Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rewanż Agencja Rozbitych Serc
Agata traci pracę w kancelarii prawnej. Popełniła tylko jeden błąd – w dała się romans z szefem. Zapewniał ją, że łączy go z żoną zimne wyrachowanie. Ale żona się dowiedziała o Agacie i… zażądała rozwodu. Szef obsypał ją kwiatami, a swojej asystentce wręczył wypowiedzenie. Agata bezskutecznie szukała pracy. I postawiła na własny biznes: firmę specjalizującą się w otwieraniu oczu równie jak ona naiwnym kobietom. Założyła agencję detektywistyczną, specjalizującą się w demaskowaniu niewiernych mężów i nieuczciwych kochanków. Jej kawalerka była za mała na biuro, Agata postanawia więc zaadaptować auto na swoje miejsce pracy. I tak oto Agencja Rozbitych Serc ruszyła z piskiem opon ku czasem naprawdę zagmatwanym historiom, by odkrywać prawdę, która bywa zupełnie nieoczekiwana, rozwikływać zagadki, a nade wszystko nieustająco nieść załamanym kobietom wsparcie.
Kontynuacja bestsellerowej pierwszej części Agencja rozbitych serc. Zemsta, w której Agata wprawdzie wreszcie zemści się na byłym szefie, ale życie postawi przed nią większe wyzwania.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 283
Piękne wrześniowe dni nie dla wszystkich są tak samo piękne.
– Ja oczywiście rozumiem: chwilowe zauroczenie, słabość, nadmiar wina, które dodatkowo piłaś ukradkiem, ale czy możesz mi wytłumaczyć, jak to się stało, że uprawiałaś seks bez zabezpieczenia? – Julka patrzyła na Agatę z niedowierzaniem.
Agata zamknęła oczy. To ona była właśnie osobą, którą piękny wrześniowy dzień mało obchodził, bowiem obecnie znajdowała się w czarnej dupie. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co powiedział jej wczoraj lekarz. Była w ciąży. Tym razem naprawdę, bo pierwszy stan błogosławiony wymyśliła, żeby podkręcić dramatyzm sytuacyjny.
W skrócie wyglądało to następująco: jakiś czas temu została wyrzucona z pracy przez kochanka, który jednocześnie był jej szefem, więc pożaliła się koledze z kancelarii Jakubowi na swoją opłakaną sytuację, ubarwiając całą historię rzekomą ciążą. Uznała, że zabrzmi to o wiele bardziej dramatycznie, niż gdyby przyznała się tylko do samego romansu. W końcu było to dość żenujące wydarzenie w jej życiu, a ciąża nadawała temu przynajmniej jakiś element tragiczny.
Nie wykręciła się jednak z sytuacji w porę, więc kiedy mleko się rozlało, a prawda wyszła na jaw, Jakub poczuł się nieco oszukany. Oczywiście, było to zrozumiałe, problem polegał jednak na tym, że Agata dwa razy uległa Kubie (emocje, wino, zagubienie), co zakończyło się seksem.
Udanym, ale bez zabezpieczenia.
– Ale dlaczego? – dopytywała się Julka, przyjaciółka Agaty i powierniczka jej największych tajemnic.
– No bo niejako byłam już w ciąży – tłumaczyła się nieco zawile Agata. – W tej sytuacji nie istniało ryzyko wpadki, prawda? Nie wspomniałam więc o zabezpieczeniu, bo przecież nie było zagrożenia.
Julka wzniosła oczy ku niebu.
– Ciążą może nie. Ale istnieje też coś takiego, jak różne choroby, które Jakub mógł na przykład mieć. Nie przyszło ci to do głowy?
Agata ukryła twarz w dłoniach.
– Nic mi nie przyszło, prawdę mówiąc. Uwaliłam się winem, które popijałam skrycie, bo przecież byłam w ciąży, choć nieprawdziwej, no i jakoś tak wyszło. Nie wiem, nie potrafię tego sama inaczej wytłumaczyć. Najgorsze jednak jest to, że teraz naprawdę będę mieć dziecko z facetem, którego nie kocham, który jest ode mnie młodszy, nienawidzi mnie, bo go oszukałam, a na dodatek przeze mnie wyleciał z pracy. To wszystko poczwórnie komplikuje sytuację i sprawia, że najchętniej umarłabym na cokolwiek.
Julka parsknęła śmiechem.
– To tak nie działa. Poza tym nie jesteś już sama.
Agata odruchowo dotknęła brzucha.
– Myślisz, że to jest nieodwracalne? – spytała szeptem.
Julka popukała się w czoło.
– Za późno na takie przemyślenia. Lepiej zastanów się, co dalej.
– Nie wiem. Jestem w jeszcze większej dupie niż kilka miesięcy temu – podsumowała swoje życie Agata i zanurkowała pod kołdrę.
A wszystko zaczęło się od wspomnianego natychmiastowego zwolnienia z pracy. Agata wdała się w niefortunny romans z szefem dużej kancelarii prawnej, a nawet posunęła się nieco dalej i uznała, że niebawem zostanie jego oficjalną partnerką. Pech jednak chciał, że Jerzy M. miał już żonę, z którą wcale nie zamierzał się rozstać, wbrew temu, co obiecywał Agacie. Kiedy żona odkryła romans, postawiła sprawę jasno. Albo ona, albo rozwód z orzeczeniem o winie i dobranie się do wspólnego majątku. Na to Jerzy M. absolutnie nie mógł sobie pozwolić. I nie chciał, bo chociaż Agata była młoda, miała zgrabne nogi i nosiła koronkowe stringi, to jednak nie planował z nią ani bliższej, ani dalszej przyszłości. Traktował to po prostu jak romans.
Jak większość facetów w jego wieku.
Na wszelki wypadek podziękował więc Agacie za wszystko, co ich do tej pory łączyło, a następnie wręczył jej wypowiedzenie. To mogło się bardzo źle skończyć, a nawet doprowadzić ją na skraj depresji, jednak Agata była ambitna, silna i wisiał nad nią kredyt we frankach szwajcarskich. W tej sytuacji szlochała nad utraconą „miłością” zaledwie kilka dni, a potem postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. I tak powstała Agencja Rozbitych Serc, mobilna pomoc detektywistyczna, której siedziba znajdowała się w starej, różowej alhambrze, podarowanej Agacie przez ojca. To naprawdę miało prawo się udać. Agata powoli odzyskiwała dawną siebie, miała coraz więcej zleceń, a jednocześnie planowała zemstę na byłym szefie.
Zdecydowanie jednak nie planowała ciąży. Z kolegą Jakubem. Wszystko potoczyło się nie w tym kierunku, w którym planowała, i teraz naprawdę nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Czuła się trochę jak bohaterka serialu The Secret Life of the American Teenager – piętnastoletnia Amy Juergens: chuda, grająca na waltorni pierwszoklasistka z Grant High School, która po wakacyjnej randce z niegrzecznym Rickym Underwoodem odkrywa, że jest w ciąży (chociaż nie ma nawet pewności, czy naprawdę uprawiała seks). Agata taką pewność miała, co gorsza była dwa razy starsza od bohaterki serialu, ale z całą pewnością równie zagubiona. Nie grała jednak na waltorni.
Julka pogłaskała Agatę po schowanej pod kołdrą głowie.
– Dobra, teraz musimy się po prostu zastanowić, co dalej. Na razie wiemy tyle, że zemsta ci się nie udała, będziesz mamą, a ojciec dziecka ma chwilową awersję na sam dźwięk twojego imienia.
– Czy może być gorzej? – załkała Agata.
Julka prychnęła.
– Nie bluźnij. Zawsze może być gorzej. Może okazać się, że to ciąża mnoga, Jakub wyjedzie bez pożegnania do klasztoru zamkniętego, faceci przestaną zdradzać i zostaniesz bez pracy.
Agata wynurzyła się spod kołdry.
– To ostatnie nigdy się nie wydarzy – zauważyła trzeźwo. – Poza tym nie strasz mnie ciążą mnogą – aż się wzdrygnęła. – Ledwo pojedynczą dźwigam.
Julka puściła do niej oko.
– Pokazuję ci tylko, że zawsze, absolutnie zawsze może być gorzej. Dlatego nie nakręcaj się już, tylko postaraj myśleć trzeźwo i w miarę stabilnie. Musi być jakieś wyjście awaryjne. Coś, co przekuje te wszystkie absurdy, które ci się przytrafiły, w sukces.
Po upływie dziesięciu minut spojrzały na siebie nieco bezradnie.
– Masz jakiś pomysł? – spytała ostrożnie Agata.
Julka przygryzła wargę.
– Nie, ale to nie znaczy, że on się nie pojawi. Dajmy sobie czas. I jeszcze jedno: chcesz powiedzieć Jakubowi?
Agata wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Poza tym on i tak ze mną nie gada. Na dodatek może nie uwierzyć w tę ciążę, bo przecież tamta została wymyślona.
– Teraz masz papiery.
– Niby tak, ale mimo wszystko słabo to widzę – jęknęła Agata. – Na razie chyba nic mu nie powiem, muszę sama pozbierać myśli i stworzyć jakiś plan.
– No widzisz, teraz brzmisz rozsądniej – ucieszyła się Julka. – Kiedy wychodzisz ze szpitala?
Agata nagle zerwała się z łóżka.
– Teoretycznie jutro, ale wiesz co? Nie mam ochoty dłużej tu leżeć. Nic mi nie jest, wszystko się wyjaśniło, a ja od zapachu szpitalnego płynu do dezynfekcji dostaję wysypki. Wracam dzisiaj do domu. Pomożesz mi?
Julce nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Błyskawicznie zorganizowała Agacie wypis na własne żądanie, słowa lekarza, że może „warto zostać jeszcze na obserwacji” skomentowała uprzejmym uśmiechem oraz odmownym: „nie ma takiej opcji”, a kiedy wyszły przed szpital, taksówka już na nie czekała.
– Przypomnij mi proszę, ile jeszcze mam czasu? – Agata zwróciła się szeptem do przyjaciółki.
– Z tego co mówił lekarz, to jakieś osiem miesięcy.
– To dużo, prawda?
Julka zmarszczyła nos.
– Patrząc na to przez pryzmat roku, to całkiem sporo. Patrząc przez pryzmat życia, to tyle co mrugnięcie powieką.
– O Chryste! – wzdrygnęła się Agata.
– Spokojnie, dasz radę. Osiem miesięcy to wystarczająco, żeby się jako tako przygotować. Najważniejsze to zrobić listę zadań. I trzymać się jej dzielnie, by nie wypaść z rytmu.
– A jak będę rzygać?
– Teraz?! – krzyknął zaniepokojony kierowca, ale Julka szybko go uspokoiła.
– Najwcześniej jutro rano – obiecała grzecznym tonem.
Facet na wszelki wypadek jednak jechał znacznie szybciej, niż powinien, a nawet dwa razy przemknął na czerwonym świetle, chociaż uparcie twierdził, że było jeszcze pomarańczowe.
W domu Agaty przywitała je nieco obrażona kotka Christie, brytyjczyk niebieski, choć raczej szary.
– Zajęłam się nią i próbowałam wytłumaczyć, co z tobą nie tak, ale nie wiem, czy wszystko zrozumiała – powiedziała Julka. – Najlepiej będzie, jeśli same sobie wyjaśnicie pewne rzeczy. Ale to potem. Najpierw zrobię ci coś do jedzenia.
– Zostaniesz na noc? – Agata spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.
– Ale tylko dzisiaj. Damian wprawdzie świetnie ogarnia dom i dzieciaki, ale nie mogę go zostawić na dłużej samego. Co prawda mogłabym poprosić o pomoc teściową, ale boję się, że kiedy wrócę, ona poprzestawia mi wszystko w kuchni. Już raz tak zrobiła. Chciałam ją wtedy zabić, ale tylko się uśmiechnęłam i powiedziałam: „oooo”. To tyle na temat asertywności. Wiem jednak, że drugi raz tego nie zniosę. Podmienione szuflady ze sztućcami, kubki w innym miejscu, patelnie tam gdzie kubki, a cukru nie mogłam znaleźć przez tydzień. Kiedy zapytałam słabym głosem, gdzie jest wyciskarka do cytryn, oznajmiła mi, że jej nie potrzebuję.
Agata pokiwała ze zrozumieniem głową. Julka i tak dużo dla niej zrobiła. Z nią wszystko wydawało się jakieś łatwiejsze, a supełki, które pojawiły się w życiu Agaty, można było wspólnie rozplątać. Ciekawe jednak co będzie, kiedy Julka wyjedzie?
– Masz na coś ochotę? – zapytała ją przyjaciółka.
– Na domowy obiadek. Kotlecik z kurczaka, ziemniaki purée oraz surówkę. I może kompocik truskawkowy? – chlipnęła Agata.
Domowe jedzenie zawsze ją uspokajało. Przywracało wspomnienia błogiego dzieciństwa, kiedy jedynym zmartwieniem było uczesanie włosów czy też odpisanie zadania domowego. Świat był prosty, dość przyjemny w odbiorze, a życie nieskomplikowane. Problemy dorosłych były jakieś nierealne, nie mówiło się o nich głośno, wskutek czego Agata żyła trochę jak pączek w maśle. Teraz została wystawiona na światło dzienne, bez żadnej zbroi czy chociaż kombinezonu, który mógłby ją chronić przed rzeczywistością. Chyba właśnie na tym polegała dorosłość.
Kiedy wieczorem leżały w łóżku i oglądały jakiś serial, którego tytułu Agata nawet nie zarejestrowała, dopadł ją strach przed przyszłością. Nie chciała o tym mówić Julce, nie chciała znowu się nad sobą użalać, ale po raz pierwszy dotarło do niej, że tym razem może nie dać rady. Że wydarzyło się coś, co może ją przerosnąć, co stawia jej dotychczasowe życie na głowie i nie daje wyjścia awaryjnego. Ona, wielka miłośniczka seriali, w których zawsze znajdowała odpowiedzi na wszystkie pytania i problemy, teraz nie potrafiła znaleźć nic, co mogłoby jej pomóc.
Była w ciąży. Z Jakubem.
Nadal nie miała stałej pracy, na dodatek legalnej. Co zresztą dobitnie wypomniał jej Jerzy M., były kochanek i pracodawca, i to w dniu, kiedy przyszła do niego z informacją, że wie o jego nielegalnych stronach prawniczych, na których doradza ludziom na czarno. Pech chciał, że trafiła na mocnego przeciwnika, który w mistrzowski sposób odbił piłeczkę.
– Wszelkiego rodzaju prowadzenie działalności zarobkowej bez zarejestrowania firmy w państwowym urzędzie traktowane jest jako nielegalna działalność gospodarcza. Jest to przestępstwo i prowadzi do określonych konsekwencji w postaci nałożenia odpowiednich kar. Numer artykułu dośpiewaj sobie sama.
Problem polegał na tym, że to dotyczyło ich obojga, bo Agata również pracowała nielegalnie.
Zamarła więc niczym żona Lota i kompletnie nie wiedziała, jak się zachować. Nic dziwnego, że straciła przytomność i wylądowała w szpitalu.
– Julka – szepnęła cicho do przyjaciółki.
– Hmm?
– Kocham cię, wiesz?
Przyjaciółka pogłaskała ją po głowie i oznajmiła dziarskim tonem:
– Dasz radę. Masz mnie, kota, stabilnych emocjonalnie rodziców oraz pracę, w której nie powiedziałaś jeszcze ostatniego słowa. Wszystko się ułoży, ale trzeba podejść do tego racjonalnie i zadaniowo. Człowiek, który ma obowiązki do wypełnienia, funkcjonuje wbrew pozorom o wiele lepiej od kogoś, kto nie wie nawet, czy woli kawę, czy herbatę. Z mlekiem czy bez. Z cukrem czy słodzikiem. Zimną lub chłodną. Czarną lub zieloną. A może owocową. Mleko krowie czy też owsiane. W kubku czy filiżan…
– OK – przerwała jej Agata. – Zrozumiałam.
– I bardzo dobrze. Więc nie załamuj rąk ani żadnych innych części ciała. Zobaczysz, za rok o tej porze będziesz się z tego wszystkiego śmiała.
Agata próbowała zwizualizować sobie ten dzień, ale zobaczyła tylko samotną matkę, z kołtunem na głowie, kotem uczepionym u nogi i dzieckiem na rękach, które ssało jej nabrzmiałą pierś. Oraz pakiet rachunków do zapłacenia leżących w skrzynce pocztowej. Zrobiło jej się słabo, ale postanowiła, że tego nie okaże. Będzie silna i dzielna, bo takie właśnie są samotne matki.
Chyba.
Kiedy Julka wyjechała następnego dnia, Agata rzuciła się w wir różnych dziwnych czynności, byle tylko nie myśleć o tym, co spędzało jej sen z powiek. Kiedy człowiek skupia się na określonych rzeczach, automatycznie odsuwa od siebie nieprzyjemne myśli. Oczywiście, one nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale przynajmniej na jakiś czas dadzą człowiekowi spokój.
– OK, Christie, najpierw umyję lodówkę i posegreguję jedzenie.
Kotka spojrzała na panią dość wymownie.
– Tak, wiem, to brzmi dziwnie, ale muszę się czymś zająć. Poza tym chyba nigdy nie myłam lodówki. Może niesłusznie?
Agata ustawiła na cały regulator radio, w którym właśnie zawodziła Adele, ale szybko zmieniła stację, bo piosenkarka wprawdzie miała mocny i dobry głos, ale zdecydowanie stawiała na repertuar dla potencjalnych samobójców. Nie tego było teraz Agacie trzeba.
W końcu trafiła na coś w rodzaju hip-hopu wymieszanego z popem, przy czym nawet dobrze się podrygiwało i przystąpiła do mycia pustych półek.
– Mam płyn o zapachu cytrynowym oraz czerwonych grejpfrutów. Wymieszam oba i uzyskam cudowny cytrusowy aromat – wymruczała pod nosem, by chwilę później skrzywić się i otrząsnąć.
– Cholera. Chyba zaczęłam reagować na zapachy.
Nabrała powietrza i szybko wymyła półki, a potem zajęła się segregacją poszczególnych produktów.
– Na samej górze nabiał, potem wszystko co mięsne i rybne, niżej słoiczki z dżemami oraz gotowe obiady od mamy, a w szufladach owoce i warzywa. Brzmi rozsądnie i wygląda dobrze. Niestety, czuję, że moja praca dobiega końca, bo mam małą lodówkę, a ja muszę dalej coś robić. Inaczej usiądę na kanapie i wpadnę na sam dół czarnej rozpaczy.
Christie miauknęła potakująco.
W tej sytuacji Agata wyszorowała dodatkowo wszystkie szafki kuchenne, wymyła osobno każdy kubek i szklankę, chociaż miała zmywarkę, wypolerowała sztućce, mimo że wcale tego nie wymagały, a następnie przeniosła się do niewielkiej sypialni i stanęła przed szafą.
– Muszę koniecznie przejrzeć wszystkie ubrania, bo niedługo się w nic nie zmieszczę…
Ups…
Powiedziała to na głos. I właśnie w tym samym momencie ruszyła lawina myśli, które do tej pory były przyblokowane szorowaniem sztućców i naczyń. Teraz jednak nic już nie mogło ich powstrzymać. Agata rzuciła się na łóżko, zwinęła w pozycję embrionalną i zaczęła snuć wizje przyszłości, które wcale nie wyglądały różowo.
Po pierwsze, jej dziecko nie miało ojca. To znaczy oficjalnie miało, ale nie był to kandydat idealny, na dodatek nie wiedział nic o tym, że zostanie tatą. Po drugie, Agata nie umiała odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę czuje do Jakuba. Był przystojny, uczynny oraz pomocny, nosił kolorowe buty, a jeśli chodzi o sprawy łóżkowe, również zdawał egzamin. Czy to jednak wystarczało, by uwzględnić go w swoich planach na dłużej, a może nawet na zawsze?
Agata aż się wzdrygnęła. Określenie „na zawsze” wydało jej się nieco makabryczne i mało realne, zwłaszcza w kontekście pracy, którą wykonywała. W końcu zajmowała się zdradami i nawet jeśli nie wszystkie jej zlecenia kończyły się źle, to jednak zdążyła już przerobić różne życiowe dramaty i przekonać się, że „na zawsze” w przypadku związków nie sprawdza się prawie nigdy. No, może z małymi wyjątkami.
Poza tym istniało spore zagrożenie, że urażona duma Jakuba nie pozwoli mu więcej zwrócić się w stronę Agaty i chcieć uwić z nią przytulnego gniazdka ze słodkim dzidziusiem w środku.
O, właśnie. Dzidziuś.
To przerażało ją chyba najbardziej.
Nie planowała wcześniej ciąży, nawet nie myślała o tym, że mogłaby zostać matką. Była wprawdzie już po trzydziestce, jednak zegar biologiczny nie tykał w niej tak głośno, jak powinien. Prawdę mówiąc, w ogóle nie tykał. A mimo to była w ciąży, z tego co mówił lekarz, w jakimś piątym lub szóstym tygodniu, co oznaczało, że nosiła w sobie dwa do trzech milimetrów nowego życia. Niewiele, ale wystarczająco, by poczuć przerażający strach. To właśnie on chwycił teraz Agatę za gardło i z przyjemnością przyglądał się jej reakcji.
– Nie, nie, to niemożliwe. Co ja teraz zrobię? Jestem samotną matką. Nie mam pracy. Wyląduję pod mostem. Będę siedzieć na ziemi z niemowlakiem owiniętym w brudny kocyk i błagać o litość… Będę wychudzona, zagubiona i dostanę zapalenia nerek. Nie, to jednak brzmi jakoś nędznie… – Agata zreflektowała się po chwili. Ostatecznie miała rodziców, którzy z całą pewnością nie pozwoliliby jej wylądować pod mostem. Co prawda nie miała najmniejszej ochoty wracać na maleńką wioskę pod Kutnem, ale zdecydowanie byłby to lepszy plan niż bezdomność.
Nawet w Warszawie.
– No dobrze, skoro zatem mam jednak jakąś alternatywę, spróbujmy ogarnąć fakty – powiedziała na głos.
Usiadła na łóżku, poprawiła włosy, wytarła nos i wzięła na kolana Christie.
– Muszę wrócić do pracy. Niestety, nie mogę tego dalej robić na czarno, a to oznacza, że czekają mnie dodatkowe wydatki. Załóżmy jednak, że jakoś je ogarnę. Część zleceń będę wykonywać oficjalnie, ale kiedy zauważę, że zjadają mnie podatki, to część ukryję. Przynajmniej na początku. Muszę być jednak bardzo ostrożna, bo zło nie śpi. Zwłaszcza w kancelariach prawnych.
Agata nabrała powietrza i wypuściła je ze świstem.
– Muszę również pamiętać o tym, że od teraz jestem podwójnym bytem. Moje nienarodzone dziecko przypomina kijankę z dużą główką i długim, zawiniętym ogonkiem. Z czasem przekształci się on w kręgosłup z rdzeniem kręgowym, a jedynym śladem po istnieniu ogonka będzie kość ogonowa. Nie, nie pamiętam tego z lekcji biologii, przeczytałam w internecie – wyjaśniła kotce. – Na pewno jest jeszcze po trzecie oraz po czwarte, ale na razie skupię się na dwóch pierwszych punktach.
To mówiąc, Agata poszła do korytarza, wyciągnęła z torebki służbową, detektywistyczną komórkę i podłączyła ją do sieci. Kilkanaście minut później z radością odczytała dwie nowe wiadomości, jedną od niejakiej Krystyny, a drugą od Agnieszki. Obie panie bardzo prosiły o kontakt w „sprawie niecierpiącej zwłoki”, co mogło oznaczać tylko jedno. Na horyzoncie pojawiły się kolejne zdrady, które Agata będzie musiała wytropić. Na razie jeszcze nielegalnie, ale obiecała sobie solennie, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni zarejestruje firmę i od tego momentu będzie działać tak, jak oczekują tego od niej system i państwo.
Chciała właśnie skontaktować się z pierwszą klientką, kiedy aż podskoczyła na dźwięk dzwonka do drzwi. Przeszła na palcach do korytarza, zupełnie jakby oczekiwała komornika, który zarzuci sobie na plecy jej świeżo wymytą lodówkę, a potem wyniesie resztę mebli, i bardzo powoli uchyliła drzwi.
Jakub. Pachnący wodą toaletową z dodatkiem cynamonu chyba. W pomarańczowych sportowych butach oraz lnianym garniturze w kolorze przyjemnego granatu. Ze wzrokiem na razie niewiele mówiącym oraz ustami pozbawionymi uśmiechu. Można to było nawet zrozumieć.
Agata zamarła na jego widok, zupełnie jakby zobaczyła ducha babci, ale takiego, który nie ma pokojowych zamiarów. Zacisnęła usta oraz pięści i zmarszczyła brwi. Sama nie do końca rozumiała swoją reakcję, podobnie zresztą jak Jakub.
– To chyba ja mam prawo być wściekły – oznajmił nieco zdumiony.
Agata wzruszyła ramionami.
– Najlepszą obroną jest atak – wyjaśniła niskim tonem.
Pokiwał głową na znak, że coś w tym jest, następnie wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi, minął Agatę i skierował się w stronę kuchni. Trochę ją to zaskoczyło, ale postanowiła zachować zimną krew. Co prawda winna mu była wytłumaczenie, a jednocześnie miała ochotę wylać na niego całą złość. Możliwe jednak, że działały już hormony ciążowe, odpowiedzialne za nieco dziwne wahania nastroju. Trochę żałowała, że była ubrana w wyciągnięty dres i dwie różne skarpetki, ale ostatecznie to nie była randka, tylko najście bez zapowiedzi.
– Co ty tutaj robisz? – spytała spokojnym tonem, odwrotnie proporcjonalnym do jej wewnętrznej furii.
– Myślę, że powinniśmy porozmawiać. I już wyjaśniam dlaczego. Niezależnie od tego, czy rozmawiasz z przyjaciółmi, kolegami z pracy, członkami rodziny czy też kochankami, robisz to w celu wymiany informacji, udzielenia rad lub po prostu po to, by się wyżalić. Dzięki temu proces ten pomaga spojrzeć na sprawy z odpowiedniej perspektywy, co z kolei wzmacnia twoją odporność i pozwala lepiej radzić sobie, gdy sprawy nie idą zgodnie z planem. Nie możesz odmówić prawdy temu stwierdzeniu.
Agata zgrzytnęła zębami.
Niech będzie, że informacje uzyskane w trakcie rozmowy mogą zmienić punkt widzenia lub potwierdzić czyjeś stanowisko. Niech będzie, że nie można mieć racji we wszystkim przez cały czas. Rozmowa świetnie o tym przypomina. Ale ona jakoś nie miała ochoty na dyskusję, w której z całą pewnością okaże się tą winną. Kłamliwą oszustką wykorzystującą Bogu ducha winnego kolegę z pracy, który z jej winy właśnie stał się bezrobotny. Trudno tu było o jakieś kontrargumenty i Agata świetnie o tym wiedziała.
W tej sytuacji postanowiła uderzyć jako pierwsza, zakrzyczeć Jakuba, oznajmić mu, że „i tak tego nie zrozumie”, a potem wyjść, trzasnąć drzwiami i zamknąć się w sypialni.
– Ta cała rozmowa nie ma najmniejszego sensu, bo ja wiem swoje, a ty tego nie jesteś w stanie pojąć – rozpoczęła bardzo standardowo i w dość kobiecy sposób. – Nie planuję się wyżalać, użalać ani wybielać, po prostu sytuacja nieco wymknęła się spod kontroli. Nie mnie pierwszej, nie ostatniej. Nie zgadzam się na żadne osądy mojej osoby, a już tym bardziej nie przez ciebie.
Jakub tylko pokiwał głową i niemal natychmiast wszedł w jej słowo:
– Jesteś w ciąży.
Agacie na moment odjęło mowę.
– Yyyy…. skąd… jak…?
– Od Julki – wyjaśnił po prostu. – Od razu mówię, że to ona do mnie zadzwoniła i przekazała mi tę, nie ukrywam, dość zaskakującą wiadomość. Początkowo myślałem, że postanowiłaś nadal udawać kobietę w stanie błogosławionym, ale szybko dotarło do mnie, że to byłoby jednak zbyt idiotyczne posunięcie, na dodatek niemające żadnego sensu. A to oznacza, że tym razem naprawdę jesteś w ciąży, i z tego, co sugerowała Julka, przypadł mi zaszczyt bycia ojcem.
Agata się zaczerwieniła.
– Tak wyszło – odparła po chwili mało elokwentnie.
Jakub pokiwał kilka razy głową.
– W tej sytuacji nie mam innego wyjścia.
Agata zmrużyła oczy i spojrzała na niego pytająco.
– To znaczy? – spytała, odrobinę zaniepokojona.
– Wprowadzam się do ciebie. Albo ty do mnie. Wybieraj.
Kiedy nie wiadomo, co zrobić, należy uciec w bezpieczne miejsce i porozmawiać z kimś, kto zdecydowanie stoi po naszej stronie. I właśnie dlatego Agata, kiedy tylko usłyszała słowa padające z ust Jakuba, natychmiast chwyciła pod pachę kota, kluczyki od samochodu i zbiegła w tempie sprintera na dół. Następnie wskoczyła do różowej alhambry i pojechała prosto do rodziców, na niewielką wieś pod Kutnem, która teraz wydała jej się najpiękniejsza na świecie. Zaparkowała przed domem, tym razem nieco ostrożniej manewrując samochodem (ostatnim razem zamordowała kurę) i pomachała ręką wystraszonej matce, która stanęła w progu.
– Nie martw się, mamuś, wszystko jest dobrze. Musiałam po prostu na chwilę do was wpaść – uprzedziła pytanie Agata i wypuściła Christie na podwórko.
– Nic nie jest dobrze. To znaczy, cieszę się oczywiście, że zostanę babcią, ale wolałabym poznać więcej szczegółów. W szpitalu poprosiłaś nas o kilka dni milczenia i niezadawania pytań, ale teraz domagam się konkretów – oznajmiła mama Helena i spróbowała zrobić groźną minę.
Jak zwykle niewiele z tego wyszło.
Agata pociągnęła nosem i pokiwała głową.
– Dobra, mamuś, właściwie po to tutaj jestem, żeby wszystko wyjaśnić. Ale najpierw obiad, dobrze?
Nad pomidorową z lanymi kluseczkami Agata wreszcie się otworzyła i mniej lub bardziej zawile wyjaśniła to, co wydarzyło się w jej życiu w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
– Czyli już byłaś w ciąży? – nie nadążała mama.
– Nie byłam, tylko tak mówiłam.
– Po co?
Dość celne pytanie.
– Chciałam, żeby moja historia brzmiała dramatyczniej. Wiem, głupio wyszło, chociaż przez jakiś czas nawet działało. Po prostu uznałam, że romans z szefem to wyjątkowo żenujący element mojego życia, więc dodałam mu trochę pikanterii. Stąd ta zmyślona ciąża.
– A kim jest ojciec prawdziwego dziecka? – spytał ojciec Agaty, patrząc na córkę z niepokojem wymieszanym jednak z miłością.
– To kolega z dawnej pracy. Pomagał mi w pewnej sprawie i jakoś tak wyszło, że trochę się do siebie zbliżyliśmy.
– Trochę? – mama Helena uniosła brwi. – Odnoszę wrażenie, że dystans między wami był dość krótki, skoro doszło do zapłodnienia – dodała nieco sarkastycznie.
Agata spuściła głowę.
– Sama nie wiem, jak to się stało. To znaczy wiem, ale nadal nie mogę tego ogarnąć. Nie planowałam tej ciąży, właściwie niczego nie planowałam z Jakubem. I nie wiem, co teraz robić. On chce się do mnie wprowadzić.
Ojciec podrapał się po głowie.
– To chyba dobrze. Zdecydowanie łatwiej wychowuje się dziecko we dwójkę.
– Niby tak – zgodziła się Agata. – Ale ja go chyba nie kocham – zawiesiła głos.
– Chyba? – podchwyciła mama.
– Nie myślę o tym teraz, mam co innego na głowie. I wcale nie jestem pewna, czy chcę z kimkolwiek mieszkać.
– Moim zdaniem to dobry pomysł – oznajmiła mama. – Przynajmniej się lepiej poznacie. To ważne, żeby rodzice tego samego dziecka co nieco o sobie wiedzieli, a nawet się lubili.
Agata wyczuła ironię w tonie matki, ale nic nie powiedziała. Rodzice mieli prawo się na nią złościć, w końcu naprawdę całkiem nieźle pogmatwała sobie życie. A to dopiero był początek.
– To co mam robić? – spytała bezradnie.
Ojciec ciężko westchnął.
– Spróbuj – powiedział w końcu. – Matka ma rację, powinniście trochę lepiej się poznać. Może zaskoczy.
– A jak nie?
– To znajdziecie inne rozwiązanie. Ale nie poddawałbym się bez walki.
Coś w tym było. Jednocześnie Agata zupełnie nie wyobrażała sobie życia z kimś pod jednym dachem. Była przyzwyczajona do bycia singielką, a z facetami spotykała się na własnych zasadach. Dwie szczoteczki do zębów w jednej łazience? Czyjeś skarpetki w jej koszu na pranie? Dwie filiżanki z kawą każdego poranka oraz odebranie połowy łóżka w sypialni? To wcale nie brzmiało zachęcająco. Poza tym była jeszcze Christie. Możliwe, że lubiła Jakuba, ale to wcale nie znaczyło, że chciałaby z nim zamieszkać.
Jak to wszystko ogarnąć?
Jak się odnaleźć w świecie, w którym nastały nowe zasady, zupełnie jej nieprzekonujące?
– Dobra ta pomidorowa, mamuś – chlipnęła znad talerza.
– Ja myślę, że dobra. Spakuję ci kilka słoików i dorzucę jeszcze inne przetwory. Ale powoli powinnać zacząć się uczyć gotować.
– O Jezu! – jęknęła Agata.
– Niestety. Właśnie rozpoczynasz życie matki, które niewiele będzie miało wspólnego z tym prowadzonym dotychczas.
– Niewiele? – Agata pociągnęła nosem.
Mama usiadła naprzeciwko niej i oznajmiła poważnym tonem:
– Znaczenie słowa „matka” jest praktycznie nieograniczone. Opiekunka, przyjaciółka, kucharka, sprzątaczka, psycholog, pedagog, krawcowa, pielęgniarka. Mogłabym tak wymieniać do północy. Matka to ktoś, kto musi poświęcić wiele własnych pragnień i potrzeb na rzecz pragnień i potrzeb dzieci.
– Nie strasz…
– Od dnia narodzin dziecko będzie wystawiać twoją cierpliwość na próbę. Bez względu na to, co zrobi lub powie, ty musisz je kochać bezwarunkowo. Lub przynajmniej powinnaś. Będziesz od teraz walczyć nie tylko z własnymi demonami, ale i z demonami twojego dziecka. I musisz zawsze mieć pomidorową pod ręką.
Agata ciężko westchnęła.
– Jasna dupa! – powiedziała tylko.
– Tak – zgodziła się z nią pani Helena. – Ale ogólnie jest całkiem fajnie. Do czasu, kiedy twoje dziecko nie zaliczy wpadki z facetem, którego zna słabiej niż własnego kota.
*
Kiedy Agata wróciła wieczorem do Warszawy i zaparkowała przed własnym domem, przez dobre pół godziny nie potrafiła wyjść z samochodu. Jakoś nie mogła stanąć oko w oko z Jakubem, który właśnie przysłał jej wiadomość, że skoro nie podjęła żadnej decyzji, on na razie wprowadził się do niej. Zapasowy klucz znalazł w korytarzu, w niebieskiej puszce stojącej na szafce, więc Agata nie musi się martwić tym, jak się dostanie do domu.
– Wcale mnie to nie martwiło – powiedziała do siebie.
Zdecydowanie bardziej przerażała ją świadomość, że musi zamieszkać z drugą osobą i to na zasadzie partnerstwa. Na dodatek nie miała w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia, bowiem Jakub zadecydował za nich dwoje. Owszem, lubiła stanowczych i konkretnych mężczyzn, ale w tym przypadku ojciec jej dziecka troszeczkę się zapędził. A ona kompletnie nie wiedziała, co ma z tym fantem zrobić.
– Christie, obawiam się, że nasze życie już nigdy nie będzie takie jak przedtem – jęknęła i westchnęła ciężko. I prawie podskoczyła na dźwięk wibrującej komórki.
– Dzień dobry, tu Krystyna. Dlaczego pani nie odbiera i dlaczego pani nie oddzwania? Potrzebuję pilnej pomocy sercowej!
Agata przełknęła ślinę i aż się wyprostowała. W głosie pani Krystyny było coś takiego, co kazało człowiekowi stawać na baczność.
– Przepraszam, byłam zajęta. Ale najpóźniej jutro rano oddzwoniłabym do pani.
– No to już nie trzeba, bo ja zadzwoniłam pierwsza. I poproszę o jak najszybszy termin.
– A zdradzi mi pani, o co chodzi?
Pani Krystyna prychnęła.
– No chyba wiadomo. Mój Stasiek ma kogoś na boku. Problem polega na tym, że ja za bardzo rzucam się w oczy, więc nie mogę go wyśledzić. Mam nadzieję, że pani jest zwykła i pospolita.
Agata przełknęła ślinę. Możliwe, że taka właśnie była.
– Możemy się spotkać jutro o dziewiątej rano?
– Będę. Gdzie? – spytała konkretnie pani Krystyna.
– W moim mobilnym biurze.
– To znaczy?
– To znaczy, że pani poda mi teraz adres, a ja tam jutro podjadę.
Pani Krystyna zamilkła na moment.
– Biuro na kółkach? – upewniła się.
– W rzeczy samej.
– Niech będzie. Wyślę adres esemesem. A jak panią poznam?
– Mam różowy samochód. Nie można go przegapić.
Agata pomyślała, że przynajmniej jej życie zawodowe nadal jakoś funkcjonuje, nawet jeśli nielegalnie. Najważniejsze jednak, że ciągle miała nowe klientki, co dawało nadzieję na spłatę rat kredytu i utrzymanie się na powierzchni. Wśród kłębiących się nad jej głową czarnych chmur od czasu do czasu pojawiały się małe prześwity, które pozwalały zachować równowagę. Trzeba będzie jeszcze tylko jakoś ogarnąć obecność Jakuba. W przypływie chwilowej pozytywnej energii wybrała telefon do drugiej klientki, niejakiej Agnieszki.
– Nieaktualne – usłyszała jednak po drugiej stronie.
– To znaczy?
– Podejrzewałam, że mąż mnie zdradza, więc chciałam panią wynająć. Ale wczoraj znalazłam w kieszeni jego marynarki stringi. Nie moje, bo ja noszę normalne majtki, których nie trzeba szukać z lupą. Zapytałam go wprost, a on wprost odpowiedział, że to nie jego. A potem dodał, że się zakochał i bardzo cierpi.
– On? – zdumiała się Agata.
– Jest rzekomo rozdarty. Dzisiaj rano wyrzuciłam go z domu i obecnie piję wino.
– Może mogłabym jakoś pomóc?
– Na razie muszę się upić. Ale będę o pani pamiętać – chlipnęła Agnieszka i się rozłączyła.
Kiedy Agata odważyła się w końcu wrócić do mieszkania, powitał ją przyjemny zapach pieczonego kurczaka. To akurat było pozytywne, chociaż widok ojca ich przyszłego dziecka, który uwijał się po jej kuchni w niebieskim fartuszku, trochę nią wstrząsnął.
– Jednak jesteś – skomentowała dość pochmurnym tonem.
Jakub tylko na nią łypnął i zajrzał do piekarnika.
– Jestem. Jest również kurczak nadziewany gruszkami i jabłkami. Głodna?
Agata zgrzytnęła zębami, ale pokiwała głową.
Piętnaście minut później, kiedy ciągle oblizywała palce po cudownej kolacji, przyszła jednak pora na poważną rozmowę.
– Jakub… Kurczak udał ci się wybornie, ogólnie muszę przyznać, że świetnie gotujesz i kto wie, czy nawet nie jesteś w tym lepszy ode mnie, ale chyba powinnam zaprotestować.
Uniósł ze zdumieniem brwi.
– Przeciwko kurczakowi?
– Nie. Przeciwko twojej obecności tutaj. To nie ma prawa się udać. Ja rozumiem, że łączy nas zygota, ale oprócz tego za bardzo się nie znamy. Obawiam się, że to znacznie utrudni nam wspólne życie.
Jakub upił łyk wina i spojrzał poważnie na Agatę.
– Nie zgadzam się. To znaczy, owszem, nie znamy się zbyt dobrze, ale to wszystko jest do naprawienia. Może się okazać za jakiś czas, że jesteśmy dla siebie stworzeni, pasujemy jak puzzle tej samej układanki czy też jak dwie połówki jabłka, nawet jeśli to określenie jest nieco wyświechtane.
– A jeżeli nie? – Agata weszła mu w słowo. – Jeśli nie pasujemy w ogóle, a nawet działamy sobie na nerwy?
– To wtedy będziemy się tym martwić. Poza tym nie możemy być idealni, bo to byłoby nudne. Każde z nas jest inne, a jednak razem możemy stworzyć całkiem udany związek. Nie możesz go z góry skazywać na niepowodzenie.
– Ty z góry zakładasz sukces.
– Zgadza się – przytaknął. – Bo ja myślę optymistycznie, a ty nie.
Agata westchnęła.
Nie od dzisiaj wiadomo, że człowiek rzadko kiedy bywa życiowym optymistą. Zazwyczaj snuje czarne wizje przyszłości i nieustająco narzeka. To swoisty odruch i ona świetnie to rozumiała. Nie mogła natomiast pojąć, skąd tyle wiary w przyszłość w Jakubie, który właśnie stracił pracę, a za chwilę miał zostać ojcem. Chociaż zupełnie tego nie planował.
– Już ci wyjaśniam – odpowiedział, zupełnie jakby czytał w jej myślach. – Świat działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Chcesz być szczęśliwa? Spróbuj to sobie zwizualizować. Naucz się cieszyć z tego, co już masz, zamiast nieustająco narzekać i załamywać ręce. Każdego dnia wieczorem zastanów się, co przydarzyło ci się dzisiaj dobrego. Wymień choć jedną rzecz, dzięki której poczułaś się dobrze. Może to być spotkanie z przyjaciółką, wspólny spacer, wizyta kogoś z rodziny, ciasto, które przyniosła sąsiadka. Szczęście nie zawsze oznacza wygraną w totolotka i podróż dookoła świata. To często małe przyjemności, drobiazgi, które budują naszą codzienność.
– Pierdolisz – weszła mu w słowo. – Brzmi to jak z poradnika coacha, ale takiego dla ubogich. Ciasto, które przyniosła sąsiadka? Po pierwsze, nie mam takich sąsiadek, a po drugie, od ciasta rośnie dupa – zakończyła gniewnie.
Jakub parsknął śmiechem.
– No dobrze, widzę, że nie tędy droga, przynajmniej na razie. Mimo wszystko zachęcam do pozytywnego myślenia. Na początek wyobraź sobie, jak fajnie będzie się nam razem mieszkało.
– Wątpię. Jak sam widzisz, nie ma tu zbyt dużo miejsca. Moim zdaniem poprzedni układ był lepszy. Ty u siebie, ja u siebie.
– Odpada. Nie zrozumiałaś założenia – puścił do niej oko, ale Agata nadal była wściekła. – Nie mamy mieszkać osobno. I, niestety, jest coś jeszcze – otóż do dyspozycji zostaje nam wyłącznie twoje lokum.
Spojrzała na niego pytająco.
– Jak to? Mówiłeś zdaje się, że mogę wybrać. A o ile sobie przypominam, mieszkasz na Woli i masz całkiem spory apartament. W pokoju jest miękka, skórzana kanapa w kolorze antracytowym, a nad stolikiem wisi żarówka umocowana na czerwonym sznurze, po którym wspina się złota małpa. Bardzo dobrze to zapamiętałam. Z prawej strony kanapy stoi ciemne biurko z laptopem, a obok niego regał z książkami. Kant, Platon, Hegel, Arystoteles, a także James Griffin i John Finnis. Do tego Socjologia współczesna, Metafizyka moralności, Sądowe stosowanie prawa i całe mnóstwo innych pozycji, które absolutnie powinien posiadać każdy szanujący się prawnik. Trochę snobistycznie, ale i imponująco – Agata zamknęła oczy i punkt po punkcie przypomniała sobie pierwszą wizytę u Jakuba.
Odchrząknął.
– Brawo. Spostrzegawczość i pamięć godna prawnika. Faktycznie, brałem taką opcję pod uwagę, jednak dzisiaj sytuacja się zmieniła.
– Bowiem?
– Bowiem firma wypowiedziała mi to mieszkanie w trybie natychmiastowym. Nie mam nawet trzech dni na znalezienie czegoś nowego.
Agata nabrała powietrza.
– To dlatego się do mnie wprowadziłeś! Wcale ci nie chodziło o wspólne życie i wzniosłe oczekiwanie na potomka, tylko po prostu wyleciałeś na bruk!
Jakub zmarszczył czoło.
– I tak, i nie. Moja propozycja nadal jest uczciwa i wypływa z głębi mego miękkiego serca. I naprawdę myślałem, że będziemy mogli zamieszkać u mnie. Niestety, od jutra jestem bezdomny.
Agata zgrzytnęła zębami.
– Gówno – powiedziała trochę bez sensu, ale to było jedyne słowo, które przyszło jej do głowy. – I co ja mam teraz zrobić? Stawiasz mnie w sytuacji bez wyjścia. Nie mogę cię wyrzucić, bo okazałabym się nieczułą suczą, ale mieszkać z tobą również nie mam ochoty. A już z całą pewnością nie będziesz spał w mojej sypialni. Masz do wyboru kanapę, od razu podkreślam, że jest stylowa, ale niewygodna, albo karimatę i śpiwór.
– Biorę kanapę.
Agata skinęła głową.
– Niech będzie. Ale jutro musimy wymyślić jakieś inne rozwiązanie. Po południu. Bo rano mam spotkanie. I jeszcze jedno – kurczak był wyborny, ale nie wystarczył, by mnie przekupić. Poza tym miał za mało nadzienia.
Krystyna z pewną nieufnością patrzyła na różową alhambrę, którą Agata podjechała na ulicę Marszałkowską. Ostatecznie jednak otworzyła prawe drzwi od strony pasażera i wsiadła do środka.
– To jest to biuro? – spytała z lekkim niedowierzaniem.
Agata przytaknęła.
– A dlaczego akurat takie?
– Bo mogę nim podjechać do klienta w wybrane miejsce. Przyzna pani, że to świetne rozwiązanie. Poza tym mam tu niezbędne zestawy pierwszej pomocy…
– …oraz kota – przerwała jej Krystyna, patrząc osłupiałym wzrokiem na wylegującą się na tylnym siedzeniu Christie.
Krystyna miała jakieś sześćdziesiąt kilka lat, była dość korpulentna i zdecydowanie nadużywała makijażu. Jej usta w kolorze ognistej pomarańczy przykuwały największą uwagę, zaraz po powiekach pomalowanych odcieniem butelkowej zieleni. Całość uzupełniał dość krzykliwy strój – fioletowa spódnica oraz pistacjowy sweterek, wysadzany perełkami, a także apaszka idealnie komponująca się z ustami. Krystyna zdecydowanie należała do osób, które wiedzą, czego chcą, i to zdobywają, bez względu na cenę. Teraz na przykład chciała dorwać swojego męża oraz „wywłokę”, z którą się spotykał. Z nieco chaotycznej opowieści Agata wywnioskowała, że w małżeństwie pani Krystyny od jakiegoś czasu dzieje się coś podejrzanego, co musi mieć związek z inną kobietą.
– Jest pani pewna?
– Bardziej niż czegokolwiek innego. Po pierwsze, Stasiek wzdycha.
Agata spojrzała na nią pytająco.
– Wzdycha?
Krystyna pokiwała głową i zacisnęła usta.
– Ja wiem, że pani może się to wydać głupie lub mało znaczące, ale ja bardzo dobrze pamiętam, jak on wzdychał do mnie. To było jakieś czterdzieści lat temu, ale tego dźwięku się nie zapomina. I teraz robi to samo. Jemu się wydaje, że do mnie nic nie dociera, że ja nie słyszę albo nie zwracam uwagi, ale ja mam wyjątkowo wyczulone wszystkie zmysły. On teraz wzdycha niby-konspiracyjnie, ale ja i tak wiem, o co chodzi.
– Nie bardzo pojmuję… – wtrąciła nieco zagubiona Agata.
– Już wyjaśniam. Otóż on wzdycha na przykład na balkonie. Albo w łazience. Albo na klatce schodowej. Myśli, że jest sam, i wtedy to robi.
– Rozumiem, że tym razem nie chodzi o panią?
Krystyna się żachnęła.
– No oczywiście, że nie! Przecież gdyby dotyczyło to mnie, wzdychałby mi prosto w twarz.
To było dość logiczne wytłumaczenie.
– Czy jest coś jeszcze, co rzuciło się pani w oczy?
– Stał się jeszcze bardziej milczący niż zwykle. To znaczy on nigdy nie mówił zbyt dużo, ja od tego byłam, ale teraz wydaje mi się, że zamilkł na dobre. Mam nawet dowód. Spisywałam wszystkie słowa, które wypowiedział do mnie w ostatnim tygodniu – Krystyna otworzyła torebkę i wyjęła z niej złożoną na pół kartkę. – Proszę bardzo: „dzień dobry” (poniedziałek), „dzień dobry” (wtorek), „tak, oczywiście” (środa) i dotyczyło to pytania, czy może odebrać mój żakiet z pralni, „dzień dobry” (czwartek) i potem dwa dni nic. Przyzna pani, że to niewiele.
Agata nie mogła się z nią nie zgodzić.
– Jest jeszcze coś. Stasiek dwa razy w tygodniu wraca później z pracy. Twierdzi, że ma dwóch doktorantów, którym pomaga w przygotowaniu pracy.
– Pani mąż jest wykładowcą?
– Tak – przytaknęła Krystyna. – Profesorem na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego – dodała, chyba nawet z dumą. – Ostatnio poinformował mnie, że niedługo wyjeżdża do Murzynowa koło Płocka, do stacji meteorologicznej, z której jego wydział może korzystać. Sprawdziłam to i, owszem, powiedział prawdę. Ale i tak jestem pewna, że jedzie tam z jakąś dziunią.
– Myśli pani, że ma romans ze studentką? – spytała Agata.
Krystyna wzięła głęboki oddech, a potem nagle zaniosła się szlochem. Z jej oczu popłynęły ciemne łzy, zabarwione tuszem i cieniem do powiek, i kapały na fioletową spódnicę, tworząc na niej kolorowe plamy.
– Gorąca gliceryna – powiedziała szybko Agata.
Krystyna spojrzała na nią ze zdumieniem.
– Co proszę?
– Jak tylko wróci pani do domu, proszę to zaprać ciepłą wodą, a potem gorącą gliceryną. Albo kwasem octowym. Powinno zejść.
– Zapamiętam – obiecała Krystyna i pociągnęła nosem. – To co robimy? Bierze pani to zlecenie?
Agata uśmiechnęła się.
– Tak, oczywiście.
– Nie mogę uwierzyć, że po tylu latach mąż zostawia mnie dla jakiejś młodej lafiryndy, której pewnie imponuje romans z panem profesorem. Ale i tak prędzej czy później kopnie go w tę starą dupę. Gdy tylko zorientuje się, że ma problemy gastryczne, krzywe palce u stóp i chrapie w nocy. Na początku wszyscy są ślepi, ale opamiętanie przyjdzie lada moment. Tylko niech wtedy on nie szuka pocieszenia u mnie! – podniosła w górę pięść.
– A jeśli to, co pani mówi, faktycznie jest prawdą? – wtrąciła Agata. – To co dalej? Jaka będzie pani decyzja?
Krystyna się zastanowiła.
– Nie wiem jeszcze – odpowiedziała szczerze. – Myślę, że obedrę go ze skóry, oczywiście tak umownie. Albo może udam, że nic nie wiem, i spróbuję wymyślić jakąś zemstę? Co pani o tym sądzi?
Agata nie odpowiedziała.
Wiedziała bowiem doskonale, że zemsta nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie do końca jest przemyślana. Ona sama zaliczyła niezłą wpadkę, gdy próbowała odwetu na własnym szefie i byłym kochanku. Zamiast spektakularnego sukcesu dostała nieźle po głowie i ostatecznie wróciła na tarczy. Owszem, miała haka na Jerzego M., tyle że on miał identycznego na nią. W tej sytuacji nic nie mogła zrobić, tylko zacisnąć zęby i udać, że to po niej spłynęło.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki