Poza czasem - Agnieszka Rusin - ebook + audiobook + książka

Poza czasem ebook i audiobook

Rusin Agnieszka

3,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Podobno prawdziwa miłość pokona każdą przeszkodę… nawet różnicę wieku. CAŁEGO WIEKU. Osiemnastoletnia Amanda przeprowadza się z Polski do Irlandii Północnej. Tam poznaje Henry’ego, który od razu zwraca jej uwagę. Jego wyszukane maniery, nienaganny strój, elegancja w wyglądzie, gestach i zachowaniu – wszystko to jest fascynujące, choć może nieco… niedzisiejsze? Amanda mimo to nie przypuszczałaby, że Henry przybył z Londynu początku XX wieku. Irlandzkie klify i ogromne przestrzenie będą scenerią, wśród której rozegra się niezwykły dramat dwojga zakochanych ludzi rozdzielonych przez czas. Czy ich miłość rzeczywiście jest w stanie wszystko przetrzymać?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 297

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 50 min

Lektor: Pola Błasik
Oceny
3,1 (34 oceny)
11
2
7
8
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
conah_13

Nie polecam

Fabuła gna, tak jak by autorka chciała przekazać tylko romans pomiędzy głównymi bohaterami, a reszta rzeczy w tle są doczepione na siłę, ponieważ trzeba gdzieś ulokować bohaterów... Historia która nie wciąga i męczy.
10
breeAnna

Z braku laku…

zawiodłam się
10
Merisita

Nie polecam

Płytka historia, zawiodłam się
10
xvurys

Nie polecam

masakra
00
Liwia7238

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka o miłości i podróżach w czasie. Zawiera trafne i ciekawe przemyślenia o czasie i życiu, które idealnie wpasowują się w historię
00

Popularność




Redaktor prowadząca: Agata Tondera
Korekta: Elżbieta Wołoszyńska-Wiśniewska, Agnieszka Muzyk, Sylwia Chojecka
Projekt okładki: Kamil Pruszyński
Skład: Andrea Smolarz
Ozdobniki w tekście: Artco, dhtgip / Shutterstock.com
© Copyright for text by Agnieszka Rusin, 2022 © Copyright by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2022 All rights reserved
Wydanie I
Wszystkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-8240-945-1
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. 00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Pisanie książki jest wielką przygodą.

Mam nadzieję, że taką przygodą okaże się dla Ciebie ta historia. 

Wierzę w to, że możemy przeżyć coś niesamowitego,

jeśli tylko się na to odważymy.

ROZDZIAŁ I

Irlandia, Portrush, współcześnie

Amanda z niepokojem spoglądała przez okno jadącego pociągu. Portrush jawiło się jej jako niepewna przyszłość. Zresztą sam fakt, że zamieszka w obcym kraju, powodował u niej bóle brzucha. A Irlandia Północna kojarzyła jej się jedynie ze słowami piosenki Kobranocki: Kocham Cię jak Irlandię. Amanda wiedziała, że ten kraj jest zielony, dziki i wietrzny. A ona kochała to, co dotąd znała: swój pokój w domu otoczonym świerkami i pasmem gór. Teraz obraz ten powoli stawał się wspomnieniem. Ze słuchawkami na uszach, zatopiona w przebojach Rihanny, pozostawała obojętna na piękne widoki mijane po drodze. Przylot do Belfastu był dla niej wielkim wydarzeniem. Pierwszy w życiu lot, i to w nieznane. Wolałaby słoneczne Włochy lub Grecję pachnącą oliwkami. Jednak... Życie nie pozostawiło jej wyboru. Dobrze znała angielski, więc pod względem komunikacyjnym nie przewidywała kłopotów. Jednak cała reszta budziła w niej przerażenie i niepokój. Jak się tu odnajdzie? Jak zdoła żyć w kraju, w którym latem maksymalna temperatura powietrza nie przekracza siedemnastu stopni? I do tego często pada... Na myśl o tym Amanda wzdrygnęła się, z trudem powstrzymując łzy. Cierpiała. Tęskniła. Bardzo się bała. W dodatku opuściła Polskę ze złamanym sercem, głęboko przekonana o tym, że miłość to banały i mrzonki. A byle koleżanka może zwinąć jej sprzed nosa chłopaka.

