Pan Strach - Alex Sand - ebook + audiobook + książka

Pan Strach ebook i audiobook

Sand Alex

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czy w świecie udawania istnieją jeszcze prawdziwe emocje? Czy potrafimy tak naprawdę czuć?

W Trenton mieszka Amelia – pewna siebie i czasami bezczelna copywriterka. Podkochuje się w niej Anton, sąsiad, który nie ma za grosz charakteru, ale za to lubi podglądać kobiety. Mężczyzna instaluje w jej domu kamery, które pewnego wieczora rejestrują coś bardzo niepokojącego.

Dziewczyna zostaje uprowadzona, a wkrótce wszystkie podejrzenia padają właśnie na Antona. Czy słusznie?

Czy w przeszłości Amelii zdarzyło się coś, co może jej zagrażać?

Młoda kobieta budzi się związana i z workiem na głowie.

Od teraz jej towarzystwem będzie jedynie cisza, za którą kryje się prawdziwe niebezpieczeństwo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 269

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 23 min

Lektor: Alex Sand
Oceny
4,2 (90 ocen)
50
21
10
9
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malwi68

Całkiem niezła

"Pan strach" autorstwa Alex Sand to intrygująca powieść, której główna bohaterka, pewna siebie copywriterka Amelia, zostaje wplątana w niebezpieczną intrygę. Książka eksploruje temat pozorów i prawdziwych emocji, pytając, czy w świecie udawania istnieją jeszcze autentyczne uczucia. Anton, sąsiad Amelii, dodaje do historii nutę tajemniczości instalując kamery w jej domu. Gdy dziewczyna zostaje uprowadzona, podejrzenia skierowane są w stronę Antona, choć jego charakter budzi wątpliwości. Czy słusznie go podejrzewają? W miarę rozwijającej się fabuły odkrywamy, czy przeszłość Amelii kryje coś, co staje się zagrożeniem. Powieść buduje napięcie, gdy młoda kobieta budzi się w nieznanych okolicznościach związana i z workiem na głowie. Cisza, która ją otacza, staje się nie tylko elementem narracji, ale też prawdziwym niebezpieczeństwem. "Pan strach" to thriller pełen zwrotów akcji, skonstruowany wokół pytań o to, co jest prawdziwe, a co tylko pozorne w świecie emocji i ludzkich relacji. W mi...
10
agalis81

Dobrze spędzony czas

Dobrze spędzony czas.
10
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Super Polecam
00
AgiZar813

Nie oderwiesz się od lektury

Idealna dla osób, które uwielbiają mocny thriller
00
Ac2018Dc

Z braku laku…

Siegnelam po audiobook kierujac sie dosc wysoka ocena. Ale to byla pomylka. Slaby ten thiler, bardzi slaby. Nie wiem skad ta wysoka ocena.
00

Popularność




Alex Sand (1983) – była studentka zarządzania i marketingu, chemii oraz filologii angielskiej, a ostatecznie masażystka bez choćby jednego dnia przepracowanego w zawodzie. Miłośniczka pracy online, zainteresowana tworzeniem i pozycjonowaniem stron WWW, blogowaniem, forexem i kryptowalutami. Pisać zaczęła w pierwszych miesiącach koronawirusowej pandemii. Przytłoczona ogromem stresów i wizją tego, że oto świat się wali i już nigdy nie będzie taki sam, zaczęła szukać dla siebie odskoczni, kreując losy wymyślonychbohaterów.

Copyright © by Alex Sand, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja:Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce I:© by D-Keine/iStock

Zdjęcie na okładce II:© by StudioIlanP/Shutterstock

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna:Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje w środku książki: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-119-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział I

Rozdział II

Rozdział III

Rozdział IV

Rozdział V

Czy w świecie udawania istnieją jeszcze prawdziweemocje?

Rozdział I

Przed faktem

Dochodziło południe, gdy Amelia wróciła z przerwy i z resztą gorącej kawy usiadła przy biurku. Zawsze pilnowała, żeby nie wypić całego kubka podczas tych piętnastu minut relaksu, tylko zostawić sobie kilka łyków. Przesunęła myszką, wygaszacz ekranu znikł, a ona zalogowała się do panelu copywriterów i sprawdziła, jaki tekst do napisania wpadł jej tym razem do kolejki. Wprawdzie nie znosiła systemu rozdzielania tekstów z automatu, ale wiedziała, że jest sprawiedliwy, bo dzięki temu każdy miał w ciągu dnia szansę trafić na coś ciekawego. Losowość tej pracy miała duże znaczenie i pozwalała skutecznie skakać myślami z tematu na temat. Otworzyłazlecenie.

Zalety betonu architektonicznego w aranżacji wnętrz. Trzy tysiąceznaków.

Amelia jęknęła i uznała, że cóż, to chyba nie jest jej dzień. Odpaliła drugie okno przeglądarki i zaczęła wyszukiwać w Google informacje, które mogłyby się przydać. Po kilkunastu minutach miała już koncept, chociaż była to dla niej kompletnanuda.

Jej szef powtarzał, że dobry copywriter napisze nawet o wpływie imbusowych śrub walcowych na gospodarkę Etiopii w czasach kryzysu i czasami rzeczywiście czuła, jakby tworzyła takie rzeczy. Na szczęście wreszcie wyśmienicie jej za to płacili, więc była gotowa pisać o wszystkim. Jej rodzina niezmiennie nie rozumiała, co ona tak naprawdę robi w tej firmie i co to znaczy, że tworzy teksty dla stron internetowych. Ponieważ już dawno się od nich wyprowadziła, kupiła niezłe mieszkanie w pobliskim wieżowcu i raz w tygodniu jadła sushi w najlepszej restauracji w mieście, przestali pytać. Upiła łyczek kawy, rozprostowała palce i zabrała się dodzieła.

– Co tam masz na tapecie? – Usłyszała pytanie z biurkaobok.

– Beton architektoniczny. Urocze, prawda? Aty?

– Pompy hydrauliczne na stronę głównąproducenta.

Amelia parsknęła, odwróciła się w stronę biurka swojej koleżanki i zaczęła sięśmiać.

– Nagle polubiłam ten beton! – dodała.

– Śmiej się, śmiej. Czasem czuję się jak fachowiec od rzeczy, na których kompletnie się nie znam – odpowiedziała jej Annie, która na stanowisku młodszego copywritera stawiała kroki dopiero od kilkumiesięcy.

– Spokojna głowa, za rok wystartujesz w jakimś teleturnieju i odkujesz sobie te miesiące pisania – zażartowała.

– Już to widzę. – Annie wzruszyła ramionami i zaczęła szukać w sieci informacji opompach.

– Kto wie! Pamiętaj, moja droga, że wszystko, co było do napisania, już dawno napisano, my tylko przerabiamy to tak, żeby ładnie brzmiało i było unikalne. Ot, krótko mówiąc, chodzi o to, żeby wuj Google myślał, że stworzyłyśmy coś nowego – rzuciłaAmelia.

– Trochę to frustrujące – zauważyła Annie. – Czasem naprawdę chciałabym napisać cośnowego.

– Spokojnie, ten stan ci wkrótce minie. Zostaniesz robotem, jak ja. – Zaśmiała się i wróciła dopisania.

Ukończenie tekstu na trzy tysiące znaków zajęło jej jakieś trzynaście minut. Kurs szybkiego pisania na klawiaturze zrobił swoje, więc zawsze miała trochę więcej czasu na wyszukiwanie informacji. Postawiła ostatnią kropkę, a potem ziewając, kliknęła „odśwież kolejkę”. Z nadzieją spojrzała na trochę za długo ładujący się ekran. Po chwili wynik pojawił się namonitorze.

Chlorowanie basenów ogrodowych – wskazówki i dawkowanie. Cztery tysiąceznaków.

Znów się zaśmiała, bo to była kolejna rzecz z cyklu tych, o których nie miała zielonego pojęcia. No ale przecież kobieta pisząca żadnego tekstu się nie boi, prawda? Otworzyła wszechwiedzące Google, znalazła, co trzeba, i zabrała się do pracy.

Była w tej firmie już pięć lat i lubiła mieć najlepsze wyniki, więc mimo żarcików i narzekania na tematy naprawdę się starała. Motywacja? Pieniądze. To chyba jasne? Z pierwszych linijek chlorowania wyrwał ją brzęczący na biurku telefon. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła, że dzwoni szef. Odebrała połączenie i odwróciła się do tyłu, patrząc w kierunku przeszklonego pomieszczenia, w którym w ciągu dnia przesiadywał prezes. Mężczyzna w jasnej koszuli i z włosami jak zwykle postawionymi na żel uśmiechnął się i machnął do niej ręką, jeszcze zanim gousłyszała.

– Dzień dobry, panno Amelio! – zawołał tym swoim czarującym głosem, gdy tylko przysunęła komórkę doucha.

– Czym mogę służyć, szefie? – spytałarzeczowo.

– Masz dzisiaj wolny wieczór, więc możesz wybrać się ze mną na kolację. Homar? Krewetki? Sushi? – wyliczał. – Zgodzę się nawszystko!

– Kuszące, ale jak zwykle odmówię – odpowiedziała i uśmiechnęła się tak, żeby widział przez szybę jej piękne, białe zęby. – Płaci mi pan za pisanie, a ponieważ zasady są zasadami, to z szefami się nie umawiam – dodała, szczerząc się w jego kierunku, ale mówiąc to bardzoserio.

– Rozumiem, ale mimo to niezmiennie będępróbować.

– Za każdym razem będę odmawiać z równą uprzejmością – odparła, mrugając do niegookiem.

– Amelio! – zmienił ton. – Rozmyśliłem się jednak. Zwalniam cię w trybie natychmiastowym, a wieczorem zjemykolację.

– Wysłać panu zatem do napisania ten tekst o chlorowaniu wody w basenie? – spytała z uśmieszkiem. – Zostało mi jeszcze prawie cztery tysiąceznaków.

– Yyy – jęknął. – Nie masz dla mnielitości!

– Zgadza się, jestem bezwzględna. – Parsknęła i nie czekając na kolejne zdanie, rozłączyłasię.

Ta gierka między nią a szefem trwała już dobre pół roku. On niezmiennie próbował ją poderwać i to na masę różnych sposobów: a to na kolację, a to na spacer, na wino, kino, teatr, a nawet na mecz piłki nożnej. Ona z kolei za każdym razem mu odmawiała, bo doskonale wiedziała, czym grozi romans z szefem. Poza tym na brak romansów akurat nie mogła narzekać. Jej nietuzinkowy wygląd, wyszczekana jadaczka, długie, ciemne włosy i nogi aż do nieba przyprawiały o szybsze migotanie spodni prawie każdego mężczyznę. Zresztą często z tego korzystała, bo bynajmniej nie należała do tych pruderyjnych cnotek, które żeby pójść do łóżka, musiały iść na pięć randek, usłyszeć historię jego życia, zaliczyć wyszukane kolacyjki, poznać panią mamusię i nasłuchać się komplementów o swojej urodzie. Jeśli chciała seksu, to po prostu go chciała. Bez tych wszystkich głupich konwenansów i udawania niedostępnejdziewicy.

Nie znaczyło to, że była łatwa ani, że chodziła do łóżka z każdym. Wybierała po prostu mężczyzn, którzy w jakiś sposób ją pociągali. Rozmową, wyglądem, pracą, pasją, albo miną, którą u nich zauważyła. I wtedy wystarczył błysk oka między nią i nimi i już wiedziała, że będzie ciekawie. W łóżku! Nie w życiu. Amelia nie planowała zamążpójścia i była dumna z tego, że nie daje się wciągnąć w korkociąg małżeński tylko po to, żeby dorwać faceta, zaobrączkować go jak krowę, wydoić, a potem rodzić mu dzieci aż do śmierci. Na samą myśl miała od tegociarki.

Wróciła do tekstu i z nieukrywaną satysfakcją, którą dawało jej odrzucanie starań o jej względy, pisała jeszcze szybciej niż wcześniej. Adoracja była dla niej czymś w rodzaju naturalnego motoru napędowego, ale oczywiście oficjalnie nią gardziła i udawała, że zupełnie jej to niewzrusza.

Późnym popołudniem skończyła pracę z pewnością, że wykonała ją ponad normę i zasłużyła na podwyżkę, której oczywiście nie dostanie, a potem wrzuciła swoje rzeczy do torebki i wstała odbiurka.

Pożegnała się ze współpracownikami i szybkim, pewnym krokiem ruszyła do drzwi. Była niemalże przekonana, że jej wyjście obserwuje przynajmniej kilku mężczyzn, którzy lubili zawiesić wzrok na jej krągłych pośladkach, uwypuklonych przez wąskie, doskonale dopasowane jeansy. Miała dziś na sobie wysokie, czarne szpilki i krótki top, które w zestawieniu z postarzanym błękitem spodni – w sklepach to prawdziwa rzadkość! – wyglądały po prostu oszałamiająco. Tak, była świadoma swojego wyglądu i nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Nie pasowały do niej skromne spojrzenia, nieśmiałe trzepotanie rzęsami i filigranowe minki, które miały pokazywać, jak cudowną i nieporadną jest kobietą. Amelia nie szukała faceta, który przytuli ją do swojej klatki piersiowej, pogłaszcze i będzie się nią czule opiekował, niczym ojciec. Ona szukała mężczyzn, którzy pragnęli przyjemności i potrafili ją dawać. I najlepiej, żeby później szybko znikali, zanim przyjdą im do głowy jakieś romantycznebzdety.

Patrząc z boku, można by pomyśleć, że była bezczelna i miała tupet, ale ona po prostu znała swoją wartość – w przeciwieństwie do większości kobiet – i nie chciała w życiu udawać kogoś, kim nie jest. Nie dawała się wtłoczyć w te żenujące stereotypy nakazujące kobiecie szybko szukać męża, bo tylko to ją naprawdę uszczęśliwi. Co zabzdura!

Wyszła z budynku firmy i lekkim krokiem ruszyła w stronę parkingu, na którym stał jej samochód. Z daleka uśmiechnęła się na myśl o tym, że zaraz usiądzie na jasnej skórze fotela kierowcy w swoim małym volvo. Lubiła ten moment i naprawdę cieszyła się tym samochodem jak dziecko. Miała go już drugi rok, oczywiście kupiony na raty i kosztem wielu wyrzeczeń, ale w salonie! Nówka sztuka, żadnej fuszerki i wcześniejszego klepania, żeby tylko opchnąć wóz nieznającej się na tymkobiecie.

Jej poprzednie auto było używane i chociaż miało być cudem wszechświata, okazało się kosztożernym gratem, z którym co chwilę bywała u mechanika. Kiedy więc podjęła decyzję o kupnie nowego samochodu, nie popełniła już tego błędu. Podeszła do drzwi, kliknęła przycisk na pilocie i za moment siedziała w środku. Otulił ją ten przyjemny zapach wozu, w którym nie pali się papierochów, nie żre fast foodów i nie wozi dzieci srających w pampersy. Odpaliła silnik i ruszyła prosto do domu. Zakupy zrobiła wczoraj, wracając znad morza, dzięki temu dziś po pracy mogła już w pełni się zrelaksować. Czekała na to aż trzy tygodnie, więc w planie miała wieczór na sofie, przy lampce czerwonego wina i ulubionej muzyce sączącej się zgłośników.

Pewnie nie tęskniłaby tak bardzo za domem, gdyby nie fakt, że na urlopie w nadmorskim Bay Head, oddalonym od Trenton ledwie o sześćdziesiąt mil, miała być tydzień, a skończyło się na trzech. I toprzymusowych!

Pech chciał, że w ośrodku wczasowym, w którym wypoczywała, ktoś podłapał to nowe, zaraźliwe dziadostwo, o którym jęczał dziś cały świat, no i zarządzono kwarantannę. Niecała godzina drogi od domu, a Amelia była uziemiona i nie miała prawa wrócić! Teoretycznie mogła się cieszyć z dwóch dodatkowych tygodni urlopu. Ale co to za radość, gdy nie mogła wyjść z pokoju, o spacerach po plaży musiała zapomnieć i jeszcze pozostało liczyć na to, że ktoś przywiezie jej jakieś zakupy, bo przecież sama ich zrobić nie miała możliwości. Te trzy tygodnie ciągnęły jej sięniesamowicie.

Amelia skręciła na rondzie i z daleka zobaczyła swój wieżowiec. Przyspieszyła, chociaż jednocześnie zerkała uważnie na prędkość, żeby nie przekroczyć maksymalnej i nie stracić prawa jazdy. Kolejne utrudnienie życia zdecydowanie nie było jej teraz potrzebne. Wreszcie dojechała na miejsce, zaparkowała w garażu podziemnym i windą ruszyła na górę. Trzynaste piętro. Odetchnęła z ulgą i wpatrywała się w podświetlane cyferki wskazujące mijanie kolejnychpięter.

Wysiadła na trzynastym i za chwilę była w mieszkaniu. Zsunąwszy szpilki, popchnęła je niedbale pod ścianę, odwiesiła torebkę na wieszak i wolnym krokiem skierowała się do łazienki. Wreszcie własny prysznic! Ciepła woda, na której nagrzanie się nie trzeba czekać wieków; ulubione kosmetyki; miodowy płyn do ciała i deszczownica idealnie rozpryskująca wodę i niestrzelająca w oko z jakiegoś pękniętego wężyka. Zsunęła spodnie, zrzuciła top i zniknęła zadrzwiami.

***

Anton usłyszał trzaśnięcie i od razu podniósł wzrok w stronę monitorów rozstawionych na biurku, w swoim domowym gabinecie. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, jak Amelia wchodzi do mieszkania i zsuwa ze stóp te swoje niebotycznie wysokie szpilki. Nie widział jej już tak dawno, że naprawdę się za niąstęsknił.

Natychmiast przysunął się do biurka i skupił wzrok na centralnie ustawionym ekranie, który pokazywał obraz z jej salonu. Ta kobieta jak zwykle wyglądała obłędnie i szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, jak ona to robi. Długie, ciemne, jedwabiście miękkie włosy opadały jej za odsłonięte ramiona i końcówkami wodziły po nagiej skórze. Wydatne piersi opinane przez top, zdawały się zapraszać do dobrej zabawy, chociaż niestety jego nigdy do tej zabawy nie zaprosiły. Cóż, jako sąsiadowi zostało mu ją tylko podziwiać i ewentualnie prowadzić z nią długie rozmowy, kiedy czasem wpadali na siebie i zapraszała go na wino. Anton uwielbiał jej towarzystwo i gdyby tylko mógł, byłby w jej życiu kimś znacznie ważniejszym niż jedynie sympatycznym sąsiadem. Amelia najwyraźniej jednak nie miała ochoty na taką zażyłość, co dała mu do zrozumienia kilka razy, i to w bardzo jednoznaczny sposób, więc cóż… brał, comógł.

Kamery w jej mieszkaniu zamontował już jakiś czas temu i od tego momentu stał się aktywnym uczestnikiem jejżycia.

Poranki, minimalistyczne śniadania, kolacje na bogato – tu miał na myśli liczbę pochłanianych przez nią kalorii, a nie jakieś ekskluzywne dania! – spotkania z przyjaciółkami, a nawet seks z mężczyznami, których nie znał. To wszystko było w zasięgu jego oczu. A Anton kochał patrzeć. Żeby zachować do siebie resztki szacunku i nie myśleć o sobie jak o psychopatycznym podglądaczu, ograniczył jednak swoje fantazje i kamery umieścił tylko w salonie i jadalni. Jeszcze nie miał odwagi wstawić ich do łazienki ani do sypialni, chociaż coraz częściej chodziło mu to pogłowie.

Kiedy Amelia zniknęła pod prysznicem spojrzał na siebie i przypomniał sobie, że nie kąpał się już ze dwa dni, więc uznał, że pójdzie jej śladem, odświeży się i zapuka do jej drzwi. Może będzie miała ochotę na wspólne wino? Kilka minut później stał pod strumieniem i lał na siebie galony chłodnej wody. Wolał nie ryzykować ciepłej, która sprawi, że za chwilę zacznie się pocić. Co jak co, ale Amelia zwracała uwagę na zapachy, więc jeśli miał ją dzisiaj odwiedzić, to musi wyglądać i pachniećmodelowo.

Prysznic zajął mu wyjątkowo dużo czasu i kiedy wyszedł spod niego owinięty tylko w biały ręcznik, najpierw spojrzał w lustro wiszące w salonie. Uśmiechnął się na swój widok. Ostatnio trochę więcej ćwiczył i jego muskulatura wyglądała coraz lepiej. Koniec z wiszącymi bicepsami i małym, odstającym brzuszkiem, po którym od razu było widać, że pakował do niego więcej żarcia, niż powinien był. Czuł, że jeśli chce zaimponować kobiecie i to tej kobiecie, to musi bardziej o siebiedbać.

Amelii nie było kilka tygodni, ale zanim zaczął się o nią martwić, dowiedział się, że ma kwarantannę w jakimś nadmorskim ośrodku w Bay Head, więc to był idealny czas na to, żeby przycisnąć własną formę. Nigdy nie wyglądał jak chodzące bóstwo i daleko mu było do miana „przystojny”, ale tyle, ile mógł, to zrobił, i obiecał sobie, że teraz będzie tylko lepiej. Odsunął się od lustra, napiął mięśnie, a potem poszedł szukać czystych spodni i jakiegoś wygodnego T-shirtu. Nie wyobrażał sobie przyjść do niej w koszuli, skoro byli sąsiadami. Kto normalny chodzi po domu w koszuli? Od razu domyśliłaby się, że znów chce ją podrywać, a ponieważ zmienił strategię, bo wcześniejsza zwyczajnie nie działała, to musiał dostosować się do nowej. Ostatecznie w rozgrywce o kobietę wygrywa przecież jej najlepszy przyjaciel. Pocieszyciel, wspierający kolega, facet oddany jak brat i takie tam. Gość czuły i rozumiejący wszystko. Tak przynajmniej piszą wksiążkach.

Anton ubrał się, a potem wrócił do gabinetu i spojrzał na ekran. Amelia leżała na sofie z nogami wysuniętymi do góry i chyba słuchała muzyki. Nie miał podłączonego dźwięku, ale domyślił się po tym, że ekran telewizora był zgaszony, a ona rytmicznie poruszałastopą.

Sięgnął po perfumy, psiknął delikatnie po koszulce i ruszył w stronę drzwi. Po chwili stał już w progu jej mieszkania, złapał głębszy oddech, a potem energicznie zapukał. Oczywiście, że mógł użyć dzwonka, ale pukanie bardziej mu się podobało. Nie wybijało człowieka z nastroju tak mocno, jak wyjący na pół domu dzwonek. Przysunął ucho, ale poza cicho płynącą ze środka muzyką nie wychwycił żadnego ruchu, więc zapukał ponownie, tym razem mocniej. Trochę trwało, zanim Amelia zaczęła szurać przy zamku i wreszcie muotworzyła.

– Wszelki duch! – zawołał, widząc jej twarz wychylającą się zza drzwi. – Cześć! Wypuścili cię już z tej kwarantanny? – dodał.

– Wreszcie, bo już myślałam, że tam zwariuję. – Amelia uśmiechnęła się i przesunęła obok, tak, żeby mógł wejść do środka. – Wskakuj, napijesz się ze mnądrinka?

– Z przyjemnością – odparł i wszedł do jej mieszkania. – Liczę na jakieś soczyste opowieści z czasu dramatycznego zamknięcia i pełnej grozy izolacji. – Zaśmiałsię.

– A daj spokój, gdyby nie całkiem znośne towarzystwo, to zanudziłabym się na śmierć – powiedziała. – Masz pojęcie, ile czasu czekaliśmy na ponowne testy? Wszyscy zdrowi, ale ukradli nam kilka tygodni z życia. Ot tak. – Pstryknęłapalcami.

– Wyobrażamsobie.

– Nie sądzę. Wyobraźnia jest znacznie słabsza niżrzeczywistość.

Amelia wskazała mu sofę i podeszła dobarku.

– Whisky? Piwo?

– Whisky. Zlodem.

– Zawsze się boję, że zechcesz piwo, którego zresztą nigdy nie mam – powiedziała, uśmiechając się doniego.

– Też nie przepadam – rzucił Anton i patrzył, jak obiekt jego starań nalewa alkoholu do kryształowejszklanki.

– Lód znajdziesz tam. – Wskazała lodówkę i podała mu whisky. – Wiesz, że nie jestem kultową panią domu i goście obsługują sięsami.

– Wiem, ale w sumie najpierw wrzuca się lód, a potem nalewa whisky – odparł z nutką nieukrywanej satysfakcji, łapiąc ją napomyłce.

– Po paru tygodniach kwarantanny ciesz się, że w ogóle coś pamiętam. – Zaśmiałasię.

– No to opowiadaj, jak to wygląda – zaczął, otwierając jednocześnie zamrażarkę i szukając kostek w dolnej części. – Wszyscy zestresowani, przerażeni i czujący zbliżający się koniec ich nędznegożycia?

– Raczej wściekli na zepsute plany wakacyjne. Dobrze, że hotel załatwił nam dowóz jedzenia i obsługa stanęła na wysokości zadania, bo inaczej byłobytrudno.

Amelia usiadła na sofie i z westchnieniem ulgi wyrzuciła nogi naoparcie.

Odetchnęła z przyjemnością i powoli przysunęła szklankę do ust. Anton uważnie ją obserwował, ale tylko na tyle, żeby nie domyśliła się, w jaki sposób na nią patrzy. W głowie powtarzał sobie, że ma być wyłącznie jej przyjacielem. I chociaż wcale nie było to dla niego łatwe, bo kiedy na nią patrzył, do głowy od razu napływały mu mocno niegrzeczne myśli, to starał się, jakmógł.

– A to „całkiem znośne” towarzystwo, o którym wspomniałaś? – zapytał, przyglądając się kosmykowi włosów, który właśnie niesfornie ułożył się na jej policzku. – Ktośinteresujący?

Amelia spojrzała na niego, przymykając oczy. Owszem, był tam ktoś ciekawy i musiała przyznać, że dostarczył jej wielu emocji, ale czy chciała mu o nimopowiadać?

– No mów! Widzę, że myśli parują ci uszami. – Zaśmiałsię.

– Chyba nie jesteśmy jeszcze tak blisko, Anton, żebym opowiadała ci o moich seksualnych przygodach – powiedziaławprost.

– Spróbuj. – Uśmiechnął się. – Co masz dostracenia?

Amelia zmarszczyła brwi i zdała sobie sprawę z tego, że w zasadzie nic. Nie planowała z Antonem romansu, jej przyjaciółki nie było w mieście, więc właściwie mogła się z nim podzielić tąhistorią.

– Chętny na mały test wytrzymałości? – spytała.

– Jasne, sprawdź mnie – rzekł niższym głosem i spojrzał na niąprowokująco.

Kobieta usiadła na sofie ze skrzyżowanymi nogami i oparła się plecami o kolorową poduchę. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym, że być może jej opowieść sprawi, że Anton wreszcie na zawsze się od niej odczepi. Chociaż w gruncie rzeczy lubiła go, więc jeśli to zniesie, może i okaże się materiałem na… przyjaciela? W głowie zadźwięczało jej coś, co kiedyś powiedziała jej najlepsza koleżanka: przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje. Skrzywiła się lekko i potrząsnęła głową, jakby chciała to od siebieodgonić.

– Tylko potem mi nie mów, że nieostrzegałam.

– Będę milczał jak grób i udawał niewzruszonego – rzekł Anton pewnym głosem, ale zaraz potem przełknął ślinę zezdenerwowania.

Czym innym było oglądać przez bezpieczny ekran monitora jej seks z jakimiś facetami, a czym innym słuchać o nim, patrząc jej prosto w oczy. Spiął się w sobie i postanowił, że będzietwardy.

Edwin

Amelia leżała na łóżku i przeklinała w myślach dzień, w którym zdecydowała się na ten piekielny urlop. Zamiast siedzieć na plaży i opalać ciało w gorących promieniach słońca, przyszło jej spędzać kolejny dzień w zamkniętym, hotelowym pokoju, w którym przechodziła właśnie kwarantannę. Co za idiotyczny pomysł, żeby tak zamykaćludzi!

Przypomniały jej się wszystkie filmowe sceny o zombie, zarazach, wirusach opanowujących świat i miała ochotę zwymiotować. Urlop spalony. Wstała z łóżka i wyszła na przylegający do pokoju balkon. Sięgnęła po paczkę leżących na parapecie papierosów, które kupił jej ktoś z obsługi hotelowej i za chwilę zaciągała się głęboko, próbując uspokoić tę wściekłość, która w niej teraz siedziała. Na co dzień nie paliła, bo nie przepadała za dymem papierosowym, ale ponieważ nudziła się tu strasznie, to chyba z tej nudy stwierdziła, że dla rozrywki byłoby miło zapalić sobie na balkonie. Miała pokój na piętrze, więc podziwiała widoki, wyobrażając sobie, że są lepsze niż w rzeczywistości. Ciąg domków jednorodzinnych miasteczka Bay Head, park, w którym były może ze cztery drzewa i kawałek nieba. Ot, cała przyjemność przez najbliższe tygodnie. Na samą myśl o oglądaniu przez cały ten czas gołębi przemieszczających się po rynnach budynków, to w prawo, to w lewo, znów sięzaciągnęła.

– Mogę ognia? – zapytał jakiś mężczyzna z balkonuobok.

Amelia odwróciła się i zauważyła, że stojący tam facet rzeczywiście mówi doniej.

– Proszę – odparła, wyciągając ku niemuzapalniczkę.

– Ale nie zarazi mnie pani wirusem? – zapytał z dziwnymuśmieszkiem.

– Spokojnie, w tej chwili emanuję jedynie wirusemnerwicy.

Mężczyzna odpalił sobie papierosa, podziękował i wyciągnął ku niej dłoń z zapalniczką. Kiedy próbowała ją zabrać, minimalnie cofnął palce do siebie. Amelia zrobiła krok do przodu i znów spróbowała jej dotknąć, a on powtórzył ruch i cofnął się o kolejny krok. Spojrzała mu w oczy i zaczęła sięśmiać.

– Pan robi to celowo! – zauważyła z godnym pożałowaniarefleksem.

– Ależ skąd – powiedział z charakterystycznym przekąsem. – Mieszkamy obok, jesteśmy na siebie skazani przez przynajmniej dwa tygodnie, więc szukam towarzystwa. Trafiłem?

– Nie najgorzej. – Uśmiechnęła się i podała mu dłoń, w której nie trzymała papierosa. – Amelia.

– Edwin – przedstawił się i ścisnął jej rękę. – Teraz przekazaliśmy sobie swoje zarazki, więc mamy to z głowy – zażartował.

– A co z mojązapalniczką?

– Proszę. – Podał jej przedmiot na otwartej dłoni, ale kiedy tylko go musnęła, mocno zacisnąłswoją.

Zanim zdążyła się zorientować, mężczyzna wyrzucił papierosa i przyciągnął ją do kratki oddzielającej ich balkony. Przełożył ramię na drugą stronę i złapawszy ją w pasie, przysunął do siebie. Amelia znieruchomiałazaskoczona.

– No copan?

– Edwin – powtórzył. – Jakie palisz? – spytał, a kiedy próbowała otworzyć usta, nagle zbliżył się do niej i zaczął jącałować.

– Kurwa! Facet! – krzyknęła. – Ty tak serio? Ja pierdolę, no co za mierny podryw! – zawołała prawie oburzona i odsunęłagłowę.

– Wcale cię nie podrywam, ale sytuacja jest ciekawa, prawda?

– Puścisz mnie czy mam ci tutaj urządzić jakąśscenę?

– Amelio, wyobraź sobie, że będziemy tu umierać z nudów przez najbliższe tygodnie – powiedział, przyjmując dziwnie rzeczowy ton głosu. – Może to jakoś wykorzystamy? – dodał, puszczając jejoczko.

Amelia dopiero teraz przyjrzała się jego tęczówkom. Były co najmniej dziwne. Niebieskie, zimne jak lód i… całkiem interesujące. Edwin patrzył na nią, jakby cośsondował.

– Co masz na myśli? – zapytała, nie spuszczając spojrzenia z tych jego niepokojącychoczu.

– Za dwa tygodnie każde z nas pojedzie w swoją stronę i prawdopodobnie już nigdy się nie spotkamy – powiedział. – A gdybyśmy w tym czasie zrealizowali tu swoje fantazje? Ja, ty, dwa niezłe ciała, które mogłyby sprawić sobie przyjemność – mówił dalej, a Amelia patrzyła na niego, jakby urwał się z choinki. – No nie patrz na mnie z tą całą waszą babską pruderią. Masz niesamowitą szansę puścić wodze wyobraźni, kochać się bezwstydnie do rana, a potem zapomnieć o wszystkim. Czy to nie jestkuszące?

Amelia przełknęła ślinę i zastanowiła się nadtym.

– Dziwny z ciebieczłowiek.

– Bo przechodzę do rzeczy, zamiast bawić się w otoczkę randek, czułych słówek i całej reszty tego pieprzenia? – spytał zupełniespokojnie.

– No właśnie – odparła i zaczęła się śmiać. – Jeszcze nigdy nikt nie złożył mi w taki sposób propozycji pójścia dołóżka.

– Pierwszy raz zawsze robi wrażenie. – Wzruszył ramionami. – Tojak?

– Puść mnie i się nad tym zastanowię – powiedziała, czując na sobie jegowzrok.

W tym facecie było coś, czego nie potrafiła sobie wytłumaczyć. Oczywiście, że powinna była dać mu w pysk i odejść obrażona, ale szczerze mówiąc, zgadzała się z tym, że romantyczne tło do seksu dwójki obcych sobie ludzi zabiera za wiele czasu. Chcesz przyjemności, bierzesz przyjemność, po co dorabiać do tego kolacyjki, świece, muzykę i resztę bzdur? Sama wyznawała tę zasadę, ale jednocześnie lubiła, jak mężczyzna trochę ją uwodzi, zanim przejdą – albo ona przejdzie – do rzeczy. Czyżby czekała ją jakaś nieoczekiwana zamianaról?

Edwin odsunął rękę i sięgnął po papierosa. Zanim się zorientowała, przeskoczył przez oddzielającą ich barierkę i stanął na jejbalkonie.

– Druga próba zapalenia – powiedział i kiwnął głową w kierunku ręki, w której trzymałazapalniczkę.

Kiedy mu ją podała, zapalił i rozejrzał się po balkonie. W drugim jego końcu zauważył dodatkowe krzesło, więc przysunął je do siebie i usiadł. Zaciągnął się papierosem, a Amelia patrzyła, jak za moment wydmuchuje z siebie cienki, ledwie widoczny dymek. Musiała przyznać, że wyglądał ciekawie. Nie, żeby był jakimś bogiem seksu, na widok którego omdlewałaby z wrażenia, ale miał w sobie coś, co jej się podobało. Luźny T-shirt okrywający dość dobrze zbudowany tors, ciemne jeansy i minę kogoś, kto łączył w sobie dwie różne moce. Ciemną i jasną. No chyba że straciła nosa do mężczyzn i czegoś nie widziała. Ewentualnie mógł ją zmylić jego dwudniowyzarost.

– Oceniasz mnie właśnie? – spytał.

– Owszem.

– I jak wypadam w twojejwyobraźni?

– Cudem wszechświata to ty nie jesteś, ale… – Zanim zdążyła dokończyć, Edwin odwrócił się w jej kierunku i zaczął sięśmiać.

– Taaak, ja też z cudem wszechświata jeszcze nie spałem, ale twardo stąpam po ziemi. Słyszałaś, że cudów niema?

Przysunął się do niej tak blisko, że prawie czuła ocieranie się jego ciała o piersi. Wzięła głębszyoddech.

– Realista?

– Trochę tak. Ale lubię ryzyko, jak widzisz – powiedział i przyciągnął ją dosiebie.

Teraz Amelia zdecydowanie poczuła swoje piersi na jego koszulce i zauważyła, że facet ją podnieca. Uśmiechnęła się podnosem.

– To jak? Pokażesz mi swój pokój? – spytał i popchnął ją lekko w stronęwejścia.

– A którą jego część chciałbyś zobaczyć? – odparła, gdy przekraczali już próg między balkonem asypialnią.

– Stół kuchenny – powiedział bardzo poważnie. – Jestem wielbicielem mebli – dodał i rozejrzał się po pokoju, kierując się w stronęaneksu.

Cały czas trzymał Amelię w ramionach, więc to on tutaj prowadził, a ona przestawiała stopy, idąc tyłem tam, gdzie się przesuwał. Jednocześnie czuła, jak rośnie jej napięcie i jak mocno ta sytuacja na nią działa. Rzeczywiście trzy pierwsze randki były zbędne, a czułe słówka zastępowała jego pewność siebie. Po chwili znaleźli się przed stołem, a Edwin jednym szybkim ruchem obrócił ją tyłem do siebie, a potem chwycił jej ręce i oparł je o blat. Lekko docisnął dłonią jej plecy, tak, żeby położyła się niżej, a potem w ułamku sekundy sięgnął do zamka jej spodni, rozpiął je i zsunął do połowy kolan, uniemożliwiając jej swobodneruchy.

– To jest gra wstępna? – spytała i zdała sobie sprawę z tego, że jej głos wyraźnie wskazuje na podniecenie, jakiego tak szybko się po sobie niespodziewała.

– Nie. Ale to tak – odpowiedział.

Położył ręce na jej nogach i powoli sunął do góry. Kiedy znalazł się w okolicy jej nagich, wypiętych pośladków, rozchylił je i usłyszał, jak kobieta ciężkooddycha.

– Dobry jesteś, cholera.

– Edwin – sprostował i uderzył ją lekko wpośladek.

– Mhm, Edwin – wyszeptała, czując, jak po jej ciele rozlewa sięgorąco.

Edwin ponownie uderzył ją w to samo miejsce, a potem zrobił to jeszcze raz i jeszczeraz.

– Ej, nie przesadzasz? – wydusiła, jakby w geście obrony, ale tak naprawdę czuła, że dzięki tym uderzeniom jest już tak gorąca i pobudzona, że długo tego niewytrzyma.

– Skądże. Nie protestuj bez sensu, przecież widzę, że chcesz – powiedział, a ona zacisnęłazęby.

Usłyszała, jak za jej plecami Edwin rozpina sprzączkę paska i zsuwa spodnie. Zanim w nią wszedł, nachylił się i mocno złapał ją za włosy. Amelia poczuła, jak jej głowa bezwolnie sięodchyla.

***

– I tak po prostu mu na to pozwoliłaś? – Anton wydawał sięzdziwiony.

– Tak wyszło. – Amelia uśmiechnęła się na samowspomnienie.

– Byłem przekonany, że w łóżku to ty rządzisz i decydujesz, więc przyznaję, jestem wstrząśnięty – powiedział bez cieniaobłudy.

– Wiesz, jestem otwarta na nowości, a sytuacja była tak napięta, że… ciało samo chciało – rzuciła i zaczęła sięśmiać.

– I co było dalej? Jednorazowynumerek?

– Coś ty. Do końca kwarantanny praktycznie codziennie były jakieś… hmm… sytuacje – mruknęła.

Anton podrapał się nerwowo w głowę i nie wiedział, co powiedzieć. Nie znał jej od tej strony. Wiedział wprawdzie, że jest bardzo wyzwoloną i pewną siebie kobietą, ale wydawało mu się, że nawet to nie sprawi, że mogłaby chcieć takiego przedmiotowego traktowania. Dziwnie mu było z tąświadomością.

– No co tak patrzysz? – zapytała.

– Dziwię się. A te pozostałe sytuacje, jak to ładnie ujęłaś, były w podobnymguście?

– Jeśli przez gust masz na myśli jego przewagę, to nawetbardziej.

– Bardziej?

– Mhm – potwierdziła. – Okazało się, że on jest jakimś wziętym prawnikiem i ma takie swoje dominujące fantazje. Ale cieszę się, że to już za mną. Nie wymieniliśmy telefonów, gdyby cię tociekawiło.

– Czyli przygoda i zapominasz? Tak, jakmówił?

– Właśnie, chociaż myślę, że długo go będę pamiętać. Był trochę dziwnyczasami.

– Toznaczy?

– Trudno powiedzieć, ale bywało, że podczas tych spotkań w jakiś sposób się go bałam. Bywał brutalny, chociaż w granicach mojej akceptacji, no i miał jakiś fetysz z ciągnięciem za włosy. Chyba dodawało mu to paru punktów do rozbuchanego ego – wyjaśniła.

– Myślisz? A z ciekawości: czym dla ciebie są granice akceptacji, jeśli chodzi obrutalność?

– Cóż… to ten stan, kiedy coś cię boli, ale na tyle, że sprawia więcej przyjemności niżprzykrości.

– Przyjemnyból?

– No nie mów mi, że ty nigdy nie zadałeś kobiecie żadnego bólu w łóżku? – spytała, poruszającbrwiami.

– Nigdy takiego, przez który mogłaby się mniebać.

– Więc nie wiesz, jakie to potrafi być podniecające – skwitowała, patrząc na niego jak nadziecko.

Musiała przyznać, że Anton trochę tak wyglądał. Niby wyrośnięty, ale jego anielska twarz w połączeniu z blond włosami, które zawsze były idealnie ułożone, i brakiem zarostu, sprawiała, że wyglądał młodo i, nie ukrywajmy, mało męsko. Przynajmniej jak na jej gust. Przeszło jej przez myśl, że może dlatego tak rzadko widuje go z kobietami. Mężczyzna musi mieć w sobie coś drapieżnego, coś intrygującego, niepokojącego. Anielskie twarze są takie… bezpłciowe.

– Adrenalina, jak mniemam? – zapytał.

– Spróbuj kiedyś odrobiny bólu, Anton, wyzwania – odpowiedziała. – No chyba że jesteś tym typem, który woli, jak to kobieta dominuje? – zagadnęła. – Może jeszcze tego nie sprawdziłeś? – Wbiła w mężczyznę spojrzenie tak, że przez czoło przemknęła mu jakaśzmarszczka.

– Nie sprawdziłem, chociaż… jestem otwarty na nowości – odparł, próbując zażartować, ale średnio mu to wyszło. – Krótko mówiąc, nie nudziłaś się na tej kwarantannie? – dodał, zmieniając minimalnietemat.

– Nudziłam. Z Edwinem spotykałam się na godzinę, czasem pół, szybki seks, a potem nuda – powiedziała zdawkowo. – Chociaż miewał ciekawe pomysły co do scenerii. Okazał się fanem zbliżeń w miejscach, w których jest wysokie ryzykowpadki.

– O. To może to cię tak na niegonakręciło?

– Pewnie też. Nie co dzień uprawia się seks w stołówce dla turystów, wspólnym WC na piętrze czy na korytarzu, tuż pod drzwiami właścicieli. – Zaśmiałasię.

– To wiele wyjaśnia. – Anton wychylał kolejną szklankę whisky i patrzył na Amelię jakośinaczej.

Starał się to ukryć, ale myślał o tym, czy gdyby teraz z całą pewnością siebie i bez patrzenia na jej sprzeciw zainicjował jakąś „sytuację”, to czy ona by się na to zgodziła? A może był dla niej zbyt miękki, zbyt miałki i mało ciekawy? Może wcale nie chodziło jej o to, że nie sypia z sąsiadami, a o to, że on swoją osobowością zwyczajnie jej nie pociągał? Zamyślił się, ale nie znalazł w głowie żadnej odpowiedzi poza wmawianiem sobie, że na końcu w walce o kobietę i tak wygrywa lojalny przyjaciel. Miał szczerą nadzieję, że się co do tego niemylił.

– Jeszcze whisky? – spytała, widząc, że jego szklanka jest już prawiepusta.

– Nie, dzięki. Jutro rano idę do pracy i muszę być przytomny. – Pokręcił głową. – Mamy klienta z Holandii i oddelegowali mnie do pogawędek, więc będę sięoszczędzał.

– Jasne, jasne, nie tłumaczsię.

– Poważnie mówię! – zaprotestował, jakby nieco zbytmocno.

– Nie twierdzę, że nie. Leć spać i grzecznie się wyśpij – dodała z nutkąsarkazmu.

– Grzeczni chłopcy podobno idą donieba.

– A niegrzeczni świetnie się bawią – odparowała, wstając z sofy i podchodząc doniego.

Przejechała ręką po jego jasnych włosach, zupełnie jakby głaskała niesfornego dziesięciolatka, i poszła w stronęłazienki.

Anton zebrał się w sobie, uznając, że to doskonały moment nawyjście.

– To ja znikam. Dzięki za opowieści i zatowarzystwo!

– Przyjemność po mojej stronie – odparła Amelia, niedbale zamykając za sobą drzwitoalety.

Anton stał w salonie jeszcze chwilę i patrzył za nią, czekając, aż usłyszy szum płynącejwody.

– I… cieszę się, że już jesteś – dodałciszej.

Westchnął, odwrócił się i wyszedł z mieszkania. Kiedy tylko zjawił się w swoim, oparł się o zamknięte drzwi i poczuł, jak z ramion spływa mu całe nagromadzone w nich napięcie. Głęboko odetchnął i zaklął na tyle głośno, żeby sobie ulżyć, i na tyle cicho, żeby nie przeszło przez ściany. Co mu, do licha, przyszło do głowy, żeby pytać ją o seks z innymi mężczyznami? Znowu pomyślał, że czym innym było podglądanie jej przez kamery, na ekranie własnego monitora, a czym innym słuchanie, jak z drżeniem w głosie opowiadała mu, jak inny facet ją brał. Dramat! Stał i oddychał ciężko. Jego strategia „na przyjaciela” miała wyraźne wady i nie wiedział, czy poradzi sobie z tymiemocjami.

Zbierał się chwilę w sobie, a potem poszedł do gabinetu i usiadł przed ekranem. Amelia jak gdyby nigdy nic leżała już na sofie, popijała drinka i rytmicznie kiwała stopą. Zapatrzył się na jej długie nogi i nie mógł przestać wyobrażać sobie, jak ich dotyka. Jednocześnie w głowie kołatała mu się myśl, że jej wcale nie spodobałby się jego spokojny, ciepły dotyk. Ta kobieta kochała emocje, przygodę i adrenalinę, a on nie mógł jej tego zapewnić. Czy w ogóle potrafiłby dominować na tyle, żeby ją to podnieciło? Żeby potrafiła mu się oddać? I co ważniejsze: czy on w ogóle chciał dominować? Zawsze wyobrażał sobie, że seks to wzajemny, pełen pasji akt między dwojgiem ludzi, i tak też do niego podchodził. Bez wyrafinowanych fantazji, zabawek, szarpania za włosy czy klepania kobiety w pośladki, jakby była klaczą wyścigową. A co, jeśli ona właśnie tego pragnęła? Westchnął i oparł się o skórzany fotel, a jego myśli przerwał dźwięk telefonu. Spojrzał na stolik w drugim pokoju i chcąc nie chcąc ruszyłodebrać.

– Kto? – burknął, nie kryjąc złegohumoru.

– Rusz tyłek i chodź na piwo. Siedzimy z Maksem w knajpie na rogu. – Usłyszał głos znajomego zpracy.

– Jutro robota, nigdzie nie idę – odparł.

– Nie bądź cipa, chodź donas!

Anton wzdrygnął się, bo chociaż normalnie taki tekst w ogóle by go nie wzruszył, to teraz pomyślał, że może rzeczywiście był cipą. Miękkim wymoczkiem, który uroił sobie ten cały chory romantyzm i podchody prowadzące do ekstatycznego celu. Czułości i powoli rosnące podniecenie. Bzdety? I dlatego ona go zupełnieolewała.

– Dobra, zaraz będę – powiedział i szybko sięrozłączył.

Jeszcze raz spojrzał na ekran, a potem wyłączył monitor, złapał klucz i wybiegł z mieszkania. Kilka minut później był już na dole, machnął recepcjoniście ręką na powitanie i wyszedł z budynku obrotowymi drzwiami. Naprzeciwko jarzyły się neony baru, w którym zwykle przesiadywali jego koledzy z pracy. Piwo, whisky, czasem coś mocniejszego, chociaż on sam stronił od wciąganych do nosa używek. Kiedy przechodził przez ulicę, znowu pomyślał, że może za bardzo odcina się od tego, co „złe”. I może dlatego jest dla przeciwnej płci za mało atrakcyjny. Kiedy w jego życiu przyszedł ten moment, że postanowił się ustatkować, zapędził się w tym trochę za daleko. Zrezygnował z drobnych przyjemności, ekscesów, baletów do rana i seksu z przygodnymi partnerkami. Skupił się na pracy i… owszem, był świetny w tym, co robił. Zarabiał i był odpowiedzialny. Ale czy, do diabła, miał poza tym jakieśżycie?

Pchnął drzwi do baru i zaczął rozglądać się za kumplami. Wreszcie wypatrzył stolik w rogu i swoich już nieźle wstawionychkompanów.

– Dobry wieczór, panowie! – Podszedł do nich i zajął wolnekrzesło.

– No wreeeszcie. Gwiazda firmowa zeszła do ludu, dobry wieczór! – odparł mu ironicznieMaks.

Anton kiwnął ręką na kelnera i zamówił piwo zbeczki.

– O proszę, nawet piwa sięnapijesz?

– A ty co? Nie masz się do czego przyczepić? – Anton był wyraźniezły.

– No taak, zrób mi awanturę. – Maks zaśmiał się z lekkim bełkotem wgłosie.

– Chłopaki, luz! – odezwał się drugi z siedzących przy stole mężczyzn. – Za co pijemy? – zapytał.

– Za kobiety? – zaproponowałAnton.

– Zgłupiałeś? – parsknął. – Lepiej za nas, żebyśmy znosili te ich wiecznehumorki.

– Jestem za – powiedział Maks i kiedy kelner przyniósł Antonowi piwo, stuknęli siękuflami.

– Żebyśmy nie zwariowali! – powtórzył mężczyzna siedzący obokMaksa.

Cała trójka wypiła za to konkretną porcję piwa, a Anton zapatrzył się w pianę i wtedy uznał, że zapyta ich ocoś.

– Mam problem, chłopaki, możepomożecie?

Obaj natychmiast się zaciekawili, bo Anton nie zwykł dzielić się z kimkolwiek swoimiproblemami.

– O kobietę właśnie chodzi – wyjaśnił.

Koledzy popatrzyli na siebie, a potem jakby na zawołanie zaczęli klepać go poramieniu.

– Stary! – odezwał się Maks. – W tej sprawie żaden z nas ci nie pomoże. Bab nie zrozumiesz, nicholery.

Rozdział II

Nie słyszysz

Amelia zgasiła światło i zatopiła się w ciemności, przy której czasem tak bardzo lubiła słuchać muzyki. Podkręciła głośniki i ustawiła „Cold Little Heart”. Tego kawałka mogłaby słuchać godzinami. Dźwięki spokojnego, przejmującego utworu przepływały przez jej ciało, wywołując gęsią skórkę i przyjemne uczucie zapadania się w sobie. Michael Kiwanuka – dziwny facet o dziwnym nazwisku, który zawarł w tym fragmencie tyle piękna i tyle tak bliskiego jejbólu.

Czasem nie mogła siebie znieść. Czuła, że krwawi całym swoim małym, zimnym sercem, które ciągle od czegoś uciekało, ubierając się w szaty pewności siebie, dumy i poczucia, że nikt poza nią samą nie jest w stanie tego zrozumieć. Ten utwór był o niej. O życiu, w którym cały czas grała jakieś zwariowane role. W niektóre z nich ją wcielano, w inne dawała się wtłoczyć sama. Ukrywała się pod coraz to ciekawszymi płaszczykami tak mocno, że w którymś momencie tak zwyczajnie, po ludzku, nie mogła już na siebie patrzeć. Dźwięki docierały do każdego fragmentu jej ciała i gdy zamknęła oczy, miała wrażenie, że się w nich kołysze. Bujało nią prawie jak w lunaparku, w którym nie można się skupić, bo z każdej strony atakują setki bodźców. I na dodatek każdy z nich krzyczy: „Chodź do mnie!”, „Weź mnie!”, „Dotknij!”. Pierwszy raz usłyszała „Cold Little Heart”, oglądając z przyjaciółką serial. To były „Wielkie Kłamstewka”, które włączyły przypadkiem, i już od pierwszych słów muzycznej czołówki wiedziała, że to jest to. To ona. Taka, jakiej nie znał jejnikt.

Przekręciła głowę w kierunku wieży i wybrała ponowne odtwarzanie. Młóciła ten sam fragment jeszcze kilka razy, aż wreszcie odetchnęła, wstała i w ciemności ruszyła w stronę kuchni. Przez moment miała wrażenie, że usłyszała za sobą jakiś stłumiony dźwięk, ale uznała, że tylko jej się wydawało. Na kuchennym blacie stała szklanka z wodą, więc sięgnęła po nią bez zapalania światła i ruszyła z powrotem do sypialni. Nagle wyraźnie wyczuła za sobą jakieś napięcie i kiedy przez jej ciało przebiegł dreszcz strachu, którego nie potrafiła racjonalnie wyjaśnić, odwróciła się szybko i zamarła. Przed nią stała ciemna postać, która w ułamku sekundy złapała ją za włosy i przycisnęła jej coś do ust. Zaczęła krzyczeć, ale przeszyła ją taka panika, że przez moment nie mogła nawet ruszyć nogami. Cień trzymał ją mocno i kiedy wreszcie uderzała go rękoma, jeszcze mocniej docisnął do jej twarzy to coś, co miał w ręce. Walczyła, łapiąc oddech, ale nie miała szans. Po chwili zakręciło jej się w głowie, a wszystko wokół się rozmazywało. Osunęła się na ziemię, upuszczając szklankę, która z hukiem rozbiła się na drewnianejpodłodze.

Ktoś stał nad nią bez ruchu i patrzył, jak leży w dziwnie wykręconej pozie. Spokojnie schował do kieszeni szmatkę nasączoną chloroformem, a potem schylił się i zaczął ją podnosić. W ciszy zarzucił sobie jej ramię na szyję, tak, żeby wyglądała jak pijana, która się na nim wspiera, i ruszył z nią w stronę wyjścia. Kiedy niezauważeni przez nikogo dotarli do garażu podziemnego, uśmiechnął się szeroko, wyjął kluczyki i po chwili układał ją w bagażniku. Spała tak pięknie i cicho, że nie mógł się oprzeć i dotknął jej miękkich, długich włosów. Zamknął na moment oczy, starając się wyobrazić sobie, jaki materiał byłby podobny do tego dotyku. Atłas? Jedwab? Nie potrafił znaleźć odpowiednika, ale uniósł powieki i uznał, że to, co dzięki niej stworzy, będzie niezwykłe. Zadowolony z siebie wsiadł do samochodu i włączyłsilnik.

***

Obudziła się z piekielnym bólem głowy i najpierw spróbowała podnieść rękę, żeby dotknąć czoła, ale coś blokowało jej nadgarstek. Spróbowała drugą, ale i to nic nie dało. Po dłuższej chwili, mimo męczących zawrotów głowy, uchyliła powieki i uniosła szyję, żeby sprawdzić, co blokuje jej ręce. Wtedy zorientowała się, że głowę również może podnieść jedynie minimalnie, a wokół szyi wyraźnie czuła jakąś zimną obręcz, która nie pozwalała jej wstać. W jednej sekundzie przypomniała sobie poprzedni wieczór, otworzyła oczy i zaczęła krzyczeć. Echo jej głosu rozniosło się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała, ale nie widziała go, bo na głowę miała narzuconą jakąś szmatę albo worek całkowicie odcinający jej pole widzenia. Jej serce gwałtownie przyspieszyło, gdy zdawała sobie sprawę z tego, że została porwana i jest kompletnie unieruchomiona. Ręce i nogi były do czegoś przymocowane, głową nie była w stanie obracać, a jedyne, co jej pozostało, to głos. Nerwowo przełknęła ślinę, czując, że robi się jej bardzo gorąco, a krew w żyłach zaczyna krążyć tak szybko, jakby sama chciała uciec z jej ciała. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Próbowała się uspokoić i myśleć logicznie, ale w tej sytuacji nie miała pojęcia, czym jest logika. Była kompletniespanikowana.

– Pomocy! – krzyczała z całych sił. – Niech mi ktośpomoże!

Odpowiedziało jej tylko głucheecho.

– Jest tu ktoś?! Wypuść mnie! To jakaś pomyłka! – wrzeszczała dalej, ale bezskutku.

Przypomniała sobie wszystkie najgorsze horrory, które dotąd oglądała, i na samą myśl o tym, co może się z nią tutaj stać, czuła, jak głowa pulsuje jej mocniej. Przecież to nie może się dziać naprawdę! Nie jest bogata, nie ma wrogów, wszyscy w miarę ją lubią, nikomu nie zaszła zaskórę.

Gorączkowo szukała powodu, dla którego się tutaj znalazła, ale kompletnie nic nie przychodziło jej do głowy. Spróbowała jeszcze raz podnieść ręce i dotknęła tego, co je blokowało. Zimny chłód metalu. To musiały być jakieś kajdanki. Uniosła głowę na tyle, na ile mogła, i przycisnęła skórę do blokady. Tak, zimna, metalowa. Tak przynajmniej jej się wydawało. Spróbowała wciągnąć do ust kawałek ciemnego materiału, który miała na głowie, licząc na to, że chwyci go zębami i rozerwie, ale nie udało jej się to. Bez względu na to, jak głęboko oddychała, materiał opływał jej twarz i nie chciał wedrzeć się w pobliżezębów.

Nagle usłyszała jakiś chrobot w tle. Natychmiast przestała się ruszać i nasłuchiwała. Ktoś przekręcał klucz w zamku. Usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi i już wiedziała, że ten, który ją tutaj zamknął, jest w środku. Z całych sił starała sięuspokoić.

– Kim jesteś? – zapytała drżącym głosem, w którym sama słyszała przerażenie. – Co ja turobię?

Znów cisza zamiast odpowiedzi. Oprawca podszedł do niej i poczuła, jak dotyka przegubów jej rąk, upewniając się, czy jest unieruchomiona. Sprawdził nogi i obręcz przy szyi. Wyraźnie słyszała jego oddech, chociaż nie była w stanie ocenić, czy jest zdenerwowany, czynie.

– Co ja tu robię? – powtórzyła. – Musiałeś się pomylić, wypuść mnie, proszę.

Mężczyzna okrążył stół w ciszy i Amelia dopiero po chwili usłyszała, że sięga po jakieś dźwięczące przedmioty. Cierpliwie przekładał coś po jej prawej stronie, a ona natychmiast wyobraziła sobie noże i inne narzędzia tortur. Wzdrygnęła się, czując chłód na całym ciele, a jej serce znowuprzyspieszyło.

– Błagam cię, kurwa! Wypuść mnie! To pomyłka! – krzyczała do niego nerwowo. – Nazywam się Amelia Matsson. To na pewno nie ja tu miałambyć!

Nadal nie otrzymywała odpowiedzi i zdała sobie sprawę z tego, że on przecież przyszedł do jej domu. W wieżowcu na trzynastym piętrze. W jakiś sposób otworzył zamek. Dostał się do środka. Gęsia skórka na rękach i bijące z nerwów serce podpowiadało jej, że on się wcale niepomylił.

– Czego ty chcesz? Nie mam bogatej rodziny, okupu nie zyskasz. Weź sobie moje mieszkanie, samochód i co tam chcesz i mnie wypuść! Błagamcię!

Czuła, jakby mówiła do ściany, i chociaż doskonale słyszała, że jest w pomieszczeniu, on wciąż milczał. Oddychała nierówno i miała wrażenie, że zaraz sięudusi.

– Nie mogę w tym oddychać – powiedziała.

Mężczyzna oparł się o stół, na którym leżała, i dotknął jej ramienia. Miał ciepłą, szorstką rękę, która mocno ścisnęła jej skórę, powodując ból. Zagryzła zęby. Przesunął rękę w stronę jej głowy, włożył ją pod worek i złapał za włosy tak mocno, że kiedy odciągnąwszy je od skóry, zacisnął w pięści, z oczu popłynęły jej łzy. Powtórzył ten ruch bez słowa jeszcze raz. Syknęła z bólu, mając wrażenie, że wyrywa jejwłosy.

– Przestań! To boli! – wydusiła na granicykrzyku.

Cofnął rękę na jej ramię i ścisnął je mocniej, a potem poczuła, jak przykłada do jej skóry coś ostrego. Szarpnęła się z całej siły, ale nie miała szansy, żeby się uwolnić. Przyłożył ostrze do szczytu jej ramienia, a potem powolnym, płynnym ruchem wbił w skórę. Amelia zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć. Nie miała pojęcia, jak głęboko wsunął to coś w jej ciało, ale kiedy zjechał nożem niżej, a potem wrócił do góry, jakby rysował na niej jakiś znak, krzyczała już tak mocno, że gdyby byli tu jacyś sąsiedzi, to musieliby ją usłyszeć! Sęk w tym, że nie słyszeli. A on najwyraźniej wcale nie przejmował się jejwołaniem.

– Edwin?! – Amelia nagle zdała sobie sprawę z tego, że wcześniejsze szarpnięcie za włosy wydało jej się dziwnie znajome. – Edwin, to ty?! Kurwa! Przestań!

Mężczyzna nie odpowiedział i ponownie zagłębił nóż w jejramieniu.

***

Kiedy kobieta odzyskała przytomność i udało jej się otworzyć oczy, poruszyła delikatnie dłonią i zdała sobie sprawę z tego, że to, co ją spotkało, trwa nadal. Ręka była unieruchomiona, a ramię piekło ją żywym ogniem, chociaż nie wiedziała, w jakim było stanie, i to ją najbardziej przerażało. Przed oczyma nadal miała ciemność czarnego worka, a w pomieszczeniu panowała idealnacisza.

Przysłuchiwała się uważnie i starała nawet nie oddychać, żeby nie zwrócić na siebie jego uwagi. Jeśli wciąż tu był, to może tylko czekał na to, aż się obudzi i znowu będzie mógł sprawić jej ból? Wolała nie ryzykować i nie zaczęła krzyczeć. Oddychała możliwie miarowo i sama sobie powtarzała, że musi ruszyć głową, żeby się stąd wydostać. Czytała dostatecznie dużo parszywych książek o psychopatach, żeby wiedzieć, że najgorsze, co może zrobić, to wpaść w panikę. Oni przecież zawsze mieli słabe punkty. Wprawdzie jej sytuacja nie dawała żadnych szans na wyrwanie się z kajdanek, o ile to w ogóle były kajdanki, ale na pewno mogła zrobić czy powiedzieć coś, co odwróci los tej chorejgry.

Myślała intensywnie, gdy do jej uszu dobiegło ciche kliknięcie. Od razu się spięła i zaczęła słuchać uważniej. Kliknięcie powtórzyło się po kilku sekundach. I znowu. Starała się przypomnieć sobie, skąd zna ten dźwięk. Bo to, że kiedyś już go gdzieś słyszała, było pewne. Po jakimś czasie odgłosy ustały, a ona zastanawiała się, czy mężczyzna, który ją tu trzymał, stał obok i czymś pstrykał, czy może było to jakieś urządzenie ustawione tak, żeby uruchamiało się przy cichym dźwięku. Czy coś takiego miał wtedy przy sobie Edwin? Wróciła pamięcią do kwarantanny w ośrodku wypoczynkowym nad morzem, ale niczego takiego nie mogła sobie przypomnieć. Edwin bywał brutalny i nieprzyjemny, uwielbiał trzymać kobietę za włosy, ale z tego, co zauważyła, daleki był od dziwnych zabawek czy urządzeń. Raczej klasyk z małymi odchyłami w stronę dominacji. Co to był za dźwięk, docholery?!

Bob

Ich firmowe biuro sąsiadowało z pracownią graficzną, do której z racji swojej pracy Amelia musiała czasem zaglądać. Zdarzało się, że teksty, które zamawiali jej klienci, musiały być okraszone spersonalizowaną fotografią, a klient wprost zastrzegał, że nie życzy sobie zdjęć z darmowych banków, których w Internecie było pełno. Specjalna grafika to było zadanie, które mogli oddelegować sąsiadom. Właściwie Amelia uważała, że otwarcie przez nich biura tuż obok, to nie mógł być przypadek. Podobna klientela, podobne oczekiwania i możliwość uzupełniania swoich projektów – to wszystko bardzo im sięopłacało.

Tam właśnie poznała Boba. Nietuzinkowy grafik z