15,00 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 15,00 zł
Na pustyni Dasht-e Kavir żyje jedyne w swoim rodzaju magiczne stworzenie zwane Mantykorą. Przez stulecia powstało o niej wiele najróżniejszych legend i wyobrażeń, ukazujących ją w niezbyt pozytywnym świetle. Samotna i zagubiona strażniczka pustyni pewnego razu spotyka nietypowego dżinna, który jest zmęczony spełnianiem zachcianek swoich panów i prosi ją, aby tym razem to ona spełniła jego trzy życzenia.
Co z tego wyniknie? Przekonajcie się sami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 40
Autor: Artur Tojza (w Pajęczej Sieci)
Ilustracje: Zuzanna Mukoid (Mukozu Art)
Redakcja: Marta Tojza (W sieci słów)
Korekta: Anna Stańczyk (Profilaktyka słowa)
Okładka: Karolina Żuk-Wieczorkiewicz (Avaroth)
Skład: Andrzej Zyszczak (Zyszczak.pl)
Opracowanie pieśni Tileka: Artur Tojza i Marta Tojza
Copyright © Artur Tojza, 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody wydawcy jest zabronione.
Wydanie I
ISBN 978-83-962461-2-7
Istnieje na świecie niezwykłe miejsce, które jest tak rozległe i tak słone, że nazwano je Dasht-e Kavir, co w języku Persów oznacza Wielką Pustynię Słoną. Od wieków strażniczką tych terenów była Mantykora, potwór z perskich legend, jedyna w swoim rodzaju istota, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi.
Powiadano, że Mantykora polowała na nierozważnych podróżników, którzy ośmielili się złamać prawa pustyni. Jedni straszyli nią niesforne dzieci, inni przestrzegali przed nią kupców zmierzających ze swymi towarami ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód. Z biegiem lat powstawały niezliczone opowieści o tajemniczej Mantykorze, której tak naprawdę nikt nigdy nie widział. Choć byli i tacy, co zarzekali się, że spotkali potwora. Jedni twierdzili, że ma ludzką twarz osadzoną w lwiej głowie, inni, że zieje ogniem niczym smok, a kolejni powtarzali historię o jej niepohamowanym apetycie na ludzkie mięso.
A jaka była prawda?
Mantykora przypominała ogromnego lwa w kolorze pustynnego piasku, z bujną grzywą i oczami czerwonymi niczym rubiny. Z grzbietu na wysokości łopatek wyrastała jej para ogromnych smoczych skrzydeł, zaś jej potężny ogon przypominał ogon skorpiona, zakończony długim jadowym kolcem. Mantykora potrafiła ziać ogniem, który był magiczny i zawsze płonął niezwykle jasno, unosząc się lekko w powietrzu tuż nad ziemią, tak długo, jak skrzyła się nim magia.
Wędrowała po pustyni, odwiedzając różne zakątki Iranu, czyli dawnej Persji. Pomagała zwierzętom i pilnowała, aby człowiek nie zakłócał im spokoju, co jednak okazywało się coraz trudniejsze, gdyż z biegiem czasu ludzi przybywało. Sama Mantykora czasem wątpiła w to, kim naprawdę jest. Siadała wtedy na słonym brzegu jeziora i spoglądając we własne odbicie, dumała nad swoim losem.
W końcu ludzie zaczęli zapominać o prawach pustyni oraz samej Mantykorze, która czuła się coraz bardziej wyobcowana. I zagubiona. Wręcz bezdomna, choć spędziła tutaj całe swoje życie. Nie wiedziała, co ma dalej robić. Nikt na świecie nie był do niej podobny, nikt też nie był jej bliski, mimo że inne zwierzęta szanowały ją jako strażniczkę Dasht-e Kavir.
Wędrowała zatem bez celu, wykonując odruchowo powierzone jej zadania i czując w głębi serca, że czegoś jej w życiu brakuje. Miejsca, do którego chciałaby wracać. Gdzie czekałby ktoś, kto powita ją z otwartymi ramionami, przy kim nie czułaby się samotna.
Pewnego razu, przemierzając pustynię bez bliżej wyznaczonego celu, Mantykora natrafiła na ruiny dawnej ludzkiej osady. Lubiła zwiedzać takie miejsca, odkrywać na nowo ich historię i sekrety schowane pod piaskiem. Wiedziała, że ludzie też tak robią, i czasem podglądała ich przy pracy. Co prawda im to przychodziło znacznie trudniej, gdyż nie znali pustyni tak dobrze jak ona, jednak Mantykorę zadziwiała determinacja, z jaką te kruche istoty odgrzebywały kolejne skrawki ich przeszłości.
Czasem miała wrażenie, że w ten sposób odnajdują fragmenty własnego domu. Miejsca, w których ich przodkowie przyszli na świat, żyli, pracowali i umierali, pozostawiając po sobie ulotne dziedzictwo. Coś, co pustynia mogła pochłonąć bez najmniejszego problemu, zachowując sekrety przeszłego życia tylko dla siebie, gdyż takie było jej prawo. Prawo pustyni. Prawo do wszystkiego, co tutaj żyło. A Mantykora miała tego prawa pilnować. Czasem tylko zastanawiała się: po co?
Jaki był w tym cel? Czy jeśliby odeszła, to pustynia przestałaby egzekwować swoje prawa? Czy ludzie wydarliby z jej piasków skarby i zostawili jątrzące się w ziemi rany? Słyszała opowieści od innych zwierząt, głównie ptaków zwiedzających różne zakątki świata, że człowiek nieraz tak czynił. Był chciwy i zawistny, nieszanujący praw natury. Jednak na Dasht-e Kavir Mantykora nie spotkała ludzi wydzierających z wnętrza ziemi jej czarną krew czy błyszczące kamienie. Nie. Najczęściej ludzie przybywali tutaj, aby odkrywać przeszłość. Poznawać losy tych, którzy żyli tu przed nimi. Tych, którzy zwali to miejsce domem.
Mantykora usiadła koło starej, zniszczonej studni i głośno westchnęła. Jakże chciałaby powiedzieć, że to jest jej dom. Wiedziała tylko, że musi tutaj być. Musi żyć i pracować, ale dom… To słowo zdawało się bardzo odległe. Grzebiąc tak w złocistym piasku swoją wielką łapą, natrafiła w końcu na jakiś metalowy przedmiot. Przyjrzała mu się bliżej i oceniła, że musi być wytworem ludzkich rąk. Był to duży złoty pierścień, pokryty z zewnątrz zielenią, z pięknym szmaragdem osadzonym w środku szerokiej obręczy.
– Jaki piękny – mruknęła sama do siebie Mantykora, delikatnie obracając znalezisko w swojej wielkiej łapie.
– Nie chciałbym być niegrzeczny, ale czy mogłabyś tak nie trząść moim domem? – Jej uszu dobiegł twardy, męski głos.