Po dobrej godzinie dotarli na miejsce. Mimo że był czerwiec, Amanda poczuła się, jakby panowała tu wczesna wiosna. Było chłodno, a wszystko wydawało się nie takie, jak dotąd znała. Nawet zapach powietrza był dziki, morski...

Portrush ku jej zaskoczeniu okazało się miejscem uroczym – i mimo całej niechęci Amanda musiała to przyznać.

– Jesteśmy na miejscu. – Jej tata, Mirek, wyglądał na zadowolonego. Do pracy tutaj ściągnął go jego znajomy, Tadek.

Mama Amandy, Kasia, sprawiała wrażenie zmęczonej. Lot samolotem i niepewność, czy słusznie postępują, mocno odbiły się na jej delikatnej twarzy. Mimo to starała się nie tracić rezonu:

– To piękne miejsce, może jego urok sprawi, że uda się nam tu zadomowić?

Amanda miała ochotę powiedzieć swoje, ale się powstrzymała. Rodzice wyrwali ją z dotychczasowego spokojnego życia. Życia, które kochała i w którym czuła się bezpiecznie. Niestety szybko się poddali, zostawiając za sobą przeszłość. Oboje stracili pracę. Zabrakło pieniędzy na spłatę kredytu na dom. Wszystko stracili, ale nie siebie. I wtedy zapadła decyzja. Tadek załatwił im w kamienicy na trzecim piętrze mieszkanie, z którego rozpościerał się bajkowy widok na poszarpane klify otaczające ocean. Amandzie przypadł w udziale malutki pokoik. Z jego okna mogła podziwiać widoki jak z pocztówki. I to było w tym najpiękniejsze. Gdy spoglądała przez okno, cały żal i strach mijały, choć nie na długo. Nie przywiozła ze sobą wielu rzeczy. Za to mnóstwo swetrów. Wyjęła z walizki telefon i tablet. Niestety nikt z przyjaciół do niej nie napisał.

– Wspaniale... „Napiszemy, będziemy o tobie pamiętać” – przedrzeźniała ich na głos, choć tak naprawdę czuła się zawiedziona. – Zostałam totalnie sama. – Po jej bladej twarzy spłynęły łzy.

Od dawna nic nie układało się po jej myśli. A złamane serce wciąż bolało. Pamiętała niedawne pierwsze pocałunki... Jego ciepły oddech... I to, co obiecywał... I jak się zachował, gdy wyznała, że jeszcze nigdy w życiu tego nie robiła...

„A bądź sobie z nią!”, pomyślała i zacisnęła pięść. Cwana Ewka świetnie znała swoje atuty. I wykorzystała je, gdy nadarzyła się okazja.

„Niech was szlag trafi...”, stwierdziła w końcu, zagryzając boleśnie wargę. Wciąż czuła upokorzenie i niemal fizyczny ból, który próbował ją złamać.

– Amando, idziemy się przejść i coś zjeść. – Mama, już nieco pogodniejsza, nagle pojawiła się w drzwiach.

– Ja zostaję, chcę odpocząć. Nie mam na nic ochoty.

– Musisz coś zjeść, poza tym spotkamy się z kolegą taty. Tadeusz ma syna i córkę w twoim wieku. No więc jak? Dobrze by było, gdybyś tu kogoś poznała. Jesteś ostatnio taka przybita. Czuję, że nie mówisz mi o wszystkim...

Amanda usiadła na łóżku. Milczała, spoglądając przez okno gdzieś w dal.

– To nic, naprawdę. Masz rację, powinnam wyjść do ludzi. – Pokiwała głową. – Włożę tylko inne spodnie – odparła, nie chcąc zawieść mamy.

– Cudownie, w takim razie czekamy na ciebie na dole. Czuję, że tutaj wszystko się nam ułoży. Wyglądałaś za okno? Jak tu pięknie!

– Tak, nawet bardzo... Ale co ja będę tu robić? – Twarz Amandy posmutniała.

– Jak to co? Przecież kochasz fotografować i malować. Możesz prowadzić blog, pokazać wszystkim, jak tu jest niezwykle. Będziesz się dalej uczyła angielskiego. Po wakacjach zaczniesz szkołę.

– Może masz rację. Chcę malować...

– Więc maluj, rób, co chcesz, ale nie zapominaj o tym, że prawdziwe życie toczy się wokół ciebie. Nie w telefonie czy laptopie. I nie jesteś sama... A może chodzi o chłopaka? Skrzywdził cię?

– Mamo, błagam...

– Martwię się... – Mama pogłaskała ją po głowie.

– To przestań. – Amanda zupełnie nie miała ochoty na zwierzenia. Przegryzała ból samotnie, jakby się go wstydziła.

Mimo że Amanda skończyła osiemnaście lat, ten czuły dotyk sprawił jej przyjemność. I przez moment wydawało się jej, że mama świetnie wie, co się ostatnio wydarzyło.

– Musisz iść do przodu. Nie możesz się załamywać. Jesteś bardzo wrażliwa, ale też silna. Znam cię, bo jesteś moją Amandą...

– Masz rację, mamo. Czas zacząć robić coś sensownego. Kupię sztalugę i farby. Spróbuję znowu malować.

– Dobrze, moja artystko. Odegnaj złe myśli i złych ludzi. A teraz przebieraj się. Idziemy poznać okolicę i coś zjeść. Umieramy z ojcem z głodu.

Amanda wyjęła z walizki jasne dżinsy. Wciągnęła je na siebie i spojrzała w wiszące nad biurkiem lustro. Długie, proste włosy w kolorze słońca i delikatne piegi rozsypane na nosie nadawały jej uroku. Amanda włożyła na głowę mały, słomiany kapelusz i wyszła z pokoju.

Portrush urzekało swym niepowtarzalnym wdziękiem, było otoczone wodą i klifami. Natura nie poskąpiła temu miejscu dzikości ani piękna. Amanda czuła się tu jak na obcej, niezwykłej planecie.

Rodzina Janasów podążała deptakiem wzdłuż portu. To tutaj mieli spotkać kolegę ojca, Tadka Domańskiego. I wtedy się pojawili. Domański z żoną, a także wysoki, szczupły blondyn i zgrabna, śliczna blondynka.

– Jak się cieszę, że jednak się zdecydowaliście. Czekaliśmy, aż przyjedziecie. Mieszkanie wam odpowiada? – Tadek klepał Mirka Janasa po plecach.

– Tak, trzeba było w końcu coś postanowić. Dziękujemy. Teraz się upewniamy, że to była dobra decyzja. Nie sądziłem, że Portrush będzie aż tak ładne.

– Tak, Irlandia jest niezwykła. I mało tu mieszkańców, nie licząc turystów. A to pewnie wasza córka. – Tadek spojrzał na Amandę. – Ładna dziewczyna, podobna do mamy. – Był uprzejmy i dość gadatliwy. Wraz z żoną i dziećmi wyjechał z Polski ponad osiem lat temu.

– Tak, to nasza Amanda. A twoje dzieci jak wyrosły!

– Jessica i Igor. Nasza duma. Amando, jesteście z Jessicą w podobnym wieku. Tylko Igor ma już dwadzieścia lat – zauważyła ich mama, równie wysoka, co wysportowana.

Amanda nabrała otuchy, zauważając uśmiech dziewczyny, choć imię Jessica wydało jej się przesadzone. Igor natomiast przyglądał się jej z wyraźnym zainteresowaniem. Amandę to peszyło. Uznała, że jest wścibski i nachalny, a nawet zbyt pewny siebie. Spojrzała więc z obojętną miną w bok, udając, że słucha zachwytów rodziców.

– Musicie koniecznie poznać okolicę. Wszystko wam pokażemy. Portrush jest bardzo malownicze. Zobaczycie, co się będzie działo w Halloween. I te klify przy plaży... – Maria, żona Tadeusza, pałała entuzjazmem. Nawet Janasom się to udzieliło.

– Ja jej wszystko pokażę. – Igor nagle przemówił, strzelając do Amandy wzrokiem. – Zaprowadzę cię na najpiękniejszą plażę, White Rocks. Jest szeroka, piaszczysta, w czasie sztormu po prostu bajkowa.

– I te skały z ogromnymi jaskiniami – wtrąciła Jessica – musisz to po prostu zobaczyć. Są niesamowite. Można się w nich nieźle schować.

– Dzięki. Może się tam wybiorę... – odparła bez większego entuzjazmu.

– Oczywiście, że pójdzie z wami, prawda, Amando? – Mama zawsze musiała wtrącić swoje.

Amanda zrobiła grymas, który miał wyrażać uśmiech i aprobatę.

– Wybaczcie. Jestem zmęczona, chyba już wrócę do pokoju. Możemy jutro pójść na plażę, jeśli się zgodzisz. – Amanda spojrzała na Jessicę z nadzieją. Dziewczyna miała równie długie włosy, co ona, lecz ciemniejsze. Cienkie warkoczyki dodawały jej uroku i charakteru. Na jej dłoni Amanda dostrzegła mały tatuaż: I love surfing, I catch the moment.

– Jasne. Bywam tam prawie codziennie i chętnie cię zabiorę.

– Fajnie.

Amanda przytaknęła. Dziewczyna wydawała jej się miła. Biła od niej siła, której Amanda teraz tak bardzo potrzebowała. Igor natomiast milczał. Kiedy na niego spoglądała, za każdym razem napotykała przenikliwe spojrzenie, wyrażające ciekawość i podejrzliwość. Było to męczące i kłopotliwe. Jakby w niewidoczny sposób przekraczał jej granice. W końcu Amanda pożegnała się i ruszyła w stronę mieszkania. Wyraźnie odetchnęła, gdy się już oddaliła od Domańskich. Gadatliwy ojciec i wścibski syn. Jedynie Jessica wzbudzała jej sympatię.

Ulica, którą szła, zaczęła się nagle dziwnie zwężać. Cichy port, w którym cumowały jachty i żaglówki, przyciągał swym urokiem. Jednak tutaj najbardziej urzekały Amandę klify. Spojrzała za siebie. Rodzice wciąż dyskutowali z Domańskimi. Igor chyba instynktownie wyczuł jej wzrok, bo odwrócił się i jej pomachał. Amanda poczuła się nieswojo. Jest w nas coś takiego, na co nie mamy wpływu. Niektórzy ludzie przypadają nam do gustu, inni przeciwnie. Z Igorem tak właśnie było, choć kierowało nią zaledwie przeczucie. Postanowiła nie wracać jeszcze do domu. Chciała podejść bliżej klifu. Przeszła spory kawał drogi, zmierzając w kierunku plaży White Rocks. Coś ją do niej przyciągało, nie pozwalając zawrócić. Niebo nagle pociemniało, przywołując szare chmury. Amanda obserwowała, jak pierwsze krople deszczu ciemnymi kropeczkami zdobią chodnik tuż przed jej stopami. Po chwili jednak rozpadało się na dobre. Dziewczyna przyspieszyła, nie lubiła moknąć. O tej porze roku w Polsce leżałaby na plaży i prażyła się w słońcu. Przypuszczalnie. Choć to też nie było pewne.

„Nigdy się nie przyzwyczaję do tego miejsca”. Poczuła złość i rozczarowanie kapryśną pogodą.

Wiatr zaczął przybierać na sile. I wtedy go zobaczyła. Stał na brzegu klifu i wpatrywał się w dal. Amanda aż przystanęła. Wysoka sylwetka młodego mężczyzny przyciągnęła jej uwagę. Miał na sobie długi płaszcz, a jego ciemne, półdługie włosy falowały wraz z porywami wiatru. Sprawiał wrażenie, jakby się zastanawiał, czy nie skoczyć w otchłań oceanu.

– Co on wyprawia? – Zaintrygowana podeszła do balustrady. Poczuła dziwny niepokój o nieznajomego. I wydawało się jej, że tylko ona go zauważyła. Amanda uznała, że to zapewne jakiś dziwak. Młody szaleniec albo poeta szukający natchnienia. Obserwowała go jeszcze chwilę w cichym zachwycie.

Do wiatru dołączył deszcz. W końcu ruszyła w stronę domu. Z nosa i czoła skapywały jej krople deszczu. Wszystko wydawało się tu inne, nawet ten chłopak na klifie. Jakby na coś czekający... Kojarzył jej się z romantyczną postacią literacką, równie tajemniczą, co urzekającą. Deszcz niesiony wiatrem uderzył w Amandę całą siłą. Miała wielką ochotę zakląć. Przemoczona do suchej nitki pomyślała, że z klifu musi rozpościerać się piękny widok na okolicę. Sama by się na niego wdrapała, gdyby nie ta dziadowska pogoda. Zaintrygowana spojrzała ponownie w stronę oceanu, lecz chłopaka na klifie już nie było. Jakby rozmył się we mgle. Nie zdążyła zobaczyć, czy nieznajomy skoczył do wody, czy po prostu odszedł. Wpatrywała się jeszcze przez chwilę w tamto miejsce, lecz dostrzegła tylko silne fale uderzające o skały.

„Gdzie zniknąłeś?” Zmrużyła oczy z niedowierzaniem.

– Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego miejsca – wycedziła przez zęby i zawiedziona pobiegła do domu.

Kiedy wpadła do mieszkania, zrzuciła z siebie mokre ubranie i wskoczyła pod ciepły prysznic. Potem zaczęła się zastanawiać nad zakupem sztalugi i farb. Zapragnęła znowu malować, uwielbiała tak spędzać wolny czas. Tworząc.

Nazajutrz udała się na Ramore Ave, by popytać o sklep malarski. Niestety, w sklepie papierniczym, jedynym w okolicy, kazano jej zamówić wszystko, czego potrzebuje, online. Amanda nie była z tego powodu zadowolona. Tym bardziej że czas oczekiwania na zamówienie z Londonderry wynosił dwa tygodnie. Tutaj życie wyglądało inaczej, wolniej, i musiała się do tego przyzwyczaić.

Dni w Portrush upływały wolno. Rodzice Amandy zaczęli pracę w Portrush Atlantic Hotel. Pracowali na zmiany, po dziesięć godzin dziennie. Dziewczyna spędzała więc sporo czasu sama. Jednak się nie nudziła. W dodatku Igor nie odstępował jej na krok, choć wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że woli towarzystwo jego siostry. Odwiedzał ją często pod byle pretekstem. Amanda, chcąc nie chcąc, próbowała go zaakceptować.

– Dlaczego ciągle tu przesiadujesz? To niezdrowo nie wychodzić na spacery. Unikasz mnie? – Siedział na kanapie naprzeciwko niej. Igor należał do upartych chłopaków, w dodatku takich, którym się wydawało, że wszystko wiedzą najlepiej.

– Posłuchaj. Nie możesz do mnie przychodzić, kiedy ci się spodoba. Potrzebuję dużo czasu dla siebie. Maluję i fotografuję. Poza tym jestem typem introwertyczki, więc nie myśl, że nagle stanę się duszą towarzystwa. Raczej się już nie zmienię.

– Wcale tak nie myślę. Uwielbiam twoją nieśmiałość. Piszesz książkę, że tak się tu zamykasz?

– Mówił ci już ktoś, że jesteś wścibski? – Amanda obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Igor był nieźle zbudowany, atrakcyjny i pewnie podobał się wielu Irlandkom. Ale nie jej. Podobnie jak jego końskie zaloty.

– Kiedy się złościsz, jesteś jeszcze ładniejsza. – Pokazał w uśmiechu białe zęby. – Może pobiegamy razem?

– Nie, nie pobiegamy. Jestem zajęta.

– W takim razie przyjdę po ciebie po południu. Szesnasta może być? Pobiegniemy w stronę klifu.

Amanda już miała odmówić, jednak bardzo chciała zobaczyć z bliska tutejsze klify. Intrygowały ją. Budziły podziw i respekt.

– Niech ci będzie. Tylko nie myśl, że mnie prześcigniesz.

– Nie myślę tak. Więc się zgadzasz?

– Chcę zobaczyć te klify. Tylko ze względu na nie się zgadzam.

– Naprawdę? – Igor wydawał się rozczarowany, jednak nie rezygnował.

– Nie ciągnij mnie za język, bo to nic nie da. Za chwilę mogę się rozmyślić.

– Nie możesz, jesteśmy już umówieni – odparł, po czym z zadowoloną miną zniknął za drzwiami.

Amanda pokiwała tylko głową. Gdyby to Rafał za nią tak biegał, kiedy jeszcze mieszkała w Przesiece. Na tę myśl posmutniała, a po chwili pożałowała wspomnienia o nim. Dość! Porzucił ją, a nazajutrz zaczął chodzić z jej koleżanką z klasy. To paskudne uczucie. Upokorzenie nie chciało z niej wyparować. No ale czy wspomnienia można tak po prostu wymazać? Tym bardziej złe? Od kiedy tu przyjechała, tylko jedna koleżanka z klasy maturalnej, Gosia, pamiętała o niej i czasem przesyłała zdjęcia i pozdrowienia. Amanda zaczynała powoli zamykać za sobą tamten rozdział życia, a przyjazd do Portrush traktować jak wybawienie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki