Palmiry. Zabić wszystkich Polaków - Nowik Mariusz - ebook

Palmiry. Zabić wszystkich Polaków ebook

Nowik Mariusz

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Palmiry - miejsce masowych hitlerowskich egzekucji polskich elit społecznych i intelektualnych. Trafiali tam ludzie uznani za "wrogów Rzeszy" i "politycznie niepewni" - osadzeni na Pawiaku i w więzieniu na Rakowieckiej, w areszcie śledczym na Daniłowiczowskiej, w celach siedziby gestapo w alei Szucha, typowani do zbiorowych ulicznych egzekucji, których nie dawało się utrzymać w tajemnicy.

W palmirskim lesie zatrzymywały się "budy" wyładowane ludźmi. Ofiarom krępowano ręce i zasłaniano oczy. Pędzono grupami na polanę i ustawiano nad wykopanymi dołami. Oddawano salwę z broni maszynowej, rannych dobijano kolejnymi strzałami. Często grzebano ludzi żywcem. Zapełnione doły Niemcy przysypywali ziemią, maskowali ściółką i sadzili młode sosny. Palmirska ziemia miała nigdy nie zdradzić swojej tajemnicy.

Jak Niemcy między grudniem 1939 roku a lipcem 1941 roku stworzyli małą fabrykę śmierci?

Po co leśniczy wbijali łuski pocisków w drzewa?

Czy komukolwiek udało się uciec z transportu do Palmir?

W jaki sposób skazani próbowali powiedzieć światu o zbrodni w Palmirach?

Dlaczego po dziś dzień ludzie bezskutecznie szukają tam swoich najbliższych?

Opowieść o miejscu, które nadal skrywa tajemnice. Opowieść, która przywraca pamięć ofiarom.

Wstrząsające dowody martyrologii Polski, jakich świadkiem byłem w Palmirach, przekraczają wszystkie moje dotychczasowe wyobrażenia o zbrodniach niemieckich.

Emil Bösch, delegat Międzynarodowego Czerwonego Krzyża

Mariusz Nowik - dziennikarz z zawodu, historyk z wykształcenia i zamiłowania. Związany z TVN24, prowadzi autorską rubrykę w "Newsweeku Historia", publikował także m.in. w "Przekroju", "Gazecie Wyborczej" i "Dzienniku Gazecie Prawnej". Autor książki "Zagłada Żydów na ziemi łomżyńskiej". Każdy dzień zaczyna od sprawdzenia newsów, a kończy na przeglądaniu archiwalnej prasy. Amator ruin i ruder, kolekcjoner szpargałów, bibelotów i woluminów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 354

Oceny
4,8 (12 ocen)
9
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Copyright © Mariusz Nowik 2021

 

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

 

Zdjęcie na okładce

UtCon Collection/Alamy/Indigo Images

 

Zdjęcia na wkładce: Archiwum prywatne Mariusza Nowika; Dobrosław Kobielski/East News; Muzeum Powstania Warszawskiego; Historic Collection/Alamy/Indigo Images; Narodowe Archiwum Cyfrowe; Archive PL/Alamy/Indigo Images; Bogusław Lambach/PAP; Stanisław Dąbrowiecki/PAP; Krajowe Biuro Poszukiwań i Informacji Polskiego Czerwonego Krzyża; Zplecakiem/Dreamstime.com; Meryll/Dreamstime.com; Krzysztof Chojnacki/East News; Bernard Bialorucki/Dreamstime.com; Lech Gawuc/Reporter

 

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

 

Redakcja

Kinga Szafruga

 

Korekta

Grażyna Nawrocka

 

ISBN 978-83-8234-668-8

 

Warszawa 2021

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

Mamie

 

Wstęp

SKRAWKI

Szary, twardy tynk nie poddawał się łatwo. Nierówności zniekształcały litery, walczyły z nimi, nie pozwalały zostawić na sobie czytelnego śladu. Ale dłoń był uparta. Drapała ołówkiem powoli po zaskorupiałej ścianie. Słowo po słowie, linijka po linijce. Cztery wersy epitafium. Nie wiadomo, kto był ich autorem, który z więźniów z celi numer sześć w podziemiach siedziby warszawskiego gestapo miał w sobie dość siły i woli, by zostawić po sobie ten ślad. Nie wiadomo, czy chciał tymi słowami dodać otuchy tym, którzy trafią tu po nim, złamani, pobici, torturowani, upodleni, czy raczej żegnał się ze światem. Nie zostawił podpisu. Może nie zdążył. A może po prostu nie chciał. Niektórzy się podpisywali. Skrobali na ścianach daty, nazwiska, adresy – tym, czym mogli, odłamkiem szkła, kawałkiem węgla albo paznokciami, znacząc bury tynk krwawymi odciskami.

Takie ślady łatwo zniszczyć. Wystarczy pociągnięcie pędzlem umaczanym w wiadrze z wapnem i szybko znikną pod gęstą warstwą, mleczne grudki wypełnią drapnięcia liter, zakryją je, zastygną na nich na zawsze. Ogień równie szybko załatwiłby sprawę, osmaliłby nierówności ściany, rozlał się po nich czernią, zatarł wyryte wyrazy, wypalił w nieregularne rysy.

Ale cztery linijki przetrwały. Oparły się niszczącemu działaniu czasu i wilgoci starych ścian, szczęśliwie nie dosięgły ich płomienie ogarniętego pożogą miasta ani kielnie budowlańców i pędzle malarzy porządkujących powojenną rzeczywistość. Nie zdradziły, spod czyjej ręki wyszły, ale poniosły przesłanie tego więźnia dalej. Trafiły na kamienną tablicę u wejścia na cmentarz nieopodal Palmir. W miejsce, w którym – co prawdopodobne – może spoczywać ich autor.

 

Łatwo jest mówić o Polsce

Trudniej dla niej pracować

Jeszcze trudniej umrzeć

A najtrudniej cierpieć.

 

***

Otaczająca cmentarz Puszcza Kampinoska to jeden z wielu lasów skrywających tragedie, których skali możemy tylko się domyślać. Tajemnicą nigdy nierozwikłaną pozostanie dokładna liczba ofiar spoczywających pod korzeniami zasadzonych na nich sosen, pod przydeptanym naprędce mchem, nieodkrytych, nierozpoznanych, tak jak chcieli ich kaci. Nie wszystkich zabitych udało się odnaleźć. Nie wszystkim udało się przywrócić ich nazwiska, daty narodzin, profesje. Ich tożsamość skrywają dwie litery NN. Nazwisko nieznane. Nieznana data narodzin, nieznany zawód, a często nieznana pozostaje nawet dokładna data ich śmierci. Wyrwani z życia, pozbawieni śladu istnienia.

W alejki cmentarza palmirskiego, między równe rzędy betonowych krzyży przedzielanych prostymi macewami, wchodzi się jak do opuszczonego miasta. Tabliczki nagrobne sprawiają wrażenie wizytówek zawieszonych na drzwiach mieszkań, są niczym zaproszenie do zatrzymania się, do spojrzenia, do wejścia w dawno zapomniane historie, z których każda jest różna, każda osobna, niezależna, ale wszystkie łączy wspólny nurt prowadzący w to jedno miejsce. Zecer Kazimierz Duniec, ślusarz Edward Gątarczyk, kolejarz Aleksander Kazun, elektromonter Dobromir Płoszajski, technik Witold Karnawalski, stolarz Władysław Kłobuszewski, ekspedientka Regina Nowogórska, krawcowa Anna Piekarska. Oficerowie, wojskowi, policjanci, studenci, nauczyciele, profesorowie akademiccy, urzędnicy, księża, rolnicy, robotnicy, politycy, sportowcy. Każdy ma swoją historię. Wszystkie wątki składają się na jedną zbiorową narrację.

Nie sposób przedstawić historii wszystkich ofiar ani osób, których losy splotły się z palmirskim lasem, które pozostawiły w nim swój ślad. Ale bez poznania opowieści przynajmniej części z nich nie da się zrozumieć tego miejsca. Odeszli niemal już wszyscy świadkowie tamtych tragedii, ich pamięć skrywa milczenie nagrobków, skrawki historii zostają w słowach przelanych do dokumentów, raportów i protokołów sądowych, zaklęte w fotografiach, we wspomnieniach, w wydobytych z palmirskich dołów śmierci przedmiotach. Kiedy uzupełnia się zasuszone słowa o emocje, zaczynają znów żyć, wracają sprzed lat, nabierają mocy. Przedmioty odzyskują swoich właścicieli, miejsca zapełniają się bohaterami dawnych wydarzeń, opustoszałe korytarze ponownie rozbrzmiewają echem kroków, drzewa znów niosą odgłos wystrzałów.

Taka właśnie jest ta książka. Każdy jej bohater jest prawdziwy i każdy na nowo opowiada swoją historię – wzbogaconą o emocje i elementy reportażowe, połączoną narracyjnym oplotem z pozostałymi historiami i wątkami, wspólnie prowadzącymi ku finałowi tragedii, pokazującymi jej bezmiar, cierpienie ofiar i bezwzględność sprawców, ale i ścieżki wiodące nad doły śmierci. Zbrodniarze działają według precyzyjnie obmyślonego schematu, ich modus operandi opiera się na bezpieczeństwie zbrodni pozbawionej kary, katowskiej odwadze i skrupulatności w doskonaleniu śmiercionośnego rzemiosła. Śmiało spoglądają w obiektywy aparatów fotograficznych, prowokują, nie odwracają wzroku, pogardliwie, bezczelnie – każdy ze skazańcem u boku, skurczonym, upokorzonym, pozbawionym godności, wchodzącym w śmierć z zasłoniętą twarzą.

Ta zbrodnia, popełniona w tajemnicy, odzierająca ofiary z pamięci, zasługuje na taką opowieść.

 

Nie załamują drzewa gałęzi,

nie kiełkują z konarów twarze,

oczy nie wykluwają się z pąków.

 

Krzyk nie rozsadza słojów drewna,

nie rozdziera ziemia murawy,

nie zrywa z siebie płacht macierzanki.

 

Lipy nie zamykają swoich zapachów,

zboża nie boją się rosnąć,

drogi nie uciekają w pola.

 

Nie jęczą przydrożne kamienie,

nie kruszy się gładkie powietrze,

nie westchnie wiatr.

 

I nie odzywają się słowem

ani liściem, ani piaskiem

pożarci przez korzenie sosen

 

– pisał poeta Jerzy Ficowski w wierszu Milczenie ziemi. Oddajmy im głos.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI