Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Michael i Philip Taylor, bracia i prywatni detektywi, znani są z dużej skuteczności w rozwiązywaniu zleconych im śledztw, choć ich metody działania budzą sporo kontrowersji. Działając ryzykownie i często niezgodnie z prawem, wyprzedzają o policję o krok w zdobywaniu kluczowych informacji. Gdy pewnego dnia przyjmują zlecenie od atrakcyjnej kobiety, której przyjaciel został oskarżony o zabójstwo, już od początku wszystko się komplikuje. Pomiędzy jednym z braci a klientką rodzi się uczucie, a policyjne śledztwo przejmuje wrogi detektywom policjant. Kiedy jeden z nich zostaje przyłapany na miejscu zbrodni, a wszystkie ślady wskazują na niego, trafia do aresztu. Tam, będąc zdanym wyłącznie na łaskę swojego wroga, próbuje udowodnić swoją niewinność. W tym celu stawia wszystko na jedną kartę, uciekając się do podstępu i manipulacji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 424
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
wydanie pierwsze,
ISBN 978-83-66915-57-2
©Katie Davids i Wydawnictwo Agrafka 2022
Redakcja i Korekta:
Sylwia Lewandowska
Skład i Łamanie:
Teresa Witkowska
Okładka:
Krzysztof Fabrowski
Druk i Oprawa:
Partner Poligrafia
Wydawca:
Wydawnictwo Agrafka
ul. Macierzankowa 15; 64-514 Przecław
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwoagrafka.pl
Najlepszemu Tacie pod słońcem,który chętnie czyta to, co wymyślę.
Zbliżała się pierwsza w nocy. Wszechogarniająca wilgoć, przeszywający wiatr i zacinający deszcz sprawiały, że było strasznie zimno, nawet jak na październik. Na domiar złego żadna latarnia nie świeciła. To już kolejny raz w tym tygodniu, jak te przeklęte latarnie nie działają. Kiedy to w końcu naprawią? – mówiła sama do siebie Monica Green. Jeszcze tylko parę minut i będę w domu. Mam już serdecznie dosyć tego dnia!
Dwudziestoośmioletnia lekarka wracała z pracy do domu. Pół godziny przed końcem jej dyżuru przywieźli małą dziewczynkę w ciężkim stanie z wypadku samochodowego. Operacja trwała prawie pięć godzin. Monica, po całym tygodniu ciągłych operacji, przy których musiała asystować, była wykończona. Marzyła jedynie o ciepłym prysznicu i jeszcze cieplejszym łóżku. Jednak jej stary ford popsuł się mniej więcej kilometr od domu, więc musiała wracać pieszo.
Wszędzie było ciemno i cicho. Szła dobrze sobie znaną wąską uliczką, prowadzącą pomiędzy domkami jednorodzinnymi. Okolica ta uchodziła za bardzo spokojną i bezpieczną. Wkoło mieszkali sami pomocni i życzliwi ludzie. Nie było się więc czego obawiać. Jednak mimo wszystko kobieta nie powinna chodzić sama w środku nocy.
Monica przyspieszyła kroku. Nagle wśród tej grobowej ciszy, przerywanej tylko podmuchami wiatru i odgłosami kapiącego deszczu, usłyszała muzykę. Była to jakaś dziwnie znana jej melodia, jednak nie mogła sobie przypomnieć, skąd ją zna. Nagle przeszły ją dreszcze. Nie wiedziała, czy to z powodu zimna, czy może tej piosenki. Coś jednak nie dawało jej spokoju.
Kobieta stanęła, rozejrzała się i zaczęła nasłuchiwać. Wokół było zupełnie ciemno i cicho, ani jednej żywej duszy. Ale ta piosenka dobiegała gdzieś z niedaleka...
I nagle wśród tej ciemności Monica dostrzegła, zaledwie parę metrów przed sobą, zaparkowany przy krawężniku samochód. Wcześniej go w ogóle nie widziała. Bardzo dziwne – pomyślała. Przecież tu nigdy nikt nie parkuje.
Nagle zdała sobie sprawę, że to samochód jej przyjaciółki, Ann. A ta melodia jest jej ulubioną piosenką, której potrafi słuchać w kółko, gdziekolwiek by nie jechała. Jednak w obecnej scenerii brzmiała ona jakoś dziwnie złowieszczo...
Czemu stoi tu jej mazda? Zazwyczaj nie zostawiała auta przy ulicy na całą noc. Co więc tu robi jej samochód? – Monica zaczęła się zastanawiać.
Niepewnie zbliżyła się do auta i spostrzegła, że drzwi od kierowcy są lekko uchylone. Złapała za klamkę i otworzyła je. Teraz już była pewna, że to właśnie stąd, ze środka auta dolatywała ta muzyka. Wzdrygnęła się, sięgnęła do radia i je wyłączyła. Następnie przekręciła kluczyk, który nadal znajdował się w stacyjce i wyłączyła zapłon. Przypomniało jej się, jak pierwszy raz jechała z Ann jej samochodem i właśnie ta piosenka towarzyszyła im przez większą część drogi. Ann śpiewała wniebogłosy, za to Monica już od pierwszych taktów zdołała znienawidzić tę melodię. Ann o tym wiedziała i za każdym razem specjalnie ustawiała ją głośniej, żeby tylko zdenerwować swoją przyjaciółkę. Na to wspomnienie Monica uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Przecież to tylko piosenka, taka jak każda inna. Ann musi bardziej uważać, gdzie zostawia samochód. – pomyślała. To nie pierwszy raz, kiedy zostawiła otwarte auto na noc. A potem się dziwi, że nie może rano odpalić. Jednak jeszcze nigdy nie zostawiła samochodu wraz z kluczykami. To było do niej niepodobne.
Monica zaczęła się wycofywać. Pomimo późnej pory miała zamiar iść prosto do domu Ann i wspomnieć jej o samochodzie. Nagle zamarła. Dopiero teraz dostrzegła w lusterku jakiś kształt, znajdujący się z tyłu auta i gwałtownie się odwróciła.
Na tylnym siedzeniu, za fotelem kierowcy leżała postać. Młoda kobieta, blondynka... Ann. W pierwszej chwili Monica pomyślała, że jej przyjaciółka śpi. Wyciągnęła rękę, żeby ją obudzić, lecz raptownie ją cofnęła. Na pierwszy rzut oka Ann wyglądała, jakby spała. Leżała całkowicie naturalnie, zwyczajnie, gdyby tylko nie ta mała dziurka w skroni i strużka krwi cieknąca po jej policzku...
Biuro detektywistyczne ,,Eureka” znajdowało się przy Lincoln Street. Założył je Thomas Taylor, były policjant samotnie wychowujący dwóch synów. Jego żona Emma zmarła w wypadku samochodowym, zostawiając mężowi sześcioletniego – Philipa i ośmioletniego – Michaela. Thomas odziedziczył odłożoną niemałą sumę gotówki, dzięki której po przejściu na policyjną emeryturę, mógł otworzyć własną firmę. Po wielu latach ciężkiej pracy udało mu się spełnić swoje marzenie.
Niestety parę lat temu zginął z ręki męża swojej dawnej klientki. Była ta okrutna zemsta mężczyzny, do którego skazania na długie lata więzienia Thomas w dużym stopniu się przyczynił. Swoim synom zostawił nie tylko dom i firmę, ale także znajomości, uznanie i szacunek, na które pracował wiele lat.
Michael i Philip, bracia, partnerzy i właściciele godnie zajęli się spuścizną ojca. Sprzedali rodzinny dom i kupili sobie wspólne mieszkanie bliżej pracy. Resztę pieniędzy ze sprzedaży domu zainwestowali w rozwój firmy, a w szczególności w nowe, lepsze sprzęty i unowocześnienie biura. Pracując w tej branży, odnaleźli swoje miejsce na ziemi i obaj spełniali się zawodowo.
Już jako nastoletni chłopcy asystowali ojcu w różnych prowadzonych przez niego sprawach. Poznawali ten zawód od dziecięcych lat, więc można by rzec, że znają go od podszewki. Gdy byli już pełnoletni i mogli zrobić wszystkie niezbędne uprawnienia, ojciec zatrudnił ich oficjalnie jako swoich pracowników. Teraz są właścicielami firmy i nie wyobrażają sobie innej pracy.
Pierwszą samodzielną sprawą braci było złapanie zabójcy ich ojca. Szybko się z tym uporali i mężczyzna ten powinien posiedzieć w więzieniu jeszcze co najmniej przez piętnaście lat.
Kolejnymi sprawami, których się podejmowali detektywi, były oszustwa, kradzieże, zdrady, porwania, a także zaginięcia. Dwukrotnie zajmowali się nawet sprawą morderstwa. Rozwiązując wszystkie śledztwa, udowodnili tym samym, że ojciec dobrze przekazał im tajniki zawodu prywatnego detektywa i w efekcie ,,Eureka” miała teraz jeszcze lepszą renomę niż za życia Thomasa. Aktualnie bracia Taylor cieszyli się dobrą opinią i nie narzekali na brak pracy ani klientów.
– Gdzie byłeś? – spytał Philip, rzucając przelotne spojrzenie znad gazety, gdy Michael wszedł do biura.
– Jest dopiero za dziesięć dziewiąta. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Jestem przed czasem.
– Nie o tym mówię. Gdzie byłeś przez całą noc?
– Byłem na strzelnicy. Rozumiesz, dbam o formę. – Michael wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Przez całą...?
– Nie, nie przez całą. Jak wracałem do domu, spotkałem Jess. Pamiętasz ją? Szczupła, wysoka, długie, rude, kręcone włosy do pasa...
– Tak, tak. Pamiętam – rzucił niecierpliwie Philip, ucinając wypowiedź brata.
– Miała do mnie sprawę, więc poszliśmy pogadać przy kawie, potem wstąpiłem do niej na drugą kawę i tak przegadaliśmy całą noc – wyjaśnił pobieżnie Michael i puścił bratu oczko.
– Jasne, wolę nie wiedzieć nic więcej – skwitował Philip, który zawsze odnosił się sceptycznie do przechwałek brata. – Czemu ty nawet raz nie możesz sobie odpuścić zabaw… – przerwał, szukając odpowiedniego słowa – z dawnymi znajomymi?
– Braciszku... – Michael z politowaniem poklepał brata po plecach – ktoś przecież musi nadrabiać za ciebie w tych sprawach.
– Ha, ha, ha. – Philip udał rozbawienie, po czym wrócił do przeglądania gazety. Nie chciał dalej już prowadzić tej rozmowy, która i tak zmierzała donikąd.
Michael podszedł do okna. Lubił obserwować codzienny rytm życia ulicy: ludzi spieszących się do pracy, dzieci idące do szkoły i przejeżdżające w pobliżu samochody. To mu pomagało zebrać myśli i skupić się nad sprawami, które rozpracowywali. Jednak teraz myślał o Jess i o tym, co wczoraj wieczorem mu powiedziała. Mówiła o problemach jej brata, Simona. Przedstawiła mu wszystko dokładnie, ale mimo to Michael czuł, że o czymś mu nie wspomniała. Czegoś w tym wszystkim brakowało. Tylko dlaczego miałaby coś ukrywać, skoro sama zwróciła się do mnie po pomoc? – zastanawiał się.
– Dlaczego ty mnie nigdy nie słuchasz? – spytał Philip, wyrywając brata z rozmyślań. Podejrzewał, że tym razem wcale nie myślał on o żadnej z ich aktualnych spraw. – Mam nadzieję, że myślisz o śledztwie?
– Którym? – Michael wydawał się zagubiony.
– Obecnym! – Philip podniósł głos. – Miałeś iść do naszej klientki, pani Lilian i powiedzieć jej, co odkryliśmy, że jej mąż jest hazardzistą i narobił długów. Bez jej zgody nie możemy interweniować.
Philip zaczynał być coraz bardziej zdenerwowany i z wyrzutem spoglądał na brata.
– Ach, tak! Pójdę do niej dzisiaj. Niedługo.
– Już to widzę – rzucił pod nosem Philip.
– Daj spokój Phil. Wyluzuj trochę. – Michael oderwał się od okna. – Zbyt poważnie do tego podchodzisz. Nie możesz tylko myśleć o pracy. Dobrze ci radzę, znajdź sobie w końcu jakąś dziewczynę. Może wtedy będziesz bardziej do zniesienia – powiedział Michael z uśmiechem.
– I kto to mówi. – Philip stracił już całą cierpliwość. – To ty ciągle wszystko olewasz. Wychodzisz nie wiadomo gdzie i z kim. Nie odzywasz się, nie odbierasz telefonu przez całą noc. A ja się martwię, czy jeszcze wrócisz... – Philip urwał.
Michael spojrzał uważnie na brata. Doskonale wiedział, co miał na myśli.
– Przestań, już nie przesadzaj – powiedział łagodnie, nie chcąc drążyć niewygodnego dla nich tematu. – To, że mieszkamy razem, nie znaczy, że muszę ci mówić o wszystkim, co i z kim robię.
– Jestem ci wdzięczny, że mi nie mówisz wszystkiego. Szczególnie o tym, co robisz z koleżankami – Philip zrobił grymas. – Ale wystarczyłoby gdybyś chociaż dał znać, że nie wrócisz na noc.
– Wiesz przecież, że wrócę. Nic mi się nie stanie.
Michael chciał uspokoić brata, lecz niewygodny temat jednak powrócił.
– Tata też tak mówił... – Philip posmutniał. Pamiętał, że ojciec nigdy nie zdradzał im swoich zamiarów. Nie mówił, co robił i dokąd wychodził. Pewnego dnia został w pracy dłużej, a oni znaleźli go za późno. O wiele za późno. Philip do tej pory nie mógł sobie tego darować.
Michael odszedł od okna. Usiadł obok brata i z przekornym uśmiechem wyrwał mu gazetę.
– Ej! Tak nie można!
– A narzekać na starszego brata to niby można? – Michael próbował rozluźnić atmosferę. Lubił mu dokuczać. „Przywilej starszego brata”, tak zawsze mawiał. Philip jednak nadal patrzył na niego z naganą. Michael w końcu się poddał i ciężko westchnął.
– OK, masz rację. Następnym razem poinformuję cię, gdzie jestem i czy zamierzam wracać do domu. Obiecuję.
– Zawsze tak mówisz, a potem i tak robisz swoje – rzucił sceptycznie Philip.
– Skoro i tak zawsze robię swoje, to po co o tym ciągle gadamy?
– Jak ty mnie wkurzasz! – Philip w końcu nie wytrzymał ze złości.
– No dobra braciszku, przejdźmy może do sprawy Lilian Wright. – Michael powiedział sucho, usilnie starając się zakończyć tę rozmowę. – Zaraz do niej pojadę.
– Teraz nie możesz.
– Co? Przed chwilą sam mówiłeś...
– Wiem, ale zaraz przyjdzie nasza nowa klientka. Chcę, żebyś był przy tym. Sprawa zapowiada się bardzo interesująco. – Philip uśmiechnął się tajemniczo. Trzymanie brata w niepewności sprawiało mu przyjemność. Wiedział, jak bardzo Michael nie lubi, gdy Philip coś przed nim zataja.
– O co chodzi? – Michael zainteresował się nowym tematem. – Nakreśl mi chociaż zarys sprawy. Zdradź parę szczegółów.
– Spokojnie, zaraz się dowiesz. To ci się na pewno spodoba. – Philip usiadł przy komputerze. – A póki co, zadzwoń do państwa Brown i powiedz, że znaleźliśmy ich córkę. – Michael spojrzał z niekrytym zaciekawieniem na brata. – Ukrywa się u swojej koleżanki Nancy, w jej drugim mieszkaniu przy Manhattan Street. Jest tam z chłopakiem. Aha – dodał po chwili – powiedz im, że jeżeli pojadą tam w ciągu dwóch godzin, to powinni ich tam wszystkich jeszcze zastać.
– Skąd to wiesz? – Michael był pod wrażeniem tak szybkiego rozwiązania sprawy przez brata.
– Gdy ty zabawiałeś się wczoraj z Jessicą – Philip uśmiechnął się prowokacyjnie – ja porozmawiałem sobie szczerze z Nancy – wzruszył ramionami. – Od początku czułem, że ona wie więcej, niż nam mówi.
Oliver Hudson wracał do domu po całonocnej imprezie. Odpuścił sobie dzisiejsze wykłady na uczelni. Najpierw chciał się odświeżyć i coś zjeść, a resztę dnia spędzić z Ann. A przynajmniej miał taką nadzieję. Wiedział, że ma ona dziś wolne popołudnie i liczył, że tym razem uda im się porozmawiać.
Wszedłszy do mieszkania, stanął przed lustrem i przyglądając się swojemu zmęczonemu odbiciu, zaczął sam przed sobą, usprawiedliwiać swój czyn, przez który jego dziewczyna go zostawiła. Bardzo tego żałował i pragnął, tylko żeby mu przebaczyła. Ona jest dla mnie całym światem. Nie mogę jej stracić – Oliver bił się z własnymi myślami.
To był tylko jeden raz, jeden głupi błąd, a miał zaważyć na całym życiu? Na to nie mogę pozwolić! To niesprawiedliwe! Przecież kocham tylko ją! Byłem pijany, wszyscy tam byli pijani. Była świetna zabawa. A ona była taka ładna, pociągająca, każdy ją chciał. I wypatrzyła mnie. Akurat mnie! Wszyscy mi wtedy zazdrościli! Tylko muszę się teraz dowiedzieć, kto zrobił te zdjęcia... Kto je wysłał do Ann… Kto zniszczył mi życie…
Chłopak odruchowo zacisnął pięści na samo wspomnienie. Już od kilku tygodni Oliver zastanawiał się, w jaki sposób powinien przekonać Ann, że ten jeden skok w bok nic dla niego nie znaczył, że nadal mogą być razem, szczęśliwi jak wcześniej, i że to się już nigdy nie powtórzy. Przecież on nie może bez niej żyć i nie mógłby żyć ze świadomością, że Ann, jego Annie, jest z kimś innym. Albo ja, albo nikt! Nie ma niczego pomiędzy! – pomyślał z zawziętą miną, ściskając mocno pięści.
Wziął głęboki oddech i nadal spoglądając w lustro, poprawił ubranie i przeczesał ręką włosy. Właśnie zamierzał iść do łazienki, gdy usłyszał donośne pukanie do drzwi. Zdziwił się i spojrzał na zegarek. Kto to może być o tej porze? – spytał sam siebie. Do głowy przyszła mu tylko jedna odpowiedź. To na pewno Annie! Uśmiechnął się na samą myśl o tym.
Energicznym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Złapał za klamkę, otworzył drzwi i znieruchomiał.
– Pan Oliver Hudson? – Oschle spytał jeden z trzech stojących na progu policjantów.
– Tak, to ja. A o co chodzi? – Oliver był zdziwiony wizytą funkcjonariuszy.
– Pojedzie pan z nami. Jest pan aresztowany pod zarzutem zabójstwa Ann Thompson. Ma pan prawo... – Nie słyszał, co dalej mówił policjant. Stał nieruchomo, patrząc się tępo przed siebie, nie mogąc się poruszyć. Ann nie żyje??? Zabójstwo? Aresztowany? To niemożliwe! Mieliśmy być zawsze razem! To pomyłka, to nie może być Ann. Nie moja Annie! – Oliver myślał rozpaczliwie.
Jeden z policjantów podszedł bliżej, przeszukał go i założył kajdanki. Potem zeszli schodami w dół i wsiedli do samochodu policyjnego. Oliver był w szoku. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie słyszał też, co do niego mówią. Kątem oka widział sąsiadów, którzy przystawali na chodniku i zaciekawieni przyglądali się rozwojowi wydarzeń.
On myślał tylko o Ann. W głowie miał jedno zdanie. Kilka prostych słów, ale tak niewiarygodnych i tragicznych, że nie mógł w nie uwierzyć – „Zabójstwo Ann Thompson”. I dopiero po chwili zaczęło do niego docierać: ktoś zabił moją Annie. Kto to zrobił? Jak? Dlaczego? Czemu mnie aresztują? Oni myślą, że to ja?!
Ann nie żyje. Zabił ją Oliver. Na pewno nie! To nie on! On ją kochał nad życie. Kochał nad życie? Ale nad czyje życie? Jego czy może jej...? – Monica, aż się wzdrygnęła na samą myśl o tym. Rozstali się, a on krzyczał, że zrobi wszystko, żeby tylko do niego wróciła. Wszystko. Ale tego przecież by nie zrobił. Na pewno nie on!
Takie myśli błądziły jej po głowie, kiedy szła do biura detektywistycznego „Eureka”. Najpierw skierowała się do swojego forda. Stał dokładnie tam, gdzie go wczoraj w nocy zostawiła. Miała nadzieję, że teraz odpali i nie będzie musiała tłuc się autobusem do centrum. W ogóle nie znała się na samochodach, nie mówiąc już o ich naprawie. Jednak jej samochód był już stary i niejednokrotnie odmawiał posłuszeństwa bez wyraźnej przyczyny.
Gdy podeszła do auta, jedną rzecz zauważyła od razu – miała kapcia. Kucnęła, żeby bliżej się temu przyjrzeć i dopiero wtedy spostrzegła, że to nie jest „zwykły” kapeć. Opona była przecięta. Podeszła do drugiej i zobaczyła to samo. Trzecia i czwarta też były przecięte. Wszystko wskazywało na to, że ktoś specjalnie je rozciął.
Kobieta natychmiast rozejrzała się wokół. Nikogo nie było widać, ale akurat w tym nie było nic podejrzanego. To spokojna okolica i zawsze jest tu tak cicho. Poza tym był piątkowy poranek, więc wszyscy na pewno byli już dawno w pracy. Popatrzyła na zegarek. Było już parę minut po dziesiątej. Wyjęła komórkę i zadzwoniła po taksówkę. Nie miała ani czasu, ani ochoty jechać autobusem. Czekając na przyjazd taksówki, obeszła jeszcze raz samochód i przyjrzała mu się dokładnie z każdej strony.
– Gdzie ona jest? – Niecierpliwił się Michael, chodząc w kółko po biurze.
– Spokojnie, na pewno zaraz przyjdzie. – Philip rozsiadł się na kanapie i zarzucił nogi na stolik kawowy. – Coś ty taki niecierpliwy ostatnio?
– Po prostu jestem ciekawy co... – Michael urwał, gdyż w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę – powiedzieli jednocześnie.
Drzwi się otworzyły i stanęła przed nimi atrakcyjna brunetka średniego wzrostu, na oko przed trzydziestką. Miała na sobie czarne eleganckie spodnie, beżowy płaszczyk, ciemną apaszkę i czarną torebkę.
Na jej widok Michael zaniemówił, natomiast Philip zerwał się z kanapy, uderzając kolanem o stolik, po czym nieśmiało się do niej uśmiechnął. Kobieta odwzajemniła uśmiech. Michael podszedł do biurka i wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie.
– Proszę usiąść – powiedział uprzejmie.
– Dziękuję – odpowiedziała kobieta, nie przestając uśmiechać się do Philipa.
Usiadła we wskazanym miejscu, a detektyw zajął wygodny fotel na wprost niej. Z kolei Philip stanął obok brata.
– Nazywam się Michael Taylor, a to mój wspólnik Phil – wskazał brata głową. – Proszę nam powiedzieć, w czym możemy pani pomóc? – Michael szturchnął delikatnie Philipa, który nadal wpatrywał się w klientkę.
– Tak, tak, hmm… Dzień dobry. – Philip chrząknął. – Chętnie usłyszymy, co panią do nas sprowadza. Proszę opowiedzieć, co się stało.
– Nazywam się Monica Green – zaczęła mówić kobieta łagodnym głosem. Nagle stała się bardzo poważna i całą uwagę skupiła, tym razem na Michaelu. – Wczoraj, wracając do domu po dyżurze, – przerwała na chwilę – pracuję w szpitalu dziecięcym, jestem lekarzem – wyjaśniła. – Więc wczoraj, było to wieczorem, praktycznie w nocy, myślę, że mogło być już po północy, może nawet bliżej pierwszej w nocy. W każdym razie popsuł mi się samochód i zostawiłam go w uliczce niedaleko domu... – Klientka opowiedziała o wydarzeniach z wczorajszej nocy, o tym, jak wracając, usłyszała muzykę i jak odkryła w aucie ciało przyjaciółki.
– I wtedy zadzwoniła pani na policję? – dopytywał się Michael.
– Tak, od razu. Kilku policjantów zostało przy samochodzie Ann, a dwóch odwiozło mnie do domu. Zadawali mi pytania, spisali zeznania...
– Czy pamięta pani nazwisko policjanta, który panią przesłuchiwał?
– Nie, niestety nie pamiętam. – Monica się zawahała. – Ale dlaczego pan o to pyta? Czy jest jakiś problem?
– Nie, to nic takiego. Proszę się nie przejmować. – Philip wtrącił z uśmiechem. – To tylko rutynowe pytanie, ułatwiłoby nam późniejszy kontakt z policją w tej sprawie.
Michael spojrzał z zainteresowaniem na brata. Nigdy nie wtrącał się w taki sposób do żadnej rozmowy – pomyślał. – Zastanawiające…
– Och... – Kobieta westchnęła z ulgą. – Już pomyślałam, że może nie powinnam nic im mówić. To znaczy policji. Nie rozmawiać z nimi tak od razu. – Monica wydawała się speszona.
– Pani Monico... – Michael znowu przejął inicjatywę. – Proszę nam opowiedzieć wszystko, co pani wie o Ann Thompson. Jak się poznałyście i kiedy, czy spotykała się z kimś, gdzie pracowała, jakich miała przyjaciół, a jakich wrogów…
– Wrogów? Ona nie miała żadnych wrogów! – Klientka wydawała się poruszona. – Wszyscy lubili Annie, była bardzo miła dla każdego, zawsze uśmiechnięta, przyjacielska.
– Rozumiem. – Michaela bardzo zaciekawiła reakcja kobiety. – Proszę mi powiedzieć, gdzie pracowała.
– Była masażystką i rehabilitantką. Najpierw pracowała w salonie masażu, tu w centrum, a potem otworzyła własny gabinet i przyjmowała klientów w swoim domu.
– A może pamięta pani, kiedy Ann otworzyła własny gabinet?
– Mniej więcej dwa lata temu.
– Miała wspólników? Zatrudniała jakichś pracowników?
– Nie. Wszystko robiła sama.
– Rozumiem. – Michael pokiwał głową. – A jeśli chodzi o jej wcześniejszą pracę w salonie, tu w centrum. Jak długo tam pracowała?
– Jakieś dwa lata. – Kobieta zastanowiła się chwilkę. – I wtedy się poznałyśmy. Miałam problemy z kręgosłupem. Lekkie stłuczenie. Parę lat temu spadłam z konia i niefortunnie upadłam na plecy. Nic poważnego się nie stało, na szczęście. Jednak potem, żebym była całkowicie sprawna, zalecono mi rehabilitację z masażami. I tak trafiłam do Ann. Najpierw odbywałam masaże w jej poprzedniej pracy, ale po niedługim czasie oznajmiła, że otwiera swój własny gabinet i wtedy zaczęłam chodzić już do niej do domu. Bardzo mi to pasowało, bo mieszkałyśmy blisko siebie. Już po pierwszej wizycie u niej w gabinecie zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą. – Monica uśmiechnęła się na to wspomnienie. – Nigdy wcześniej nie spotkałam osoby, która miałaby takie podejście do pacjenta jak ona. Była bardzo troskliwa, uprzejma, zawsze potrafiła pocieszyć, rozweselić, powiedzieć dobre słowo. Tak, taka właśnie była. – Monica spoważniała i skierowała spojrzenie na Michaela. – Dlatego tym bardziej nie potrafię zrozumieć tego wszystkiego. Kto? Dlaczego ktoś miałby ją zabić?
– Rozumiem, że to jest powód, dla którego pani zwróciła się do nas o pomoc – podsumował Michael. – Tak, dla ścisłości.
– Słucham? – Klientka wyglądała, jakby nie rozumiała, o czym mówi detektyw.
– Chce nas pani zatrudnić, abyśmy znaleźli zabójcę?
– Ach, o to panu chodziło. – Monica się rozluźniła. – Poniekąd tak właśnie jest, jednak zwróciłam się do panów z nieco łatwiejszym zadaniem. – Kobieta zrobiła pauzę i spojrzała na Philipa, lekko się przy tym rumieniąc. – Potrzebuję waszej pomocy, ponieważ policja zatrzymała niewłaściwą osobę. Dzisiaj z samego rana dostałam wiadomość, że aresztowano Olivera.
– Kim jest Oliver? – Nieco zbyt ostro spytał Philip.
– Oliver jest chłopakiem Ann. To znaczy jej byłym chłopakiem. – Kobieta wyraźnie posmutniała. Michael zauważył, jak Philip odetchnął z ulgą po tym wyznaniu klientki. – Właśnie zamierzałam o nim opowiedzieć. Widzicie panowie – kobieta spojrzała na nich błagalnie – ja wiem, ja jestem pewna, że tego nie zrobił Oliver. On jest niewinny! Udowodnijcie to, proszę. Zróbcie wszystko, żeby go wypuścili. To nie był on.
– Skąd pani ma taką pewność? – Michael nabrał podejrzeń.
– Ja nie wiem... – zawahała się – nie wiem skąd. Po prostu wiem, że to nie był on. To nie mógłby być on. Nie Oliver.
Bracia wymienili spojrzenia. Obydwaj czuli, że coś tu nie gra.
– Dobrze, w takim razie czy mogłaby pani opowiedzieć nam o Oliverze... – Michael urwał znacząco.
– Hudson – wtrąciła kobieta. – Tak, oczywiście. Więc Oliver Hudson był chłopakiem Ann. Jest też moim przyjacielem. – Monica rzuciła szybkie spojrzenie na Philipa, po czym dodała: – Przyjaźniliśmy się od dziecka. To ja ich ze sobą poznałam. – Kobieta się uśmiechnęła. – Byli świetną, zgraną, kochającą się parą. Jednak tak było do czasu. Od kilku miesięcy zaczęło się między nimi coś psuć. Kiedyś potrafiliśmy spędzać razem całe wieczory, jeździliśmy na wspólne weekendowe wypady za miasto. Ale potem zaczęli się kłócić. W zasadzie nawet nie kłócić. Myślę, że kłótnia byłaby lepsza niż to, co było między nimi. Jakaś gęsta atmosfera, niewypowiedziane słowa, a może i to jedno słowo za dużo. – Monica zamyśliła się na chwilę, szukając najtrafniejszego określenia. – Przy każdej okazji dogryzali sobie. Głównie to ona prowokowała Olivera. Wystarczyło jedno nieprzemyślane słowo wypowiedziane przez niego. Skutkowało to, hmm… nawet nie wiem, jak to opisać. Docinkami? Wyrzutami z jej strony? Ciężko mi było z nimi wytrzymać, więc przestaliśmy się spotykać we trójkę. Teraz spotykałam się albo z Ann, albo z Oliverem. Zawsze osobno. I zawsze był jeden temat rozmowy. Każde z nich oczekiwało, że poprę akurat jego stronę. Ale było to bardzo męczące i stawiało mnie w trudnej sytuacji. Nie chciałam tego. Olivera znałam, odkąd tylko pamiętam, z Ann natomiast zaprzyjaźniłam się niedawno, jednak miałam wrażenie, jakbyśmy znały się od zawsze. Niemniej jednak wina za całą sytuację leżała po stronie Olivera. Chociaż kto to wie tak naprawdę? Nigdy nie ma winy tylko po jednej stronie. A poza tym minęło już tyle czasu i ciągle ją przepraszał. Kupował jej kwiaty i robił wszystko, aby znowu być razem, ale ona była nieprzejednana. – Kobieta zamilkła, zastanawiając się nad czymś. Po dłuższej chwili dodała tylko:
– Nie poznawałam jej, bardzo się zmieniła.
– Ale co się stało?
– Ach, tak! Przepraszam, chyba nie wspomniałam jeszcze o tym. Otóż zdaje się, że Oliver zdradził Ann. Na imprezie – wzruszyła ramionami. – Wiadomo, jak to jest, koledzy, alkohol, ładne dziewczyny.
– Rozumiem. – Michael przyglądał się klientce z uwagą.
– Tylko że on tego naprawdę żałował. Bardzo kochał Ann i zawsze powtarzał, że nie wyobraża sobie życia bez niej.
– Tak mówił? – Philip nagle wtrącił się do rozmowy. – Ale rozumiem, że ona nie chciała z nim już być?
– Tak. Nie. To znaczy – Monica się zawahała – tak mówiła, że nie chce już go znać, ale w głębi serca kochała go i oczekiwała jego przeprosin, chciała, żeby dzwonił i błagał o wybaczenie. Ona już taka była.
– Mówiła pani wcześniej, że pani przyjaciółka była najmilszą osobą na świecie. – Michael zaczynał powątpiewać w zeznania klientki.
– Tak, bo taka była. Tylko widzi pan, z drugiej strony była bardzo okrutna. Nie zrozumcie mnie źle. – Monica popatrzyła wyczekująco na detektywów. – Mam na myśli to, że w sytuacji, kiedy ktoś ją skrzywdził, potrafiła być okrutna. Na swój sposób czerpała pewnego rodzaju przyjemność z tego, że ta druga osoba stara się o jej wybaczenie, jak ją przeprasza. Bardzo lubiła być adorowana i cieszyło ją wypominanie winy drugiej osobie. I ta sytuacja idealnie pokazywała jej charakter. Oliver miał wyrzuty sumienia i ciągle dzwonił do niej, przesyłał kwiaty. Jednym słowem robił wszystko, byle tylko dała mu drugą szansę. Pewnego dnia spytałam Ann o jej zamiary względem niego, czy zamierza mu wybaczyć, a ona tylko powiedziała, że tak, ale jeszcze nie teraz. Mówiła, że chce, żeby jeszcze trochę za nią pobiegał. Rozumiecie teraz panowie, co miałam na myśli? Była bardzo wyrozumiała dla przyjaciół i swoich klientów. Lecz jeśli chodzi o takiego rodzaju sytuacje, to współczuję temu, kto jej podpadł.
– Dobrze, bardzo dziękujemy pani za tak szczegółowe nakreślenie sprawy. Oczywiście przyjmujemy ją i będziemy z panią w stałym kontakcie. – Michael wstał, chcąc odprowadzić klientkę do drzwi, lecz ubiegł go Philip.
– Odprowadzę panią. – Detektyw już otwierał drzwi na korytarz.
– Dziękuję, panom – powiedziała Monica, wstając. Skinęła głową do Michaela i gdy się odwróciła w stronę wyjścia, o sekundę za długo, utkwiła spojrzenie na Philipie. Zamierzała już wyjść, gdy niespodziewanie się zatrzymała.
– O mały włos, a bym zapomniała o jeszcze jednej rzeczy! – powiedziała nagle i wracając do biurka, wyjęła małą czarną kartkę z torebki. Ostrożnie położyła ją na blacie.
Michael podniósł kartkę, przyjrzał się jej z dwóch stron i przeczytał:
– ,,To dopiero początek”. Hmm… to bardzo ciekawe.
Philip podszedł do niego i zagwizdał. Teraz obydwaj patrzyli na małą czarną kartkę, złożoną na pół. Drukowanymi białymi literami były na niej napisane zaledwie trzy słowa: TO DOPIERO POCZĄTEK.
Michael podniósł wzrok na klientkę i spytał podejrzliwie:
– Skąd pani to ma?
– Dzisiaj rano, jak podeszłam do swojego samochodu, to znalazłam ją wetkniętą za wycieraczkę.
– Dobrze, że pani nam ją pokazała. – Michael się zamyślił. – Mogę ją zatrzymać?
– Tak, oczywiście. To nawet i lepiej. – Monica się uśmiechnęła. – Nie chcę jej więcej widzieć. – Wzięła głęboki wdech. – Dziękuję jeszcze raz. Cóż, czekam na telefon od panów. Liczę, że szybko uda się wam znaleźć dowody na niewinność Olivera. – Odwróciła się do drzwi i puszczając oczko do Philipa, powiedziała: – Podobno jesteście najlepsi w mieście.
Michael, słysząc te słowa, przewrócił oczami, za to Philip wyglądał na wniebowziętego.
– Gdyby coś się pani przypomniało, proszę nas niezwłocznie poinformować – powiedział starszy detektyw z szerokim uśmiechem.
– Oczywiście, tak zrobię. – Kobieta przytaknęła.
– I proszę na siebie uważać – dodał, podnosząc delikatnie kartkę z groźbą, którą nadal trzymał. – Wygląda na to, że mamy tu do czynienia z czymś więcej niż tylko przypadkowym morderstwem.
– Też tak pomyślałam. Mam tylko nadzieję, że to nie ja będę kolejna. Do widzenia.
Wyszła, a Philip popędził za nią, dając znać bratu, że wróci za chwilę.
– Nie wiedziałem, że mamy tak daleko do drzwi. – Z nutą rozbawienia w głosie zagadnął brata Michael, gdy tylko Philip wszedł do pokoju.
– Co? – Philip był zamyślony.
– Odprowadzałeś ją piętnaście minut.
– Tak? – Philip wydawał się zdziwiony. – To niezwykła kobieta. Jest bardzo ładna, mądra, ma kłopoty i ...
– Tak, tak – przerwał mu Michael z drwiącym uśmiechem. – Widzę, że nie muszę pytać, co o tym wszystkim myślisz.
– Jak to co? – Zdziwił się Philip. – To chyba oczywiste. Klientka przyszła do nas z prośbą o pomoc. Musimy zająć się tą sprawą i zrobić wszystko, żeby znaleźć sprawcę i...
– No właśnie. Nie zastanowiło cię to? – Michael ponownie przerwał bratu. – Dała nam do zrozumienia, że jej nie zależy na znalezieniu sprawcy. Ona chce tylko oczyścić z zarzutów swojego przyjaciela.
– No tak, w sumie masz rację. Trochę to dziwnie zabrzmiało. – Philip zaczął się zastanawiać nad sugestią Michaela.
– Więc są dwie opcje. Albo wie coś, czego nam nie powiedziała, albo to ona… – Michael zastanawiał się na głos.
– To na pewno nie ona ją zabiła! – Philip wyglądał na zbulwersowanego. – Jak mogłeś tak pomyśleć? Sama się do nas zgłosiła. Od razu jak tylko się dowiedziała o aresztowaniu.
– Nie sądzisz, że przyszła wręcz za szybko? – Michael położył nacisk na ostatnie słowa.
– Nie. To normalne. Co miałaby zrobić w takiej sytuacji?
– No wiesz, zazwyczaj jesteśmy ostatnią deską ratunku dla klientów. Przychodzą do nas ze sprawą dopiero po dłuższym czasie. Dopiero jak nie uda im się nic wskórać na policji czy u prawników. I wtedy zostajemy już tylko my. Ale ona… – Michael zrobił przerwę. – Coś mi się w niej nie podoba.
– E tam, daj spokój. Uprzedziłeś się do niej, bo to na mnie zwróciła uwagę. Zazwyczaj to ty masz większe wzięcie. – Philip starał się rozweselić brata. Michael zaśmiał się, lecz szybko spoważniał.
– Nie patrzysz na nią obiektywnie braciszku. Ślepy by zauważył, jak się jej przyglądałeś. Jak zakończymy tę sprawę, będziesz mógł się z nią umawiać, ile tylko zechcesz, ale póki co, postaraj się traktować ją tak, jak każdego innego klienta.
– Wyluzuj, przecież wiem, na czym polega nasza robota. Czasami traktujesz mnie jak dziecko – skwitował Philip.
– Bo czasami tak się zachowujesz. Profesjonalizm, tego ojciec nas uczył. Dzięki niemu to do nas przychodzą klienci, a nie do konkurencji. Pamiętaj o tym i na razie wybij sobie z głowy naszą piękną klientkę. – Michael zakończył temat. – A wracając do jej opowieści... Widzę tu trochę nieścisłości.
– Na przykład? Jak dla mnie mówiła wszystko jasno. – Philip był zaskoczony.
– Po pierwsze powiedziała, że zdaje się, że Oliver zdradził Ann.
– I co z tego? – prychnął Philip.
– Nie sądzisz, że skoro znała relację i jednej, i drugiej strony, to miała najlepszy obraz na całą sytuację? Powinna być pewna, że Oliver zdradził Ann. Jednak ona powiedziała, że zdaje się jej. Tak jakby nie miała pewności.
– Może po prostu się przejęzyczyła. – Philip ewidentnie stał po stronie klientki.
– Może, ale myślę, że w tym przypadku wiedziała, co mówi. Ale jest jeszcze druga rzecz – dodał Michael po chwili ciszy. – Gdy się jej spytałem, skąd ma pewność, że Oliver nie zabił Ann, odpowiedziała, że po prostu wie, że to nie był on.
– I? – Philip nie rozumiał, o co mu chodzi.
– Jak na mój gust to bardzo dziwna składnia. Każdy powiedziałby: ,,po prostu wiem, że to nie on”. Taka składnia byłaby bardziej naturalna. Jednak nasza klientka widocznie chciała nam dać coś do zrozumienia. – Michael kontynuował wyjaśnienie. – Położyła nacisk na słowo – on.
– Ale jakie to ma znaczenie? To naciągane przecież. Przekaz jest taki sam. I w jednym, i drugim zdaniu mówisz, że to nie Oliver. – Philip machnął lekceważąco ręką.
– Teoretycznie tak, – przyznał Michael – ale układ zdania dużo znaczy. Czasami podświadomie zaakcentujemy inne słowo i to zmienia całkowicie znaczenie. Jednak ona zaakcentowała słowo – on. Może nasza klientka wcale nie jest takim przypadkowym świadkiem, jak starała się nam pokazać? Może wie, że to nie Oliver, bo tak naprawdę wie, kto to zrobił i stara się uchronić zarówno przyjaciela, jak i sprawcę. – Michael głośno myślał. – W każdym razie jestem pewny, że ona coś wie. A ty musisz się dowiedzieć co. – Philip ze zdziwienia uniósł brwi.
– Ja? Czyli teraz mówisz mi, żebym się z nią umówił?
– Tak, ale w celach czysto służbowych. Nawiązaliście bliższą relację, więc tobie prędzej się zwierzy niż mnie. – Michael uśmiechnął się szelmowsko.
– To na pewno. – Philip się zaśmiał. – Jakby nie patrzeć, to ja wzbudzam większe zaufanie i mam lepsze podejście do ludzi niż ty.
– I zdecydowanie wpadłeś jej w oko, więc wykorzystajmy to – podsumował Michael. – A ja skoczę na masaż.
– Że niby co? – Philip się oburzył. – Mamy nową sprawę, masę roboty, a ty wyskakujesz z jakimś masażem?
– Phil, wyluzuj chłopie. – Michael zaczął się śmiać z reakcji brata. – Gdybyś uważnie słuchał naszej klientki, a nie patrzył tylko na jej nogi, to byś wiedział, że ofiara pracowała w salonie masażu. Idę pogadać z pracownikami i właścicielem. Może dowiem się czegoś interesującego.
– OK – przytaknął Philip. – To ja zadzwonię do niej i umówię się na jutro, na kawę.
– Dobra. A potem, jakbyś mógł skoczyć do Lilian Wright i powiedzieć jej całą prawdę o mężu. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Czego się dowiedzieliśmy.
– Ty miałeś… – zaczął oburzony Philip.
– Ale mi dłużej zejdzie na masażu niż tobie.
– Super – powiedział zrezygnowany detektyw.
– Tylko bądź delikatny. Ona i tak już jest tym wszystkim załamana.
– Jasne.
– Dobra. – Wesoło kontynuował Michael. – A potem...
– A potem to pozwól, że sam sobie zorganizuję czas – przerwał mu Philip.
– Dobra, dobra, nie spinaj się tak. – Michael podniósł ręce w geście poddania. – Co zamierzasz potem zrobić?
– Skoczę na posterunek i spróbuję się dowiedzieć, kto prowadzi śledztwo, co mają na Olivera, jakie ma alibi – wzruszył ramionami. – Ogólnie, co wiedzą.
– OK. To lecę i będziemy w kontakcie. – Michael ruszył w stronę drzwi. – Aha, jeszcze jedno. Spróbuj się dowiedzieć, gdzie mieszka Oliver.
– Zamierzasz tam iść? Włamać się? – Philip wiedział, że brat lubi nie do końca legalne zadania. Nic bowiem nie działa na niego lepiej niż adrenalina.
– Chcę się tylko tam rozejrzeć – wzruszył ramionami. – Może znajdę coś, co umknęło uwadze glinom.
– Pewnie już skończyli przeszukanie i pozbierali wszystkie dowody.
– Raczej tak – przyznał Michael. – Tylko że oni szukają dowodów na jego winę. A my potrzebujemy czegoś na jego niewinność.
– Dobra, tylko bądź ostrożny. Już chyba wykorzystaliśmy wszystkie przysługi u naszych znajomych gliniarzy.
– Postaram się załatwić to szybko, sprawnie i bezboleśnie. – Michael uśmiechnął się pobłażliwie. – Wiesz przecież, że wiem, co robię. I co najważniejsze, że jestem w tym dobry.
– Taa. – Philip nie wyglądał na przekonanego. – Dobra, niedługo podeślę ci jego adres. Daj znać, jakby co i do zobaczenia później.
– Na razie – rzucił Michael i wyszedł zadowolony.
Philip miał złe przeczucia co do planów brata dotyczących włamania się do mieszkania oskarżonego. Nie lubił, kiedy musieli załatwiać sprawy w taki sposób. Na granicy prawa. W zasadzie to często działali całkowicie nielegalnie. Na szczęście szerokie grono znajomych policjantów, z którymi współpracowali od wielu lat, załatwiając sobie nawzajem różne przysługi, bardzo pomagało im wychodzić cało z wszelkich kłopotów. Mimo to Philip zawsze czuł się nieswojo, robiąc takie rzeczy, dlatego Michael chętnie go w tym wyręczał.
Michael nigdy nie brał pod uwagę możliwości niepowodzenia akcji. Zawsze patrzył optymistycznie i wierzył w swoje umiejętności. Wiedział, że jest stworzony do tego typu ,,brudnych spraw” i za każdym razem udowadniał to. ,,Taka robota”, tak zawsze powtarzał, wzruszając ramionami, kiedy Philipa nachodziły wątpliwości.
Detektyw rozsiadł się wygodnie na kanapie, wyjął z kieszeni komórkę i po chwili wahania zadzwonił do kobiety. Po krótkiej wymianie zdań umówił się z nią na jutrzejszy wieczór w pobliskiej restauracji. Uradowany perspektywą spotkania z Monicą, wyszedł z biura i udał się pieszo w kierunku mieszkania państwa Wright. Mimo październikowego chłodu miał ochotę pospacerować. Chciał przemyśleć słowa klientki, podejrzenia Mike’a w stosunku do niej i ułożyć sobie w głowie listę pytań, na które chciał uzyskać jutro odpowiedzi.
Niechętnie przyznał w duchu rację bratu odnośnie jego zachowania na dzisiejszym spotkaniu. Za bardzo dał się ponieść emocjom. Powinien podejść obiektywnie do klientki, bez względu na jej wygląd, nawet gdyby siedziała przed nimi jakaś królowa czy nawet bogini we własnej osobie. Ojciec powtarzał im całe życie, że podstawową zasadą pracy detektywa jest zawsze sprawdzać dokładnie każdą osobę powiązaną ze sprawą, której się podejmują. Niezależnie czy była to ofiara, podejrzany, czy też klient. ,,A w szczególności klient”, tak zawsze im powtarzał. ,,To, że ktoś prosi o pomoc, wcale nie znaczy, że jest bez winy”. A jak wiadomo, każdy ma coś do ukrycia. I zadaniem Philipa było teraz dowiedzieć się, co takiego ukrywa ich nowa klientka. Jeśli się okaże, że Michael miał rację, postawię mu piwo – pomyślał Philip, po czym skręcił w uliczkę prowadzącą na osiedle, gdzie mieszkała pani Lilian Wright.
Po wyjściu z biura detektywistycznego, Monica skierowała się w stronę szpitala. Miała ochotę na spacer, a po drodze chciała jeszcze wstąpić do piekarni, aby kupić coś do zjedzenia. Z powodu zamieszania z ostatnimi wydarzeniami nie zjadła śniadania i dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest głodna. Za godzinę miała rozpocząć dyżur, więc powinna akurat dojść do pracy.
Szła główną ulicą, gdy usłyszała, że dzwoni jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz i zdziwiła się, widząc, kto dzwoni. Serce podeszło jej do gardła. Zwolniła kroku, prawie zatrzymując się w miejscu. Osoba idąca z tyłu chodnikiem wpadła na nią, lekko ją szturchając i mamrocząc coś pod nosem. To troszkę ją otrzeźwiło i drżącą ręką odebrała telefon.
– Tak, słucham.
– Dzień dobry, pani Monico. Z tej strony Philip z biura detektywistycznego.
– Och tak, dzień dobry, panu – powiedziała zdławionym głosem.
– Czy coś się stało? Wydaje się pani zdenerwowana – Philip widocznie zaniepokoił się, słysząc jej głos.
– Nie, nic się nie stało. – Monica starała się mówić naturalnie. – Tylko w pierwszej chwili pomyślałam, że to może dzwoni ta osoba, która podrzuciła mi tę straszną kartkę.
– Och, rozumiem. – W głosie Philipa pojawiła się nuta rozbawienia.
Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy i Monica zastanawiała się, po co Philip do niej zadzwonił.
– Dzwonię do pani z propozycją spotkania – powiedział detektyw, przerywając milczenie. – To znaczy mam do pani jeszcze kilka pytań uzupełniających, żeby sprecyzować niektóre kwestie w związku z pani sprawą. Czy ma pani jutro czas? Może jakaś kawa?
– Jutro? Hmm… Tak, wieczorem będę wolna. Znam fajną knajpkę tu w centrum. Mogę wysłać panu nazwę i adres.
– Świetnie, byłbym wdzięczny. – Philip zdecydowanie się uradował. – Może o szóstej?
– Idealnie. Akurat skończę swój dyżur.
– Super, w takim razie jesteśmy umówieni i czekam na wiadomość z adresem. Do zobaczenia jutro.
– Do widzenia – powiedziała Monica i się rozłączyła.
Schowała telefon do torebki. Przyspieszyła kroku, żeby nie spóźnić się do pracy. Tym razem jej myśli pobiegły do przystojnego detektywa. Myślała o jego uśmiechu, sposobie, w jaki na nią zerkał. Starał się nie pokazywać tego po sobie, ale była pewna, że mu się spodobała.
Jednak jego wspólnik był zupełnie inny. Przystojny i to bardzo. Bystry, taktowny, taki typ człowieka, który nie pokazuje na zewnątrz, co naprawdę myśli. Najgorsze, że jednak to on dominował w ich relacji. Partnerzy, wspólnicy, bracia. Właśnie sobie uświadomiła, że gdy przedstawiał jej Philipa, powiedział „wspólnik”. Nie wymienił też jego nazwiska. Ewidentnie chciał, żeby nie wiedziała, że są spokrewnieni.
Mimo iż byli braćmi, pod względem wyglądu bardzo się różnili. Obydwaj wysocy i wysportowani, jednak Michael był niebieskookim blondynem, a Philip brunetem o piwnych oczach i piegach dodających mu uroku. Bez problemu mogli ukryć swoje pokrewieństwo, ale ona wszystko wiedziała. Słyszała też o ich ojcu. Był najlepszym detektywem w mieście, a teraz jego synowie przejęli po nim pałeczkę. Słyszała też, że dobrze ich wyszkolił. Ale czy rzeczywiście są aż tak dobrzy? To już musiała sprawdzić osobiście.
Musiała jednak przyznać, że ten telefon ją zaskoczył. Nie spodziewała się, że tak szybko będą chcieli się z nią spotkać. Powiedziała im przecież wszystko, co powinni wiedzieć. Więc jakie kwestie pozostały jeszcze otwarte? Na szczęście to z Philipem miała umówione spotkanie. Z nim powinno pójść jej łatwo, ale nie z Michaelem. Będzie musiała zastanowić się, jak przekonać do siebie drugiego z detektywów. Była pewna, że to on gra główną rolę z tej dwójki i jego zdanie jest najważniejsze. Monica odnosiła wrażenie, że spoglądał na nią podejrzliwie. Nie ufał jej tak, jakby tego chciała. Musi mieć go po swojej stronie. Jednak o tym pomyśli później. Teraz musi się dowiedzieć, czego tak naprawdę oczekuje od niej Philip.
Michael wszedł do salonu masażu. Był to całkiem spory lokal składający się z poczekalni z recepcją i czterech gabinetów. Już na samym wejściu poczuł silny zapach olejków o aromacie wanilii i cynamonu. A może to były tylko kadzidełka? Nie był pewny, nigdy nie miał nosa do tego rodzaju zapachów. Ściany pomalowane były na jasny, ciepły kolor. W poczekalni stał stolik, kanapa i dwa fotele wyglądające na całkiem wygodne.
Na wprost wejścia znajdowała się wysoka lada, za którą siedziała recepcjonistka, ładna blondynka z włosami spiętymi w wysoki kucyk. Miała na sobie elegancką, białą bluzkę z kołnierzykiem. Wydawała się być poważna i skupiona. Widocznie była bardzo zajęta, bo nawet nie zwróciła uwagi, że ktoś wszedł do poczekalni. Wyglądała na jakieś dwadzieścia pięć lat. Nie była w typie Michaela, ale mimo to postanowił wykorzystać swój urok osobisty, żeby zdobyć od niej jak najwięcej informacji.
Rozejrzał się. Na szczęście w poczekalni było pusto, z czego Michael bardzo się ucieszył. Dzięki temu, że nikt nie mógł ich słyszeć, recepcjonistka będzie bardziej wylewna w udzielaniu informacji, które chciał od niej uzyskać.
Podszedł do dziewczyny, oparł się o ladę i obdarzył ją swoim najbardziej ujmującym uśmiechem. Uśmiechem numer dwa – jak sam go określał. Był pewny, że zadziała. Zawsze działał. No, prawie zawsze.
– Dzień dobry – zaczął wesoło.
– Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc? – Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
– Chciałbym umówić się na masaż... – Michael przerwał, po czym udając zdziwienie, spytał: – Czy ty przypadkiem nie jesteś za młoda na pracę? Nie uwierzę, że jesteś pełnoletnia.
– Miło mi słyszeć, że wyglądam tak młodo, ale bez obaw, jestem już pełnoletnia. – Dziewczyna się zarumieniła.
– Niemożliwe! – powiedział detektyw, teatralnie robiąc zdziwioną minę. – W życiu bym nie dał ci więcej niż siedemnaście lat.
– Cóż zdarza się i często to słyszę. – Recepcjonistka nagle spoważniała. – Więc w czym mogę panu pomóc? – Michael zdał sobie sprawę, że nie udało mu się nabrać dziewczyny.
– Chciałbym umówić się na masaż do pani Ann Thompson.
– Ann już u nas nie pracuje, ale mogę zaproponować inną masażystkę – odparła ze sztucznym uśmiechem.
– Bardzo by mi zależało, żeby to akurat była ona. A dlaczego już tu nie pracuje? Przecież nie tak dawno byłem tu i nic nie wspominała, że planuje odejść.
– Z tego, co wiem, Ann otworzyła własny gabinet masażu i rehabilitacji. Przyjmuje teraz prywatnie. Niestety nie mam pojęcia, gdzie dokładnie. Tu prowadzimy tylko salon masażu i o ile dobrze ją zrozumiałam, wspominała coś, że chciałaby się rozwijać w kierunku rehabilitacji. Masaże chciała wykonywać tylko dodatkowo.
– Hmm, rozumiem. – Michael zrobił skruszoną minę. – A mógłbym porozmawiać z właścicielem?
– Niestety, ale bez umówionego spotkania szef nikogo nie przyjmuje. Może pan umówić się na spotkanie drogą internetową. Chwileczkę, zaraz podam panu dokładny adres naszej strony.
– Dziękuję, nie trzeba – przerwał jej Michael. – Bardzo by mi zależało na rozmowie w tej chwili.
– Niestety, jak już mówiłam, szef pana nie przyjmie... teraz.
– Który to jego gabinet? Ten? – Michael wskazał głową drzwi znajdujące się najbliżej recepcji. Mężczyzna nigdy nie należał do cierpliwych i wiedział, kiedy bycie miłym nie przynosi efektu. Dziewczyna milczała. Była wyraźnie poirytowana zachowaniem gościa. Jednak Michael nie dawał za wygraną.
– Dobrze, wrócimy jeszcze do tego. Ale najpierw proszę mi powiedzieć, jakie miała pani zdanie na temat Ann Thompson? Czy była dobrą masażystką? Była tu lubiana?
– Przepraszam, ale naprawdę nie mogę odpowiadać na takie pytania. – Nagle dziewczyna przerwała i podejrzliwie spojrzała na detektywa. – Ale przecież mówił pan przed chwilą, że był już na masażu u pani Ann. Więc chyba lepiej powinien pan wiedzieć niż ja, jaką była masażystką. – Michael się uśmiechnął.
– No, no, bystra dziewczyna. Przyłapałaś mnie. Zatem przejdźmy do rzeczy. – Michael wyjął z kieszeni fałszywą legitymację policyjną na nazwisko Robert Jones, po czym pokazał ją dziewczynie. Teraz mówił już stanowczym głosem. – Jestem z policji i prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa pani Ann Thompson. Chciałbym zadać ci kilka pytań, a potem porozmawiać z szefem, do którego mnie zaprowadzisz bez żadnego umówionego spotkania.
– Jak to zabójstwa? – Dziewczyna pobladła. – Ale ja nic nie wiem.
Michael podejrzewał, że dziewczyna pierwszy raz w życiu ma do czynienia z policjantem. Co prawda fałszywym, ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć. Czasami używał policyjnej legitymacji, żeby wydobyć więcej informacji potrzebnych do śledztwa lub dostać się do miejsc, gdzie normalnie nikt, by go nie wpuścił. Wiedział, że mógłby trafić za to za kratki i znajomości w policji, mogłyby mu w tym przypadku nie pomóc. Robił to tylko w ostateczności i nie obnosił się, z tym że jest w posiadaniu fałszywych papierów. Osoba znająca się na rzeczy od razu mogłaby zauważyć, że to fałszywki, ale dla przeciętnego człowieka uchodził za równoprawnego policjanta.
Michael zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko kwestia czasu, jak prawdziwi policjanci prowadzący tę sprawę zjawią się tu z pytaniami. Musieli sprawdzić miejsce, w którym pracowała wcześniej ofiara. Chciał więc dowiedzieć się wszystkiego, co mógł i wyjść stąd jak najszybciej, zanim się wyda, że jest oszustem.
– Spokojnie, proszę się nie denerwować. Chodzi mi tylko o kilka prostych pytań. – Michael tym razem przyjął taktykę dobrego gliniarza. Bardziej się odnajdywał w roli „tego złego”, a miłe pogaduszki zostawiał dla Philipa. Ale teraz był sam i miał przeczucie, że ta technika lepiej zadziała na recepcjonistkę. – Jak długo tu pracujesz?
– Niedawno minęło pięć lat – odpowiedziała dziewczyna niepewnie.
– Czyli rozumiem, że znałaś panią Thompson. Pracowałyście tu w tym samym czasie.
– Tak, zgadza się.
– Co możesz mi o niej powiedzieć? Jaka była?
– Wie pan, – zawahała się – ciężko mi to powiedzieć. Nie znałam jej osobiście zbyt dobrze. Była raczej zamknięta w sobie i praktycznie nigdy nie rozmawiałyśmy na żadne tematy niedotyczące pracy.
– Dobrze. – Michael pokiwał głową. – W takim razie jak już rozmawiałyście ze sobą na tematy służbowe, to jaka ona była? Jaką miała osobowość? Lubiłaś ją?
– Była bardzo dobrą masażystką. Często, kiedy ktoś przychodził do nas na masaż, to życzył sobie tylko masaż u Annie. Klienci byli bardzo zadowoleni, chwalili ją, niektórzy przynosili jej drobne prezenty w ramach podziękowań. Nierzadko było tak, że woleli czekać nawet kilka tygodni na wolny termin do Ann, zamiast zapisać się na o wiele bliższy do innego naszego masażysty. Była naprawdę dobra w tej pracy. I podobno była zawsze uśmiechnięta, i miła dla wszystkich.
– Podobno? – Słowa dziewczyny wzbudziły w detektywie ciekawość.
– Tak, bo widzi pan, tak klienci zawsze mówili. Jednak jakby ją widzieli później, jak już wyszli – dziewczyna pokręciła głową i wypuściła głośno powietrze. – To znaczy, ona nigdy nie powiedziała złego słowa o nikim, nie komentowała wyglądu czy zachowania klientów. Chodzi o to, że w stosunku do nas była zupełnie inna. Zawsze chciała mieć ostateczne zdanie w każdej kwestii. Była bardzo dominująca i nikt z nas nie chciał z nią rozmawiać. Wszystkim dawała do zrozumienia, że jest od nas lepsza, że klienci chcą przychodzić tylko do niej. Bardzo się z tym obnosiła. Ciężko było z nią rozmawiać, bo potrafiła każdego wyprowadzić z równowagi. Dlatego my wszyscy tutaj omijaliśmy ją, jak tylko się dało. Rozumie pan, nie chcę mówić o nikim źle, ale… – dziewczyna się zawahała.
– Proszę kontynuować. – Zachęcił ją.
– Dopiero kiedy odeszła z pracy atmosfera stała się normalna, o wiele lepsza. Zanim się pojawiła, byliśmy jak jedna rodzina. Obchodziliśmy tu wspólnie urodziny, święta, różne rocznice, ale gdy szef ją zatrudnił, wszystko się zmieniło. Na gorsze, oczywiście. Teraz kiedy znów jej nie ma, jest o wiele lepiej. Chociaż... – Recepcjonistka urwała, wyraźnie czymś zmieszana.
– Tak? Proszę mówić, każda informacja może być na wagę złota.
– Gdy odeszła to pozabierała ze sobą wielu naszych stałych klientów. To znaczy, nie tak dosłownie ich zabierała. – Dziewczyna obdarzyła detektywa niepewnym uśmiechem. – Jak już mówiłam, wielu z nich chciało mieć masaże tylko u Ann, ale gdy się dowiadywali, że już tu nie pracuje, no cóż, najczęściej więcej ich już nie widzieliśmy. Szef był wściekły. Zmienił się bardzo. Wcześniej przychodził zawsze trochę porozmawiać, popytać, co u nas słychać. Był uprzejmy, zawsze powiedział dobre słowo. Jednak po jakimś czasie, jak zatrudnił Ann, też się zmienił. Najpierw był bardzo zadowolony z jej pracy. Mówił wszystkim masażystom, żeby brali z niej przykład. Dawał do zrozumienia, że jest tu najlepsza, że jest jego ulubienicą. Jednak potem sam stał się nerwowy, chodził taki – przerwała, szukając właściwego słowa – podminowany. Byle głupstwo mogło go zdenerwować. Wcześniej był rozmowny, zawsze miał czas na szybką pogawędkę, aż tu nagle przestał praktycznie wychodzić ze swojego gabinetu. Tylko Ann przychodziła do niego. – Michael uniósł brew ze zdziwienia.
– Mówisz, że przychodziła do niego do gabinetu? Ale wcześniej tak nie było?
– Dokładnie tak, ale naprawdę nie mam pojęcia, co takiego tam robili, o czym rozmawiali. Trwało to kilka minut. Dosłownie kilka, nawet nie dziesięć. Czasami słyszałam jakieś podniesione głosy, jakby się kłócili, ale nie rozumiałam słów. Pewnego dnia Ann wyszła z jego gabinetu i wyglądała jakoś dziwnie. Nigdy jej takiej nie widziałam. Miała taki uśmiech, wyraz twarzy, powiedziałabym, że pewnego rodzaju wyraz triumfu – dziewczyna wzruszyła ramionami. – A następnego dnia przyszła się spakować i powiedziała, że odchodzi i otwiera własny gabinet rehabilitacji i masażu. Nic więcej nie wiem.
– Dzięki. Naprawdę bardzo mi pomogłaś. – Michael uśmiechnął się do recepcjonistki. – A teraz zaprowadź mnie, proszę, do swojego szefa.
Wydawało mu się, że ta rozmowa nigdy się nie skończy.
Po wyjściu z domu państwa Wright Philip czuł duże zmęczenie. Mimo że dzień niedawno się rozpoczął, to już z utęsknieniem czekał na jego koniec, ale przed nim była jeszcze wizyta na komisariacie. Musiał zdobyć jak najwięcej informacji i dowiedzieć się, co ustaliła do tej pory policja. Miał tylko nadzieję, że sprawę tego zabójstwa prowadzi któryś z jego dobrych kumpli. Wszystko wtedy pójdzie szybciej, łatwiej i przyjemniej. Nie miał już dzisiaj siły, ani ochoty użerać się ze swoim najbardziej znienawidzonym gliniarzem w mieście, Patrickiem, który tak się składało, że był też jego najbardziej znienawidzonym kolegą ze szkoły. Jednak teraz nie lubili się jeszcze bardziej niż w dzieciństwie. Patrick ewidentnie zazdrościł Philipowi kariery.
Detektyw skierował się na najbliższy komisariat. Jako że miejsce zbrodni i dom ofiary były blisko domu państwa Wright, to najprawdopodobniej sprawę tę dostali do rozwiązania kryminalni z posterunku piątego. I tam też udał się detektyw.
Dosłownie kilka sekund po wejściu do środka, Philip przekonał się, że jego nadzieja była płonna. Ledwo zamknął za sobą drzwi, a już usłyszał wołanie w swoim kierunku, dobiegające ze schodów. Niestety, nie było ono takie, jakie pragnąłby usłyszeć.
– Kogo ja tu widzę! Mój stary przyjaciel wpadł w odwiedziny! Pewnie wywąchałeś jakąś nową sprawę i już przybiegłeś zobaczyć, co ci z niej skapnie? – Policjant schodzący ze schodów, ironicznie zagadnął detektywa.
– Cześć, Patrick! – Philip udawał uradowanego jego widokiem, lecz w jego głosie było słychać drwinę. – Jak leci? Chyba już dawno nie dostałeś awansu, co? Nadal dają ci sprawy samych włamań?
Zauważył, że policjant zaczął się denerwować. Philip doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego znajomy czeka na okazję, żeby zaistnieć i się wybić w hierarchii policyjnej. Już od dawna czekał na awans, a najłatwiej było go uzyskać, dzięki rozwiązaniu jakiejś sprawy „zabójstwa z prawdziwego zdarzenia”, jak to bracia zwykli nazywać między sobą.
– Myślisz, że nie wiem, jak działacie? – Patrick szybko się zbliżył i zatrzymał tuż przed Philipem. – Czekam tylko na najbliższą okazję, kiedy sami mi się podłożycie.
– I po co się tak pieklisz, co? Widocznie samo czekanie czasami nie wystarcza. – Odegrał się Philip. Zanim jednak policjant zdążył coś odpowiedzieć, pomiędzy nimi stanął wyższy od Patricka rangą, a Philipa najlepszy kolega z tego komisariatu, William Jackson z wydziału dochodzeniowo – śledczego.
– Chłopaki, uspokójcie się – położył im ręce na ramionach. – Czemu za każdym razem musicie sobie skakać do gardeł? Wszyscy jesteśmy po tej samej stronie, czyż nie? – Zanim którykolwiek zdążył coś powiedzieć, William zwrócił się do Philipa. – Cieszę się, że wpadłeś. Domyślam się, co cię tu sprowadza. Chodźmy do mojego gabinetu, tam będziemy mogli spokojnie pogadać.
– Tak jest! – Philip był wyraźnie zadowolony i odwracając się, spojrzał jeszcze na Patricka i puścił mu oczko. Kamień spadł mu z serca, bo wychodziło na to, że to akurat Will został przydzielony do interesującej go sprawy. Oszczędzi mu to wiele zachodu.
Zanim doszli do gabinetu, Philip musiał wyjaśniać po raz chyba już setny, dlaczego za każdym razem, gdy spotykają się z Patrickiem, dogadują sobie, zamiast zażegnać dawne spory i zacząć w końcu współpracować. W mniej więcej połowie drogi przez posterunek detektyw przestał odpowiadać policjantowi na pytania i tylko słuchał, jak ten narzeka na widoczną już z daleka niechęć dwóch kolegów ze szkolnej ławki, a teraz kolegów po fachu. Philip przemilczał chęć wypowiedzenia się, że jego zdaniem Patrickowi daleko do ,,ich fachu”. Był zdania, że bycie prywatnym detektywem jest o wiele bardziej ekscytujące, lepsze i dające więcej możliwości działania (nie do końca legalnych, o czym lepiej, żeby nikt nie wiedział) niż praca jako policjant. Te myśli jednak zachował dla siebie. Nie chciał bowiem prowokować przyjaciela przed rozmową, podczas której zamierza dowiedzieć się wielu istotnych rzeczy na temat sprawy, której rozwiązania się podjął.
Arthur Lewis siedział wygodnie w fotelu z nogami założonymi na biurku i w ustach trzymał papierosa elektrycznego. Już od prawie roku starał się rzucić całkowicie palenie, ale nie wychodziło mu to. Zrzucał winę na stresującą pracę i na byłą żonę, która najpierw go zdradziła, a potem odeszła do swojego kochanka, zabierając mu ukochanego syna. Nie mógł sobie z tym poradzić. Najgorsze, że przeprowadziła się na drugi koniec kraju, przez co mógł się widywać z synem tylko od święta. Na szczęście mieli ze sobą stały kontakt telefoniczny, więc był na bieżąco z wydarzeniami dziejącymi się w życiu jego dziecka. Syn nie zżył się z ojczymem. Tolerował go, w końcu mieszkali razem, ale Arthur czerpał dużą przyjemność za każdym razem, gdy przez telefon syn na ojczyma narzekał. Wkraczał właśnie w wiek dojrzewania, więc o swoich miłosnych i szkolnych problemach wolał rozmawiać ze swoim biologicznym ojcem niż obcym facetem, czy też matką. Arthur to doceniał i zachęcał syna do zwierzeń. Nigdy też nie stawał w obronie byłej żony, kiedy syn mu opowiadał, że dostał kolejny szlaban na korzystanie z komputera albo wyjście na imprezę. Tylko w taki sposób mógł się mścić na kobiecie, którą kochał z całego serca, a którą teraz równie mocno nienawidził.
Wyjął z szuflady stare zdjęcie, mniej więcej sprzed dziesięciu lat, na którym jedną ręką obejmował swoją żonę, a drugą ręką trzymał trzyletniego wówczas synka. Wszyscy byli uśmiechnięci i szczęśliwi.
Tak pogrążył się w tych wspomnieniach, że nawet nie usłyszał pukania. Podskoczył, kiedy otworzyły się drzwi do jego gabinetu i stanęła w nich recepcjonistka. Już zamierzał na nią krzyknąć, że powinna czekać, aż pozwoli jej wejść, ale ta zdążyła szybko powiedzieć:
– Szefie, przyszedł policjant, który nalega, aby z panem porozmawiać. – Po tych słowach zrobiła krok w tył, wpuszczając do środka nieznajomego.
– Policjant? Tak, oczywiście. Proszę wejść. – Arthur raptownie poderwał się z miejsca. Odłożył papierosa i schował zdjęcie z powrotem do szuflady. Uścisnęli sobie dłonie na powitanie. – Witam pana. Proszę usiąść – wskazał fotel naprzeciwko siebie. – W czym mogę pomóc?
– Dzień dobry. – Michael stwierdził, że będzie mówić prosto z mostu. Czas go gonił, więc nie zamierzał przedłużać tej wizyty. – Może przejdę od razu do rzeczy. Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa pani Ann Thompson. Chciałbym zadać panu kilka pytań. – Arthur pobladł. Napił się wody ze szklanki stojącej na biurku i rzekł:
– Powiedział pan zabójstwa? To znaczy, że Annie, to znaczy pani Ann została zamordowana? Ale jak? Kiedy? Jak to możliwe?
– Niestety, ale wczoraj w nocy jej ciało zostało znalezione. – Policjant powiedział rzeczowym tonem. – Na razie nie mogę zdradzać szczegółów. Nadal czekamy na dokładne wyniki sekcji. Proszę mi powiedzieć, co pan robił wczoraj wieczorem?
– Wczoraj wieczorem? Byłem w domu, a gdzie miałbym być?
– Czy może to ktoś potwierdzić?
– Nie, mieszkam sam. Od razu po pracy poszedłem do domu i do rana nigdzie nie wychodziłem.
– Rozumiem. – Policjant pokiwał głową i z kieszeni kurtki wyjął notatnik. Arthur spostrzegł, że coś zanotował. Zdawało mu się, że policjant narysował znak zapytania. Czyżby nie uwierzył w jego alibi? No cóż, w myślach przyznał mu rację, że nie jest ono dość mocne. Nie było żadnego świadka, który by to potwierdził. – Chciałbym prosić pana, aby mi opowiedział o pani Ann Thompson. Jaką była pracownicą?
– Nie ma co tu dużo mówić. Była bardzo dobrą pracownicą. Specjalistka, że tak to ujmę, jeśli chodzi o robienie masaży. – Arthur uznał, że może szczerze odpowiadać. W końcu pracownicą była idealną. – Bardzo ją szanowałem i lubiłem. Pracownik wzorowy.
– A osobiście?
– Co pan sugeruje? – Arthur stał się czujny.
– Och przepraszam, nie to miałem na myśli. Nic nie chciałem sugerować. – Policjant wyprostował się w fotelu i lekko się uśmiechnął. – Słyszałem, że pani Ann była pana, jakby to powiedzieć, wzorową pracownicą.
– Oczywiście. Przed chwilą dokładnie to powiedziałem.
– I ulubienicą – dodał Michael.
– Ulubienicą? Nie ująłbym tego w ten sposób. W kwestii pracy nie miałem jej absolutnie nic do zarzucenia. Wzorowa pracownica, jak to pan ładnie ujął. Prywatnie też się dobrze dogadywaliśmy. Nie było z nią żadnych problemów. Miła, sympatyczna dziewczyna. Klienci wręcz się dobijali do jej drzwi. Grafik miała zapełniony na dwa miesiące do przodu.
– Rozumiem. Jak długo tu pracowała?
– Około dwóch lat, jeśli się nie mylę.
– Dlaczego odeszła z pracy? Czy została zwolniona?
– Nie, to była jej decyzja. Pewnego dnia przyszła do mnie, do gabinetu i złożyła wypowiedzenie. Mówiła, że chciałaby otworzyć własny salon masażu, ale głównie planowała się skupić na rozwoju w kierunku rehabilitacji. Z tego, co zauważyłem, bardziej ciągnęło ją w tę stronę, a masaże chciała kontynuować tylko dodatkowo, jako drugą działalność swojej firmy.
– I jak pan zareagował na jej decyzję o odejściu?
– Wiadomo – Arthur wzruszył ramionami. Starał się zachować neutralny ton głosu. – Była moim najlepszym pracownikiem, więc nie będę udawał, że się ucieszyłem. Jednak rozumiałem ją doskonale. Chciała się specjalizować w kierunku, którego nie prowadzimy w moim salonie. Najlepszym wyjściem dla rozwoju jej kariery było otwarcie własnego gabinetu rehabilitacyjnego.
– I rozumiem, że nie miał pan do niej żalu, że odebrała pańskich dotychczasowych klientów? – Arthur, aż zaniemówił. Skąd ten człowiek, u licha, o tym wie? – pomyślał.
– Jestem pod wrażeniem. Szybko się pan o tym dowiedział. – Arthur starał się nie dać po sobie poznać, jakie emocje nim targają. ,,Zawsze zachowuj pokerową twarz” – to było jego motto życiowe, niezależnie od sytuacji. – Rzeczywiście, muszę przyznać, że nie byłem tym zachwycony. To chyba zrozumiałe?
– Tak, oczywiście. – Policjant pokiwał głową na znak zgody. – Więc mam rozumieć, że rozstaliście się państwo w przyjaznej atmosferze?
– Tak. Naturalnie, że tak. – Arthur starał się wytrzymać przeszywający wzrok policjanta.
Siedzieli tak dłuższą chwilę w milczeniu, lecz Arthur nie mógł się powstrzymać i zapytał w końcu:
– Rozumiem, że rozmawiał pan już z Alice? – Michael nie miał pojęcia, o kim mężczyzna mówi. Postanowił, więc zagrać va banque.
– Tak, uciąłem sobie z nią krótką pogawędkę. – Detektyw zauważył, jak właściciel salonu zbladł. Wyczuwał tu jakąś śmierdzącą sprawę. – Czy chciałby pan coś uzupełnić? Coś dodać? – Nachylił się do mężczyzny. – A może coś zanegować? – Arthur zawahał się, jednak odpowiedział z rezerwą.
– Proszę nie wierzyć w każde jej słowo. Dziewczyna ma bujną wyobraźnię. Niemniej bardzo cenię sobie jej pracę. W tej kwestii nie mam co do niej żadnych zastrzeżeń.
– Rozumiem – powiedział oschle mężczyzna, nadal bacznie mu się przyglądając. – Bardzo dziękuję za rozmowę. – Obydwaj wstali niemal jednocześnie i uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie. Następnie policjant skinął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Arthur opadł na krzesło. Drżącą ręką sięgnął po szklankę wody, wziął duży łyk, po czym zapalił papierosa. Tym razem nie sięgnął po elektrycznego, lecz po normalnego.
– Rok starania poszło na marne – powiedział do siebie na głos. Wstał i popalając, przeszedł się po gabinecie. Otworzył okno i z powrotem usiadł przy biurku.
Dużo się dowiedział. Nie minął nawet dzień od jej śmierci, a już przyszli tu węszyć – rozważał w myślach. Ciekawe, o czym jeszcze wiedział, czego mi nie powiedział. Nie był pewny, czy dobrze rozegrał tę rozmowę, ale postanowił na razie nic nie robić i poczekać na rozwój wypadków. To była kwestia czasu, aż policja wróci do niego zadać dodatkowe pytania. Następnym razem musi lepiej wyczuć rozmówcę. Dowiedzieć się, co już wiedzą. Arthur zgasił papierosa i wyjął zdjęcie z szuflady.
– Robię to wszystko dla ciebie. Dla nas. Żebyśmy znów mogli być razem. Szczęśliwi jak dawniej – powiedział czule, przyglądając się zdjęciu. Oczy zaszły mu łzami. Zamrugał kilkukrotnie i wyszedł z gabinetu, zamykając drzwi na klucz.
Gdy przechodził koło recepcji, kątem oka dostrzegł, że policjant nadal tu jest i coś sprawdza przy ladzie. Postanowił, że później spyta recepcjonistkę, co mu pokazywała i o jakie informacje ją poprosił.
– Wychodzę – rzucił przez ramię do dziewczyny. – Odwołaj moje dzisiejsze spotkania. Przełóż je na… – zawahał się na moment – na przyszły tydzień. Środę albo czwartek. W weekend nie będzie mnie w biurze.
– Tak jest, szefie. – Uprzejmie odpowiedziała recepcjonistka. – Miłego weekendu!
Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, wziął głęboki oddech i ruszył w stronę samochodu. Uznał, że powinien wyjechać na parę dni, żeby pozbierać myśli. Na wieczór był już umówiony z kumplami i nie chciał tego odwoływać. Ale jutro z samego rana się spakuje i weźmie parę wolnych dni. Postanowił, że w poniedziałek zadzwoni do recepcjonistki. Spyta się jej, czego jeszcze chciał ten gliniarz i powie, że się rozchorował. Wróci do pracy za kilka dni. Dopiero jak wydobrzeje.
Po wyjściu z gabinetu właściciela salonu masażu Michael udał się do recepcjonistki. Poprosił ją o pokazanie mu listy osób, z którymi w ostatnim czasie jej szef miał spotkanie. Pokazała mu ją i Michael prześledził masę różnych nazwisk. Zaniepokoiło go jedno nazwisko – Monica Green. Według listy odwiedziła go tylko raz, tydzień temu. Nie mógł to być zbieg okoliczności. Spytał się recepcjonistki, czy kojarzy tę osobę. Powiedziała, że niestety nie pamięta jej. Nie jest w stanie nawet powiedzieć, jak wyglądała. Mówiła, że przewija się tu codziennie sporo osób. Stałych klientów poznaje, więc według niej, Monica musiała być tu tylko jeden raz. A jeżeli bywała tu częściej, to musiało być to wcześniej. W każdym razie, na pewno nie w ostatnim czasie.
Gdy się przyglądał nazwiskom z nadzieją na znalezienie jeszcze czegoś interesującego, z pokoju obok wyszedł Arthur Lewis. Michael zauważył, jak się zawahał na jego widok, i jak ewidentnie spieszył się, żeby opuścić biuro. Jednak uwagę Michaela przykuła jedna drobnostka, a mianowicie to, że poprosił recepcjonistkę o przesunięcie spotkań na przyszły tydzień. Jednak nie powiedział, że na poniedziałek, co byłoby najbardziej logiczne. Wspomniał o środzie, a nawet o czwartku.
Michael jeszcze raz spojrzał na listę spotkań. W poniedziałek właściciel miał zaplanowane tylko dwa spotkania, we wtorek natomiast żadnego. Detektyw zastanowił się chwilę nad tym. Może mężczyzna taki miał zwyczaj, że nie lubił ważnych służbowych spraw załatwiać na początku tygodnia i zostawiał je na później. Jednak Michael skłaniał się do drugiej opcji. Podejrzewał, że facet coś ukrywa i planuje przedłużyć sobie weekend. Nie spodziewał się, że w poniedziałek zjawi się w pracy. Detektyw nie miał żadnych wątpliwości, że coś tu nie gra. Musi mu się bliżej przyjrzeć. I to jeszcze dzisiaj, bo czuł, że potem może być ciężko go znaleźć.
Najpierw jednak musiał się dowiedzieć co nieco na temat Alice, która widocznie tu pracowała. Może od niej się jeszcze dowie czegoś ciekawego. Postanowił podpytać o to recepcjonistkę.
– Dziękuję za listę. – Michael się uśmiechnął.
– Nie ma sprawy. – Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. – Czy jeszcze coś potrzeba? Bo mam dużo pracy...
– Jeszcze tylko jedna rzecz. – Michael wszedł dziewczynie w słowo.
– Tak?
– Czy mogłabyś mi coś powiedzieć o Alice… – Michael zrobił pauzę. – Szef wspomniał o Alice, która tu pracuje, jednak nie zapisałem nazwiska i...
– Evans. Alice Evans, na pewno o nią panu chodzi.
– Tak, dokładnie tak. – Michael wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Co możesz mi o niej powiedzieć?
– No cóż, nic specjalnego. Jest fajna, dobrze się dogadujemy. Czasami jak ma okienko, to wpada do mnie na kawę i ploteczki. Spokojna, miła, dobrze pracuje.