Para idealna - Elin Hilderbrand - ebook

Para idealna ebook

Elin Hilderbrand

4,1
49,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.

15 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Życie, za które można zabić.

 

Zajrzyj do świata luksusu i intryg. Tam każdy ma coś do ukrycia…

 

Szykuje się ślub dekady w jednej z najbogatszych rodzin na Nantucket. Gdy rodzice pana młodego nie szczędzą środków, aby uroczystość była idealna – bo taka właśnie jest para młoda – rankiem w dniu ślubu wypływa w porcie ciało pierwszej druhny… Wszystkie oczy zwracają się ku gościom.

 

Co stało się tamtej nocy?
Czy ktoś z zaproszonych miał motyw, by zabić?
Czy para idealna była rzeczywiście tak perfekcyjna?

 

A teraz Twój wybór!

 

1. wchodzisz za pozłacane drzwi i przekonujesz się, jak cienka jest granica między miłością a obsesją, prawdą a kłamstwem;
2. wolisz pozostać na peryferiach. Zawsze bezpieczniej…;)

 

I jak będzie?;)

 

W ekranizacji powieści jedną z głównych ról powierzono Nicole Kidman, gwieździe filmów i minieriali kryminalnych, takich jak „Wielkie kłamstewka”, „Od nowa”, „Dziewięcioro nieznajomych”. Wśród gwiazd zobaczymy również Dakotę Fanning, Eve Hewson, Meghann Fahy („Biały Lotos”)

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 464

Oceny
4,1 (196 ocen)
76
75
36
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nawidawie

Nie oderwiesz się od lektury

Spodziewałam się, że będzie zapylenie inna niż serial. I się nie zawiodłam . To książka o relacjach międzyludzkich, nie o morderstwie. Świetna!
20
JoannaLadowska2023

Nie oderwiesz się od lektury

polecam, trudno oderwać się od czytania.
10
kotfilot

Dobrze spędzony czas

Fajna i wciągająca :) dałabym 5*, ale nie poczułam satysfakcji po zakończeniu, mimo to uważam, że warto przeczytać.
10
pdefiance

Całkiem niezła

wciągające czytadło na koniec lata, które momentami wpada w pułapki powierzchowności (ukazanie bogaczy jak w 'Białym Lotosie' - widzieliśmy to już wiele razy), ale też potrafi zaskoczyć. autorce udało się porządnie nakreślić wszystkich bohaterów tego weselnego dramatu i stworzyć zakończenie, które uderza swoim tragizmem. podobało mi się to, że Hilderbrand nie powiela popularnych klisz, gdy pisze o arcybogatej, odklejonej rodzinie - tych ludzi da się lubić, matka rodu nie jest do cna zimną i wywyższającą się panią i naturalnym wrogiem wchodzącej do rodzinny dziewczyny z klasy średniej. nie jestem fanką wątku panny młodej + świadka - tutaj plusuje u mnie serial na podstawie książki, który tę relację przedstawia dużo naturalniej, realistyczniej. dobra rozrywka, która sama się czyta, jednak raczej nie zostanie w głowie na dłużej.
00
MarysiaMa

Całkiem niezła

Dobrze się czyta, choć wątek miłosny irytująco nieralny
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: The Per­fect Co­uple
Co­py­ri­ght © 2018 by Elin Hil­der­brand All ri­ghts re­se­rved Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Wy­daw­nic­two Otwarte and Ma­tylda Bier­nacka Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Po­rad­nia K, 2024
Re­dak­tor pro­wa­dząca: MAŁ­GO­RZATA WRÓ­BLEW­SKA
Ko­rekta: JO­LANTA KU­CHAR­SKA
Pro­jekt okładki: GRZE­GORZ ARA­SZEW­SKI/ga­rasz.pl
Fo­to­gra­fia na okładce: Co­py­ri­ght © by Net­flix 2024
Wy­da­nie I w tej edy­cji
ISBN 978-83-67784-54-2
Wy­daw­nic­two Po­rad­nia K Sp. z o.o. Pre­zes: Jo­anna Ba­żyń­ska 00-544 War­szawa, ul. Wil­cza 25 lok. 6 e-mail: po­rad­niak@po­rad­niak.pl
Po­znaj na­sze inne książki. Za­pra­szamy do księ­garni:www.po­rad­niak.plfa­ce­book.com/po­rad­niaklin­ke­din.com/com­pany.po­rad­niakin­sta­gram.com/po­rad­nia­_k_wy­daw­nic­twotik­tok.com@po­rad­nia_k
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Chucka i Mar­gie Ma­rino

Nie ist­nieje nic ta­kiego jak para ide­alna,

ale Wam nie­wiele bra­kuje.

Na za­wsze Wa­sza xo

KO­MEN­DANT

Te­le­fon przed szó­stą w so­botni po­ra­nek ni­gdy nie wróży nic do­brego, choć w świą­teczny week­end nie jest ni­czym nie­sły­cha­nym. Trudno zli­czyć, ile razy ko­men­dant po­li­cji Nan­tuc­ket Ed Ka­pe­nash wi­dział, jak czwarty lipca wy­myka się spod kon­troli. Naj­czę­ściej ktoś traci pa­lec pod­czas pusz­cza­nia sztucz­nych ogni. Cza­sem jed­nak dzieje się coś po­waż­niej­szego. Któ­re­goś roku prąd wsteczny po­rwał pły­waka, a ten uto­nął. In­nym ra­zem pe­wien męż­czy­zna wy­pił dzie­sięć sho­tów te­qu­ili Pa­trón Añejo, a na­stęp­nie wy­ko­nał salto w tył z da­chu knajpy Al­l­se­rve i tak nie­for­tun­nie ude­rzył w wodę, że skrę­cił so­bie kark. Za­zwy­czaj jest tylu pi­ja­nych awan­tur­ni­ków, że można by nimi za­peł­nić au­to­bus tu­ry­styczny, a także dzie­siątki bó­jek, z któ­rych część wy­gląda na tyle po­waż­nie, że wy­maga in­ter­wen­cji po­li­cji.

Kiedy ko­men­dant od­biera we­zwa­nie, An­drea i dzie­ciaki na­dal smacz­nie śpią. Chloe i Finn mają po szes­na­ście lat; to wiek, przez który ko­men­dant prze­szedł z wła­snymi dziećmi wy­jąt­kowo gładko. Te­raz jed­nak zdaje so­bie sprawę, że Chloe i Finn – w rze­czy­wi­sto­ści dzieci ku­zynki An­drei Tess i jej męża Grega, któ­rzy zgi­nęli dzie­więć lat temu w wy­padku na ło­dzi – oka­zują się więk­szym wy­zwa­niem. Finn ma dziew­czynę Lolę Budd, a ich mło­dzień­cza mi­łość prze­wraca dom do góry no­gami. Bliź­nia­cza sio­stra Finna Chloe do­stała wa­ka­cyjną pracę u Sio­bhan Cri­spin w Is­land Fare, naj­po­pu­lar­niej­szej fir­mie ca­te­rin­go­wej na Nan­tuc­ket.

Ko­men­dant i An­drea po­dzie­lili zwią­zane z bliź­nia­kami nie­po­koje rów­niu­teńko na pół. An­drea mar­twi się, że Finn zrobi Loli Budd dziecko (cho­ciaż ko­men­dant z za­że­no­wa­niem wrę­czył mu ogromne pu­dło kon­do­mów z dość su­rową wy­tyczną: „Uży­waj ich. Za każ­dym ra­zem”). Ko­men­dant na­to­miast oba­wia się, że Chloe wcią­gną nar­ko­tyki i al­ko­hol. Nie­jed­no­krot­nie wi­dział, jak branża ku­li­narna wo­dzi swo­ich nie­świa­do­mych pra­cow­ni­ków na po­ku­sze­nie. Na wy­spie Nan­tuc­ket wy­dano prze­szło sto kon­ce­sji na sprze­daż al­ko­holu. Inne mia­steczka Mas­sa­chu­setts o po­dob­nych roz­mia­rach mają ich śred­nio dwa­na­ście. Jak przy­stało na letni ku­rort, na wy­spie kró­luje at­mos­fera za­bawy, swo­body i nie­umiar­ko­wa­nia. Do za­dań ko­men­danta na­leży wy­gło­sze­nie na ty­dzień przed ba­lem szkol­nym do­rocz­nej po­ga­danki o nad­uży­wa­niu nie­któ­rych sub­stan­cji. W tym roku byli na niej obecni za­równo Finn, jak i Chloe. Póź­niej żadne z nich nie chciało choćby na niego spoj­rzeć.

Czę­sto czuje się za stary, by wziąć na sie­bie tak ogromną od­po­wie­dzial­ność, jaką jest wy­cho­wa­nie na­sto­lat­ków. A im­po­no­wa­nie im już grubo wy­kra­cza poza jego moż­li­wo­ści.

Ko­men­dant za­biera te­le­fon na ta­ras z tyłu domu, wy­cho­dzący na za­chód w stronę ob­ję­tych ochroną te­re­nów pod­mo­kłych. Pro­wa­dzo­nych tu roz­mów nikt nie pod­słu­cha, może je­dy­nie czer­wo­no­skrzy­dłe ptaki i my­szy po­lne. Z domu do­sko­nale wi­dać za­chody słońca, ale nie­stety nie wodę.

Dzwoni sier­żant Dick­son, je­den z naj­lep­szych w ko­men­dzie.

– Ed, mamy to­pielca.

Ko­men­dant za­myka oczy. To wła­śnie Dick­son po­in­for­mo­wał go, że Tess i Greg nie żyją. Sier­żant nie ma pro­blemu z prze­ka­zy­wa­niem ka­ta­stro­fal­nych wie­ści. Wła­ści­wie to spra­wia wra­że­nie, jakby się tym de­lek­to­wał.

– Mów.

– Biała ko­bieta, Mer­ritt Mo­naco. Dwa­dzie­ścia dzie­więć lat, z No­wego Jorku, na Nan­tuc­ket z oka­zji ślubu. Zna­le­ziono ją dry­fu­jącą twa­rzą w dół tuż przy brzegu przy Mo­no­moy Road 333, gdzie od­by­wają się uro­czy­sto­ści. Przy­czyną śmierci wy­daje się uto­nię­cie. Sprawę zgło­sił Ro­ger Pel­ton. Znasz Ro­gera, tego, który urzą­dza kosz­towne przy­ję­cia we­selne?

– Tak – od­po­wiada ko­men­dant. Ra­zem z Ro­ge­rem na­leżą do klubu ro­ta­riań­skiego.

– Ro­ger po­wie­dział mi, że ma w zwy­czaju za­glą­dać z sa­mego rana w miej­sca, gdzie od­by­wają się we­sela – mówi Dick­son. – Twier­dzi, że kiedy się tam zja­wił, usły­szał krzyk. Oka­zało się, że panna młoda wy­cią­gnęła ciało z wody. Pró­bo­wał re­su­scy­to­wać, ale dziew­czyna była mar­twa, jak po­wie­dział. Uważa, że nie żyła od paru go­dzin.

– To już ja oce­nię – stwier­dza ko­men­dant. – Mo­no­moy Road 333, tak?

– To kom­pleks za­bu­do­wań – wy­ja­śnia Dick­son. – Bu­dy­nek główny, dwa domki dla go­ści i do­mek nad ba­se­nem. Po­sia­dłość na­zywa się Sum­mer­land.

Sum­mer­land. Ko­men­dant wi­dział szyld, ale ni­gdy nie był w środku. Ten od­ci­nek Mo­no­moy Road to dziel­nica ko­smicz­nie wy­so­kich czyn­szów. Lu­dzie miesz­ka­jący przy tej ulicy z za­sady nie mie­wają pro­ble­mów, które wy­ma­ga­łyby in­ter­wen­cji. Domy są wy­po­sa­żone w za­awan­so­wane sys­temy ochrony, a miesz­kańcy wolą za­cho­wy­wać we wszel­kich spra­wach dys­kre­cję.

– Czy po­wia­do­miono jesz­cze ko­goś? – pyta ko­men­dant. – Po­li­cję sta­nową? Le­ka­rza są­do­wego?

– Tak jest – po­twier­dza Dick­son. – Grek je­dzie już na miej­sce. Był wczo­raj wie­czo­rem na wy­spie, szczę­śli­wie dla nas. Ale Cash i El­son­hurst są do po­nie­działku na urlo­pie, a ja koń­czę po­dwójną zmianę, więc nie wiem, kogo chcesz jesz­cze we­zwać. Po­zo­stali to żół­to­dzioby...

– Tym po­mar­twię się za chwilę. Czy dziew­czyna miała ja­kąś ro­dzinę, którą trzeba po­wia­do­mić?

– Nie je­stem pe­wien – od­po­wiada Dick­son. – Panna młoda była tak po­ru­szona, że ka­za­łem sa­ni­ta­riu­szom za­brać ją do szpi­tala. Po­trze­bo­wała xa­naxu, i to pil­nie. Z tru­dem od­dy­chała, nie wspo­mi­na­jąc już o mó­wie­niu.

– Ga­zeta musi zo­sta­wić sprawę w spo­koju, do­póki nie po­wia­do­mimy krew­nych.

To przy­naj­mniej ja­kaś do­bra no­wina. Ostat­nie, na co ma ochotę, to Jor­dan Ran­dolph z „Nan­tuc­ket Stan­dard” wę­szący na miej­scu zbrodni. Ko­men­dan­towi trudno uwie­rzyć, że prze­ga­pił ra­diowe we­zwa­nie. Przez lata wy­kształ­ciła się w nim nie­zwy­kła umie­jęt­ność fil­tro­wa­nia ska­nera ra­dio­wego. Na­wet jak śpi, wie, co za­słu­guje na jego uwagę, a co może od­pu­ścić. Ale te­raz tra­fiły mu się zwłoki.

Zgod­nie z pra­wem mu­szą za­ło­żyć, że do­ko­nano prze­stęp­stwa, choć tu, na Nan­tuc­ket, zbrod­nie są rzad­ko­ścią. Ko­men­dant pra­cuje na wy­spie od prze­szło trzy­dzie­stu lat i przez cały ten czas były tu za­le­d­wie trzy za­bój­stwa. Jedno na de­kadę.

Sprawę zgło­sił Ro­ger Pel­ton. Ka­pe­nash sły­szał nie­dawno jego na­zwi­sko. Zu­peł­nie nie­dawno, w ciągu ostat­nich paru dni. I kom­pleks przy Mo­no­moy – też brzmi zna­jomo. Ale czemu?

Sły­szy de­li­katne pu­ka­nie w okno i przez prze­szklone drzwi wi­dzi An­dreę w ko­szuli noc­nej, trzy­ma­jącą ku­bek kawy. Chloe krząta się po kuchni za jej ple­cami, ubrana w strój kel­ner­ski skła­da­jący się z bia­łej ko­szuli i czar­nych spodni.

„Chloe już wstała? – za­sta­na­wia się ko­men­dant. – O szó­stej rano? Czy wczo­raj wró­ciła tak późno, że za­snęła w ubra­niu? Tak – my­śli. – Pra­co­wała przy ko­la­cji przed­ślub­nej”. Wtedy do niego do­ciera: Chloe po­wie­działa mu, że ko­la­cja przed­ślubna i we­sele od­by­wają się przy Mo­no­moy i że Ro­ger to ko­or­dy­nuje. To ten sam ślub. Ko­men­dant kręci głową, choć le­piej niż kto­kol­wiek wie, że to mała wy­spa.

– Czy zna­le­ziona ko­bieta za­trzy­mała się w po­sia­dło­ści, w któ­rej dziś od­bywa się ślub? – pyta.

– Zga­dza się – od­po­wiada Dick­son. – Była świad­kową, sze­fie. Nie są­dzę, żeby te­raz od­był się ja­kiś ślub.

An­drea, za­pewne roz­po­zna­jąc wy­raz twa­rzy męża, wy­cho­dzi na ta­ras, wrę­cza mu kawę i wraca do środka. Chloe znik­nęła. Pew­nie po­szła na górę, żeby wziąć prysz­nic przed pracą, która za­raz zo­sta­nie od­wo­łana. Wie­ści tego ro­dzaju szybko się roz­cho­dzą. Ko­men­dant spo­dziewa się, że Sio­bhan Cri­spin za­dzwoni lada mo­ment.

Co jesz­cze Chloe mó­wiła o ślu­bie? Jedna z ro­dzin po­cho­dzi z Wiel­kiej Bry­ta­nii, matka jest kimś sław­nym – ak­torką? Ak­torką te­atralną? Dra­ma­to­pi­sarką? Coś w tym stylu.

Po­ciąga pierw­szy łyk kawy.

– Wciąż je­steś na miej­scu, Dick­son, zga­dza się? Roz­ma­wia­łeś z kimś oprócz panny mło­dej i Ro­gera?

– Tak. Roz­ma­wia­łem z pa­nem mło­dym – mówi Dick­son. – Chciał je­chać z na­rze­czoną do szpi­tala. Ale naj­pierw po­szedł do jed­nego z dom­ków go­ścin­nych po port­fel i te­le­fon i za­raz wy­szedł, żeby mnie po­in­for­mo­wać, że bra­kuje jego drużby.

– Bra­kuje? – pyta ko­men­dant. – Czy moż­liwe, że­by­śmy mieli dwie mar­twe osoby?

– Spraw­dzi­łem wodę przy plaży i w pro­mie­niu kil­ku­set me­trów za po­mocą lor­netki – od­po­wiada Dick­son. – Nic nie zna­la­złem. Ale na tym eta­pie wszystko jest moż­liwe.

– Po­wiedz, pro­szę, Gre­kowi, żeby na mnie po­cze­kał. Już jadę.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki