Mimozami jesień się zaczyna - Korolewicz Danuta - ebook + audiobook + książka

Mimozami jesień się zaczyna ebook i audiobook

Korolewicz Danuta

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Po rozwodzie i utracie pracy Alicja nie ma wyboru – musi rozpocząć nowy rozdział w życiu. Niespodziewanie trafia jej się okazja, gdy otrzymuje ofertę pracy jako pokojówka w rezydencji lokalnych bogaczy. Wkrótce odbywa się tam wesele najstarszej córki właścicieli. Trup w mimozach to doprawdy niecodzienny akcent po uroczystości…

Zaskakujące zbiegi okoliczności sprawiają, że Alicja staje się jedną z podejrzanych o morderstwo. Tropy prowadzą w różne strony, przesłuchania się przedłużają, a zabójca pozostaje nieuchwytny.

Kto w rezydencji skrywa straszną tajemnicę?

Czy będzie kolejna ofiara?

Czy policyjnym śledczym uda się rozwiązać sprawę?

Danuta Korolewicz zaprasza do rozwikłania zagadki kryminalnej!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 304

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 46 min

Lektor: Danuta Korolewicz
Oceny
4,0 (57 ocen)
23
17
13
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewelina2611

Nie oderwiesz się od lektury

"Mimozami jesień się zaczyna" Danuta Korolewicz LUCKY Wydawnictwo to wciągająca powieść, której nie można odłożyć na bok i wrócić za chwilę. Czytałam ją z zapartym tchem do ostatniej kartki chcąc odkryć rozwikłanie zagadki. Nie spodziewałam się tak wciągającej lektury. Lubię zagadki, krwawe ofiary i dopracowanie akcji. Na rozwikłaniu zagadki, skupia się całkowitą uwagę, a jej wyjaśnienie zszokuje nie jednego czytelnika. "Nie wiadomo, co jest na zewnątrz, dopóki nie otworzy się okna i nie wychyli głowy. Nie wiadomo co będzie jutro, pojutrze, bo wszelkie plany mogą się nagle rozsypać jak potłuczone lustro". Alicja Stankiewicz w końcu jest wolna. Rozwód dodał jej skrzydeł, wszystko miało się powoli poukładać. Niestety utrata pracy w muzeum, zmusza ją do podjęcia decyzji. Zatrudnia się jako pokojówka i pomoc przy weselu najstarszej córki u lokalnych bogaczy Richterów. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie zaskakujące odkrycie podczas spaceru. Trup w mimozach to niecodzienny widok. Alicja zo...
10
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

całkiem ciekawa historia ..
00
Mike781

Z braku laku…

Jako ebook da się zmęczyć. Ale audiobook, nie do słuchania. Fatalni lektorka. Przykre🙁
00
Solind

Dobrze spędzony czas

Zaskoczyła mnie ta książka. Może to przez tą okładkę, która zupełnie nie pasuje do reszty. Zabrałam się za jej czytanie z przeświadczeniem, że stracę czas na kolejną źle dopracowaną powieść, a tu takie zdziwienie. Książka jest naprawdę interesująca i zupełnie nie żałuję czasu z nią spędzonego. Fabuła prowadzona jest może ciut chaotycznie, bo nie zawsze od razu załapałam z czyjej perspektywy jest prowadzona narracja, ale byłam zmęczona podczas czytania, więc to mogła być wina tego, a nie książki. Polecam zapoznać się z powieścią, bo przyjemnie umila czas.
00
KatrineXXX

Całkiem niezła

Cóż, te kryminały pisane przez autorów książek obyczajowych są specyficzne. Ja lubię wątki obyczajowe w kryminałach, więc to stanowi plus takich powieści. Ale brakuje tej adrenaliny, która występuje w rasowych kryminałach. Tutaj wymiar kryminalny jest dość płaski i mało tajemniczy. Ja bym określiła, iż jest to książka obyczajowa z elementami kryminału i romansu. Można przeczytać, ale szału nie robi... 😉
00

Popularność




Copyright © Danuta Korolewicz Copyright © 2022 by Lucky
Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Autor zdjęcia na okładce: HanaPhoto (stock.adobe.com)
Skład i łamanie: Mariusz Dański
Redakcja i korekta: Barbara Ramza
Wydanie I
Radom 2022
ISBN 978-83-67184-18-2
Wydawnictwo Lucky ul. Żeromskiego 33 26-600 Radom
Dystrybucja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
Konwersja: eLitera s.c.

Moim siostrom

Palmirze i Lucynie

oraz szwagrom

Romanowi i Marianowi

Rozdział 1

Ogród Botaniczny skąpany był we wrześniowym słońcu. Drzewa, krzewy i trawa jeszcze oszałamiały soczystą zielenią, tylko gdzieniegdzie na gałęziach rozłożystych drzew prześwitywały złote i rude odcienie. Końcówka września była ciepła i słoneczna.

Alicja wypatrzyła lekko wysuniętą na ścieżkę ławkę pomiędzy krzewami i z ulgą na niej usiadła. Rozpięła kurtkę, zamknęła oczy i wystawiła twarz ku słońcu, powoli tracącemu już swój blask. Znalazła wymarzone miejsce na chwilę relaksu. Chciała zapomnieć o niedawnych wydarzeniach. Pragnęła spokoju, ciszy przepojonej świergotem ptaków, jesiennego ciepła i zgaszonych barw, a nade wszystko złapania oddechu po dwóch latach nieudanego małżeństwa, które dziś wreszcie zakończyło się rozwodem.

Kiedy po rozprawie wyszła z sądu, pierwsze kroki skierowała do pobliskiego Ogrodu Botanicznego. W jego magicznej scenerii mogła nie tylko zaczerpnąć pełną piersią świeżego powietrza, lecz także zacząć się cieszyć swobodą, o jakiej marzyła. Koniec z podejrzeniami o zdradę i kłamstwa, chłodem i obojętnością wobec niej, cichymi dniami, smutkiem, że źle ulokowała uczucia. Przez ostatni rok przed rozwodem miała wrażenie, jakby chodziła w za ciasnym gorsecie.

Nareszcie go zdjęła!

Teraz poczuła smak wolności. Niczym nieskrępowanej, bez dogadzania obiadkami, bez pełnych niepokoju telefonów i obaw, że coś złego się między nimi dzieje, bez pytań, kiedy wróci, a potem czekania, aż przyjdzie i opowie jakąś bajeczkę o tym, co takiego zatrzymało go dłużej w pracy.

Miała dwadzieścia pięć lat i była wolna!

Otworzyła oczy i z przyjemnością rozejrzała się wokół. Zanuciła pod nosem wers piosenki Wspomnienie śpiewanej przez Czesława Niemena: „mimozami jesień się zaczyna”. Piosenka już jej nie drażniła jak wtedy, kiedy jej już były mąż ją podśpiewywał, z biegiem czasu melodia zaczęła przywoływać w pamięci Alicji szczęśliwe dni, które minęły.

Wyjęła z torebki telefon. Rodzice z pewnością czekają na widomość od niej. Prosiła, żeby nie przychodzili do sądu, nie chciała widzieć ich niespokojnych oczu i słuchać cichych rozmów na jakieś banalne tematy.

Wyszukała numer telefonu matki.

– Mamo, już po rozprawie. Nareszcie jestem wolna! – zawołała, gdy ta odebrała. – Przyjdę do was na obiad, ale teraz muszę zostać sama. Upajam się wolnością!

– Bardzo się cieszę. Nie będę powtarzać, że ostrzegałam cię przed trzydziestoletnim rozwodnikiem. – W głosie matki brzmiało zadowolenie.

Alicja się roześmiała.

– Właśnie to powtórzyłaś. Zostały mi jeszcze drobne sprawy do uregulowania, ale dzisiaj nie chcę o tym myśleć.

– Jakie sprawy? – zaniepokoiła się kobieta. – Przecież ustaliliście, że sprzedacie mieszkanie i podzielicie się pieniędzmi. Wiesz, że pomożemy ci w zakupie czegoś mniejszego. Chyba nie będziecie mieszkać razem do tego czasu?

– Nie, on się wynosi, nawet nie wiem dokąd. A kwestia mieszkania już się rozwiązała, mamy kupca. To na razie, mamo. Muszę jeszcze gdzieś zadzwonić. Pa.

– Czekamy z obiadem.

Pełna optymizmu z powodu wkroczenia na „nową drogę życia” połączyła się z Bogną, przyjaciółką z pracy, chcąc podzielić się z nią radosną wiadomością. Pracowały razem w muzealnym biurze, i to biurko w biurko.

– Cześć! Nareszcie! – wykrzyknęła radośnie do słuchawki. – Mam rozwód! Jutro o wszystkim ci opowiem. Teraz trochę się powłóczę, bo adrenalina mnie wręcz rozsadza, a potem jadę do rodziców na obiad. Jak to dobrze, że nie muszę już myśleć, co ugotować mężusiowi. – Alicja była szczęśliwa.

– Cieszę się razem z tobą. Gdzie teraz jesteś? W domu?

– Na łonie przyrody w Ogrodzie Botanicznym. Jutro pogadamy. Na razie.

Alicja schowała telefon do torebki i zdjęła z włosów kolorową gumkę zbierającą je w koczek. Potrząsnęła głową. Długie, brązowe włosy opadły na ramiona. Koniec z upinaniem, związywaniem włosów nad garami, chce poczuć, jak wirują wokół jej twarzy, a ona odgarnia niesforne kosmyki.

Wolnym krokiem wyszła z ogrodu. Rozpierała ją radość i z trudem hamowała rozlewający się na twarzy uśmiech, kiedy spostrzegła ciekawskie spojrzenia rzucane przez mijających ją przechodniów.

Teraz spacerkiem na Górę Zamkową, z której roztacza się piękny widok na Wisłę i okolice Grudziądza. Nie planowała wchodzenia na taras wieży Klimek, wystarczyło jej oprzeć się o balustradę ogrodzenia, poczuć zapach wiatru i nacieszyć się przyrodą.

Wpatrzyła się w szarą wstążkę rzeki. Takie szare było jej dotychczasowe życie, ale już nabiera barw. Czy będzie jej żal opuścić mieszkanie? Nie, za dużo tam wspomnień, wspólnych rzeczy. Podział majątku przebiegł spokojnie. W zasadzie polegało to na przekazaniu środków z konta w banku i podziale biżuterii, którą mąż kupował jej w trakcie małżeństwa. Ta część, którą on zabierał, była przeznaczona pewnie dla „tej drugiej”. Alicji na tym nie zależało, a oboje chcieli mieć rozwód już za sobą. Jej eksmąż z zawodu był inżynierem, pracował w dobrze prosperującej firmie budowlanej i świetnie zarabiał. Kłopotów finansowych więc nie mieli, choć jej wynagrodzenie stanowiło zaledwie małą część jego zarobków. Samochód był jego własnością jeszcze przed zawarciem małżeństwa, toteż nie było z tym problemu. Pozostała jeszcze kwestia mebli. On zrzekł się całości wyposażenia i wystroju na jej korzyść, a ona nie była pewna, czy jej się przydadzą.

Kupiec długo się nie namyślał, oglądając mieszkanie. Położone w kamienicy, duży metraż, zadbane, słoneczne. Wyglądał raczej na handlarza nieruchomościami niż na kogoś, kto chce tam zamieszkać. Po transakcji zgodził się, by pozostała w nim do czasu kupna nowego lokum. Jej mąż od razu zapowiedział, że się wyprowadza.

Alicja cicho zanuciła „mimozami jesień się zaczyna...”. Jakie to piękne, wzruszające słowa i cudowna melodia.

Zabrzmiał dzwonek telefonu. Spojrzała na wyświetlacz. Matka.

– Złapię taksówkę i zaraz będę u was – rzuciła.

Dopiero teraz, kiedy pierwsza fala euforii minęła, poczuła, jaka jest głodna. To będzie pierwszy obiad od dawna, przy którym nie będzie myśleć, co przyniesie kolejny dzień. Przyszłość malowała się jej w jasnych barwach. Bez reszty pochłonie ją praca w sekretariacie muzeum i plany. Od teraz sama będzie decydowała o większych domowych zakupach, wybierała miejsce, gdzie spędzi urlop, gdzie zamieszka. Tak, po pierwsze zacznie szukać ofert sprzedaży mieszkań.

Taksówką pojechała na osiedle, na którym mieszkali jej rodzice. Kiedy stanęła przed ich drzwiami, spojrzała na widniejącą na nich wizytówkę. Wolscy. Dwa lata temu była jeszcze... Alicją Wolską, a teraz... Alicją Stankiewicz... Ech! Ty życie!

Obiad smakował wyśmienicie.

Alicja widziała nieme pytanie w oczach rodziców, ale dopiero przy deserze, wspaniałej szarlotce, zdała im relację z rozprawy sądowej.

– Cieszę się, że mam już to za sobą. – Spojrzała na pogodną twarz matki. – Więcej zmartwień ci nie przysporzę, mamo.

– Już o tym nie mówmy. Bardzo przeżywaliśmy z ojcem ten dzisiejszy ranek. Ale teraz wreszcie koniec z kroplami na uspokojenie – odrzekła Wolska z ulgą.

– Powiedz, ile pieniędzy ci brakuje na kupno mieszkania? – zapytał rzeczowo ojciec, rozsiadając się wygodnie w fotelu.

– Nie wiem, jeszcze nie przeglądałam żadnych ofert. Sprawdzę w Internecie albo przejdę się po biurach nieruchomości.

– Tam nie chodź. – Skrzywił się. – Zedrą z człowieka skórę, najlepiej kupić coś okazyjnie z ręki do ręki.

– Pomyślę o tym. Ale nie chciałabym korzystać z waszych oszczędności, może wystarczy mi pieniędzy. Albo wezmę jakiś mały kredyt...

– Nie ma mowy – przerwał jej w połowie zdania ojciec. – Zapomnij o bankach. Masz nas, rodziców.

– Dziękuję wam, ale wrócimy do tematu za jakiś czas. – Alicja położyła dłoń na czole. – Co za dzień! Czuję, jakby głowę ściskała mi obręcz. Pojadę do siebie i się położę. Za dużo dzisiaj wrażeń.

Alicja wstała, ale stanowczy głos matki zatrzymał ją, ledwie zrobiła krok w stronę przedpokoju.

– Nigdzie nie pójdziesz, dzisiaj przenocujesz u nas. Przecież mamy wolny pokój. Twój. Zaraz założę tam pościel i możesz się kłaść.

Alicja pokiwała głową.

– Dobry pomysł. Jestem taka zmęczona, jakbym od rana ciężko fizycznie pracowała. Wezmę prysznic i się położę. Muszę się wyspać, rano idę do pracy. Wzięłam wolne tylko na dzisiaj.

– Zrobię ci herbaty i postawię na nocnym stoliku. Tak jak kiedyś – wspomniała z rozrzewnieniem Wolska.

– Pamiętam. Czasem wspominałam... jak to kiedyś było. On... na szczęście już były, nie przynosił mi herbaty do łóżka, to ja mu przynosiłam. Do rana szklanka stała pełna... – W głosie Alicji zabrzmiała gorycz.

– Idź już do tej łazienki. – Ojciec przerwał te niewesołe wspominki. – O której cię obudzić?

– Nie trzeba. Nie mam problemów z budzeniem się rano.

Alicja zniknęła za drzwiami łazienki. Znowu było jak dawniej. Prysznic, ulubiony szampon, w szafkach pachnące ręczniki, duże lustro.

Wpatrzyła się w swoje odbicie. Zmyty makijaż odsłonił zmęczenie, podkrążone oczy, pobladłą twarz, wokół której zwisały mokre kosmyki długich, brązowych włosów.

– To nic – szepnęła. – Od jutra będzie inaczej. Nauczę się żyć na nowo. Bez pośpiechu, patrzenia na zegarek, podejrzeń o zdradę i myśli o tej drugiej, których nie da się niczym zagłuszyć.

Wysuszyła włosy, włożyła piżamę i wyszła z łazienki. W jej dawnym pokoju na nocnym stoliku stała szklanka z herbatą. Jak dawniej. Wypiła połowę i z przyjemnością zanurzyła się w pachnącej świeżością pościeli. Dawny pokój znów był dla niej oazą spokoju, beztroski, rodzinnego ciepła, którego mąż jej nie dał.

***

Poranek był rześki. Gorące lato minęło bezpowrotnie, choć niebo nie straciło jeszcze swojej błękitnej barwy i zapowiadało kolejny ciepły dzień.

Alicja w drodze do pracy wysiadła z autobusu przystanek wcześniej. Chciała nacieszyć się porankiem, pierwszym dniem wolności i zanim wejdzie do muzeum, przejść przez pobliską Bramę Wodną, by popatrzeć na Wisłę. Stojąc przy kamiennych schodach, wzięła głęboki oddech. Czuła się po prostu cudownie.

Weszła do pracy i pełna energii już od progu rzuciła pochylonej nad biurkiem przyjaciółce:

– Cześć! Dzieje się coś? Przyszły jakieś nowe zbiory? – szczebiotała uśmiechnięta, zdejmując kurtkę i krzątając się po pomieszczeniu.

– Nic nie przyszło. – Bogna uniosła głowę. – Słuchaj... dobrze, że już jesteś...

– Co z tobą? Mówisz tak jakoś... Jesteś chora? – Alicja wypytywała zdziwiona.

– Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Przed chwilą dzwonił kustosz i pytał o ciebie.

Alicja usiadła przy biurku i patrzyła na zasępioną twarz przyjaciółki.

– Po co? Stało się coś w ciągu jednego dnia mojej nieobecności w pracy?

– Nic się nie stało... – Bogna miała niewyraźną minę. – Powiedział, żebyś zgłosiła się do niego od razu po przyjściu, więc lepiej idź. Wiesz, że nie lubi długo czekać.

Alicja z niedowierzaniem zapytała:

– Naprawdę nie wiesz, dlaczego wzywa mnie na dywanik?

– Zaraz się dowiesz. A ja... – Bogna urwała. – Porozmawiamy, jak wrócisz.

– Jesteś taka tajemnicza, że zaczynam się bać.

Przyjaciółka nie odpowiedziała. Zaczęła przekładać dokumenty na biurku z miejsca na miejsce.

Alicja wzięła głęboki oddech, wstała, wyszła z ich pokoju i ruszyła w głąb korytarzyka. Przed drzwiami gabinetu kustosza przystanęła.

Niech się dzieje, co chce.

Weszła do pokoju, w którym dostępu do przełożonego broniła jego asystentka.

– Dzień dobry. Szef mnie wezwał...

Kobieta kiwnęła głową.

– Proszę wejść.

Gabinet kustosza był przestronny, z wiekowym biurkiem pośrodku i szafą w takim samym stylu na całej długości ściany. Lekko zacieniony na wpół zasuniętymi ciężkimi zasłonami stwarzał przyjemny klimat do rozmowy.

Alicja z bijącym mocno sercem weszła do środka i przystanęła przy biurku.

– Dzień dobry. Miałam się do pana zgłosić.

Mężczyzna w średnim wieku, ubrany w szary garnitur, spojrzał na nią przelotnie i wskazał fotel.

– Proszę usiąść. – Po czym zagłębił się w lekturze jakichś dokumentów.

Długą chwilę trwała cisza. Alicja próbowała sobie przypomnieć, czy nie popełniła ostatnio błędów lub nie spóźniała się do pracy, ale nic jej nie przychodziło do głowy.

Kustosz oderwał wzrok od papierów i spojrzał na nią.

– Pracuje pani w muzeum cztery lata. – Raczej stwierdził, niż zapytał.

– Tak.

– Pani Alicjo, ja... jestem zadowolony z pani pracy, ale niestety na nasz przybytek kultury przyszło cięcie etatów. Musiałem podjąć trudną decyzję, kto odejdzie. Pani ma średnie wykształcenie, a pani Bogna skończone studia kierunkowe. Zgodne z profilem naszego muzeum. No i ma dłuższy staż pracy.

Przez chwilę patrzył ponad jej głową, jakby się namyślał nad dalszym przebiegiem tej przykrej dla pracownicy rozmowy.

– Czy to oznacza, że otrzymam wypowiedzenie? – zapytała Alicja przez ściśnięte gardło, chociaż wiedziała, że pytanie było zbyteczne.

Kiwnął potakująco głową i bezradnie rozłożył ręce.

– Niestety. Zgodnie z regulaminem pracy obowiązuje panią trzymiesięczny okres wypowiedzenia i jeżeli ma pani zaległy urlop, to proszę go wykorzystać.

– Mam zaległy urlop... – Alicja zaledwie wymamrotała. – Jestem zaskoczona... Nie spodziewałam się takiej wiadomości... ale jeżeli pan tak zadecydował... to nie mam nic do powiedzenia. Nic nie wiedziałam o zwolnieniach... byłam zajęta sprawami osobistymi....

– Słyszałem o pani problemach rodzinnych. Tym bardziej żałuję, że tak się stało. – Kustosz chyba mówił szczerze.

– No cóż, zacznę szukać sobie nowej pracy. – Skomentowała jego decyzję w miarę spokojnym głosem.

– Kadry przygotują pani niezbędne dokumenty. Chciałbym zatrzymać ten etat, ale niestety to zarządzenie odgórne.

Alicja wstała.

– Rozumiem. Czy mogę wrócić do pracy?

– Tak. Proszę.

Nie pamiętała drogi z gabinetu kustosza do sekretariatu. Wiadomość o zwolnieniu brzmiała jak kiepski żart. To, że dzień wcześniej nie posiadała się z radości, wydawało jej się nierealne. Teraz czuła, jakby przygniatał ją jakiś nieznośny ciężar.

Usiadła na swoim miejscu i oparła się łokciami o blat biurka. Spojrzała na Bognę i gorzko zanuciła:

– Kłopotami jesień się zaczyna, złotawa, smutna, niemiła...

– Nie wiem, co ci powiedzieć. Że mi przykro? To nic nie znaczy. Głupio mi, że zostaję, ale przecież nie pójdę do niego i nie powiem, żeby mnie zwolnił. – Bogna patrzyła na nią z nieudawanym współczuciem.

– Wiedziałaś o tym? – zapytała Alicja łamiącym się głosem.

– Od kilku dni. Kadrowa nabrała wody w usta i dopiero z księgowości wyszła plotka, która okazała się prawdą. Nie chciałam ci nic mówić, byłaś przejęta swoimi sprawami... rozwodem... mieszkaniem... Czekałam, aż te wieści do ciebie dotrą, ale byłaś myślami gdzieś daleko. Miałam nadzieję, że w ostatniej chwili coś się stanie i zostaniesz.

Alicja była zdruzgotana.

– Mam trzy miesiące na szukanie pracy.

– Pomogę ci. Zadzwonię do wszystkich moich znajomych i wypytam, czy wiedzą coś o jakichś wolnych etatach gdzieś.

– Dzięki, ale wiesz, jak jest z pracą w naszym mieście. W pośredniaku na tablicy wiszą oferty, a jak się gdzieś zgłosisz, to okazuje się, że są już nieaktualne. – Alicja machnęła ręką z rezygnacją. – Wezmę zaległy urlop i pochodzę po firmach. Przy okazji pozaglądam do biur sprzedaży nieruchomości, może trafię na jakąś ofertę na moją kieszeń.

– W tym też ci pomogę... – Bogna wysunęła propozycję, ale Alicja jej przerwała:

– Dziękuję ci, ale nie zawracaj sobie mną głowy. Poradzę sobie. Na razie nie powiem rodzicom o zwolnieniu. I tak bardzo przeżywali mój rozwód, nie chcę przysporzyć im dodatkowych zmartwień. – Alicja sięgnęła po chusteczkę i otarła policzki. – Głupie łzy – powiedziała cicho.

– Ja bym pewnie jeszcze gorzej to przeżywała, tym bardziej że pracuję tutaj dłużej od ciebie. – Bogna starała się ją pocieszyć. – Postarajmy się przetrwać ten dzień.

– Jasne. Weźmy się do pracy, chociaż najchętniej już od dzisiaj wzięłabym urlop. Ale poradziłam sobie z rozwodem, to i zwolnienie z pracy udźwignę!

Godziny wlekły się w nieskończoność. Alicja z kamienną miną schowała wypowiedzenie umowy o pracę do torebki. Zaledwie na nie spojrzała. Wreszcie wybiła siedemnasta.

– Wpadniesz do mnie wieczorem? – zaproponowała Bogna.

– Nie dam rady. Muszę wziąć się za szukanie mieszkania. Nie mam wielkich wymagań ze względu na finanse, a poza tym chcę jak szybciej się wynieść. Część mebli wezmę, a resztę rozdam. Nie chcę wracać do rodziców, nie potrafiłabym im powiedzieć o utracie pracy. Dość się już namartwili, kiedy się rozwodziłam. – Alicja mówiła jednym tchem, jakby chciała zagadać przykrą rozmowę u kustosza i nie zdradzić się z łamaniem głosu.

– Doskonale cię rozumiem. Chodźmy.

Przed muzeum uściskały się na pożegnanie.

– Do jutra. Jak się namyślisz, to wiesz, gdzie mieszkam – rzuciła na odchodnym Bogna.

Alicja pokiwała głową.

Kolejne dni były ciągiem telefonów, wizyt w biurach nieruchomości i zaciskania zębów ze złości na wygórowane ceny mieszkań. Kupiec zaczął nalegać, by już się wyprowadziła, zresztą sama chciała zrobić to jak najszybciej, bo przestrzeń, którą wcześniej dzieliła z mężem, stała się dla niej obca, pusta, a każdy kąt przywoływał przykre wspomnienia.

Któregoś dnia nieoczekiwanie trafiła na dwupokojowe mieszkanie z obiegu wtórnego i kiedy je obejrzała, od razu przypadło jej do serca. Niezbyt duży metraż, słoneczne, od szczytu budynku i co najważniejsze na ostatnim, czwartym piętrze. Nikt nie będzie jej tupał nad głową, co mogłoby się zdarzyć, gdyby wybrała niższe piętro.

Lokal wymagał niedużego remontu, a w zasadzie solidnego odświeżenia, toteż właściciel zgodził się nieco opuścić pierwotną cenę.

– Wspaniale! – ucieszyła się Alicja.

Mina jej zrzedła, kiedy ustalili finalną kwotę. Nie miała tyle pieniędzy.

– Czy mogę wpłacić panu całość na konto za... dwa dni? – zapytała i z niepokojem czekała na jego odpowiedź.

– Hmm... – chrząknął. – No wie pani... są inni chętni... ale dobrze. Tylko dwa dni – zastrzegł.

Po dobiciu targu Alicja z niepewną miną zjawiła się w mieszkaniu rodziców. Usiadła na kanapie.

– Co się stało? – Wolska bystrym wzrokiem patrzyła na jej twarz.

– Nic złego... Znalazłam odpowiednie mieszkanie, ale...

– Ile? – krótko zapytał ojciec.

Kiedy wymieniła kwotę, podniósł się i rzucił:

– Idę do banku. Zaczekaj na mnie.

– Jesteście kochani! – Alicja nie mogła pohamować radości. – Za dwa dni będę już spać u siebie! Zaraz zamówię na jutro firmę do przeprowadzki! Dzisiaj spakuję rzeczy do worków, a drobiazgi wezmę ze sobą.

– Gdzie jest to mieszkanie? – dopytywała matka. – Dobrze by było, gdybyś mieszkała blisko nas.

– Blisko, mamo. Będę częściej was odwiedzać. To na sąsiednim osiedlu, na Południowej.

– Będziesz miała dalej do pracy.

– To nie ma znaczenia... – Alicja zająknęła się. – Może uda mi się kupić jakiś używany samochód. Ale na razie ważniejsze jest własne mieszkanie.

– Ja też tak myślę. Zjesz coś? Na pewno nie jadłaś nic gorącego. – Wolska wstała i skierowała się do kuchni.

– Zaczekaj, mamo. Nic nie rób. Jak tylko przyjdzie ojciec, wychodzę. Mam mało czasu – szybko powiedziała Alicja.

Wolski wrócił z banku z pieniędzmi i wręczył je córce.

– To za dużo, tato!

– Przydadzą ci się, na pewno trzeba będzie doprowadzić mieszkanie do porządku. Mam kolegę, który zajmuje się niedużymi remontami, taki złota rączka. Solidny – zastrzegł.

– Wspaniale! Przecież sama nie dałabym rady – ucieszyła się dziewczyna.

Uściskała rodziców.

– Dziękuję! Co ja bym bez was zrobiła. Wracam do... tamtego mieszkania. Muszę popakować rzeczy, czeka mnie dużo pracy. Do zobaczenia.

Po drodze wstąpiła do sklepu budowlanego i kupiła duże worki na ubrania i różne mniejsze rzeczy. Niestety na meble, których nie potrzebowała, nie znalazła chętnych. Dopiero schronisko im. Św. Alberta z chęcią zgodziło się je przyjąć. Miała już umówioną firmę transportową. Pozostało tylko poinformować kupca starego mieszkania.

– Cieszę się. Przyjadę około południa.

– Będę musiała jeszcze posprzątać, więc może raczej przyjechałby pan pojutrze?

– Dobrze. W takim razie będę mniej więcej o jedenastej rano.

Rano zadzwoniła do kadr z prośbą o dwa dni urlopu na przeprowadzkę. Przewożenie wszystkiego trwało wiele godzin, ale wreszcie była u siebie. Formalności związane z odbiorem lokalu udało się sprawnie i szybko załatwić i tej nocy spała już w swoim wymarzonym mieszkaniu. Wiedziała, że urządzanie się zajmie jej jeszcze kilka dni, ale była szczęśliwa, że jest u siebie i pozbyła się niepewności, w której ostatnio żyła.

Była wolna! Od wszelkich trosk, oprócz... szukania pracy.

Następnego dnia Alicja z przyjemnością wręczyła kupcowi klucze do pustego już mieszkania, które dzieliła z mężem.

– Dziękuję panu za cierpliwość.

– Rozumiem, że ma pani już gdzie mieszkać?

– Tak i czeka mnie teraz rozpakowywanie, układanie i ustawianie mebli, ale to już głupstwo.

– Wszystkiego dobrego.

– Dziękuję i do widzenia.

Uff! Co za ulga!

Złota rączka okazał się solidnym wykonawcą wszelkich niezbędnych domowych robót, łącznie z przyklejaniem tapet, ustawianiem mebli oraz wymianą sanitariatów. Chciał nawet pomóc w myciu okien, ale Alicja go powstrzymała.

– Nie trzeba, panie Zygmuncie. Najpierw muszę wyprać firany i zasłony. Bez pana byłabym bezradna, nie wiedziałabym, od czego mam zacząć – dodała szczerze. – Proszę. – Wręczyła mu pieniądze. – Na tyle się umawialiśmy.

Kiedy została sama, chodziła z pokoju do pokoju, zaglądała do łazienki i kuchni, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.

Nareszcie we własnym domu! Przytulnym, pełnym barw, spokoju, po prostu jej!

Jedynie utrata pracy studziła jej entuzjazm i budziła niepokój o to, jak długo potrwa znalezienie nowej.

Wieczorem zadzwoniła do przyjaciółki.

– Cześć, Bogna. Jutro wracam do muzeum. Nie wiem, na jak długo, bo siedząc przy biurku, nic nie załatwię. No wiesz, mówię o nowej pracy. Powinnam pochodzić od firmy do firmy, może załapię się na sprzątanie.

– Ha! Ha! Myślisz, że tak łatwo nawet o tego rodzaju pracę? – Bogna się zaśmiała. – Mam coś dla ciebie, ale to rozmowa nie na telefon. Jutro ci powiem.

– Powiedz teraz, bo będę się cały czas zastanawiała – zaciekawiła się Alicja.

– Nawet gdybym chciała, to nie mam teraz czasu. Przyszli niespodziewani goście i muszę do nich wracać. Ale dołącz do nas, znasz ich.

– Dzięki, może innym razem. To do jutra.

– Śpij dobrze.

Następnego dnia Alicja jechała do pracy pełna optymizmu. Ledwo usiadła przy biurku, z niecierpliwością zaczęła ponaglać przyjaciółkę, by ta wreszcie wydusiła z siebie, co to za propozycję pracy ma dla niej.

– No więc słuchaj – zaczęła powoli Bogna, wpatrując się w twarz Alicji. – To nie jest praca biurowa, ani nawet nie jest w Grudziądzu. Pewna rodzina wydaje córkę za mąż i szuka kogoś do obsługi gości w domu, trochę też do pomocy w kuchni. Wesele odbędzie się w domu, a właściwie w ich rezydencji w Krasinie, jakieś dwadzieścia kilometrów za Grudziądzem. Wiem, że to nie praca marzeń, ale zarobek naprawdę super.

Alicja zmarszczyła brwi.

– O kim mówisz? – zapytała bez entuzjazmu.

– O Richterach. Są spokrewnieni z „tymi” Richterami, bankierami z Niemiec. Krasin to taka duża wieś. Mieszkają tam ponoć w starym, odrestaurowanym pałacyku. To wszystko, co wiem na ich temat.

– A skąd to wiesz?

– Od koleżanki ze studiów. Ktoś z jej rodziny chciał się tam zatrudnić, ale zrezygnował. Nie mówiła z jakiego powodu. Mam ich telefon i adres. – Bogna wyjęła z torebki karteczkę. – Musisz się szybko zdecydować, bo sprawa jest pilna.

Alicja wpisała numer do telefonu.

– Mogę tam zadzwonić, w końcu to tylko na dzień, może dwa... – powiedziała obojętnie. – Wciąż mam jeszcze urlop do wykorzystania. A tutaj czuję się coraz bardziej obco... niepotrzebna...

– Tym bardziej powinnaś zainteresować się tą pracą. Wejdziesz chociaż na chwilę w inne środowisko, poznasz nowych ludzi... Podobno ten pałac jest położony w starym parku, więc w wolnej chwili będziesz mogła się zrelaksować na łonie natury.

– Nic o nich nie słyszałam. Teraz namnożyło się tylu nowobogackich, że nie wiadomo, skąd się wzięły ich fortuny.

– Richterowie pewnie mają udziały w bankach swojej rodziny albo prowadzą własne interesy. Nie namawiam cię do zatrudnienia się tam, ale to chyba dobre rozwiązanie tymczasowe, zanim coś znajdziesz na stałe?

Alicja pokiwała potakująco głową.

– Zadzwonię tam z domu. W końcu to niedaleko, chyba dojadę tam autobusem? – Spojrzała na Bognę.

– Już się martwisz? Najpierw wszystkiego się dowiedz: na jak długo i za ile? I pospiesz się z tym dzwonieniem, bo oferta może już być nieaktualna – namawiała dziewczyna.

W miarę upływu czasu w Alicji coraz bardziej dojrzewała chęć zatrudnienia się w rezydencji Richterów. Ciekawe, jacy to ludzie? Czy wywyższają się ponad innych? Może są chłodni, mówią do służby z wyszukaną grzecznością, a może są prości i mili, choć bogaci?

Gdy tylko wróciła z pracy, zaraz po wejściu do mieszkania usiadła w fotelu, wyjęła telefon z torebki i wyszukała numer Richterów.

Ktoś odebrał po zaledwie kilku sygnałach.

– Słucham? Rezydencja Richterów – usłyszała kobiecy głos.

– Dzień dobry. Dzwonię w sprawie pracy przy obsłudze wesela. Czy oferta jest jeszcze aktualna?

– Tak... ale szukamy młodej osoby... Pracy jest dużo i potrzebujemy kogoś na około miesiąc. Czy mieszka pani w pobliżu rezydencji?

Alicja szybko podjęła decyzję.

– Proszę pani, jestem osobą młodą i dyspozycyjną, czas pracy mi odpowiada, ale nie mieszkam w Krasinie. Czy rozmawiam z panią Richter?

– Nie. Chwileczkę, proszę się nie rozłączać.

Nastąpiła chwila przerwy, w czasie której kobieta półgłosem zamieniła z kimś kilka słów, po czym wróciła do rozmowy z Alicją.

– Halo?

– Słucham?

– Gdzie pani mieszka?

– W Grudziądzu.

– Proszę przyjechać, na czas pracy będzie mogła pani zamieszkać w pałacu. Adres pani zna?

– Znam. Będę mogła podjąć pracę pojutrze.

– Hmm... no dobrze. Proszę przyjechać i zabrać ze sobą czarną sukienkę, ewentualnie granatową. Do widzenia pani. Aha, i proszę nie zapomnieć o dowodzie tożsamości.

Klamka zapadła.

Alicja podekscytowana nową pracą otworzyła szafę i przebierała wśród wiszących tam sukienek. Czy ma czarną? Na wieszakach takiej nie było. Może jest w komodzie wśród rzeczy, których od dawna nie nosiła? Podreptała do drugiego pokoju. Jest! W dolnej szufladzie, zmięta, wsunięta pod inne rzeczy. Alicja lubiła czerń, ale kiedy zaczęła widzieć swoje małżeństwo w ciemnych barwach, przestała ją nosić.

Sukienka wymagała tylko uprania, potem mogła zostać spakowana wraz z innymi rzeczami osobistymi i... dziewczyna była gotowa do drogi.

Następnego dnia w muzeum wzięła cały zaległy urlop, pożegnała się z przyjaciółką, zapewniając ją, że będzie się z nią kontaktować, i wróciła do domu. Stamtąd zadzwoniła do matki.

Wolska nie była zachwycona tym, co usłyszała o wyjeździe córki, ale w końcu stwierdziła, że po rozwodzie przyda się jej zmiana otoczenia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki