze i mocno chwyciwszy kierownicę, udała się na linię startu. Mężczyźni rzucali jej zdziwione spojrzenia, niektórzy uśmiechali się kpiąco. Spojrzenie jednego z nich przykuło jej uwagę. Uśmiechnął się, ukazując rząd białych, równych zębów. Opierał się niedbale o motor, a czarny kombinezon przetykany czerwienią opinał jego wysoką sylwetkę. Od razu go rozpoznała. Patryk. Widywała go nieraz na torze i podziwiała jego umiejętności. Jeździł bardzo dobrze. Szybko, pewnie, niekiedy na granicy rozsądku. Skinęła mu lekko głową i podeszła do przodu. To nie był czas na myślenie o facetach. Miała cel i na nim zamierzała skoncentrować całą swoją uwagę.
Oddychała głęboko, próbując okiełznać buzujące w niej emocje. To była jedna z pierwszych lekcji, których udzielił jej sąsiad Adam – najważniejszy jest porządek w głowie i kontrola emocji. Nie można pozwolić, aby zawładnął nami impuls. Myślenie, przewidywanie i ostrożność to podstawy, o których powinien pamiętać każdy motocyklista.
Czas się dłużył, a ona czuła, jak zaczynają drżeć jej dłonie. Oddychała głęboko, izolując się od otaczających ją bodźców. Wsiadła na motor. Warkot silnika wymieszał się z hukiem innych i zagłuszył jej strach.
Czekała.
Gdy w powietrzu rozległ się huk, podkręciła gaz i ruszyła. Trochę zbyt szybko, nerwowo, ale utrzymała równowagę i po chwili pewnie sunęła do przodu.
Jechała równym tempem, oddalając się coraz bardziej od czołówki. To jednak nie było ważne. Tor był trudny i miejscami miała problem, aby utrzymać motocykl. W połowie trasy czuła, jak pieką ją nadwyrężone mięśnie. Nie zamierzała jednak zwracać na to uwagi. Była zdeterminowana. Adrenalina dodawała jej sił. Udało jej się nawet wyminąć jednego zawodnika. Nie była ostatnia. Radość rozpierała jej serce.
Wiedziała, że niebawem będzie widać metę. Jej Strzała sunęła niczym statek po wodzie. Gładko wchodziła w wiraże. Czekał ją ostatni zakręt. Dostrzegła szansę, aby wyprzedzić kolejny motocykl. Postanowiła zawalczyć o lepsze miejsce. Przyspieszyła, a w jej ciele rozlała się euforia. To było to! Te emocje, ta adrenalina! Kochała pokonywać przeszkody i własne słabości. Pochyliła się w lewo, chcąc dobrze wejść w zakręt. Nagle poczuła, że motocykl wpada w turbulencję. Chybotał się, szarpiąc na różne strony. Próbowała ciałem wyrównać balans, by zachować równowagę. Zawirowanie jednak było zbyt mocne. Rączki kierownicy wysunęły się z jej dłoni, a ona z głośnym chlupnięciem wpadła w koleiny błota. Po sekundzie poczuła przygniatający ciężar maszyny. Westchnęła ciężko i zamknęła oczy.
Czuła ból w barku i w nodze. Nie był jednak zbyt intensywny. Poruszyła ostrożnie najpierw dłońmi, później nogami. Nadwyrężone mięśnie dawały o sobie znać, ale poza tym nie wyczuła innych obrażeń. Otworzyła oczy, patrząc na zachlapaną błotem szybkę od gogli.
– Berna! Co z tobą? Berna, do cholery, powiedz coś! – krzyczał pochylający się nad nią brat.
– Nic mi nie jest – warknęła. – Zdejmij to ze mnie i pomóż mi wstać, a nie drzyj mi się nad uchem.
– Mówiłem, żebyś nie jechała. Nie jesteś jeszcze gotowa na takie trasy. Ale ty przecież wiesz lepiej!
Krystian podniósł motocykl i podał siostrze rękę.
– Och, zamknij się już. Marudzisz jak stara baba – burknęła, ignorując jego dłoń.
Podparła się na łokciach i mimo protestów obolałych mięśni dźwignęła się na nogi.
– Nie marudzę. Po prostu stwierdzam fakty.
– Srakty – wymruczała pod nosem, zdejmując gogle i kask.
Gdy wyprostowała głowę, zobaczyła idącego w ich stronę Patryka. Jego ubranie również było zachlapane, ale twarz ewidentnie wyrażała zadowolenie.
– Gratulować? Pewnie znowu wygrałeś – zagadnęła, gdy podszedł bliżej.
– Cóż, udało się wygrać. – Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – A co z tobą? Mocno ucierpiałaś?
– Ja nie, ale moja duma owszem. Nie taki miałam plan na dzisiejszy start.
– Domyślam się – odparł rozbawiony. – Tor lubi zaskakiwać i nigdy nie wiadomo, jak skończy się wyścig.
– To akurat było do przewidzenia – wtrącił Krystian. – Nie była gotowa.
– Twój chłopak, widzę, trochę przewrażliwiony – stwierdził Patryk, lustrując uważnie towarzyszącego jej mężczyznę.
– Ta maruda to mój brat, a nie chłopak – odparła, kiwając ze zniecierpliwieniem głową. – Wiecznie mi prawi kazania. Już nie idzie tego słuchać.
– Brat? – Motocyklista odwrócił się w stronę Krystiana. – Patryk jestem.
– Krystian.
– Niezłe utrapienie z siostrą, co?
– Weź nic nie mów. Normalnie ręce opadają, gdy słyszę o jej kolejnych pomysłach.
– Halo! Ja tu jestem i wszystko słyszę. – Oburzona, zmierzyła ich ostrym spojrzeniem.
– A tak, trudno nie zauważyć – stwierdził Patryk, puszczając do niej oko.
– To wy tu sobie dyskutujcie, a ja idę odprowadzić motocykl – odparła i mocno zacisnęła szczęki.
– Nerwowa w dodatku – zakpił Patryk, puszczając oko do Krystiana.
– Zgadza się. Trudny z niej przypadek.
– Spadajcie. – Schyliła się, aby podnieść swoją Strzałę.
Krystian podniósł do góry dłonie w geście poddania i wymieniając z Patrykiem szybkie spojrzenie, odwrócił się i poszedł w stronę namiotów.
Bernadetta chwyciła kierownicę i mocnym szarpnięciem podniosła maszynę. Kosztowało ją to sporo wysiłku, ale nie zamierzała tego po sobie pokazywać.
– Poczekaj, pomogę ci.
– Dziękuję, poradzę sobie sama.
Patryk pokręcił głową i przejął prowadzony przez nią motocykl. Pewnym ruchem przeprowadził go przez koleiny i zszedł na suche pobocze. Podążyła za nim.
– Chyba jeszcze musisz poćwiczyć wchodzenie w zakręty.
– Poćwiczę. Ten wyścig to też miało być ćwiczenie.
– Ale trochę cię poniosło?
– Przeliczyłam swoje siły – przytaknęła, wzdychając ciężko. – Miałam nadzieję, że uda mi się utrzymać równowagę, gdy przyspieszę.
– Od dawna jeździsz?
– Kilka lat temu Adam Mareza nauczył mnie jeździć, ale miałam sporą przerwę.
– Adam Mareza? Genialny motocyklista – powiedział z uznaniem Patryk.
– To prawda. Był również wspaniałym sąsiadem. Wiedział, że kocham motocykle. Opowiadał mi o motorach, pokazywał, jak je czyścić i konserwować. Gdy skończyłam szesnaście lat, zaczął mnie uczyć jeździć. Niestety, po dwóch latach zmarł nieoczekiwanie na zawał. Mocno to przeżyłam, bo naprawdę lubiłam Adama. Przez dłuższy czas nie mogłam wsiąść na motocykl. Niedawno jednak się przełamałam i zaczęłam na nowo uczyć się i trenować.
– Zazdroszczę ci tych lekcji z Marezą. Nie mogę się nawet z nim równać, ale jeśli chcesz, to mogę z tobą poćwiczyć. Pokażę ci też kilka sztuczek.
Bernadetta zatrzymała się i powiodła wzrokiem po jego szerokiej bliźnie, która przecinała przystojną twarz od lewego łuku brwiowego do połowy kości policzkowych. Gdy chrząknął, spojrzała w jego duże, szare oczy, próbując odgadnąć, czy faktycznie proponuje jej pomoc, czy z niej kpi.
– Dlaczego? – zapytała, mrużąc brwi.
Przekonała się już nieraz, że większość facetów nie toleruje kobiet w tym sporcie. Wiele razy słyszała niewybredne uwagi i głupie komentarze. Rzadko trafił się na treningu ktoś, kto miał ochotę odpowiedzieć na nurtujące ją pytania. Przestała więc je zadawać, szukając odpowiedzi w internecie, gdzie z konta brata konwersowała z kilkoma motocyklistami. Nie lubiła się pod niego podszywać, ale był to skuteczny sposób na zdobycie wiedzy.
– Nie wiem, po prostu. Jak nie chcesz, to nie.
– Chcę. Kiedy zaczynamy?
– Cóż, jak podleczysz poobijane ciało i urażone ego.
Prychnęła i ruszyła szybko do przodu. Za jej plecami rozbrzmiewał cichy śmiech Patryka. Miała ochotę powiedzieć mu kilka słów do słuchu, ale uznała, że na początek lepiej go do siebie nie zrażać.
Rozdział 2
Z pewną obawą skręciła w drogę prowadzącą do firmy Patryka, ulokowanej kilka kilometrów za miastem. Każdy motocyklista doskonale znał to miejsce, połączenie świetnie wyposażonego sklepu motocyklowego z hangarem, w którym właściciel stworzył miejsce do ćwiczeń. Bernasia do tej pory nie miała okazji tam zajrzeć.
Towarzyszył jej Krystian, który ani myślał puścić siostrę samą. Na przyczepce miała zabezpieczony motocykl, tylne siedzenie pokrywały elementy stroju do jazdy. Była ciekawa zajęć z Patrykiem. W każdych zawodach zajmował wysokie miejsca i miał naprawdę spore umiejętności. Tylko czy faktycznie będzie chciał ją uczyć, czy może...
– Co tak rozkminiasz? – zagadnął Krystian, obrzucając ją uważnym spojrzeniem. – Wysiadamy czy wracamy?
– Oczywiście, że wysiadamy. W ogóle nie wiem, po co ze mną przyjechałeś. Na motocyklach się nie ścigasz, więc lekcje nie są ci potrzebne.
– Jestem ciekaw, czego Patryk będzie cię uczył.
– Nie potrzebuję niańki, wiesz? – odparła, chociaż tak naprawdę ucieszyła się, że brat z nią przyjechał. Męczyła ją jego nadopiekuńczość, ale dzisiaj akurat, choć absolutnie by się do tego nie przyznała, wolała mieć go u swego boku. Nie znała Patryka i nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać.
– Wiem, wiem, zosiu samosiu. Jesteś dorosła, samodzielna i ze wszystkim świetnie sobie radzisz. – Przedrzeźniał ją, wykrzywiając twarz w komicznym grymasie.
– Właśnie. Skoro jednak już tu jesteś, to wyskakuj i pomóż mi.
– Aha, a niby taka samodzielna.
Bernasia odwróciła się w jego stronę i pokazała mu język. Krystian parsknął śmiechem.
– Taa, i dorosła...
Wysiedli, rozglądając się ciekawie dookoła. Na placu utworzono tory o różnym stopniu trudności. Widziała je kilka miesięcy temu, gdy kupowała nowy buzer i stabilizator. Interesowało ją jednak, co skrywa hangar, i miała nadzieję, że właściciel pokaże im wnętrze.
– Cześć. – Patryk na przywitanie wyciągnął rękę najpierw do Bernadetty, później do jej brata.
Nie skomentował obecności chłopaka. Nie był nią jednak zaskoczony. – Piękna maszyna – stwierdził, oglądając dokładnie motocykl Bernasi. – Widać, że wiesz, jak ją utrzymać w dobrym stanie technicznym.
– Mareza mnie nauczył – odparła z dumą w głosie. – Zanim w ogóle mogłam pomyśleć o jeździe, spędziłam setki godzin na myciu, polerowaniu i konserwowaniu sprzętu.
– Dobrze, znaczy, że podstawy masz opanowane.
– No raczej – żachnęła się, czym sprowokowała wybuch śmiechu u obu mężczyzn.
– Tylko jazda coś kiepsko jej idzie – wtrącił Krystian.
– Znawca się odezwał. – Pokręciła głową i podeszła bliżej maszyny. – Mam ją dopiero od roku. Wcześniej jeździłam na starym złomie, ale do jazd rekreacyjnych w zupełności mi wystarczał. Jednak gdy trafiła się okazja kupienia tego motocykla, zaczęłam myśleć o wyścigach.
– I zamiast najpierw oswoić się z pojazdem, dobrze go poznać i poćwiczyć jazdę na torze, od razu ruszyła na pierwszy dostępny w okolicy wyścig cross country – dopowiedział Krystian.
– No cóż. – Wzruszyła ramionami. – Może trochę się pospieszyłam.
– Dobra, dzieciaku...
– Tylko nie dzieciaku. Mam na imię Bernadetta – zaprotestowała energicznie, wchodząc w słowo Patrykowi.
– Wiem, jak masz na imię. Zaczniemy od przygotowania zaplecza do jazdy. Ćwiczysz?
– Oczywiście, jeżdżę przynajmniej dwa razy w tygodniu. Czasami częściej.
– Chodziło mi o ćwiczenia fizyczne. Masz opracowany plan treningowy?
Patryk uważnym spojrzeniem powiódł po jej szczupłej sylwetce. Nie pozostała mu dłużna i też dokładnie zlustrowała jego ciało w kształcie litery V. Na pierwszy rzut oka wydawał się szczupły, a jego mięśnie raczej nie należały do imponujących. Jednak każdy z nich był idealnie wypracowany, pozbawiony zbędnego rozdęcia. Można było się domyślić, że wiele czasu poświęcił rzeźbieniu sylwetki.
– Skończyłaś? – zapytał, unosząc kącik ust w lekkim uśmiechu.
Zignorowała pytanie, ale na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
– Siostra, przyznaj się, ile pochłaniasz węglowodanów i cukrów podczas oglądania filmów.
– Owszem, lubię niezdrowe jedzenie, ale wszystko spalam podczas jazdy – odparła. – Poza tym co drugi dzień jeżdżę na rowerze. Zawsze robię około dziesięciu kilometrów. No i ćwiczę nadgarstki.
– Dobrze, rower to świetna opcja i rozwija mięśnie potrzebne do jazdy na motocyklu. Jednak sam rower to za mało, aby wyrobić odpowiednią kondycję, siłę i gibkość.
– Nie brzmi to dobrze – odparła, krzywiąc usta w lekkim grymasie. – Gdy ćwiczyłam z Adamem, to zalecał mi jazdę na rowerze.
– Sama mówiłaś, że kiedyś jeździłaś tylko rekreacyjnie – przypomniał jej Patryk. – Do takich przejażdżek rower by ci wystarczył. Chcąc jednak ścigać się na torze, musisz popracować nie tylko nad techniką, ale i nad kondycją, żeby wyrobić w sobie wytrzymałość.
– „Jazda, to nie tylko grzanie na torze. To przede wszystkim myślenie i przewidywanie, dopiero później umiejętności” – zacytowała słowa, które niczym mantrę powtarzał jej Adam Mareza.
– Dokładnie tak – przytaknął Patryk. – To co? Gotowa zacząć treningi?
– Ale że jak? Z tobą?
– Na to wychodzi. Nie ma w okolicy sali do crossfitu, a szkoda, bo myślę, że w twoim przypadku doskonale by się sprawdziła.
– To te ćwiczenia dla żołnierzy i policjantów? – zainteresował się Krystian.
– Nie tylko. To generalnie codzienny program ćwiczeń, który buduje i rozwija koordynację, wydolność, wytrzymałość, szybkość i siłę. Można nieźle wyrobić kondycję i zadbać o odpowiedni rozwój masy mięśniowej.
– Brzmi dobrze – skwitował Krystian.
– Bo to jest dobre.
– I takie ćwiczenia chcesz ze mną robić? – Bernasia się zdziwiła.
– Nie, to zadania dla trenera personalnego, a ja nie mam czasu na takie zabawy. Pomogę ci ustalić cykl ćwiczeń, ale wykonanie to już twoje zadanie. U mnie poćwiczymy technikę jazdy, mam trochę torów przeszkód do ćwiczeń, ale trenować będziemy głównie w terenie – odparł obojętnym tonem, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Okej, to co mi radzisz?
– Przestać jeść chipsy i lody – podpowiedział Krystian, który z zaciekawieniem przysłuchiwał się rozmowie.
– Czasami można wszamać śmieciowe żarcie – odparł Patryk, patrząc na Bernasię posyłającą bratu mordercze spojrzenia. – Byle nie za często. Jednak porządne jedzenie i dobra suplementacja też są ważne. Oczywiście nie trzeba się katować, nie budujemy masy jak chłopacy na siłce, ale jednak dobre paliwo jest potrzebne.
– Kumam. Wbrew temu, co tu insynuuje mój brat, wcale aż tak się nie objadam słodyczami, więc temat jest do ogarnięcia. A co z tymi treningami? – zapytała, przysiadając na przyczepce.
– Na pewno trzeba włączyć bieganie.
– No nie...
– Spoko, najpierw drobne przebieżki, krótkie dystanse. Nie chodzi o to, żebyś się forsowała do upadłego i tworzyła zakwasy, ale o poprawienie wydolności oddechowej. Później sobie będziesz wydłużała dystans. Do tego basen i trochę ćwiczeń rozciągających, poprawiających koordynację oraz wzmacniających tułów.
– Ej – zaprotestowała. – Nie za dużo tego wszystkiego?
– Chcesz dobrze jeździć czy zaliczać wywrotki na trudniejszych wirażach?
– Dobra – burknęła. – To ile tego biegania i pływania?
Patryk uśmiechnął się i zaczął układać jej tygodniowy plan. Po jej pięknej twarzy co jakiś czas przebiegał grymas niezadowolenia, ale już nie oponowała. Wiedziała, że aby osiągnąć coś na torze, musi się wziąć do tego na poważnie.
– Okej, to wszystko jasne. Od jutra zacznę wdrażać ten plan, a brat z pewnością do mnie dołączy – stwierdziła, posyłając Krystianowi szelmowski uśmiech.
– Yyy, wiesz – podrapał się po głowie, przeciągając odpowiedź – mogę ci trochę potowarzyszyć, ale niedługo wyjeżdżam do Holandii, więc nie mam zbyt wiele czasu. Zostało mi jeszcze sporo spraw do ogarnięcia.
– Nie ściemniaj, że taki zarobiony jesteś. Poza tym jedziesz dopiero za miesiąc.
Patryk przysłuchiwał się ich wymianie zdań z wesołymi ognikami w oczach. Bawiły go te ich rozmowy. Dobrze czuł się w towarzystwie Bernadetty i jej brata. Byli tacy naturalni i prostolinijni. To rzadko spotykane cechy. Przynajmniej w jego otoczeniu.
– Dzieciaku, skoro już przytargałaś swoją maszynę, to może kilka rundek po torze przeszkód? – zaproponował, chcąc odegnać nostalgię, która budziła się w jego sercu.
Kiwnęła, zadowolona, głową i sięgnęła po ubrania ochronne.
– Otworzę sklep, to się ubierzesz – zaproponował.
– Daj spokój, na torze też wciągam strój przy aucie. Nikt tam się nie troszczy o wygodę. Zresztą, sam wiesz, że to nie jest sport dla delikatnych.
Wiedział o tym doskonale. Ten sport uratował go przed stoczeniem się na samo dno. Odwrócił się, nie chcąc podglądać Bernadetty. Zagaił rozmowę z Krystianem, który zajął się szykowaniem motocykla do jazdy, ale jego wzrok co rusz ukradkiem uciekał w stronę dziewczyny. Na szczęście była zbyt zajęta przebieraniem, aby to zauważyć.
Słów kilka na koniec
Ta książka jest inna niż moje dotychczasowe. Tak naprawdę to kompilacja dwóch pomysłów. Ale po kolei...
Zacznę od głównej bohaterki. Zapewne zastanawiacie się, czy taka osoba istnieje. Owszem, w każdej kobiecie walczącej o swoją pasję jest kawałek Bernadetty. Wiem, wiem, nie o to chodzi. A więc odpowiem wprost – tak. Jest zawodniczka o ksywce Berni 197. I była inspiracją do napisania tej powieści. Bernasia Szwed to moja dawna uczennica, której pasja wywoływała we mnie nutkę podziwu i wiedziałam, że byłby to ciekawy pomysł na książkę. Jak to jednak w życiu bywa, przesuwałam to w czasie, bo były inne rzeczy do pisania. Któregoś wieczoru natrafiłam na Instagramie na relację Berni, w której mówiła o dyskryminacji oraz o przedmiotowym postrzeganiu kobiet w motocrossie. Krew we mnie zawrzała. I choć miałam pisać wakacyjną powieść o Grecji, uznałam, że ten temat nie może dłużej czekać, i postanowiłam połączyć oba tematy w jednej książce. Poprosiłam Bernaśkę, by opowiedziała mi o tym sporcie – musicie bowiem wiedzieć, że ja nigdy nie siedziałam na motocyklu. Ba, ja na te maszyny mówiłam „motor”, a to błąd kardynalny. Bernaśka się zgodziła i cierpliwie odpowiadała na moje pytania. A uwierzcie, pytałam nawet o to, jak zakłada się kask. Tak, tak, zgłębiałam temat od podstaw. A Bernaśka z uczennicy stała się moją nauczycielką, za co z całego serca jej dziękuję. Dobrze mnie wyszkoliła, prawda? Zresztą, to, że jeszcze nie jeździłam motocyklem, nie oznacza, że nigdy na nim nie pojadę. Może przy okazji premiery tej powieści zobaczycie mnie w Kwidzynie? Mają tam piękny tor, warto go odwiedzić.
Opisana historia nie jest prawdziwa, prawdziwa jest tylko ksywka i pasja. To ja wymyśliłam literacką biografię głównej bohaterki. A że fantazję mam niemałą, to ubarwiłam jej życie – a co. Jeszcze bardzo dziękuję tej dzielnej, pięknej i utalentowanej dziewczynie. Była dla mnie wielką inspiracją i mam nadzieję, że również was zainspiruje.
Jeśli zaś chodzi o pomysł na powieść, jak łatwo zauważyć – to moja pierwsza książka, że tak ją określę, matematyczna. Składa się z trzech części, każda z nich ma trzynaście rozdziałów. Początkowa koncepcja była całkowicie inna, ale w połowie pisania mi się odwidziało i zdecydowałam się wprowadzić taki porządek. No tak, czasami lubię matematykę.
Jestem ciekawa, jak przyjmiecie tę powieść. W założeniu jest wakacyjna, miła i lekka, ale przemyciłam kilka akcentów historycznych. I seniorzy oczywiście też są. To już mój taki znak rozpoznawczy. Podobnie jak jedzenie, ale to już doskonale wiecie.
Książka Miłość musi być rozpoczęła moją współpracę ze Skarpą Warszawską i bardzo mnie cieszy, że nie jest to jednorazowa przygoda. Pojawią się inne historie. W głowie mam wiele tematów i serdecznie dziękuję Rafałowi Bielskiemu, że jest otwarty na moje pomysły. Jak wiecie, lubię bawić się formą i tematyką.
Serdecznie dziękuję Justynie Zielińskiej, Ewie Pajdzik-Mętel oraz Dorocie Zych za czytanie na bieżąco moich wymysłów. Justynie, której temat motocykli nie bardzo odpowiadał, na koniec tak się spodobało, że stała się (prawie) pasjonatką tego sportu...
Z całego serca dziękuję blogerkom, które ze mną współpracują od początku mojej pisarskiej drogi, oraz cudownym czytelniczkom, które współtworzą ze mną stronę na FB „Sylwia Kubik – pisarka z Powiśla” oraz grupę „Powiślańsko-żuławskie niebo – fani powieści Sylwii Kubik”. Jeśli ktoś jeszcze nie jest w naszym wirtualnym świecie, to serdecznie zapraszam.