Revelations - Jerry Moffatt, Niall Grimes - ebook

Revelations ebook

Jerry Moffatt, Niall Grimes

4,6

Opis

Mistrz skały lat 80. pisze o początkach wspinaczki sportowej

 

Brytyjczyk Jerry Moffatt – legenda wspinaczki lat 80., niepokorny, ambitny, niedający za wygraną mistrz skały i zawodnik. W wieku 17 lat, po latach niepowodzeń w szkole, wybrał własny sposób na życie. Stawiając wszystko na jedną kartę, dopiął swego – zapisał się na kartach historii wspinaczki nie tylko brytyjskiej, ale też światowej.

Książka Jerry’ego pt.:  Revelations, której tytuł wprost nawiązuje do słynnej wśród wspinaczy drogi Revelations (8a+) w Raven Toropowiada o robieniu „cyfry”, wygrywaniu zawodów, pracy nad sobą, podnoszeniu poprzeczki i łamaniu zasad grawitacji. O ambicji i spełnianiu marzeń. O trudnych początkach, z kredą krawiecką zamiast magnezji. O skórze spalonej słońcem i białych podkolanówkach z… koniecznie dwoma paskami. O sukcesach. I wreszcie o schodzeniu ze sceny. Przeczytacie w niej też o treningu, diecie i systematycznej pracy nad tym, by zostać najlepszym wspinaczem w historii.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 527

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (5 ocen)
3
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

Revelations

Redaktor serii

Agnieszka Rachwał-Chybowska

Redakcja

Karolina Ośka

Przypisy

Anna Gołębiowska, Karolina Ośka

Projekt okładki, typografia i DTP

Wojciech Grzegorzyca

Skład wersji elektronicznej

Robert Fritzkowski, Magraf s.c., Bydgoszcz

Zdjęcia: Carl Chambers, Gerd Heidorn, Greg Lucas, Heinz Zak, Ian Smith, John Bachar, Keith Jones, Kurt Albert, Marco Troussier, Masanori Hoshina, Neil Foster, Paul Hill, Roland Dare, Roland Foster, Sarah Dickson, Steve Lewis, Thomas Ballenberger, Tim Moffatt oraz z archiwum Jerry’ego Moffatta i Chrisa Gore.

Ilustracje na str. 300: Simon Norris, Vertebrate Graphics

Biogramy wszystkich wymienionych w książce wspinaczy można znaleźć w Wielkiej Encyklopedii Gór i Alpinizmu, tom VI: Ludzie gór, pod red. Małgorzaty i Jana Kiełkowskich (Stapis 2013), a dodatkowe informacje także na stronie www.wspinanie.pl. Przypisami opartymi na ww. źródłach zostały opatrzone jedynie najważniejsze, zdaniem redakcji, postaci, a szczególnie te, które środowisko wspinaczkowe utraciło po premierze Revelations w Wielkiej Brytanii w styczniu 2009 roku.

Książka ukazała się przy współudziale Fundacji Wspierania Inicjatyw Twórczych i Naukowych FOSTER.

ISBN: 978-83-7967-118-2

This Work was originally published in 2009 by Vertebrate Publishing, an imprint of Vertebrate Graphics Ltd, Crescent House, 228 Psalter Lane, Sheffield, S11 8UT, UK, under the title Revelations by Jerry Moffatt (with Niall Grimes).

Copyright © Vertebrate Publishing

Copyright © for the Polish translation by Anna Gołębiowska, 2018

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Stapis, 2018

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo. Więcej na www.legalnakultura.pl

Polska Izba Książki

Wydawca:

Wydawnictwo STAPIS

ul. Floriana 2a,

40‒288 Katowice,

tel. +48/32/2597574; www.stapis.com.pl

FRAGMENT

Dla Toby’ego, Wolfganga, Andrew, Noddy’ego i przyjaciół,

którzy zbyt szybko i w tragicznych okolicznościach stracili życie.

PROLOG. CAŁKIEM SAM

Jest lato 1983 roku. Mam dwadzieścia lat i stoję sam przy skraju jezdni. Nad pięknymi górami Snowdonii w Północnej Walii praży oślepiające słońce. Przełęcz Llanberies tworzy wyraźne, przypominające wijącego się węża obniżenie w zboczach Snowdonu. Zewsząd otoczona jest najwspanialszymi, naznaczonymi historią tej krainy zerwami: Dinas Mot, Carreg Wastad, Clogwyn y Grochan, Cyrn Las. Najwybitniejsza z nich rozpościera się nade mną, dominując na niebie na przestrzeni niemal pół kilometra – górujące ponad stromym wzgórzem skaliste wypiętrzenie Dinas Cromlech. Dwie potężne, czarne ściany wysokości niemal pięćdziesięciu metrów stanowią serce tej formacji i układają się w kształt otwartej książki. To właśnie tutaj najlepsi wspinacze ostatniego stulecia dokonywali najwspanialszych przejść.

Spoglądam w górę. W środku tygodnia nie ma tu żywej duszy. Dostrzegam jedynie dwóch wspinaczy rozpoczynających długą, prostą drogę w najbardziej spękanej części ściany, po jej lewej stronie. Podnoszę plecak, ciężki od upchniętych do niego lin, sprzętu, butów do wspinaczki, nieodłącznego woreczka na magnezję i uprzęży, i zaczynam męczący marsz pod urwisko.

Wiem, co się szykuje, ale ukrywam to nawet przed samym sobą.

Obiecałem sobie więcej tego nie robić. Postanowiłem na jakiś czas odpuścić. Raptem wczoraj stoczyłem wygraną bitwę na jednej z najsłynniejszych, dotychczas dziewiczych płyt skalnych w tym rejonie – Master’s Wall na Clogwyn Du’r Arddu. Byłem tak bliski śmierci, że przyrzekłem sobie przez dłuższy czas nie próbować niczego równie niebezpiecznego. Dlatego dzisiaj muszę udawać. Wmawiam sobie, że chcę tylko poprowadzić kilka nieznaczących dróg. Podejdę pod ścianę i znajdę tam kogoś, kto szwenda się samopas i ma ochotę na wspinanie. Stworzymy zespół i spędzimy razem czas, na zmianę prowadząc drogi. To będzie bardzo sympatyczny dzień.

Niemal w to uwierzywszy, podchodzę zgrzany i spocony pod charakterystyczne zacięcie Dinas Cromlech. Jest pusto. To było pewne, ale… jestem tutaj, gotowy do walki. Stojąc dokładnie pośrodku ogromnego, czarnego zacięcia, patrzę na znajome drogi, gdzie pokonywałem kolejne etapy wspinaczkowego wtajemniczenia, wyznaczające postęp w moim wspinaniu. W tych liniach, wraz ze wzrastającymi trudnościami, zapisana jest opowieść o tym, jak budowałem siłę i doświadczenie. Widzę stąd Cemetery Gates, eksponowaną rysę autorstwa Joego Browna i Dona Whillansa wycenioną na E1[1], biegnącą aż do górnej krawędzi prawego skraju ściany. Zakładam znoszone buty, zawiązuję woreczek z magnezją, zostawiam ciężkie liny i sprzęt. Ubrany tylko w szorty pokonuję długą, pionową linię. Zabiera mi to nie więcej niż pięć minut. To niesamowite uczucie – wspinać się w zupełnej samotności, z wszechogarniającym poczuciem nieograniczonej przestrzeni i wolności; z myślami skupionymi tylko i wyłącznie na wspinaczce. Zarówno poczucie zagrożenia, jak i potrzebę bezpieczeństwa zostawiłem gdzieś daleko na dole, pod sobą. Tuż przed końcem drogi zwieszam się na dwóch dobrych chwytach i spoglądam w pustkę pod stopami, a potem na drogę gdzieś w oddali i pozwalam sobie to wszystko chłonąć. Ach, co za miejsce!

Ze szczytu ściany schodzę sąsiednią drogą, Ivy Sepulchre. Trzy lata temu zaliczyłem na niej pierwsze prowadzenie o takich trudnościach[2]. I gdy bez asekuracji, solo, pokonuję jej najbardziej wymagające miejsce, powracają do mnie wspomnienia walki stoczonej tamtego pamiętnego dnia. Wkrótce jestem znów u podstawy ściany. Naprzeciw drogi Cemetery Gates wąska ryska przecina niemal pozbawioną rzeźby skałę. To tak zwana Lewa Ściana (Left Wall), wyceniona na E2. Poprowadziłem ją dwa lata temu, walcząc w trakcie przejścia z osadzaniem metalowych haków. Wpinałem w nie karabinki i przepinałem linę. Jej zadaniem było wyłapanie[3] potencjalnego lotu, gdybym odpadł w trakcie wspinaczki. Dziś, klinując w rysce jedynie opuszki palców i stając czubkiem buta na tarcie[4] na skale, z łatwością przechodzę i tę drogę. Błyskawicznie schodząc, zadzieram głowę, żeby zobaczyć, że dwaj wspinacze, których wypatrzyłem wcześniej, nadal tkwią w ścianie, na tej samej, dość łatwej linii[5]. Wyobrażam sobie, jak cieszą się nią w promieniach słońca. Znalazłszy się znów na ziemi, przechodzę na żywca[6]Cenotaph Corner, jedną z najlepszych linii wytyczonych przez Browna. Biegnie na wprost w zacięciu. Nigdy wcześniej jej nie robiłem, a względnie niska wycena w skali trudności nie zmienia faktu, że zmierzenie się z nią bez asekuracji jest naprawdę karkołomnym wyczynem. Trzydzieści metrów nad ziemią muszę pokonać czujną[7] sekwencję najbardziej wytężających ruchów na drodze i wyprzeć się całym ciałem z obłej, śliskiej w dotyku skały, bo w zasięgu brak jakichkolwiek dobrych chwytów. Ale sam impet wykonywanego ruchu utrzymuje mnie w ścianie.

Jestem rozgorączkowany. To jeden z tych niezapomnianych dni, kiedy wszystko układa się w całość: odpowiednie miejsce, sytuacja oraz pogoda współgrająca z właściwą drogą, sprawnością fizyczną, pragnieniem pokonania wyzwania i stanem umysłu. Bez liny i asekuracji, które mogłyby mnie ocalić, pojedynczy błąd – drobna pomyłka w ocenie ryzyka – oznacza śmierć. Ale dziś nic nie jest w stanie mnie zatrzymać, niezależnie od poziomu reprezentowanych trudności. Zamiast czuć, że walczę o życie, wiem, że to moje przeznaczenie.

Memory Lane na lewej krawędzi lewej ściany przechodzę ot tak, pamiętając ją jak przez mgłę. Droga Foil jest trudniejsza i bardziej stroma od pozostałych. Przeszedłem ją dobrych kilka lat temu i wówczas był to prawdziwy przełom w moim wspinaniu, moje pierwsze E3. Rozpaczliwa wspinaczka, wytężająca i pompująca, kończąca się dobrą rysą – oazą bezpieczeństwa, która pozwala na dobrą asekurację. Dzisiaj, bez żadnego ubezpieczenia, wydaje się już tylko wymagająca.

Pod koniec odcinka w rysie, trzydzieści metrów nad ziemią, docieram do najtrudniejszej sekwencji na drodze. Żeby wyjść ze skalnej płetwy, trzeba wykonać długi, parametryczny[8] ruch i użyć czystej siły, by dostać się do dobrego chwytu daleko w górze. Łapię ją – jest ruchoma, drga pod naporem dłoni. Skała jest pionowa, a muszę powierzyć cały ciężar ciała temu jednemu chwytowi, by móc sięgnąć tak wysoko, jak trzeba. Siła, której powinienem użyć, z pewnością wyrwie tę płetwę. Wiem, co się wtedy stanie.

Nie mogę zejść po chwytach, po których się tu dostałem. Nie ma odwrotu. Czuję, jak kwas mlekowy nabija mi przedramiona – to pierwsza oznaka zmęczenia mięśni. Muszę wykonać jakiś ruch. Postanawiam wyrwać ruszającą się skalną płetwę, a jeśli to się nie uda, uznać, że w takim razie jest wystarczająco solidna. Kilkukrotnie uderzam w nią pięścią prawej dłoni. Wibruje jeszcze bardziej, ale nadal trzyma. Nie ma innej możliwości. Włączam instynkt przetrwania: jestem opanowany i obojętny. Trzymając się płetwy, robię „rowerek” stopami po ścianie, nadając ciału rozpęd, by dosięgnąć możliwie najwyżej. Robię głęboki wdech i zawisam całym ciężarem na niepewnym chwycie. Nie rusza się. Łapię się dobrych klamek powyżej. Gdy śpiesznie pokonuję łatwy odcinek drogi do krawędzi ściany, przepełnia mnie radość i… uczucie ulgi.

Na szczycie skalnego urwiska stwierdzam, że na dziś mam dość, ale już chwilę później ląduję znów u stóp skalnego zacięcia. Najtrudniejsza droga w tym miejscu to linia niedawno wytyczona przez Rona Fawcetta, Lord of the Flies (Władca Much). Poprowadziłem ją w zeszłym roku. Przejście jej bez asekuracji leży na granicy moich fizycznych możliwości. Na prawo od Władcy znajduje się klasyk wszech czasów stopnia E5 o nazwie Right Wall, wytyczony przez Pete’a Liveseya. W 1974 roku była to najtrudniejsza droga w kraju – pionowa, z długimi, bardzo trudnymi odcinkami po bardzo małych chwytach. Pokonuję je bez mrugnięcia okiem. Wysoko w ścianie sięgam do maleńkiego, tkwiącego w skale kruchego odłupania, przypominającego strukturą wafelek od loda. Odnoszę wrażenie, że jest ruchomy, być może po doświadczeniu na Foil. Czy powinienem zaufać, że utrzyma mój ciężar? Naprawdę się poruszył? Odpowiadam sobie, że nie. Zapinam na nim – na malutkiej, kruchej, ostrej jak żyletka krawądce – opuszki palców obu dłoni i zwieszam się, całym ciężarem, ponad trzydzieści metrów nad ziemią, sam w środku tygodnia, w ścianie, gdzieś w Walii.

Wtedy ogarnia mnie uczucie najbardziej nieprawdopodobnej euforii. Liczy się tylko tu i teraz. Czuję, że wszystko mam pod kontrolą, jestem szczęśliwy i zrelaksowany. Wszystko jest doskonałe. Oczywiście, że chwyt mnie utrzyma, bo to moje przeznaczenie. Powinienem zapamiętać ten moment na zawsze. Podciągam się pewnie na subtelnej krawądce, sięgam do lepszych, bardziej litych chwytów powyżej i gładko zmierzam do topu. Choć mam dopiero dwadzieścia lat, wiem, że przeżywam właśnie jeden z moich wielkich dni.

Dwadzieścia pięć lat później nadal mam w pamięci każdy drobiazg, każdą emocję, której wówczas doświadczyłem. Wszystko wskazuje, że do pewnej chwili podążałem wytyczoną ścieżką. Miałem cudowne dzieciństwo. Wychowywałem się na wsi. Z rodzicami i dwojgiem braci byłem bardzo zżyty. W szkole może i męczyłem się ze wszystkimi przedmiotami, ale cieszył mnie sport i odnosiłem w nim sukcesy. Ot, wiodłem najzwyczajniejsze w świecie życie. I nagle, gdy miałem piętnaście lat, ktoś zabrał mnie w skały i nic już nie było takie jak dawniej.

ROZDZIAŁ 1. PIERWSZE KROKI

Panna Pyper wyrzuciła mnie z klasy. Znów byłem niegrzeczny – kazała mi wyjść na korytarz i stanąć w kącie. Słońce przeświecało przez okna, promienie załamywały się na szybach. Przypomniało mi się, gdzie stoi drewniana skrzynia z zabawkami, które znosiliśmy do szkoły. Zza drzwi dobiegały głosy innych dzieci recytujących jakąś wyliczankę. Chciałem być tam z nimi, robić to, co one, ale wiedziałem, że niewiele bym z tego pojął. Rzadko rozumiałem szkolne zadania. Spojrzałem na drewniany, ułożony w szachownicę parkiet i zacząłem chodzić po korytarzu w tę i z powrotem, stawiając stopy pod kątem, próbując nie nadepnąć na linie pomiędzy klepkami.

„Nie chciałem, żeby pani mnie wyrzuciła” – pomyślałem. „Żałuję, że byłem niegrzeczny. Szkoda, że tak niewiele rozumiem”. Taka prawda – po prostu nie nadążałem.

Dorastałem na przedmieściach Leicester, w Bushby. Mieszkaliśmy w domostwie przekształconym z dużej farmy: mama, tata, mój starszy brat Simon i młodszy, Toby, oraz ja. Wieś otaczały pola uprawne, lasy i strumienie, a ja uwielbiałem wałęsać się po okolicy. Od czwartego do ósmego roku życia chodziłem do Duncairn Kindergarten. Na każde Boże Narodzenie placówka przysyłała rodzicom raporty z postępów w nauce. Mam je do dzisiaj i stanowią fascynującą lekturę.

„Jeremy nadal jest bardzo dziecinny. Wulkan energii! ” – donosił pierwszy, ze Świąt 1987 roku. Opinie o mnie nigdy zresztą nie uległy znaczącej poprawie. „Nadal nie mogę poinformować Państwa o postępach syna. Musimy mieć nadzieję, że chłopiec wkrótce wykaże jakieś zainteresowanie nauką. Jest jednak zawsze zadowolony i uśmiechnięty, rówieśnicy go lubią”.

Czasem pojawiały się światełka w tunelu: „W końcu można zauważyć zmianę, choć Jeremy z trudnością zapamiętuje to, czego się nauczył”.

Roznosząca mnie energia często była źródłem problemów, co znajdowało wyraz sprawozdaniach: „Z wielu powodów – udany semestr, ale zachowanie Jeremiego nadal często jest nie do opanowania”.

Niekiedy nauczyciel zdawał się tracić nadzieję: „Jeremy usilnie stara się dorównać rówieśnikom, ale jego wyniki nadal są niezadowalające. Zdaje się pamiętać coś przez pewien czas, a potem cała wiedza gdzieś ulatuje”.

Byłem bardzo popularny wśród rówieśników, wypadałem dobrze w grach ruchowych i na zajęciach plastycznych. Najważniejsze, że świetnie się bawiłem. Jednak cenzurki dowodziły niepokojącego braku postępów w nauce. Panna Pyper bardzo starała się zagonić mnie do książek i rozbudzić głód wiedzy, ale ostateczna ocena szkoły z Wielkanocy 1971 roku nie pozostawiała złudzeń.

„Biorąc pod uwagę nakład pracy i podjęte starania, żeby pomóc Jeremiemu, rozczarowuje to, że nie osiągnął lepszych wyników. Życzymy mu wszystkiego, co najlepsze, i mamy nadzieję na gruntowną zmianę, która zaowocuje pożądanymi rezultatami”.

Po Duncairn uczęszczałem do Stoneygate, tradycyjnej, prywatnej szkoły podstawowej dla chłopców. Pamiętam, jak przed pierwszym wyjściem mama pomagała mi się ubrać. Musiałem założyć szarą marynarkę z emblematem szkoły, spodenki i białą koszulę z czerwonym krawatem. Do tego parę skórzanych, czarnych butów, które kazano mi czyścić, aż będą lśniły. Rodzice podwieźli mnie pod bramę i poszedłem w kierunku dużego holu, gdzie miała miejsce zbiórka. Dzieci siedziały w rzędach w całkowitym milczeniu i wszystkie wydawały się mieć nieskazitelne maniery. Czułem się onieśmielony przez tych chłopców, szczególnie starszych, ale ekscytowało mnie, że do tej samej szkoły chodził Simon, mój starszy o piętnaście miesięcy brat. Byłem w niego zapatrzony: nie tylko radził sobie świetnie w sporcie, ale miał przy tym głowę na karku. Wszystkie dzieciaki marzyły o tym, by być właśnie takim Simonem.

W Stoneygate czułem się dobrze, ale do nauki było więcej teorii niż w Duncairn i już w pierwszym semestrze okazało się, że wszystkie przedmioty sprawiały mi trudność. W żadnym nie byłem choćby dobry. Przykładałem się do lekcji, tak w szkole, jak i w domu, ale wyglądało na to, że nie jestem w stanie pojąć, co do mnie mówią nauczyciele. Pod koniec pierwszego roku odbyły się egzaminy. Wypadłem najgorzej z klasy. Moi rodzice zostali wezwani do szkoły i wspólnie z nauczycielami ustalili, że będę powtarzał pierwszy rok, żeby sprawdzić, czy przyswoję materiał, ucząc się go w kolejnym podejściu. Minęło kolejne dwanaście miesięcy. Powtórzyłem egzaminy. Tym razem czułem ogromną ulgę, że osiągnąłem wynik drugi od końca. Ktoś był ode mnie gorszy. Pewnego dnia w czasie wakacji siedziałem w domu i usłyszałem dyskusję rodziców. Zawołali mnie i powiedzieli, że zamienili słówko z dyrektorem szkoły.

– W szkole sądzą, że lepiej będzie, jeśli ją opuścisz – oznajmiła mama.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] E1 to stopień trudności drogi w skali brytyjskiej. Wyceny brytyjskie składają się z dwóch członów, np. E2 5c. Pierwszy odpowiada za ogólny, całościowy odbiór trudności drogi, na który składają się czynniki takie jak: wysiłek fizyczny, powaga, jakość asekuracji, jakość skały, ekspozycja. Rosnącym trudnościom odpowiadają określenia i ich skróty: Easy (E), Moderate (M), Difficult (D), Hard Diff (HD), Very Difficult (VD), Hard Very Difficult (HVD), Severe (S), Hard Severe (HS), Very Severe (VS), Hard Very Severe (HVS), Extremely Severe (E1, E2 itd.). Druga część wyceny, mimo że przypomina skalę francuską, nie ma z nią nic wspólnego. Z założenia ma określać najtrudniejszy ruch na drodze. Nieważne, czy jest on jednym z dziesięciu innych, równie trudnych, czy jedynym tak trudnym, i to niezależnie od asekuracji. Zazwyczaj oba te człony są w pewnym stopniu powiązane. Na przykład HVS 5a, E1 5b, E2 5c – to typowe połączenia. Jeśli drugi człon jest wyższy, sugeruje to, że ruchy będą trudniejsze, jednak asekuracja lepsza (E2 6b). Analogicznie, jeśli znacząco odbiega on w dół (E2 5a), należy się spodziewać gorszej asekuracji/jakości skały/trudności mentalnych (zob. K. Ośka, Północna Walia – serce brytyjskiego tradu [dostęp: 5.06.2018], <http://8a.pl/8academy/polnocna-walia-serce-brytyjskiego-tradu/>). Tłumaczka zdecydowała się na pozostawienie w tekście (w większości przypadków) oryginalnych wycen stosowanych w skali brytyjskiej, z uwagi na liczne opinie osób mających styczność ze wspinaniem w Wielkiej Brytanii, że jednak ta skala jest specyficzna, jedyna w swoim rodzaju i mimo istniejących odpowiedników – nieprzekładalna. W niektórych miejscach, by móc przybliżyć Czytelnikowi realną trudność pokonywanej linii, w przypisach występuje porównanie do skali Kurtyki.

[2] Mowa tu o trudnościach HVS (Hard Very Severe) – odpowiednik drogi o trudności VI- w skali Kurtyki.

[3] Wyłapanie lotu na linie (żargon środowiskowy) – użycie liny do asekuracji z wykorzystaniem jej właściwości dynamicznych.

[4] Stawanie na tarcie – element techniki poruszania się na słabo urzeźbionej, niemal pozbawionej naturalnych stopni skale. Technika ta rozwinęła się dzięki wynalezieniu butów wspinaczkowych ze specjalną podeszwą wykonaną z materiałów o wysokim stopniu przyczepności.

[5] Mowa o drodze w stopniu V Diff (Very Difficult).

[6] Na żywca (żarg. środ.) – bez asekuracji.

[7] Czujna sekwencja (żarg. środ.) – ciąg następujących po sobie ruchów do wykonania podczas wspinania, wymagających większej niż zazwyczaj precyzji.

[8] Parametryczny ruch (żarg. środ.) – ruch wymagający odpowiedniego parametru, czyli wzrostu, długości ramion itp.