Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
26 osób interesuje się tą książką
Ekscytujący New Adult z wątkiem mafijnym i motywem zemsty!
Prawie dorosła Esmeralda wychowuje się w przybranej rodzinie. Prawny opiekun dziewczyny, Jeremiah, jest bossem mafii i byłym szefem jej zamordowanych rodziców. To dlatego przejął nad nią opiekę. Ma także niewiele starszego od Esmeraldy syna, Maverica. Przybrane rodzeństwo uwielbia sobie dokuczać, co tylko przybiera na sile, kiedy pojawia się między nimi nieplanowane pożądanie.
Esmeralda z jednej strony wiedzie zwyczajne życie nastolatki – chodzi do szkoły, zdaje egzaminy, również na prawo jazdy, bawi się na przyjęciu urodzinowym. Z drugiej strony po traumie, jaka ją spotkała w dzieciństwie, ma koszmary, problemy z emocjami i cotygodniowe wizyty u psychologa. W przeszłości sprawiała kłopoty.
Teraz będąc już prawie dorosła, obrała sobie za cel zemstę. Chce dołączyć do organizacji Jeremiaha, zdobyć informacje i zabić mordercę rodziców. Tylko czy jej się to uda? Jak wpłynie na nią odkryta prawda? I jaką rolę w tym wszystkim odegrają uczucia do Maverica?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 247
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tych autorek w Wydawnictwie WasPos
Słaby punkt – Paula Ciulak
Niezastąpiona – Paula Ciulak
Na szczycie władzy. Tajemnice – P. Ciulak, M. Jachnik
Skłam mi jeszcze raz – P. Ciulak, M. Jachnik
W PRZYGOTOWANIU
Siła wiary – Magdalena Jachnik (marzec 2025 r.)
Szepty pocałunków znad Bosforu – P. Ciulak, W. Karczewska-Kosmatka (luty 2025 r.)
Mafia’s Girl – Paula Ciulak (maj 2025 r.)
Na szczycie władzy #2 – P. Ciulak, M. Jachnik (lipiec 2025 r.)
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Paula Ciulak, Magdalena Jachnik, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: 1886646841/Shutterstock
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-625-7
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Epilog
Prolog
Esmeralda
– Powiesz mi, jak do tego doszło? – zapytał ubrany w służbowy mundur policjant w średnim wieku, po tym, jak odsunął krzesełko i usiadł naprzeciwko mnie. – Masz niecałe dziewiętnaście lat, a znaleźliśmy cię razem z wieloma niebezpiecznymi ludźmi powiązanymi z półświatkiem, i to w trakcie strzelaniny. Na jednej z broni są twoje odciski. Mafiosi rekrutują teraz dzieci do swoich szeregów?
– Nie jestem dzieckiem. – Westchnęłam. – A to wszystko… wymknęło się spod kontroli.
Nigdy bym nie przypuszczała, że tak to się potoczy. Ja chciałam tylko poznać prawdę na temat swojej rodziny. Chciałam tylko sprawiedliwości, no i może zemsty.
Widać życie to niezła suka, nie daje nam tego, czego chcemy, tylko sobie z nas drwi. A może to karma? Moje grzechy nie były popełnione z premedytacją, los jednak i tak musiał wyrównać rachunki.
– Domyślam się, że wcale nie chciałaś się tutaj znaleźć. – Mężczyzna pokiwał głową. – Zatem może wyjaśnisz mi, jak do tego doszło?
– Hm, ja…
– Posłuchaj, jeśli boisz się któregoś z tych typów, których przesłuchujemy w salkach obok, spokojnie. Większość z nich była nieuchwytna od lat, ale posiedzą sobie długo.
– Może jestem młoda, ale wiem, jak działa mafia. Znajdą mnie.
– Zabiłaś ich szefa.
– Pójdę do więzienia?
– Działałaś w samoobronie i bardzo nam pomogłaś. Możemy dać ci status świadka koronnego i zapewnić nowe życie, nowe nazwisko. I tak wyjeżdżasz na studia, zgadza się?
– Tak… – powiedziałam niepewnie. – W zasadzie chyba nic już mnie tu nie trzyma, ale…
Czułam, że nie jest to najlepszy moment na podejmowanie decyzji, lecz wiedziałam, że nikt nie będzie czekał, aż poczuję się lepiej. A szczerze mówiąc, byłam kompletnie rozbita. Targały mną zarówno wyrzuty sumienia, poczucie straty, żal, złość na samą siebie, jak i liczne emocje, głosy w głowie, które zdawały się próbować przejąć nade mną kontrolę. Czułam się, jakbym straciła wszystko, w tym część siebie. To śmieszne, bo przecież zrobiłam to właśnie po to, by coś zyskać – by odzyskać wspomnienia i poczuć, że wiem, kim jestem.
A teraz? Nie wiedziałam już nic i nie byłam pewna, czy poznam osobę patrzącą na mnie z lustra.
To wszystko mnie przerosło. Policjant miał rację. Miałam tylko dziewiętnaście lat. Powinnam była wybierać kierunek studiów, chodzić na imprezy, na randki, uprawiać seks na tyle auta i wracać do domu pijana.
Może jego propozycja nie była taka zła. Może mogłabym zacząć od nowa gdzie indziej i być kimś innym. W końcu z mojego dawnego życia i dawnej mnie już nic nie zostało.
– To co, Esmeraldo, powiesz mi, jak doszło do tej całej strzelaniny?
– To naprawdę długa i skomplikowana historia…
Rozdział 1
Esmeralda
Pół roku wcześniej…
Zawisłam nad notatkami z ostatnich lekcji. Nie cierpiałam historii, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeżeli nie będę się dobrze uczyć, to nici z pójścia na studia. Tylko czy tak naprawdę tego chciałam? Czy była to wyłącznie ambicja mojego ojca? Jeżeli można było tak nazwać człowieka, który mnie wychowywał.
Jeremiah przygarnął mnie do siebie, kiedy byłam mała. Nie wiedziałam, co stało się z moimi rodzicami. Znałam tylko informacje ze sterty gazet, które zbierałam w tajemnicy przed nim. Był pożar. Dom się spalił. Oni spalili się żywcem. Jeremiah nie chciał o tym rozmawiać, a choć sama tam byłam – co prawda jako dziecko – to niczego nie pamiętałam. Kompletnie niczego.
Niekiedy budziłam się z koszmarami, tak jakby wspomnienia wracały. A przynajmniej próbowały przebić się przez mur, ale jak na razie bezskutecznie. Może byłam wtedy zbyt mała, bo nic nie pamiętałam z tamtego zdarzenia. Starałam się chodzić do psychiatry, psychologa, aby sobie przypomnieć, co tak naprawdę się stało, ale to nic nie dało. Oprócz wielkiego bólu głowy, który dopadał mnie, kiedy tylko stamtąd wychodziłam. A jedyne, co zostawało po tych wizytach, to głosy, które szumiały mi w głowie, ale nie potrafiłam wywnioskować, czyje były. Może rodziców? A może coś było ze mną nie tak i słyszałam coś, co nie istniało? Jak na razie nie odważyłam się o tym nikomu powiedzieć, więc pozostawały mi jedynie własne przypuszczenia.
Stojąc przed lustrem, nieraz wyobrażałam sobie, że mam oczy po tacie, a kręcone włosy po mamie. Mimo że nie pamiętałam rodziców, to bardzo za nimi tęskniłam. Nie pamiętałam ich twarzy, nie byłam w stanie sobie przypomnieć niczego. Przez to wydarzenie moja głowa się zablokowała. Tak jakby wymazała wszystkie wspomnienia, a w zamian za to pozostawiła wielką pustkę.
Jeremiah, mój dotychczasowy opiekun prawny, był dość bogaty, dzięki czemu i mnie niczego nie brakowało. Nigdy nie dopuścił mnie zbyt blisko, żebym nie znała zbyt wielu szczegółów na temat tego, czym się zajmuje. Początkowo mówił, że jest prezesem wielkiej firmy, a to nie są sprawy dla dzieci. Z czasem, gdy dorastałam, zrozumiałam, że jego interesy nie są do końca legalne. Ale nie wtrącałam się, miałam dach nad głową i nie mogłam na nic narzekać. Może poza przeszłością, o której mój opiekun jeszcze bardziej nie chciał rozmawiać niż o swojej pracy. W oczach ich wszystkich nadal byłam nieświadomym dzieckiem, a przecież byłam już prawie pełnoletnia.
– Co ty tu masz?! – Maveric zjawił się w moim pokoju, po czym szybko znalazł się przy moim łóżku i wyrwał mi z rąk zeszyt.
Syn mojego opiekuna. Był tylko kilka lat starszy ode mnie. Przystojny i tak pewny siebie, że nikt nie musiał mu tego mówić, sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ciemne włosy zawsze miał idealnie przystrzyżone. Lekki zarost wyglądał na parodniowy i podkreślał jego już dość męską twarz. Umięśniona sylwetka była wyćwiczona przez długie godziny na siłowni.
Może i mi się podobał, ale cholernie działał mi na nerwy. Za każdym razem zachowywał się tak, jakby zazdrościł mi tego, że jego ojciec zawsze stawia na moje bezpieczeństwo. To ja stałam się dla Jeremiaha córką, której nigdy nie miał. Dbał o mnie i robił wszystko, tak żebym nie czuła się samotnie, ale to nic nie dawało. Brakowało mi czegoś. Brakowało mi chyba tej prawdziwej rodziny. Tego, żeby nie tylko pieniędzmi zapełnić lukę w życiu. Tego, żeby odzyskać wspomnienia, mieć prawdziwego ojca czy prawdziwego brata. Maveric nigdy nie był dla mnie starszym bratem, może traktowałam go inaczej właśnie dlatego, że od początku znałam prawdę.
– Oddaj mi to! – Zaczęłam podskakiwać wokół niego, aby odebrać swoją własność.
– Boże, dziewczyno, ty się tylko uczysz?
Nic nie dały mi te przepychanki, ponieważ chłopak był prawie o głowę wyższy ode mnie. A zasięg jego rąk powodował, że czułam się przy nim jak myszka, która stara się przepychać z wielkim kocurem.
– Powiedziałam, oddaj!
– A masz! – Wzruszył ramionami. – Myślałem, że kiedy dorośniesz, to będziesz bardziej interesująca.
– Dla ciebie nie muszę.
– Może i dla mnie nie, ale nie wiem, kogo chcesz oszukać, udając przykładną uczennicę. I tak oboje wiemy, jaka jest prawda.
– Nie twoja sprawa.
– Może i nie moja, ale…
– Nie kończ tego, bo wreszcie pożałujesz.
– A co ty możesz mi zrobić? Polecisz do tatusia i się pożalisz? Czy na mnie naskarżysz, jak za każdym razem?
– Myśl sobie, co chcesz, a teraz wynoś się z mojego pokoju!
– Po co te emocje?
– Nie byłoby ich, gdybyś nie wchodził do mojego pokoju bez zaproszenia!
– Gdybyś zamiast siedzieć nad tymi bzdurami, spojrzała na zegarek, to zauważyłabyś, że czekamy na ciebie z kolacją. Ojciec mnie tu przysłał.
Przewróciłam oczami. To był jeden z tych zwyczajów, które panowały w tym domu – nawet gdyby się paliło i waliło, zawsze mieliśmy zjeść kolację razem. Nie uśmiechało mi się to, że za każdym razem siedziałam naprzeciwko Marverica, ale nie chciałam sprawiać przykrości jego tacie, który był wobec mnie naprawdę dobry i życzliwy.
Podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje odbicie. Mając tak dużo, można się czuć samotnym. Gdybym tylko mogła jakoś cofnąć czas i znaleźć się przy boku swojej rodziny, zrobiłabym wszystko, aby ich doskonale zapamiętać. Przytuliłabym się do swojej mamy, a z tatą może i zagrałabym w jakąś grę.
Przymknęłam powieki i wyczułam, jak zaczynają się pod nimi zbierać łzy. Za niedługo miałam skończyć osiemnaście lat. Miałam stać się dorosła, a w zamian za to czułam się zagubioną owieczką. I znowu wewnętrzny głos podpowiedział mi, że muszę być silna, a emocje znikną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Przetarłam policzki rękawem i ruszyłam na dół.
– Dobry wieczór… – odezwałam się, zajmując miejsce przy stole.
Spojrzałam w stronę Meverica i zobaczyłam zadziorny uśmiech na jego twarzy.
Szybko się zorientowałam, o co mu chodziło, kiedy tylko ujrzałam na swoim talerzu sałatkę, której doskonale wiedział, że nie znoszę. Był to popisowe danie Jeremiaha. Zazwyczaj nakładałam trochę, po czym rozgrzebywałam po całym talerzu, aby nie sprawiać mu przykrości, ale najwidoczniej ktoś tu chciał, żebym później nie była miła.
Zamachnęłam się i kopnęłam go pod stołem.
Zauważyłam, jak na jego twarzy pojawił się grymas bólu, ale nie odezwał się nawet słowem. Dobrze mu tak. Rozprawię się z nim później.
– Smacznego wszystkim.
– Smacznego – odezwaliśmy się zgodnie.
Jedzenie było naprawdę pyszne, ale co się dziwić. Jeremiaha było stać na najlepsze produkty, lokale i kucharki. Jeśli chodziło o luksusy, na nic nie mogłam narzekać. Może robił to, bo było mu mnie szkoda? W końcu mój ojciec był jego przyjacielem i współpracownikiem. Po śmierci rodziców Jeremiah zapewniał mi wszystko. Dom, dach nad głową, pełne utrzymanie, egzamin na prawo jazdy, a nawet obiecał opłacić studia, gdy już skończę szkołę średnią i zdam egzaminy. Dzięki temu człowiekowi mogłam mieć wszystko.
Tylko czy dobra materialne tak naprawdę były wszystkim, co w życiu najważniejsze? Owszem, były niezbędne. Nie dało się przeżyć bez jedzenia, dom także był konieczny, nawet edukacja kosztowała. Ale czy to było w stanie zastąpić wszystko? Miłość, bliskość, więź, znajomość swoich korzeni, swojej przeszłości? Nic z tego nie dało się kupić, a pustki po tym nie mogły zastąpić pyszne potrawy ani drogie ubrania.
– Maveric, może zabierzesz Esmeraldę na lekcję jazdy? – zasugerował Jeremiah, wyrywając mnie tym samym z odmętów własnych myśli.
– Ale nie trzeba – odparliśmy niemal jednocześnie.
– Wspominałaś, że nie idzie ci najlepiej parkowanie.
– No tak, ale jeśli Maveric jest zajęty, nie chcę przeszkadzać i…
– Zrobię to – odparł chłopak, przez co od razu spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.
– Naprawdę? – Popatrzyłam na niego zaskoczona.
– Pewnie, ale nie dla ciebie, tylko dla tych wszystkich biednych ludzi, których spotkasz na drodze, gdy już usiądziesz za kółkiem.
Obdarzyłam go gniewnym spojrzeniem, lecz postanowiłam nie odpowiadać na tę zaczepkę. Nie w tym momencie. Do końca kolacji staraliśmy się, aby atmosfera była miła. Żadne z nas nie zachowywało się tak, jakbyśmy chcieli się pozabijać, ale ja wiedziałam doskonale, że stwarzanie pozorów to moja druga natura.
Doskonale to wyćwiczyłam, kiedy w szkole słyszałam szepty rówieśników i byłam wyśmiewana, że wychowuje mnie obcy człowiek. Szkołę zmieniałam chyba z cztery razy. Tak, winę za to ponosiłam ja, bo wiecznie wagarowałam albo wdawałam się w bójki, aż w końcu trafiłam do prywatnego liceum, gdzie Jeremiah musiał mieć jakieś układy, ponieważ dopiero tu nie musiałam ukrywać się przed nikim. Ale czy właśnie tak musiało wyglądać moje życie? Miałam się czuć zawsze jak piąte koło u wozu?
Nie brzmiało to zbyt pozytywnie, lecz może życie nie miało być bajką, tylko po prostu życiem, które niekoniecznie zawsze dobrze się układa.
Rozdział 2
Esmeralda
– Dobrze, a więc jak się dzisiaj czujesz, Esmeraldo?
Cicho westchnęłam, zapadając się głębiej w fotelu. Dobrze chociaż, że był wygodny, bo inaczej nie wiedziałam, jakbym wytrzymała tutaj całą godzinę. I tak było co tydzień, w każde wtorkowe popołudnie. Chociaż może nie powinnam była narzekać, bo kiedyś było tego więcej. Ciągali mnie po wielu specjalistach i miałam takie spotkanie dwa-trzy razy w tygodniu. I tak czasem mnie to męczyło, ale w tych czasach większość miała jakiegoś psychologa, więc cóż, przynajmniej w tej kwestii tak bardzo nie odstawałam od reszty.
Moi rówieśnicy zazwyczaj zmagali się z rozwodem rodziców, uzależnieniem od używek, problemem z agresją, samookaleczaniem, głodzeniem się. A ja? Ja nie pamiętałam dzieciństwa, nie miałam żadnych wspomnień o rodzicach, których zabito, a sprawa nigdy nie została wyjaśniona. Jedyna osoba, która coś wiedziała, nie chciała udzielić mi odpowiedzi i byłam kompletnie zagubiona.
– Normalnie. – Wzruszyłam ramionami.
Nie znosiłam tego banalnego pytania. „Jak się czujesz?” Czy na psychologii nie powinni uczyć, aby go nie zadawać, bo wywoływało jedynie irytację? Cóż, może nowe pokolenie będzie lepsze, ale na razie metody mogły nie być jeszcze najnowocześniejsze. Lepsze to niż nic.
– Esme, mówiliśmy już o tym.
– Tak, pamiętam, ale naprawdę nie wiem, o czym miałabym opowiadać, nie dzieje się nic nadzwyczajnego.
Skinęłam głową. Do Fiony chodziłam już od dłuższego czasu i aby nie było między nami dystansu, abym czuła się swobodniej i mogła jej zaufać, prosiła, abyśmy mówiły sobie na ty. Zawsze podkreślała, jakie to bezpieczne miejsce i że mogę powiedzieć tu wszystko, a nic nie opuści czterech ścian. Początkowo czułam się z tym nieswojo, nie tak łatwo było mi komuś zaufać, ale z każdym kolejnym tygodniem było prościej.
Był tylko jeden problem. Może wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym nie wiedziała, ile Jeremiah jej płaci. Człowiek taki jak on mógł mieć wszystko, w tym informacje. A chronił mnie jak jakąś księżniczkę, czasem nawet aż za bardzo. Gdybym powiedziała coś niepokojącego, on na pewno by się o tym dowiedział. I choć można było uznać to za przejaw troski, ja widziałam w tym także naruszenie granic mojej prywatności.
Może to normalne, że po tym, co przeszłam, niektórzy obchodzili się ze mną jak z jajkiem, może powinnam była się cieszyć. Ale kurczę, nie byłam z porcelany, a przynajmniej nie chciałam taka być. Przede wszystkim chciałam być silna i chciałam, aby inni też mnie tak postrzegali.
– Zbliżają się twoje osiemnaste urodziny – podsunęła pani psycholog. – Masz jakieś plany w związku z tym?
Jak widać, koniecznie musiała znaleźć jakiś temat do rozmowy. Nic dziwnego, w końcu właśnie za to jej płacili.
– Na przykład jakie? Nie mam aż takiej rodziny, w zasadzie nie mam żadnej rodziny, przyjaciół też nie mam aż tylu, aby robić nie wiadomo jaką imprezę.
– To nie musi być impreza na setki osób. Mile spędzony czas w gronie najbliższych też jest bardzo cenny. W tym wieku powinnaś kolekcjonować wspomnienia, a bądź co bądź to jeden z kroków w dorosłość. Może warto to uczcić.
Bawiłam się rękawem bluzy. Pani psycholog już dawno wskazała mi, że próbuję w ten sposób wygłuszyć emocje i wyglądać na wyluzowaną. Mogła mieć rację. Ale czy to coś złego, że nie chciałam pokazywać tego, co mnie boli? Nie chciałam zawsze być tą słabą, biedną sierotką.
A szkoła… Cóż, za pieniądze jednak nie dało się kupić wszystkiego i nie otwierały one wszystkich drzwi. Chodziłam do prywatnej szkoły, miałam drogie ubrania, telefon z górnej półki, ale co z tego? Nadal byłam tym dziwakiem, który zmienił szkołę w środku roku, tą dziewczyną, której rodziców zabito w dziwnych okolicznościach, a ona nic nie pamiętała. Tą, która chodziła do psychologa. Tą, która miała tyle kasy, bo pewnie pieprzyła się ze swoim prawnym opiekunem, a on był jej sugar daddy. Słyszałam wiele takich plotek. Nawet takie, że musiałam klękać przed oprawcami, by mnie nie zabili. Kiedyś to bolało, teraz było mi to obojętne. Umiałam już z tym żyć.
Nauczyłam się tylko tyle, że ludzie są zawistni, zazdrośni i oceniają kogoś, tak naprawdę nawet go nie znając, a to potrafi być bardzo krzywdzące. Większość nie widzi jednak nic poza czubkiem własnego nosa.
Nie trzymałam się z tymi ludźmi. Częściej można było spotkać mnie na tyłach szkoły, gdzie zbierali się palacze, ale ich także nie mogłam nazwać bliskimi przyjaciółmi. Miałam może jedną taką osobę, którą mogłabym nazwać bliską przyjaciółką.
– Możliwe. – Skinęłam głową. – Choć nie jestem pewna, czy to takie ważne.
– A chciałabyś zrobić imprezę?
– Chciałabym wielu rzeczy, ale nie zawsze możemy mieć to, czego chcemy. Nieprawdaż?
– Na przykład?
– Żeby rodzice żyli – przyznałam, zanim straciłabym odwagę. – Żebym miała inną rodzinę. Nie mówię, że Jeremiah jest zły – poprawiłam się szybko. – Ale chciałabym mieć kogoś, kto powie, że mam jego oczy, że pamięta, jak byłam mała, z kim oglądałabym zdjęcia z albumów…
– To nic złego, że brakuje ci takich więzi, to całkiem normalne – stwierdziła ciepło Fiona. – Ale możesz spróbować mieć podobną więź z Jeremiahem i jego synem, znaleźć przyjaciół.
– Może – mruknęłam bez przekonania. – Ale to nie to samo.
Prawda była jednak taka, że czegokolwiek bym próbowała i szukała, to nie byłoby to samo. Nie dało się zastąpić więzi, która raz na zawsze została stracona.
– Może nie, ale może być równie cenne i przydatne.
– To nie takie proste.
– Uwierz mi, gdyby życie było proste, nie miałabym tak wielu klientów. – Zaśmiała się.
– Domyślam się.
– Jest coś jeszcze, czego byś chciała? – Patrzyła na mnie, stukając długopisem o blat biurka, a mnie ten dźwięk zaczął wyprowadzać z równowagi.
Zastanowiłam się.
Pragnienia tak naprawdę napędzały cały świat. Ludzie robili, to, co przybliżało ich do spełnienia swoich zachcianek. Byli wredni dla tych, którzy je mieli, byli źli, gdy czegoś nie dostawali. Byli zazdrośni i żądni zemsty, gdy komuś innemu spełniały się ich marzenia. Z natury ludzie byli egoistami skupionymi na swoich pragnieniach. Potrafiły ich one ściągnąć na samo dno, wydobywając jak najgorsze cechy. Ale mogły też być niezbędną motywacją, aby iść do przodu, rozwijać się, pokonywać trudności. To zapewne zależało od osoby i od jej pragnień.
A czego ja chciałam? To było bardzo dobre pytanie. Pozornie proste, lecz tak naprawdę te proste bywały najtrudniejsze.
– Normalności – odpowiedziałam po chwili ciszy. – Ale to nie dla mnie.
– Normalność to pojęcie względne i dla każdego znaczy coś innego. Czym jest dla ciebie?
– Nie wiem, czym jest dla tych wszystkich. – Wzruszyłam ramionami. – Impreza, zdanie prawa jazdy, studia…
– Chcesz tego, bo chcesz, czy dlatego, że wszyscy tego chcą i chcesz się wpasować?
– Nie wiem. – Westchnęłam.
Byłam tylko nastolatką, a nie studentką filozofii, aby dywagować nad tak trudnymi pytaniami egzystencjalnymi. Tak właściwie większość dorosłych także nie wiedziała, czego chce od życia, po prostu biegła za tłumem, a gdy się zatrzyma, będzie już za późno.
– Czego tak naprawdę chcesz, Esmeraldo?
Przymknęłam oczy i mocno skupiłam się na tej myśli. Po chwili już wiedziałam. Była jedna rzecz, której byłam całkiem pewna, chciałam tego bardziej niż wszystkiego innego. To było to jedno pragnienie, dla którego mogłabym poświęcić wszystko inne. To mogło być coś, co by napędzało moje życie i je zmieniło. Bo teraz byłam już prawie pełnoletnia i to mogło się spełnić. Ale o tym nikt nie mógł wiedzieć. Bo pragnienia mogły być niebezpieczne. Zarówno dla marzącego, jak i dla otoczenia. A nie mogłam przecież pozwolić, aby ktoś mi odebrał to pragnienie. Na czym wtedy by się opierało moje życie? To było jak fundament, a bez niego nawet najdroższy, najlepszy dom nie był w stanie ustać.
– Być lubianą – skłamałam. – Zakochać się, wyjechać.
– To wszystko jest możliwe. – Fiona się uśmiechnęła.
Może była ze mnie dumna, że zaczynałam być normalna, ja jednak wiedziałam, że gdybym wyznała jej prawdę, to natychmiast powiadomiłaby Jeremiaha albo nawet jakichś innych specjalistów. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę, że do normalności mi daleko. Dlatego milczałam i w ciszy postanowiłam realizować swój plan, krok po kroku, nikomu nie zdradzając swoich zamiarów.
Z takimi myślami wróciłam do domu i udałam się do gabinetu Jeremiaha, bo rozmowa z nim była ważnym elementem kształtującego się w mojej głowie planu.
– Proszę. – Usłyszałam po tym, jak już zapukałam do mosiężnych drewnianych drzwi do jego gabinetu.
– Mogę wejść czy przeszkadzam? – spytałam przez szparę, stojąc jeszcze w progu.
– Zapraszam.
Widziałam, jak odkłada na bok stos dokumentów, aby skupić swoją uwagę na mnie. Zawsze bardzo o mnie dbał; choć nie był prawdziwym ojcem i nie mogłam wymagać ciepłych uczuć, niczego mi nie brakowało. Nie było idealnie, ale zawsze mogło być gorzej.
– Chciałabym o czymś porozmawiać – zaczęłam pewnie.
– Coś cię trapi? Chodzi o terapię? – Spojrzał na mnie, mierząc wzrokiem, tak jakby dzięki temu chciał się wszystkiego dowiedzieć.
– Nie, nie, tu wszystko w porządku. – Pokręciłam głową. – Chodzi o to, że zbliżają się moje urodziny.
– No tak i chciałabyś coś zrobić, prawda? Jakieś przyjęcie?
– Nie jestem pewna co do tego, ale owszem, chciałabym coś zrobić w związku z moimi urodzinami.
– No tak, osiemnaste urodziny to wielkie wydarzenie. Możemy pomyśleć o imprezie, a może chciałabyś gdzieś wyjechać? Nie wiem, czy uda mi się wziąć wolne, ale Maveric może…
– Dziękuję, jest coś, czego bym chciała, ale to nie jest to.
– Tak? – Zmarszczył czoło i rozsiadł się wygodnie.
– Chciałabym dołączyć do twojej organizacji.
Zaskoczenie wymalowane na twarzy mężczyzny było niczym w porównaniu z tym, które by miał, gdyby wiedział, po co chcę to zrobić. I właśnie dlatego nie mógł wiedzieć. Musiał mi pozwolić, a więc musiałam trochę nagiąć prawdę. Nastolatki często kłamią, więc w zasadzie nie robiłam niczego nadzwyczajnego. Może nawet to była ta normalność, której ode mnie wymagano?
– Em, dlaczego?
– Bo czuję się nieco wyobcowana, ty i Maveric pracujecie razem, a ja jestem z boku.
– Jesteś jeszcze młoda i jesteś kobietą.
– A więc kobiety nie mogą? To trochę staromodne.
– Nie o to chodzi. Po prostu… To niebezpieczne, wiesz o tym? Musiałabyś nauczyć się wielu rzeczy, przejść testy…
– Uczyłeś mnie samoobrony, chętnie wezmę dodatkowe lekcje.
Wcześniej myślałam, że jest prezesem w firmie, z czasem jednak dowiedziałam się prawdy. Należał do mafii. I dzięki temu nie dość, że miał pieniądze, to jeszcze był bardzo poważanym człowiekiem w towarzystwie.
Zdawałam sobie sprawę, że takie życie to coś więcej niż pokazują filmy w telewizji. Nie chodziło jedynie o legalne biznesy będące przykrywką dla prania brudnych pieniędzy, sprzedaży broni czy narkotyków.
W tym biznesie – o ile można było to tak nazwać – zdrada kończyła się śmiercią, wróg zawsze mógł zaatakować, a coś takiego jak bezpieczeństwo teoretycznie nie istniało. Za to było mnóstwo pieniędzy, luksus, prestiż, nieograniczone możliwości.
Nie to jednak mną kierowało, chciałam wiedzy, której mi brakowało, i środków, aby rozwiązać swoje problemy z przeszłości.
Rozumiałam, że Jeremiah może to uważać za zbyt niebezpieczne, szczególnie dla młodej dziewczyny, która i tak wiele przeszła. Ale i tak tu byłam. Pod jego dachem. Mój poziom zagrożenia i tak był większy niż przeciętnego człowieka. Ja i tak nie należałam do normalnych ludzi.
– Dla bezpieczeństwa, dla obrony, tutaj, u nas, może to być konieczność, rozumiesz?
– Rozumiem. Tego właśnie chcę. Chcę być częścią rodzinnego interesu, bo traktujecie mnie jak część rodziny, prawda?
Wiedziałam, że zagranie tą kartą było trochę niesprawiedliwe z mojej strony, ale dawało mi to potrzebną teraz przewagę.
– Oczywiście. Ale to bardzo niebezpieczne.
– I tak jestem pod twoim dachem, i tak ktoś może to wykorzystać.
– Staniesz się większym celem, dołączając do organizacji.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale wtedy będę częścią czegoś, częścią rodziny, może pomoże mi to poczuć więź z rodzicami? W końcu pracowaliście razem. Może przebywając w tych samych miejscach i robiąc to samo, co oni, sobie coś przypomnę?
Było w tym wiele niewiadomych, ale też sporo emocji, które liczyłam, że go przekonają, aby rozpatrzył tę propozycję na moją korzyść.
– Dobrze, przemyślę to, w porządku?
– Jasne, dziękuję!
Radośnie poderwałam się z krzesła i wyszłam z gabinetu, zanim pojawiłyby się kolejne pytania. Sama musiałam dopracować ten plan, a do tego dochodziła praca domowa z matematyki, nauka do egzaminów i testów na prawo jazdy, jeżeli nie chciałam prowokować podejrzeń. Ech. Sama nałożyłam na siebie ogromną presję, ale co tam. Dam sobie radę.
Rozdział 3
Maveric
– Maveric!
Usłyszałem krzyk ojca, kiedy tylko zbiegłem po schodach. Dwadzieścia dwa lata i mieszkanie z ojcem. Cóż, większość moich rówieśników od dawna nie mieszkała z rodzicami lub kisiła się w wynajmowanych pokojach w akademikach. Mnie nie było to potrzebne. I to nie tylko dlatego, że nie interesowały mnie studia.
Poszedłem tam, ale nudziło mnie siedzenie na zajęciach od rana do nocy, kiedy mogłem zajmować się czymś naprawdę pożytecznym. Może kiedyś papierek ukończenia jakieś uczelni miał znaczenie, w obecnych czasach jednak dzieciaki zarabiały w Internecie większe sumy niż ludzie po magisterce, którzy nie raz pracowali w pierwszej lepszej knajpce. A ja wiedziałem, czym chcę i czym muszę zajmować się w życiu, a do tego żadne uczelnie nie były mi potrzebne.
Ktoś mógłby oceniać mnie krytycznie przez to, że nie ukończyłem studiów, nie miałem typowej pracy na etacie od szóstej do czternastej. Tak przecież wyglądało statystyczne życie. Ja jednak nie zamierzałem iść tą drogą. A gdy człowiek obiera własną ścieżkę, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie go krytykować. Niewiele osób w moim wieku mogłoby się pochwalić własnym biznesem.
Ja miałem klub, który był moją pierwszą w pełni samodzielną inwestycją powierzoną mi przez ojca. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem jedynie bogatym, rozpieszczonym chłopcem, który wszystko zawdzięcza tatusiowi. Może i było w tym ziarno prawdy, bo dzięki pieniądzom i znajomościom miałem w życiu łatwiej. Teraz sam chciałem na wszystko zapracować. Sam chciałem rozwinąć biznes i sprawić, aby ojciec był ze mnie dumny, aby kiedyś ten świat znał nie tylko moje nazwisko, lecz także imię.
– Tak? Coś ważnego? Bo wychodzę. – Zatrzymałem się w pół kroku.
– Wiem, ale chodź tu na chwilę.
– O co chodzi? – Skierowałem się do kuchni, skąd dobiegał głos.
– Niedługo są urodziny Esmeraldy – zaczął mój ojciec.
– Serio? – Uniosłem brwi. – Uwierz mi, znam się na kalendarzu.
– Nie musisz być taki cyniczny – skarcił mnie.
– Jak widać, muszę. – Wzruszyłem ramionami. – Naprawdę o tym chcesz rozmawiać?
Byłem synem bossa, szefem klubu, a nie jakąś opiekunką do dzieci.
– Musisz być taki wobec niej? Nie dość przeszła?
Może właśnie w tym był problem. Gdyby ojciec na każdym kroku nie przypominał mi, jaka Esmeralda jest biedna, że muszę być dla niej miły; gdyby nie nalegał na to, abym się nią zajmował – może nasza relacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Chciał dobrze, lecz nie dało się na siłę zbudować żadnych więzi.
– A nie jestem dla niej dość miły, tolerując jej obecność tutaj? Nic jej nie robię, a jeśli nie radzi sobie z zaczepkami, powinna się zahartować, bo sobie w tym świecie nie poradzi. Skarżyła się?
– Nie, nigdy tego nie robi, ale mam oczy. – Odchrząknął. – I kamery.
– Jasne… A więc co z tymi urodzinami? – postanowiłem zmienić temat. – Mam ogarnąć balony, klauna albo tort?
To nie tak, że nie lubiłem Esmeraldy. Nasza relacja była dość dziwna. Pewnego dnia po prostu pojawiła się naszym domu obca dziewczyna, a ojciec obwieścił, że zostanie na zawsze. Gdy byłem młodszy, nie bardzo to rozumiałem i byłem zazdrosny o jego uwagę oraz o to, że tata kupuje jej zabawki. Nigdy mnie nie pomijał przez to, ale ja chciałem być jedyny i trochę jej z tego powodu dokuczałem.
Gdy dorastaliśmy, nie spędzałem już tak wiele czasu w domu. Ona miała szkołę, ja pracę i poza kilkoma kolacjami jakoś się mijaliśmy.
Nadal pozostało to coś, co sprawiało, że lubiłem robić jej na złość i widzieć, jak się irytuje. To była część mojego życia, którą tak uwielbiałem. Bo tak naprawdę Esmeralda nie była zła, bardziej tajemnicza i zamknięta w sobie, ale też wyjątkowa, szczególnie że cokolwiek przeszła, szła dalej.
– Kończy osiemnaście lat.
– Wiem, dlatego zapisała się na kurs prawa jazdy i pewnie planuje już, na jakie studia się wybiera. Przykładna dziewczyna – prychnąłem lekko.
Dobra, czasami nadal byłem zazdrosny, gdy ojciec ją tak chwalił. A nie powinienem był. Cholera, dobrze wiedziałem, że nie powinienem był. Nie angażowałem się w jej życie aż tak bardzo, ale wiedziałem, że nie miała łatwo. Tyle zmian szkoły i cotygodniowe wizyty u psychologa o czymś świadczyły. A i tak teraz było lepiej niż w przeszłości. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, co czułem, emocje często były zupełnie nielogiczne i istniały, choć tego nie chciałem.
– Chciałaby też dołączyć do organizacji.
– Słucham? Kiedy ci to powiedziała?
Musiałem się chyba przesłyszeć. Tego byłem pewny.
– Wczoraj wieczorem.
– I co zamierzasz z tym zrobić?
Dla mnie to było oczywiste, że nie może tam być. Nie chodziło o zazdrość, bo nie mogłaby się ze mną mierzyć na tym polu. Ale to nie było miejsce dla niej. Może dałaby radę psychicznie, może nawet by się przydała, ale to było zbyt niebezpieczne.
– Muszę to przemyśleć. Wiesz, że najpierw potrzebny jest sprawdzian, ale… – Podrapał się brodzie.
– Myślisz o tym na poważnie? – Pokręciłem głową. – Odradzę jej ten pomysł.
– Sądzisz, że się nie nadaje? – zapytał dość podejrzliwie.
– To nie jest miejsce dla niej – stwierdziłem. – Ale spokojnie, wymyślę na jej urodziny coś takiego, że nawet nie przejmie się odmową.
Złapałem jabłko z miski z owocami i ruszyłem do drzwi. Od razu wsiadłem do swojego auta i z wyjechałem za bramę, kierując się do centrum miasta. To tam mieścił się mój klub. Wieczorami można tam było skosztować najlepszych drinków, bawić się do najlepszej muzyki, a nawet popatrzeć na tańczące piękne kobiety.
Ja jako szef miałem papierkową robotę, przygotowanie umów i wszystkich innych detali. Nie było to już takie przyjemne, ale chciałem zająć się tym interesem od początku do końca i nie polegać jedynie na znajomościach tatusia. A że nie wierzyłem nikomu, to też wolałem mieć nad wszystkim pieczę.
– Siema – rzuciłem do Dylana, mojego zastępcy w tym interesie, kiedy tylko wszedłem do klubu.
– Jak tam?
– Po staremu, a tutaj?
– Przyszła nowa oferta importu whisky, jest u ciebie na biurku.
Skinąłem głową. Poza dostarczaniem rozrywki klub zajmował się także alkoholem. Mogliśmy mieć tani szajs ze sklepów albo trunki najlepszej jakości. Podpisując umowy z winiarnią i producentem alkoholi, mogliśmy rozprowadzać je w swoich lokalach i podwajać zyski. Jako że klub idealnie się do tego nadawał, to zadanie także należało do mnie, choć tutaj ojciec czasami mnie kontrolował.
– Spoko, zaraz na to zerknę.
Ruszyłem do swojego wygłuszonego biura, gdzie nawet podczas najgłośniejszych imprez mogłem liczyć na ciszę i spokój. Czasem to uwielbiałem, a czasem wolałem wyjść, napić się i zabawić.
Rozdział 4
Esmeralda
– Panienko Esmeraldo, jesteśmy na miejscu.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ricka, mojego kierowcy, a raczej kierowcy Jeremiaha, który zawsze dotrzymywał mi towarzystwa. Tak, miałam własnego kierowcę, a nawet więcej, własnego ochroniarza. Nie mogłam przecież jeździć autobusem czy co gorsza, chodzić. Nie wiedziałam, czy chodziło o dumę, czy o moje bezpieczeństwo, ale Jeremiah przydzielił mi szofera.
W zasadzie mogły mieć z tym coś wspólnego moje wcześniejsze wybryki. Bójki w szkole, wagary… Może chciał mnie chronić, ale także mieć na mnie oko. Nie mogłam się mu dziwić, bo choć starałam się nie sprawiać kłopotów, emocje czasem mnie ponosiły. Nawet zbyt często.
Pewnie większość dziewczyn byłaby tym zachwycona, ale cóż, ja wolałam się nie rzucać w oczy, a przez to było to bardzo trudne.
I tak często słyszałam, że na to wszystko nie zasługuję, że jestem dziwna, że lecę tylko na kasę i wiele więcej.
– Dziękuję, Rick.
– Powodzenia na sprawdzianie.
– Dziękuję – powtórzyłam.
Uśmiechnęłam się ciepło. Czasem miałam wrażenie, że pracownicy Jeremiaha są mi bliżsi niż inni. Rick wiedział, co się dzieje w szkole, z kucharką rozmawiałam częściej niż z którymkolwiek rówieśnikiem… Może rzeczywiście byłam samotną dziwaczką? Cóż, nie prosiłam się o to, ale nie zamierzałam tracić czasu na wyjaśnianie innym, że się mylą.
Wysiadłam z auta i ruszyłam do drzwi szkoły. Private Collage High był wielkim budynkiem, z placem dookoła, parkingiem i mnóstwem ławek na trawniku. Już samo wejście robiło wrażenie, a w środku nie brakowało nowoczesnych sal lekcyjnych. Teraz interesowała mnie sala od matematyki, znajdująca się we wschodnim skrzydle. Nie byłam zbyt szczęśliwa, udając się tam, bo byłam kiepska z matematyki, ale naprawdę się starałam i uczyłam do późna, licząc na dobry wynik. W ostatniej klasie, tuż przed egzaminami, oceny były naprawdę ważne.
Nie chciałam być niewdzięczna. Skoro dostałam szansę nauki w tak prestiżowej szkole, chciałam wykorzystać to jak najlepiej i dać z siebie wszystko, zdobywając możliwe jak najlepsze oceny. Wydawało mi się, że w ten sposób Jeremiah nie będzie żałował, a ja nie będę problemem. Zdaniem pani psycholog nie było to zbyt dobre myślenie, ale na jej szczęście nie pozbyłam się jeszcze tego wzorca, a więc ona mogła zarabiać.
Może i nie chciałam tu być, bo głos w głowie podpowiadał, że znowu czas na wagary, lecz nie mogłam się poddać.
Musiałam skupić się na nauce, co nie było łatwe, gdy idąc do klasy, się z kimś zderzyłam.
Spodziewałam się już niemiłych komentarzy, gdy jednak podniosłam wzrok, nie byłam w stanie rozpoznać chłopaka stojącego przede mną.
– Oj, sorry, trochę się zgubiłem. – Podrapał się po karku. – To mój pierwszy dzień i sam nie wiem, gdzie idę. – Zaśmiał się nerwowo.
To od razu wywołało ciepły uśmiech na mojej twarzy. Miło, że choć raz to nie ja byłam tą nową, która nie wiedziała, co i jak. Aż zbyt dobrze znałam to uczucie, więc wiedziałam, jakie to może być stresujące. Dlatego nie zamierzałam zostawić chłopaka samego. Bo choć świat bywał dla mnie podły, nie chciałam odpłacać się tym samym.
– Nic się nie stało. Pomóc ci? Gdzie idziesz?
– Matematyka z panem Rodgerem – przeczytał z kartki, którą trzymał w rękach.
– O, też właśnie tam idę, to znaczy, że będziemy w jednej klasie.
– Serio? Jestem Adrien. – Wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam.
– Esmeralda – przedstawiłam się. – Jeśli chcesz, to chodź ze mną, zaprowadzę cię.
– Super, dzięki. Myślałem, że pierwszy dzień będzie do kitu, ale od razu wpadłem na miłą i do tego piękną dziewczynę.
Nie byłam przyzwyczajona do komplementów i może właśnie z tego powodu po usłyszeniu tak banalnego słowa zrobiło mi się bardzo miło. Zwykle nie byłam najlepsza w kontaktach międzyludzkich. Umiałam odpyskować Mavericowi, gdy jednak chodziło o kogoś ze szkoły, nie czułam się pewnie. Ponoć to normalne po wszystkim, co przeszłam, ale sama nie byłam pewna.
Tak twierdziła pani psycholog. Tylko niekiedy to było męczące.
Czasem czułam się samotna, więc dla odmiany miło było pogadać z kimś, kto jeszcze nie znał mojej historii i nie oceniał mnie z góry. Choć pewnie szybko to się zmieni. Nie uszłoby mi to na sucho, szczególnie kiedy to dziewczyny w szkole zaczęły obierać sobie mnie za cel drwin.
– O proszę, jest i nasza księżniczka. – Usłyszałam kpiący głos, kiedy tylko weszłam do sali.
Nie musiałam się oglądać, żeby wiedzieć, że to Sophie, tak zwana klasowa królowa, i w przeciwieństwie do tego, jak ona mnie nazwała, nie była to obelga. Była najpopularniejsza, wszyscy ją uwielbiali; jeśli ona coś powiedziała, pozostali się z nią zgadzali.
Gdy więc to ona się na mnie uwzięła, reszta jedynie przyklaskiwała.
– Tatuś przywiózł cię do szkoły, a może jeden z jego sługusów? – Wyrwała z moich rąk książkę i zaczęła nią wymachiwać.
– Co za różnica, grunt, że dotarłam do szkoły, a ty czym jechałaś, autobusem? – prychnęłam jej prosto w twarz.
– Co za różnica, z kim przyjechała, pewnie przed każdym z nich klęka – drwiła druga z dziewczyn.
– Za darmo raczej by nie miała takich ubrań.
– To, że wy musicie płacić w ten sposób, nie znaczy, że każdy musi zniżać się do tego poziomu – odpyskowałam.
Na twarzach dwóch dręczycielek dostrzegłam wściekłość, ale to nie był wystarczający powód, aby dały mi spokój. Chciały wygrać. Oczywiście, w takich przepychankach każdemu zależało, aby mieć ostatnie słowo.
– Widziałaś te buty? To z nowej kolekcji, na pewno musiała nieźle na nie zapracować.
– A co, Sophie, zazdrościsz? Tatusiowi nie powodzi się w interesach i go nie stać, aby ci kupić? A może wszystko wydaje na kolejną kochankę? Jest chociaż trochę starsza od ciebie?
– Ej, Esmeralda? Dobrze, że twoi starzy nie żyją, wstydziliby się, że ich córka to taka kurwa.
Zatrzymałam się w pół kroku. Byłam tuż przy swojej ławce, na samym końcu klasy, lecz ten ostatni krok wydawał się najtrudniejszy. Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę tak mocno, że pewnie znowu zrobiły mi się tam ślady. Próbowałam policzyć do dziesięciu i wziąć głęboki wdech – tak jak radziła mi pani psycholog.
– Twoi jakoś codziennie cię widzą i się nie wstydzą. A nie, czekaj, może to dlatego ciągle jeżdżą w delegacje? Nie mogą znieść twojego widoku.
Dziewczyna aż się zapowietrzyła, słysząc moją ripostę, a ja jedynie posłałam jej ostre spojrzenie i odeszłam.
Mój głos w głowie mówił, abym nie darowała jej tego, złapała ją za te kudły i pokazała, kim jestem.
W pierwszej szkole za takie teksty dziewczyna dostała w twarz. Ona miała złamany nos, a ja miałabym kuratora, gdyby Jeremiah nie załatwił sprawy. Ale i tak musiałam zmienić szkołę.
W drugiej szkole za takie zaczepki jedynie nawrzucałam kilka prochów do szafki. No co, wyzywała mnie od ćpunek, więc dostała za swoje. Wojna toczyła się jednak dalej i w końcu było to nie do zniesienia. Znowu zmieniłam szkołę. Wiedziałam, że tym razem to moja ostatnia szansa. Za tamte wybory – a było ich trochę więcej – groził mi kurator, gdybym znowu coś odwaliła. Jeremiah wszystko załatwił, lecz jeden błąd i mogłam mieć to w papierach, a wtedy musiałabym się pożegnać z wymarzonymi studiami.
Nie było też w pobliżu już żadnej innej szkoły, a do tego ta miała najlepsze wyniki i zbliżały się egzaminy. Nie mogłam dać się podpuścić, bo wiedziałam, że wtedy na słowach by się nie skończyło. Posunęłabym się dalej i od razu bym tego pożałowała. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Życie jest niesprawiedliwe. Dręczyciele mówią, co chcą, bez obawy o konsekwencje, a ofiary muszą milczeć.
Ale czy naprawdę byłam ofiarą? Nie zamierzałam nią być. Może i usiadłam grzecznie w ławce, przemilczając sprawę, ale to nie znaczyło, że zapomniałam. Pamiętałam wszystko. Notowałam na swojej liście i czekałam na odpowiedni moment. Bo od przybranej rodziny nauczyłam się, że na zemstę trzeba poczekać. I tak zamierzałam zrobić.
Rozdział 5
Esmeralda
Po zajęciach byłam strasznie zmęczona. A wszystko za sprawą tego, że starałam się trzymać nerwy na wodzy. Dobrze wiedziałam, że nie powinnam kolejny raz postąpić lekkomyślnie, ale to była jakaś część mnie, która do tego dążyła. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, a jeszcze szybciej w swoim łóżku. To był idealny plan.
W momencie gdy byłam już prawie przed wyjściem z budynku, poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
– A, to ty. – Odwróciłam się gwałtownie i uśmiechnęłam na widok nowego kolegi. – Koniec zajęć na dzisiaj. Zobaczymy się jutro.
– A może bym cię odprowadził do domu?
– Co ci tak zależy?
– Jako jedyna okazałaś mi trochę serca. Fajnie byłoby, jakbyśmy się lepiej poznali. Nie daj się prosić.
Był to bardzo kuszący pomysł, ale przecież na zewnątrz stał samochód z pracownikiem Jeremiaha. Nie pozwolono by mi wrócić na pieszo.
I w tej chwili wpadł mi do głowy pewien pomysł. Z tyłu budynku, przy sali gimnastycznej, widziałam tylne wyjście. Uznałam, że przyda mi się złapać oddech i porozmawiać z kimś, kto mnie w ogóle nie ocenia.
– W porządku, ale pójdziemy tamtędy.
– Dobrze, jak sobie życzysz.
Ruszyliśmy przed siebie. Dopiero teraz byłam w stanie się mu uważnie przyjrzeć, rzucając ukradkowe spojrzenia w jego stronę. Był trochę wyższy ode mnie, ale nie ujmowało to jego urodzie. Szczupły, włosy lekko kręcone, w odcieniu podobnym do mojego. Okulary przysłaniały niebieskie oczy. Miał coś w sobie, a jak się uśmiechał, na jego policzkach pojawiały się słodkie dołeczki. Ubrany był dość zwyczajnie, w jasne spodnie i biały T-shirt. Nie wiedziałam, skąd mi się to wzięło, ale miałam wrażenie, że skądś go znam.
– Co się stało, że przenieśli cię do mojej szkoły? – zapytałam, aby zacząć rozmowę.
– Właściwie to nic takiego. Tato dostał nową pracę, a z tym wiązała się przeprowadzka, no i niestety, zmiana całego dotychczasowego życia. Myślałem, że będzie gorzej, ale kiedy tylko cię ujrzałem, przestałem mieć do nich pretensje. Coś czuję, że jednak to doskonały zbieg okoliczności.
Uśmiechnęłam się lekko, nieprzyzwyczajona do komplementów. Udało nam się wydostać na tyle niezauważalnie, że kierowca, który obserwował wyjście, nie zauważył, kiedy skradaliśmy się za samochodem.
– Zawsze cię tak pilnują?
– Niestety, powiedzmy, że mój ojczym jest wysoko postawiony w firmie i dlatego mam swojego kierowcę.
– Widocznie jesteś jego oczkiem w głowie.
– Chyba można tak powiedzieć.
Nie pozwoliłam, aby Adrien odprowadził mnie pod same drzwi. Całą drogę rozmawialiśmy. Był bardzo miłym i inteligentnym chłopcem. Cieszyłam się, że w końcu w szkole zjawił się ktoś, kto może traktować mnie normalnie.
– Muszę już iść.
– Chyba nie będziesz mieć przeze mnie problemów.
– Jakieś na pewno – odpowiedziałam szczerze, bo przez całą drogę czułam, jak w mojej kieszeni wibruje telefon. – Ale nie martw się, nie pierwsze i nie ostatnie.
– Do zobaczenia jutro.
Obserwowałam, jak chłopak się obrócił i odszedł. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę domu. Miałam do przejścia zaledwie dwie ulice, ale z każdym kolejnym krokiem czułam, jak moje serce zaczyna szybciej bić.
Gdy tylko przekroczyłam próg, przede mną zjawił się Jeremiah.
– Esmeraldo! – Złapał mnie za łokieć, kiedy chciałam go ominąć.
– Tak?
– Jak mogłaś sama wracać do domu? Kierowca na ciebie czekał. Gdzie byłaś?
– Jestem już dorosła – zaprotestowałam.
– To nie znaczy, że możesz mi się przeciwstawiać. Doskonale wiesz, jakie panują zasady. Masz się ich trzymać, a teraz marsz do swojego pokoju! Twoje szczęście, że muszę wracać do pracy.
Na szczęście obyło się bez większej afery. Postanowiłam, że szybko zamknę się w sypialni, zanim kolejny raz postawię się Jeremiahowi. Nie powinnam była przecież mu podpadać, skoro ostatnio go o coś poprosiłam, a on miał to przemyśleć. Teraz jakiekolwiek kłopoty działałyby na moją niekorzyść.
Rozdział 6
Maveric
Uwielbiałem siedzieć za kółkiem, rozwijać prędkość, słuchać głośnej muzyki i czuć wiatr we włosach, a akurat była ładna pogoda. Tylko nie w szczytowych godzinach popołudniowych i w centrum miasta. W takich warunkach szlag mnie trafiał i normalnie nigdy bym się w to nie wpakował, gdyby nie było takiej konieczności.
Ale ojciec zawracał mi głowę, abym przez kolejne dni odbierał Esmeraldę ze szkoły i przy okazji zabierał ją na jakiś plac, aby nauczyć jeździć. Wszystko za sprawą jej samowolnego powrotu ze szkoły. Za cholerę nie rozumiałem, po co miałem to robić. Było go stać, aby opłacić jej setkę nauczycieli, miała kierowcę, szofera; do cholery, sam mógł się tym zająć. Ale nie. On musiał wysłać mnie. Chyba nadal chciał sprawić, aby pojawiła się między nami przyjaźń. Gdy byliśmy jeszcze młodzi, mogłem to zrozumieć, ale teraz? Po co aż tak naciskał?
Rzecz w tym, że wychował mnie tak, abym zawsze szanował jego zdanie i wykonywał rozkazy. On był szefem, ja jedynie jego zastępcą.
Kiedyś wszystko mogło być moje, ale na razie nie byłem królem, jedynie pionkiem.
I właśnie dlatego zajechałem moim czarnym audi pod liceum, do którego kiedyś uczęszczałem, wysiadłem i oparłem się o maskę, odpalając papierosa. Chmura dymu ulotniła się z moich ust, a ja poczułem, jak odpływa ze mnie napięcie. Przeskanowałem wzrokiem otoczenie i dostrzegłem w tłumie dziewczynę, na którą czekałem.
Miała na sobie podarte dżinsy, czarne sneakersy za kostkę, koszulę w czarno-czerwoną kratkę.
Wiatr rozwiewał jej długie włosy, sprawiając, że opadły na ramiona i zasłaniały twarz.