Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W Grudnie – małym prowincjonalnym miasteczku na Mazurach – życie toczy się powoli i spokojnie. Jednak kiedy Kasia przez przypadek odkrywa zwłoki młodej dziewczyny, które zostały przywiązane do gnomona usytuowanego w samym centrum, na mieszkańców pada blady strach. Makabryczności zbrodni dodaje fakt, że ofiara została pozbawiona skóry na całej głowie.
Policja zostaje postawiona w stan najwyższej gotowości, a komisarz Paweł Lubecki za punkt honoru stawia sobie rozwikłanie zagadki i znalezienie psychopatycznego mordercy. Jest świadomy, że tylko odniesienie sukcesu sprawi, że po jego odejściu na emeryturę zostanie zapamiętany jako dobry i skuteczny policjant. Sprawy jednak znacznie się komplikują, kiedy w Grudnie przypadkowy przechodzień natrafia na kolejne zwłoki…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 323
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kiedy zapominasz o przeszłości i swoich grzechach,na świat przychodzi twój sędzia.
Zbieżność osób i zdarzeń występującychw tej powieści jest jedynie fikcją literacką.
Rozdział 1
Poruszał się w kałuży jej krwi, nerwowo zerkając na swojego złotego roleksa. Odciągnął delikatnie rękaw malarskiego kombinezonu, aby zobaczyć tarczę zdobioną diamentami, ze złotymi wskazówkami, które w tym momencie wskazywały godzinę piętnastą.
Wykonał co najmniej dwadzieścia precyzyjnych nacięć na głowie kobiety, cierpliwie i dokładnie wyczuwając ścięgna i kości czaszki. Krew cały czas ściekała po stole przeznaczonym do zabawy z ludzkim ciałem. Idealnie wypolerowana jasna, marmurowa podłoga szybko zamieniła się w krwiste bagno.
Na swoje brązowe lakierki założył szpitalne ochraniacze, które z każdym krokiem coraz bardziej przyklejały się do gęstej i szybko zastygającej krwi. Klimatyzowane pomieszczenia potrafią szybko pomóc jej zamienić się w skrzep.
Dziewczyna leżała na brzuchu, a jej długie, kiedyś ciemne włosy teraz leżały ścięte na podłodze. Była łysa. Musiał to zrobić, aby precyzyjnie poprowadzić ostrze. Z każdym jego ruchem jej skóra głowy przesuwała się w stronę podłogi. Opadała. Wolno, ale systematycznie ześlizgiwała się z czaszki.
Obok, na starym dębowym stoliku, stała butelka osiemnastoletniej whisky. Uwielbiał ją popijać, gdy się relaksował. A to chyba był ten czas. Sięgnął ręką po szklankę z grubym i ciężkim dnem, po czym upił duży łyk, opłukując przy tym ostentacyjnie gardło. Pomyślał, że dziewczynie taka dezynfekcja już się nie przyda.
Odłożył szklankę, pozostawiając na niej wyraźnie widoczny, krwisty odcisk swojego palca, jednak nie przejmował się tym. Wiedział, że po wszystkim ten pokój będzie czysty jak nieużywany skalpel chirurgiczny. Rozkoszując się jeszcze smakiem whisky, patrzył na kobietę z obrzydzeniem, ale również z poczuciem, że spełnia swoją misję.
Jej nagie pośladki nie robiły na nim wrażenia. Mógł mieć młodszą, piękniejszą. Ona była tylko trybikiem w jego nikczemnym planie. Teraz to ona stała się jego narzędziem tortur dla innych, była jego pętlą zaciskającą się na szyjach tych, którzy nosili w sobie grzech i akceptowali powszechne i otaczające ich zło. Chciał patrzeć im prosto w oczy, kiedy będzie wymierzał im karę. Karę, na którą zasłużyli sami, podejmując swoje decyzje.
Przesunął kobietę na brzeg stołu, aby mieć możliwość obrócenia jej na bok. Teraz zajął się jej skórą w okolicach oczu, nosa i wydatnych ust. Jedną ręką odchylając uwolnioną już od kości czaszki skórę, naciągnął ją na przód twarzy i skalpelem delikatnie wszedł w zagłębienie przy oczodole. Zrobił to tak precyzyjnie, że gałka oczna została nienaruszona.
Nagle zaczął dzwonić telefon. Głośne Highway to Hell zespołu AC/DC niosło się po pokoju. Zdjął rękawiczki, podciągnął kombinezon i dłonią sięgnął do kieszeni swoich spodni.
– Cześć, Wojtek! Spotkanie aktualne? – Rozległ się głos młodego człowieka.
– Tak, oczywiście – odpowiedział Kurdela.
– Czyli dzisiaj o osiemnastej trzydzieści, tam gdzie zwykle?
– Tak – odparł. – Zarezerwowałem stolik na moje nazwisko. Nie spóźnij się i miej tylko dobre wiadomości – powiedział z nadzieją w głosie.
– Postaram się, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Cześć!
Nie zdążył się już pożegnać. Łukasz, jego dobry kolega, ma w zwyczaju rozłączać się bez oczekiwania na innych. Sprawia wrażenie wiecznie zabieganego. „Ale z tym dopiętym ostatnim guzikiem trafił” – pomyślał, sprawdzając, czy ma zapięty rozporek.
Wiedział, że nie zostało mu już dużo czasu, ale był też przekonany, że nie może się śpieszyć. Każdy jego ruch, każdy jego krok musi być dobrze przemyślany i wykonany z największą dokładnością.
– Musisz mi wybaczyć, ślicznotko, to, co teraz zrobię – rzekł, głaszcząc jej zimne ramię.
To dla niego wielkie przeżycie, ponieważ była jego dziewiczą ofiarą. Nigdy tego nie robił, nigdy nikogo nie zabił. Przygotowywał się do tego przez wiele lat, aż w końcu nadszedł ten moment. „To ona mnie rozdziewiczyła” – pomyślał, łapiąc obiema rękoma skórę twarzy, która ociekała jeszcze krwią z mocno unerwionej głowy. Delikatnie odciągnął ją najpierw z czoła, oczu i nosa, następnie bardzo uważnie zdjął ją z ust, a skończył na podbródku.
– Mam, mam! – powiedział z zachwytem, dumą i spełnieniem. – Teraz to ty będziesz obiektem, na którym skupią się oczy wielu ludzi. Teraz to ty wywołasz strach, który ogarnie ten świat. Będziesz krzyżem na ich barkach, którego ostre kanty wbiją się w ich plecy.
Pogłaskał jej skórę głowy, którą rozciągnął sobie na dłoni, po czym włożył ją do foliowego worka. Szczelnie go zamknął i wrzucił do małej lodówki barowej wbudowanej w biurko, które znajdowało się w pokoju. Następnie na oskalpowaną głowę szczelnie nawinął folię streczową, aby powstrzymać wypływ krwi. Zrobił to starannie, zakrywając ją kawałek po kawałku. Nie chciał, aby po sprzątnięciu pokoju zwłoki nadal ociekały krwią. Zapakował je następnie w duży, gruby, czarny worek i ułożył w rogu pokoju.
– Tam będą sobie czekały na swój czas, w którym się przydadzą – powiedział, wpatrując się w nie przez chwilę.
Nalał sobie kolejnego drinka, którego wypił na raz. Wciągnął opary alkoholu do płuc, jakby miały oczyścić go z tego, co zrobił. Wiedział, że tak jednak się nie stanie. „To wszystko, co sobie zaplanowałem, jest nieludzkie, ale tylko tak mogę osiągnąć swój cel” – pomyślał, biorąc kolejny głęboki wdech, zaciskając przy tym mocno pięści. Teraz świat należy do niego i nikomu go nie odda. To była jego decyzja i jego przedstawienie. Czuł się panem świata, który właśnie rozdaje karty w pokerze życia.
Dochodziła osiemnasta. Pokój wyglądał, jakby dopiero co został wyremontowany. Czyściutki, pachnący cytrusowym płynem do marmurowej podłogi i woskiem do starych, zabytkowych mebli. Jedyne, co zwracało uwagę w pomieszczeniu, to czarny, duży worek wygięty w półksiężyc, leżący w kącie pokoju obok drzwi.
Przed wyjściem ustawił jeszcze temperaturę klimatyzacji na jak najniższą, aby wydłużyć świeżość i tak zimnych już zwłok dziewczyny. Musiała jeszcze na niego poczekać, aż załatwi sprawy i wróci po nią. Był pewny, że nie ucieknie, ale nie bez powodu drzwi jego pokoju są podwójne, a ściany wygłuszone do tego stopnia, że szczekanie dużego psa obok byłoby ledwo słyszalne. Przekręcił dwa zamki w drzwiach, po czym wsiadł do swojego jeepa i ruszył w miasto. W międzyczasie zadzwonił jeszcze do swojej żony. Nie lubiła, kiedy się spóźniał, nie uprzedzając jej o tym.
– Cześć! Słuchaj, nie będzie mnie dziś na kolacji – poinformował.
– Znowu? Wczoraj wieczorem przygotowałam dla ciebie twoje ulubione spaghetti ze szpinakiem – stwierdziła.
– Niestety mam ważne spotkanie i może mi zejść do późna. Zostaw jedzenie w lodówce. Odgrzeję sobie, jak wrócę. Pa!
Wiele razy wracał późną nocą. Przyzwyczaiła się do tego, wiedziała, że dużo pracował, ale za to miała bezpieczną przyszłość finansową. Poza tym bardzo go kochała i to nie tylko za pieniądze. Był opiekuńczy, dbał o nią najlepiej, jak potrafił. To on pokazał jej pół świata, podróżując za granicę trzy lub cztery razy do roku. Przynosił jej kwiaty, a wieczorami był rasowym kochankiem. Nie miała na co narzekać. Silny, wysportowany, a do tego szarmancki, inteligentny i z zasobnym portfelem.
Ale był również świetnym aktorem, więc prowadzenie podwójnego życia nie sprawiało mu trudności. Tego dla rodziny i tego dla własnej zemsty i zaspokojenia sumienia.
Rozdział 2
Był środek czerwca, Boże Ciało. Mieszkańcy niewielkiej mieściny położonej wśród mazurskich jezior, kilkunastotysięcznego Grudna, wiodą spokojne życie. Toczy się ono bez pędu i panuje tutaj względny ład. Jedni spacerują z rodzinami, inni grillują w ogródkach, a jeszcze inni wyjeżdżają nad jezioro popływać. W mieście nie ma korków i nadmiernego tłumu na ulicach. Aby przebyć całe miasteczko, nie potrzeba samochodu ani nawet roweru. Śmiało w niecałą godzinę można przejść je pieszo.
Kasia – młoda, piękna i rezolutna dziewczyna – wracała właśnie od znajomych, którzy zorganizowali spotkanie przedwakacyjne, aby obgadać, co będą robić po zakończeniu roku akademickiego. Posiadówka odbyła się w starej kamienicy przy ulicy Gdańskiej, jednej z głównych arterii miasta. Koleżanka Kasi, Alicja, zawsze organizowała takie schadzki u siebie w mieszkaniu. Jej rodzicom nie przeszkadzała głośna muzyka i alkohol w tak młodym wieku, który lał się litrami. Najczęściej i tak w tym czasie wychodzili do restauracji albo jechali do galerii handlowej na zakupy. Kasia ze swoją paczką uważała, że dobra impreza w tym wieku musi być mocno zakrapiana alkoholem, a jak wleci trawka, to też będzie zajebiście. Studia dzienne są wymagające i każdemu należy się od życia chwila relaksu i wrzucenia na luz. Nawet tacy studenci jak Kasia, zaoczni, też muszą kiedyś zwolnić. U niej każdy weekend był zajęty jak nie pracą, to zjazdami na uczelni.
Spotkanie, jak na studenckie klimaty, skończyło się o dość wczesnej porze. Dziewczyna wyszła z kamienicy i wyruszyła w stronę swojego mieszkania. Do przejścia miała pół miasta, ale w tak piękny wieczór nie myślała nawet o wykonaniu telefonu, aby któreś z rodziców po nią przyjechało lub żeby podwiózł ją ktoś ze znajomych. Lubiła beztrosko przechadzać się po ulicach i teraz też chciała się przejść. Było w tym coś magicznego, coś, co ją kręciło, tym bardziej nocą. Na ulicy mogła być tylko ona i gwiazdy nad głową, które dostrzegała na pięknym, bezchmurnym dziś niebie. Jedyne, co mogło zakłócać jej refleksyjny stan, to samochody, którymi o tej porze robotnicy wracali z drugiej zmiany z pobliskich fabryk i nastolatkowie siedzący w starych beemkach z puszczoną muzyką, której bas czuć było, stojąc nawet kilka metrów od nich.
Po wyjściu i pożegnaniu się ze znajomymi, Kasia ruszyła najstarszą ulicą miasta – Gdańską. Żółty kolor światła latarni nadawał teraz tym starym kamienicom uroku. Niektóre były pięknie odrestaurowane, inne natomiast zaniedbane, z odpadającym tynkiem. A szkoda, bo taka zabudowa wraz ze zdobieniami elewacji zdarza się naprawdę rzadko. Cicha, spokojna dzielnica. Stare kamienice poprzeplatane były prywatnymi sklepikami, w których sprzedawano wyroby miejscowych firm. Życie jakby zatrzymało się tu dwadzieścia lat temu. Po drodze Kasia minęła ołtarzyk z Bożego Ciała, którego jeszcze nie zdążono zdemontować. Napatoczyła się też na nocnego zbieracza pustych puszek i butelek po piwie. Zawsze zastanawiała się, ile można ich dziennie zebrać i jak z tego żyć.
– Może kopsnie panienka grosza dla biedaka? – zapytał.
Kasia zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów, po czym przyśpieszyła. Nie znosiła takich sytuacji, tym bardziej o tak późnej porze. Po prostu się bała. Pomyślała, że najkrócej będzie przejść przez stary przystanek autobusowy, który niedawno został zrewitalizowany. Teraz na środku placu stał ogromny zegar słoneczny, zwany fachowo gnomonem, a wokół niego wybudowano rondo. Gnomon to kolumna o podstawie kwadratu z ostro zakończonym czubkiem, ale mieszkańcy, często nie mając pojęcia, co to jest, nazywali go żartobliwie rakietą. Cały teren otoczony był pięknymi latarniami w starym angielskim stylu z okresu wiktoriańskiego, które jeszcze nie świeciły ze względu na nieskończone prace remontowe.
„Może jakaś fotka na Insta” – pomyślała Kasia i zaczęła szukać miejsca, które będzie odpowiednie do sweet foci. Uwielbiała pokazywać to, co aktualnie robi i udowadniać innym, że na tym świecie wszystko jest możliwe. Całe swoje życie wystawiała w mediach społecznościowych. Ale kto z młodych teraz tak nie robi? Teraz nie trzeba się młodzieży wypytywać o wszystko. Wystarczy wejść na ich profil na Facebooku lub Instagramie i mamy ogrom informacji o nich podany na tacy. Od daty i miejsca urodzenia, po ulubiony zespół muzyczny. Są oczywiście wyjątki, które jeszcze próbują żyć normalnie w tej wymodelowanej rzeczywistości, ale to już tylko jednostki. Spędzanie czasu wolnego na trzepakach, zabawy w błocie i osiedlowe rozgrywki w piłkę odeszły w zapomnienie.
Kiedy Kasia wchodziła na plac Zamkowy – dawny przystanek – jej ręka z telefonem ruszała się, jakby dyrygowała wielką orkiestrą. „Jak zawsze zdjęcie musi być idealne, a to niełatwa sztuka” – stwierdziła w myślach. Za każdym razem, kiedy robiła samojebkę, mijało co najmniej piętnaście minut. Tutaj kosmyk włosów wystaje, a tutaj nie tak ma oświetloną cerę. To było zawsze wymagające i ćwiczące cierpliwość wyzwanie. Teraz musiała jeszcze znaleźć odpowiedni filtr, który nada zdjęciu oryginalności.
Plac był nieoświetlony, bo nie doprowadzono jeszcze prądu do latarni, które stały dookoła niego. Jedyne światła, jakie padały na to miejsce, to blask księżyca i poświata telewizorów z okien pobliskich budynków. Kasia stanęła pośrodku i robiła zdjęcia. Kręciła się wokół siebie, szukając w ciemności pasującego kadru.
Poczuła nagle dość intensywny fetor. Pomyślała, że może to kanalizacja albo ktoś gdzieś spuszcza nielegalnie nieczystości. „Ludzie są różni” – skwitowała. Kiedy tak krążyła, robiąc sobie zdjęcia, zapach stawał się coraz intensywniejszy. Zapaliła latarkę w telefonie. Jakiś dziwny kształt opierał się o zegar słoneczny tkwiący na samym środku placu. Uznała natychmiast, że to może cień albo złudzenie, jednak mimo wszystko podeszła bliżej. To, co zobaczyła, na pewno utkwi w jej pamięci na długo, a może już na zawsze wryje się w jej pamięć jak blizna na ciele.
Patrzyła na nią sinoczerwono-biała głowa z białymi, wielkimi oczami, a jej zastygnięta krew zdobiła niewinne ciało.
Kasia krzyczała. Nie mogła opanować ciała, które całe się trzęsło. Nogi same się ugięły, jakby podcięto w nich ścięgna. Jeszcze przed chwilą się śmiała, cieszyła życiem, wybiegała w przyszłość. A teraz? Teraz ten straszny obrazek, który ujrzała. Czy ten fakt mógł zrujnować jej plany?
W pobliskich oknach zrobiło się gęsto od gapiów, których zaalarmował przeszywający krzyk dziewczyny. Parę osób podbiegło do niej, by ją uspokoić. Ktoś zadzwonił na policję. Jedni wymiotowali na widok zwłok, a inni nie mogli oderwać od nich wzroku, zastanawiając się, jakim trzeba być skurwysynem, żeby robić takie rzeczy.
Takich obrazów nie widzi się często, a może nawet nie widzi się ich wcale. Kruchość ludzkiego ciała przedstawiona była w pełnej krasie. „Czemu ona? Czemu w ten sposób?” – zastanawiali się ludzie, skupiając się w grupki i dyskutując ze sobą. Naraz zjawiło się tak wiele osób, jak na niejednych dożynkach w okolicznych wsiach.
Ciało kobiety było przywiązane do gnomona. Klęczała, opierając się o niego plecami. Jej ręce odciągnięte były do tyłu i związane sznurkiem, jaki można kupić w każdym markecie budowlanym. Jej usta, a raczej żuchwa, bo skóry na ustach nie miała, była otwarta w niemym krzyku. Jeszcze chwilę temu plac wydawał się martwy tak jak ona. Ale teraz wypełnił się po brzegi gapiami i żywą rozmową o tej zbrodni, która według nich nie miała prawa wydarzyć się w tak spokojnym miejscu. W końcu miasto ożyło. W tym momencie przestało być już tym małym miasteczkiem pracowniczym, w którym dzień leciał za dniem.
– Jak można zrobić takie rzeczy? To musiał być jakiś psychopata! – mówiła jedna kobieta do innej.
– To jakiś popieprzony świr. Miejmy nadzieję, że szybko go znajdą. Tylko szkoda dziewczyny. Taka młoda.
– Teraz nikt nie będzie wychodził po zmroku. Strach! – Panikowała młoda kobieta z małą córeczką na rękach.
– Chyba dość młoda, patrząc po ubraniu. Ciekawe, kto to? – rzekła inna, po czym podeszła bliżej w nadziei, że usłyszy coś więcej od innych, którzy byli tutaj wcześniej.
Ofiara miała na sobie szerokie dżinsy, bluzkę w stylu vintage, bluzę i kolorowe adidasy. Ubrana była jak większość dziewczyn w jej wieku. Krew rozlała się po całym jej ciele i ubraniach. Folia, którą tak pieczołowicie była owinięta jej głowa, przepuściła smugi krwi, która pokryła jej piersi i tułów. Oczy patrzyły przed siebie, jakby kobieta prosiła, aby ją uwolnić. Sznurek zaciśnięty na jej dłoniach beznamiętnie wbił się w delikatne ciało. To, co teraz wszyscy podziwiali, było paskudne.
Kasia, która znalazła ciało, była drobną, młodą i beztroską dziewczyną, ale już miała swoje tajemnice. Jak zresztą większość mieszkańców małych miast i miasteczek. Nie była już dzieckiem, jednak jak na swój wiek była bardzo naiwna. Parę tygodni temu dała się uwieść chłopakowi, który to wykorzystał. Faktem było, że sama tego chciała; pragnęła poznać coś nowego. Coś, czego nigdy wcześniej nie robiła. Oboje byli delikatnie wstawieni, bo spotkała go na imprezie u koleżanki, ale był bardzo delikatny. Pieścił ją, tulił i sypał komplementami jak mało który w tych czasach.
Dziewczynom wchodzącym w dorosłe życie bardzo imponują starsi mężczyźni, którzy dodatkowo potrafią zadbać o kobietę. On taki był. Pojawił się jednak problem, bo Kasia kilka dni temu powinna miesiączkować. Kupiła test ciążowy, który wyszedł pozytywny. Załamała się, ale nie poddawała. Chciała to dziecko urodzić. Zastanawiała się tylko, co powiedzą jej rodzice, kiedy się o tym dowiedzą. Ale to było teraz nieważne. Teraz liczyła się tylko ona i jej dziecko.
Kasia po tym strasznym odkryciu zwłok była w szoku. Ratownicy z karetki przy znalezionej ofierze nie mieli dużo pracy, skupili się więc na niej. Podali jej dożylnie środki uspokajające, ale nie tak silne, jak by chciała. Ukrywała silny ból, bo musiała być w pełni świadoma. Pierwsze pytania zadane przez policję na miejscu zdarzenia są bardzo ważne. Adrenalina, która uderza do serca i głowy, sprawia, że człowiek jest w stanie zapamiętać różne szczegóły z tego, czego był świadkiem.