Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W te święta wspomnienia, tajemnice i nadzieja splatają się w opowieści o podróży, w poszukiwaniu prawdy.
Jaśmina wyrusza do Wenecji, by spełnić marzenie swojej matki, cierpiącej na Alzheimera. Choć podróżuje sama, czuje, że mama towarzyszy jej na każdym kroku. W romantycznej scenerii Wenecji chłonie piękno miasta, ale odnaleziony przed wyjazdem pamiętnik matki wywołuje w niej niepokój i budzi pytania o dawno skrywane rodzinne tajemnice.
W życiu Jaśminy pojawia się Rafał, wobec którego dziewczyna początkowo zachowuje dystans, z czasem ich relacja staje się coraz bliższa. Po powrocie do Polski, gdy nadchodzą Święta Bożego Narodzenia, Jaśmina z determinacją próbuje rozwikłać tajemnice przeszłości. To czas refleksji i poszukiwania prawdy, który może na zawsze odmienić jej życie.
Ciepła, świąteczna opowieść o miłości, tajemnicach i niespodziewanych prezentach od losu. Historia, która poruszy serce i otuli magią świątecznej atmosfery.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 259
ALE DLACZEGO WENECJA?
Mówi się, że Boże Narodzenie to stan umysłu.
I że wszyscy tęsknimy za świętami z naszego dzieciństwa, bo to wtedy Boże Narodzenie miało w sobie magię, posmak cudu i błogości. Dziś te same tradycje, zapachy i bombka w kształcie grzybka automatycznie przenoszą nas w przeszłość, do której wzdychamy. Chcemy ją odtworzyć, przywołać z zaświatów, żeby znów było jak dawniej.
Jaśmina zmarszczyła czoło. Z jednej strony, owszem, tęskniła. Ale czy na pewno jej święta były takie idealne? Ostatnio to pytanie coraz częściej przychodziło jej do głowy.
Nie miała zamiaru denerwować ojca, choć nie rozumiała, dlaczego tak bardzo upierał się przy swoim zdaniu. Ona tylko chciała wyruszyć w podróż do miejsca, o którym zawsze marzyła jej matka, lecz z jakiegoś powodu nigdy nie udało jej się tego marzenia spełnić.
– Masz dwadzieścia trzy lata. – Ojciec użył dziwnego argumentu, więc Jaśmina musiała się uśmiechnąć.
– No właśnie – wtrąciła. – Dwadzieścia trzy, a nie kilkanaście. To pełnoletniość plus pięć dodatkowych lat, tato. Naprawdę jestem wystarczająco dorosła, żeby samodzielnie podróżować.
Ojciec nerwowo pokręcił głową.
– Ty nie rozumiesz. To są zupełnie inne czasy niż wtedy, kiedy ja byłem młody.
– Ale... – próbowała mu przerwać Jaśmina, jednak bezskutecznie.
– Nie, teraz ja mówię i proszę, żebyś mnie wysłuchała. Tak, wiem, wtedy nie było komórek, w domu informowałem, że idę nad rzekę, a matkę interesowało tylko to, żebym wrócił przed obiadem. Tak, było bezpieczniej. Często wracałem po nocy, ale nigdy się nie bałem. Teraz świat zwariował i dobrze o tym wiesz. Na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, zwłaszcza na młode dziewczyny. Czy ty naprawdę nie wiesz, co się dzieje na świecie?
Jaśmina podeszła do ojca i mocno przytuliła się do niego.
– Tato, obiecuję, że będę się codziennie wieczorem meldować. Włączę też opcję w telefonie, żebyś widział, kiedy ostatnio byłam dostępna. Może to chociaż trochę cię uspokoi. Poza tym przecież nie wybieram się na koniec świata.
– Dla mnie Wenecja to prawie koniec świata – mruknął ojciec.
Jaśmina nie odpowiedziała, tylko zapatrzyła się na zdjęcie matki wiszące za plecami ojca. Z fotografii zerkała na nią roześmiana młoda dziewczyna z iskierkami w oczach i burzą blond loków na głowie. Szkoda, że mama tak rzadko się uśmiechała. Zazwyczaj jej usta układały się w kreskę, często wąską, tak mocno były zaciśnięte, mimo że Jaśmina robiła wszystko, żeby przyjęły bardziej przyjazny kształt. Nie zawsze się udawało.
Czyja to była wina?
Mama wyglądała naprawdę ślicznie, kiedy się śmiała. Jakby ją coś rozpromieniało od środka. Dlaczego robiła to tak rzadko? Albo dlaczego ten uśmiech tak szybko gasł?
– Ale czemu akurat Wenecja? – Z rozmyślań wyrwał ją głos ojca.
Dlaczego? Kilka tygodni temu Jaśmina znalazła pamiętnik matki, a w nim marzenia zaklęte w słowa. Marianna pisała o tym, co chciała zobaczyć, dokąd pojechać, czego spróbować. Było tam morze, najchętniej jesienią. Było Leszno i był jakiś ogród, ale tego akurat Jaśmina nie zrozumiała. Jednak to Wenecja pojawiała się najczęściej. Miasto na wodzie, gondole unoszące się na weneckiej lagunie, niezliczone mosty, pistacjowe cannoli, które można jeść, siedząc na murku i dotykając bosymi stopami wody. Jaśmina nie wspomniała ojcu, że znalazła te zapiski. Bo to właściwie były raczej zapiski niż pamiętnik. Luźne notatki o tym, za czym Marianna tęskni najbardziej, co powoduje, że jej serce bije trochę mocniej.
Jaśmina odgarnęła z czoła niesforny lok. Włosy zdecydowanie odziedziczyła po mamie. Kręcone, w kolorze herbaty z mlekiem, żyły swoim życiem. Trudno było je ułożyć, bo najwyraźniej tego nie lubiły. Podobnie jak suszenia suszarką, po której zawsze sterczały tak, jakby w Jaśminę trafił piorun. W końcu się poddała i pozwoliła im się układać, tak jak chciały. Oczy z kolei miała po tacie. Troszkę zielonkawe, z domieszką szarości. Do tego kilka brązowych punkcików, a wszystko otoczone gęstymi, choć jasnymi rzęsami.
Jaśmina próbowała kiedyś sama ustalić, czy jest ładna. Szybko się jednak poddała, bo zauważyła, że na współczesne piękno składa się cała masa pojedynczych elementów, z których każdy jest niezwykle ważny – pełne, symetryczne usta, proporcjonalny, prosty nos, oczy szeroko rozstawione, wysokie i wyraźne kości policzkowe... Doszła do wniosku, że jeśli zacznie roztrząsać poszczególne składowe, to popadnie w depresję. Poprzestała na tym, że patrząc w lustro, podoba się sobie. W każdym razie w całkiem dużym stopniu.
– Niedługo święta – wtrącił nagle tata, zupełnie jakby Jaśmina zamierzała zostać we Włoszech na zawsze.
– Tato, jadę na pięć dni. Nawet gdyby odwołali mi dziesięć samolotów z rzędu, to z całą pewnością zdążę na Wigilię. – Przewróciła oczami.
Nagle posmutniała.
Nie było wiadomo, czy mama spędzi z nimi święta. Ktoś jej kiedyś powiedział, że nie sposób zrozumieć słów „tęsknię za tobą”, dopóki sięgając po czyjąś rękę, nie trafi się w próżnię. Dopóki na pytanie, co jemy na kolację, nie odpowie głucha cisza. To, co wcześniej brzmiało dla niej jak abstrakcyjna fraza, nagle stało się rzeczywistością – rzeczywistością, w której każdy oddech, każdy gest przypominał Jaśminie o braku.
Pociągnęła nosem.
Długo zastanawiała się nad tym, jak oswoić to rozstanie-nierozstanie. Albo raczej swoje życie po stracie. Kiedy skończyły jej się łzy, kiedy powoli znowu zaczęła wykonywać codzienne czynności, doszła do wniosku, że nie wystarczy opakować bólu w płacz, żal i wspomnienia, że musi zrobić coś innego. Coś, co być może pozwoli jej zrozumieć mamę albo nawet przybliżyć się do niej – paradoksalnie bardziej teraz, kiedy wspomnienia mieszają się z teraźniejszością, tworząc potworny chaos w głowie, niż wtedy gdy wszystko było poukładane.
– Dlaczego Wenecja? – naciskał tymczasem tata.
– Bo mama o niej marzyła.
Nagle spochmurniał, jakby powiedziała coś złego.
– Skąd wiesz? – zapytał tylko.
– Wspominała kiedyś – odpowiedziała Jaśmina wymijająco. – Poza tym to piękne miasto.
– No tak... – Tata próbował się uśmiechnąć, chociaż Jaśmina widziała, że przychodzi mu to z pewnym trudem. – Przywieź mi bombkę w kształcie gondoli – rzucił jeszcze.
Przywiezie. Cieszyła się na ten wyjazd, tak naprawdę już od jakiegoś czasu chciała zobaczyć wszystko to, o czym wspominała mama. I jest coś jeszcze. Mama w jakimś sensie leci z nią. Jakkolwiek to brzmi.