Spowiedź - Calek Perechodnik - ebook + książka

Spowiedź ebook

Calek Perechodnik

3,0

Opis

Oryginalna, pełna wersja świadectwa Calka Perechodnika — mieszkańca Otwocka, policjanta żydowskiego w tamtejszym getcie, kronikarza Zagłady. Tekst pełen jest goryczy, ale i bardzo wnikliwych obserwacji. Zawiera oskarżenie narodu niemieckiego za jego konkretne cechy, ale jednocześnie obarcza też winą za zaistniały stan narody polski i żydowski. Gniew Perechodnika nie omija nawet jego samego.Zobacz więcej

 

Autor tego tragicznego zapisu wini siebie za tchórzostwo, naiwność, brak trzeźwej oceny sytuacji. Bierze w związku z tym na siebie dużą część odpowiedzialności za śmierć swojej ukochanej żony i dwuletniej córeczki. Z dużą starannością kreśli postacie znanych mu ludzi – Polaków i Żydów. Bezwzględnie obnaża ich słabości i wady, które doprowadziły w końcu do społecznego przyzwolenia na zaistnienie tak niewyobrażalnie nieludzkich sytuacji. Spowiedź została spisana w roku 1943, a jej autor nie doczekał wyzwolenia. Zmarł pod koniec 1944 roku prawdopodobnie na tyfus bądź z rąk szabrowników. Zapis stał się tekstem kanonicznym, cytowanym niemal we wszystkich poważniejszych opracowaniach na temat Holokaustu.

Partnerem wydania jest Fundusz Pamięci im. Tadzia Kolskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 517

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Benadka

Całkiem niezła

Niestety forma ebook ani synchobooka nie dla mnie sama książka jest wstrząsająca porusza trudne i dające do myślenia tematy
00

Popularność




© Copyright by Ariella Cohen, Asher Reshef, Dan Reshef, 2004, 2007, 2011, 2016

© Copyright by Ośrodek KARTA, 2004, 2007, 2011, 2016

© Copyright for this edition by Żydowski Instytut Historyczny, 2016

Przypisy i posłowie © David Engel, 2004, 2007, 2011, 2016

Opracowanie, posłowie i przypisyDavid Engel

Redaktor seriiHanna Antos

Opracowanie graficzne seriiEmilka Bojańczyk / Podpunkt

Skład komputerowyTANDEM STUDIO

Przygotowanie zdjęćENVIGO

Zrealizowano przy finansowym wsparciu Funduszu im. Tadzia Kolskiego

Ośrodek KARTA ul. Narbutta 29, 02-536 Warszawatel. (48-22) 848-07-12 księgarnia internetowa: www.ksiegarnia.karta.org.pl

Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma ul. Tłomackie 3/5, 00-090 Warszawatel. (48-22) 827-92-21księgarnia internetowa: www.sforim.pl

Wydanie IVWarszawa 2016

ISBN 978-83-64476-55-6ISBN 978-83-65254-28-3

Skład wersji elektronicznej:Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

OD WYDAWCY

Świadectwo to weszło do kanonu najważniejszych zapisów źródłowych XX wieku. Wielu badaczy i komentatorów gotowych jest uznać, że Spowiedź Calka Perechodnika okazuje się najwybitniejszym tekstem, jaki zachował się z czasu Zagłady. Autor bowiem zostawił po sobie nie tylko stanowczy akt oskarżenia, ale zarazem – przenikliwą spowiedź. Sam z poczuciem winy, czyni ze swego losu przedmiot namysłu bezkompromisowego, wiwisekcji bez warstwy ochronnej. Tak zmierzył się ze światem, który miał go zabić.

Schowana pod inicjałami dedykacja Autora: „sadyzmowi niemieckiemu, podłości polskiej, tchórzostwu żydowskiemu” – daje się wprost odczytywać także z biegu opowieści. Perechodnik pisał, ukryty po aryjskiej stronie okupowanej Warszawy, od wiosny do jesieni 1943, podsumowując i swój osobisty, i zbiorowy koniec. Wtedy rozumiał już w pełni, jaki jest cel III Rzeszy – wobec niego i jego narodu. I jakie znaczenie w obliczu tego zamiaru Niemców mają postawy Polaków i samych Żydów. W istocie nikt nie pozostawał niewinny.

W toku zapisywanej – po polsku – opowieści tekst staje się dziennikiem, rejestrującym wydarzenia bieżące, głosem z wnętrza doświadczanej Zagłady. Tu Perechodnik przekracza samego siebie, coraz odważniej formułując myśli. Wbrew dominującym w nim wątpliwościom co do rangi literackiej własnego zapisu, stwierdza nagle: „Wierzę, że miliony ludzi będą czytać te pamiętniki”. I jego świadectwo na to zasługuje.

Gdy jesienią 1943 Calek Perechodnik przekazywał zaufanemu Polakowi swój rękopis na przechowanie, był pewien, że tym dziełem unieśmiertelni życie własne i najbliższych. Że ono „pomści” jego rodzinę. Wiemy z innych świadectw, że Autor przetrwał w ukryciu jeszcze rok – zginął po kapitulacji powstania warszawskiego, w bunkrze na terenie Warszawy, gdzie – chorego na tyfus – odkryli szabrownicy. Podobno był tak słaby, że nie mógł wyjść z bunkra, gdy ten podpalono. Przechowywany rękopis ocalał i po wojnie trafił do rąk Pejsacha Perechodnika, brata Autora.

W początkach lat dziewięćdziesiątych Ośrodek KARTA podjął współpracę z Żydowskim Instytutem Historycznym w Warszawie. Wtedy po raz pierwszy pojawiła się koncepcja opublikowania tego świadectwa – na podstawie maszynopisu, który był w posiadaniu ŻIH-u. Książkę wydaliśmy dwukrotnie (1993, 1995), a po pewnym czasie dowiedzieliśmy się od prof. Davida Engela, mieszkającego w USA badacza stosunków polsko-żydowskich, że zachował się jednak rękopis dzieła, wywieziony z Polski po wojnie i złożony w zbiorach Yad Vashem w Jerozolimie. Okazało się wówczas, iż wykorzystany do pierwszych edycji maszynopis znacząco odbiega od rękopisu, naruszając myśl Autora. Późniejsze nasze wydania, opracowane przez prof. Engela, mają już za podstawę sam rękopis.

Calek Perechodnik pisał tak, jakby swym zapisem chciał ochronić ginący sens własnego istnienia. Wyznania kierował do żony, której wcześniej nie potrafił uratować. Odchodził raczej bez wewnętrznego rozgrzeszenia. Jednak na pytania, które stawia, odpowiadać musi każdy, także teraz. Jego spowiedź wykracza bowiem poza Zagładę.

Zbigniew Gluza

S.N.

P.P.

T.Ż.

Pamiętniki me poświęcam1

Warszawa, 7 maja – 19 sierpnia 1943

Epilog: 19 października 1943

Naître Juif ce n’est pas une honte,

c’est un malheur!

Ma femme bien aimée Annie,

seras tu vengée?

Ma petite fille Athalie,

seras tu vengée?

Les cendres de 3 millions hommes,

femmes, enfants juifs, brulés a Treblinka

serez vous vengés?2

1 Na podstawie rozmowy z Genią, z którą ukrywał się Autor, jego brat Pejsach Perechodnik odszyfrował S.N. jako „sadyzmowi niemieckiemu”, P.P. jako „polskiej podłości”, T.Ż. jako „tragedii żydowskiej”. Natomiast na podstawie tekstu można przypuszczać, że skrót T.Ż. powinien być odczytywany „tchórzostwu żydowskiemu”.

2 Franc.: Urodzić się Żydem, to nie wstyd, to nieszczęście!

Moja ukochana żono Anko,

czy zostaniesz pomszczona?

Moja córeczko Athalie,

czy zostaniesz pomszczona?

Popioły trzech milionów mężczyzn,

kobiet, dzieci żydowskich, spalonych w Treblince,

czy będziecie pomszczeni?

ROZDZIAŁ I

7 maja 1943 roku. Ja, Calek3 Perechodnik, inżynier agronom, przedstawiający typ przeciętnego inteligentnego Żyda, postaram się opisać dzieje mojej rodziny podczas okupacji niemieckiej.

Nie jest to literacka praca, nie posiadam bowiem ani zdolności, ani aspiracji literackich.

Nie jest to historia żydostwa polskiego, brak mi bowiem danych ku temu.

Nie jest to pamiętnik człowieka oraz jego rodziny, bowiem wszystkie momenty osobiste zostały wyeliminowane z tych pamiętników jako mnie tylko obchodzące.

Jest to pamiętnik Żyda oraz jego rodziny żydowskiej. Właściwie jest to spowiedź z mego żywota, spowiedź szczera, prawdziwa, tylko, niestety, w rozgrzeszenie Boskie nie wierzę, a z ludzi tylko jedna żona moja mogłaby, choć nie powinna, mnie rozgrzeszyć.

Ale ona nie żyje.

Zginęła w znacznym stopniu na skutek wandalizmu niemieckiego, jak i mojej lekkomyślności.

Proszę więc pamiętniki me przyjąć jako spowiedź przedśmiertną.

Nie łudzę się, wcześniej czy później i ja podzielę los wszystkich Żydów z całej Polski.

Zaprowadzą mnie pewnego pięknego dnia na pole, każą wykopać grób dla siebie samego, rozebrać się, położyć się do środka i zginę szybko śmiercią od kuli rewolwerowej.

Ziemia zostanie wyrównana, a rolnik polski przyorze, zasieje żyto czy też pszenicę na tym miejscu.

Tyle już egzekucji podobnych widziałem, że wystarczy mi przymknąć oczy i zobaczyć szczegóły własnej śmierci.

Nie proszę o rozgrzeszenie. Gdybym wierzył w Boga, Raj, Piekło, w nagrodę czy karę pośmiertną, w ogóle bym nie pisał. Wystarczyłaby mi świadomość i pewność, że wszyscy Niemcy będą po śmierci smażyć się w Piekle.

Ale niestety, modlić się – nie umiem, wierzyć zaś – nie wierzę!

Proszę świat demokratyczny, Anglików, Amerykanów, Rosjan, Żydów palestyńskich, aby pomścili nasze kobiety, nasze dzieci, żywcem spalone w Treblince.

My, Żydzi-mężczyźni, niewarci jesteśmy, by być pomszczeni, padliśmy z naszej winy nie na polu chwały.

Chciałbym bardzo opisać dzieje wszystkich rodzin żydowskich w Polsce, ale sądzę, że przez pryzmat moich dziejów każdy z łatwością zobaczy historię wszystkich Żydów z całej Polski.

Moje życie jest typowe, a to dlatego, że nie mogę się poszczycić ani wybitniejszym rozumem, ani też przypadkowym szczęściem, że mnie się udało lepiej niż innym.

O nie! Wszystkie głupstwa, wszystkie błędy, które Żydzi popełnili, popełniłem również. Wszystkie nieszczęścia, wszystkie tragedie, które ich dotknęły, dotknęły mnie również w tej samej mierze.

Jest to więc historia jednego z wielu, jednego z milionów nieszczęśliwych ludzi, którzy się urodzili, wbrew swej woli i na swe nieszczęście, urodzili się, niestety, Żydami!

___

Urodziłem się w Warszawie, dnia 8 września 1916 roku z rodziców, ot, najbardziej przeciętnych, zwykłych Żydów z tak zwanej średnio zamożnej klasy – ludzie uczciwi, posiadający dużo poczucia instynktu rodzinnego, miłości i przywiązania w stosunku do ich rodziców, poświęcenia „materialnego” zaś dla dzieci swoich. Zaznaczam: materialnego, a to dlatego, że nigdy żadne więzy duchowe ani mnie, ani rodzeństwo moje nie łączyły z rodzicami. Nie starali się czy też nie byli w stanie nas, dzieci ich, zrozumieć, dość że każdy z nas wychował się sam, pod wpływem szkoły, kolegów, książek przeczytanych, poczucia własnej niezależności materialnej i faktycznej wolności słowa i myśli, zwłaszcza w okresie lat 1925–35.

Należałem wraz z bratem moim do organizacji prawicowo-syjonistycznej – Bejtar4, propagującej dążenie Żydów do wyzwolenia się, do utworzenia niepodległego państwa żydowskiego w Palestynie. Nie przeszkadzało mi to bynajmniej czuć się dobrym patriotą polskim. Uwielbiałem poezję polską, tę z okresu utraty niepodległości, zwłaszcza Mickiewicza. Przemawiała ona do mego serca, a to dlatego, bo kojarzyłem ją z historią Żydów.5 W mojej naiwności uważałem, że Polacy, którzy tak długo byli uciskani przez wrogów swoich, powinni najlepiej zrozumieć nas, Żydów, współczuć nam i w miarę możliwości pomagać.

Aczkolwiek nie byłem specjalnie religijny, wierzyłem wtedy w Boga, w misję dziejową żydostwa – krzewienia kultury wśród narodów tego świata,6 dumny byłem zarówno ze Spinozy, jak Einsteina i innych geniuszy żydowskich. Nad sprawą antysemityzmu specjalnie się nie zastanawiałem, zresztą, głęboko wierzyłem, że wraz z postępem cywilizacji i dorobku kulturalnego ludzkości antysemityzm automatycznie zginie, że ludzkość idzie w swoim rozwoju coraz bliżej ku nieśmiertelnym ideałom Rewolucji Francuskiej: „wolności, równości i braterstwu”.

Powtarzałem za Asnykiem: „Co złość zniweczy, co występek zburzy/ To miłość z gruzów na powrót postawi”.7

Zresztą, zaznaczam, że z praktycznym antysemityzmem ja osobiście nie miałem okazji się spotkać, wprawdzie nie mogłem studiować na Uniwersytecie Warszawskim, ale za to miałem możność wyjazdu na wyższe studia do Francji, do Tuluzy.8

Okres, który tam przeżyłem, należy do najmilszych wspomnień mego życia. Tej wolności, tego poszanowania drugiego człowieka, tej swobody wyrażania swoich przekonań chyba w żadnym kraju w równym stopniu nie można było znaleźć. Stosunek profesorów do studentów, stosunek kolegów Francuzów do nas cudzoziemców był miły i zupełnie bez zarzutu. Trochę nie lubili Polaków, uważając, że większość z nich to są bandits polonais9, ale to nie było poważnie brane. W 1935 roku trudno było wytłumaczyć przeciętnemu Francuzowi różnicę między vrai polonais10 a juif polonais11 i citoyen polonais12. Uważali oni, że nie ma żadnej różnicy między tymi dwoma pierwszymi definicjami, które się sprowadzają do jednego mianownika: citoyen polonais.13 W tej atmosferze wolności jakie dziwne dla nas były czytane w gazetach [wiadomości o] rozmaitych burdach antyżydowskich na Uniwersytecie Warszawskim.14 Wierzyć mi się wtedy nie chciało, nie mogłem sobie tego wyobrazić, że tak można po prostu podejść do znajomego czy też nieznajomego Żyda i wybić mu oko, czy też tak poturbować go za sam fakt, że urodził się Żydem.

Po ukończeniu studiów z wynikiem: „Tres bien avec félicitations du Jury”15, napisałem pracę dyplomową o kulturze konopi w Polsce, pracę, której by się żaden rodowity Polak nie powstydził, ze względu na rozmaite konkluzje, jakie wyciągnąłem z wyżej wymienionej kultury w Polsce. W ostatnim momencie, 10 lipca 1937 roku, w mowie wygłoszonej do dyrektora, dziekana i profesora, dziękowałem im nie za rozmaite nauki, które przyjąłem przez trzy lata mego pobytu w Instytucie Tuluskim, gdyż z zasady człowiek prędko zapomina o nauce, ale za to, że nauczyli mnie „myśleć logicznie” i rozwiązywać nowe problemy naukowe i życiowe, opierając się na całokształcie wiedzy nabytej oraz wrodzonej inteligencji.

Niestety, próżność przemawiała wtedy przeze mnie. Myślałem, że umiem myśleć i wyciągać logiczne wnioski w odpowiedniej chwili. W jakże tragiczny sposób przekonałem się, że tak nie jest. Ceną krwi najbliższych i najdroższych zapłaciłem za ten brak umiejętności myślenia, ale o tym będzie mowa później.

Zwiedziłem wystawę wszechświatową w Paryżu w 1937 i jako dyplomowany inżynier w wieku lat 21 wróciłem do Polski. Aczkolwiek miałem odroczenie służby wojskowej jeszcze na jeden rok, sam się stawiłem w tydzień po moim przyjeździe przed komisją wojskową. Dostałem kategorię „A”, ale ponieważ Polska była na tyle silnym mocarstwem, miała taką potężną armię, tylu wykształconych i dyplomowanych inżynierów-oficerów, moja osoba okazała się zbyteczną.

Zresztą, co tu obwijać w bawełnę, dano mi „nadliczbówkę” – mnie, mojemu bratu, również inżynierowi, moim wszystkim kolegom Żydom z wykształceniem średnim oraz wyższym – a to dlatego, że nie chciano mieć oficerów Żydów w Armii Polskiej.16 Zresztą, przyznam się szczerze, że nie bardzo się tym zmartwiłem, chociaż chciałem lojalnie wypełnić moje obowiązki wobec państwa, które zapewniało mi możność życia, rozwijania się, dało mi opiekę prawną i któremu jak najlepiej życzyłem. Z góry wiem, że mi w to żaden Polak nie uwierzy, ale ludzie, zrozumcie mnie: w dobrobycie Polski widziałem swój dobrobyt. Byłem wierny przykazaniom proroka Eliasza, który doradzał Żydom, będącym w niewoli babilońskiej, aby prosili nie o zagładę, ale o dobrobyt tegoż państwa, gdyż on stanie się wtedy i ich udziałem.17

Co robić? Muszę przywiązanie moje do Polski uzasadniać z punktu widzenia materialistycznego i egoistycznego, bo gdybym chciał pisać, że byłem szczerze i bezinteresownie przywiązany do Polski, że lubiłem i znałem polską poezję lepiej od niejednego wykształconego Polaka, że przecież język polski był moim językiem macierzystym, że w nim po raz pierwszy oświadczyłem ukochanej dziewczynie, że ją kocham – w podobne słowa nikt nie uwierzy i dlatego wolę o tym się nie rozpisywać.

___

W sierpniu 1938 odbył się ślub mój z Anną Nusfeld, dziewczyną, która poza mną świata nie widziała i którą kochałem od 1932 roku. Żona moja była współwłaścicielką kina „Oaza” w Otwocku. Rodziców swoich nie znała, umarli za młodu. Ją zaś, dwóch jej starszych braci oraz siostrę wychowała stara babka, a właściwie sami się wychowali. Tym niemniej własnymi siłami wybudowali śliczny gmach kinowy na odziedziczonym po dziadku swoim pustym placu; i mogę tak powiedzieć – po dwudziestu latach męki i nieludzkiej harówki dorobili się stanowiska. Chcieli przed wojną wybudować jeszcze jedno kino w Otwocku, ale burmistrz wolał, żeby kina nie było, byleby go Żyd nie miał. Ale mniejsza z tym.

Zaznaczam jeszcze, że żona moja, aczkolwiek nie była specjalnie wykształcona, była wybitnie inteligentną i mądrą kobietą.

Pamiętam, jak stawałem przed komisją wojskową. Spytał mnie wtedy kapitan-lekarz, czy mój dyplom zagraniczny jest miarodajny w Polsce, żeby otrzymać posadę rządową. Nie wiem, czy pytał się wtedy poważnie, czy też zażartował ze mnie. Co do mnie byłem przekonany, że mógłbym zrobić jeszcze dziesięć dyplomów i mimo to nie dostałbym posady rządowej w Polsce. Ale ponieważ nie chciałem żyć za pieniądze żony, otworzyłem sobie wspólnie z moim wujaszkiem Góralskim skład materiałów budowlanych – interes, który dawał utrzymanie mnie i żonie. Pieniądze zaś z kina szły na zapłacenie starych długów hipotecznych, zaciągniętych jeszcze przez ich dziadka, na luksusowe umeblowanie mieszkania, no i na naszą garderobę. Nie będąc bogatym, byłem, mając lat 22, szczęśliwym człowiekiem. Miałem żonę kochaną, swoją pracę, byłem urządzony i niezależny materialnie od nikogo.

Mógłby się mnie ktoś spytać, dlaczego nie wyjechałem wtedy do Palestyny; jako syjonista powinienem był to przecież uczynić. Odpowiem na to pytanie:

1. Ze względu na żonę: dwadzieścia lat męczyła się, nieraz o głodzie, kino jej bracia sami budowali, ona z siostrą cegły nosiły, lasowały wapno. Boże, co oni się napracowali, zanim kino zaczęło prosperować. Teraz, jak dobiła do mety, była urządzona – nie miała ani sił, ani energii, by rzucić to wszystko i zacząć od początku w innym kraju.

2. Nie uważałem, że w Polsce grunt się pali pod nogami Żydom i że nie mam prawa przebywania w Polsce, w chwili, kiedy wypełniam lojalnie moje obowiązki obywatelskie wobec niej.18

Postanowiliśmy z żoną, że po pewnym czasie wyjedziemy do Palestyny, zakupimy sobie tam ziemię, gdzie będę mógł już pracować jako agronom.19

Dość że przeklęty rok 1939, rok chmur, rok prób zastał nas w Polsce, w naszym rodzinnym mieście, w Otwocku.

___

Rok 1939. W jakim tempie Niemcy zbroili się, przygotowując się do walki z całym światem, zaś Polacy – czymże się oni zajmowali w tym roku prób?

Leży przede mną kalendarzyk „Samoobrony Narodowej”20 na rok 1939, nakładem Drukarni Centralnej – Poznań, pl. Nowomiejski nr 7.Kalendarzyk ten znalazłem w mieszkaniu Polki, która mnie obecnie przechowuje. Całe szczęście, że ona nie umie czytać, a jej mąż, który zginął na froncie, nie jest w stanie jej uświadomić, że „Żyd to wróg śmiertelny Kościoła i Wielkiej Polski”, że „Zło Polski dzisiejszej w żydostwie ma swe główne siedlisko”, że „Usuniemy Żydów z Polski, a zło, które nas dziś trapi, z niej zniknie” itd.

Takie były hasła ludu polskiego. Jakie zaś było stanowisko rządu polskiego, tego rządu, który dziś „Nowy Kurier Warszawski”21 nazywa rządem judeo-polskim, a więc: ubój rytualny22, bojkot ekonomiczny – owszem23, ograniczenia na uniwersytecie, w przyjmowaniu do urzędów itd., itd.

Mimo tych wszystkich rzeczy, Żydzi oficjalnie subskrybowali Pożyczkę Narodową24 i w chwili wybuchu wojny stanęli do niej gotowi do najwyższych ofiar dla obrony Polski, a tym samym dla obrony swoich kobiet, dzieci i domostw.

Nie będę opisywać dziejów tej wojny. Dość że 7 września 1939 roku usłuchałem rozkazu wydanego przez radio25, opuściłem żonę i wraz z bratem, ojcem i wujaszkiem udaliśmy się piechotą na wschód. Po drodze chciał brat wstąpić do wojska, nie przyjęto go, kazano nam iść dalej na wschód, że tam nas zmobilizują.

Droga ta, trwająca przeszło osiem dni, pozostanie na zawsze w moich wspomnieniach. Co za idealne braterstwo było wtedy między Polakami a Żydami, jak się bezpiecznie szło nocami po szosach, jak ofiarnie i gościnnie przyjmował chłop polski uciekinierów. Wszyscy byli wtedy związani jednym węzłem braterskim, węzłem miłości do kraju i nienawiści do wspólnego wroga.

Szliśmy tak długo, aż bolszewicy naszli na tereny wschodnie. Dalej iść nie miało sensu. Rosjanie nas zaskoczyli w Słonimiu, mieście rodzinnym mej matki, gdzie też wujaszek miał własne urządzone mieszkanie. Mieliśmy tam dużą rodzinę, która nas bardzo dobrze przyjęła i pozostaliśmy na miejscu, śledząc bieg dalszych wypadków.

___

Jakie były uczucia Żydów w chwili wejścia bolszewików na teren Polski?

Jest to bardzo drażliwą kwestią, ale postaram się być zupełnie uczciwy i obiektywny, pisać prawdę i tylko prawdę. Pierwszym uczuciem była niezmierna radość; nie ma się, zresztą, czemu dziwić. Z jednej strony wkraczał Niemiec, głosząc hasła bezlitosnego wyniszczenia i wymordowania wszystkich Żydów. Z drugiej zaś strony wkraczał bolszewik z hasłem, że dla niego wszyscy ludzie są równi wobec prawa.

Nie było co tu porównywać. Żydzi się cieszyli, a ja między nimi. Aczkolwiek całe życie byłem przeciwnikiem komunistów, prosiłem Boga, żeby bolszewicy zajęli obszar do Wisły. Byłem gotów stracić kino, interes, ojca willę, byleby tylko żyć jak wolny człowiek, bez żadnych ograniczeń rasowych. Tym niemniej nie skakałem z radości na widok czołgów sowieckich.

Nie zaprzeczę, że się znaleźli Żydzi, z dawien dawna komuniści, którzy rozbrajali oddziały polskie, ale czyż za to można winić wszystkich Żydów? Sądzę, że ilość Żydów poległych z bronią w ręku w obronie Polski była większa od ilości Żydów rozbrajających oddziały polskie.26

Jakie zaś było stanowisko ogółu?

Pamiętam, uważaliśmy, że Anglia powinna wypowiedzieć wojnę również Rosji, jako gwarantka nietykalności granic polskich. Z chwilą, gdy to się nie stało, ludzie doszli do przekonania, że tu już bolszewicy pozostaną na zawsze.

Ciotka moja mówiła do mnie w następujący sposób: „Jak wam jest dobrze (wam – oznacza: Żydom pod zaborem niemieckim). U was Niemcy odejdą i będziecie mieli znów Polskę, a my już na całe życie zostaniemy pod panowaniem bolszewików”.

Zaznaczam, że mojej ciotce za bolszewików świetnie się powodziło i że podobne zdania słyszałem od większości tamtejszych Żydów. Najlepszy dowód jest ten, że wielu tych Żydów nie chciało przyjąć obywatelstwa rosyjskiego, zarejestrowało się na powrót do [Generalnej] Guberni i wskutek tego zostali zesłani do Archangielska.27 Wieluż to Żydów uciekło przed bolszewikami do Wilna?28

Z drugiej zaś strony wieluż to Żydów zostawiło swoje domy na pastwę losu i uciekło do bolszewików?

Jedno wiem, że jest oczywistym nonsensem twierdzić, iż wszyscy Żydzi opowiedzieli się za komunizmem. Duża część wolała powrót do dawnej Polski, woleli nawet przemęczyć się za Niemców przez pewien okres i doczekać się powrotu dawnych czasów, a nie na zawsze zostać w Rosji.

Mój brat oraz wujaszek zostali się w Słonimiu29, ja zaś 22 października 1939 roku wróciłem do Otwocka. Ojciec wrócił dopiero w marcu 1940. Szczęśliwie zastałem żonę zdrową, wszystkich całych. No i zaczęło się nowe życie. Był czas, kiedy trzeba było wybierać: tu zostać czy tam iść.

Charakterystyczne jest nastawienie wszystkich bez wyjątku Żydów, jeśli chodzi o wynik wojny. Żaden Żyd od początku wojny do dnia dzisiejszego nie pomyślał nawet, że Niemcy mogą wygrać wojnę i pozostać na zawsze w Polsce, wszyscy byli święcie przekonani, że Polska powstanie z powrotem. Tak jak pobożny Żyd wierzy w przybycie Mesjasza, tak my Żydzi wierzyliśmy w przegraną Niemców. Gdyby się ktoś mnie wtedy spytał, na jakich przesłankach opiera się moja wiara, trudno byłoby mi wtedy odpowiedzieć.

Dzisiaj wiem, że każdy człowiek wierzy w to, w co chce wierzyć i w to, co jest mu wygodne. Zresztą, jak się przekonałem, większość ludzi to urodzeni optymiści i tchórze.

Gdyby sobie Żydzi w owym czasie powiedzieli, że Niemcy pozostaną tu na zawsze, wtedy musieliby z takiej przesłanki wyciągnąć konsekwencje, że u Niemca żaden Żyd a la longue30 istnieć nie może. Stąd jedyny wniosek, że trzeba się ratować; albo uciekać do Rosji, albo za grubsze pieniądze można było na początku wojny uciec do Palestyny, a nawet do Ameryki.31

Drugą psychozą, również zgubną w swoich konsekwencjach, była wiara, że wojna potrwa niedługo, najwyżej pół roku. Wierzyli w to Żydzi, wierzyli Polacy, mam wrażenie, że cały świat w to wierzył. Wiara ta trwała aż do upadku Francji i później, gdy Anglia odrzuciła propozycje pokojowe Niemców, zaczęto wierzyć, że wojna za rok się skończy.

Rok minął, nie szkodzi, ale za rok wojna przecież musi się skończyć. Spytać dzisiaj Polaka inteligentnego o to, kiedy będzie koniec wojny, odpowie, że albo na jesieni, albo za rok na wiosnę.

Oczywiście, ktoś kiedyś zgadnie. Ale na razie znajdujemy się w październiku 1939 roku, ludzie są jak najlepszej myśli, przekonani, że wojna skończy się za pół roku, że Niemcy będą uciekać aż miło. Na razie trzeba się jakoś zabezpieczyć, ulokować towary u Polaków, przepisać interesy na ich imię, ulokować jakoś gotówkę w obawie przed dewaluacją, uszyć sobie kilka garniturów, zrobić sobie koniecznie wysokie buty z cholewami, zrobić zapas na pół roku i czekać, aż się wojna skończy.

Takie myśli, takie nastawienie opanowało wszystkich Żydów. Właściciele nieruchomości, aczkolwiek Niemcy zabronili im sprzedawania majątków, oczyszczają je z długów hipotecznych, znoszą kolosalne sumy do Towarzystwa Kredytowego, byleby tylko po wojnie rozpocząć nowe życie bez długów.32

Ja sam uregulowałem ostatni dług hipoteczny kina, zapłaciłem za nieobecnego ojca ładne tysiące w Towarzystwie Kredytowym i byłem z siebie bardzo zadowolony. O, sancta simplicitas!33 Rzecz zrozumiała, że konto pierwszego dnia wojny przestało być czynne, ale jak wróciłem, zdołałem spieniężyć towar ze składu, część Niemcy zabrali, resztę wysprzedałem.

Wiedziałem wprawdzie, że likwidując zupełnie interes, nie będę go mógł już nigdy odbudować, ale się nie wahałem, a to z następujących przyczyn. Raz – nie miałem żadnego Polaka, na którego mógłbym przepisać, a po drugie – wiedziałem, że po wojnie i składu, i kina nie będę mógł prowadzić; a to dlatego, że dwaj szwagrowie, którzy prowadzili kino, zostali zabici. Młodszy Mietek zginął jako żołnierz na froncie, starszy Wolf schował skrzynię dynamitu do ziemi i dnia 11 listopada 1939 roku został rozstrzelany wraz z jeszcze dwoma Żydami, pisarzem Urke Nachalnikiem34 oraz Randonińskim w lesie śródborowskim przez Ortskommendanta35 Michaelisa – wskutek donosu jednej Polki, pani Bukojemskiej, kochanki Michaelisa. Zostali przedtem mocno pobici, groby musieli sobie sami wykopać, no i zastrzelono ich.

Były to pierwsze trzy ofiary żydowskie w Otwocku.

Później okazało się, że byli oni szczęśliwi, zostali przynajmniej pochowani na cmentarzu żydowskim (Niemcy pozwolili na ekshumację zwłok, dzięki staraniom magistratu otwockiego, a zwłaszcza lekarza miejskiego, Mierosławskiego), no i rodzina zdążyła jeszcze postawić im pomnik.

Przeznaczeniem zaś Żydów w tej wojnie było zginąć i żeby nikt się nie dowiedział, gdzie ich prochy będą rozsypane.

___

Jaki był stosunek Niemców do Żydów na początku wojny?

Mogę powiedzieć, że był on niejednolity, to znaczy zależny od miejscowości, w której Żydzi mieszkali, od warunków lokalnych.

Najgorzej się działo Żydom na terenach włączonych do Trzeciej Rzeszy. Z większości małych miast zostali wysiedleni.

Wysiedlenie odbywało się w iście barbarzyński sposób. Opowiem, jak to było w Nasielsku. Najprzód Niemcy otoczyli miasto i ogłosili, żeby każdy Żyd wraz z całym swoim bagażem zjawił się na placu. Na placu odebrano Żydom bagaże, a ich samych wpędzono do bóżnicy, gdzie ściśnięci stali przez całą dobę. Przy tym jednej kobiecie, która spóźniła się ze stawieniem się na plac, kazali Niemcy rozebrać się do naga w bóżnicy i tańczyć przed tłumem. Takie i temu podobne wybryki były na porządku dziennym. Następnie pędzono Żydów na dworzec i załadowano jak bydło do wagonów towarowych. W tych zamkniętych wagonach wożono ich przez osiem dni, nie dając nic do jedzenia ani do picia.

Po ośmiu dniach wędrówki Niemcy łaskawie zgodzili się na wykup przez Gminę Warszawską36 i wypuszczono ich tam. Co za gehenna się działa w tych wagonach zamkniętych bez jedzenia, bez picia, bez ubikacji? Ile dzieci się zadusiło? Ile zginęło z głodu? Niech każdy sam sobie dopowie.

Nie było miasteczka, gdzie Niemcy nakazaliby Żydom dobrowolnie opuścić miasto, wszędzie ta sama procedura: plac, bóżnica, rabunek, wagony towarowe i wędrówka z miasta do miasta. Przypominam, że był to grudzień 1939 roku i styczeń 1940 roku, okres największych mrozów.

Ile domów żydowskich zostało zrabowanych, ilu ludzi zabitych, o tym nie będę wspominać. A to dlatego, że mam wrażenie, że to się działo nie na planowy rozkaz z góry, ale to były wypadki podprowadzone przez volksdeutschów37, żądnych rabunków, no i oficerów, żądnych krwi.

W każdym razie Żydzi z małych miasteczek przeżyli pierwsi gehennę prześladowań niemieckich i w najlepszym wypadku dostali się do Warszawy, bez rzeczy, bez pieniędzy; rzadko kto miał zaszyte pieniądze w ubraniu.

Oczywiście, byli przezorni Żydzi, którzy nie czekając na wysiedlenie, sami opuścili Trzecią Rzeszę, udając się albo do Rosji, albo też do Guberni Generalnej.

W Guberni Generalnej, aczkolwiek wysiedlenia nie miały na ogół miejsca, Żydzi żyli pod ciągłym strachem, a nuż jutro będą ich wysiedlać. Strach ten, niepewność jutra zatruwała każdy dzień, każdą myśl człowieka, ale z biegiem czasu Żydzi uroili sobie, że Gubernia Generalna to jest coś innego, że Niemcy nie odważą się tu na wysiedlenia w obawie „przed opinią świata” (śliczne słowo, prawda?).

W każdym razie wysiedlenia tu się specjalnie nie odbywały. Oczywiście, palono bóżnice, obcinano Żydom brody, rabowano po mieszkaniach, konfiskowano majątki, towary, znęcano się nad Żydówkami, które łapano do robót, do koszar. Kazano – na przykład – dziewczynie w mroźne styczniowe dni wymyć podłogę własnymi majtkami, a później te mokre i brudne majtki ubrać na gołe ciało i tak wyjść na ulicę, i temu podobne historie.

Niektórzy Niemcy znęcali się nad Żydami w sposób zupełnie dowcipny, toczył się na przykład taki dialog: „Jude38, czymże jesteś z zawodu?” – „Kupcem” – pada odpowiedź. „Bardzo mi miło, ja zaś bokserem jestem.” Po tych słowach następowało uderzenie, pod wpływem którego albo oko puchło, albo można było liczyć na ręku wybite zęby.

Innym razem większa grupa Żydów została złapana na roboty do Sejmu. Po pewnym czasie przyszedł do nich Niemiec z bardzo długim nożem w ręku, starannie wybierał, w końcu zaś z jednym Żydem zszedł na dół do piwnicy. Po pewnym czasie wrócił zupełnie skrwawiony, zarówno ręce, łokcie, jak i nóż dosłownie ociekające krwią. Wybrał drugą ofiarę, potem trzecią i tak dalej aż do końca. Za każdym razem długo się zastanawiał, kogo ma wybrać, za każdym razem nóż jego coraz bardziej ociekał krwią i za każdym razem serca Żydów biły w niemiłosierny sposób: azali ma zamiar wszystkich zaszlachtować w ten sposób? Część Żydów odmawia modlitwy przedśmiertne, inni z rezygnacją czekają na śmierć. Ostatni Żyd, który zszedł na dół, zastał wszystkich w piwnicy – żywych, skubiących kozy, które Niemiec osobiście tym długim nożem zarzynał.

Ale te szykany dotyczyły jednostek, ogół ukrywał się tak, jak mógł, z większym lub mniejszym strachem handlował, a właściwie wysprzedawał się, aby mieć z czego żyć.

W miastach, gdzie komendanci byli bardziej ludzkimi, Żydom żyło się nie najgorzej, nawet niektórzy handlowali i robili z Niemcami dość niezłe interesy.

___

Jaki był stosunek Polaków do Żydów w owym czasie?

Okres braterstwa przedwojennego i początku wojny zginął zupełnie. Tym niemniej, nie mogę powiedzieć, że stał on się wrogi, wprost przeciwnie: jak szwagra mego Niemcy zabili, dr Mierosławski płakał jak małe dziecko, postarał się bezinteresownie o ekshumację zwłok.

Były wypadki, dość sporadyczne, że motłoch krzyczał: „Jude, Jude”, wskazując Niemcom Żydów, ale przeważnie stosunek był poprawny. To, czego Polacy domagali się, a właściwie niesłusznie piszę – to, co oni proponowali Żydom, to było przepisywanie interesów na ich imię, odstąpienie im mieszkania wraz z meblami, ulokowania u nich ruchomości. Wprawdzie nie wszyscy mieli początkowo zamiar zabrać [te dobra], ale jeśli chodzi o Otwock, to prawie 99 procent interesów [zostało] przepisanych na imię Polaków. Żyd w miesiąc później z nich grosza nie widział, tak samo było przeważnie z mieszkaniami, meblami itd.

Głośno współczuto Żydom, snuto wspólne plany powojenne; i każdy Polak starał się wejść w posiadanie interesu lub majątku żydowskiego w sposób legalny, bez pomocy Niemców. Zrozumiała też rzecz, że Żydzi szli na lep pięknych słówek i w dobrej wierze spisywali rozmaite umowy, rzadko która z nich była później honorowana.

Owszem, zdarzały się nawet takie wypadki, jak na przykład Kalinowskiego, który wyrzucił piekarza żydowskiego Kirszenbauma z jego piekarni, aby samemu ją zająć, czym jednak ściągnął na siebie głos potępienia ze strony prawie wszystkich Polaków.

Były i inne wypadki, zupełnie humorystyczne, ale jak charakterystyczne dla mentalności niektórych Polaków.

W momencie, gdy Niemcy rabowali sklep galanteryjny Kronenberga39, pani doktorowa Papciakowa, żona oficera wojsk polskich, sama zaś gorąca patriotka, w swej naiwności powiedziała swemu sąsiadowi Kronenbergowi: „Ach, jaka szkoda, że tu nie ma Ziutka mego (synka 14-letniego); dostałby teraz od Niemców trochę rzeczy”.

Ale zasadniczo, abstrahując wypadki sporadyczne, na ogół stosunek był poprawny, protekcjonalny, który zapewniał drugiego o swoim patriotyzmie.

Pamiętam ciekawą rozmowę, jaką odbyłem z dozorcą willi ojca, Janem Dębowskim. Otóż ten Jan, zwykły, kuty chłop polski, posiadający widocznie niezłą orientację polityczną, bo już 3 września 1939 roku zrejterował z wojska, przez wrzesień i październik tegoż roku mocno lekceważył moją matkę, właścicielkę willi.

Zwróciłem się do niego, jak tylko przyjechałem. Potoczyła się między nami taka rozmowa, którą podaję dosłownie:

– Co Jan myśli, czy świat będzie jeszcze światem?

– A jużci, będzie.

– No a Polska, Janie, będzie jeszcze niepodległa?

– A jużci, będzie.

– No a mój ojciec, będzie jeszcze właścicielem willi?

– A jużci, będzie.

– No, Janie, czy on wtedy nie będzie pamiętał, jak Jan traktował w wojnie moją matkę?

– Proszę pana, ja głupi jestem, dlatego pańska matka mi nic nie mówiła, przecież wie ona, że jestem głupi.

I rzeczywiście poprawił się, co mu bynajmniej nie przeszkodziło w rok później zostać dozorcą u Schlichta40, Ortskommendanta, przez cały czas getta rabować u Żydów, a podczas akcji wyłapywać ich w polskiej dzielnicy i dostarczać żandarmerii.

W miastach Trzeciej Rzeszy, gdzie spodziewane były wysiedlenia, Polacy proponowali Żydom, aby im po śmiesznych cenach sprzedawali ich nieruchomości, „bo Niemcy i tak wam zabiorą”, ale ostatecznie…

Inne i jak charakterystyczne było nastawienie Żydów, a [inne] Polaków do okupacji niemieckiej. Mogę śmiało powiedzieć, że 60 procent Żydów schowało banknoty 500-złotowe polskie, wierząc święcie, że one będą jeszcze pełnowartościowe; nie wiem zaś i wątpię, czy 10 procent Polaków to zrobiło. Co za ironia losu! Żydzi bardziej wierzyli w Polskę, w Sikorskiego, od rodowitych Polaków.

___

W owym czasie wierzyłem, muszę zaznaczyć, we wszystkie przyjęte dogmaty polityczne. Byłem też bardzo przejęty tragiczną śmiercią szwagra, ale też zazdrościłem mu, że po sobie zostawił małego synka. Synek urodził się 21 października 1939 roku i liczył trzy tygodnie w momencie śmierci ojca swego. Również z żoną podzielaliśmy kult Chińczyków dla przodków, a tym samym chęć posiadania potomstwa, które i zwykłemu człowiekowi pozwala z dumą powiedzieć: Non omnis moriar41. Zresztą, kobietom, tym bardziej dzieciom, na pewno nic stać się nie może, wojna się wkrótce skończy. Dość że żona moja zaszła w ciążę, spodziewaliśmy się dziecka w sierpniu 1940 roku, a wtedy i śladu po Niemcach wszak nie będzie.

Konfiskaty mebli bywały coraz częstsze, toteż wynająłem moje mieszkanie komornikowi Sądu Grodzkiego Alchimowiczowi, którego mieszkanie spaliło się w Warszawie podczas nalotów. Uważałem i jego, i [jego] małżonkę, za ludzi wybitnie prawych, szlachetnych, honorowych, szczerych patriotów polskich. Toteż wynająłem mu darmo kompletnie urządzone mieszkanie, częściowo z moją pościelą, ślicznie sprzątnięte i umeblowane. Zaufałem im nawet na słowo, nie chciałem żadnej kartki, że te rzeczy są moje. Co więcej, wtajemniczyłem ich, że na strychu są ulokowane zarówno moje rzeczy, jak i całej mej rodziny – rzeczy bardzo wartościowe.

Przyznam, rzecz co najmniej dziwna w obecnym czasie, że nie rozczarowałem się do nich. W swoim czasie wszystko zwrócili mi przynajmniej ilościowo, jakościowo mocno podniszczyli, no ale to już jest wina pani Alchimowiczowej, która o prowadzeniu domu, o gospodarstwie domowym nie miała najmniejszego pojęcia. Przed wojną, będąc wielką panią, nie zajmowała się bynajmniej tak pospolitymi rzeczami, jak prowadzenie gospodarstwa i utrzymanie mieszkania w czystości. Zresztą, czas wolny wolała spędzić przy nauce języka angielskiego, oczekując na przybycie wybawicieli, Anglików.

Przeszedł grudzień, styczeń. Niemcy zabronili Żydom używania pociągów, nakazali nosić opaski, utworzyli Judenraty42 i kazali Żydom zarejestrować się do robót przymusowych.43

Dziwna rzecz, jak mało było Żydów, którzy w owym czasie pojechali do innych miast i rozpoczęli życie jako nowi ludzie, jako rdzenni Polacy. Większość Żydów zachowała się biernie, co najwyżej porządniejsi obywatele nie mieli zamiaru wstąpić do Judenratu. Ja też, aczkolwiek miałem możność zostania urzędnikiem Judenratu, nie starałem się o to, nie chciałem pracować na usługach niemieckich.

Jeżeli chodzi o kino, to krzesła nasze zostały zarekwirowane, konkurent Radliński postarał się nasz aparat wstawić sobie do kina, a sam gmach został zarekwirowany na magazyn zbożowy Spółdzielni Rejonowej. To nie przeszkadza, że pomimo nakazu rekwizycji prezes Czarnecki44 i dyrektor Erdman nie chcieli wejść w posiadanie gmachu bez dobrowolnej umowy ze mną, nie chcąc, jak się wyrazili, „krzywdzić obywatela polskiego”.

___

19 sierpnia 1940 roku urodziła żona śliczną córeczkę, której nadałem imię Athalie. Była mała, śliczna, zdrowiuteńka. Cała rodzina się cieszyła i wszyscy razem układaliśmy plany na przyszłość, jak ją będziemy wychowywać i co z niej wyrośnie.

___

W lipcu i sierpniu 1940 roku rozpoczęły się wysyłki Żydów do obozów przymusowej pracy, przeważnie na Lubelszczyźnie, obozów pozostających pod rozkazami SS. Oczywiście, nie wszystkich Żydów wysyłano. Wysyłał Judenrat. Bogatszy się wykupywał za pieniądze, biedny szedł pracować. Podobno działy się w obozach okropne rzeczy, opowiadali mi koledzy, co oni tam przeżyli, trudno w to wierzyć. Ja im wierzyłem nie dlatego, że sam byłem, ale widziałem fotografię jednego dość inteligentnego i przystojnego chłopca. Pod wpływem traktowania w obozie, na fotografii przedstawiona była twarz typowego kretyna z domu wariatów.

O tym, co wyprawiał z Żydami Hugo Dürr45, kierownik Arbeitsamtu46, zanim ich wysłał na roboty, to niech mu diabeł przypomni w piekle, gdzie się obecnie prawdopodobnie znajduje.

Przeszło lato, nastąpił listopad i obwieszczenia, że od 1 grudnia 1940 roku zostają utworzone getta dla Żydów, dokąd Żydzi mają prawo zabrać cały majątek, będą tam mieli Judenrat, własną policję, będą mogli opuszczać getto i spacerować po polskiej dzielnicy z wyjątkiem niedziel itd.47 Na takie niewinne obiecanki dali się prawie wszyscy nabrać i tylko bardzo mały procent Żydów nie poszedł do getta. Nawet Żydówki, żony Polaków, z dziećmi swoimi zamieszkały w getcie. Jakże łatwo było wejść, ale wyjścia już nie było!

Ja również zamieszkałem w getcie przy ulicy Podmiejskiej 14, w pokoju, który wynająłem od żony naszego biletera z kina, Głazka. Meble moje sprzedałem, droższe rzeczy trzymałem nadal u Alchimowicza, który zmienił mieszkanie i zamieszkał w willi ojca mego, gdzie również otrzymał mieszkanie wraz z naszymi meblami. Naszykowałem zapas produktów żywnościowych na zimę, dużo opału. Wyrąbaliśmy kilka sosen w kinie na to konto, ku wielkiemu zdumieniu i oburzeniu wiceburmistrza Czarneckiego, że ja, obywatel otwocki, inżynier agronom, niszczę własne drzewa, to tak samo – powiedział – „jak rwać żywe i zdrowe zęby”.

I faktycznie, żal mi było mojej willi i zmuszony koniecznością wycinałem drzewa, ale z bólem serca, ojciec zaś ze swojej willi nie chciał wyciąć ani jednej sosny, co najwyżej wyciął kilka akacji, które i tak odrastają.

Jeśli podaję te drobne szczegóły, to tylko dlatego, żeby uwypuklić, jak Żydzi byli głęboko przekonani, że wkrótce wrócą do swoich siedzib, gdzie będą żyć z powrotem jako wolni ludzie.

___

Getto rozpoczęło się dość niewinnie, nie było ogrodzone, wolno było wychodzić, obszar był dość duży, mieszkań ani żywności nie brakowało. Powolutku jednakże powstał parkan dookoła getta, zabroniono opuszczać Żydom getto pod groźbą kary śmierci, ale w rzeczywistości zakaz początkowo istniał tylko na papierze. Handel wymienny szedł dalej. Żydzi wysprzedawali swe rzeczy. Wprawdzie za cały garnitur można było dostać w maju czy też czerwcu 1941 roku trzy metry, a czasami i dwa metry kartofli, ale jakoś się żyło.

Widząc, że wojna się nie kończy i żeby być wolnym od łapanek do obozów, wstąpiłem w szeregi Ghetto-Polizei w lutym 1941 roku. Jedną dobrą stroną getta, według ówczesnego pojęcia, było to, że Niemcy po getcie się nie kręcili, ustały rabunki oraz rekwizycje. Jak czegoś potrzebowali, to zwracali się do Judenratu, który im wszystko dostarczał, toteż wycofałem moje rzeczy od Alchimowicza i omnia mea mecum habeam48 w małym pokoju, gdzie spędziłem zimę i lato 1941 we względnym spokoju, opiekując się i wychowując moją małą Alinkę.

Aczkolwiek sami z żoną odmawialiśmy sobie niejednej rzeczy, to jednak nie było dla nas za drogiego jedzenia dla naszej córeczki. Miała ona dobre odżywianie, no i opiekę królewską, nigdy nie zostawialiśmy jej samej w domu, zawsze ktoś z nas przy niej był, toteż kwitła nam, rozwijała się, rokując jak najlepsze nadzieje na przyszłość.

___

Charakter Żydów, muszę przyznać, w czasie wojny również uległ pewnym zmianom. Życie w getcie było dość dziwne, niczego nie brakowało, wszystko za pieniądze można było dostać, z Rosji nadchodziły bogate paczki żywnościowe dla krewnych. Bogaty żył, ubierał się, jadł, pił, nie obawiając się zupełnie wysyłki do obozu, za pieniądze można było zawsze się wykupić, z chwilą gdy biedny dosłownie49 puchł z głodu i umierał na oczach ludzi.

Rozpoczęła się wtedy istna epidemia tyfusu, moc ludzi chorowało i umierało. W ogóle wytworzyła się taka atmosfera, że każdy przede wszystkim chciał sam z rodziną przeżyć wojnę, samemu żyć, dobrze żyć i jak najmniej własnych rzeczy sprzedać.

Owszem, pomagano biednym, były bezpłatne kuchnie, sierocińce, ale faktycznie, nie było to na dostatecznym poziomie.

Ogół przyzwyczaił się do widoku ludzi spuchniętych, konających z głodu i przechodził nad tym do porządku dziennego.

Dużo Żydów pracowało wówczas w koszarach niemieckich i byli względnie dobrze traktowani, stąd też urobił się ogólny pogląd, że Niemcy robotnika Żyda dobrze traktują i nic do niego nie mają, nienawidzą tylko bogatych Żydów. Jeszcze jedno złudzenie, które kosztowało życie setki tysięcy Żydów i do ostatniej chwili, aż do dnia dzisiejszego, Niemcy tę bajeczkę puszczali w ruch.

Dziś już nie potrzebują kłamać, ostatniego Żyda robotnika zdążyli już zamordować.

___

22 czerwca 1941 roku. Dzień wybuchu wojny między Niemcami a Rosją komunistyczną.

Wypadki i dzieje tej wojny są wszystkim znane, nie będę o nich pisać, zresztą, to nie jest ważne, dość że wojska niemieckie zajęły cały obszar dawnej Polski i posunęły się w głąb kraju rosyjskiego. Żydzi ze wschodnich terenów państwa polskiego dostali się pod panowanie Niemców.

Nie wiem, jakich okrucieństw dopuścili się Rosjanie na Polakach, opuszczając te zajęte tereny. Nie wiem, czy tam kierowało NKWD z Żydami na czele, jak podaje „Nowy Kurier Warszawski”, ale wiem jedno, że wtedy był okres wojny, kiedy wszystko się dookoła paliło i umysły były rozpalone.

Zresztą, cóż wspólnego może mieć komunista z pochodzenia Żyd, który wychował się w reżimie sowieckim, z nami – Żydami obywatelami państwa polskiego?50 Chyba tyle, co i nic, nienawidzi on bowiem burżuazji żydowskiej w równym stopniu, co i burżuazji innych narodów.

Tym niemniej Niemcy, którzy skorzystali z pomocy rosyjskiej celem wywołania wojny i przez dwa lata wychwalali pod niebiosa zarówno Stalina, jak i Związek Sowietów, nagle przypomnieli sobie, że przecież Stalin jest żonaty z Żydówką51, a Kaganowicze52 rządzą Rosją, Rosenmany Ameryką,53 inni Żydzi Anglią.

Krótko – „tu Żydzi, tam Żydzi”, nie ma żadnej różnicy między Anglią monarchistyczną a Rosją komunistyczną, a wojnę alianci prowadzą tylko w tym celu, żeby „żydostwo międzynarodowe” zapanowało nad całym światem i wytępiło wszystkich „gojów”, wobec tego należy ogłosić świętą krucjatę świata chrześcijańskiego przeciw niebezpieczeństwu komunizmu żydowskiego, kapitalizmu żydowskiego i biedoty żydowskiej.

Trudną, a nawet niemożliwą rzeczą jest zgnębić Żydów amerykańskich. Żeby ratować trzy miliony Żydów rosyjskich, cały naród „dumków rosyjskich”54, naród 170 milionów ludzi, idzie z pieśnią na ustach na niechybną śmierć. 400-milionowe Imperium Brytyjskie, zwykle tak egoistycznie usposobione, walczy z Wielkimi Niemcami tylko dlatego, że ci ostatni nie chcą uznać praw żydostwa do rządzenia całym światem.

Skoro cały świat oszalał i sam dobrowolnie chce się poddać pod jarzmo żydowskie, świętym obowiązkiem Niemców jest wytępić przynajmniej tych wszystkich Żydów europejskich. Zresztą, będzie to sprawiedliwą karą na Mośkach siedzących w gettach środkowoeuropejskich za to, że podszczuli i nakazali swemu „żydowskiemu prezydentowi Rooseveltowi” wystąpić orężnie przeciwko Niemcom.

Wobec tego należy Żydów wytępić do ostatniego korzenia, żeby żaden Żyd nie pozostał na tym świecie.

Świat będzie wtedy zbawiony, odrodzony, nikt już wojen nie będzie prowadził, Wielkie Niemcy będą uratowane, kultura europejska ocalona, religia chrześcijańska będzie mogła się spokojnie rozwijać, ludzie staną się lepsi, nie będzie złodziejstw, morderstw ani pijaństwa. Powstanie nowy, idealny świat.

I tak zapadł wyrok śmierci na wszystkich Żydów bez wyjątku, pożytecznych czy szkodliwych, na kobiety, starców, dzieci, na wszystkich Żydów bez różnicy płci i wieku.

Mam wrażenie, że rozkaz wymordowania wszystkich Żydów został wydany nie tylko na skutek ślepej nienawiści do żydostwa oraz chęci rabunku złota i szmat. Sądzę, że Hitlerowi chodziło przede wszystkim o zabezpieczenie się przed niespodzianką listopada 1918 roku.

Propaganda niemiecka wbija od początku wojny Niemcom do głowy, że Ameryką, Anglią i Rosją rządzą sami Żydzi. Ja sam wskutek jedynej gazety, jaką mogę czytać, to znaczy „Nowego Kuriera Warszawskiego”, prawie w to uwierzyłem, to co dopiero mówić o Niemcach, którzy to słyszą już od dziesięciu lat. Nie było więc łatwiejszej rzeczy dla Hitlera, jak kazać zabić wszystkich Żydów i postawić Niemców przed faktem dokonanym: „Po tej wojnie nie będzie zwycięzców i zwyciężonych, będą żyjący i zniszczeni. Myśmy wymordowali Żydów – o ile skapitulujemy, to wtedy Żydzi nas również wymordują. Niemcy, wytężcie wszystkie siły i walczcie do ostatka, bo jeśli nie wygracie wojny, to i tak zginiecie”. Tak piszą gazety codzienne i, co najgorsze, wszyscy Niemcy w to wierzą, dlatego też Hitler może być spokojny, że rewolucji w kraju już nie będzie. Kosztem życia trzech milionów ludzi zabezpieczył się przed tą niespodzianką, ale jednocześnie naraził swój naród na, na… Na co naraził? Przyszłość pokaże.

W jaki sposób Niemcy, naród systematyczny, cywilizowany, wykonali ten wyrok – o tym będzie później mowa.

___

Jaki był stosunek Polaków do Żydów w roku 1941?

Stosunki te na ogół bardzo się pogorszyły. Raz – Żydzi rządzą się samodzielnie, Polacy mają mniejszą korzyść z nich. Interesy, domy żydowskie i tak przeszły w administrację polską, zresztą, okazuje się, że można żyć i bez Żydów. Są miasta, gdzie Żydów nie ma i Polakom bardzo dobrze się powodzi. Po drugie – Żydzi niszczą mieszkania polskie w getcie, biedota wycina drzewa po nocach…

Czyż nie byłoby lepiej, zadaje sobie pytanie każdy magistrat, żeby Żydów wysiedlić z danego miasta. Zostałyby meble, zostałyby mieszkania, zostałyby „łachy”, ha, niech sobie idą.

I tak szło podanie za podaniem do Kreishauptmannatów55, w którym poszczególni burmistrzowie polscy proszą grzecznie, aby raczono usunąć Żydów z tego miasta, bo przecież to miasto jest uzdrowiskiem, inne jest przemysłowym miastem, wskutek obecności Żydów panuje tyfus, drożyzna, paskarstwo, złodziejstwo itd. Czyż ja mogę wiedzieć, jakie argumenty podsuwali burmistrzowie oraz rady miejskie?

Należałoby spytać się Gadowskiego, burmistrza Otwocka, który celował w podobnych podaniach, wielokrotnie powtarzanych.

Jedno jest pewne. Że Niemcy doskonale wyczuli, iż Polacy nie są przeciwni wytępieniu Żydów, wprost przeciwnie – jeszcze im dopomogą, za cenę odziedziczenia pozostałości mienia żydowskiego.

A Żydzi, co robią Żydzi w momencie, kiedy tak ciężkie chmury gromadzą się nad nimi?

Żyją sobie najspokojniej, polityką specjalnie się nie interesują, gazety ich trochę nudzą, zresztą, kto ma czas na to, każdy musi starać się zarobić na chleb codzienny, na kartofle. A wojna? Przecież to i tak wiadomo, że będzie dobrze, że Niemcy prędzej czy później przegrają. Jeden Żyd spotyka drugiego i pyta się, co słychać, a ten na to: „będzie dobrze”.

Zaprawdę, żydowski optymizm jest niepoprawny.

Policja żydowska, aczkolwiek ma władzę nieograniczoną, liczy się z ogółem, nikt nie chce przecież być powieszonym po wojnie. Jedni odgrażają się drugim rachunkiem powojennym, na razie wszyscy żyją zgodnie, każdy zajęty troską o chleb codzienny.

___

Sylwester 1942, przeklęty rok w historii świata, rok, który przekreślił dorobek kulturalny całej ludzkości, rok, który dał najlepsze świadectwo dzikim i sadystycznym instynktom ludzkim. Ten rok zbliża się i oto mamy przed sobą sylwester.

Aczkolwiek Żydzi nie obchodzą sylwestra, każdy znajomy mówi do znajomego, mąż do żony, matka do dzieci, dzieci zaś do rodziców: „Obyśmy dożyli następnego roku i oby w tym roku wojna się skończyła”. Niestety, Pan Bóg nie wysłuchał próśb narodu żydowskiego i prawie żadne życzenie nie spełniło się.

Z początku nadchodzą głuche wieści, wieści, w które Żydzi wierzą, nie wierzą, zresztą, trudno jest w to wierzyć, to trzeba zobaczyć własnymi oczyma, żeby sobie uprzytomnić, że takie rzeczy są możliwe i to w dwudziestym wieku.

Oto podobno, opowiadają, w Słonimiu zebrano na placu 14.000 ludzi bez różnicy – kobiet, dzieci, mężczyzn i wszystkich powystrzelano z karabinów maszynowych.56

Pytam się was, ludzie, azali można wierzyć czemuś podobnemu. Zastrzelić za nic kobiety, dzieci niewinne, tak po prostu w biały dzień? Toż przecież największej zbrodniarki nie wolno skazać na śmierć, o ile jest brzemienna, a tu podobno mieli zabić małe dzieci. Gdzie są ludzie, ojcowie rodzin, którzy mieliby odwagę wycelować karabin maszynowy do bezbronnych, małych dzieci? Gdzie opinia kulturalna świata? Gdzie są uczeni, autorzy, profesorowie? Jak świat może milczeć?

To chyba nie jest prawda.

Po tej wiadomości nadchodzi druga, jeszcze potworniejsza. W Wilnie zabito 60.000 ludzi, w Baranowiczach zaś 20.000.57 Ludzie przestają rozumieć, wprawdzie wierzą, ale nie uprzytamniają sobie, że ot pewnego dnia może ktoś przyjść i zabić moją dwuletnią córeczkę, która jeszcze prawie nie mówi – za to tylko, że urodziła się z matki Żydówki i ojca Żyda.

W końcu znajdujemy wytłumaczenie. Tamtych Żydów zabito za to, że byli obywatelami sowieckimi, prawdopodobnie walczyli z Niemcami, ale przecież my jesteśmy obywatelami Guberni Generalnej, u nas coś podobnego nie może się odbyć, zresztą, tam panuje stan wojenny, my zaś mamy administrację cywilną.

Gorszą tragedią w pojęciu zaściankowego żydostwa otwockiego jest fakt, że w styczniu wzięto z Otwocka przeszło dwustu zdrowych ludzi, chorych lekarze wybrakowali, i wysłano do obozu karnego w Treblince i tam podobno z całej partii żyje około piętnastu ludzi. Reszta została z miejsca w męczeński sposób wymordowana. Tu już Żydzi Otwocka widzą całą tragedię, wyjęto niewinnych dwustu ludzi i pozabijano ich. Całe szczęście, że to posłała policja żydowska, no i wysłała najbiedniejszych.58

Jedni są zadowoleni, że się wykupili; drudzy, krewni wysłanych, przysięgają zemstę Ghetto-Polizei, oczywiście, z terminem powojennym.

Miasto jest wzburzone.

Tymczasem nie ma dnia, żeby nie zastrzelono kilku Żydów za wyjście z getta. Zabija się ich z miejsca bez sądu, grzebie się na polach. Rzadko kto już teraz wychodzi, strach pada głęboko w serca ludzkie.

Niemcy, w celu tylko im wiadomym, dają Żydom lekcję poglądową, że za wyjście z getta grozi z miejsca kara śmierci. A za siedzenie w getcie co grozi? Powinien sobie zadać pytanie inteligentny i przewidujący Żyd, co grozi? Może też kara śmierci.

Niestety, takiego pytania nikt sobie nie postawił, no i ja również nie.

___

Kwiecień 1942 roku, żałosne Święta Wielkanocne. W rozmaitych miastach Żydzi szykują się, żeby uroczyście w miarę możności spędzić święta. Pobożni Żydzi kupują macę59, biedniejsi szykują kartofle, inni robią zapas chleba na osiem dni.

Wtem, jak grom z jasnego nieba, nadchodzą wiadomości z Lublina. Co się stało w Lublinie? – zadaje pytanie każdy Żyd z niepokojem w sercu. Na razie nikt nie jest w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Nareszcie rozmaite wersje nadchodzą, jedni mówią, że wysiedlono Żydów z Lublina, a małą część tak pożytecznych Żydów (czytaj bogatych – każdy dodał sobie w myśli) zostawiono w Majdanku Lubelskim.60 Według pozostałych wersji, działy się podobno straszne rzeczy, moc ludzi zabito, małym dzieciom roztrzaskiwano głowy o bruk i temu podobne rzeczy.

Nie było ani jednego Żyda pojedynczego, ani też Judenratu, który by zajął się dociekaniem nad tragedią lubelską. Co się stało z mieszkańcami? Czy ich wywieziono na wschód, na roboty? Jeśli tak, to co się stało z małymi dziećmi, starcami? A może ich w ogóle zabili, to dlaczego? W jaki sposób? Czy Gmina Lubelska zawiniła? Czy to jest sporadyczny wypadek? Czy też akcja przemyślana? Niestety, nikt takich pytań nie postawił, zresztą, „co oczy nie widzą, serce nie boli”, a przecież my, Żydzi otwoccy, przeżywamy własną „tragedię”.

Zarządzono, aby dać czterystu ludzi do robót, władze mówią, że do Karczewa61, a kto wie, może też do Treblinki. Lokalna tragedia, która z perspektywy chwili obecnej nie była bynajmniej tragedią, zasłania przed naszymi oczyma tragedię lubelską, tak samo, jak mały księżyc jest w stanie zasłonić duże słońce. Skąd wziąć czterystu ludzi do robót?

Przecież ja nie mogę iść, bo pracuję w policji, ja zaś w Judenracie, ja zaś mam brata w policji, ja nie mogę iść, bo muszę interes przecież prowadzić, ja zaś nie pójdę, bo stać mnie na to, żeby dać 1000 złotych na policję.

Nikt już o Lublinie nie pamięta, policjanci łapią w dzień i w nocy, łapią, zwalniają, ruch jest w interesie. Wreszcie czterystu ludzi zostaje wysłanych do Karczewa. A present, tout le monde est content.62

Kronenberg, komendant Ghetto-Polizei, jest zadowolony, bo osobiście rozmawiał z Kreishauptmannem, uratował miasto przed wysiedleniem, przy okazji napełnił swe kieszenie, no i kilku porządnych ludzi, ale jemu niesympatycznych wysłał do obozu.

Miasto jest zadowolone, że dzięki karczewiakom63 Niemcy nie będą w stanie wysiedlić Żydów z Otwocka, bo przecież kto będzie dosyłał robotnikom dodatkową żywność, prał im bieliznę. Kreishauptmann był bardzo zadowolony, stanowczo teraz (w pojęciu żydowskim tylko) żadne nieszczęście nie może dotknąć Żydów otwockich.

Rodziny zaś wysłanych. To już trudno, radźcie sobie kobiety, matki małych dzieci, tak jak możecie. My wam nic pomóc nie możemy.

Takie to myśli przebiegały każdemu przez głowę, teraz to nie wiem, czy mam płakać, czy też śmiać się z naszej naiwności, ale wtedy…

Zresztą, nie sądzę, czy jakikolwiek prorok z mentalnością żydowską mógł przewidzieć bieg wypadków, na to trzeba mieć w sobie krew dawnych Hunów.

Mija maj spokojnie, mija czerwiec spokojnie, ludzie się uspokajają, bo przecież życie Żydów w wojnie jest jak rozpędzone koło, każdy musi pracować, zarobić na utrzymanie, płacić podatki do Judenratu, na policję, trzeba kupić dla Schlichta i Dürra futra, jedwabne koszule itd. Dla policji polskiej trzeba dostarczyć rowery, buty z cholewami. Dla żandarmerii zaś dać inne kosztowne prezenty, dbać o stan sanitarny miasta, rozdać nowe karty żywnościowe, wyrobić sobie nowe Kennkarty64, toć Niemcy postanowili, że każdy Żyd musi mieć do 1 stycznia 1943 roku nową kartę tożsamości, w związku z tym trzeba pisać do odległych miast po metryki i inne dokumenty.

Tyle roboty, rzeczywiście dzień jest za mały, żeby to wszystko wykonać. Na politykę, na rozmaite dociekania, co będzie be-achris hajomim65, na to nie ma czasu.

Wróćmy do mnie. Co ja przez ten czas robiłem? Prawdę mówiąc, to nic, to znaczy łapać nie łapałem, bo przecież nie wypada mi, co ludzie powiedzą, zresztą, nie miałem „umiłowania sportowego” ku temu.

Wespół z kolegą Abramem Willendorfem zbierałem chleb kontyngentowy u piekarzy żydowskich i rozdawaliśmy go komendzie oraz funkcjonariuszom Ghetto-Polizei. Na życie zarabiałem skromnie, trochę się wysprzedawałem, oczywiście, z wielkim żalem.

I tak mijał mi dzień za dniem, tydzień za tygodniem.

___

Lipiec 1942 roku. Co robią Niemcy? Uczeni niemieccy stoją przed problemem dla zwykłych śmiertelników nie do rozwiązania, ale oczywiście, nie dla narodu tak wysoce cywilizowanego i kulturalnego, jakim są Niemcy, naród Nietzschego.

Oto problem, makabryczny problem. W jaki sposób wymordować wszystkich bez wyjątku Żydów z całej Guberni Generalnej, spełniając następujące warunki:

a) żeby się nie zorientowali, że zapadł na nich wyrok śmierci,

b) żeby się nie bronili,

c) żeby jak najmniej Niemców zmobilizować w tym celu,

d) żeby sami Żydzi pomogli Niemcom wykonać tę brudną robotę,

e) żeby getta opuszczone przez Żydów przez innych były sprzątnięte,

f) żeby trupy żydowskie chowane były przez Żydów,

g) żeby cały majątek ruchomy, złoto, dolary, biżuteria, wpadł w ręce Niemców,

h) żeby każde miasto żydowskie było pewne, że ono kommt nicht in Betracht66,

i) żeby każdy Żyd wpływowy lub bogatszy był na sto procent przekonany, że nie o nim myślą, żeby nie uciekał, tylko sam czekał, aż przyjdzie na niego kolej,

j) żeby wymienieni Żydzi nie zorientowali się, że ich wiozą na śmierć,

k) żeby w momencie śmierci nie wpadli w furię, pozostali w nieświadomości do ostatniej chwili,

l) żeby ciała trzech milionów ludzi zużyć jako drogocenny surowiec, na przykład jako nawóz naturalny, czy też wyciągnąć tłuszcz dla chemicznej przeróbki i jednocześnie nie pozostawić śladu w postaci cmentarzyska,

m) żeby uniemożliwić Żydom ratunek w polskiej dzielnicy.

Makabryczny problem, jak wymordować trzy miliony ludzi, i to wszystkich do ostatniego korzenia. Problem nie do rozwiązania na tych warunkach, jednakowoż sam Szatan z Piekła mógłby pochwalić Niemców i dać im swój najwyższy order za dzielne, zwłaszcza precyzyjne wykonanie tego planu. Mógłby i powinien pochwalić Niemców, jeśli się tylko czasami nie zawstydził, że Niemcy swoją pomysłowością, swoim okrucieństwem Jego prześcignęli.

22 lipca 1942 roku. Zjawia się sam Himmler w getcie warszawskim. Getto, liczące około 700.000 mieszkańców67, znajdujących się w domach, z których każdy może stać się fortecą, a kto wie, może i Żydzi mają broń ukrytą.

O co się rozchodzi? O drobnostkę. O to, co tłumaczy Himmler inżynierowi Czerniakowowi, prezesowi Judenratu.68

Warszawskie getto jest przeludnione, ludzie są potrzebni do pracy na terenach wschodnich, dlatego też trzeba dostarczyć kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy zostaną załadowani do wagonów towarowych i odtransportowani na miejsce. Pozwala im się, rzecz oczywista, zabrać ze sobą pieniądze, plecaki z rzeczami, da się tym, którzy się dobrowolnie zgłoszą, po 3 kilogramy chleba i 1 kilogram marmelady bezpłatnie na drogę. Na miejscu zostaną rozsegregowani do właściwych robót.

Oczywiście, rzecz zrozumiała, urzędnicy Judenratu wraz z rodzinami, policjanci wraz z rodzinami, lekarze wraz z rodzinami, Żydzi pracujący w szopach69 wraz z rodzinami, no i w ogóle bogaci Żydzi nie wchodzą w rachubę. Ci wszyscy dostaną legitymację wraz z podpisami, pieczęcią ze swastyką, że oni i ich rodziny i ich mieszkania są nietykalne, tabu po prostu.

Właściwie rozchodzi się tylko o biedotę, aresztantów itd.

Czego Himmler żąda od Czerniakowa? Drobnostki. Tylko tego, żeby Ghetto-Polizei samo dostarczyło około 10 tysięcy ludzi na plac, gdzie będą rozsegregowani, żeby, nie daj Boże, jakiś pożyteczny Żyd też nie został wysłany, no i żeby Czerniaków podpisał, że tę akcję przeprowadzają Żydzi z własnej inicjatywy, dobrowolnie, celem… Czyż ja wiem, w jakim celu? Może żeby poprawić warunki sanitarne i mieszkalne getta.

Jednakowoż inżynier Czerniaków, człowiek wysoce inteligentny i kulturalny, nie wiadomo, czy przeczuł, czy poznał tę okropną prawdę, która kryła się za tymi ładnymi słowami, czy może też uwierzył, ale nie chciał być pośrednikiem, katem nawet dla biedaków, dość że odmówił i tegoż samego dnia popełnił samobójstwo.

Był pewien, że jego cicha i dobrowolna śmierć stanie się głośnym ostrzegawczym „memento” dla pozostałych Żydów.

Cześć Tobie, inżynierze Czerniaków! Złotymi zgłoskami zapisałeś się w historii Żydów warszawskich, bowiem Tyś jeden uratował honor tegoż żydostwa!70

Ale jakie jest stanowisko Judenratu, Policji i reszty ludności? Boleją mocno nad tą sprawą, ale każdy zastanawia się. Odmówić Niemcom, nie wykonać ich rozkazu to przecież bunt, wtedy może wojsko wkroczyć, nie daj Boże, do getta i moc ludzi rozstrzelać. A zwłaszcza zostaną skazani na śmierć urzędnicy Judenratu, Policji za nieposłuszeństwo. W razie wykonania rozkazu, to przecież:

nas policjantów wysiedlenie nie dotyczy,

nas urzędników Judenratu wysiedlenie nie dotyczy,

nas lekarzy, dentystów wysiedlenie nie dotyczy,

nas fachowców, pracujących w szopach, nie dotyczy,

nas bogaczy, kupimy sobie Ausweisy71, nie dotyczy,

nas wszystkich i naszych rodzin to nie dotyczy.

Trudno, „niech się dzieje wola Boża (Boga Niemieckiego oczywiście), z nią się zawsze zgadzać trzeba”.

Rozkaz należy wykonać.

Zostaje wydany rozkaz policji żydowskiej dostarczenia ludzi na plac. Policjanci, w liczbie 2000 ludzi, zabierają się energicznie do roboty. Każdy winszuje sobie, że miał rozum zapisać się do policji, spokojny o siebie, o swoją rodzinę, pewny, że przy takiej okazji szafa mu zagra, zabierze się do dzieła. Przede wszystkim rozbijają sklepy żywnościowe, żeby uratować towar, żeby samemu z rodziną nie głodować. Już odtransportowano biedaków z ulicy, z punktów, aresztantów, przychodzi kolej na sierocińce. Jeśli kogoś sumienie dręczy, to zagłusza je wódką. Dzień prędko mija. Trochę policjantom nieprzyjemnie wysłać dr. Korczaka72, który uparł się, że chce być wysłany razem ze swoim sierocińcem, ale co robić, skoro on sam tak chce.

O, Doktorze Korczak! Chylę głowę przed Twoim imieniem. Nie Twoje książki Cię unieśmiertelniły, ale Twój czyn samozaparcia się. Biednych Jośków, Mośków i Srulków i w tej chwili nie chciałeś opuścić. Wolałeś zginąć razem z nimi. Cześć Twojej pamięci!

W mieście panuje głód, nikt nie ma głowy wyjść za szmuglem, bogaci zapisują się do szopów, tworzą się nowe szopy. „Gazeta Żydowska”73 pisze o produktywizacji miasta, nie ma darmozjadów, wszyscy są gotowi pracować dla Niemców, oczywiście, za cenę niewysiedlania ich.

Policjanci zajmują całe bloki domów między czterema ulicami, żeby wiedziano, że tu żyją oni i ich rodziny, że tu nikt nie ma prawa wstępu, nietykalne tabu. Zajmują cudze mieszkania, z których każą ludziom się usunąć, zostawiwszy wszystkie ruchomości na miejscu. Oni sami gromadzą w tych mieszkaniach olbrzymie zrabowane bogactwa. Piją, rabują i wypełniają rozkazy niemieckie!

Szopy powstają nowe, jak grzyby po deszczu, każdy szop zajmuje cały dom, jedni muszą się wyprowadzić, drudzy się wprowadzają, po drodze rodziny giną, część błąka się i zostaje załadowana na wagony, mężowie gubią żony, matki dzieci. Na mieście panuje głód, piekło na ulicy, piekło w duszach ludzkich!

Przez tydzień czy dwa policja żydowska sama sobie daje radę, później wkraczają Ukraińcy, którzy kierują akcją. Hasłem akcji jest tempo i praca. Żydzi, pracujcie prędko, przeprowadzajcie się z jednego miejsca na drugie, bogaćcie się, traćcie, tylko nie myślcie. Nie daj Boże, nie myślcie, że wszyscy zostaniecie w ten sam sposób wykończeni.

Policja, bądźże pewna, że Wielkie Niemcy o tobie nie zapomną.

Lekarze, jesteście potrzebni Niemcom.

Fachowcy, bez was Niemcy wojny nie mogą wygrać.

Tempa, tempa i jeszcze raz tempa. Pijcie wódkę i nie myślcie.

Czyż człowiek jest istotą myślącą? Kto tak powiedział? Biedacy sami się stawiają; czyż życie ludzkie jest drogie? Za trzy kilogramy chleba i jeden kilogram marmelady ludzie się sami stawiają. Trupy leżą na ulicach, taki jest koniec nieposłusznych. A posłuszni? No wiecie, jadą pracować, dźwigają ze sobą ciężkie plecaki. Muszą mieszkać w Warszawie? A na kresach to nie wypada?

Wieleż to tragedii ma miejsce w owe słoneczne dni lipcowe? Jeśli o tym nie piszę, to dlatego, że zostawiam to tym, którzy to sami przeżyli w Warszawie i może dożyją chwili, żeby przekazać swoje i cudze cierpienia potomności.

Część Żydów opuszcza Warszawę, udając się do różnych gett. Tam przecież będą bezpieczni. Za pieniądze wacha przepuszcza. Na placu, tak zwanym Umszlag-placu74, segreguje się ludzi, za grube pieniądze można się wykupić.

Cieszcie się, bogacze! Zostańcie na miejscu! Nie macie potrzeby uciekać!

Dokąd się wysyła tych ludzi, tego nikt nie wie. Pociągi odchodzą w nocy, dokąd, w jakim kierunku – nie wiadomo.

___

Jak reagują Żydzi w innych miastach na wiadomość o wysiedleniu Warszawy?

To już nie jest daleki Lublin, to jest Warszawa, gdzie każdy ma krewnych, znajomych. Jest komunikacja telefoniczna, niektórzy mają nawet przepustki, jadą do Warszawy, przywożą stamtąd ludzi. Telefon w komisariatach, w Judenratach rozmaitych miast pracuje bez przerwy. Zamiast raz zadzwonić, dowiedzieć się, co słychać i wyciągnąć logiczne wnioski, Żydzi dzwonią codziennie po biuletyny [wiadomości].

Jakie domy były dzisiaj wysiedlane? Jakie numery? Jakie ulice były blokowane? Jedni przez telefon odpowiadają, że dziś dzień przeszedł na ogół spokojnie, drudzy zaś mówią, że było gorąco. Oczywiście, jedno i drugie jest prawdą. Warszawa przecież jest duża. Słownik żydowski wzbogacił się o nowe wyrażenia: idziemy „na szmalc”, „na giemzę” czy też „na mydło”.75 Wszyscy o tym mówią, ale nikt nie zdaje sobie sprawy z grozy sytuacji, z grozy i prawdziwego, dosłownego znaczenia tych słów.

Jakież to wnioski powinni Żydzi prowincjonalni wyciągnąć z akcji warszawskiej?

Rzecz zrozumiała, uczeni niemieccy nie pozwalają wyciągnąć samoistnych, logicznych wniosków, podsuwa się Żydom odpowiednie wnioski, niechcący niby. Niech się Żydzi cieszą, że są mądrzy i przewidujący. Kreishauptmann na powiat warszawski, dr Rupprecht, posyła rozkaz do Judenratów Otwocka, Falenicy, Legionowa, Wołomina, Jadowa, Radzymina, aby w terminie do 2 sierpnia 1942 roku podać mu spis wszystkich fachowców, krawców, szewców, metalowców, elektryków, rymarzy, którzy zostaną „wraz z rodzinami i bagażem przesiedleni do Warszawy celem wciągnięcia ich do procesu pracy”. Przy tym zaznacza, żeby podano dokładnie listę posiadanych narzędzi zawodowych.

Z tego nakazu cieszy się Warszawa, cieszą się Żydzi prowincjonalni. Z Niemcami jest źle, brak im ludzi do roboty, zwłaszcza fachowców. Żydom pracującym w szopach na pewno nic się nie stanie, skoro jeszcze nowych mają przywieźć i to z rodzinami i bagażem.

O tak, Niemcy wiedzą, że jeżeli wywiezie się rodziny, to robotnicy nie będą chcieli pracować. Fabryki staną i klęska Niemiec gotowa. Dowcipni szewcy nabijają się z pozostałej ludności żydowskiej: „widzicie, mówiliście, że «krawcy i szewcy nie ludzie», a teraz to my naszą pracą całe miasta ratujemy”.

Niefachowcy cieszą się, bo wiedzą, że wysiedlenie się nie odbędzie, zanim fachowców nie wywiozą, termin może być automatyczny, dzień lub dwa po wywiezieniu fachowców, ale nigdy przedtem.

Tak rozumują Żydzi i podobno ludzie twierdzą, że to mądry naród.

O naiwności ludzka! Chociaż nie, to ani głupota, ani naiwność dyktuje Żydom takie a nie inne rozumowanie. To wiara Żydów w dorobek kulturalny XX wieku, to niezrozumienie mentalności, krwiożerczości Hunów, wbrew wszelkim zasadom ludzkim, chrystianizmu, to wszystko zaślepia Żydów i ogłupia ich zupełnie. Zresztą, nie dziwię im się, bynajmniej, trzeba było mieć diabła w sobie, żeby przewidzieć bieg wypadków.

Lipszer, osławiony podporucznik żandarmerii na powiat warszawski, zjawia się na arenie Otwocka. Żąda od Kronenberga bogatych i kosztownych prezentów dla siebie i kolegów swoich i w zamian za to zapewnia solennie, że Otwock „commt nicht in betracht”76, a w najgorszym wypadku, gdyby przyszło kiedyś takie rozporządzenie, to on przedtem zawiadomi Kronenberga i jakoś to będzie. Nie mówi, ale daje wyraźnie odczuć, że z nim za pieniądze wszystko można zrobić. Sapienti sat!77

Judenraty składają podania do Kreishauptmannatów o pozwolenie stworzenia szopów.

Wszystkich Żydów w całej Guberni Generalnej ogarnia szał pracy, wszyscy są gotowi pracować po dwanaście, szesnaście godzin na dobę, bez pieniędzy, byleby ich tylko zostawić na miejscu, warunku się takiego nie stawia, to się rozumie samo przez się. Urzędnicy Arbeitsamtu, Kreishauptmannatu dają się łaskawie za ogromne pieniądze przekupić.

Po wielu ceregielach, niepewnościach, przyspieszonym biciu serca, nadchodzą wreszcie upragnione zezwolenia. Z ust do ust krążą nazwiska dygnitarzy niemieckich, którzy te zezwolenia podpisali. Ten należy do SS, ten do SA, ten jest piątym z kolei członkiem w partii hitlerowskiej. Chyba z dziesięciorga przykazań Żydzi się tak nie cieszyli, jak teraz się ucieszyli z tych zezwoleń na utworzenie szopów, zwłaszcza że do Otwocka przychodzi cały wagon szmat, które trzeba wyprać.

Spójrzcie, Żydzi, czego się Niemcy od was spodziewają. Kobiety żydowskie zapominają, że u siebie w domu brały zawsze do prania zawodowe praczki, zapominają o swoich rękach wymanikurowanych, wszystkie zapisują się do szopu-pralni. Radość panuje ogromna, są szmaty, są szopy, będziemy pracować, zostaniemy na miejscu.

Zapomina się zupełnie o Warszawie, wkrótce ma nadejść wagon desek dla szopu stolarskiego.

Żydzi własnymi rękami szykują plac koło bocznicy kolejowej, wycinają drzewa, grodzą go drutem kolczastym, żeby desek nie można było kraść, wszyscy pracują pełni zapału i najlepszych nadziei na przyszłość.

Plac jest gotów, ale z jedną małą różnicą. Żydzi spodziewają się, że plac jest gotowy po to, aby wyładować na nim deski z wagonów. Niemcy zaś wiedzą na pewno, że on jest gotów po to, aby zebrać na nim wszystkich Żydów i załadować ich do wagonów.

Tak reagowała masa żydowska na wypadki warszawskie. Co zaś myśleli pojedynczy ludzie?

Przede wszystkim utarły się pewniki (podobno pewników się nie udowadnia, one są oczywiste same przez się):

1) Policja jest bezpieczna, policja nie potrzebuje myśleć, bracia zazdroszczą braciom policjantom. Kronenberg sporządza listę policjantów wraz z ich rodzinami, dziećmi i rodzicami i posyła do Arbeitsamtu. Na wszelki wypadek każe każdemu podać zawód, zawód pożyteczny. W najgorszym wypadku, pomocnik krawiecki.

2) Urzędnicy Judenratu są również bezpieczni.

3) Pracownicy w szopach, no to są wybrańcy losu, dzięki nim będzie potrzebny Judenrat i policja.

4) Bogacze, kto by się martwił o bogaczy? Od początku świata bogacz zawsze dawał sobie radę.

Czy są inne wyjścia? Jechać do innego miasta – to przecież nie ma żadnego sensu. Tam też może być wysiedlenie, a zresztą, lepiej być w znajomym mieście, gdzie się zna policjantów i w ogóle wszystkich.

Najlepiej byłoby, dochodzą Żydzi poniewczasie do przekonania, wyjechać z Guberni Generalnej, na przykład do Szwajcarii. Żydzi są gotowi teraz sprzedać Polakom za bezcen nieruchomości, dać po ćwierć miliona złotych za prawo wyjazdu do Szwajcarii, ale jakoś żaden macher78 się nie zjawia i wyjazd do Szwajcarii pozostaje „pobożnym życzeniem”.

Na wszelki wypadek „wątpliwi”, to znaczy ci, co nie są w stu procentach pewni, że przy selekcji pozostaną, szykują sobie kryjówki, by się ukryć w razie akcji. Bo tak twierdzi vox populi79 – ci, co się ukryją pierwszego dnia, drugiego dnia będą mogli wyjść i mieszkać dalej swobodnie.

Tylko dwie rodziny opuściły Otwock w owym czasie w tajemniczy sposób. Fama głosiła, że wyjechali do Szwajcarii, ale teraz mam wrażenie i nawet pewność, że w najzwyklejszy sposób wynajęli sobie mieszkania w polskiej dzielnicy w Warszawie. Prawda, byli ustosunkowani, mieli dokumenty, odpowiedni wygląd aryjski i pieniądze.

Polacy coraz częściej odwiedzają getto. Jedni mają zamiar rozmaite rzeczy kupować za bezcen, bo przecież – tłumaczą – „jak będą was wysiedlać, to i tak zostawicie”.

Moja dozorczyni Stefanowa Demeruk, kobieta, która się prawie wychowała razem z żoną, też przylatuje, ale bynajmniej nie po to, żeby zapewnić nas, że możemy na nią liczyć w razie potrzeby. Ponieważ, jak daje nam to wyraźnie odczuć, my już i tak jesteśmy żywymi trupami, to kto jest godzien odziedziczyć po nas nasze rzeczy, zwłaszcza pościel? Zadaje pytanie w swojej „naiwności”. Chyba tylko ona jedna, która nas zna tyle lat i tak nas lubi. Odchodzi mocno zdziwiona i oburzona, że daliśmy jej tylko na odczepnego czarną spódnicę.

Drudzy łaskawie zgadzają się wziąć na przechowanie rzeczy żydowskie od znajomych, niektórzy biorąc rzeczy przyrzekają, że w najgorszym wypadku oni przyjmą i przechowają tychże Żydów.

O tym, że najprostszy i jedyny sposób to opuścić getto, zaopatrzyć się w Kennkartę, czy w najgorszym wypadku metrykę, i zamieszkać oficjalnie w polskiej dzielnicy – o tym prawie nikt nie pomyślał. Oczywiście, myślę tu o kobietach i mężczyznach o odpowiednim wyglądzie. O tym zaś, żeby zaopatrzyć się za wszelką cenę w broń i drogo sprzedać swe życie, jak i życie najbliższych, o tym nikt nie pomyślał.80

Niestety, trzy lata niewoli zrobiły swoje. Jeżeli zaś chodzi o wyjście z getta i zamieszkanie w polskiej dzielnicy, to z dwóch przyczyn Żydzi się tego nie złapali. Abstrahuję od tego, że nikt nie zdawał sobie sprawy z grozy sytuacji; z jednej strony żandarmeria wpoiła w Żydów przekonanie, że wyjście z getta jest równoznaczne z wyrokiem śmierci, a z drugiej strony był paniczny strach przed Polakami, to znaczy obawa, żeby w polskiej dzielnicy nie zrabowali i wydali Żydów w ręce żandarmerii.