Pierwsza wojna światowa. 1914-1918 - Janusz Pajewski - ebook

Pierwsza wojna światowa. 1914-1918 ebook

Pajewski Janusz

0,0

Opis

[PK] 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.

Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.

 

Synteza dziejów I wojny światowej. Autor w znakomity sposób łączy opis bezpośrednich zmagań zbrojnych z prezentacją działań o charakterze strategicznym i dyplomatycznym. Z ogromnym wyczuciem, a jednocześnie systematycznością, przedstawia sytuację na frontach, w sztabach i w salonach polityków.

 

Książka dostępna w zasobach:

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Gostyń
Biblioteka Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni

Miejska Biblioteka Publiczna w Kaliszu (5)

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Jarocin

Miejska Biblioteka Publiczna w Koninie (2)
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu (4)
Miejska Bibioteka Publiczna w Skierniewicach

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1720

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




PIERWSZA WOJNA

ŚWIATOWA 1914-1918

JANUSZ PAJEWSIfl

PIERWSZA WOJNA Światowa 19141918

Wydanie II poprawione

& wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa 1998

Redaktorzy

Anna Kiżys, Maria Zych

Okładkę i strony tytułowe projektował

Przemysław Spiechowski

Redaktor kartograf

Barbara Zygmuntowicz, Irena Pac

Opracowanie nazewnictwa geograficznego

Dariusz Kalisiewicz

Redaktor techniczny

Stanisława Rzepkowska

Korekta

Hanna Janczewska

Tytuł dotowany przez Ministra Edukacji Narodowej

© Copyright by Państwowe Wydawnictwo Naukowe Warszawa 1991

© Copyright by Wydawnictwo Naukowe PWN SA Warszawa 1998

ISBN 83-01-12555-1

Wydawnictwo Naukowe PWN SA Wydanie II poprawione Arkuszy drukarskich 52+3,25 wkł. Skład i łamanie ArtGraph, Warszawa Druk ukończono we wrześniu 1998 r. Druk i oprawa Zakłady Graficzne w Poznaniu

Przedsłowie

Historia pierwszej wojny światowej od dawna budziła moje najżywsze zainteresowanie. Pasjonował mnie ten moment przełomowy w dziejach Europy i świata całego, stanowiący przejście od jednej do drugiej epoki dziejowej. Wyobraźnię i uczucie pobudzały zmagania potęg w tej „wojnie powszechnej za wolność ludów”, o którą modlił się Adam Mickiewicz. Szczególne moje zainteresowanie budziły dwa łączące się ze sobą ściśle zagadnienia: cele wojenne, jakie sobie stawiały mocarstwa wszczynając wojnę, i osiągnięte wyniki.

Przystąpiłem do opracowania dziejów pierwszej wojny światowej z niezmierną radością, ale i z niemałymi obawami.

Radość dawała mi praca badawcza, dążenie do wykrywania prawdy o doniosłych wydarzeniach dziejowych, których byłem dalekim świadkiem, o ich wynikach, o ich następstwach.

Obawy budziła we mnie okoliczność, że wojna - która chronologicznie rzecz ujmując nie stanowi okresu długiego, trwała dokładnie 4 lata, 4 miesiące i 11 dni — niesie taką mnogość zagadnień, iż dla badacza nie będącego specjalistą w wielu dziedzinach syntetyczne jej opracowanie przedstawia trudności poważne.

Sprawę komplikuje również olbrzymia i ciągle rosnąca literatura przedmiotu w wielu językach; jej opanowanie przez jednego autora nie jest możliwe. Konieczne było dokonanie selekcji.

Zdecydowałem się jednak pomimo wszystko podjąć próbę opracowania ogólnego obrazu dziejów pierwszej wojny światowej w przekonaniu, że synteza ważnego problemu dziejowego dokonana przez jednego autora ma, czy raczej powinna mieć, pewne walory, których brak opracowaniom wieloosobowym.

Czytelnika uderzą zapewne dysproporcje pomiędzy niektórymi częściami książki. Może się wydawać, że niektóre zagadnienia zostały opracowane zbyt obszernie, inne zbyt wąsko. Dwie są tego przyczyny: niektóre rozdziały rozbudowałem dlatego, że przywiązuję szczególną wagę do omawianych w nich problemów, np. do spraw niemieckich, inne dlatego, że dysponowałem nowym, nie znanym a interesującym materiałem.

Feci quod potui i oddaję książkę tę w ręce Czytelnika nie bez obaw, ale i nie bez nadziei, że wzbudzi ona być może bliższe zainteresowanie tym tak doniosłym, a tak mi bliskim okresem dziejowym.

Z maszynopisem zechcieli się zaznajomić prof. Antoni Czubiński i prof. Andrzej Garlicki. Miły to dla mnie obowiązek złożyć Im serdeczne podziękowanie za Ich trud i cenne uwagi.

Niektóre części pracy czytali również moi Uczniowie. Serdecznie Im dziękuję za ich spostrzeżenia.

Głęboką wdzięczność winien jestem dr Aleksandrze Kosickiej-Pajewskiej, która wnikliwie przestudiowała cały maszynopis. Jej pracy, Jej uwagom zawdzięczam bardzo wiele, zwłaszcza gdy idzie o jasność i precyzję wielu sformułowań.

Janusz Pajewski Poznań w styczniu 1988 r.

1. Obraz przyszłej wojny

Rok 1914 pokazał, że władze zarówno cywilne, jak i wojskowe państw, które stanęły do walki, nie rozumiały, nie zdawały sobie sprawy z tego, czym jest wojna nowoczesna, jakie musi wyzwolić siły, jak głębokie przemiany przyniesie w życiu ludzkości, ile ofiar pochłonie, jak długo trwać będzie.

Przyszłą wojnę widziano w konflikcie między koalicjami wrogich sobie państw, upatrywano w bojach armii zawodowych, ale opartych na powszechnym obowiązku służby wojskowej; w narodach państw walczących widziano tylko widzów, obserwatorów - nie czynnik działania.

Niemcy pierwsi mieli wizję przyszłych wojen, gdy tworzyli jeszcze w XIX w. teorię „narodu pod bronią”. Nie była to jeszcze wizja „narodu w wojnie”, wizja całego narodu toczącego wojnę. W narodzie upatrywano jedynie rezerwuar niezbędnych sił, jedynie zbiornik zapasowy, skąd armia czerpać będzie potrzebne jej zasoby ludzkie i materiałowe. Nie dostrzegano jeszcze w narodzie niespożytej siły, której armia jest jedynie częścią1.

Zwracano się do przeszłości, spoglądano na wojny toczone w XIX w. i wyciągano z nich naukę.

Gdy zakończyło się ćwierćwiecze wojen rewolucyjnych i napoleońskich, prowadzono w Europie wojny, ale obejmowały one jedynie część kontynentu i nie trwały długo. Tak więc walki w ciągu jednego tylko miesiąca, lipca 1866 r., rozstrzygnęły wojnę Prus przeciwko Austrii i mniejszym państwom niemieckim, a wojna ta miała przecież doniosłe znaczenie dla całej Europy. Siedem miesięcy trwała wojna francusko-niemiecka 1870/1871 r., a w jej wyniku Francja utraciła stanowisko pierwszego mocarstwa w Europie. Stanowisko to zajęły Niemcy.

Czy fakty te nie musiały wpłynąć na tok rozumowania polityków, wojskowych, ekonomistów, publicystów, którzy w ostatnich latach XIX w. głosili pogląd, że wojna w ówczesnych, nowych warunkach może być wojną tylko krótkotrwałą?

I czy mogło być inaczej? Rozważania sztabowców zwracały się ku wielkim bitwom, które rozstrzygały o losach całej kampanii, ku wielkim bitwom, które wygrywał Napoleon, które wygrał Moltke. Strategia zniszczenia wzięła górę nad strategią wyczerpania.

Takie poglądy były w Niemczech podłożem planów Helmutha Moltkego starszego, Alfreda Schlieffena, Helmutha Moltkego młodszego. Takie poglądy od końca XIX w. dominowały w myśli strategicznej francuskiej. Ich wynikiem były francuskie plany wojenne XIV, XV, XVI, XVII, zapowiadające szybkie działania zaczepne.

Wojna zaczepna, szybkie, błyskawiczne, druzgocące zwycięstwo, szybki koniec wojny.

Odosobniony był głos francuskiego pisarza wojskowego Emila Mayera, który w 1889 r. uważał, że wprowadzenie w życie „nowego prochu sprawiło, iż ruch stał się niebezpieczeństwem. Siłą jest nieruchomość (immobilite). To znaczy, że odtąd przewagę daje defensywa”2. Defensywa to wojna długotrwała. Spostrzeżenie Mayera było dość zaskakujące, nie znalazło też szerszego oddźwięku.

Oddźwięku nie wywołały, co już musi zdumiewać, głosy dwóch poważnych znawców zagadnień wojny, głosy dwóch mężów, których różniło stanowisko, jakie zajmowali w społeczeństwie, których różniły poglądy polityczne i społeczne; zgadzali się natomiast z sobą w jednej tylko, ale ważnej sprawie - jaka będzie przyszła wojna? Ci dwaj mężowie to Fryderyk Engels i Helmuth von Moltke starszy.

Engels pisał w 1887 r.: „Dla Prus-Niemiec niemożliwa już teraz żadna inna wojna prócz światowej. A byłaby to wojna światowa niebywałych dotąd rozmiarów, niebywałej siły. 8 do 10 milionów żołnierzy będzie się wzajemnie mordowało, objadając przy tym do cna całą Europę tak gruntownie, jak nigdy jeszcze nie objadała jej szarańcza. Spustoszenie spowodowane wojną trzydziestoletnią, zgę-szczone w krótkim okresie trzech czy czterech lat i rozszerzone na cały kontynent, głód, epidemie, powszechne zdziczenie zarówno wojska, jak i mas ludowych, zdziczenie wywołane skrajną nędzą, beznadziejny chaos w naszym sztucznym mechanizmie handlowym, przemysłowym i kredytowym - wszystko to skończy się powszechnym bankructwem. Załamanie się dawnych państw i ich tradycyjnej mądrości państwowej w takich rozmiarach, że korony tuzinami toczyć się będą po ulicach i nie znajdzie się nikt, kto by je podniósł. Będzie sprawą absolutnie niemożliwą przewidzieć, jak się to wszystko skończy i kto z walki wyjdzie zwycięzcą. Jedno jest wszakże zupełnie pewne: ogólne wyczerpanie i ustalenie warunków ostatecznego zwycięstwa klasy robotniczej”3.

Okoliczność, że Engels pogląd ten wypowiedział we wstępie do nie nazbyt szeroko rozpowszechnionej broszury, w części tylko może wytłumaczyć, iż głos jego przeszedł niemal bez echa.

Bez echa przeszedł również głos Moltkego. 14 maja 1890 r. na trybunie parlamentu Rzeszy stanął dziewięćdziesięcioletni wówczas zwycięzca spod Sadowy i spod Sedanu, starzec nad grobem stojący, i rzucił światu groźne ostrzeżenie: „Gdy wybuchnie wojna, nie da się przewidzieć ani czasu jej trwania, ani jej końca. Walkę podejmą największe mocarstwa Europy uzbrojone jak nigdy dawniej. Żadne z nich nie może być w jednej czy w dwóch kampaniach tak osłabione, aby się uznało za pokonane, aby musiało zawrzeć pokój na twardych warunkach, aby się nie mogło podźwignąć, choćby po dłuższej przerwie do nowej walki. Moi Panowie, może to być wojna siedmioletnia, może to być wojna trzydziestoletnia -i biada temu, kto w Europie wznieci pożar, kto pierwszy przytknie lont do puszki z prochem”4.

Nemo est propheta in patria sua. Głos Moltkego nie wywarł chyba wpływu. W każdym razie wpływu tego nie widać w ustalanych później planach wojennych ani Schlieffena, ani Moltkego młodszego. Schlieffen uważał, że strategii wyczerpania nie da się zastosować w czasach, gdy „utrzymanie milionów [żołnierzy] wymaga miliardowych wydatków”. Wychodząc z takiego założenia doszedł do wniosku, że bitwa, która w początku wojny zniszczy armię jednego z przeciwników, złamie również jego wolę oporu i sparaliżuje zarazem wolę oporu jego sprzymierzeńca. Krótką wojnę przewidywał również plan jego następcy, Moltkego młodszego. Gdy w 1914 r. wybuchła wojna, zarówno wojskowe, jak i cywilne władze niemieckie brały pod uwagę jedynie możliwość wojny krótkotrwałej5.

Z takim samym nastawieniem spotykamy się również i po drugiej stronie Renu, we Francji. I tam ofensywne plany wojenne przewidywały wojnę krótkotrwałą. I tam w opinii władz i cywilnych, i wojskowych wojna, której się spodziewano, miała być wojną krótkotrwałą. Major Ferdinand Foch, późniejszy wódz naczelny i marszałek Francji, wykładowca historii wojskowej i taktyki ogólnej w Szkole Wojennej, ogłosił książkę o zasadach wojny; znajdujemy tam wiele interesujących myśli i wiele interesujących spostrzeżeń o wojnie i jej prowadzeniu. Znamienny jest pogląd autora, że armia, która w zbliżającym się konflikcie zbrojnym ruszy do boju, nie będzie armią zawodową, tworzyć ją bowiem będą ludzie wyrwani ze swych środowisk, ze wszystkich szczebli drabiny społecznej. Będą to ludzie oderwani całkowicie od swych rodzin, od pracy zawodowej, od środowiska społecznego, a bez tego nie mogą oni przecież żyć. „Wojna - pisał Foch - przynosi ciężkie przejścia i cierpienia, wraz z nią wszędzie się kończy życie. Stąd wniosek, że wojna nie może trwać długo, a więc trzeba ją toczyć z energią, aby szybko osiągnąć cel; w przeciwnym razie nie daje rezultatu”6.

Inaczej niż narody kontynentalnej Europy patrzyli na zagadnienia wojny wyspiarze brytyjscy. Od 1066 r., od czasu najazdu Normanów i zwycięstwa Wilhelma Zdobywcy pod Hastings, stopa najeźdźcy nie dotknęła ziemi angielskiej. W przeciwieństwie do pozostałych krajów Europy, często wstrząsanych i niszczonych pożogą wojenną, Anglicy nie zaznali jeszcze wówczas grozy wojny. Wojnę toczyli zawsze poza granicami kraju, często od granic kraju daleko, i zwykle były to wojny długotrwałe. Dlatego może w Wielkiej Brytanii brano pod uwagę możliwość dłuższej wojny, ale i Anglicy nie przewidywali, że wielki konflikt zbrojny, który wybuchnie latem 1914 r., trwać będzie ponad cztery lata. Na początku wojny Lord Kitchener oceniał jej trwanie na nieco ponad dwa lata.

Na tym de wyróżniają się poglądy formułowane w sześciotomowym dziele o „przyszłej wojnie”. Dzieło to ukazało się najpierw w języku rosyjskim w Petersburgu w 1898 r. Wkrótce pojawiły się tłumaczenia na język polski, francuski, niemiecki i częściowo (tom VI) angielski. Autorem, a właściwie redaktorem kierującym pracą zespołu specjalistów, był Jan Bloch, bankier warszawski i przedsiębiorca kolejowy.

Dzieło Blocha to prawdziwa encyklopedia problematyki wojny; pięć tomów, to opis mechanizmu wojny i wszelkich związanych z nią zagadnień gospodarczych, społecznych i politycznych. Trudno iść tu za Blochem i referować jego rozważania, w wielu przypadkach dawno już nieaktualne. Zwróćmy więc uwagę na „wnioski ogólne” zawarte w tomie VI, ostatnim, uzupełnione znakomicie rozmową, którą bankier przeprowadził jesienią 1898 r. w Petersburgu z publicystą angielskim W. T. Steadem7.

Bloch wystąpił z tezą, że w warunkach udoskonalonej, nowoczesnej broni i milionowych armii wojna między mocarstwami jest niemożliwa, a gdyby doszło do jej wybuchu, przyniesie zgubę wszystkim stronom walczącym. W przyszłej wojnie bowiem ujawnią się zasoby moralne i intelektualne wszystkich narodów, cała potęga cywilizacji współczesnej, udoskonalona technika, a obok tego zagrają uczucia, uzewnętrznią się charaktery, umysł i wola. W wyobraźni ogółu - dowodził Bloch - wciąż pokutują obrazy czasów już minionych, gdy męstwo brało górę nie tylko nad liczniejszym, lecz nawet i nad lepiej uzbrojonym przeciwnikiem i -co ważniejsze - gdy życie wewnętrzne społeczeństwa płynęło nieprzerwanym potokiem, choć na granicy toczyły się krwawe walki, a pożyczka pokrywała koszty prowadzenia wojny, koszty bez porównania niższe niż w naszych czasach.

Bloch sądził, że udoskonalona broń nowoczesna dokona takich rzezi pośród walczących, pozwoli na dokonanie takiej masakry, iż doprowadzenie walki do rozstrzygającego zakończenia stanie się niemożliwe. W takich warunkach nie będzie bitew o ostateczne zwycięstwo, nastąpi natomiast długi okres wysiłków zmierzających do opanowania zasobów przeciwnika. Armie będą stały naprzeciwko siebie, będą sobie zagrażały, ale nie będą zdolne do zadania rozstrzygającego ciosu. Będzie pokój zbrojny na niespotykaną dotąd skalę. Wojna pomiędzy mocarstwami będzie samobójstwem - powtarzał Bloch, ale nie wykluczał tej możliwości. Mniemał wszakże, iż będzie to ogólna, światowa katastrofa, która doprowadzi do upadku wszystkich cywilizowanych rządów.

Rozumowanie Blocha szło dalej w tym kierunku, że nie ma dziś państw samowystarczalnych, wszystkie bowiem państwa, nawet najpotężniejsze, najbogatsze i najrozleglejsze, skazane są na dowóz z innych krajów bądź środków żywności czy innych surowców, bądź artykułów przemysłowych. Wojna wywoła więc od razu olbrzymie niedobory, tym bardziej że zabraknie rąk do pracy, gdyż powszechna mobilizacja oderwie od niej miliony ludzi. A cóż to są wielkie zmobilizowane armie? Bloch rzucił tu pod adresem rządów groźne ostrzeżenie - armia może być nie tylko narzędziem podbojów, armia może nie tylko stać na straży porządku wewnętrznego, armia może również wywołać i szerzyć dążności wywrotowe, dążności rewolucyjne.

Za tym, że wojna będzie w przyszłości niemożliwa czy też nieprawdopodobna, przemawiały jeszcze - zdaniem Blocha - argumenty finansowe. Państwo współczesne opiera się na kredycie, a wojny nowożytnej nie sposób prowadzić bez „rujnujących wydatków”. Koszt utrzymania jednego żołnierza obliczał Bloch w ostatnim dziesięcioleciu XIX w. na 8 szylingów dziennie. Jeśli państwa Trój-przymierza i Dwuprzymierza postawią swe armie na stopie wojennej, około 10 min ludzi stanie pod bronią. A więc pięć mocarstw europejskich wydawałoby każdego dnia ponad 4 miliony funtów szterlingów wyłącznie na utrzymanie wojska. A gdzie inne wydatki związane z prowadzeniem wojny?

Dużo dają do myślenia wywody bankiera warszawskiego, iż udoskonalenie oręża, jego nieporównana skuteczność uniemożliwiają prowadzenie wojny. „Najpierw nastąpi coraz straszniejsza rzeź - tłumaczył Bloch Steadowi - rzeź w takich rozmiarach, że żadna armia nie będzie w stanie doprowadzić bitwy do zwycięskiego końca. [...] Nie będzie już wtedy wojny złożonej z poszczególnych bitew, toczonej do upadłego, nastąpi wtedy długi okres, gdy walczący podejmą systematyczne wysiłki dla gromadzenia zasobów. Nie będą to już bezpośrednie zapasy, gdzie walczący mierzą swe siły moralne i fizyczne; wojna przerodzi się w sytuację bez wyjścia, gdy żadna armia nie będzie mogła pokonać przeciwnika, gdy obie armie będą stały naprzeciwko siebie, gdy obie armie będą sobie zagrażały, ale nie będą zdolne do zadania przeciwnikowi ostatecznego i rozstrzygającego ciosu. Będzie to po prostu naturalna ewolucja zbrojnego pokoju w coraz groźniejszej mierze”8.

Charakterystyczny błąd w rozumowaniu bankiera warszawskiego, błąd łatwo wszakże zrozumiały u człowieka drugiej połowy XIX w. Oto Bloch był przeświadczony, że człowiek mu współczesny, człowiek końca wieku XIX, człowiek wieku XX, nigdy nie będzie w stanie wytrzymać i wycierpieć tyle, ile zdolni byli wycierpieć jego przodkowie. Wiemy dziś, jak gruntownie się mylił.

Zapatrywania Blocha zaważyły w jakiejś mierze na poglądach, które w przededniu pierwszej wojny światowej dominowały pośród wojskowych, pośród polityków, pośród ekonomistów, że nadchodząca wojna będzie wojną krótkotrwałą. Brzmi to zapewne jak paradoks - Bloch postawił tezę, że wojna pomiędzy mocarstwami nie jest już możliwa, gdyż musiałaby trwać bardzo długo, a ludzkość nie podoła takiemu wysiłkowi; współcześni Blocha przyjęli wprawdzie pogląd o niemożliwości wojny długiej, wieloletniej, ale uznali za możliwą wojnę krótkotrwałą, kilkumiesięczną, w przekonaniu, że oręż nowoczesny, znakomicie udoskonalony, pozwoli na zadanie przeciwnikowi szybkich ciosów i w niedługim czasie doprowadzi do zakończenia działań wojennych. Zapewne wielu ekonomistów, polityków, wojskowych, zgadzało się z twierdzeniem, że nie ma dziś mocarstwa, które zdołałoby znieść finansowe ciężary wojny nowoczesnej; lecz w takim razie rozstrzygnięcie musi nastąpić tak szybko, nim wyczerpią się zasoby finansowe wielkiego mocarstwa.

1

Rozdział oparty głownie na: J. Pajewski, Czy możliwa jest wojna? Rozważania Jana Blocha, „Przegląd Humanistyczny” 1985, nr 11/12, s. 173-180; B. H. Liddell Hart, History of the First World War, London 1970, s. 52 n.; J. E C. Fuller, The Decisive Battles of the Western Front and their Influence upon History, t. 2: 1792-1944 edited by J. Terraine 1970, s. 293-297.

2

R. Aron, Penser la guerre, Clausewitz, 2. L’äge planetaire, Paris 1976, s. 55-56.

3

Tak pisał E Engels we wstępie do broszury S. Borkheima, Zur Erinnerung für die deutschen Mordspatrioten 1806-1807, przedruk: F. Engels, Ausgewählte Militärische Schriften, t. II, Berlin 1964, s. 632.

4

Cyt. wg H. Kuhl, Der Weltkrieg 1914-1918. Dem deutschen Volke dargestellt, t. 1, Berlin 1929, s. 106-107.

5

Szerzej na ten temat patrz rozdz. 12. Niemiecki plan wojenny, s. 126-133.

6

F. Foch, Des principes de la guerre. Conferences faites ä l’Ecole Superieure de Guerre, Paris 1918, wyd. 6, s. 37.

7

J. Bloch, Przyszła wojna pod względem technicznym, politycznym i ekonomicznym, Warszawa 1899, s. XXXI + 365; W. T. Stead, Is War Now Impossible? Being an Abridgement of „ The War of the Future in its Technical, Economic and Political Relations” by J. S. Bloch with a Prefatory Conversation with the Author by W. T. Stead, London 1899.

8

W. T. Stead, Is War Now Impossible?, s. XVI.

2. U źródeł wojny

Badania genezy pierwszej wojny światowej mają długą historię. Trwają niemal od chwili wybuchu, kiedy to w krajach walczących, przede wszystkim we Francji i w Niemczech, usiłowano wykazać szerokim kołom społeczeństwa, że odpowiedzialność spada całkowicie na przeciwnika, który dokonał aktu agresji. Łatwo było tak twierdzić Francuzom, znacznie trudniej Niemcom, gdyż to Niemcy przecież wypowiedziały wojnę Rosji, a następnie Francji, gdyż to przecież wojska niemieckie wdarły się na ziemię francuską. Ale od czego propaganda? Ona to sprawiła, że każdy naród wierzył, iż stał się ofiarą napadu.

Roznamiętnienie polityczne nie służy spokojnym badaniom naukowym, nic więc dziwnego, że w początkowym okresie powojennym szukano nie tyle wyjaśnienia procesu dziejowego i wykrycia licznych zjawisk dziejowych, które złożyły się na wielki zbrojny konflikt międzynarodowy, ile dążono do ustalenia odpowiedzialności - więcej, winy - za rozpętanie burzy wojennej. W pewnej mierze przyczynił się do takiego stawiania kwestii traktat wersalski, który w artykule 231 stwierdzał, że Niemcy są winne wywołania wojny i dlatego muszą płacić odszkodowania wojenne. Tezę tę rozwijała w początkowym okresie międzywojnia publicystyka i historiografia francuska. Niemcy byli początkowo w defensywie; obrona niemiecka szła w tym kierunku, aby pokazać, że wina wywołania wojny obarczała nie naród niemiecki, lecz odsunięty już od władzy dawny rząd cesarski. Z biegiem czasu coraz śmielej wykazywano, że obok obalonego reżimu Wilhelma II byli i inni winowajcy: był rząd carski, była Wielka Brytania, była Francja. Wreszcie osławiony premier brytyjski David

Lloyd George wystąpił z poglądem, że właściwą przyczyną wojny był zbieg nieszczęśliwych okoliczności.

W późniejszych latach międzywojnia i po zakończeniu drugiej wojny światowej podjęto już poważne badania naukowe; są one jeszcze dalekie od pełnego wyjaśnienia wszystkich kwestii związanych z genezą wojny, ale wzbogaciły znacznie stan naszej wiedzy. Nauka nie szuka odpowiedzialności, a tym mniej winy, wypatruje natomiast przyczyn i tych bliskich, bezpośrednich, które doprowadziły do konfliktu latem 1914 r., i tych głębszych i dalszych, często pośrednich, które sprawiły, że wojna w ogóle wybuchła.

Były to przeciwieństwa pomiędzy państwami imperialistycznymi. Wystąpiły najpierw - rzecz prosta - w Europie, później dały znać o sobie w całym świecie.

Zwycięstwo Prus i połączonych państw niemieckich nad Francją w wojnie 1870-1871 r., a następnie zjednoczenie Niemiec wywołało zasadniczą zmianę sytuacji w Europie.

Już 9 września 1870 r., w tydzień po Sedanie, Karol Marks przewidywał, że jeśli Niemcy zagrabią części terytorium francuskiego, będą się musiały zbroić do nowej wojny, tym razem wojny na dwa fronty, do wojny „ze sprzymierzonymi rasami słowiańską i romańską”1.

Jak słuszny był ten sąd, okazać się miało 44 lata później, gdy Niemcy stanęły do walki przeciwko sprzymierzonym ze sobą Francji i Rosji.

Ale od września 1870 r. cofnijmy się jeszcze cztery lata, do lipca 1866 r. Bismarck ponoć spędził kiedyś noc bezsenną na rozmyślaniu, jak potoczyłyby się dzieje, gdyby to nie Prusy, lecz Austria wygrała bitwę pod Sadową. Nie możemy wiedzieć, jaki byłby wówczas rozwój wydarzeń dziejowych, ale z całą pewnością możemy stwierdzić, że koło historii Niemiec, koło historii Europy, potoczyłoby się inaczej. Nie Prusy dominowałyby nad Niemcami, przewodziłaby im Austria. I niewątpliwie Wiedeń powiódłby Niemcy inaczej i w innym kierunku niż Berlin.

U źródeł lipca 1914 r. leży Sedan, u źródeł Sedanu leży Sadowa.

W układzie sił po Sadowię i po Sedanie najpotężniejszym mocarstwem naszego kontynentu były Prusy przekształcone w Niemcy. Były już największą potęgą polityczną i militarną, a zmierzały do zdobycia przewagi gospodarczej; od końca XIX w. zaczęły zagrażać największej w owym czasie potędze gospodarczej świata - Wielkiej Brytanii. Przed Niemcami stanęło zadanie utrzymania tej pozycji; czy sprostają temu zadaniu, czy nie, od tego zawisły losy i Niemiec, i całej Europy.

Kanclerz Bismarck upatrywał drogę do utrzymania przewagi Niemiec w politycznym izolowaniu Francji i w bliskich związkach z dwiema sąsiednimi potencjami cesarskimi - monarchią habsburską i Rosją. Gdy antagonizm austriacko-rosyjski uniemożliwił jednoczesne kultywowanie przyjaźni z Habsburgami i z carem, Bismarck dokonał - jak to wówczas określano - opcji na rzecz Wiednia.

7 października 1879 r. stanął traktat przymierza pomiędzy Niemcami i Austro--Węgrami; 20 maja 1882 r. przyłączyły się do niego Włochy, powstało Trójprzy-mierze.

Przewaga Niemiec zachwiała się pod koniec XIX w., gdy w latach 1891-1894 zostało zawiązane przymierze francusko-rosyjskie, Francja wyszła po 20 latach z izolacji politycznej. W Europie stanęły naprzeciwko siebie dwa bloki - Trój-przymierze i Dwuprzymierze.

Koniec XIX w. przyniósł panowanie monopoli i kapitału finansowego, przyniósł wzmożony wywóz kapitału, przyniósł wreszcie podział całego terytorium kuli ziemskiej przez najsilniejsze państwa kapitalistyczne. Innymi słowy, świat wszedł w erę imperializmu. Nie mówimy już o potęgach europejskich, mówimy o potęgach światowych. A potęgi światowe to Wielka Brytania, Francja, Rosja. Na przełomie wieków XIX i XX do stanowiska mocarstwa światowego wysunęły się najpierw Niemcy, dalej Stany Zjednoczone, wreszcie Japonia. W końcu XIX w. największe znaczenie miało dążenie Niemiec do zdobycia pozycji mocarstwa już nie europejskiego tylko, lecz światowego. Wszczęły Niemcy bój o „miejsce pod słońcem”, wedle słynnego obrazowego wyrażenia kanclerza Bernharda Bülowa. Zewnętrznym wyrazem nowych dążeń niemieckich była dymisja Bismarcka 20 marca 1890 r. Żelazny kanclerz był całkowicie człowiekiem minionego okresu i nie mógł odpowiadać dążeniom i interesom burżuazji niemieckiej sterującej wyraźnie ku polityce światowej, ku „Weltpolitik”. Następcą Bismarcka został generał Leo von Caprivi de Caprara de Montecuculi. Drugi kanclerz Rzeszy wykazał od razu zrozumienie dla nowej polityki imperialistycznej. Jej wyrazem były traktaty handlowe zawarte z Austro-Węgrami, z Włochami i z Belgią 6 grudnia 1891 r., z Serbią 21 sierpnia i z Rumunią 21 października 1893 r., wreszcie z Rosją 10 lutego 1894 r. Traktaty te, zwane ogólnikowo i niedokładnie traktatami Capriviego, zapowiadały zbliżenie pomiędzy Niemcami, Austro-Węgrami, Rumunią i Serbią. Zbliżenie, które w sprzyjających okolicznościach mogło doprowadzić do utworzenia w takiej czy innej formie wielkiego związku środkowoeuropejskiego pod egidą Berlina. Związek taki byłby ogromnym wzmocnieniem politycznym i gospodarczym Niemiec. Byłaby to formacja na razie tylko europejska, ale szeroko otwierałaby się przed nią droga do ekspansji na Bliski Wschód.

10 grudnia 1891 r. na mównicy parlamentu Rzeszy stanął kanclerz Caprivi i wielką mową zainaugurował dyskusję nad zawartymi właśnie traktatami handlowymi. Część mowy poświęcona ogólnej sytuacji światowej wyjaśniała w sposób jasny, czym - według nowych pojęć - jest mocarstwo, czym jest mocarstwo światowe. „W ostatnich czasach - dowodził kanclerz Leo von Caprivi - narody zrozumiały światowe zjawisko dziejowe, którego znaczenie wysoko oceniam. Jest nim powstanie wielkich mocarstw, ich poczucie własnej siły, ich dążenie do odgrodzenia się od państw innych. Nasz wschodni sąsiad włada obszarem ciągnącym się od północnych stoków Himalajów aż do Oceanu Lodowatego. Ma on możność wyprodukować we własnym zakresie prawie wszystko to, czego państwu potrzeba. [...] Po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego powiększa się nieustannie liczba ludno-sei Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wzmaga się poczucie siły republiki północnoamerykańskiej i energia, z jaką czuwa ona nad swymi interesami. [...] Jeśli znawcy spraw chińskich mają słuszność, Chiny stoją u progu olbrzymiej przemiany, której nie sposób nie docenić; nie wiadomo, czy i Chiny nie zaczną się odgraniczać od innych państw, nie wiadomo również, w jakiej mierze będą one mogły wystąpić jako współzawodnik na rynkach świata. [...] Rozszerzyła się widownia historii świata, mamy wobec tego do czynienia z innymi stosunkami; państwo, które dotychczas grało w dziejach rolę mocarstwa europejskiego, może, jeśli chodzi o siły materialne, spaść w niedługim czasie do rzędu państw małych”2.

Słowa kanclerza o rozszerzeniu się świata i wynikającej stąd możliwości spadku znaczenia mocarstw europejskich zwiastowały wejście Rzeszy na tory polityki imperialistycznej, na tory „Weltpolitik”, zapowiadały, że Niemcy podejmą rywalizację z mocarstwami światowymi, takimi jak Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Rosja.

Punkt ciężkości polityki międzynarodowej nie znajdował się już wyłącznie w Europie, sprawy innych kontynentów odgrywały rolę coraz znaczniejszą. W grę wchodziła nie tylko rywalizacja kolonialna, która stawiała przeciwko sobie Francję i Wielką Brytanię, i Rosję, później Niemcy przeciw Francji; była to również rosnąca pozycja dwóch potencji pozaeuropejskich - Stanów Zjednoczonych i Japonii. Alianse, które zawierały pomiędzy sobą mocarstwa Europy, nabierały obecnie charakteru aliansów światowych, w każdym razie pozaeuropejskich. Trój-przymierze i Dwuprzymierze były to alianse wyraźnie europejskie, zawierane dla obrony interesów europejskich. Ale już traktat brytyjsko-japoński z 30 stycznia 1902 r. obejmował sprawy Dalekiego Wschodu. Entente Cordiale (Porozumienie Serdeczne) francusko-brytyjskie z 8 kwietnia 1904 r. dotyczyło głównie Afryki, układ brytyjsko-rosyjski z 31 sierpnia 1907 r. regulował współzawodnictwo Londynu i Petersburga w Azji Środkowej (Persja, Afganistan, Tybet).

Niemcy były wielką potęgą lądową i niewątpliwie najpotężniejszym mocarstwem w Europie, Wielka Brytania natomiast wielką potęgą morską i najpotężniejszym mocarstwem w świecie. Na przełomie XIX i XX w. trafiła się chwila, gdy Wielka Brytania postanowiła wyjść z tradycyjnego splendid isolation (wspaniałego odosobnienia) i zdecydowała się ostrożnie szukać zbliżenia z Niemcami. Berlin wszakże nie przyjął wyciągniętej dłoni angielskiej. W niemieckich kołach rządowych sądzono, że Wielka Brytania nigdy nie dojdzie do porozumienia ani z Francją, ani z Rosją. Niemcy będą więc miały zawsze swobodę manewru. Błędne były to rachuby. W Londynie, zwłaszcza po przykrych doświadczeniach podczas wojny z Burami 1899-1902, zrozumiano, że zupełne osamotnienie wytwarza sytuacje niepomyślne. Po zatargu o Faszodę zrozumiano również, że Francja jest zdolna i skłonna do kompromisu. Wynikiem zmienionej oceny założeń politycznych były wspomniane już kompromisy z Francją w 1904 r. i z Rosją w 1907 r. Niemcy więc same realizowały swą „politykę światową”; nie miały wsparcia sprzymierzeńców z Trójprzymierza, ani Austro-Węgier, których interesy nie wykraczały poza Europę i Bliski Wschód, ani Włoch słabych i niepewnych.

„Weltpolitik” (polityka światowa) - gorliwe szukanie miejsca pod słońcem -prowadziła do tarć i nieporozumień ze wszystkimi mocarstwami światowymi.

Świat ujrzał w początkach XX w. ostre konflikty międzynarodowe. Jedne miały korzenie w Europie, źródłem innych były sprawy pozaeuropejskie.

A oto główne konflikty, które ostatecznie doprowadziły do wybuchu wojny: konflikt niemiecko-francuski, niemiecko-brytyjski, następnie konflikt austriacko--rosyjski, który wkrótce przekształcił się w konflikt niemiecko-rosyjski.

Rozpatrzmy te konflikty kolejno. Najdawniejszy z nich to konflikt niemiecko--francuski. Dwa mocarstwa oddzielone Renem przez cztery dziesięciolecia były w stanie konfliktu. Nie znaczy to wszakże, iż przez te cztery dziesięciolecia w stosunkach pomiędzy Paryżem a Berlinem utrzymywał się niezmienny, ciągły stan napięcia. Przeciwnie, stosunki te podlegały fluktuacjom, podlegały falowaniu. Zrozumiała to sprawa, zwłaszcza gdy spoglądamy na problem od strony francuskiej. Dla Francuzów klęska 1870 r. była wstrząsem bez porównania silniejszym niż przegrana w latach 1813-1815. Tamte lata przyniosły koniec wielkiej epopei; była to klęska nie tyle Francji, ile Napoleona. „Napoleon - są to słowa historyka francuskiego - zasłonił sobą Francję i nieliczni tylko upatrywali w tym heroicznym upadku pomniejszenia potęgi narodowej czy może pierwszych oznak przeznaczenia. W 1870 r. przeciwnie, nikt nie spogląda na główne osoby dramatu, zbyt są małe w porównaniu z upokorzeniem narodu. Każdy patrzy na przyszłość Francji i możliwość jej odrodzenia: czy Francja jest zdolna do życia”3.

Nastroje te można zrozumieć, gdy zdamy sobie sprawę z tego, jaki był przed Sedanem stosunek Francuzów do Niemiec i do Prus. W Niemczech dostrzegano głównie wartości intelektualne i kulturalne. Francuski świat intelektualny pozostawał pod wrażeniem i pod wpływem niemieckiej nauki, zwłaszcza filozofii, jak i niemieckiej wielkiej poezji. Szczególnie widoczne było to od czasów pani de Stael i jej głośnej, wydanej w 1813 r. książki De 1’Allemagne (O Niemczech). Natomiast pruskiej potęgi militarnej nie doceniano, lekcji Sadowy nie zrozumiano.

Klęska francuska poniesiona „pod nieobecność Europy”, izolacja polityczna Francji wywarły wpływ niemały nie tylko na politykę III Republiki, ale i na mentalność polityczną Francuzów.

W stosunku rządu francuskiego i francuskiej opinii publicznej do Niemiec -mówiąc w skrócie - rozróżnić należy trzy okresy. Okres pierwszy trwa mniej więcej przez dwa pierwsze dziesięciolecia po klęsce. Rana pozostaje nie zabliźniona, wspomnienia Sedanu, oblężenia Paryża są wciąż żywe i bolesne. Francja mogła wprawdzie zapisać na swe konto znaczny sukces polityczny i moralny, jakim była przedterminowa spłata kontrybucji wojennej i w następstwie wycofanie w 1873 r. ostatnich niemieckich garnizonów okupacyjnych, ale jej osłabienie było wciąż widoczne - Francja pozostawała politycznie izolowana. Niemcy nadal górowały nad nią i politycznie, i militarnie. I Niemcy demonstrowały swą przewagę nad Francją - alerte - alarm roku 1875 i groźba, realna czy może tylko demonstracyjna, wojny prewencyjnej przeciwko Francji, ostra polityka w Alzacji w latach 1885-1888, podstępne uwięzienie komisarza granicznego Wilhelma Schnabelego w 1887 r.

Okres drugi, to ostatnie lata wieku XIX i początek XX. Zawarcie przymierza z Rosją w latach 1891-1894 wyprowadziło Francję ze stanu izolacji politycznej i dało rządowi francuskiemu większe możliwości manewru. W społeczeństwie wszakże, zwłaszcza wśród młodzieży akademickiej, dawało się zauważyć pewne zobojętnienie na sprawy Alzacji i Lotaryngii, na niebezpieczeństwo ze strony Niemiec. „Pesymizm był cechą charakterystyczną generacji, która osiągnęła wiek męski po roku 1885”4.

Skutki tych nastrojów widoczne są dopiero po roku 1905. Wizyta Wilhelma II w Tangerze 31 marca tego roku, wymuszona dymisja ministra spraw zagranicznych Delcassego 7 czerwca, upokorzenie zadane Francji przez Niemcy, wszystko to wzbudziło nastroje nie tylko patriotyczne, ale i nacjonalistyczne. Francuzi zrozumieli, że niebezpieczeństwo niemieckie zagraża im rzeczywiście. 19 czerwca 1905 r. Clemenceau pisał w dzienniku ,,L’Aurorę”: „Być lub nie być, oto problem, który po raz pierwszy od czasów wojny stuletniej postawiło przed nami nieubłagane dążenie do supremacji”. Podobnych głosów można przytoczyć wiele5.

„Dziesięć gorących lat, które poprzedziły wojnę roku 1914, wzmogły ożywienie, ekscytację i niepokój intelektualistów francuskich. Żywy tu kontrast z przedwojniem 1870 r. Wówczas kwestia niemiecka nie istniała. Niemiec najczęściej nie znano lub je lekceważono; jedynie umysł niemiecki budził zainteresowanie uczonych i pisarzy. Natomiast wojna z Niemcami pozostawała zjawiskiem odległym, problemem abstrakcyjnym, który rzadko sobie stawiano. W 1914 r. przeciwnie, kwestia niemiecka ściągała uwagę najgłośniejszych pisarzy, była w centrum ich przemyśleń; politycznie pasjonowała kraj cały. Wojna stała się przedmiotem wielkiej troski narodu, cały naród zdawał sobie sprawę, że weźmie w niej udział i że oręż rozstrzygnie jego przyszłość. Dzięki tej zbiorowej świadomości w 1914 r. nie powtórzyły się nieład i osłupienie roku 1870”6.

Konflikty z Niemcami, w które Francja popadła w 1905 i 1911 r., udało się załagodzić na drodze dyplomatycznej, ale w opinii publicznej trwał stan napięcia.

Stan napięcia utrzymywał się tym bardziej że podsycały go sprawy gospodarcze. W wielkim żelazno-węglowym okręgu przemysłowym w środku Europy, przedzielonym granicą państwową francusko-niemiecką, kapitał niemiecki od końca XIX w. coraz bardziej brał górę nad kapitałem francuskim.

Interesujące są niektóre przejawy rywalizacji czy... kolaboracji wielkich banków francuskich i niemieckich.

Wiadomo, że niemiecką ekspansję imperialistyczną, niemiecką „Weltpolitik” utrudniała względna - w każdym razie w porównaniu z Paryżem i Londynem -słabość rynku finansowego i monetarnego Rzeszy. Banki niemieckie walczyły z trudnościami, aby służyć „Weltpolitik” zgodnie z wymaganiami rządu. Wystarczy tu wskazać na wysiłki, które Niemcy podejmowali, aby zapewnić sobie współudział obcego kapitału przy budowie kolei Berlin-Bagdad.

Taka sytuacja otwierała przed bankami francuskimi szerokie pole zyskownych działań. Kapitał francuski służył pośrednio lub bezpośrednio niemieckiej „Weltpolitik”, idąc dwiema drogami: 1) udzielając bankom niemieckim kredytów krótkoterminowych, 2) zawierając francusko-niemieckie porozumienia finansowe w świecie. Porozumienia te działały w Meksyku, w Brazylii, w Argentynie, dały się zauważyć na Bałkanach, z większą siłą wystąpiły w Turcji. Banque Ottomane, reprezentujący kapitał francuski, współdziałał z Deutsche Bank. Niekiedy rząd francuski sprzeciwiał się współpracy kapitału francuskiego z niemieckim, stawiał warunki, ograniczenia, ale nie zawsze skutecznie. Dopiero po kryzysie tangerskim w 1905 r., a zwłaszcza po kryzysie agadirskim w 1911 r. zaznaczyła się we Francji silna opozycja przeciwko kolaboracji kapitału francuskiego z kapitałem niemieckim i wspieraniu w ten sposób niemieckiej ekspansji imperialistycznej.

Niekiedy banki francuskie zdobywały się na krzyżowanie ekspansji niemieckiej. Tak było w 1911 r. Niemcy, w zamian za zgodę na opanowanie przez Francję Maroka, chciały pierwotnie uzyskać całe Kongo Francuskie, musiały jednak zadowolić się tylko jego częścią, tzw. Bee du Canard. A przyczyniły się do tego manewry banków francuskich, które wywołały zamieszanie na giełdzie berlińskiej we wrześniu 1911 r.

Stanowisko banków francuskich, często przychylne współpracy finansowej z Niemcami, nie miało chyba wpływu na francuską opinię publiczną, ale ważyło niekiedy na polityce rządów. Zaznaczyło się to wyraźnie w 1905 r. w działalności ministra skarbu bankiera Maurice’a Rouviera, zaznaczy się niejednokrotnie w polityce Josepha Caillaux, blisko związanego z wielkimi finansami7.

Trudniejszy do zrozumienia i do wyjaśnienia jest konflikt niemiecko-brytyj-ski. „Dlaczego nieustannie mówiono o groźbie wojny pomiędzy Wielką Brytanią a Niemcami, gdy nie było konkretnej przyczyny sporu?” - zapytuje autorka pracy o Wielkiej Brytanii i genezie pierwszej wojny światowej8.

Przyczyny sporu wymienia się zwykle trzy: rywalizacja gospodarcza, rywalizacja kolonialna, wyścig zbrojeń morskich.

Niewątpliwie szybki w ostatnim ćwierćwieczu XIX w. i w początkach XX w. rozwój przemysłu niemieckiego wzbudził obawy w pewnych kołach gospodarczych brytyjskich. Świadectwem tych obaw był znak fabryczny umieszczany od 1887 r. na towarach przywożonych na Wyspy Brytyjskie: madę in Germany (wykonane w Niemczech). Ten tak popularny odtąd znak stał się pewnego rodzaju symbolem.

Nie można wszakże przeceniać znaczenia tych obaw upatrując w Niemczech groźnego, niebezpiecznego konkurenta, który ruguje Wielką Brytanię z rynków europejskich i światowych. Wzrost zapotrzebowania na rynkach brytyjskich i światowych tępił ostrze rywalizacji angielsko-niemieckiej. W Wielkiej Brytanii panowała wówczas pomyślna koniunktura na wyroby żelazne, stalowe, włókiennicze, na budownictwo okrętowe. W początku XX w. Wielka Brytania była najlepszym klientem Niemiec, Niemcy były dla Wielkiej Brytanii najlepszym rynkiem zbytu. Dominia i posiadłości zamorskie imperium brytyjskiego pochłaniały 35% eksportu z Wysp Brytyjskich; na tych chłonnych rynkach niektóre tylko firmy angielskie spotykały się z konkurencją niemiecką. W Ameryce Południowej, w Afryce, w Azji Anglicy znacznie górowali nad Niemcami. W posiadaniu angielskim znajdowała się trzecia część światowej floty handlowej; angielska flota handlowa opanowała połowę całego światowego transportu morskiego i - rzecz prosta - cały transport morski brytyjski. Widzimy współpracę gospodarczą nie-miecko-brytyjską na rynkach międzynarodowych w dziedzinie ustalania cen, podziału rynków. Z 40 międzynarodowych karteli producentów 22 to kartele bry-tyjsko-niemieckie.

Angielscy kupcy i fabrykanci rozumowali, że klęska Niemiec w wojnie, że osłabienie Niemiec, to zmniejszenie siły nabywczej wielkiego odbiorcy towarów angielskich. Jest rzeczą znamienną, że w kampaniach prasowych, kierowanych przeciwko Niemcom, nie brały udziału organy prasowe City - wielkiego kapitału brytyjskiego, natomiast najczęściej zajmowały stanowisko proniemieckie. W Niemczech, jak zobaczymy, było odwrotnie, ale miało to inne przyczyny9.

Jakie były cechy rywalizacji kolonialnej brytyjsko-niemieckiej?

Trzon niemieckich posiadłości zamorskich tworzyły kolonie afrykańskie: Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia, Togo i Kamerun, zajęte w 1884 r., Niemiecka Afryka Wschodnia, zajęta w 1885 r., dalej Niemiecka Nowa Gwinea od 1884 r. i Samoa, wreszcie Kiau-czou (niem. Kiautschou, obecnie Jiaozhou) w Chinach od 1898 r. W 1914 r. kolonie niemieckie obejmowały obszar 2 952 000 km2.

W przededniu wojny kapitał niemiecki inwestowany w koloniach stanowił 3,8% kapitału inwestowanego poza granicami Rzeszy, handel zaś z koloniami sięgał do wysokości 0,5% handlu zagranicznego Niemiec.

Niemcy parokrotnie usiłowały się przeciwstawić, z miernym zresztą skutkiem, francuskiej ekspansji kolonialnej, nie stawały natomiast na drodze ekspansji brytyjskiej; przeciwnie, dążyły do porozumienia z Wielką Brytanią. Na mocy traktatu podpisanego w Berlinie 1 lipca 1890 r. Wielka Brytania odstąpiła Niemcom Helgoland, który zajęła podczas wojen napoleońskich w 1807 r., w zamian Niemcy zrzekały się roszczeń do Zanzibaru; traktat regulował zarazem strefy wpływów, brytyjską i niemiecką, w Afryce.

Grün ist das Land, gelb ist der Sand, rot ist die Wand, das sind die Farben von Helgoland! - głosi znana pieśń niemiecka.

Dla Niemiec układ był niewątpliwie korzystny. Helgoland w posiadaniu brytyjskim był potencjalnym zagrożeniem wybrzeży niemieckich. W Niemczech powtarzano, że angielski Helgoland to „angielska pięść na niemieckim nosie”. Korzystne były również i inne postanowienia traktatu, ułatwiały bowiem Niemcom urządzenie niedawno zajętych posiadłości afrykańskich, zwłaszcza Niemieckiej Afryki Wschodniej.

Niemcy rzucali pożądliwe spojrzenia nie na kolonie brytyjskie, za którymi stała potęga imperium, lecz na posiadłości zamorskie państw małych i słabych, na belgijskie Kongo, na portugalski Mozambik, na portugalską Angolę. W Berlinie wszakże dobrze rozumiano, że droga i do Kongo, i do Mozambiku, i do Angoli wiedzie przez Londyn. Innymi słowy, że tylko za zgodą Wielkiej Brytanii mogą Niemcy myśleć o skłonieniu czy zmuszeniu Belgii i Portugalii do odstąpienia kolonii. Zawsze najłatwiej godzić się na ustępstwa i regulować rachunki cudzym kosztem. Taki właśnie charakter miała tajna konwencja brytyjsko-niemiecka z 30 sierpnia 1898 r.; zapowiadała, ale bez oznaczenia terminu, oddanie Niemcom większej części Angoli i zachodniej części Mozambiku. W rozpoczętej wkrótce wojnie Burów z Anglikami Niemcy nie poparły Transwalu, zachowały stanowisko neutralne. Nie odniosły z tego korzyści, gdyż konwencja nie weszła w życie.

Niemcy snuli jednak nadal plany utworzenia w Afryce, kosztem małych państw kolonialnych, wielkiego niemieckiego imperium kolonialnego - „Mittelafrika”.

W przededniu wojny plany te zarysowywały się coraz mocniej. Wiele na ten temat pisała prasa i to nie tylko ta na usługach imperialistów. Interesowały się sprawą szersze koła społeczeństwa niemieckiego, zakrzątnęła się dokoła niej dyplomacja. W puszczach i sawannach Afryki znajdą Niemcy upragnione „miejsce pod słońcem”.

Mogło się wydawać, że Wielka Brytania nie stanie na drodze dążeniom niemieckim. Wyraźnie to oświadczył 28 listopada 1911 r. w Izbie Gmin sekretarz stanu w Foreign Office Sir Edward Grey. Podobnie wyraził się 20 grudnia 1911 r., w rozmowie z ambasadorem niemieckim hr. Wolff-Mettemichem, że Wielka Brytania nie zamierza przeciwstawić się rozszerzeniu niemieckich posiadłości kolonialnych „ze wschodu na zachód” przez Afrykę Środkową. Gdyby belgijskie Kongo wystawiono na sprzedaż, rząd brytyjski spoglądałby życzliwie na przejęcie przez Niemcy południowej części Konga pomiędzy Angolą a Niemiecką Afryką Wschodnią.

Trudno ocenić, jak dalece wynurzenia Greya były szczere, w jakiej zaś mierze były manewrem dla ułatwienia negocjacji o ograniczenie zbrojeń morskich.

W każdym razie wznowiono rokowania między Londynem a Berlinem i 20 października 1913 r. podpisano tajny układ o nowych strefach wpływów w Afryce. Strefa brytyjska to południowe części portugalskiego Mozambiku i portugalskiej Angoli, strefa niemiecka to północ Mozambiku i prawie całe wybrzeże Angoli. Szło tu nie tylko o korzyści gospodarcze, ale i o wpływy polityczne; układ przewidywał ochronę interesów zarówno brytyjskich, jak niemieckich w wypadku ich zagrożenia.

Mamy tu więc do czynienia z typowym porozumieniem pomiędzy państwami kolonialnymi o strefy wpływów, jednym z wielu, jakie wówczas zawierano; mogło ono nie wyjść poza ogólnikowe postanowienia, a mogło prowadzić istotnie do podziału kolonii portugalskich; wyraźnie dążyli do tego Niemcy, czy pragnęli tego Anglicy - to pytanie1011.

Był jeszcze jeden układ brytyjsko-niemiecki, a dotyczył budowanej mozolnie przez Niemców, a tak niechętnie widzianej przez Anglików, kolei Berlin-Bagdad, a właściwie jej przedłużenia do Zatoki Perskiej. Przewlekłe rokowania zakończyły się zawarciem porozumienia 15 czerwca 1914 r., na dwa tygodnie przed zamachem w Sarajewie, na siedem tygodni przed wypowiedzeniem wojny Niemcom przez Wielką Brytanię11.

W dziedzinie polityki kolonialnej Niemcy nie popadły więc w konflikt z Wielką Brytanią, były natomiast próby współpracy i tu zapewne dyplomacja brytyjska lekko zwodziła Niemców.

W końcu XIX w. wszakże rozwinęła się pomiędzy Niemcami i Wielką Brytanią rywalizacja w dziedzinie zbrojeń morskich. Wzmogła się ona w wieku XX.

Szybki rozwój przemysłu i handlu niemieckiego uzasadniał budowę silnej floty wojennej. Ale powstała kwestia, jak wielka powinna być ta flota? Czy ma ona bronić jedynie wybrzeży, czy też interesów niemieckich na całym świecie? A więc, czy budować przede wszystkim krążowniki czy wielkie okręty liniowe?

28 marca 1898 r. parlament Rzeszy uchwalił 212 głosami przeciwko 139 ustawę zawierającą sześcioletni program budowy floty wojennej. 30 kwietnia 1898 r. został zawiązany Deutscher Flottenverein (Niemiecki Związek Flotowy), narzędzie propagandy. Zgromadziwszy w swych szeregach ponad milion członków, był Związek Flotowy przed wojną najliczniejszą, największą organizacją masową imperializmu niemieckiego. Finansowały Związek i jego akcję propagandową wielkie banki i ciężki przemysł. Opłacało się to zresztą znakomicie, Krupp i Stumm, właściciele hut stali w Zagłębiu Saary, zarabiali na samym tylko opancerzeniu okrętów po 5 milionów marek rocznie.

Admirał Alfred Tirpitz, od 1897 r. sekretarz stanu w Urzędzie Marynarki Rzeszy, organizator sprawny i zręczny, pomysłowy propagandzista, taki cel wytyczył flocie wojennej niemieckiej: musi ona być tak potężna, aby Wielka Brytania uznała wojnę przeciwko Niemcom za przedsięwzięcie ryzykowne. Program ten nazwano w skrócie Risikogedanke (myśl o ryzyku).

Czy „myśl o ryzyku” można uznać za program defensywny? Za program czysto obronny? Czy rzeczywiście szło tu tylko o to, aby Wielką Brytanię zniechęcić do przeciwstawiania się Niemcom? Za takim rozumieniem sprawy przemawia niewątpliwie bieg wydarzeń w początkach niemieckich zbrojeń morskich.

Zwykło się mówić, że Wielka Brytania unikała bliższych związków z innymi mocarstwami, a zawsze występowała przeciwko najsilniejszemu mocarstwu w Europie. A jednak w latach 1898-1901, w czasie, gdy Niemcy były największą potęgą na kontynencie, szły z Londynu do Berlina propozycje zbliżenia, a nawet układu obronnego. Rząd Rzeszy wszakże przekonany, że Wielka Brytania nigdy nie zdoła osiągnąć porozumienia ani z Francją, ani z Rosją, nie przyjął sugestii angielskich.

W fazie początkowej niemieckie zbrojenia morskie bynajmniej nie zagrażały brytyjskiej dominacji na morzach; nie zagrażały tym bardziej, że w 1902 r. Wielka Brytania zawarła przymierze z Japonią (co pozwoliło Anglikom sprowadzić część eskadry z Dalekiego Wschodu na wody europejskie), w 1904 r. porozumienie z silną na morzu Francją, a w 1907 r. z Rosją. U wybrzeży szkockich, w Rosyth, powstała nowa baza floty wojennej. W lutym 1906 r. spuszczono na wodę potężny okręt wojenny, pierwszy nowego typu: Dreadnought (Nie lękaj się niczego). Drednot znacznie przewyższał siłą bojową wszystkie znane dotąd typy okrętów liniowych.

Takie wzmocnienie potęgi morskiej Wielkiej Brytanii stało się dla Niemców impulsem, a może tylko pretekstem do nowych zbrojeń morskich. W maju 1906 r. i w listopadzie 1907 r. parlament Rzeszy uchwalił kredyty na budowę okrętów liniowych typu Dreadnought.

Nowe zbrojenia niemieckie przyjęto w Wielkiej Brytanii z niezadowoleniem i irytacją. W 1905 r. wygrali wybory liberałowie i 10 grudnia 1905 r. ster rządów objął gabinet liberalny z programem szerokich a kosztownych reform społecznych. Nie na rękę był więc rządowi wigów wyścig zbrojeń. Przeciwnie, gabinet pragnął ograniczyć wydatki na marynarkę. Stąd starania dyplomacji brytyjskiej o porozumienie z Niemcami. Nie dało to rezultatu. Wilhelm II w lutym 1908 r. naiwnie czy arogancko tłumaczył Lordowi Edwardowi Tweedmouth, że porozumienia co do zbrojeń są niepotrzebne i każde państwo powinno mieć swobodę budowania tylu okrętów, ile uważa za właściwe. Bez skutku pozostały również ostrzeżenia ministrów angielskich Greya i Lloyd George’a, że wyścig zbrojeń morskich spowoduje pomiędzy Londynem i Berlinem trwałą nieufność.

W takiej sytuacji w gabinecie brytyjskim na Downing Street przeważył punkt widzenia Urzędu Spraw Zagranicznych i admiralicji, że niezbędne są dalsze zbrojenia morskie, że gdy Niemcy spuszczą na wodę jeden okręt wojenny, Anglicy muszą wybudować dwa; ujęto to w haśle „dwa kile na jeden”. Deklaracja rządowa z 12 listopada 1908 r. w Izbie Gmin głosiła, że Wielka Brytania pozostaje wierna zasadzie Two Powers Standard (Poziom Dwóch Mocarstw), tzn. że liczba brytyjskich wielkich okrętów liniowych - capital ships - musi być o 10% wyższa niż połączone siły dwóch największych pc Wielkiej Brytanii potęg morskich.

Poparcie, jakiego Wielka Brytania udzieliła Francji w 1911 r. podczas drugiego kryzysu marokańskiego, przyczyniło się do kompromisowego uregulowania konfliktu, ale dało nieoczekiwane skutki - w Wielkiej Brytanii zwiększyło obawy wojny, w Niemczech posłużyło Tirpitzowi do żądań przyspieszenia tempa zbrojeń morskich. Tirpitz domagał się, aby w latach 1912-1917 budowano rocznie nie dwa, jak to było ustalone, lecz trzy wielkie okręty liniowe. Była to Novelle, tzw. „Nowela”, którą miał uchwalić parlament Rzeszy. Taka uchwała musiałaby podsycić nieufność Anglików i spowodować nowe tarcia pomiędzy Londynem i Berlinem, a także zaostrzyć sytuację międzynarodową.

Tirpitz odniósł stanowcze zwycięstwo, a układ sił w nowo wybranym parlamencie Rzeszy ułatwił mu grę. W wyborach w styczniu 1912 r. sukces odnieśli socjaldemokraci; zdobyli 110 mandatów i byli najliczniejszym klubem poselskim w Izbie. Natomiast konserwatyści, najpewniejsza podpora rządu, ponieśli klęskę. Zyskali na znaczeniu narodowi liberałowie, a w wielu przypadkach stali się w głosowaniu języczkiem u wagi. Otóż narodowi liberałowie, związani z ciężkim przemysłem, poparli zbrojenia morskie. „Nowela” Tirpitza miała zapewnioną większość głosów, opowiadali się za nią konserwatyści, Centrum i narodowi liberałowie, przeciwni byli Polacy, socjaldemokraci, postępowcy. W mowie tronowej z 7 lutego, z okazji otwarcia nowego parlamentu, cesarz Wilhelm zapowiedział budowę nowych okrętów. Zamiary admiralicji niemieckiej nie były zresztą tajemnicą i wzbudzały zaniepokojenie w kręgach zwolenników zbliżenia brytyjsko--niemieckiego zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Niemczech. Porozumieli się więc ze sobą bankier Sir Ernest Cassel, jeden z potentatów londyńskiej City, i Albert Ballin, naczelny dyrektor linii Hamburg-Ameryka. Efektem porozumienia był przyjazd do Berlina Lorda Haldane’a.

Richard Burdon Haldane wicehrabia of Cloan, wybitny prawnik, wzięty adwokat, był rozmiłowany w kulturze niemieckiej. Na jego poglądach filozoficznych, którym dał wyraz w druku, zaważył wpływ Hegla. Głosił potrzebę reformy uniwersytetów angielskich według wzorów niemieckich. W 1905 r. Haldane stanął na czele War Office (Urzędu Wojny) i zamyślał o reorganizacji armii angielskiej na modłę pruską. Oddanie rokowań w Berlinie w ręce polityka o takiej postawie miało swą wymowę.

8 lutego 1912 r., w dniu przybycia Lorda Haldane’a do stolicy Niemiec, ogłoszono tekst wniesionego do parlamentu projektu „Noweli”. Stocznie niemieckie w odstępach dwuletnich w 1912, w 1914 i w 1916 r. miały wodować trzy nowe drednoty. Haldane, którego misja - w rozumieniu gabinetu londyńskiego - miała charakter jedynie orientacyjny, przestrzegał władców Rzeszy, że kwestia floty ma dla Anglików znaczenie zasadnicze. Tirpitz wszakże nie chciał słyszeć o żadnych zmianach „Noweli”, a popierał go cesarz. Rozumny i ostrożny Bethmann Hollweg przez obietnicę złagodzenia tempa zbrojeń morskich pragnął uzyskać ze strony Wielkiej Brytanii ustępstwa polityczne. Kanclerz przedstawił wysłannikowi brytyjskiemu projekt umowy stanowiącej, że jeśli jeden z partnerów uwikła się w wojnę, drugi partner zachowa życzliwą neutralność. Rzecz prosta, że chodziło tu o zerwanie porozumienia francusko-brytyjskiego i na to gabinet londyński nie mógł się zgodzić, zwłaszcza że Niemcy w zamian za umowę ofiarowywali jedynie zwolnienie tempa zbrojeń, a nie utrzymanie ich na dotychczasowym poziomie. I tak zamierzano wodować trzy drednoty, lecz nie w latach 1912, 1914, 1916, ale w latach 1913, 1916, 1919. Nie skusiły władców Niemiec perswazje Lorda Haldane’a, że Anglicy gotowi byliby zawrzeć układ o podziale kolonii portugalskich, a nawet odstąpić Niemcom Zanzibar. 19 marca 1912 r. Niemcy odrzucili ostatecznie oferty brytyjskie. „Byłoby grubym błędem politycznym - pisał Sir Eyre Crowe - gdybyśmy pozwolili rządowi niemieckiemu skłonić nas do ustępstw i dać mu swobodnie kontynuować przygotowania do nieuniknionej wojny z nami”12.

Niemcy rozpoczęli zbrojenia morskie w intencji osłabienia przewagi Wielkiej Brytanii na morzach. Anglicy podjęli rzuconą rękawicę. Widzieli, że jeśli nie zachowają dominacji na morzach, nie zdołają powstrzymać niemieckich dążeń do hegemonii.

Rzecz prosta, że budowa wielkiej niemieckiej floty wojennej nie była jedyną przyczyną wojny pomiędzy Wielką Brytanią i Niemcami. Anglicy obawiali się, i słusznie, że przegrana Francji i Rosji zapewni Niemcom zupełną przewagę w Europie, a taka przewaga zagrażałaby Wielkiej Brytanii tak pod względem politycznym, jak gospodarczym i militarnym. Wyścig zbrojeń morskich odegrał tu rolę znaczną, u Anglików wzbudził nieufność do Niemców, u Niemców siał nienawiść do potężniejszego sąsiada.

Trzeci groźny konflikt, który niemałą rolę odegrał w genezie pierwszej wojny światowej, to konflikt niemiecko-rosyjski.

Konflikt niemiecko-rosyjski wydaje się również niełatwy do zrozumienia. Od drugiej połowy XVIII w., od czasów Katarzyny i Fryderyka, stosunki pomiędzy Berlinem i Petersburgiem uchodziły za oparte na mocnej, ugruntowanej przyjaźni. Interesy dynastyczne i polityka dynastyczna odgrywały wówczas jeszcze rolę, toteż związki pokrewieństwa i przyjaźni, jakie łączyły autokratów znad Sprewy i znad Newy, wydawały się mocne, zwłaszcza że wiązała ich sprawa polska. Na tej przyjaźni pojawiły się rysy, gdy Mikołaj I zbyt ciążył nad Niemcami i nazbyt dawał im odczuć swą żandarmską rolę i swą żandarmską wolę. W 1848 r. omal nie doszło do wojny prusko-rosyjskiej. Ale były to zgrzyty tylko przejściowe. Podczas wojny krymskiej Petersburg nie miał powodu do uskarżania się na stanowisko rządu pruskiego. Lata 1863 i 1870 przyniosły umocnienie przyjaźni i wzajemnego zaufania.

Sojusz trzech cesarzy, zawarty w 1873 r., to już epilog, to już finał dawnych przymierzy dynastycznych. Obrona systemu monarchiczno-konserwatywnego, leżąca w interesie dworów i arystokracji, musiała zejść na plan dalszy wobec interesów wielkich banków, ciężkiego przemysłu, handlu.

Sojusz trójcesarski nie przetrwał długo. Zastąpiły go umowy pomiędzy trzema rządami zawarte w 1881 i 1884 r.; zastąpić go miał dwustronny układ niemiecko--rosyjski, tzw. traktat reasekuracyjny z 1887 r. Na dalszą metę nie miało to jednak znaczenia13.

W końcu XIX w. stosunki pomiędzy trzema monarchiami cesarskimi opierały się już na innych podstawach. W 1879 r. Niemcy związały się przymierzem z Austro-Węgrami, z Rosją stosunki ich układały się rozmaicie, dostrzegamy zbliżenia i oddalenia, przymierza nie zawarto. Petersburg z Berlinem łączyło jeszcze wspólne ujarzmianie Polski, ale w innych sprawach zarysowywały się coraz wyraźniej sprzeczności. I sprzeczności te coraz bardziej brały górę nad podobieństwami i nad zgodnościami.

A sprzeczności tych było niemało! Źródła swe miały w Wiedniu, w Konstantynopolu, w Paryżu. Dyplomacja niemiecka uważała istnienie monarchii habsburskiej i jej mocarstwowy charakter za podstawowy nakaz niemieckiej racji stanu. Myśl tę wypowiedział Bismarck w 1877 r., w odpowiedzi na sondaże rosyjskie w Berlinie, jakie stanowisko zajęłyby Niemcy w razie wojny pomiędzy Rosją a Austro-Węgrami. Kanclerz udzielił wyjaśnienia, że Niemcy nie interesują się wynikami poszczególnych batalii, ale nie mogą dopuścić do klęski jednego z tych państw i utraty przez nie pozycji mocarstwowej. Rzecz oczywista, że chodziło tu o monarchię habsburską. Podobnie rozumował w 1914 r. ówczesny niemiecki sekretarz stanu spraw zagranicznych Gottlieb von Jagow. Pisał on, że jak długo można, należy dążyć do utrzymania przy życiu Austro-Węgier. Otóż ekspansja rosyjska na Bałkanach godziła w monarchię habsburską, groziła jej znacznym osłabieniem, musiała więc napotkać sprzeciw w Berlinie. Gdy nadto imperializm niemiecki wkroczył w końcu XIX w. na Bliski Wschód, gdy Niemcy rozpoczęli budowę kolei Berlin-Bagdad, gdy penetrowali Turcję, znaleźli się na drodze imperializmu rosyjskiego - starcie było nieuchronne.

Kryzys bośniacki w 1908/1909 r., wojny bałkańskie w 1912 i 1913 r. znacznie zaostrzyły konflikt austriacko-rosyjski i w konsekwencji konflikt niemiecko-ro-syjski.

Przymierze francusko-rosyjskie miało charakter obronny, jego zawarcie w la-tach 1891-1893, jego istnienie nie miało chyba aż do 1914 r. znaczniejszego wpływu na pogorszenie stosunków pomiędzy Berlinem i Petersburgiem.

Działał natomiast i w erze imperializmu potężniał czynnik, który musiał wpływać hamująco na konflikt pomiędzy imperium Hohenzollernów a imperium Romanowów. Czynnikiem tym był lęk przed rewolucją. Dnia 30 marca 1911 r. przywódca junkrów hr. Hans von Kanitz-Podangen w parlamencie Rzeszy wśród żywych potakiwań na prawicy wyraził przyjazne dla Rosji poglądy. „Wiążą nas z Rosją - mówił - nie tylko interesy gospodarcze i handlowe, łączy nas także wspólnota naszych instytucji monarchicznych, która każę nam iść wspólną drogą i nie powinna zezwolić na żadne pomiędzy nami rozdźwięki”. Gdy hrabia skończył, z ław posłów socjalistycznych rozległ się głos: „Wspólnota reakcji”14.

Rzecz wszakże w tym, że interesy gospodarcze, i to właśnie interesy junkrów i wielkiej burżuazji15, wzięły górę nad ideologią.

Wróćmy do sali obrad parlamentu Rzeszy. 14 maja 1914 r. deputowany socjalistyczny Hermann Wendel mówił: „Przywódca czarnych sotni [Władimir] Pury-szkiewicz i pan von [Elard] Oldenburg-Januschau, przywódca band czarno-białych, spotykali się zawsze razem pod znakiem knuta. Ale obecnie nienasycone apetyty junkrów rozerwały tę budującą wspólnotę”16.

Fama głosiła, że rosyjski minister spraw zagranicznych S. Sazonow miał powiedzieć Niemcom: „Lächez 1’Autriche et nous lächerons la France” (Porzućcie Austrię, a my porzucimy Francję). Sprawa to wątpliwa, czy Sazonow mógł tak powiedzieć. Było to zapewne życzenie wielu Rosjan, może niektórych Niemców. Ale czy Sazonow tak powiedział jest rzeczą wątpliwą, w XX w. bowiem wykraczało to poza sferę możliwości.

Dlaczego kryzys lipcowy 1914 r. doprowadził do wojny, gdy poprzednie kryzysy - cztery w dziesięcioleciu 1905-1914 - zażegnano drogą pokojową? Odpowiedź jest prosta; konflikty te nie wywołały wojny, gdyż państwa zainteresowane albo nie były jeszcze do walki zbrojnej przygotowane, albo też sądziły, że przedmiot sporu nie był wart wojennego ryzyka. W 1905 r. Francja była słaba i osamotniona, podobnie Rosja w 1908/1909 r., Niemcy w 1911 r. uznały, że Maroko nie jest dostatecznie ważną przyczyną wojny, Rosja w 1913 r. nie chciała ruszyć do boju o port serbski na Morzu Adriatyckim.

Ale kryzysy te za każdym razem zacieśniały węzły sojusznicze i - co najważniejsze - wpływały na wzrost zbrojeń17. Wojny bałkańskie osłabiły Turcję, wzmocniły Serbię i podniosły jej autorytet, to zaś podkopało pozycję Austro-Węgier, a w konsekwencji ugodziło w Niemcy.

Zmagania zbrojne na Bałkanach można było uznać za wielki, krwawy poligon. Przegrała armia turecka, szkolona przez oficerów pruskich i uzbrojona w niemiecki sprzęt bojowy z fabryk Kruppa. Laury zwycięstwa zdobyła armia serbska zaopatrzona w broń francuską z fabryk w Le Creusot.

Taki bieg wydarzeń wywołał zaniepokojenie w sztabach w Berlinie i w Wiedniu. Podniesienie możliwości bojowych armii uznano za nieodpartą konieczność.

W memoriale opracowanym w grudniu 1912 r. przez pułkownika Ericha Lu-dendorffa czytamy: „Istotę Trójprzymierza, nie tylko w czasie obecnego naprężenia politycznego, ale zapewne również i nadal, możemy krótko tak scharakteryzować: z trzech kontrahentów politycznie najbardziej jest zagrożona Austria, militarnie Niemcy, Włochy zaś są politycznie i militarnie najmniej zainteresowane” (w konflikcie międzynarodowym). Stąd płyną takie wnioski: podwyższenie budżetu wojska, zwiększenie stanu liczebności armii, podniesienie jakości uzbrojenia.

Sprawa nie była prosta, reforma wojskowa wymagała pokaźnych funduszów, a to budziło opozycję nie tylko w parlamencie, ale i pośród wpływowych zwolenników powiększania floty wojennej, budowy nowych okrętów. Charakterystyczne były również obawy wypowiadane w pruskim ministerstwie wojny, że podwyższenie stanu liczebnego korpusu oficerskiego może wprowadzić tam żywioły niepożądane i grozi „demokratyzacją”. Ostatecznie jednak uchwała parlamentu Rzeszy z 3 lipca 1913 r. dała podstawę do zwiększenia armii o 4 tys. oficerów, 117 tys. szeregowców. Jesienią 1913 r. armia niemiecka liczyła 748 tys. żołnierza, w 1914 r. miała już liczyć 820 tys.18

Do pracy nad lepszym przystosowaniem armii do wojny wzięto się i w monarchii habsburskiej. Od lat spośród mocarstw europejskich Austro-Węgry stosunkowo najmniej łożyły na armię. Bardziej aktywna polityka zagraniczna, a w wyższym jeszcze stopniu zaostrzająca się sytuacja międzynarodowa skłoniły koła rządzące w Wiedniu i w Budapeszcie do baczniejszego zwrócenia uwagi na siły zbrojne. W lipcu 1912 r. wprowadzono dwuletnią służbę wojskową i zwiększono liczbę rekrutów o 77 tys., w marcu 1914 r. jeszcze o 35 tys. W latach 1905-1914 stan liczebny armii Austro-Węgier podniesiono z 360 tys. do 450 tys. Zajęto się też lepszym wyposażeniem wojska w sprzęt bojowy. Pod tym względem armia monarchii była zaniedbana, chociaż armaty wyrabiane w zakładach Skoda uchodziły za najlepiej sporządzone w Europie.

Latem 1914 r., w chwili wybuchu wojny, skutki podjętych reform wojskowych dalekie były jeszcze od wyznaczonych celów19.

Również Francja powiększyła swą armię w przededniu wojny. Nigdzie reforma wojskowa nie wywołała tylu sporów i tyle kontrowersji, co w tym kraju. Sprawa to zrozumiała. W Niemczech liczba młodych ludzi uznanych przez komisje poborowe za zdatnych do służby wojskowej była w każdym roku wyższa niż liczba wcielonych do szeregów. Natomiast we Francji do „armii jedynaków” powoływano do służby wszystkich zakwalifikowanych, a należy pamiętać, że francuskie komisje poborowe były mniej wymagające niż w innych krajach.

Dnia 25 marca 1913 r. prezes ministrów Louis Barthou złożył w Izbie Deputowanych następującą deklarację: „Powiększenie sił zbrojnych dokonane już w innych krajach nałożyło poprzedniemu gabinetowi [Aristidesa Brianda] obowiązek przedstawienia [parlamentowi] projektu prawa o trzyletniej służbie wojskowej, równej dla wszystkich”. Deputowany Joseph Reinach mówił 3 czerwca 1913 r. w Izbie Deputowanych, że jest „podatek pieniądza”, który powinien obciążać posiadających, jest „podatek czasu”, to długość służby wojskowej, obciążający najuboższych, jest wreszcie „podatek krwi” równy dla wszystkich.

Opozycja wysuwała głównie dwa argumenty: oderwanie wielkiej liczby młodych ludzi na czas co najmniej jednego roku od pracy produktywnej, a więc ubożenie kraju, i przez wprowadzenie trzyletniej służby wojskowej przywrócenie armii zawodowej dawnego typu o charakterze reakcyjnym.

Ustawę o wprowadzeniu, a właściwie przywróceniu obowiązku trzyletniej służby wojskowej uchwalono w Senacie 7 sierpnia 1913 r. Pozwoliło to na podniesienie stanu liczebnego armii francuskiej z 580 tys. żołnierza na 750 tys. Miało to znaczny wpływ na bieg działań wojennych w 1914 r.20

Zamierzano pierwotnie zatrzymać w szeregach rocznik, który miał być zwolniony jesienią 1913 r.; wywołało to wszakże agitację i zaniepokojenie w koszarach. Postanowiono więc ostatecznie powołać do wojska w tym samym roku dwa roczniki: 21-letnich, według dotychczas obowiązującego prawa, i 20-letnich. Gdy w roku następnym wybuchła wojna, do obrony kraju stanęło 200 tys. wyszkolonych żołnierzy więcej. „Trzyletnia służba uratowała Francję nad Marną” - powtarzali zwolennicy trzylatki.

Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć charakterystyczne słowa Moltkego: „Francuzi cierpią na spadek urodzin, ale Niemcy krócej żyją. Nasze formacje rezerwowe topnieją prędzej niż francuskie”21.

Prace nad gruntowną reorganizacją armii rosyjskiej podjęto na większą skalę w 1909 r. i o tym będzie mowa w uwagach o armii rosyjskiej i o rosyjskich planach wojennych. Tu ograniczymy się do stwierdzenia, że kwestia stanu liczebnego wojska, tak trudna i tak ważna we Francji, miała w Rosji zupełnie inny charakter. W Rosji, przy jej wysokim potencjale ludzkim, sprawa nie polegała na tym, jak wielu młodych ludzi można powołać do szeregów, lecz ilu rekrutów można będzie należycie uzbroić, należycie wyposażyć w odpowiedni sprzęt bojowy.

Powszechny wyścig zbrojeń narzucał wszystkim pytanie, kto w tym wyścigu wysunie się na czoło i kiedy. 12 maja 1914 r. generał Helmuth von Moltke, na spotkaniu w Karłowych Warach, mówił swemu austriackiemu koledze feldmarszałkowi Conradowi: „wszelkie wyczekiwanie oznacza pomniejszenie naszych widoków; nie możemy wytrzymać konkurencji z Rosją, jeśli chodzi o masy”22.

A Sir Edward Grey pisał, że każde z wielkich mocarstw dążyło do zapewnienia sobie bezpieczeństwa, „lecz zamiast poczucia bezpieczeństwa wytworzyło to lęk, a lęk ten rósł z każdym rokiem. [...] Przygotowania wojenne napawały strachem, a strach wiedzie do gwałtu i do katastrofy”23.

1

K. Marks, Druga odezwa Rady Generalnej Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników w sprawie wojny francusko-pruskiej [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, 1.1, Warszawa 1949, s. 465.

2

Verhandlungen des Reichstags. Stenographische Berichte, t. 118, s. 3302-3307.

3

Ustęp poniższy opiera się w znacznej mierze na pracy Cl. Digeon, La crise allemande de la pense'e franęaise (1870-1914), Parts 1959, passim.

4

Agathon (pseudonim dwóch pisarzy Henri Massis i Alfreda de Tarde), Les jeunes gens d’aujourd’hui. Le gout de Paction. La foi patriotique. Une renaissance catholique. Le realisme politique, Paris 1913, s. 2 Krytyk literacki Remy de Gourmont pisał w 1894 r. w ,Mercure de France”: „Le jour viendra peut-etre ou Ton nous enverra ala frontiere; nous irons sans enthousiasme; ce sera notre tour de nous faire tuer, nous ferons nous tuer avec un reel deplaisir: «Mourir pour la patrie» nous chantons d’autres romances, nous cultivons un autre genre de poesie. S’il faut d’un mot dire nettement les choses, eh bien: Nous ne sommes pas patriotes”. Cyt. podług Agathona, s. 24.

5

Cl. Digeon, La crise allemande, s. 489-533; Agathon, Les jeunes gens d’ aujourd’hui, s. 30-39; E. Weber, The Nationalist Revival in France, 1905-1914. University of California. Publications in History, t. 9, Berkeley 1959, passim.

6

Cl. Digeon, La crise allemande, s. 232.

7

R. Poidevin, Weltpolitik allemande et capitaux franęais avant 1914. Travaux et recherches 1972. L’Universite de Metz, 1973, s. 180-194.

8

Z. S. Steiner, Britain and the Origins ofthe First World War, London 1977, s. 42.

9

Idę tu głównie za wywodami Z. S. Steiner, Britain and the Origins ofthe First World War, s. 42-65.

10

Histoire des relations intemationales publiee sous la direction de P. Renouvin. T. 6: P. Reno-uvin, Le XIXe siecle II. De 1871 a 1914, Paris 1955, s. 187, 230, 288, 289.

11

J. Pajewski, Berlin-Bagdad. Z dziejów polityki niemieckiej na Bliskim Wschodzie w czasach wilhelmińskich, „Roczniki Historyczne” 1949, R. XVIII, s. 258-264.

12

Z. S. Steiner, Britain and the Origins of the First World War, s. 94-99; J. Ziekursch, Politische Geschichte des neuen deutschen Kaiserreiches, t. Ill: Das Zeitalter Wilhelms II (1890-1918), Frankfurt am Main 1930, s. 237-240.

13

Wnikliwa ocena H. Wereszyckiego, w trylogii: Sojusz trzech cesarzy. Geneza 1866-1872, Warszawa 1965; Walka o pokój europejski 1872-1878, Warszawa 1971; Koniec sojuszu trzech cesarzy, Warszawa 1977.

14

Verhandlungen des Reichstages. Stenographische Berichte, t. 266, s. 5975.

15

Na ten temat szerzej w rozdz. 12. Niemiecki plan wojenny, s. 126-133.

16

Verhandlungen des Reichstages. Stenographische Berichte, t. 295, s. 8837-8845.

17

B. E. Schmitt, Comment vint la guerre (1914), 1.1. Traduit par E Debyser, Paris 1932, s. 47.

18

Memoriał Ludendorffa [w:] Urkunden der obersten Heeresleitung über ihre Tätigkeit 1916/1918, Herausgegeben von E. Ludendorff, Zweite durchgesehen und ergänzte Auflage, Berlin 1921, s. 51-60; J. Ziekursch, Politische Geschichte, t. III, s. 256-257; Deutschland im ersten Weltkrieg, t. 1: Vorbereitung, Entfesselung und Verlauf des Krieges bis Ende 1914, Berlin 1968, s. 116-122; H. Contamine, La revanche 1871-1914, Paris 1957, s. 140-143; H. Otto, K. Schmiedel, Der erste Weltkrieg. Militärhistorischer Abriss, Berlin 1977, s. 27-31.

19

The Habsburg Empire in World War I. Essays on the Intellectual, Military, Political and Economic Aspects of the Habsburg War Effort. Edited by R. A. Kann, B. K. Kiraly, P. S. Fichtner, New York 1977, s. 73-74; H. Otto, K. Schmiedel, Der erste Weltkrieg, s. 35-39.

20

Interesujące dyskusje w Izbie Deputowanych i w Senacie vide Journal Officiel. Debats parlamentaires. Compte Rendu, mars-juin 1913. Journal Officiel, Senat, Compte Rendu, juillet-aout 1913; Ch. de Gaulle, La France et son armee, Paris 1949, s. 231-232; H. Contamine, La revanche 1871-1914, s. 143-151; H. Contamine, La victoire de la Marne. 9 septembre 1914, Paris 1970, s. 29.

21

Moltke mówił to Conradowi von Hótzendorf w Karłowych Warach 12 maja 1914 r. F. Conrad von Hótzendorf, Aus meiner Dienstzeit 1906-1918, t. III, 1913 und das erste Halbjahr 1914. Der Ausgang des Balkankrieges und die Zeit bis zum Fiirstenmord in Sarajevo. Mit einem Anhang und drei Beilagen, Wien-Leipzig-Miinchen 1922, s. 762.

22

E Conrad von Hötzendorf, Aus meiner Dienstzeit 1906-1918, t. III, s. 670.

23

2^ L. Albertini, The Origins of the War of 1914,1.1: European Relations from the Congress of Berlin to the Eve of the Sarajevo Murder, Translated and edited by J. M. Massey, London-New York-Toronto 1952, s. 550.