Nie zasługujesz na śmierć - Brewczyński Tomasz - ebook + książka

Nie zasługujesz na śmierć ebook

Brewczyński Tomasz

3,2

Opis

Dover, późny wieczór. Kamila Wagner spycha męża w przepaść. Zabija człowieka, który w ciągu kilkunastu lat zamienił jej życie w koszmar. Pozbawił ją marzeń, zabrał wiarę w ludzi, odarł z uczuć i resztek godności. Kobieta jest przerażona, ale nie żałuje morderstwa. Przeciwnie, nareszcie czuje się wolna, a do pełni szczęścia pozostaje jej tylko zatuszować zbrodnię i wyjechać z kraju. Czasu ma niewiele. Niespełna dwadzieścia cztery godziny, podczas których wiele się może wydarzyć i, rzecz jasna, wiele się wydarza.

Co doprowadziło bohaterkę do ostateczności?
Co jest w stanie zrobić, aby uciec przed konsekwencjami zabójstwa? Jak sobie poradzi w walce z czasem i przeciwnościami losu?
Kto jej w tej walce pomoże? Komu zdradzi mroczną tajemnicę i kto, tak naprawdę,
nie zasługuje na śmierć?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 302

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (21 ocen)
6
3
5
3
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
marimanta

Nie polecam

No cóż, bohaterka idzie do sklepu wolnocłowego na promie idzie zobaczyć, czy jest może jej ulubiony PERFUM. I w tym momencie straciłam ochotę na dalsze czytanie. Gratuluję autorowi, gratuluję korekcie.
20
ewagestwa

Nie polecam

Początek ciekawy i obiecujący, potem jest już tylko gorzej, chaos, brutalność a wszystko wygląda na przejaskrawione i nierealne, szkoda czasu.
00
Aralia83

Nie polecam

Okropna książka. Motyw, jak motyw trochę oklepany, ale ujdzie. Styl tego Pana to kompletna porażka! Jestem zdruzgotana. Poczytajcie Chmielarza, poczytajcie Bednarka, nawet Mroza, ale to odpuśćcie. Okropna książka.
04

Popularność




Redakcja

Robert Ratajczak

Korekta

Natalia Jargieło

Projekt okładki, skład, łamanie

Natalia Jargieło

© Copyright by Tomasz Brewczyński

© Copyright by Wydawnictwo „Vectra”

Druk i oprawa

WZDZ Drukarnia Lega, Opole

ISBN 978-83-65950-89-5

Wydawca

Wydawnictwo „Vectra”

Czerwionka-Leszczyny 2022

www.arw-vectra.pl

Cóż, czasem dobrzy ludzie

podejmują złe decyzje...

Jandy Nelson, „Oddam ci słońce”

...dlatego

książkę dedykuję wszystkim,

którzy stoją przed ważnymi życiowymi wyborami

TERAZ...

Z przerażeniem spoglądam w dół klifu. Fale rozbijają się o krawędzie skał. Nie widzę go. Zniknął przed chwilą w ciemnościach. Moment wcześniej ucichł jego desperacki krzyk, w którym bez trudu rozpoznałam kolejną groźbę zemsty i zrujnowania mi życia. Czuję, jak strach kłuje mnie w żołądek, gdyż wiem doskonale, że mój mąż, jak nikt inny na świecie, umie dotrzymywać słowa. Umiał... — poprawiam się w myślach i oddycham z ulgą. Z lekkim uśmiechem uzmysławiam sobie, że więcej nie zrobi mi krzywdy.

Zauważam, że przestało padać. Porywisty wiatr stracił na sile, a ciemnogranatowe morze również zdaje się być spokojniejsze. Tak jak ja. Przestają już we mnie buzować emocje. Znów jestem w stanie nad sobą panować. Wyciszam się i zaczynam intensywnie myśleć. Postanawiam wracać. Odsuwam się z wolna od stromej krawędzi urwiska. Odwracam się i uważnie rozglądam na wszystkie strony. Sprawdzam, czy nikt mnie nie widział. Nie dostrzegam nikogo.

Z każdą sekundą coraz bardziej zaczyna do mnie docierać, że właśnie zabiłam człowieka. Przewiduję w myślach konsekwencje, jakie mogą mnie spotkać z tego powodu i od razu przysięgam przed sobą, że poświęcę wszystko, aby ich uniknąć. Nigdy się nie przyznam. Nie dam się złapać i pozbawić wolności, na którą nareszcie otrzymałam szansę. Nie teraz. Ja już swoją karę odbyłam. Psychicznym więzieniem odkupiłam winę za zepchnięcie ze skarpy mężczyzny, który postanowił mnie zniszczyć.

Nie przyspieszam kroku, idę spokojnie w stronę samochodu. Nie oglądam się za siebie, bo pierwszy raz jestem w stu procentach pewna, że nie muszę już przed nim uciekać. Pozostało mi tylko odjechać. Wrócić do domu i zastanowić się, co dalej. Muszę się przygotować. Czeka mnie trudny czas, w którym stanę się rasową aktorką. Zrobię sobie kąpiel i zacznę obmyślać oficjalną wersję wydarzeń. Mam na to całą noc. Będzie dobrze — pocieszam się w myślach i zaczynam wypierać z pamięci ostatnią godzinę mojego życia. Docieram do auta. Wsiadam. Uruchamiam silnik. Po raz ostatni patrzę w stronę klifu. A jednak mam wątpliwości. Czy to się wydarzyło naprawdę? Ale co? Przecież mnie tutaj w ogóle nie było.

ROZDZIAŁ 1 | PODRÓŻ

Piła, 15 maja 2005 roku, wieczór

Nie wiem, dlaczego tak łatwo zdecydowałam się na ten krok. Bardzo się boję porażki i sporo mam do stracenia. Radość życia, młodzieńczą beztroskę, niezależność, wolność, wieloletnią przyjaźń. Tak... Tej ostatniej będzie mi brakowało najbardziej. Wiem, że ten wyjazd zapoczątkuje koniec naszej przyjaźni. Koniec, którego on nie zrozumie. Sama tego zresztą nie rozumiem. Uwielbiam jego towarzystwo niezmiennie od piętnastu lat, a jednak pragnę uciec od niego jak najdalej. Dlaczego? Czy coś się we mnie zmieniło? A może to on stał się już innym człowiekiem? Nieważne... Nie chcę się teraz nad tym zastanawiać. Klamka zapadła. Co będzie, to będzie — stwierdziłam na przekór temu, jak bardzo zszokowała mnie jego reakcja.

Gdy oznajmiłam Kacprowi, że za dwa tygodnie wyjeżdżam na stałe do Anglii, wyczytałam w jego oczach bierność, a spodziewałam się nie tyle desperackiej próby odwiedzenia mnie od szalonego pomysłu, co chociażby pogratulowania mi niecodziennej odwagi. Powiedzenia, że jako przyjaciel cieszy się moim szczęściem, będzie mi kibicował i jest przekonany, że sobie poradzę, wynajmując porządne mieszkanie, czy znajdując pracę bardziej interesującą niż ta, którą na początek miałam nagraną w Londynie. Zamiast tego Lesiak głupio się uśmiechnął i od niechcenia bąknął, że mój plan wcale go nie dziwi, że wielu Polaków wyjeżdża ostatnio na Wyspy, zostawiając z dnia na dzień swoje dotychczasowe życie, szukając szczęścia w nowym, stanowiącym wielką niewiadomą świecie.

I chyba to w tym wszystkim pociąga mnie najbardziej. Chęć diametralnej zmiany, spróbowania czegoś zupełnie innego, czegoś, na co nie każdy by się zdecydował. A ja to zrobiłam, bo chciałabym być wyjątkowa, czuć intensywniej, żyć bardziej, mieszkać lepiej, dostać od losu nieco więcej, niż łatwą do przewidzenia dorosłość w nudnym, przesiąkniętym nienawiścią i brakiem perspektyw kraju. No i nie chcę rozpoczynać pracy, jaką dla mnie wymyśliła matka. Co to to nie. Żadnego urzędu, przyciasnego biura i codziennego grzebania w papierach, co według niej zagwarantuje mi stabilizację i finansowy komfort. A przecież powtarzałam jej setki razy, że nie potrzebuję ani komfortu, ani stabilizacji. Szczególnie, jeśli z ich powodu stałabym się w przyszłości jej kopią. Nie dam się zamknąć w ramach szaroburego obrazu, na którym ona już dawno namalowała mój portret.

Siedzi teraz na zatłoczonym przystanku. Prawie wcale się nie odzywa. Tak, jakby była zła, że pierwszy raz w życiu się jej sprzeciwiłam, miałam swoje zdanie i sama podjęłam decyzję. I jeśli nawet ten wybór ma doprowadzić moje przyszłe życie do katastrofy, to będę z tego wyboru dumna i nigdy się przed nikim nie przyznam, że poniosłam klęskę. Właśnie w tej chwili to sobie przyrzekłam. Dokładnie teraz, zauważywszy piętrowy, niebieski autobus Orbisu wjeżdżający na dworcowy parking. Zaciskam dłoń na uchwycie wypchanej po brzegi walizki, drugą upewniając się, że w kieszeni dżinsów bezpiecznie spoczywa cały mój majątek: pięćdziesiąt funtów na dobry start za granicą. Większej kwoty nie potrzebowałam i powiem szczerze, większej nie zdołałam zorganizować. Obliczyłam jednak, że taka ilość gotówki pozwoli mi przeżyć pierwszy tydzień w Anglii. Później zarobię już własne pieniądze, które wystarczą mi na jedzenie oraz zapłacenie czynszu — zapewniała mnie pani Edyta Gajewska, Polka wynajmująca rodakom mieszkania w Londynie i pomagająca im znaleźć zatrudnienie tuż po przyjeździe do Wielkiej Brytanii.

Mama poderwała się z ławki, ojciec zrobił dokładnie to samo. Zawsze się na nią oglądał. Bał się wyskoczyć przed szereg. Na ich poszarzałych twarzach, choć tego bardzo pragnęłam, nie zobaczyłam smutku z powodu wyjazdu za granicę ich jedynej córki. Postanowiłam się tym nie przejmować, nie dać po sobie poznać, że jest mi niezmiernie przykro. Z całej siły przygryzam wewnętrzną stronę policzka. Zawsze tak robię, kiedy do moich oczu z różnych powodów napływają łzy, a kiedy za wszelką cenę nie chcę demonstrować ich światu. Teraz, mimo kilkukrotnie przetestowanej na sobie metody, rozpłakałam się. Do końca wierzyłam, że Lesiak przyjdzie się ze mną pożegnać. Miałam nadzieję, że jego wcześniejsze zachowanie było reakcją obronną na naszą rozłąkę, której kompletnie się nie spodziewał i na którą nie był w żaden sposób przygotowany. Męski honor nie pozwolił mu okazać prawdziwych emocji i zachować się zgoła inaczej. A może po prostu był zły, że nie opowiedziałam mu wcześniej o swoich planach i że go w nich pominęłam? A co, jeśli marzył, by pojechać ze mną, a ja... Ja tego nie chciałam, przynajmniej nie wtedy, nie w momencie, w którym podejmowałam decyzję o wyjeździe z Polski. Ale teraz chyba oddałabym wszystko, aby mój przyjaciel wyruszył ze mną w tę podróż. Byłoby wspaniale móc przeżywać z Kacprem każdą emocjonującą chwilę, których niebawem w moim życiu będzie z pewnością bez liku. I oby przyćmiły one momenty mojej niepewności oraz strachu przed tym, co mnie czeka za niecałą dobę.

W każdym razie łzy, które teraz prawdziwą powodzią płyną po moich policzkach, są w dużej mierze wywołane tym, że w tej chwili nie ma przy mnie Kacpra. Jestem tego pewna. Nieważne czy wsiadałby teraz wraz ze mną do autobusu, czy przyszedłby na przystanek tylko po to, aby się ze mną pożegnać. Istotne jest to, że nie ma go w żadnej z tych dwóch sytuacji, a ja właśnie uświadamiam sobie, że moje dotychczasowe życie właśnie się skończyło. Rozerwało się na strzępy, których w pojedynkę nie będę już chyba umiała pozszywać. Za drzwiami wypełnionego turystami pojazdu czeka na mnie nowe, całkiem inne, i chociaż niesamowicie kuszące, to jakże nieznane i budzące niepewność życie Kamili Winiarskiej. Odważnej i przerażonej dwudziestotrzylatki z Polski, która na przekór rodzicom i fali niepokojących przeczuć postawiła wszystko na jedną kartę.

— Kamilko, zadzwoń, kiedy będziesz mogła, dobrze? — wchodząc do środka, ledwie słyszę głos matki. Mam wrażenie, że wyuczyła się tej kwestii na pamięć i powtarza ją w kółko tylko po to, by pokazać, jak się o mnie troszczy. Bo tak trzeba, tak ją wychowano. Nie skomentowała nawet moich łez, mało ją chyba obeszły. I nie powiedziała „kocham cię”, bo przecież te słowa z wielkim trudem przechodzą jej pokoleniu przez gardło.

— Jasne — odpowiadam łamiącym się głosem. — Zadzwonię — rzucam i ostatni raz obracam się za siebie. Rodzice wpatrują się jeszcze przez chwilę w okna pojazdu, a potem giną gdzieś w tłumie ludzi zgromadzonych na dworcu.

Biorę głęboki, uspokajający oddech. Wierzchem dłoni ścieram z policzka ostatnią łzę i idę w głąb autokaru. Z obu stron dobiegają do mnie podniesione głosy pasażerów. Wyłapuję z nich strzępki pojedynczych zdań, głośne śmiechy, zawołania, żarty. Mam w sobie dziwne uczucie. Zazdroszczę im tej radości. Denerwuje mnie ich dobry nastrój, bo ja mam ochotę znowu się rozpłakać. Opanowuję się jednak. Postanawiam smutek i niepewność zostawić daleko za sobą. Najlepiej by było, gdyby te emocje jak najszybciej ze mnie wyfrunęły i zniknęły gdzieś poza wypełnionym po brzegi pojazdem. Wodzę wzrokiem po zupełnie nieznanych mi twarzach. Pragnę odnaleźć wśród nich Sandrę Kryńską — koleżankę, która miała wsiąść do autobusu na jednym z wcześniejszych przystanków. Nie ma jej, więc zaczynam się niepokoić. Czuję, jak stres jeszcze intensywniej ściska mi żołądek. Uzmysławiam sobie, że bez wsparcia Sandry na pewno sobie nie poradzę. Nie znam angielskiego, a ona jako osoba bardziej doświadczona, która do pracy na Wyspy wyjeżdża już drugi raz, miała być moim przewodnikiem po obcym Londynie.

Jestem załamana. Mam ochotę zawrócić, lecz tego nie robię. Docieram na tył autobusu. Dostrzegam dwa puste miejsca. Zajmuję jedno z nich. Robi mi się duszno i gorąco. Czuję pod sobą drgania zwiększającego obroty silnika. Drzwi zamykają się. Nie mam już wyboru. Znalazłam się w pułapce, jestem całkiem sama, a jeszcze dziś rano, w moim dobrze mi znanym i bezpiecznym świecie, miałam wokół siebie kilku dobrych ludzi. W szczególności Kacpra, przyjaciela, którego obecność przydałaby mi się teraz, jak jeszcze nigdy dotychczas. W głowie zatrzymuję myśl, żeby do niego zadzwonić, porozmawiać z nim choćby przez minutę, pożalić mu się, jak mi samotnie i źle oraz jak bardzo będzie mi go brakowało. Albo najlepiej poprosić, by natychmiast zjawił się na dworcu i udaremnił mój nieprzemyślany wyjazd. A jutro wieczorem pójdziemy nad rzekę, jak zawsze, kiedy świeci słońce, tak jak każdej wiosny.

Znów zaczynam płakać, rozklejam się, nie mogę zapanować nad uczuciami smutku i tęsknoty, a przecież powinnam być silna. Przymykam powieki. Po raz kolejny z całej siły gryzę się w policzek. Staram się sobie tłumaczyć, że okazywanie słabości niczego nie zmieni, nie odwróci biegu wydarzeń, jeśli sama o tym nie zadecyduję. Ale przecież nie chcę powrotu do dawnego życia. Przeciwnie, pragnę je odmienić. To jest moim aktualnym celem, więc pod żadnym pozorem nie mogę zadzwonić do Kacpra.

Wypełniony mieszaniną ludzkich zapachów i denerwujących mnie głosów autokar rusza. Skrywam w dłoniach zapłakaną twarz. Opieram głowę o miękki zagłówek. Nie otwieram oczu, staram się nie myśleć o tym, co postanowiłam i co za sprawą mojego uporu właśnie zaczynało stawać się rzeczywistością. Mam ochotę zapaść się pod ziemię i po prostu zniknąć. Nienawidzę siebie, żałuję swojej pochopnej decyzji. Nie sądziłam, że tak szybko poznam smak porażki.

— Kama! — nagle słyszę znajomy tembr głosu. — Gdzie byłaś? — Sandra Kryńska przekrzykuje innych pasażerów. — Już myślałam, że zrezygnowałaś.

— Nie, no coś ty, nie zrezygnowałam — odpowiadam, czując jak zaczyna tlić się we mnie iskierka radości. Staram się odwzajemnić uśmiech koleżanki. — Co ci strzeliło do głowy? — Mam nadzieję, że mój głos brzmi wiarygodnie.

— No ja myślę! Przecież zaczynamy nasze new lifes! — Sandra stara się utrzymać równowagę w mocno rozkołysanym pojeździe. — W takim razie wstawaj! — Szarpie mnie za rękę. — To nie nasze miejsca, za chwilę ktoś nas opierdoli. My siedzimy z przodu, zaraz za kierowcą. — Chwyta za mój bagaż, zawraca.

Wstaję i podążam za nią. Nadal jestem zrezygnowana i smutna, lecz uczucie przygnębienia słabnie z każdą upływającą sekundą. Widząc przed sobą przebojową Sandrę, chłonąc jej entuzjazm i pogodny nastrój, znów zaczynam wierzyć, że nasz wspólny wyjazd się uda. Coraz mniej jestem też na siebie zła, że tak łatwo dałam się ponieść emocjom. Zachowałam się jak mała, bezbronna dziewczynka, która bez wsparcia rodziców nie jest w stanie poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Ta dziewczynka zawsze we mnie będzie, ale postanawiam, że nie pozwolę jej więcej sprawować nade mną kontroli.

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 2 | DAVIDOFF COOL WATER

Calias, Francja, 16 maja 2005 roku, ranek

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 3 | ZIELONE DRZWI

Londyn, 16 maja 2005 roku, wieczór

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 4 | ERYK

Londyn, 17 maja 2005 roku, ranek

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 5 | CZARNA WDOWA

Londyn, 18 maja 2005 roku, ranek

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 6 | ŚLUB

Piła, 6 lipca 2006 roku, popołudnie

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 7 | WESELE

Piła, 9 lipca 2006 roku, noc

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 8 | VICTORIA

Piła, 3 maja 2007 roku, noc

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 9 | CITY CENTER

Londyn, 29 listopada 2013

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 10 | OSTATNI TANIEC

Londyn, 30 listopada 2013

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 11 | „NIE ZABIJĘ CIĘ, NIE ZASŁUŻYŁAŚ NA ŚMIERĆ”

Londyn, 30 listopada 2013

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 12 | OSTATNIE WSPÓLNE WAKACJE

Piła, 23 lipca 2016

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 13 | NASZ OSTATNI REJS

Piła, 23 lipca 2016

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 14 | MERCEDES

Londyn, 21 grudnia 2019

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 15 | „PRZESTALIŚCIE BYĆ DLA SIEBIE BLISCY”

Trzy lata wcześniej...

Londyn, 13 września 2016

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 16 | OXFORD STREET

Londyn, 21 grudnia 2019

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 17 | WIGILIA

Londyn, 24 grudnia 2019

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 18 | WCZORAJ...

Londyn, 21 lutego 2020

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

ROZDZIAŁ 19 | KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ...

Okolice Dover, South Foreland, 21 lutego 2020

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

TERAZ...

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

OD AUTORA

Trzecia powieść... Nadal nie mogę w to uwierzyć. I pomyśleć, że jeszcze niedawno nawet nie marzyłem, że moje literackie zainteresowania skręcą w stronę pisania i wydawania książek. Podobnie jak tej, wyjątkowej i ważnej, lecz nie tylko dla mnie...

Pomysł na Nie zasługujesz na śmierć zrodził się przypadkowo, gdy kilka lat temu moja przyjaciółka, która po niespodziewanej i zaskakującej dla wszystkich emigracji do Wielkiej Brytanii oraz po kilkuletnim milczeniu opowiedziała mi o tym, co się wydarzyło w jej życiu. Ujawniła wówczas powody, dla których z dnia na dzień zerwała kontakt z przyjaciółmi z Polski. A skończywszy snuć swoją opowieść, uśmiechnęła się i powiedziała: „Oto inspiracja do kolejnej książki”. Mimo iż początkowo nie wziąłem tych słów na poważnie, to jednak usłyszane tamtego dnia zdanie uparcie tkwiło w mojej świadomości. Aż do ubiegłego lata, kiedy zapytałem, czy mówiła serio, mając na myśli tekst inspirowany jej wyjazdem z kraju. I tak się zaczęło...

Oczywiście, fabuła powieści jest mocno nadbudowana, a większość postaci i wydarzeń, na całe szczęście, nie ma swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Niemniej chciałbym, aby jej przesłanie stanowiło przestrogę dla wszystkich, którzy stoją u progu ważnych życiowych wyborów. Czasem bowiem jedna, na pierwszy rzut oka dobra decyzja, może wywołać lawinę następujących po sobie tragedii i doprowadzić człowieka do ostateczności.

Moniko, serdecznie Ci dziękuję za zaufanie, wieloletnią przyjaźń, z której nigdy nie zrezygnowałaś, za niezłomną wiarę w mój talent oraz wsparcie nie tylko w pisaniu. Z niecierpliwością czekam na Twój kolejny przyjazd i nasze następne spotkanie. Może w jego trakcie wymyślimy dalsze losy Kamili Wagner? Kto wie...

Szczególne podziękowania składam mojej żonie, która zawsze, bez względu na wszystko stoi przy mnie, dzielnie znosi moje pisarskie nastroje, podsuwa mi wiele ciekawych pomysłów, a także niejednokrotnie wyprowadza mnie z fabularnych labiryntów, w których podczas pisania zdarza mi się zabłądzić. Kasiu, z całego serca dziękuję Ci za to, że jesteś, zawsze we mnie wierzysz i z upływem lat nabierasz coraz większej pewności, że wszystko jeszcze się ułoży. Ułoży się, właśnie dzięki Tobie. Nie zakładam innej możliwości.

Bardzo dziękuję również zespołowi Wydawnictwa Vectra za piękne wydanie niniejszej powieści, za duży entuzjazm, niezwykłą życzliwość i miłą współpracę.

Kłaniam się pracownikom Regionalnego Centrum Kultury w Pile, organizatorom Festiwalu Kryminalna Piła, twórcom Pilskiego Konwentu Gier i Fantastyki PILKON, wszystkim „Zaczytanym Kinomanom”, a także osobom prowadzącym blogi czytelnicze za nieocenioną pomoc w promowaniu moich poprzednich książek, za słowa otuchy oraz za cenne informacje zwrotne, które pozwalają mi się rozwijać i stawać się coraz lepszym.

Podziękowania składam też rodzinie, znajomym oraz powiększającemu się gronu przyjaciół z mojego literackiego świata: Anecie Binkowskiej, Elizie Korpalskiej, Magdalenie Paluch, Annie Partyce-Judge, Katarzynie Wolnej oraz Adamowi Kopackiemu. Kochani, mogę na Was liczyć w najtrudniejszych chwilach, to niesamowite! A poza tym jesteście najlepsi.

Swoją ogromną wdzięczność kieruję też w stronę Alka Rogozińskiego, którego przepiękne słowa o „Nie zasługujesz na śmierć” nie tylko uszlachetniają okładkę, ale i wzbogacają kryjącą się pod nią historię. Alku, jesteś wyjątkowym człowiekiem, moim wzorem do naśladowania, silną motywacją do patrzenia dalej i sięgania wyżej po własne marzenia.

Pragnę wreszcie podziękować Tobie, drogi Czytelniku, że po raz kolejny obdarzyłeś mnie zaufaniem i przeczytałeś tę książkę. To dla mnie niecodzienne wyróżnienie, o jakim skrycie marzyłem podczas jej pisania. Liczę, że podzielisz się ze mną wrażeniami z lektury, śląc do mnie wiadomość lub umieszczając opinię na temat powieści na społecznościowych portalach książkowych. Dziękuję Ci bardzo, że jesteś.

Mam nadzieję niebawem spotkać się z Tobą gdzieś w Polsce, gdzieś w zakamarkach internetowego świata, a w przyszłości móc napisać specjalnie dla Ciebie jeszcze wiele książek.

Do zobaczenia...

Tomasz Brewczyński

Piła, 22 stycznia 2022 r.