Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy da się zakochać w kimś, kogo nigdy nie spotkało się w realu?
Eliza, Chira, Fearis i Nyle znają się tylko z Discorda i nigdy nie spotkali się na żywo. Tego lata mają wyjechać razem do domku w górach. Najbardziej zależy na tym Elizie, która ma sekretny plan rozkochania w sobie Nyle’a. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że się uda… kiedy nagle na jej drodze staje dziwaczna kuzynka Sara. Eliza postanawia się jej pozbyć.
Same dobre wróżby to pełna zabawnych intryg, miłosnych nieporozumień i zwrotów akcji opowieść o wychodzeniu ze strefy komfortu. Jak daleko mogą się posunąć introwertycy, aby zawalczyć o miłość? Sasza Hady, autorka kryminałów i fantastycznej Zefiryny debiutuje jako autorka YA. Gwarantujemy: nie będziecie się nudzić!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 450
Dla moich ludzi
Regulamin
Korzystanie z serwera jest tożsame z akceptacją regulaminu.
Złamanie zasad może skutkować zbesztaniem przez Elizę,utratą życia lub / i wiecznym potępieniem.
1. Zabronione jest poruszanie tematu snów własnych lub cudzych, z wyłączeniem snów erotycznych o niebanalnej fabule.
2. Zabronione jest zadawanie pytań o sprawy osobiste bez wyraźnej zachęty pisemnej lub ustnej.
3. Zabronione jest komunikowanie się użytkowników poza serwerem w parach lub trójkach. Dobro ogółu wymaga, żeby każdy użytkownik był na bieżąco z plotkami i wymianą myśli w tym samym momencie.
4. Zabronione jest opowiadanie historii bez puenty.
5. Zabronione jest omawianie spraw związanych z instytucjami oświatowymi.
6. Dozwolone są żarty poniżej ogólnie przyjętego poziomu przyzwoitości.
7. Dozwolone jest przesyłanie treści erotycznych, o ile spełniają odpowiednie normy estetyczne albo przedstawiają ośmiornice.
8. Dozwolone jest moralne rozpasanie, ale tylko jeśli potem jest co opowiadać.
Prolog,
w którym Elizę gubi jeden uśmiech
Jednym z najbardziej znanych powiedzonek cioci Klaudii było: „Uśmiechajcie się, dziewczyny, w tramwajach, na ulicy – nigdy nie wiadomo, gdzie spotkacie fajnego chłopaka”. W dzieciństwie brzmiało dla Elizy obiecująco, ale w wieku szesnastu lat podchodziła do niego bardziej krytycznie, bo gryzło się z jej przekonaniami na temat tego, czy dziewczyny powinny być zawsze uśmiechnięte. I czy jeśli już się uśmiechają, to koniecznie dla kogoś. Pamiętała jednak, żeby w miejscach publicznych zachowywać w miarę przyjemny wyraz twarzy – głównie po to, by ludzie nie wiedzieli, co tak naprawdę o nich myśli.
Przydawało jej się to zwłaszcza w takich sytuacjach jak teraz, na wsi pod Rzeszowem, gdzie odbywał się rodzinny zjazd z okazji urodzin cioci Klaudii. Eliza zwykle starała się unikać podobnych imprez, ale akurat miała do cioci ważny interes. Musiała przyznać, że w tym roku nie było tak źle. Mgiełka nostalgii za latami dzieciństwa, kiedy te pachnące koniczyną łąki wydawały się nieskończone jak niebo, niemal równoważyła cringe słuchania, jak ludzie po sześćdziesiątce śpiewają chóralnie Szła dzieweczka do laseczka.
Urodziny cioci zawsze odbywały się na polu kempingowym usadowionym pośród łagodnych zielonych pagórków, które od południa otaczał wygięty jak psi jęzor łuk lasu. Domki letniskowe były rozmieszczone w brzozowym zagajniku dookoła trawiastej polanki, pośrodku której nad biesiadnym stołem rozstawiono duży namiot. Obok znajdowały się wspólna zadaszona kuchnia, miejsce na ognisko i grill. Między drzewami kołysały się kolorowe hamaki, a zza krzaków przesłaniających płytki stawek dochodził rechot żab.
Domki były drewniane, małe i przytulne, przez co Elizie ta impreza kojarzyła się z urodzinami Bilba w Shire. Ciotka Klaudia – okrągła i pogodna jak hobbit – zawsze wygłaszała mowy powitalne, podczas których dziękowała za przybycie poszczególnym gałęziom rodziny, wywołując Pietraszków, Ciemniewskich, Wentów i Cyganiaków, a oni entuzjastycznie odkrzykiwali. Niestety na imprezie była nie jedna, lecz wiele Lobelii – wścibskich, wrednych ciotek, które zawsze miały taką minę, jakby chciały komuś zwędzić ukradkiem srebrną cukiernicę po babce.
Ciocia Klaudia nie należała do tych męczących osób, które na własnych urodzinach ani na chwilę nie usiądą, tylko biegają jak nakręcone, przynosząc, wynosząc, podgrzewając, układając i tak dalej. Eliza znalazła ją w kuchni, otoczoną wianuszkiem innych ciotek, beztrosko plotkującą z kieliszkiem wina w ręce.
– Ciociu, mogę cię prosić na moment? – zapytała Eliza grzecznie, ale uprzejmością niewiele da się zdziałać, kiedy w grę wchodzą zanoszące się śmiechem i mówiące jedna przez drugą starsze panie.
Eliza nie lubiła o nic prosić. Nie lubiła też przerywać dorosłym, bo zazwyczaj po chwili odpowiadali kontratakiem, zarzucając ją pytaniami o oceny w szkole, wybór studiów, chłopaka albo komentując jej wygląd. Eliza nie radziła sobie z tego typu rozmowami. W zasadzie, jako zadeklarowana introwertyczka, nie była zbyt dobra w żadnych konwersacjach offline. Ale miała inne zalety.
Podeszła do stolika w kuchni, wybrała jedną z nieotwartych jeszcze butelek czerwonego wina i schowała do kieszeni korkociąg. Wróciła do grupki ciotek i wzięła głęboki wdech.
– Wino się wam kończy! – zawołała głośno, unosząc butelkę.
Natychmiast zyskała ich uwagę i sympatię.
Jedna z ciotek przejęła wino z rąk Elizy, a reszta zaczęła szukać korkociągu, który – no daję słowo! – jeszcze przed chwilą leżał koło czajnika. Zadźwięczały puste kieliszki, szurnęła otwarta niecierpliwie szuflada.
Tymczasem Eliza wzięła ciocię Klaudię pod rękę i spokojnie wyprowadziła z kuchni, a potem wciągnęła za róg, tak żeby osłonić się przed wzrokiem osób trzecich.
– Możemy chwilkę porozmawiać? – zapytała miło.
Zawsze uważała, że ciocia Klaudia jest bardzo niska, i teraz, kiedy stały blisko naprzeciwko siebie, poczuła lekką irytację, że nadal są równego wzrostu.
– Co tam, kochanie? Może głodna jesteś? – zapytała ciocia i uśmiechnęła się, aż jej brązowe oczy otoczyły wachlarzyki zmarszczek.
To był oczywiście żart. Eliza nie bywała głodna.
– Mam do ciebie prośbę, z gatunku tych większych. Planowałaś może w sierpniu pojechać do domku w Makowie?
– Jeszcze nie robiłam planów. – Ciocia się zamyśliła. – Pod koniec lipca lecimy z dziewczynami do Asturii. Tam nie jest tak gorąco jak w Barcelonie czy Madrycie. W ogóle nie potrzebują sjesty moim zdaniem. Ale ją mają, oczywiście. – Zachichotała, zadowolona, że przyłapała Hiszpanów z północy na drobnym przekręcie.
– Super, ciociu. Maków – przypomniała Eliza.
– A, tak. Myślę, że wpadnę chociaż na parę dni, żeby przewietrzyć w domku i sprawdzić, czy nie zalęgły się myszy albo... Ale czekaj, czekaj. – Ciocia Klaudia uśmiechnęła się szeroko. – Nie mów, że wreszcie zdecydowałaś się przyjechać! Tyle lat już cię u mnie nie było!
– Ekhm, chciałabym przyjechać, ale nie sama. – Eliza popatrzyła na ciocię nieśmiało.
– Z kimś? Z chłopakiem? – ucieszyła się. – A mama wie? – zapytała konspiracyjnym szeptem.
– Z dwoma chłopakami i jedną dziewczyną. W sensie: z przyjaciółmi – dodała szybko Eliza, żeby nie zabrzmiało to jak dumna deklaracja poliamorii.
– Świetny pomysł! – zachwyciła się ciocia. – Wy, dzieciaki, teraz tylko przed ekranami siedzicie, świeże powietrze wam się przyda. To kiedy chcecie przyjechać?
– Piętnastego sierpnia, jeśli ci to pasuje, ciociu.
– Pewnie, pewnie. A Madzia, znaczy mamusia, też będzie?
– Nie-e. Właśnie o to chodzi, że ty byłabyś dla nas taką przyzwoitką. Bo wiesz, my się nie znamy na żywo, tylko online. I rodzice nas nie puszczą, jeśli nie będzie kogoś dorosłego i...
Ciocia Klaudia zaczęła się śmiać.
– Rozumiem, rozumiem. Kogoś dorosłego w liczbie pojedynczej.
– Jeden dorosły całkowicie wystarczy – zgodziła się Eliza. – To co myślisz?
– Pewnie, przyjeżdżajcie – powiedziała ciocia Klaudia serdecznie. – To takie romantyczne, że się znacie tylko na odległość. Ja i moja przyjaciółka Ania pięć lat wymieniałyśmy ze sobą listy między Gdańskiem a Tarnowem, zanim się wreszcie spotkałyśmy. Poznałyśmy się przez takie ogłoszenie w gazecie dla nastolatek...
Eliza znała tę historię, ale nie miała nic przeciwko wysłuchaniu jej po raz kolejny. Musiała tylko pilnować, żeby tęczówki nie uciekły jej do tyłu, bo właśnie pławiła się w oceanie ulgi. Mimo że przepadała za ciocią Klaudią, i tak stresowała się przed tą rozmową. Tak bardzo, bardzo jej zależało.
– ...i każdego roku, żeby to uczcić, jedziemy razem na kilka dni do Paryża.
– Wspaniale, ciociu.