Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przez lata wmawiano nam, że musimy wybrać: albo zieleń i spokój albo mieszkanie w mieście. Ta alternatywa jest fałszywa, bo tylko połączenie tych pozornych sprzeczności tworzy jakość, o którą nam chodzi – dobrze funkcjonujące przyjazne miasto. Więc tym, czego powinniśmy żądać są: zieleń, cisza, spokój i bezpieczeństwo, a to wszystko w mieście, blisko usług potrzebnych na co dzień – napisała w przedmowie do polskiego czytelnika Joanna Erbel.
Wysoka jakość życia i gęsta zabudowa w Polsce brzmi jak para przeciwieństw. Większość nowych inwestycji, które wyrastają w ostatnich latach, to nieprzyjazne do życia blokowiska pozbawione sąsiedzkiej bliskości, dostępu do zieleni, pełnowymiarowych przestrzeni rekreacyjnych i niezbędnych usług. Jednocześnie wiemy, że przestrzeń w mieście jest niezwykle cenna, a rozlewanie się miast jest negatywnym zjawiskiem. Wydaje się zatem, że jesteśmy rozdarci pomiędzy potrzebą dobrego życia, a pochłanianiem kolejnych obszarów pod zabudowę. Może być jednak inaczej. David Sim – szkocki architekt, od lat związany z biurem architektonicznym Gehl Architects, daje nam gotową instrukcję jak budować przyjazne miasta o dużej gęstości. Autor prowadzi nas przez europejskie miasta, które mogą być dla nas wzorem do naśladowania. To nie abstrakcyjne, akademickie dywagacje, ale działające rozwiązania, które autor przekazuje nam w postaci prostych dziewięciu zasad. Ta książka sprawia, że z nadzieją patrzymy na przyszłość naszych miast.
Miasto życzliwe jest siódmą książką w serii MIASTO SZCZĘŚLIWE naszego wydawnictwa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 271
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pamięci Elżbiety Jasińskiej Brunnberg
Drodzy polscy Czytelnicy,
Po angielsku mówi się czasem, że coś „zaginęło w tłumaczeniu”, jednak gdy piszę to krótkie wprowadzenie, zaczynam sądzić, że będziemy potrzebowali nowego sformułowania, by powiedzieć, że coś się w tłumaczeniu „odnalazło”.
Książka ukazała się pierwotnie w moim ojczystym języku angielskim, a potem po duńsku, w moim drugim, przybranym języku, dlatego powiedziałbym, że to jest pierwszy „prawdziwy” przekład tej książki, jako że ukazuje się w języku, którego zupełnie nie znam. Muszę się zrzec kontroli nad tytułem oraz tekstem i zaufać wydawnictwu oraz tłumaczkom. Dla mnie jest to nie lada akt wiary. Ale oczywiście decyzja wydawnictwa o przetłumaczeniu, opublikowaniu i promowaniu mojej książki w Polsce też jest aktem wiary z jego strony. Czyli podobnie jak każda relacja w życiu, jest obustronna.
Polskie wydanie ukazuje się nieco ponad rok po premierze książki. W ciągu tego roku wielokrotnie przyszło mi o niej opowiadać i uświadomiłem sobie, że sednem tej książki są właśnie relacje. Dla mnie osobiście miasto – w najlepszym wydaniu – jest zwielokrotnieniem życzliwej symbiozy, dawania i otrzymywania, reagowania na nieustannie zmieniające się warunki i znajdowania miejsca dla wszelkich aspektów ludzkiego życia, od tych najbardziej banalnych do najbardziej niezwykłych. Pytanie brzmi: co jest kluczową cechą miast, które funkcjonują najlepiej?
Po angielsku nazwałem to „miękkością” i termin ten miał objąć takie cechy, jak wolniejsze tempo, prostota, niższy i mniejszy wymiar, które składają się na miasto dostosowane do ludzkiej skali i ludzkiego tempa życia. Starałem się przy okazji stworzyć wyrazisty angielski termin zawierający w sobie te zjawiska, który będzie zarazem stanowił przeciwwagę dla wszechobecnego miasta „inteligentnego”, opartego na sztucznych środowiskach, kosztownych technologiach, zmechanizowaniu i zmotoryzowaniu.
Przyznaję, że początkowo miałem zastrzeżenia do polskiego tytułu. Soft City, czyli „miękkie miasto” stało się po polsku „miastem życzliwym”. Ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej się do niego przekonywałem, bo w odróżnieniu od twardej, praktycznie nieustępliwej i nieresponsywnej natury „miasta inteligentnego”, miasto życzliwe powinno reagować na miejsce, kulturę i swoich użytkowników. Nazwa powinna się zmieniać wraz z kontekstem miejsca, do którego dociera opowieść. Polscy czytelnicy sami wybrali dla mojej książki tytuł, który ich zdaniem najlepiej wpisuje się w polski kontekst. Nie mógłbym życzyć sobie bardziej stosownej, „miękkiej” i życzliwej reakcji.
Jest coś niesamowitego w różnych możliwościach interpretacyjnych, zwłaszcza na obszarze Europy, gdzie nasze fizyczne bliskie sąsiedztwo w połączeniu z różnorodnością języków (i kultur) oferuje mnogość znaczeń (a nierzadko odrobinę humoru). To fascynujące, że w jakiś sposób dzięki naszym różnicom i użyciu języka, różnym sposobom formułowania pytań i wyrażania opinii widzimy rzeczy w zupełnie inny sposób i dzięki tym odmiennym perspektywom zyskujemy pełniejszy obraz oraz lepsze zrozumienie. Ta wieloznaczność i mnogość interpretacji pomaga przekazywać głębsze znaczenie.
Nie sposób wyrazić radości, jaką odczuwam na myśl o wydaniu mojej książki w Polsce, zwłaszcza w serii, gdzie towarzyszyć jej będą tytuły tak ważnych i interesujących autorów. Chciałbym podziękować panu Jackowi Tokarskiemu i Wydawnictwu Wysoki Zamek za wydanie mojej książki, pani Joannie Erbel za napisanie polskiego wstępu oraz oczywiście tłumaczkom, pani Weronice Mincer i pani Klementynie Dec, których pracę właśnie państwo czytają.
Chciałbym wreszcie podziękować wam, drodzy Czytelnicy, za czas poświęcony na lekturę Miasta życzliwego/Soft City.
Z wyrazami życzliwości,
David Sim
Lund, 2020
TU I TERAZ. EKSODUS
A gdyby tak rzucić wszystko i wyprowadzić się na wieś? Zmienić pracę albo chociaż tryb pracy i wyjechać z miasta? Życie poza metropolią jest tańsze, a warunki pracy coraz elastyczniejsze, więc pomysł na eksodus nie jest nierealny. Ten model testuje już część z nas. W czasie pandemii i kilku tygodni ograniczonego wychodzenia z domów, staliśmy się cyfrowymi nomadami lub nomadkami, pracując z rodzinnych miejscowości, działek, domków letniskowych czy innych rubieży. Nie był to model dla wszystkich – nie każdą pracę można zamienić na zdalną. Za to przekonaliśmy się, że wiele zadań, które wykonuje biurowa klasa średnia można wykonywać bez codziennej fizycznej obecności w miejscu pracy. W tym kierunku idą już wielkie globalne korporacje, z których część zapowiada pracę zdalną do połowy 2021 roku i daje swoim pracowniczkom i pracownikom budżet na wyposażenie domowego biura. Zmieniają się też nasze nawyki. Myśl o ucieczce z metropolii nachodzi osoby, które nigdy nie myślały o tym, że mogłyby żyć poza miastem. Jestem jedną z nich. Piszę ten tekst, patrząc na jezioro, a nie na plac lokalnej kawiarni, na który spoglądałabym jeszcze rok temu.
Miasta w czasie pandemii dały nam w kość. Odcięcie życia kulturalnego w postaci kin, koncertów i teatrów oraz siedzenia w knajpach sprawiło, że to, co jest istotą życia miejskiego, zniknęło i przestało równoważyć wszystkie bolączki współczesnych polskich miast: brak zieleni, złe planowanie czy ogólną brzydotę przestrzeni. Miasta w pandemii były jeszcze bardziej szare i ponure. Jak ktoś mieszkał w starej dzielnicy, to miał szczęście, bo zwykle w odległości krótkiego spaceru były pozostałości dobrego planowania: park, lokalny sklepik czy kawiarnia sprzedająca kawę na wynos, którą można było wypić na wystawionej półlegalnie ławce czy krześle. Gorzej w nowych dzielnicach. Betonowe nieprzyjazne przestrzenie pozbawione zieleni i powodów do spaceru były dowodem na to, że miejskość we współczesnej odsłonie to piekło. Zwłaszcza tam, gdzie celem inwestorów, chcących zarobić jak najwięcej, było maksymalne wyciskanie powierzchni użytkowej mieszkania, kosztem terenów zieleni, przestrzeni wspólnych czy usług. Tam mogliśmy w pełni odczuć konsekwencje planowania przestrzennego zgodnie z filozofią: „utwardzić, wyrównać, wygładzić”, o której skutkach pisze Jan Mencwel w Betonozie1. Jak w tym kontekście mówić o dogęszczaniu? Bo w końcu do tego zachęca nas David Sim. Czy to nie herezja?
MIASTA TO NASZA PRZYSZŁOŚĆ
Musimy dogęszczać miasta. Postępująca urbanizacja jest zagrożeniem dla naszej planety, ale jednocześnie też jedyną receptą na kryzys klimatyczny. Z perspektywy indywidualnej domek na przedmieściach czy na wsi to dobre rozwiązanie; lecz z perspektywy całego świata ta zrealizowana wizja podmiejskiej sielanki prowadzi ludzkość ku zagładzie. Efekty tego podejścia widzimy już dziś w postaci szerokich dróg wjazdowych i przestrzeni miast podporządkowanej samochodom. Zdominowane przez auta place i chodniki to ciemna strona marzenia o własnym domku na przedmieściach. Sama krytyka potrzeb osób marzących o opuszczeniu miasta jednak nie wystarczy. Marzenia to rewolucyjna siła, a tkwiące u jej podstaw potrzeby same w sobie nie są szkodliwe. Chęć wyjazdu z miasta to potrzeba lepszego życia w miejscu, gdzie będziemy mieć kontakt z przyrodą, bezpieczną przestrzeń do zabaw dla dzieci i wieczorną ciszę, bo w końcu właśnie po to pragniemy mieć ten własny ogródek pod lasem.
Przez lata wmawiano nam, że musimy wybrać: albo zieleń i spokój, albo mieszkanie w mieście. Ta alternatywa jest fałszywa, bo tylko połączenie tych pozornych sprzeczności tworzy jakość, o którą nam chodzi – dobrze funkcjonujące, przyjazne miasto. Tym, czego powinniśmy żądać, są więc: zieleń, cisza, spokój i bezpieczeństwo, a to wszystko w mieście, blisko usług potrzebnych na co dzień. Bo to dobrze zaprojektowane miasta, a nie suburbanizacja, są właściwą odpowiedzią zarówno na zmiany klimatu, jak i na potrzeby większości z nas. Właściwą również dlatego, że bardziej demokratyczną i odporną na efekt skali – więcej osób może z nich skorzystać i być szczęśliwymi. Wysoka jakość życia w mieście kosztuje również mniej niż model wyjazdowy. Wedle kalkulacji Polskiej Akademii Nauk koszt suburbanizacji to 84,3 mld zł rocznie2. To ponad cztery razy więcej niż roczny budżet stolicy i około jedna piąta budżetu kraju. Warto się zastanowić, co można z tymi pieniędzmi zrobić, jeśli mielibyśmy je wydać w miastach, a nie obsługując eksodus z nich. Jednak, żeby dogęszczać skutecznie, trzeba dogęszczać mądrze i z troską o żyjących w nich ludzi, przyrodę i przyszłe pokolenia.
Miasto życzliwe Davida Sima to propozycja ucieczki z dylematu betonowe osiedle czy domek na przedmieściach. To nowe spojrzenie na planowanie przestrzeni, które uwzględnia obawy i marzenia klasy średniej – głównej siły popytowej, jeśli chodzi o budownictwo mieszkaniowe. To również przewodnik dla samorządów, publicznych inwestorów oraz prywatnych deweloperów, jak budować mieszkania, które będą dobrej jakości zarówno w momencie sprzedaży, jak i za kolejnych trzydzieści lat. Odporność na upływ czasu jest szczególnie istotna dla osiedli budowanych pod wynajem, zarówno jeśli chodzi o najem instytucjonalny (kiedy powstają całe nowe osiedla), jak i ten oparty na rozproszonej własności (gdzie indywidualne osoby kupują mieszkanie lub kilka mieszkań). Siłą książki Sima jest nie tylko spójny zestaw propozycji, ale i zbiór przykładów z całego świata, które mogą nam służyć jako punkt odniesienia, że inne projektowanie jest możliwe. Możemy obejrzeć na zdjęciach, jak może wyglądać lepsza przyszłość, a potem pojechać i sprawdzić na własnym ciele, czy w naszym odczuciu to jest właśnie ta przyjazna przestrzeń, w której chcielibyśmy żyć. A jeśli nie, to co możemy zrobić lepiej.
MIASTO ŻYCZLIWE TO MIASTO INTELIGENTNE
Propozycja Sima to również nowe spojrzenie na smart city. Dla niego inteligentnym rozwiązaniem jest właśnie „zmiękczenie podejścia”. Zachęca, abyśmy miękkie miasto uznali za kontrapunkt lub wręcz uzupełnienie miasta inteligentnego. „Zamiast szukać rozwiązania dla wyzwań nasilającej się urbanizacji w skomplikowanych, nowoczesnych technologiach, możemy zwrócić się ku rozwiązaniom prostym, niedrogim, obliczonym na niewielką skalę, niewymagającym zaawansowanej technologii, skupionym na człowieku i łagodnych rozwiązaniach — być może one pomogą uczynić życie w mieście łatwiejszym, atrakcyjniejszym i wygodniejszym.”3
Analogowe miasto brzmi jak zaprzeczenie wszystkiego, co przez ostatnie trzydzieści lat utożsamialiśmy z ideą smart city. To pojęcie większości z nas kojarzy się głównie z technologią: miejskie aplikacje, bezprzewodowy internet, ładowarki w środkach transportu publicznego i w meblach miejskich – jednym słowem: cyfrowe miasto. Tak faktycznie było na początku, w latach 90. XX wieku, kiedy pojęcie smart city zaczęło być używane w kontekście tworzenia miast przyszłości. Smart City 1.0. było pierwszym podejściem do cyfryzacji miast. Tutaj rozgrywającymi były duże korporacje oferujące swoje produkty. To wtedy powstawały też pierwsze wirtualne modele miast. Technologia była jakością samą w sobie – nikt nie podawał w wątpliwość tego, czy faktycznie potrzebujemy jej w tak dużym stopniu, jak chciałyby promujące ją firmy. Pomnikami Smart City 1.0 są takie miasta jak koreańskie Songdo oraz Masdar w Emiratach Arabskich, o których funkcjonowaniu możemy przeczytać w książce Pauliny Wilk Pojutrze. O miastach przyszłości4.
Po fazie technologicznej przyszła faza technokratyczna. Kolejna odsłona smart city, to większe zaangażowanie samorządów i stosowanie infrastruktury cyfrowej do lepszego zarządzania miastem. Smart City 2.0 to bezpłatne wifi, inteligentne systemy zarządzania ruchem, wykorzystanie baz danych i towarzyszące im miejskie aplikacje do zgłaszania problemów, obsługi rowerów miejskich i wiele innych. Ten fetyszyzm technologiczny dominował przez pierwsze dwadzieścia lat naszego myślenia o smart city i dopiero w ostatniej dekadzie zaczęliśmy wracać do tego, co powinno być sednem dobrego zarządzania miastem, czyli do troski o ludzi. To właśnie ku nim zwróciło się Smart City 3.0, a jego propagatorki i propagatorzy jednoznacznie stwierdzali, że inteligentne miasto to takie, które wykorzystuje nie tylko technologię, ale również (jeśli nie przede wszystkim) wiedzę swoich mieszkanek i mieszkańców. Zaczęły się pojawiać budżety partycypacyjne, panele obywatelskie, a deliberacja stała się ważnym elementem zarządzania. Miasta też chętniej dzieliły się zebranymi informacjami i zachęcały do tworzenia nowych rozwiązań w oparciu o otwarte bazy danych. Smart City 3.0 było krokiem w stronę demokratyzacji podejmowania decyzji o przyszłości miast. Ważnym, ale na pewno nie ostatnim.
Kolejny krok jako ludzkość robimy dziś, wychodząc poza własne bieżące potrzeby i zauważając, że jesteśmy częścią złożonego ekosystemu przyrodniczego. Ten ruch ma dwie odsłony: pierwsza z nich to postawienie klimatu jako priorytetu, któremu podporządkowuje się wszystkie inne działania. Ludzie są ważni, ale ich potrzeby są wtórne wobec zachowania ekosystemu, w którym żyjemy. W tym kierunku idą już takie miasta jak na przykład Pittsburgh czy Amsterdam. Pittsburgh będzie korzystał z rozwiniętych technologii i wsparcia wiedzy globalnej korporacji do tego, żeby obniżyć ślad węglowy miasta5. Z kolei Amsterdam stawia na rewizję celów tak, aby „zapewnić dobrą jakość życia w taki sposób, żeby nie przekroczyć możliwości ekosystemu”6. Technologia znika tu jako podmiot, a pojęcie smart city nie pojawia się w ogóle7, tak jakby Amsterdam, niegdyś będący w forpoczcie tej wizji rozwoju (to tam powstały pierwsze modele cyfrowego miasta), pokazywał, że warto przekraczać samego siebie.
Równolegle do przeorientowania strategii najbardziej progresywnych miast rozkwita również drugi ruch – „dumb city”, który jawnie opowiada się w kontrze do smart city. Jest jego dumnym i dowcipnym zaprzeczeniem. „Dumb city”, które moglibyśmy tłumaczyć jako „tępe miasto” – w praktyce jest miastem nisko technologicznym (low-techowym) stawianym w kontrze do wysoko technologicznego (high-techowego). Szukając odniesień w popkulturze: „dumb city” to miasto Flinstonów, w opozycji do futurologicznego smartcity Jetsonów. Shoshanna Saxe propagatorka „dumb city” stwierdza, że „odpowiedzią na wiele z naszych wyzwań nie są nowe technologie ani nowe pomysły. Tym, czego potrzebujemy, są: wola działania, umiejętność dalekowzrocznego przewidywania oraz odwaga do sięgania po sprawdzone, pradawne rozwiązania.”8
Wdzięcznym przykładem analogowego rozwiązania, które podbija polskie miasta, jest sadzenie łąk kwietnych zamiast zwykłych trawników oraz rozchodników na torach tramwajowych, które pochłaniają dźwięk, ale są znacznie tańsze w utrzymaniu niż trawa. Postawienie na „dumb city” ma również ważny aspekt ekonomiczny: rozwiązania low-tech w wielu przypadkach są tańsze niż high-tech. Ograniczenie obecności technologii będzie stawało się priorytetem również przy okazji rozwoju ruchu ekologii cyfrowej, który wskazuje, że jeden wysłany e-mail generuje tyle dwutlenku węgla, ile produkcja torebki foliowej9. Zgodnie z tą logiką byłoby znacznie lepiej dla klimatu, żebyśmy spotykali się twarzą w twarz w lokalnej knajpce niż siedzieli godzinami na telekonferencjach.
Po trzydziestu latach od pojawienia się w naszych miastach nowych technologii (a w Polsce dodatkowo również transformacji ustrojowej i presji na dogonienie Zachodu) możemy wreszcie przestać idealizować technologię i zacząć dobierać narzędzia do precyzyjniej ustalonych celów. Powoli głównym celem staje się projektowanie przestrzeni, które uwzględnia zarówno potrzeby mieszkanek i mieszkańców, jak i istotną rolę, jaką w naszym życiu odgrywa przyroda. Przyszłością jest właśnie „zmiękczone” podejście, które proponuje David Sim. Soft city dopełnia triadę, u której podstaw leżą będące wobec siebie w opozycji: smart city i dumbcity. Dopiero widząc te trzy perspektywy, możemy tworzyć miasto jako przyjazny do życia i odporny na zmiany klimatu ekosystem.
CZUŁOŚĆ PLANISTY
Narracja środowiskowa przewija się przez całą książkę Sima, ale autor Miasta życzliwego jest zdecydowanie bardziej humanistą niż ekologiem. U niego, tak samo jako u jego mentora Jana Gehla, w centrum stoi człowiek. Życzliwe miasto Sima to miasto miękkie, ale też czułe. To miasto, w którym możemy być najlepszymi wersjami siebie, bo otoczenie sprzyja dobrym relacjom. Współczesne miasta, pełne hałasu i spalin, pozbawione drzew i terenów zieleni, są złe – zarówno dla naszego zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. Mieszkając w przestrzeni, w której jesteśmy przebodźcowani i nie możemy odpocząć, trudno czerpać przyjemność bycia z innymi ludźmi, zwłaszcza tymi, którzy mają inne zwyczaje niż my.
Większość z nas ma o sobie dobre mniemanie oraz sądzi, że posiada rdzeń osobowości niezależny od tego, w jakiej sytuacji się znajduje. To nie do końca prawda. Ludzie zachowują się różnie w zależności od kontekstu, w jakim się znajdują. Wiemy to zarówno po doświadczeniu pandemii, gdzie na własnej skórze mogliśmy zobaczyć, co się z nami dzieje, kiedy zmniejszyła się nasza przestrzeń do życia, jak i dzięki eksperymentom psychologicznym. Część z nich doprowadziła Richarda H. Thalera i Cassa R. Sunsteina, autorów książki Impuls – jak podejmować właściwie decyzje dotyczące zdrowia, dobrobytu i szczęścia10 do stworzenia pojęcia „architektury wyboru”. Badacze przekonują, że kontekst ma większe znaczenie, niż może nam się zdawać. Dotyczy to kolejności ułożenia potraw w szkolnej stołówce, rozłożenia produktów na półkach w markecie czy infrastruktury drogowej. Działania są racjonalne (albo i nie) w zależności od kontekstu, w który się znajdujemy.
Architektura (i urbanistyka) miasta jest szczególnego rodzaju architekturą wyboru, bo determinuje bardzo wiele naszych wyborów życiowych. To, jak zaplanowane jest miasto, ma bezpośredni wpływ na nasze strategie życiowe, codzienne wybory i relacje z innymi. Aby być – jako społeczność – miłymi, kreatywnymi, otwartymi na innych ludźmi, potrzebujemy środowiska, które będzie w nas te cechy rozwijać. Potrzebujemy, żeby projektował je dla nas czuły planista lub czuła planistka.
Czułość, życzliwość, miękkość, których obecnie tak bardzo brakuje w projektowaniu miast, są wyzwaniem współczesności. To ta sama dyspozycja poznawcza, do której odnosiła się Olga Tokarczuk w swojej mowie noblowskiej mówiąc, że: „Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym, współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu. Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, które ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący, i od siebie współzależny.”11
I jak Tokarczuk stwierdza, że „literatura jest zbudowana na czułości wobec każdego innego od nas bytu”12, tak czytając książkę Sima, moglibyśmy stwierdzić, że na czułości wobec każdego innego od nas bytu powinna być oparta urbanistyka. Projektowanie miast bowiem to ukierunkowywanie relacji społecznych – tworząc przestrzeń, tworzymy ramy dla zdrowego rozsądku. Jak pisze Sim: „świadomie zestawiane różnice pojawiające się w miarę zwiększającej się gęstości i różnorodności miasta mają potencjał stać się polami korzystnych interakcji oraz platformami nawiązywania relacji. Jako sąsiedzi możemy budować stale ewoluujące przykłady miękkiej symbiozy miejskiej i odkrywać możliwości nawiązywania zdrowszych, bardziej zrównoważonych, przyjemniejszych i bardziej znaczących relacji.”13
Życzliwość, miękkość, czułość to metodologia projektowania, a jednocześnie epistemologia oparta na głęboko etycznym odruchu wobec świata. Sim we wstępie do książki przywołuje hygge, skandynawską filozofię życia, która od kilku lat podbija świat. Większość poradników z hygge w tytule mówi nam o relacji ze sobą. Autor Miasta życzliwego kieruje naszą uwagę na szerszy kontekst, społeczny: „Hygge odzwierciedla miękki charakter skandynawskich społeczeństw. Obejmuje on subtelny pragmatyzm charakterystyczny dla krajów nordyckich, gdzie wyjątkowa jakość życia wielu spośród mieszkańców opiera się na fundamencie troski o zwyczajne, codzienne rzeczy i jak najlepszego wykorzystania ograniczonych zasobów (rzekomo znajduje również odbicie w głębiej zakorzenionych wartościach państwa opiekuńczego). Pragmatyzm ten zbudowany jest w oparciu o możliwości i ograniczenia ludzkich zmysłów, z uwzględnieniem przestrzegania praw natury oraz życia w realiach danego klimatu i zmieniających się pór roku.”14 W końcu hygge, pochodzące od tego samego słowa co angielskie hug – jest przytulaniem. Czułym dotykiem.
LOKALNOŚĆ NASZĄ SIŁĄ
Bliskość z innymi ludźmi pozwala nam przekraczać swoje ograniczenia. Mieszkając wspólnie na danym terytorium, jesteśmy silni. „Pomyślne sąsiedztwo pozwala nam się rozwijać i kwitnąć, żyć dłużej i cieszyć się pełnią życia”17 oraz oszczędzać czas i pieniądze – zarówno prywatne, jak i te wspólne, pochodzące z podatków. Jeśli mieszkamy w dobrze zaprojektowanej okolicy, blisko sklepów, kawiarni, przychodni i innych usług społecznych, to oszczędzamy na długich przejazdach i konieczności posiadania auta. Jeśli mamy dobre relacje z sąsiadami – możemy pożyczać sobie wzajemnie rzeczy, zamiast je kupować. „Atrakcyjność miast polega na wzajemnych korzyściach. Oferują one systemy czy też układy wzajemności wspierające symbiotyczne relacje. Istnieją co najmniej trzy takie korzyści, które mogą wyjaśniać atrakcyjność zagęszczonego, zróżnicowanego środowiska miejskiego: fizyczna bliskość, wspólne zasoby oraz współdzielone tożsamości.”18
Jest też czwarta korzyść: większe możliwości rozwoju, zwłaszcza zawodowego. Potrzebujemy tętniących życiem miast – nie tylko dla samej przyjemności i łatwego kontaktu z kulturą i życiem knajpianym czy budowania poczucia przynależności, ale również ze względu na szanse, jakie daje nam regularne spotykanie dużej liczby ludzi. Miasto, zwłaszcza duże, to przestrzeń, w której znacznie częściej niż gdzie indziej pojawiają się „czarne łabędzie”, czyli niespodziewane zdarzenia, które mogą odmienić losy nasze (albo i świata). Jak stwierdza Nassim N. Taleb, autor koncepcji: „Warto mieszkać w dużych miastach, ponieważ to zwiększa prawdopodobieństwo nieoczekiwanych spotkań – zwiększacie swoją ekspozycję na łut szczęścia. Jeśli osiedlicie się gdzieś na wsi dlatego, że «w dobie Internetu» lokalizacja nie jest już przeszkodą, ograniczycie sobie źródła pozytywnej niepewności.”19 Podobnie o potencjale dobrej przestrzeni pisze w Mieście szczęśliwym Charles Montgomery, wskazując, że dobra przestrzeń publiczna wpływa pozytywnie na dobre więzi sąsiedzkie, a tym samym na nasze dobre samopoczucie i szanse znalezienia pracy.20
Potrzebujemy dobrze zaprojektowanych przestrzeni, aby życie sąsiedzkie i rytm miejskiego życia były dla nas źródłem radości i korzyści, a nie utrapieniem. Takiej przestrzeni, która pozwala nam pogodzić pozornie sprzeczne potrzeby: potrzebę bliskości i kontaktu z innymi oraz potrzebę samotności. Potrzebujemy jednego i drugiego, chociaż w zależności od typu osobowości, każdego w innym stopniu. Dobrze zaprojektowane miasto powinno umożliwiać nam stopniowanie zażyłości z innymi ludźmi, strefując przestrzeń, poczynając od przestrzeni prywatnej, w której możemy spędzać czas sami, przez wspólną przestrzeń domową, półprywatną przestrzeń sąsiedzką, półpubliczną przestrzeń, którą dzielimy również z przypadkowymi ludźmi, po dobrze zaprojektowaną przestrzeń publiczną. Tam, gdzie stykamy się z innymi ludźmi, warto zadbać o różnorodność: zarówno społeczną, jak i funkcjonalną.
David Sim jest zwolennikiem elastycznego projektowania przestrzeni, tak aby dana forma była otwarta na wypełnienie różnymi funkcjami. Na przykład lokal na parterze z oknami od ulicy może być: zwykłym mieszkaniem dla rodziny, mieszkaniem dostosowanym do potrzeb osób z niepełnosprawnościami lub osób starszych, biurem, warsztatem rzemieślniczym, miejscem opieki nad dziećmi, przychodnią, galerią, salonem fryzjerskim, klubem fitness czy sklepem. Elastyczność dotyczy nie tylko poszczególnych lokali, ale również całych budynków – w końcu potrzeby społeczności mogą się zmieniać na przestrzeni lat i dekad. Różnie wykorzystywać możemy nie tylko lokale na parterach, ale też dachy i lokalne podwórka. Najlepiej, jeśli o funkcji decyduje lokalna społeczność.
POGODZIĆ SPRZECZNE INTERESY
Książka Sima, chociaż skupia się głównie na architekturze i urbanistyce, powinna stać się również pretekstem do dyskusji o modelach finansowych. Proponowana przez niego metoda dogęszczania stawiająca na wielofunkcyjność i różnorodność oraz włączenie społeczności w tworzenie lokalnych przestrzeni, aby móc w pełni się rozwinąć, potrzebuje nie tylko zmiany podejścia do planowania, ale również nowych modeli biznesowych. Miasto życzliwe pokazuje, jak duże znaczenie mają decyzje planistyczne, ale nie mówi, kto te decyzje ma podejmować. Na pytanie, kto ma stosować wytyczne proponowane przez Sima, musimy odpowiedzieć sobie sami. Mogą to robić zarówno władze lokalne, prywatny inwestor, jak i grupy mieszkanek i mieszkańców. Przykładem ostatniego rozwiązania jest przywoływana przez Sima inwestycja Nightingale 1 (Melbourne, Australia), gdzie budynek powstaje wedle wytycznych grupy budowlanej współpracującej z deweloperem. To przykład miastotwórczej inwestycji mieszkaniowej: na parterze jest kawiarnia i biuro architektoniczne, a przed budynkiem parklet, czyli miniprzestrzeń publiczna zamiast miejsc parkingowych. Dach budynku to miejsce spotkań sąsiedzkich i ogród społecznościowy. Nightingale 1 jest pierwszym z serii – przyszłością tego projektu jest stworzenie całej wioski zaprojektowanej właśnie przez jej przyszłych mieszkańców i mieszkanki.
W Polsce mało mamy przykładów oddolnie projektowanych inwestycji mieszkaniowych, które wpisują się w tkankę miasta, a już zwłaszcza takich, gdzie przyszłymi inwestorami i inwestorkami są osoby mieszkające w okolicy. Partycypacja inwestorska i dobre planowanie przestrzenne to u nas dwa odrębne zjawiska. W Europie Zachodniej kooperatywy są w forpoczcie dobrego projektowania rodem z Miasta życzliwego, podobnie jak w Kanadzie czy Australii. Dostarczają brakujące w okolicy funkcje – zarówno komercyjne, jak i społeczne, mieszkania w budynkach są tańsze niż oferta komercyjna, a nieraz część z nich przypada osobom, które potrzebują dodatkowego wsparcia. To piękne i dobre budynki. Póki co u nas jest inaczej. Wprawdzie istnieją grupy budowlane, takie jak Pomorska Kooperatywa Mieszkaniowa, ale większość z nich buduje na przedmieściach, wspierając niestety procesy rozlewania się miast. Wyjątkiem są tutaj kooperatywy na Nowych Żernikach we Wrocławiu, będące częścią nowo powstałego osiedla.
Klasa średnia, jeśli chce budować po swojemu, musi wyprowadzić się na przedmieścia albo poza miasto. W centrach rządzi duży prywatny kapitał, który nie musi dostosowywać się do potrzeb lokalnych społeczności. W krajach anglosaskich działa tzw. „zoning bonus”, czyli prawo do budowania większej liczby pięter za oddanie części budynku na cele społeczne. Niestety polskie prawo nie przewiduje tego typu przejrzystych negocjacji z inwestorem. Negocjacje się odbywają, ale w zaciszu gabinetów, z dala od społecznej kontroli, często w sposób nieprzewidywalny również dla inwestorów. Co więcej, jeśli chodzi o narzędzia planistyczne, to samorząd ma niewielki wpływ na bardziej szczegółowe określenie funkcji przyszłego budynku. Jedyne, co miasta mogą robić, to budować własne inwestycje siłami miejskich spółek i liczyć na to, że ogólnoświatowe trendy takie jak większa świadomość zmian klimatu sprawią, że inwestorzy zaczną budować przyjazne przestrzenie. Nie ma też obecnie żadnego mechanizmu, który pozwoliłby lokalnej społeczności realnie wpływać na swoje otoczenie w inny sposób niż wydawać pieniądze w ulubionych miejscach lub uczestniczyć w szeroko zakrojonym dialogu społecznym, czego efektem w najlepszym wypadku będzie ocalenie pobliskiego skweru lub wpływ na typ miejskiego lokalu usługowego. To za mało.
Cierpimy na pewien paradoks: klasa średnia ma kapitał, ale ma niewiele możliwości, żeby go zainwestować w projekty, które byłyby miastotwórcze. Jednocześnie to „nowi mieszczanie”, jak o nich pisze Paweł Kubicki21, są motorem działań promiejskich i proklimatycznych. To oni zakładają miejskie ruchy społeczne, walczą z wycinką drzew, smogiem, chcą usuwać auta z ulic, zakładają ruchy sąsiedzkie. Nie są oczywiście jedyną klasą angażującą się w działalność społeczną, ale na pewno taką, która z powodu braku odpowiednio wysokiego kapitału jest rozdarta: chciałaby lepszego miasta, a jednocześnie jest zdana na ofertę firm deweloperskich, z których większości nie obchodzi to, jak będzie wyglądało życie na budowanych przez nich osiedlach. Nowi mieszczanie nieraz wydają pieniądze na mieszkania na osiedlach, które sami by krytykowali. Finansują to, z czym walczą.
Niestety, polskie miasta nie emitują zielonych zrównoważonych obligacji, jak robią to niektóre samorządy w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii. Inwestorzy nie tokenizują (to znaczy nie sprzedają w postaci niewielkich udziałów) projektów mieszkaniowych, tak jak to zaczyna się dziać w Szwajcarii – tam pierwsza tego typu transakcja odbyła się w kryptowalucie Ethereum na platformie Blockimmo. Pierwszy stokenizowany budynek to niewielki apartamentowiec w Crypto Valley w miejscowości Baar: osiemnaście mieszkań i restauracja na parterze. To projekt jakby wyjęty z listy dobrych projektów, które pokazuje w swojej książce Sim. To też przykład inwestowania prywatnych pieniędzy w projekty, dzięki którym świat jest lepszy.
Tokenizacja miejskich projektów to przyszłość inwestowania, bo pozwala uruchomić kapitał klasy średniej, czyli grupy osób, która jest motorem proklimatycznej zmiany i projektowania miast tak, aby priorytetem był komfort życia mieszkanek i mieszkańców, zwłaszcza tych słabszych – osób starszych, dzieci, osób mniej zamożnych i mniejszości. Dlatego myśląc o tym, jak zmienić nasze miasta, powinniśmy wyjść poza dualizm, w którym władzę mają jedynie samorządy (jako gestorzy terenu i podmioty wydające decyzje administracyjne) oraz duży kapitał. Powinniśmy szukać możliwości, które pozwolą inwestować oszczędności ludziom, którzy mieszkają w danej okolicy i nie oczekują szybkiego zwrotu. Dla wielu osób mogłaby to być znacznie atrakcyjniejsza inwestycja niż oddawanie swoich pieniędzy anonimowym funduszom, aby oszczędzić na emeryturę.
Gdyby inwestorem była lokalna społeczność, to zupełnie inaczej by też wyglądały konsultacje społeczne dotyczące przyszłości terenów, które obecnie funkcjonują jako nieużytki. Część z tych działek to dzikie tereny służące rekreacji: bieganiu, spacerom z psami, ogniskom czy innym formom odpoczynku. Każdy duży inwestor, który się pojawia, napotyka na wrogość osób mieszkających w pobliżu – nie chcą dalszej zabudowy, nie ufają zapewnieniom o tym, że to będzie przyjazne osiedle (gdyż nieraz zostali oszukani jako kupujący). Nie chcą też, żeby ktoś inny bogacił się ich kosztem. Te wszystkie emocje znamy pod hasłem NIMBY (Not In My Back Yard), kiedy ludzie protestują, gdy miasto blisko nich się rozwija albo BANANA (Build Absolutely Nothing Anywhere Near Anything), kiedy negują każdą zmianę.
Można powiedzieć, że jeśli ktoś zdecydował się mieszkać w mieście, to musi się liczyć z tym, że to żywy i rozwijający się organizm. Nie można oczekiwać, że tereny w dobrych lokalizacjach zawsze będą nieużytkami. To prawda. Jednak domaganie się tego, żeby uczestniczyć nie tylko w kosztach dogęszczania miast, ale również w zyskach finansowych, może być punktem wyjścia do stworzenia nowego modelu finansowania inwestycji. W takich przypadkach „zoning bonus”, w którym społeczność lokalna może wyłącznie skonsultować propozycję umowy pomiędzy samorządem a inwestorem, mógłby się zmienić w model, gdzie całość (albo część, na przykład lokale usługowe) zostaje stokenizowana, a zyski przez kolejne lata czerpie nie jeden prywatny deweloper lub fundusze, lecz miejska społeczność. Niemożliwe? Na pewno trudne, bo taki system – jak zresztą każdy – jest podatny na korupcję. Jednak warto myśleć o alternatywie dla finansowania inwestycji, bo musimy dogęszczać miasta, aby chronić nasz klimat. Szukajmy więc drogi, żeby zrobić to jak najlepiej dla wszystkich. Tak, aby na rozwoju miasta korzystali przede wszystkim jego mieszkańcy i mieszkanki.
Lato 2020
W 1933 roku w Atenach grupa europejskich architektów i urbanistów spotkała się na elitarnym kongresie CIAM, by podpisać przełomowy dla ich dyscypliny dokument dotyczący zasad projektowania urbanistycznego. Tzw. Karta Ateńska odnosiła się do przyszłości architektury i miast oraz zasadniczo zalecała, żeby wyraźnie rozdzielać różne funkcje miasta: zajmować się osobno częściami mieszkalnymi, miejscami pracy, rekreacją i ruchem ulicznym. Podejście takie, jak nietrudno zgadnąć, nazwano funkcjonalizmem, a cały ruch zwykło się określać mianem modernizmu. Owe koncepcje stały się nie tylko podstawowymi wytycznymi dla architektury i urbanistyki w kolejnych dziesięcioleciach XX wieku, ale wręcz zdominowały tę dziedzinę wiedzy i to na skalę globalną. Po 1960 roku, kiedy szybki rozwój urbanistyczny ogarnął cały świat, modernistyczne zasady planistyczne panowały niepodzielnie. Zamiast tworzyć miasta wokół przestrzeni przeznaczonych dla ludzi, jak wymagało tradycyjne podejście, zaczęły powstawać budynki otoczone resztkami wolnej przestrzeni. Zgodnie z modernistyczną myślą należało stawiać wolnostojące, jednofunkcyjne budynki otoczone niedookreśloną ziemią niczyją. Ogólnie rzecz ujmując, nowa szkoła stanowiła najbardziej radykalny przewrót w historii ludzkiego osadnictwa. I właściwie nigdy nie zbadano dokładnie, czy zmiany te rzeczywiście przysłużyły się ludzkości. Jeśli wziąć pod uwagę szeroko rozpowszechnione niezadowolenie z takiego budownictwa, widać, że modernistyczne założenia się nie sprawdziły.
W 1998 roku w Atenach zwołano konferencję europejskich urbanistów. W oparciu o doświadczenia z 65 lat, które upłynęły od poprzedniego kongresu, opracowano kolejne postulaty. Nowa Karta Ateńska głosi, że absolutnie nie wolno rozdzielać obszarów mieszkalnych, miejsc pracy, rekreacji oraz komunikacji. Zwrot o 180 stopni!
Wydawałoby się, że trzeba było aż 65 lat i wielu modernistycznych osiedli, żeby dojść do takich wniosków. Tymczasem — w odpowiedzi na technokratyczne, modernistyczne zasady — od dłuższego czasu rozwijał się już ruch przeciwny, głoszący ideę miasta dla ludzi.
W dziedzinie badań i literaturze przedmiotu wyróżniają się dokonania nowojorskiej badaczki Jane Jacobs oraz jej słynna książka Śmierć i życie wielkich miast Ameryki wydana w 1961 rokuI. Jacobs zwróciła uwagę na wiele problemów związanych z projektowaniem miast w duchu modernistycznym i znakomicie je opisała. Zaczęła formułować nowe zasady: wyglądajcie przez okna, spójrzcie na ludzi, zanim usiądziecie do planowania i projektowania. Spójrzcie na życie. Przez kolejne lata i dziesięciolecia po publikacji jej apelu liczni badacze i badaczki opracowywali zagadnienia i pogłębiali wiedzę na temat tego, jak forma zabudowy wpływa na jakość życia. Szkoła Nowojorska, a w niej William H. Whyte, a także organizacja Project for Public Spaces kontynuują wysiłki i prace inspirowane myślą Jane Jacobs. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat kalifornijska Szkoła w Berkeley, do której należą Christopher Alexander, Donald Appleyard, Clare Cooper Marcus, Allan Jacobs i Peter Bosselmann, przysłużyła się wartościowym badaniom oraz zrozumieniu architektury i urbanistyki zorientowanej na ludzi.
W Kopenhadze bardzo prężne środowisko badawcze wykształciło się w połowie lat 60. w Szkole Architektury Duńskiej Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przez ponad 40 lat uczelnia ta prowadziła badania nad architekturą i urbanistyką zorientowaną na ludzi. Sam byłem badaczem szkoły kopenhaskiej wraz z Larsem Gemzøe, Birgitte Svarre, Camillą van Deurs i innymi. Nasza grupa nieustannie publikowała książki o niewymagających wyjaśnienia tytułach, takich jak Życie między budynkami (1971), Public Spaces – Public Life (1996) i Miasta dla ludzi (2010). Te i inne „kopenhaskie” książki przez lata dotarły do najdalszych zakątków globu. Szkoła kopenhaska miała znaczący wpływ na rozwój stolicy Danii jako jednego z najlepszych miast do życia. Ta odmiana urbanistyki skupionej na ludziach była na przestrzeni lat wdrażana w wielu miastach na całym świecie: w Oslo, Sztokholmie, Melbourne, Londynie, Nowym Jorku czy Moskwie.
Równolegle do rozmaitych przedsięwzięć badawczych i ich zastosowania do usprawniania miast, podejmowano znaczną liczbę projektów mieszkaniowych podobnie skupionych na ludziach. Wśród nich najbardziej wyróżniają się projekty osiedli i budynków mieszkalnych autorstwa szkocko-szwedzkiego architekta Ralpha Erskine’a, które tworzył od lat 40. do swojej śmierci w 2005 roku. Podczas gdy moderniści skupiali się na wolnostojących, jednofunkcyjnych budynkach otoczonych przeskalowaną pustą przestrzenią, Ralph Erskine koncentrował się na mieszkańcach, na budynkach i przestrzeni między budynkami. Powstały w ten sposób wspaniałe osiedla, znakomite plany zabudowy i wybitna architektura z niewiarygodną dbałością o szczegóły, człowieka i miejską scenerię na poziomie ludzkiego wzroku. Wyróżniające się projekty ze studia Ralpha Erskine’a to m.in. osiedla Sandvika, Tibro, Esperanza i Ekerø w Szwecji, Repulse Bay w Kanadzie oraz Byker Wall w brytyjskim Newcastle. Erskine zaskarbił sobie sympatię mieszkańców swoich realizacji, miał również znaczący wpływ na sztukę tworzenia przyjaznych osiedli, zwłaszcza w Szwecji. Profesor Klas Tham, wieloletni współpracownik Erskine’a, zaprojektował wyjątkowe osiedle Bo01 w szwedzkim Malmö, które jest omówione w niniejszej książce. Inne niedawne projekty, choćby Järla Sjö czy Hammarby Sjöstad, również przejawiają silne wpływy skoncentrowanego na ludziach „budownictwa w stylu Erskine’a”.
W wywiadzie z 2000 roku Ralph Erskine został zapytany, co jest konieczne, by zostać dobrym architektem. Odpowiedział: „aby zostać dobrym architektem, trzeba kochać ludzi, bo architektura jest sztuką użytkową, która tworzy ramy dla ludzkiego życia.”
Co to wszystko ma wspólnego z Miastem życzliwym Davida Sima? Otóż każde słowo pomaga w zrozumieniu, kim jest David Sim, skąd się wywodzi i jak koncepcja miasta soft wpisuje się w szerszy kontekst współczesnych trendów w mieszkalnictwie i urbanistyce.
David Sim, szkocki imigrant w Skandynawii, był pod silnym wpływem Szkoły Kopenhaskiej – najpierw w czasach studenckich, później gdy został wykładowcą architektury, a ostatnio jako partner i dyrektor kreatywny w studiu Gehl. Jako nauczyciel w Szkole Architektury w Lund blisko współpracował z wieloma erskinistami, zwłaszcza z profesorem Klasem Thamem. David przeszedł intensywne przeszkolenie w zakresie architektury zorientowanej na człowieka. To, co go zajmuje najbardziej i na czym koncentruje się w tej książce, to miasta przyjazne ludziom i dobre budownictwo mieszkaniowe. Wszystkie wspomniane wcześniej wpływy i zainteresowania wyraźnie widać w jego drobiazgowych opisach scen z życia codziennego i licznych szczegółach, które należy uwzględnić, by stworzyć soft city, prawdziwie życzliwe miasto.
Miasto życzliwe to bardzo osobista książka, odzwierciedlająca wybitne zainteresowanie Davida ludźmi i życiem. Autor czerpie ze swoich doświadczeń zawodowych przy projektach prowadzonych na wszystkich kontynentach i we wszystkich kulturach. Jego wyjątkową zdolnością do obserwacji, dostrzegania i refleksji nad scenami z życia ludzi i miast można się zainspirować. Miasto życzliwe to ważny dodatek do rozwijającej się literatury na temat architektury i urbanistyki przyjaznej ludziom. Byłoby dobrze, gdyby faktycznie udało się stanowczo „zmiękczyć” obydwie te dyscypliny.
To jest całkiem dobry początek.
Kopenhaga, kwiecień 2019
Jednak być może najważniejszy moment mojego życia jako urbanisty nastąpił bardzo wcześnie, kiedy miałem pięć czy sześć lat, na podłodze salonu wśród rozsypanych klocków Lego. Gdy moja matka rozpaczała: „Kiedy wreszcie skończysz budować to swoje miasto?”, ja uroczyście – i chyba prawdziwie – odpowiedziałem: „Mamo, to jest miasto. Ono nigdy nie będzie skończone”.
Po raz pierwszy usłyszałem wykład Jana Gehla, kiedy jako dziewiętnastolatek studiowałem architekturę w Szkocji. Gehl w swoim zdroworozsądkowym podejściu godzi pokorę, humanizm i humor, mówiąc o architekturze, planistyce i psychologii, a całość okrasza ciętymi obserwacjami na temat kondycji człowieka. To od Jana nauczyłem się znaczenia drobnych, pozornie banalnych aspektów codziennego środowiska: najprostszych rzeczy, które wpływają na nasze zachowanie i przyczyniają się do naszego dobrego samopoczucia. Dowiedziałem się również, że większość rzeczy, jakich muszę się nauczyć o projektowaniu, można odkryć, obserwując ludzi i najbliższe otoczenie. Patrząc, co się sprawdza, a co nie.
Te pragmatyczne idee zdecydowały o mojej przyszłości – dalszej edukacji i praktyce zawodowej. Studiowałem w Danii i Szwecji, nie tylko u Jana Gehla, lecz i u innych architektów, którzy stali się moimi autorytetami, jak Steen Eiler Rasmussen, Sven Ingvar Andersson, Ralph Erskine i Klas Tham. Mieszkając w Skandynawii, znanej z tradycji pięknej architektury i designu, na co dzień, zrozumiałem i doceniłem szacunek dla natury i człowieczeństwa, jaki się za nimi kryje, a także łagodniejsze podejście do życia codziennego.
W 2002 roku dołączyłem do nowo otwartego biura Gehl Architects w Kopenhadze. Od tamtej pory pracuję z niezwykle oddaną, utalentowaną i stale rosnącą grupą osób, której mottem stało się „tworzenie miast dla ludzi”. W Gehl mam dostęp do platformy, dzięki której mogę wprowadzić wszystko, czego się nauczyłem, w życie – w projektach realizowanych na całym świecie. Miałem również możliwość napisania tej książki. Chciałbym podziękować całemu zespołowi z Gehl, zwłaszcza redaktorce Birgitte Svarre, która wspierała mnie przez kilka lat trwania tego projektu, a także mojej partnerce biznesowej i zarazem CEO Gehl, Helle Søholt, która powierzyła mi to zadanie, jak i wiele innych.
Wydanie tej książki nie byłoby możliwe bez wsparcia duńskiej fundacji Realdania dbającej o jakość życia dla wszystkich poprzez rozwijanie środowiska zbudowanego. Miasto życzliwe i Realdania mają wspólną misję – skupienia się na ludzkim wymiarze i rozpatrzenia wyzwania gęstości, różnorodności i zdatności zabudowy do życia. Mam nadzieję, że przyczyni się ona do tworzenia lepszych miejsc do życia.
Proces pisania tej książki był długi i chwilami bolesny, ponieważ musiałem zdecydować, co warto w niej uwzględnić, a jednocześnie przyznać, ile jest rzeczy, których wciąż nie wiem. Mimo 25 lat praktyki zawodowej, nauczania i doświadczenia badawczego nadal codziennie dowiaduję się nowych rzeczy i bezustannie studiuję ludzką naturę.
Kopenhaga, 2019
MIASTO ŻYCZLIWE, CZYLI JAKIE?
To miasto, które reaguje
Mieści, przyjmuje, wybacza, toleruje, zmienia się. Daje się formować, rozciągać, adaptować, kształtować i niełatwo je uszkodzić.
Gdzie wszystko jest proste
Bezproblemowe, bezpośrednie, swobodne, intuicyjne, zrozumiałe i niewymagające wysiłku
Jest wygodne
Komfort, przytulność, bezpieczeństwo, cisza i spokój. Jest przytulne, chronione, krótko mówiąc hygge.
To miasto, które się dzieli
Społeczne, towarzyskie, wspólne, wzajemne, partycypacyjne, publiczne
W którym wiele się łączy
Zabudowa zwarta, hybrydowa, wielofunkcyjna i wewnętrznie powiązana, o różnorakim przeznaczeniu i zazębiających się zastosowaniach
Życzliwe jest miasto, które stawia na proste rozwiązania
Mało technologii, niskie koszty, brak ostentacji i skromność
To miasto, które nie wymaga rozmachu, faworyzuje małą skalę
Ludzka skala, ludzki wymiar, indywidualna kontrola, fraktale i samostanowienie
To miasto, które oddziałuje na zmysły
Zachwyca, czaruje, uwodzi, intryguje
To miasto spokojne
Ciche, stonowane, dyskretne, pogodne, łagodne
To miasto, które uosabia zaufanie
Pewność, jasność, stałość
Życzliwe miasto jest wrażliwe
Łagodne, współczujące, empatyczne, troskliwe, dobroczynne, uprzejme, łaskawe
To miasto, które zaprasza
Serdeczne, otwarte, dostępne, przenikalne
Miasto, które charakteryzuje troska o naturę
Naturalność, sezonowość, minimalne oddziaływanie na środowisko i nieznaczny ślad węglowy
W koncepcji soft chodzi o prostotę, wygodę i troskę w codziennym życiu
Społeczeństwo może być tak twardeŻe zastyga w kamiennym blokuLudzie mogą być tak zatwardzialiŻe życie zamiera w szokuA serce skrywa się w cieniuA serce prawie zamieraDopóki nie zacznie się budowaćMiasta miękkiego jak ciało
Inger Christensen, To, 1969 1
Świat zafascynował się duńskim zjawiskiem hygge, serdecznością i ciepłem życia codziennego. Przytulną, towarzyską atmosferą sprzyjającą dobremu samopoczuciu. Hygge odzwierciedla miękki charakter skandynawskich społeczeństw. Obejmuje on subtelny pragmatyzm charakterystyczny dla krajów nordyckich, gdzie wyjątkowa jakość życia wielu mieszkańców opiera się na fundamencie troski o zwyczajne, codzienne rzeczy i jak najlepszego wykorzystania ograniczonych zasobów (rzekomo znajduje również odbicie w głębiej zakorzenionych wartościach państwa opiekuńczego). Pragmatyzm ten uwzględnia możliwości i ograniczenia ludzkich zmysłów, prawa natury oraz realia danego klimatu i zmieniających się pór roku.
Źródłosłów hygge jest ten sam, co w angielskim słowie hug (przytulić) – i dosłownie oznacza ukojenie. Szwedzi określają to samo pojęcie mianem mys, a Norwegowie mają kose (przytulność). Wszystkie trzy słowa mogą być używane jako czasowniki zwrotne. Z ich użyciem można mówić o umileniu czy też „uprzytulnieniu” sobie życia. Ten znamienny detal językowy w warunkach surowego klimatu i srogich krajobrazów Skandynawii zdradza głęboką potrzebę zainwestowania w poczucie wzajemnego komfortu, w zmiękczenie twardej rzeczywistości codziennego życia. Nie brakuje w nim trudów i wyzwań. Wszyscy wciąż muszą pracować, wychodzić na zimno, dojeżdżać na rowerze lub czekać na autobus, odbierać dzieci z przedszkola i przygotowywać obiad, zmywać i wyrzucać śmieci. Ale przy odrobinie rozsądku można to robić z większą godnością, łatwością, a nawet przyjemnością. Dzięki małym kroczkom i prostym, niedrogim inwestycjom twarda, współczesna rzeczywistość może zostać nieco zmiękczona – nawet w świecie rozpędzonej urbanizacji, nasilającej się segregacji i wyzwań klimatycznych.
Mówienie o hygge może wydawać się naiwne, kiedy stoimy w obliczu największych wyzwań społecznych naszych czasów. Surowy klimat polityczny odzwierciedla głęboki i przemożny lęk przed zmianami. Odczuwamy strach przed postępującą urbanizacją, która może potencjalnie zagrażać temu, jak żyjemy. Strach przed ludźmi, coraz liczniejszą i zmieniającą się ludnością, przeludnieniem i zagęszczeniem, segregacją społeczną i nierównościami. Strach przed zmianami klimatycznymi, nietypowymi zjawiskami pogodowymi i coraz częstszymi klęskami żywiołowymi. Te wyzwania uderzają w sam trzon kondycji ludzkiej. Powszechna reakcja na strach to ucieczka w przeciwnym kierunku, zaprzeczanie zmianom oraz zamykanie oczu na różnice zamiast podejmowania wyzwań i powitania szansy na coś nowego.
W miarę jak zwiększa się zagęszczenie miast na całym świecie, a koszty mieszkaniowe zmuszają ludzi do zajmowania coraz mniejszych przestrzeni, znalezienie równowagi pomiędzy życiem prywatnym a działaniem w społeczeństwie staje się coraz trudniejsze. Depresja i samotność są na porządku dziennym. Spędzanie większości życia we wnętrzach mechanicznie wentylowanych i sztucznie oświetlanych budynków oraz dojeżdżanie wszędzie samochodami przekłada się na pogorszenie stanu zdrowia. Tymi właśnie wyzwaniami zajmuje się Miasto życzliwe. Spędzanie większej ilości czasu na powietrzu w towarzystwie innych ludzi, przemieszczanie się i doświadczanie „życia między budynkami” 2 jest teraz ważniejsze niż kiedykolwiek.
Łączenie wyrazów „miękkie” i „miasto” może brzmieć jak oksymoron. Termin soft city wyrósł z rozmowy z profesorem Toshio Kitaharą, tłumaczem książek Jana Gehla na japoński. Profesor Kitahara zwrócił uwagę, jak często łączę ze sobą te pozornie sprzeczne słowa. W miękkim mieście chodzi o zbliżanie się do siebie, nawiązywanie przez ludzi kontaktu ze sobą nawzajem i ze wszystkimi aspektami otaczającego ich życia. Przez wiele dziesiątek lat znaczna część zainteresowań urbanistyki koncentrowała się na wymyślaniu sposobów zorganizowania działalności człowieka wewnątrz odrębnych silosów, na oddzielaniu ludzi od rzeczy i tym samym zmniejszaniu ryzyka konfliktu.
Ja chciałbym zamiast tego skupić się na tym, jak można by połączyć potencjalnie skonfliktowane aspekty codziennej egzystencji, by poprawić jakość życia.
Być może „miękkie” miasto można uznać za kontrapunkt lub wręcz uzupełnienie miasta „inteligentnego”. Zamiast szukać rozwiązania dla wyzwań nasilającej się urbanizacji w skomplikowanych, nowoczesnych technologiach, możemy zwrócić się ku rozwiązaniom prostym, niedrogim, obliczonym na niewielką skalę, niewymagającym zaawansowanej technologii, skupionym na człowieku i łagodnym – być może one pomogą nasze życie umieścić w mieście łatwiejszym, atrakcyjniejszym i wygodniejszym. Zmiękczenie podejścia może się okazać inteligentniejszym wyjściem.
Globalne ocieplenie, zagęszczenie i segregacja oraz szybko postępująca urbanizacja to trzy największe wyzwania xxi wieku. Wielu osobom jakiekolwiek zmiany dotyczące planety, ludzi i miejsc wydają się zagrożeniem dla ich stylu życia.
Ta książka zawiera pewne obserwacje na temat podstawowych aspektów miejskiej formy i projektowania, które mogą się przyczynić do tworzenia bardziej zrównoważonych i trwałych społeczności oraz zdrowszego i szczęśliwszego życia osób, które je zamieszkują. Jest podzielona na trzy główne rozdziały, a każdy z nich podejmuje jedno z wyzwań życia w XXI wieku. Pomiędzy rozdziałami zamieszczono krótkie eseje na temat kluczowych idei dotyczących utrzymania jakości życia w środowisku miejskim.
Rozdział pierwszy, „Jak budować? Lokalne życie w urbanizującym się świecie” dotyczy podejmowania wyzwania urbanizacyjnego poprzez godzenie w jednym miejscu gęstości zabudowy i różnorodności tak, żeby możliwe było prawdziwie lokalne życie. Rozdział drugi, „Ruch i komunikacja w zagęszczonym i podzielonym świecie”, traktuje zarówno o fizycznych, jak i społecznych wyzwaniach związanych z przemieszczaniem się ludzi, począwszy od przestąpienia progu naszego domu. Rozdział trzeci, „Miasto a pogoda w epoce zmian klimatu”, mówi o poprawie kontaktu ludzi żyjących w budynkach z tym, co jest na zewnątrz, by nabrali więcej świadomości sił natury i bardziej się z nimi oswoili.
Wszystkie rozdziały małymi kroczkami przechodzą od bardziej znanego (dom i miejsce pracy) do mniej znanego (szerzej rozumiane sąsiedztwo, miasto i świat). Wspólny wątek przewijający się przez wszystkie rozdziały to godzenie ze sobą gęstości i różnorodności życia w mieście w sposób, który na co dzień zapewnia wygodę, dogodność, serdeczność i tworzy społeczność.
Książka czerpie inspiracje z nordyckiej, zorientowanej na człowieka tradycji planistycznej. W 1971 roku ukazała się książka Jana Gehla Życie między budynkami II, a jego żona Ingrid Gehl równolegle wydała Bomiljø (Psychologia Mieszkaniowa) III3. Obydwie publikacje pojawiły się w przełomowym momencie w historii planistyki i ilustrują zmianę paradygmatu, jaka nastąpiła w rozumieniu ludzi i środowiska zbudowanego. Jan i Ingrid Gehlowie stworzyli przekrojowe podejście do przedkładania życia ludzkiego ponad formę architektoniczną.
Jednocześnie w Danii rodziła się nowa forma urbanistyki, tzw. ruch dense-low („gęsto i nisko”), który starał się wyważyć indywidualne i wspólne potrzeby mieszkańców. Była to trzecia droga łącząca techniki produkcji przemysłowej wykorzystywane w wielkoskalowych inwestycjach mieszkaniowych z typologicznymi szczegółami domów jednorodzinnych.
Wczesne projekty w nurcie dense-low radykalnie zmniejszały skalę, tworząc okolice przypominające zabudową wioski z wyraźnie oddzielonymi pojedynczymi domami. Można je było odróżnić dzięki małym, lecz istotnym elementom, takim jak osobne drzwi wejściowe i ogródki. Z równą uwagą projektowano wyraźnie wydzielone obszary współdzielone lub wspólne, mające promować nawiązywanie relacji społecznych między sąsiadami. W ruchu dense-low celebrowano jednocześnie indywidualność i społeczność. Ten istotny aspekt „zarówno/jak i” sfery prywatnej oraz wspólnej uwzględniał dwie pozornie sprzeczne strony natury ludzkiej: potrzebę indywidualności i potrzebę socjalizacji. Zasady przedstawione w tej książce opierają się na wartościach ruchu dense-low, lecz w formie zaktualizowanej na potrzeby zagęszczonego, wielofunkcyjnego środowiska miejskiego XXI wieku.
W tym samym czasie, w którym rozwijał się ruch dense-low, ulice i przestrzenie publiczne w Danii zaczęto przekształcać w strefy dla pieszych, począwszy od słynnej kopenhaskiej Strøget. Przynajmniej przez jakiś czas te deptaki oferowały bardziej zrównoważoną i przyjemniejszą alternatywę dla podmiejskich, zadaszonych centrów handlowych. W odpowiedzi na kryzys paliwowy w latach 1973–1974 duńskie miasta i miasteczka promowały też rower jako pełnoprawny środek transportu. Miejska infrastruktura rowerowa sprawiła, że jazda rowerem stała się bezpieczniejsza dla wszystkich uczestników ruchu, a jednocześnie zakorzeniła się w kontekście miejskim i pozostała częścią codziennego życia IV.
Na przełomie lat 70. i 80. Dania odchodziła od radykalnych i drastycznych działań likwidacji miejskich slumsów w starszych dzielnicach, które promowali modernistyczni planiści jak świat długi i szeroki, na rzecz ostrożniejszego, bardziej rozmyślnego lokalnego podejścia. Zachowywano tradycyjną strukturę zwartej zabudowy kwartału mieszkaniowego, a wiele starych budynków pozostawiono i odnowiono. W latach 80. wprowadzano również do miejskich kontekstów ekologiczne rozwiązania, np. panele słoneczne i ogrody zimowe, które przybliżały mieszkańców do natury i sprawiały, że ekologia stawała się istotna w ich codziennym życiu.
Miasto życzliwe korzysta z możliwości powiązania ze sobą planety, ludzi i miejsca. Ludzie są zachęcani do wejścia – we własnym tempie – w interakcje z otoczeniem, wyjścia z domów i miejsc pracy, by krok po kroku poznawać swoje sąsiedztwo i szeroki świat.
Zabudowa typu dense-low, ruch pieszy i rowerowy, proste zmiany oraz usprawnienia istniejących kwartałów oraz wprowadzenie ekologii łącznie sprawiły, że życie miejskie stało się bardziej społeczne i o wiele atrakcyjniejsze, zwłaszcza dla rodzin z dziećmi. Zrozumienie i troska o ludzki wymiar miała kluczowe znaczenie dla odrodzenia się życia miejskiego i umieściła Kopenhagę na mapie najlepszych na świecie miast do życia 4.
Nie mam zamiaru kopenhagizować czy skandynawizować świata. Przeszczepianie rozwiązań z jednego miejsca w inne wymaga znacznej reinterpretacji. Jednak nordyckie podejście skupione na akceptowaniu rzeczywistości, zamiast uciekaniu od niej, ma szanse poprawić jakość naszego życia. Możemy nauczyć się celebrować codzienność, a nie nad nią ubolewać, żyć w zgodzie z pogodą, żyć na miarę swoich możliwości i nie obok, lecz ze swoimi sąsiadami. W tej książce znalazły się przykłady miejsc poza Skandynawią, w tym z reszty Europy, Japonii, USA i Australii, w których, jak się wydaje, mniejszym nakładem udało się zrobić więcej.
Zurbanizowany świat jest mieszanką wielu różnorodnych miejsc z odmiennymi klimatami i kulturami, mieszkankami, mieszkańcami i krajobrazami, modelami polityki i rządzenia, mechanizmami finansowania i porządkami prawnymi. Niektóre z tych różnic dotyczą dużych i mniejszych miast, wsi, ośrodków miejskich i przedmieść w obrębie jednego kraju. Jednak pomimo tych wszystkich różnic na całym świecie dostrzegam podobne sytuacje, wyzwania i problemy. Podejrzewam, że te same podstawowe zasady mogą pomóc we wdrażaniu zmian w wielu spośród tych sytuacji. Ludzie i ich zachowania są w końcu niezwykle podobne niezależnie od miejsca, tak samo jak nasza fundamentalna potrzeba wygody i towarzystwa na co dzień.
Kilka zasad
Aktualne wyzwanie nasilającej się urbanizacji jest właściwie szansą na usprawnienie funkcjonowania miasteczek i miast. Świadomie zestawiając różnice pojawiające się w miarę zwiększającej się gęstości i różnorodności, miasta mają potencjał stać się polami korzystnych interakcji oraz platformami nawiązywania relacji. Jako sąsiedzi możemy budować stale ewoluujące przykłady miękkiej symbiozy miejskiej i odkrywać możliwości nawiązywania zdrowszych, bardziej zrównoważonych, przyjemniejszych i bardziej znaczących relacji.
Jak wyraził to Jaime Lerner, architekt i były burmistrz miasta Curitiba w Brazylii: „Miasta nie są problemem; są rozwiązaniem” 5.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Gęściej, więc lepiej
1 Jan Mencwel, Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta, Warszawa 2020.
2Raport pan. Kosztowny chaos przestrzenny, 21.03.2019, https://samorzad.pap.pl/kategoria/prawo/raport-pan-kosztowny-chaos-przestrzenny [dostęp 12.07.2020].
3 Cytat ze wstępu Sima.
4 Paulina Wilk, Pojutrze. O miastach przyszłości, Kraków 2017.
5Pittsburgh calculates environmental and economic impact of its infrastructure, 3.07.2019, https://www.smartcitiesworld.net/news/news/pittsburgh-calculates-environmental-and-economic-impact-of-its-infrastructure-4332 [dostęp: 14.07.2020].
6 Edwin Bendyk, Amsterdam, pandemia i ekorozwój, 9.04.2020. https://antymatrix.blog.polityka.pl/2020/04/09/amsterdam-pandemia-i-ekorozwoj/ [dostęp: 14.07.2020].
7The Amsterdam City Doughnut. A tool for Transformative Action.https://www.kateraworth.com/wp/wp-content/uploads/2020/04/20200416-AMS-portrait-EN-Spread-web-420x210mm.pdf [dostęp: 14.07.2020].
8 Amy Fleming, The case for… making low-tech 'dumb' cities instead of 'smart' ones, 15.01.2020 https://www.theguardian.com/cities/2020/jan/15/the-case-for-making-low-tech-dumb-cities-instead-of-smart-ones [dostęp: 15.07.2020].
9Digital pollution: emails and carbon emissions, 14.06.2019, https://cleanfox.io/blog/digital-pollution-en/digital-pollution-emails-and-carbon-emissions [dostęp: 15.07.2020].
10 Richards H. Thalera, Cassa R. Sunstein, Impuls – jak podejmować właściwie decyzje dotyczące zdrowia, dobrobytu i szczęścia, Poznań 2017
11 Olga Tokarczuk, Czuły narrator, przemowa noblowska.
12 Ibidem.
13 David Sim, Miasto życzliwe, Wysoki Zamek, Kraków 2020.
14 Ibidem.
15 Ibidem.
16 Ibidem.
17 Ibidem.
18 Ibidem.
19 N. N. Taleb, Czarny łabędź, Wydawnictwo Zysk i S-ka 2014, tłum. Olga Siara, s. 304.
20 Charles Montgomery, Miasto szczęśliwe, Wysoki Zamek, Kraków 2015, tłum. Tomasz Tesznar, s. 68.
21 Paweł Kubicki, „Nowi mieszczanie – nowi aktorzy na miejskiej scenie”, Przegląd Socjologiczny 2011 | 60 | 2-3 | 203-227
Wstęp. Od Życia między budynkami do Miasta życzliwego
1 Inger Christensen, It, przekł. Susanna Nied, New Directions, Nowy Jork 2006, duński oryginał opublikowany w 1969 r.
2 Jan Gehl, Life between Buildings, tłum. Jo Koch, Island Press, Washington d.c. 2011, duński oryginał opublikowany w 1971 r.
3 Jan Gehl, Life between Buildings, tłum. Jo Koch, Island Press, Washington d.c. 2011, duński oryginał opublikowany w 1971 r., Ingrid Gehl, Bomiljø, sbi Rapport 71, Kopenhaga 1971.
4 Por. Badanie jakości życia magazynu Monocle, w którym Kopenhaga została trzykrotnie okrzyknięta najbardziej przyjaznym miastem do życia (2008, 2013, 2014). W rankingu Metropolis’s znalazła się na pierwszym miejscu w 2016, a w rankingu The Economist za okres 2005-2018 zajęła dziewiąte miejsce.
5 Jaime Lerner, Planning Report, październik 2007: https://www.planningreport.com/2007/11/01/jaime-lerner-cities-present-solutions-not-problems-quality-life-climate-change [dostęp: 14.04.2019].
DAVID SIM jest dyrektorem kreatywnym i partnerem w biurze architektonicznym Gehl Architects. Wykształcenie architektoniczne zdobywał w swojej rodzinnej Szkocji oraz w Skandynawii. Teraz specjalizuje się w planowaniu miejskim i realizacjach projektowych na całym świecie. Opracował wiele narzędzi służących angażowaniu mieszkańców w ramach nadawania planom zagospodarowania elastyczniejszej formy. Badał metodologie budowania większej gęstości i zróżnicowania środowiska urbanistycznego z uwzględnieniem ludzkiej skali. Ma również na koncie długą karierę uznanego edukatora i wykładowcy. Na uniwersytecie w Lund przez siedem lat zajmował się reformowaniem edukacji architektonicznej z orientacją na bardziej holistyczne podejście. David Sim, urbanista i optymista, najlepiej czuje się, pracując w terenie i przy realizacji projektów, gdzie może tworzyć kreatywne rozwiązania problemów we współpracy z lokalnymi partnerami.
Zdjęcie: Laura Stamer
JOANNA ERBEL – socjolożka, działaczka miejska, ekspertka do spraw mieszkaniowych. Założycielka Fundacji Blisko zajmującej się wspieraniem aktywności lokalnych i tworzeniem wiedzy na temat innowacji mieszkaniowych. Koordynowała prace nad przygotowaniem polityki mieszkaniowej i programu Mieszkania 2030 dla Miasta Stołecznego Warszawy. Członkini grupy eksperckiej Laboratorium Rynku Najmu oraz CoopTech Hub w CIC Warsaw. Autorka książki Poza własnością. W stronę udanej polityki mieszkaniowej. Współpracowniczka Fundacji A/typowi działającej na rzecz neuroróżnorodności.
JAN GEHL – duński architekt i urbanista, uważany za ojca humanistycznej urbanistyki. Jego działalność w zakresie ludzkiego spojrzenia na życie codzienne w miastach i miasteczkach skupia się na miejscach tworzonych z myślą o ludzkiej skali, doświadczeniach użytkowników ulic dostępnych na wysokości wzroku, jeździe rowerem po mieście i komfortowych mikroklimatach. Jego pierwsza książka, Życie między budynkami, uważana jest za przełomowy tekst w tej dziedzinie. Kluczowa, tytułowa przestrzeń „pomiędzy” stanowi również odzwierciedlenie interdyscyplinarnego charakteru badań i wiedzy wypracowywanej przez Gehla we współpracy z Ingrid, psycholożką i jego żoną. Jan Gehl poświęcił życie prowadzeniu badań i nauczaniu, a także pisaniu książek, m.in. Miasta dla ludzi. Znalazł również czas na praktykę architektoniczną i w 2011 roku założył biuro Gehl Architects, co umożliwiło mu wprowadzanie swoich teorii w życie w ramach projektów realizowanych na całym świecie.
KLEMENTYNA DEC – tłumaczka języka angielskiego, warszawianka, ale miejska nomadka, absolwentka Instytutu Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego. Regularnie współpracuje z wieloma stołecznymi instytucjami kultury, m.in. Biennale Warszawa, MSN, Muzeum Warszawy i organizacjami pozarządowymi. Tłumaczy również literaturę dziecięcą.
WERONIKA MINCER – absolwentka Instytutu Lingwistyki Stosowanej na Uniwersytecie Warszawskim. Jej tłumaczenia ukazały się w takich wydawnictwach jak Znak, Muza, WAB. Stale współpracuje z wydawnictwem Wysoki Zamek. Członkini Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury. Mieszka i pracuje w Warszawie, po której porusza się rowerem.
Birgitte Svarre
Marie Boye Thomsen
Scott Przibella
Martin Nelson
Camilla Siggard-Andersen
Anne Louise Brath Severinsen
Mads Kjær
Elena Bałabanska
Anna Lindgaard Jensen
Arianna Bavuso
Samuel Csader
Fotografie w książce są głównie autorstwa Davida Sima. Autor składa podziękowania dla Larsa Gemzøe za znalezienie trudniejszych do odszukania motywów w jego imponującej kolekcji.
Published by arrangement with Island Press
© Copyright Gehl Architects Finance & Administration ApS, 2019
© Copyright for the Polish translation by Klementyna Dec (rozdziały 1-5), 2020
© Copyright for the Polish translation by Weronika Mincer (rozdziały 6-10), 2020
© Copyright for the foreword by Joanna Erbel, 2020
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2020
Tytuł oryginalny: Soft City. Building Density for Everyday Life
Opieka redakcyjna: Jacek Tokarski
Redakcja merytoryczna: Wojciech Nowakowski
Redakcja: Katarzyna Szuster
Korekta: Mariola Będkowska
Koncepcja publikacji: David Sim
Projekt okładki i ilustracje: David Sim i współpracownicy (patrz strona obok)
Projekt graficzny polskiego wydania i skład: Maria Pałejko, Piotr Pałejko/tuPałejko
Wydawnictwo Wysoki Zamek
ul. Dzielskiego 2 lok. 225, 31-420 Kraków
tel. +48 12 411 05 56
e-mail: [email protected]
Zapraszamy do naszej księgarni internetowej:www.wysokizamek.com.pl
ISBN 978-83-956802-8-1
Tłumaczenie książki wsparł finansowo Tomasz Andryszczyk
Tomasz Andryszczyk – ekspert w zakresie komunikacji politycznej i były samorządowiec. W latach 2006-2011 rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy. Współautor koncepcji Warszawskiej Dzielnicy Społecznej (wraz z Wojciechem Koteckim i Joanną Erbel). Obecnie pracuje nad swoją pierwszą inwestycją deweloperską w Warszawie.
W 2015 roku wydaliśmy książkę kanadyjskiego dziennikarza i pisarza Charlesa Montgomery’ego Miasto szczęśliwe. Jej sukces przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Książka – popularna początkowo wśród aktywistów i osób zainteresowanych urbanistyką, została z czasem okrzyknięta lekturą obowiązkową dla wszystkich decydentów mających wpływ na kształt naszych miast. Zaczęli ją czytać prezydenci, burmistrzowie, radni i urzędnicy miejscy. Jej wpływ na zmiany w miastach widać gołym okiem.
Książka, którą Czytelniku trzymasz w ręku, jest siódmą z serii MIASTO SZCZĘŚLIWE. Planujemy systematycznie wydawać następne tytuły, poruszające kolejne obszary życia miejskiego, które wymagają omówienia.
Uważamy, że dobrze zaprojektowane miasto, napędzane energią swoich mieszkańców, może być świetnym miejscem do życia. Wiemy, że nasze miasta nie są idealne, ale chcemy je zmieniać w dobrym kierunku. Wierzymy, że miejskie książki, które wydajemy, inspirują, otwierają oczy niedowiarkom i dają argumenty w dyskusji.
I W 2014 r. wydana w języku polskim przez Fundację Centrum Architektury (przyp. wyd.).
II Polskie wydanie 2009 r. (przyp. red.).
III Oryg. Bo-miljø (The Psychology of Housing). W niektórych źródłach dopisek w nawiasie jest tłumaczony też jako „Living environment”, czyli „środowisko mieszkalne” (przyp. red.).
IV Opodatkowanie samochodów osobowych w Danii należy do najwyższych na świecie. To świadoma polityka państwa zmierzająca do zmniejszenia liczby aut na ulicach (przyp. red.).