Rewanż Agencja Rozbitych Serc - Natasza Socha - ebook + audiobook + książka

Rewanż Agencja Rozbitych Serc ebook

Natasza Socha

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Rewanż Agencja Rozbitych Serc

Agata traci pracę w kancelarii prawnej. Popełniła tylko jeden błąd – w dała się romans z szefem. Zapewniał ją, że łączy go z żoną zimne wyrachowanie. Ale żona się dowiedziała o Agacie i… zażądała rozwodu. Szef obsypał ją kwiatami, a swojej asystentce wręczył wypowiedzenie. Agata bezskutecznie szukała pracy. I postawiła na własny biznes: firmę specjalizującą się w otwieraniu oczu równie jak ona naiwnym kobietom. Założyła agencję detektywistyczną, specjalizującą się w demaskowaniu niewiernych mężów i nieuczciwych kochanków. Jej kawalerka była za mała na biuro, Agata postanawia więc zaadaptować auto na swoje miejsce pracy. I tak oto Agencja Rozbitych Serc ruszyła z piskiem opon ku czasem naprawdę zagmatwanym historiom, by odkrywać prawdę, która bywa zupełnie nieoczekiwana, rozwikływać zagadki, a nade wszystko nieustająco nieść załamanym kobietom wsparcie.

Kontynuacja bestsellerowej pierwszej części Agencja rozbitych serc. Zemsta, w której Agata wprawdzie wreszcie zemści się na byłym szefie, ale życie postawi przed nią większe wyzwania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 283

Oceny
4,5 (166 ocen)
105
41
14
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
UrszulaLila

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna historia. Polecam.
00
ivona_malicka_enter

Nie oderwiesz się od lektury

Zabawna opowieść. Polecam
00
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

świetna zabawa, chyba lepsza od poprzedniej części, zachęca do czytania kolejnej i zaciekawia...
00
wolontariusz

Nie oderwiesz się od lektury

i co dalej ? ☺️ świetna lektura
00
630gosia

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Roz­dział 1

Piękne wrze­śniowe dni nie dla wszyst­kich są tak samo piękne.

– Ja oczy­wi­ście rozu­miem: chwi­lowe zauro­cze­nie, sła­bość, nad­miar wina, które dodat­kowo piłaś ukrad­kiem, ale czy możesz mi wytłu­ma­czyć, jak to się stało, że upra­wia­łaś seks bez zabez­pie­cze­nia? – Julka patrzyła na Agatę z nie­do­wie­rza­niem.

Agata zamknęła oczy. To ona była wła­śnie osobą, którą piękny wrze­śniowy dzień mało obcho­dził, bowiem obec­nie znaj­do­wała się w czar­nej dupie. Na­dal nie mogła uwie­rzyć w to, co powie­dział jej wczo­raj lekarz. Była w ciąży. Tym razem naprawdę, bo pierw­szy stan bło­go­sła­wiony wymy­śliła, żeby pod­krę­cić dra­ma­tyzm sytu­acyjny.

W skró­cie wyglą­dało to nastę­pu­jąco: jakiś czas temu została wyrzu­cona z pracy przez kochanka, który jed­no­cze­śnie był jej sze­fem, więc poża­liła się kole­dze z kan­ce­la­rii Jaku­bowi na swoją opła­kaną sytu­ację, ubar­wia­jąc całą histo­rię rze­komą ciążą. Uznała, że zabrzmi to o wiele bar­dziej dra­ma­tycz­nie, niż gdyby przy­znała się tylko do samego romansu. W końcu było to dość żenu­jące wyda­rze­nie w jej życiu, a ciąża nada­wała temu przy­naj­mniej jakiś ele­ment tra­giczny.

Nie wykrę­ciła się jed­nak z sytu­acji w porę, więc kiedy mleko się roz­lało, a prawda wyszła na jaw, Jakub poczuł się nieco oszu­kany. Oczy­wi­ście, było to zro­zu­miałe, pro­blem pole­gał jed­nak na tym, że Agata dwa razy ule­gła Kubie (emo­cje, wino, zagu­bie­nie), co zakoń­czyło się sek­sem.

Uda­nym, ale bez zabez­pie­cze­nia.

– Ale dla­czego? – dopy­ty­wała się Julka, przy­ja­ciółka Agaty i powier­niczka jej naj­więk­szych tajem­nic.

– No bo nie­jako byłam już w ciąży – tłu­ma­czyła się nieco zawile Agata. – W tej sytu­acji nie ist­niało ryzyko wpadki, prawda? Nie wspo­mnia­łam więc o zabez­pie­cze­niu, bo prze­cież nie było zagro­że­nia.

Julka wznio­sła oczy ku niebu.

– Ciążą może nie. Ale ist­nieje też coś takiego, jak różne cho­roby, które Jakub mógł na przy­kład mieć. Nie przy­szło ci to do głowy?

Agata ukryła twarz w dło­niach.

– Nic mi nie przy­szło, prawdę mówiąc. Uwa­li­łam się winem, które popi­ja­łam skry­cie, bo prze­cież byłam w ciąży, choć nie­praw­dzi­wej, no i jakoś tak wyszło. Nie wiem, nie potra­fię tego sama ina­czej wytłu­ma­czyć. Naj­gor­sze jed­nak jest to, że teraz naprawdę będę mieć dziecko z face­tem, któ­rego nie kocham, który jest ode mnie młod­szy, nie­na­wi­dzi mnie, bo go oszu­ka­łam, a na doda­tek przeze mnie wyle­ciał z pracy. To wszystko poczwór­nie kom­pli­kuje sytu­ację i spra­wia, że naj­chęt­niej umar­ła­bym na cokol­wiek.

Julka par­sk­nęła śmie­chem.

– To tak nie działa. Poza tym nie jesteś już sama.

Agata odru­chowo dotknęła brzu­cha.

– Myślisz, że to jest nie­od­wra­calne? – spy­tała szep­tem.

Julka popu­kała się w czoło.

– Za późno na takie prze­my­śle­nia. Lepiej zasta­nów się, co dalej.

– Nie wiem. Jestem w jesz­cze więk­szej dupie niż kilka mie­sięcy temu – pod­su­mo­wała swoje życie Agata i zanur­ko­wała pod koł­drę.

A wszystko zaczęło się od wspo­mnia­nego natych­mia­sto­wego zwol­nie­nia z pracy. Agata wdała się w nie­for­tunny romans z sze­fem dużej kan­ce­la­rii praw­nej, a nawet posu­nęła się nieco dalej i uznała, że nie­ba­wem zosta­nie jego ofi­cjalną part­nerką. Pech jed­nak chciał, że Jerzy M. miał już żonę, z którą wcale nie zamie­rzał się roz­stać, wbrew temu, co obie­cy­wał Aga­cie. Kiedy żona odkryła romans, posta­wiła sprawę jasno. Albo ona, albo roz­wód z orze­cze­niem o winie i dobra­nie się do wspól­nego majątku. Na to Jerzy M. abso­lut­nie nie mógł sobie pozwo­lić. I nie chciał, bo cho­ciaż Agata była młoda, miała zgrabne nogi i nosiła koron­kowe stringi, to jed­nak nie pla­no­wał z nią ani bliż­szej, ani dal­szej przy­szło­ści. Trak­to­wał to po pro­stu jak romans.

Jak więk­szość face­tów w jego wieku.

Na wszelki wypa­dek podzię­ko­wał więc Aga­cie za wszystko, co ich do tej pory łączyło, a następ­nie wrę­czył jej wypo­wie­dze­nie. To mogło się bar­dzo źle skoń­czyć, a nawet dopro­wa­dzić ją na skraj depre­sji, jed­nak Agata była ambitna, silna i wisiał nad nią kre­dyt we fran­kach szwaj­car­skich. W tej sytu­acji szlo­chała nad utra­coną „miło­ścią” zale­d­wie kilka dni, a potem posta­no­wiła wziąć sprawy w swoje ręce. I tak powstała Agen­cja Roz­bi­tych Serc, mobilna pomoc detek­ty­wi­styczna, któ­rej sie­dziba znaj­do­wała się w sta­rej, różo­wej alham­brze, poda­ro­wa­nej Aga­cie przez ojca. To naprawdę miało prawo się udać. Agata powoli odzy­ski­wała dawną sie­bie, miała coraz wię­cej zle­ceń, a jed­no­cze­śnie pla­no­wała zemstę na byłym sze­fie.

Zde­cy­do­wa­nie jed­nak nie pla­no­wała ciąży. Z kolegą Jaku­bem. Wszystko poto­czyło się nie w tym kie­runku, w któ­rym pla­no­wała, i teraz naprawdę nie wie­działa, co ze sobą zro­bić. Czuła się tro­chę jak boha­terka serialu The Secret Life of the Ame­ri­can Teena­ger – pięt­na­sto­let­nia Amy Juer­gens: chuda, gra­jąca na wal­torni pierw­szo­kla­sistka z Grant High School, która po waka­cyj­nej randce z nie­grzecz­nym Ric­kym Under­wo­odem odkrywa, że jest w ciąży (cho­ciaż nie ma nawet pew­no­ści, czy naprawdę upra­wiała seks). Agata taką pew­ność miała, co gor­sza była dwa razy star­sza od boha­terki serialu, ale z całą pew­no­ścią rów­nie zagu­biona. Nie grała jed­nak na wal­torni.

Julka pogła­skała Agatę po scho­wa­nej pod koł­drą gło­wie.

– Dobra, teraz musimy się po pro­stu zasta­no­wić, co dalej. Na razie wiemy tyle, że zemsta ci się nie udała, będziesz mamą, a ojciec dziecka ma chwi­lową awer­sję na sam dźwięk two­jego imie­nia.

– Czy może być gorzej? – załkała Agata.

Julka prych­nęła.

– Nie bluź­nij. Zawsze może być gorzej. Może oka­zać się, że to ciąża mnoga, Jakub wyje­dzie bez poże­gna­nia do klasz­toru zamknię­tego, faceci prze­staną zdra­dzać i zosta­niesz bez pracy.

Agata wynu­rzyła się spod koł­dry.

– To ostat­nie ni­gdy się nie wyda­rzy – zauwa­żyła trzeźwo. – Poza tym nie strasz mnie ciążą mnogą – aż się wzdry­gnęła. – Ledwo poje­dyn­czą dźwi­gam.

Julka puściła do niej oko.

– Poka­zuję ci tylko, że zawsze, abso­lut­nie zawsze może być gorzej. Dla­tego nie nakrę­caj się już, tylko posta­raj myśleć trzeźwo i w miarę sta­bil­nie. Musi być jakieś wyj­ście awa­ryjne. Coś, co prze­kuje te wszyst­kie absurdy, które ci się przy­tra­fiły, w suk­ces.

Po upły­wie dzie­się­ciu minut spoj­rzały na sie­bie nieco bez­rad­nie.

– Masz jakiś pomysł? – spy­tała ostroż­nie Agata.

Julka przy­gry­zła wargę.

– Nie, ale to nie zna­czy, że on się nie pojawi. Dajmy sobie czas. I jesz­cze jedno: chcesz powie­dzieć Jaku­bowi?

Agata wzru­szyła ramio­nami.

– Nie wiem. Poza tym on i tak ze mną nie gada. Na doda­tek może nie uwie­rzyć w tę ciążę, bo prze­cież tamta została wymy­ślona.

– Teraz masz papiery.

– Niby tak, ale mimo wszystko słabo to widzę – jęk­nęła Agata. – Na razie chyba nic mu nie powiem, muszę sama pozbie­rać myśli i stwo­rzyć jakiś plan.

– No widzisz, teraz brzmisz roz­sąd­niej – ucie­szyła się Julka. – Kiedy wycho­dzisz ze szpi­tala?

Agata nagle zerwała się z łóżka.

– Teo­re­tycz­nie jutro, ale wiesz co? Nie mam ochoty dłu­żej tu leżeć. Nic mi nie jest, wszystko się wyja­śniło, a ja od zapa­chu szpi­tal­nego płynu do dezyn­fek­cji dostaję wysypki. Wra­cam dzi­siaj do domu. Pomo­żesz mi?

Julce nie trzeba było tego dwa razy powta­rzać. Bły­ska­wicz­nie zor­ga­ni­zo­wała Aga­cie wypis na wła­sne żąda­nie, słowa leka­rza, że może „warto zostać jesz­cze na obser­wa­cji” sko­men­to­wała uprzej­mym uśmie­chem oraz odmow­nym: „nie ma takiej opcji”, a kiedy wyszły przed szpi­tal, tak­sówka już na nie cze­kała.

– Przy­po­mnij mi pro­szę, ile jesz­cze mam czasu? – Agata zwró­ciła się szep­tem do przy­ja­ciółki.

– Z tego co mówił lekarz, to jakieś osiem mie­sięcy.

– To dużo, prawda?

Julka zmarsz­czyła nos.

– Patrząc na to przez pry­zmat roku, to cał­kiem sporo. Patrząc przez pry­zmat życia, to tyle co mru­gnię­cie powieką.

– O Chry­ste! – wzdry­gnęła się Agata.

– Spo­koj­nie, dasz radę. Osiem mie­sięcy to wystar­cza­jąco, żeby się jako tako przy­go­to­wać. Naj­waż­niej­sze to zro­bić listę zadań. I trzy­mać się jej dziel­nie, by nie wypaść z rytmu.

– A jak będę rzy­gać?

– Teraz?! – krzyk­nął zanie­po­ko­jony kie­rowca, ale Julka szybko go uspo­ko­iła.

– Naj­wcze­śniej jutro rano – obie­cała grzecz­nym tonem.

Facet na wszelki wypa­dek jed­nak jechał znacz­nie szyb­ciej, niż powi­nien, a nawet dwa razy prze­mknął na czer­wo­nym świe­tle, cho­ciaż upar­cie twier­dził, że było jesz­cze poma­rań­czowe.

W domu Agaty przy­wi­tała je nieco obra­żona kotka Chri­stie, bry­tyj­czyk nie­bie­ski, choć raczej szary.

– Zaję­łam się nią i pró­bo­wa­łam wytłu­ma­czyć, co z tobą nie tak, ale nie wiem, czy wszystko zro­zu­miała – powie­działa Julka. – Naj­le­piej będzie, jeśli same sobie wyja­śni­cie pewne rze­czy. Ale to potem. Naj­pierw zro­bię ci coś do jedze­nia.

– Zosta­niesz na noc? – Agata spoj­rzała na nią bła­gal­nym wzro­kiem.

– Ale tylko dzi­siaj. Damian wpraw­dzie świet­nie ogar­nia dom i dzie­ciaki, ale nie mogę go zosta­wić na dłu­żej samego. Co prawda mogła­bym popro­sić o pomoc teściową, ale boję się, że kiedy wrócę, ona poprze­sta­wia mi wszystko w kuchni. Już raz tak zro­biła. Chcia­łam ją wtedy zabić, ale tylko się uśmiech­nę­łam i powie­dzia­łam: „oooo”. To tyle na temat aser­tyw­no­ści. Wiem jed­nak, że drugi raz tego nie zniosę. Pod­mie­nione szu­flady ze sztuć­cami, kubki w innym miej­scu, patel­nie tam gdzie kubki, a cukru nie mogłam zna­leźć przez tydzień. Kiedy zapy­ta­łam sła­bym gło­sem, gdzie jest wyci­skarka do cytryn, oznaj­miła mi, że jej nie potrze­buję.

Agata poki­wała ze zro­zu­mie­niem głową. Julka i tak dużo dla niej zro­biła. Z nią wszystko wyda­wało się jakieś łatwiej­sze, a supełki, które poja­wiły się w życiu Agaty, można było wspól­nie roz­plą­tać. Cie­kawe jed­nak co będzie, kiedy Julka wyje­dzie?

– Masz na coś ochotę? – zapy­tała ją przy­ja­ciółka.

– Na domowy obia­dek. Kotle­cik z kur­czaka, ziem­niaki purée oraz surówkę. I może kom­po­cik tru­skaw­kowy? – chlip­nęła Agata.

Domowe jedze­nie zawsze ją uspo­ka­jało. Przy­wra­cało wspo­mnie­nia bło­giego dzie­ciń­stwa, kiedy jedy­nym zmar­twie­niem było ucze­sa­nie wło­sów czy też odpi­sa­nie zada­nia domo­wego. Świat był pro­sty, dość przy­jemny w odbio­rze, a życie nie­skom­pli­ko­wane. Pro­blemy doro­słych były jakieś nie­re­alne, nie mówiło się o nich gło­śno, wsku­tek czego Agata żyła tro­chę jak pączek w maśle. Teraz została wysta­wiona na świa­tło dzienne, bez żad­nej zbroi czy cho­ciaż kom­bi­ne­zonu, który mógłby ją chro­nić przed rze­czy­wi­sto­ścią. Chyba wła­śnie na tym pole­gała doro­słość.

Kiedy wie­czo­rem leżały w łóżku i oglą­dały jakiś serial, któ­rego tytułu Agata nawet nie zare­je­stro­wała, dopadł ją strach przed przy­szło­ścią. Nie chciała o tym mówić Julce, nie chciała znowu się nad sobą uża­lać, ale po raz pierw­szy dotarło do niej, że tym razem może nie dać rady. Że wyda­rzyło się coś, co może ją prze­ro­snąć, co sta­wia jej dotych­cza­sowe życie na gło­wie i nie daje wyj­ścia awa­ryj­nego. Ona, wielka miło­śniczka seriali, w któ­rych zawsze znaj­do­wała odpo­wie­dzi na wszyst­kie pyta­nia i pro­blemy, teraz nie potra­fiła zna­leźć nic, co mogłoby jej pomóc.

Była w ciąży. Z Jaku­bem.

Na­dal nie miała sta­łej pracy, na doda­tek legal­nej. Co zresztą dobit­nie wypo­mniał jej Jerzy M., były kocha­nek i pra­co­dawca, i to w dniu, kiedy przy­szła do niego z infor­ma­cją, że wie o jego nie­le­gal­nych stro­nach praw­ni­czych, na któ­rych dora­dza ludziom na czarno. Pech chciał, że tra­fiła na moc­nego prze­ciw­nika, który w mistrzow­ski spo­sób odbił piłeczkę.

– Wszel­kiego rodzaju pro­wa­dze­nie dzia­łal­no­ści zarob­ko­wej bez zare­je­stro­wa­nia firmy w pań­stwo­wym urzę­dzie trak­to­wane jest jako nie­le­galna dzia­łal­ność gospo­dar­cza. Jest to prze­stęp­stwo i pro­wa­dzi do okre­ślo­nych kon­se­kwen­cji w postaci nało­że­nia odpo­wied­nich kar. Numer arty­kułu dośpie­waj sobie sama.

Pro­blem pole­gał na tym, że to doty­czyło ich obojga, bo Agata rów­nież pra­co­wała nie­le­gal­nie.

Zamarła więc niczym żona Lota i kom­plet­nie nie wie­działa, jak się zacho­wać. Nic dziw­nego, że stra­ciła przy­tom­ność i wylą­do­wała w szpi­talu.

– Julka – szep­nęła cicho do przy­ja­ciółki.

– Hmm?

– Kocham cię, wiesz?

Przy­ja­ciółka pogła­skała ją po gło­wie i oznaj­miła dziar­skim tonem:

– Dasz radę. Masz mnie, kota, sta­bil­nych emo­cjo­nal­nie rodzi­ców oraz pracę, w któ­rej nie powie­dzia­łaś jesz­cze ostat­niego słowa. Wszystko się ułoży, ale trzeba podejść do tego racjo­nal­nie i zada­niowo. Czło­wiek, który ma obo­wiązki do wypeł­nie­nia, funk­cjo­nuje wbrew pozo­rom o wiele lepiej od kogoś, kto nie wie nawet, czy woli kawę, czy her­batę. Z mle­kiem czy bez. Z cukrem czy sło­dzi­kiem. Zimną lub chłodną. Czarną lub zie­loną. A może owo­cową. Mleko kro­wie czy też owsiane. W kubku czy fili­żan…

– OK – prze­rwała jej Agata. – Zro­zu­mia­łam.

– I bar­dzo dobrze. Więc nie zała­muj rąk ani żad­nych innych czę­ści ciała. Zoba­czysz, za rok o tej porze będziesz się z tego wszyst­kiego śmiała.

Agata pró­bo­wała zwi­zu­ali­zo­wać sobie ten dzień, ale zoba­czyła tylko samotną matkę, z koł­tu­nem na gło­wie, kotem ucze­pio­nym u nogi i dziec­kiem na rękach, które ssało jej nabrzmiałą pierś. Oraz pakiet rachun­ków do zapła­ce­nia leżą­cych w skrzynce pocz­to­wej. Zro­biło jej się słabo, ale posta­no­wiła, że tego nie okaże. Będzie silna i dzielna, bo takie wła­śnie są samotne matki.

Chyba.

Roz­dział 2

Kiedy Julka wyje­chała następ­nego dnia, Agata rzu­ciła się w wir róż­nych dziw­nych czyn­no­ści, byle tylko nie myśleć o tym, co spę­dzało jej sen z powiek. Kiedy czło­wiek sku­pia się na okre­ślo­nych rze­czach, auto­ma­tycz­nie odsuwa od sie­bie nie­przy­jemne myśli. Oczy­wi­ście, one nie znikną jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki, ale przy­naj­mniej na jakiś czas dadzą czło­wiekowi spo­kój.

– OK, Chri­stie, naj­pierw umyję lodówkę i pose­gre­guję jedze­nie.

Kotka spoj­rzała na panią dość wymow­nie.

– Tak, wiem, to brzmi dziw­nie, ale muszę się czymś zająć. Poza tym chyba ni­gdy nie myłam lodówki. Może nie­słusz­nie?

Agata usta­wiła na cały regu­la­tor radio, w któ­rym wła­śnie zawo­dziła Adele, ale szybko zmie­niła sta­cję, bo pio­sen­karka wpraw­dzie miała mocny i dobry głos, ale zde­cy­do­wa­nie sta­wiała na reper­tuar dla poten­cjal­nych samo­bój­ców. Nie tego było teraz Aga­cie trzeba.

W końcu tra­fiła na coś w rodzaju hip-hopu wymie­sza­nego z popem, przy czym nawet dobrze się podry­gi­wało i przy­stą­piła do mycia pustych pó­łek.

– Mam płyn o zapa­chu cytry­no­wym oraz czer­wo­nych grejp­fru­tów. Wymie­szam oba i uzy­skam cudowny cytru­sowy aro­mat – wymru­czała pod nosem, by chwilę póź­niej skrzy­wić się i otrzą­snąć.

– Cho­lera. Chyba zaczę­łam reago­wać na zapa­chy.

Nabrała powie­trza i szybko wymyła półki, a potem zajęła się segre­ga­cją poszcze­gól­nych pro­duk­tów.

– Na samej górze nabiał, potem wszystko co mię­sne i rybne, niżej sło­iczki z dże­mami oraz gotowe obiady od mamy, a w szu­fla­dach owoce i warzywa. Brzmi roz­sąd­nie i wygląda dobrze. Nie­stety, czuję, że moja praca dobiega końca, bo mam małą lodówkę, a ja muszę dalej coś robić. Ina­czej usiądę na kana­pie i wpadnę na sam dół czar­nej roz­pa­czy.

Chri­stie miauk­nęła pota­ku­jąco.

W tej sytu­acji Agata wyszo­ro­wała dodat­kowo wszyst­kie szafki kuchenne, wymyła osobno każdy kubek i szklankę, cho­ciaż miała zmy­warkę, wypo­le­ro­wała sztućce, mimo że wcale tego nie wyma­gały, a następ­nie prze­nio­sła się do nie­wiel­kiej sypialni i sta­nęła przed szafą.

– Muszę koniecz­nie przej­rzeć wszyst­kie ubra­nia, bo nie­długo się w nic nie zmiesz­czę…

Ups…

Powie­działa to na głos. I wła­śnie w tym samym momen­cie ruszyła lawina myśli, które do tej pory były przy­blo­ko­wane szo­ro­wa­niem sztuć­ców i naczyń. Teraz jed­nak nic już nie mogło ich powstrzy­mać. Agata rzu­ciła się na łóżko, zwi­nęła w pozy­cję embrio­nalną i zaczęła snuć wizje przy­szło­ści, które wcale nie wyglą­dały różowo.

Po pierw­sze, jej dziecko nie miało ojca. To zna­czy ofi­cjal­nie miało, ale nie był to kan­dy­dat ide­alny, na doda­tek nie wie­dział nic o tym, że zosta­nie tatą. Po dru­gie, Agata nie umiała odpo­wie­dzieć sobie na pyta­nie, co tak naprawdę czuje do Jakuba. Był przy­stojny, uczynny oraz pomocny, nosił kolo­rowe buty, a jeśli cho­dzi o sprawy łóż­kowe, rów­nież zda­wał egza­min. Czy to jed­nak wystar­czało, by uwzględ­nić go w swo­ich pla­nach na dłu­żej, a może nawet na zawsze?

Agata aż się wzdry­gnęła. Okre­śle­nie „na zawsze” wydało jej się nieco maka­bryczne i mało realne, zwłasz­cza w kon­tek­ście pracy, którą wyko­ny­wała. W końcu zaj­mo­wała się zdra­dami i nawet jeśli nie wszyst­kie jej zle­ce­nia koń­czyły się źle, to jed­nak zdą­żyła już prze­ro­bić różne życiowe dra­maty i prze­ko­nać się, że „na zawsze” w przy­padku związ­ków nie spraw­dza się pra­wie ni­gdy. No, może z małymi wyjąt­kami.

Poza tym ist­niało spore zagro­że­nie, że ura­żona duma Jakuba nie pozwoli mu wię­cej zwró­cić się w stronę Agaty i chcieć uwić z nią przy­tul­nego gniazdka ze słod­kim dzi­dziu­siem w środku.

O, wła­śnie. Dzi­dziuś.

To prze­ra­żało ją chyba naj­bar­dziej.

Nie pla­no­wała wcze­śniej ciąży, nawet nie myślała o tym, że mogłaby zostać matką. Była wpraw­dzie już po trzy­dzie­stce, jed­nak zegar bio­lo­giczny nie tykał w niej tak gło­śno, jak powi­nien. Prawdę mówiąc, w ogóle nie tykał. A mimo to była w ciąży, z tego co mówił lekarz, w jakimś pią­tym lub szó­stym tygo­dniu, co ozna­czało, że nosiła w sobie dwa do trzech mili­me­trów nowego życia. Nie­wiele, ale wystar­cza­jąco, by poczuć prze­ra­ża­jący strach. To wła­śnie on chwy­cił teraz Agatę za gar­dło i z przy­jem­no­ścią przy­glą­dał się jej reak­cji.

– Nie, nie, to nie­moż­liwe. Co ja teraz zro­bię? Jestem samotną matką. Nie mam pracy. Wylą­duję pod mostem. Będę sie­dzieć na ziemi z nie­mow­la­kiem owi­nię­tym w brudny kocyk i bła­gać o litość… Będę wychu­dzona, zagu­biona i dostanę zapa­le­nia nerek. Nie, to jed­nak brzmi jakoś nędz­nie… – Agata zre­flek­to­wała się po chwili. Osta­tecz­nie miała rodzi­ców, któ­rzy z całą pew­no­ścią nie pozwo­li­liby jej wylą­do­wać pod mostem. Co prawda nie miała naj­mniej­szej ochoty wra­cać na maleńką wio­skę pod Kut­nem, ale zde­cy­do­wa­nie byłby to lep­szy plan niż bez­dom­ność.

Nawet w War­sza­wie.

– No dobrze, skoro zatem mam jed­nak jakąś alter­na­tywę, spró­bujmy ogar­nąć fakty – powie­działa na głos.

Usia­dła na łóżku, popra­wiła włosy, wytarła nos i wzięła na kolana Chri­stie.

– Muszę wró­cić do pracy. Nie­stety, nie mogę tego dalej robić na czarno, a to ozna­cza, że cze­kają mnie dodat­kowe wydatki. Załóżmy jed­nak, że jakoś je ogarnę. Część zle­ceń będę wyko­ny­wać ofi­cjal­nie, ale kiedy zauważę, że zja­dają mnie podatki, to część ukryję. Przy­naj­mniej na początku. Muszę być jed­nak bar­dzo ostrożna, bo zło nie śpi. Zwłasz­cza w kan­ce­la­riach praw­nych.

Agata nabrała powie­trza i wypu­ściła je ze świ­stem.

– Muszę rów­nież pamię­tać o tym, że od teraz jestem podwój­nym bytem. Moje nie­na­ro­dzone dziecko przy­po­mina kijankę z dużą główką i dłu­gim, zawi­nię­tym ogon­kiem. Z cza­sem prze­kształci się on w krę­go­słup z rdze­niem krę­go­wym, a jedy­nym śla­dem po ist­nie­niu ogonka będzie kość ogo­nowa. Nie, nie pamię­tam tego z lek­cji bio­lo­gii, prze­czy­ta­łam w inter­ne­cie – wyja­śniła kotce. – Na pewno jest jesz­cze po trze­cie oraz po czwarte, ale na razie sku­pię się na dwóch pierw­szych punk­tach.

To mówiąc, Agata poszła do kory­ta­rza, wycią­gnęła z torebki służ­bową, detek­ty­wi­styczną komórkę i pod­łą­czyła ją do sieci. Kil­ka­na­ście minut póź­niej z rado­ścią odczy­tała dwie nowe wia­do­mo­ści, jedną od nie­ja­kiej Kry­styny, a drugą od Agnieszki. Obie panie bar­dzo pro­siły o kon­takt w „spra­wie nie­cier­pią­cej zwłoki”, co mogło ozna­czać tylko jedno. Na hory­zon­cie poja­wiły się kolejne zdrady, które Agata będzie musiała wytro­pić. Na razie jesz­cze nie­le­gal­nie, ale obie­cała sobie solen­nie, że w ciągu naj­bliż­szych dwóch tygo­dni zare­je­struje firmę i od tego momentu będzie dzia­łać tak, jak ocze­kują tego od niej sys­tem i pań­stwo.

Chciała wła­śnie skon­tak­to­wać się z pierw­szą klientką, kiedy aż pod­sko­czyła na dźwięk dzwonka do drzwi. Prze­szła na pal­cach do kory­ta­rza, zupeł­nie jakby ocze­ki­wała komor­nika, który zarzuci sobie na plecy jej świeżo wymytą lodówkę, a potem wynie­sie resztę mebli, i bar­dzo powoli uchy­liła drzwi.

Jakub. Pach­nący wodą toa­le­tową z dodat­kiem cyna­monu chyba. W poma­rań­czo­wych spor­to­wych butach oraz lnia­nym gar­ni­tu­rze w kolo­rze przy­jem­nego gra­natu. Ze wzro­kiem na razie nie­wiele mówią­cym oraz ustami pozba­wio­nymi uśmie­chu. Można to było nawet zro­zu­mieć.

Agata zamarła na jego widok, zupeł­nie jakby zoba­czyła ducha babci, ale takiego, który nie ma poko­jo­wych zamia­rów. Zaci­snęła usta oraz pię­ści i zmarsz­czyła brwi. Sama nie do końca rozu­miała swoją reak­cję, podob­nie zresztą jak Jakub.

– To chyba ja mam prawo być wście­kły – oznaj­mił nieco zdu­miony.

Agata wzru­szyła ramio­nami.

– Naj­lep­szą obroną jest atak – wyja­śniła niskim tonem.

Poki­wał głową na znak, że coś w tym jest, następ­nie wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi, minął Agatę i skie­ro­wał się w stronę kuchni. Tro­chę ją to zasko­czyło, ale posta­no­wiła zacho­wać zimną krew. Co prawda winna mu była wytłu­ma­cze­nie, a jed­no­cze­śnie miała ochotę wylać na niego całą złość. Moż­liwe jed­nak, że dzia­łały już hor­mony cią­żowe, odpo­wie­dzialne za nieco dziwne waha­nia nastroju. Tro­chę żało­wała, że była ubrana w wycią­gnięty dres i dwie różne skar­petki, ale osta­tecz­nie to nie była randka, tylko naj­ście bez zapo­wie­dzi.

– Co ty tutaj robisz? – spy­tała spo­koj­nym tonem, odwrot­nie pro­por­cjo­nal­nym do jej wewnętrz­nej furii.

– Myślę, że powin­ni­śmy poroz­ma­wiać. I już wyja­śniam dla­czego. Nie­za­leż­nie od tego, czy roz­ma­wiasz z przy­ja­ciółmi, kole­gami z pracy, człon­kami rodziny czy też kochan­kami, robisz to w celu wymiany infor­ma­cji, udzie­le­nia rad lub po pro­stu po to, by się wyża­lić. Dzięki temu pro­ces ten pomaga spoj­rzeć na sprawy z odpo­wied­niej per­spek­tywy, co z kolei wzmac­nia twoją odpor­ność i pozwala lepiej radzić sobie, gdy sprawy nie idą zgod­nie z pla­nem. Nie możesz odmó­wić prawdy temu stwier­dze­niu.

Agata zgrzyt­nęła zębami.

Niech będzie, że infor­ma­cje uzy­skane w trak­cie roz­mowy mogą zmie­nić punkt widze­nia lub potwier­dzić czy­jeś sta­no­wi­sko. Niech będzie, że nie można mieć racji we wszyst­kim przez cały czas. Roz­mowa świet­nie o tym przy­po­mina. Ale ona jakoś nie miała ochoty na dys­ku­sję, w któ­rej z całą pew­no­ścią okaże się tą winną. Kłam­liwą oszustką wyko­rzy­stu­jącą Bogu ducha win­nego kolegę z pracy, który z jej winy wła­śnie stał się bez­ro­botny. Trudno tu było o jakieś kontr­ar­gu­menty i Agata świet­nie o tym wie­działa.

W tej sytu­acji posta­no­wiła ude­rzyć jako pierw­sza, zakrzy­czeć Jakuba, oznaj­mić mu, że „i tak tego nie zro­zu­mie”, a potem wyjść, trza­snąć drzwiami i zamknąć się w sypialni.

– Ta cała roz­mowa nie ma naj­mniej­szego sensu, bo ja wiem swoje, a ty tego nie jesteś w sta­nie pojąć – roz­po­częła bar­dzo stan­dar­dowo i w dość kobiecy spo­sób. – Nie pla­nuję się wyża­lać, uża­lać ani wybie­lać, po pro­stu sytu­acja nieco wymknęła się spod kon­troli. Nie mnie pierw­szej, nie ostat­niej. Nie zga­dzam się na żadne osądy mojej osoby, a już tym bar­dziej nie przez cie­bie.

Jakub tylko poki­wał głową i nie­mal natych­miast wszedł w jej słowo:

– Jesteś w ciąży.

Aga­cie na moment odjęło mowę.

– Yyyy…. skąd… jak…?

– Od Julki – wyja­śnił po pro­stu. – Od razu mówię, że to ona do mnie zadzwo­niła i prze­ka­zała mi tę, nie ukry­wam, dość zaska­ku­jącą wia­do­mość. Począt­kowo myśla­łem, że posta­no­wi­łaś na­dal uda­wać kobietę w sta­nie bło­go­sła­wio­nym, ale szybko dotarło do mnie, że to byłoby jed­nak zbyt idio­tyczne posu­nię­cie, na doda­tek nie­ma­jące żad­nego sensu. A to ozna­cza, że tym razem naprawdę jesteś w ciąży, i z tego, co suge­ro­wała Julka, przy­padł mi zaszczyt bycia ojcem.

Agata się zaczer­wie­niła.

– Tak wyszło – odparła po chwili mało elo­kwent­nie.

Jakub poki­wał kilka razy głową.

– W tej sytu­acji nie mam innego wyj­ścia.

Agata zmru­żyła oczy i spoj­rzała na niego pyta­jąco.

– To zna­czy? – spy­tała, odro­binę zanie­po­ko­jona.

– Wpro­wa­dzam się do cie­bie. Albo ty do mnie. Wybie­raj.

Roz­dział 3

Kiedy nie wia­domo, co zro­bić, należy uciec w bez­pieczne miej­sce i poroz­ma­wiać z kimś, kto zde­cy­do­wa­nie stoi po naszej stro­nie. I wła­śnie dla­tego Agata, kiedy tylko usły­szała słowa pada­jące z ust Jakuba, natych­miast chwy­ciła pod pachę kota, klu­czyki od samo­chodu i zbie­gła w tem­pie sprin­tera na dół. Następ­nie wsko­czyła do różo­wej alham­bry i poje­chała pro­sto do rodzi­ców, na nie­wielką wieś pod Kut­nem, która teraz wydała jej się naj­pięk­niej­sza na świe­cie. Zapar­ko­wała przed domem, tym razem nieco ostroż­niej manew­ru­jąc samo­cho­dem (ostat­nim razem zamor­do­wała kurę) i poma­chała ręką wystra­szo­nej matce, która sta­nęła w progu.

– Nie martw się, mamuś, wszystko jest dobrze. Musia­łam po pro­stu na chwilę do was wpaść – uprze­dziła pyta­nie Agata i wypu­ściła Chri­stie na podwórko.

– Nic nie jest dobrze. To zna­czy, cie­szę się oczy­wi­ście, że zostanę bab­cią, ale wola­ła­bym poznać wię­cej szcze­gó­łów. W szpi­talu popro­si­łaś nas o kilka dni mil­cze­nia i nie­za­da­wa­nia pytań, ale teraz doma­gam się kon­kre­tów – oznaj­miła mama Helena i spró­bo­wała zro­bić groźną minę.

Jak zwy­kle nie­wiele z tego wyszło.

Agata pocią­gnęła nosem i poki­wała głową.

– Dobra, mamuś, wła­ści­wie po to tutaj jestem, żeby wszystko wyja­śnić. Ale naj­pierw obiad, dobrze?

Nad pomi­do­rową z lanymi klu­secz­kami Agata wresz­cie się otwo­rzyła i mniej lub bar­dziej zawile wyja­śniła to, co wyda­rzyło się w jej życiu w ciągu ostat­nich kilku mie­sięcy.

– Czyli już byłaś w ciąży? – nie nadą­żała mama.

– Nie byłam, tylko tak mówi­łam.

– Po co?

Dość celne pyta­nie.

– Chcia­łam, żeby moja histo­ria brzmiała dra­ma­tycz­niej. Wiem, głu­pio wyszło, cho­ciaż przez jakiś czas nawet dzia­łało. Po pro­stu uzna­łam, że romans z sze­fem to wyjąt­kowo żenu­jący ele­ment mojego życia, więc doda­łam mu tro­chę pikan­te­rii. Stąd ta zmy­ślona ciąża.

– A kim jest ojciec praw­dzi­wego dziecka? – spy­tał ojciec Agaty, patrząc na córkę z nie­po­ko­jem wymie­sza­nym jed­nak z miło­ścią.

– To kolega z daw­nej pracy. Poma­gał mi w pew­nej spra­wie i jakoś tak wyszło, że tro­chę się do sie­bie zbli­ży­li­śmy.

– Tro­chę? – mama Helena unio­sła brwi. – Odno­szę wra­że­nie, że dystans mię­dzy wami był dość krótki, skoro doszło do zapłod­nie­nia – dodała nieco sar­ka­stycz­nie.

Agata spu­ściła głowę.

– Sama nie wiem, jak to się stało. To zna­czy wiem, ale na­dal nie mogę tego ogar­nąć. Nie pla­no­wa­łam tej ciąży, wła­ści­wie niczego nie pla­no­wa­łam z Jaku­bem. I nie wiem, co teraz robić. On chce się do mnie wpro­wa­dzić.

Ojciec podra­pał się po gło­wie.

– To chyba dobrze. Zde­cy­do­wa­nie łatwiej wycho­wuje się dziecko we dwójkę.

– Niby tak – zgo­dziła się Agata. – Ale ja go chyba nie kocham – zawie­siła głos.

– Chyba? – pod­chwy­ciła mama.

– Nie myślę o tym teraz, mam co innego na gło­wie. I wcale nie jestem pewna, czy chcę z kim­kol­wiek miesz­kać.

– Moim zda­niem to dobry pomysł – oznaj­miła mama. – Przy­naj­mniej się lepiej pozna­cie. To ważne, żeby rodzice tego samego dziecka co nieco o sobie wie­dzieli, a nawet się lubili.

Agata wyczuła iro­nię w tonie matki, ale nic nie powie­działa. Rodzice mieli prawo się na nią zło­ścić, w końcu naprawdę cał­kiem nie­źle pogma­twała sobie życie. A to dopiero był począ­tek.

– To co mam robić? – spy­tała bez­rad­nie.

Ojciec ciężko wes­tchnął.

– Spró­buj – powie­dział w końcu. – Matka ma rację, powin­ni­ście tro­chę lepiej się poznać. Może zasko­czy.

– A jak nie?

– To znaj­dzie­cie inne roz­wią­za­nie. Ale nie pod­da­wał­bym się bez walki.

Coś w tym było. Jed­no­cze­śnie Agata zupeł­nie nie wyobra­żała sobie życia z kimś pod jed­nym dachem. Była przy­zwy­cza­jona do bycia sin­gielką, a z face­tami spo­ty­kała się na wła­snych zasa­dach. Dwie szczo­teczki do zębów w jed­nej łazience? Czy­jeś skar­petki w jej koszu na pra­nie? Dwie fili­żanki z kawą każ­dego poranka oraz ode­bra­nie połowy łóżka w sypialni? To wcale nie brzmiało zachę­ca­jąco. Poza tym była jesz­cze Chri­stie. Moż­liwe, że lubiła Jakuba, ale to wcale nie zna­czyło, że chcia­łaby z nim zamiesz­kać.

Jak to wszystko ogar­nąć?

Jak się odna­leźć w świe­cie, w któ­rym nastały nowe zasady, zupeł­nie jej nie­prze­ko­nu­jące?

– Dobra ta pomi­do­rowa, mamuś – chlip­nęła znad tale­rza.

– Ja myślę, że dobra. Spa­kuję ci kilka sło­ików i dorzucę jesz­cze inne prze­twory. Ale powoli powin­nać zacząć się uczyć goto­wać.

– O Jezu! – jęk­nęła Agata.

– Nie­stety. Wła­śnie roz­po­czy­nasz życie matki, które nie­wiele będzie miało wspól­nego z tym pro­wa­dzo­nym dotych­czas.

– Nie­wiele? – Agata pocią­gnęła nosem.

Mama usia­dła naprze­ciwko niej i oznaj­miła poważ­nym tonem:

– Zna­cze­nie słowa „matka” jest prak­tycz­nie nie­ogra­ni­czone. Opie­kunka, przy­ja­ciółka, kucharka, sprzą­taczka, psy­cho­log, peda­gog, kraw­cowa, pie­lę­gniarka. Mogła­bym tak wymie­niać do pół­nocy. Matka to ktoś, kto musi poświę­cić wiele wła­snych pra­gnień i potrzeb na rzecz pra­gnień i potrzeb dzieci.

– Nie strasz…

– Od dnia naro­dzin dziecko będzie wysta­wiać twoją cier­pli­wość na próbę. Bez względu na to, co zrobi lub powie, ty musisz je kochać bez­wa­run­kowo. Lub przy­naj­mniej powin­naś. Będziesz od teraz wal­czyć nie tylko z wła­snymi demo­nami, ale i z demo­nami two­jego dziecka. I musisz zawsze mieć pomi­do­rową pod ręką.

Agata ciężko wes­tchnęła.

– Jasna dupa! – powie­działa tylko.

– Tak – zgo­dziła się z nią pani Helena. – Ale ogól­nie jest cał­kiem faj­nie. Do czasu, kiedy twoje dziecko nie zali­czy wpadki z face­tem, któ­rego zna sła­biej niż wła­snego kota.

*

Kiedy Agata wró­ciła wie­czo­rem do War­szawy i zapar­ko­wała przed wła­snym domem, przez dobre pół godziny nie potra­fiła wyjść z samo­chodu. Jakoś nie mogła sta­nąć oko w oko z Jaku­bem, który wła­śnie przy­słał jej wia­do­mość, że skoro nie pod­jęła żad­nej decy­zji, on na razie wpro­wa­dził się do niej. Zapa­sowy klucz zna­lazł w kory­ta­rzu, w nie­bie­skiej puszce sto­ją­cej na szafce, więc Agata nie musi się mar­twić tym, jak się dosta­nie do domu.

– Wcale mnie to nie mar­twiło – powie­działa do sie­bie.

Zde­cy­do­wa­nie bar­dziej prze­ra­żała ją świa­do­mość, że musi zamiesz­kać z drugą osobą i to na zasa­dzie part­ner­stwa. Na doda­tek nie miała w tej kwe­stii zbyt wiele do powie­dze­nia, bowiem Jakub zade­cy­do­wał za nich dwoje. Ow­szem, lubiła sta­now­czych i kon­kret­nych męż­czyzn, ale w tym przy­padku ojciec jej dziecka tro­szeczkę się zapę­dził. A ona kom­plet­nie nie wie­działa, co ma z tym fan­tem zro­bić.

– Chri­stie, oba­wiam się, że nasze życie już ni­gdy nie będzie takie jak przed­tem – jęk­nęła i wes­tchnęła ciężko. I pra­wie pod­sko­czyła na dźwięk wibru­ją­cej komórki.

– Dzień dobry, tu Kry­styna. Dla­czego pani nie odbiera i dla­czego pani nie oddzwa­nia? Potrze­buję pil­nej pomocy ser­co­wej!

Agata prze­łknęła ślinę i aż się wypro­sto­wała. W gło­sie pani Kry­styny było coś takiego, co kazało czło­wie­kowi sta­wać na bacz­ność.

– Prze­pra­szam, byłam zajęta. Ale naj­póź­niej jutro rano oddzwo­ni­ła­bym do pani.

– No to już nie trzeba, bo ja zadzwo­ni­łam pierw­sza. I popro­szę o jak naj­szyb­szy ter­min.

– A zdra­dzi mi pani, o co cho­dzi?

Pani Kry­styna prych­nęła.

– No chyba wia­domo. Mój Sta­siek ma kogoś na boku. Pro­blem polega na tym, że ja za bar­dzo rzu­cam się w oczy, więc nie mogę go wyśle­dzić. Mam nadzieję, że pani jest zwy­kła i pospo­lita.

Agata prze­łknęła ślinę. Moż­liwe, że taka wła­śnie była.

– Możemy się spo­tkać jutro o dzie­wią­tej rano?

– Będę. Gdzie? – spy­tała kon­kret­nie pani Kry­styna.

– W moim mobil­nym biu­rze.

– To zna­czy?

– To zna­czy, że pani poda mi teraz adres, a ja tam jutro pod­jadę.

Pani Kry­styna zamil­kła na moment.

– Biuro na kół­kach? – upew­niła się.

– W rze­czy samej.

– Niech będzie. Wyślę adres ese­me­sem. A jak panią poznam?

– Mam różowy samo­chód. Nie można go prze­ga­pić.

Agata pomy­ślała, że przy­naj­mniej jej życie zawo­dowe na­dal jakoś funk­cjo­nuje, nawet jeśli nie­le­gal­nie. Naj­waż­niej­sze jed­nak, że cią­gle miała nowe klientki, co dawało nadzieję na spłatę rat kre­dytu i utrzy­ma­nie się na powierzchni. Wśród kłę­bią­cych się nad jej głową czar­nych chmur od czasu do czasu poja­wiały się małe prze­świty, które pozwa­lały zacho­wać rów­no­wagę. Trzeba będzie jesz­cze tylko jakoś ogar­nąć obec­ność Jakuba. W przy­pły­wie chwi­lo­wej pozy­tyw­nej ener­gii wybrała tele­fon do dru­giej klientki, nie­ja­kiej Agnieszki.

– Nie­ak­tu­alne – usły­szała jed­nak po dru­giej stro­nie.

– To zna­czy?

– Podej­rze­wa­łam, że mąż mnie zdra­dza, więc chcia­łam panią wyna­jąć. Ale wczo­raj zna­la­złam w kie­szeni jego mary­narki stringi. Nie moje, bo ja noszę nor­malne majtki, któ­rych nie trzeba szu­kać z lupą. Zapy­ta­łam go wprost, a on wprost odpo­wie­dział, że to nie jego. A potem dodał, że się zako­chał i bar­dzo cierpi.

– On? – zdu­miała się Agata.

– Jest rze­komo roz­darty. Dzi­siaj rano wyrzu­ci­łam go z domu i obec­nie piję wino.

– Może mogła­bym jakoś pomóc?

– Na razie muszę się upić. Ale będę o pani pamię­tać – chlip­nęła Agnieszka i się roz­łą­czyła.

Kiedy Agata odwa­żyła się w końcu wró­cić do miesz­ka­nia, powi­tał ją przy­jemny zapach pie­czo­nego kur­czaka. To aku­rat było pozy­tywne, cho­ciaż widok ojca ich przy­szłego dziecka, który uwi­jał się po jej kuchni w nie­bie­skim far­tuszku, tro­chę nią wstrzą­snął.

– Jed­nak jesteś – sko­men­to­wała dość pochmur­nym tonem.

Jakub tylko na nią łyp­nął i zaj­rzał do pie­kar­nika.

– Jestem. Jest rów­nież kur­czak nadzie­wany grusz­kami i jabł­kami. Głodna?

Agata zgrzyt­nęła zębami, ale poki­wała głową.

Pięt­na­ście minut póź­niej, kiedy cią­gle obli­zy­wała palce po cudow­nej kola­cji, przy­szła jed­nak pora na poważną roz­mowę.

– Jakub… Kur­czak udał ci się wybor­nie, ogól­nie muszę przy­znać, że świet­nie gotu­jesz i kto wie, czy nawet nie jesteś w tym lep­szy ode mnie, ale chyba powin­nam zapro­te­sto­wać.

Uniósł ze zdu­mie­niem brwi.

– Prze­ciwko kur­cza­kowi?

– Nie. Prze­ciwko two­jej obec­no­ści tutaj. To nie ma prawa się udać. Ja rozu­miem, że łączy nas zygota, ale oprócz tego za bar­dzo się nie znamy. Oba­wiam się, że to znacz­nie utrudni nam wspólne życie.

Jakub upił łyk wina i spoj­rzał poważ­nie na Agatę.

– Nie zga­dzam się. To zna­czy, ow­szem, nie znamy się zbyt dobrze, ale to wszystko jest do napra­wie­nia. Może się oka­zać za jakiś czas, że jeste­śmy dla sie­bie stwo­rzeni, pasu­jemy jak puz­zle tej samej ukła­danki czy też jak dwie połówki jabłka, nawet jeśli to okre­śle­nie jest nieco wyświech­tane.

– A jeżeli nie? – Agata weszła mu w słowo. – Jeśli nie pasu­jemy w ogóle, a nawet dzia­łamy sobie na nerwy?

– To wtedy będziemy się tym mar­twić. Poza tym nie możemy być ide­alni, bo to byłoby nudne. Każde z nas jest inne, a jed­nak razem możemy stwo­rzyć cał­kiem udany zwią­zek. Nie możesz go z góry ska­zy­wać na nie­po­wo­dze­nie.

– Ty z góry zakła­dasz suk­ces.

– Zga­dza się – przy­tak­nął. – Bo ja myślę opty­mi­stycz­nie, a ty nie.

Agata wes­tchnęła.

Nie od dzi­siaj wia­domo, że czło­wiek rzadko kiedy bywa życio­wym opty­mi­stą. Zazwy­czaj snuje czarne wizje przy­szło­ści i nie­usta­jąco narzeka. To swo­isty odruch i ona świet­nie to rozu­miała. Nie mogła nato­miast pojąć, skąd tyle wiary w przy­szłość w Jaku­bie, który wła­śnie stra­cił pracę, a za chwilę miał zostać ojcem. Cho­ciaż zupeł­nie tego nie pla­no­wał.

– Już ci wyja­śniam – odpo­wie­dział, zupeł­nie jakby czy­tał w jej myślach. – Świat działa na zasa­dzie sprzę­że­nia zwrot­nego. Chcesz być szczę­śliwa? Spró­buj to sobie zwi­zu­ali­zo­wać. Naucz się cie­szyć z tego, co już masz, zamiast nie­usta­jąco narze­kać i zała­my­wać ręce. Każ­dego dnia wie­czo­rem zasta­nów się, co przy­da­rzyło ci się dzi­siaj dobrego. Wymień choć jedną rzecz, dzięki któ­rej poczu­łaś się dobrze. Może to być spo­tka­nie z przy­ja­ciółką, wspólny spa­cer, wizyta kogoś z rodziny, cia­sto, które przy­nio­sła sąsiadka. Szczę­ście nie zawsze ozna­cza wygraną w toto­lotka i podróż dookoła świata. To czę­sto małe przy­jem­no­ści, dro­bia­zgi, które budują naszą codzien­ność.

– Pier­do­lisz – weszła mu w słowo. – Brzmi to jak z porad­nika coacha, ale takiego dla ubo­gich. Cia­sto, które przy­nio­sła sąsiadka? Po pierw­sze, nie mam takich sąsia­dek, a po dru­gie, od cia­sta rośnie dupa – zakoń­czyła gniew­nie.

Jakub par­sk­nął śmie­chem.

– No dobrze, widzę, że nie tędy droga, przy­naj­mniej na razie. Mimo wszystko zachę­cam do pozy­tyw­nego myśle­nia. Na począ­tek wyobraź sobie, jak faj­nie będzie się nam razem miesz­kało.

– Wąt­pię. Jak sam widzisz, nie ma tu zbyt dużo miej­sca. Moim zda­niem poprzedni układ był lep­szy. Ty u sie­bie, ja u sie­bie.

– Odpada. Nie zro­zu­mia­łaś zało­że­nia – puścił do niej oko, ale Agata na­dal była wście­kła. – Nie mamy miesz­kać osobno. I, nie­stety, jest coś jesz­cze – otóż do dys­po­zy­cji zostaje nam wyłącz­nie twoje lokum.

Spoj­rzała na niego pyta­jąco.

– Jak to? Mówi­łeś zdaje się, że mogę wybrać. A o ile sobie przy­po­mi­nam, miesz­kasz na Woli i masz cał­kiem spory apar­ta­ment. W pokoju jest miękka, skó­rzana kanapa w kolo­rze antra­cy­to­wym, a nad sto­li­kiem wisi żarówka umo­co­wana na czer­wo­nym sznu­rze, po któ­rym wspina się złota małpa. Bar­dzo dobrze to zapa­mię­ta­łam. Z pra­wej strony kanapy stoi ciemne biurko z lap­to­pem, a obok niego regał z książ­kami. Kant, Pla­ton, Hegel, Ary­sto­te­les, a także James Grif­fin i John Fin­nis. Do tego Socjo­lo­gia współ­cze­sna, Meta­fi­zyka moral­no­ści, Sądowe sto­so­wa­nie prawa i całe mnó­stwo innych pozy­cji, które abso­lut­nie powi­nien posia­dać każdy sza­nu­jący się praw­nik. Tro­chę sno­bi­stycz­nie, ale i impo­nu­jąco – Agata zamknęła oczy i punkt po punk­cie przy­po­mniała sobie pierw­szą wizytę u Jakuba.

Odchrząk­nął.

– Brawo. Spo­strze­gaw­czość i pamięć godna praw­nika. Fak­tycz­nie, bra­łem taką opcję pod uwagę, jed­nak dzi­siaj sytu­acja się zmie­niła.

– Bowiem?

– Bowiem firma wypo­wie­działa mi to miesz­ka­nie w try­bie natych­mia­sto­wym. Nie mam nawet trzech dni na zna­le­zie­nie cze­goś nowego.

Agata nabrała powie­trza.

– To dla­tego się do mnie wpro­wa­dzi­łeś! Wcale ci nie cho­dziło o wspólne życie i wznio­słe ocze­ki­wa­nie na potomka, tylko po pro­stu wyle­cia­łeś na bruk!

Jakub zmarsz­czył czoło.

– I tak, i nie. Moja pro­po­zy­cja na­dal jest uczciwa i wypływa z głębi mego mięk­kiego serca. I naprawdę myśla­łem, że będziemy mogli zamiesz­kać u mnie. Nie­stety, od jutra jestem bez­domny.

Agata zgrzyt­nęła zębami.

– Gówno – powie­działa tro­chę bez sensu, ale to było jedyne słowo, które przy­szło jej do głowy. – I co ja mam teraz zro­bić? Sta­wiasz mnie w sytu­acji bez wyj­ścia. Nie mogę cię wyrzu­cić, bo oka­za­ła­bym się nie­czułą suczą, ale miesz­kać z tobą rów­nież nie mam ochoty. A już z całą pew­no­ścią nie będziesz spał w mojej sypialni. Masz do wyboru kanapę, od razu pod­kre­ślam, że jest sty­lowa, ale nie­wy­godna, albo kari­matę i śpi­wór.

– Biorę kanapę.

Agata ski­nęła głową.

– Niech będzie. Ale jutro musimy wymy­ślić jakieś inne roz­wią­za­nie. Po połu­dniu. Bo rano mam spo­tka­nie. I jesz­cze jedno – kur­czak był wyborny, ale nie wystar­czył, by mnie prze­ku­pić. Poza tym miał za mało nadzie­nia.

Roz­dział 4

Kry­styna z pewną nie­uf­no­ścią patrzyła na różową alham­brę, którą Agata pod­je­chała na ulicę Mar­szał­kow­ską. Osta­tecz­nie jed­nak otwo­rzyła prawe drzwi od strony pasa­żera i wsia­dła do środka.

– To jest to biuro? – spy­tała z lek­kim nie­do­wie­rza­niem.

Agata przy­tak­nęła.

– A dla­czego aku­rat takie?

– Bo mogę nim pod­je­chać do klienta w wybrane miej­sce. Przy­zna pani, że to świetne roz­wią­za­nie. Poza tym mam tu nie­zbędne zestawy pierw­szej pomocy…

– …oraz kota – prze­rwała jej Kry­styna, patrząc osłu­pia­łym wzro­kiem na wyle­gu­jącą się na tyl­nym sie­dze­niu Chri­stie.

Kry­styna miała jakieś sześć­dzie­siąt kilka lat, była dość kor­pu­lentna i zde­cy­do­wa­nie nad­uży­wała maki­jażu. Jej usta w kolo­rze ogni­stej poma­rań­czy przy­ku­wały naj­więk­szą uwagę, zaraz po powie­kach poma­lo­wa­nych odcie­niem butel­ko­wej zie­leni. Całość uzu­peł­niał dość krzy­kliwy strój – fio­le­towa spód­nica oraz pista­cjowy swe­te­rek, wysa­dzany pereł­kami, a także apaszka ide­al­nie kom­po­nu­jąca się z ustami. Kry­styna zde­cy­do­wa­nie nale­żała do osób, które wie­dzą, czego chcą, i to zdo­by­wają, bez względu na cenę. Teraz na przy­kład chciała dorwać swo­jego męża oraz „wywłokę”, z którą się spo­ty­kał. Z nieco cha­otycz­nej opo­wie­ści Agata wywnio­sko­wała, że w mał­żeń­stwie pani Kry­styny od jakie­goś czasu dzieje się coś podej­rza­nego, co musi mieć zwią­zek z inną kobietą.

– Jest pani pewna?

– Bar­dziej niż cze­go­kol­wiek innego. Po pierw­sze, Sta­siek wzdy­cha.

Agata spoj­rzała na nią pyta­jąco.

– Wzdy­cha?

Kry­styna poki­wała głową i zaci­snęła usta.

– Ja wiem, że pani może się to wydać głu­pie lub mało zna­czące, ale ja bar­dzo dobrze pamię­tam, jak on wzdy­chał do mnie. To było jakieś czter­dzie­ści lat temu, ale tego dźwięku się nie zapo­mina. I teraz robi to samo. Jemu się wydaje, że do mnie nic nie dociera, że ja nie sły­szę albo nie zwra­cam uwagi, ale ja mam wyjąt­kowo wyczu­lone wszyst­kie zmy­sły. On teraz wzdy­cha niby-kon­spi­ra­cyj­nie, ale ja i tak wiem, o co cho­dzi.

– Nie bar­dzo poj­muję… – wtrą­ciła nieco zagu­biona Agata.

– Już wyja­śniam. Otóż on wzdy­cha na przy­kład na bal­ko­nie. Albo w łazience. Albo na klatce scho­do­wej. Myśli, że jest sam, i wtedy to robi.

– Rozu­miem, że tym razem nie cho­dzi o panią?

Kry­styna się żach­nęła.

– No oczy­wi­ście, że nie! Prze­cież gdyby doty­czyło to mnie, wzdy­chałby mi pro­sto w twarz.

To było dość logiczne wytłu­ma­cze­nie.

– Czy jest coś jesz­cze, co rzu­ciło się pani w oczy?

– Stał się jesz­cze bar­dziej mil­czący niż zwy­kle. To zna­czy on ni­gdy nie mówił zbyt dużo, ja od tego byłam, ale teraz wydaje mi się, że zamilkł na dobre. Mam nawet dowód. Spi­sy­wa­łam wszyst­kie słowa, które wypo­wie­dział do mnie w ostat­nim tygo­dniu – Kry­styna otwo­rzyła torebkę i wyjęła z niej zło­żoną na pół kartkę. – Pro­szę bar­dzo: „dzień dobry” (ponie­dzia­łek), „dzień dobry” (wto­rek), „tak, oczy­wi­ście” (środa) i doty­czyło to pyta­nia, czy może ode­brać mój żakiet z pralni, „dzień dobry” (czwar­tek) i potem dwa dni nic. Przy­zna pani, że to nie­wiele.

Agata nie mogła się z nią nie zgo­dzić.

– Jest jesz­cze coś. Sta­siek dwa razy w tygo­dniu wraca póź­niej z pracy. Twier­dzi, że ma dwóch dok­to­ran­tów, któ­rym pomaga w przy­go­to­wa­niu pracy.

– Pani mąż jest wykła­dowcą?

– Tak – przy­tak­nęła Kry­styna. – Pro­fe­so­rem na Wydziale Geo­gra­fii i Stu­diów Regio­nal­nych Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego – dodała, chyba nawet z dumą. – Ostat­nio poin­for­mo­wał mnie, że nie­długo wyjeż­dża do Murzy­nowa koło Płocka, do sta­cji mete­oro­lo­gicz­nej, z któ­rej jego wydział może korzy­stać. Spraw­dzi­łam to i, ow­szem, powie­dział prawdę. Ale i tak jestem pewna, że jedzie tam z jakąś dziu­nią.

– Myśli pani, że ma romans ze stu­dentką? – spy­tała Agata.

Kry­styna wzięła głę­boki oddech, a potem nagle zanio­sła się szlo­chem. Z jej oczu popły­nęły ciemne łzy, zabar­wione tuszem i cie­niem do powiek, i kapały na fio­le­tową spód­nicę, two­rząc na niej kolo­rowe plamy.

– Gorąca gli­ce­ryna – powie­działa szybko Agata.

Kry­styna spoj­rzała na nią ze zdu­mie­niem.

– Co pro­szę?

– Jak tylko wróci pani do domu, pro­szę to zaprać cie­płą wodą, a potem gorącą gli­ce­ryną. Albo kwa­sem octo­wym. Powinno zejść.

– Zapa­mię­tam – obie­cała Kry­styna i pocią­gnęła nosem. – To co robimy? Bie­rze pani to zle­ce­nie?

Agata uśmiech­nęła się.

– Tak, oczy­wi­ście.

– Nie mogę uwie­rzyć, że po tylu latach mąż zosta­wia mnie dla jakiejś mło­dej lafi­ryndy, któ­rej pew­nie impo­nuje romans z panem pro­fe­so­rem. Ale i tak prę­dzej czy póź­niej kop­nie go w tę starą dupę. Gdy tylko zorien­tuje się, że ma pro­blemy gastryczne, krzywe palce u stóp i chra­pie w nocy. Na początku wszy­scy są ślepi, ale opa­mię­ta­nie przyj­dzie lada moment. Tylko niech wtedy on nie szuka pocie­sze­nia u mnie! – pod­nio­sła w górę pięść.

– A jeśli to, co pani mówi, fak­tycz­nie jest prawdą? – wtrą­ciła Agata. – To co dalej? Jaka będzie pani decy­zja?

Kry­styna się zasta­no­wiła.

– Nie wiem jesz­cze – odpo­wie­działa szcze­rze. – Myślę, że obe­drę go ze skóry, oczy­wi­ście tak umow­nie. Albo może udam, że nic nie wiem, i spró­buję wymy­ślić jakąś zemstę? Co pani o tym sądzi?

Agata nie odpo­wie­działa.

Wie­działa bowiem dosko­nale, że zemsta nie zawsze jest naj­lep­szym roz­wią­za­niem. Zwłasz­cza wtedy, kiedy nie do końca jest prze­my­ślana. Ona sama zali­czyła nie­złą wpadkę, gdy pró­bo­wała odwetu na wła­snym sze­fie i byłym kochanku. Zamiast spek­ta­ku­lar­nego suk­cesu dostała nie­źle po gło­wie i osta­tecz­nie wró­ciła na tar­czy. Ow­szem, miała haka na Jerzego M., tyle że on miał iden­tycz­nego na nią. W tej sytu­acji nic nie mogła zro­bić, tylko zaci­snąć zęby i udać, że to po niej spły­nęło.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki